Strona 5 z 9

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Nie Gru 11, 2016 10:39 pm
autor: Nemain
- Spoko - klepnęła mężczyznę w plecy. W mniemaniu Nemain wyraźnie potrzebował trochę otuchy, skoro obawiał się, że mogła by go uszkodzić w trakcie ratowania. Niestety po za sporadycznymi i krótkimi spotkaniami podczas podróży centaurzyca nie miała okazji przebywać dłużej z ludźmi, nie zbyt więc zdawała sobie sprawę z tego, że byli trochę "delikatniejsi" od niej samej czy twardych krasnoludów z którymi żyła dłuższy czas.
Gdy Taka zgarnął psa, ruszyła za nim, pilnując jego pleców, wycinając wszystkie nawijające się paskudy w pień. Było ich jednak tak dużo, że mimo zajadłej walki, co jakiś czas, któremuś z pająków zdawało się dosięgnąć czy to Nemain czy Baala. Dwójka czarnych wojowników nie otrzymała całe szczęście żadnej poważniejszej rany, ale zdążyła im się uzbierać ładna kolekcja drobniejszych obrażeń, które krwawiąc pięknie oznaczały drogę podróżników, dla następnych hord włochatych bestii.
Ciężka przeprawa bynajmniej nie ułatwiała życia ani kopytnej, ani wilkowi, który miał chociaż tę jedną przewagę, że w razie potrzeby chował się za panią przecierającą szlak.
Gęste krzaki nie stanowiły wielkiego problemu, zwyczajnie, razem z pająkami ścinała gałęzie, bądź całe drobne drzewka. Gorzej z kolczastymi dzikimi różami, jeżynami, czy jakimkolwiek innym badziewiem. Nem nie wiedziała co to było, ale wdzierało się w skórę drapiąc ją niemiłosiernie mimo sierści, kalecząc i zostawiając zakrzywione kolce w ciele. Skupiona na walce nie czuła bólu, ale była świadoma otoczenia i późniejszych konsekwencji przedzierania się przez kolące zarośla. To jednak była pestka przy kolejnych przeszkodach. Najpierw głęboki rów, bardziej przypominający mały wąwóz, na domiar złego porośnięty na przeciwległym brzegu gęstymi krzewami, drzewami i wspomnianym wcześniej kolczystym paskudztwem. Zmusiła mięśnie do heroicznego wysiłku i pokonała go jednym skokiem, by z trzaskiem łamanych własnym ciałem gałęzi wylądować po drugiej stronie. Żeby zaś było zabawniej, zaraz za przeszkodą było gliniaste, gwałtownie opadające w dół zbocze, które w pełnym wilgoci lesie stanowiło dla centaura śliską pułapkę. Nie potrzeba było wiele czasu, by nie chcąc runąć w dół tocząc się i rozbijając, a na pewno łamiąc nogi, Nem zaniechała ryzykownego biegu w dół na rzecz widowiskowego zjazdu na zadzie.
To całe szczęście był koniec wrażeń. Raptem kilka kroków galopu dalej i razem z wycieńczonym wilkiem, zaraz za człowiekiem wpadła na polanę otaczającą dąb. Kara zerknęła tylko za siebie, a widząc, jak siły lasu radzą sobie z brzydalami, wyczerpana, opierając się na mieczu, upadła ciężko na kolana.
Wróżka najwyraźniej też była padnięta nie na żarty, gdyż chlapnęła plackiem na pniu który kiedyś był dębem. Drzewo wyglądało marnie, ale właśnie dało popis niezłej mocy, więc jego niewyględna prezencja nie zaprzątała głowy karej. Wciąż nie wstając, wyciągnęła dłoń w kierunku sękatego korzenia wystającego z murawy, który pogłaskała delikatnie, w myślach dziękując Praojcu za ratunek. Jeszcze trochę i w obliczu drastycznej przewagi sił wroga, mogli by nie przeżyć tego starcia.
Upadła na bok ze stęknięciem, układając obok siebie miecz i zerknęła na Takę.
- Udało nam się - powiedziała ze zmęczonym uśmiechem, głaszcząc jednocześnie czarny łeb wilka, który położył się zaraz obok niej.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Wto Gru 13, 2016 11:40 pm
autor: Taka
- Tak. Udało - odpowiedział Taka, wyraźnie nieco zdziwiony.

Ponieważ w istocie, poprzedzający dotarcie do drzewa maraton nie nastrajał optymistycznie. Atakowany przez pająki, z rękami zajętymi Nandą, Taka po prostu biegł za wróżką. Wpadał w rowy, potykał się o korzenie, część starał się przeskakiwać; wpadł w jakieś kolczaste krzaki, które zostały mu na ubraniu; poparzyły go pokrzywy; znowu wpadał w doły i się potykał; gałęzie chlastały go po twarzy. A to wszystko do wtóru głuchego tętentu kopyt Nemain, skomlenia Nandy i w otoczeniu krwiożerczych potworów.

Dotarł jednak na polanę o dziwo żywy, o dziwo nawet nie ranny, ale jednak brudny i zmachany. Toteż pierwsze co zrobił, gdy usiadł wreszcie, to wyplątał sobie z ubrania oraz włosów wszystkie śmieci jakie mu się tam dostały. Dopiero wtedy padł na plecy, a Nanda ułożyła się obok niego.

- Przerwa dobrze nam zrobi - stwierdził Taka, poprawiając sobie służący za poduszkę tobołek pod głową.

Po krótkiej chwili wahania wyciągnął także koc, nakrył siebie i Nandę i wreszcie zrobiło mu się wygodnie oraz znośnie pod względem temperatury. Spać jednak jakoś nie mógł, spodziewając się w każdej chwili powrotu pająków. Pokaz mocy, którego był świadkiem, chociaż piękny, mógł jednak okazać się jednorazowy. Taka ciągle wątpił w drzewo. Generalnie nie uważał drzew za szczególnie waleczne istoty.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Czw Gru 15, 2016 12:11 pm
autor: Groszek
O ile atak monstrualnych pająków nie zrobił na wróżce wielkiego wrażenia, o tyle sama świadomość zbliżającej się rozmowy z prastarym drzewem, coraz wyraźniej odciskała swoje piętno na poczynaniach Skrzydlatej. Teraz, gdy Groszek była tak blisko ukończenia swojej misji , zaczęła się denerwować, podejrzewając iż nieświadomie może powiedzieć coś, co zniweczy dotychczasowy wysiłek. Zdaniem wróżki większość z przedstawicieli gatunku starych bukowatych była przewrażliwiona na swoim punkcie. Nawet najbardziej błahy powód, czy niewinna uwaga, mogła sprawić iż taki rozmówca nadąsa się na nią na najbliższą dekadę, a wówczas cała wyprawa pójdzie na marne. Co gorsze drzewa są strasznie pamiętliwe. Na przykład taki Sokownik, potrafił miesiącami oczekiwać na przeprosiny w sprawie o której wróżka zapominała ledwie tylko zmieniła temat.
Groszek nie miała pojęcia ile dokładnie zostało jej czasu. W odróżnieniu od Nemain ona sama nie potrafiła budzić śpiących drzew. Skrzydlata mogła tylko czekać i starać się wykorzystać ten czas na dopracowanie swojej przemowy. Tak jak to miała w zwyczaju, wróżka zaczęła przechadzać się w prawo i lewo, znacząc w powietrzu wyimaginowaną ścieżkę.
- Hejka jak się masz? – Skrzydlata przemawiała sama do siebie, starając się poprawić wstęp do przygotowanego wcześniej monologu. – Nie, to zbyt bezpośrednie. Może tak. Witaj, o wielkie i szlachetne drzewo? Hmm… tylko że wielkie to w jego przypadku brzmi trochę ironicznie. Może zamiast mu cedzić, powinnam powiedzieć prawdę o tym, iż jest starym gnijącym korzeniem? Jak myślisz Nemain? A może ty zechciałabyś przemawiać jako pierwsza?
Przypatrując się spróchniałemu pniu, Skrzydlata coraz intensywniej zastanawiała się czy też Sokownik z niej sobie nie zadrwił. Bo niby w jaki sposób ktoś kto ciągle śpi, miałby znać imiona wszystkich żyjących istot oraz powiązania między nimi. Samo gromadzenie takiej wiedzy wydawało się wróżce niepotrzebne, bezsensowne i nazbyt obciążające głowę.
Zajęta swoimi rozterkami, Groszek nie była w stanie dotrzeć cudów dziejących się za jej plecami. Z starego pnia zaczął wyrastać nowy pęd który w błyskawicznym tempie przeszedł wszystkie fazy dojrzewania, od rozwinięcia pierwszych liści, do powstania kwiatu, a także uformowania i dojrzewania owocu. Rzekomo niezwykły owoc o którym wspominało drzewo – strażnik, w praktyce swoim wyglądem odzwierciedlał stan w jakim znajdował się pra – ojciec. Ponieważ tysiącletnia roślina reprezentowała wszystkie gatunki, wydane przez nią nasiona, nie przypominały żadnego z typowych przedstawicieli roślinności. Wielkością i barwą najbliżej było im do jagody.
Tymczasem Skrzydlata toczyła z sobą dysputę na temat użyteczności ludzkiej mapy.
- W dalszym ciągu nie rozumiem tego, dlaczego musi być ona taka wielka, skoro wszystko na niej jest tak małe że niewidoczne? Ani w jaki sposób miałaby ona pokazywać gdzie kto jest, nawet jeśli ten ktoś cały czas się przemieszcza? Ale może jeśli drzewo będzie wiedziało o co chodzi, to da się na niej zaznaczyć drugą duszę Jarzębiny? – Zastanawiała się Groszek.
- „Zmęczony” – Do uszu wróżki dotarł cichy szept, który ta od razu zinterpretowała jako narzekanie Taki.
- Nie marudź. Trochę biegania po lesie to jeszcze nie powód do utyskiwania. Ja na przykład jestem potwornie głodna. A właśnie…. – Krytykowała Skrzydlata, gdy nagle dostrzegła tajemniczy owoc, który natychmiast został potraktowany jako coś czym można zapchać żołądek.
Groszek nie zdążyła jednak wprowadzić swoich zamiarów w życie. Gdy tylko zbliżyła się do młodego pędu, jego drobne odrosty, w odruchu obronnym, skrepowały nogi i ramiona wróżki, owijając się stopniowo wokół drobnego ciała Skrzydlatej.
- Nemain! Pomocy! To coś chce mnie pożreć!

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Czw Gru 15, 2016 10:18 pm
autor: Nemain
Leżąc, Nem popatrzyła na przemian na Groszek oraz Takę i poczuła coś na kształt dumy. Udało im się i kara widziała w tym swoje nie małe zasługi. To co przemawiało w myślach Nem nie było jeszcze arogancją, ale ego karej poczuło się dowartościowane widząc, że drużyna była cała i zdrowa. Wróżkę rozpierała energia, bo właśnie z pozycji placka przeskoczyła w maszerowanie, ćwicząc drzewną przemowę. Taka padnięty mościł się wygodnie pod kocykiem. Z ich trójki to Nem była najbardziej poturbowana, skupiając na sobie całą uwagę pająków podczas szalonego rajdu. Nie mniej nie tylko jej to nie martwiło, a wręcz cieszyło. Absolutnie nie była masochistką, ale w ten sposób czuła się jak bohater, który ocalił pozostałych, umożliwiając im wykonanie zadania.
Już miała zająć się obrażeniami, których trochę uzbierała, a zapowiadało się, że pajęcze ugryzienia i zadane przez nie rany będą goiły się paskudnie, gdyż już zaczynały obrzmiewać i bolały bardziej niż zwykłe urazy, ale usłyszała jak Groszek zwraca się do niej po pomoc. Cóż sobą najwyraźniej zajmie się później.
Spojrzała w stronę, gdzie ostatnio wróżka się znajdowała.
Mogę gadać - pomyślała - ale o czym nie mam pojęcia, ja tu za ochroniarza robię, mam być jeszcze mózgiem operacji ?
Nie zdążyła jednak zwerbalizować swoich myśli, gdyż mapa znów stała się tematem głównym.
- Musi być duża, żeby się wszystko zmieściło. To taki obraz świata, jakby patrząc oczami ptaka, ale takiego, który bardzo wysoko lata, orła na przykład - rozpoczęła żmudne tłumaczenie, z wciąż tlącą się nadzieją, że wróżka zrozumie.
- Mieszkasz w sokowniku tak ? Więc sokownika na mapie nie ma, ani ciebie, czy mnie, ale jeśli wiesz w jakim lesie ten sokownik rośnie, to go znajdziesz, bo jeśli ten las jest dość duży, to już na mapie będzie … - każde słowo Nemain wypowiadała coraz wolniej, widząc jak za plecami Groszek wyrasta mały cud, który na koniec popisu zakwitł i wydał owoc, zostawiając Nem z otwartymi z wrażenia ustami.
Jak na przedstawicielkę swojego gatunku, kara nie popisywała się jakąś wybitną miłością do roślin, przybierała ona formę taką jak wszystko w wydaniu kopytnej, którą najłatwiej opisać słowami "jedyne w swoim rodzaju".
Nemain na chwilę zamarła, widząc co Groszek planuje zrobić, ale całe szczęście roślinka była szybsza niż centaur i ocaliła się sama, nim kopytna zdążyła otrząsnąć się z szoku spowodowanego magicznym wzrostem, nie mówiąc o planie pożarcia Jedynego owocu.
Wstała z ciężkim stęknięciem, by na powrót klęknąć przy pniu.
Ciągłe kładzenie się, czy klękanie na przednich nogach, mogło by budzić pytania nad celowością tych niewątpliwie uciążliwych czynności. Zanim jednak zaczniecie się zastanawiać nad ich zasadnością, powinniście dosiąść konia i spróbować dla przykładu podnieść coś z ziemi, używając rąk, albo przyjrzeć się czemuś na niej leżącemu. Nie takie proste zadanie prawda ? Będąc centaurem miało się może to ułatwienie, że nie sposób spaść z siebie samego, ale i utrudnienie, że nie można zsiąść. Dlatego też chcąc nie chcąc, obolała i zmęczona czy nie, Nem klękała właśnie po raz kolejny.
Wyplątała wróżkę ze splotów roślinki, najdelikatniej jak potrafiła, dla tej zielonej oczywiście, jednocześnie chwytając Groszek w dłoń.
- Kto tu kogo chciał pożreć - dał się słyszeć wyrzut, wypowiadany słabiutkim i cieniutkim głosikiem, wydawanym przez pęd.
- Masz daktyla - odezwała się kopytna, dając wróżce suszony owoc, wyciągnięty z wszystko-mających juk, nie będąc w stanie wykrztusić nic więcej. Dla bezpieczeństwa postawiła skrzydlatą na długość swojego ramienia od nowo-wykiełkowanego życia i ponownie skupiła się na praojcu i drzewku.
- Zaraz damy ci odpocząć dziaduniu - pogłaskała pień i pęd z łagodnością i czułością, po czym nadstawiła dłoń pod owoc, który sam odpadł od roślinki lądując dokładnie w ręku centaura. Nem zamknęła go w pięści, chroniąc przed światem, gotowa bronić jagody, nawet za cenę życia, jednocześnie samej siebie nie poznając. Kara nigdy nie czuła specjalnej więzi z zieloną częścią świata, ale dziś jej poglądy wywróciły się do góry nogami. Chciała ocalić ten las i miała zamiar zrobić wszystko, by to osiągnąć.
- Tylko co dalej, powiedz proszę, bo zupełnie nie wiem co robić - szepnęła do drzewa, przesuwając wolną ręką po szorstkim, zmurszałym pniu, jakby głaskała po plecach starego dobrego przyjaciela. Jeśli chodziło o ogrodnictwo czy obronę drzew to była zagubiona niczym nowo-narodzone źrebię, stawiając właśnie swoje pierwsze kroki w tych dziedzinach.
- Dziaduniu, a może przy okazji wiesz jeszcze jak uratować przyjaciółkę wróżki ?

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Sob Gru 24, 2016 11:03 pm
autor: Taka
No to rzeczywiście sobie odpoczął, zanim wróżka ponownie wpadła w kłopoty, nie ma co! Taka miał ochotę prychnąć z irytacją, ale tylko przeturlał się na brzuch i obserwował jak Nemain uwalnia skrzydlatą istotkę z kolejnej już opresji. Wysłuchawszy słów centaura, uśmiechnął się mimowolnie. Czyli mieli owoc, Jedyny Owoc, Najmądrzejszy z Owoców. Wyśmienicie! O ile Taka się orientował, po to dokładnie tu przyszli.

W czasie, gdy Nemain konsultowała z drzewem, co też powinni uczynić dalej, Taka wstał, podszedł, delikatnie złapał Groszek w obie dłonie jak motyla i zawrócił na swój koc.

- Siądź tutaj na chwilę - powiedział. - Przestań w kółko latać, zjadać, mościć się, mówić tym cienkim głosikiem. Siądź i zjedz daktyla. Jeszcze się zakrztusisz.

Tak. To mogło być coś, co zrobi Groszek w następnej kolejności. Zupełnie bezsensowne i niepotrzebne zakrztuszenie się suszonym owocem w wyniku jakiegoś szaleństwa w rodzaju latania do góry nogami. Taka zastanowił się zawczasu jak uratować wróżkę. Zgadywał, że trzeba by chwycić ją w pół, obrócić do góry głową i mocno potrząsnąć.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Wto Gru 27, 2016 8:40 am
autor: Groszek
- Ej ale co ty wyprawiasz! – Usiłowała protestować wróżka, gdy człowiek siłą oderwał ją od prowadzonej rozmowy. Groszek nie miała pojęcia o co tym razem może chodzić myśliwemu. Natychmiast spróbowała wrócić w pobliże pra-drzewa, jednak stanowczy opór Taki, skutecznie uniemożliwiał jej podsłuchiwanie rozmowy jaką Kopytna prowadziła z starym pieńkiem. Jak na złość, w odróżnieniu od większości wiekowych osób, które słabo słyszą a same przemawiają nad wyraz głośno, tysiącletni dąb miał w naturze porozumiewać się przy pomocy szeptu.
– No przecież w ten sposób niczego się nie dowiem. – Rozpaczała Groszek, która przynajmniej na chwilę zdała sobie sprawę z powagi sytuacji.
Nie mogąc wyminąć człowieka, Skrzydlata spróbowała zmienić strategię. Wyciszyła się. Zastrzygła uszami, starając się wyłowić jak najwięcej dźwięków z toczonej rozmowy. Na szczęście mężczyzna siedział cicho, swoje przeszkadzanie ograniczając do wyciągniętej dłoni i blokowania wróżce drogi w kierunku dębu.
- Odrodzony będzie znał odpowiedzi na wszystkie nurtujące was pytania … - mówiło drzewo, jednak Groszek nie była w stanie zrozumieć całości tej wypowiedzi. Cały czas coś ją rozpraszało. Gryzienie, mlaskanie, przełykanie…
„Chwila. Przecież to ja” – Zorientowała się wróżka, odkładając trzymanego w dłoniach daktyla.
Jak na ironię, gdy tylko Skrzydlata przerwała konsumpcję, leżąca obok Nanda zaczęła donośnie chrapać. Groszek przeklęła rysia, obrzucając go stekiem wyzwisk, począwszy od zaschniętych nasion, a na żuczkach gnojownikach kończąc. Musiała w jakiś sposób obrócić zwierzaka na drugi bok.
Natychmiast przyszedł jej na myśl Taka. Zaczęła intensywnie ciągnąc mężczyznę za rękaw, po to by zwrócić na siebie jego uwagę, a następnie przy pomocy gestów, spróbowała wytłumaczyć człowiekowi to czego od niego potrzebuje. Wróżka położyła się na ziemi, turlając się po niej niczym zwijany dywan, po czym zaparła się dłońmi o rysia, pokazując jaki to ciężar potrzebuje przemieścić. Niestety jej wysiłki nie przyniosły żadnych rezultatów. Taka, wpatrzony w Nemain i stare drzewo, nawet nie zwrócił na nią uwagi.
- Cudnie. Gapi się tak jakby rozumiał o czym oni tam ględzą. - Ironicznie podsumowała Skrzydlata.
Nie mogąc skorzystać z siły ludzkich mięśni, wózka gorączkowo zaczęła poszukiwać innego rozwiązania problemu chrapiącego rysia. W zanadrzu miała jeszcze swój spryt i wiedzę z zakresu botaniki. Groszek szybko zdołała wypatrzeć rosnący w pobliżu okaz pospolitego mniszka. Olbrzymi nos Nandy i popularny dmuchawiec, podsunął jej do głowy wyśmienity pomysł. Wystarczyło kilka ziaren by podrażnić czuły zmysł powonienia zwierzęcia, a wówczas ten ostatni z cała pewnością zmieni swoją pozycję lęgową.
Groszek zerwała pojedynczy kwiat i zaczęła potrząsać nim tuż przed pyskiem rysia, w taki sposób by uwolnione nasiona w większości lądowały na czubku wilgotnego nosa Nandy. Nie minęło kilka sekund a strategia wróżki przyniosła efekty.
Przynajmniej połowiczne.
Siła potężnego kichnięcia jakie wydał z siebie ryś, odrzuciła Skrzydlatą prosto w pień starego drzewa. Wróżka z uśmiechem na twarzy spojrzała na oblicza sowich przyjaciół.
- Tylko nie próbujcie mi wmówić że to znów moja wina. – Wytłumaczyła.
Tymczasem pra –drzewo ciężko westchnęło, tak jak przystało na osobnika, który przez wiele wieków czeka na wybawiciela, a gdy ta pożądana chwila wreszcie nadchodzi, w miejsce spodziewanego bohatera, pojawia się ktoś taki jak Groszek.
- Tylko ona może wybrać właściwe miejsce. – Podsumował Dąb, dodając między wierszami „i dlatego nie mogę jej udusić”.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Czw Gru 29, 2016 9:51 am
autor: Nemain
Czekając na odpowiedź prastarego Nem odcięła się od reszty świata, jakby ponownie pogrążona w dziwnym letargu. Zdawała sobie sprawę z otoczenia i obecności towarzyszy. Była też wdzięczna człowiekowi, za zabranie i chwilowe niańczenie Groszek. Z jednej strony co prawda dobrze, gdyby wróżka słyszała słowa strażniczego drzewa, z drugiej jednak, było większe prawdopodobieństwo, że zaczęła by trajkotać, przerywając słowa dębu, któremu wyraźnie ledwie starczało sił by przekazać instrukcje jeden raz, nie mówiąc o ich powtarzaniu. Nadzieja jeszcze w Lotce, że przycupnęła gdzieś w pobliżu i będzie w stanie wyjaśnić skrzydlatej co ma zrobić, tak by nic nie sknociła, z powodu źle podyktowanych instrukcji.
Nem co prawda zrozumiała większość zaleceń, ale nie była pewna czy jest dość kompetentna do wyjaśnienia ich Groszek, która była kluczowym ogniwem umożliwiającym powodzenie ich misji. Jakby na ostateczne potwierdzenie wątpliwości centaura, wraz z końcem dębowego wywodu, Groszek niczym z procy wpadła na pień drzewa, które westchnęło zrezygnowane. Kara poklepała drzewo, chcąc mu dodać otuchy, przemawiając w myślach, że zrobią wszystko co w ich mocy by uratować ten las, po czym zaczęła możliwie jak najprościej mówić to co usłyszała od strażnika, chwilowo nie wstając, ponieważ czuła się niesamowicie wyczerpana zapamiętywaniem wszystkich ogrodniczych zaleceń.
- Rytuał zasadzenia Owocu musimy przeprowadzić przed pełnią księżyca, gdy wciąż przybywa srebrnego dysku, w innym wypadku musielibyśmy zaczekać do nowiu i po nim zacząć. Zła wiadomość jest taka, że strażnik tyle nie wytrzyma, już był u kresu swych sił, a ratunkiem i wydaniem Nasiona nadwyrężył je jeszcze bardziej. Kolejna zła wiadomość, jest taka, że pełnia jest najbliższej nocy. Nie bójcie się jednak - dodała bardziej optymistycznie - Dobra część to ta, że i tak musimy sadzić za dnia, ponieważ, gdy tylko zaczniemy, siły ochronne tego miejsca osłabną do tego stopnia, że nocą znów zaatakują nas wszystkie paskudy z tego lasu - podsumowała z wesołym uśmiechem, przechodząc do dalszego opowiadania - Teraz pora na kluczową część. Tylko wróżka potrafi wybrać idealne miejsce dla nowego strażnika i sprawić, by urósł zanim nastanie zmierzch - zakończyła streszczenie kopytna - Acha, nowy strażnik będzie umiał odpowiedzieć na nasze pytania, łącznie z tym jak ocalić Jarzębinę - dodała na sam koniec szczęśliwa kopytna.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Pią Gru 30, 2016 7:04 pm
autor: Taka
- Jestem pełen nadziei - powiedzia Taka, niespokojnie oglądając się na kichającą Nandę.

Suka wciągnęła w nochal zdecydowanie za dużo dmuchawca i teraz kichała raz za razem, tak intensywnie że uszy jej furkotały niczym dwa farfocle zawieszone u głowy. Wykichawszy się wreszcie, skoczyła na równe nogi, smukłym łbem poruszyła w obie strony, jakby szukała winowajcy, a potem jako nad wyraz inteligentne stworzenie uznała, że winowajcą nie mógłby być z pewnością nikt inny niż Groszek. A nawet gdyby mógł być - Taka był jej panem, któremu wszystko wolno, zaś Nemain była zdecydowanie za duża, aby się na nią wściekać. Tak więc chart skierował swe rozdrażnienei ku Groszek.

Zamanifestował złość iście po psiemu, z wściekłym ujadaniem rzucając się na wróżkę. Taka ledwo zdołał złapać Nandę za pachwiny i przyciągnąć z powrotem do siebie.

- Siad! - polecił. - Siad! Siad i morda!

Do suczki coś wreszcie dotarło, bo usiadła i zamknęła się, zwracając wielkie, ciemne oczy na Takę z wyraźnie dostrzegalnym w nich żalem. Uszy położyła płasko na smukłej głowie, sprawiając całą sobą wrażenie urażonej dumy i zdradzonego zaufania. Taka postanowił ją zignorować i w tym celu spojrzał gdzie indziej niż w wypełnione pretensją psie ślepia, to znaczy na Nemain.

- Rzadko to mówię - przyznał - ale może powinniśmy opracować jakiś plan. Groszek, czy możesz powtórzyć, co masz zrobić? - zagadnął wróżkę, bardzo ciekaw, ile zapamiętała, a ile wyleciało jej drugim uchem niż wpadło.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Nie Sty 01, 2017 1:16 pm
autor: Groszek
Gdy tylko Groszek uderzyła w drzewo, drobne pnącza na powrót owinęły się wokół ciała Skrzydlatej, tym razem skutecznie uniemożliwiając jej wydobycie z siebie choćby dźwięku. W komunikacji pomiędzy wróżkami a prastarymi roślinami, tak naprawdę słowa były tylko dodatkiem. Gdyby się postarała, Groszek potrafiła odbierać, myśli i emocję dębu, dzięki czemu pra-ojciec mógł w mgnieniu oka przekazać jej wszystko to, co Nemain i Taka tłumaczyliby jej cały wieczór. Dąb musiał jedynie sprawić by Skrzydlata całą swoją wolę skupiła na drzewie, a najlepszą ku temu drogą było wywołanie u wróżki poczucia zagrożenia.
Po kilku sekundach Bukowaty uwolnił drobną lotniczkę, pozwalając Groszek z hukiem wylądować na twardym gruncie. Bolesne lądowanie oraz otrzymane właśnie informację, pozwoliły Skrzydlatej poskładać w jedna całość słowa Nemain i spojrzeć trzeźwym wzrokiem, zarówno na Kopytną jak i człowieka. Chociaż Taka w dalszym ciągu sprawiał wrażenie jakby nic nie rozumiał.
Nawet Lotka zdawała się być przeciwko niej.
- Skoncentruj się teraz Dębowa Czapeczko. Jeśli coś spaprasz, przekręcisz lub zapomnisz, nigdy więcej się do ciebie nie odezwę. Ja... ja w ogóle zrywam tą znajomość. - Zapowiedziało ptaszysko.
Mając nadzieję wykorzystać Kopytną jako tłumacza, wróżka natychmiast przystąpiła do obrony.
- Hej, nie patrz tak na mnie, jakbym to ja miała być tą przez którą coś pójdzie nie tak. – Oskarżycielskim tonem przemówiła Skrzydlata. – Mam tylko posadzić drzewo. No nie? Wiem jak to się robi. Całe życie zajmuję się bukowatymi i ich nasionami. Wiem że pójdzie mi doskonale. Dlatego na przykład radziłabym wam skupić się na sobie? W chwili gdy zerwę owoc, cała energii staruszka zostanie przekazana właśnie do nowego życia, a magia tego miejsca nie będzie miała już mocy by powstrzymywać pająki. – Groszek wyjaśniła centaurowi jaka rola czeka Kopytną i człowieka w zbliżającym się rytuale.
Jeśli ktoś z ich trójki, a piątki licząc rysie, mógł nie podołać zadaniu, to właśnie ci dzierżący miecze. Chociaż w przypadku Taki, obślizgłe kreatury gromadzące się w cieniu, wcale nie stanowiły największego problemu, ale o tym człowiek miał się dopiero dowiedzieć.
Skrzydlata spojrzała w niebo, starając się określić po położeniu słońca ile mają jeszcze czasu. Z każdą mijającą chwilą, zło wysysające ten las, zbierało swoje siły, szykując się do ataku planowanego na moment, gdy zniknie bariera stworzona przez pra-ojca. Z drugiej strony parze wojowników również należało dać chwile wytchnienia i odpoczynku na regeneracje nadwątlonych sił. Poza tym samo oczekiwanie było równocześnie częścią planu jaki miała do zrealizowania Groszek.
Przeciągając się tak jakby właśnie układała się do snu, wróżka kontynuowała swoja przemowę:
- Ale spokojnie, Staruszek zadbał o wszystko. Twoja armia będzie tu lada moment. Tylko że wiesz, Gałęziate specjalnie nie przepadają za ludźmi. Zwłaszcza samcami. A nasz Taka mimo swoich bujnych kudłów i braku zarostu, może nie przypaść im do gustu. Będziesz musiała jakoś to wytłumaczyć. – Skrzydlata przerwała swoją wypowiedź dając Nemain czas na przetrawienie wiadomości i wymyślenie czegoś sensownego.
Centaur musiała myśleć niezwykle szybko, jako że po kilku minutach, pierwszy oddział uzbrojonych w łuki driad, pojawił się na polanie. Wojowniczki, będące od teraz tak zwana armią Kopytnej, stanowiły cały wachlarz możliwych krzyżówek pomiędzy kobietami a roślinami. Niektóre z nich do złudzenia przypominały ludzi, a swoją przynależność zdradzały jedynie poprzez zielone włosy w które wplątane były (lub też z których wyrastały), niewielkie liście oraz swoje skąpe stroje, będące połączeniem drewna, gałęzi i igliwia. Inne z kolei bardziej przypominały drzewa obdarzone ludzkimi rysami, na widok których należało się skupić, by w ogóle wyodrębnić coś takiego jak twarz czy kończyny.
Wszystkie wojowniczki łączyła natomiast jedna cecha. Oddanie z jakim spoglądały w kierunku Namain oraz ciekawość, połączona z pożądaniem i chęciom mordu, zawarta w ukradkowych spojrzeniach rzucanych w stronę mężczyzny.
- Jestem Aliana, pierwsza wśród straży. Na rozkaz pra – ojca, ja i moje siostry oddajemy się pod twoje rozkazy. – Przywódczyni wojowniczek klękła przed centaurem, składając swój łuk przy kopytach Nemain. Pozostałe Gelęziate uczyniły to samo , otaczając podróżników szczelnym pierścieniem, który od tej pory miał zastąpić magiczną barierę. Większość driad spuściło głowy, w milczeniu czekając na rozkaz Kopytnej. Jedynie te którym przypadło miejsce w pobliżu Taki, nie umiały się powstrzymać, by raz za razem nie gapić się na człowieka.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Nie Sty 01, 2017 8:58 pm
autor: Nemain
Na hałas powodowany przez psa, Nem napięła mięśnie, gotując się do poderwania się na nogi, będąc przekonana, że pająki wróciły. Las jednak był wyjątkowo cichy i spokojny, jak na miejsce w którym, jeszcze moment temu rozgrywał się dramatyczny rajd na przełaj.
- "Cisza przed burzą" - pomyślała czworonożna. Chwilę temu słońce wzeszło, ale przez ogólnie panujące w borze ciemności oraz „napięty grafik” nie spostrzegła świtu, mając wrażenie, że została im jeszcze jakaś godzina. Taki obrót sytuacji sprawiał, że mieli mniej czasu, niż zakładała na starcie, ale uznała, że to może być ich najmniejszym problemem.
Całe szczęście nad podróżnikami, prócz pojawiających się co chwila komplikacji, wyraźnie czuwały jakieś opiekuńcze siły. Podczas gdy centaurzyca przytakiwała człowiekowi, niepewna czy główne siły operacji w postaci wróżki, były świadome swoich obowiązków, dąb chwycił sprawę w swoje ręce, a w zasadzie gałązki, wyjaśniając skrzydlatej jej misję. W momencie gdy Nemain powracała wzrokiem w stronę wróżki, zastanawiając się jaka batalia czeka ją tym razem, w końcu wciąż nie wiedziała czy była wstanie wyjaśnić Groszek o co chodzi z mapą, nie mówiąc o czymś skomplikowanym jak na przykład misja sadzenia Drzewa Strażnika, ta zaskoczyła kopytną będąc już zwartą i gotową do swojego zadania.
- Gdy zerwiesz ten owoc ? - spytała Nem, ukazując na dłoni niewielką jagodę, którą wróżka wcześniej chciała okrutnie pochłonąć. Zostawiła nasiono pod opieką skrzydlatej, zwracając się jeszcze krótko do ptaka - Lotko, pilnuje jej - i wstała ze stęknięciem, przygotowana się na kolejne „rozrywki". W końcu czas trzeba zacząć odliczać od teraz, skoro owoc był już zerwany.
- „ Moja armia, w okolicy, po za wami nie mam nawet przyjaciół, o ile jesteśmy przyjaciółmi, nie mówiąc o armii” - głowiła się Nem nie rozumiejąc co Groszek mogła mieć na myśli. Gałęziate i nie lubiące ludzi. Umysł tego centaura, nie należał do najlotniejszych, a tym bardziej w jego zmęczonej wersji, więc dany przez wróżkę czas na namysły, nie został wykorzystany zbyt wydajnie, a zanim Nemain poskładała fakty do kupy, miała okazję zobaczyć na własne oczy o jakiej armii mówiła skrzydlata.
Na szelest zerwała się na równe nogi, gotowa do walki, ale zamiast pająków na polanę wpadła cała grupa driad. Początkowo kara nie była pewna czy się cieszyć czy martwić i czy może sobie pozwolić na opuszczenie gardy, ponieważ widząc już z kim ma do czynienia, nie była pewna czego mogła się po przybyszach spodziewać, a w zasadzie była w pełni świadoma i nie były to najlepsze przeczucia, jako, że driady były nastawione do ludzi tak jak wielu naturian, czyli nie zbyt pozytywnie. Ostatnie na co miała ochotę to obrona Taki, a w najmilszym wydaniu pertraktacje, ale przygotowana na najgorsze nijak nie brała pod uwagę pokazu zaprezentowanego przez drzewną łuczniczkę. Właśnie złożono jej hołd jako dowódcy. Gdyby starszyzna jej dawnej grupy to zobaczyła, banda przesądnych niedowiarków, nigdy by nie pomyślała, że nie tylko Nemain będzie wśród ratujących las i drzewo Praojca, a na jej rozkazy będą tak szlachetne istoty jak driady. Czas i miejsce nie sprzyjały jednak swobodnym rozmyślaniom, dlatego kara skupiła się na obecnej chwili.
- Witaj Aliano, walczyć u twego boku i twoich sióstr będzie zaszczytem - położyła dłoń, na ramieniu driady, skłaniając ją do powstania - Jestem Nemain, a to są Taka i Groszek. - Pominięty gajłak, zawarczał niezadowolony - No tak to jest Baal, Nanda i Lotka - dokończyła prezentację ich wesołej gromadki. W końcu jeśli przedstawiała wilka, honor należał się też pozostałym - Myślę, że rozkazy nie są konieczne, mamy jedną misję. Umożliwić wróżce odrodzenie Strażnika. Mam tylko jedną prośbę - celowo nie użyła rozkazu. W obecnym układzie mogła, ale wolała postawić sprawę tak, jakby to była własna decyzja driad - Nie traktujcie człowieka jako wroga, walczy razem z nami w tej samej sprawie i wolała bym, by nic mu się nie stało - uśmiechnęła się do Aliany, idąc po miecz, który został na trawie obok wilka, gdy kopytna poderwała się by ratować owoc. Podniosła oręż z ziemi, odpinając jednocześnie popręg i napierśnik juk, zrzucając je na ziemię, w miejsce miecza. Teraz gdy mieli pozostać na miejscu, mogła się pozbyć zbędnego balastu. Jeśli łuczniczki i drzewo sądziły, że centaur położy się i będzie patrzył jak walczą inni, to się mylili. Była zmęczona, rany z polowania jeszcze nawet nie zaczęły się goić, a niektóre znów krwawiły po wędrówce, walce czy szalonym galopie przez las i zebrała trochę nowych obrażeń, ale puki stała na nogach i była w stanie trzymać miecz, będzie walczyć. Przeszła przez pierścień drzewnych istot, które spoglądając na centaura z podziwem i niedowierzaniem jednocześnie ( w końcu kopytni wojownicy znani byli z antypatii żywionej wobec dwunogich ), rozstąpiły się robiąc miejsce Nemain, ustawiającej się przed kordonem łuczników. Jakby nie było jej broń służyła do walki w zwarciu, pozostając więc w szyku nie przydała by się na wiele, o ile ze swoimi rozmiarami nie narobiła by niepotrzebnych szkód. Zaś zaskoczone driady poczęły błądzić wzrokiem to na swoją przywódczynię, to na Takę, to na centaura, z całą gamą zmieniających się emocji, od min wyrażających pytanie, zagubienie, złość czy zdziwienie. Aliana skinęła krótko głową, na co pozostałe przybrały zacięte miny, ale przestały patrzeć na mężczyznę, aż tak często, najwyraźniej mając zamiar przychylić się do prośby kopytnej, uznając jej przyjazne traktowanie człowieka, za wystarczającą rękojmię. W końcu ratowanie Praojca było najważniejsze, animozje gatunkowe musiały poczekać.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Pią Sty 27, 2017 12:25 am
autor: Pani Losu
Po tym, gdy na polanie przy prastarym drzewie zjawił się oddział driad, zdawałoby się, że teraz znaleźli się wszyscy w o wiele lepszej sytuacji niż wcześniej. Kobiety lasu bowiem znane były chyba wszędzie ze swoich niezwykłych umiejętności do rażenia swych wrogów z dystansu. Zdawałoby się, że teraz dalsza część całej misji, czyli zasadzenie Jedynego Owocu, pójdzie im dużo lepiej, niż to miało miejsce dotychczas, podczas dość dramatycznej ucieczki przed spragnionymi ich krwi bestiami. Tym razem przecież nie byliby zdani sami na siebie, prawda?

Wbrew pozorom jednak driady, mimo iż bardzo skrupulatnie wypełniały swoje zadanie, nie miały aż tak optymistycznych myśli. Może i były tu wszystkie razem, ale czy misja wróżki i centaurzycy w ogóle miała jakieś szanse na powodzenie? W końcu, nawet zasadzenie owocu i pielęgnowanie go choćby przez jeden dzień oznaczałoby pewnie, że musiałyby go nieustannie chronić. Nie, żeby nie wiedziały na co tak naprawdę się porywają. Po prostu taka myśl nie była zbyt komfortowa.
Na domiar złego był jeszcze ten czerwonowłosy człowiek. Większość z driad w całym swoim życiu nie widziała jeszcze prawdziwego człowieka na oczy. Niby nie wyglądał wiele inaczej jak co poniektóre z nich, ale żadna dziewczyna z oddziału ani trochę mu nie ufała. Nie było wcale wiadomo, co taki człowiek miał w zanadrzu, ani też co planował. Wcale nie było pewności, że chce się on przysłużyć ich sprawie. W końcu, przecież to człowiek! Jaki miałby mieć cel w pomaganiu im, leśnym istotom? Lepiej by zrobił, gdyby sobie stąd poszedł, gdyby tylko było jak. Lepiej niech się im nie naraża...
Z początku drzewne panny starały się nic nie mówić na temat człowieka, oraz skupić się na sprawie. Jednakże kiedy obronny krąg został już uformowany, driady w pobliżu Taki coraz częściej zerkały w jego stronę, nierzadko szepcąc coś do swoich towarzyszek i natychmiast milknąc, gdy tylko orientowały się kiedy ktoś je podsłuchiwał. W końcu jedna z kobiet nie wytrzymała i odwróciła się w stronę Aliany, dowódczyni oddziału.
- Co z człowiekiem? - zapytała driada, starając się jak najlepiej ukryć swoją niechęć do Taki, co jednak niespecjalnie jej wychodziło. Aliana w momencie zgromiła ją wzrokiem, najwyraźniej starając się zachować jako taką przyzwoitość, co właściwie nie przyniosło żadnego skutku, gdyż po chwili ośmielone pytaniem driady poparły swoją przyjaciółkę.
- Przecież nie będziemy z nim walczyć!
- To niedorzeczne i głupie!
- Nie możemy mu ufać! - rozlegały się głosy coraz to następnych pań lasu, które coraz otwarciej manifestowały swój sprzeciw wobec eskortowania człowieka. Co ciekawe, odnośnie Nandy ani jedna z nich nie miała nic przeciwko, lecz były zdecydowanie zgodne co do tego, aby pozbyć się stąd Taki, przez co stawiały dowódczynię w trudnej sytuacji.
Aliana westchnęła, kiedy okazało się że nic już nie może zrobić, tylko rzeczywiście odprawić stąd tego człowieka razem z jego psem. Odwróciła się w stronę Taki, po czym podeszła, oświadczając:
- Lepiej stąd odejdź, nie masz tu przecież już nic do zrobienia. Damy sobie radę również bez ciebie. - tu zawahała się na chwilę, zdając sobie nagle sprawę, iż zabrzmiało to nieco snobistycznie. Postanowiła się zrehabilitować, sięgając po swój osobisty talizman, magiczny naszyjnik, który potem wręczyła człowiekowi. - On ochroni cię przed tamtymi, nie powinno nic ci się stać. Będziesz mógł spokojnie odejść i nie stanie ci się żadna krzywda. Powinien wytrzymać aż nie dotrzesz w bezpieczne miejsce.

Taka natomiast, który już wcześniej nie czuł się zbyt pewnie w całym tym towarzystwie, teraz z pełną mocą uświadomił sobie, że przez driady nie jest tu mile widziany. Nie zamierzał się jednak z nikim wykłócać, ich argumenty były naprawdę sensowne. Właśnie okazało się, iż właściwie zadanie to wcale go nie wymagało, mógł bezpiecznie odejść stąd w bezpieczne okolice. Zresztą, nawet jeśliby chciał zostać, pewnie i tak nie byłby w stanie mierzyć się z wrogami. Tak, to była mądra decyzja.
- No to życzę wam wszystkim powodzenia! - oświadczył Taka, zberając wszystkie swoje rzeczy. Gdy był już gotowy, mając nowo otrzymany amulet ochronny zawieszony na szyi, wziął Nandę na ręce, aby przypadkiem mu nie uciekła. Potem zwrócił się jeszcze w stronę Groszek i Nemain, jako iż właściwie z nimi zaprzyjaźnił się najbardziej i to właśnie im życzył jak najlepiej, po czym uniósłszy jedną dłoń (tylko na tyle mógł sobie pozwolić z suczką na rękach) powiedział: - Do zobaczenia!

Aliana nie pomyliła się. Amulet rzeczywiście bardzo dobrze działał. Mimo dokładnego rozglądania się, zdołał wypatrzyć ledwie parę stworów ukrywających się pomiędzy drzewami. Nie było nawet śladu po wcześniejszych hordach. Trudno powiedzieć, czy to działanie amuletu, szczęścia, czy obu jednocześnie. Żaden potwór jednak nie okazał się dość odważny, żeby zaatakować samotnego podróżnika z psem na rękach. Rzeczywiście obyło się bez żadnych nieprzyjemnych przygód, za co Taka był driadzie naprawdę wdzięczny. A amulet działał jeszcze długo, długo po tym, jak opuścili las... Kto wie, może w ogóle nie przestanie działać?

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Wto Sty 31, 2017 9:55 am
autor: Groszek
Koncentracja Groszek ulotniła się szybko niczym mgiełka wydychanego powietrza w zimne poranki. Ledwo zobaczyła driady, wróżka ponownie zaczęła zachowywać się tak, jakby do końca nie rozumiała powagi sytuacji, wyznaczając sobie tylko znane priorytety. Zapominając o jedynym owocu, Skrzydlata zaczęła latać od driady do driady witając się z każdą. Z natury bardzo towarzyska, Groszek starała się zapamiętać imiona wszystkich Liściatych, od tych najprostszych jak Fre, a na Unkhuarworixbinie kończąc. Przy okazji udało jej się zaobserwować pewne zjawisko. Im bardziej dana driada przypominała drzewo, tym jej imię stawało się dłuższe i trudniejsze do wypowiedzenia. Szybko okazało się iż u wróżek granica pomiędzy etykietą i zasadami dobrego wychowania, a tak zwanym „narzucaniem się”, jest bardzo płynna, a w wielu przypadkach nie istnieje wcale.
Rozproszona uwaga oraz stosunkowo mały teren jaki była w stanie ogarnąć swoim wzrokiem, sprawiał iż Skrzydlata nie zauważyła wrogiego nastawienia driad wobec Taki, podobnie jak przeoczyła rezygnację i odejście człowieka.
Tymczasem same Liściate z zadowoleniem przyjęły fakt że człowiek zdecydował się opuścić ich szeregi. Przynajmniej teraz miały pewność iż walczą o swoje. W najgorszej sytuacji była Aliana. Szukając kompromisu pomiędzy prośbą Nemain a oczekiwaniami swoich sióstr, dowódczyni musiała narazić się każdej z stron. Ofiarowanie przez nią talizmanu w opinii większości uznane zostało jako słabość.
- Co ty wyprawiasz? Ćwierkasz beztrosko w czasie gdy wszyscy na ciebie czekają? – Grzmiała oburzona Lotka. W odróżnieniu od wróżki, Pierzasta przejmowała się misją do tego stopnia, iż jej zaangażowaniem można było obdzielić całą drużynę driad. W czasie w którym wróżka wędrowała miedzy wojowniczkami, ptak wysiadywał jedyny owoc niczym jajo.
- Weź przestań. Widziałaś kiedyś tyle Lisciatych w jednym miejscu? Poza tym panuję nad wszystkim. – Odpowiedziała Groszek, jednocześnie mocując owoc do siodła swojego skrzydlatego wierzchowca. Wróżka doskonale zdawała sobie sprawę że magiczna energia na terenie wokół drzewa pra-ojca jest wyczerpana, a nowe drzewo nie będzie tutaj rosło. Należało znaleźć dla niego inną lokalizację.
- Nie mogę się doczekać. – Niecierpliwiła się Lotka. - Powiedz. Planujesz jakaś specjalną ceremonię?
- Tak. Najpierw go zjem żeby z jedynego owocu, uzyskać jedyne nasiono. Potem wykopię taką małą dziurkę w ziemi, wsadzę nasionko do środka, zrobię kopczyk, i …
- Pytałam poważnie.
- Ale tak właśnie się to robi. – Tym razem to Groszek wyraziła swoje oburzenie.
- Przecież to wyjątkowy owoc!
- Wszystkie są wyjątkowe. I ważne. Każde ma do wykonanie swoje zadanie. To tutaj ma uratować las. Inne stanowią punkty orientacyjne dla podróżnych albo dają schronienie dziesiątką mniejszych stworzeń. Na przykład takich Lotek.
- Czemu w takim razie drzewo czekało tyle dekad na pojawienie się wróżki?
- Nie mam pojęcia, ale się tego dowiem.
Wylatując przed szereg łuczniczek, Skrzydlata stanęła przed oczyma Kopytnej.
- Jestem gotowa możemy iść. Miejsce zasadzenia owocu jest gdzieś tam. – Wróżka wskazała ręka w obranym kierunku.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Wto Sty 31, 2017 8:24 pm
autor: Nemain
Ledwie Nemain zdążyła przejść przez krąg driad, a Groszek wracając do swojego właściwego oblicza, rozpoczęła sztafetę zapoznawczą ze wszystkimi wojowniczkami. Kara stała przez moment oniemiała, obserwując pokaz w postaci latającej zygzakiem wróżki i pędzącej za nią Lotki, która próbowała wziąć skrzydlatą w ryzy. Nie będąc pewną, jak powinna się zachować, czworonożna zastanawiała się nad swoimi opcjami, by po chwili przewrócić oczyma, wzruszając jednocześnie ramionami. Jej zadaniem jest utrzymać wszystkich w jednym kawałku, a niesforną Groszek niech się zajmuje jej ptasia przyjaciółka, bo prawdopodobniej prędzej dotrze do małej główki, w dębowej czapeczce, niż ktokolwiek inny. Do wtóru z cichym szelestem wróżkowych skrzydełek, Nem rozpoczęła swobodny marsz, lekko fechtując mieczem by rozciągnąć i przygotować mięśnie do kolejnego wysiłku.
Tak jak próżne nadzieje co do profesjonalizmu wróżki, szybko prysło i złudzenie porzucenia osobistych niechęci liściastych, na rzecz większej sprawy. Dopiero co Aliana dała znak swoim siostrom by zaakceptowały prośbę centaura, ledwie Nem zdążyła oddalić się kilka kroków od miejsca w którym przekroczyła krąg, zostawiając Takę samego, a łuczniczki wróciły do ciągłego i niekoniecznie przyjaznego zerkania na człowieka, które szybko przerodziło się w ciąg pretensji.
Czuły słuch centaura od razu wyłapał pierwsze szmery niezadowolenia jak i nasilające się niczym lawina komentarze, leśnych obrończyń, niezadowolonych z konieczności współpracy.
Nie przerywając stępa wokół kordonu łuczniczek, Kara ignorowała zarówno jedne jak i drugie zachowania, pozostawiając sprawę Alianie. Co jakiś czas jedynie zerkała, stopniowo coraz bardziej rozzłoszczonym wzrokiem, na liściaste postacie, które w danym momencie mijała. W miejscu w którym przechodziła kopytna, gwałtownie zapadała cisza, by za moment wybuchnąć kolejnym szmerem niezadowolenia. Pokonana Aliana spojrzała przepraszającym wzrokiem na centaura, jednocześnie odsyłając mężczyznę. Na moment brązowe oczy Nem złagodniały, niechętnie zgadzając się z Alianą, nie zazdroszcząc jej pozycji między młotem a kowadłem i poddając się beznadziejnej sytuacji.
Chcąc nie chcąc, ze smutkiem pogodziła się z odprawieniem Taki, spoglądając w kierunku odchodzącego rudzielca. Na pożegnanie skinęła mężczyźnie głową w niemym podziękowaniu za dotychczasową pomoc i życzenia, by zawołać w ślad za nim.
- Tobie również niech szczęście sprzyja - żegnając się pomachała jeszcze dłonią, przez dłuższą chwilę odprowadzając dwunogiego wzrokiem.
Co prawda mogła by wykłócać się z Alianą, że nie panuje nad swoim oddziałem, czy zmienić zdanie i próbować wyegzekwować od driad posłuszeństwo, które nakazało im drzewo. Jednak tego typu wymówki czy zabiegi nie pomogły by sprawie, a wprowadzony zamęt i oskarżenie dowódcy jedynie jeszcze bardziej obniżyło by morale, na to zaś nie mogli sobie pozwolić.
Nieruchomo patrzyła w kierunku, gdzie zniknął człowiek, z nieobecnym i smutnym wyrazem twarzy, przez chwilę pogrążając się w myślach. Jak wiele ras było równie uciążliwych i zaściankowych, jak centaury z klanu który porzuciła. Jeżeli inni, których tak pragnęła poznać byli równie oporni i niedostępni, czy jej podróż w ogóle miała sens ?
Ze smętnej ciszy własnego umysłu, wyrwały kopytną ponowne narzekania oddziału łuczniczek, które tym razem krytykowały sposób odprawienia człowieka. Tego było zbyt wiele, zmęczonej, rannej i dodatkowo jeszcze zasmuconej Nemain puściły nerwy. Czego te przerośnięte krzaki chciały. Nie dość, że przegnały kogoś, kto walczył za sprawę zupełnie mu obcą, to chciały go jeszcze puścić bez najmniejszej ochrony, wydając Takę na pastwę pająków ?
- Zamknąć się natychmiast - wrzasnęła zatrzymując się w półkroku i jakby nie dość wyraźnie było widać poirytowanie czworonożnej wojowniczki, centaur równie gwałtownie co krzyknął, stanął dęba i z całych sił uderzył przednimi kopytami w ziemię. W tym samym momencie nie wiadomo skąd, obok pojawił się czarny wilk, który wyprężył się dumnie niczym kogut, przy każdym słowie centaura pofukując i powarkując, jakby to on przemawiał. Wszystko przez to, że w czarnym, kudłatym łbie zachodziła ciekawa konkluzja, że skoro jego towarzyszka była alfą tak dużego stada, to on dzielił z nią to stanowisko. Wspierał więc Nemain w ustawianiu wszystkich do pionu podczas gdy dziewczyna kontynuowała krzyki - Przysięgam na Bogów Niebios i Podziemia, że jak w tym momencie nie zapanuje porządek, to sama go zaprowadzę ! - Jeżeli ktoś nie zrozumiał jaki porządek Nem miała na myśli, ta wymownie oparła klingę miecza na swoim barku i kontynuowała połajankę - Pozbyłyście się człowieka, mimo mojej prośby. Niech wam będzie, ale weźcie się wreszcie do roboty zamiast utyskiwać i obyście z łuków szyły równie dobrze co narzekacie, bo jeśli sprawdzi się powiedzenie, że "Jazgotliwy sobaka nie gryzie" to biada nam wszystkim - przytaczając krasnoludzkie przysłowie, dobitnie wyraziła swoją frustrację Kara, która była lekko przewrażliwiona na punkcie nietolerancji gatunkowej. Rozpędzona w wyrażaniu swoich opinii Nem, całkowicie zignorowała fakt, że po takiej reprymendzie, w trakcie walki któraś ze strzał mogła ją „przypadkiem” trafić, jeśli jakaś driada poczułaby się dość urażona.
Dopiero zdążyła skończyć zdanie, gdy przed jej oczyma znikąd pojawiła się Groszek.
-Iść ? Jak to iść, dopiero co zdjęłam juki ! - zerwała się z miejsca, wpadając na polanę, przez zastęp, który rozstąpił się w musztrowym tempie, by uniknąć stratowania. Dopadła do plecaka, który poderwała z ziemi jelcem miecza, by obyć się bez niepotrzebnego zwalniania i hamowania. Gdy tylko sakwy trafiły w jej ręce, zawróciła w pełnym pędzie, z uślizgiem tylnych nóg, zrywając darń. Również w pełnym galopie zarzuciła ekwipunek na grzbiet, w biegu zapinając paski i dołączając do wróżki.

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Czw Lut 09, 2017 6:50 pm
autor: Irmgardis
Gdzieś w szerokim dywanie Szepczącego Lasu, wśród niezbadanych zarośli pewna elfka właśnie próbowała latać. Leżąca nieopodal smoczyca poprzez niedomknięte, białe powieki obserwowała poczynania przyjaciółki. Irmgardis stała w powietrzu na jednej nodze i starała się utrzymać równowagę. Z pomocą magii powietrza Leira uczyła dziewczynę poruszania się bez stabilnego oparcia. Pół-elfka co chwilę upadała, lecz zanim dosięgła ziemi zostawała szybko unoszona przez delikatny wiatr. To był już 3 dzień od wyrażenia chęci nauczenia się latać. Od wschodu do zachodu słońca Irmgardis szybowała w powietrzu, a Leira patrzyła na te wygibasy z przymrużeniem oka. Po kolejnych paru dniach postanowiły po raz pierwszy wyruszyć na krótki, podniebny spacer. Smoczyca delikatnie przesuwała wielkie skrzydła, a elfka trzęsła się "szybując" obok. To takie niezwykłe uczucie, gdy możesz samodzielnie latać. No może nie całkiem samodzielnie.
Irmgardis wznosiła się machając rękami. W pewnym momencie jednak runęła na dół. W locie próbowała się czegoś złapać, lecz powietrze przelatywało jej pomiędzy palcami. W przypływie paniki złapała swój naszyjnik z serduszkiem i... nagle podciągnięta magią poleciała do góry. Niestety naszyjnik zerwał się i spadł w gęste liście.
- Latanie jest bez sensu... - narzekała, gdy została wciągnięta na grzbiet Leiry - ...zgubiłam mój naszyjnik!
- Dlatego już nie będziesz latać. - odparła wychowawczo smoczyca - Idziemy szukać naszyjnika.
Zniżyły lot i wylądowały zgniatając parę drzewek. Irmgardis od razu rzuciła się na ziemię szukając w trawie rubinowego serduszka.

W miedzyczasie naszyjnik leciał sobie w dół i... spadł prosto na wróżkę. Jako, że był dosyć ciężki mógł się wydawać co najmniej jakimś wielkim owadem próbującym ją złapać. W miarę szamotaniny zaplątywał się jeszcze bardziej na drobnym ciałku w końcu unieruchamiając Groszka. W trym samym czasie cała brygada ratująca Jedyny Owoc mogła usłyszeć łamanie drzewek, trzaskanie gałązek, zdenerwowane jęki Irmgardis i przerzucanie liści...

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Pią Lut 10, 2017 12:29 pm
autor: Groszek
Z szeroko otwartą buzią, Groszek wsłuchiwała się w reprymendę Kopytnej. Próbowała zrozumieć po co jej przyjaciółka krzyczy, na kogo jest zła i dlaczego wszystkie driady bojąc się tego głosu, pouciekały na pobliskie drzewa. Swoją stanowczą przemową Nemain rzeczywiście udało się zmobilizować Liściate do działania, jednak centaur nie wzięła pod uwagę, że w dowodzonym przez nią oddziale, pojęcie dyscypliny znane było tylko i wyłącznie Alianie. Wojowniczki zajęły pozycję na gałęziach w górnych partiach lasu. Nie przeszkadzało im to przemieszczać się równie swobodnie jakby stały na ziemi, a jednocześnie z tego miejsca driady miały lepszy przegląd pola, a ich łuki mogły sięgać dalej.
- To jedyny sposób walki jaki znają. Nie potrafią bić się w zwarciu. – Tłumaczyła zawstydzona Aliana, spuszczając głowę w geście rezygnacji. Pierwsza Wśród Straży wyraźnie obawiała się gniewu Kopytnej, jak również tego iż Nemain może kazać jej sprowadzić siostry do szyku. Byłoby to zadanie niezwykle karkołomne i długotrwałe, a tymczasem starcie zbliżało się nieuchronnie.
– Okrążają nas. – Wyszeptała driada spoglądając w głąb lasu. Aliana nie bała się przeciwnika, ale zdecydowanie nie podobało jej się to, że prymitywne pająki nagle zaczęły działać tak, jakby kierowały się określoną strategią.
Tymczasem Groszek doszła wreszcie do siebie podejmując bardzo ważną decyzję. Na niej również przemowa Kopytnej zrobiła wielkie wrażenie. Skrzydlata uznała że nie może tak po prostu stać sobie z boku. Najprawdopodobniej będzie pierwszą wróżką która stanie do bitwy, ale czyż nie o to jej chodziło? Zawsze chciała przekraczać granicę. Zostać sławną. Robić to na co inne wróżki nie mają odwagi.
- Jesteś gotowa Lotko? Pokażemy im ile warte są Skrzydlate. Gdzie moja plujka? I kolce jeża alchemika? – Wspomniany przez Groszek zwierzak słynął z faktu iż miał w zwyczaju ocierać swój naszpikowany kolcami pancerz o trujące jagody, dzięki czemu był w stanie zwiększać skuteczność swojej defensywy o obronę toksyczną.
Wróżki zaadoptowały tą metodę, udoskonalając ją o długie słomki, przy pomocy których były w stanie miotać kolce nawet na kilka metrów.
- Weź ty się stuknij w tą bańkę która nosisz na karku! Jaka walka? – Protestowała Lotka. - Musimy się skupić na owocu! To nasze zadanie. A najlepszą metodą by wykonać je dobrze, jest nie dać się zauważyć.
- O nie! Nie będę kryła się z tyłu, w czasie gdy inni nadstawiają za mnie swoje głowy. Jestem gotowa przyjąć na siebie pierwsze uderzenie, aaaaa….
Życzenie Groszek szybko się sprawdziło. Skrzydlata została zaatakowana z miejsca którego najmniej się spodziewała. Coś ciężkiego spadło na jej głowę, natychmiast oplątując zarówno drobną wróżkę jak i ptaka którego ta dosiadała. Trójka walczących boleśnie wylądowała na ziemi. Na szczęście Groszek, która od razu rozpoznała w napastniku śmiercionośnego węża, była gotowa. Przykładając plujkę do ust, wypuściła w kierunku gada dwie strzały, a głośne plasknięcie i jęk bólu, uświadomił Skrzydlatą iż trafiła dokładnie tam gdzie chciała. Lotka ugodzona w grzbiet i kuper padła niczym ścięta, a owoc z jej siodła potoczył się w kierunku zarośli.
W bitewnym amoku, wróżka nie była w stanie zorientować się iż tak naprawdę walczy z naszyjnikiem. Natychmiast wprowadziła w czyn kolejny plan, mówiąc w największym skrócie, plan polegający na wezwaniu pomocy.
- Nemain!!!

Re: Poszukiwanie sojusznika.

: Pią Lut 10, 2017 5:51 pm
autor: Nemain
Kara stanęła jak wryta, obserwując jak krzyki odniosły znacznie bardziej piorunujący skutek niż mogła by sobie wyobrazić. Ledwie skończyła przemowę, a na ziemi pozostała jedna jedyna driada w postaci Aliany.
Przez chwilę Nemain rozglądała się nerwowo, to na drzewa z gdzieś skrytymi łuczniczkami, które maskowały się na tyle dobrze, że ledwie dostrzegała niektóre sylwetki, to z powrotem na Pierwszą, zupełnie nie wiedząc co teraz powinna czynić. Minę miała przy tym mało profesjonalną, gdyż stała z rozdziawionymi ustami i wyraźnym zagubieniem na twarzy. Pewnie sterczała by tak jeszcze jakiś czas, gdyby nie odezwała się pozostała wojowniczka.
Nem z wielką ulgą powitała tłumaczenia Aliany, ciesząc się, że było to poniekąd ich normalne zachowanie, zwiastujące przystąpienie do pracy, a nie dezercja związana z niewłaściwymi słowami Karej.
- Dzięki Smokowi - odetchnęła wyraźnie uspokojona, czworonożna istota, jednocześnie nerwowo czochrając dłonią potylicę - Już myślałam, że przedobrzyłam. Dla mnie idealnie, będę miała luźniej - dodała wracając do właściwego sobie stanu, na powrót tryskając optymizmem i gestykulując przednią nogą, jakby chciała pokazać, że chodzi jej o bieganie. Kara zupełnie nie zmartwiła się zmianą taktyki i swoim zwyczajem klepnęła driadę po plecach. Pod Górą często tak czynili, czy to na pociechę, czy dodając sobie otuchy, czy dziękując za wspólną pracę. Dla Nordów z Wielkiego miasta, był to gest tak częsty i uniwersalny, że Nem nawet nie zastanawiała się czy inne rasy też tak wyrażają swoje emocje
- Puki będą celnie strzelać, to jak dla mnie mogą i lewitować - zakończyła dylemat dowódczyni, z radosnym uśmiechem.
Centaur doskonale wiedział, że do walki w zwarciu nadawała się równie marnie co leśne łuczniczki, będąc w stanie narobić niezłego ambarasu w ciasnym szyku, jednocześnie nie wykorzystując swoich czworonożnych atutów. Z kolei bieganie przed strzelającą grupą, które planowała, okupione było sporym ryzykiem, dlatego nie mogła się nie ucieszyć na zmianę planów.
Na wzmiankę o zbliżającym się ataku, jedynie kiwnęła głową w odpowiedzi. Tak, pajęczyska najwyraźniej zbyt długo dawały im spokój i teraz na powrót ruszały do napaści, co zwiastowały złowrogie szelesty, nasilające się z każdą chwilą.
Nemain machnęła jeszcze kilka razy mieczem, lekko potupując w miejscu i już gotowała się do szarży, gdy usłyszała wołanie o pomoc. Było cichutkie, jak to na wołanie wróźki przystało i dotarło do uszu centaura, tylko dlatego, że jeszcze nie rozgorzał bitewny harmider. Rozejrzała się, obracając jednoczenie wokół własnej osi, próbując odnaleźć kierunek w którym powinna podążyć, podczas gdy znacznie szybciej udało się to driadzie, która pospiesznie wskazała ręką stronę, z której dochodziły wezwania. Obie ruszyły biegiem, by po chwili poszukiwań znaleźć wśród poszycia, spętaną Groszek i oklapłą Lotkę.
Delikatnie wzięła łańcuszek w palce, wyplątując zeń wróżkę i podniosła dziwne znalezisko na wysokość swoich oczu zaaferowana, Groszka zastawiając samej sobie.
- Wisiorek. Skąd u licha w środku lasu wisiorek ? - powinna dodać jeszcze, który znikąd spadł na małą skrzydlatą. Aliana porozumiewawczo spojrzała na centaura, wyciągając dłoń, na co Kara oddał jej element biżuterii. Nem była całkowicie pozbawiona magicznych zmysłów, czego nie można było powiedzieć o Alianie, która już na odległość wyczuła aurę zawieszki.
- Czuć od niego jakąś magię ochronną - odezwała się cicho, obracając serduszkiem, tak że odbijało nikłe światło, w postaci czerwonych refleksów padających na dłoń Pierwszej.
W tym samym momencie, dało się słyszeć pierwsze świsty strzał i brzęk cięciw, świadczące o rozpoczęciu walki. Na razie jednak były to jedynie pojedyncze pająki, więc zebrani mogli dokończyć wątek dziwnego naszyjnika i ustrzelonego ptaka. Gdy Aliana cały czas jeszcze badała wisior, Nem wzięła Lotkę do ręki, trącając ją palcem drugiej dłoni. Ptak jednak nie reagował, był wiotki, ale słychać było bicie jego serca. Oglądała pierzastą uważnie z każdej strony, przechylając dłoń, gdy wreszcie spostrzegła dwie igły wbite pomiędzy pióra. Złapała jedną z nich i delikatnie wyciągnęła z ptaka.
- Ktoś ją ustrzelił - powiedziała dość grobowym tonem, pokazując pocisk i wyraźnie rozglądając się w poszukiwaniu winowajcy. Jeśli w lesie było więcej takich strzelców, to nieoczekiwanie szala zwycięstwa, mogła przechylić się na korzyść zła. W końcu jak bronić się przed igłami mniejszymi od palca. Nawet w takiej chwili jak teraz uniknięcie ich graniczyło by z cudem, a co dopiero podczas walki, gdy wszystkie zmysły zajęte były licznymi oponentami.