Dalekie Krainy[Równina Rafgar i okolice] Wskaż mi drogę

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Raczej wątpię. Fakt, Ama się nie bawi w podchody, jest konkretna i gruboskórna, ale to chyba nie powód by się kogoś bać. Zwłaszcza jeśli ten ktoś odpowie na każdą prośbę i nikomu w potrzebie nie odmówi pomocy - wyjaśnił spokojnie, a zaraz się uśmiechnął z rozbawieniem, gdy usłyszał krytyczną uwagę Mitry. - Ama tak traktuje jedynie tych, który są dla niej w jakiś tylko jej znany sposób ważni. Obcym chce jak najszybciej udzielić pomocy, by szybciej mieć z powrotem święty spokój - powiedział z lekkim zażenowaniem, bo sam nie rozumiał toku myślenia i działania kobiety, ale nigdy by o niej źle nie pomyślał. Naprawdę bardzo wiele jej zawdzięczał.
        - Myślę, że boją się jej, bo nie rozumieją jej specyficznego stylu bycia, chociażby tego, że woli mieszkać sama poza miastem, robić nie wiadomo co i w ogóle nie przejmować się ani bandytami, ani potworami. Podobno potrafi gościć tak niebian, jak i piekielnych. Dzięki niej, w Tartos mógł stworzyć swój dom jeden upadły anioł. Ostatnim razem, gdy byłem w tych okolicach, całkiem nieźle mu się powodziło.
        Ton głosu blondyna, bardzo cieszył Aldarena, oczywiście nie mówił tego wszystkiego specjalnie, by Mitra wyzbył się swojej niechęci do staruszki, ale też nie zamierzał tak całkowicie nie spróbować chociaż trochę zmienić jego nastawienia względem Amy. Ona zasługiwała na szacunek i uznanie, nie na niechęć i wrogość. Przy tej rozmowie, nawet nie zwrócił uwagi, kiedy znaleźli się już na miejscu.
        Ciężko byłoby nie zauważyć, że okolica źródełka spodobała się ostatecznie niebianinowi, gdy upewnił się, że nic mu tu najprawdopodobniej nie grozi, że nikt nie byłby w stanie go podglądać, a jak już to nekromanta miałby wcześniej świadomość tego.
        - Ręce mi odpadają od tego ciągłego machania przez kilka ostatnich dni, a taka kąpiel w gorących źródłach potrafi być prawdziwym ukojeniem dla obolałych mięśni. Zaczekam żeby się wymoczyć, ale nie spiesz się - poinformował od razu, zaraz znikając miedzy tymi porozrzucanymi skałami. - Sam jesteś przecież okropnie obolały od tego siodła.

        - Chcesz iść jutro do miasta? - zapytał ze znacznej odległości po dłuższym czasie pogłębiającej się ciszy, choć nadal był niewidoczny przez las skał otaczających źródło. - Nie jestem pewien czy chcę wiedzieć dlaczego Tartos jest takie opustoszałe - wyjaśnił lekko zaniepokojony.
        Towarzyszył w ten sposób Mitrze jakiś czas, późnej na moment zniknął, by się przejść po okolicy, lecz niedługo po zakończonej przez nekromantę kąpieli powrócił i przysiadł za skupiskiem skał, czekając dalej na swoją kolej. Oczywiście po tym sam poszedł sobie w ciepłej wodzie posiedzieć, ale nie siedział też jakoś specjalnie długo, by móc z Mitrą wrócić do chatki i razem położyć się spać.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra uniósł brwi, jakby był sceptyczny co do kwestii okazywania czułości przez wiedźmę – on tam znał inną definicję, która nie obejmowała poszturchiwania i złośliwości tego typu. Wzmianka o nietypowym gościu Amy bardzo jednak zaintrygowała niebianina – spojrzał na Aldarena, jakby samym wzrokiem chciał poprosić go o jakieś szczegóły. Naszła go głupia myśl czy być może… Ale nie, takie cuda się nie zdarzały.
        - Co to za upadły? – zagadnął. – Znasz go? Mieszka tu jeszcze?
        Być może Mitra wykazał się trochę przesadnym zainteresowaniem, ale naprawdę fascynowało go to – być może miał właśnie okazję poznać pierwszego anioła w swoim życiu. Nieważne, że upadłego. Miał sporą awersję do swojego własnego gatunku, więc może to i dobrze, że ten byłby im daleki… ”A może lepiej nie poruszać tego tematu?”, zganił sam siebie, domyślając się, że spotkanie z kimś takim mogłoby nic nie zmienić, ale mogłoby też przynieść jakieś kłopoty. Może lepiej zostawić tak jak było…
        Przy Kotle temat już szybko uległ zmianie. Mitra – z początku sceptyczny względem tego miejsca – gdy tylko uznał je za bezpieczne, chętnie zdecydował się na kąpiel. Uwaga Aldarena o bolących mięśniach osłabiła jednak nieco jego entuzjazm i już chciał zaproponować zamianę kolejności, ale skrzypek zaproponował inne rozwiązanie – błogosławionemu nie pozostało nic innego jak się z nim zgodzić i tylko postanowił sobie w duchu, że nie będzie przesadzał z namaczaniem się.
        Gdy Aldaren poszedł, Mitra chwilę stał i rozglądał się po Diablim Kotle, jakby sprawdzał czy gdzieś nie czai się jakiś pająk. Przeszedł się wokół, po czym powoli odłożył rzeczy w miejsce, które wydawało się w miarę suche. Podszedł do gorącego źródła i sprawdził temperaturę wody – była bardzo ciepła, wręcz gorąca, dokładnie tak jak lubił. To tym bardziej zachęciło go do kąpieli – ze znacznie mniejszymi oporami zdjął maskę, a później kaptur płaszcza. Jeszcze raz się rozejrzał – nic nie potrafił poradzić na to, że w tym miejscu mimo wszystko wolał zachować ostrożność. Upewnił się jednak po raz kolejny, że nikt go tutaj nie zauważy wcześniej niż on wyczuje jego aurę, więc w końcu zaczął się rozbierać. Szybko zrzucił z siebie ubrania, po czym osłaniając się rękami – jakby było przed kim – podszedł do sadzawki. Zanurzył się ostrożnie, by się nie poparzyć i by przy okazji wybadać głębokość zbiornika, a gdy siedział w wodzie już po same barki, rozluźnił się i westchnął z ukontentowaniem. Nie od razu zaczął kąpiel – najpierw usiadł bokiem przy brzegu zbiornika i oparł głowę na złożonych na brzegu ramionach, jakby chciał w tej pozycji zasnąć. Moczył się, wygrzewał i odpoczywał, przez moment nie myśląc o niczym poza tym, że mu dobrze. Być może nawet by się zdrzemnął – już mu się to zdarzało w domowej wannie – ale z tego stanu wyrwał go głos Aldarena dochodzący zza skał. W pierwszym odruchu nekromanta błyskawicznie się ocknął, cofnął i zanurzył aż po brodę, ale gdy zorientował się, że nic mu nie grozi, rozluźnił się i lekko wynurzył. Przypomniał sobie co skrzypek przed chwilą do niego powiedział i dał sobie czas na przemyślenie tej propozycji. Wzruszył ramionami, chociaż przecież nikt tego ruchu nie widział.
        - Możemy wybrać się do miasta – zgodził się. – Możemy też spróbować jeszcze raz zapytać Amę… Tak by wiedzieć na co się przygotować? – zasugerował. – Bardzo cię to męczy? – upewnił się po chwili, mając cały czas na myśli opustoszenie miasteczka. On jakoś nie zwrócił uwagi na to, że w Tartos było za cicho – nie znał tego miejsca i był przyzwyczajony do tłoku dużych miast, więc to co zastał nie wzbudziło w nim specjalnych obaw.
        Choć Mitra mógłby się tak moczyć godzinami – w Maurii często jedynym powodem by wyleźć z wanny było to, że woda już zrobiła się zimna – w końcu zabrał się za porządne mycie. Starał się nie mącić za mocno wody i nie pluskać, by słyszeć gdyby Aldaren chciał z nim porozmawiać.
        - Ren… - zagaił sam po chwili. – Skoro już jesteśmy przy snuciu planów na kolejne dni… Moglibyśmy któregoś dnia wybrać się na plażę? Na przykład pojutrze? Bardzo chciałbym zobaczyć ocean z bliska…
        Po otrzymaniu odpowiedzi błogosławiony zastrzegł, że się zanurza i może przez chwilę nie słyszeć, żeby jego ukochany nie martwił się ewentualnym przedłużającym się milczeniem. Jak zapowiedział, tak zrobił – zatykając sobie nos i mocno zaciskając powieki zanurkował. Gorąca woda nieprzyjemnie szczypała w twarz, dlatego Mitra szybko opłukał włosy – w końcu w tym celu się zanurzał – i wypłynął na powierzchnię. Dramatycznie nabrał oddechu, jakby ledwo zdążył przed utonięciem, po czym dłońmi otarł twarz. To był koniec jego kąpieli. Wstał i ostatni raz ochlapał się wodą, po czym wyszedł i szybko się wytarł. Ubrania wciągało mu się trochę trudno, jak to zawsze na wilgotną skórę, ale i tak nie zabawił zbyt długo nago. Po chwili wyszedł zza skał, dzierżąc w rękach tobołek z przyborami kąpielowymi, a na ramionach mając przewieszone ręcznik i płaszcz, którego na razie nie zakładał. Z jego włosów nadal trochę kapała woda.
        - Twoja kolej – oświadczył, wskazując ruchem głowy na Diabli Kocioł. Zajął miejsce, w którym wcześniej siedział jego ukochany i ponownie spróbował trochę osuszyć sobie włosy ręcznikiem, bo czuł, że już ma mokry brzeg bluzy. Dzień był całe szczęście ciepły, więc wszystko szybko schło i nie groziło mu przemarznięcie.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldare chciał jedynie nieco przekonać Mitrę do Amy, wspominając o tym, że jest bardzo pomocną i tolerancyjną osobą, skoro zdarzyło jej się nawet pomóc piekielnemu. Nie spodziewał się przy tym, że ta wzmianka mogłaby aż tak zainteresować Mitrę. Chyba pierwszy raz nekromanta wykazywał taki entuzjazm, gdy wampir wspomniał o jakiejś osobie. Co prawda myśl o locie na gryfie i tak przebijała wszystko, bo tak rozentuzjazmowanego Mitry w życiu nie widział, ale jeśli o istoty ludzkie chodziło, to jednak jak dotąd kwestia upadłego chyba najbardziej go poruszyła. Oczywiście nie trzeba dodawać, że z tego powodu skrzypek był lekko zaskoczony żywą reakcją swojego ukochanego.
        - Czy nadal tu mieszka to ci nie powiem. Parędziesiąt dobrych lat minęło od ostatniego razu, gdy go widziałem ... - odpowiedział, drapiąc się nieco zakłopotany po głowie. - Nazywa się Renadiel i jest miejskim łowcą. Jeśli okolicę pustoszy jakiś potwór, dzika zwierzyna jest uciążliwa dla mieszkańców albo tutejszej straży ktoś zbiegnie, on się pozbywa problemu. Pilnuje ogólnie pojętego porządku w Tartos, choć strażnikiem nie jest. A przynajmniej wtedy nie był. Nie wiem jak jest obecnie - dodał i zaraz się zamyślił.
        W sumie...z resztą nieważne. Nie była to sprawa Aldarena, więc nie zamierzał wnikać czemu Renadiel wszedł wtedy do kwiaciarni. To było raczej ostanie miejsce, w którym spodziewałby się spotkać upadłego anioła i to jeszcze żyjącego z zabijania na zlecenie wszystkiego co się rusza. Acz ciekawe czego mógł tam wtedy szukać...
        Tak zajęło to jego myśli, że nie zwrócił uwagi kiedy dotarli w końcu do Kotła, a tam tematy obrały nieco inne tory i upadły zszedł na dalszy plan.
        - Możemy - zgodził się z Mitrą, na jego sugestię, by zapytać staruszkę o sprawy w mieście. Choć w sumie domyślał się, że raczej zostaną odprawieni z kwitkiem. I to dosłownie, bo zapewne będą musieli przy okazji załatwić coś w Tartos w imieniu Amy. Kompletnie nie rozumiał tej kobiety - co jej szkodziło choć raz powiedzieć od razu o co chodzi, zamiast zmuszać do sprawdzenia wszystkiego na własnej skórze. - Tak trochę... Wyobraź sobie jakby tak w Maurii nagle nie było nikogo na ulicach. I nieumarłych i żyjących mieszkańców. Żadnych rozstawionych stoisk na rynku i dzieci bawiących się na ulicy. Tartos jest spokojne i bardziej sielankowe od Maurii to fakt, ale... nie wydawało ci się zbyt opustoszałe jak na skromną rolniczą osadę? Jak przez nie przechodziliśmy było bardziej martwe od Maurii - wyjaśnił i wcale nie ukrywał swojego zmartwienia. Co prawda mieli odpocząć na tych wakacjach, a rozwiązywanie takich zagadek raczej mijało się z definicją odpoczynku, ale skrzypek naprawdę chciał wiedzieć, bo co jeśli w mieście grasował jakiś niebezpieczny potwór, w którego paszczę nieświadomie wejdą, gdy będą chcieli się dowiedzieć co jest przyczyną opustoszenia miasta? A tak jakby wiedział mógłby uchronić Mitrę i po prostu już nie przechodzić przez Tartos, póki problem się nie rozwiąże. Ta niewiadoma tkwiła cierniem w boku wampira, a nie go męczyła.
        - Słucham - zagaił, gdy usłyszał wezwanie ukochanego. - Myślę, że nie będzie z tym problemu, zwłaszcza jak pogoda dopisze - zgodził się bez najmniejszego wahania. Podejrzewał, że Mitra nigdy w życiu nie miał okazji zobaczyć bezkresnego oceanu i usłyszeć szumu fal.
        Już od samego początku, gdy postanowione zostało, że wyruszą razem, zaplanował sobie, że któregoś pięknego dnia pójdą z Mitrą na plaże, by tam cały dzień się powylegiwać. W prawdzie wyjście na plażę bardziej wiąże się z kąpielą prędzej czy później w wodzie, ale o ile sam z chęcią sobie popływa, o tyle w ogóle nie liczył na to, że Mitra zechce mu towarzyszyć podczas wodnych wygłupów. Nie obmyślał przy tym także żadnego podstępu by subtelnie go nakłonić do wejścia do wody. Wiedział po prostu, że to dla jego partnera byłoby zbyt wiele, więc po prostu będzie się cieszył tym, że są chociaż razem nad brzegiem oceanu. Będą musieli znaleźć jakieś przyjemne zacienione miejsce, by Mitra nie musiał siedzieć w pełnym słońcu. Jeszcze biedak by się ugotował w tej swojej masce i płaszczu, a wtedy nie byłby to żaden przyjemny wypoczynek.
        Skrzypek dał niebianinowi znać, że zrozumiał jego "ostrzeżenie" o zanurzeniu się i milczał przez moment, dając pochłonąć się swoim myślom. Znów zaczął się zastanawiać, co takiego stało się w Tartos, że tak opustoszało. Oczywiście nie zdążył się w tej kwestii na nowo zmartwić, gdy usłyszał jak Mitra gwałtownie nabiera tchu. W pierwszej chwili wampir poderwał się na równe nogi, by pobiec na pomoc ukochanemu, lecz koniec końców pozostał w miejscu, rzucając w stronę Mitry jedynie kontrolne pytanie czy wszystko w porządku. Jeśli odpowie to oczywiście, że nic mu nie groziło, jeśli natomiast odpowie mu cisza, to jasny dowód na to, że coś się złego dzieje. Na szczęście nie była konieczna interwencja wampira, a nawet Mitra sam do niego po niedługiej chwili przyszedł.
        - Dzięki, mam nadzieję, że zostawiłeś mi trochę ciepłej wody - rzucił w żartach, podnosząc się ze swojego miejsca i ucałował blondyna w jego mokrą czuprynę. - Nie musisz na mnie czekać, jeśli jesteś zmęczony. I spokojnie, nigdzie ci nie ucieknę, tak łatwo się mnie już nie pozbędziesz - zaśmiał się lekko i puścił Mitrze zadziornie oczko.
        Po tym skierował się w stronę kotła, już zaczynając rozpinać swoją koszulę. Jak raz nie wykazał się nawet krztyną pedanterii - zamiast jakoś sensownie ułożyć swoje ubrania na brzegu, po prostu zarzucił je na jedną z pobliskich skał, na tyle wysokich by nie zamoczyć sobie odzienia. No a po chwili całkiem nagi zanurzał się w gorącym źródle. Nie powstrzymał się od pełnego przyjemności i ulgi westchnienia, gdy zanurzony był niemal po samą brodę. Aż zapomniał jak to miło jest pomoczyć się nieco w gorącej wodzie. Czuł jak przez to krew zaczyna mu szybciej płynąć w żyłach.
        - Tak dobrze... - zamruczał pod nosem, siedząc oparty plecami o ścianę źródełka. Zsunął się nieco bardziej i odchylił głowę do tyłu, kładąc ją na kamienistym brzegu. Przymknął oczy z czystą rozkoszą wymalowaną na twarzy i jeszcze chwilę tak siedział. Nie długo, bo pamiętał cały czas o swoim nekromancie.
        Gdzieś po niecałych dziesięciu, może piętnastu minutach Aldaren już był przy Mitrze. Miał na sobie wygniecioną, poprzylepiana tu i ówdzie do ciała koszulę i potargane bardziej niż zwykle włosy, z których teraz raz po raz spływały kropelki wody, a potrząsając energicznie głową, jak jakiś pies, rozchlapywał je jedynie na całą okolicę. I chyba mu się to w niezrozumiały, aldarenowy sposób podobało, bo na jednym razie takie działanie się nie skończyło.
        - Sir, melduję, że jestem zwarty i gotowy do udania się na spoczynek, sir - zasalutował mu z pogodnym uśmiechem i po chwili mogli już wracać.
        Po wejściu do domku Aldaren od razu zajął się rozwieszeniem zawilgoconego odzienia na belkach podtrzymujących dach i poszedł się przebrać w piżamę za niewielkim parawanem, który stał sobie spokojnie w kącie nie wadząc nikomu. Zasłona oczywiście nawet w połowie nie była zbliżona do tej w Nimerin, bo tamta w porównaniu do tej, była po prostu ogromna, a nie ledwo na trzy ściany, ale i tak dało się za nią w pełni schować. Zwłaszcza, że stała dosłownie w kącie. Nie poszedł od razu spaś, choć Mitrze nakazał, by ten się już położył. Wyjął z jednego ze swoich tobołów groteskowo wykonane skrzypce, których - jak już obaj zdążyli się przekonać - pierwotna forma potrafiła zapierać dech w piersi. Zagrał ukochanemu kilka spokojnych i łagodnych utworów, które bez wahania można by nazwać kołysankami (żadna z nich nie była tą, którą zdarzało mu się grać albo nucić w Maurii, gdy Mitry nie było w pobliżu, a którą nekromanta sam kilka razy podchwycił). Po tym Aldaren utulił swojego najdroższego nekromantę do snu i sam zasnął.

        I to w sumie był jego błąd. Samo położenie się, bo aż do tej chwili nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo obolałe i wyczerpane było jego ciało po przebytej drodze. Mogłoby to się wydawać zaskakujące, bo przecież wampiry odznaczały się wielką wytrwałością i niby nie odczuwały zmęczenia, ale dotyczyło to raczej tych krwiopijców, które nie katowały się przebywaniem w pełnym słońcu i nie miały awersji do spożywania krwi. Aldaren stanowczo nie należał do tej samej grupy co inni przedstawiciele jego rasy. No i teraz miał za swoje. Ledwo położył głowę na poduszce i od razu zapadł w głęboki sen, chrapiąc przy tym nieświadomie i irytująco donośnie. Ale najgorzej i tak było z rana.
        Mimo ogromnego wyczerpania po podróży, obudził się o dziwo wypoczęty z pierwszymi promieniami przeklętego słońca, wdzierającymi się oknami do pokoju. Nie wstał jednak od razu...nie był w stanie poruszyć choćby małym palcem, a przez to opuszczenie posłania zajęło mu dłuższą chwilę. A gdy w końcu mu się to udało, poprawił koc, tak by Mitrze zimno nie było, jeśli się w nocy rozkopał, po czym poszedł za parawan się ubrać i opuścił domek. Nabrał wody z pobliskiej studni, po czym przelał ją do dużej miednicy na masywnym stojaki, stojącej obok wejścia, by ochlapać sobie twarz, a następnie udał się do chatki staruszki. Skoro miał w końcu możliwość przygotować Mitrze normalne śniadanie, postanowił z niej bez wahania skorzystać. Ama i tak nie była typem osoby, która by robiła z tego powodu jakieś problemy. Tym bardziej, że wampir był u niej już tyle razy, że naprawdę zaczęła go traktować jak swojego niesfornego, ale i kochanego wnuka.
        - Pierwszy raz w życiu widzę wampira wstającego skoro świt i robiącego śniadanie - zakpiła, siedząc przy niewielkim blacie kilka sążni od krzątającego się w kuchni skrzypka. Pracowała z jakimiś ziołami. - Nie pomieszało ci się coś skarbie?
        - Już dawno przestałem zadawać sobie to pytanie, Amo - odpowiedział z lekkim rozbawieniem, krojąc rzodkiewkę w niewielkie kostki.
        - Nekromanci tworzą nieumarłych, ale nigdy bym nie pomyślała, że przywrócą jakiemuś życie. I to jeszcze krwiopijcy - mruknęła, przesypując rozgniecioną na proszek zawartość moździerza do niewielkiej fiolki, do której dodała kilka kropel ciemnego płynu z innego flakonika i zatkała zaraz obie korkami. Tą pierwszą wstrząsnęła energicznie kilka razy by wszystko się wymieszało, a drugą odstawiła na miejsce. - Uważajcie na siebie jak będziecie w mieście.
        - W porządku, a powiesz na co konkretnie uważać? - zapytał Aldaren, przesypując pokrojone na desce warzywa do średniej miseczki, gdzie zaraz dorzucił nieco białego sera. Dorzucił tam nieco startego chrzanu i jedynie doprawił solą i pieprzem, zaraz zajmując się przygotowaniem kanapek.
        - Pójdziecie na główny plac to sami się dowiecie. Wszystko będzie dobrze, jeśli będziecie rozsądni - poradziła, podchodząc do skrzypka i kładąc tę małą fiolkę obok talerza, na którym układał przygotowane kanapki dla Mitry.
        - Co to? - zainteresował się, wycierając dłonie w spodnie, po czym podniósł fiolkę i przyjrzał się jej zawartości.
        - Powinieneś wiedzieć, chyba że już zapomniałeś. W każdym razie - wypij, jak będziecie szli do miasta - machnęła ręką zaraz wracając do swoich ziółek i specyfików.
        Aldaren względnie został sam ze sobą i mógł skupić się w pełni na przygotowaniu śniadania, choć gdy zagaiła jakąś rozmowę, odpowiadał bez problemów.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Nie tylko Aldaren nie spodziewał się reakcji Mitry - on sam nie przypuszczałby, że ten temat tak go poruszy. I nie chodziło o to, że to był piekielny, ale konkretnie, że był upadłym aniołem. Aniołem. Pierwszym, na jakiego Mitra w życiu trafił, nie licząc ma się rozumieć tego, który go spłodził i porzucił, i którego błogosławiony nie pamiętał. Wręcz wolał go nie pamiętać - po co pielęgnować wspomnienia, które wywołują tylko ból? Takich miał w życiu dość, mógł do woli wspominać wszystkich swoich opiekunów, którzy z prawdziwymi rodzicami niewiele mieli wspólnego. Pewnie jego biologicznych ojciec był podobny, skoro nie było w jego życiu miejsca na dziecko, które tak szybko zostało samo na tym świecie…
        A ten upadły - ciekawe jaki był? Co myślał o swojej pierwotnej rasie? Co sprawiło, że się pogrążył? Mitra liczył się z tym, że może mieć do czynienia z okrutnikiem, choć historia opowiedziana przez Aldarena na to nie wskazywała. Wręcz przeciwnie - rysował się przed nim obraz mężczyzny szlachetnego i oddanego tej społeczności. Tym bardziej chciał go poznać - wyrobić sobie o nim własne zdanie. Z początku - cóż - z pewnością nie będzie za dobre, bo on o mało kim myślał od razu ciepło, ale może z czasem pozna go lepiej. Może to nic nie zmieni, a może…

        - Myślałem, że wszyscy są, no nie wiem, na polu… - mruknął Mitra, gdy już przy Kotle Aldaren zaczął mu tłumaczyć, że Tartos naprawdę było wyludnione. Naprawdę był tak naiwny: wydawało mu się, że tu każdy będzie tyrał od rana do nocy na roli i fakt, że minęli ledwie garstkę osób nie wzbudził w nim żadnych podejrzeń. Może gdyby tam posiedzieli dłużej albo przyszli wieczorem… Ale nie teraz, nie dzisiaj. Mimo wszystko jednak Mitra się nad tym zamyślił i chwilę dumał nad opustoszałym Tartos, gdy z namaszczeniem się namydlał. Później jego myśli uciekły w zupełnie innym kierunku, do znacznie przyjemniejszych tematów. Zgoda Aldarena na wyprawę na plażę bardzo go ucieszyła i w duchu liczył na to, że pogoda ich nie zawiedzie. Chciał, by ten wyjazd był idealny i by obaj doskonale się bawili. Nawet jeśli zbierały się nad nimi metaforyczne ciemne chmury...
        - W porządku, nie martw się! - odparł, gdy po zanurzeniu się razem z głową usłyszał pełne troski pytanie ukochanego. Głuptas, przecież uprzedził go, że to zrobi… Ale nie mógł się na niego gniewać, jego troska była urocza.
        Po kąpieli Mitra był w doskonałym nastroju i choć gorąca woda wyciągnęła z niego nieco sił, był gotów dowcipkować ze swoim ukochanym.
        - Jeśli się pospieszysz to nie wystygnie tak całkowicie - oświadczył, z zadowoleniem nadstawiając głowę na całusa.
        - Poczekam - zadecydował, gdy Aldaren wspomniał, że może wrócić sam do ich chatki. - Nie będę chodził po tej okolicy sam, ponoć tu straszy jakaś wiedźma i porywa samotne dzieci - oświadczył z teatralnym przejęciem. - A poza tym i tak nie masz szans przede mną uciec, oswoiłeś mnie i udowodniłeś, że jako jedyny na całej Łusce jesteś w stanie ze mną wytrzymać dłużej niż pół dnia to teraz musisz się ze mną męczyć do końca życia.
        Mitra jednak wyglądał na bardzo z tego zadowolonego. Uśmiechał się, choć wyraz jego twarzy zmienił się, gdy skrzypek odwrócił się do niego plecami i zaczął rozpinać koszulę. Widok subtelnie obnażonej szyi i karku wampira sprawił, że wzrok błogosławionego się zamglił, a z jego myśli wywietrzały wszelkie głupoty. Chwilę tylko marzył, by móc pocałować go w ten kark… zaraz jednak się ocknął i poszedł usiąść, odpocząć po tym moczeniu się. Odetchnął. Był zmęczony, to przez to takie głupoty mu chodziły po głowie…
        Chwilę później, słysząc kroki Aldarena, Mitra podniósł się ze swojego miejsca i wyszedł mu naprzeciw, stając niedaleko przejścia między głazami. Spojrzał na niego z uśmiechem, po czym krzyknął z zaskoczeniem, gdy skrzypek niczym pies otrząsnął się z wody. Zaśmiał się, ścierając z kącika oka zabłąkaną kroplę. Komiczny meldunek przyjął od razu poważniejąc i prężąc się jak do salutu.
        - Przyjąłem, spocznij! - odpowiedział w podobnej manierze, po czym założył na twarz maskę i poszedł z ukochanym do ich chatki.

        W chatce Mitra z pewną ulgą przyjął, że miał gdzie się spokojnie przebrać i zaraz za Aldarenem skorzystał z parawanu, a później położył się na ich posłaniu na podłodze, przykrywając się po samą brodę kocem. Nie zasnął od razu - słuchał koncertu swojego ukochanego patrząc na niego błyszczącymi oczami, niczym dziecko słuchające upragnionej bajki. Z każdym kolejnym utworem jednak jego wzrok stawał się bardziej matowy i senny - jeśli skrzypek zamierzał go tak ululać do snu, doskonale mu to wyszło, bo gdy położył się przy Mitrze, ten miał sił tylko na tyle, by przytulić się do jego ramienia i szepnąć “dobranoc” nim zapadł w sen.
        On w przeciwieństwie do Aldarena zasnął bez większych problemów, choć noc przebiegła mu już trochę gorzej. Nie miał koszmarów, lecz coś napawało go niepokojem - spał dość płytko i nieustannie się budził, za każdym razem spoglądając od razu w okno, jakby spodziewał się tam kogoś zastać. Nikogo jednak nie było, nawet liście na drzewach się nie poruszały. Za trzecim czy czwartym takim razem Mitra zirytował się na ten swój podświadomy strach. Z rozmachem położył się z powrotem spać, ale nim zamknął oczy, zerknął na Aldarena. Po chwili wahania przysunął się i przytulił do niego. Wtedy zrobiło się lepiej i choć w nocy się rozdzielili, nekromanta już do samego rana spał jak dziecko.

        Po przebudzeniu Mitra na początku nawet nie otworzył oczu. Sennie powiódł rękami wokół siebie i dopiero brak kogoś, do kogo mógłby się przytulić sprawił, że zdecydował się rozchylić powieki. Z pewnym zawodem odkrył, że Aldarena nie ma obok niego. Podniósł się na łokciu i przecierając jedno oko nasadą dłoni, drugim rozejrzał się po chatce. Słońce już dawno wstało, a jego ukochanego nie było w środku… Nekromanta od razu pomyślał, że Al poszedł do domu Amy, nie wiedział tylko po co. Zastanawiał się za to przez moment czy czekać na niego, czy też wstać i dołączyć. Zdecydował się na to drugie: nie miał cierpliwości, by leżeć i oczekiwać aż skrzypek do niego przyjdzie, bo nie wiadomo kiedy by to nastąpiło. Fakt, był w nastroju, aby się trochę poprzytulać w pościeli, ale wiedział, że ta ochota mogła mu przejść w międzyczasie. Trudno, innym razem. Teraz wstał i korzystał z tego, że nikogo nie było w środku ani nikogo też nie widział z okien, szybko przebrał się w swoje ubrania bez chowania się za parawanem, za którym prawdę mówiąc było troszkę ciasno. Założył maskę i wciągając na głowę kaptur wyszedł na zewnątrz. Poranek był już ciepły, choć w zaciemnionych zakamarkach zalegały jeszcze resztki rosy. Mitra odetchnął głęboko tym powietrzem i nim udał się do chatki wiedźmy, przystanął pośrodku podwórza i zapatrzył się na piękne widoki roztaczające się wokół. Przez moment myślał, że chciały tu żyć, nie wracać już do Maurii tylko zbudować z Aldarenem chatkę gdzieś w okolicy by móc codziennie cieszyć się tą spokojną, sielską okolicą. Później jednak przypomniał sobie o tym co czekało na nich w Mieście Śmierci i jak trudne mogłoby okazać się życie tutaj - uznał, że zamieszkanie w Tartos to piękne, ale niemożliwe do zrealizowania marzenia. Nie żałował, bo najważniejsze było i tak to, by być blisko ukochanego. Przestał więc kontemplować przyrodę i poszedł poszukać Aldarena.

        Do domu Amy Mitra wszedł bez pukania - uznał, że skoro drzwi były uchylone to nie musi się zapowiadać. Zresztą planował tylko zerknąć do środka i gdyby skrzypka nie było w zasięgu wzroku nawet by nie wchodził. On jednak tam był i krzątał się przy blacie kuchennym szykując jakieś jedzenie. Mitra spojrzał na niego z radością, po czym wemknął się do środka i cichutko zbliżył.
        - Dzień dobry, Ren - przywitał się czule, a że byli w pomieszczeniu sami, oparł się na ramieniu skrzypka i pocałował go w policzek. Odsunął się zaraz i zerknął na przygotowywany przez ukochanego posiłek. Odruchowo poprawił włosy, które wymykały mu się spod kaptura.
        - Apetycznie wygląda - ocenił. Mówił cały czas bardzo cicho, jakby nie chciał, by jakiekolwiek słowo wyszło poza ich dwójkę. - Mogę? - upewnił się, od razu sięgając po jedną z kanapek. Wgryzł się w nią jakby był bardzo głodny i niemal od razu westchnął z ukontentowaniem. Później jednak nabrał głęboko powietrza.
        - Ostre - usprawiedliwił się gdy przełknął. - Ale pyszne. Tylko się nie spodziewałem. A to co? - upewnił się, zerkając na leżącą obok talerza fiolkę. Musnął ją palcami jak kot, który sprawdza czy jego ofiara żyje.
        Jakiś dźwięk za nimi sprawił, że nekromanta się odwrócił, a gdy dojrzał kręcącą się po pomieszczeniu Amę momentalnie zmieniło się jego nastawienie - nie był już tak swobodny, wróciła jego spięta, pełna podejrzliwości postawa. Co prawda po chwili trochę się rozluźnił, ale tylko trochę. Jak wojownik, który sięgnął po broń, ale póki co trzyma ją ostrzem ku ziemi.
        - Witaj, Amo - zwrócił się do niej, skłaniając głowę w powitaniu. Niby poprzedniego dnia dała mu przyzwolenie na bardziej poufałe zachowanie, ale on nie umiał tak szybko się do tego przyzwyczaić.
        Błogosławiony odsunął się nieco, jakby podświadomie starał się mieć oboje w zasięgu wzroku. Nie usiadł nigdzie, stał i patrzył to na ukochanego, to na wiedźmę. Sprawiał wrażenie spiętego i słusznie: obawiał się, że ona była jednak świadkiem tego, co robił wcześniej. Nie by pocałunek na powitanie był czymś zdrożnym, ale… To była ich chwila, nie przeznaczona dla niej. Był głupi, że się dokładniej nie rozejrzał.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Ale żeby absolutnie wszyscy? - zdziwił się wampir, zastanawiając się zaraz nad taką możliwością i... Nie. To mało prawdopodobne by WSZYSCY w jednej chwili poszli do pracy na polu. Jeszcze gdyby to był jakiś obóz karny. Ale nie. Zwłaszcza, że przecież przechodzili przez zachodniopółnocnymi i wschodnimi polami otaczającymi Tartos i choć kilku ludzi było widać, pracujących w pocie czoła, to jednak było ich maksymalnie z dziesięciu. Stanowczo za mało by uznać, że WSZYSCY mieszkańcy byli na polu.
        - Nie wiem, ale dziwnie się czułem, gdy przechodziliśmy przez miasto. Nieswojo. Jakby było kompletnie opustoszałe, a zarazem, jakby oczy wszystkich bacznie nas obserwowały. Może Ama ma rację i najlepiej będzie samemu sprawdzić w czym rzecz? - stwierdził po chwili namysłu. Mimo że ta zagadka bardzo go ciekawiła, to jednak ostatecznie wzruszył ramionami, jakby niespecjalnie go w sumie to interesowało. Machnął ostatecznie ręką i dał Mitrze w ciszy i spokoju się wykąpać.

        - I tak wiesz, że będę dopóki cię nie zobaczę! - zripostował pogodnie z doskonale pobrzmiewającą w jego głosie dumą. Naprawdę nigdy nie zamierzał przestać martwić się o swojego ukochanego. W sumie to po części kłamał, bo nawet gdy będzie trzymał Mitrę w objęciach i tak będzie się o niego martwił. Można powiedzieć, że gdy nekromanta był w zasięgu wzroku, wampir zwyczajnie był nieco spokojniejszy.
        - Doprawdy? - Aldaren uniósł jedną brew i spojrzał na Mitrę, zaraz zakładając ręce na piersi. - Skoro porywa dzieci, to chyba nie masz się czego obawiać. Za stary jesteś na bycie dzieckiem. Albo za młodu piłeś za dużo mleka i ci się wyrosło porządnie, lecz w takim wypadku chyba poważnie będę musiał się zastanowić nad naszym związkiem, bo jeszcze za jakiegoś zwyrodnialca mnie uznają. I to w Maurii! - odbił piłeczkę podejmując żart ukochanego i widać było, że dobrze się przy tym bawił.
        Spoważniał jednak nieco, gdy Mitra powiedział, że skoro tak długo starał się zbudować z nekromantą pozytywną relację, to teraz niech weźmie za to odpowiedzialność.
        - To najprzyjemniejsza udręka w całym moim życiu. Męko trwaj jak najdłużej - powiedział niezmiernie pogodny. Posłał Mitrze przez ramię pełen miłości, może nieco uwodzicielski uśmiech i zaczął się rozbierać za stertą głazów. Nie miał przy tym oczywiście ani trochę pojęcia, że Mitra mógłby mieć w tej chwili odrobinkę odważniejsze myśli niż zwykle wobec nieumarłego.
        Gdyby wiedział, zapewne postanowiłby się nieco z nekromantą podroczyć, choćby odwracając się frontem w jego stronę, podczas powolnego rozpinania i zsuwania z siebie koszuli, a tak przynajmniej nie wystawiał samokontroli ukochanego na próbę. Po ostatniej (na ten moment) wymianie zdań, schował się za kamieniami, rozebrał do naga i zanurzył się w gorącej wodzie. W sumie dość dawno nie brał tak gorącej kąpieli i nie chodziło o to, że w podróży raczej ciężko jest liczyć na takie wygody. Odkąd zamieszkał u Mitry brał kąpiel w zimnej, nieraz letniej wodzie, tylko po to by partnerowi nie zabiera tej przyjemności związanej z długim siedzeniem w wannie i grzaniem się w ciepłej wodzie. Zwłaszcza, że wiedział jak bardzo Mitra lubił się tak moczyć. I choć towarzyszyło temu niezwykle miłe uczucie, odprężające całe ciało, to jednak skrzypkowi nie było to za specjalnie potrzebne do szczęścia. Kąpiel była dla niego jedynie oczyszczeniem ciała z brudu i potu oraz wszelkich innych trudów podróży czy codzienności, żeby nie powiedzieć "zwykłą formalnością".
        Nie siedział więc w wodzie tak długo jak Mitra. Wszedł, przemył się, opłukał i już z powrotem stał na brzegu, tym razem ubierając się, a nie zrzucając z siebie odzienie. Zameldował się z rozbawieniem ukochanemu, gdy był już gotowy do powrotu i wspólnie skierowali się w stronę chatki, w której mieli spędzić kilka najbliższych nocy.

        Był bardzo szczęśliwy, gdy podczas swojej gry na skrzypcach, Mitra był taki ucieszony i widać było, że z czystą przyjemnością słuchał muzyki wampira. Bez wątpienia rozkoszował się nią i poddał się jej usypiającym, kojącym tonom. Wielkie więc było zdziwienie Aldarena, gdy, podczas układania się do snu, nekromanta życzył mu dobrej nocy i przytulił się do niego, zamiast smacznie i głęboko spać. Uśmiechnął się czule do błogosławionego. Pogłaskał go delikatnie po włosach i pocałował go w głowę, wtulając lekko swój policzek w jego złocistą czuprynę. Zasnął niemal od razu i to z błogim uśmiechem na twarzy, choć niezbyt długo widniał przez to, że chwilę po zaśnięciu potwornie zmęczony wampir zaczął donośnie chrapać.

        Choć miał ogromne problemy ze wstaniem następnego dnia, to nie był w stanie ponownie zasnąć. Było zbyt jasno i w sumie czuł się wypoczęty. Jego mięśnie miały inne zdanie na ten temat, ale i tak Aldarenowi udało się w końcu wstać. Nie był typem, który mógłby tak leżeć bezczynnie i po prostu gapić się bez celu w sufit. Co innego gdyby Mitra też się obudził, wtedy mógłby z nim tak chwilkę jeszcze poleżeć i zwyczajnie czerpać przyjemność z jego obecności. Nekromanta jednak spał jak dziecko, a skrzypek nie miał serca, by go budzić. Zwłaszcza, że nigdzie im się nie spieszyło, dotarli na miejsce i mogli w końcu porządnie wypocząć.
        Wampir wymknął się więc chwilę po przebudzeniu z łóżka i poszedł się ubrać. Kiedy miał już wychodzić, cofnął się w głąb chatki i nachylił się nad swoim błogosławionym, całując go delikatnie w głowę. Poprawił przykrycie na nim, by złotowłosemu nie było zimno i wyszedł cicho. Chciał wykorzystać chwilę i przygotować ukochanemu śniadanie. Oczywiście Ama byłaby chora, gdyby odpuściłaby nieumarłemu jakąś kąśliwą uwagę z samego rana, ale nią akurat Aldaren się za specjalnie nie przejmował. Najważniejsze było dla niego obecnie przygotowanie posiłku dla Mitry. Staruszka powinna być mu więc wdzięczna, że w ogóle zechciał podjąć z nią w tym czasie jeszcze jakąś rozmowę.
        Niemałym zaskoczeniem było dla niego to czułe powitanie ze strony niebianina, który chyba nie dostrzegł kręcącej się staruszki i przez to pozwolił sobie na taką wylewność uczuć. Niby wampir powinien go jakoś delikatnie ostrzec, ale przecież nie będzie mu podcinał skrzydeł unikaniem jego bliskości.
        - Witaj, ukochany aniele - mruknął cicho w ramach powitania i się uśmiechnął do niego z miłością. W prawdzie miał wielką ochotę się przytulić, ale Mitrze mogłoby się to nie spodobać. Zwłaszcza, że tak po prawdzie to nie byli wcale sami. No i gdyby się przytulił, nie mógłby kończyć robienia śniadania dla nekromanty. A przecież ten już się obudził i najpewniej był głodny jak wilk.
        O właśnie!
        - Pewnie, zrobiłem je przecież dla ciebie. - Podał Mitrze małą kanapkę z odrobiną pikantnego twarogu z rzodkiewką i życzył mu smacznego, podczas gdy sam przekładał już wszystko na talerz dla niego i zaniósł do stołu.
        Aldaren nie powstrzymywał swojego rozbawienia, gdy błogosławiony zorientował się, że śniadanie przygotowane zostało pod jego gusta smakowe - było dosyć ostre. Pogłaskał stojącego nadal przy blacie ukochanego po głowie i zajął się sprzątaniem po przyrządzaniu śniadania.
        - Ah to? - mruknął, nie okazując większego zainteresowania zostawioną przez staruszkę fiolką. - Ama dała. Popiół Ifryta, łuski ognistej salamandry i wyciąg z czerwonych alg. W skrócie mała ochrona przed ogniem - odpowiedział i zaraz zerknął przez ramię, by upewnić się czy dobrze pamiętał składniki tej mikstury.
        Zaskrzypiała za nimi podłoga, gdy Ama wstała od swojego stołu alchemicznego i przeszła do stojącego kawałek dalej regału pod ścianą.
        - Tak, tak, dobry. - Machnęła na Mitrę niedbale ręką, bardziej skupiona na swojej pracy niż na ich rozmowie i czułostkach. - No nie udało ci się tym razem - zwróciła się do Aldarena, choć wcale nie patrzyła w ich stronę, więc wyglądało tak, jakby po prostu czuła, że na nią patrzył. - Nie sądzisz, że ciężko o znalezienie ifrytów i salamander w tej okolicy?
        - Nie, biorąc pod uwagę to, że regularnie przenosisz się do Sori-Andu przy pomocy Lustra - odpowiedział jej i zaprosił ukochanego gestem dłoni do stołu. Usiadł tak jak w domu, na przeciwko niego i uśmiechnął się z czułością. Nie przejmował się w tej chwili tym, że zaskoczył Amę swoją odpowiedzią i zyskał tym jej pełne uznania spojrzenie. - Poza tym okropnego zapachu tej cuchnącej mieszanki nie da się pomylić z czymkolwiek innym - przyznał się z lekkim rozbawieniem.
        - Naprawdę mnie zaskoczyłeś, Aldarenie. Jestem z ciebie dumna - powiedziała szczerze, bez cienia kpiny w tonie. Jej oblicze przy tym jakby... stało się nieco milsze. Ale tylko na ułamek sekundy. - Nie myśl sobie, że przez to powiem co jest z Tartos nie tak. Sami się o tym przekonacie skoro tacy mądrzy jesteście - prychnęła i wróciła do swojej pracy z eliksirami. Choć nim się całkiem do nich odwróciła...czy na jej pomarszczonej twarzy zdało się dostrzec w ostatniej chwili subtelny uśmiech?
        - Kurcze, a już było tak blisko! - westchnął żałośnie wampir, rozkładając się na blacie stołu, jakby został ostatecznie pokonany tym, że jego misterny plan nie wypalił. Oczywiście nie to, żeby od razu miał to w zamyśle, bo przyszło mu do głowy dopiero, gdy zobaczył, jak bardzo staruszka była zadowolona ze swojego dawnego, nierozgarniętego ucznia. Uśmiechnął się przy tym do Mitry i mrugnął do niego zadziornie jednym okiem. Po tym podparł głowę na dłoni zaciśniętej w pięść i obserwował jak blondyn zajada się śniadaniem.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Kwestia perspektywy - odciął się natychmiast Mitra. - Ty jesteś dziadkiem, a ja przy tobie ledwie od ziemi odrosłem… Ale na tyle, by to było jednak legalne - zastrzegł, bo faktycznie, mogłoby to zacząć źle wyglądać. Mauria była dość liberalna jeśli chodzi o związki, ale jednak umiłowanie nieletnich nadal było kontrowersyjne… Całe szczęście w ich przypadku to były jedynie żarty - Mitra był młody, ale dzieckiem nie był już w chwili, gdy trafił do niewoli, więc wszystko było w porządku. Musieli sobie radzić tylko z głupimi stereotypami na swój temat.
        - Mogę cię tak męczyć całe życie - rzucił jeszcze nekromanta trochę nieobecnym wzrokiem, gdy jego ukochany na koniec tej rozmowy poszedł się w końcu wykąpać. A gdy dojrzał jego obnażony kark… Chwilo trwaj. I niech to, co Aldaren mógłby chcieć jeszcze w tym kontekście wywinąć, gdyby tylko wiedział, że był obserwowany, pozostanie jego słodką tajemnicą, bo gdyby Mitra wyobraził sobie swojego ukochanego, który tak kusząco się przed nim rozbiera… Mógłby sobie z tym nie poradzić.

        Następnego dnia, gdy Aldaren zbierał się do wyjścia, Mitra spał tak głęboko, że nawet mu powieka nie drgnęła. Lecz gdy otrzymał buziaka, zdawało się, że lekko się uśmiechnął. Tak bardzo leciutko, przez głęboki sen, z którego nawet się nie obudził. Trwał w tej błogiej nieświadomości jeszcze długi czas, a gdy otworzył oczy, nie wiedział nawet, że dostał buziaka, gdy skrzypek wychodził. Nie miałby nic przeciwko - to miłe, czułe, kochane. Aldaren mógł go tak całować na dzień dobry, ale oczywiście, że nikomu innemu nie dałby na siebie nawet zbyt intensywnie patrzeć, gdy spał. Na pewno by się przebudził z podświadomego niepokoju, a nie tak jak teraz - po prostu przez to, że był już wyspany.

        Oczywiście, że Mitra nie od razu dostrzegł Amę - gdyby było inaczej, nie zdobyłby się na żadne czułości względem Aldarena. On otwierał się bardzo powoli, a tej starej baby nie lubił i nie zamierzał być w stosunku do niej miły i choć trochę zyskała w jego oczach po wczorajszej rozmowie z ukochanym, daleka jeszcze przed nimi była droga do tego, by byli sobie chociaż neutralni. Na razie byli… Niechętni. A w każdym razie nekromanta był. Na razie jednak mógł się cieszyć bliskością Aldarena i wprost rozpuścić się z przyjemności, gdy został nazwany kochanym aniołem. Z ust wampira te słowa brzmiały jak cudowny komplement, zupełnie inaczej niż z jakichkolwiek innych przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Mitra był bardzo zadowolony i gdyby gospodyni się nie ujawniła, byłby bardzo czuły i atencjonalny jeszcze jakiś czas. No ale niestety: Ama zaskrzypiała podłogą i czar prysł.
        Mitra pokornie przyjął głaskanie będące pocieszeniem za jego pazerność, po czy przełknął i jadł już bez problemu. Bardzo zainteresowała go przy okazji mikstura leżąca obok, a gdy usłyszał jej skład ani przez chwilę nie krył podziwu. Trochę przerobił eliksirów i wiedział jak drogie, cenne i jednocześnie skuteczne były składniki wymienione przez Aldarena. Dlatego też łypał na staruszkę przez chwilę z podziwem. Naprawdę znała się na rzeczy… I jeszcze ta wzmianka o Lustrach! Mitra słyszał coś o tej technice, ale… Teraz aż nie wiedział co powiedzieć. Usiadł przy stole tam, gdzie Aldaren postawił kanapki dla niego i zjadłszy tę, którą miał w ręce, zaraz zabrał się za drugą. Widać było jednak, że teraz jadł trochę machinalnie, a jego myśli nadal krążyły wokół tego, co przed chwilą usłyszał. Zerkał to na Amę, to na Aldarena. I w końcu nachylił się do swojego ukochanego, który tak patrzył na niego z czułością.
        - Lustra? - zapytał szeptem. - Naprawdę?
        Mógł zapytać Amę. Mógł mówić głośniej. Ale zachowywał się jak kot, który radzi sobie z obcym udając, że to coś nie istnieje. Niemniej zerkał czasami ukradkiem na babcię i na pewno od momentu, gdy zdał sobie sprawę z tego, że ona była w tym pokoju, ani na moment nie stracił kontroli nad tym gdzie była i co robiła - jak człowiek z arachnofobią, gdy jest w jednym pokoju z pająkiem, którego nie może się pozbyć. A jednak - mimo całej tej niechęci - sam poczuł się dumny, gdy Ama pochwaliła Aldarena. Spojrzał na niego z dumą i może nawet by go pogłaskał, gdyby byli sami. Ale nie - przy tej wiedźmie się pilnował. Lecz… Ach, ten piękny uśmiech Aldarena. I to zadziorne mrugnięcie - aż serce nekromanty zadrżało odrobinę z rozkoszy. On był naprawdę cudowny.
        - Dlaczego nie chcesz o tym mówić? Czemu robisz z tego taką tajemnicę?
        Tak, Mitra taki był - z jednej strony ostrożny, a z drugiej bezczelny, gdy już odważył się mówić. Nie podobały mu się podchody, które stosowała Ama. Co jej szkodziło powiedzieć co tam się dzieje? I tak mieli tam iść, ale może lepiej, by wiedzieli, co ich tam spotka? A gdyby jeszcze wiedział, że tamta mikstura “przeciwogniowa” była dla Aldarena i miał ją wypić przed wyjściem, Mitra już na pewno by nie odpuścił, póki Ama nie powiedziałaby mu o co chodzi… Albo by się ostro nie pokłócili. Martwił się - nie wiedział, czego się spodziewać i choć poprzedniego dnia przyjął to raczej lekko, im dłużej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że faktycznie było w tym coś dziwnego… A on był z natury podejrzliwy, wręcz trochę paranoiczny.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren nawet nie chciał myśleć o tym, jak przyjemne mogłoby być to śniadanie, gdyby nie Ama. Jeszcze kazałby jej stąd wyjść, byleby tylko kontynuować słodką chwilę sam na sam ze swoim ukochanym, ale...to nie byłoby zbyt miłe z jego strony. Zwłaszcza, że staruszka nie miała nic przeciwko ich niezapowiedzianym odwiedzinom, powinien być jej wdzięczny, że przyjęła ich nie wiedząc na jak długo i nie wygnała od razu za próg. Gdyby teraz się źle zachował wobec wiedźmy, najprawdopodobniej więcej nie miałby tu czego szukać. I choć wiedział, że przecież czułości z Mitrą to nic straconego, bo przecież jutro też był dzień, to jednak nadal było mu trochę przykro, że tak miła chwila trwała tak krótko.
        Gdy zasiedli do stołu, nie odrywał ani na moment wzroku od blondyna. Obserwował go maślanymi oczami, czerpiąc masę przyjemności z tej chwili. Oczywiście nie był przy tym zbyt nachalny, bo cały czas miał świadomość, że to nadal jego Mitra, ale ile mógł, tyle się przyglądał jak jego partner zajadał się kanapkami.
        - Naprawdę - odparł konspiracyjnie przyciszonym głosem, rozbawiony tymi ich podchodami. - Może uda się przez nie wrócić do Maurii, jak Ama będzie miała dobry humor - zażartował, pokazując psotnie język i mając przy tym zamknięte jedno oko. W sumie to nie był pewien czy chciałby szybciej i łatwiej wrócić do domu, czy chciałby ruszyć na koniec raz jeszcze w drogę ze swoim ukochanym. Wątpił by po otwarciu szpitala szybko mieli okazję do wyruszenia w kolejną podobną drogę. A Mitra wydawał się być taki szczęśliwy, gdy leciał na gryfie i gdy spali pod namiotem... Jak będą mieli już wracać, będzie musiał omówić tą kwestię z ukochanym. Naprawdę chciał by te wakacje były dla blondyna najwspanialszą rzeczą w jego życiu, chciał by był szczęśliwy.
        - Gdybym powiedziała wprost, tamten o - głową wskazała na Aldarena - nigdzie by się stąd nie ruszył. A już na pewno nie do miasta i nie z tobą - odparła, gdy Mitra pokazał zęby, a skrzypek spojrzał na nią uważnie. Kobieta westchnęła i odwróciła się w ich stronę. - Ostatnio zmieniły się władze miasta i postanowili urządzić polowanie na nieludzi. Mieszkańcy boją się wychodzić z domu, byleby tylko nie narazić się władzy i nie stracić życia. W Tartos od dwóch tygodni rządzą fanatycy, których nie obchodzi dobro mieszkańców, a jedynie ich pieniądze. Szybko przestali zabijać z powodu swojej "świętej misji" i by wzbudzić w ludziach strach, by byli im bardziej posłuszni. Teraz zabijają już tylko dla własnej przyjemności - wydusiła z siebie w końcu, wiedząc, że Mitra jej nie odpuści tak łatwo, a naprawdę nie miała siły i chęci się z nim użerać. - Zależy mi jednak na tym, byście się tam udali. Może zdołacie ocalić więcej, niż jedno życie i...
        - A ile przy tym będzie musiało zginąć? - przerwał jej nagle wampir ze śmiertelnie poważną miną. Naprawdę groźnie w tej chwili wyglądał, zwłaszcza, że jego oczy zaczęły lekko czerwienieć.
        - Jedno życie nigdy nie jest równe drugiemu życiu. Sam dobrze o tym wiesz, bo przecież swojego życia nie szanujesz, a za życie Mitry wybiłbyś w pień co najmniej połowę Łuski - odpowiedziała równie poważnie co skrzypek i patrzyła na nich obu surowo. - Poza tym nikt nie mówił, że macie kogokolwiek zabić. Prosiłam jedynie byście na siebie uważali i byli rozsądni, gdy tam będziecie - dodała i zaraz wróciła do swoich spraw.
        Aldaren się nieco uspokoił, acz nadal siedział posępny i zamyślony. Ama miała rację, życia nigdy nie są sobie równe. Jeśli mogli by kogoś uratować... Ale było tam przecież niebezpiecznie. Gdyby coś stało się Mitrze... Miał straszny mętlik w głowie. Teraz rozumiał, dlaczego tak długo zwlekała z wyłożeniem przed nimi kart na stół. Chciała oszczędzić im tego zagubienia. Spojrzał w końcu na swojego partnera, chcąc nakłonić go w ten sposób do wyrażenia swojej opinii w tym temacie. Uważał jednak, że powinni tam pójść i chociaż zobaczyć jak wygląda sytuacja. Żaden medyk nie powinien przecież odwracać wzroku, gdy działa się komuś krzywda.
        - Gdy się już zdecydujecie, dajcie mi znać, to dam wam małą listę rzeczy do kupienia - przerwała Ama, na co Aldaren westchnął ciężko.
        "Ta kobieta się nigdy nie zmieni" - pomyślał i po jakimś czasie wstał z krzesła, by pozmywać po przygotowywaniu śniadania. Miał mętlik w głowie.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra widział to spojrzenie Aldarena za każdym razem, gdy na niego zerkał. Wzrok pełen bezwarunkowej miłości, jak u szczeniaczka. Aż momentami miał ochotę go pogłaskać albo dać mu buziaka, ale… Ama. Ona wszystko psuła. A w każdym razie zabijała w Mitrze wszelką potrzebę czułości. Nie umiał przy niej zdobyć się na miłe gesty względem skrzypka, choć wiedział, że ona znała poziom ich zażyłości i najwyraźniej jej on nie przeszkadzał. Nekromanta jednak nie lubił się pokazywać - ani dosłownie, ani w przenośni. Nie chciał, by ona komentowała to co ich łączyło, to jak się do siebie odnosili. A szkoda, bo w przeciwnym razie ten poranek mógł być naprawdę przyjemny. Jak niewielki okruch miesiąca miodowego…
        Mitra lekko zmarszczył nos na wieść, że mieliby wrócić do Maurii przy pomocy Lustra. Pomysł był z jednej strony kuszący, ale z drugiej… Podobało mu się to spanie na odludziu przy ognisku, lot na gryfie, pobyt w Nimerin… Nie chciał tak od razu wracać do szarej codzienności i pogrążać się w wirze pracy. Z drugiej jednak strony wtedy dni, które spędziliby w podróży, mogliby spędzić tu. Może ta stara wiedźma nie miałaby nic przeciwko, gdyby siedzieli jej na głowie jeszcze tydzień? Będzie trzeba dobrze przemyśleć temat tego Lustra. Ale nie dziś - mieli jeszcze tyle na głowie, że nie było sensu myśleć nad powrotem. A teraz pierwszy w kolejności był spacer do Tartos i poznanie jego tajemnic.
        Szczerze to Mitra nie spodziewał się, że Ama mu odpowie. Pokazywał rogi, bo był taki bojowy z natury, ale nie spodziewał się, by jego pokaz cokolwiek dał. Ona sprawiała wrażenie, jakby zawsze miało być po jej myśli, dlatego to nagłe ustąpienie zaskoczyło nekromantę. Tak jak wtedy, gdy ktoś, kogo się popycha, zamiast się zaprzeć przed ciosem zaczyna jeszcze ciągnąć w swoją stronę. Błogosławiony przerwał więc jedzenie, zapatrzył się na nią i słuchał. Zmarszczył brwi z dezaprobatą, gdy podała swoją argumentację na zachowanie tajemnicy. Nie przekonała go. Jednak chwilę później już mógł przyznać jej rację - dlatego ledwo zauważalnie kiwnął głową. Zasępił się i zacisnął dłonie. Choć sprawiał wrażenie raczej gruboskórnego, wyglądał na rozgniewanego tym, co słyszał. Trochę też go to dotknęło - cóż, wiedział, że on i Aldaren staliby się celem ataków takiej grupy. Zerknął nawet z troską na swojego ukochanego - pomyślał, że tak jak on sam mógłby udawać człowieka, tak Rena szybko by zdemaskowano… Zaraz jednak w oczach błogosławionego pojawiła się determinacja i coś jakby zapewnienie “będzie dobrze”. Bo nie zamierzał pozwolić na to, by ktokolwiek skrzywdził miłość jego życia. Jeśli ktokolwiek podniesie rękę na Aldarena, on zabije tę osobę wzrokiem albo własnoręcznie udusi, a potem go wskrzesi i jego rękami zatłucze resztę.
        Nagłe pytanie skrzypka wybiło Mitrę z jego krwiożerczych myśli. Zaskoczyło go trochę - sam nie myślał o tego typu kosztach. Nie spodziewał się, by mieli kogokolwiek zabić. Może tego nie wykluczał - w samoobronie na przykład - ale nie wydawało mu się, by Ama tego od nich oczekiwała. Choć z drugiej strony, ta wiedźma mogła wiedzieć coś, czego oni nie wiedzieli, a jeśli faktycznie była starsza niż to miasto, mogło przemawiać przez nią doświadczenie…
        Wymiana zdań tocząca się na oczach Mitry trwała krótko. Na moment zapadła cisza, gdy obaj goście pogrążyli się w swoich myślach i domysłach. Nekromanta był wdzięczny Amie, że dała im szansę przygotować się na to, co ich czeka. Sam na pewno teraz będzie czujniejszy.
        Razem z Aldarenem spojrzeli sobie w oczy. Aresterra dostrzegł w spojrzeniu partnera pytanie, prośbę o to, aby to on zadecydował. Sam miał pewny wzrok, nie bał się tego, co miało na nich czekać i nie zamierzał siedzieć tu i udawać, że obok nic się nie dzieje.
        I znowu wtrąciła się Ama. Mitra przeniósł na nią wzrok. ”I tak wiesz, że pójdziemy, prawda?”, pomyślał tak wyraźnie, jakby spodziewał się, że ona grzebie mu w głowie i akurat to pytanie wyłowi. Był może troszeczkę kąśliwy, ale tylko troszeczkę.
        - Dzięki za ostrzeżenie - zwrócił się do niej już na głos, gdy zarówno ona jak i Aldaren zajęli się czymś pożytecznym i tylko on siedział sobie przy stole jak jaśniepan i jadł sobie w najlepsze śniadanie.
        - Ren - tym razem odezwał się do ukochanego. Biorąc się za ostatnią kanapkę wstał od stołu i podszedł do zlewu, przy którym krzątał się skrzypek. - Skończę, pozbieramy klamoty i idziemy od razu? Nie martw się, będę ostrożny - dodał naprawdę uspokajającym tonem. - Nie dam im zrobić ci krzywdy - dodał szeptem, nachylając się do niego. Spodziewał się, że to nie o siebie Aldaren się najbardziej martwił, ale to go nie obchodziło. Też miał prawo być zatroskanym o kogoś, na kim mu zależało.
        - Masz tę listę gotową, babciu? - zapytał, nim wepchnął sobie do ust ostatni kawałek chleba. Wyciągnął do Amy rękę, by przyjąć od niej świstek, wcześniej oczywiście wycierając palce o spodnie. Nim dotarł do drzwi wyjściowych, zdążył przełknąć.
        - Dzięki za śniadanie, Ren! - zawołał z progu. I wyszedł.
        W drodze do chatki Mitra się zadumał. Trochę mimo wszystko obawiał się tego spaceru, bo wiedział, że oboje mogli być na celowniku tych psycholi. Z drugiej jednak strony poprzedniego dnia przeszli przez Tartos i włos im z głowy nie spadł. Musieli uważać. A nekromanta, co by nie gadać, potrafił być czujny - w końcu pilnował się przez ostatnie trzydzieści lat. Teraz tylko będzie musiał pilnować jeszcze ukochanego. Da radę. Nie pozwoli, by jego skarbowi włos z głowy spadł.
        Tak myśląc Mitra wrócił do ich chatki. Ogarnął swoją podręczną torbę i płaszcz. Gdy Aldaren do niego przyszedł, nie od razu skierował się do wyjścia. Objął najpierw swojego ukochanego za szyję - tak by jeszcze skorzystać z tego, że byli sami.
        - Dziękuję, że tak się rano zerwałeś, by zrobić mi takie pyszne śniadanie - zamruczał, po czym dał skrzypkowi buziaka. Niezbyt intensywnego, by go nie męczyć swoją atencją.
        - Ren, wiem, że się martwisz. Ja też się trochę denerwuję. Ale obiecuję, będę uważał - oświadczył z przekonaniem. - To co, idziemy?
        Zadając to ostatnie pytanie Mitra sięgnął już po swoją maskę.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Gdy tylko Mitra spojrzał na staruszkę, ze swoim niewypowiedzianym na głos pytaniem, ta uśmiechnęła się do niego. To był chyba jasny i jednoznaczny dowód na to, że wiedziała, od samego początku o tym, że przynajmniej jedno z nich tego dnia uda się do Tartos. Jednakże dopiero teraz, dowiedziała się, że udadzą się raczej oboje. I chyba nawet bardziej ją to cieszyło, niż gdyby miało tam pójść jedno z nich. Najprawdopodobniej byłby to wampir, bo raczej wątpiła by puścił ukochanego samego do paszczy lwa. Poza tym Aldaren miał jeszcze tą przewagę nad Mitrą, że znał to miasto. Bez znajomości gdzie co się znajduje nekromanta samotnie i tak nie miałby czego tam szukać. Prychnęła i machnęła ręką, na nekromantę, gdy jej podziękował i wróciła do swojej pracy przy ziółkach i warzeniu jakiś eliksirów, jak to stare wiedźmy miały w zwyczaju.
        W tym czasie Aldaren postanowił posprzątać po śniadaniu i jednocześnie zastanawiał się nad tą sprawą. Gdyby zignorował sytuację i udawał, że nic się w Tartos nie dzieje, pewnie miałby wyrzuty sumienia, gdyby po kilku dniach doszły ich słuchy, że połowa wioski już nie żyje. Z drugiej strony naprawdę nie chciał narażać Mitry na niebezpieczeństwo, a przecież był nieumarłym, przedstawicielem rasy raczej niezbyt lubianej poza Mrocznymi Dolinami i Księstwem Karnstein. No i w sumie nie dziwił się takiej postaci rzeczy, bo jakby nie patrzeć, jego kraj był swego czasu najgorszym koszmarem dla innych państw Alaranii Środkowej. Z resztą, zapewne nadal się wszyscy obawiali kolejnego ataku ze strony Maurii, ale pierwsi nie podejmowali zbrojnych prób by nie sprowokować konfliktu. Póki był spokój, można się było jedynie przygotowywać do obrony, na ewentualny atak ze strony nieumarłych.
        - Ale ty zos... - zaczął zaskoczony chęcią Mitry do udania się mimo wszystko do miasta. Chciał mu stanowczo zakomunikować, że jak już, to wampir pójdzie sam, ale nekromanta nie dał mu dokończyć przez swoją obietnicę, że nie da skrzywdzić skrzypka. Aldaren przerwał zmywanie i wytarł dłonie w ścierkę, którą zaraz przerzucił sobie przez ramię by spojrzeć stanowczo na swojego partnera. Widząc jednak jego upór i to, że blondyn już raczej podjął decyzję, westchnął ciężko. Nie chciał się kłócić, ani rozpoczynać niepotrzebnych konfliktów. Wystarczy mu po wczorajszym. I po tym co miało miejsce przed podróżą. I jeszcze po tamtej, która miała miejsce przed ich oświadczynami... Jakby nie patrzeć było tego naprawdę wiele i to takich, że aż wióry leciały. Już jednak od jakiegoś czasu obawiał się, że każda kolejna kłótnia będzie ich ostatnią - tą, która definitywnie zabije ich związek. Strasznie się tego bał i chyba właśnie przede wszystkim z tego powodu postanowił bardziej ulegać ukochanemu, niż mu się sprzeciwiać, nawet jeśli kierował się przy tym wyłącznie jego dobrem. Nie chciał go stracić.
        - Obiecaj, że będziesz ostrożny i niezależnie od sytuacji, zadbasz w pierwszej kolejności o to, by samemu być bezpiecznym - poprosił, patrząc z troską na błogosławionego. Tak wiele byłby w stanie dla niego zrobić, byle by blondyn był szczęśliwy i nic mu nie groziło. Strasznie przy tym chciał przytulić ukochanego, ale się powstrzymał, bo wiedział, że Mitra nie odebrałby tego raczej dobrze, ze względu na Amę siedzącej pod ścianą po przeciwnej stronie, praktycznie za ścianą, ale mimo wszystko. Wystarczyło by się odwróciła, by zobaczyć jak się przytulają. To mogłoby przekreślić ich związek, wolał więc się wstrzymać, niż podejmować to niepotrzebne ryzyko. Ciężko mu było trzymać ręce przy sobie, zwłaszcza, że Mitra był tak blisko, ale w końcu się odwrócił od niego i wrócił do zmywania.
        Odetchnął głęboko, jakby z ulgą, gdy nekromanta się od niego oddalił, by dokończyć śniadanie i wcielić w życie swój plan z przygotowaniem się po zjedzeniu do podróży do Tartos i wyruszeniu.
        - Proszę bardzo skarbeńku - powiedziała kobieta, gdy do niej podszedł i wręczyła mu skromną listę z zakupami dla niej. Nie było tam ćwierć kufla smarków trolla, ogona jaszczurki i oka nietoperza, ani dwóch garści pajęczej nici, raczej zwykłe produkty, jak butelka mleka, świeże bochenki chleba, jakieś owoce i warzywa, mięso i bukiet lawendy. Nic groźnego, zwykłe wyręczenie starszej kobiety w zakupach.
        Nie dała jednak od razu odejść blondynowi i zaraz po wręczeniu mu listy zakupów, złapała go za rękę i przytrzymała go w miejscu. Lekko pociągnęła go w swoją stronę, zmuszając do pochylenia się w jej stronę.
        - Nieumarłemu nikt nie jest w stanie trwale zagrozić, gdy podróżuje u boku nekromanty. Nie musisz się o niego tak martwić, a powinieneś bardziej o siebie, bo kto przywróci nieumarłego z powrotem do nie-życia, gdy zabraknie nekromanty? - powiedziała cicho, wyłącznie dla jego uszu, więc można by się zastanawiać czy rzeczywiście wypowiadała te słowa fizycznie, czy rozbrzmiewały one mentalnym echem wyłącznie w głowie niebianina. Uśmiechnęła się po tym do niego łagodnie i puściła. Raz jeszcze prosząc, by uważali na siebie.
        - Hej, Mitra...! - zawołał zaraz za nim, zaskoczony tym, że w ogóle jego ukochany tak szybko się ulotnił z głównego domostwa. Odwrócił się przy tym od zlewu i wyciągnął rękę przed siebie jakby chciał go złapać i zatrzymać, choć fizycznie nie było to możliwe, bo nekromanta był kilka sążni dalej. No i przez ten swój zapał chyba nawet nie usłyszał, że w ogóle Aldaren się za nim odwrócił. Westchnął ciężko i podszedł do stołu, by zabrać z niego naczynia po zjedzonym przez Mitrę śniadaniu.
        Przed wyjściem z domu zabrał z blatu kuchennego fiolkę z mikstura odporności na ogień, życzył Amie miłego dnia i dołączył niedługo po tym do Mitry w ich chatce. Tam już nie musiał się wstrzymywać przed przytuleniem ukochanego, co zaraz postanowił uczynić, jak tylko nekromanta się do niego zbliżył, by dać mu niewinnego buziaka. Przytulił mocno do siebie ukochanego, jakby miał to być ich ostatni raz, po czym puścił go i pogładził po policzku z czułością, nie chciał męczyć partnera zbyt długą bliskością, zwłaszcza, że być może czekała ich praca i już przez samo to, Mitra będzie wykończony. Nie chciał go jeszcze bardziej dobijać swoimi czułościami, do których nekromanta nie był nadal wystarczająco przyzwyczajony, by bez żadnych negatywnych odczuć czerpać z tego wyłącznie przyjemność.
        - Wiesz, że to dla mnie czysta przyjemność - odpowiedział, po wypuszczeniu nekromanty ze swoich objęć, patrząc na niego z prawdziwym oddaniem.
        - Eh... w porządku - zgodził się raczej niechętnie, martwiąc się cały czas o to czy Mitrze nic się przez to nie stanie, ale nie zmuszał go do zostania tutaj. Ujął jego dłonie i delikatnie ucałował je, przytulając zaraz do swojego policzka. Był naprawdę poddenerwowany.
        W końcu się jednak wziął w garść i odetchnął głęboko. Wsunął dłoń do kieszeni swojego płaszcza i ścisnął ją lekko na buteleczce od Amy, jakby chciał się przy tym upewnić, że nadal ją miał.
        Po wyjściu z chatki od razu zaciągnął na głowę kaptur i trącił swoją dłonią, delikatnie dłoń Mitry, uśmiechnął się lekko do niego, gdy wymusił na sobie spojrzenie partnera. Cieszył się, że chwilę temu niebo praktycznie w pełni spowiły chmury i, ani jeden promień słońca nie był w stanie przebić się przez tę zasłonę, strasząc, jakby zaraz miało zacząć padać. Mimo to nadal było bardzo ciepło.
        Droga do Tartos przebiegła sprawnie i bez większych komplikacji. Te zaczęły się dopiero, gdy przekraczali bramy miasta. Co prawda z wpuszczeniem ich do miasta nie było najmniejszego problemu, bo strażników w ogóle nie było. Tych napotkali dopiero wraz ze zbliżaniem się do głównego rynku, gdzie też zaczął być dobrze słyszalny narastający gwar. Aldaren spojrzał ostrożnie na ukochanego i wyszedł nieco przed niego, by od tego momentu iść przodem w razie co. Nie skradał się, nie szedł w pozycji gotowej do ataku, a po prostu jak zwykły przechodzień, skierował się w stronę dochodzących z głównego placu krzyków. Szybko ich oczom ukazał się spory tłum mieszkańców, ściśniętych w półkole, otaczając postawiony po środku placu słup ustawiony z dwóch bali - jednej pionowej i znajdującej się na niej poziomej belce, tworzących coś w rodzaju krzyża, albo po prostu litery "T". Przywiązana była do niego wyjałowiona z życia kobieta, która zapewne jeszcze niedawno była niezwykłej urody, obecnie przez bród i zaschniętą krew na jej twarzy oraz samą opuchliznę, ciężko było to jednoznacznie stwierdzić. Wyglądała okropnie, choć żyła, jej toczące łzy oczy, były zupełnie martwe. Bezpośrednio pod słupem znajdowało się pełno siana i suchego drewna, z czego usypany był całkiem niezły stos. Nie trzeba się długo zastanawiać, by domyślić się, że oto zdążyli na egzekucję czarownicy. Tłum był bezwzględnie pilnowany przez strażników, gdyby jakiś chłop się wyrwał przed szereg, by pomóc skatowanej, z miejsca zostałby zabity.
        - Drodzy mieszkańcy, za chwilę wszystkie wasze problemy się skończą i znów będziecie mogli spać spokojnie, bo oto właśnie stracona zostanie, wampirza poczwara odpowiedzialna za ostatnią serię zabójstw i zaginięć, które miały miejsce w naszym spokojnym miasteczku - mówił bogato przyodziany mężczyzna, w miarę nawet otyły i obwieszony kosztownościami, stojący przed stosem i "wiedźmą", zwrócony frontem w stronę wszystkich przybyłych.
        - Ja...nikogo...skrzywdziłam... - załkała słabo, zwieszając głowę żałośnie.
        Tłum na to jednak bardzo żywo zareagował, bo zaraz zaczęły się okrzyki: "Łże!", "Spalić sukę!", "Żadnej litości dla dzieciobójczyni!" i tym podobne. Przy tym zaczęło lecieć wszystko co ludzie mieli pod ręką od kamieni, po jakieś śmieci i zgniłe jedzenie. Jakiś dzieciak stojący obok nich, chciał ze śmiechem rzucić kolejnym kamieniem w kobietę, starając się celować w jej głowę, ale wampir spojrzał jedynie na niego. Przez moment oczy skrzypka zaświeciły się na czerwono, a gówniarz upuścił swój pocisk i po prostu stał, nie wykrzykując już wraz z tłumem zachęty, by spalić wiedźmę.
        Zastanawiał się czy w ogóle reagować, bo skoro ciążyły na niej oskarżenia, że porywała i zabijała dzieci, w końcu była wampirzycą, której nigdy wcześniej tu nawet nie widział, więc wszystko się ze sobą łączyło i wydawało logiczne. Nieznajoma przybywa do miasta i zaczyna się seria nieszczęść, a mieszkańców ogarnia strach. Szturchnął Mitrę łokciem, by dać znać, że nic tu po nich akurat w momencie, gdy ogień został podłożony i cały gwar zagłuszony został, pełnym bólu krzykiem kobiety.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Uśmiech Amy - choć pewnie z założenia przyjazny - był dla Mitry upiorny. Nie wiedział czy faktycznie siedziała mu w głowie, czy to po prostu zbieg okoliczności, jedynie przypadek, że spojrzeli sobie w oczy i ona dojrzała jego determinację. Fakt, błogosławiony był zdeterminowany - nie zamierzał poddać się jakiemuś głupiemu strachowi, nie zamierzał kryć się tu, w chatce na uboczu. Nie zamierzał też oczywiście pchać się przed szereg, aż tak głupi nie był. Wiedział poza tym, że Aldaren by mu na to nie pozwolił i sam również nie będzie szalał. A jego samego Mitra by nie puścił - choć nie powiedział tego na głos, umarłby chyba ze strachu o jego zdrowie i życie. To był jednak jego ukochany, to chyba logiczne, że się o niego martwił, prawda? A że był też troszkę ciekawy…
        Z Renem czekała jednak krótka konfrontacja - wzrokowa, bo więcej nie trzeba było. Wampir być może chciał dyskutować, ale pewnie upór w oczach Mitry go zniechęcił. Aresterra poczuł nawet odrobinę dumy, że ukochany tak mu uległ. Nie by chciał go wziąć pod pantofel - doszedł raczej do wniosku, że ten go znał na tyle dobrze, że wiedział, że w tej dyskusji jest bez szans.
        - Będę uważał, nie martw się.
        I wszystko byłoby wręcz sielankowe, gdyby nie Ama. Tym razem pewnie przypadkiem sprawiła, że Mitrę ogarnęła panika. Albo chociaż dyskomfort. Złapała go za rękę zupełnie bez ostrzeżenia, a co więcej, gdy on chciał się wyrwać, ona jeszcze go przyciągnęła. Dobrze, że błogosławiony zdołał się opanować i nie zareagował gwałtownie - nie zaczął się wyrywać, nie uderzył jej, nie krzyknął. W miejscu usadził go chyba przede wszystkim jej poważny ton. Choć serce nadal jak szalone waliło mu w piersi, a on stał napięty jak powróz, nie było już mowy o ucieczce. A sens jej słów wbrew pozorom do niego dotarł. Nie odezwał się jednak słowem, a gdy go puściła… Zwiał. Po prostu tak szybko opuścił ten dom jak to tylko możliwe. Nie chciał wywoływać kłótni i nie chciał martwić Aldarena, bo na pewno miotałby się nerwowo po izbie, więc wolał wyjść, niby po to, aby przygotować się do drogi. Gdyby jednak wyjrzeć za nim, można by spostrzec, że strzepuje rękę i masuje ją, jakby oberwał. Nie lubił, gdy ktoś go tak z zaskoczenia dotykał. Wredna stara prukwa!

        Ale gdy Aldaren do niego dołączył, błogosławiony był już spokojny, a na bliskość ze swoim ukochanym reagował zupełnie inaczej. Chętnie się przytulił, wzdychając wręcz z ulgą. Nie wytrzymałby co prawda długo w takich objęciach, ale skrzypek znał go już tak dobrze, że idealnie wyłapał moment, aby odpuścić. Mitra z uśmiechem wdzięczności przyjął głaskanie.
        - Będę uważał - zapewnił skrzypka, by ten się już nie martwił i w końcu wyszedł z nim z chatki. To trącenie w dłoń przyjął z lekkim zaskoczeniem, ale później uśmiechnął się pod maską. To w sumie miły gest. Sam odpowiedział czule głaszcząc wampira po ramieniu. Wyglądał naprawdę na szczęśliwego i rozluźnionego.

        Gdy w końcu dotarli do Tartos, nastawienie Mitry gwałtownie się zmieniło. Wystarczyło kilka kroków w obrębie murów, by wrócił do swojej dawnej postawy – spiętej, czujnej, podejrzliwej. Ktoś obserwujący go z boku być może nie zwróciłby na to uwagi, lecz Aldaren na pewno poczuł, że jego ukochany nie jest tak rozluźniony jak podczas spaceru między chatką Amy a murami. To w sumie powinno go ucieszyć – oznaczało wszak, że nekromanta poważnie potraktował swoje zapewnienia, że będzie uważał. Nie wpakuje się w kłopoty. Nie bardziej niż już to zrobili – przychodząc tu…
        Nekromanta przekazał inicjatywę skrzypkowi – pozwolił mu, by wysforował się na czoło i prowadził. Sam nie znał Tartos, poza tym wierzył w jego wyczucie. Lecz mimo to nie podobało mu się, że zmierzają w stronę tłumu zgromadzonego na rynku. Nie chodziło o jego fobie – spodziewał się po prostu, że to miejsce to same kłopoty. I może się nie mylił. Widok przygotowanej do egzekucji dziewczyny i zgromadzonego na placu rozsierdzonego tłumu potwierdziły jego przypuszczenia. Czuł, że wystarczy jedno złe słowo, które wymieni ze swoim ukochanym, by zwrócić na siebie niepotrzebną uwagę. Nie chciał przez to podchodzić za blisko – gdy uznał, że już dość, cicho wezwał wampira i stanął w miejscu, dając w ten niewypowiedziany sposób znać, że on dalej się nie rusza. I tak już mieli dobry widok... Dlaczego w ogóle chcieli na to patrzeć? ”By dowiedzieć się co dzieje się w tym mieście” – Mitra odpowiedział sam sobie. Egzekucja czarownicy, która zapierała się, że jest niewinna. Nekromanta patrzył na nią, tylko jednym uchem słuchając aktu oskarżenia. Słyszał, że to była płomienna mowa przygotowana pod publiczkę, nie profesjonalnie odczytany wyrok, jak miało to miejsce w Maurii – tamtejszy wymiar sprawiedliwości nie bawiłby się w takie szopki. I również nie pozwoliłby, aby tłuszcza rzucała czymkolwiek w skazanego. Nawet nie chodziło o to, że mogliby uszkodzić potencjalnego przyszłego szeregowego miejskiej armii – wielu skazańców było wszak po śmierci wcielanych do wojska – ale chodziło o sam szacunek do instytucji prawa. Tu jednak rozgrywało się to tak jak w całej reszcie świata. Mitra nie zamierzał z tym walczyć, nie zamierzał się wtrącać – nic by nie wskórał. Nawet nie chciał, by Aldaren interweniował, choć ten i tak to uczynił. No już trudno, całe szczęście nie było z tego awantury. Aresterra przyjrzał się mu jeszcze przez chwilę czujnie, a gdy nabrał pewności, że dzieciak nie miał przewrażliwionego rodzica przy boku, ponownie skupił wzrok na tej wiedźmie. Czy też wampirzycy, już sam nie wiedział czym była. Zapragnął jednak tego się dowiedzieć. Zmrużył oczy, a w jego źrenicach odmalował się wysiłek. Próbował odczytać jej aurę – prawdziwy dzieciobójca na pewno miałby aurę naznaczoną złem. Chciał też sprawdzić czy to wiedźma czy wampirzyca, bo dla niego to było istotne. Nie umiał jednak przedrzeć się szóstym zmysłem do jej emanacji – między nimi stało za dużo osób.
        Później jednak wszystko wydarzyło się na raz. Błogosławionemu udało się dosięgnąć jej aury w chwili, gdy podłożono ogień. Nie miała ona już jednak koloru, dźwięku, poświaty – była jednym wielkim rozbłyskiem życia, które panicznie starało się uratować przed zgaśnięciem. Jednak to właśnie to gaśnięcie tak mocno zafascynowało Mitrę. Ona umierała, na jego oczach. Nie słyszał krzyku, jak urzeczony patrzył na tę migającą emanację. Został szturchnięty przez Aldarena, ale nie zrozumiał jego aluzji, wręcz przeciwnie: machnął na niego ze zniecierpliwieniem ręką, by nie przeszkadzał. Tak dawno nie widział gdy ktoś umiera, tak dawno nie był świadkiem tego jak emanacja błyszczy, migocze, coraz szybciej, słabiej, coraz mniej spójnie aż w końcu gaśnie… Nie widział ognia, nie widział ciała trawionego płomieniami, nie czuł smrodu dymu i spalenizny – tylko czuł tę aurę. Miał szczęście, że nosił maskę – ludzie mogli sobie myśleć, że czuje zgrozę, ulgę, niesmak, ale nikt raczej nie podejrzewał go, że ogarnia go taka fascynacja, ekscytacja. Nie był w stanie przestać patrzeć. By się z tego wyrwać, potrzebował silniejszego bodźca.
        Nie wiedział ile razy Aldaren próbował do niego dotrzeć. Może to była dopiero druga próba po tym pierwszym szturchnięciu, a może dziesiąta. W końcu jednak się udało, prośba skrzypka dotarła do adresata. Mitra spojrzał na swojego ukochanego nieprzytomnym, trochę umęczonym wzrokiem – jakby trawiła go gorączka.
        - Zabierz mnie stąd – poprosił stanowczo, chociaż szeptał. Jego zmysły uciekały w stronę stosu i umierającej tam w płomieniach kobiety. Ledwo dawał radę, by znowu się na tym nie skupić. Dotarł do niego głos rozsądku: musiał stąd odejść.
        Pozwolił, by Aldaren go wyprowadził. Z każdym kolejnym krokiem było coraz lepiej – był coraz dalej i coraz słabiej docierały do niego magiczne bodźce. W końcu – gdy dotarli do uliczek wokół placu – odetchnął, jakby miał to za sobą. Złapał wampira za rękaw i oparł się o ścianę.
        - Przepraszam – szepnął. – Przepraszam… To jest to o czym ci kiedyś mówiłem… Dawno jednak nie złapało mnie tak mocno… Dawno nikt nie umierał tak… gwałtownie na moich oczach.
        Błogosławiony podniósł na Aldarena wzrok – trochę zmęczony, bardzo skruszony i proszący, by się o niego nie martwić.
        - Potrzebuję wody – oświadczył cicho. Dopiero teraz poczuł jak bardzo od tego wszystkiego zaschło mu w gardle. I czuł też, że lekko, bardzo lekko drżą mu ręce. Teraz było to prawie niezauważalne i całkowicie niegroźne, ale co jeśli dopadnie go to przy stole operacyjnym za kilka tygodni?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Zbliżając się do miasta, nie spodziewał się, że akurat będą światkami egzekucji i palenia kogoś na stosie. A już w szczególności młodej kobiety, która obok wampira nawet nie stała. Nie miała w sobie chociażby wampirzego magnetyzmu. Nie wspominając już o tym, że już dawno by uciekła, choćby zmieniając się w jakieś zwierze. Może była przedstawicielką jednej z długowiecznych ras i przez spowolniony proces starzenia uznana została za wampira? Gdyby to była prawda, wychodziło by na to, że właśnie była bezpodstawnie skazywana na śmierć. Wszyscy mieszkańcy chcieli właśnie zabić niewinną kobietę. I po co? Ku uciesze tłumu? Dla pokazania kto tu rządzi?
        W sumie obiecał Amie nie robić nic głupiego, ale... włamanie się skazywanej do głowy, nie było przecież głupie. Zwłaszcza, że dzięki temu dowiedział się, że była tutejszą kwiaciarką i... to do niej szedł tamtego dnia Renadiel, gdy widział go ostatnim razem. Choć chwilę temu szturchnął lekko Mitrę by stąd odejść, teraz sam również stał jak słup soli i patrzył delikatnie czerwonymi oczami na kobietę taksując jej umysł. Robiło mu się powoli gorąco, a zaraz po tym coraz bardziej czuł ten sam ból co kobieta. Mimo to nadal twardo siedział w jej głowie, a dzięki temu zdołał zobaczyć urywek jej wspomnień, w których to zobaczył jakiegoś mężczyznę, którego amory odrzuciła. Facet nie wyglądał na godnego zaufania, a sama Rosic (tak nazywała się płonąca na stosie kobieta) miała mężczyznę za potwora i się go bała. Mimo że jak się okazało, był głową Tartos.
        W tym wszystkim Aldaren nie zwrócił nawet uwagi na to, że nad miejscem egzekucji i otaczającym go tłumem przesunął potężny, czarny cień stanowczo zbyt duży jak na zwykłego gołębia.
        Aldaren ocucił się i wyrwał z pułapki własnego zaklęcia, gdy nagle w umyśle i sercu kobiety błysnęła iskierka nadziei. Skrzypek się zachwiał i pokręcił głową, by odegnać mroczki przed oczami. Wtedy też zobaczył jak czarnoskrzydły anioł potężnymi podmuchami wiatru spod swoich skrzydeł gasi ogień pożerający stos i niewinną kobietę. Albo raczej absorbuje płomienie tak, że w pewnym momencie całe jego skrzydła trawiły płomienie. Nie wyglądał jakby sprawiało mu to ból, bardziej wyglądało niczym manifestacja jego furii.
        - R-Renadielu, co ty wyprawiasz? - przeraził się gruby urzędas zaraz się cofając od rozwścieczonego anioła, choć po wyrazie twarzy piekielnego, nie dało się poznać jak bardzo był zły. Miał bardzo ponurą minę, że aż Aldarena przechodziły ciarki, gdy na niego spojrzał, a co dopiero ten facet.
        - Gdzie jest Mordechai? - burknął groźnie na grubasa, chwytając go za ubrania. - Nie jestem taki jak on, nie zabiję cię jeśli nie zostanę do tego zmuszony. Gdzie-on-jest? - powtórzył z dużo większym naciskiem i stanowczo kończącą się cierpliwością.
        - "Renadielu... pomóż najpierw Rosic, a później skup się na zemście. Ta kobieta umiera, a przecież jest chyba dużo ważniejsza od tego, kto jej to tak naprawdę zrobił. No chyba, że się mylę..." - powiedział mu w myślach Aldaren, spoglądając w jego stronę nim odszedł razem z Mitrą w jedną z bocznych uliczek.
        - Mitra, spokojnie. Już wszystko dobrze - powiedział z rozgorączkowaniem wampir. Był mocno poruszony tym co się właśnie stało i jednocześnie strasznie się bał o swojego partnera. Normalnie bez większego zastanowienia przytuliłby go w tym momencie, ale... to był Mitra, a oni byli w miejscu praktycznie publicznym. Obawiał się, że jedynie pogorszyłby tym stan blondyna, więc położył mu jedynie dłoń na ramieniu, patrząc na niego zmartwiony.
        - Już będziemy wracać i się napijesz - obiecał ukochanemu i obejrzał się w stronę wejścia do uliczki, jakby mógł zobaczyć co się dzieje na głównym placu. Ludzi tam już i tak nie było, bo jak tylko pojawił się piekielny wszyscy uciekli do swoich domów. - Już zaraz będziemy wracać - powtórzył z zapewnieniem i spojrzał w stronę kręcącego się przy śmietnikach niedaleko nich szczurzego stadka. Przykucnął na jedno kolano, ugryzł się lekko w kciuka przekłuwając swoją skórę kłem i zaraz narysował na ziemi niewielką pieczęć, w którą zaraz wdepnął przez przypadek jeden ze szczurów. Rozległ się przeraźliwy pisk, gdy narysowany przez wampira symbol rozbłysł. Zaraz gryzoń szamocząc się w miejscu jakby go palono żywcem, zaczął się powoli zmieniać. Najpierw jego futerko z burego, przybrało barwę bardziej rdzawą, sam szczur nieco podrósł, na czubku jego ogona wyrósł niewielki, charakterystyczny dla niektórych stereotypowych demonów i diabłów grotem. Z nosa wyrasta mu niewielki pojedynczy róg a z tyłu głowy dwa, o połowę większe i lekko zaginające się ku dołowi. Oczy zalśniły mu szkarłatem i spojrzał po chwili wyczekująco na wampira.
        - Zanieś to upadłemu aniołowi - polecił opętanemu przez demona gryzoniowi i dał mu fiolkę z miksturą odporności na ogień. Co prawda już raczej nie miała przed czym chronić, ale wspomoże regenerację poparzeń jakich doznała kobieta. Tak przynajmniej Aldaren sądził, inaczej nie miałoby sensu to, że Ama mu to dała i jednocześnie prosiła by nie robili żadnych głupot. Nie było więc możliwe by czy on czy Mitra podali skazanej eliksir nim został pod nią podłożony ogień.
        Przemieniony stwór, poruszył lekko swoimi pokręconymi przez przemianę wąsikami i wziął fiolkę w pyszczek. Nie było możliwości by podczas drogi szkło mu z mordki wypadło, bo przed wyśliźnięciem się blokowały je jego długie siekacze wystające na zewnątrz trochę jak u Smilodona, ale nie miał przedłużonych kłów po bogach, a centralnie pośrodku pyszczka dwóch górnych siekaczy. Stworzenie pobiegło szybko by wykonać swój cel, a wampir spojrzał na ukochanego i wstał by ruszyć z nim w drogę powrotną do chatki Amy.
        - Nie wiem czy dobrze zrobiliśmy przychodząc tu... mimo tego co powiedziała Ama - odezwał się podnosząc na ukochanego spojrzenie. - Nie poczułbyś się wtedy źle - dodał, mając wyrzuty sumienia, że tak strasznie chciał zobaczyć co się dzieje w Tartos.
        Już mieli wyjść z zaułka, gdy nagle Aldaren przystanął, patrząc w jego wnętrze przez ramię. W sumie... zastanawiał się czemu szczury nie uciekły na ich widok tylko kręciły się za śmieciami niedaleko obu mężczyzn. Odpowiedź okazała się zaskakująco prosta, gdy Aldaren usłyszał jakiś cichy, słaby głosik i podszedł do tego miejsca, rozgarniając butem śmieci. Od razu się cofnął zniesmaczony, zakrywając sobie rękawem nos, gdy zobaczył martwego, leżącego tu najpewniej od wczoraj i zżartego do połowy czarnego kota. Skoro ten kot był martwy... to co wydawało ten cichy dźwięk? Przyjrzał się uważnie miejscu, którego dochodził ten dziwny odgłos i zobaczył niewielką dziurę w ścianie, z której zaraz ostrożnie wychylił się łepek małego, kilkutygodniowego kotka. Aldaren nie znał się za specjalnie na zwierzętach, bo cały czas od nich stronił, a przez Zabora całkowicie przestał je postrzegać jako wspaniałych kompanów i jeszcze lepszych przyjaciół, dlatego nie wiedział ile konkretnie może mieć ten kotek... wiedział jednak, że młode nie zostało jeszcze nauczone samodzielnego polowania, bo zamiast uporać się ze szczurami i zyskać przez to jedzenie dla siebie, chowało się co chwila do swojej kryjówki, nie będąc w stanie nawet się ogrzać przy martwej matce, czy spróbować może jeszcze napić się z jej sutków, w nadziei, że może jeszcze jakieś mleko tam zostało.
        Wampir westchnął ciężko i złapał jednego szczura, łamiąc mu jednym szybkim ruchem kark i wsadził martwego gryzonia kotkowi do jego kryjówki. Ten z początku powąchał ostrożnie burego gryzonia, a po tym zaczął jeść jak dziki. Musiał być strasznie głodny.
        - Nie daj się zabić maluchu - powiedział cicho do kociaka i zasłonił lekko wejście do jego kryjówki, by żaden z gryzoni, żerujących na matce maleństwa, nie wpadło na pomysł by i jego pożreć. Przez moment było cicho, jedynie słychać było słabe mruczenie, ale gdy tylko Aldaren wstał i postanowił wrócić do Mitry, usłyszał żywsze, ale nadal piskliwe miauczenie. Kotek nie zamierzał zostać w tym miejscu. Skrzypek wrócił się do malucha i wsadził go w dziurę, tak jak chwilę temu zrobił to ze szczurem i raz jeszcze zabarykadował wejście. Nie zamierzał brać go ze sobą, nawet o tym nie pomyślał. I tak stanowczo wystarczył im Żabon i Xargan.
        Wrócił z powrotem do Mitry i kiwnął głową, dając znak, że mogą już bez przeszkód wracać. Znów rozległo się miauczenie i skrobanie desek, którymi skrzypek zastawił dziurę, ale nie zatrzymywał się już i nie odwracał w tamtą stronę. Opuścił z Mitrą Tartos, bo ugaszenie pragnienia partnera i pozbieranie się po tym co się wydarzyło, było obecnie jego największym priorytetem. Następnego dnia planował wrócić z rana i zerknąć jak się czuje Rosic, czy Renadiel zdołał na czas pomóc swojej partnerce, a jeśli tak, to chciał jej przynajmniej zrobić jakieś okłady na szybszą regenerację spalonej tkanki. Bo tak zapewne postąpił by każdy szanujący się medyk na jego miejscu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Pojawienie się upadłego anioła Mitra dostrzegł chyba jako ostatni na placu. Tak był zaaferowany umierającą dziewczyną i jej migoczącym, gasnącym życiem, że interwencja upadłego dotarła do niego dopiero w chwili, gdy przypadkiem zasłonił konającą. Blady jak ściana Aresterra patrzył na ten spektakl i manifestację siły jakby zupełnie nie docierał do niego wydźwięk tej sceny. Pod maską miał rozchylone w tępym wyrazie twarzy usta. Słowa słyszał i rozumiał, ale nie umiał się na nich skupić. Nie, gdy tamta dziewczyna i tak miała umrzeć, gdy nadal czuł jak wycieka z niej życie. To tylko zostało spowolnione, a nie przerwane.
        Jakimś cudem przeoczył moment, gdy Aldaren odprowadził go w boczną uliczkę. Dopiero tam się ocknął. Próbował wytłumaczyć swój atak, ale to niestety nie uspokoiło skrzypka. Wyglądał jakby czuł się jeszcze gorzej od nekromanty – to aż zabolało Mitrę, a już z pewnością nasiliło jego wyrzuty sumienia z powodu poddania się własnej słabości. Ostrożnie wyciągnął do ukochanego rękę i ujął go za dłoń. Delikatnie ścisnął jego palce.
        - Wiem – zapewnił go. – Zaraz dojdę do siebie. Dziękuję – dodał. Puścił dłoń Aldarena i przelotnie musnął jego policzek. Chciał go uspokoić i zapewnić, że było znacznie lepiej niż na to wyglądało. Potrzebował tylko chwili, aby się pozbierać. Pomogłoby mu, gdyby się czegoś napił i miał chwilę ciszy, by się uspokoić. Szkoda, że w Tartos nie było ku temu specjalnie warunków.
        - Nie musimy od razu wracać – zapewnił, jakby się usprawiedliwiał. – Tylko potrzebuję trochę czasu… Dojdę do siebie.
        Aldaren chyba nie usłyszał tego ostatniego zdania - błogosławiony wypowiedział je dość cicho, a skrzypek był wtedy akurat zapatrzony w harcujące nieopodal szczury. Mitra nie miał mu tego za złe, wręcz przeciwnie, miał wyrzuty wobec samego siebie, bo wydawało mu się, że wszystko zepsuł i to przez niego skrzypek jest spięty. Nie odzywał się. Gdy jego ukochany poszedł odprawiać swoje czary, on osunął się po ścianie i skulony kucnął pod nią, obejmując rękami kolana. Patrzył na jego poczynania, nie mając śmiałości by po prostu zapytać co on robi. Nie skojarzył, że Aldaren może przywoływać sobie posłańca - elementy układanki utworzyły całość dopiero wtedy, gdy wampir wręczył przywołanej pokrace fiolkę i kazał zanieść ją upadłemu. Więc to tak… Ama miała to od początku na celu? W końcu to ona uwarzyła ten eliksir. Może wiedziała, że tego dnia mieli spalić tę dziewczynę i skorzystała z okazji, by jej pomóc? Sprytne…
        Gdy Aldaren załatwił swoje sprawy i skierował kroki w stronę Mitry, ten podniósł się ze swojej skulonej pozycji, wspierając się przy tym odrobinę o ścianę - nie przez to, że czuł się słabo, ale przez to, że zastały mu się nogi. Spojrzał z wyczekiwaniem na skrzypka i lekko skrzywił się pod nosem - fakt, to nie był najprzyjemniejszy spacer… Ale też nie było najgorzej. Argument dotyczący jego samopoczucia jednak mocno go zaskoczył.
        - Co? - mruknął. - Ale… Nie, nie przejmuj się tym. Nie jest tak źle, a to… Po prostu taki jestem - wyjaśnił, choć wcale nie brzmiał, jakby był z tym pogodzony, raczej jakby traktował to jak wstydliwą dolegliwość, która od czasu do czasu daje o sobie znać.
        Aldaren jednak znowu zaniepokoił się czym innym - chyba strasznie przejął się całą tą sytuacją i każdy dźwięk go teraz niepokoił. Mitra za to… Jakoś nie miał na to siły. Stał w miejscu, obejmując się ramionami jakby było mu zimno, i obserwował zachowanie swojego ukochanego. Wbrew pozorom był czujny i gdyby coś się na Ala rzuciło, on był gotów jakoś zareagować. Ale nie było takiej potrzeby. Gdy do nekromanty dotarło miauczenie, zainteresował się trochę tą sytuacją i podszedł, zerkając znad ramienia wampira. Kotek bardzo go urzekł - choć Mitra o tym nie mówił, wolał zwierzęta niż ludzi, więc to maleństwo wzbudziło jego sympatię. I bardzo docenił to, że jego ukochany tak się zatroszczył o tego malca, dał mu jeść i ochronił go przed szczurami.
        - Och? - Błogosławiony wyglądał na zaskoczonego, gdy Aldaren na tym skończył opiekę nad kotkiem. Jakoś… Spodziewał się, że zabiorą go ze sobą. Naprawdę. Dlatego chwilę stał i tępo patrzył na skrzypka, który już szedł w stronę bramy miasteczka. Ruszył za nim… Ale jeszcze obrócił się przez ramię. Subtelnym gestem rzucił zaklęcie na deskę zastawiającą wejście do kryjówki tamtego malucha: jeśli szczury będą próbowały dostać się do środka, kawał drewna miał wściekle bronić swojej pozycji. To powinno trochę pomóc…

        W drodze powrotnej Mitra był ponury i milczący. Szedł z założonymi rękami i skulonymi ramionami i choć na pierwszy rzut oka wyglądał na wkurzonego, w rzeczywistości trawił go wstyd – jak nastolatka, którego matka przyłapała na masturbacji. Było mu bardzo głupio, że Aldaren widział go w takim stanie. Dlaczego akurat tutaj musiał tak mocno przeżywać czyjąś śmierć? Nie znajdował na to żadnej odpowiedzi. Spekulował, że to może kwestia kontrastów – przez dość długi czas nie miał do czynienia ze śmiercią, a jego życie było wręcz sielankowe. Ratował i nie otaczała go śmierć. A teraz… ta dziewczyna prawie spłonęła żywcem na jego oczach. Ten ból, to jak gasło czyjeś życie, młode życie… To zrobiło na nim ogromne wrażenie. Do tej pory czuł dziwne osłabienie, gdy przypominał sobie aurę tej dziewczyny na moment przed tym, jak Aldaren wyrwał go z tego stuporu.
        - On… - zagaił w końcu cicho. – Poradzi sobie z opieką nad nią? – zapytał, nawet nie sugerując kogo ma na myśli. Wydawało mu się to oczywiste. – Ona… była w kiepskim stanie. Może… powinniśmy do nich zajrzeć? – upewnił się. Zerknął na Aldarena, ale jego spojrzenie było niepewne, jakby wcale nie wiedział czy to dobry pomysł. Zaraz spuścił wzrok. – Nie znam się na oparzeniach, niewiele miałem z nimi do czynienia, ale mogę ją chociaż wzmocnić i wspomóc jej regenerację – wyjaśnił szybko, jakby z góry usprawiedliwiał się nim usłyszy, że to głupi pomysł.
        - To był ten upadły, o którym mi wspominałeś? - zapytał chwilę później. Niby był prawie pewny, że to właśnie piekielny z opowieści, ale jakoś chciał się upewnić.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Z przyjemnością przyjął czuły gest ze strony ukochanego choć bardzo musiał się powstrzymywać, by nie wtulić w jego dłoń swojego policzka, dla przedłużenia tej pieszczoty. Faktycznie było mu dużo lepiej, choć i tak się martwił o ukochanego. Co jeśli w szpitalu miałoby stać się coś podobnego, że Mitrę by kompletnie sparaliżowało? A gdyby przy tym na przykład operowany przez niego pacjent faktycznie zmarł? Mitra nie wybaczyłby sobie tego pewnie do końca życia. A najgorsze w tym byłoby to, że wampir nie mógłby pocieszać partnera zapewnieniami, że "to nie była przecież jego wina". Byłoby to okropnym kłamstwem w żywe oczy. A on nie zamierzał okłamywać swojego lubego. Będzie musiał się poważnie zastanowić nad rozwiązaniem problemu ukochanego. Może powinien porozmawiać o tym z Amą? Na pewno o tym pomyśli.
        - Oczywiście, że musimy. Chciałeś się przecież czegoś napić, a tu obecnie o to ciężko. Wszyscy są zbyt przejęci tym co się stało, że w ogóle nie będą mieli głowy do tego, by ci chociaż kubek wody wydać. Poza tym... sądzę, że nie powinieneś dochodzić do siebie w takim miejscy - powiedział łagodnie, patrząc z troską na nekromantę.
        Po chwili jednak skupił swoje spojrzenie na grupce harcujących nieopodal szczurów, które w nosie miały stojących niemalże przy nich mężczyzn. Były zbyt zajęte swoją ucztą na martwym kocie, by się przejmować czymkolwiek innym, niż napełnieniem swoich brzuchów. W końcu jednak się rozbiegły po uliczce i poukrywały po kątach, gdy Aldaren z pomocą swojej demonicznej magii schwytał jednego i pozwolił na opętanie go przez przywołanego przez siebie demona, przez co gryzoń się lekko przemienił zyskując nieco bardziej demonicznych atrybutów. Wysłał swojego przyzwańca z misją dostarczenia upadłemu i poszkodowanej fiolki od Amy, po czym znów skupił się na ukochanym.
        Naprawdę martwił się tym co miało miejsce na placu. Tym, co przytrafiło się Mitrze, nawet jeśli nekromanta zapewniał, że nie ma się czym przejmować, bo on po prostu już tak miał. Mimo wszystko Aldaren widział, że blondyn nie do końca był pogodzony z tą... przypadłością. A już na pewno nie był z jej powodu dumny. Dlatego wampir chciał znaleźć jakich sposób, by mu z tym pomóc. Nie chciał by Mitra więcej cierpiał z tego powodu.
        - Będę się przejmował, bo cię kocham i tak jak ty chcesz mi pomóc z problemem mojej... natury, tak ja postaram się zrobić wszystko byś ty nie musiał już więcej się martwić swoimi - rzucił poważnie, choć cały czas zachowywał łagodny ton głosu.
        Uśmiechnął się lekko do ukochanego, powstrzymując się przed przytuleniem go i był już gotów by odejść, gdy coś w zaułku znów przykuło jego uwagę. Na szczęście nie było to nic groźnego, ot zwykły kociak, którego jak się okazało, matkę szczury cały czas podskubywały z mięsa. Cóż... życie nigdy nie było sielanką i co rusz lubiło przypominać, że śmierć czekała tuż za rogiem. Aż mu się przypomniały chwile sprzed zamieszania z Faustem, gdy to on na ulicy walczył o każdą kolejną godzinę życia. Rozumiał, że Mitra musiał być zawiedziony tym, że nie wzięli malucha ze sobą, a jedynie przedłużyli jego życie o kilka chwil, ale skrzypek nie przepadał za zwierzętami. One zawsze się go albo bały, albo go atakowały. Z resztą... kiedyś stracił swojego najlepszego włochatego przyjaciela i nie zamierzał znów przechodzić przez to samo. Poza tym Faust jakoś nigdy nie próbował mu wpajać szacunku i miłości do zwierząt. Były tylko narzędziami ułatwiającymi osiągnięcie własnych celów.
        W sumie... Mitra byłby chyba szczęśliwy, gdyby przygarnęli tego kociaka i zabrali go ze sobą. Aldaren był tego pewien, zwłaszcza, że nekromanta jeszcze się obrócił za maluchem, gdy mieli już wracać. Ale co jeśli teraz by go wzięli, a okazałoby się koniec końców, że ten futrzak do kogoś należy? Bez wątpienia niebianinowi byłoby ciężko oddać kociaka jego prawdziwemu właścicielowi. Może... gdy po kilku dniach kociak nadal tu będzie i przeżyje, może wtedy wampir zastanowi się nad jego przygarnięciem. Na ten moment ważniejszy był jedynie powrót do domu Amy, by nekromanta mógł się napić i nieco pozbierać po tym co się stało.

        - Na pewno jej nie zaszkodzi - zapewnił spokojnie, gdy wracali drogą w stronę gospodarstwa starej wiedźmy. - Na ten moment wydaje mi się, że potrzebują ciszy i spokoju. Ale masz rację. Wypadałoby do nich zajrzeć i myślałem o tym, czy nie przyjść jutro z rana zobaczyć jak się sprawy mają, a po tym byśmy poszli na plażę, tak jak chciałeś - odpowiedział, patrząc na swojego ukochanego. - Hej, wszystko będzie dobrze. Pomożemy jej tylko już nie dzisiaj, a na pewno nie teraz, gdy jesteś przybity przez to, że cię śmierć omamiła - powiedział zmartwiony i nie widząc nikogo w zasięgu wzroku, objął ramieniem niebianina, by przytulić go lekko do siebie i dodać mu tym nieco otuchy.
        - Wszystko będzie dobrze, mój najdroższy aniele - mruknął zaraz i delikatnie pocałował partnera w głowę.
        - Tak, to był Renadiel... Choć miałem go za bardziej opanowanego i rozsądnego - odpowiedział na pytanie Mitry i się zamyślił na moment. - Byłbym jednak hipokrytą gdybym potępiał go za to jak się zachował, że nie spróbował załatwić tego...bardziej polubownie... gdybym to ja znalazł się na jego miejscu, pewnie sprawiłbym, że całe Tartos spłynęłoby krwią - wyznał po chwili, choć słychać było, że ciężko mu przechodziło to przez gardło.
        Miał nadzieję, że nigdy nie będzie mu dane oglądać tak skatowanego Mitry, czekającego na skazanie. Był pewien, że nawet samo przebudzenie się Prasmoka, nie zdołałoby go powstrzymać przed zesłaniem zagłady na katów i wszystkich mieszkańców przeciwnych Mitrze. Gdy o tym myślał jego oczy na moment zmieniły kolor, ale zaraz, jak tylko Aldaren zamknął je na moment i odetchnął głęboko. Po ponownym spojrzeniu na ukochanego, tęczówki miały już normalną barwę.
        Gdy wrócili do chatki Amy, Aldaren zignorował pytanie kobiety "jak tam spacer się udał?" i od razu udał się do kuchni by nalać mu do kubka zimnej, źródlanej wody. Był bardzo przygnębiony i chyba nie trudno było się domyśleć dlaczego, skoro co chwila patrzył ze zmartwieniem na blondyna.
        - Jak rozumiem, nie tak to sobie wyobrażaliście, hę? - zagaiła staruszka wstając zaraz od swojego stołu alchemicznego i zaraz przeszła do kuchni, zagotowując wodę w kociołku i wrzucając do niej garść ziół i suszonych, leśnych owoców. A zaraz po chwili postawiła przed obydwoma mężczyznami kubki z parującym, niezwykle aromatycznym naparem. - Nie rozumiem czego się spodziewaliście, skoro powiedziałam wam jak wygląda sytuacja. Z drugiej strony... nie rozumiem co tak przeżywacie. Oboje doświadczyliście w swoim życiu przecież dużo gorszych rzeczy. Przestańcie się zachowywać jak dzieci nie znające życia, bo...
        - Zamkniesz się w końcu?! - warknął na nią skrzypek, waląc przy tym z całej siły dłonią w stół i wstając z miejsca. Bolało go to, co mówiła kobieta, choć miała sporo racji. Jednakże mimo wszystko denerwowało go to, co mówiła. I nie chodziło tu o niego, bo domyślał się, że o wiele bardziej przez to co mówiła, cierpiał Mitra.
        - Przestań szczerzyć swoje kły, bo wrażenia na mnie to nie robi, a je możesz w każdej chwili stracić - prychnęła z pogardą staruszka, popijając swoją herbatę, w ogóle nie poruszona tym...popisem wampira.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie miał już nic do dyskusji - argumenty Aldarena przemawiające za powrotem były nie do zbicia. Przystał więc na jego propozycję powrotu, w duchu walcząc ze wstydem, że to wszystko przez niego. Powoli opanowywał negatywne emocje, ale te wróciły do niego niby fala przypływu, gdy skrzypek powiedział, że chce mu z tym pomóc.
        - Ale… - bąknął, lecz nie dokończył tylko spuścił wzrok. Nie wiedział po prostu jak na to zareagować. Nigdy nie myślał o tym, by walczyć ze swoją fascynacją. Nigdy wcześniej nie czuł wstydu z jej powodu. I nie umiał teraz powiedzieć co czuje, nawet nie wiedział czy troska Aldarena bardziej go cieszy, zawstydza czy złości. Zajęty więc własnymi myślami - licząc trochę na to, że po prostu mu przejdzie i się uspokoi - Mitra już więcej się nie odzywał, póki byli w obrębie murów Tartos.

        Już na drodze za miastem, gdy rozmawiali i sam wyszedł z propozycją odwiedzenia niedoszłej ofiary stosu, odpowiedzi Aldarena słuchał w milczeniu, kiwając powoli głową. Trochę mu ulżyło, gdy skrzypek przyznał mu rację, nawet jeśli tylko częściowo - wszak nie zgodził się, by poszli do upadłego i jego cudem uratowanej ukochanej tego wieczoru. Miał jednak rację - chyba powinni dać im chwilę spokoju. Te parę godzin w jedną czy w drugą stronę nie powinny wiele zmienić, dlatego nekromanta bez oporu przystał na propozycję skrzypka, by odłożyć to na przyszły ranek.
        - Dobrze - mruknął. I choć głos miał trochę słaby, sprawiał wrażenie, jakby był trochę pokrzepiony tym planem. A później nawet uśmiechnął się słabo, gdy Aldaren zapewnił go, że wszystko będzie dobrze. Bez cienia oporu przyjął czułość swojego ukochanego, a co więcej: wiedząc, że są naprawdę sami na drodze, krótko się do niego przytulił. Westchnął, jakby z powietrzem wypuszczał z siebie złe emocje - nie wszystkie, ale na pewno pewien ich nadmiar. Zaraz się odsunął.
        - Tak mi wstyd - wyznał szczerze, choć obracał przy tym głowę, jakby z trudem się do tego przyznawał. - Mam być lekarzem, a tymczasem tak mi łatwo zapomnieć o moich powinnościach na rzecz jakiejś… Chorej fascynacji.
        Mitra westchnął, sygnalizując w ten sposób, że to koniec tematu. Miałby co prawda jeszcze coś do powiedzenia, ale… Nie teraz. Nadal było mu zbyt głupio i nie czuł się komfortowo. Wolał poukładać sobie myśli w głowie i może wtedy wyrzuci z siebie to, co leży mu na wątrobie. Na razie wolał subtelnie zmienić kierunek rozmowy - padło na Renadiela. Z początku był trochę zaskoczony, gdy Aldaren ocenił jego zachowanie jako nieodpowiednie, ale złagodniał, gdy w końcu skrzypek zgodził się z reakcją upadłego.
        - Gdybym zobaczył ciebie na tym stosie, Tartos nie mogłoby liczyć na żadne anielsko-niebiańskie miłosierdzie z mojej strony - dołączył do jego stanowiska, mówiąc bardzo stanowczo, aż można było żałować jego potencjalnych ofiar. Z całej ich trójki to on powinien być najbardziej łagodny, wybaczający, dobry, ale wcale nie był typowym niebianinem, nie cofnąłby się więc przed walką, gdyby ktoś chciał skrzywdzić jego ukochanego. Wybiłby do nogi wszystkich mieszkańców Tartos… Ich własnymi rękami.
        - Poza tym… Może próbował wcześniej załatwić to polubownie… Takie sądy nie odbywają się w ciągu godziny. Ten Mordechai… Może próbował z nim rozmawiać. Nie wiem, tylko gdybam - podsumował. A później już nic nie mówił. Zamyślony zerkał od czas do czasu na swojego ukochanego, a gdy byli już daleko od Tartos, ujął go za dłoń. Tu już nikt tego nie zobaczy - oczywiście poza Amą za jakiś czas - a oboje potrzebowali tego namacalnego dowodu wsparcia.

        W chatce Mitra solidarnie z Aldarenem milczał. Nie wiedział co powiedzieć - cisnęły mu się na usta same złośliwe odpowiedzi, a jednocześnie nie chciał się kłócić. Nie, gdy sam tak bardzo zawinił w tej sytuacji. Aż głupio mu było, gdy patrzył na skrzypka, który tak od razu rzucił się do nalewania wody. Nie oponował jednak, a gdy dostał kubek, podziękował i przyjął go, bo naprawdę nadal był spragniony i trochę rozdygotany. Odpiął dół swojej maski i chowając go do kieszeni wypił duszkiem całą wodę. Odetchnął odejmując naczynie od ust i przetarł wargi wierzchem dłoni.
        - Dziękuję - odezwał się. - Lepiej…
        W sumie w tym momencie chętnie by wyszedł stąd i poszedł do ich chatki by się uspokoić. Albo na spacer. Lecz Ama już szykowała jakieś zioła i obaj wiedzieli chyba, że tak łatwo ich nie wypuści. Mitra uznał, że można chwilę zostać: napar dobrze pachniał i być może pomoże im się uspokoić nie tylko przez to, że był ciepły i smaczny, ale też przez zawarte w nim zioła. Aresterra chwilę jedynie wąchał zawartość swojego kubka. Nie był mistrzem zielarstwa, ale na pewno poczuł lawendę, rumianek, dziką różę, borówki. Cóż, nie zaszkodzi. W końcu więc nekromanta upił łyk, który niemal od razu stanął mu w gardle - Ama akurat zaczęła gadać, jak zwykle nie odmawiając sobie złośliwości. Mitra z początku miał twarde postanowienie nie odpowiadać na zaczepki, choć jednocześnie korciło odpyskować… Trzymał się twardo do momentu, gdy to Aldarenowi pierwszemu puściły nerwy. Podskoczył, gdy skrzypek uderzył pięścią w stół i zaraz podniósł na niego wzrok. Nie przejmując się tym, że Ama była w pokoju, wyciągnął do ukochanego rękę i nakrył nią jego pięść, bez słów prosząc, by się uspokoił. Chciał spojrzeć mu w oczy, ale nie zmuszał go do tego.
        - Odpuść, babciu - zwrócił się po chwili do Amy matowym, nienaturalnie spokojnym głosem. Na nią nie patrzył, skupił się na swoim kubku, który trzymał oburącz tuż pod nosem, jakby inhalował się naparem.
        - Przypuszczam, że znasz odpowiedzi na swoje pytania - oświadczył. - Że nie miałaś skrupułów, by dowiedzieć się tego co chciałaś… Inaczej nie wspominałabyś o naszych przejściach. - Na moment zawiesił głos, spoglądając wymownie na wiedźmę. Był pewny, że grzebała im w głowach, a przynajmniej jemu, bo skąd miałaby wiedzieć co przeszedł, że w ogóle coś przeszedł. Strasznie złościła go świadomość, że ona tak bezpardonowo wydarła mu z głowy to, czego on nie chciał mówić. Tego, co z takim trudem wyznał swojemu ukochanemu i nie chciał się tym dzielić z innymi. Skoro jednak to zrobiła, mógł to wykorzystać przeciwko niej.
        - Po co więc pytasz? Skoro tak bierzesz sobie co chcesz, nie powinnaś mieć problemów by zrozumieć, że mimo wszystko mamy jakieś uczucia i to mogło nas dotknąć. I powinnaś wiedzieć, że… Że to ja pogorszyłem całą sytuację - dokończył i choć głos mu nie zadrżał, z trudem przeszło mu przez gardło nawet tak zawoalowane przyznanie się do swoich słabości. - Zejdź więc z Aldarena. Jeśli z kogoś chcesz sobie kpić, to ze mnie, bo to ja nie miałem dość siły. On zachował się przytomnie. Po prostu ma serce po dobrej stronie.
        Mówiąc Mitra obrócił się bardziej frontem do Amy, wyrazem twarzy i postawą sugerując, że dąży do konfrontacji. Taki niestety już był - zraniony, przestraszony, niepewny, po prostu zaczynał gryźć.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren odetchnął z ulgą, jakby to przytulenie się do niego Mitry, pomogło mu zrzucić z siebie część kłębiącego się w nim napięcia. Co prawda nadal był mocno poruszony tym wszystkim co stało się w Tartos i tym... do jakiego stanu doprowadziło to jego ukochanego, ale nie był już aż tak spięty. Dla Mitry... musiał się uspokoić, by w razie czego zachować zdrowy rozsądek za ich oboje. Nie trzymał nekromanty w swoim objęciach nie wiadomo jak długo, mimo wszystko miał cały czas świadomość, że przytulał Mitrę Aresterrę, więc musiał zostawić mu nieco uchyloną furtkę, by ten w każdej chwili mógł bez problemu się cofnąć i odzyskać swoją strefę komfortu, którą jakby nie patrzeć takie przytulanie dość mocno naruszało. I nie miało znaczenia, że skrzypek osobiście wolałby na przykład stać tak dłużej, albo oczekiwałby czegoś więcej od nekromanty. Liczył się dla niego wyłącznie komfort jego ukochanego.
        Gdy jednak Mitra zaczął zaraz o tym jak okropnie się czuł po tym co się stało, jak on zareagował na to wszystko, wampir położył mu delikatnie dłoń na ramieniu niby w zwykłym, przyjacielskim geście wsparcia, gdyby kogoś napotkali na swej drodze. Chciał przy tym zapewnić, że nekromanta nie ma się czym zadręczać i że nie powinno być mu za nic wstyd, jednakże słowem się nie odezwał widząc, jak ten kręci głową i raczej nie chce kontynuować tego tematu. Trochę Aldarenowi było przykro z tego powodu, a już szczególnie się martwił o ukochanego, ale mimo wszystko uszanował jego wolę i odpuścił ta rozmowę. Choć cisnęło mu się na usta, że doskonale wie jak niebianin się czuje, bo przecież sam przez swoją naturę miał wiele obaw w związku ze szpitalem i pracą w nim, nie ufał sobie, nawet jeśli Mitrze rzeczywiście udałoby się znaleźć jakiś sposób na poskromienie jego łaknienia. Problemy ich obu miały bardzo podobną naturę, bo przecież skrzypek w każdej chwili mógł przestać trzeźwo myśleć, gdyby tylko w powietrzu wyczuł odrobinę świeżej, niebywale kuszącej i drażniącej jego nos krwi. A Mitrę w podobny sposób hipnotyzowało i paraliżowało uciekające z kogoś życie.
        Gdy zaczęli się wymieniać swoimi wyobrażeniami przyszłości, gdyby to siebie na wzajem ujrzeli na tym stosie, w odniesieniu do sytuacji z Tartos w jakiej znalazł się upadły anioł, Aldaren spojrzał na ukochanego i się delikatnie do niego uśmiechnął z czułością, muskając swoją dłonią jego. Co prawda nie wierzył w to, by jego kochany błogosławiony rzeczywiście był zdolny do takiego okrucieństwa i to wobec niewinnych mieszkańców, ale nie kłócił się z nim o to. Mogło się to wydać dziwne, albo może nawet niepokojące, ale... Miło było mu słyszeć z jaką stanowczością niebianin mówił o dopuszczeniu się takiej rzezi. I to z powodu jakiegoś tam zwykłego, o ile nie żałosnego, krwiopijcy. I jak tu nie kochać kogoś takiego jak Mitra?
        - Nie nam to oceniać. To nie nasza sprawa. I tak jedyne już co możemy zrobić, to może spróbować jakoś złagodzić ból i przyspieszyć gojenie się obrażeń jakich doznała Rosic. Ale jak już mówiłem to dopiero jutro. Dziś niech mikstura od Amy zrobi swoje i oboje niech dojdą do siebie po tym co się stało. Mam tylko nadzieję, że w tym czasie Renadiel nie zrobi niczego głupiego... choć nie zdziwiłbym się gdyby próbował zmusić Mordechaia do zapłacenia za to co zrobił. No i raczej nie miałbym mu za złe pozbycia się takiego tyrana z miasta i jego wesołej gromadki - odpowiedział ukochanemu i się na moment zamyślił.
        Zastanawiał się czy powiedzieć ukochanemu o tym, że siedział w głowie cierpiącej na stosie kobiety i czego się dzięki temu dowiedział. Odetchnął, bo w sumie już nie jednokrotnie dochodziło miedzy nimi do różnego rodzaju kłótni i nieporozumień, przez to, że wolał coś zachować dla siebie, by nie martwić ukochanego, a ten w pewnym momencie i tak się wszystkiego sam dowiadywał. Nie chciał już więcej takich awantur.
        - Ja... byłem w jej głowie, gdy płonęła - zaczął cicho, nadal niezbyt pewny czy dobrze robi mówiąc ukochanemu o tym, ale już jak zaczął to może nie będzie źle. Na pewno nie gorzej niż gdyby Mitra miał się tego dowiedzieć za jakiś czas, prawda? - Uwierzył byś, że cierpiała tak z powodu miłości? A raczej jej braku? Kilka dni temu Mordechai zaproponował jej, by za niego wyszła, a że Rosic była od dawna w związku z Renadielem, to mu odmówiła i... skutki tej odmowy oboje widzieliśmy na własne oczy. - Westchnął i pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć w to, że przez coś takiego można kogoś potraktować w tak okrutny sposób.

        W domu Amy miał zamiar jedynie dać Mitrze coś do picia, może zrobić mu jakąś szybką przekąskę i pójść odpocząć po tym wszystkim do ich domku. Ale niestety, stara wiedźma miała na to zupełnie inny pomysł. Obejmujący kopanie leżącego i wbijanie szpil obu mężczyznom. Ot tak. Rekreacyjnie, co by nie zapomnieli, że ona do miłych raczej nie należy i że jej również od czasu do czasu należy się od życia nieco rozrywki. Chyba nikogo nie powinno dziwić, że Aldaren nie był raczej w nastroju na jej gierki, a już tym bardziej nie był osobą, która pozwoliła by na wciąganie w tak okrutne zabawy jego ukochanego.
        Był bardzo mocno zdenerwowany tym co mówiła kobieta i jak dotkliwe ciosy przy tym wymierzała, prawdopodobnie, gdyby nie Mitra, rzuciłby się na kobietę, albo zrobiłby sobie ogromną krzywdę próbując ją zaatakować. W każdym razie, tak jak słowa Amy były niczym płachta na byka, tak dotyk Mitry i sama jego bliskość były niczym balsam na zszargane nerwy. Gdy został dotknięty, spojrzał na nekromantę z bojowym nastawieniem i czerwonymi niczym krew tęczówkami, lecz gdy tylko zobaczył, że to jego ukochany, od razu się uspokoił, spuszczając z tonu oraz nabierając łagodniejszych rysów. A chyba najlepszym tego dowodem jak bardzo uspokajająco nekromanta działał na skrzypka, było to, że jego oczy już po chwili odzyskały swój naturalny, lazurowy kolor.
        Ama się z prawdziwym zainteresowaniem przyglądała tej niezwykłej scenie. Jeszcze gdyby Mitra znał się na magii emocji, czy umysłu mogłaby zarzucić takie działanie jego dotyku właśnie czarowi z jednej z tych dziedzin, lecz nie wyczytała w aurze blondyna by się na nich znał. W przeciwieństwie do wampira, ale on raczej w takiej sytuacji nie posiłkowałby się magią by się uspokoić. On prędzej by ją rzeczywiście zaatakował, niż pomyślał o odpuszczeniu. Poza tym w tej sytuacji decydującym i niezwykle ważnym czynnikiem wydawał się być według wiedźmy sam dotyk. Nie komentowała jednak tego, a spojrzała na nekromantę, gdy ten się do niej zwrócił.
        - Mam już swoje lata skarbeńku, a mocy mi wcale nie ubywa, nieraz ciężko ją kontrolować. Zrozumiesz jak będziesz w moim wieku... - mruknęła z obojętnością i wzięła kolejny łyk swojego naparu na uspokojenie. - Choć wątpię, by którekolwiek z was dożyło tylu lat co ja - dodała cicho do siebie pod nosem, niemalże do swojego kubka.
        - Wydawało mi się, że już to mówiłam - burknęła, patrząc surowo na niebianina, jakby przyjmowała jego wyzwanie i chęć konfrontacji. - O wiele przyjemniej jest słuchać czyjejś fizycznej odpowiedzi, która nie zawsze musi okazać się zgodna z prawdą, niż wydzierać sobie z czyjejś głowy strzępki ciekawiących mnie obecnie informacji, których nie da się w żaden sposób zatuszować kłamstwem - odpowiedziała odstawiając kubek ze swoim naparem z powrotem na stół. - A czy ty masz serce po dobrej stronie, błogosławiony nekromanto? - zapytała, takim tonem jakby cała reszta tego co powiedział wcześniej nie miała dla niej żadnego znaczenia. Albo znaczyła dla niej tyle co zeszłoroczny śnieg. I to żółty.
        - Mam dość... - warknął skrzypek. Przez cały ten czas nawet nie zwrócił uwagi na stojący przed sobą napar z leśnych owoców i ziół w tym także melisy. Po prostu odszedł do stołu i wyglądało jakby kierował się w stronę staruszki. Nim jednak się do niej zbliżył, ta znalazła się zaraz po przeciwnej stronie pomieszczenia za jego plecami, a wtedy okazało się, że skrzypek nie miał wcale na myśli zrobienia jej żadnej krzywdy. Po prostu skierował się do wyjścia i ostentacyjnie trzasnął za sobą drzwiami.
        - Leć do niego. Przecież kłótnia ze mną nie będzie chyba ważniejsza dla ciebie, niż ukochany. No chyba że się mylę i mnie czymś zaskoczysz, skarbeńku - mruknęła z prawdziwym zainteresowaniem, rzucając Mitrze wyzwanie. Zasiadła przy tym z powrotem przy stole na swoim poprzednim miejscu.

        Aldaren po wyjściu z domu wiedźmy, skierował swe kroki w stronę ich chatki, lecz... wcale do niej nie wszedł. Poszedł kawałek dalej, na skraj lasu, gdzie znajdując się względnie w cieniu przywołał dwa demony i kazał im siebie zaatakować. Był strasznie sfrustrowany swoją słabością i wściekłością. Miał przecież ogromną ochotę rozszarpać na strzępy staruszkę, która bez żadnej zapłaty użyczyła im swojego kąta, nie wiadomo nawet na jak długo. A do tego, choć go strasznie denerwowała przez to co mówiła... był świadom tego, że i tak nic nie mógłby jej zrobić. Nie był w ogóle w stanie w żaden sposób ochronić swojego ukochanego przed jej pełnymi jadu i ostrymi niczym noże skrytobójcy słowami. Był ściekły na siebie jak diabli.
        Pojedynkując się ze swoimi przywołańcami nawet nie zwrócił uwagi, kiedy ci wrócili z powrotem do otchłani, pokonani i niezdolni do dalszej walki. Z połamanymi kośćmi, albo prawie całkiem oderwanymi kończynami. Wcale nie było wampirowi z czerwonymi tęczówkami przez to lepiej. Przywołał kolejnych, a po tym jeszcze kolejnych i jeszcze, za każdym razem zwiększając ich liczbę o jednego demona więcej. Co prawda strasznie się osłabiał tak bezmyślnie szastając swoją energią magiczną no i przez to coraz częściej i mocniej zaczął od nich obrywać, ale mimo to nie zamierzał przestać. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Najchętniej to by chyba stanął i wył na całe gardło przez to jak żałosny i bezsilny tak naprawdę był. Że w obliczu prawdziwych trudności... nie był w stanie w żaden sposób pomóc swojemu partnerowi i go obronić przed krzywdzącym słowem innych. Zwłaszcza, że pierwszą reakcją jaka przychodziła mu w takich chwilach na myśl, było zwyczajne ukręcenie komuś łba.
        - Szlag by to jasny trafił... - warknął ze łzami w oczach, posyłając kolejnym ciosem jednego z atakujących go demonów na ziemię. Był kompletnie załamany swoją bezsilnością i przytłoczony tym co się stało. Miał świadomość, że najprawdopodobniej nigdy nie będzie w stanie pomóc Mitrze pozbyć się jego problemu. Dobijało go to, że zamiast chociaż spróbować jakoś stanąć ością w gardle wiedźmie w obliczu prawdziwego konfliktu z niebianinem, on zwyczajnie sobie poszedł. Po prostu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie spodziewał się, że Aldaren może chcieć rozmawiać na temat jego chorej fascynacji śmiercią i że zaboli go takie ucięcie tematu. Nie przypuszczał też, że ich problemy mogły być podobne – nigdy wcześniej tak na to nie patrzył. Jednak gdyby ukochany mu to zasugerował, z wahaniem przyznałby rację. Z pewnym „ale”, bo był pewny, że przypadłość skrzypka była do wyleczenia i była chorobą, której ten nie był winny, w którą wpędził go Fausta, a on zaś… Był taki od zawsze. Plugawy fanatyk śmierci, tak owładnięty tą fascynacją, że mógł stanowić zagrożenie dla swoich pacjentów. Był pewny, że jego przypadek jest nie do naprawienia i nawet nigdy nie myślał o tym, by z tym walczyć. Bo jeszcze niedawno nie było to dla niego niczym złym. Ba! Aż do dzisiejszego dnia mu to nie przeszkadzało – dopiero po udaremnionej egzekucji czarownicy poczuł aż taki wstyd.
        Gdy przeszli do tematu Upadłego i jego ukochanej, Mitra zgadzał się już w większości z tym, co mówił Aldaren. Nawet z tym, że z chęcią dałby Renadielowi przyzwolenie na to, aby ten zajął się Mordechaiem i jego ludźmi. Tak, takie szuje nie powinny chodzić po tym świecie.
        Jednak wieść o tym, że skrzypek czytał myśli dziewczyny na stosie bardzo wstrząsnęła niebianinem. Spojrzał na ukochanego jakby się przesłyszał i bardzo chciał, by ten wycofał się z tego zdania. Wiedział jednak, że to zdarzyło się naprawdę i w jego oczach zaraz pojawiła się troska – spodziewał się, że Aldaren sporo wycierpiał czytając myśli konającej kobiety. Ale rewelacje, które dzięki temu uzyskał, były jeszcze bardziej przytłaczające. Mitra nie powstrzymał grymasu niesmaku i pogardy, który wykrzywił mu usta.
        - Co za żenada – prychnął. – Obrzydliwe. Jakim ścierwem trzeba być, by tak się mścić za odrzucone względy… Oby odpowiedział za swoje czyny – westchnął, jakby próbował sam sobie nakazać spokój tym podsumowaniem tematu, choć strasznie się w środku gotował. Miało to jednak pewną dobrą stronę: teraz przynajmniej nie był zły na samego siebie.


        Mitra nie znał Amy tak dobrze jak Aldaren i o wiele łatwiej było go wciągnąć w jej gierki. Tym bardziej, że zaatakowała nie tylko jego, ale przede wszystkim jego ukochanego. Cholera, traktowała go jak znienawidzonego kundla, wiecznie go szturchała, popychała, robiła mu mniejsze lub większe świństwa. Błogosławiony naprawdę musiałby się mocno skupić, by przypomnieć sobie w tym momencie dlaczego oni w ogóle tu byli i odnaleźć w mrokach pamięci to jak sam skrzypek mówił, że to nie jest zła kobieta. Dobre sobie! Ostatnia franca…
        Nekromancie zależało na tym, by uspokoić ukochanego - tak bardzo, że nie przejmował się obecnością tej starej wiedźmy w pomieszczeniu. Nie przeląkł się też, gdy spostrzegł te czerwone oczy utkwione w sobie. Nie cofnął ręki, nie drgnął nawet. Patrzył na skrzypka z niemym zapewnieniem, że nie ma sensu się denerwować, że powinien się uspokoić. Ucieszyło go nawet to, że jego oczy znowu przybrały ten piękny niebieski kolor… A później sam przejął stery tej rozmowy. Bo skoro Aldaren już był bezpieczny, on mógł pokazać, że ta cholera nie ma wcale ostatniego słowa.
        Po swoim monologu czuł się trochę usatysfakcjonowany - wylał z siebie co mu na wątrobie leżało i nie zaczął wrzeszczeć. I nie wyszedł. Bo w sumie to taki był pierwszy jego odruch. Gdyby nie to, że skrzypek się tak uniósł, sam wstałby od stołu i wyszedł, by nie musieć tego słuchać. Złapałby Ala za kołnierz i wywlókł go ze sobą. Nie zasługiwali na to, by tak obrywać. Mleko się jednak rozlało, skrzypek został skrzywdzony, więc Mitra poczuł się, jakby wyzwano go do pojedynku, nie zamierzał więc odpuścić i dać tej starej wiedźmie, by nimi pomiatała. Był przekonany, że dobrze dobrał argumenty i nie zabrzmiał jak idiota. Pytanie co na to Ama… Ale ona zaczęła nie do końca tak, jak by się tego spodziewał. Że co, że niby wiek miał być usprawiedliwieniem tego, że była wścibską cholerą, która nie szanowała niczyjej przestrzeni osobistej? I jeszcze to jak nazwała go “skarbeńkiem”... Ale mu się to nie podobało! Tak mówili do niego wszyscy ci, którzy traktowali go jak przedmiot, nie słyszał w jej głosie cienia sympatii, który mógłby naiwniakom dawać szansę na snucie domysłów, że to taka babcina czułość. Nie, to protekcjonalność, kpina i obelga. Mitra nie powstrzymał prychnięcia pogardy - szczególnie, gdy wspomniała o tym, jakoby miał kiedyś być w jej wieku. Musiałaby albo być smarkulą, albo zupełnie nie znać jego rasy, skoro snuła takie przypuszczenia. Błogosławieni żyli tylko trochę dłużej niż ludzie - był w stosunku do niej ledwie podrostkiem i gdy dożyje szczęśliwej starości nadal będzie dla niej tylko tym. Niech więc nie opowiada głupot…
        - Co ci w tym sprawia radość, babciu? - odpowiedział, gdy ponownie podjęta została kwestia mówienia na głos tego, co ona już wiedziała. Tego, że mając możliwość poznania nieskalanej niczym prawdy, wolała usłyszeć potencjalne kłamstwo. Sprawdzała w ten sposób ich charaktery? Bawiła ją rozbieżność czy wręcz przeciwnie - zbieżność tego co wiedziała i tego co słyszała? O co jej chodziło?
        A później padło pytanie… Cóż, ciekawe. Mitra mógł odpowiedzieć na temat swojej moralności bez namysłu… Ale czy to naprawdę było takie proste? Gdyby był dobrym człowiekiem scena na rynku nie skończyłaby się dla nich tak źle. Gdyby był dobrym człowiekiem nie skończyłby jako nekromanta. Przecież Sarazil pozwolił mu odejść, gdy go dostał. Przecież nigdy nie kazał mu uczyć się nekromancji. To Mitra obrócił się ku śmierci, sam, z własnej woli. A jednak kiedyś marzył, by zostać lekarzem, jednak pomagał…
        Wtrącenie się Aldarena zamaskowało ciszę, która zapadła po tamtym pytaniu. Arestarra spojrzał na niego z zaskoczeniem, jakby pytał czy wszystko w porządku, czy ma iść z nim, co się stało… Jednocześnie chciał przepraszać - nie powinien podejmować tej dyskusji z Amą. Zrozumiał to jednak teraz, gdy było już na to za późno. Wyciągnął rękę do wampira, ale ten już wstał i szybkim krokiem skierował się ku wyjściu. Gdy zniknął na dworze, Mitra opuścił dłoń i spojrzał na wiedźmę, z którą został sam na sam - akurat kazała mu iść za ukochanym. Aresterra westchnął i wstał.
        - No właśnie… czy ja mam serce po dobrej stronie? - powtórzył za nią, jakby sam znał odpowiedź, ale nie zamierzał się z nią podzielić swoją wiedzą i kazał jej samej dojść do prawdy. Później już nic nie powiedział na temat swoich życiowych priorytetów: nie musiał, bo zabrał dolną część swojej maski, wyszedł zza stołu i od razu poszedł za Aldarenem na zewnątrz, chyba odpowiadając jej bez słów kto jest dla niego ważniejszy.

        Już na zewnątrz Mitra przystanął kilka kroków od drzwi i rozejrzał się. Nigdzie nie dostrzegł ukochanego, ale z miejsca uznał, że ten poszedł do ich chatki i zaraz udał się w tamtą stronę. Śmiało wszedł do środka… Lecz nie zastał tam skrzypka. Nie spanikował - był lekko skonsternowany, ale z miejsca uznał, że ten pewnie poszedł się gdzieś przejść. Opuścił więc chatkę i tym razem zamiast wyglądać Aldarena, poszukał go swoim szóstym zmysłem. Trochę mu zajęło przeczesanie okolicy, bo nie był wcale tak wybitnym auromantą, by zrobić to od ręki. Gdy zaś trafił, nie umiał powiedzieć co czuje poza tym, że coś było nie tak. Trochę go to zaniepokoiło, zaraz więc ruszył w stronę, gdzie czuł te dziwne fluktuacje. Tak, im bliżej był, tym lepiej czuł, że tam był jego ukochany… I ktoś jeszcze. Mniej lub więcej słabych aur, bardzo prostych, wręcz prymitywnych. Co u czorta? Nekromanta przyspieszył, lecz zwolnił, gdy już dojrzał Aldarena… i co ten wyprawiał. Dostrzegł w pierwszej chwili chmarę demonów, które go atakowały, a on te ataki odpierał, ale dopiero po czasie dotarło do niego, że to nie byli napastnicy z zewnątrz - on sam je na siebie szczuł. Mitra nie zastanawiał się w tym momencie nad motywami ukochanego - dojrzał tylko, że ten zaczyna przesadzać.
        - Ren! - zawołał go, zbliżając się. Zmartwiony, że rozkojarzony skrzypek może doznać krzywdy od napastników, instynktownie sięgnął po ścierwa, które jeszcze leżały na trawie wokół niego i ożywił je, by broniły swojego niedawnego pana.
        - Ren, przestań! - zawołał go, gdy już był bliżej. Bez zastanowienia przepchnął się do ukochanego, by go powstrzymać.
        - Przestań, proszę - zwrócił się do niego z troską, gdy już ten pozbył się demonów. - Ren, co się stało? Co to było? Rozładowywałeś emocje? Już jest dobrze, spokojnie, Ren - przemawiał do niego czule. Objął go dłońmi za twarz i kciukami otarł jego policzki. Nagle jednak jego spojrzenie uciekło trochę w dół.
        - Jesteś draśnięty - oświadczył cicho, dotykając miejsca na jego szyi, gdzie znajdowała się niewielka rana. - Oj, Ren… Co te demony ci jeszcze zrobiły? Chodź do chatki, obejrzę cię - zarządził, ujmując go za dłonie, by pociągnąć go do góry i zmusić do tego, by wstał i poszedł razem z nim.
Zablokowany

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość