FargothRóża bez kolców.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Wiedział, że jest źle, nawet bardzo źle i że ciąży nad nim wizja jego własnej śmierci. Był sam jeden a ewentualnych przeciwników czwórka. On także nie był niezniszczalny...A jego nerwy nie były nieskończenie rozciągliwe. Przez jakieś...trzydzieści lat żył tutaj, na ziemi licząc przy okazji pięć lat smażenia się w piekle i naprawdę, dzisiaj miał już wszystkiego serdecznie dość. Słuchał tego zniewieściałego rycerza, który powiedział praktycznie to samo co Grabarz tylko w innych słowach. -To ja, Narcyz się nazywam... Zanucił złośliwie białowłosy na jakąś wesołą melodyjkę z niewinną miną przyglądając się swoim paznokciom. "Brakuje nam już tylko żołnierzy na głowie i mamy caly komplet...
"
Wrzaski Sisko nie robiły na nim większego wrażenia, jej malutka broń także nie. Wprawdzie ona i kotołaczka wiedziały, ze Adrien ma miecz pod szatą, ale pozostali uważali go zapewne za nieszkodliwego, zdrowo zakręconego lub, jak kto woli, psychicznego staruszka. I tak miało pozostać...przynajmniej na razie...Po raz kolejny pomieszczenie wypełnia salwa nieprzyjemnego, ostrego smiechu szaleńca, który wręcz zadzwonił szkłem w wybach. To była jego odpowiedź.
-Czy ty sobie kpisz, stary baranie?! Miałeś ich pogodzić, ta kowalka rozwali sobie młot na twojej durnej, białej glowie! -Wrzeszczał mu do ucha biały szczur ciesząc się, że reszta go zapewne nie rozumie.
-Co ci dzisiaj odwala?! Nie widzisz, że za chwilę rozpęta się tu małe piekło?!
-Owszem, widzę. -Odparł grabarz wesołym, aż za wesołym tonem, który nie wróżył nic dobrego. -Mało tego, ja jeszcze zamierzam dolewać oliwy do ognia...
Bialy Aurum zauważył, że po prostu z wrażenia rozdziawił swój mały pyszczek i natychmiast go zamknął. -Adrien...CZY TOBIE RZUCIŁO SIĘ NA GŁOWĘ? Pisk zwierzaka zdawał się być niemal niesłyszalny w hałasie jaki tam panował.
-Widzisz...wprawdzie praca Grabarza jessst zabawna jak mało która to jednak i mi od czasssu do czasssu sssię nudzi... Lubię popatrzeć na takie sssytuacje..patrzeć jak odbierają ssswoje cenne życia zupełnie na marne... Bo co im to da? Walczą o tę kotkę jak gdyby była ich największym ssskarbem... Nie zrozumiem tego...
-Jak możesz być tak nieczuły?!
-Ssstarałam sssię, Aurum... zamiassst wdzięczności gotują mi śmierć... Tym razem w jego głosie, uśmiechu słychać było nutę goryczy tak wyraźną jak rzadko kiedy. -Nie zasssłużyli na litość ani moją ani ssstrażników. Nie zwrócił uwagi na smutne i równie zrezygnowane jak on zwierzę, które chowa się mu do kieszeni przerażone słowami pana.
-Myślałem, że tkwi w tobie choć trochę dobra Adrien..Myliłem sie...Ale mężczyzna już go nie słyszał - na propozycję Sisko przystać nie zamierzał, wręcz przeciwnie."Pusta skorupa, niepotrzebny śmieć, którego trzeba się pozbyć nim zrobi większą awanturę..." Ale nie zdążył powiedzieć czegokolwiek innego, drzwi otworzyły się z hukiem, A Crevan poczuł jak serdeczny palec lewej dłoni po prostu płonie mu bólem a zielony klejnot pierścienia wręcz jarzy się na czerwony kolor. To mogło oznaczać tylko jedno..."Anioł! Mają tutaj anioła!"
Mało brakowało by pisnął z uciechy! Już tyle lat na żadnego nie trafił, tyle lat nie miał okazji na wystrzępienie sobie miecza na tych podłych zdrajcach...Syknął z bólu i zdjął pierścień by ten nie spalił mu bladej skóry, ale gdy blask nieco przygasł zalożył go na nowo. Teraz miał dylemat moralny- zostać tu i pomóc reszcie, znaleźc Feyle czy tez popędzić za aniołem, który musiał być tak blisko.
"Zaufali ci, wybrali cię przywódcą..."-Zagrzmialy mu w głowie słowa pupili i chcąc nie chcąc musiał przyznać im rację..Zamierzał połączyć to wszystko w jedno o ile będzie to możliwe...
Kolejna scena, Acila padająca na posadzkę. Martwa czy jeszcze żywa? Adrien jako medyk i jako grabarz oceniał, że da się ją jeszcze uratować i spokojnie dałby radę to zrobić...Ale nie miał na to czasu w tym miejscu! -Weź kotkę na ręce, possstaram sssię pomóc wam ssstąd wyjść, ale wam nie obiecujęęę. Rzucił w kierunku blondwłosego mężczyzny. -Potem bierz konia, na pewno ssstoją przed zakładem. Potem nie patrz na nic i jedź za mną. Nie musiał tego robić, ale...czuł, że ma u tej dziewczyny dług wdzięczności, a on swoje długi zawsze spłacał, a dwa...Cóż, ona zapewne też wiedziała coś o Nurdinie, może ona będzie umiała im pomóc. -Nie musssisz mi ufać, ale jak chcesz ją jeszcze zobaczyć żywą to to zrób! Przekaz prosty i rozumny. Sisko mogła tu zginąć, nie jego sprawa, nie jego problem. Zamierzał znaleźć Feyle i Balwura, wywieźć wszystkich z miasta i wrócić tutaj by zabić anioła. Zabawne jak bardzo teraz róże w jego kapeluszu kontrastowały z długim, cieniutkim jak pajęcza nić mieczem, który teraz rozgrzany był aż do białości. Uśmiechnął się złośliwie mając już plan... -Panowie... Możecie zrobić z nią co chcecie. Wskazał na Sisko, której całkiem "przypadkiem" od ognia zajął się rąbek stroju i koniuszek włosów. Skoro już nazywali go psychopatą chciał mieć ku temu jakieś uzasadnienie... Wbrew pozorom i tak mieli szczęście, teoretycznie jeśli jest tu Feyla i Balwur było ich aż, albo tylko, pięciu na...nie. Nie dadzą im rady, nie ma mowy. Właśnie dlatego musiał się bardziej postarać, wyprowadzić ich w pole tak ryzykownym manewrem jakim było spalenie tego miejsca... Nie miał wyboru. -Wybaczcie... Mruknął przepraszająco nie do końca wiedząc czy mówi do straży czy do "swoich" skupiając się na belce stropowej by ją spalić i jednocześnie odgrodzić się od gwardii.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Pomijając fakt, że po wygłoszeniu płomiennej mowy samozadowolenie Loringa wyraźnie się podniosło, madame przestała widzieć już w nim szansę na swój ratunek. Zrezygnowała zarazem z błagań i udawania skrzywdzonej przez każdego, w każdy możliwy sposób. A co zamiast tego zrobiła? To, co chyba tylko ona uczynić mogła – kolejne głupstwo. Zbliżywszy się do swych ubrań, wyciągnęła z nich sztylet. „Czy ona naprawdę myśli, że cokolwiek nim zdziała?” Gotlandczyk prychnął pogardliwie. „Już dawno nie widziałem bardziej upierdliwej baby, większej idiotki od tej… Choć, czy w ogóle widziałem takową kiedykolwiek? Nie… Ta zdecydowanie bije pozostałe na głowę.” W spokoju słuchach potoku kolejnych, plugawych, słów, do czasu aż nie poczuł pociągnięcia za włosy. Bardzo o nie dbał, co nie znaczy jednak, że był narcystycznym dupkiem, zabijającym za same ich dotknięcie - bez pytania, oczywiście. Odwrócił się, by zobaczyć kto to. „Acila”. Kotka bardzo żywiołowo gestykulowała, jednocześnie coś przy tym krzycząc. Mężczyzna z początku nie mógł odczytać przekazu tych wszystkich komunikatów, w końcu jednak zorientował się, że chodzi o tymczasowe opuszczenie pomieszczenia. Nie mając nic przeciwko temu, zgodził się.
Jego nagłą irytację wywołaną głośnym śmiechem topielcowatego, mieszankę uczuć po głośnej, i nie do końca dyskretnej, debacie ze szczurem, skutecznie przemieniono w głęboki niepokój. Wszystko za sprawą wypowiedzianego przez młodzieńca zdania, słów skierowanych do lady. Instynkt podpowiadał blondynowi, że powinien mu uwierzyć, choć kwestia źródła wiedzy, była już inną rzeczą. Loring jak w zwolnionym tempie, obserwował bieg przybysza w kierunku wyjścia, a później krzyk „Mamy ranną!”. Wojownik błyskawicznie odwrócił się w jego kierunku. Wystarczyła sekunda, jedno szybkie spojrzenie, by dostrzec ofiarę. „Acila!”. Blondyn również do niej podbiegł. Z jej prawej – bogu dzięki, że nie lewej – piersi sterczała strzała, a ona sama była nieprzytomna. A przynajmniej tak twierdził chłopak, w końcu trup nie może być ranny. W pierwszym odruchu gotlandczyk już miał sięgnąć dłonią ku swej Yogoturamie, jednak się powstrzymał. Nie bał się stanąć w szranki nawet z kilkoma marnymi żołnierzykami, ale łuki to już zupełnie co innego.
Na domiar złego ani trochę nie znał się na medycynie, a nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że każda minuta jest tutaj na wagę złota. Trzeba usunąć pozbawioną tymczasowo świadomości kotkę z toru kolejnych możliwych pocisków. Rozglądając się szybko, mężczyzna dojrzał szafkę z książkami. Kopniakiem pozbawił ją zbędnego balastu, i będąc za nią skryty, pchnął ją w kierunku wejścia. Wiadomo, że mebel był szerszy od wyłamanych drzwi, tak więc bez problemu zablokował otwór. Spiesząc się, melmaro przeniósł kotkę w bardziej bezpieczne miejsce.
Skojarzył sobie, że bladoskóry coś mówił o przetransportowaniu jej, ucieczce, bodajże koniach. Zupełnie nie przejmował się losem madame, która porzuciła sztylet i przerażona przyciskała ciało do jednej ze ścian. Loring domyślał się, że jeśli ktokolwiek z tego grona ma obchodzić żołnierzy, to właśnie ona. „Na srebrny księżyc!” Zaklął złotowłosy, patrząc na albinosa, który gapił się w bezruchu na jedną z belek. „Co on wyprawia, odmawia modły?” Rozległ się odgłos tłuczonej szyby, kiedy jeden z wojów rzucił w nią kamieniem.
- Poddajcie się! – zabrzmiał głośny głos jakiegoś mężczyzny. – Oddajcie broń, inaczej wszyscy zginiecie!
Loring zdawał sobie sprawę, że to nie jego sytuacja, jednak nie wytrzymał. Podszedł do okna, poprzednio prosząc młodzieńca o to, by zaopiekował się Acillą, i krzyknął do źródła dźwięku.
- Mamy oddać broń, tak?! I co? Nie zabijecie nas? A ta kobieta, która chciała się po prostu przewietrzyć, widzieliście by była uzbrojona? Widzieliście?! Pytam się! Na srebrny księżyc, ona nawet nie jest wojowniczką, tylko biedną, zastraszoną dziewczyną. Jesteście bandą tchórzy, rozumiecie?! Żałośni mordercy, niegodni miana strażników miasta. Brzydzę się wami, tfu! – Blondyn darował już sobie zbędne maniery językowe, i mówił wszystko wprost. Reakcją na jego słowa był szmer głosów i chwilowa cisza. W końcu jednak ten który przemawiał, znów się odezwał.
- Język masz ze stali, ale czy jaja też? Nie wiemy kim jesteś, nikt nie rozpoznaje twojego głosu, ale znajdujesz się w jednym pomieszczeniu z bandytami i mordercami. Jeżeli chcesz zachować życie, to wyjdź, i się poddaj, inaczej zostaniesz wzięty za jedno z nich. A co do tej dziewki, dziwka to dziwka, do chędożenia lub ubijania, co za różnica?
Wojownik myślał, że wręcz eksploduje. Owszem, to zawsze on manipulował emocjami innych za pomocą słów, teraz jednak chodziło o coś innego. Świadomie się odsłaniał i pozwalał na takie zabiegi na nim samym. Potrzebował złości, dodatkowego pobudzenia. Musiał tylko panować nad swoją siłą, i nie wyzwolić niepotrzebnie piorunów.
- Chcesz, żebym wyszedł, tak? I co później, wpadniecie, pozabijacie wszystkich, a mnie wtrącicie do lochu? Jestem cudzoziemcem, ze szlachetnej rodziny, o takich że obyczajach i zachowaniach. Z przyjemnością wyjdę, panie, ale tylko po to, by stoczyć z tobą UCZCIWĄ walkę, jeden na jednego. Może być nawet dwóch, jeśli brak ci odwagi, ale wtedy już ja i moja broń, pójdziemy na całość. Wybieraj. Choć pewnie i tak zostaniesz przy opcji chowania się za łukami, ostatni w szeregu, jak bezbronna niewiasta z rozchylonymi nogami. Po twej werwie w głosie i niewyparzonej gębie, wnioskuję, że to ty jesteś przywódcą tejże wesołej kompanii. Czy więc kapitan zyska sobie uznanie w oczach podopiecznych, odrzucając wyzwanie, robiąc w portki i trzęsąc się ze strachu? – Loring wybuch głośnym, przepełnionym kpiną, pogardą i wstrętem, śmiechem. – Odpowiem ci na to pytanie, kapitanie miękkie piłeczki. Jestem przekonany… Że nie.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Na szczęście rycerz przyszedł mu z pomocą. Jego pomysł okazał się skuteczny i po chwili kotka znalazła się w bezpiecznym miejscu. Dérigéntirh przyjrzał się jej ranie. Strzała weszła głęboko, ale na szczęście nie tak, żeby przebić się na drugą stronę. Smok postanowił, że najpierw powinien usunąć strzałę. Skupił się na niej i rozkazał siłą umysłu, aby przestała istnieć. Ta rozpłynęła się, ukazując paskudną ranę. Dérigéntirh szybko sięgnął do torby, wyciągnął jakiś szary kawałek materiału i zawiązał wokół klatki piersiowej kotki. Następnie przyjrzał się efektowi swojej pracy. Póki co powstrzyma krwawienie, ale jak najszybciej trzeba zabrać ją do jakiegoś medyka. Dotknął czoła kotki. Gorące. Niedobrze. Pewnie wdało się zakażenie. Nie miał wątpliwości, że strzała strażników nie mogła być pozbawiona wszelakich brudów.

        Usłyszał, że wysoki mówi o możliwości ucieczki i o oddaniu kobiety w ręce straży. To go zainteresowało. Kim ona jest? Zachowuje się jak zepsuta wysoko postawiona, a może interesować straż? Pewnie jakaś polityka czy coś z tych rzeczy. Że też od razu się w to wplątałem. Przysłuchiwał się wymianie zdań rycerza ze strażnikiem. Na początku rycerz powiedział to, co wszyscy wiedzieli, choć straż może wierzyła, że jednak nie. Odpowiedź strażnika nie spodobała mu się. Czy to ma być aluzja? Ale chyba nie sądzą, ze przez dwa tysiące lat nikogo nie zabiłem? Tylko całkowity pacyfista byłby zdolny do czegoś takiego, chociaż on pewnie tyle by nie przeżył. Chyba że... ale nie, to nie czas na tego typu rozważania. Ostatnia wypowiedz rycerza była raczej trafiona, choć możliwe, że niekoniecznie. Mogło się okazać, że ów kapitan nie ma za grosz poczucia honoru lub wstydu. Chociaż wątpię, aby odrzucił wyzwanie. Z doświadczenia wiem, że ludzie za mniejsze obrazy bójki wywołują.

        Przyjrzał się jeszcze raz kotce. Jeżeli chcą ją ocalić, muszą działać szybciej.
- Radziłbym ci się pośpieszyć - powiedział do rycerza. - Nie wygląda mi ona na osobę wyjątkowo wytrzymałą.

        Wiedział, że jeżeli jednak dojdzie do pojedynku, nie będzie wolno mu się śpieszyć, ale nie mógł też pozwolić, aby rycerz przedłużał walkę jakimś stylem walki, zajmującym zbyt dużo czasu. Chyba, że jest stąd jakieś inne wyjście. A jeżeli nie, może powinienem sam jakieś zrobić? Spojrzał na albionsa, który wpatrywał się w sufit. Smok poczuł przepływ magii, co go zaniepokoiło, tak samo, jak słowo "Wybaczcie".
- Czekaj! - zawołał. - Jest stąd jakieś inne wyjście?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Podążając w stronę magazynu krawieckiego Feyla zaczęła układać w głowie plan wyciągnięcia grabarza z opresji. Nie była dobrym strategiem. Za każdym razem, po głębszej analizie, odrzucała kolejne pomysły, uważając je za głupie, nie mające szans powodzenia lub niemożliwe do realizacji. Najpierw uznała że pod przykrywką negocjacji mogłaby się dostać do budynku. Tylko co by jej to dało. Dodatkowa osoba s środku i tak nie polepszyłaby szans oblężonych. Kolejnym z pomysłów było aresztowanie mężczyzny i rzekome odprowadzenie go do lochu, o ile pozwolono by im odejść niepostrzeżenie? Pozostawały jeszcze tunele, ale te kowalka odrzuciła na samym początku. Tunele nie wchodziły w grę. Kolejne pomysły upadały a w ich miejsce pojawiały się nowe.
Feyla była wściekła na grabarza, że ten postanowił zostać w mieście. Czyżby aż tak spieszyło mu się do przesłuchania madame Sisko? Dlaczego nie mógł zaczekać na nią? Raczej nie podejrzewała starszego człowieka o jakieś zdolności do okrucieństwa. Jeśli ktoś z nich byłby skłonny do torturowania kobiety to prędzej elf. Balwur w swoim temperamencie mógłby się wściec i zareagować nad wyraz ostro, ale nie grabarz. Ten ostatni był na tyle rozsądny by zdawać też sobie sprawę że z informacji jakie uda mu się uzyskać nie będzie miał wielkich korzyści. Zwłaszcza korzyści finansowych. Cały czas największą zagadką jaka trapiła Feylę było pytanie po co wszyscy ci nieznajomi angażują się w wyprawę wymyśloną przez krasnoluda. Racjonalnej odpowiedzi trudno było się tu doszukać.
Kowalka dotarła na miejsce. Okazało się iż tylko część strażników przeniosła się z zamtuza pod magazyn krawiecki. Było ich co najwyżej kilkunastu. Jak się zdążyła dowiedzieć pozostałym wydano rozkaz pilnowania bram miejskich i nie wypuszczania przez nie nikogo.
Większość z zgromadzonych z naciągniętymi kuszami celowała w budynek jakby to on stanowił ich głównego wroga. Postanowili go już otoczyć, by uniemożliwić ewentualną ucieczkę oblężonym. Strażnicy zgromadzeni od frontu toczyli między sobą zażartą dyskusję na temat tego co powinni teraz robić. Kapral Swen od razu wkroczył między nich próbując przejąć kontrolę nad sytuacją, ale kowalkę bardziej interesowała sytuacja która rozgrywała się na tyłach budynku. Oto miejscy strażnicy próbowali ukraść Mortema. Koń grabarza był dość okazałym zwierzęciem ,toteż stanowił łakomy kąsek dla żołnierzy. Ci jednak wyraźnie nie mieli pomysłu jak go okiełznać. Czworo z nich otoczyło wierzchowca, zarzucając mu uprzednio liny wokół szyi. Poza nimi Feyla zauważyła trzech leżących na ziemi pechowców, którzy najwyraźniej przeprowadzili już próbę dosiadania Mortema. Jeden z strażników leżał na plecach pozbawiony przytomności, kolejna dwójka śmiałków była ranna, zakrwawiona i cierpiąca.
Postawa zwierzaka, który parskał groźnie i wierzgał kopytami wyraźnie ostudziła zapał koniokradów. Z jednej strony nie chcieli stracić okazji na zdobycz, z drugiej zaś nikt nie miał ochoty dołączyć do grona pokonanych. Feyli nasunęło to pewien pomysł. Zwariowany, nielogiczny, niemal niemożliwy do zrealizowania ale … ale była zdesperowana i rozdrażniona faktem że cały czas nie ma planu. Postanowiła wykorzystać Mortema, wjechać z nim do budynku, wyciągnąć grabarza i uciec z nim galopem w stronę bram miasta. Sisko będzie musiała radzić sobie sama. Kowalka miała nadzieję ze przez ten czas grabarz dowiedział się już wszystkiego co potrzeba. Liczyła też na to iż koń ją pozna, pozwoli się dosiąść, zrozumie co ona od niego chce i będzie wykonywał jej polecenia, a przede wszystkim nie da jej zrzucić z siodła gdy razem będą przeskakiwać przez wystawową szybę w warsztacie krawieckim. To tyle niewiadomych.
- Zostawcie go. Pozabijacie się a nic wam z tego nie przyjdzie. –Krzyknęła na żołnierzy – Mieszczuchy, pojęcia nie macie o traktowaniu wierzchowców.
- Znawca się znalazł. Pokaż jakaś bystra. Rumak jest twój o ile wcześniej nie rozwali ci twarzyczki – zdecydował jeden z niedoszłych koniokradów. Feyla miała nadzieję że tak postąpią. Chcieli zobaczyć widowisko to będą je mieli. Kowalka podeszła do konia chwyciła go za uzdę i wyprowadziła z dala od strażników. Starała się mówić do niego cały czas. Wcześniej to podziałało więc i teraz istniał cień szansy że wierzchowiec jej nie zabije.
- Hej mądralo! – Feyla zwróciła się do Mortema – Pamiętasz mnie? Niezłą tu miałeś jatkę, ale teraz koniec zabawy. Czas uratować dupsko twojego pana. Tyle ze najpierw ustroimy się jak na bal. Coś tu dla ciebie mam? – Dziewczyna, wielki zbieracz wszystkiego co może się przydać, była przygotowana na każdą okazję - Kropierz, czyli taka zbroja dla konia. Tak na wszelki wypadek gdyby któremuś z tych idiotów przyszło do głowy strzelać do nas. Sama też zamierzam włożyć coś ciężkiego, a żeby było zabawniej nasze stroje są w barwach oficerskich. Zdumiewające ile rzeczy ci bałaganiarze rozrzucają po obozowisku. I jeszcze jedno. – Mówiła Feyla, przystrajając jednocześnie rumaka. O dziwo na razie wszystko szło dobrze, to znaczy koń nie wpadł w szał, a ona nadal stała na nogach. Tyle za czas już znaleźć się w siodle - Ty prowadzisz. Moja wiedza na temat jeździectwa ogranicza się to umiejętności rozpoznania gdzie jest przód konia.- Zażartowała by dodać sobie odwagi.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Tak, najlepiej wcale go nie słuchać i robić wszystko po swojemu, ale pretensje kierowano potem do niego. Nie mógł ich do niczego zmusić tym bardziej, że wszyscy byli zapatrzeni w tego narcyzowatego rycerzyka, który zdawał się mieć więcej urody niż rozumu. Rozkaz, prośba czy zwał jak zwał wypowiedziana przez białowłosego winna być spełniona bez gadania jeśli chciał uratować tę kotkę. Crevan miał na tyle oleju w głowie by ją uratować, ale nie miał zbyt wiele czasu, bóg jeden raczy wiedzieć czy strzała była czymś zatruta czy noe lub jak głęboko była wbita. Teoretycznie mógł ją wyciągnąć tu, na miejscu, ale... jego dłonie nie były tak idealnie czyste jak winny być przy dotykaniu ran, a także nie wiedział jak głęboko była strzała więc bał się, że doprowadzi do krwotoku.
Adrien po prostu uderzył otwartą dłonią w czoło zrezygnowany i mocno zażenowany tą sytuacją, choć wciąż starał się zachować zimną krew i nie dać się emocjom. Rycerz wolał dyskutować ze strażą? W dodatku w taki sposób, że tylko pogarszał i ich i tak marną sytuację...Po prostu chciał tylko zabrać swoich i kotkę i mieć spokój, choć w myślach już szykował się na reprymendę od kowalki, że niczego nie osiągnął na swoim polu. I będzie miała całkowitą rację, nie udało im się dojść do niczego co ułatwiłoby mu sprawę... Ale przecież to nie jego wina, że wyszło jak wyszło a Sisko okazała się zdradziecką jędzą? Właściwie to czego spodziewali się po kierowniczce zamtuza? Uczciwości? Kiepski żart.
Nie mógł się skupić na spaleniu tej cholernej deski! Po prostu nie mógł! Cały czas w jego głowie tkwił obraz pierścienia jarzącego się na jego palcu,znak, że jest tutaj anioł. Nie zamierzał odpuścić, nie umiał. "Nie odpuszczę... nie potrafię wybaczyć im tej hańby!" To była jego największa słabość od...od kiedy tylko został zamknięty w ciemnym,zimnym lochu. Zabić anioła choćby za cenę własnego życia.
Ale zaczął powoli godzić się z tym, że już stąd żywi nie wyjdą, że nie mają szans na ucieczkę z tej puszki. Belki nie udało mu się popalić, choć to może i lepiej, nie zauważył bowiem, że gdyby zniszczył tę jedną to cała konstrukcja runęłaby im na głowy niczym domek z kart. Nie miał planu, nie umiał wymyślić niczego rozsądnego. Czekał już chyba tylko na cud...Cud, który nigdy nie powinien nadejść.
Koń, który podobnie jak kowalka, chciał za wszelką cenę wydostać pana z piekła jakie się tam rozpętało posłusznie pozwalał zrobić ze sobą wszystko co tylko chciała. Oczywiście był bardzo dumny z tego, że kilka osób będzie musiało leczyć połamane ręce, nogi czy też w jednym przypadku żuchwę. Może i często przekomarzał się z panem i w złości nie raz zawiesił mu kopniaka w chudy tyłek posyłając go nim w stóg siana, ale mimo wszystko...miał bielmo na jednym oku, nie widział na nie, a mimo wszystko Adrien zostawił go sobie i dobrze traktował...Gdy kowalka usiadła pewnie w siodle zwierzę stanęło dęba bijąc przednimi kopytami, a następnie odwróciło się tyłem i...po prostu kopnęło nieco zmurszałe deski magazynu chcąc je rozwalić.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla wyznawała w życiu zasadę ze na swoim bezpieczeństwie nie należy oszczędzać. Jeśli mogła zabezpieczyć Mortema i siebie przed przypadkową strzałą posłaną przez strażników w ich kierunku, to zamierzała to zrobić. Uzbrajając konia nie poprzestała na samym kropierzu, ale po kolej zawieszała na nim kolejne elementy zbroi dla wierzchowca. Wykorzystała w tym celu co tylko miała pod ręką, tak że wkrótce Mortem miał na sobie opancerzoną ladrę, osłaniającą nie tylko korpus ale i końską głowę oraz kończyny. Kowalka również wbiła się w ciężką zbroję z przyłbicą opadająca jej na oczy. Rzecz jasna nie mogła też zostawić plecaka z narzędziami, swojego młota, oraz wszystkich innych potrzebnych jej zdaniem materiałów. W ostateczności zdecydowała się ulokować całą zawartość wozu na grzbiecie wierzchowca.
Plan by niemal doskonały. Nic im teraz nie groziło. Jedynym mankamentem był fakt że dla grabarza nie było już wolnego miejsca, oraz mała niedogodność w postaci ciężaru uniemożliwiającego Mortemowi wykonanie skoku. Koń nie mógł skakać ale za to sam w sobie stanowił żywa maszynę oblężniczą. Idealnie opancerzona dwójka śmiałków ruszyła do ataku. Kopanie w ściany niewiele im pomogło, więc rumak postanowił nabrać nieco prędkości i wyważyć ściany niczym taran. Siłą rozpędu oboje przebili się do wnętrza.
Żołnierze zgromadzeni na zewnątrz wiwatowali. Biorąc Feylę za jednego z nich, radowali się że oto ktoś ruszył wreszcie do ataku by utemperować gadatliwego mężczyznę w obleganym budynku. Sama kowalka z trudem utrzymała się w siodle. Ściana za nią była niemal doszczętnie zniszczona. Zdejmując hełm dziewczyna rozejrzała się po pokoju. Spodziewała się ujrzeć Adriena samego z Sisko, a ku jej zaskoczeniu w pokoju było niemal tłoczno. Sisko, grabarz, długowłosy blondyn pilnujący wejścia i kolejny jasny klęczący przy kotce.
- Co to do cholery ma być? Zjazd rodzinny? – Spytała grabarza, gdyż pozostali mężczyźni wydawali jej się bardzo podobni do jej dowódcy? – Ja … przybyłam z odsieczą – Feyla dopiero teraz zorientowała się że nie ma możliwości by ktoś więcej zajął miejsce na grzbiecie wierzchowca. – Ale przecież nie mogłam przewidzieć ze będzie was tulu … - zaczęła tłumaczenie.
Tymczasem żołnierze zainspirowani postawą rzekomego konnego dowódcy ruszyli do ataku. Może i nie byli zbyt skorzy do bitki ale nie chcieli też by petom mówiono że stali jak kołki w czasie gdy ich kapitan ruszał do ataku.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Niespodziewanie przez ścianę do pomieszczenia przebił się napakowany żelastwem wojak na równie pełnym żelaza koniu, w efektywny sposób dostając się do wewnątrz. Pięknie, opancerzony wojownik na opancerzonym koniu wewnątrz warsztatu krawieckiego. Jeszcze jakieś atrakcje? Może żywiołaki zaatakują miasto? Oilkhasir postanowi mnie odwiedzić? A Krucza Husaria wparuje dodatkowo do budynku? Naprawdę, ta noc była jedną z najbardziej interesujących w jego długim życiu. Wstał z kucaka i spojrzał na jeźdźca. Ten zdjął hełm i rozejrzał się, a raczej rozejrzała, bo okazał się być kobietą. Chyba go zna, pomyślał, słysząc jej słowa, skierowane do albinosa. Postanowił zareagować na nie.
- Milady, mój zjazd rodzinny najpewniej byłby twoim ostatnim - powiedział, co było prawdą. Już same jego rodzeństwo stworzyłoby niezły chaos, a co, jeżeli dalsi krewni też by cię włączyli? Strach myśleć, co by zostało z miasta.Chociaż kiedyś, jakby znaleźć jakieś spokojnie miejsce, na przykład tę osławioną pustynię... Na razie postaraj się przeżyć. Czas na planowanie zjazdów smoków przyjdzie kiedy indziej.

        Widząc zbliżających się strażników, uznał, że nadeszła jego pora, aby przejąć inicjatywę i zrobić im na złość. Teraz albo nigdy. I to dosłownie. Jeśli się uda, będzie pięknie. Jeżeli nie... cóż, wtedy nie spełnię swojej obietnicy, a nie wypada łamać danego słowa.
- Chrońcie mnie! - krzyknął, odsuwając się jak najdalej mógł i siadając w uklęku, opierając się dłońmi na kolanach. - Tylko bądźcie ostrożni, nie chcę was przygnieść.

        Następnie skupił się na wewnętrznej strukturze swojego ciała i siłą woli nakazał jej powrócić do swojej pierwotnej postaci. Jego ciało zaczęło świecić złocistym, niemal oślepiającym blaskiem, a po chwili zaczęło się zmieniać, zwiększać, deformować, wydłużać. Puls niewyobrażalnie mu się zwiększył, podobnie jak szybkość oddechu. Przyciągał w swoją stronę całą energię z okolicy i użycie magii w tej chwili nie byłoby możliwe. Przestał myśleć, obserwował świat czysto obiektywnie w najczystszym tego słowa znaczeniu. Wykroczył poza duszę, przestał istnieć w swojej świadomości.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Trzask wyłamywanych desek skutecznie odwrócił uwagę Adriena od tego, co dzieje się w środku. Spodziewał się tam każdego, nawet smoka, ale nie...Feyli. "No proszę...To chyba ja powinienem wpaść po nią na koniu, w lśniącej zbroi jak po księżniczkę, a nie odwrotnie...wahaha...tego bym się po niej nie spodziewał." Właściwie to nie czuł się ani trochę niemęsko, po prostu... był w lekkim szoku na widok dziewczyny na swoim koniu, którego poznał tylko po jego bardzo długiej, białej grzywie. "Dzień się jeszcze nie skończył, cos czuję, że będzie ciekawie...bardzo ciekawie..." Sam oczywiście chciał znaleźć anioła, zależało mu tylko i wyłącznie na tym...
Przyszło mu podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu...- Feyla, nie ma czasu na gadanie, po prostu zabierz stąd tę kotkę... Nie sądził, że to powie, że będzie miał tyle odwago by zostać tutaj i...no właśnie. I co? I walczyć? Spalić to wszystko? -Nie patrz się na mnie jak na wariata, po prostu się ze mną nie kłóć! Wywieź ją w jakieś bezpieczne miejsce i wracaj jak najszybciej... To nie była prośba, to był rozkaz wydany przez przywódcę. Nawet ten jego irytujący, syczący głos zmienił się na normalny bez przedłużania, co było nowością i wymagało nie lada wysiłku. Wiedział, że zawiódł jeśli idzie o Sisko i zamierzał za wszelką cenę zdobyć choć cień informacji łapiąc się każdej okazji. Służyła tej kobiecie, musi coś wiedzieć...O ile przeżyje." Oczywiście nie miał pojęcia, że ktoś, a dokładniej smok, zajął się dziewczyną wyciągając strzałę... Gdyby wiedział zabroniłby mu tego. -Wywieź ją do lasu, tam nikt nie będzie was szukał. Dodał jeszcze po chwili. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli zostawią zmiennokształtną samą w lesie może sobie nie poradzić, ale czy mieli wybór? Nawet gdyby Mortem nie był w pancerzu nie poradziłby sobie z trójką ludzi na grzbiecie, w dodatku w galopie. Liczył na pomysłowość kowalki, teraz wszystko spoczywało na jej barkach.
Sam zaś...nie, jeszcze nie czas na pokazywanie, że ma miecz, to byłoby bez sensu. Wpadli już w dostatecznie duże kłopoty, więc rola bezbronnego staruszka była teraz jak najbardziej na miejscu- kto by się takim przejmował? Oczywiście zapomniał o tym, że cały czas ma na sobie strój przygotowany do grania roli lorda... "Jeśli koń dobrze się spisze Feyla powinna tutaj wrócić w ciągu góra godziny. Za długo... Nie damy rady się tyle bronić..." Wycofał się w kąt pomieszczenia tak, że był prawie niewidoczny i...obserwował to, co się dzieje. Zdawał sobie sprawę, iż nie da rady podpalić ich wszystkich, nie miał na tyle sił.
Było ciemno, jego strój tez był czarny, więc odcinały się tylko białe zęby, włosy i róże... Czego szukał? Anioła, bo i czego.
-Boli?- Zapytała młoda anielica o drobnych loczkach okalających śliczną twarz.
-N-nie...-skłamał białowłosy anioł klęcząc na zimnej posadzce z rękoma skutymi z tyły oraz spuszczoną głową zakrytą przez włosy. Spodziewał się tu każdego; matki, ojca, kata...każdego, ale własnej, zdradzonej żony. A jednak przyszła tutaj. Sama, przecież nikt jej nie kazał.
-Przecież widzę...pokaż...Była bardzo młoda, góra dwadzieścia pięć lat, niewinna jak każda anielica. Adrien ją zdradził, w dodatku z mężczyzną, ale ona go kochała. Całym swoim sercem. Bardzo delikatnie objęła jego twarz obiema dłońmi i podniosła ją do góry ledwo powstrzymując płacz. Blizna, długa, przechodząca przez, na szczęście ocalone, oko cały czas brocząca krwią. -Co oni ci zrobili... Teraz płakała już otwarcie, nie spodziewała się tego, starała się nie patrzeć na złamane skrzydło i na sińce na ciele.
-Nie przejmuj się...nie boli... Kłamał, to było oczywiste. -Wybacz mi, Aiwo...spojrzał w jej oczy ze szczerym smutkiem. -To nie tak...
-Cś...nie mogła mu patrzeć w oczy, oczy, które tak bardzo kochała a które wolały patrzeć na innego. -Daj, przetrę...Bez słowa, z zaciśniętymi ustami zabrała się za ścieranie krwi z jego twarzy. Milczeli oboje- stali się sobie obcy.
-Aiwa...Zaczął Adrien nie mogąc znieść tego milczenia. -Co z...Anisto... Wiedział, że sprawia jej tym ból, że ją rani, Ale musiał wiedzieć.
-Twoja mama się nim zajęła...żyje...jest w całkiem niezłym stanie w porównaniu z tobą. Odwróciła wzrok nie chcąc na niego patrzeć. Kochała go ponad wszystko, a teraz miała patrzeć na jego unicestwienie. A przecież miało być tak pięknie, miała mu powiedzieć, że spodziewa się dziecka, że kilka miesięcy będzie ojcem. A teraz co? Wszystko prysnęło jak mydlana bańka.
Drzwi otworzyły się z hukiem i do lochu wszedł anioł, który wcześniej tak zmasakrował twarz białowłosego.
-Co ty tutaj robisz, Aiwa, na boga! Nie powinno cię tu być! Dziewczyna musnęła ustami policzek ukochanego i szybko wyszła bojąc się, że spotka ją kara za to, że tu weszła.
-Co, myślisz, że ona ci pomoże? Że cię stąd wyciągnie, Crevan? Szkoda, że tak bardzo się mylisz... Uśmiech Arella był sadystyczny, zdradzający wszystkie jego najgorsze cechy, każdą wadę. -Ale dość już, zaraz wszystko się skończy. Odkuł Adriena od ściany i siła wyprowadził z celi prowadząc go na pewną śmierć jak baranka na rzeź. Z drugiej celi, dokładnie w tym samym momencie wyprowadzano drugiego anioła. Wysokiego, dość postawnego blondyna o kręconych włosach przerzuconych pozornie niedbale na prawą część głowy, bo z lewej miał zaplecionych pięć idących poziomo warkoczyków ginących w złotej kaskadzie na karku."

Przywoływanie bolesnych wspomnień ZAWSZE działało..Dlaczego więc teraz nie mógł spopielić tyłka strażnika? DLACZEGO NIE MÓGŁ UŻYWAĆ MAGII? Dopiero teraz spostrzegł co dzieje się z bardem.. To nie był człowiek. Grabarz wprawdzie nie miał pojęcia co to, ale miał pewne podejrzenia co do tego, że jest on smokiem. "Jeśli nie będzie chciał zabić nas, to mamy całkiem spore szanse na zwycięstwo...Tylko...co potem?" Profilaktycznie odsunął się od chłopaka nie chcąc oberwać czymś ciężkim, wystarczy, że dostanie mu się od Feyli, ale cały czas miał go na widoku. W jego kierunku poszybowała strzała, więc Adrien zrobił jedyną sensowną w tym wypadku rzecz. Odbił ją swoim mieczem wyciągniętym wręcz błyskawicznie, dziękując wszystkiemu co żyje za refleks. "Jeśli będzie umiał nam pomóc nie można pozwolić mu zginąć..."
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loring postał tam jeszcze kilka sekund, po czym uśmiechnął się pogardliwie. Nie przejmował się zbytnio odpowiedzią strażnika, dochodząc do oczywistego wniosku, że kolejny raz poniósł go charakter - jedyne, czego nigdy nie udało się klanowi zmienić. Z początku był z siebie dumny, już widział zaszczyty jakie go za to spotkają. No, bo co mogłoby się stać? W najlepszym wypadku żołnierz niesiony dumą, zaakceptuje wyzwanie i zginie, co osłabi morale pozostałych. Z drugiej znowuż strony, to dobry sposób na zyskanie odrobiny czasu. A przynajmniej takowe były pobudki gotlandczyka, zanim zdał sobie sprawę, że po prostu… Popełnił głupstwo. Ale cóż. Na misjach nad sobą panował, dlaczego tutaj nie może? Nie, inaczej. Dlaczego nie potrafi stworzyć wachlarza rozsądnych decyzji, i z pośród niego wybrać tej najlepszej?
Złotowłosy zrezygnował z okupowania stłuczonej szyby. Miał tylko nadzieję, że nie wzejdzie tym na wyżyny swej nieudolności. Albo nie… Melmaro zmienił kolejny raz zdanie, i postanowił, że w razie czego będzie pilnował tego wejścia. „Na srebrny księżyc, włącz myślenie…” Po prostu przetransportował jakieś duże, drewniane ustrojstwo – co naprawdę nie było łatwym zadaniem – i przewrócił na otwór. W międzyczasie zdążył trzykrotnie pobłogosławić wszystkiemu co możliwe, za to, że jego zbroja jest tak cholernie wytrzymała, a przy tym wygodna jak codzienny strój. No, może nie identycznie, ale naprawdę podobnie.
Za długo nie zabawił na tym stanowisku, bo tylko zdążył odsapnąć, aż nagle rozległ się kolejny huk i… do pomieszczenia przebił się opancerzony rumak z żelaznym jeźdźcem. A przynajmniej takie było pierwsze wrażenie. Melmaro umiał jeździć konno, ale w Gotlandzie nie skupiano się aż tak na jeździectwie. Prawdziwe zdziwienie przeżył, kiedy jeździec okazał się być… kobietą. I to w dodatku z charakterem najwyraźniej, bo od razu, na wejściu, rzuciła jakiś głośny komentarz. Ale najważniejsze do kogo. Otóż z bardzo dużą stanowczością zwróciła się do tego dziwnego mężczyzny, o bladej skórze i mlecznych włosach. „Musi go chyba znać…” No, ale nie było czasu na zbędne ceregiele. O tym, czego dopuściła się przybyszka, pomyślał dopiero wtedy, gdy usłyszał głośne krzyki wojowników. „Ona… Otwór… Wejście…” Loring westchnął w środku. Nie po to trudził się tak bardzo, zakrywając każde z możliwych wejść, by teraz ktoś stworzył następne. W dodatku tego nie zabarykaduje. Żołnierze są zbyt blisko.
Bard rzucił jakieś zdanie, gotlandczyk nie usłyszał dokładnie jakie, po czym uklęknął. Zaskoczony wojownik wpatrywał się w niego kilka sekund, zastanawiając się co on robi. Dłonie miał ułożone jak do modlitwy, ale melmaro miał nadzieję, że była to ostatnia rzecz, jaka przyszłaby młodzieńcowi do głowy w takim położeniu. Bladolicy zamienił kilka słów z kobietą, ale te Loring usłyszał już dokładnie. „Wywieźć kotkę? Mam nadzieję, że dla ochrony i pomocy. Sam został tutaj… Chyba powinienem skupić się na nim bardziej.
Kobieta jeszcze coś krzyknęła, ale nie było już czasu na pogawędki. Straż nadchodziła, a podenerwowany koń kilka razy wierzgnął nerwowo, aż w końcu stanął dęba. „Ten koń chyba również zna tego człowieka.” Przeszło przez myśl Loringowi, lecz ni się obejrzał, a dwójka wygalopowała z zakładu, wraz z nieprzytomną kotką. „Kto ją mu podał?” Świsnęła strzała, tym razem w kierunku zagadkowej postaci. O dziwo, ta odbiła ją mieczem.
- Niezły refleks, panie. Chylę czoła. – odezwał się Loring, i uśmiechnął delikatnie. Nie było w tym kpiny, po prostu, zasłużył na pochwałę. Żołnierze najwyraźniej porzucili już kusze, pewnie ze względu na teren, i z krzykiem kilku wdarło się do środka. Gotlandczyk miał nadzieję – a raczej pewność, po pokazie ze strzałą -, że wysoki mężczyzna sobie poradzi. Teraz trzeba się skupić na młodzieńcu, i jego ochronie. Coś jednak podpowiadało melmaro, że i on powinien zachować od niego konkretny dystans, ot, dla swojego bezpieczeństwa. Dwóch żołnierzy obrało sobie za cel bladolicego, dwóch jego. Wtedy Loring przestał już patrzeć w stronę dorosłego – tak przynajmniej uważał – mężczyzny i zajął się sobą.
Żołnierze posiadali na sobie proste, skórzane pancerze, ich oręż również był dość… Zwyczajny. Pewnie umiejętnościami też nie zaskakiwali. W dłoni Loringa zaświtała Yogoturama, i on sam ruszył do ataku. Zgrabnie, ruchem torsu, uniknął pierwszego uderzenia, wyprowadzonego z nad głowy, a drugie sparował.
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

Zycie Acili było pasmem nieszczęść, cierpień, krzywd i niepowodzeń. Dla kogoś takiego jak kotołaczka śmierć powinna być wybawieniem przynoszącym ulgę, a jednak Acila postanowiła wbrew logice za wszelką cenę trzymać sie tego świata. Świata który mimo iż momentami był dla niej tak okrutny, nie przestał wydawać się też piękny, a przede wszystkim wciąż pozostawał miejscem w którym dziewczyna tak wiele miała do zrobienia. Po pierwsze nareszcie uwolniła się od madame Sisko. Wprawdzie ta wolność póki co nie specjalnie jej służyła, doprowadzając ją na skraj życia i śmierci, ale wszystko wskazywał na to że jej nowy właściciel okaże sie osobą z którą mogłaby wiązać dużo większe nadzieje. Po drugie chociaż przez krótką chwilę miała okazję zobaczyć czym jest prawdziwe uczucie, a chęć dalszego poznania tego zjawiska okazała się silną motywacją by żyć. Zresztą Acila miała takich motywacji co najmniej kilka. Marzyła by odnaleźć swoją rodzinę i poinformować ich że wcale nie jest zła za los jaki ją spotkał. Chciała nauczyć się czytać i odkryć co zawierają wszystkie te śliczne obrazki , miała tez w planach zjeść duża smażoną rybę, a co najważniejsze obiecała tym szczurkom że sie nimi zajmie i będzie sie o nie troszczyć.
Tymczasem jeden z nich najprawdopodobniej dusił się teraz w zwojach jedwabiu.
Myśl o uwięzionym szczurze zajmowała teraz umysł cierpiącej kotołaczki. Martwił ją fakt iż nie wypełniła polecenia wysokiego mężczyzny, wypuszczając małego zwierzaka z swoich rąk. Jeśli zawiodła już na samym początku to jak można zaufać jej dalej?
Gorączka jaka ogarnęła Acilę nasuwała jej coraz to dziwniejsze obrazy. Zwisała teraz nad przepaścią pełną rozgrzanej lawy, rozpaczliwie chwytając sie jakiegoś krzaka. Mięśnie piekły ją z bólu. Nie była w stanie się podciągnąć, a upadek w dół zdawał się nieunikniony w czasie. Kolejne próby wspinaczki tylko pogarszały jej sytuację. Cały czas zsuwała sie po zboczu. Niespodziewanie na swoim ramieniu spostrzegła przerażonego szczurka. Wiedziała że jeśli ona spadnie to zginą oboje, ale była bezsilna, zbyt słaba by móc uratować siebie i jego. Zrozpaczona postanowiła dać za wygraną i puścić trzymaną gałąź gdy nagle gdzieś nad sobą usłyszała znajomy głos. Była pewna że gdzieś słyszała już ten ton chociaż nie bardzo potrafiła przypisać go w tym momencie do konkretnej osoby.
- Dlaczego u licha akurat ciebie? Dziwak. Teraz gdy nie ma już lisa i elfa może powinniśmy na nowo urządzić głosowanie kto tu najbardziej nadaje sie do prowadzenia misji. Co takie chodzące nieszczęście może wiedzie c o Nurdinie i jego zakichanych runach?
Czyżby nieznajoma mówiła o Kulabrodzie? Krasnoludzie z zamtuza z którym spędzała tyle czasu w podziemiach, a który był kolejnym powodem do tego by nie rzucać się w przepaść? Acila próbowała o coś zapytać ale była zbyt słaba by wydobyć z siebie cokolwiek.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla była wściekła. Napracowała się bardzo by stworzyć plan ratunkowy, ryzykowała dosiadając tego wściekłego rumaka, drugi raz w ciągu jednej nocy przebijała się przez przeszkody by dotrzeć do grabarza a wszystko po to by zrobiono z niej bezbronną idiotkę. Dane jej było wysłuchać reprymendy dowódcy. Miło że do nas wpadłaś a teraz proszę uciekaj do lasu i zaczekaj tam nim mężczyźni skończą prawdziwą walkę. A żeby czuła się bardziej dowartościowana i jej trud nie okazał się bez znaczenia, pozwolono jej uratować kapelusz grabarza albo jego kotkę. Do tego ten drugi blondyn nazwał ją „milady” co w kategorii najgorszych obelg jakimi można obrzucić kowalkę znajdowało się na samym szczycie. A no to wszystko miał czelność okazać się smokiem. Czy na tym przeklętym świecie ona jedna miała się okazać normalnym człowiekiem? Sami szaleńcy, dziwacy i zmiennokształci. Feyla miła ochotę przywalić zarówno Adrienowi jak i człowiekowi - smokowi. Ot tak za całokształt tego przez co musiała dziś przejść. Była gotowa to zrobić. Smok czy nie smok i tak dostanie w pysk.
Problem w tym że kowalka nagle uświadomią sobie iż podobnie jak nie umiała jeździć konno tak samo nie potrafiła zsiadać z wierzchowca. Cudem udało jej się wdrapać na jego grzbiet, a teraz nie widziała innego rozwiązania jak upadek. Rozważał właśnie jak bezpiecznie zsunąć się na ziemię, gdy niespodziewanie usadowiono przed nią kotkę i pogoniono konia, zanim w pełni zorientowała się w sytuacji, co takiego wyprawiają mężczyźni.
Obie galopowały w nieznanym kierunku. Feyla czuła się uprowadzona. Nie miała wpływu na to w dokąd biegnie Mortem ani kiedy się zatrzyma. Jechała i czekała. „Przecież w końcu się zmęczy”. Acila spała wtulona w jej ramiona. Prawdopodobnie miała gorączkę, ale kowalka nie wiedziała jaka jest prawidłowa temperatura takich istot. Coś tam mamrotała przez sen. Że „nie chce”, „szczury” czy „ratować”. Musiała śnić jakiś koszmar.
Wierzchowiec w końcu zatrzymał się przed miejską bramą, blokowaną w tej chwili przez część oddziału miejskiej straży. Wieści o smoku rozeszły się po mieście z szybkością eksplozji , a jeszcze szybciej znaczna część jego mieszkańców uznała że warto opuścić rzekomo bezpieczne mury miasta. Strażnicy usiłowali rozpędzić zgromadzony tłum . Ich rozkaz brzmiał by nie wypuszczać nikogo do czasu odnalezienie i uchwycenia madame Sisko.
- Daj spokój Urlo. Nie wygłupiaj się. – Awanturował się jeden z mężczyzn - Znamy się od dziecka, mieszkamy obok siebie, codziennie widujesz mnie, moją zonę i dzieciaki a teraz nie chcesz mnie wypuścić bo mogę być tą Sisko? Czy ja do cholery wyglądam ci na kobietę?
- Rozkaz to rozkaz – bronił się strażnik.
- A czy twój rozkaz zabraniał tez wpuszczać do miasta? Ładnie to tak odmawiać wstępu strudzonym wędrowcom – Miłym dla ucha głosem odezwał się człowiek czy też istota siedząca na miejskich murach. Feyla spojrzała w jego kierunku. Przez chwilę miała wrażenie iż nieznajomy ma skrzydła. „Urojenia, to przez te wszystkie dziwactwa które mnie dziś spotkały. Wszędzie widzę cudaków” Pomyślała.
- Hej ty, skąd masz to zwierzę? – Nieznajomy zwrócił się teraz bezpośredni do kowalki - To nie twój koń? Czyżbyś okradła mi przyjaciela? Doprawdy to miasto musiało upaść ż tak nisko? Powiedz mi grzecznie gdzie znajduje się jego prawdziwy właściciel a może pozwolę ci zachować to ślepe konisko.
Kowalaka zamierzała właśnie zwrócić uwagę człowiekowi na murze iż jest dziś w kiepskim humorze i lepiej dla niego by jej nie drażnił, gdy nieoczekiwanie Mortem stanął dęba, a następnie w pełnym biegu ruszył z powrotem w kierunku warsztatu krawieckiego. Feyla z trudem utrzymywała równowagę na jego grzbiecie, starając się równocześnie nie upuścić Acili. Koń pędził jakby gonił go sam diabeł, chociaż oglądając się za siebie dziewczyna nie widziała nikogo kto rzuciłby się za nimi w pościg. „A temu co tez strzeliło do łba?” zastanawiała się Feyla. Póki co pokonywała drogę powrotną znacznie szybciej niż grabarz mógł się spodziewać.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Kiedy nabrał już z grubsza smoczych kształtów, powoli zaczął odzyskiwać świadomość. Jego ciało miało około dwóch metrów wysokości i sześciu długości. Skrzydła już jako tako powstały, podobnie jak wydłużony łeb i ogon. Brakowało jedynie odpowiedniej wielkości ciała i szczegółów, chociażby rogów na jego głowie, kolców wzdłuż kręgosłupa, czy ogółem mniej nieregularnej powierzchni ciała. Wtedy poczuł, że jego głowa przebija się przez sufit. Nie było to zbyt bolesne, ale smok zrozumiał, że za chwilę może się zawalić cały budynek. Dlatego tak nie lubię transformacji w pomieszczeniach. Nieprzyjemne, a do tego cały budynek zamienia się w stertę gruzów. Jego łuski dopiero zaczynały się tworzyć, przez co był pozbawiony w pełni ochronnego pancerza na kilka minut. Ale on rósł, rósł, a jego ciało nabierało coraz więcej koloru i szczegółów.

        Złota poświata stopniowo znikała. Gdy osiągnął cztery metry wzwyż, nie było już po niej śladu. Wtedy też jego całe ciało pokrywała już łuska dość twarda, aby odbijać strzały. Jednocześnie dom zatrząsł się i zaczął się walić. Smok rozłożył skrzydła, starając się ochronić towarzyszy przed spadającymi z góry kawałkami drewna. Skrzydła były niewątpliwie jego najbardziej wrażliwymi miejscem, ponieważ nie posiadały ochronnych łusek, dlatego te wszystkie spadające fragmenty domu razem powodowały nieprzyjemny ból. Gdy po chwili transformacja się zakończyła, budynek w końcu nie wytrzymał. W majestatyczny sposób dach (wraz z wyższymi piętrami) spadł na smoka, pękając na pół, tak pod wpływem siły uderzenia, jak kolców, wyrastających z grzbietu Dérigéntirha. Wśród pyłu i szczątków domu pozostał jedynie smok i dwójka ludzi, chronionych pod jego skrzydłami. Aha, i jeszcze była straż miejska.

        Dérigéntirh podniósł głowę i ryknął na strażników tak, jak tylko ponadtysiącletnie smoki potrafią, po czym użył na nich swojego smoczego wzroku, aby jeszcze bardziej spotęgować ich strach, wyolbrzymiając w ich oczach i tak już olbrzymie zagrożenie. Ci nie mieli silnej woli, nie potrafili się oprzeć atakowi psychicznemu, a mózg bez takowej ochrony nie mógł wytrzymać takiej ilości strachu. Rzucili broń i zaczęli uciekać, wrzeszcząc wniebogłosy. Całkiem możliwe było, że tej nocy nabawili się poważnej choroby psychicznej, ponieważ kontakt z abstrakcyjnym smoczym umysłem nie mógł pozostać bez śladu. Dérigéntirh tymczasem otrząsł się z pyłu i kawałków domu, które na nim osiadły, jakby nie było już żadnego zagrożenia.
- Trzysta lat w człowieczej skórze i pierwsza okazja do skrzydeł rozprostowania, takoż nieprzyjemna - mruknął głębokim i niskim głosem, po czym spojrzał na towarzyszy. - Ja muszę teraz odlecieć w dal, zanim miasto całe rzuci się w pościg za mą osobą. Podejrzewam, iż i wy chcecie stąd jak najprędzej się oddalić. Jeżeli mam rację, wejdźcie mi na grzbiet i mocno się trzymajcie. I to naprawdę mocno.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

"Wracaj jak najszybciej..."- Prosił w myślach Feylę pragnąć jej jak najszybszego powrotu z obawy przed mało zabawną śmiercią pod gruzami. "Smok...najprawdziwszy na świecie smok...ah..hihihih, nie spowiedzałem się tego dożyć..." Widział wiele, Piekło, Niebo, ale smoka jeszcze w swoim długim życiu nie widział. Cały czas męczyła go sprawa anioła, chciał wiedzieć kto to, chciał zabić... Całkowicie mąciło mu to sposób racjonalnego myślenia (gdyby jeszcze on kiedyś racjonalnie myślał) i nie pozwalało na podjęcie żadnej logicznej decyzji...Zdawał sobie sprawę, że są w kropce i nie mają nawet gdzie uciec, więc stwór jest ich jedyną decyzją.
Chciał jakoś ostrzec smoka by ten nie zmieniał się tutaj, w końcu takie stwory do małych nie należą, bo budynek się zawali, ale było już a późno. Deski waliły się z góry jak pociski zabijając tych, którzy stanęli im na drodze. Jedynie Adrien i Loring byli bezpieczny pod skrzydłami smoczego druha, ale pytanie tylko-jak długo... Miał nadzieję, że kowalka zostawiła kotkę bezpieczną i zaraz wróci i będą mogli wydostać się z miasta, choć chwilę odetchnąć. "To już przestaje się robić zabawne..." Wiedział, że bramy są obstawione, ale liczył na to, że obecność smoka zbierze strażników w jednym miejscu by mogli wymyślić co dalej.
Pył powoli opadał ukazując całkowite pobojowisko... wszędzie leżały trupy, szczątki mebli, ścian, dachu... Crevan nie mógł się powstrzymać i tknął jednego z denatów w policzek z wyraźną przyjemnością. -Ah...te ciała wyglądają wssspaniale... Spojrzał na nich z niewinną miną zauważając, że oni nie podzielają jego pasji i zainteresowania zwłokami leżącymi wokół. -Wybaczcie, zboczenie zawodowe... Wyznał rozbrajająco szczerze kręcąc się po gruzach przypominając wielkiego, czarnego nietoperza, którego sięgającego daleko za pas włosy żyły własnym życiem i sprawdzając czy jeszcze ktoś przeżył. Wyglądało na to, że nikt więc zaniechał dalszych poszukiwań.
-Wygląda na to, że zossstaliśmy tylko my...Mruknął podchodząc do nich. "Czas skończyć tę maskaradę..." Jednym sprawnym ruchem wypiął wszystkie róże z kapelusza i cisnął je gdzieś za siebie nakładając go na głowę wygładzając "skarpetę" z tyłu i zapiął płaszcz na wszystkie guziki, co trochę trwało ze względu na ich ilość, teraz wyglądając jeszcze chudziej i mizerniej niż normalnie. Obie dłonie schował w rękawach.
Stukot końskich kopyt, dźwięk żelaza...czyżby nowi napastnicy? Na szczęście okazało się, że to tylko kowalka i Mortem. -Czekaj, czekaj..miałaś wywieźć kotkę z miasssta... przywitał dwójkę kobiet z wyraźną dezaprobatą w głosie. -No ale dobrze, dobrze... nie winię cię... -odpowiedział od razu by nie dostać od Feyli w łeb. -C-co? N-na sssmoku?- Wyraźnie spanikował Upadły. -N-nie ma mowy, jessstem na to za ssstary... A;e wpadł mu do głowy inny pomysł, dużo lepszy... -Ale... gdybyś tak... Dałbyś radę zabrać na grzbiet kotkę i rycerza? Ja zabrałbym panienkę Feylę i ssspotkalibyśmy sssię w lesssie... Nic lepszego nie udało mu się wymyślić i liczył się z tym, że smok może mu odmówić. -Tylko...nie będziecie mogli wylądować obok nasss...zbyt szybko by nasss wtedy wytropili...-dodał stukając w brodę paznokciem myśląc co dalej. Stan kotki nie był najlepszy i im szybciej jej pomoże tym szybciej będzie mógł wrócić do miasta po anioła. Oczywiście nie miał pojęcia kim on jest, nie wiedział, że to jego oprawca, który wyrządził mu tak wiele złego...
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Walka nie trwała długo, część przeciwników poległa, część zdezerterowała i z krzykiem wybiegła z zakładu. Loring ani trochę im się nie dziwił, gdyby był na miejscu żołdaków, raczej też nie paliłby się już tak bardzo do walki. Przed udaniem się do Alaranii, złotowłosy został uprzedzony o możliwości spotkania dziwnych istot, i faktycznie, kobieta-kot nie należała do najczęstszych widoków – przynajmniej jego -, ale… smok? Do tej pory wojownik był pewien, że istoty te istnieją tylko w bajkach i legendach. Najgorsze jest to, że melmaro zupełnie nie był przygotowany na taką okoliczność, więc za bardzo nie miał co zrobić. „Chyba ten smok jest po naszej stronie… Oby, bo inaczej z nami koniec.
Fakt, że smok potrafi mówić, zdziwił go znacznie mniej, niż by przypuszczał. Skoro z młodego mężczyzny powstała taka bestia, to chyba umiejętność mówienia nie jest przy tym niczym szczególnym? Loring pokiwał w zamyśleniu głową, a później zacisnął gniewnie dłoń w pięść. Myśli zeszły na niepowołany temat. „Nie wiem jak wyglądasz, nie wiem kim jesteś, nie wiem nawet gdzie teraz przebywasz, ale wiedz jedno, znajdę cię Setian, zobaczysz. Znajdę i zabiję…” Na szczęście rozmyślania blondyna przerwał jasnowłosy, który swoim zachowaniem zdziwił gotlandczyka. Osobnik wreszcie pozbył się tych dziwnych róż z kapelusza, a przy okazji poprawił swój strój. To akurat całkiem normalne, w przeciwieństwie do faktu, że spacerował między trupami, zapatrzony w nie jak w obrazek. Jednego nawet dotknął „Czy może mi się wydawało?” Niewiadomo z jakich powodów kobieta na koniu – wraz z wciąż nieprzytomną kotką – wróciła do krawca. Loring nie miał zamiaru się wtrącać, wyraźnie widział, że ona dobrze zna się z bladolicym.
Ale… Perspektywa lotu na smoku była… Dość ciekawa. „Z pewnością nikt mi nie uwierzy, kiedy już wrócę do klanu.” Blondyn uśmiechnął się do siebie, był tego absolutnie pewien. Czuł przed tym lekkie napięcie, i podekscytowanie. Lot na tym stworzeniu byłby z pewnością ważnym epizodem w jego życiu, przygodą którą w przyszłości mógłby opowiadać dzieciom i wnukom. W głowie melmaro już pełno było łopotu wielkich skrzydeł, zimnego powietrza z nieba, otaczającego ciało, pobudzającego zmysły. „Dobra, koniec tego, nie jesteś już dzieckiem, które skacze na widok nowej zabawki.” Skarcił się, bo koniec końców – jego zachowanie było poniżej poziomu krytyki.
- Mogę lecieć. – odpowiedział spokojnie wojownik, i podszedł do konia. Ani trochę nie przejmował się faktem, że on nie wymyśla żadnego planu, czy coś w tym stylu. Nie przeszkadzało mu, że pierwsze skrzypce grała ta dwójka. Poruszał się spokojnie, tak, by nie spłoszyć zwierzęcia. Nie był do końca pewien tego pomysłu. Wydawało mu się, że można zaufać tej mistycznej istocie, w końcu w obecnej sytuacji była ona jedyną szansą na ratunek, co nie zmienia faktu, że ostrożności nigdy za wiele.
- Pani pozwoli. – Loring pochylił przed dosiadającą go osobą głowę, po czym delikatnie zdjął Acillę. To nie był czas ani miejsce na stwarzanie nowych znajomości. Zresztą… „Ona nie wygląda na taką, która z uśmiechem zawarła by nowy kontakt.” Wolnym krokiem zaniósł ją do smoka, umiejscowił się wygodnie – no, powiedzmy – między kolcami, tak, by mógł się czego złapać, przy jednoczesnym kontrolowaniu kotki. – My jesteśmy już gotowi. A, i jeszcze jedno, panie. Nie jestem „rycerzem”. Jeśli już, to melmaro. Ale z tym mniejsza. Na imię mi Loring.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla z zadowoleniem przyjęła fakt, że nieposłuszny Mortem wreszcie się zatrzymał. „Już nigdy więcej nie wsiądę na tego konia” Postanowiła. O dziwo grabarz nie wszczął awantury i nie drążył tematu tego jak to po raz kolejny nie wykonała jego polecenia. Zresztą nie maiła ku temu zbyt wiele okazji ponieważ kowalka od razu zasypała go mnóstwem pytań.
- Co tu u licha jest za zwierzę? Nie słucha. Biega tam gdzie chce, a do tego płoszy się na byle widok. W ogóle jak można nim kierować, albo zmusić by się zatrzymał? I co to za typy? Ten rycerz i smok? Skąd ich wytrzasnąłeś? Gdzie jest Sisko? Udało ci się cos dowiedzieć? – Feyla zdała sobie sprawę ze musi zrobić sobie przerwę by umożliwić mężczyźnie dojście do głosu. – Masz. Łap. – Nie mając innego pomysłu na zejście z konia, Feyla postanowiła pozbyć się przewożonego ładunku. Rzuciła w kierunku Adriena swój hełm, następnie tarczę, plecak, narzędzia i po kolei poszczególne elementy uzbrojenia, by na samym końcu samej spaść w jego ramiona, przy okazji przewracając zarówno siebie jak i grabarza.
- To by było po wszystkim – Dodała wstając i otrzepując się z kurzu. Zostali sami stojąc przy ruinach dawnego magazynu przyglądając się odlatującemu smokowi oraz dwójce osób noszonych na jego grzbiecie. Kowalka żałowała że smoka już nie ma. Nie żeby uznawała go za specjalnie przydatnego , czy też sama chciała załapać się na taki lot, po wyczynach na grzbiecie Mortema postanowiła nie wsiadać już na żadne zwierzę, ale posiadanie smoczej łuski to by było coś. Ciekawiło ją ileż to mogłaby zrobić z tak twardego materiału? Podobno łuski takie są mało plastyczne, ale czy kiedykolwiek istniał rzemieślnik który miał okazję to sprawdzić? A jej właśnie przepadła okazja zdobyć ten niezwykle rzadki materiał. – Na co czekamy? - Zapytała mężczyznę. – Tam w zamtuzie, wydaje mi się ze rozwiązałam nurdinową zagadkę, ale o tym opowiem później jak już wyniesiemy się z tego przeklętego miasta.
W tym czasie żołnierze powoli organizowali się po klęsce. Większość oddziału została rozbita, ginąc w walce lub uciekając w popłochu przed bestią. Dla komendanta ten dzień był pełen klęsk. Zniszczył zamtuz, pozwolił by warsztat krawca legł w gruzach, nie powstrzymał smoka panoszącego się bezkarnie po mieście, do tego stracił wielu strażników a nic nie zyskał. Madame Sisko także przepadła, chociaż na widok Feyli i Adriena, dowódca wpadł na pomysł jakby przynajmniej to ostatnie niepowodzenie obrócić w sukces.
- Ej ty Sisko! – Wskazał mieczem na kowalkę – Aresztuję Cię w imieniu prawa!
- Sisko? Ja? – Feyla nie mogła otrząsnąć się z szoku? – Czy ja do cholery wyglądam jak ta ladacznica? Ślepy jesteś? – Wściekała się.
- Twoja magia nie jest w stanie mnie zmylić. Myślisz iż uwierzę że ktoś kto potrafi przywołać smoka i wysadzić w powietrze budynek, nie będzie zdolny do zmiany wyglądu? Już ty nam wszystko wyśpiewasz w czasie przesłuchania. Ciebie też aresztuję chudzielcze. Za współudział w tych wszystkich zbrodniach. Panowie. Brać ich.
- Głupi cymbał! Torturami to i konia zmusisz by się przyznał że jest Sisko. Uciekajmy stąd – zwróciła się do grabarza – Mam już dość ciągłej walki i użerania się z takimi baranami jak ten tu.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Uważnie słuchał wszystkich zebranych. Ponowne pojawienie się kobiety na koniu wraz z kotką zdziwiło smoka. Mieli się wydostać z miasta. Chociaż możliwe, że nie było takiej możliwości. Fargoth jest potęgą tych okolic, więc zamknięcie wjazdu i wyjazdu nie powinno mu sprawić zbyt dużo problemów.
- Niech się i tak stanie - powiedział na słowa albinosa, nieco rozbawiony jego paniką. - Zabiorę ich daleko w las, nad jezioro w jego środku, do którego spływają wszystkie rzeki w okolicy. Nie powinno być trudno je odnaleźć.

        Kiedy rycerz wszedł już na jego grzbiet, Dérigéntirh podniósł się i rozłożył skrzydła.
- Miło mi cię poznać, Loring - powiedział. - Jak i nowe słowo. Ja nazywam się Dérigéntirh Bagrintharer Méa-o'shoukan. A teraz uważaj.

        Skoczył używając całej siły i zamachał skrzydłami, wbijając się w powietrze. Za tym tęskniłem przez te wszystkie lata, pomyślał, czując wiatr owiewający jego ciało i wzlatując coraz wyżej. Latanie niewątpliwie było rzeczą, które uwielbiały wszystkie smoki, bez wyjątków. Jeśli takowy był, to musiałby być bardziej odmienny od innych, niż Dérigéntirh. Tak czy owak, leciało mu się bardzo dobrze, co go trochę zdziwiło, zważając na fakt, że od bardzo dawna tego nie robił. Nie, żeby miał z tego powodu narzekać.

        Smok chciał się wbić jak najwyżej, toteż leciał na ukos w górę, a jednocześnie w stronę owego lasu, wspomnianego przez albinosa. Studiował wiele map i znaczną ich część znał na pamięć. Wiatr świszczał mu w uszach. Lot na ukos był zazwyczaj najlepszym rozwiązaniem, jeżeli chodziło o nabranie odpowiedniej wysokości. Lecenie pionowo w górę było o wiele bardziej męczące oraz, jak by się wydawało, wcale nie był szybszy.

        Po pewnym czasie osiągnął wysokość, na której trafienie go z łuku, kuszy czy balisty byłoby niemal niemożliwe. Może tylko jakiś zabłąkany pocisk z katapulty mógłby go trafić, o ile miałby niezwykle wielkiego pecha. Tak czy owak, był już stosunkowo bezpieczny. Przestał machać skrzydłami i zaczął szybować, rozkoszując się rześkim powietrzem i widokiem miasta, wyglądającego teraz jak model miasta na planie jakiejś bitwy, leżący na stole generała. Ludzi było niemal nie widać.
- I jak wrażenia lotu? - spytał Loringa, odwracając głowę w jego stronę. - Nie spadliście?
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości