Re: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy
: Czw Paź 23, 2014 11:17 pm
Falkon pojęczał chwilę z niezadowolenia, ale w końcu podniósł się niechętnie i usiadł na ziemi, przecierając zaspane oczy.
— Mało dziś nie umarłem na kamiennym ołtarzu, do tego wypiłem końską dawkę jakichś trucizn, a on mi każe stawać na warcie... zero wyrozumiałości — mamrotał pod nosem.
Teus szybko uciekł przed narzekaniami chłopaka i położył się spać, więc poirytowany złodziejaszek musiał, chcąc nie chcąc, przejąć wartę. Przysunął się bliżej ogniska i począł dokładać drewienka, podtrzymując ogień.
Noc była spokojna, błogą ciszę przerywały tylko ciche pochrapywania śpiących podróżników. Falkon siedział skulony na ziemi, wpatrując się w blask płomienia i podrzucając od czasu do czasu jakieś patyki. Czas mijał mu bardzo powoli, skłaniając do rozmyśleń. A było nad czym rozmyślać - miniony dzień niewątpliwie należał do najbardziej niebezpiecznych i wyczerpujących dni, jakie dane mu było przeżyć.
Chłopak popatrzył na śpiącą obok swoich rodziców Liois. Zastanawiał się dlaczego w porę nie dostrzegł podejrzanych zachowań elfki i pozwolił jej dać się zmanipulować, narażając życie nie tylko swoje, ale też przyjaciół. "Ehh... Falkonie, co się z tobą dzieje?" — pomyślał, uśmiechając się lekko. "Wszystko dobrze się skończyło, nie ma co się martwić. Liois odzyskała rodziców, nie musi już wykonywać poleceń tych magicznych szajbusów, a pewnie w ramach zadośćuczynienia pomoże nam podczas wyprawy. Mam taką nadzieję..." Spojrzał raz jeszcze na śliczną blondynkę, uśmiechając się. Nadal nie był pewny, czy może jej całkowicie ufać, jednak na razie wolał nie zaprzątać sobie tym głowy.
— Falkonie — rozległ się czyjś głos. — Falkonie, wstawaj!
— Tak, tak. Spróbuję... — wychrypiał chłopak, otwierając oczy.
Ujrzał stojącą nad nim Liois, która już wzięła zamach, chcąc obudzić pirata siarczystym policzkiem.
— Co? Usnąłem?! — jęknął, podnosząc się raptownie. Ognisko zdążyło się już wypalić, było kilka, może kilkanaście minut do wschodu słońca.
— Niepotrzebnie budzili cię na wartę po dniu pełnym wrażeń. Bądź cicho, to nikt się o tym nie dowie — zaśmiała się elfka, pokazując na śpiących jeszcze towarzyszy Falkona.
— Gdzie twoi rodzice? — spytał chłopak, rozglądając się nerwowo.
— Robią śniadanie — odparła z uśmiechem. — Wstawaj, trzeba się przygotować do dalszej drogi.
Minęło jakieś pół godziny, zanim wszyscy zjedli przygotowany przez parę elfów posiłek, osiodłali konie i wyruszyli. Szykował się piękny dzień - niebo było czyste, a wschodzące słońce przyjemnie grzało w plecy jeźdźców. Wszystkich prócz Falkona, gdyż za jego plecami siedziała Liois, delikatnie go obejmując. Chłopak jednak zdecydowanie nie narzekał z tego powodu.
Droga mijała bez żadnych komplikacji, wszyscy gawędzili wesoło o mniej lub bardziej ciekawych tematach, nie wracając do wydarzeń z minionych dni. Podróż wzdłuż gór powoli dobiegała końca - zbliżali się do przełęczy.
— Powinniśmy dotrzeć tam jeszcze przed zmrokiem — stwierdził Falkon, przyspieszając tempa. — Ku przełęczy, załogo!
— Mało dziś nie umarłem na kamiennym ołtarzu, do tego wypiłem końską dawkę jakichś trucizn, a on mi każe stawać na warcie... zero wyrozumiałości — mamrotał pod nosem.
Teus szybko uciekł przed narzekaniami chłopaka i położył się spać, więc poirytowany złodziejaszek musiał, chcąc nie chcąc, przejąć wartę. Przysunął się bliżej ogniska i począł dokładać drewienka, podtrzymując ogień.
Noc była spokojna, błogą ciszę przerywały tylko ciche pochrapywania śpiących podróżników. Falkon siedział skulony na ziemi, wpatrując się w blask płomienia i podrzucając od czasu do czasu jakieś patyki. Czas mijał mu bardzo powoli, skłaniając do rozmyśleń. A było nad czym rozmyślać - miniony dzień niewątpliwie należał do najbardziej niebezpiecznych i wyczerpujących dni, jakie dane mu było przeżyć.
Chłopak popatrzył na śpiącą obok swoich rodziców Liois. Zastanawiał się dlaczego w porę nie dostrzegł podejrzanych zachowań elfki i pozwolił jej dać się zmanipulować, narażając życie nie tylko swoje, ale też przyjaciół. "Ehh... Falkonie, co się z tobą dzieje?" — pomyślał, uśmiechając się lekko. "Wszystko dobrze się skończyło, nie ma co się martwić. Liois odzyskała rodziców, nie musi już wykonywać poleceń tych magicznych szajbusów, a pewnie w ramach zadośćuczynienia pomoże nam podczas wyprawy. Mam taką nadzieję..." Spojrzał raz jeszcze na śliczną blondynkę, uśmiechając się. Nadal nie był pewny, czy może jej całkowicie ufać, jednak na razie wolał nie zaprzątać sobie tym głowy.
— Falkonie — rozległ się czyjś głos. — Falkonie, wstawaj!
— Tak, tak. Spróbuję... — wychrypiał chłopak, otwierając oczy.
Ujrzał stojącą nad nim Liois, która już wzięła zamach, chcąc obudzić pirata siarczystym policzkiem.
— Co? Usnąłem?! — jęknął, podnosząc się raptownie. Ognisko zdążyło się już wypalić, było kilka, może kilkanaście minut do wschodu słońca.
— Niepotrzebnie budzili cię na wartę po dniu pełnym wrażeń. Bądź cicho, to nikt się o tym nie dowie — zaśmiała się elfka, pokazując na śpiących jeszcze towarzyszy Falkona.
— Gdzie twoi rodzice? — spytał chłopak, rozglądając się nerwowo.
— Robią śniadanie — odparła z uśmiechem. — Wstawaj, trzeba się przygotować do dalszej drogi.
Minęło jakieś pół godziny, zanim wszyscy zjedli przygotowany przez parę elfów posiłek, osiodłali konie i wyruszyli. Szykował się piękny dzień - niebo było czyste, a wschodzące słońce przyjemnie grzało w plecy jeźdźców. Wszystkich prócz Falkona, gdyż za jego plecami siedziała Liois, delikatnie go obejmując. Chłopak jednak zdecydowanie nie narzekał z tego powodu.
Droga mijała bez żadnych komplikacji, wszyscy gawędzili wesoło o mniej lub bardziej ciekawych tematach, nie wracając do wydarzeń z minionych dni. Podróż wzdłuż gór powoli dobiegała końca - zbliżali się do przełęczy.
— Powinniśmy dotrzeć tam jeszcze przed zmrokiem — stwierdził Falkon, przyspieszając tempa. — Ku przełęczy, załogo!