Strona 6 z 6

Re: [Przystań] Z prądem.

: Pon Sie 29, 2011 3:12 pm
autor: Naoki
Kotek cały czas czekał przyczajony, a zmrużone oczka śledziły każdy ruch wężowatej. Jako że skupił się tylko na tej jednej istocie, nagłe zamieszanie mocno wywróciło go z równowagi. Dosłownie i w przenośni. Dosłownie po podskoczył, potknął się o coś i jego tyłek spotkał się z deskami, a w przenośni bo nagły hałas i biegający ludzie niezbyt mu się podobali. Podniósł się na klęczki i zaczął na nich prychać. Po chwili jednak do głowy wpadł mu pomysł. Zerknął w stronę leżącej na ziemi Seny. Obserwował jak wstaje i idzie. Wykorzystał biegających po pokładzie marynarzy aby dostać się do niej. Zwinnie przemykał między nimi, a oni zasłaniali go swoimi ciałami. Potem przyczaił się za jakimś beczkami stojącymi obok masztu. Czekał... wampir wygłaszał jakieś przemowy, ale kotołak ledwo to zauważał. Zaczekał aż wężowata będzie odwrócona do niego plecami. Gdy tak się stało, z nadludzką szybkością wyskoczył ze swej kryjówki i pomknął ku niej, tylko po to żeby wskoczyć jej na plecy i wywrócić na ziemię.

Re: [Przystań] Z prądem.

: Czw Wrz 01, 2011 11:06 pm
autor: Medard
Widząc, że łajby wreszcie ruszyły z kopyta, w szlam rzeczny fyrtał w toni wodnej niczym kilwater, Medard udał się na obchód po namiastce korabi, którą przyszło mu zajmować. Nudy, marazm, napisy końcowe - nawet koty gdzieś się pochowały? Czyżby majtkowie chędożeni, śmierdzące wałkonie tak się do roboty zabrały, iż gryzonie wszystkie grzecznie do Ekradonu w te pędy pognały, niczym lemingi wskakując do rzeki? Takie pytania natury egzystencjalnej zostawimy filozofom, niech mają na chleb tudzież kufel piwska. W trakcie spaceru po wypucowanym pokładzie barki Medard dostrzegł dziwne hałasy. Dźwięki dochodziły zza sterty beczek i innego rupiecia - ulubionego legowiska wężowatej. Cichcem podszedł tam wąpierz, by przyjrzeć się sprawie. Okazało się, iż sprawcą całego zamieszania był ten niesforny kot Naoki, który chyba miał w sobie coś z ichneumona. Wiadomo przecie, że zwierzęta te polują na węże, nawet królewskie kobry nie są im straszne. Kot skradał się po cichutku do upatrzonej zwierzyny. lecz ta najzupełniej w świecie zignorowała ostrzeżenie. Spała sobie smacznie, mając wszystko głęboko w tyle. Med prychnął, po czym udał się do jednej z burżujskich kajut, by zregenerować siły tak potrzebne w Karnsteinie. Po dotarciu na miejsce, drzwi trzasnęły z hukiem, a sam arystokrata uwalił się na hamaku udającym koję i zapadł w ożywczy torpor.

...

Mijał czas dni wlokły się jak żółwie w bitumicie, lecz korab nieubłaganie oddalała się od Ekradonu, zbliżając się tym samym do kresu podróży. Rozwrzeszczane mewy i morświny od jakiegoś już czasu towarzyszyły zarówno załodze jak i pasażerom. Tu i ówdzie można było zaobserwować pstre plamy świeżego tudzież lekko przyschniętego guana, nadającego łajbie swojskiego kolorytu. Z oddali majaczyły już najwyższe z kolumn budowli książęcego Karnsteinu, gdzie wytworzył się kulturowy moździerz, w którym wytwory głównych ras zamieszkujących te obszary, została utarta i dokładnie wymieszana. Łajby pomału dobijały do brzegów...

Ciąg dalszy