Re: [Kilka mil od miasta] Nietypowa zwierzyna, nietypowi myś
: Śro Maj 30, 2018 10:28 pm
Ognaruks zmrużył oczy, obserwując reakcję wilkołaka; przywykł, że w tej postaci przeraża innych w stopniu, w jakim nic innego wcześniej nie miało okazji. Wszak czyż nie był chodzącą, olbrzymią destrukcją, gotową jednym, nieopatrznym ruchem zmiażdżyć kogoś oraz wycisnąć z niego całe życie? Był zagrożeniem, drapieżnikiem zupełnie innego poziomu; gdyby był zwykłym zwierzęciem, ludzie nie musieliby się go obawiać przez wzgląd na to, iż byli istotami zupełnie nie w jego lidze. Sami mieszkańcy zadaszonych domów nie polowali wszak na szczury, uznając je tylko za szkodniki. Demon jednak był czymś więcej niż tylko olbrzymim gadem; złożoną umysłowo istotą, która doskonale zdawała sobie sprawę z egzystencji oraz znaczenia tak mizernych bytów. I nie wahała się nimi zabawić; nieważne czy przynosiło to jakieś korzyści, czy tylko dziką satysfakcję.
Wilkołak zaś... jego spokój oraz zachowywanie się tak, jakby to, co ujrzał, było najzwyklejszą rzeczą w świecie, nadzwyczaj zirytowało Ognaruksa. Pod jego łapą trzasnęła skała, gdy mocniej zacisnął pazury na kawałku swojego własnego dzieła, rozkruszając go na kawałki, które bez wątpienia wbiłyby się w jego skórę, gdyby ta nie posiadała wytrzymałości stali. Słowa Bjonrolfa także nie pomogły smokowi w zachowaniu spokoju; nie dość, że pozwolił sobie na dosyć luźne skrytykowanie jego prawdziwej formy, to w dodatku schował broń! To już dla drapieżnika była czysta obraza; jego nozdrza rozszerzały się, gdy wydobywało się z nich powietrze gotowe bez trudu przypalić sierść zmiennokształtnego. Trochę więcej wysiłku i skupienia, a... odepchnął od siebie tę myśl, jakkolwiek wizja zaskoczonego i pożeranego płomieniami wilkołaka nie byłaby kusząca.
Jego spojrzenie potoczyło się za workiem z pożywieniem, które upadło pod jego uniesionym wysoko łbem. Zdecydowanie nie miał zamiaru chwytać jedzenia w locie, choć dosyć łatwo mógłby to zrobić; czułby się niczym pies karmiony przez litościwego człowieka. Gadzie oczy Ognaruksa uniosły się ponownie, spoglądając na swojego towarzysza ostrzegawczo. Ten jednak zbyt zajęty był dbaniem o elfkę, aby to zauważyć i wkrótce nawet postanowił zabrać ją ze sobą, byle jak najdalej od niego. Smok nie żywił do niej pogardy; wiedział, że w takich sytuacjach działał mechanizm „walcz albo uciekaj” - zmierzenie się z nim było pomysłem, który trafiał jedynie w wyjątkowych optymistów oraz rycerzyków upojonych baśniami o ubijaniu smoków oraz ratowaniu księżniczek. Na jego widok czymś naturalnym była ucieczka. Rozumiały to zwierzęta z lasu, które teraz zaszyły się w swoich norach, byle tylko uniknąć szału olbrzymia. Rozumiała to elfka, w której bestia wywołała czyste przerażenie. Wilkołak jednak... zdaniem demona zdecydowanie popełniał teraz wielki błąd. Łatwo potrafił sobie wyobrazić sytuację, w której taka pewność siebie uderza z oszałamiającą siłą. Prawda była taka, że demon w tej chwili nawet nie mógł mówić, aby ta sytuacja była bezpieczna dla zmiennokształtnego...
Prychnął, podpalając korony kilku drzew, po czym pochylił się i zawiesił torbę na zębie, po czym wyrzucił ją w powietrze i połknął jednym chapnięciem szczęk, mogących bez problemu miażdżyc najtwardsze spośród pni. Uniósł łeb, przekrzywiając go, wpatrując się w horyzont. ”W tym czasie... do wioski... na tyle odważny, aby kazać mi czekać... albo naiwny... Aż się wierzyć nie chce, że kierują nim ponoć zwierzęce instynkty. Mógłby zawstydzić niejednego rycerza.” Demon rozejrzał się, szukając sposobu na zabicie czasu. Odnalazł je w drzewach, które stanęły teraz w płomieniach za jego przyczyną. Stwierdził, że trzeba to jakoś rozwiązać – w końcu pożar lasu jednak był tu kompletnie niepotrzebny. Jednym uderzeniem ogona powalił płonące drzewa na ziemię, po czym łapami połamał na kawałki, dopóki nie pozostał z ognia jedynie gasnący żar. Jego paszcza rozszerzyła się, gdy ziewał. Ułożył się wygodnie na „legowisku” ze stopionego zamku, opierając łeb skrzyżowanych ramionach i kładąc po sobie skrzydła. Zamknął oczy, wsłuchując się w ciszę, jaka zapanowała powszechnie. Rozkoszował się strachem wiszącym w powietrzu oraz wyobrażał sobie, jak to małe stworzonka nasłuchują, czy aby zagrożenie nie zniknęło. W końcu jednak dosłyszał nadchodzącego Bjornofla.
Otworzył szybko oczy i uniósł swoje cielsko, ponownie górując nad okolicznymi drzewami oraz rzucając cień na przybyszy... których okazało się znowu nie być tak wielu, jak oczekiwał. Paszcza Ognaruksa rozszerzyła się i wydał się z nich warkot, który sprawił, że świnia, która jak dotąd tkwiła sparaliżowana, zaczęła rzucać się, próbując zerwać powróz. Co w sumie mu się po chwili udało. Zwierzę z kwikiem rozpaczy rzuciło się do ucieczki, ale wtedy wystrzelił ogon demona, omijając Bjornolfa o dobre kilka metrów, jednak pęd, jaki ogon przeniósł na powietrze, sprawił, że w zmiennokształtnego uderzyła silna fala powietrza. Świniak zakwiczał przeraźliwie, gdy w jego ciele zagłębił się jeden z kolców Ognaruksa, bez problemów przebijając je na wylot. Smok powoli uniósł wciąż żyjące, szarpiące się w konwulsjach zwierzę, które oddalało się coraz bardziej od ziemi, aby w końcu zawisnąć nad paszczą demona – kolec skierowany teraz był węższą stroną ku dołowi, dlatego świniak powoli zaczął się z niego zsuwać, aby w końcu spaść w otchłań zębów, która trzasnęła z przerażającą mocą, w jednej chwili pozbawiając go życia.
Ognaruks przełknął go, po czym ponownie się wyprostował, wbijając spojrzenie w Bjornolfa. Taka przekąska wystarczała, aby mógł się ponownie przemienić, ale zdecydowanie było to za mało, aby poprawić humor smoka. Ten ruszył naprzód, a jego powolne kroki dudniły w powietrzu, gdy obchodził wilkołaka od boku, po czym zatoczył wokół niego krąg – jego wielki, nabity kolcami ogon znajdował się po stronie ruin, masywny tułów zaś po tej, z której przyszedł nord. Demon schylił łeb, niemal dotykając nosem klatki piersiowej Bjornolfa oraz wpatrując się w niego oczami, które zdawały się płonąć. Zmiennokształtny mógł poczuć na ciele falę gorąca, gdy szczęka smoka poruszyła się, wyrzucając z siebie ciepłe opary oraz niskie słowa, od których zdawało się drgać powietrze oraz skóra.
- Gdzie. Jest. Elfka?
Wilkołak zaś... jego spokój oraz zachowywanie się tak, jakby to, co ujrzał, było najzwyklejszą rzeczą w świecie, nadzwyczaj zirytowało Ognaruksa. Pod jego łapą trzasnęła skała, gdy mocniej zacisnął pazury na kawałku swojego własnego dzieła, rozkruszając go na kawałki, które bez wątpienia wbiłyby się w jego skórę, gdyby ta nie posiadała wytrzymałości stali. Słowa Bjonrolfa także nie pomogły smokowi w zachowaniu spokoju; nie dość, że pozwolił sobie na dosyć luźne skrytykowanie jego prawdziwej formy, to w dodatku schował broń! To już dla drapieżnika była czysta obraza; jego nozdrza rozszerzały się, gdy wydobywało się z nich powietrze gotowe bez trudu przypalić sierść zmiennokształtnego. Trochę więcej wysiłku i skupienia, a... odepchnął od siebie tę myśl, jakkolwiek wizja zaskoczonego i pożeranego płomieniami wilkołaka nie byłaby kusząca.
Jego spojrzenie potoczyło się za workiem z pożywieniem, które upadło pod jego uniesionym wysoko łbem. Zdecydowanie nie miał zamiaru chwytać jedzenia w locie, choć dosyć łatwo mógłby to zrobić; czułby się niczym pies karmiony przez litościwego człowieka. Gadzie oczy Ognaruksa uniosły się ponownie, spoglądając na swojego towarzysza ostrzegawczo. Ten jednak zbyt zajęty był dbaniem o elfkę, aby to zauważyć i wkrótce nawet postanowił zabrać ją ze sobą, byle jak najdalej od niego. Smok nie żywił do niej pogardy; wiedział, że w takich sytuacjach działał mechanizm „walcz albo uciekaj” - zmierzenie się z nim było pomysłem, który trafiał jedynie w wyjątkowych optymistów oraz rycerzyków upojonych baśniami o ubijaniu smoków oraz ratowaniu księżniczek. Na jego widok czymś naturalnym była ucieczka. Rozumiały to zwierzęta z lasu, które teraz zaszyły się w swoich norach, byle tylko uniknąć szału olbrzymia. Rozumiała to elfka, w której bestia wywołała czyste przerażenie. Wilkołak jednak... zdaniem demona zdecydowanie popełniał teraz wielki błąd. Łatwo potrafił sobie wyobrazić sytuację, w której taka pewność siebie uderza z oszałamiającą siłą. Prawda była taka, że demon w tej chwili nawet nie mógł mówić, aby ta sytuacja była bezpieczna dla zmiennokształtnego...
Prychnął, podpalając korony kilku drzew, po czym pochylił się i zawiesił torbę na zębie, po czym wyrzucił ją w powietrze i połknął jednym chapnięciem szczęk, mogących bez problemu miażdżyc najtwardsze spośród pni. Uniósł łeb, przekrzywiając go, wpatrując się w horyzont. ”W tym czasie... do wioski... na tyle odważny, aby kazać mi czekać... albo naiwny... Aż się wierzyć nie chce, że kierują nim ponoć zwierzęce instynkty. Mógłby zawstydzić niejednego rycerza.” Demon rozejrzał się, szukając sposobu na zabicie czasu. Odnalazł je w drzewach, które stanęły teraz w płomieniach za jego przyczyną. Stwierdził, że trzeba to jakoś rozwiązać – w końcu pożar lasu jednak był tu kompletnie niepotrzebny. Jednym uderzeniem ogona powalił płonące drzewa na ziemię, po czym łapami połamał na kawałki, dopóki nie pozostał z ognia jedynie gasnący żar. Jego paszcza rozszerzyła się, gdy ziewał. Ułożył się wygodnie na „legowisku” ze stopionego zamku, opierając łeb skrzyżowanych ramionach i kładąc po sobie skrzydła. Zamknął oczy, wsłuchując się w ciszę, jaka zapanowała powszechnie. Rozkoszował się strachem wiszącym w powietrzu oraz wyobrażał sobie, jak to małe stworzonka nasłuchują, czy aby zagrożenie nie zniknęło. W końcu jednak dosłyszał nadchodzącego Bjornofla.
Otworzył szybko oczy i uniósł swoje cielsko, ponownie górując nad okolicznymi drzewami oraz rzucając cień na przybyszy... których okazało się znowu nie być tak wielu, jak oczekiwał. Paszcza Ognaruksa rozszerzyła się i wydał się z nich warkot, który sprawił, że świnia, która jak dotąd tkwiła sparaliżowana, zaczęła rzucać się, próbując zerwać powróz. Co w sumie mu się po chwili udało. Zwierzę z kwikiem rozpaczy rzuciło się do ucieczki, ale wtedy wystrzelił ogon demona, omijając Bjornolfa o dobre kilka metrów, jednak pęd, jaki ogon przeniósł na powietrze, sprawił, że w zmiennokształtnego uderzyła silna fala powietrza. Świniak zakwiczał przeraźliwie, gdy w jego ciele zagłębił się jeden z kolców Ognaruksa, bez problemów przebijając je na wylot. Smok powoli uniósł wciąż żyjące, szarpiące się w konwulsjach zwierzę, które oddalało się coraz bardziej od ziemi, aby w końcu zawisnąć nad paszczą demona – kolec skierowany teraz był węższą stroną ku dołowi, dlatego świniak powoli zaczął się z niego zsuwać, aby w końcu spaść w otchłań zębów, która trzasnęła z przerażającą mocą, w jednej chwili pozbawiając go życia.
Ognaruks przełknął go, po czym ponownie się wyprostował, wbijając spojrzenie w Bjornolfa. Taka przekąska wystarczała, aby mógł się ponownie przemienić, ale zdecydowanie było to za mało, aby poprawić humor smoka. Ten ruszył naprzód, a jego powolne kroki dudniły w powietrzu, gdy obchodził wilkołaka od boku, po czym zatoczył wokół niego krąg – jego wielki, nabity kolcami ogon znajdował się po stronie ruin, masywny tułów zaś po tej, z której przyszedł nord. Demon schylił łeb, niemal dotykając nosem klatki piersiowej Bjornolfa oraz wpatrując się w niego oczami, które zdawały się płonąć. Zmiennokształtny mógł poczuć na ciele falę gorąca, gdy szczęka smoka poruszyła się, wyrzucając z siebie ciepłe opary oraz niskie słowa, od których zdawało się drgać powietrze oraz skóra.
- Gdzie. Jest. Elfka?