Re: Dwie sowy
: Pią Mar 06, 2020 1:25 pm
Przygoda z kotłem i pieniącą się weń zatrutą wodą, uświadomiła Nyllef konieczność zachowania większej ostrożności. Będąc pierwszą poznaną przez dziewczynę ludzką społecznością, mieszkańcy wioski strasznie ją fascynowali, przez co wiedziona ciekawością kapłanka chętnie zaglądałaby w każdy kąt, pod każdy dach, pokrywkę, pościel i inne rzeczy, których nazw dopiero się uczyła, jednak z drugiej strony dociekliwa odkrywczyni miejscowych zwyczajów zdawała sobie sprawę, że ona, Lri i Aki są w tym stadzie obcy, w związku z czym niekoniecznie muszą spotkać się z ciepłym przyjęciem. Nawet jeśli pozory sugerowałyby coś innego. Obserwacja przyrody i zachowania innych stadnych zwierząt, podpowiadały czarodziejce, iż takie spotkania mogą kończyć się dość brutalnie. Dlatego też Nyllef postanowiła od tej pory wzmóc czujność, nie wypuszczać włóczni ze swojej dłoni, a przede wszystkim trzymać Lri blisko siebie.
Dziewczyna miała świadomość, że chcąc chronić siebie i wojownika, będzie potrzebowała pary sprawnych oczu. Niestety, te z których zwykła korzystać, obecnie były zbyt zajęte obserwacją nosidełka i próbą podrapania znajdującego się na nim wizerunku sowy, a bez pomocy pierzastej przyjaciółki, Nyllef nawet nie była w stanie odnaleźć porzuconego odzienia. Na szczęście dla niej, widząc jak kapłanka po omacku próbuje przeszukać otoczenie, starsza kobieta zorientowała się w sytuacji, natychmiast posyłając po pomoc w postaci tej samej dziewczyny, którą chwilę wcześniej czarodziejka usiłowała wrzucić do kotła.
- Tak myślałam. Wielki mi pan bohater. Podglądać niewidomą w kąpieli. Pfff… – burknęła starucha, wyrażając swoją dezaprobatę odnośnie poczynań Akiego, a następnie zwróciła się do swojej pomocnicy. – Naivi, pomóż panience się ubrać, a potem zaprowadź ją na ucztę. Nasz naczelnik i ten pucułowaty hrabia, co to nie umie przypilnować jednego dzieciaka, będą chcieli ją zobaczyć.
- Tak, proszę pani - przytaknęła dziewczyna, robiąc przy tym minę jakby kazano jej siłować się z niedźwiedziem.
- Kto to jest ten „naczelnik” – chciała wiedzieć Nyllef.
- Baran, który tu rządzi i któremu wydaje się, że dba o dobro wioski – utyskiwała kobieta. – Najpierw wysłał część chłopów by towarzyszyli lordowi w polowaniu. Kolejną grupę posłał w zamiecie, po to by odszukać tych, którzy się zgubili, a ostatnich mężczyzn zdolnych do czegokolwiek, chce poświęcić eskortowaniu dzieciaka i jego opiekuna z powrotem do ich pałacu.
- Aki będzie z nim walczył? – Chciała wiedzieć kapłanka, na co starucha zaczęła się śmiać, do tego stopnia, iż po chwili musiała zmagać się z chorobliwym kaszlem.
- A to dobre. Chciałabym to zobaczyć – stwierdziła kobieta, kierując się w stronę wyjścia.
- Rada wioski to sami starcy. Niewielu z nich chodzi o własnych siłach – wyjaśniła Naivi – Proszę.
- Co to jest!? Gdzie moje ubranie? – wzburzyła się czarodziejka, gdy w jej dłonie wepchnięto obcy materiał.
- Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Te twoje łachmany… znaczy się dałam je do prania, a te są nowe. I ciepłe. Powinny pasować. Są spodnie, które zakłada się pod suknie. Tunika i buty. A tu masz wszystkie swoje ozdoby, amulety i naszyjniki. – Pospiesznie wytłumaczyła służąca, wpychając w dłonie Nyllef własność czarodziejki.
Pomimo licznych wątpliwości, podejrzeń i niezrozumienia sensu zmiany ubrań, które wciąż były dobre, kapłanka zdecydowała się tym razem ustąpić. Pamiętała, że Akiego również starano się przystroić według lokalnych zwyczajów, a wojownik specjalnie przy tym nie protestował.
- Czy ty i ten wytatuowany mężczyzna jesteście razem? – zagadnęła Naivi.
- Razem.
- Wiec pewnie niepokoi cię sposób w jaki inne dziewczyny próbują zastawić na niego sidła? – spytała służka, nawet nie zdając sobie sprawy, że słowo „sidła” dla obeznanej z polowaniami Nyllef, ma tylko jedno, dosłowne znaczenie.
- Jak to sidła? Lri, chodź! Musimy pomóc Akiemu. Zostaw nosidełko. I tak nikt go stąd nie zabierze! – domagała się czarodziejka.
Tymczasem w głównej sali narad uczta trwała w najlepsze, a przy jej głównym stole, poza sędziwym nadzorcą, Akim i uratowanym przez niego chłopakiem, siedział również arystokrata przedstawiony wojownikowi jako hrabia Sarco Dantus, brat panującego lorda, któremu powierzono opiekę nad dziedzicem, w czasie gdy władca oddaje się przyjemnościom związanym z łowami. Mężczyzna poza tym, iż sylwetką był sporo przy kości, czym wyraźnie odznaczał się na tle niedożywionych chłopów, to dodatkowo górował nad wszystkimi jak chodzi o jakość swojego ubioru, pełnego złotych haftów i drogocennych klejnotów. Opiekun zachwalał dokonania wojownika, wyraźnie dając zebranym do zrozumienia jak wielką ulgę stanowi dla niego odnalezienie czcigodnego bratanka, jednocześnie cały czas podkreślając straszne męki, które on sam przeżywał zamartwiając się o los chłopca. Jednak gdy tylko zainteresowanie powyższym tematem osłabło, hrabia szybko doszedł do wniosku, że przedstawienie skończone, a on sam powinien wrócić do interesów.
- Oczywiście rozumiesz przyjacielu, że wioska ma swoje zobowiązania i musi zachowywać się uczciwie w stosunku do innych poddanych, ciężko pracujących na rzecz państwa.
- Panie, oddaliśmy już wszystko co mamy – błagał naczelnik.
- Te wasze skóry niewiele są warte – zauważył hrabia – ale ptak to co innego. W życiu nie wiedziałem tak ogromnej sowy. Byłaby ozdobą mojej oranżerii.
- Ptak nie jest nasz, tylko dziewczyny.
- Nie ma problemu, kupię również ją. To znaczy mówiąc kupię, mam na myśli spłatę waszego zadłużenia – oświadczył arystokrata.
Dziewczyna miała świadomość, że chcąc chronić siebie i wojownika, będzie potrzebowała pary sprawnych oczu. Niestety, te z których zwykła korzystać, obecnie były zbyt zajęte obserwacją nosidełka i próbą podrapania znajdującego się na nim wizerunku sowy, a bez pomocy pierzastej przyjaciółki, Nyllef nawet nie była w stanie odnaleźć porzuconego odzienia. Na szczęście dla niej, widząc jak kapłanka po omacku próbuje przeszukać otoczenie, starsza kobieta zorientowała się w sytuacji, natychmiast posyłając po pomoc w postaci tej samej dziewczyny, którą chwilę wcześniej czarodziejka usiłowała wrzucić do kotła.
- Tak myślałam. Wielki mi pan bohater. Podglądać niewidomą w kąpieli. Pfff… – burknęła starucha, wyrażając swoją dezaprobatę odnośnie poczynań Akiego, a następnie zwróciła się do swojej pomocnicy. – Naivi, pomóż panience się ubrać, a potem zaprowadź ją na ucztę. Nasz naczelnik i ten pucułowaty hrabia, co to nie umie przypilnować jednego dzieciaka, będą chcieli ją zobaczyć.
- Tak, proszę pani - przytaknęła dziewczyna, robiąc przy tym minę jakby kazano jej siłować się z niedźwiedziem.
- Kto to jest ten „naczelnik” – chciała wiedzieć Nyllef.
- Baran, który tu rządzi i któremu wydaje się, że dba o dobro wioski – utyskiwała kobieta. – Najpierw wysłał część chłopów by towarzyszyli lordowi w polowaniu. Kolejną grupę posłał w zamiecie, po to by odszukać tych, którzy się zgubili, a ostatnich mężczyzn zdolnych do czegokolwiek, chce poświęcić eskortowaniu dzieciaka i jego opiekuna z powrotem do ich pałacu.
- Aki będzie z nim walczył? – Chciała wiedzieć kapłanka, na co starucha zaczęła się śmiać, do tego stopnia, iż po chwili musiała zmagać się z chorobliwym kaszlem.
- A to dobre. Chciałabym to zobaczyć – stwierdziła kobieta, kierując się w stronę wyjścia.
- Rada wioski to sami starcy. Niewielu z nich chodzi o własnych siłach – wyjaśniła Naivi – Proszę.
- Co to jest!? Gdzie moje ubranie? – wzburzyła się czarodziejka, gdy w jej dłonie wepchnięto obcy materiał.
- Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Te twoje łachmany… znaczy się dałam je do prania, a te są nowe. I ciepłe. Powinny pasować. Są spodnie, które zakłada się pod suknie. Tunika i buty. A tu masz wszystkie swoje ozdoby, amulety i naszyjniki. – Pospiesznie wytłumaczyła służąca, wpychając w dłonie Nyllef własność czarodziejki.
Pomimo licznych wątpliwości, podejrzeń i niezrozumienia sensu zmiany ubrań, które wciąż były dobre, kapłanka zdecydowała się tym razem ustąpić. Pamiętała, że Akiego również starano się przystroić według lokalnych zwyczajów, a wojownik specjalnie przy tym nie protestował.
- Czy ty i ten wytatuowany mężczyzna jesteście razem? – zagadnęła Naivi.
- Razem.
- Wiec pewnie niepokoi cię sposób w jaki inne dziewczyny próbują zastawić na niego sidła? – spytała służka, nawet nie zdając sobie sprawy, że słowo „sidła” dla obeznanej z polowaniami Nyllef, ma tylko jedno, dosłowne znaczenie.
- Jak to sidła? Lri, chodź! Musimy pomóc Akiemu. Zostaw nosidełko. I tak nikt go stąd nie zabierze! – domagała się czarodziejka.
Tymczasem w głównej sali narad uczta trwała w najlepsze, a przy jej głównym stole, poza sędziwym nadzorcą, Akim i uratowanym przez niego chłopakiem, siedział również arystokrata przedstawiony wojownikowi jako hrabia Sarco Dantus, brat panującego lorda, któremu powierzono opiekę nad dziedzicem, w czasie gdy władca oddaje się przyjemnościom związanym z łowami. Mężczyzna poza tym, iż sylwetką był sporo przy kości, czym wyraźnie odznaczał się na tle niedożywionych chłopów, to dodatkowo górował nad wszystkimi jak chodzi o jakość swojego ubioru, pełnego złotych haftów i drogocennych klejnotów. Opiekun zachwalał dokonania wojownika, wyraźnie dając zebranym do zrozumienia jak wielką ulgę stanowi dla niego odnalezienie czcigodnego bratanka, jednocześnie cały czas podkreślając straszne męki, które on sam przeżywał zamartwiając się o los chłopca. Jednak gdy tylko zainteresowanie powyższym tematem osłabło, hrabia szybko doszedł do wniosku, że przedstawienie skończone, a on sam powinien wrócić do interesów.
- Oczywiście rozumiesz przyjacielu, że wioska ma swoje zobowiązania i musi zachowywać się uczciwie w stosunku do innych poddanych, ciężko pracujących na rzecz państwa.
- Panie, oddaliśmy już wszystko co mamy – błagał naczelnik.
- Te wasze skóry niewiele są warte – zauważył hrabia – ale ptak to co innego. W życiu nie wiedziałem tak ogromnej sowy. Byłaby ozdobą mojej oranżerii.
- Ptak nie jest nasz, tylko dziewczyny.
- Nie ma problemu, kupię również ją. To znaczy mówiąc kupię, mam na myśli spłatę waszego zadłużenia – oświadczył arystokrata.