Re: Mały kotek grzecznie śpi...
: Sob Kwi 21, 2018 10:52 am
Marudzenie Lexi spływało po Wedze równie mocny, co niedawny deszcz. Kotołaczka miała okazję trochę się wygadać, nawet jeżeli dotyczyło to jedynie błota. Tryton miał gdzieś hen, hen daleko i głęboko w sobie nadzieję, że usłyszy jakąkolwiek inną odpowiedź, choćby, że „idę na ryby”. Jednak nawet będąc niemalże święcie przekonanym, że Kicia nie ma żadnego celu i tak jakby poczuł dziwny zawód i chociaż nie pokazał tego w żaden sposób poprzez mimikę twarzy, to jego rozgoryczenie można było wyczuć w powietrzu.
Wega wyprostował się wlepiając wzrok w rząd drzew. Nie na rękę było mu ciągnąć za sobą Kici, ale z drugiej strony nie miał jakoś serca jej zostawić na pastwę losu w lesie, gdzie szuka ją szajbnięty koleżka. To było oczywiste, że jeżeli tu zostanie to raczej szybko dostanie się w jego ręce, a Kicia ani razu w sumie nie zaszkodziła trytonowi. Wiscari nie miał powodów by ją sprzedać temu kolesiowi, chociaż nie miał też powodu by ją za sobą wlec. „Te lądowe gnidy robią więcej problemów niżbym chciał” przyznał w duchu, a podejmowanie decyzji przerwał mu skrzek.
Mężczyzna od razu rozejrzał się dookoła, jakby nagle dostał impulsu żywotności. Może i był przygłuchy, ale tego dźwięku nie pomyliłby z żadnym innym.
- Słyszeliście to? - zwrócił się zarówno do dziewczyny, jak i kruka. - Ten skrzek, to mewa – wiedział, jak absurdalnie brzmią jego słowa, ale nawet nie miał zamiaru dyskutować.
- Ptaszasty towarzyszy Kici, nie będę wysyłać koteczki na drzewo by upolowała twojego bardzo dalekiego krewnego. Ściągniesz te mewę do nas? Jak zacznie znowu skrzeczeć to ci uroczy prześladowcy Kici szybko nas zlokalizują.
Chcąc nie chcąc kruk z oporem, czy też bez oporu, postanowił ściągnąć mewę na ląd. Wega korzystając z chwili „sam na sam” zwrócił się jeszcze do Lexi.
- Tylko nie czuj się winna temu, że nie masz dokąd podążyć. To przesrane iść bez celu, coś o tym wiem. Chodzi bardziej o to byś nie wlekła się tak po świecie zbyt długo, bo ci odwali, a gdy ci odwali już tak miło nie będzie.
Na Prasmoka, Wega komuś sprzedał radę. Podzielił się nią z malutką Kicią, w życiu by nie pomyślał, że doradzi lądowej istocie... i to jeszcze kotu.
Temat nie zdołał się rozwikłać, bo kruk wrócił wraz z mewą, która z automatu usiadła na wyciągniętym przez trytona przedramieniu.
- No padlinożerco, co ty tutaj chowasz – mruknął ochryple oglądając nóżki zwierzęcia.
Wega nienawidził malutkich wiadomości owiniętych wokół nóżek chudych niczym nitki. Miał na to za duże palce, ale aż dziwił się precyzji umocowania wiadomości. Mimo wszystko, szybko się do niej dostał, a mewa uciekła Wiscariemu na bark nim ten strzepnął ją z przedramienia. Mężczyzna rozwinął kawałek papierka, po czym przeczytał (oczywiście nie w głos):
„Jak to czytasz to wiedz, że ci pierdolnę. W kałamarzu brakuje mi już atramentu, a uwierz mi, że tutaj kosztuje tyle co poroże jelenia. Wciąż na ciebie czekamy wodoroście”.
Wega uśmiechnął się przebiegle, nawet na chwilę zatopił się we wspomnieniach wspólnego mordowania ze swoją kompanią. Szczególnie pamiętał tego, co przebił trójzębem na statku albo tego, którego wykastrował i powiesił na nodze do góry nogami. Biedaczek, nie mógł już nic powiedzieć, bo Korovot obwiązał szyję umierającego sznurem, a później opuścił worek z piachem, jaki był do sznura przymocowany. Szybko się udusił, powinien być wdzięczy Korovotowi, umarł szybko.
- Jaki mamy miesiąc?
- Miesiąc Orła – odparł kruk nie odrywając oczu od naturianina.
- Cóż Kiciu, zabieram cię w krótką podróż. Nie sczeźniesz tutaj w lesie z powodu tego jełopa, co cie prześladuje, ani z powodu dzika, który jest w stanie cie staranować jednym atakiem. Możesz zawsze przecież umrzeć z nieco większą godnością. Wyciągaj kartkę i rysik.
Wiscari użyczył swoich pleców (o ile dziewczyna nie miała lepszej podkładki), by Lexi nie rysowała na żadnym mokrym drzewie czy kamieniu. Wolał uniknąć wszelkich śladów swojej obecności i kazał dziewczynie pilnować, aby niczego nie zgubiła. Nawet zmusiłby ją do szukania złamanego rysika w okropnym błocie, byleby nie zostawić po sobie żadnego śladu. Na szczęście ziemia była tak rozpaćkana, że przy kolejnej zapowiadającej się mżawce ich odciski butów i stóp znikną.
Zadanie nie było zbyt trudne, dla znawcy geografii. Wega średnio znał się na lądzie Alarańskim, a swoją mapę gdzieś przepił, więc Kicia miała za zadanie sporządzić jej prostą wersję. Chociaż tryton nie zdziwiłby się, gdyby kotołaczkę poniosły rysownicze ambicje. Sam coś starał się sobie przypomnieć by dodać nieco więcej szczegółów, a gdy skończyła wyciągnął jej obie dłonie i położył na nich mapę. Jeszcze na chwilę zawahał się, czy aby podejmuje dobrą decyzję, ale niech straci.
- Okiwaj mnie z mojego cacka, a jak cię znajdę to urżnę łeb... Tylko przy odrobinie szczęścia i to raczej na sam koniec tortury. Na pewno zacznę od paznokci, a później palców - ostrzegł marszcząc brwi, po czym sięgnął złotego kompasu.
- Mam tylko półtora miesiąca by dostać się tutaj – Wega wskazał miejsce trzeciego królestwa z kolei nad Morzem Cienia. - To jakieś miasto kojarzące się ze słowem „syrena”. Tutaj gdzieś się rozpoczyna Pomarańczowy Szlak, on prowadzi bezpośrednio nad Morze Cienia.
Złota wskazówka w kompasie się zakołysała, a gdy przystanęła Wedze momentalnie skwaśniała mina.
- Genialnie. Szkoda, że drogę do tego państewka przecina nam twój koleżka. Stracimy czas na wymijaniu go... - burknął i już zaczął żałować, że wciągnął w to zmiennokształtną. Jednak podczas sporządzania mapy wynikało, że zna się na lądzie więc jej wiedza skróci czas ich podróży. Tyle dylematów.
- Aghr... - westchnął marudnie tryton.
- Słuchaj no, przeprowadzę cię przez to bagno, ominiemy moczymordę, a nawet zaciągnę cię dalej, tylko nie staraj się mi prawić żadnych kazań. Nie musisz się w nic wtrącać, ale jeżeli zechcę albo uznam, że komuś poderżnę gardło albo przerzucę jelita przez koronę drzew, to to zrobię. Tak wiem, możesz równie dobrze sama sobie pójść gdziekolwiek tylko zechcesz, ale oszczędzę ci cierpienia i zamiast topić się w tym bagnie, gdzie zaraz ponownie spadnie deszcz, po prostu zmień się w kota żebym cię mógł „przetransportować”. To też oszczędzi czasu i mnie i tobie. Również przypominam, że i tak nie masz co ze sobą zrobić, to chociaż niech moczymorda straci trop. Wyjdziemy na Pomarańczowy Szlak, a później możesz sobie wybrać kupca i naciągnąć go na ładny uśmiech na niezwykłą podróż w nieznane.
Wega zamknął kompas, który jeszcze rzucił zajączka swoim blaskiem na twarz zmiennokształtnej. Mężczyzna pociągnął za łańcuszek i błyskotka zniknęła dziewczynie z pola widzenia. Przejął także mapę i ładnie ją poskładał, po czym wcisnął do kieszeni.
- To jak? Piszesz się na to?
Wega wyprostował się wlepiając wzrok w rząd drzew. Nie na rękę było mu ciągnąć za sobą Kici, ale z drugiej strony nie miał jakoś serca jej zostawić na pastwę losu w lesie, gdzie szuka ją szajbnięty koleżka. To było oczywiste, że jeżeli tu zostanie to raczej szybko dostanie się w jego ręce, a Kicia ani razu w sumie nie zaszkodziła trytonowi. Wiscari nie miał powodów by ją sprzedać temu kolesiowi, chociaż nie miał też powodu by ją za sobą wlec. „Te lądowe gnidy robią więcej problemów niżbym chciał” przyznał w duchu, a podejmowanie decyzji przerwał mu skrzek.
Mężczyzna od razu rozejrzał się dookoła, jakby nagle dostał impulsu żywotności. Może i był przygłuchy, ale tego dźwięku nie pomyliłby z żadnym innym.
- Słyszeliście to? - zwrócił się zarówno do dziewczyny, jak i kruka. - Ten skrzek, to mewa – wiedział, jak absurdalnie brzmią jego słowa, ale nawet nie miał zamiaru dyskutować.
- Ptaszasty towarzyszy Kici, nie będę wysyłać koteczki na drzewo by upolowała twojego bardzo dalekiego krewnego. Ściągniesz te mewę do nas? Jak zacznie znowu skrzeczeć to ci uroczy prześladowcy Kici szybko nas zlokalizują.
Chcąc nie chcąc kruk z oporem, czy też bez oporu, postanowił ściągnąć mewę na ląd. Wega korzystając z chwili „sam na sam” zwrócił się jeszcze do Lexi.
- Tylko nie czuj się winna temu, że nie masz dokąd podążyć. To przesrane iść bez celu, coś o tym wiem. Chodzi bardziej o to byś nie wlekła się tak po świecie zbyt długo, bo ci odwali, a gdy ci odwali już tak miło nie będzie.
Na Prasmoka, Wega komuś sprzedał radę. Podzielił się nią z malutką Kicią, w życiu by nie pomyślał, że doradzi lądowej istocie... i to jeszcze kotu.
Temat nie zdołał się rozwikłać, bo kruk wrócił wraz z mewą, która z automatu usiadła na wyciągniętym przez trytona przedramieniu.
- No padlinożerco, co ty tutaj chowasz – mruknął ochryple oglądając nóżki zwierzęcia.
Wega nienawidził malutkich wiadomości owiniętych wokół nóżek chudych niczym nitki. Miał na to za duże palce, ale aż dziwił się precyzji umocowania wiadomości. Mimo wszystko, szybko się do niej dostał, a mewa uciekła Wiscariemu na bark nim ten strzepnął ją z przedramienia. Mężczyzna rozwinął kawałek papierka, po czym przeczytał (oczywiście nie w głos):
„Jak to czytasz to wiedz, że ci pierdolnę. W kałamarzu brakuje mi już atramentu, a uwierz mi, że tutaj kosztuje tyle co poroże jelenia. Wciąż na ciebie czekamy wodoroście”.
Wega uśmiechnął się przebiegle, nawet na chwilę zatopił się we wspomnieniach wspólnego mordowania ze swoją kompanią. Szczególnie pamiętał tego, co przebił trójzębem na statku albo tego, którego wykastrował i powiesił na nodze do góry nogami. Biedaczek, nie mógł już nic powiedzieć, bo Korovot obwiązał szyję umierającego sznurem, a później opuścił worek z piachem, jaki był do sznura przymocowany. Szybko się udusił, powinien być wdzięczy Korovotowi, umarł szybko.
- Jaki mamy miesiąc?
- Miesiąc Orła – odparł kruk nie odrywając oczu od naturianina.
- Cóż Kiciu, zabieram cię w krótką podróż. Nie sczeźniesz tutaj w lesie z powodu tego jełopa, co cie prześladuje, ani z powodu dzika, który jest w stanie cie staranować jednym atakiem. Możesz zawsze przecież umrzeć z nieco większą godnością. Wyciągaj kartkę i rysik.
Wiscari użyczył swoich pleców (o ile dziewczyna nie miała lepszej podkładki), by Lexi nie rysowała na żadnym mokrym drzewie czy kamieniu. Wolał uniknąć wszelkich śladów swojej obecności i kazał dziewczynie pilnować, aby niczego nie zgubiła. Nawet zmusiłby ją do szukania złamanego rysika w okropnym błocie, byleby nie zostawić po sobie żadnego śladu. Na szczęście ziemia była tak rozpaćkana, że przy kolejnej zapowiadającej się mżawce ich odciski butów i stóp znikną.
Zadanie nie było zbyt trudne, dla znawcy geografii. Wega średnio znał się na lądzie Alarańskim, a swoją mapę gdzieś przepił, więc Kicia miała za zadanie sporządzić jej prostą wersję. Chociaż tryton nie zdziwiłby się, gdyby kotołaczkę poniosły rysownicze ambicje. Sam coś starał się sobie przypomnieć by dodać nieco więcej szczegółów, a gdy skończyła wyciągnął jej obie dłonie i położył na nich mapę. Jeszcze na chwilę zawahał się, czy aby podejmuje dobrą decyzję, ale niech straci.
- Okiwaj mnie z mojego cacka, a jak cię znajdę to urżnę łeb... Tylko przy odrobinie szczęścia i to raczej na sam koniec tortury. Na pewno zacznę od paznokci, a później palców - ostrzegł marszcząc brwi, po czym sięgnął złotego kompasu.
- Mam tylko półtora miesiąca by dostać się tutaj – Wega wskazał miejsce trzeciego królestwa z kolei nad Morzem Cienia. - To jakieś miasto kojarzące się ze słowem „syrena”. Tutaj gdzieś się rozpoczyna Pomarańczowy Szlak, on prowadzi bezpośrednio nad Morze Cienia.
Złota wskazówka w kompasie się zakołysała, a gdy przystanęła Wedze momentalnie skwaśniała mina.
- Genialnie. Szkoda, że drogę do tego państewka przecina nam twój koleżka. Stracimy czas na wymijaniu go... - burknął i już zaczął żałować, że wciągnął w to zmiennokształtną. Jednak podczas sporządzania mapy wynikało, że zna się na lądzie więc jej wiedza skróci czas ich podróży. Tyle dylematów.
- Aghr... - westchnął marudnie tryton.
- Słuchaj no, przeprowadzę cię przez to bagno, ominiemy moczymordę, a nawet zaciągnę cię dalej, tylko nie staraj się mi prawić żadnych kazań. Nie musisz się w nic wtrącać, ale jeżeli zechcę albo uznam, że komuś poderżnę gardło albo przerzucę jelita przez koronę drzew, to to zrobię. Tak wiem, możesz równie dobrze sama sobie pójść gdziekolwiek tylko zechcesz, ale oszczędzę ci cierpienia i zamiast topić się w tym bagnie, gdzie zaraz ponownie spadnie deszcz, po prostu zmień się w kota żebym cię mógł „przetransportować”. To też oszczędzi czasu i mnie i tobie. Również przypominam, że i tak nie masz co ze sobą zrobić, to chociaż niech moczymorda straci trop. Wyjdziemy na Pomarańczowy Szlak, a później możesz sobie wybrać kupca i naciągnąć go na ładny uśmiech na niezwykłą podróż w nieznane.
Wega zamknął kompas, który jeszcze rzucił zajączka swoim blaskiem na twarz zmiennokształtnej. Mężczyzna pociągnął za łańcuszek i błyskotka zniknęła dziewczynie z pola widzenia. Przejął także mapę i ładnie ją poskładał, po czym wcisnął do kieszeni.
- To jak? Piszesz się na to?