Gdzie dwa skowronki tam i kocur.
: Pon Lis 23, 2020 2:05 am
Dlatego mimo wszystko wolał nie pozostawać dłużej w pobliżu innych... Już od pierwszych słów kotołaka dało się zobaczyć, iż ten podchodził do maga zupełnie inaczej niż przedtem. Czy był to strach, czy też nagły brak bardziej przyjacielskiej atmosfery, Alantar był w stanie wyczuć tak drobne zmiany, w końcu w porównaniu do jego aktualnych towarzyszy, spotkał w życiu zapewne więcej osób, niźli oni widzieli na oczy. Problem jednak był w tym, iż tego typu zachowanie tylko prowokowało go bardziej, by ten jednak po prostu pozbył się tej dwójki... Z cichym westchnięciem mag pokręcił delikatnie głową, powstrzymując się przed kolejnym wybuchem.
- Jak dobrze powiedziane słowa. Szkoda tylko, że tak jak w przypadku dworu i więzów, jakie łączą pewne grupy, zostały wypowiedziane tylko po to, by zakryć w mgle prawdę. Ale rozumiem, dlaczego wolisz ukryć swoje myśli za tymi słowami, w końcu o ile łatwiej jest żyć na tym świecie, nie pokazując swoich prawdziwych emocji? - Jak zwykle jego ton głosu był miły i przyjemny dla ucha, wręcz melodyjny, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Za dwa, góra trzy dni dotrzemy na miejsce. Ile czasu poświęcimy już tam, trudno mi powiedzieć, nigdy nie byłem w tym miejscu, być może znajdziemy to, czego szukam bardzo szybko, być może będziemy musieli przeszukać każde jedno pomieszczenie. Po części zależeć będzie to też od was, kiedy uznacie, iż to, co znaleźliście, jest warte waszego czasu. Nie wspominając już o ewentualnych problemach, których nie jestem w stanie przewidzieć. W końcu miejsce, do którego się udajemy, nie jest bezpieczne, ale tego, jak duże niebezpieczeństwo nam grozi, nie jestem w stanie przewidzieć. Nie ma na tym świecie osób, które są niepokonane i o ile szanse na to, że ja sam zginę są małe, co by się nie stało... - Tak, jakby Alantar czytał elfce w myślach, tym razem postanowił wyjawić nieco więcej szczegółów niż poprzednio, choć dalej zdecydowanie nie mówił wszystkiego. Z początku dalej mówił swoim miłym głosem, jednak pod koniec wypowiedzi ten sam przyjemny dla ucha dźwięk stawał się coraz zimniejszy, a uśmiech na jego twarzy powoli znikał, by w końcu ten spojrzał na elfkę i kotołaka raczej znudzonym wzrokiem, w którym widać było nutkę pogardy.
- To, czy oboje będziecie w stanie ujść z życiem, będzie zależało od waszego szczęścia i tego, czy uznam, że warto was ratować. - W tym momencie oboje mogli zobaczyć delikatny cień tej samej osoby, którą spotkali poprzedniego wieczora, kogoś bez cienia skrupułów, bez tak zbędnych emocji jak współczucie...
- W końcu jesteście niczym więcej, niż jedynie drobnym zabezpieczeniem. - Z tymi słowy uśmiechnął się szeroko, śmiejąc się cicho, choć tak naprawdę ani z jednego, ani drugiego nie dało się wyczuć radości. Na szczęście gdy tylko jego głos zamilkł, czarodziej powrócił do swego miłego uśmiechu.
- Czasami trudno mi się powstrzymać... - Alantar westchnął cicho, kręcąc delikatnie głową. - Im lepiej będziecie w stanie poradzić sobie z ewentualnym zagrożeniem, tym lepiej tak dla was, jak i dla mnie. Mam nadzieję, że nie będę musiał nieść na sumieniu kolejnych żyć... - Spojrzał ze spokojem na dwójkę, która była obok niego. Mimo iż tak z jego tonu, jak i wyrazu twarzy dało się wyczuć, iż jego słowa były prawdziwe, czy i tak Vittoria i Hares byli w stanie uwierzyć mu? W końcu jeszcze przed chwilą wyraźnie zaznaczył, iż ich życia były czymś, co nie miało dla niego znaczenia...
- Jak dobrze powiedziane słowa. Szkoda tylko, że tak jak w przypadku dworu i więzów, jakie łączą pewne grupy, zostały wypowiedziane tylko po to, by zakryć w mgle prawdę. Ale rozumiem, dlaczego wolisz ukryć swoje myśli za tymi słowami, w końcu o ile łatwiej jest żyć na tym świecie, nie pokazując swoich prawdziwych emocji? - Jak zwykle jego ton głosu był miły i przyjemny dla ucha, wręcz melodyjny, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Za dwa, góra trzy dni dotrzemy na miejsce. Ile czasu poświęcimy już tam, trudno mi powiedzieć, nigdy nie byłem w tym miejscu, być może znajdziemy to, czego szukam bardzo szybko, być może będziemy musieli przeszukać każde jedno pomieszczenie. Po części zależeć będzie to też od was, kiedy uznacie, iż to, co znaleźliście, jest warte waszego czasu. Nie wspominając już o ewentualnych problemach, których nie jestem w stanie przewidzieć. W końcu miejsce, do którego się udajemy, nie jest bezpieczne, ale tego, jak duże niebezpieczeństwo nam grozi, nie jestem w stanie przewidzieć. Nie ma na tym świecie osób, które są niepokonane i o ile szanse na to, że ja sam zginę są małe, co by się nie stało... - Tak, jakby Alantar czytał elfce w myślach, tym razem postanowił wyjawić nieco więcej szczegółów niż poprzednio, choć dalej zdecydowanie nie mówił wszystkiego. Z początku dalej mówił swoim miłym głosem, jednak pod koniec wypowiedzi ten sam przyjemny dla ucha dźwięk stawał się coraz zimniejszy, a uśmiech na jego twarzy powoli znikał, by w końcu ten spojrzał na elfkę i kotołaka raczej znudzonym wzrokiem, w którym widać było nutkę pogardy.
- To, czy oboje będziecie w stanie ujść z życiem, będzie zależało od waszego szczęścia i tego, czy uznam, że warto was ratować. - W tym momencie oboje mogli zobaczyć delikatny cień tej samej osoby, którą spotkali poprzedniego wieczora, kogoś bez cienia skrupułów, bez tak zbędnych emocji jak współczucie...
- W końcu jesteście niczym więcej, niż jedynie drobnym zabezpieczeniem. - Z tymi słowy uśmiechnął się szeroko, śmiejąc się cicho, choć tak naprawdę ani z jednego, ani drugiego nie dało się wyczuć radości. Na szczęście gdy tylko jego głos zamilkł, czarodziej powrócił do swego miłego uśmiechu.
- Czasami trudno mi się powstrzymać... - Alantar westchnął cicho, kręcąc delikatnie głową. - Im lepiej będziecie w stanie poradzić sobie z ewentualnym zagrożeniem, tym lepiej tak dla was, jak i dla mnie. Mam nadzieję, że nie będę musiał nieść na sumieniu kolejnych żyć... - Spojrzał ze spokojem na dwójkę, która była obok niego. Mimo iż tak z jego tonu, jak i wyrazu twarzy dało się wyczuć, iż jego słowa były prawdziwe, czy i tak Vittoria i Hares byli w stanie uwierzyć mu? W końcu jeszcze przed chwilą wyraźnie zaznaczył, iż ich życia były czymś, co nie miało dla niego znaczenia...