Menaos ⇒ [Wioska na południe od Menaos] Ucieczka.
- Villemo
- Kroczący pośród cudzych Marzeń
- Posty: 432
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Arystokrata , Mag
- Kontakt:
Villemo obróciła głowę w stronę ognistego ptaka. Wiedziała czym jest. Patrzyła jak siada na ramieniu czarodzieja. Dlaczego go nie podpalił? Przecież składał się z ognia? A może się myliła. Nie znała przecież wszystkiego co żyło na tym... a nawet innym, świecie. Burza ustała. Deszcz padał teraz słabo i zdawało się, że zaraz przestanie. Noc jednak była czarna jak węgiel, od czasu do czasu jednak zza chmur wyłaniał się księżyc oświetlając drogę. Ich oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, więc mogli jechać dalej. Villemo obróciła konia i spojrzała w stronę wioski. Mniej więcej w miejscu gdzie się znajdowała niebo pokryły kłęby szarego, gęstego dymu, a tuż przy linii horyzontu widać było czerwoną łunę.
- Spalili wioskę... - powiedziała smutno i poważnie. Raia, którą trzymała jedną ręką przestała płakać, zwyczajnie zmęczyła się, chciała spać, ale tej nocy raczej nie było o tym mowy.
- Naprawdę chcesz rozbić obóz zaledwie pół godziny drogi od nich? - spojrzała smutno na Arediana. Nie prychnęła, nie warknęła, nie była zła, po prostu nie widziała sensu w jego słowach.
- Ale zgadzam się, w mieście pewnie jest pełno szpiegów zakonu, nie ma sensu jechać do Menaos - odwróciła konia w stronę ścieżek, spięła go i ruszyła tą, która nie wiedzieli dokąd prowadzi.
- Jedziemy do świtu i jeśli wierzycie w bogów, módlcie się, żeby po drodze nie spotkać ich obozu - odezwała się jeszcze. Miała poczucie winy. Powinna im wytłumaczyć co się dzieje, kim są ci ludzie, dlaczego ją ścigają. Powinna im to powiedzieć, ale nie było czasu. Miała teraz na głowie dziecko i dwójkę mężczyzn, jeśli ich zabiją, to będzie jej wina. Tak, czarodziej nie podda się bez walki, a co jeśli zdołają go pojmać i założą mu tą samą obrożę co jej? Na nic zda się wtedy magia. A co z kowalem? Jego zarżną bez mrugnięcia okiem. Nie, nie było sensu teraz o tym myśleć. Trzeba było jechać, tak daleko jak dadzą radę, potem będą szukać obozu, a kiedy znajdą bezpieczne miejsce nadejdzie czas na rozmowy i zastanawianie się co dalej.
- Spalili wioskę... - powiedziała smutno i poważnie. Raia, którą trzymała jedną ręką przestała płakać, zwyczajnie zmęczyła się, chciała spać, ale tej nocy raczej nie było o tym mowy.
- Naprawdę chcesz rozbić obóz zaledwie pół godziny drogi od nich? - spojrzała smutno na Arediana. Nie prychnęła, nie warknęła, nie była zła, po prostu nie widziała sensu w jego słowach.
- Ale zgadzam się, w mieście pewnie jest pełno szpiegów zakonu, nie ma sensu jechać do Menaos - odwróciła konia w stronę ścieżek, spięła go i ruszyła tą, która nie wiedzieli dokąd prowadzi.
- Jedziemy do świtu i jeśli wierzycie w bogów, módlcie się, żeby po drodze nie spotkać ich obozu - odezwała się jeszcze. Miała poczucie winy. Powinna im wytłumaczyć co się dzieje, kim są ci ludzie, dlaczego ją ścigają. Powinna im to powiedzieć, ale nie było czasu. Miała teraz na głowie dziecko i dwójkę mężczyzn, jeśli ich zabiją, to będzie jej wina. Tak, czarodziej nie podda się bez walki, a co jeśli zdołają go pojmać i założą mu tą samą obrożę co jej? Na nic zda się wtedy magia. A co z kowalem? Jego zarżną bez mrugnięcia okiem. Nie, nie było sensu teraz o tym myśleć. Trzeba było jechać, tak daleko jak dadzą radę, potem będą szukać obozu, a kiedy znajdą bezpieczne miejsce nadejdzie czas na rozmowy i zastanawianie się co dalej.
- Gerald
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 137
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Mężczyzna spiął konia kiedy zobaczył dymy na choryzoncie.
- Nie!!!
Nagła złość uderzyła w niego, jak mógł pozwolić by jego siostry zginęły teraz, by ludzie z którymi spędzał każdy czas w dzieciństwie legli tam pod gruzami własnych domostw. Raban ruszył do przodu, poderwał się do galopu, na zboczu poślizgnął się, stanął dęba i ratował się skokiem w bok. Zarżał kiedy otrzymał kolejne uderzenie ale nie ruszył się już z miejsca. Chwilę tańczył w miejscu, słysząc odległe krzyki, bał się i nie chciał zejść. Mężczyzna rozluźnił wodze, patrzył na to co działo się tak daleko od niego, na wioskę której nazwy i tak nikt nie znał, o której istnieniu prawdopodobnie zapomni świat. Poczuł jak w jego sercu pojawia się lęk, smutek i żal.
- O najwyższy bądź dla nich łaskawy w swoim jestestwie. Niech ich dusze zaznają spokoju - powiedział cicho. Obrócił konia podjeżdżając do kobiety i czarodzieja.
- Lepiej ruszyć w drogę - powiedział krótko, zacisnął usta i opuścił głowę.
Kiedy kobieta ruszyła, wyprzedził ją i trzymał się przodu. Niebo nad nimi zaczynało się rozpogadzać, szła spokojna ciepła noc, zaś oni musieli uciekać przed jakimiś ludźmi, jego rodzina zginęła w ogniu a on im nie pomógł, przecież mógł im powiedzieć że mają uciekać, ostrzec, cokolwiek. Obserwował bacznie horyzont, starając się nie myśleć o smutku jaki wciąż w nim siedział.
- Nie!!!
Nagła złość uderzyła w niego, jak mógł pozwolić by jego siostry zginęły teraz, by ludzie z którymi spędzał każdy czas w dzieciństwie legli tam pod gruzami własnych domostw. Raban ruszył do przodu, poderwał się do galopu, na zboczu poślizgnął się, stanął dęba i ratował się skokiem w bok. Zarżał kiedy otrzymał kolejne uderzenie ale nie ruszył się już z miejsca. Chwilę tańczył w miejscu, słysząc odległe krzyki, bał się i nie chciał zejść. Mężczyzna rozluźnił wodze, patrzył na to co działo się tak daleko od niego, na wioskę której nazwy i tak nikt nie znał, o której istnieniu prawdopodobnie zapomni świat. Poczuł jak w jego sercu pojawia się lęk, smutek i żal.
- O najwyższy bądź dla nich łaskawy w swoim jestestwie. Niech ich dusze zaznają spokoju - powiedział cicho. Obrócił konia podjeżdżając do kobiety i czarodzieja.
- Lepiej ruszyć w drogę - powiedział krótko, zacisnął usta i opuścił głowę.
Kiedy kobieta ruszyła, wyprzedził ją i trzymał się przodu. Niebo nad nimi zaczynało się rozpogadzać, szła spokojna ciepła noc, zaś oni musieli uciekać przed jakimiś ludźmi, jego rodzina zginęła w ogniu a on im nie pomógł, przecież mógł im powiedzieć że mają uciekać, ostrzec, cokolwiek. Obserwował bacznie horyzont, starając się nie myśleć o smutku jaki wciąż w nim siedział.
- Villemo
- Kroczący pośród cudzych Marzeń
- Posty: 432
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Arystokrata , Mag
- Kontakt:
Villemo pękało serce. To była jej wina. Z jej winy zginęło mnóstwo niewinnych ludzi. Mogła nie wjeżdżać do wioski, mogła zostać w lesie, ale chciała nakarmić córkę, chciała dać jej schronienie. Tymczasem... tymczasem pozwoliła zabić niewinnych ludzi, a jej córka wcale nie miała tej nocy dachu nad głową. Dlaczego to wszystko musiało toczyć się w ten sposób? Dlaczego z jej winy musieli ginąć ludzie? Przecież nie była zła, starała się tylko znaleźć bezpieczne miejsce dla siebie i córki. Wcześniej chciała mieć przy sobie ukochanego, teraz już nawet to się nie liczyło.
Jechali przez całą noc. Długo brnęli przez las, ale w końcu zmienił się on w równinę. Przestało padać, księżyc oświetlał drogę dwóje wędrowców. Czarodziej oddalił się od nich i wjechał na inną ścieżkę. Teraz została tylko Villemo i kowal. Raia wykończona zasnęła oparta o ramię matki. Nie przeszkadzał jej już nawet chód konia. Serce Villemo przepełniał bezgraniczny smutek. Zniszczyła wioskę, z jej winy zginęli niewinni wieśniacy, odciągnęła od rodzinnych stron nieznajomego kowala, a jej córka nie miała domu, ani dachu nad głową, musiała sypiać w siodle, brudna i zmęczona. Jaką więc była matką? Gdyby choć na chwilę to szaleństwo mogło się zatrzymać...
Villemo jechała co raz wolniej. Powoli nastawał świt, a za nim na równinie nie było widać nikogo. Być może byli przekonani, że udała się w inną stronę? Być może podążyli za inną aurą? Villemo niczego nie mogła być pewna, ale mogła mieć nadzieję, że tak właśnie jest. W końcu tylko ona jej pozostała. Ludzkie ciało demonicy było co raz bardziej zmęczone. Nie miała więc pojęcia jak czuje się biedny kowal. Kilka chwil temu zauważyła, że zaczynają zbliżać się o niewielkiego zagajnika.
- Tam rozbijemy obóz - odezwała się.
- Trzeba odpocząć... - stwierdziła.
Jechali przez całą noc. Długo brnęli przez las, ale w końcu zmienił się on w równinę. Przestało padać, księżyc oświetlał drogę dwóje wędrowców. Czarodziej oddalił się od nich i wjechał na inną ścieżkę. Teraz została tylko Villemo i kowal. Raia wykończona zasnęła oparta o ramię matki. Nie przeszkadzał jej już nawet chód konia. Serce Villemo przepełniał bezgraniczny smutek. Zniszczyła wioskę, z jej winy zginęli niewinni wieśniacy, odciągnęła od rodzinnych stron nieznajomego kowala, a jej córka nie miała domu, ani dachu nad głową, musiała sypiać w siodle, brudna i zmęczona. Jaką więc była matką? Gdyby choć na chwilę to szaleństwo mogło się zatrzymać...
Villemo jechała co raz wolniej. Powoli nastawał świt, a za nim na równinie nie było widać nikogo. Być może byli przekonani, że udała się w inną stronę? Być może podążyli za inną aurą? Villemo niczego nie mogła być pewna, ale mogła mieć nadzieję, że tak właśnie jest. W końcu tylko ona jej pozostała. Ludzkie ciało demonicy było co raz bardziej zmęczone. Nie miała więc pojęcia jak czuje się biedny kowal. Kilka chwil temu zauważyła, że zaczynają zbliżać się o niewielkiego zagajnika.
- Tam rozbijemy obóz - odezwała się.
- Trzeba odpocząć... - stwierdziła.
- Gerald
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 137
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Gerald długo pozostawał czujny, jego umysł nie spał, wciąż rozglądał się zaniepokojony dookoła. Jednak ciało zmęczyło się i z biegiem czasu zaczynał przysypiać w siodle. Raban szedł spokojnie do przodu, uderzając ciężkimi kopytami o ziemię. Jego duży łeb kiwał się w rytmie kroku i sam koń powoli zaczynał spać, budził się co prawda kiedy potykał się na nierównościach terenu, szybko jednak znów zwieszał głowę i zamykał oczy. Smutek i łzy zniknęły z twarzy Geralda, miał dużo czasu by przemyśleć wszystko i poukładać w swojej głowie. Nie rozsądnie było by wracać, zresztą aż żal było zostawiać tę kobietę i dziecko, byli sami bez względu co ich goniło lub kto. Podróżowanie z nimi wydawało mu się najrozsądniejszym rozwiązaniem, nie wiedział jeszcze jak będzie wyglądało, czy uda im się znaleźć wspólny język ale nie miał wyboru. Kiedy nastał świt Raban wlókł się, czasami zatrzymywał, dopiero lekko szturchnięty szedł do przodu. Głos kobiety do uszu Geralda doszedł po chwili, uniósł głowę i obrócił się w jej stronę.
- Co? A... obóz.. dobrze- pokiwał głową na potwierdzenie słów i skręcił konia w stronę wskazanego miejsca. Zeskoczył z siodła i przyczepił konia do gałęzi drzewa. Pomógł kobiecie zejść z siodła. Potem rozbili obóz w milczeniu.
- Myślisz że tamci nas zgubili? - zapytał wyciągając koc z juków i układając na ziemi.
- Będzie ciepło Rai? Bo można by spróbować rozpalić ognisko, chociaż, jeśli nie zgubili naszego tropu to lepiej nie - dodał. Wahał się, z jednej strony ogień dawał ciepło, zawsze można było coś na nim ugotować, z drugiej tak mogli z łatwością ich zobaczyć. Oczywiście zakładając że wrogowie pojechali w dobrą stronę.
- Masz będzie ci wygodniej i małej - wyciągnął jeszcze jedno zawiniątko, znacznie mniejszy i z lepszego materiału. Tak naprawdę był to płaszcz, w pośpiechu człowiek bierze co się da.
- Prześpij się pierwsza, ja będę czuwać, gdyby okazało się że nas jednak gonią - powiedział spokojnie, lokując się przy pniu drzewa by się oprzeć plecami o niego i widzieć okolicę.
- Potem się zamienimy.
- Co? A... obóz.. dobrze- pokiwał głową na potwierdzenie słów i skręcił konia w stronę wskazanego miejsca. Zeskoczył z siodła i przyczepił konia do gałęzi drzewa. Pomógł kobiecie zejść z siodła. Potem rozbili obóz w milczeniu.
- Myślisz że tamci nas zgubili? - zapytał wyciągając koc z juków i układając na ziemi.
- Będzie ciepło Rai? Bo można by spróbować rozpalić ognisko, chociaż, jeśli nie zgubili naszego tropu to lepiej nie - dodał. Wahał się, z jednej strony ogień dawał ciepło, zawsze można było coś na nim ugotować, z drugiej tak mogli z łatwością ich zobaczyć. Oczywiście zakładając że wrogowie pojechali w dobrą stronę.
- Masz będzie ci wygodniej i małej - wyciągnął jeszcze jedno zawiniątko, znacznie mniejszy i z lepszego materiału. Tak naprawdę był to płaszcz, w pośpiechu człowiek bierze co się da.
- Prześpij się pierwsza, ja będę czuwać, gdyby okazało się że nas jednak gonią - powiedział spokojnie, lokując się przy pniu drzewa by się oprzeć plecami o niego i widzieć okolicę.
- Potem się zamienimy.
- Villemo
- Kroczący pośród cudzych Marzeń
- Posty: 432
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Arystokrata , Mag
- Kontakt:
- Nie wiem - rzekła.
- Nie mam pojęcia. Być może. Mogę mieć tylko nadzieję, że magowie źle wyczuli aury, w końcu w karczmie byłam nie tylko ja, ale też dwóch czarodziejów i ten tajemniczy człowiek sokołami. Być może cofnęli się do swojego obozu. Jestem pewna, że gdzieś go mają. Mogę mieć tylko nadzieję, że na razie będziemy mieć spokój.
- Nie. Ognisko jest zbyt ryzykowne. Mała wytrzyma - powiedziała poważnie. Naprawdę czuła się złą matka, z jednej strony miała rację, Raia wytrzyma, a z drugiej... Jak nie w siodle, to dziecko musi spać pod gołym niebem. Cóż jednak... nic nie mogła na to poradzić.
Villemo odebrała koc od kowala i położyła go na ziemi, na jednej części położyła Raię, drugą ją przykryła. Pochyliła sę i pocałowała dziewczynkę w czoło. Tylko tyle mogła zrobić.
- Weź - oddała kowalowi jego płaszcz - tobie bardziej się przyda. Rai będzie ciepło, ja mam swój. I idź spać. Ja posiedzę. Z nas dwojga ty jesteś bardziej zmęczony. Uwierz mi, dam sobie radę. Tobie sen bardziej się przyda niż mnie. Potem ci wytłumaczę - Villemo miała rację. Jej ludzkie ciało było zmęczone, gdyby mogła poszłaby spać, ale kowalowi sen bardziej się przyda. Ona mogła poczekać.
- Potem się zmienimy - Villemo mówiąc usiadła tak jak on przy drzewie, kilka metrów dalej. Oparła się o nie plecami, wcześniej wzięła na ręce córkę zawinięta w koc i ułożyła ją sobie na kolanach.
- Śpij - poprosiła raz jeszcze.
- Nie mam pojęcia. Być może. Mogę mieć tylko nadzieję, że magowie źle wyczuli aury, w końcu w karczmie byłam nie tylko ja, ale też dwóch czarodziejów i ten tajemniczy człowiek sokołami. Być może cofnęli się do swojego obozu. Jestem pewna, że gdzieś go mają. Mogę mieć tylko nadzieję, że na razie będziemy mieć spokój.
- Nie. Ognisko jest zbyt ryzykowne. Mała wytrzyma - powiedziała poważnie. Naprawdę czuła się złą matka, z jednej strony miała rację, Raia wytrzyma, a z drugiej... Jak nie w siodle, to dziecko musi spać pod gołym niebem. Cóż jednak... nic nie mogła na to poradzić.
Villemo odebrała koc od kowala i położyła go na ziemi, na jednej części położyła Raię, drugą ją przykryła. Pochyliła sę i pocałowała dziewczynkę w czoło. Tylko tyle mogła zrobić.
- Weź - oddała kowalowi jego płaszcz - tobie bardziej się przyda. Rai będzie ciepło, ja mam swój. I idź spać. Ja posiedzę. Z nas dwojga ty jesteś bardziej zmęczony. Uwierz mi, dam sobie radę. Tobie sen bardziej się przyda niż mnie. Potem ci wytłumaczę - Villemo miała rację. Jej ludzkie ciało było zmęczone, gdyby mogła poszłaby spać, ale kowalowi sen bardziej się przyda. Ona mogła poczekać.
- Potem się zmienimy - Villemo mówiąc usiadła tak jak on przy drzewie, kilka metrów dalej. Oparła się o nie plecami, wcześniej wzięła na ręce córkę zawinięta w koc i ułożyła ją sobie na kolanach.
- Śpij - poprosiła raz jeszcze.
- Gerald
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 137
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Gerald przyjrzał się jej uważnie, zastanawiając co powiedzieć. Potem jednak ustąpił i pokiwał głową.
- Niech będzie, obudź mnie kiedy ja będę miał pilnować obozu.
Poprawił swój koc, położył się na nim, przytulając do swojej piersi miecz i dopiero przykrywając się płaszczem. Raban zmęczony legł na ziemię w pełnym oporządzeniu.Prychnął nawet cicho i położył łeb. Wśród traw coś zaszeleściło i na brzegu obozowiska rozłożył się zmoczony i wycieńczony Węgiel.
Kowal nie wiedział o czymś śnił, przewalał się z boku na bok, to zasypiając w lekki sen, to znów budząc się. Jego sny były niespokojne, przedstawiały wspomnienia rodziny, córki sołtysa zawsze uśmiechniętej, siostry opowiadające o codziennych sprawach, w to wszystko jednak wpleciony był dziwny cień, jakby coś złego czyhało na jego rodzinną wioskę. A potem, potem nagle wśród krzyku, palących się domów, konnych jeźdźców zmiatających wszystko na swojej drodze, biegł ściskając rękę Villemo. Musieli uciekać, nie wiedzieli gdzie, przed siebie, byle dalej od zła które na nich czyhało. Najgorsze było to że im bardziej biegł do przodu, im mocniej ściskał dłoń kobiety tym bardziej ją tracił. W końcu poczuł jak jej dłoń wyślizguje się z niego. W tym momencie zerwał się z krzykiem.
- Nie! - mężczyzna usiadł na legowisku, wstał brzask. Przetarł oczy, oddychając szybko, sen był tak okropnie realny.
- Niech będzie, obudź mnie kiedy ja będę miał pilnować obozu.
Poprawił swój koc, położył się na nim, przytulając do swojej piersi miecz i dopiero przykrywając się płaszczem. Raban zmęczony legł na ziemię w pełnym oporządzeniu.Prychnął nawet cicho i położył łeb. Wśród traw coś zaszeleściło i na brzegu obozowiska rozłożył się zmoczony i wycieńczony Węgiel.
Kowal nie wiedział o czymś śnił, przewalał się z boku na bok, to zasypiając w lekki sen, to znów budząc się. Jego sny były niespokojne, przedstawiały wspomnienia rodziny, córki sołtysa zawsze uśmiechniętej, siostry opowiadające o codziennych sprawach, w to wszystko jednak wpleciony był dziwny cień, jakby coś złego czyhało na jego rodzinną wioskę. A potem, potem nagle wśród krzyku, palących się domów, konnych jeźdźców zmiatających wszystko na swojej drodze, biegł ściskając rękę Villemo. Musieli uciekać, nie wiedzieli gdzie, przed siebie, byle dalej od zła które na nich czyhało. Najgorsze było to że im bardziej biegł do przodu, im mocniej ściskał dłoń kobiety tym bardziej ją tracił. W końcu poczuł jak jej dłoń wyślizguje się z niego. W tym momencie zerwał się z krzykiem.
- Nie! - mężczyzna usiadł na legowisku, wstał brzask. Przetarł oczy, oddychając szybko, sen był tak okropnie realny.
Ostatnio edytowane przez Gerald 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Villemo
- Kroczący pośród cudzych Marzeń
- Posty: 432
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Arystokrata , Mag
- Kontakt:
Villemo siedziała wpatrując się w liście poruszane przez wiatr. Szeleściły... i tylko to dało się słyszeć. Nic więcej. Żadnych kroków. Koni. Nic prócz wiatru poruszającego liśćmi. Raia spała jak zabita. Była wykończona. Villemo gładziła dziewczynkę po czarnych, kręconych włosach. Też czuła się zmęczona. Ale bardziej trawiły ją wyrzuty sumienia, niż zmęczenie ludzkiego ciała. Ile jeszcze istnień zginie z jej powodu? trzeba było zatrzymać się w lesie, nie w wiosce, trzeba było uciec dalej, albo samemu dać się zabić... Tylko co wtedy stałoby się z Raią...
Villemo przełknęła ślinę i otrząsnęła się z przygnębiających myśli. Otuliła się płaszczem, czuła jak powoli robi jej się zimno. Dzień był pochmurny. Brzask wstał jakieś trzy godziny temu, ale po słońcu nie było ani śladu. Niebo zasnuły jasnoszare chmury. Willemo spojrzała w górę, oglądała teraz przesuwając się powoli szare niebo. Ciągle jednak nasłuchiwała. Nikt jednak nie nadchodził. Raia nadal spała. Kowal również. Kobieta oparła zmęczoną głowę o pień drzewa. Nie miała pojęcia ile czasu minęło. Nie dało się określić pory dnia poprzez ruch słońca, bo chmury nadal zasnuwały niebo. Z czuwania wyrwał ją jednak krzyk kowala. Obróciła się gwałtownie w jego stronę. Raia nada spała, najwidoczniej nawet hałas jej już nie przeszkadzał. Położyła dziewczynkę na trawie, a sama przeszła na czworakach do kowala.
- Spokojnie... - powiedziała siadając na swoim płaszczu niedaleko od mężczyzny.
- To tylko sen...
Villemo przełknęła ślinę i otrząsnęła się z przygnębiających myśli. Otuliła się płaszczem, czuła jak powoli robi jej się zimno. Dzień był pochmurny. Brzask wstał jakieś trzy godziny temu, ale po słońcu nie było ani śladu. Niebo zasnuły jasnoszare chmury. Willemo spojrzała w górę, oglądała teraz przesuwając się powoli szare niebo. Ciągle jednak nasłuchiwała. Nikt jednak nie nadchodził. Raia nadal spała. Kowal również. Kobieta oparła zmęczoną głowę o pień drzewa. Nie miała pojęcia ile czasu minęło. Nie dało się określić pory dnia poprzez ruch słońca, bo chmury nadal zasnuwały niebo. Z czuwania wyrwał ją jednak krzyk kowala. Obróciła się gwałtownie w jego stronę. Raia nada spała, najwidoczniej nawet hałas jej już nie przeszkadzał. Położyła dziewczynkę na trawie, a sama przeszła na czworakach do kowala.
- Spokojnie... - powiedziała siadając na swoim płaszczu niedaleko od mężczyzny.
- To tylko sen...
- Gerald
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 137
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Tak masz rację... to tylko zły sen - pokiwał głową otrząsając się z złego snu. Spojrzał na nią uważnie, potem jednak wyraz jego twarzy nabrał łagodnego wyglądu.
- Czy teraz ty nie powinnaś iść spać? - zapytał ją. Mu spać się zupełnie odechciało, spojrzał na niebo, potem na ogólny krajobraz.
- Powiesz mi teraz kim jesteś że goni cię tyle osób? Wciąż wiem tylko tyle że jesteś Villemo i masz córkę Raia. Nie wiem jaki przywiał cię wiatr, ani dokąd zmierzasz.
- Pytam cię, bo wiem że zostanę z Tobą, tak długo jak będziesz chciała. Jednak chciałbym wiedzieć więcej o Tobie, jeśli pozwolisz mi siebie poznać.W zamian za Twoją historię, mogę opowiedzieć ci coś o sobie.
Mówił spokojnie, patrząc w jej oczy i zastanawiając się nad ich wyrazem. Oczy podobno były zwierciadłem duszy, jakie więc było wnętrze kobiety. Nie umiał odgadnąć głębi jej oczu, był tam smutek, złość, żal,a nawet radość.
- Czy teraz ty nie powinnaś iść spać? - zapytał ją. Mu spać się zupełnie odechciało, spojrzał na niebo, potem na ogólny krajobraz.
- Powiesz mi teraz kim jesteś że goni cię tyle osób? Wciąż wiem tylko tyle że jesteś Villemo i masz córkę Raia. Nie wiem jaki przywiał cię wiatr, ani dokąd zmierzasz.
- Pytam cię, bo wiem że zostanę z Tobą, tak długo jak będziesz chciała. Jednak chciałbym wiedzieć więcej o Tobie, jeśli pozwolisz mi siebie poznać.W zamian za Twoją historię, mogę opowiedzieć ci coś o sobie.
Mówił spokojnie, patrząc w jej oczy i zastanawiając się nad ich wyrazem. Oczy podobno były zwierciadłem duszy, jakie więc było wnętrze kobiety. Nie umiał odgadnąć głębi jej oczu, był tam smutek, złość, żal,a nawet radość.
- Villemo
- Kroczący pośród cudzych Marzeń
- Posty: 432
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Arystokrata , Mag
- Kontakt:
- Jestem demonem i nie wiem dokąd zmierzam - powiedziała patrząc na niego, jej ust nie zdobił uśmiech, jej oczy były puste. Była poważna do granic możliwości. Panterzy wzrok kobiety wydawał się świdrować biednego kowala.
- Ale doprowadzę nas do miasta. Tam znikniesz. Lepiej żebyś uciekał jak najdalej. Ze mną nikt nie jest bezpieczny. Nie znajdą cię. Nie będą cię szukać, nie jesteś im potrzebny. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ścigają mnie, bo z mojej winy giną ludzie, wielu ludzi, nawet jeśli nie mam z nimi nic wspólnego. Sam widziałeś... - ton Villemo zelżał, powaga przemieniła się gorycz i żal.
- Przepraszam - rzekła smutno - nie powinnam była przyjeżdżać do twojej wioski.
- Ale doprowadzę nas do miasta. Tam znikniesz. Lepiej żebyś uciekał jak najdalej. Ze mną nikt nie jest bezpieczny. Nie znajdą cię. Nie będą cię szukać, nie jesteś im potrzebny. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ścigają mnie, bo z mojej winy giną ludzie, wielu ludzi, nawet jeśli nie mam z nimi nic wspólnego. Sam widziałeś... - ton Villemo zelżał, powaga przemieniła się gorycz i żal.
- Przepraszam - rzekła smutno - nie powinnam była przyjeżdżać do twojej wioski.
- Gerald
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 137
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Demonem? Wyglądasz wyjątkowo ludzko - stwierdził i dotknął jej policzka - twoja skóra jest taka sama jak moja.
- Kto za tobą podąża? kim są? I co im zrobiłaś że pragną cię złapać jak zwierzynę?
- Ale przyjechałaś, a ja dałem się w to wplątać z własnej woli nie twojej. Dlatego opuszczę cię kiedy uznam to za konieczne, prawdopodobnie kiedy będziesz bezpieczna. To jest moja decyzja - powiedział to pewnie - Przyda ci się ktoś odważny, a i walczyć potrafię. W najbliższym mieście nie ma miejsca dla mnie, chyba nie ma go już nigdzie. Więc zostałaś mi ty.
- Nie żałuj tego co się stało, zmarłym życia nie da się przywrócić, a co było, to już minęło. Gońmy za bezpiecznym jutrem, nie minionym zachodem słońca.
- Teraz ty powinnaś iść spać, wyglądasz na zmęczoną - jeszcze raz dotknął jej policzka, zastanowił się chwilę.
- Nie różnisz się aż tak bardzo jak można przypuszczać.
- Idź spać - powiedział spokojniej i łagodniej. Usadawiając się z powrotem na swoim miejscu.
- Kto za tobą podąża? kim są? I co im zrobiłaś że pragną cię złapać jak zwierzynę?
- Ale przyjechałaś, a ja dałem się w to wplątać z własnej woli nie twojej. Dlatego opuszczę cię kiedy uznam to za konieczne, prawdopodobnie kiedy będziesz bezpieczna. To jest moja decyzja - powiedział to pewnie - Przyda ci się ktoś odważny, a i walczyć potrafię. W najbliższym mieście nie ma miejsca dla mnie, chyba nie ma go już nigdzie. Więc zostałaś mi ty.
- Nie żałuj tego co się stało, zmarłym życia nie da się przywrócić, a co było, to już minęło. Gońmy za bezpiecznym jutrem, nie minionym zachodem słońca.
- Teraz ty powinnaś iść spać, wyglądasz na zmęczoną - jeszcze raz dotknął jej policzka, zastanowił się chwilę.
- Nie różnisz się aż tak bardzo jak można przypuszczać.
- Idź spać - powiedział spokojniej i łagodniej. Usadawiając się z powrotem na swoim miejscu.
- Villemo
- Kroczący pośród cudzych Marzeń
- Posty: 432
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Arystokrata , Mag
- Kontakt:
Skóra na jego dłoni była szorstka, to jedno było w stanie stwierdzić. Dotykał jej jakby chciał sprawdzić czy w ogóle istnieje materialnie.
- Bo mam ludzkie ciało - wyjaśniła mu.
- Mam spać? - zapytała ironicznie.
- Więc po co kowalu pytasz mnie o tych, którzy mnie ścigają? To długa historia. Nie da się jej opowiedzieć w kilka chwil. I dlaczego uważasz, że przyda mi się ktoś kto potrafi walczyć? Z czego wynika twe przekonanie, że ja tego nie potrafię? Czyżby mój brak umiejętności szermierczych sugerował ci miecze przytroczony do siodła mego konia? - Villemo, znów była taka jak dawniej, nie miła, nie ufna i sarkastyczna.
- Nie oceniaj mnie po tym co widzisz. Zacznij oceniać, kiedy mnie poznasz - powiedziała już mniej wrogo. Przez cały czas jej oczy lśniły jak u wściekłego kota. Były wąskie i spod przymrożonych powiek patrzyły na niego teraz cieniutkie kreski zielonych jak szmaragd tęczówek. Złość i wrogość zeszła z niej kiedy znów dotknął jej policzka. Uważała, że to zabawne i nawet zaśmiała się cicho.
- Nie znajdzie na mojej twarzy niczego co kojarzyło by ci się z demonem. Jest normalna, zapewniam cię, ma taką samą skórę jak twoja - westchnęła jednak.
- Mam więc iść spać? Czy chcesz posłuchać dlaczego jestem ścigana?
- Bo mam ludzkie ciało - wyjaśniła mu.
- Mam spać? - zapytała ironicznie.
- Więc po co kowalu pytasz mnie o tych, którzy mnie ścigają? To długa historia. Nie da się jej opowiedzieć w kilka chwil. I dlaczego uważasz, że przyda mi się ktoś kto potrafi walczyć? Z czego wynika twe przekonanie, że ja tego nie potrafię? Czyżby mój brak umiejętności szermierczych sugerował ci miecze przytroczony do siodła mego konia? - Villemo, znów była taka jak dawniej, nie miła, nie ufna i sarkastyczna.
- Nie oceniaj mnie po tym co widzisz. Zacznij oceniać, kiedy mnie poznasz - powiedziała już mniej wrogo. Przez cały czas jej oczy lśniły jak u wściekłego kota. Były wąskie i spod przymrożonych powiek patrzyły na niego teraz cieniutkie kreski zielonych jak szmaragd tęczówek. Złość i wrogość zeszła z niej kiedy znów dotknął jej policzka. Uważała, że to zabawne i nawet zaśmiała się cicho.
- Nie znajdzie na mojej twarzy niczego co kojarzyło by ci się z demonem. Jest normalna, zapewniam cię, ma taką samą skórę jak twoja - westchnęła jednak.
- Mam więc iść spać? Czy chcesz posłuchać dlaczego jestem ścigana?
- Gerald
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 137
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Uważam że umiesz bronić się znacznie lepiej niż ja. Posiadasz władzę nad magią, słowami o których pojęcia ja nie mam i nigdy mieć nie będę. Jednak ja umiem władać nad żelazem. Jestem jego władcą, wiem jak wytworzyć z niego dobry miecz, znam słabość wielu rodzajów oręża, wiem znacznie więcej niż wielu wojowników. Dlatego przyda ci się ktoś taki jak ja.
- Mój ojciec mawiał" nie oceniaj przeciwnika po wyglądzie, ale po orężu jakie ze sobą nosi". Ty jesteś potężnym przeciwnikiem, nie musisz jednak nosić ze sobą miecza by było to widać - mówił spokojnie, lekko się uśmiechając.
- Masz rację nie możesz spać i opowiadać. Zatem jeśli nie czujesz się zbyt zmęczona... opowiedz mi - zdecydował że woli najpierw dowiedzieć się coś o ludziach jacy ich ścigali.
- Skoro masz ludzkie ciało, musisz mieć uczucie głodu, zmęczenia, bólu, dotyku, przyjemności? Czy tak? - nigdy nie spotkał się z demonem.
- Wybacz, nie powinienem cię tak wypytywać... ale nigdy nie rozmawiałem z demonami. A w wiosce krążyły jedyne zabobony mało wartościowe jak się okazuje i nie będące ani trochę prawdą. A jak wiesz ludzie są ciekawi z natury - uśmiechnął się delikatnie.
- Mój ojciec mawiał" nie oceniaj przeciwnika po wyglądzie, ale po orężu jakie ze sobą nosi". Ty jesteś potężnym przeciwnikiem, nie musisz jednak nosić ze sobą miecza by było to widać - mówił spokojnie, lekko się uśmiechając.
- Masz rację nie możesz spać i opowiadać. Zatem jeśli nie czujesz się zbyt zmęczona... opowiedz mi - zdecydował że woli najpierw dowiedzieć się coś o ludziach jacy ich ścigali.
- Skoro masz ludzkie ciało, musisz mieć uczucie głodu, zmęczenia, bólu, dotyku, przyjemności? Czy tak? - nigdy nie spotkał się z demonem.
- Wybacz, nie powinienem cię tak wypytywać... ale nigdy nie rozmawiałem z demonami. A w wiosce krążyły jedyne zabobony mało wartościowe jak się okazuje i nie będące ani trochę prawdą. A jak wiesz ludzie są ciekawi z natury - uśmiechnął się delikatnie.
- Villemo
- Kroczący pośród cudzych Marzeń
- Posty: 432
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Arystokrata , Mag
- Kontakt:
Zupełnie nie rozumiała czemu ten człowiek ciągle się uśmiecha. Nie było przecież powodów do radości. Spalono mu dom, zabito rodzinę, przyjaciół, pewnie nie miał pieniędzy, zostało mu tylko to co miał w jukach i pies. Niewiele, a on zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Na jego miejscu nie uśmiechała by się. Przez zachowanie kowala stała się jeszcze bardziej podejrzliwa.
- Pochlebiasz sobie - stwierdziła poważnie - "władca żelaza". Poważne określenie, zwłaszcza, że istnieją tacy, którzy twój żelazny oręż mogą zabrać ci siłą woli i nagiąć go do własnych potrzeb lub po prostu zniszczyć nawet go nie dotykając.
- Jesteś dziwny, bardzo dziwny i nie ufam ci. Uśmiechasz się, mimo, że wymordowano twoją rodzinę, spalono chatę, zakład kowalski. Tak, tak, wiem co powiesz... to przeszłość - jeszcze bardziej zmrużyła oczy próbując odgadnąć kim tak naprawdę jest ów kowal.
- Pytałeś mnie czy czuję. Tak czuję... głód rzadko, ale męczę się, odczuwam chłód, ciepło. Potrafię być równie szczęśliwa, co smutna. Odczuwam żal. A ty? Ty go nie odczuwasz? - zboczyła z tematu. Nie zamierzała opowiadać mu zbyt długo póki pozostanie dla niej niebezpieczną niewiadomą. Jego zachowanie było nader dziwne. Ludzie zawsze odczuwali żal, nawet jeśli nie okazywali go otwarcie, to nosili go wewnątrz. A on szczerzył się jak karczmienna dziewka do zalanego bogacza byle tylko wyłudzić od niego miedziaka.
- Pochlebiasz sobie - stwierdziła poważnie - "władca żelaza". Poważne określenie, zwłaszcza, że istnieją tacy, którzy twój żelazny oręż mogą zabrać ci siłą woli i nagiąć go do własnych potrzeb lub po prostu zniszczyć nawet go nie dotykając.
- Jesteś dziwny, bardzo dziwny i nie ufam ci. Uśmiechasz się, mimo, że wymordowano twoją rodzinę, spalono chatę, zakład kowalski. Tak, tak, wiem co powiesz... to przeszłość - jeszcze bardziej zmrużyła oczy próbując odgadnąć kim tak naprawdę jest ów kowal.
- Pytałeś mnie czy czuję. Tak czuję... głód rzadko, ale męczę się, odczuwam chłód, ciepło. Potrafię być równie szczęśliwa, co smutna. Odczuwam żal. A ty? Ty go nie odczuwasz? - zboczyła z tematu. Nie zamierzała opowiadać mu zbyt długo póki pozostanie dla niej niebezpieczną niewiadomą. Jego zachowanie było nader dziwne. Ludzie zawsze odczuwali żal, nawet jeśli nie okazywali go otwarcie, to nosili go wewnątrz. A on szczerzył się jak karczmienna dziewka do zalanego bogacza byle tylko wyłudzić od niego miedziaka.
- Gerald
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 137
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Kowal spoważniał, spojrzał na nią. Potem jednak odwrócił twarz, spojrzał na swoje buty. Zerwał źdźbło trawy, tylko po to by rozerwać je na kawałki.
- Mój żal nie zniknął i zapewne nie zniknie przez wiele dni, być może tygodni. Mogę płakać i krzyczeć ale czy przywróci to moich bliskich?
Czy bogowie wysłuchają mnie i cofną czas?
- Ukrywam żal pod uśmiechem, staram odciągnąć moje myśli od tego co stało się w wiosce, bo inaczej co mi zostało? Pustka? Szaleństwo? Urodziłem się kimś mało ważnym, żyłem tak jak umiałem najlepiej, teraz nie mam moich sióstr ani rodziców, nie mam już niczego.... ale nawet to nie ma dla nikogo znaczenia.
Poczuł jak po policzku spływa mu łza.
- Próbuję tylko jakoś to wszystko poukładać... nie oczekiwałem że mi zaufasz.
Węgiel podniósł się z ziemi i przyczłapał do mężczyzny. Położył się koło niego kładąc łeb na jego nodze. Pogładził jego sierść delikatnie.
Mógł dodać jeszcze wiele kąśliwych słów, wyrzucić jej tak wiele rzeczy, ale nie miał siły już nic mówić. Nikt nie chciał być na tym świecie sam, człowiek łapał się kogokolwiek w takich sytuacjach, bo mimo wszystko potrzebował społeczeństwa, drugiego człowieka. Otulił się płaszczem szczelniej siadając i spoglądając przed siebie. Zastanawiał się ile jeszcze dni przeżyje, jak szybko dopadną ich wrogowie i czy nie powinien zginąć razem z resztą ludzi w wiosce. Tak było by prościej, przynajmniej nie siedziałby na zimnej ziemi, nie czuł się tak okropnie i nie miał za towarzysza warczącej kobiety.
- Mój żal nie zniknął i zapewne nie zniknie przez wiele dni, być może tygodni. Mogę płakać i krzyczeć ale czy przywróci to moich bliskich?
Czy bogowie wysłuchają mnie i cofną czas?
- Ukrywam żal pod uśmiechem, staram odciągnąć moje myśli od tego co stało się w wiosce, bo inaczej co mi zostało? Pustka? Szaleństwo? Urodziłem się kimś mało ważnym, żyłem tak jak umiałem najlepiej, teraz nie mam moich sióstr ani rodziców, nie mam już niczego.... ale nawet to nie ma dla nikogo znaczenia.
Poczuł jak po policzku spływa mu łza.
- Próbuję tylko jakoś to wszystko poukładać... nie oczekiwałem że mi zaufasz.
Węgiel podniósł się z ziemi i przyczłapał do mężczyzny. Położył się koło niego kładąc łeb na jego nodze. Pogładził jego sierść delikatnie.
Mógł dodać jeszcze wiele kąśliwych słów, wyrzucić jej tak wiele rzeczy, ale nie miał siły już nic mówić. Nikt nie chciał być na tym świecie sam, człowiek łapał się kogokolwiek w takich sytuacjach, bo mimo wszystko potrzebował społeczeństwa, drugiego człowieka. Otulił się płaszczem szczelniej siadając i spoglądając przed siebie. Zastanawiał się ile jeszcze dni przeżyje, jak szybko dopadną ich wrogowie i czy nie powinien zginąć razem z resztą ludzi w wiosce. Tak było by prościej, przynajmniej nie siedziałby na zimnej ziemi, nie czuł się tak okropnie i nie miał za towarzysza warczącej kobiety.
- Villemo
- Kroczący pośród cudzych Marzeń
- Posty: 432
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Arystokrata , Mag
- Kontakt:
- Dla mnie ma - odpowiedziała prosto, kiedy rzekł, że dla nikogo nie ma znaczenie śmierć jego bliskich.
- Gdyby nie miała, nie przepraszałabym cię. Wiem, to tylko słowo, życia nikomu nie przywrócić. Mówisz jednakże, że nikogo nie obchodzi to, że straciłeś bliski, mnie obchodzi. Gdybym mogła cofnąć czas zrobiłabym to. Nie przyszłabym do wioski. Zostałabym w lesie, wtedy nikt by nie zginął. Ale nic już nie zrobię. Mogę cię tylko zapewnić, że wiem jak to jest stracić tych, których się kocha i to co się kocha.
- Przepraszam, jeśli cię uraziłam - dodała. Oczy Villemo, ich wyraz... Można było odczytać z niego jej intencje. Im bardziej zmrużone, tym bardziej była podejrzliwa, zła, nieufna. Kiedy zaś zostawały w pełni otwarte kobieta mówiła otwarcie, bez podejrzeń, szczerze. Nie świdrując wzrokiem rozmówcy, nie traktując go jak przeciwnika. Tak było teraz. Villemo szczerze żałowała śmierci każdej istoty, która zginęła właśnie przez nią. Gdyby mogła, każdej wróciła by życie.
- Gdyby nie miała, nie przepraszałabym cię. Wiem, to tylko słowo, życia nikomu nie przywrócić. Mówisz jednakże, że nikogo nie obchodzi to, że straciłeś bliski, mnie obchodzi. Gdybym mogła cofnąć czas zrobiłabym to. Nie przyszłabym do wioski. Zostałabym w lesie, wtedy nikt by nie zginął. Ale nic już nie zrobię. Mogę cię tylko zapewnić, że wiem jak to jest stracić tych, których się kocha i to co się kocha.
- Przepraszam, jeśli cię uraziłam - dodała. Oczy Villemo, ich wyraz... Można było odczytać z niego jej intencje. Im bardziej zmrużone, tym bardziej była podejrzliwa, zła, nieufna. Kiedy zaś zostawały w pełni otwarte kobieta mówiła otwarcie, bez podejrzeń, szczerze. Nie świdrując wzrokiem rozmówcy, nie traktując go jak przeciwnika. Tak było teraz. Villemo szczerze żałowała śmierci każdej istoty, która zginęła właśnie przez nią. Gdyby mogła, każdej wróciła by życie.
- Gerald
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 137
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Dziękuję ci to miło że kogoś to obchodzi - powiedział cicho i zerwał kolejną trawę. Tym razem jednak spojrzał na nią.
- Gdybyś tego nie zrobiła, być może dopadli by cię wrogowie znacznie wcześniej. Albo też uciekając przed nimi i tak do nas trafiła, Najwyższy zadecydował jednak że wioska miała zostać spalona. To nie twoja wina, ani niczyja.
- Ty też straciłaś bliskich? W takim razie stoimy w tym samym miejscu - potem znów spojrzał przed siebie.
- Kiedyś myślałem że nie ma niczego czego byś się nie bał, czego bym nie zniósł, bo by zraniło mnie aż do krwi.- powiedział powoli słowa czując jak znów narasta w nim fala bólu. Wyrzucił pozostałości po trawię, spojrzał na nią i przysiadł się bliżej.
- Trzeba się skupić na ucieczce, martwić i żalić będę się, kiedy znajdziemy bezpieczne schronienie. Istnieje takie? Czy jest miejsce gdzie twoi wrogowie, kimkolwiek są, nie dosięgną nas?
- Musisz mi zaufać, Przynajmniej spróbuj, razem będzie nam bezpieczniej, no i możemy liczyć na pomoc, nie zostawię cię dopóki nie będziesz bezpieczna ty i Raia. Zaufasz mi? - wyciągnął do niej dłoń w geście przyjaźni. Miał poważną twarz i smutną, były jednak rzeczy ważniejsze, które trzeba było najpierw zrobić.
- Gdybyś tego nie zrobiła, być może dopadli by cię wrogowie znacznie wcześniej. Albo też uciekając przed nimi i tak do nas trafiła, Najwyższy zadecydował jednak że wioska miała zostać spalona. To nie twoja wina, ani niczyja.
- Ty też straciłaś bliskich? W takim razie stoimy w tym samym miejscu - potem znów spojrzał przed siebie.
- Kiedyś myślałem że nie ma niczego czego byś się nie bał, czego bym nie zniósł, bo by zraniło mnie aż do krwi.- powiedział powoli słowa czując jak znów narasta w nim fala bólu. Wyrzucił pozostałości po trawię, spojrzał na nią i przysiadł się bliżej.
- Trzeba się skupić na ucieczce, martwić i żalić będę się, kiedy znajdziemy bezpieczne schronienie. Istnieje takie? Czy jest miejsce gdzie twoi wrogowie, kimkolwiek są, nie dosięgną nas?
- Musisz mi zaufać, Przynajmniej spróbuj, razem będzie nam bezpieczniej, no i możemy liczyć na pomoc, nie zostawię cię dopóki nie będziesz bezpieczna ty i Raia. Zaufasz mi? - wyciągnął do niej dłoń w geście przyjaźni. Miał poważną twarz i smutną, były jednak rzeczy ważniejsze, które trzeba było najpierw zrobić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości