Re: [Las] Tropem Mistrza Złodziei, ciąg dalszy
: Nie Lip 09, 2017 12:46 am
Wykończenie ostatnich dwóch, znajdujących się w zasięgu tygrysicy i biorących ją na cel, okazało się czystą formalnością. Bez większych komplikacji doskoczyła do strażników i klasycznie pozbawiła ich głów, wcześniej unikając trafienia strzałem z kuszy. Stojąc nad zabitymi, strzepnęła ostrze z krwi, resztę wytarła sukienką, która w myślach łowczyni do tego nadawała się najlepiej, bo jako ubiór była zdecydowanie do kitu. Rozejrzała się po placu boju, upewniając się, czy na pewno nikt więcej nie czai się w okolicy. Wokół panowała cisza i spokój. Wiatr szumiał łagodnie wśród gór i okolicznych drzew, wieczorne ptaki śpiewały wesoło. Nie wyczuwała zagrożenia, las najwyraźniej również nie, chociaż ostatnio strzały ją zaskoczyły. Cóż, percepcja miała swoje ograniczenia, szczególnie związane z odległością. Jednak sterczenie i wgapianie się w niebo, czy horyzont w poszukiwaniu zagrożenia zakrawałoby na paranoję. Do tego stanowiłoby marnotrawstwo czasu. Jeśli znów jakiś upośledzony idiota zaatakuje, wtedy będzie walczyć, teraz była pora na złapanie oddechu po ciągłych potyczkach.
- By się chociaż postarali, a nie tylko człowiekowi dupę zawracali, by zaraz zdechnąć - odpowiedziała tonem który plasował się gdzieś między żartem a powagą, utrudniając jednoznaczne zakwalifikowanie wypowiedzi jako drwiny lub prawdziwej opinii. Jedyną trudnością tej walki była broń miotająca pociski na odległość. Uciążliwe, ale nie stanowiące większego wyzwania poza pewną upierdliwością formy ataku. Wyraźnie taka walka nie przyniosła zmiennokształtnej satysfakcji.
Chyba tym razem faktycznie było po wszystkim. Szybko i sprawnie, jak zawsze.
Teraz w spokoju, Sherani zajęła się swoimi obrażeniami, a dokładniej strzałą wciąż tkwiącą w barku. Nie praktykowała szeroko przyjętego sposobu przepychania bełtu. Wielu uznawało taki sposób za bezpieczniejszy i mniej ryzykowny. Faktycznie szanse na złamanie grotu przy takim postępowaniu spadały prawie do zera. Jednak mając pecha można było uszkodzić jakąś ważniejszą arterię, albo nerw, które w innym wypadku pozostałyby nienaruszone. Sama wolała zwyczajnie wyrwać bełt. Zwykłe groty nie stawiały większego oporu. To bardziej podstępne strzały o hakowatych czy ząbkowanych grotach szarpały ranę, klinując się w niej, ale na to też miała swój sposób. Nacinała ciało wzdłuż drzewca i dopiero wtedy wyjmowała strzałę i w takich przypadkach unikając wypychania bełtu.
Połowicznie zajęta procedurami leczniczymi, nie omieszkała przyjrzeć się porzucającemu wierzchnią odzież mrocznemu. Rani miał już niezbyt przyjemną okazję przebierać się przed publicznością, więc może nie wyczekiwała rewanżu jakoś szczególnie, ale z pewną dozą zainteresowania spoglądała na złodzieja. Ten jednak zakończył zostając w koszuli, gdyż do opatrzenia ramienia wystarczyło mu podwinięcie rękawa. Jakby nie patrzeć, zdejmowanie jej w takim przypadku byłoby bardziej prowokacją niż koniecznością. Zerknąć jednak mogła, choćby z samej ciekawości jak mroczny postąpi. Poza tym nie miała nic lepszego do roboty, poza zabiegami medycznymi, czy właściwie ich namiastką, bo te na wyszarpnięciu lotki się zakończyły. W międzyczasie nie umknął jej również fakt rzutek wracających do właściciela.
Pozbywszy się irytującego kawałka drewna i metalu, zajęła się porządkami. To już z pewnością nie było nowością dla Salazara. Miał okazję widzieć tygrysicę ściągającą zwłoki na jeden stos. Teraz właśnie otrzymał powtórkę z rozrywki. Razem ze zwłokami, Rani pozbierała kusze i porozrzucane po polanie bełty, które spoczęły na szczycie stosu. Potem już było tylko pstryknięcie palcami i płomienie wesoło zajęły najpierw broń, później z wspieraną magią lekkością, przeszły na ciała żołnierzy.
- Aż żal się żegnać - zażartowała Sherani, ręką pokazując płonący stos trucheł. Logika podpowiadała, że powinni zupełnie się nie dogadywać, współpraca powinna być mordęgą, a wspólna walka torturą. Chociaż jednak mieli różne spojrzenie na wiele spraw, stanowili bardziej zgrany zespół niż niektóre drużyny współpracujące ze sobą miesiącami. Patrząc na efekty wspólnych działań, jako płatni zabójcy mogliby zbić fortunę.
- Szerokiej drogi i byśmy się nigdy więcej nie spotkali - dodała podchodząc do Salazara z ręką wyciągniętą do pożegnania.
- By się chociaż postarali, a nie tylko człowiekowi dupę zawracali, by zaraz zdechnąć - odpowiedziała tonem który plasował się gdzieś między żartem a powagą, utrudniając jednoznaczne zakwalifikowanie wypowiedzi jako drwiny lub prawdziwej opinii. Jedyną trudnością tej walki była broń miotająca pociski na odległość. Uciążliwe, ale nie stanowiące większego wyzwania poza pewną upierdliwością formy ataku. Wyraźnie taka walka nie przyniosła zmiennokształtnej satysfakcji.
Chyba tym razem faktycznie było po wszystkim. Szybko i sprawnie, jak zawsze.
Teraz w spokoju, Sherani zajęła się swoimi obrażeniami, a dokładniej strzałą wciąż tkwiącą w barku. Nie praktykowała szeroko przyjętego sposobu przepychania bełtu. Wielu uznawało taki sposób za bezpieczniejszy i mniej ryzykowny. Faktycznie szanse na złamanie grotu przy takim postępowaniu spadały prawie do zera. Jednak mając pecha można było uszkodzić jakąś ważniejszą arterię, albo nerw, które w innym wypadku pozostałyby nienaruszone. Sama wolała zwyczajnie wyrwać bełt. Zwykłe groty nie stawiały większego oporu. To bardziej podstępne strzały o hakowatych czy ząbkowanych grotach szarpały ranę, klinując się w niej, ale na to też miała swój sposób. Nacinała ciało wzdłuż drzewca i dopiero wtedy wyjmowała strzałę i w takich przypadkach unikając wypychania bełtu.
Połowicznie zajęta procedurami leczniczymi, nie omieszkała przyjrzeć się porzucającemu wierzchnią odzież mrocznemu. Rani miał już niezbyt przyjemną okazję przebierać się przed publicznością, więc może nie wyczekiwała rewanżu jakoś szczególnie, ale z pewną dozą zainteresowania spoglądała na złodzieja. Ten jednak zakończył zostając w koszuli, gdyż do opatrzenia ramienia wystarczyło mu podwinięcie rękawa. Jakby nie patrzeć, zdejmowanie jej w takim przypadku byłoby bardziej prowokacją niż koniecznością. Zerknąć jednak mogła, choćby z samej ciekawości jak mroczny postąpi. Poza tym nie miała nic lepszego do roboty, poza zabiegami medycznymi, czy właściwie ich namiastką, bo te na wyszarpnięciu lotki się zakończyły. W międzyczasie nie umknął jej również fakt rzutek wracających do właściciela.
Pozbywszy się irytującego kawałka drewna i metalu, zajęła się porządkami. To już z pewnością nie było nowością dla Salazara. Miał okazję widzieć tygrysicę ściągającą zwłoki na jeden stos. Teraz właśnie otrzymał powtórkę z rozrywki. Razem ze zwłokami, Rani pozbierała kusze i porozrzucane po polanie bełty, które spoczęły na szczycie stosu. Potem już było tylko pstryknięcie palcami i płomienie wesoło zajęły najpierw broń, później z wspieraną magią lekkością, przeszły na ciała żołnierzy.
- Aż żal się żegnać - zażartowała Sherani, ręką pokazując płonący stos trucheł. Logika podpowiadała, że powinni zupełnie się nie dogadywać, współpraca powinna być mordęgą, a wspólna walka torturą. Chociaż jednak mieli różne spojrzenie na wiele spraw, stanowili bardziej zgrany zespół niż niektóre drużyny współpracujące ze sobą miesiącami. Patrząc na efekty wspólnych działań, jako płatni zabójcy mogliby zbić fortunę.
- Szerokiej drogi i byśmy się nigdy więcej nie spotkali - dodała podchodząc do Salazara z ręką wyciągniętą do pożegnania.