Szepczący Las[Gdzieś niedaleko Danae] Niespodziewane towarzystwo

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 416
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Królestwo Danae… - powtórzyła w myślach Esme. Zaczęła się zastanawiać nad wielomoa sprawami lecz po chwili dotarło do niej iż ta istota do niej mówi. Wypytywała ją o to kim jest, przemieniona skrzywiła się ponieważ to było jak na przesłuchaniu. Ira chichotała w jej głowie, to było nieznośne.

- Jestem Es… - stwierdziła że podanie pierwszej części imienia wystarczy, a jak będą ciekawi to im powie całe.

- Będziesz się w to bawić?! – wybuchła śmiechem demonica, przybrała widzialną postać i tuż za Esme pojawiło się coś w rodzaju lewitującego cienia. W pewnym momencie nawet ukazała swe szmaragdowe oczy, jak zwykle chciała wszystkich postraszyć, gniew to jej przysmak ale strachem też nie gardziła. Zwłaszcza że ją bawił.

- Co mnie tu przywiodło? – zamilkła na chwilę – Cóż, zdarzają się, tu jak zdążyłam zauważyć pewne dziwne, niewyjaśnione teleportacje… - dokończyła, ignorując demona.

Esmeralda zaczęła się rozglądać, wiele rzeczy się działo. Póki co przynajmniej wdała się w rozmowę z której mogło coś wyniknąć. Z wielkim księciem szło opornie ale nie zamierzała się poddawać, to nie w jej stylu.

- Zbawiasz las? To pewnie bardzo ważne zadanie… - powiedziała z lekkim sarkazmem. Co jak co, ale las nie wydawał się jej jakimś szczególnie ważnym punktem, zwłaszcza że zielonych miejsc tu było pod dostatkiem.

- Pyszne! Pyszne zaiste! – zachwycała się ira tutejszymi negatywnymi uczuciami, które często się pojawiały – Mogę zrzucić jeszcze parę drzew? Mogę? – Es w sumie nie wiedziała po co ona pyta i tak to zrobi.
- Nie?

Stało się tak jak przewidywała przemieniona, drzewa łamały się w najmniej spodziewanych momentach i spadały, tym razem więcej i więcej. Es zrobiła zirytowaną minę i zwróciła się do driady.

- Tak od razu powiem nie jest to do końca moja sprawka…
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 648
Rejestracja: 15 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

„Tak od razu powiem nie jest to do końca moja sprawka…”
Usta Mirian mocno wygięły się w niezadowoleniu, a w oczach pojawił się niebezpieczny błysk, ale przede wszystkim , dylemat. Jeżeli sprawcą walących się drzew rzeczywiście była czarnowłosa kobieta bez mrugnięcia oka wysłałaby pożegnalny bełt prosto między oczy, bez zbędnego gadania. Ona zaś, podobno, nie jest do końca tego sprawcą. Musiała zwalczyć swój wewnętrzny obowiązek, jak też miłość do drzew i zająć się tym, na co ją skazano. Za wszelką cenę nie miała odstawiać misji na bok, a wokół przeco jest jeszcze mnóstwo zielono-skórnych. Jeżeli sprawa wymknie się spod kontroli w tedy nacznie ingerować. A przynajmniej miała nadzieje by do tego nie doszło. Na pewno kilka jej sióstr już zastanawia się co było przyczyną upadłych drzew, wszystko więc jest pod kontrolą… W taką opcje bynajmniej chciała wierzyć.
Opuściła łuk, z nieukrytą niechęcią, po czym ruszyła za elfką. Czuła się co najmniej paskudnie. Z drugiej strony, jeżeli czarnowłosa będzie się ich trzymać w jakiś sposób będzie obeznana w sytuacji. A kto wie, może się przyda jej zamiłowanie do wojny. Teraz zając się musiała rannym człowiekiem, a raczej druidem. Ów wieśniak był dobrym wyjściem z sytuacji. Idealna przykrywka, a reszta.. Reszta nieco mniej ją obchodziła, chociaż nie całkowicie.
Odległe wycie sprowadziło ją na ziemie dzięki czemu opanowanie ponownie zalało ją od stóp po sam czubek głowy. Po chwili poczęła prowadzić mężczyzn, ale Ilii nakazała zostać w tyle. Do nozdrzy driady docierały nowe zapachy niesione przez niespokojny wiatr. Skręcili w dróżkę silniej zarośnięta. Gałęzie chaotycznie odstawały od swoich rzędów, a ścieżkę tak naprawdę tworzyła trawa nie obrośnięta krzakami. Mirian na chwilę zwróciła głowę w bok, rozbudzona delikatnym i miękkim ugnieceniem gałązki. Wzniosła otwartą dłoń by dać znać wstrzymanie ruchu. Coś wisiało w powietrzu.
Niczym duch zniknęła na chwilę w zaroślach. Wycie hien stało się aż nazbyt wyraźne i według Mirian nie wróżyły nic dobrego. Zagłębiając się w las miała wrażenie jakby ich ślina spoczywała tuż nad jej karkiem, a ciepłe oddechy wywoływały gęsią skórkę.
Rozejrzała się po okolicy. Z daleka dojrzała kilka ciemniejszych kropek. Spojrzała jeszcze raz za siebie by upewnić się, że elfka uważnie patroluje dwóch chłopów i okolice. Dłonie Mirian spoczęły na pniu niezbyt krnąbrnego drzewa. Uniosła się na odstających gałęziach by móc wspiąć się na koronę i dokładniej zidentyfikować kropeczki, którymi prawdopodobnie były hieny. Mięśnie kobiety mocno się spięły i gotowe do kolejnego ruchu przerwane były nagłym szarpnięciem. Tak mocnym i silnym, że zwaliło ją z drzewa. Pazury obdarły odsłonięte części ciała, a zębiska zasmakowały u jej boku. Rana na szczęście nie była na tyle głęboka by nie mogła wstać. Zrobiła to szybko zwracając się w stronę swojego przeciwnika, którym okazała się… hiena! Zaskoczona wyjęła sztylet zza pasa, miała właśnie odeprzeć atak i odtrącić zwierzę na bok, gdy jej druga towarzyszka, nie wiadomo skąd, zaatakowała ją od tyłu. Mirian jęknęła z bólu, po czym z niebywałą, jak na driadę, siłę, trąciła zwierzyną o drzewo. Hiena zapiszczała wściekle, ale puściła. Odskoczyła na bok. Z ust zwierzyny ciekła ślina, a oczy płonęły wściekłością. Dlaczego jednak zaatakowały driadę?
W oddali zaś czarne punkty rozproszyły się.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath sięgnęła po łuk, raz za razem zmieniając wybrany przez siebie cel. Odległość dzieląca ja od grupy hien pozwalała elfce dostrzec sylwetki drapieżników, jednak póki co była za duża na oddanie strzału. Ku zdziwieniu elfki działania zwierząt wyglądały na zorganizowane i dokładnie przemyślane. Hieny usiłowały otoczyć jej grupę szczelnym pierścieniem, przypuszczając atak dopiero wówczas gdy będą miały pewność że żadna z ofiar nie zdoła się wymknąć. Elfka zdecydowała ze przynajmniej kilka z nich przypłaci ten zamiar swoim życiem.
Towarzysząca Ilii Mirian, ledwo tylko pojawiła się w okolicy, wyrwała do przodu burząc tym samym strategię drapieżników. Strażniczka nie miała pojęcia czy wszystkie driady są tak niezdyscyplinowane i samodzielne, ale brawura jej towarzyszki dodatkowo narażała ich na niebezpieczeństwo. Dwóch strzelców mogłoby skutecznie trzymać na dystans atakujące zwierzęta. Dla jednej Ilirinleath sztuka ta będzie trudna. Jakby powyższego było mało, pilnowany przez nią kłusownik gdy tylko zobaczył co się dzieje, rzucił się do ucieczki. Elfka nie mogła skoczyć w pogoń jeśli nie chciała zostawić Howla na łaskę hien. Poza tym mężczyzna nie miał już szans by uniknąć szczęk i pazurów drapieżników. Strażniczka spróbowała przywołać człowieka do rozsądku ale kłusownik parł naprzód widząc w tym jedyną szansą na ocalenie. Wkrótce jego rozpaczliwe krzyki przerażenia i bólu wypełniły całą okolicę.
Elfka stanęła bliżej woźnicy usiłując ochronić starca. Co ciekawe nagle zaczęła przejmować się opinią Medarda, jaką zapewne wygłosiłby na temat poświęcania się dla ratowania kogoś takiego jak Howl. Ona jednak miała swoje zasady.
Nagły usłyszała donośny gwizd który sprawił że hieny zrezygnowały z ataku, rozpraszając się bezładnie po okolicy. Przed Ilią i woźnicą pojawił się druid. Wysoki i młody, z przystojną budzącą zaufanie twarzą, był dokładnym przeciwieństwem tego co spodziewała się ujrzeć strażniczka. Mężczyzna ubrany był tylko w jasne bawełniane spodnie przewiązane grubym sznurem.
- Panie wybaczą – Powiedział uśmiechając się serdecznie i prezentując przy tym rząd białych zdrowych zębów – Moje przyjaciółki nie do końca potrafią jeszcze odróżnić sojuszników od wrogów.
- A kto powiedział że jesteśmy sojusznikami? – Chłodno odpowiedziała Ilirinleath, wymierzając swoją strzałę w serce druida. Przynajmniej teraz nie miała wątpliwości jaki powinna obrać cel.
- Spokojnie. Nie ma potrzeby do złości. Czyż nie jesteśmy do siebie podobni? Driady, elfy, druidzi? Wszystkim nam wydaje się ze potrafimy kierować zwierzętami i wiemy co jest dla nich najlepsze. – Łagodnym tonem wyjaśnił druid. Jestem …
- Nie potrzebuję znać twojego imienia, ani twoich opinii czy też zamiarów. Wystarczy mi wiedza na temat tego iż zrobiłam błąd licząc na uzyskanie tu pomocy. Widzę wystarczająco by domyśleć się kierującego tobą szaleństwa. Cokolwiek chcesz osiągnąć prowadzac zwierzęta do walki z zbrojnymi oddziałami ludzi, nie uda ci się to.
W odpowiedzi druid uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Zaiste byłoby to romantyczne, interesujące i głupie. Chyba jednak źle się nawzajem oceniamy. Za bardzo miłuję moich leśnych towarzyszy by posyłać ich na śmierć. Zresztą ludzi kocham równie mocno. Jak by nie patrzeć to także zwierzęta, tyle ze dość zgrabnie potrafią ukrywać swoją dziką naturę. To w obronie życia prowadzona jest nasza walka. Jeśli panienki zechcą pokażę i wytłumaczę wszystko.
- Czyjego życia? Jego? – Elfka wskazała na zwłoki kłusownika.
- Niestety nie wszystkich uda mi się uratować. – Odparł druid z miną jakby faktycznie martwiły go wypowiadane słowa. – Mógłbym za to pomóc temu staruszkowi.
To wszystko wydawało się zbyt proste. Teraz, w chwili gdy wystarczyło tylko kiwnąć głową, wyrazić zgodę i przekazać woźnice pod opiekę medyka, Ilirinleath nagle nabrała podejrzeń. Wystarczył gest by zakończyć to zadanie i wrócić do Medarda i jego oblężenia, ale intuicja podpowiadała że decydując się na taki krok wcale nie przysłuży się staruszkowi. Coś w tym osobniku było nie tak.
- Twierdzisz ze potrafisz uratować pana Howla?
- Uleczę nie tylko jego stopę, ale i całe ciało. Wszelki ból i niedostatki wynikające z podeszłego wieku. Zapewniam cię drogi starcze iż będziesz się czuł jak nowo narodzony. – Przekonywał druid.
- Tylko czy będzie z tego zadowolony? – Niedowierzała Ilirinleath.
- Będziesz go mogła sama o to zapytać.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

        Chociaż działania wojenne w samym lesie przycichły, nie licząc normalnego dla tego rodzaju miejsc faktu, jakim były ataki drapieżników, lecz kilka obszarów gdzieś wśród pierwotnych puszcz rodziło większe obawy co do ich stanu. Zwierzęta łączyły się w dużo bardziej zorganizowane grupy aniżeli zwykłe klany hien czy watahy wilków, chociaż zachowanie tych drugich zawsze można było zrzucić na karb bytujących w okolicach od millenniów wilkołaków, które miejscowi wieśniacy zwali "wof" bądź "wuf", zapewne od odgłosów, jakie owa leśna rasa zwykła wydawać w czasie polowań. Wofy nie przepadały ani za hienami, ani tym bardziej leśnymi dziadami, jak lokalne społeczności (różnych gatunków) określały druidów. Jedna z grup tych zadziwiających stworzeń przemierzała nie tak znowu odległe tereny, gdy wyczuła zagrożenie. Dziad był blisko. Martwy, podobnie jak jego niedźwiedzi wierzchowiec, obaj przywaleni potężnym dębem. Smród butwiejących liści rozjuszył wilkołaki, które ruszyły za tropem - w pobliżu czaił się kolejny druid, tym razem żywy, ale nie na długo.
Inna grupa, minąwszy maruderów z Vaerren, na których w ogóle nie zwróciła uwagi, dopadła kolejnego maga natury. Dziadyga był tak zajęty karceniem swych hien, iż nie zauważył jak nieuniknione z zawrotną -jak na psa- prędkością pędzie w jego kierunku. Gdy się zorientował, było już za późno. Szczęk kłów, agonalny wrzask i ujadanie wilków przeszyły leśne ostępy, a przeraźliwe wycie spowodowało strach u niejednego z licznie występujących w lesie żołdaków. Straciwszy pana, hieny czmychnęły przed wilkołakami, przeczuwając, iż potencjalny zysk nawet nie zrównoważy poniesionych strat. Sytuacja w kniejach Mai Laintha'e zdawała się wracać do pierwotnego stanu - zaburzonego na długo przed wyczynami kłusowników i ich popleczników z rodu von Hodor. Ciekawe, jak długo to potrwa?
Tymczasem w pobliżu ostatniego bastionu buntowników powietrze zrobiło się aż gęste od pyłu, jaki pozostawiała broń oraz gruz walących się murów czegoś, co stronnicy ostatniego walczącego jeszcze von Hodora mylnie zwali fortecą. Grad kul armatnich i nawała pocisków z trebuszy nie pozostawiały im innego wyjścia. Obrońcy dawno zjedli ostatnie konie, psy i koty. Dowódca zarządził kapitulację - nie było sensu narażać życia poddanych dla sprawy, która z założenia była już przegrana. Bramy zamku -do tej pory niby nie do zdobycia- otwarto, a najwytrwalsi z buntowników złożyli broń.

        Polanka w lesie, gdzie do niedawna leżał wieśniak Howl nieco ucichła. Ilia wraz z Mirian i pojmanym kłusownikiem poszły do chatki druida zająć się problematycznym woziwodą. Chichot i skowyt hien to narastały, to znów milkły, by w końcu zniknąć tak nagle, jak się pojawiły. Z odległej głuszy dochodziły odgłosy walki nie tylko Duchów Lasu czy elfów, ale także odwiecznej wilczej rasy z nowym zagrożeniem. Posterunki przekazywały sobie wieści o watahach wilków zwalczających leśnych dziadów i ich dość osobliwe chowańce.
- Miło Cię poznać, Es. Teleportacje? Chodzi o znikających zmiennokształtnych czy coś innego? - dodał Medard
Es zaczęła wykaraskiwać się z kłopotów, które przed momentem na nią spadły za sprawą walących się drzew. Czyżby niekontrolowane wybuchy magii? A może ten fenomen ma związek z działaniem demona lub eterycznego nieumarłego, przez śmiertelnych zwanego duchem, choć nie każdy niematerialny zdechlak to psyche żyjącej niegdyś osoby. No ale cóż taki przeciętny Pietrek Świniopas z Zadupia Dolnego może wiedzieć o stworzeniach, o których sama myśl staje kością w gardle?
- Możesz sprecyzować? Jak to "nie do końca twoja"? - spytał książę. Temat rozmowy wydawał się coraz ciekawszy. Sytuacja w lesie także. Druidzi niezbyt.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 648
Rejestracja: 15 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Mirian nie odczuła niebywałego smutku po stracie kłusownika. Ba! Utwierdziła się w fakcie, że był raczej... idiotą. Nie potrafiła pojąc jego próby ucieczki. W końcu lepszy diabeł znany niż nieznany, a dzikie zwierzęta oblepione pianą śliny nie słynęły z długotrwałych przemyśleń. Nigdy nie dało się przewidzieć ich działań, tak samo została zaskoczona także i ona. Hieny odbiegły, a rany po zębiskach wciąż piekły ją w ramię. Z początku pochyliła się jeszcze bardziej, tak by nie zostać zauważona, by skryć się w gęstwinie. To był jej pierwszy odruch. Zdecydowała się jednak wyprostować i zagryźć zęby, w końcu pieczenie przeminie.
Driada stała twardo w miejscu przyglądając się uważnie druidowi. Jego każde słowo bacznie analizowała, każdy gest i ruch, jakby chciała znaleźć w nim haczyk. Dowiedzieć się jego pochodzenia, czegokolwiek. Pierwszą informacją były same hieny. Słuchały go. Druida, człowieka powiązanego z lasem, ale nie będącego jego częścią. Nie tak spójną jak driady, istoty stworzone z drzew. Połączone głęboko korzeniami tylko i wyłącznie z naturą, a jednak...
Jednak hieny potrafiły się na nią rzucić, a większym zaskoczeniem była ich posłuszność względem nieznajomego.
-Ależ ja z chęcią poznam Twoją godność. Z chęcią również się dowiem co druid odnaleźć może na pobojowiskach, na grożącemu zagładzie ziem. Co taki pachołek zbierający rośliny chce odnaleźć właśnie tutaj? Ratujesz takich jak Pan Howl? A może zbijasz fortunę na rannych wojskach?
Mirian zbliżyła się twardym krokiem, wciąż jednak zachowując zdrowy dystans. Dojrzała łagodne rysy twarzy mężczyzny. Świeże i młodzieńcze. Przez umysł driady przebiegła myśl, że może sam praktykował na sobie własne eksperymenty. W końcu wyglądał, jak nowo narodzony.
W jego towarzystwie czuła się nieswojo. Nawet las w obrębie druida zdawał się być inny, nieprzyjazny. Zwierzęta nagle ucichły. Nie słyszała najmniejszego szmeru prócz odbiegających w dal hien. Niektóre z nich już stały zakotwiczone w bezpiecznych miejscach, ale Mirian nie wiedziała na ile ona mogła czuć się tu jak w domu. Zupełnie jakby przeciwstawił las wobec samej driady, ale ona nie słynęła z tchórzostwa.
Doskonale więc rozumiała położenie Illi. W powietrzu coś wisiało, coś było nie tak.
-Pokażesz nam wszystko? Prowadź więc i pokaż co do miary ziarna w piachu, jak chcesz uratować biednego wieśniaka?
Sprawa z druidem wlekła się za Mirian już od dłuższego czasu. O dziwo, była to jej pierwsza okazja by wreszcie ją rozwiązać i kto wie czy nie ostatnia. Driada była postacią wbrew pozorom dosyć zdyscyplinowaną, ale nie wobec nikogo innego jak swoich sióstr czy natury. Jej decyzja była więc nie może o tyle co lekkomyślna, ale ostateczna bo nie widziała innego wyjścia w swojej sytuacji. Dano jej zlecenie, a jej działanie było proste. Zrobić to.
-Gdzie Twoja chatka? I jakich ziół używasz? -spytała zaciekawiona, ale nie zrażona. W centrum lasu poczęły wyrastać rzadkie gatunki roślin, nietypowych i trudnych do odnalezienia. Czyżby to prowokowało druida do chodzenia po Maie Laintha'e? Jedna strzała wystarczyła zmieść go z powierzchni ziemi. Ale skąd taka siła przekonania wobec zwierząt, chce je przeciwstawić? Póki co było za wiele pytań by czymkolwiek się pokierować.
-Oczywiście, jeśli Pan Howl wyraża na to pełną i świadomą zgodę. Nim jednak to zrobisz przedstaw nam swoją teorię. Nie możemy narażać ów wieśniaka na niepotrzebne cierpienie. Nasza wola aby był bezpieczny.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 416
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Nie wiem, co masz na myśli z tymi… zmiennokształtnymi – widać było, iż nadal nie może się przyzwyczaić do tak wi8elkiej różnorodności istot w tym świecie.
- Chodzi mi, że byłam przy jakimś wodospadzie a teraz tu…

Rozejrzała się, próbując przyjrzeć się sytuacji, widziała oburzone spojrzenie driady. Ira jak zwykle wpędza ją w kłopoty. No ale kobieta najwyraźniej miała własne sprawy i brak czasu na robienie awantury jakiejś przybyszce z nie wiadomo skąd. Nagle jedna z hien podbiegła do Es w celu ataku, nie spodziewała się, jednak iż ofiara wzniesie się w powietrze na nieosiągalną dla tego zwierza wysokość, zachowując stoicki spokój. Co jeszcze bardziej je rozwścieczyło, najciekawsze, że na wampirzego księcia nawet nie reagowało.

- Natomiast co do tych drzew, sprawczynią jest demonica Ira – Ta, o której mowa jak cień otoczyła na chwile Medarda, przysłaniając mu widoczność, po czym wróciła do Esmeraldy i znikła.
Po chwili biegająca w dole hiena została dosłownie wykręcona niczym mokra szmatka, przez co od razu padła, widać pewien żeński demon miał nudy.

- Żywi się negatywnymi uczuciami dlatego odwala takowe rzeczy – powiedziała, lądując, znów na ziemi.
Przemieniona zamyśliła się dłuższą chwilę, nadal nie wie, co tu dokładnie robi, chciała wrócić do swojego wymiaru, tylko nie miała bladego pojęcia jak. Przydałby się ktoś, kto umie otwierać między wymiarowe portale.

- Znasz się może na magii? Na takiej, dzięki której można by przenieść się do innego świata? – spytała prosto z mostu.
- Na pewno! Od razu ci ładnie otworzy przejście i wrócimy na Ziemie! Ty to jesteś genialna… - powiedziała sarkazmem Ira, oczywiście zostało to zignorowane przez Es oczekującej zadowalającej odpowiedzi od Medarda.

- Czuję się obco w tej całej Alaraniij, ale najbardziej chodzi mi o to, iż mój świat został bez ochrony, muszę tam wrócić! Groźny, on może znów powstać! Nie ma strażników! – krzyknęła z nadzieją, że to coś da.
- Ech… - westchnęła Ira, starając się przejąć kontrolę nad ręka Es, gdy jej się to udało, dała jej plaskacza. Oczywiście nie tylko, by doprowadzić czarnowłosą do porządku, ale tez zasmakować jej rozgniewania za tą czynność.
Esme zamilkła na chwilę, zezłoszczona na demonice i spokojnie czekała na odpowiedź wampira.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Kwestia hien wydawała się być odesłaną do lamusa po ostatniej akcji, ale okazało się,m że zwierzęta nie były tak dzikie, jak wszyscy początkowo mogli sądzić. Druidzi znaleźli sobie koci (hieny są bliżej spokrewnione z kotami, aniżeli psami) odpowiednik wilka i tak jak praludzie/przodkowie/praelfowie postępowali z późniejszymi psami, tak i leśne dziady uformowały hienę wedle własnych potrzeb i oczekiwań. Nic więc dziwnego, iże zwierzęta owe nie bały się magii, zjawisk atmosferycznych czy ognia rozpalanego jakimikolwiek środkami lub sposobami.

Nagle jedno z druidzkich zwierząt pędem ruszyło w stronę przemienionej, mało nie potykając się o Medarda. Czyżby zwierz wyczuł, że w tym lesie przebywają drapieżniki o wiele groźniejsze od całego klanu hien, nawet nieco oswojonych przez magów?
A może przebywający we wnętrzu anielicy demon wzbudził takie zainteresowanie druidów? Leśne dziady lubują się nie tylko w zielarstwie i kształtowaniu natury na własną modłę, ale także niekiedy i demonologia nie jest im obca. Kto wie?

Na szczęście dziewczyna umknęła zwierzęciu, co jeszcze bardziej rozwścieczyło i tak już podirytowaną hienę. Złość w końcu stała się ostatnim gwoździem do trumny zwierzaka, gdyż demon na chwilę opuścił ciało Es i zajął się pupilem druidów z właściwą sobie gracją. Przynajmniej do czegoś się przydał.

Demon, jak się w międzyczasie okazało, nosił niby to zwyczajne imię Ira i został uwięziony w Alaranii po wpadnięciu do niewłaściwego portalu czy coś w ten deseń. Trywialna sprawa, ale wymaga czegoś więcej, niż tylko znanych nekrusom, choćby i największym, rytuałów. Medard odpowiedział:

- Do czegoś takiego potrzeba więcej niż jak to ujęłaś - "magii". Ryty Śmierci na niewiele się zdadzą. Może rytuał taki przeniósłby szczura czy kota, ale na tak złożone byty potrzeba potężniejszych mocy. Na przykład grimuarów z Kar-a-Khazad, mieściny na wzgórzach, niedawno przejętej od rezydujących w niej prawem kaduka buntowników i kłusowników. Krasnoludy zgromadziły w jej wnętrzach ciekawe przedmioty, może się zachowały, jeśli to bydło ich nie odesłało na śmietnik historii.
Dalej padały kwestie o strażnikach z innych wymiarów i jakimś Groźnym niewiele mówiące Medardowi. W końcu to nie jego małpy w tym całym cyrku. Książę postanowił jednak pomóc przemienionej. by raz na zawsze pozbyć się kłopotliwego demona. Choć z punktu widzenia Księcia, Ira była raczej szkodnikiem typu bobo, aniżeli prawdziwym demonem, o którym czarodzieje, ludzcy magowie i elfi zaklinacze wiele grimuarów spisali.
- Ruszajmy, szkoda czasu! - dodał, przywołując ku sobie wierzchowca.


Tymczasem sprawa wojny zupełnie przycichła. Ostatnie punkty oporu zupełnie wygasły, a obrońcy albo poginęli w nierównym boju z napierającym wrogiem, albo poddali się, licząc na jego wyrozumiałość. Nie mylili się. Wyjątkiem tylko okazał się Truposz, którego za całokształt czynów od razu po przejęciu miasta ścięto toporem ku uciesze pozostałych przy życiu krasnoludów. Demarczyków zaś w równym szyku przepędzono wprost do króla Ildehara bez rynsztunku, w pętach i pod odpowiednią eskortą. Oczywiście wpierw przesłuchano i wymuskano co ważniejsze persony spośród tej całej hałastry, która siedziała w mieście. Oddzielono znaczniejszych od pospolitego bydła i czekano na odpowiedź włodarzy Demary w sprawie okupu za jeńców. Pospolitych przestępców i amatorów łatwego chędożenia odesłano do Maie Laintha'e - w końcu to Las ucierpiał z ich winy najwięcej...
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath po raz kolejny przyjrzała się eskortowanemu przez nią woźnicy. Howl wyglądał źle. Był blady, oddychał ciężko, ledwo trzymał się na nogach, nie miał też sił by wygłosić jakąkolwiek mowę. Cokolwiek proponował mu druid dla starca i tak pozostawał jedyną nadzieją na ocalenie. Elfka zdecydowała ze zrobiła dla tego człowieka wystarczająco dużo. Nic więcej nie była mu winna. Wykonała swoje zobowiązanie, a teraz najwyższy czas wrócić do Medarda i skupić się na ważniejszym zadaniu jakim był kłusownik.
Sprawa hien, jakkolwiek wydawała się interesująca, nie była jej sprawą. Zwierząt było zdecydowanie za dużo. Jeśli dać wiarę opowieścią elfów z Danae, a Ilirinleath nie miała podstaw by w nie wątpić, stado tych drapieżników zostało przetrzebione do kilku sztuk, a miniony okres był zbyt krótki aby odbudować liczebność hien do obecnego stanu. Poza tym otaczające ją zwierzęta zachowywały się nadzwyczaj inteligentnie. Gdyby elfka miała wyrazić swoją opinię opisałaby je jako zmiennokształtnych uwiezionych w zwierzęcej formie. Być może powinna powiedzieć o tym Medardowi. Jako przyszły władca tych ziem, powinien zainteresować się nietypowymi zjawiskami na podległych sobie terenach.
- Niech tak będzie. - Powiedziała do druida. - Tutejsze spory nie są tematem mojego zainteresowania. Powierzam cie pana Howla. Mam nadzieję że uczynisz dla niego to co najlepsze. Poinformuję księcia ze woźnica jest w twoich rękach. Z pewnością wynagrodzi cię za udzieloną pomoc. - Skłamała Ilia, wiedząc dobrze ze to co stanie się z Howlem, akurat Medarda nie obchodziło wcale. Miała jednak nadzieję iż druid odbierze to jako pogróżkę na wypadek gdyby jego intencje wcale nie były takie czyste.
- Jeśli wchodzisz do ula możesz być albo pszczołą albo intruzem. - Filozoficznie odparł mężczyzna. - Chociaż niektórzy dodali by jeszcze że można być pszczoła i intruzem jednocześnie.
- Nie jesteśmy w ulu. - Przerwała mu elfka.
- Ty tak uważasz. W pewnym sensie nie dziwię sie wam iż nie chcecie opowiedzieć się po żadnej z tak zwanych stron. Bez względu na to kto z aspirujących do władzy ostatecznie po nią sięgnie, sytuacja ludzi nie zmieni się wiele. Ich gatunek nałożył na siebie zbyt wiele ograniczeń, sprawiając iż zatracili swoje pierwotne zdolności. Duszą ich ustanowione prawa, narzucone obyczaje, normy, ramy i zasady. Nieustannie mówi im się co należy robić, co jest dobre a co złe, jak powinni się zachowywać, a nawet to jak powinni wyglądać. Tymczasem moim celem jest uwolnienie ich od tego wszystkiego.
- Jak sobie chcesz. Mnie do tego nie mieszaj. Być może Mirian będzie zainteresowana. - Ilirinleath uparcie trzymała sie twierdzenia że jako strażniczka powinna zajmować się tylko i wyłącznie walką, a od polityki czy filozofii najlepiej trzymać się z daleka.
Pozostawało jeszcze pytanie czy po wszystkich swoich przemowach druid pozwoli jej odejść.
- Mówisz jedno, a jednak do niego wracasz. - Uśmiechnął się druid. - Niestety w tej drodze nie będę w stanie zapewnić ci bezpieczeństwa, ale rzecz jasna życzę powodzenia. Panią natomiast - zwrócił się do Mirian - zapraszam w swoje skromne progi.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 648
Rejestracja: 15 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Driada nie wtrącała się do dyskusji. Ogólnie była postacią raczej mało skłonną do dialogów, głoszenia racji bytu, tego co winno i nie powinno się robić. Świat cały czas ruszał do przodu i, jak się okazało, nawet niektóre z jej sióstr stworzyły nowy odłam. Bardziej nowoczesny, skłonny do współpracy, a także zainteresowany sprawami poza kręgami lasów. Trudno też było je nazwać siostrami… Raczej odległą rodziną. Bardzo.. odległą. Ona była zainteresowane lasem i naturą samą w sobie. To właśnie była idealna harmonia świata. Bez zbędnych i niepotrzebnych metali, skutych broni, wojen o teren… do którego zostały zmuszone bronić, bo przecież ile razy zagrożony był chociażby Las Driad?...
-Dużo filozofujesz… -stwierdziła cierpko- W sumie, fakt… Druidzi, ludzie… Nie są stworzeni „jako tako” do gadania do drzew. Miło więc zapewne spotkać kogoś takiego, jak driadę bądź elfa i zagadywać głupotami… - chciała w końcu zakończyć rozmowę, która, jak odczuła, zaczęła schodzić na nieodpowiedni tor.
„Mam nadzieję, że będzie również rozgadany, co przy swoich rytuałach…”
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej przenosząc ciężar ciała na lewą nogę. Nie chciała wtrącać się w problemy elfki. Nie dlatego, że jej nie polubiła… raczej z grzeczności, a po co robić sobie wroga z leśnego sprzymierzeńca?
Podążała wzrokiem za Ilią. Chociaż nie było tego widać, Mirian odczuła wewnętrze zdenerwowanie sytuacją. Wbrew pozorom nie była aż do szpiku kości tak pewna siebie… Trudno wiedzieć z resztą co robić, gdy nie wiesz co czeka za drzwiami. Zacisnęła zęby, bardzo delikatnie i dyskretnie… Palce zatańczyły, jakby zbierały w sobie siłę i odwagę. Przeniosła wzrok na Howla, później wróciła do młodzieńczego druida.
-Chodźmy więc-odezwała się klarownym, zdecydowanym głosem , po czym wkroczyła tuż za nim.


***
Tymczasem do Maie Laintha'e zawitać miał niedługo ktoś jeszcze… Wydawałoby się, ktoś bardziej dystyngowany, elokwentny… W szczególności ze względu na swoje stanowisko. Po drodze, gdzie tylko się dało, postać ta zbierała informacje na temat tego co działo się w okolicy. Przeciwnicy skromnego lasu oraz resztka fanatyków Hodora, wreszcie poczęli słabnąć aż w końcu się poddawać. Wielu jeńców zebrano ze sobą, a kłusownicy… Kłusownicy docierali do lasu, chociaż nie byli oni przydatnym towarem, a problemem. Niewygodnym problemem…
Wojna co prawda się skończyła, ale długo jeszcze słyszano o wielu potyczkach. Wszystko jednak ma swój koniec, a ich czas się kończył… Trudno było stwierdzić na ile takowy spokój zastanie.
Oby tylko ogień na nowo się nie rozpalił…
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 416
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esmeralda rozpostarła skrzydła i leciała tuż obok Medarda. Z daleka było widać, iż wielce się cieszy, iż zaistniała szansa by mogła powrócić do domu.

- Dziękuję, że chcesz mi pomoc, mój wymiar może być w wielkim niebezpieczeństwie – strzyknęła palcami lekko zmartwiona – Jesteś wampirem? – uśmiechnęła się, by w razie fatalnej pomyłki obrócić to w żart jednakże miała silne wrażenie, że to prawda, Ira też tak twierdziła.

Dodatkowo czuła coś dziwnego, jakiś dziwny zapach. Zapewne udało jej się odczytać, jaką woń niesie z sobą aura Medarda, choć ona sama nie była świadoma tego ani że istnieją jakieś aury.

Gdy ona i nieumarły wędrowali w stronę pewnego wzgórza, na Esmeralde nagle niczym prosto z nieba spadł anioł z mieczem. Możliwe, iż uznał ją za upadłą anielicę. Turlali się na ziemi, szamotając się ostro. Przemieniona zaskoczona starała się bronić. W pewnym momencie stwierdziła, iż musi użyć magii, skupiła się i fala energii odrzuciła niebianina. Dziewczyna pośpiesznie wstała.

- CO DO CHOLERY?! ZNOWU?? – krzyknęła, nie był to pierwszy raz, jak jakiś białoskrzydły chciał ją unicestwić.
- Nie przejmuj się, to pewnie wina czarnych skrzydeł – zadrwiła Ira.
- Zamilcz! Jeśli ja bym zginęła to ty też!
- Oj wątpliwe, wątpliwe…

Niebianin wstał i z szaleńczym uśmiechem pobiegł w stronę Es. Przemieniona uniknęła ataku dzięki temu, iż wzbiła się w powietrze. Jednak on poleciał za nią i walczyli za pomocą swoich mieczy, całkiem ciekawe widowisko. Jednakże dziewczynie znudziła się ta walka, postanowiła ją zakończyć. Jednym precyzyjnym machnięciem swej broni odcięła aniołkowi głowę. Ta wraz z ciałem spadły na ziemię na znaczną odległość od siebie.

- Już drugi raz atakuje mnie jakiś anioł –powiedziała oburzonym tonem Esme.

Ira milczącą ukazała się na chwilę, spojrzała na to wszystko, po czym za pomocą magicznych sztuczek zaczęła niszczyć ciało niebianina. Dobrze, że nie żył, bo właśnie przeżywałby istny horror.

- Możesz przestać się… bawić?! – przemienioną zdenerwowało zachowanie demonicy.
- Marudzisz, ja tu się staram, by nie zostało żadnych śladów, by nie było takich akcji, a ty tylko narzekasz!
Es prychnęła pod nosem, nie miała ochoty nic odpowiadać.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Nareszcie od czasów, których nie pamiętali już nawet najstarsi mieszkańcy spornego lasu, ów teren zdawał się wracać do normalności. Pozbawiony jątrzącego wpływu wywiadu Demary i znaczenia niedobitków po von Hodorach szybko wracał do dawnego stanu rzeczy, a przede wszystkim zwierzyny ongiś w nim bytującej. Oby tak zostało po wieki całe!

Tymczasem w drodze do krasnoludzkiego zamczyska Es zaczęła wypytywać Medarda o sprawy -wydawać by się mogło należące do oczywistych- wszakże wygląd księcia, w tym sławetne skądinąd kły oraz szpiczaste uszy drapieżnika ewidentnie wskazywały przynależność rasową. Do tego jeszcze dochodził cały szereg cech kulturowo - charakterologicznych, o których przybysz z równoległego świata wiedzieć nie mógł. Książę odpowiedział zatem rozmówczyni, upewniając ją, że nie zmienił zdania odnoście pomocy w dostaniu się do świata, z którego przybyła do Alaranii:
- Naprawdę nie masz za co dziękować. Wracaj ratować swoich ziomków.
- Oczywiście - drwiąc nieco z towarzyszki, zastrzygł uszami i odsłonił wydatne kły, ni to ziewając, ni to wydając z siebie odgłos przypominający skowyt małp z dalekich wysp na jeszcze dalszym Południu.
W takcie swoistych żartów czarnoskrzydłą dopadł kolejny mściciel z niebios. Chędożone białasy nigdy nie dają za wygraną w tym idiotycznym tępieniu Upadłych, nawet za cenę pomyłek - cóż, może ów fundamentalizm spaja to, co zostało z ongiś potężnej rasy?
Po niełatwym boju i równie karkołomnej, aczkolwiek mniej widowiskowej turlaninie w runie leśnym Esmeraldzie udało się odrzucić napastnika i wzbić się wysoko w przestworza. Jednak namolny łowca niepokornych nie odpuszczał, niczym ogar gnał za upatrzona wcześniej zdobyczą. Starli się w powietrzu, Med z uwagą obserwował bój, który należał do jednych z bardziej widowiskowych potyczek, jakie wąpierz widział w swym niekrótkim przecież żywocie.
Esme pokonała anioła, posłużywszy się magią, a następnie zdekapitowała przeciwnika. Tak kończą natręci nie tylko w Alaranii.
- Jestem pod wrażeniem. Tak widowiskowej walki dawno nie widziałem, a wierz mi, zdążyłem ujrzeć wiele. Brawo! - zaraił Medard, gratulując Es zasłużonego zwycięstwa. Oczywiście, w razie niepowodzenia aniołek pewnikiem zginąłby od magii śmierci połączonej z kunsztem władania szablą, ale na szczęście dla skrzydlatego do starcia nie doszło.
- Pewnie to przez te czarne skrzydła. Ci fanatycy myślą, że kiedyś byłaś jedną z nich, ale straciłaś wiarę w ich pana i teraz muszą się ciebie pozbyć. Taki to już lud. - dodał Medard.
Wędrowcy wychodzili już z lasu, w oddali widać było górującą nad horyzontem krasnoludzką warownię, do której ciągnęły zastępy krępych tarczowników i inszego rodzaju wojaków. Brodaty lud ponownie objął zamczysko we władanie.
Krasnoludy wróciły! To będzie ciekawie... - pomyślał wampir.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a donośne trąbienie mastodontów co i rusz przerywało zakłóconą li tylko marszem krasnoludów ciszę.
Awatar użytkownika
Niloufar
Kroczący w Snach
Posty: 226
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir (przemieniona z Górskiego
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Niloufar »

Cisza i spokój... Tak Niloufar wyobrażała sobie najbliższy czas. Po ostatnich wydarzeniach miała mało czasu, by wypocząć, a ciągły głód krwi też chwilami ją męczył. Wciąż się uczyła, wciąż poszukiwała miejsca, gdzie bez narażania się na ciekawskie spojrzenia będzie mogła żyć... W końcu, po wielu porażkach, postanowiła wrócić tam, skąd wyruszyła przed laty w swą podróż - do Szepczącego Lasu. Tak, było to miejsce, gdzie najprawdopodobniej spokojnie będzie mogła żyć... I polować, pomyślała bezwiednie. Wciąż nie opanowała tej niepohamowanej żądzy łowów, wciąż jej organizm domagał się świeżej krwi. Ostatnimi czasy dość często zastępowała ludzką krew zwierzęcą, lecz zbyt wiele "przypadkowych zniknięć" zwierząt - nawet tych dzikich i najbardziej niebezpiecznych - powodowało zbędną i niechcianą uwagę okolicznych mieszkańców, a to znowu zmuszało Nilo do nowych poszukiwań.
Ze względów bezpieczeństwa, wampirzyca przemieszczała się jedynie pod osłoną nocy lub w pochmurne dni, przez co podróż trwała nieco dłużej niż to zakładały obliczenia kobiety. Jednak dotarła w końcu na skraj lasu, i z ulgą wzięła głęboki oddech. Nareszcie w domu, pomyślała. Weszła zatem pomiędzy drzewa, zachwycając się naturą. Jako że nadchodził ranek, powoli budziły się do życia ptaki i leśna zwierzyna, a runo pachniało nadzwyczaj intensywnie. Jakkolwiek było to zapierające dech w piersiach, nieumarłą coś zaniepokoiło. Był to zapach zaschniętej krwi wymieszanej z potem. Wzmogło to u niej czujność, gdyż woń ta oznaczała jedno - śmierć. Nilo podążając za tym zapachem, krążyła przez wiele godzin po okolicy, aż w końcu dotarła ponownie na skraj lasu - jednak w innym miejscu, niż do niego weszła. Nie orientowała się już, jaką teraz panuje pora dnia czy nocy, jedynie czuła to, że jest wycieńczona tą gonitwą. Przykucnęła więc w pewnej odległości od pobliskiego traktu, by ewentualni goście nie mogli jej dostrzec. Nilo miała również stamtąd niezbyt dobry widok na okazałą twierdzę znajdującą się nieopodal.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Gdy tylko druid zniknął jej z oczu, Ilirinleath postanowiła wyruszyć w poszukiwaniu ukrytej fortecy Hodora. Mając w pamięci ostatnie słowa mężczyzny, oraz świadomość hien patrolujących okolicę, elfka zdecydowała się drogę powrotną pokonać w pełnym piegu. Póki była w lesie mogła czuć się w miarę bezpieczna. Wysokie drzewa w każdej chwili mogły stanowić dla niej schronienie, w którym ukryłaby się przed atakiem hien. Ilia nie miałaby problemu by dostać się w korony drzew, w których pozostając niedostępna dla dzikich bestii, sama mogła ostrzeliwać potencjalnych drapieżników. Przez jakiś czas spróbowała nawet takiego manewru chcąc przyczaić się na ewentualny pościg. Okazało się że nikt jej nie śledził, więc z poczuciem zmarnowanego czasu Ilirinleath kontynuowała swoja podróż, cały mając świadomość że wcześniej czy później będzie zmuszona zamienić gęste lasy na otwarte górskie przestrzenie.
Innym problemem elfki był fakt że zupełnie nie miała pojęcia w która stronę powinna iść. Driada ją opuściła, a kłusownik był martwy. Pozostawało odszukać jakiś zbrojny oddział kierujący się w stronę oblężenia i idąc jego tropem, odnaleźć drogę do Medarda. Teoretycznie sprawa była prosta. Sądząc z słów księcia pół świata zmierzało w tą stronę pragnąc wziąć udział w ostatecznym rozprawianiu się z niesfornym hrabią, a drugie tyle podążało Hodorowi na ratunek. Najwyraźniej jednak okoliczne lasy okazały się znacznie większe niż Ilia mogłaby przypuszczać gdyż przez kilka godzin ona sama nie natrafiła na żywą dusze.
A może cała sprawa została dawno już pozamiatana, światło pogaszone, a Hodor i jego poplecznicy dawno wiszą z powrozem na szyi? Chyba nie po to ktoś wznosi tajne warownie w górskich dolinach by w razie oblężenia poddać się po kilku dniach. Po raz pierwszy Ilirinleath chwyciła się na tym że w pewien sposób dopinguje hrabiego. Jego jak najdłuższe trwanie przy swoim żywocie dawało jej szansę na odnalezienie i aresztowanie poszukiwanego przez siebie zbiega.
Po jakimś czasie wysiłki elfki wreszcie przyniosły skutek. Natrafiła na ślady niewielkiej grupy ludzi. Trop którym mogła podążać by dowiedzieć się czegoś o samej twierdzy. Sądząc po drodze którą obierali idący przed nią nieznajomi, Ilirinleath podejrzewała że są to zwolennicy urzędującego władcy. Siedmioro ludzi unikało głównych dróg starając się przedzierać w najbardziej niedostępnych i trudnych do wyśledzenia miejscach. Sama liczba osób również zdawała się Ilii dziwna. Grupa była zbyt liczna by uznać ich za zwiadowców, natomiast zbyt niewielka by stanowić liczący się oddział, mogący wyrządzić przeciwnej stronie jakieś szkody.
Dalsze poszukiwania pozwoliły elfce stwierdzić że ma przed sobą kliku uciekinierów z oblężonych terenów. Ludzie ci bali się Medarda równie mocno co van Hodora. Ustępujący władca stosował taktykę spalonej ziemi nie zamierzając pozostawić niczego agresorom. Poza tym zwykł surowo rozprawiać się z tymi którzy nie wykazywali całkowitego oddania jego sprawie. Ludzie ci byli zastraszeni do tego stopnia ze sama obecność elfki sprawiła ze zaczęli błagać o litość.
- Nie rozumiem - dziwiła się elfka – skoro tak bardzo boicie się Hodora, dlaczego nie chcecie przejść na stronę jego przeciwnika? Ucieczka niczego wam nie rozwiąże.
- Widzieliśmy wioski pani – odpowiedział starszy mężczyzna będący przewodnikiem grupy – Nowy książę karze wszystkich którzy służyli Hodorowi. Nie pyta i nie chce słuchać tłumaczeń ludzi takich jak my. Pali żywcem a następnie nabija na pal.
- Chcesz powiedzieć ze robi to także tym którzy dobrowolnie poddadzą się jego woli? – Nie dowierzała Ilia.
- Jego ludzie są okrutni i bezwzględni. – Padła odpowiedź.
- Czy któryś z was zna drogę do sekretnej warowni Hodora? – Spytała Ilia. Na dźwięk tych słów uciekinierzy skurczyli się z strachu. Mężczyźni z trwogą zaciskali pięści a dwie kobiety przytuliły do siebie swoje dzieci.
- Nie idź tam pani. Wylęgarnia to mroczne miejsce. Siły naszego pana kurczą się z dnia na dzień, co zmusiło go do rzucenia do walki każdego zdolnego trzymać oręż. Tych najbardziej opornych, próbujących się buntować, alchemicy w podziemnych pracowniach zmieniają w berserków, a gdy tajemne wywary całkowicie odbiorą takiemu rozum, władca rzuca do straconej walki.
„Ludzie” z irytacją pomyślała elfka. Czasem nie potrafiła uwierzyć jak nisko są w stanie upaść by osiągnąć swój cel.
- Wskażcie mi chociaż drogę którą powinnam iść. – Powiedziała elfka decydując się zostawić uciekinierów ich własnemu losowi.
- W pobliżu stacjonuje jeden z garnizonów lorda Medarda. Nie da się go przegapić. Jeśli chcesz pani, szukaj tam szczęścia.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Wędrowała już jakiś czas, a z każdym zachodem słońca spieszyła się coraz bardziej. Pod szatą wciąż trzymała dawno otwarty list, w lesie nie działo się najlepiej. Napady, mordy… Wciąż śmierć wokół. Musiała jakoś opanować sytuację i ją załagodzić, ale trudno działać moralnie w takich sprawach. Bardziej jednak niż morale trzymało ją życie natury, czyli zwierząt, roślin… Pokazać siłę, a zarówno być neutralnym? Polityka to trudny chleb do zgryzienia…
W tym całym chaosie musiała pamiętać także o Mirian. Musiała do niej dotrzeć, musiała! Jej prawa ręka jest teraz w niebezpieczeństwie .
Po co wysyłałam ją do tego druida?
W którymś momencie pogubiła drogi. Chciała przejść jak najszybciej a zarazem w miarę okrężną drogą, ale… Nie udało się. Widziała już tlące się ciemne chmury nad głowami odległej, aczkolwiek hałaśliwej, armii krasnoludów.
Westchnęła głęboko. Nie chciała tu docierać…
Przewróciła oczami, pokołysała się niepewnie jakby w niesmaku. W końcu tupnęła nogą na samą siebie. Zarzuciła pewnie włosy, poprawiła to i owo.
W rozległym dumie unoszącego się piachu spod rudych brwi ostro spoglądały złote oczy. Delikatnie uniesione kąciki nadające jej kociego wyrazu i żywo zielona skóra wskazywała na kogoś wyjątkowego. Ubrana w lekką zbroję ze skóry, miała na biodrach armię sztyletów. Wszystko skryte pod cienką, aczkolwiek dwuwarstwową szatą w koloru wybrudzonym ciemnoniebieskim.
Pozostawała w bezpiecznej odległości. Skierowała się ku drzewom, tak by ominąć niechcianą resztę towarzystwa i tak by dotrzeć do znajomego jej arystokraty. Bo kogo innego mogła tu spotkać jak nie Medarda? Las jednak podczas oblężenia nie mógł być bezpieczny. Skradając się na leśnie knieje zrobiła to szybko po czym bezszelestnie przemieszczała się po jego brzegach. Była ostrożna i powolna. Nie tylko dla driady drzewa i krzewy stawały się idealną kryjówką. Przykucnęła wśród gałęzi rozglądając się uważnie. Wiatr między leśnymi koronami był spokojny, delikatny i…taki cichy wśród rozlegających się huków.
Nabrała powietrza. Jej nozdrza z chęcią przyjmowały woń soczewicy czy też wilgoć liści. Gdyby nie zbliżająca się potyczka za jej plecami z pewnością dałaby się ponieść tańcu i wolności. Chciała dotknąć nagimi stopami mchu i trawy, obrócić się na palcach, które ugrzęzłyby w piachu…Wyrwać, podskoczyć i…
Potrząsnęła głową. Poklepała po czole wracając do rzeczywistości. Jest Opiekunką Maie Laintha'e! Teraz należy wejść w rolę, trochę bardziej surową i zagryźć język…
Jak ja nie umiem zagryźć jęzora! – pomyślała rozpaczliwie, ale ta rozpacz na nic się zdawała w tym momencie.
Objęła grubą gałąź, właśnie miała ruszyć dalej gdy wiatr powiedział jej coś jeszcze… „Uważaj”. Wstrzymała się. Niczym zmrożona pozostała w swojej pozycji. Złote oczy oglądały okolicę. Gdyby był to dźwięk, gdyby był to cień ruszyłaby dalej, ale to mówiła jej natura.
Oddech Silje był niemalże bezdźwięczny. Nawet drzewo, do którego się przytula, popadłoby w wątpliwość czy rzeczywiście nabiera powietrza.
Gdzie jesteś… myślała. Gdzie się skrywasz…
Sam wiatr był delikatny i ostrożny. Muskał wszystko po swej drodze, po czym cisnął w nozdrza driady. Wytężyła słuch do maksymalnych możliwości, zamknęła oczy. Słuchała uważnie każdej rośliny, ich mowy, ich oddechów i ich… Wstrzymania. W połączeniu z wiatrem potrafiła zlokalizować kogoś jeszcze. Samotnika.
Samotnika? W lesie? Pod wojną? Czyżby gotowali jakiś zamach? Ale z armią krasnoludów? A może ktoś całkiem przypadkowy? Kto jednak kręci się sam ku nadchodzącej bitwie? Za dużo pytań i za mało odpowiedzi.
Wytężyła wzrok. Nagle zrozumiała, że czarny cień w krzakach to nie gałązki tylko ktoś. Ktoś z elfimi uszami, bowiem dostrzegła ich charakterystyczne zakończenie jednego z nich.
Chwila, chwila! Nie wysyłała nikogo na przeszpiegi! A może… może to mroczny elf? Wysłannik Medarda? Obracała głową, wychylała się nieco bardziej, ale nie mogła dojrzeć twarzy postaci. Musi się dowiedzieć co tu się dzieje.
Niczym jaszczurka przemknęła niezauważalnie między pstrokatymi roślinami. Przemieszczała się znacznie szybciej, ale nadal ostrożnie i cicho. W końcu dotarła do swojego celu.
Łagodnie, aczkolwiek stosunkowo mocno, położyła dłoń na ramieniu kobiety, tak by zwrócić ją ku sobie i w przeciwieństwie do nieznajomej, Silje nie ogarnęła zaskoczenie. Jasna cera, elfie uszy… Zwątpiła jednak spoglądając w oczy nieznajomej. Czerwona mieszanka…
-Co tu się dzieje? –spytała bezpośrednio – Służyć dla Karnstein?
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 416
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Dziękuję. Miałam w swym długim życiu wiele, ale to naprawdę wiele starć, to nic takiego – uśmiechnęła się, natomiast jej ton głosu brzmiał nad wyraz dumnie.

Gdy Medard mówił, że to przez czarne skrzydła, Es zastanowiła się chwilę. Przypominała sobie swój świat, tam było inaczej. Tam anioły nie zwalczały istot z piekła. No, chyba że te definitywnie przesadzały. W innym wypadku musiała trwać harmonia, nie za dużo zła i nie za mało dobra. Tu wszystko tak bardzo się różniło. Na Ziemi nikt z istot wyższych by nie chciał jej zwalczyć, nawet jak przypałętała się Ira.
Teraz zaś przemieniona zainteresowała się krasnoludami, oczywiście twiedziła, iż to po prostu karły, a nie jakieś dziwne istoty z tego świata.

- To jak to będzie… anioł, elfy, karły, czarodzieje i chyba tylko jedna ludzka kobieta. Cóż za dziwy, mniej tu osób zwyczajnych niż nadzwyczajnych! Każdy jest… tym innym, czyli normalność tu jest niezwykła? – zastanowiła się Esmeralda, razem z Medem zbliżali się do celu, a ona podczas lotu bardzo lubiła rozmyślać.

- Ciekawe czy uda nam się poznać wszystkie tutejsze istoty nadnaturalne oraz zwiedzić wszystkie krainy?- do rozmyślań włączyła się Ira i ku zdziwieniu Es, tym razem nie miała na celu irytować.

Ściemniło się znacznie, ponieważ pora już późna, przypomniała ona kobiecie, iż przez 3 dni zdążyła się zdrzemnąć ledwo kilka godzin. Zmęczenie, głód i senność zaczęły dawać o sobie znak. Esme ziewnęła przeciągle, a następnie zniżyła lot.

- Czy nim zajmiemy się Irą, znajdzie się miejsce, bym mogła odpocząć? – spytała wampirzego księcia.

Jej oczy już wcześniej się co jakiś czas przymykały, jednakże teraz, nim otrzymała odpowiedź, zamknęły się całkiem, straciła panowanie niemal nad sobą i z trudem wylądowała. Nawet czynność o wiele prostsza od latania, czyli stanie na nogach okazała się zbyt trudna i zakończyła upadkiem. Pech chciał, że upadła na ostry dość kamień. Zdarte kolana już zaczynały się goić, a tu kolejne wypadek. Nogi dziewczyny pokryły się strumykami krwi.

- O nie… - stwierdziła Ira, przemienionej chwile zajęłoby skojarzyć fakty przy tym stopniu zmęczenia. Nie miała jednak już sił na strach, co będzie, to będzie, wiedziała, że pewnie i tak przeżyje.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Spokój, cisza, marazm, tłoczone zakończenie opasłego tomiszcza z okładką upstrzoną roślinnymi esami-floresami. Wszystko ponoć zmierza ku lepszemu, więc i las po etapie wojennej zawieruchy, zamordyzmu Demarczyków i ich plugawych sługusów, a w końcu rozprawienia się z powyższymi na dobre, pewnie, acz nie za bardzo śmiało wkroczył na trakt powszechnej prosperity i poszanowania tego, co można dostać od natury zanim się ją przekaże w ręce następnych pokoleń. Wciąż pozostawało jedno tkwiące gdzieś w przepastnych odmętach umysłu pytanie:
Jak długo jeszcze hodoropodobne męty będą znajdowały wikt i opierunek spasionych misiów, których tytulatura dłuższa jest niż poziom intelektu?
Odpowiedź nie nadchodziła - być może nigdy nie nadejdzie.

- Naprawdę nie masz za co dziękować. Tutejsze anioły po prostu jak mają, żadne siły nie doprowadzą do zmiany ich zachowań. - odparł Medard.

Długa wędrówka zbliżała się do owocnego, miejmy nadzieję, końca. Z demonem czy bez, Esmeralda powróci do swego świata, a Duchy zagospodarują dany im we władanie Las, a już było widać początki tego ostatniego.

Gęste puszcze ustępowały pomału kamiennym murom pamiętającym pewnie czasy pierwszych brodaczy, którzy wyrywali te tereny niegościnnym siłom natury, by później założyć na nich potężną warownię Karak-a-Kazad. Strzegący jej wrót granitowi tarczownicy już nie majaczeli z oddali, lecz ukazywali całą swą postać w pełnej okazałości. Złowrogie spojrzenia zapewne budziły lęk w oczach wrażych armii i choć to tylko posągi, z pewnością dawały nieprzyjacielowi przedsmak tego, co ujrzy, gdy zacznie oblegać stare mury lub wedrze się do miasta siłą czy podstępem. Szczęk żelastwa i syk kowalskich miechów zamieniono na chlupot rozlewanego piwska i siarczyste krasnoludzkie bluzgi. Tak, brodaty lud dysponnuje olbrzymim zasobem wulgarnych określeń, które mogą oznaczać praktycznie każdy stan uczuciowy, nawet podziw, rzucającego nimi pobratymca. Świętowaniu swoistej rekonkwisty nie było końca, krasnoludy nie zauważyły nawet dwójki przybyszów i nietypowego wierzchowca, którzy przemknęli jakby niepostrzeżenie. Czyżby zdołano już pokonać rekord w liczbie kufli piwa, jaką zdoła wypić krasnolud? Wszystko na to wskazywało.
Noc nie była odpowiednia porą dla istot funkcjonujących w promieniach słońca, nic więc dziwnego, iż Esme poczuła wszechogarniającą senność. Książę natychmiast udzielił jej odpowiedzi:
- Oczywiście. - wskazał na okazały gmach, będący niegdyś siedzibą władz okupacyjnych, teraz czekający chyba na nowego właściciela.
- Tu odpoczniemy, nikt nie powinien nam przeszkadzać, chociaż znając życie... - urwał wypowiedź, gdyż wypadek Esme rozerwał tok myślowy na drobniutkie strzępy. Czas na spoczynek, przynajmniej dla niej.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości