FargothRóża bez kolców.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Smok poleciał z kotką i rycerzem na grzbiecie. I bardzo dobrze, jeden problem mniej, a na ich brak Grabarz narzekać nie mógł. Czy ja w ogóle dam radę pomóc tej kotce?" To pytanie dręczyło go już od dawna, bo wprawdzie znał się na anatomii i medycynie, ale już dawno nie miał z tym drugim to czynienia. A już na pewno nie na takiej istocie jak Acila.
Spokojnie wysłuchał monologu Feyli czekając aż ta będzie musiała wziąć oddech i jej przerwać. -Mortem musssiał sssię wyssstraszyć czegoś dużego. -zaczął białowłosy- "Albo tego przeklętego anioła..."- dodał w myślach starając się łapać wszystko co kowalka mu rzuci. -Sssisssko nie żyje, zginęła pod gruzami...- Starał się tłumaczyć łapiąc hełm- Ci mężczyźni...cóż, wzięli sssię znikąd. Wyjaśni sssię potem. -Mówił dalej teraz łapiąc tarczę. -Nie, ta kobieta zdradziła, próbowała mnie poderwać, potem chyba próbowała mnie poderwać... Zachichotał na myśl o jej nieudanych zalotach do swojej skromnej osoby. -Ale kotka coś wie, musssi wiedzieć, ssskoro jej sssłużyła... Właściwie to był tylko domysł białowłosego a nie pewna informacja, ale nie miał wyboru, musiał postawić wszystko na tę jedną kartę.
Nie spodziewał się, że Fey wskoczy mu w ramiona, więc przewrócił się razem z nią lądując na kościstym tyłku. -To nie było zaba...właściwie to było... Zachichotał widząc minę swojego ogiera, który patrzył się na Adriena wyraźnie chcąc mu coś przekazać.
Przynajmniej raz w tym całym szalonym dniu coś układało się po jego myśli. Smok zabrał ich w bezpieczne miejsce do lasu, straż w większości była martwa lub na tyle ranna by nie mogła ich ścigać. Mimo to zatęsknił za swoim ukochanym zakładem pogrzebowym, za setką świec rozstawioną na trumnach i każdej innej wolnej powierzchni i za sobą w różowych, puszystych kapciach siedzącego za wielkim, drewnianym biurkiem czytającym księgę lub rzeźbiącym coś na wieku trumny. "To zdaje się takie odległe... Zupełnie nie jakbym robił to zaledwie...wczoraj..ah..." Bez słowa wyciągnął z torby przy koniu szarą szarfę i zawiązał ją sobie jak zwykle- przez lewe ramię kończąc na prawym biodrze. Teraz w końcu wyglądał...normalnie.
Oddział na nowo zaczynał się formować, należało się wynieść jak najszybciej, całe to przeklętego miasto sprzysięgło się przeciw nim, a w dodatku pierścień przestał parzyć go w palec, co oznaczało, że anioł gdzieś się zmył.
-Dorze panienko, wssskakuj na konia. Nakazał Feyli -jedziemy. Ale po minie dziewczyny widział, że ta nie wsiądzie już więcej na jego konia. Cóż, a on nie miał siły się z nią kłócić.
Tyłek dowódcy "przypadkowo" zajął się ogniem, cała złość wyparowała z Grabarza wraz z wybuchem magii. "Co oni wszyscy mają z tym chudzielcem? To, że jestem wysoki i noszę buty na obcasie oraz to, że lubię ciemne kolory po prostu mnie wyszczupla..., nie jestem aż taki chudy, bez przesady..." Ale był przyzwyczajony, niezbyt mu to przeszkadzało. Skoro kowalka sama nie chciała wejść na konia trzeba ją zmusić... Nie raz nosił ciężkie trumny, więc dziewczyna nie była dla niego wyzwaniem... Po prostu bezceremonialnie złapał ją w pasie i posadził na konia wskakując na niego zaraz po niej przygotowany na stek wyzwisk.
-Trzymaj sssię... Nakazał Upadły i szarpnął wodzami konia, który stanął dęba a potem ruszył przed siebie z pełnym pędzie zostawiając skołowanych ludzi i ruiny zakładu krawca daleko za sobą. Ostatnią rzeczą, którą usłyszeli strażnicy był śmiech białowłosego.
Obstawiał, że ludzie tak bardzo przerażeni bestią gdzieś się pochowali, podobnie jak strażnicy i reszta gwardii z miasta, co znacznie ułatwiło im opuszczenie murów miasta.
Anioła nigdzie nie było widać, być może wystraszony także się gdzieś schował...
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Kiedy tylko olbrzymia bestia rozpostarła skrzydła, melmaro odruchowo poprawił umieszczenie kotki i swoje, tak, by mieć pewność, że ich pozycja będzie stabilna. Człowiek wciąż nie potrafił ogarnąć rozmiarów smoka. „Przecież on sam mógłby doszczętnie zniszczyć całe miasto…” Przemknęło mu przez myśl. „A ja siedzę na jego grzbiecie… Mam nadzieję, że nie jest to dla niego obrazą, czy coś w tym stylu.” Kiedy tylko wojownik stwierdził, że wszystko pójdzie dalej normalnie, dzisiejszy los znów go zaskoczył. Znajdował się… hm… twarzą w twarz, ze stworzeniem. Gotlandczyk miał okazję z bliżej odległości przyjrzeć się jego pyskowi, a raczej głowie, bo istota ta robiła piorunujące wrażenie. „Z pewnością jest milion razy arystokratyczniejsza ode mnie…” Olbrzymie, złote oczy przewiercały człowieka na wylot. Łatwo można było dostrzec w nich mądrość, powagę, łagodność, a zarazem nieustępliwość, stalową siłę i odwagę. Jego głos również zawierał po trochu każdą z tych cech, a jego imię… Cóż… Loring niezbyt znał się na smokach, ale wydało mu się idealnie pasujące. Dlaczego? Było tak długie, że zapamiętał sam początek, ze dwie litery, w dodatku nie umiał ich wymówić. Blondyn już miał zwrócić istocie uwagę na fakt, że nie zapamięta tak skomplikowanych nazw, kiedy smok poderwał się do lotu. Było to tak nagle, niespodziewanie, że złotowłosy pewien był, że zleci w ciągu sekundy. Ale nie, jednak utrzymał się między kolcami, tak samo Acila pozostała na miejscu.
Jak opisać lot na smoku? Jakkolwiek nie próbować, sedno tego pozna tylko ten, kto sam czegoś podobnego doświadczy. Loring myślał, że jak już wzbiją się w powietrze, to przelecą nad murami i w spokoju poszybują ku lasowi. Ale nic bardziej mylnego! Zamiast obrać wyraźny kurs, bestia ciągle leciała w górę, w dodatku pod dość ostrym kątem. „Może długo już nie był w powietrzu, i chce wykorzystać okazję.” Gotlandczyk uśmiechnął się. Mimo, iż był pewien, że istota ta ma setki, a może nawet tysiące, lat, to nie dało się nie zauważyć odrobiny dziecięcej radości w jego locie. Niewątpliwie była to rozkosz dla skrzydlatego, ale mężczyzna odsapnął, kiedy wreszcie wyrównali lot, a bestia sunęła wręcz na wyprostowanych skrzydłach. Swoją drogą, były one bardzo duże, nawet podług ciała.
- Wszystko w porządku panie, trzymamy się. – odpowiedział smokowi Loring. Nie próżnował, tylko chłonął wręcz wzrokiem przepiękne widoki poniżej. Z tej wysokości cały krajobraz prezentował się tak drobno, wszystko było w zasięgu oczu, a wojownik czuł się tak, jakby mógł teraz wszystko. Gotlandczyk pilnował również kotki. Wydała mu się rozpalona, kiedy dotknął jej czoła. Cały czas uciskał ranę, zapobiegając wylewowi krwi. „Ten smok jest z pewnością bardzo mądry i utalentowany, ale nie wygląda mi na lekarza.” Melmaro głowił się, jak to jest – czy smok jest bardziej widzianym przez niego młodzieńcem, czy odwrotnie. Obawiał się jednak zadać to pytanie, ze względu na możliwość okazania się idiotycznym.
- Złocisty blask omamił niebo, słońce wstało, świecić zaczęło. Wyjdźcie woje, wyjdźmy wszyscy, natura się budzi, natura już śpiewa. Radujmy się z nią, podlewajmy nasiona, pielęgnujmy drzewa, hej! Wietrzyk plotkuje, wraz z liśćmi mocno się raduje. Szczęście przynoszą, dary kosztowne, wyjątkowe, wszystkie do nas znoszą. Otrzyjmy już łzy, bo nowego dnia pora. Otrzyjmy już łzy, bo jesteśmy wszyscy razem. Natura, kobiety, rodziny, i my. – Świetny humor gotlandczyka przełożył się na śpiewanie. Nie zastanawiając się nad tym, odruchowo wybrał pieśń rodzinną, jeszcze sprzed pójścia do klanu jego, oraz jego brata. Zawsze gdy to śpiewali, znajdowali się z rodziną w ogrodzie, pośród drzew. Siedzieli w kole, każdy śpiewał jedną zwrotkę. Rozmyślając o tym, melmaro stracił kontakt z rzeczywistością. Całkowicie utonął w świecie wspomnień. „I pomyśleć, że od tamtego czasu tak wiele się zmieniło…” Faktycznie, wtedy wszystko było inne. Ale najważniejsze, że wtedy Imi żył… Tak samo pomyślał Loring. „A teraz już go nie ma…” Odruchowo zacisnął dłonie w pięści, a jego serce wypełnił głęboki smutek. Biorąc pod uwagę okoliczności, największy od czasu przybycia do krainy. Blondyn wyczuł pod powieką lewego oka wilgoć, co zwiastowało łzie. Szybko więc porzucił swe rozmyślania, a oko przetarł dłonią. Do śpiewania już jednak nie wrócił.
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

Acila nie miała pojęcia gdzie sie znajduje. Otoczenie zewnętrzne dawno już przestało dla niej istnieć. W chwili obecnej kotołaczka pozostawała skupiona wyłącznie na swoim ciele i jego wnętrzu. Usiłowała zapaść w głęboki sen. Zwinięta w kłębek, wierciła sie na smoku jak na najlepszym posłaniu, zupełnie nie zdając sobie sprawy że grozi jej upadek z olbrzymiej wysokości. Tylko dzięki wysiłkom Loringa, Acila nadal pozostawała na grzbiecie bestii. Dla niej sen oznaczał regenerację, a ta z kolei była jedyną znaną jej możliwością powrotu do zdrowia. Teoretycznie ciało kotołaka, które potrafi tak diametralnie zmienić formę z ludzkiej na zwierzęcą, manipulując przy tym wieloma układami wewnętrznymi, powinno bez problemu poradzić sobie z krwotokiem czy też zakażeniem. Bo czym jest niewielka rana wobec zmiany funkcjonowania obiegu krwionośnego czy struktury mięśni i kości? Niestety to tylko teoria. Dla Acili która nie potrafiła na zawołanie przyjąć postaci zwierzęcej, która zmieniała się w kota zupełnie nieświadomie i niespodziewanie dla samej siebie, ta wydawałoby sie prosta manipulacja własnym ciałem stanowiła nie lada wyzwanie. Przez całe dotychczasowe życie Acila starała się unikać jakichkolwiek transformacji w obawie że nie będzie mogła powrócić do zamierzonej formy, a teraz ten brak umiejętności mógł zaważyć na jej dalszym losie.
Zapadnięcie w głęboki sen i oddanie sterowanie swoim ciałem pierwotnym instynktom, było dla kotołaczki jedyną nadzieją. Jeśli ona się wyłączy to jej organizm powinien wiedzieć co robić. Ale najpierw musi zadbać o dostarczeniu mu należytej porcji energii. Jakkolwiek absurdalnie by to brzmiało, w jej obecnym stanie dziewczyna najbardziej potrzebowała pożywienia. Była wychudzona i osłabiona, a jeśli jej ciało miało dokonać teraz cudu, będzie w tym celu domagało się odpowiedniej porcji paliwa.
- Jeść. - Szepnęła cicho do mężczyzny który trzymał ją w swoich objęciach. Nie bardzo będąc świadoma do kogo teraz mówi, musiała wierzyć że ta osoba będzie w stanie jej pomoc. Nie miała innego wyboru. - Acila ... musi... - dodała z wysiłkiem.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Wbrew sobie Feyla ponownie znalazła sie na grzbiecie wierzchowca galopując w nieznane. O dziwo w rękach grabarza koń prowadził sie dużo spokojniej. Oboje mieli też szczęście. Bramy miejskie na powrót zostały otwarte. Najwidoczniej mieszkańcy usiłujący uciec przed smokiem okazali się na tyle silni by sforsować przeszkodę w postaci tych kilku strażników blokujących wyjście z miasta. Adrien i kowalka bez problemów opuścili Fargoth. Zmęczona całym dniem Feyla nie miała teraz ochoty by czynić swojemu dowódcy kolejne wyrzuty. Rozmyślała ponuro nad losem ich wyprawy. Opuszczając wioskę byli w czwórkę. Najpierw pozbyli się lisa, teraz elf przepadł bez wieści. Połowa drużyny już się rozpadła, a tak naprawdę cały czas znajdowali się w pobliżu domu. W takim tempie nikomu z nich nie uda się dotrzeć ... no właśnie, póki co nawet nie wiedzieli dokąd zmierzają, a jeśli kotka okaże sie nic nie wiedzieć? Cóż mogą pakować manatki i wracać do domu. A nawet jeśli optymistycznie założyć że uzyskają cenne dla siebie informacje to co dalej? Czyżby grabarz zamierzał uzupełnić skład nowo poznanymi blondynami? W takim razie czekały go trudne negocjacje, nie tylko z nimi ale i z nią samą.
Mortem pędził właśnie przez las, gdy Feyla ujrzała ognisko. Wskazała je grabarzowi. Czyżby tak szybko dotarli na miejsce? Dziwne? Samo ognisko też wydawało się kowalce zdecydowanie za duże. Jakby ktoś chciał spalić las, miał zdolności do przesady albo próbował dać wyraźny sygnał gdzie sie znajduje. Może to faktycznie rycerz i smok wzniecili tak duży ogień. Grabarz skierował Mortema w stronę obozowiska. Okazało się ze zamiast spodziewanych towarzyszy ujrzeli przy nim trzech krasnoludów. Najstarszy z nich wstał, skłonił się nisko i powitał przybyszów.
- Witajcie nieoczekiwani goście. Jestem Gorlo kowal, to mój uczeń Tarinki, oraz nasz ochroniarz Ryhkin. - Gorlo przedstawił kolejno zebranych, a ci kłaniali się uprzejmie idąc w jego ślady. - Cieszy nas niezmiernie wasz widok. - Kontynuował krasnolud - Pierwszy raz wędrujemy przez te okolice, i z wstydem przyznaję iż nieco sie pogubiliśmy. Temu też palimy wielki ogień i tak bardzo raduje nas wasz widok. Przybyliśmy w te strony w poszukiwaniu mistrza Nurdina. Może słyszeliście o tym zacnym krasnoludzie? Jest nam niezmiernie bliski, a poza tym przywozimy mu szczególny dar.
Feyla na wieść iż oto ma przed sobą krasnoludzkiego mistrza rzemiosła, od razu przystąpiła do działania. Zeskoczyła, a raczej spadła z konia, by natychmiast skłonić się przed Gorlo. Pomijając już samą wzmiankę o Nurdinie, oto miała przed sobą kowala krasnoluda, a jej mistrz wielokrotnie powtarzał jej jak powinna zachować sie przy takim spotkaniu. Bez względu na wszystko należy zachować etykietę. Feyla zamierzała pokazać nieznajomym iż jest obyta z krasnoludzkimi obyczajami, a te nakazywały nie tylko przedstawić sie z podkreśleniem poziomu wtajemniczenia w rzemiośle, ale także wymienić czymś z własnej twórczości. Miedzy innymi dlatego kowalka zabrała w podróż tak wiele bagaży. Spodziewała się spotkać na miejscu spoko rzemieślników pokroju Gorla i zamierzała na takie okoliczności być przygotowana.
- To dla mnie wielki zaszczyt mistrzu Gorlo stanąć przed tobą. Ja jestem Feyla mistrzyni siódmego kręgu - Skłoniła się z gracja na jaką tylko było ją stać. - Racz przyjąć ode mnie ten mały podarek. To niewielkie urządzenie mojego autorstwa. Służy do wskrzeszania iskier. Oby przydało ci się w dalszej podróży. - Feyla była niezmiernie ciekawa jak krasnolud oceni jej iskrownik. Sam przyrząd był bardzo prosty i bazował na tarciu o siebie palnych kamieni, ale samej Feyli wydawał się niezwykle praktyczny. Interesowało ją też co takiego sama otrzyma od krasnoluda. Ku rozczarowaniu kowalki, ten ostatni, obejrzał podarek, schował go i z słabo ukrywanym zakłopotaniem oznajmił:
- Jestem niezmiernie wdzięczny. To bardzo miło z twojej strony iż dajesz mi to coś? - Gorlo ponownie skłonił się nisko.
"Jakie cos? Czy ty w ogóle widzisz co masz przed sobą? I gdzie do cholery jego maniery?" Irytowała sie w duchu Feyla. Czyżby Nurdin nawciskał jej bajek o tej całej etykiecie? A może ten tu był takim kowalem jak ona czarodziejkom?
Tymczasem krasnolud z wyraźnym niecierpliwieniem spoglądał na grabarza. Zadał konkretne pytanie i oczekiwał uzyskać na nie odpowiedź.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Adrien był zdziwiony, że Feyla umie siedzieć cicho i jeszcze go nie zaatakowała lub nie przywaliła mu czymś ciężkim. Nie że się o to prosił, absolutnie, ale było to... dość dziwne biorąc pod uwagę jej poprzednie zachowanie. "Czyżby tak łatwo mi odpuściła?" Naruszył jej nietykalność, zawalił sprawę, wprawdzie nie ze swojej winy, ale zawalił, a ona nic nie mówi? Dość podejrzane... Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, musiał kierować koniem, który najwidoczniej nie bardzo miał ochotę na dodatkowy balast w postaci kowalki.
Bramy miasta były puste... strażnicy bez wyrzutów sumienia opuścili swoje stanowiska ratując tylko i wyłącznie własny tyłek, co Grabarza nie zdziwiło, przywykł do widoku dezercji. "A podobno to kapitan opuszcza statek jako ostatni...ihihi...tak łatwo poszło, że to aż nieprawdopodobne po tym co dziś przeszliśmy..." A przeszli przecież tak wiele, że nikt im w to nie uwierzy. Smok, zamtuz, wszystko było co najmniej dziwne... Bardziej szalone od samego pana Crevana, co było dość trudnym wyczynem.
Znowu zmusił konia do morderczego galopu, nie zamierzał mu odpuścić aż do dotarcia do ogniska. Postawił sobie za punkt honoru zająć się tą kotką a przy okazji wyciągnąć od niej tyle informacji ile tylko się da. Wprawdzie wątpił by ta była przyjaciółką czy powierniczką Sisko, ale nie miał zbyt dużego wyboru. Jeśli chcieli się czegoś dowiedzieć musieli chwytać się każdego rozwiązania.
Jemu także zdawało się, że dojechali zdecydowanie za szybko. Wprawdzie jechał zupełnie na ślepo (jak z resztą cały dzisiejszy dzień), ale niemożliwym było by jechał równo ze smokiem! Znał możliwości swojego konia, ba, wątpił żeby jakikolwiek zwierzak tego dokonał. "mam wrażenie, że o czymś zapomniałem...ale...o czym..."Miał nieprzyjemne uczucie, że czegoś nie zrobił a fakt, że był strasznym pedantem jeszcze bardziej go nakręcał. "No tak...już wiem..." Zapomnieli o..Elfie! No tak, przecież brakowało go od początku oblężenia zamtuza! "Cóż...w takim razie na pewno nie żyje" Przynajmniej jedna sprawa była rozwiązana.
"Krasnoludy?" Cóż, tego się nie spodziewał. Czuł się nieco dziwnie w ich towarzystwie...Sam był wysoki, z obcasami niemal dwa metry a oni... może z metr pięćdziesiąt...Zachichotał cicho na ten widok, wyglądali przy nim jak dzieci... Ale nie zamierzał się wtrącać, czuł gdzieś pod skórą, że to zły pomysł by z nimi rozmawiać. "Jeśli będzie trzeba znów wsadzę ją na konia i zmuszę do jazdy" Dla niego było to oczywiste i proste jak szczurzy ogon. "Chwila...czy Nurdin przypadkiem nie miał zatargu z krasnalami? Przynajmniej tyle udało mi się wyłowić z jego bezużytecznej paplaniny...Jedyne co mogą chcieć mu podarować to sporego łupnia." Swoje myśli zostawił dla siebie, przynajmniej na razie. Skoro to dziewczyna chciała się tu zatrzymać to niech teraz sama się z nimi męczy. -Nie mam pojęcia, panowie. Odpowiedział rozbrajająco szczerze i rozłożył ramiona w geście bezradności oparty plecami o konia. Oczywiście, że mógł im pomóc, ale...czy stać ich na jego informacje?
Dobrze się bawił obserwując wysiłki kowalki, ale był jednocześnie na tyle czujny by pilnować i siebie i jej w razie ewentualnej próby dostania informacji o pobycie Nurdina mieczem. Nie sądził by Feyla był na tyle głupia by nie zorientować się co w trawie piszczy i że krasnale na pewno nie miały dobrych intencji. Po za tym...czas ich gonił, gdyby nie to już dawno byli by na miejscu.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh szybko doleciał nad las, w czym bardzo pomogły mu sprzyjające wiatry, ledwie zauważalne przy ziemi, ale na tej wysokości dostatecznie silne, aby pchać go do przodu. Przeleciał nad jeziorem i zaczął zniżać lot, aby wylądować nieco na południe od niego. Drzewa uginały się lekko pod powiewami wywoływanymi przez jego wielkie skrzydła. Zwierzęta i ptaki błyskawicznie czmychały, gdy tylko się zbliżał, co było dla groźnego drapieżnika całkowicie naturalną rzeczą. Teraz musiał tylko znaleźć odpowiednie miejsce do lądowania, co przy jego rozmiarach mogło okazać się trudne. Na szczęście już po chwili jego wzrok wyłowił z gęstwiny leśnej polanę dostatecznie dużą, aby mógł się tam zmieścić. Skręcił w jej stronę i spowolnił lot, aby po chwili wylądować na niej. Zgromadzone tam stado jeleni natychmiast rzuciło się do ucieczki, głośno rycząc ze strachu. Ziemia lekko się zatrzęsła, gdy smok jej dotknął. Zwinął skrzydła i pochylił się, aby umożliwić Loringowi i kotce zejście z niego. Kiedy już to zrobili, wyprostował się i podniósł wysoko głowę.
- Jezioro znajduje się niedaleko. Wystarczy, że podążysz tam - wskazał tę stronę głową. - Ja muszę teraz zapolować. Dołączę do was najszybciej, jak to będzie możliwe. Przekaż to tamtemu albinosowi i kobiecie, jeśli byłbyś łaskaw to zrobić.

        Następnie ponownie wbił się w powietrze, odlatując na północny zachód. Z tego, co pamiętam nieopodal Fargoth znajdują się góry. Tam będę mógł swobodnie zapolować, nie tak, jak w lesie, gdzie każdy mój krok zwalałby mnóstwo drzew. Jeśli szala szczęścia przechyli się dziś na moją stronę, może szybko natknę się na stado kozic górskich. Musiał coś zjeść, albowiem bez uzupełnienia zapasów energii w ciele nie mógłby ryzykować ponownej transformacji. Przemiana, gdy był głodny lub wyczerpany, niemal zawsze kończyła się katastrofom, zarówno dla niego, jak i najbliższego otoczenia. A pod ludzką postacią wzbudzałby zdecydowanie mniejszą uwagę, niż jako smok. Zrobię to najszybciej, jak się da, postanowił, mknąc przez nieboskłon.

        Owe góry, w których chciał zapolować, dostrzegał już znad lasu i dużo czasu nie zajęło mu dotarcie do nich. Wylądował na szczycie jednej z mniejszych gór i rozejrzał się dookoła, poszukując jakiejś zwierzyny. Nie dostrzegł niczego, ale za to wyczuł zapach. Hm, już teraz czuję coś dużego. Doskonale. Będę mógł się porządnie najeść. Wiedziony zwierzęcą wonią, smok ruszył wgłąb gór.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Krasnolud usiłował wydobyć od nich cenne dla siebie informację na temat Nurdina. Było to dla Feyli oczywiste i nie zamierzała się nimi dzielić, ale z drugiej strony jeśli ta banda zna jej mistrza, to zapewne przybywają z miejsca do którego ona sama usiłuje się dostać. Podsumowując kowalka uznała że jeśli umiejętnie poprowadzi rozmowę, sama jest w stanie dowiedzieć się rzeczy istotnych dla losu wyprawy. Dziwiła się iż grabarz tego nie dostrzegł. Jakoś specjalnie nie kwapił się do rozmowy z trójką brodaczy. Czyżby tak bardzo wierzył w to że kotka kryje w sobie coś cennego? Dla Feyli nadarzała sie okazja by ruszyć do przodu i zamierzała z niej skorzystać. Bez skrępowania przysiadła sie do ogniska krasnoludów częstując sie ich posiłkiem.
- Skąd jesteście? - Spytała wprost.
- Oh praktycznie to znikąd. Podróżujemy po całym świecie, toteż ciężko powiedzieć byśmy jakąkolwiek jego część mogli traktować jako swój dom - Gorlo najwyraźniej doskonale wiedział w co grają. Kłaniał się nisko przy każdym wypowiadanym przez siebie zdaniu, czym wyjątkowo drażnił Feylę, ta z kolei nie pozostawała mu dłużna obgryzając coraz to większe kawałki z jego zapasów. - Dziwi mnie rzecz że jako tutejsza kowalka nic nie słyszałaś o szanownym Nurdinie. To wybitna postać i każdy z branży winien coś o nim wiedzieć. Zwłaszcza miejscowy.
- Eh może i słyszałam. Był tu kiedyś taki. Ale wypadł z interesów. Za drogi był, a poza tym wbrew temu co sam sądził, ludzie równie dobrze znają sie na tej robocie. A w wielu aspektach nawet go przerastali. - Tłumaczyła Feyla opychając się posiłkiem. - Obawiam sie że go nie znajdziecie i z waszej dostawy nici. Ale zdradźcie mi jeśli łaska co takiego zawiera wasza przesyłka, a być może ją odkupię. Przynajmniej nie będziesz mistrzu stratny na tej podróży.
- O nie, nie, nie. Jakiż byłby ze mnie przewoźnik gdybym wściubiał nos w tajemnice swoich klientów, albo dostarczał towary nie do adresata. Mimo wszystko spróbujemy popytać w samym Fargoth. - Uśmiechnął sie Gorlo kłaniając się przy tym w pas. "Zabawne a przed chwilą twierdził że jest kowalem. Szybko przemianował się na przewoźnika" Pomyslała Feyla. - Przyznam że to dość niezwykłe spotkać dwójkę taką jak wasza, błądzącą w środku nocy po lesie. Cóż to za pilne sprawy wygoniły was z łóżek. - Krasnolud ponownie skłonił się nisko.
- Nic szczególnego. Zwykły romantyczny spacer we dwoje. - Trójka krasnoludów właśnie straciła dzienne rację żywnościowe. Wyraźnie zaczynali zdradzać oznaki zniecierpliwienia. Jeśli dalej rozmowa pójdzie w tym kierunku przyjdzie im wkrótce głodować. - Zabawne, jak na kowala nosisz przy sobie niezwykle mało narzędzi. Niechętnie to stwierdzam ale nie widzę ich tu wcale. Towarów którymi moglibyście handlować specjalnie też nie. Przyznasz ze to dość osobliwe.
- Z przykrością przyznaję ze zostaliśmy okradzenie z naszych dóbr. - Kolejny skłon sprawił iż Feyla była gotowa kopnąć krasnoluda w zad. - Rozumiem że jako para nie spędzicie tu całej nocy. Czy zatem moglibyśmy przyłączyć sie do was gdy już będziecie wracać do miasta? - Tym razem skłon i pytanie skierowane było do grabarza.
- Mistrzu sprawdzę co tam u naszych kucy. - Tarinki nieoczekiwanie wtrącił się do rozmowy. Wstając i udając sie w stronę przywiązanych zwierząt szepnął po drodze do Adriena.
- Nie ufaj mu panie. Nurdina ma wielu wrogów wśród braci krasnoludzkiej i tylko nielicznych przyjaciół którzy dbają o jego los. Rozpoznali dziewczynę i teraz nie puszczą jej tak łatwo - Wskazał na Gorla, aby podkreślić kogo ma na myśli. - Ale niektórzy z nas naprawdę chcą tu pomóc - Tym razem dyskretnie zasugerował siebie.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Upłynęło zaledwie kilka minut od zakończenia opery, gdy kotka się poruszyła. Loring był na tyle zamyślony oraz zafascynowany, że nie zauważył, iż kotka jest już przytomna. W sumie trudno było to nazwać pełną świadomością, gdyż majaczyła i trwała w zawieszeniu pomiędzy światami. Wojownik pochylił się nad nią, i omiótł wzrokiem twarz kotołaczki. Bardzo wyraźnie uwidocznione było na niej wyczerpanie dzisiejszym dniem.
- Wszystko w porządku, kotku? Słyszysz mnie? – zapytał, z nadzieją, że ta odpowie. Tak się jednak nie stało. Wciąż nie reagowała, a ciało Acilli wykonywało nieprzewidywalne ruchy, co było niepokojące. – Hej, postaraj się tak nie ruszać, jesteśmy w powietrzu, na smoku. W każdej chwili możemy spaść, co byłoby z pewnością ostatnią czynnością w naszym życiu.
Blondyn mówił do niej spokojnym głosem, z nadzieją, że to pomoże. I znów nic, bez odzewu. Dopiero po chwili dziewczyna wykazała się jakąś świadomością. Wyszeptała, że potrzebuje jedzenia, choć melmaro był przekonany, że sama nie wiedziała dokładnie do kogo.
- Ja, ja nic nie mam Acillo, nic nie mam. Jesteśmy teraz w przestrzeni powietrznej, ale jak tylko wylądujemy, to coś się znajdzie, zobaczysz. Musisz wytrzymać jeszcze troszkę, wierzę, że dasz radę.
Faktycznie, po stosunkowo niedługim czasie dotarli na miejsce. Z powodów niezależnych od nich, lądowanie od razu przy jeziorze nie było możliwe, więc smok musiał wylądować na polanie w jego pobliżu. Właśnie tego elementu gotlandczyk najbardziej się obawiał. Był wręcz pewien, że poważnie odczują zderzenie bestii z ziemią, i po prostu zlecą z istoty. Faktycznie, dało się czuć drobne uderzenie, jednak nie było najgorzej. W dodatku twardo-łuski był na tyle uprzejmy, że przyjął pozycję umożliwiającą im wygodne zejście. Jak widać i on był strasznie głodny, bo gdy tylko wskazał im kierunek jeziora, od razu rozpostarł skrzydła i ponownie wzbił się w powietrze.
- Upoluj też coś dla Acilli! – krzyknął Loring za odlatującym smokiem, modląc się, by ten go usłyszał, po czym mruknął cicho. – Dla mnie też możesz, jeśli chcesz.
Zerknął w stronę kotki i westchnął. „W tym stanie na pewno nie zajdzie daleko. W dodatku wciąż trzeba uciskać ranę.” Wojownik spokojnym krokiem podszedł do dziewczyny, i wziął ją na przedramiona. Była strasznie lekka, przez co niesienie nie było kłopotem. Jezioro faktycznie znajdowało się niedaleko, i do celu dotarli szybko. Miejsce to nie wyróżniało się niczym szczególnym, ot, zwykła woda otoczona kłębem drzew.
Melmaro zaniósł kobietę nad brzeg, i położył na miękkiej trawie. Delikatnie obmył jej brudną twarz i uśmiechnął się.
- Jesteśmy na miejscu. Niedługo wróci smok z jedzeniem, przybędzie ten wysoki oraz dziewczyna, a dzisiejszy, chory, dzień dobiegnie końca. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Pozostaje nam jedynie czekać.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Czy Feyla nie rozumiała, że czas to pieniądz? W prawdzie w pracy grabarza to powiedzenie się raczej nie sprawdzało, ale jednak... Smok powinien już wylądować co oznacza, że na pewno na nich czekali przez co kotka się tam wykrwawiała albo co gorsza już nie żyła. Adrien był człowiekiem bardzo nieufnym, toteż krasnoludowi nie wierzył za grosz, w przeciwieństwie do kowalki rzecz jasna. Stał oparty o swojego konia coraz bardziej się niecierpliwiąc, ale siedząc cicho, dyskusja nie miała większego sensu, dziewczyna i tak by go nie posłuchała.
-Wiesz kto był w tym mieście, nie?- Dobiegł go głos Mortema, który był wyraźnie zdziwiony, że anioł jeszcze żyje.
-Wiem... Odpowiedział Grabarz wymijająco.
-No i nie zamierzasz nic z tym zrobić? Koń przyzwyczajony był do widoku anielskiej krwi, którą Grabarz z taką łatwością przelewał.
-Zamierzam, Mortem. Nie odpuszczę... Smukłe palce zacisnęły się w pięść tak mocno, że na białej cerze pojawiły się krople krwi z wbitych tam paznokci. -Ale nie teraz. Łatwiej mi będzie pod osssłoną nocy... Powiedział takim tonem jakby tłumaczył pięcioletniemu dziecku, że dwa i dwa to cztery.
-Ale...czemu nie w mieście, nie tam od razu? Byłoby ci łatwiej...
-Nie...za wiele osób by widziało co robię...szkoda tylko, że jeszcze nie wiem kto to jest. "Ale mam już pewne podejrzenia kto się może tu kręcić..." Dodał w myślach białowłosy drążąc temat w myślach. "Czyżby to kochany Averso kręcił się w pobliżu? Ah...jakże byłoby pięknie..." Na tego anioła Adrien polował już kilkanaście lat, to on wraz z Arellem go oszpecili, choć Grabarz po latach pokochał swoje blizny, i to oni wydali na niego wyrok śmierci. Tyle, że Arell już od dziesięciu lat leżał martwy kilka metrów pod ziemią niedaleko domu Upadłęgo, w dodatku będąc jednym z najbardziej zmasakrowanych... Nie czuł litości czy współczucia, nie czuł nic prócz palącego, zimnego gniewu wyzierającego się z jego lodowego serca.
Z transu wyrwał go dopiero głos Krasnoluda, który tylko potwierdził to, co Upadły czuł już dawno, mianowicie, że nie należy im ufać. Sam nie wierzył w bezinteresowną pomoc, tym bardziej od owego ludu...Wcześniej był tak zamyślony, że nie słuchał zbytnio rozmowy przy ognisku, musiał próbować kombinować sam mając nadzieję, że trafi.
-A jaką mam podssstawę, by wierzyć tobie, przyjacieeeluuu? Zapytał z najsłodszym uśmiechem a\na jaki było go stać.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Nie musiał długo tropić swojej zwierzyny. Zapach przywiódł go do wielkiej jaskini, mieszczącej się na zboczu wysokiej góry, położonej głęboko w nich. Jaskinia była na tyle wielka, aby nawet Dérigéntirh mógł się w niej zmieścić. W środku panował półcień, w którym smok zauważył leżące wszędzie kości zwierząt i ludzi. Hm, pomyślał, przyglądając się im. Z tego, co widzę, to niektóre kości zostały pogryzione, nierzadko na małe kawałki. Ułożenie szczęk sugerowałoby draconoida, ale nie jestem pewien, jakiego gatunku. Zlustrował resztę jaskini czujnym spojrzeniem. Zauważył w kącie niewielki stos ciał zwierząt, będący najpewniej zapasami czynionymi przez owe stworzenie. Podszedł do niego, obwąchując go. Jad wiwerny. Doskonale, wystarczy taka jedna, żeby zaspokoić mój głód. Pozostaje pytanie, gdzie ona właściwie jest? Odszedł od stosu, gdy nagle usłyszał trzepot skrzydeł, dobiegający z zewnątrz. Wyszedł z jaskini i spojrzał w górę. W jego stronę leciał zielony stwór podobny do smoka, z tymi różnicami, że nie miał przednich łap, łusek, a jego ciało było bardziej pociągłe, natomiast głowa bardziej prosta, mniej wykształcona, niż u smoków. W tylnych łapach niósł upolowanego woła, który najpewniej znajdował się pod działaniem paraliżującej trucizny.

        Gdy wiwerna ujrzała intruza, wypuściła woła i wydała przeciągły oraz kłujący w uszy ryk. Dérigéntirh rozłożył skrzydła i wbił się w powietrze. I on i wiwerna wiedzieli, że smok bez problemu zdoła pokonać mniejszego i pozbawionego ochronnej warstwy łusek przeciwnika. I obaj wiedzieli, że smoki są o wiele szybsze. Walka w powietrzu nie trwała długo. Ogień Dérigéntirha skutecznie zdołał ograniczyć ruchy wiwerny, a jeden celny cios jego pazurów zakończył potyczkę. Wiwerna spadła na niewielki las, porastający górskie zbocze, doszczętnie go niszcząc. Dérigéntirh zapikował w dół i wylądował obok niej. Następnie zionął na nią porządną porcją ognia, opiekając martwego zwierza. W rozumowaniu smoków wiwerny nie były rozumnymi istotami, a nawet, gdyby były, to i tak by je jedli. To, że były w jakimś stopniu z nimi spokrewnione, nie stanowiło żadnej przeszkody. Dlatego Dérigéntirh po upieczeniu wiwerny, zaczął z apetytem ją pałaszować, unikając okolic ogona, gdzie znajdowały się gruczoły jadowe.

        Kiedy skończył jeść, rozejrzał się za upuszczonym przez wiwernę wołem. Szybko go znalazł i chwycił w łapy. Nie należy zapominać o innych. Trucizna nie stanowi większego problemu, ogień z łatwością ją wypali z jego ciała. Następnie wbił się w powietrze, kierując się z powrotem w stronę lasu. Mam nadzieję, że nie ominęło mnie zbyt dużo z tej rozmowy, która zapowiada się niezwykle interesująco.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Brak wyraźnego zaprzeczenia z strony Adriena, stanowił dla krasnoludów nieformalną zgodę z jego strony na wspólne towarzystwo w dalszej podróży. Kompania brodaczy mimo protestów Feyli, spakowała swój dobytek, wsiadła na kuce i radośnie oznajmiła że cała trójka jest gotowa do drogi. Gniewne spojrzenia i wyrazy dezaprobaty posyłane przez dziewczynę w stronę grabarza nie na wiele mogły się tu przydać. Decyzja zapadła i nic nie było wstanie jej zmienić. Kowalka była wściekła. Dalszą cześć drogi pokonywała w milczeniu obmyślając plan odegrania się na krasnoludach. Skoro łotry nie chciały nic wyjawić po dobroci to wypadałoby ich zastraszyć i siłą wydusić informacje na interesujące ją tematy. A smok czekający przy jeziorze nadawał się ku temu idealnie.
Krasnoludy i smok w jednym miejscu. Zapowiadało się naprawdę ciekawie. Perspektywa wystraszenia tych małych łotrów poprawiła kowalce humor.
- Przyznam mistrzu Gorlo że rzadko gościmy tu przedstawicieli waszej rasy. – Zwróciła się do dowódcy bandy - Słyszałam kiedyś o niezwykłej odwadze jaką posiadają Nordowie. Rzekomo boją się tylko dwóch rzeczy: smoków, które rzecz jasna już wyginęły i kąpieli w ciepłej wodzie z mydłem. To prawdziwy zaszczyt mieć was za towarzyszy. – Dodała ironicznie.
- Słabo się orientuję w nawigacji, ale rzekłbym że wcale nie zbliżamy się do miasta, a wręcz przeciwnie cofamy się drogą która pokonaliśmy razem. – Zaniepokoił się krasnolud.
- To dlatego że ja i mój ukochany przybyliśmy tu popływać w jeziorze jak nakazuje miejscowy zwyczaj. Nic tak nie cementuje związku jak lodowata kąpiel w jeziorze w środku nocy, daleko w lesie. – Feyla uznała że na razie warto trzymać się wersji opowiedzianej wcześniej w obecności krasnoludów. Starał się też dyskretnie kopnąc grabarza by ten poparł jej tezy i uspokoił czujność Gorla. – Ale zaraz potem wracamy do Fargoth.
Informacje te najwyraźniej nie zostały optymistycznie przyjęte przez krasnoluda, który postanowił jechać nieco za Mortemem, tak by uniknąć konieczności dalszej rozmowy z ludźmi. Wkrótce cała piątka dotarła na polanę, gdzie ujrzeli rycerza trzymającego w objęciach kotołaczkę.
- O jak widać nie nam jedynym przyszedł na myśl pomysł z kąpielą. – Oznajmiła wesoło Feyla, zadowolona że dzięki temu napotkana dwójka nie wzbudzi podejrzeń krasnoludów. Gorzej sprawa się miała z smokiem. Bestii nigdzie nie było widać. Cóż mogło z nim się stać? Czyżby odleciał, a cały jej fortel okazał się bezcelowy? Kowalka nie miała tez pewności czy bestia o ile się znajdzie, zechce współpracować.
Dopiero teraz zorientowała się że Acila jest poważnie ranna.
- Do licha czemu nikt nie powiedział mi tego wcześniej? – Tradycyjnie wyrzuty i pretensje kierowane zostały do Adriena – Ty tu sobie urządzasz pogawędki a ta mała prawie się wykrwawia. Jak tak możesz? Zróbże coś.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

No cóż, skoro inaczej się nie dało...Adrien nie sądził by krasnoludy były dla nich zagrożeniem samym w sobie, ale jeśli smok i Loring się z nimi sprzymierzą kowalka i grabarz nie będą mieli szans wyjść z tego cało, nie dali by sobie rady z tyloma napastnikami. Ale skoro klamka zapadła nie mieli wyboru, tym razem postawił zdać się na Fey i jej kobiecą intuicję. "Przynajmniej jeśli zginiemy będą mógł zgonić na nią"i z tą oto optymistyczną myślą jechał dalej trzymając ją przed sobą i pilnując żeby mu nie spadła. Zabawne jak trudne było utrzymanie się w dwie osoby na koniu, tym bardziej, że sam rzadko jeździł po męsku, w takich szatach wygodniej było mu jeździć jak kobieta.
"c-co?" Miał teraz grać jej partnera? Przecież wyglądał jak jej dziadek! Co oni sobie o nich pomyślą? "Ta...wyglądam jak stary mężczyzna szukający pociechy u młodej dziewki..." I czuł się z tym wyjątkowo źle. Na wieść o tym, że jadą się wykąpać do jeziora w środku lasu mina mu zrzedła a on sam zbladł jeszcze bardziej niż normalnie. Niby nie raz widział nagie ciało kobiety, ba, czasem nawet kilka razy dziennie, ale szkopuł tkwił w tym, że owe kobiety ZAWSZE były martwe... No i miałby się jeszcze rozebrać? Przecież wtedy doskonale widać byłoby każdy mięsień na jego ciele, a na nie mimo chudej postury nie mógł narzekać, no i doskonale byłoby widać blizny po skrzydłach na plecach...no i to, że nie wygląda jak staruszek, oraz spod mokrych włosów prześwitywały by oczy. Nie, nie było takiej opcji, chciał jakoś przekazać kowalce, że wcale nie ma na to ochoty i że ma wymyślić coś innego, ale nie miał jak, kopniak w kolano skutecznie go uciszył.
Uciszył jego, ale nie szczury, które wręcz płakały ze śmiechu w jego kieszeni. -Nie no, ja nie mogę! Adziu i ta kowalka! Nie sądziłem, że tego dożyję!- jęczał ze śmiechu biały Aurum. -Jednak mu się odwidziało i teraz woli dziewczyny? Kpił czarny Argentum coraz śmielej sobie poczynając doskonale wiedząc, że Grabarz go nie ukaże.
Przyszło mu jedynie znieść tę hańbę i przytakiwać dziewczynie by choć trochę ją udobruchać, bo towarzystwo krasnali było mu tak potrzebne jak dziura w bucie, czyli wcale. "Zobaczymy kto tym razem będzie miał rację...Choć..byłoby zabawnie gdybyś miała ją ty."
W końcu dojechali na miejsce, a Crevan z ulgą stwierdził, że kotka i rycerz już tu są. "Chwila...a gdzie smok?" Zostawił ich i odleciał?" Średnio mu się to podobało, ale co miał powiedzieć? Bestia nie miała ku nim żadnych powinności, mogła spokojnie odlecieć.
Jak zwykle wszystkie wyrzuty spadły na Upadłego, doprawdy, czy kowalka raz w życiu nie mogła zwalić winy na kogoś innego lub dla odmiany wziąć ją na siebie? Świat byłby wtedy o wiele piękniejszy... W odpowiedzi na jej zarzuty zszedł z konia jednocześnie ściągając swój płaszcz i kapelusz ciskając go przez ramię wprost na jej kolana. -Bądź cicho i potrzymaj. Powiedział bezceremonialnie zupełnie nie interesując się tym, że nie zachowuje się na dżentelmena przystało, po prostu nie miał już czasu na grzeczności. Podchodząc do kotki zdążył jeszcze związać włosy w wysoką kitkę sięgającą za pas zwisającym z lewego boku głowy warkoczem tradycyjnie pozostawiając grzywkę zasłaniającą oczy i kilka luźnych pasm. -No dobra... Strzelił kostkami w palcach i z szerokim, zupełnie nie pasującym do sytuacji uśmiechem dotknął czoła kotki. -Niedobrze...jessst rozpalona... i chyba już nie do końca kontaktuje...- mruczał bardziej do siebie niż do rycerza. -Zobaczymy co da sssię zrobić... co za idiota wyciągnął ssstrzałę?- Nadal mówił cicho, ale tym razem patrząc na trzymającego Acilę mężczyznę, i choć nie było widać mu oczy można było wyczuć, że patrzy na niego z wyrzutem i złością. Zabrał kotkę i położył ją na trawie, żeby było mu łatwiej. -Niech mi ktoś przyniesssie wodę rozpali ognisssko.... Powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loring z kotką czekali kilka minut, aż przybędą pozostali. Kilka minut, czas który wydawałby się niedługi, wlókł się niemiłosiernie ze względu na stan kobiety. Gotlandczyk był zaprawionym wojownikiem, mówcą oraz rozwijał umiejętność strategii, jednak ani trochę nie znał się na medycynie, a ona potrzebowała pomocy natychmiast. Mężczyzna cały czas uważnie na nią patrzył, uciskając przy tym ranę. Smok coś długo nie wracał, co go niepokoiło. Najbardziej ze względu na jedzenie, które – najwyraźniej – tak bardzo było kotce potrzebne.
No, nareszcie.” Pomyślał Loring, gdy tylko usłyszał końskie kopyta. „Co tak długo?” Spojrzał w stronę wyczekiwanej dwójki, i znieruchomiał. Był przekonany, że pojawi się tylko ten wysoki człowiek z kobietą, a tymczasem owszem, jechali z przodu, lecz tuż za nimi znajdowała się dodatkowa trójka brodatych mężczyzn. Mężczyzn tak niskich, że nie mogło być żadnych wątpliwości odnośnie tego, kim są. „Krasnoludy. W tej wesołej gromadce brakuje chyba tylko czarodzieja, czy też elfa.
Po reakcji dziewczyny widać było, że dopiero teraz zauważyła, że kotka jest ranna, i najpewniej do tej pory nic o owym fakcie nie wiedziała. Powiedziała kilka słów jasnowłosemu towarzyszowi, jednak ze względu na odległość, melmaro ich nie usłyszał. Pozostawało mu jedynie zgadywać, a że jasnoskóry zszedł z konia, zdjął część garderoby w sposób ukazujący niezadowolenie, i ruszył ku dwójce znad jeziora, najprawdopodobniej kobieta kazała mu zająć się Acillą. Gdy ten tylko podszedł, gotlandczyk odsunął się, robiąc miejsce komuś, kto najwyraźniej zna się na rzeczy. Uważnie obserwował – bo, kto wie, może się czegoś nauczy? – jak mężczyzna dotyka czoła kotki. „Że ma gorączkę, to i ja wiem.” W sumie to jedyna rzecz, którą Loring mógł odszyfrować z ciała rannej dziewczyny. Dalsze pytanie go odrobinę zaskoczyło, a surowy, wydający już osąd, wzrok, wpatrzony wprost w niego – zmusił do obrony.
- Nie wiem panie, kto to zrobił, w każdym bądź razie nie byłem to ja, więc te wyrzuty są naprawdę zbędne. Ale w takowym wypadku, jeśli ona sama nie wykrzesała na tyle sił, by tego dokonać – a nie sądzę, by tak było -, to pozostaje jedynie smok, i najpewniej to on wyjął ten pocisk.
Blondyn w spokoju wysłuchał poleceń – nie, ani na chwilę nie przeszło mu przez myśl, że wykonując je będzie sługusem – i rozejrzał się szybko w poszukiwaniu odpowiednich rzeczy. Woda, wiadomo, znajdowała się w jeziorze, jednak wojownik nie był pewien stanu jej czystości. Dostrzegł za to pokaźny bukłak z wodą – w takowych zazwyczaj ją trzymano, więc czemu tym razem miałoby tak nie być? – u jednego z krasnoludów. Pospiesznie zbliżył się do nich, i po prostu go wziął, ze słowami. – Panowie wybaczą, zwrócę wam tą stratę. Szybko zaniósł wodę i położył ją obok kotki. „Została jeszcze sprawa ogniska.” Z tym akurat nie było żadnego problemu, na ziemi spoczywało mnóstwo suchych, spróchniałych gałęzi, najwyraźniej deszcze ostatnio tu nie gościły. Melmaro zgromadził kilka kroków od Acilli i mężczyzny pokaźny stosik gałązek, oraz usypał chrustu. Teraz tylko pozostawało to podpalić. Loring zauważył, a raczej przypuszczał, bo do końca pewien nie był, że tajemniczy człowiek umie takowe rzeczy robić magią, jednak teraz nie zamierzał dawać mu tej satysfakcji. A raczej przeszkadzać, bo trudno to satysfakcją nazwać. Kucnął w sposób taki, że zasłonił plecami przed wszystkimi ognisko, i dobył miecza. Zdając sobie sprawę z tego, że wystarczy zaledwie iskierka, i, że ani trochę nie odbije się to na jego włosach, uśmiechnął się i przytknął czubek ostrza do chrustu. Ścisnął mocniej rękojeść, i pojawiła się oczekiwana iskra, przez co podściółka bardzo szybko zajęła się ogniem. Melmaro schował broń, wstał i otarł dłonie.
- Ognisko gotowe.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh leciał nad lasem, powoli zniżając lot. W międzyczasie postanowił zacząć przypalać woła i jego sierść już płonęła niewielkim ogniem. Kiedy był już nieopodal jeziora, a jego łopocące skrzydła znowu wyzwalały podmuchy wiatru, lekko uginające drzewa, poczuł, że wół zaczął gwałtownie się ruszać. Bardzo go to zaskoczyło. Ta wiwerna go nie dobiła? Kiedy miała zamiar to zrobić? Przed kolacją? Starał się szybko opanować sytuacje i chwycić woła tak, żeby go nie wypuścić, ale nie miał tyle czasu. Nie był zupełnie na to przygotowany i wół wypadł mu z łap. Zwierzę zaryczało głośno, spadając bezwładnie w dół.

        Smok zapikował ostro w dół, starając się złapać woła. Co za obrazą byłoby wrócić z polowania z pustymi rękami, pomyślał, przecinając powietrze pionowym lotem w dół. Zwłaszcza, że kotka najwyraźniej potrzebuje jedzenia. Tylko... czy zje woła? Ach, jeżeli nie, to najwyżej złapię w jeziorze jakąś rybę. To już zje niemal na pewno.

        Skrzydła niemal zupełnie zwinął, aby osiągnąć jak najlepszą aerodynamikę, szyję wyprostował i wyciągnął daleko do przodu. W końcu udało mu się paszczą złapać woła, który teraz był już znacznie mniej żywy. Smok zbliżał się do jeziora z niepokojąco wielką prędkością i jedyne, co mógł teraz zrobić, to odrzucić swoją zdobycz na bok. Tak też zrobił, celując obok jeziora, a sam rozpostarł skrzydła, starając się jak najbardziej mógł spowolnić prędkość opadania. Ze względu na odległość pozostałą pomiędzy nim, a wodą, średnio mu to wyszło.
- Uwaga! - krzyknął najgłośniej, jak potrafił (a smoki potrafią naprawdę głośno krzyczeć), pamiętając, że przy tym jeziorze miał spotkać się z Loringiem, tą kobietą w zbroi, wysokim albinosem i kotką.

        Smok wpadł do jeziora, wywołując potężny rozprysk wody. Zderzenie niezbyt bolało, ale spora ilość wody spadła na najbliższy jeziorowi teren, wszystko wokół ochlapując. Dérigéntirh wyszedł na brzeg, otrząsając się z wody.
- Ostatni raz latam z upolowaną przez wiwerny zwierzyną - mruknął do siebie głośno.

        Następnie rozejrzał się za towarzyszami, którzy znajdowali się niedaleko. Wyglądało na to, że owa kobieta zdjęła zbroję, a obok nich były...
- Krasnale! - ucieszył się Dérigéntirh, skacząc i po krótkim locie lądując obok nich, przyglądając się im swoimi złocistymi, głębokimi oczami. Zawsze lubił tych małych brodaczy. A oni lubili złoto, więc po pierwszym, strasznie długim okresie przerażenia, zawsze szło się jakoś dogadać. Znaczy zazwyczaj... O ile nie były to jakieś ciemne typy, bo wtedy niezbyt wesoło kończyło się takie spotkanie. Smok nie lubił tego typu ludzi. I krasnoludów. Kolejna wrodzona, smocza cecha.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Nie mając nic do zrobienia, Feyla czuła się niezręcznie i źle. Nagle okazało się iż jest najmniej potrzebna. Grabarz zabrał się za leczenie, rycerz najwyraźniej postanowił asystować mu przy całej operacji, trójka krasnoludów biegała wokół obozowiska w niewiadomym dla innych celu, przeszkadzając przy okazji wszystkim, a dla niej nie zostawiono żadnego zadania. „Nie stój jak głupi kozioł, na pewno możesz zrobić coś przydatnego” zganiała w myślach samą siebie. Kowalka uznała że przede wszystkim mogłaby wykonać jakieś nosze do transportu kotołaczki. Bez względu na to jaki będzie wynik zabiegów Adriena, dziewczyna raczej nie wyglądała na kogoś kto szybko miałby odzyskać pełną sprawność, więc pewnie przez jakiś czas rycerz będzie ją niósł. Następnie zamierzała zbudować prowizoryczna ochronę przed deszczem, oraz ogrodzenie wokół obozowiska. Feyla nie miała pojęcia jak długo zabawia na tej polanie, ale mieli sporo do przedyskutowania i ustalania nim ruszą w dalsza podróż lub tez postanowią ja zakończyć. Cóż jeśli mogli ten czas spędzić w warunkach bardziej komfortowych i bezpiecznych to warto się zawczasu co nieco potrudzić.
Nadzieje ze ktokolwiek z krasnoludów pomoże jej w pracach budowlanych szybko zostały sprowadzone na ziemię. Już samo tłumaczenie im zasady konstrukcji jaką zamierzała zbudować spotkało się z całkowitym niezrozumieniem, co jeszcze bardziej wzbudziło niepokój kowalki. Nagle okazało się że ich kompani niewiele znają się na rzemiośle. Nawet zwykłego drzewa pod budowę nie chcieli organizować.
- Wybaczy panna ale jesteśmy zajęci. – Oznajmił Gorlo – Czyżbyś nie widziała ze tą małą ktoś zranił? – Zabezpieczamy teren. Nigdy nie wiadomo czy napastnik nie powróci. W ogóle po jakiego grzyba budować tu szałasik? Weźmie panienka szybko tą swoją romantyczną kąpiel i od razu powinniśmy wracać do miasta. Tu jak widać nie jest bezpiecznie, a i tej drugiej dziewoi przydałaby się profesjonalna pomoc miast tego szarlatana.
W czasie gdy Gorlo naprzykrzał się kowalce, pozostała dwójka krasnoludów skutecznie przeszkadzała w pracach rycerzowi i grabarzowi, namawiając jednocześnie każdego z nich do powrotu.
- Szanowny pan pozwoli ze się przedstawię, jestem Ryhkin, podobnie jak waszmość zajmuję się wojaczką – Krasnolud niemalże wlazł na plecy Loringowi usiłującemu rozpalić ognisko. – Nie uszło mojej uwadze iż zostaliście napadnięci. Czy oprawca żyje? A może było ich więcej i cały czas jesteśmy w niebezpieczeństwie. Chętnie ofiaruję swój topór w ochronie twej ukochanej – Ryhkin starał się połączyć w całość informacje uzyskane wcześniej od Feyli – lecz osobiście uważam że fakt o napaści winno się zgłosić straży miejskiej w Fargoth.
- Ależ co pan robi?! Zabije ją! – Oburzał się głośno Tarinki, usiłując odepchnąć grabarza od kotołaczki – Jestem medykiem i nie mogę się zgodzić na tak niecne praktyki jaki pan tu stosujesz! Tylko odpowiednie zioła mogą uzdrowić te biedaczkę. Musimy czym prędzej zabrać ją do miasta. Inaczej zginie.
Feyla uznała że skoro nie ma smoka sama powinna chwycić za młot i pogonić trójkę natrętów aż do jeziora, gdy nieoczekiwanie głośny ryk roznoszący się po niebie oznajmił powrót stwora. Krasnoludy wpadły w panikę. Gorlo uciekając przewrócił i połamał szkielet budowanej przez kowalkę konstrukcji, Ryhkin w popłochu wlazł w ognisko, depcząc je i gasząc je przy okazji, a Tarinki wtulił się z trwogą w Adriena jakby to grabarz był dla niego ostatnią deską ratunku.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Medycyną nie zajmował się od... właściwie nigdy się nią nie zajmował. Miał co prawda wykształcenie, ale poszedł w zupełnie innym kierunku niż zamierzał.. W kierunku, w którym medycyna rzadko się przydawała... Warunki w jakich przyszło mu teraz pracować były dużo gorsze niż myślał, było ciemno i zimno, kotka miała gorączkę i rana nie wyglądała za dobrze. Przeklinał tego, który wyciągnął jej tę strzałę przez co uniemożliwił sprawdznie czy była ona zatruta czy też nie, a jeśli była to czym.Myślę, że jej nie zatruli... niczego nie czuję...wątpię byśmy byli dla nich tak ważni by używali na nas niewykrywalnych trucizn..." Ale zdawał sobie sprawę, że to są tylko jego domysły i może się mylić."Najlepiej byłoby ją zawieźć do miasta, ale tam ją zabiją, przecież służyła tej Sisko czy jak jej tam..."Nie miał nawet za bardzo czym obwiązać rany by dalej nie krwawiła... Był tym coraz bardziej sfrustrowany i zły sam na siebie, że nie wie co ma zrobić. "Chyba że... A co jeśli mi się uda?" Chyba nie będę miał wyjścia..." Cofnął się do konia szukając czegoś w torbie nucąc sobie wesołą melodyjkę pod nosem zupełnie ignorując otoczenie i zdziwione miny reszty. "Jestem upadłym aniołem a nie cudotwórcą..." W końcu znalazł to, czego szukał. Srebrną igiełkę i dość grubą nić. Jedyne co mu przyszło na myśl to oczyszczenie i zszycie tej rany... -No co? Zawsze mam ją ze sobą gdyby mi się szew na cmentarzu rozpruł... Wyjaśnił tak, jakby to było całkowicie oczywiste i normalne, że ma ze sobą cały arsenał do poprawiania trupów. -Wyglądam jak koń samej śmierci,.. mruknal Mortem w odpowiedzi, ale postanowił nie dyskutować z panem, bo wiedział, że to ma mniej więcej taki sens jak dyskutowanie z kowalką. Długie paznokcie nie przeszkadzały mu przy robieniu trumien, nie przeszkadzały mu w oporządzaniu trupów, więc nie przeszkadzały mu i teraz. -Jessst jeszcze przytomna? -Zapytał Loringa, ale nim ten zdążył mu odpowiedzieć Grabarz po prostu wystawił kotce jeden kręg szyjny najdelikatniej jak tylko umiał pozbawiając ją przytomności. Umył dokładnie dłonie by nie wdawało się zakażenie i cały czas nucąc sobie coś wesołego zabrał się za wymywanie rany kotki ze stoickim spokojem znosząc panoszącego się obok krasnala. Grabarz nie był zwolennikiem leczenia ziółkami, to było dobre dla zielarzy czy czarownic, on sam polegał na swojej wiedzy i umiejętnościach. Dość śmiesznie to wyglądało biorąc pod uwagę wzrost obu mężczyzn... Z niczym nie zmąconym spokojem nawlókł nitkę na igłę i zajął się robieniem tego co do niego należy. -Jak dobrze mi pójdzie nie zossstanie jej nawet bliznaaa ihihi... Mruknął pod nosem. Smok wpadł na polanę akurat w tym momencie w którym Adrien zaczął zszywać robiąc przy tym taki harmider, że Upadly aż podskoczył w miejscu. Następnie zgasło ognisko, wszystko runęło jak domek z kart pozostawiając polanę w absolutnych ciemnościach uniemożliwiając białowłosemu pracę i jakiekolwiek inne działania. Miał przynajmniej tyle szczęścia, że woda ich nie dosięgnęła... "Na ślepego nie ma co szyć, bo zrobię to krzywo.." Był perfekcjonistą pod każdym względem, od wyglądu po charakter przez wszystko co robił.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości