Re: [Skraj Lasu Driad] W poszukiwaniu sadu z jabłkami...
: Śro Lut 15, 2017 4:52 pm
Chibi zaczął przebierać łapkami jakby biegał w powietrzu kiedy wampir go złapał. Zaskomlał kładąc po sobie uszka i od razu zaczął piskliwie nadawać tłumacząc im co zamierzał zrobić, że chciał ukraść dla Rivera coś błyszczącego w ramach przeprosin. Przestał jednakże smutny siedząc spokojnie na ramieniu Fryderyka, jedynie oglądając się za siebie na świecidełko, które chciał podarować swojemu przyjacielowi. Westchnął ciężko rezygnując z tych starań, w końcu nie chciał narobić wampirom kłopotów. Postanowił jednak, że przy jakiejś okazji się tym zajmie. Usłyszał jak ktoś za nimi woła i spojrzał na przepychającego się w tłumie ludzi karczmarza. Przekrzywił główkę nie wiedząc o co może chodzić. Przez myśl mu nawet nie przeszło, że smok mógł narozrabiać choć było to bardzo prawdopodobne, jednakże Chibi wierzył, że River nic złego nie zrobił.
Chłopak tym czasem wbrew ich wszystkim strasznym przypuszczeniom spał sobie w najlepsze, wciąż co jakiś czas pomrukując w prośbie o miód. Śnił o ludziach składających mu cześć, przynoszących w ofierze bogactwa, mięso i beczki z miodem, a ponad to był otoczony pięknymi smoczycami o głowę mniejszymi od siebie. Był przeszczęśliwy.
- Mmmm, miodek. - Oblizał sobie przez sen usta i przewrócił się na bok, lewą ręką starając się po coś sięgnąć, lecz za bardzo się przechylił na boku i zleciał z łóżka z hukiem. Jak można się było domyślić, obudził się przez to i jęknął z bólem pocierając dłonią zabandażowaną ranę na boku, jakby to jakoś miało mu uśmierzyć ból. Podniósł się i leniwie oparł plecami o wyrko siedząc na podłodze. Otępiały gad z zaciekawieniem podciągnął zniszczoną i brudną koszulę i popatrzył na opatrunek. Po tym prychnął arogancko. Nie potrzebował tego, przecież świetnie sam sobie poradził z tą raną, a oni nie docenili jego inteligencji i sprytu, i zrobili po swojemu. Zawarczał cicho z wrogością. "Głupie wampiry, myślą, że są takie wspaniałe i mogą robić co im się żywnie podoba", pomyślał z niezadowoleniem, ale po chwili rozejrzał się zaskoczony, w poszukiwaniu ich i zwierzaka. Nigdzie ich nie było, ale dostrzegł napis na oknie i się nieco uspokoił. Zsunął z siebie płaszcz ma moment by zdjąć starą koszulę od razu ją paląc w dłoni i na powrót założył swój płaszcz. Miał z tym małe problemu, bo ciężko było włożyć coś na siebie jedną ręką, odkąd spotkał Chibiego to on mu z tym pomagał, ale teraz musiał poradzić sobie sam. Chwilę się męczył, ale nareszcie się udało. Przeciągnął się, ziewnął i znów walnął się na wyrko, chcąc iść dalej spać. Miał kaca i nie zamierzał nigdzie się stąd ruszać póki głowa nie przestanie go boleć.
Chibi pokiwał głową trzymając w łapkach mocno pierścień Rodericka. W pewnym momencie nawet stanął na barkach czarnego brata i zasalutował, nie wiedział czemu, ale zrobiło mu się miło czując, że jest potrzebny. Bez dalszego ociągania się zeskoczył z ramienia Fryderyka, gdy biało odziany wampir skończył mówić i ruszył przez ulicę w stronę jednej z kamienic, po której ścianie się wspiął. Zatrzymał się na moment oglądając się na wampiry by zobaczyć, gdzie się ukryli, po czym wspiął się wyżej i zniknął na dachu, biegnąc w stronę karczmy. Nie musiał się przepychać między ludźmi. Na tą chwilę zapomniał o chęci znalezienia dla Rivera świecidełka i skupił się całkowicie na swoim zadaniu. Wszedł przez okno na strych i wskoczył na łóżko, a po tym wlazł na nagą pierś gada zaczynając go zawzięcie szturchać by się obudził. Na szczęście chłopak jedynie drzemał i z niezadowoleniem się podniósł otwierając oko, które przetarł dłonią.
- Ale ty hałasujesz, daj mi spać - burknął bez humoru, chcąc się na powrót położyć, ale dostrzegł w łapkach ujadającego zawzięcie stworka sygnet Rodericka. To go zmusiło do poświęcenia małemu chwili, choć nie chciało mu się za bardzo.
Chibi zeskoczył z łóżka i zaczął pantomimicznie pokazywać przyjacielowi, że w karczmie są łowcy wampirów i trzeba uciekać. Wyglądało to jak zabawa w kalambury i nawet trzy pierwsze odpowiedzi smoka zostały skontrowane przeczącym kręceniem głowy stworka. Za czwartym chłopak był już znudzony i zły za swoje niepowodzenia, jednakże tym razem mu się udało. Postanowił spróbować nauczyć małego mówić albo chociaż pisać w wolnej chwili, by łatwiej się szło z nim dogadać. Obawiał się jednak, że jak zwierzak zacznie mówić to go najzwyczajniej w świecie rozszarpie za pyskówki i humory, które już i tak mu czasami odstawiał. Chłopak westchnął założył swój kapelusz i wyszedł przez okno po czym poszedł zgodnie ze wskazówkami Chibiego do miejsca gdzie były wampiry.
- Zawsze musicie robić tyle problemów? Wyspać się na spokojnie nie można - odezwał się marudnym tonem ziewając dla potwierdzenia swoich słów, choć nie było to wymuszone. Chibi przeskoczył z ramienia Rivera na Rodericka i oddał mu jego pierścień. Chłopak nie bardzo kontaktując z rzeczywistością zaczął nagle obmacywać swoje boki i plecy, a po tym z niepokojem otworzył szerzej swoje złote oko. - Zapomniałem swojej torby! - powiedział chcąc zawrócić do karczmy, po swoją własność wypchaną skarbami, nie pamiętając, że spalił ją. To zauważył, ale tego, że Chibi miał poparzoną łapkę to już nie.
Chłopak tym czasem wbrew ich wszystkim strasznym przypuszczeniom spał sobie w najlepsze, wciąż co jakiś czas pomrukując w prośbie o miód. Śnił o ludziach składających mu cześć, przynoszących w ofierze bogactwa, mięso i beczki z miodem, a ponad to był otoczony pięknymi smoczycami o głowę mniejszymi od siebie. Był przeszczęśliwy.
- Mmmm, miodek. - Oblizał sobie przez sen usta i przewrócił się na bok, lewą ręką starając się po coś sięgnąć, lecz za bardzo się przechylił na boku i zleciał z łóżka z hukiem. Jak można się było domyślić, obudził się przez to i jęknął z bólem pocierając dłonią zabandażowaną ranę na boku, jakby to jakoś miało mu uśmierzyć ból. Podniósł się i leniwie oparł plecami o wyrko siedząc na podłodze. Otępiały gad z zaciekawieniem podciągnął zniszczoną i brudną koszulę i popatrzył na opatrunek. Po tym prychnął arogancko. Nie potrzebował tego, przecież świetnie sam sobie poradził z tą raną, a oni nie docenili jego inteligencji i sprytu, i zrobili po swojemu. Zawarczał cicho z wrogością. "Głupie wampiry, myślą, że są takie wspaniałe i mogą robić co im się żywnie podoba", pomyślał z niezadowoleniem, ale po chwili rozejrzał się zaskoczony, w poszukiwaniu ich i zwierzaka. Nigdzie ich nie było, ale dostrzegł napis na oknie i się nieco uspokoił. Zsunął z siebie płaszcz ma moment by zdjąć starą koszulę od razu ją paląc w dłoni i na powrót założył swój płaszcz. Miał z tym małe problemu, bo ciężko było włożyć coś na siebie jedną ręką, odkąd spotkał Chibiego to on mu z tym pomagał, ale teraz musiał poradzić sobie sam. Chwilę się męczył, ale nareszcie się udało. Przeciągnął się, ziewnął i znów walnął się na wyrko, chcąc iść dalej spać. Miał kaca i nie zamierzał nigdzie się stąd ruszać póki głowa nie przestanie go boleć.
Chibi pokiwał głową trzymając w łapkach mocno pierścień Rodericka. W pewnym momencie nawet stanął na barkach czarnego brata i zasalutował, nie wiedział czemu, ale zrobiło mu się miło czując, że jest potrzebny. Bez dalszego ociągania się zeskoczył z ramienia Fryderyka, gdy biało odziany wampir skończył mówić i ruszył przez ulicę w stronę jednej z kamienic, po której ścianie się wspiął. Zatrzymał się na moment oglądając się na wampiry by zobaczyć, gdzie się ukryli, po czym wspiął się wyżej i zniknął na dachu, biegnąc w stronę karczmy. Nie musiał się przepychać między ludźmi. Na tą chwilę zapomniał o chęci znalezienia dla Rivera świecidełka i skupił się całkowicie na swoim zadaniu. Wszedł przez okno na strych i wskoczył na łóżko, a po tym wlazł na nagą pierś gada zaczynając go zawzięcie szturchać by się obudził. Na szczęście chłopak jedynie drzemał i z niezadowoleniem się podniósł otwierając oko, które przetarł dłonią.
- Ale ty hałasujesz, daj mi spać - burknął bez humoru, chcąc się na powrót położyć, ale dostrzegł w łapkach ujadającego zawzięcie stworka sygnet Rodericka. To go zmusiło do poświęcenia małemu chwili, choć nie chciało mu się za bardzo.
Chibi zeskoczył z łóżka i zaczął pantomimicznie pokazywać przyjacielowi, że w karczmie są łowcy wampirów i trzeba uciekać. Wyglądało to jak zabawa w kalambury i nawet trzy pierwsze odpowiedzi smoka zostały skontrowane przeczącym kręceniem głowy stworka. Za czwartym chłopak był już znudzony i zły za swoje niepowodzenia, jednakże tym razem mu się udało. Postanowił spróbować nauczyć małego mówić albo chociaż pisać w wolnej chwili, by łatwiej się szło z nim dogadać. Obawiał się jednak, że jak zwierzak zacznie mówić to go najzwyczajniej w świecie rozszarpie za pyskówki i humory, które już i tak mu czasami odstawiał. Chłopak westchnął założył swój kapelusz i wyszedł przez okno po czym poszedł zgodnie ze wskazówkami Chibiego do miejsca gdzie były wampiry.
- Zawsze musicie robić tyle problemów? Wyspać się na spokojnie nie można - odezwał się marudnym tonem ziewając dla potwierdzenia swoich słów, choć nie było to wymuszone. Chibi przeskoczył z ramienia Rivera na Rodericka i oddał mu jego pierścień. Chłopak nie bardzo kontaktując z rzeczywistością zaczął nagle obmacywać swoje boki i plecy, a po tym z niepokojem otworzył szerzej swoje złote oko. - Zapomniałem swojej torby! - powiedział chcąc zawrócić do karczmy, po swoją własność wypchaną skarbami, nie pamiętając, że spalił ją. To zauważył, ale tego, że Chibi miał poparzoną łapkę to już nie.