Strona 6 z 21
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Sob Lis 28, 2015 11:32 pm
autor: Skowronek
Skowronek lekko przechyliła głowę i obdarzyła Sjansa uśmiechem, gdy ten ewidentnie szukał jej wzrokiem. Czyżby drwal się o nią obawiał? Niepotrzebnie. Elfka była osobą, która umiała sobie radzić, nawet jeśli warunki nie były dla niej sprzyjające bądź odbywało się to kosztem innych. Podniecenie i napięcie towarzyszące walce dodatkowo pomogło jej spuścić całe nagromadzone ciśnienie i nie była już tak zirytowana jak wcześniej i już nie chciała zabić żadnego z ludzi z Kamiennego Targu. Uszczypnięcie złości wywołała u niej jednak myśl, że tak niewiele brakowało, by cała piątka tu poległa, a co gorsza, że ona dała się wciągnąć w tę rzeź pod wpływem impulsu. Obiecała sobie, że wraca do swoich starych, egoistycznych postaw i jeśli tym razem Sjans będzie chciał zgrywać bohatera, to niech to robi sam, ona jakoś sobie poradzi.
Cryf, chociaż to jemu prawdopodobnie cała grupa zawdzięczała życie, nie zasłużył sobie na uśmiech Skowronka, który znikł, gdy tylko przeniosła na niego wzrok. Nie, by chciała go do siebie zrazić, ale nie miała też ochoty wdzięczyć się do niego i mu nadskakiwać, nie widziała w tym żadnego zysku dla siebie. Była przekonana, że po wymianie grzeczności każde rozejdzie się w swoim kierunku i szybko zapomną o tym małym incydencje, dlatego wolała oszczędzić sobie bycie miłą - od uśmiechu robią się zmarszczki, a ona ceniła sobie swoją urodę.
Skowronek wywróciła oczami - te dworskie pantomimy nawet w ramach żartu pasowały do scenerii jak pięść do nosa. Swojskie, braterskie docinki, które nastąpiły później prezentowały się już o wiele lepiej. "Młócenie słomy", wzdychała jednak w myślach elfka, ze znudzeniem obserwując resztę. Dłużej zawiesiła wzrok na Botanie i jeśli ktoś w tym momencie by na nią spojrzał, mógłby przysiąc, że Przyjaciółka jest zazdrosna o to, w jaki sposób Niedźwiadek patrzył na Cryfa Ulkę. Jak ten pies ogrodnika - chociaż widok młodzieńca nie przyprawiał jej o szybsze bicie serca i nie żywiła do niego żadnych ciepłych uczuć, to chciała, by on wielbił tylko ją. Nie pasowało jej dzielenie się, zwłaszcza gdy drugą osobą na postumencie był jakiś brodaty chłop, a choćby i nawet władca całego tego podmokłego grajdołu. Przełknęła jednak urazę - w porę dotarło do niej, że stwarza problem tam, gdzie go nie było. Niech się chłopak cieszy komplementami i zaszczytami, w końcu nie można było powiedzieć, by był chwalony bezpodstawnie, bo chociaż mądrością nie grzeszył, postawę miał niezgorszą.
Zmieszanie Ily'ego i Ważki wywołało uśmiech rozbawienia na obliczu elfki i właśnie z takim wyrazem twarzy dojrzał ją Cryf. Przyjaciółka odwróciła od razu wzrok i zasłoniła usta dłonią, ale mleko się wylało, starszy z braci Ulka już piał z zachwytu nad jej urodą. Skowronek spojrzała na niego czujnie. Sposób jego przemawiania sprawił, że ukłoniła mu się z gracją, co bardzo pasowało do wizerunku przeczołganej w błocie, ale nadal dumnej elfiej panny z dobrego domu.
- Och, z takim towarzystwem wprost nie sposób się nudzić - odpowiedziała Cryfowi, zerkając wymownie na troje młodych towarzyszy Sjansa, bo ci naprawdę potrafili dostarczyć jej wrażeń. Chociaż zdawało się, że jest to pora na grzeczne wyjawienie swojej tożsamości, Skowronek nie zawracała sobie tym głowy uznając, że gdyby było to konieczne, drwal pewnie już dawno by to zrobił.
- Może jeśli chcecie sobie porozmawiać, to zróbcie to w drodze? - nie dawała w tym punkcie za wygraną. - Poważnie, zobaczę dzisiaj jeszcze jednego Chrumola i puszczą mi nerwy. Zabierajmy się stąd.
Elfka dopiero teraz rozwiązała supeł ze spódnicy, który zawiązała na czas walki. Przygładziła sukienkę, starając się rozprostować co gorsze zagniecenia (z marnym skutkiem), po czym zrobiła kilka kroków w kierunku granicy Miski, w nadziei, że reszta faktycznie ruszy tyłki.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Śro Gru 02, 2015 11:43 am
autor: Sjans
Pojawienie się Cryfa stwarzało znacznie większy problem dla powodzenia ich misji niż jakiekolwiek Sytfingowe bestie czy hordy podrażnionych ambicjonalnie mieszkańców Miski. Najstarszy z braci Ulka gotów był w każdej chwili przejąć dowodzenie i swoim zwyczajem rozpocząć krwawy odwet za krzywdy wyrządzone Guly’emu. Zdaniem Cryfa wymierzenie sprawiedliwości było celem, który całkowicie usprawiedliwiał masakrę wśród miejscowej ludności i nawet rozpętanie konfliktu na cały kraj.
Sjans czuł, że najbliższe minuty i czekająca ich dyskusja będą kluczowe dla przyszłych losów zarówno mieszkańców Mglistych Bagien jak i poddanych lorda Styfinga. Na przekonanie Cryfa o tym iż wszystko jest w porządku, a oni poradzą sobie sami, było już za późno. Drwalowi pozostawały zatem dwie możliwości. Po pierwsze mógł manipulować bratem. Kierować poczynaniami wojownika w taki sposób, aby ten ostatni cały czas utwierdzał się w przekonaniu iż wszystko co robi, dzieje się z jego woli. Wykorzystanie umiejętności bojowych Cryfa z całą pewnością przydałoby się oddziałom z Kamiennego Targu w przypadku ewentualnej napaści. Problem w tym iż Sjans nie miał przekonania, iż sam jest wystarczająco sprytny by w taki sposób zdominować brata.
Drugim rozwiązaniem, teoretycznie znacznie prostszym, było zakwestionowanie władzy do jakiej Cryf rościł sobie prawo. Pierworodny Asetsa opuścił te ziemie i nie pojawiał się na nich przez kilkanaście lat, pozostawiając swoich podwładnych ich własnemu losowi. To Sjans i Guly musieli rozwiązywać problemy mieszkańców, zatroszczyć się o ich dobro i bezpieczeństwo, w czasie gdy Cryf zabawiał się na dworze, gromadząc bogactwa i chwałę. Nawet w Kamiennym Targu przez znaczną część ludności Cryf uznawany był za zdrajcę, wielu starszych miało do niego pretensje, wielu w ogóle go nie znało lub nie chciało pamiętać, a nawet w wyobraźni takich jak Botan, Cryf jawił się jedynie jako wojownik walczący z smokami, nie zaś jako prawdziwy przywódca plemienia.
„Powiem mu wprost, że ma się wynosić” – ironicznie pomyślał Drwal, zastanawiając się jakie wywołałby tym samym konsekwencję.
- Nasza księżniczka ma rację – zaśmiał się Cryf, przerywając tym samym rozważania brata. – Nie mam zamiaru stać tu i moknąć dłużej niż jest to konieczne. Za stary już jestem by narażać swoje kości na taką wilgoć. Tuż za tym wzgórzem stoi przepiękna strażnica lorda Styfinga. Znajdziemy tam schronienie, możliwość ogrzania się i umycia. A przy okazji omówimy dalsze plany korzystając z gościny, jadła i trunków hojnych gospodarzy.
- Strażnice Styfinga? Czyżbyś zapomniał, że wciąż jest w nich pełna obsada, gotowa bronić swoich murów, nawet w starciu z kilkudziesięcioosobową armią? - zaprotestował Sjans. Według Styfinga granicą Ekradonu pozostawały jego ziemie, a obsada wież postawionych w tym miejscu była konieczna by zapewnić bezpieczeństwo królestwu. Między innymi w ten sposób lord chciał pokazać jak niewielkie znaczenie miały Mgliste Bagna, a nade wszystko zamanifestować iż on sam nie uznaje tej części ziem jako sojusznika. – Tak dla twojej informacji, ludzie Styfinga nie pałają do nas wielką miłością. Wzajemni zresztą. A jedyne czego możemy się w tych małych twierdzach spodziewać to kilkunastu szpiegów, gotowych donieść swojemu panu o każdym słowie jakie padnie przy naszej dyskusji.
- I to jest właśnie to wasze zaściankowe myślenie – parsknął Cryf. – Doprawdy dziwię się księżniczko w jaki sposób ty z nim wytrzymujesz – zwrócił się do Skowronka. - Oczywiście, że wiem iż każdy siedzący w tych zgrzybiałych murach to szpieg i donosiciel. Ale cechą każdego szpiega jest to iż zwykle chodzi dobrze poinformowany, a przy odrobinie nacisku chętnie się swoją wiedzą podzieli – śmiał się Ulka, wysuwając się na czoło pochodu całej grupy.
Drwal nie miał pojęcia o co mu chodzi. Rozumowanie brata wydawało się pozbawione sensu. Przynajmniej do chwili gdy cała drużyna opuściła leśny trakt i stanęła przed zabudowaniami strażnicy Styfinga. Wysoka czarna wieża z licznymi stanowiskami dla łuczników i potężną bramą mogła zrobić wrażenie na każdym, jednak tym co tak naprawdę przykuwało wzrok Sjansa i pozostałych była armia zgromadzona wokół niej. Jak okiem sięgnąć strażnica ze wszystkich stron otoczona była polowymi namiotami, maszynami oblężniczymi i mrowiem żołnierzy. A znak motyla, herb Ulki, zdobił niemal każdy proporzec. Przez wszystkie swoje lata służby na dworze Ekradonu Cryf dorobił się stosownej pozycji, a teraz jego wojska były gotowe zamanifestować swoją wartość. Gotowe rozpętać piekło.
- O w mordę! – W stosownych słowach Botan opisał widok jaki miał przed sobą
- Właściwie zaczęli gadać nim jeszcze zapukałem do bramy. – Zaśmiał się Cryf. – Jak widzicie czekamy tylko na was.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Śro Gru 09, 2015 11:38 pm
autor: Skowronek
Odpowiedź Cryfa, zgodna z potrzebami Skowronka, wywołała na jej twarzy lekki uśmiech, któremu towarzyszyło skinienie głową w niemym “dziękuję”. Dalsza część jego wypowiedzi brzmiała jeszcze lepiej - dach nad głową, kąpiel, wszystko pięknie. Wszystko bruździło jednak przewijające się nazwisko domniemanego przyszłego teścia Guly’ego: czy on przypadkiem na pewno powinien być w to mieszany? Oczywiście istniał niewielki cień szansy, że to opuszczona strażnica, nieużywana, jednak Cryf użył słowa “gospodarze” i wspomniał o jedzeniu, którego nie zostawia się raczej za sobą, gdy opuszcza się taką fortyfikację. Przez to elfka lekko się skrzywiła w wyrazie niezadowolenia, dostrzegła zresztą przy tym, że Sjans również nie miał zbyt zadowolonej miny, swoje wątpliwości wypowiedział nawet na głos, dlatego elfka nadstawiła ucha, by wychwycić jak najwięcej szczegółów. ”Pakowanie się w paszczę lwa, poważnie. Jeśli w strażnicy są ludzie Styfinga, nie wejdziemy tam jak goście, nie ma szans. Nie ze Sjansem i zwłaszcza nie z Cryfem, któremu motyla brakuje tylko na czole… Nawet najlepsza szopka wymyślona przez Ily’ego i Gyneid nie uratowałaby sytuacji. To ja już za tę kąpiel podziękuję.”, gderała sobie w myślach elfka, ale wbrew pozorom nie była bardzo zła, tylko troszkę zaniepokojona.
Cryf znowu wciągnął ją w rozmowę, a Skowronek jak to robiła do tej pory, tylko miło się uśmiechnęła - sama się zastanawiała czasami, jak wytrzymuje z ludźmi z Kamiennego Targu, chociaż gdyby kazano jej wybierać, wolałaby zostać z nimi, niż podążyć za najstarszym z braci Ulka. Jakoś gwarancja logicznego myślenia, jaką był Sjans, działała na nią bardzo kojąco w tym całym rejwachu. Była przyzwyczajona do planów tworzonych w ciszy i z pieczołowitością, przemyślanych pod każdym kątem, logicznych, a nie do szczeniackich numerów z farbowaniem brody, które były na swój szalony sposób dobre, ale po prostu nie w jej stylu. Od jakiegoś czasu gdybała w myślach, czy gdyby nie wybrała się do Ekradonu tylko ze Sjansem, to czy przypadkiem nie byliby już w połowie drogi.
Cała drużyna opuściła w końcu las i stanęła przed rzeczoną strażnicą. Elfkę z wrażenia wbiło w ziemię i nie była wcale poruszona architekturą, którą miała okazję podziwiać - ot, wieża jak wieża, już takie widziała i różnymi sposobami próbowała dostać się do środka. Ale ta armia! Żołnierze Cryfa robili dobre wrażenie, rozłożyli się obozem, w którym nic nie wyglądało na dzieło przypadku, mieli sprzęt, który nawet taki laik jak ona potrafił docenić. Naprawdę, dlaczego skoro on miał taką armię, w ogóle rozmawiali o planach przeciwko Styfingowi, a w Kamiennym Targu Bulwater dwoił się i troił, by wyszkolić sobie ludzi? Z tymi tu sprawa byłaby już dawno załatwiona… Elfka nie wiedziała, jakie relacje łączą najstarszego z braci Ulka z jego rodziną i ludem, dlatego nie umiała tego pojąć. Gdy patrzyła na to przez pryzmat aktualnej sytuacji, zdawało jej się jednak, że trzeba coś tu zdziałać i to z dwóch powodów. Pierwszym z nich była pomoc mocodawcy: taka rzesza dodatkowych żołnierzy ucieszyłaby każdego dowódcę, niech więc Asets ma prezent. Druga sprawa: dla ich małej grupki lepiej było, by pod strażnicą nie rozpoczęła się rzeź i by mogli stąd pójść w miarę po cichu. Wystarczyłoby, aby jeden niedobitek się wyrwał z tego bagna, by donieść swemu panu co widział - Eldine zostałaby wydana za pierwszego chłopa, jaki nawinąłby się pod rękę, nawet za obozowego ciurę. Może Cryf i miał rację, że mieliby cenne informacje... Ale czy warto dla czegoś takiego ryzykować z całą tą wojskową otoczką?
- Imponująca armia, lordzie - odezwała się elfka, podchodząc do brata Sjansa. Ręce trzymała założone za plecami, a wzrok utkwiła w rozłożonych pod strażnicą jednostkach, aby mową ciała podkreślić pod jakim była wrażeniem i nie piszczeć w przekoloryzowany sposób. - Aż szkoda jej siły na tę strażnicę, chciałoby się ich zobaczyć w trakcie prawdziwej bitwy.
Elfka wsparła ręce na biodrach, przeniosła ciężar ciała na jedną nogę i przygryzła wargę, jakby bardzo intensywnie nad czymś myślała.
- Aj, to troszkę komplikuje sytuację - westchnęła, po czym spojrzała na Cryfa przepraszającym wzrokiem. - Nie powinno nas tu być, nie powinniśmy być widziani w tej okolicy... Przez ludzi Styfinga, ma się rozumieć, gdyż szykujemy dla ich lorda małą... "niespodziankę".
Skowronek sprawiała wrażenie, jakby bardzo ostrożnie dobierała słowa, a kończąc zdanie mrugnęła porozumiewawczo do brodatego rycerza, by nie było wątpliwości, że była to niespodzianka miła dla nich i bardzo niemiła dla obdarowanego. Liczyła, że Cryf wykaże zainteresowanie i chęć współpracy, może wtedy będzie się dało go namówić do działania na ich korzyść, a nie zgodnie z własnymi zachciankami. Bardzo przydałby im się taki sojusznik.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Czw Gru 10, 2015 11:54 am
autor: Sjans
Przez lata swojej nieobecności na Mglistych Bagnach, Cryf Ulka nie zmienił się ani o trochę. Jego rozumowanie w dalszym ciągu sprowadzało wszystkie problemy do militarnych potyczek. Drwal bez trudu odszyfrował zamiary brata. Był pewien, że Styfing również połapał się w tej prostej intrydze. Oczywiście celem armii, którą mieli przed sobą, wcale nie było zajęcie owej strażnicy, a przynajmniej część stacjonujących tam żołnierzy zdążyła zbiec. Zresztą i bez tego przemarsz takiej rzeszy ludzi musiał zostać zauważony i wzbudzać zainteresowanie. Cryf liczył na to, że Styfing da się sprowokować, zbierze swoje chorągwie i okaże się na tyle głupi by rozpocząć potyczkę.
Logika lorda Ulki podpowiadała mu również, że wcześniej czy później będzie musiał stanąć przed władcą Ekradonu i wytłumaczyć się ze swoich działań. Sjans podejrzewał, iż jego brat ma już dokładnie przygotowaną mowę na powyższą okoliczność. „Wyobrazi sobie Wasza Wysokość, że wyruszyłem na spotkanie braci w rodzinnych stronach, mając przy sobie tylko niewielką eskortę – pojęcie „niewielka” jest tu określeniem względnym – a ta łachudra Styfing zaatakował mnie jakbym był jakimś najeźdźcą. Musiałem się bronić i w konsekwencji dać mu porządnego łupnia”.
- Ja również to robię mój ty Plasterku Mądrości – śmiał się Cryf, rozmawiając na głos z Skowronkiem. – Szykuję dla tego starego pierdoły Styfinga prawdziwą niespodziankę. Niespodziankę, na widok której zafajda gacie. Zapraszam do środka. Zaraz do was dołączę. Wydam rozkazy by przygotowano wieczerzę, odbiorę meldunki, a potem zaczniemy ucztować – swoim zwyczajem zarechotał dowódca, wpuszczając całą grupę do sali jadalnej z olbrzymim stołem i dwoma szeregami krzeseł po jego bokach.
Sjans, który do tej pory pozostawał milczący, zdecydował się wykorzystać ten moment na wyjawienie towarzyszom własnych planów. Najpierw jednak musiał pozbyć się jedynej osoby w drużynie, która nie była gotowa na to, aby spiskować przeciw Cryfowi.
- Botan, czy mógłbyś wyjść na zewnątrz i zorganizować nam jakąś chorągiew? Wyglądamy dość skromnie przy żołnierzach mojego brata i pora by to zmienić. Największą i najładniejszą jaką znajdziesz – dodał drwal, gdy niedźwiedź był już przy drzwiach.
- Nie ma sensu próbować – poinformował Skowronka gdy cała czwórka pozostała sama. – Cryf uznaje tylko rozwiązania siłowe i żadne inne argumenty do niego nie trafią. A przynajmniej nie na tym etapie, gdyż ostatecznie on i jego podwładni mogą nam się bardzo przydać. Ale to dopiero wówczas, gdy będziemy mieli z sobą córkę Styfinga. Na tą chwilę najważniejsza jest gra na zwłokę i pilnowanie by mój zapalczywy braciszek nie zrobił czegoś głupiego. Ta prowokacja na nic się nie zda, a gdy cierpliwość Cryfa się wyczerpie, on sam wykona pierwszy krok i rozpocznie wojnę. Póki co potrzebuje mieć przy sobie oddziały z Kamiennego Targu. Nie żeby ich siła miała rozstrzygnąć o wyniku bitwy, ale Cryf dzięki temu będzie mógł się tłumaczyć, iż został wplątany w lokalny konflikt.
Drwal przerwał na chwilę gdy służba wniosła potrawy i zaczęła rozstawiać je na stołach. Jego brat w każdej chwili mógł wrócić, dlatego też musiał przekazać swój plan jak najszybciej.
- A zatem, skoro potrzebuje naszych ludzi jako przykrywki do własnych działań, to niechaj sobie po nich idzie. Wmówimy mu, że bez prawdziwego wodza, ludzie z Mglistych Bagien nie potrafią się zjednoczyć. Poza tym dorzucimy Botana jako przewodnika. Chłopak jest w niego zapatrzony i za nic nie zechce go opuścić. Myślę, że Asets będzie wiedział co robić, aby dać nam wystarczająco czasu na wprowadzenie w czyn pierwotnych planów, a armia Cryfa zapewni nam bezpieczny odwrót gdy Styfing zorientuje się iż pomieszaliśmy mu ślubne ambicje. Na tą chwilę najważniejszym problemem jest skłonienie mojego brata by zechciał się z nimi rozstać. – Sjans miał przeczucie, że plan Cryfa zakładał zrobienie z drwala kozła ofiarnego całej intrygi. „Wlepi mi dowództwo nad Bulwaterem i całą resztą, a sam uczyni się tym, który w porywie serca ruszył z odsieczą bratu”. – Może i śmieje się nieustannie niczym przygłup, ale zapewniam was, że nie pozwoli by ktokolwiek w jego obecności realizował inny plan niż jego własny.
Na szczęście możemy wykorzystać coś innego. Jak zapewne zauważyłaś Skowronku, śmiało można nas określić mianem dzikusów, ale w przypadku kobiet jak również odniesieniu do elfickiej rasy potrafimy przypomnieć sobie co to szacunek, odpowiedzialność i dworskie maniery. – Sjans uśmiechnął się chytrze. – A nawet Cryf Ulka gotów jest zrozumieć jakim obowiązkiem jest dla nas odprowadzenie naszego gościa, księżniczki Aladriel Cirin, w jej rodzinne strony.
Ledwo drwal skończył, Cryf stanął w drzwiach pchając przed sobą beczkę wina.
- Wyszarpałem ostatnią! – cieszył się. – Cóż to za uczta bez porządnego trunku. Siadajcie i mówcie cóż tam słychać na moich kochanych Mglistych Bagnach.
- Masze ziemię są dość odporne na wszelkie zmiany, pozostając miejscem gdzie czasu lubi sobie odpocząć - zaczął Sjans. - Wciąż pracujemy ciężko, sadzimy i ścinamy drzewa, wypasamy zwierzęta, ucztujemy i cieszymy się każdą wolną chwilą. Poza tym mieszkańcy cały czas pamiętają o prawowitym władcy.
- A mimo to niektóre rzeczy są u tu nowe – przerwał Cryf. – Powiedz mi księżniczko, co sprawiło iż tak Kruchutki Kwiatek znalazł się samotnie w Kamiennym Targu?
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Pon Gru 14, 2015 11:49 pm
autor: Skowronek
Skowronek spojrzała gdzieś w bok, by nie było widać jak wywraca oczami - uchachany Cryf działał jej odrobinę na nerwy, w dodatku robił wrażenie upartego do granic możliwości. Nie było więc co szarpać się z koniem - reszta drużyny poszła razem z najstarszym Ulką do strażnicy i elfka podążyła z nimi, pocieszając się w myślach, że tam przynajmniej nie będzie jej padało na głowę. Jakby dopiero ta wizja przypomniała jej mózgowi o niesprzyjającej pogodzie, Skowronek kichnęła, a jej ramionami wstrząsnął krótki dreszcz. Była wytrzymała na większość chorób, ale jednak chłód odczuwała jak każda inna istota i w tej sukience zrobiło jej się już dość zimno. Chyba rozumiała, dlaczego Gyneid wolała przebranie chłopki - wszystko było cieplejsze i praktyczniejsze od jedwabiu.
W strażnicy elfka pozostawała z boku i nie przeszkadzała w ogólnym zamieszaniu i wydawaniu poleceń przez obu braci Ulka - skupiła się na wykręcaniu swoich włosów, nie zważając nawet na ogromną kałużę, jaką obok siebie tworzyła. Szybko jednak spostrzegła zmianę w twarzy Sjansa, gdy zostali sami w pomieszczeniu, nie musiał nawet nic mówić, by podeszła. Jego pierwszy komentarz dotyczący metod dyplomatycznych brata skwitowała tylko zrezygnowanym kiwaniem głową - sama zdążyła się już o tym przekonać, wystarczyła ta krótka wymiana zdań na zewnątrz.
- Zauważyłam - zgodziła się ze Sjansem, gdy wspomniał o dżentelmeńskich zrywach, jakie zdarzały się jego ludziom przy kobieta i elfach. - I zaskakuje mnie to niezmiennie...
Jej słowa trochę zaburzyły rytm wypowiedzi drwala, ale to go wcale nie zraziło - kontynuował, z cwaniackim uśmieszkiem zagajając swój niecny plan. Jeszcze nim skończył zdanie na twarzy Skowronka odmalował się szok i niedowierzanie, któremu w pierwszej chwili towarzyszyło zadowolenie, a później niechęć i zwątpienie.
- To nie ma szans się udać - zaprotestowała pośpiesznie, a mimo emocji mówiła dość cicho. - Twój brat nie wie, jak wygląda Aladriel…?
Więcej elfka nie powiedziała - przerwał jej powrót Cryfa. Ostatni raz spojrzała na Sjansa, jakby dziękowała mu za tę wilczą przysługę. Jego plan, z początku genialny, po krótkim przemyśleniu miał sporo dziur. Pierwsza poważna obawa elfki została wypowiedziana - dotyczyła tego, czy Cryf przypadkiem faktycznie nie wie, jak wygląda Aladriel Cirin. Skowronek miała okazję swego czasu widzieć królową, a że pamięć do twarzy miała niezgorszą, bez wahania mogła powiedzieć, że fizycznie bardzo się różnią i jeśli ktoś zna monarchinię, nie da się nabrać na żadne gierki. Inna sprawa: co osoba tak dobrze urodzona robiłaby bez obstawy w takim miejscu? Nawet nie chodziło o jej własne poczucie bezpieczeństwa - koronowana głowa z definicji jest zbyt cenna, by puszczać ją samopas byle gdzie, zawsze ktoś jej pilnuje. No i czy jej dotychczasowe zachowanie nie było trochę zbyt… prostackie jak na królową? ”Ale może jednak po małej korekcie coś się da z tym zrobić…”, uznała, "Sjans jednak jest genialny".
Wywołana przez Cryfa Skowronek uśmiechnęła się w piękny, dziewczęcy sposób.
- Jestem w podróży, chciałam poznać, jak wygląda życie w sąsiednich królestwach, bez tej całej ceremonialnej otoczki. Dlatego podróżuję sama, incognito, nie mogłam jednak odmówić eskorcie tak doborowego towarzystwa w drodze powrotnej… - Elfka powiodła spojrzeniem po Sjansie, Gyneid i Ilym z pewną wdzięcznością w oczach. Gdy odwróciła wzrok na Cryfa, lekko zamrugała i zasłoniła usta palcami, dobrze udając, że nie w porę dostrzegła jaką popełniła gafę. - Och, chyba zaszło pewne niedopowiedzenie, byłam przekonana… Proszę o wybaczenie, przez te wszystkie emocje zupełnie zapomniałam o dobrym wychowaniu, ależ wstyd przynoszę swojemu krajowi, doprawdy. Nie zostaliśmy sobie należycie przedstawieni. Arola Cirin z Danae.
Skowronek lekko uniosła rąbek mokrej sukienki i z gracją podeszła do Cryfa, uśmiechając się nikle podała mu dłoń do ucałowania. Podszycie się pod księżniczkę było dla niej łatwiejsze - Arola nie była jeszcze tak rozpoznawalna jak jej matka Aladriel i mogła sobie na trochę więcej pozwolić, a będąc następczynią tronu niewiele ustępowała statusem królowej. Skowronek modliła się jednak w duchu, by jej poważne braki w etykiecie zostały zrzucone na karb emocji i młodego wieku, bo jak na księżniczkę nie popisała się póki co manierami. "Przynajmniej nie przeklinałam...", pocieszyła się, a na jej twarzy widniał niezmienny uroczy uśmiech, spod którego nie było widać ani odrobiny zdenerwowania.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Czw Gru 17, 2015 1:45 pm
autor: Sjans
Skowronek zrobiła ile mogła, wykazując się przy tym sporą dozą aktorskiego talentu. Drwal nie miał pojęcia czy elfka lubiła tego typu intrygi, ale z całą pewnością potrafiła się w nich odnaleźć, poruszając się z wdziękiem i swobodą tam gdzie on sam nerwowo napinał mięśnie. Ulka rozpaczliwie usiłował wymyślić cokolwiek, by wpłynąć na decyzję Cryfa. Musiał coś zrobić by uwiarygodnić opowieść Skowronka.
- Możesz być pewna księżniczko, iż zgodnie z obietnicą odprowadzimy cię bezpiecznie do domu, bez względu na drobne zawirowania polityczne na granicach Ekradonu – powiedział wreszcie, mając nadzieję że świadomość złożonej przysięgi uzmysłowi bratu wagę sytuacji.
Początkowo Cryf Ulka przyglądał się Skowronkowi dość podejrzliwie. Opowieść elfki była nazbyt ogólnikowa by bez wahania dać jej wiarę. Z pewnością wątpliwości dowódcy musiał budzić fakt w jaki to sposób księżniczka zdołała przechytrzyć całą straż Danae i przedostać się na ziemię Ekradonu. Dla strojnej damy z wysokiego rodu wyprowadzenie w pole doświadczonych elfickich tropicieli musiało być nie lada wyzwaniem. Pozostawała też kwestia tego czemuż to mając do wyboru wszystkie możliwe kierunki, wybrała akurat Mgliste Bagna.
Cryf potrzebował chwili by wszystkie te wątpliwości jakoś tam poukładać sobie w głowie, a gdy wreszcie zdołał to uczynić, buchnął gromkim śmiechem niosącym się po całej sali.
- Doskonale cię rozumiem moja krucha gałązko. Krewka dusza nie jest kimś kogo da się zamknąć w pałacowych murach i zapędzić do haftowania. Ha, ha, ha, ha… nawet nie podejrzewałem, że jesteśmy do siebie tacy podobni – uradował się Cryf. – Marzy ci się przygoda, romans i dokonanie wielkich czynów lecz widząc tych tu nudziarzy. – Wojownik wskazał na Sjansa, Ilego i Ważkę. - Uznałaś iż ciekawsze jest towarzystwo bibliotecznego pyłu. Nic się nie martw. Lord Cryf da ci wszystko czego pragniesz. Zobaczysz bitwę. Ba, może nawet weźmiesz w niej udział i przeżyjesz najbardziej niesamowita historię w swoim dotychczasowym żywocie.
- Cryf, nie możemy narażać księżniczki Aroli na niebezpieczeństwo. Jeśli cokolwiek jej się stanie, będziemy mieć przeciw siebie wszystkie miecze elfickich królestw – natychmiast zaprotestował Sjans, mając nadzieję, że liczba ewentualnych wrogów i niebezpieczeństwo na jakie narazi Ekradon, przemówi do rozsądku starszemu z braci.
- Powiedz mi delikatny kwiatuszku, czy odwiedziłaś też ziemię Styfinga? – Cryf zwrócił się bezpośrednio do Skowronka ignorując słowa drwala. – Czy zdajesz sobie sprawę z zamieszania jakie tu mamy? A przede wszystkim czy twój pęd ku przygodzie nie pcha cię w sam wir toczących się wydarzeń?
„To nie będzie takie proste” – pomyślał Sjans. Jeśli Skowronek ma dalej ciągnąc ową grę, będzie musiała rozczarować Cryfa i zaprzeczyć jego jakże błyskotliwemu osądowi. Pozostawało pytanie jak wówczas zareaguje ich gospodarz? Mimo iż dobrze znał brata, w obecnej chwili Ulka nie potrafił doradzić elfce jak powinna się zachować. Wszystkie możliwe decyzje zdawały mu się błędne, a jeśli nawet przyszedłby mu do głowy jakiś błyskotliwy pomysł, skonsultowanie go z rzekomą księżniczką zdawało się niemożliwe. Pozostawało mu ufać, iż Skowronek wybierze słusznie, bez względu na to czy zdecyduje się na rolę twardej obstającej przy swoim monarchini, czy też pójdzie drogą wystraszonej dziewczyny tęskniącej za domem.
Na szczęście z pomocą przyszedł im Ily.
- Czekają na ciebie moja pani – zaczął. – Wasza Wysokość nie powinna zawieść zaufania tych, którzy umożliwili jej wyruszenie w tą sekretną wyprawę. Jeśli nie będziesz na miejscu w umówionym czasie, nie tylko narazisz na niebezpieczeństwo swoich towarzyszy, ale również nieświadomie wywołasz niepotrzebne napięcia między naszymi krajami.
- Od kiedy to staliście się obaj doradcami naszej umiłowanej gwiazdy? – huknął Cryf. – Ledwo coście wyleźli ze swych nor, a już uważacie się za kogoś kto pozjadał wszelkie rozumy. Waszą rolą jest słuchać, dbać o bezpieczeństwo księżniczki i wykonywać jej polecenia. Nic więcej! – oburzył się Ulka, dopuszczając wreszcie do głosu Skowronka.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Śro Gru 23, 2015 11:15 pm
autor: Skowronek
Skowronek nie spuszczała wzroku, gdy Cryf gapił się na nią i analizował sytuację, przyszło jej tylko do głowy, że chyba powinien chociaż się jej przedstawić - była księżniczką, na miłość boską, a on może i mianował się władcą Mglistych Bagien i miał porównywalny status do niej, ale i tak powinien okazać jej szacunek, choćby przez to, że była jego gościem. Elfka w końcu zabrała rękę, którą wyciągnęła w jego stronę, a jej mina jasno mówiła, że trochę się zawiodła. Chociaż starszy Ulka chyba miał to gdzieś, zbyt zaaferowany własnymi myślami, by przejmować się czymkolwiek wkoło - zignorował nawet własnego brata, który wspomagał Przyjaciółkę w jej przedstawieniu. Skowronek obróciła się w stronę Sjansa i z wdzięcznością skinęła mu głową, dłonie składając elegancko na podołku. Stała wyprostowana, ramiona trzymała obciągnięte - całkiem nieźle wczuła się w księżniczkę, która nawet przemoczona i w podróżnych trepach zachowywała się z wrodzoną godnością.
I nagle komnatą zatrzęsło: Cryf doszedł do wniosków, które tak go rozbawiły, iż wybuchnął śmiechem głośniejszym niż dotychczas. Skowronek aż lekko się wzdrygnęła, nim podniosła na niego wzrok. Z przekąsem pomyślała, że przy mężczyznach z Mglistych Bagien jak nic wkrótce coś jej strzeli w szyi od tego ciągłego wychylania się, by móc na nich patrzeć - "na czym oni tak wyrośli?". Na jej twarzy widniał tylko lekki uśmiech, jakby zgadzała się z lordem w całej rozciągłości tylko bała się do tego przyznać ze względu na swoją pozycję. Otworzyła usta, by wziąć w obronę Sjansa, Gyneid i Ily'ego, co zapewne świetnie pasowałoby do jej roli, lecz Cryf nie dał jej dojść do słowa. Lekko wydęła wargi jak obrażona panna, która jednak nie może się otwarcie denerwować. Rozmowa toczyła się (dosłownie!) nad nią, między braćmi Ulka, chociaż starszy z nich uparcie starał się ignorować słowa młodszego i mówić do niej, nie oczekiwał jednak odpowiedzi. W końcu Skowronek zrobiła to samo, co na wiecu, gdy Asets chciał ją zatrudnić, a Nuwor urwać jej łeb: po prostu stała, słuchała i zapamiętywała, by na koniec udzielić wyczerpującej odpowiedzi. W międzyczasie tylko robiła różne miny, by zasygnalizować które części jej się podobają, a które nie albo ogólnie co myśli o danej sytuacji. Skinęła głową, gdy Cryf zapytał o jej rozeznanie w sytuacji między Styfingami a Ulkami, uśmiechnęła się lekko przy następnym pytaniu, lecz zrobiła to tak, by nie sugerować przedwcześnie żadnej odpowiedzi, gdyż lord miał chyba tendencję dopasowywania każdego zasłyszanego słowa do swoich oczekiwań i wizji.
Ily wkroczył w dyskusję nagle jak bóg z pudełka, gwałtownie rozwiązując wszelkie niewygodne podejrzenia i sytuacje. Skowronek obróciła na niego wzrok i westchnęła lekko w wyrazie troszeczkę niechętnej zgody. Pokiwała głową sama do siebie i znowu podniosła wzrok na Cryfa.
- Lordzie - zaczęła, gdy w końcu mogła się odezwać bez przekrzykiwania, które wszak zupełnie nie pasowałoby do damy na jaką się kreowała. - Jakkolwiek słowa waszego brata i pana Croesa nie są wam miłe, niestety nie sposób się z nimi nie zgodzić.
Skowronek postąpiła jeszcze krok w stronę Cryfa i samym ruchem palców zasugerowała, by troszkę się do niej nachylił.
- Między nami mówiąc jestem tutaj dzięki uprzejmości i wielkiemu poświęceniu księcia Falandira, który pomógł mi niepostrzeżenie opuścić mą świtę i teraz kryje moją nieobecność - wyjaśniła teatralnym szeptem. Westchnęła głęboko, nim podjęła. - Sami z pewnością rozumiecie, narażenie mych strażników na komplikacje byłoby czymś, co jeszcze nie zachwiałoby mymi decyzjami, lecz nie mogę zawieść zaufania rodzonego brata, któremu obiecałam, że wrócę do domu cała i zdrowa, na dodatek w wyznaczonym czasie, by nikt nie zorientował się w naszej małej intrydze.
Skowronek westchnęła i uśmiechnęła się przepraszająco. Nim podjęła przemowę, odsunęła się od Cryfa. Uznała, że nie zawadzi posiłkować się argumentacją Sjansa dotyczącą kwestii politycznych takiego małego wybryku - w końcu jako księżniczka i następczyni tronu jednocześnie musiała brać i to pod rozwagę.
- Stosunki między Danae i Ekradonem nie są może wrogie, ale też nie są tak dobre jak z pozostałymi elfickimi królestwami - zagaiła. - Nie mogę dopuścić do sytuacji, w której doszłoby do oziębienia relacji między naszymi państwami z powodu moich własnych kaprysów, konsekwencje takiego stanu rzeczy mogłyby być zbyt dotkliwe dla obu stron. No i przecież, wielmożni panowie okazali mi tyle zrozumienia i pomocy, niewdzięcznością byłoby z mojej strony, bym narażała wasze dobre imię na szwank - zapewniła, patrząc to na Sjansa, to na Cryfa. - Przechodząc do sedna: z przykrością muszę odmówić uczestnictwu w jakiejkolwiek bitwie, obowiązki wobec królestwa i nade wszystko słowo dane memu bratu przeważają nad mymi własnymi pragnieniami. Czas mi wracać, muszę więc jak najszybciej przeprawić się przez ziemie waszego sąsiada, w czym swą pomoc zaoferował mi wasz brat i jego towarzysze.
Elfka obróciła na Sjansa spojrzenie, w którym zawierało się nieme podziękowanie, po czym znowu utkwiła wzrok w Cryfie. Mówiła z przekonaniem, ale nie pozwalając, by poniosły ją emocje, gdyż zdawało jej się, że właśnie tak księżniczka powinna przedstawiać swoje zdanie w kwestiach, które nie podlegają dyskusji. Coś jej niestety mówiło, że Ulka i tak będzie ją przekonywał do swojego stanowiska.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Pon Gru 28, 2015 10:48 am
autor: Sjans
"Świetnie rozegrane" pochwalił Sjans, z aprobatą przyjmując strategię obraną przez Skowronka. Elfka od razu zdecydowała się wykorzystać wszystkie posiadane atuty, zarzucając władcę Mglistych Bagien argumentami z każdej z możliwych stron. W potyczce z Cryfem Ulką, bez znaczenia czy chodzi o pojedynek słowny czy bitewne szranki, nie było miejsca na błędy. Drwal miał tylko nadzieję, że poza frontalnym atakiem, Skowronek pozostawiła sobie w zanadrzu coś czym mogłaby dodatkowo zaskoczyć swojego rozmówcę.
Niestety w chwili obecnej Sjans nie mógł w żaden sposób pomóc Skowronkowi. Przede wszystkim musiał mieć na uwadze to, iż jego brat powinien pozostać w przekonaniu, że ostateczna decyzja zostało podjęta przez elficką księżniczkę samodzielnie. Ostentacyjne wtrącanie się do toczonej rozmowy i sugerowanie jakichkolwiek rozwiązań mogłoby sprawić, iż Cryf nabierze niepotrzebnych podejrzeń. Decyzja należała do starszego Ulki, a ewentualne negocjacje mogła prowadzić jedynie Skowronek. Zamiast tego drwal podszedł do Ily'ego i wykorzystując fakt, iż nikt ze zgromadzonych nie zwracał aktualnie na nich uwagi, szepnął do łucznika.
- Jeśli nic z tego nie wyjdzie, ty i Gyneid będziecie musieli poszukać wyjścia z obozu - zasugerował. Ucieczka wydawała się Sjansowi rozwiązaniem ostatecznym, ale i taki scenariusz musieli brać pod uwagę. Ufał iż perfekcyjnie zorganizowany obóz jego brata jednak będzie miał swoje słabości. Armia Cryfa prawdopodobnie nie była tą, z której często dezerterowano, a zatem strażnicy powinni koncentrować się głównie na tym co dzieje się na zewnątrz dając im tym samym pole do działania.
- Spokojnie staruszku. Bez obaw. To jest naprawdę dobre - odpowiedział Ily wskazując na konsumowaną przez siebie pieczeń. Sjans nie miał pojęcia czy młody w ogóle go zrozumiał. Dopiero po chwili dotarło do niego, iż aluzja krawca wcale nie dotyczyła jedzenia. Nie przepadał za intrygami i straszliwie denerwował się w takich sytuacjach. Ostatecznie chwycił pierwszy z brzegu talerz z jedzeniem i podszedł z nim do okna, tak aby stać plecami do zebranych. Uznał, iż lepiej by Cryf nie widział jego nerwowej miny.
Tymczasem Ulka nie rezygnował z przekonywania księżniczki do swoich racji.
- Posłuchaj kwiatuszku. Szkoliłem w swoim życiu wielu żołnierzy. Odważnych, bitnych i pełnych energii, a także tych, którzy z trudnością utrzymywali ćwiczebne miecze. Jednak żadnemu z nich nie powiedziałem co o nich myślę póki nie stoczyli swojej pierwszej bitwy. Żaden trening nie zastąpi prawdziwej walki, a póki nie zabijesz swojego pierwszego wroga nie przekonasz się czy jesteś zdolnym zostać wojownikiem. Weźmy na przykład mojego młodszego brata. Rzygał dalej niż widział po tym jak upuścił pierwszej krwi, a mimo to zdołał się podnieść i wyjść na ludzi.
Rozumiem, że walka z chrumolami musiała zrobić na tobie wrażenie. Pytanie tylko co zamierzasz z tym uczynić. Poddać marzenia i wycofać się za pałacowe mury, czy wyjść naprzeciw realizacji własnych pragnień? Zrobimy jak zechcesz. Jesteś księżniczką, a to oznacza, że inni muszą dopasowywać się do ciebie a nie ty do nich. Kimkolwiek są towarzysze twojej intrygi, będą musieli zaczekać jeśli tak zdecydujesz. Mogę poprowadzić cię w bój ku chwale albo też Sjans odprowadzi cię bezpiecznie do domu.
Drwal uśmiechnął się chytrze. Nie miał pojęcia od kiedy to Cryf zaczął stosować takie psychologiczne sztuczki, ale znał Skowronka na tyle by wiedzieć iż z całą pewnością nie jest prostym żołnierzem, którego łatwo popchnąć w pożądanym dla siebie kierunku. Prawdopodobnie starszy Ulka poczuje się rozczarowany, ale Sjansa mało to obchodziła. Grunt aby dotrzymał złożonej przed chwilą obietnicy.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Czw Sty 07, 2016 11:49 pm
autor: Skowronek
"Chyba łatwiej by było, gdyby od razu zaczęła skomlić, że chcę do domu i że przeraża mnie walka... Wcześniejsze zachowanie zwaliłabym na szok i teraz rozpłakała się na jego ramieniu, nie musiałabym przynajmniej dyskutować. Ciekawe, jak by zareagował, gdybym wypłakiwała mu się w kaftan?", gdybała sobie elfka w myślach. Kątem oka i jednym uchem rejestrowała co robił Sjans i reszta. Nie wtrącali się i chwała im za to, nie podkopywali dzięki temu jej autorytetu. I nie działali jej na nerwy, jak to robił stojący przed nią Cryf. Skowronek miała cały czas bardzo spokojny wyraz twarzy, ale w duchu wręcz się gotowała - lord nieustannie zwracał się do niej jak do głupiej gąski i udowadniał, że wie lepiej od niej. Protokół dyplomatyczny nie pozwalał jej dać mu po mordzie, w przeciwnym razie już dawno by tak zrobiła - nie lubiła być traktowana jak gorsza, jak głupia i słaba smarkula, bo taka nie była. Starszy z braci Ulka nie wiedział nawet ile musiała przejść w trakcie szkolenia i ile ofiar już miała na swoim koncie - gdyby znał prawdę, pewnie skończyłby z tymi "kwiatuszkami" i "kruchymi gałązkami", a bardziej zacząłby pilnować swoich pleców w jej obecności. Jego zachowanie jednak jasno świadczyło o tym, że elfce wychodzi udawanie miłej dla oka i serca niewiasty - to chyba był swego rodzaju komplement.
Wszystkie osoby w pomieszczeniu widziały tylko bardzo spokojne oblicze Skowronka, nikły uśmiech błąkający się na jej wargach, który mógł być wyrazem wdzięczności, zainteresowania, ale również ironii, w zależności od interpretacji obserwatora. Elfka tylko lekko potaknęła głową w odpowiedzi na mądrości Cryfa. Fakt, trening a prawdziwe zabijanie to dwie różne rzeczy, tego jej nie musiał tłumaczyć, o czym niestety tylko on nie wiedział.
- Lordzie - zaczęła opanowanym głosem. - Prasmok dał mej rasie dość czasu i cierpliwości, byśmy swe marzenia i pragnienia mogli realizować w odpowiednim do tego miejscu i czasie. Teraz jednak sytuacja nie jest dla mnie sprzyjająca. Ważniejsze jest dla mnie raz złożone przyrzeczenie, niż sprawdzenie się w boju, nawet jeśli proponuje mi to tak znamienity wojownik jak wy, lordzie.
Elfka zrobiła w swej wypowiedzi krótką pauzę, niewiele dłuższą od zwykłej kropki, by Cryf jasno usłyszał, że księżniczka szanuje go jako rycerza, chociaż tak między prawdą a bogiem gdyby mogła, pewnie powiedziałaby mu coś niemiłego. Jasne było, iż brat Sjansa próbował ją wziąć pod włos i skłonić do przyjęcia swojej propozycji, Skowronek jednak tak łatwo nie ulegała, a prowokowana prawie zawsze odszczekiwała i dalej trwała przy swoim. Cryf zresztą z pewnością nie doceniłby jej warsztatu - zdawał się preferować starcie bezpośrednie - więc takie udowadnianie sobie nawzajem mogłoby trwać aż rycerz spod herbu motyla nie skonałby ze starości.
- Poza tym, odpuszczenie teraz bardziej mi się opłaca niż ryzykowanie - kontynuowała. - Jeśli tym razem wszystko pójdzie gładko, w przyszłości będę mogła powtarzać takie prywatne wycieczki, co w przypadku niepowodzenia teraz stałoby się zdecydowanie bardziej skomplikowane. Nie zmienię więc swej decyzji, lordzie Ulka, zamierzam wrócić do Danae w towarzystwie waszego brata, najkrótszą możliwą drogą.
Wargi Skowronka ozdobił delikatny, przepraszający uśmiech pasujący w jej mniemaniu do elfiej księżniczki. Poprawiając włosy zerknęła kątem oka na resztę towarzystwa, tak po prostu, by zorientować się w ich nastrojach, jednak zaraz po tym znów utkwiła swe spojrzenie w Cryfie. Teraz, gdy jasno przedstawiła swoje zdanie, miała nadzieję, że jej rozmówca w końcu odpuści sobie przekonywanie jej do swoich racji i ustąpi, nawet jeśli uczyni to niechętnie. "Z pewnością nie zrobiłam przed nim dobrej reklamy księżniczce... Ciekawe, czy kiedyś spotka prawdziwą Arolę? Chciałabym wtedy widzieć jego minę...", pomyślała, a samo wyobrażenie jak mogłoby wyglądać takie "spotkanie po latach" bardzo poprawiło jej humor.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Wto Sty 12, 2016 11:58 am
autor: Sjans
Cryf nigdy nie by mocny w potyczkach słownych ani też nie przejawiał w nich szczególnej cierpliwości. W starciu z kimś tak szczwanym jak Skowronek po prostu pozostawał bez szans, a jako że wyjątkowo nie lubił przegrywać, widmo awantury stało się niemal namacalne. Sjans doskonale zdawał sobie sprawę, iż jego brat ot tak po prostu nie odpuści księżniczce, a już z całą pewnością nie przyzna jej racji bez względu na to jak bardzo abstrakcyjnych argumentów miałby ku temu użyć. Starszy z rodu Ulka zaczął się irytować, podnosił głos i ciskał przedmiotami po całej sali. Drwal miał tylko nadzieję, że pomimo nieprzychylnego zapatrywania się Cryfa na sprawę elfki, władca Mglistych Bagien nie zapomni o prawach i obowiązkach, którymi powinien się kierować.
- Przeklęte elfy! - wrzeszczał. - Gadanie, że zrobi się coś za dzień, miesiąc, rok czy sto lat, nie jest niczym innym niż usprawiedliwianiem siebie z faktu, iż wcale nie ma się ochoty ani odwagi zrobić tego co słuszne. Właśnie dlatego nasze wzajemne stosunki nie mogą być lepsze. A zatem wynoście się stąd. Wracaj do swojego jedwabnego pałacyku! Zapewne twoi rodacy napiszą wiele inspirujących pieśni o tajemniczej wyprawie księżniczki Aroli, choć tak naprawdę gówno była ona warta. Dam wam konie, Sjans. Stąd do granicy są jakieś trzy dni drogi. Oczekuję, że po pięciu zjawisz się tu z powrotem, jako że będziesz mi potrzebny - chłodno rozkazał Cryf.
Kompania drwala chwilowo odniosła sukces, chociaż świadomość, iż wkrótce na powrót przyjdzie zmierzyć im się z najstarszym Ulką wcale nie napawała optymizmem. Cryf już teraz nie był w stosunku do nich przychylnie nastawiony, a przy kolejnym spotkaniu Skowronka gotów będzie zagotować się z wściekłości. A przecież wcześniej czy później wrócą tu z córką Styfinga u boku.
Niestety Sjans nie miał żadnego pomysłu jak odwieść brata od rozpoczętej właśnie kampanii. Być może w Ekradonie uda mu się uzyskać nakaz wycofania wojsk i zaniechania działań wojennych, jednak szansa ku temu była naprawdę mizerna. Za to Cryfowi pomysłów nie brakowało.
- A, i jeszcze jedno! Ona zostaje ze mną jako gwarancja, iż faktycznie nie będziecie sięe ociągać. - Dowódca wskazał palcem w kierunku Gyneid, na co Ważka nie była w stanie ukryć przerażenia. "Cholerny szantażysta" zdążył pomyśleć Sjans, łapiąc za rękaw stojącego w pobliżu łucznika. Intuicja podpowiadała mu, iż najlepiej będzie nie pozwolić, aby Ily wtrącał się w rozmowę.
- Gyneid Acit towarzyszy nam w podróży ponieważ studiuję medycynę, a księżniczka obiecała jej możliwości kontynuowania nauk w bibliotekach Danae. - Spróbował samemu wpłynąć na decyzję Cryfa. - Jeśli koniecznie potrzebujesz kogoś z mojej świty to polecam Botana. Chłopak jest silny, odważny i pragnie się wykazać. Poza tym podziwia cię odkąd tylko potrafi mówić.
- Mam tu dwustu takich jak twój Botan, a kolejne półtora tysiąca jest już w drodze. Nie potrzebuję kolejnego. Za to usługi medyka mogą być wkrótce wielce cenione. Dziewczyna zostaje ze mną, a wam radzę się pospieszyć. Wyznaczony czas właśnie zaczął biec.
- Mógłbyś przynajmniej dla pozorów zapytać jak się czuje! - Tym razem to Sjans nie wytrzymał.
- Kto taki?!
- Guly, ty stary sęku! Nawet nie zapytałeś czy żyje! Zjeżdżasz się tu raz na dekadę tylko po to, by wywołać zadymę i nie pamiętasz jakim to pretekstem zamierzasz tłumaczyć swoją arogancję!
Obrażony Cryf od razu chwycił za miecz, jednak jego ostrze tylko w połowie wysunęło się z pochwy. Ulka raz jeszcze spojrzał na rzekomą księżniczkę i przynajmniej na moment opanował swoje emocje.
- Zabierajcie się stąd! Policzymy się po powrocie. Nie będziemy naszych sporów roznosić po elfickich lasach. Mała Gyneid ma odtąd zakaz opuszczania obozu! - oznajmił Cryf.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Nie Sty 17, 2016 11:46 pm
autor: Skowronek
Skowronek teoretycznie osiągnęła to, o co im chodziło i nie dała się wciągnąć w nieprzemyślaną bitwę, którą planował Cryf. Gdyby wcześniej rozegrała to inaczej, może mogłaby odwieść go nawet od pomysłu wdawania się w walkę z ludźmi Styfinga, ale niestety, elfka nie była osobą, która przejmowałaby się takimi rzeczami - jej zadaniem było podebranie ukochanej Guly'ego tuż sprzed nosa jej ojca i tylko tym się przejmowała. Wszystko to, co działo się wcześniej czy później, rozwiązywała tylko na tyle, na ile było jej to potrzebne by dotrzeć do Ekradonu. Ci tutaj mogli się nawet osobiście zatłuc na śmierć, może nawet byłoby jej to na rękę, bo wszyscy skupiliby uwagę na nich, a ona mogłaby wtedy spokojnie działać.
Gdy Cryf wylewał z siebie nagromadzoną żółć i miotał się po sali rzucając czym popadnie, elfka dumnie stała w miejscu, cały czas wyprostowana, z uniesioną głową i bystrym spojrzeniem, w którym widać było cień niewypowiedzianego osądu - "barbarzyńca". Gdy przypadkowo ciśnięty dzban przeleciał tuż obok niej, zrobiła jedynie pół kroku w przód i nadal nie reagowała. Zupełnie jakby myślała, że ma do czynienia z dzieckiem, które krzykiem próbuje zdobyć to czego chce i najlepszym sposobem na wygranie w tej potyczce jest ignorowanie napadów gniewu. Mimo to po napięciu mięśni jej twarzy i rąk widać było, że jest zła, cóż się dziwić, Cryf lżył ją jakby była pierwszą lepszą dziewką. Gdyby była prawdziwą księżniczką, jego słowa mogłyby poważnie zaszkodzić jemu osobiście, jak i Ekradonowi, gdyby Arola należała do osób zawistnych. Skowronek jednak zaciskała zęby i milczała dla dobra sprawy - ugrała, co było im potrzebne, gniew starszego Ulki nie mógł już nic zmienić.
A jednak. Przeklęty Cryf nie zamierzał tak łatwo się podporządkować - niezadowolony z odmowy próbował chyba zrobić na złość swemu bratu, księżniczce i każdemu kto by się tylko napatoczył. Zażądał gwarantki w postaci Ważki, jakby razem ze Sjansem byli śmiertelnymi wrogami, a nie rodzonymi braćmi, którzy wedle wszelkich prawideł powinni sobie ufać. Drwal próbował negocjować, przekonać Cryfa do zmiany decyzji za argument biorąc złożoną przez elfkę obietnicę. Skowronek oczywiście potwierdziłaby jego wersję w razie potrzeby i nawet przez moment nie wyglądała na zaskoczoną jego argumentacją, jakby była to najszczersza prawda. Widać było jednak zmianę na jej twarzy - tak jak wcześniej panowała nad emocjami jak na księżniczkę przystało, tak teraz widać było, że jest zaskoczona zachowaniem rycerza i może nawet trochę wzburzona. Nie, by była do Acit jakoś specjalnie przywiązana, uważała ją jednak za cenną osobę w drużynie i była przekonana, że jej brak może być odczuwalny. Sjans słusznie czynił, próbując przehandlować ją za Botana, który chociaż silny i lojalny, inteligencją nie grzeszył. Cryfa taka wymiana jednak nie zadowalała, a drwal sprawiał wrażenie, jakby nie miał już żadnych argumentów w zanadrzu i dał się ponieść nerwom. Bezczelnie wypomniał bratu jego brak troski o Guly'ego i wszystko miało nabrać cech kłótni rodzinnej, jednak brodacz gwałtownie uciął temat, wykorzystując jako argument Skowronka. A ona pozwalała na takie wycieranie sobą twarzy jedynie Sjansowi. Spojrzała na niego przelotnie z przepraszającym błyskiem w oczach, po czym obróciła się do Cryfa.
- Wolnego! - krzyknęła, wpasowując się w ton, jakim rozmawiali do tej pory mężczyźni. Gwałtownie postąpiła kilka kroków w stronę Ulki, unosząc dłoń w ostrzegawczym geście. - Co to ma oznaczać? Najpierw chcecie mnie wciągnąć w bitwę z sąsiadem, a teraz nagle "nie będziecie roznosić sporów po elfickich lasach"? Lordzie Ulka, nie pozwolę sobie na takie traktowanie. Traktujecie mnie jak pospolitą dziewkę, pragnę przypomnieć wam, że nią nie jestem, należy mi się szacunek! Nie będziecie mnie szantażować ani nie pozwolę traktować mnie jak waszej podwładnej, przestawiać z kąta w kąt wedle własnego upodobania. Neutralne stosunki między Ekradonem a Danae to w waszych ustach zarzut, a tymczasem wy nie ufacie nawet swoim krajanom ani swemu bratu, traktujecie ich i mnie jak wrogów choć nie daliśmy wam ku temu podstaw.
Skowronek w gniewie przestała mówić z neutralnym akcentem języka wspólnego i jej słowa zaczęły świergolić po elficku. Twardo patrzyła w oczy Cryfa, pokazując, że nie jest "kruchą gałązką", jak została przez niego wcześniej nazwana. Chciał wojowniczej księżniczki - proszę bardzo. Niech tylko ośmieli się podnieść rękę na następczynię tronu Danae, ciekawe, czy się odważy.
- Gyneid Acit pójdzie dalej ze mną, tak jak obiecałam jej to w Kamiennym Targu i nie będziecie jej tutaj przetrzymywać siłą wbrew jej woli. Jesteśmy ludźmi honoru, więc powinno nam wystarczy to, że Sjans słownie zobowiąże się wrócić do was na czas. Jeśli będziecie obstawać przy swoim, potraktuję to jak uprowadzenie członka mojej świty i chyba nie muszę mówić jak to wtedy będzie wyglądało. I nie, nie obawiam się, że wtedy wyda się, jak wymknęłam się z pałacu ani tego, co będę musiała przy okazji powiedzieć w kwestii tego co tu widziałam, choć zamierzałam zachować to dla siebie - zastrzegła, bo spodziewała się, że padną takie argumenty. - Cóż, lordzie, szkoda, że musimy rozmawiać takim tonem, ale nie pozostawiliście mi wielkiego wyboru.
Skowronek dumnie uniosła głowę i gniewnie zmrużyła oczy, chociaż w jej słowach słychać było, jakby faktycznie żałowała, że musiała podnieść głos. Nie była pewna, czy nie przeholowała - w końcu w zawoalowany sposób przekazała Cryfowi, że zamierza poskarżyć się do króla Archaja i przekazać z pierwszej ręki, jak wyglądał początek bitwy między Ulką i Styfingiem. Wtedy brodacz miałby zapewne spore kłopoty.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Wto Sty 19, 2016 1:58 pm
autor: Sjans
Wiedział, że musi się opanować. Gniewem w żaden sposób nie pomoże ich misji, Skowronkowi, ani nikomu z swoich towarzyszy. Poza tym spory z Cryfem nie miały sensu. Lord Ulka znany był z tego, że im bardziej będzie się go naciskało tym większym gniewem zareaguje w odpowiedzi. Gyneid była tylko pretekstem by postawić na swoim. Cryf stanowił najlepszy dowód na to, iż sam tytuł szlachecki nie świadczy jeszcze o dworskich manierach. Bratu Sjansa bliżej było do ulicznego awanturnika niż arystokraty. Drwal miał nadzieję, że elfka w porę się zreflektuje i również odpuści. Swoim oburzeniem, pretensjami i oskarżeniami pod adresem Cryfa narażała się na prawdziwe niebezpieczeństwo. Wykurzony dowódca nie będzie miał zahamowań, a Skowronek prędzej dorobi się solidnego ciosu w twarz niż posłuchu u lorda.
- Jesteś daleko od domu. Twoje zdanie i zachciewajki nic tu nie znaczą. Zamierzałaś poznać wielki świat więc czas przywyknąć do brutalnej rzeczywistości – oschle odpowiedział lord Ulka. – Lepiej siedź cicho póki rozmawiamy normalnie bez posuwania się do gróźb i nieprzyjemności. – Mimo że dzięki swoim dokonaniom na rzecz władcy Ekradonu brat Sjansa zdobył spory majątek, to w rzeczywistości nie przywiązywał większej wagi do swojego obecnego statusu, a co za tym idzie nie bał się ewentualnego gniewu swojego króla.
Na szczęście napiętą atmosferę przerwał posłaniec, który wszedł do sali jadalnej. Młody mężczyzna od razu wyczuł panujące w pomieszczeniu napięcie i stan w jakim znajduje się jego dowódca. Gdyby nie donośne „czego” z strony Cryfa, zwiadowca najchętniej oddaliłby się z izby bez słowa.
- Lordzie kapitanie, nasi ludzie potwierdzili, że lorda Styfinga nie ma w zamku. Dziś rano pogalopował co koń wyskoczy prosto do Ekradonu – zakomunikował żołnierz.
- A to tchórzliwa kanalia! Co do chuja dzieje się z tym światem?! Elfy płaczące do swoim matek, lordowie opuszczający swoich ludzi i skomlący ze strachu i bitny lud z Mglistych Bagien kryjący się w lasach miast wyjść w pole i walczyć. Czy już nikt nie ma jaj, aby stanąć do normalnej potyczki!? Gdybym był prawdziwym najeźdźcą, ta świnia Styfing poddałby swoje ziemie bez kropli krwi! – krzyczał Cryf. – Wstyd i hańba! To ma go uratować? Biadolenie niczym baba.
Nowiny posłańca, które tak poruszyły jego bratem, dla drwala stworzyły idealną okazję by przejąć inicjatywę i skierować wojowniczego Ulkę tam gdzie sam zamierzał.
- Siadaj, Cryf! Wątpię, aby Styfing zamierzał na kogokolwiek donosić. Taka informacja wzbudziłaby tylko pytania na temat tego co spowodowało tak gwałtowną reakcję z twojej strony. A rozgłos w tej sprawie jest ostatnią rzeczą jakiej nasz sąsiad potrzebuje. Wystarczy by ktoś z Kamiennego Targu lub okolicy opowiedział o tym co tu się dzieje…
- Jeśli myślisz, że ja będę kwilił przed kimkolwiek … - oburzył się Cryf lecz Sjans nie dał wejść sobie w słowo.
- Nie kwilił lecz odpowiadał na pytania swojego władcy. Poza tym wcale nie myślałem o tobie. Polityka sprawia, że Styfing bardziej obawia się Guly’ego niż setek twoich mieczy, co wcale nie oznacza, że są one bez znaczenia. Już teraz, poprzez handel, Ado jest jednym z najbogatszych arystokratów w Ekradonie, a w połączeniu z Mglistymi Bagnami, te ziemie mogłyby się okazać żyłą złota dla królestwa. Co ważniejsze zarządzaną przez oddanego królowi wasala w osobie naszego brata. Właśnie w obawie przed planowanym ślubem Styfing zrobił co zrobił, a teraz pędzi do stolicy by raz na zawsze pozbyć się kłopotliwego problemu.
- Pieprzony intrygant. Powinien zająć się obroną swoich poddanych zamiast knuciem pierdzielonych spisków.
- Myślę, że on jest przekonany o tym, iż tak naprawdę zabraknie ci odwagi, aby zaatakować i narazić się królowi.
- I tu się stara menda grubo myli!
- Właśnie dlatego chcę ci coś zaproponować. Czy wiesz co to jest Wylęgarnia? Mówię o miejscu, które oficjalnie nie istnieje, a gdzie Styfing realizuje swoje najbardziej chore pomysły. Przy okazji jest to miejsce chronione lepiej niż jakikolwiek zamek. Oczywiście lord nie będzie mógł poskarżyć się na zniszczenia czegoś czego jak sam mówi nie ma.
- I tu ma rację, jako że wkrótce nie zostanie tam nic poza stertą kamieni - wyraźnie uradował się Cryf odnajdując właściwe dla siebie miejsce w całej historii.
- Ja wiem jak tam trafić – zaoferował się Ily, zadowolony iż tym samym wymieni siebie za Gyneid.
- A co chcesz zrobić w sprawie cholernego ślubu? – zaciekawił się Cryf.
- Myślę, że jak ładnie poprosisz, nasza księżniczka zgodzi się nadłożyć nieco drogi i zwiedzić stolicę – zakończył Sjans z zadowoleniem widząc nietęgą minę swojego brata. Przepraszanie za własne błędy nigdy nie było mocną stroną Cryfa.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Sob Sty 30, 2016 6:38 pm
autor: Skowronek
Skowronek zorientowała się, że uderzyła w zbyt wysoki ton, refleksja jednak nadeszła po czasie i nie było już odwrotu. Mogła siebie tylko lżyć w myślach i kombinować, jak by tu teraz wyjść z tego z twarzą bez zabijania Cryfa. Bo musiała przyznać, że aż ją ręka świerzbiła, by dać mu po gębie, a to skończyłoby się niechybnie walką i rozlewem krwi. Elfka była przy tym święcie przekonana, że brodaty Ulka z pewnością również miał ochotę urwać jej łeb, bo tak chłodno cedził słowa, że aż sople osadzały mu się na wąsach. Już sam wstęp - “jesteś daleko od domu” brzmiał jak zawoalowana groźba, której każda rozsądna kobieta by uległa.
- Nawet nie wiesz… - podjęła cichym, jadowitym głosem, patrząc przez zmrużone oczy prosto w oblicze Cryfa. Pozabijaliby się jak nic, gdyby dane było jej dokończyć zdanie, dlatego zwiadowca podziałał jak prawdziwy bóg z machiny, wpadając do sali i rozładowując napięcie samym pojawienie się na scenie. Skowronek ledwo na niego zerknęła, nie dając się rozproszyć w momencie, gdy stała przed potencjalnym przeciwnikiem, gdy jednak zorientowała się, że Cryf zamierza wysłuchać raportu, cofnęła się i praktycznie już psychicznie odpuściła, choć mowa jej ciała temu przeczyła. Wojowniczo wspierała się pod boki, a jej spojrzenie było czujne i nieprzychylne. Obróciła wzrok na zwiadowcę dopiero w momencie, gdy ten był w połowie pierwszego zdania i minął już standardowe formułki i pozdrowienia. Lekko wywróciła oczami, czego nie mógł zobaczyć ani Cryf, ani jego podkomendny, który pewnie przez respekt i strach przed swym dowódcą, nie śmiał rozglądać się po komnacie.
Elfka westchnęła dramatycznie, gdy brodaty rycerz znowu wpadł w szał i zaczął lżyć wszystko co się ruszało. Odsunęła się, by nie zostać znokautowaną jakimś przypadkowo zadanym razem, co było wysoce prawdopodobne zważywszy, że Cryf miotał się po sali jakby się szaleju najadł. Kolejną zniewagę pod adresem swego gatunku przełknęła gładko, odpuszczając już zupełnie kłótnie z tym niereformowalnym furiatem (tego, że sama nie pozostawała mu dłużna, na ten moment nie dostrzegała). Niech sobie krzyczy i niech Sjans go spróbuje ugłaskać - on w końcu był do tego wręcz stworzony, z tym łagodnym głosem i poczciwym, wzbudzającym zaufanie obliczem dojrzałego, doświadczonego mężczyzny. Elfka przyjrzała mu się przelotnie, gdy wkroczył do akcji, osadzając swego brata w miejscu niczym rozbrykanego szczeniaka i kładąc mu do głowy swoje racje. Była pełna podziwu dla jego umiejętności, odstąpiła więc i nie wtrącała się w jego retorykę, bo była przekonana, że Sjans już wszystko poukłada sobie sam po swojemu. Podeszła do kominka, by w końcu spróbować się wysuszyć. Z namaszczeniem rozczesywała palcami swoje włosy i wyciskała z nich kolejne krople deszczu, jednym uchem słuchając tego, o czym mówili bracia Ulka.
- Co? - szepnęła do siebie, a jej głos nie był głośniejszy od trzasku płomieni. Nie dowierzała w to, co usłyszała i z początku jeszcze przez moment wpatrywała się w ogień. Najpierw twardo obstawała przy tym, jakoby już, teraz, natychmiast musiała wracać, by nie wystawić księcia Falandira na pośmiewisko i nie przysporzyć mu kłopotów, w czym zarówno Sjans jak i Ily entuzjastycznie jej wtórowali, a teraz nagle "jak ładnie poprosisz, nasza księżniczka zgodzi się nadłożyć nieco drogi"? "Jakaś paranoja, słowo daję...", westchnęła w myślach, po czym na jej twarzy znów pojawiła się maska elfiej królewny i dopiero wtedy obróciła się przodem do reszty, ręce składając przed sobą. Oświetlający ją z profilu pomarańczowy blask ognia nadawał jej obliczu niepokojącego wyrazu, chociaż trudno było określić, co konkretnie wywoływało ten niepokój. Gdy odstąpiła dwa kroki od kominka, wyglądała już normalnie.
- Ale przecież... - zaczęła trochę niepewnie, wręcz jakby propozycja Sjansa zwyczajnie jej się nie podobała i kombinowała tylko jak by tu się wymigać. Podjęła bardziej zdecydowanym tonem. - Mówiłam już, że nie mogę swobodnie dysponować swoim czasem. - Znowu jej głos nieco osłabł, tym razem jakby zreflektowała się pod wpływem nagłej myśli. Dalej mówiła już łagodnie. - Jednak chyba ze względu na mój wybuch jestem wam coś winna. Proszę, Sjansie, kontynuuj - dokończył, popierając swe słowa przyzwalającym gestem. W końcu jeszcze na nic się nie zgodziła, jedynie pozwoliła przedstawić sobie jakiż to plan zrodził się w głowie Ulki.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Pon Lut 01, 2016 12:26 pm
autor: Sjans
Cryf łatwo zaakceptował plan Sjansa biorąc na siebie rolę tego, który wywołuje awantury i wygrywa bitwy, w czasie gdy drwal kryje jego plecy zajmując się ogólnie pojęta polityką. W ten sposób starszy z braci miał to co lubił, a Sjans mógł zająć się sprawami, do których posiadał predyspozycje. Udało mu się na tyle zmanipulować władcę Mglistych Bagien, iż ten zupełnie nieświadomie wykonywał zalecenia drwala będąc mu jeszcze za nie wdzięcznym. W rzeczywistości jednak całe przedstawienie dopiero się zaczynało. Chcąc w jeszcze większym stopniu zaskarbić sobie oddanie Cryfa, Sjans postanowił wyciągnąć brata z kolejnej opresji jaką zdawała się być dla niego konieczność ułaskawienia obrażonej elfickiej księżniczki. W tym celu musiał jedynie poprosić Skowronka o to, po co w rzeczywistości razem tu przyszli, ubierając wszystko w ładne słowa i udając iż faktycznie prowadzi negocjacje.
Kładąc pojednawczo dłoń na ramieniu brata, Sjans obdarzył Cryfa spojrzeniem mówiącym „zajmę się wszystkim”, po czym zwrócił się bezpośrednio do Skowronka.
- Księżniczko, wybacz nam proszę naganne maniery. Jak zapewne zdążyłaś się zorientować, sytuacja na naszych ziemiach jest obecnie dość napięta, co w znacznym stopniu udziela się ludziom. Nie będę ukrywał, iż za zaistniały konflikt jesteśmy odpowiedzialni w takim samym stopniu co Ado Styfing. Cóż można to zwalić na zatwardziałe, tępe i uparte charaktery starych prostaków. Wolimy iść w zaparte niż ustąpić chociaż na jotę. Od wieków nie darzymy się sympatią ze Styfingiem, a kolejne pokolenie Ulka nie robią nic więcej poza pielęgnowaniem wzajemnych niechęci, manifestowaniem urazów i pieczołowitym liczeniem każdej kolejnej zniewagi, pogłębiając tylko rów obopólnych pretensji. Kwestią czasu zdaje się być nadejście chwili, w której chwycimy się za łby, a fakt iż nasze ziemie należą do tego samego królestwa nie gwarantuje już stabilności i poczucia bezpieczeństwa.
Wobec powyższego wypada mi stwierdzić, iż nasz młodszy brat Guly Ulka był pierwszym od wieków, który potrafił spojrzeć inaczej na problem. Jedni nazywają go wizjonerem, inny z kolei mianem naiwniaka i głupca. Guly jako pierwszy uznał, że czas zakończyć prastare spory i iść naprzód. Widział nasze ziemie jako dwie krainy współpracujące z sobą. Co więcej córka Styfinga zdaje się myśleć podobnie, co dawało nadzieję na trwały rozejm. Niestety okazało się, że my starzy jesteśmy tak przerośnięci nienawiścią iż prędzej wypalimy ostatnią piędź ziemi, niż zgodzimy się na takie rozwiązanie. Co gorsza działania Guly’ego odniosły przeciwny skutek do jego zamierzeń. Negocjacje jakich podjął się nasz brat doprowadziły do tego, że stracił pół twarzy, a ludzie z Mglistych Bagien aż kipią chęcią pomszczenia swego lorda. Myślę, że póki rządzi tu ktoś taki jak Ado, Asets czy nawet ty, Cryf, nic nie da się zrobić. Rzecz w tym, aby trwale nie popsuć tego co może zdziałać następne pokolenie.
Oczywiście po obu stronach są tacy, którzy chcieliby kontynuować działania na rzecz urzeczywistnienia wizji Guly’ego, ale chyba brakuje nam umiejętności mediacji i chłodnego podejścia do tematu. Poza tym zrażeni jesteśmy do siebie na tyle, że sam widok Ulki lub Styfinga wywołuje w drugiej stronie agresję do tego stopnia, iż prędzej gotowi jesteśmy poczatować się włócznia niż dopuścić do wysłuchanie oponenta.
Dlatego wierzymy, że twoja wizyta na naszych ziemiach nie jest dziełem przypadku. Ty, księżniczko, masz wszystko czego potrzebujemy by rozpocząć rozmowy pokojowe. Szacunek, poważanie i stosowną pozycję, a przy tym odpowiedni dystans by nie zostać posądzoną o stronniczość. Wątpię by sama chęć poznania obcych ci krain była powodem, dla którego wyruszyłaś w swą podróż. Być może od początku było ci pisane uratować setki ludzkich istnień przed rzezią. Oczywiście ruszymy do granicy zgodnie z obietnica złożoną twoim towarzyszom. Być może istniałaby jednak szansa na przekonanie ich, aby zaczekali jeszcze kilka dni pozwalając ci na wyprawę do Ekradonu. Dzięki temu mogłabyś spróbować zawalczyć o zachowanie tego nad czym młoda para kochanków zaczęła już pracować, a co w przyszłości może przynieść tutejszym niezwykłe korzyści – zakończył Sjans, będąc przekonanym iż zupełnie pogubił się w swoich wywodach. Nie potrafił już sam powiedzieć co z jego monologu było prawdą, a co wymyślonymi na poczekaniu tezami. Nie wiedział nawet w którym z opisanych powyżej idei sam daje wiarę. Liczyło się to, że Cryf uzna je za długie, najpewniej mądre i wyjątkowo nużące. Nic z niego nie zrozumie, ale jeśli dzięki temu księżniczka zgodzi się na to co miała się zgodzić, to sam Cryf nie powinien sprawiać im więcej problemów.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Śro Lut 03, 2016 11:27 pm
autor: Skowronek
Skowronek nie mogła oprzeć się wrażeniu, że właśnie razem ze Sjansem odstawiają całkiem udany teatrzyk ku wątpliwej uciesze Cryfa. “Obłaskawienie złośnicy”, była chyba taka sztuka albo coś o bardzo podobnym tytule. Elfka nie wiedziała zupełnie o czym to mogło być i czy na pewno fabuła odpowiadała jej domysłom, ale sam tytuł pasował. No i najważniejsze, że motyli rycerz dał się na to nabrać i z ulgą oddał pertraktacje w ręce brata. Na dobrą sprawę Sjans mógł teraz wciskać księżniczce zupełny kit, a ona i tak by się zgodziła. Skowronek pamiętała jednak, że nie może wypaść z roli - wcześniej była obrażona na Cryfa i zgodziła się tylko na wysłuchanie przedstawionej jej propozycji. Możliwe, że jeszcze trochę będzie musiała się podąsać, jeśli drwal nie użyje wystarczająco dużo lukru i mocnych argumentów w swojej przemowie, ale przecież efekt i tak będzie ten sam.
Gdy Sjans zaczął swoją przemowę, elfka obróciła się, by stać dokładnie naprzeciw niego i słuchała go z wielką uwagą, ale też cały czas miała w pamięci, by lekko wydymać z niezadowoleniem usta. Początek był jednak mistrzowski - piękne, inteligentne przeprosiny z argumentacją, która nie stawiała nikogo w złym świetle, gdyż całą winę zwalono na Styfinga i konflikt między nim a Ulkami. Mistrzostwo! Dąs na twarzy Skowronka złagodniał o ton. Później oczywiście było już mniej różowo, gdyż zaczęło się naświetlanie nieświadomej księżniczce tła całego konfliktu, ale drwal dobrze operował argumentami i słowami, nikogo nie stawiając w negatywnym świetle i winę dzieląc po równo między obie strony. Elfka nie umiała się jednak powstrzymać, by co jakiś czas nie zerkać przy tym na Cryfa, jakby wszelkie epitety, chociażby ten o upartych prostakach, sprawdzała na jego przykładzie.
”Jej, ależ on długo gada”, naszła udawaną księżniczkę refleksja, gdy Sjans dopiero wprowadził do swej przemowy postać swego drugiego brata. ”Ale z drugiej strony to dobrze, moja zgoda będzie wyglądała bardziej wiarygodnie po tak kwiecistej przemowie”, uznała jeszcze, a na jej twarzy nie drgnął przy tym ani jeden nerw zwiastujący zadowolenie - w skupieniu słuchała słów drwala, a jej wzrok był tak uważny, iż można było podejrzewać, że w głowie analizuje każdą zgłoskę i przecinek, jakby doszukiwała się nieścisłości. Okazała jednak boleść na wspomnienie o ranach, jakie odniósł Guly heroicznie negocjując ze Styfingami, bo tego wymagało dobre wychowanie, chociaż gdyby była tu jako ona sama, pewnie nie powstrzymałaby się od uwagi, że z babą w pościeli twarz traci się tylko, jeśli nie staje się na wysokości zadania. Ale że była w pstrokatej jedwabnej kiecce, to tylko skrzywiła lekko usta i samym spojrzeniem wyraziła współczucie, by nie wybijać Sjansa z rytmu jego wypowiedzi. Słuchała go już troszkę piąte przez dziesiąte, byle tylko wyłapywać potrzebne słowa i wiedzieć do czego się odwołać i kiedy wejść. Przejście do sedna przyjęła z zachwytem - drwal tak polukrował udawanej księżniczce, że prawie dostała cukrzycy! Takie odwoływanie się do przeznaczenia i magii bardzo pasowało zarówno do człowieka z Mglistych Bagien - gdyż dali się oni poznać Skowronkowi jako ludzie skorzy do wierzenia w takie rzeczy - jak i do elfiej księżniczki, gdyż Przyjaciółka uznawała swych leśnych pobratymców za stanowczo zbyt poetyckich i ezoterycznych. To dało jej świetny pretekst, by łatwo ulec Sjansowi. Nie mogło jednak pójść tak hop-siup, żeby Cryf przypadkiem nie zwęszył podstępu. Dlatego gdy jego brat skończył mówić, elfka westchnęła przejmująco, a na jej obliczu pojawiło się zakłopotanie. Jeszcze chwilę milczała, uśmiechając się do wszystkich przepraszająco, po czym zaczęła spacerować po komnacie.
- Masz rację - przyznała w końcu, ostrożnie ważąc słowa. - Może faktycznie tak miało być…
Skowronek znowu na moment zamilkła, nerwowo przygryzając wargę, jakby gorączkowo szukała rozwiązania z trudnej sytuacji. W końcu wróciła wolnym krokiem na swoje poprzednie miejsce, a po wyrazie jej twarzy widać było, że nadal nie jest do końca przekonana, ale niechętnie będzie współpracować.
- Gdybyśmy ruszyli szybko - zaczęła cicho. - I jechali co koń wyskoczy, mogłabym wyprzedzić Falandira i zjawić się na miejscu przed nim. Zostawiłabym mu wiadomość… Albo poprosiła, by jechał ze mną - dodała zaraz, jakby uznała to za najlepsze rozwiązanie. - Tak naprawdę, skoro jestem tak blisko, wypadałoby bym złożyła królowi Harvenowi wyrazy szacunku...
Głos elfki nadal był niepewny, jakby potrzebowała entuzjastycznego potwierdzenia od tłumu, że tak, to świetny pomysł, doskonałe rozwiązanie, idealny pretekst! A niech Sjans jeszcze troszkę pogłaszcze ją po głowie, świetnie się do tego nadawał.
Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
: Pon Lut 08, 2016 11:23 am
autor: Sjans
Sjans był zmęczony prowadzoną dyskusją. Błagalnie spojrzał w kierunku Skowronka mając nadzieję, że elfka nie będzie przedłużała ich konfrontacji z Cryfem. Im szybciej wyniosą się z tego obozu tym lepiej. Drwal nie zdążył jeszcze porządnie nabrać tchu po tym jak wygłosił najdłuższy monolog w swoim życiu, a już na powrót udzielono mu głosu. Nie cierpiał takich momentów. Jakby tego było mało, elfka po krótkim wyrażeniu aprobaty dla jego tez, zupełnie bezwiednie zaproponowała rozwiązanie dodatkowo komplikujące sytuację. Koń w Mglistych Bagnach stanowił nader rzadki widok, a jeśli już to zawsze było to zwierzę pociągowe. Na palcach jednej ręki można by policzyć tych, którzy kiedykolwiek próbowali jazdy wierzchem. Sjans zaliczał się do tych, którzy z największym wysiłkiem potrafili utrzymać się w siodle, nie zwracając przy tym porannego posiłku. Nie mówiąc już o pełnym galopie. Rzecz jasna przez dziesięć lat nieobecności Cryfa wiele mogło się zmienić, a jeśli będą mieli szczęście, władca Kamiennego Targu nie okaże się nader dociekliwy.
- Przygotować ludzi do wymarszu – rozkazał Cryf zwracając się do swojego adiutanta. – Koniec gadania, czas przejść do konkretów.
- Myślałem, że zamierzasz czekać na swoich poddanych?
- Pieprzenie – krótko uciął Cryf. - Politykowanie jest nie dla mnie. Mówię wam, kiedyś to państwo napadnie horda dzikusów, wolnych od wszelkich układów, spisków i całej tej kulturalnej toczki dyplomacji, a wtedy zobaczymy co warte jest wasze gadanie. Sam zdobędę tą Wylęganię, a do Kamiennego Targu wjadę obwieszony łbami styfingowych bestii.
- Mam przynajmniej nadzieję, iż brak kilku koni nie przeszkodzi ci w odniesieniu zwycięstwa. Jeśli mamy wcielić w życie pomysł księżniczki, będziemy potrzebowali naprawdę rączych rumaków – zapytał Sjans. Przy okazji chrząknął głośno spoglądając w kierunku Ily’ego i Ważki. Drwal żałował, że elfka nie upomniała się o swoich towarzyszy. Skowronek zdecydowanie zbyt łatwo przystała na rzekomą propozycję Sjansa. Z drugiej strony, negocjowanie z Cryfem było niczym stąpanie po cienkim lodzie. Nigdy nie wiadomo kiedy rokowania mogą się załamać, a jedna z toczących je grup wpadnie w szał. Póki co zdecydowanie więcej oczekiwali od starszego Ulki niż sami proponowali w zamian.
- Dam ci konie i kilku ludzi. Wasza eskorta w stolicy nie może wyglądać tak licho – odpowiedział Cryf.
„O cholera jeszcze tego brakowało”, pomyślał Drwal.
- Ale, ale … twoje chorągwie są teraz najbardziej rozpoznawalnym herbem na tych ziemiach, tymczasem my potrzebujemy działać dyskretnie – usiłował tłumaczyć Sjans, chwytając się pierwszego z brzegu argumentu.
- Nikt nie będzie mi mówił, iż nie potrafię zadbać o bezpieczeństwo swoich gości. Czuję się zobowiązany odprowadzić elficką królewnę tam dokąd zechce, a skoro nie mogę zrobić tego osobiście, to przynajmniej upewnię się, iż wszystko poszło bez przeszkód - wyjaśnił Cryf, rzecz jasna nie pytając nikogo o zdanie. Lord najwyraźniej w dalszym ciągu czuł się obrażony wcześniejszą odmową Skowronka, jako iż wyraźnie ignorował elfkę a jego dworskie maniery ograniczały się do możliwego minimum.
Sjans nawet nie podejrzewał wcześniej, że stroną, która jako pierwsza może nie wytrzymać toczonych rozmów będzie on sam.