Strona 4 z 4

Rozlany atrament

: Wto Kwi 15, 2025 3:01 pm
autor: Iskaler
Zadając cios, do pewnego stopnia zdawał sobie sprawę, że będzie musiał go wyciągnąć – nie mogli pozwolić, żeby Sevi wałęsała się po świecie z rękojeścią wystającą z ciała; w pewnym momencie musiałoby się to zrobić co najmniej niepraktyczne. Mimo wszystko, nie był gotowy na to, że narzędzie będzie stawiać mu opór, jakby Enid nie była w stanie pogodzić się z faktem, że w ten ostatni, niezaprzeczalny sposób oddzieli się od naczynia, do korzystania z którego najwyraźniej zdążyła się przywiązać. Gdyby ta walka trwała trochę dłużej, mogłaby ujść za wahanie. Nie trwała jednak, a Iskaler się nie zawahał.

Spodziewał się odrobinę większego rozlewu krwi, jeśli miał być szczery, ale nie powiedziałby, że zdziwił go jej brak. Na litość boską, był upadłym aniołem, a kapłan-karzeł właśnie użył go do rozdzielenia dwóch dusz przez dźgnięcie prosto w serce; jeśli ten rodzaj magii naprawdę miał zadziałać, co by było dziwnego w tym, że jakoś magicznie nie uszkodziłby fizycznego ciała przed sobą? (nadzieja jednak zawsze umiera ostatnia…).

Odsuwając się na krok, nie mógł powstrzymać się przed westchnięciem. W pewien sposób cieszyło go, że dziewczyna ciągle stoi, i do tego wydaje się przytomna, a przynajmniej w na tyle dobrym stanie, aby stać o własnych siłach. Sposób, w jaki wypowiedziała te dwa słowa, które mogły okazać się jej ostatnimi… Mentalnie potrząsnął głową. To było nierozsądne, niemal głupie. Zgrywanie ważniaka w takich momentach, ta zdradliwa iluzja akceptacji i kontroli nad sytuacją – nie był to pierwszy raz, kiedy się spotkał z taką reakcją. Mimo wszystko, sposób, w jaki na niego patrzyła, jakby rzeczywiście wierzyła w to, co mówi…

Potrząsnął głową, tym razem na żywo. Sztylet w jego ręce drgnął, kiedy przekazał go właścicielce.

Nie udało mu się całkowicie odsunąć od siebie myśli, że po raz kolejny dał się wykorzystać.

Po raz kolejny powróciło do niego zmęczenie. Przywitał je niemal jak dobrego przyjaciela.

Mimo wszystko, kiedy w końcu opuścili tą przeklętą piwnicę, zgodził się na rozmowę, nie licząc na to, że odpoczynek cokolwiek im pomoże. Pewnie wejdą do karczmy tylko po to, żeby spotkać tam tych samych strażników, którym uciekli, i tyle będzie ze strawy i ciepłego łóżka.

Iskaler powinien był dawno dać sobie spokój, pozabijać kogo miał zabić i odejść w swoją stronę. Przeczekać trochę, żeby minęło marne życie wszystkich Aniołów Śmierci, którzy mogliby go rozpoznać, i spróbować znaleźć sobie jakieś nowe zajęcie.

Czy w ogóle będzie miał kiedykolwiek cokolwiek do powiedzenia w tej kwestii?

Rozlany atrament

: Nie Paź 19, 2025 6:10 pm
autor: Adiraella
Adiraella nie wiedziała nawet jak skomentować to całe zamieszanie. Była pewna, że ten dziwny rytuał kompletnie wygna Enid, a jednak wrócili w pewnym sensie do punktu wyjścia. Panterołaczka westchnęła.

- I po to, to całe dźganie w serce? – prychnęła – Widać nie tylko we wzroście są braki – dodała pod nosem, komentując krasnoludzkiego kapłana.

Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale słysząc, jak po raz kolejny ktoś nazywa ją kicią, zagryzła zęby i postanowiła jak najszybciej opuścić to miejsce, nim emocje wygrają ze zdrowym rozsądkiem. Już wystarczyło, że jej ogon zdradzał, jak bardzo jest poirytowana poprzez gwałtowne ruchy.
Mimo wszystko panterołaczka zgodziła się jeszcze na wspólną strawę z nowymi znajomymi, zwłaszcza że pusty żołądek od dłuższej chwili dawał o sobie znać.
Poszli do najbliższej karczmy, która była w miarę na uboczu, z dala od większości strażników miejskich. Wbrew obawom Iskalera wszyscy zdążyli zamówić i nawet zjeść razem. Zmiennokształtna przez większość czasu była dość cicha, przysłuchując się rozmowom tej dwójki. Przeklęta blizna ponownie dawała o sobie znać, domagając się złagodzenia bólu przy pomocy maści lub oddalenia od jego źródła.

- Dziękuje za posiłek – powiedziała z lekkim uśmiechem, a następnie wstała od stolika – Miło było was poznać, ale… - Adira przez moment nie wiedziała co powiedzieć, nie była dobra w pożegnania – Uważaj na siebie Sevi – stwierdziła, kładąc jej dłoń na ramieniu w iście matczynym geście, po czym spojrzała jeszcze na upadłego – Lepiej wyjdźcie tylnym wyjściem – zasugerowała.

Następnie z kocią gracją, niemalże niepostrzeżenie opuściła karczmę, obierając kierunek, który znała tylko ona sama. Próżno było jej szukać albo za nią iść, bo jakby rozpłynęła się w powietrzu gdzieś wśród ciemnych uliczek miasta.

Ciąg dalszy: Adiraella