Arturon ⇒ Dwa oblicza obowiązku.
- Gavin
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Mag
- Kontakt:
Gavin widząc śmierć Rainiego przez ułamek sekundy stanął sparaliżowany. Mag, co mogło by się wydawać innym dziwne, nieczęsto miał styczność z bijatykami i śmiercią, a zwłaszcza śmiercią towarzysza. Wstrząsnęło to nim i wyraźnie się zdenerwował. Starał się opanować swój gniew, przymknął oczy i zaczął miarowo oddychać. Mimo to widać było "magiczne" oznaki jego irytacji. Powietrze stawało się coraz bardziej gorące i duszne, zaczęło jakby wirować, a to za sprawą uczuć maga. Kilkanaście lat treningu uczył się panować nad swoimi emocjami, żeby nie rzucać zaklęć mimowolnie, co mu się z początku szkolenia często zdarzało. Jednak tym razem pozwolił, żeby częściowo wzięły nad nim górę, ponieważ wiedział, że dzięki temu jego czary staną się potężniejsze.
W chwili, w której Siwiec pomścił śmierć Rainiego, Gavin otrząsnął się i poczuł, że jest gotowy zaprezentować "gościom" mały pokaz sztuki magicznej.
- No to się zabawimy... - mruknął pod nosem.
Podniósł wszystkich piratów do góry i grzmotnął nimi o mur wiatraka. Kilkorgu z nich pewnie pogruchotał parę kości, jednemu piratowi na pewno złamał bark. Siwiec, wciąż gniewny i z toporem w dłoni, rzucił się w szale na ocalałych bandytów. Mag ciężko oddychając szykował się do kolejnego ataku, jednak usłyszał czyjś krzyk na górze i intuicja mówiła mu, żeby pomóc gwardzistom na wyższym poziomie. Miał też wrażenie, że piraci powoli się wycofują. Krzyknął do Siwca:
- Cofają się! Powstrzymaj ich jeszcze, ja idę na górę!
Kiedy przybył do pomieszczenia na górze i rozglądnął się po nim, nie widząc Katrenny, odruchowo krzyknął:
- Gdzie księżniczka!?
Wtedy zorientował się, że nie ma kto mu odpowiedzieć. Byli tu dwaj nieżywi piraci, ranny Dorland i Escrim. Podbiegł do nich prędko i zaczął gorączkowo ich opatrywać. Nie był pewien, czy uda mu się ocalić Dorlanda. Był nieźle poharatany, i medyk obawiał się, że się wykrwawi. Szybko zakładał po kolei opaski uciskowe. Pewnie długo nie odzyska przytomności..., pomyślał.
Na szczęście na górze pojawił się i łowca, który zameldował, że bandyci się wycofali.
- Proszę, pomóż mi tutaj... - powiedział nagląco Gavin. Silił się na spokój, żeby wykonać swoją pracę możliwie precyzyjnie. Co jakiś czas wydawał proste polecenia Siwcowi: "uciśnij tu dwa palce... unieś jego rękę nad wysokość serca... pomóż mi go przerzucić..."
Usłyszeli jęk Dorlanda. Był to dobry znak, ponieważ mag wiedział, że gwardzista żyje. Wtedy dopiero obejrzał ciało Escrim. Przeklął się za swoją głupotę, ponieważ stwierdził, że nią powinien zająć się pierwszą. To brutalne, ale miała większe niż Dorland szanse na przeżycie, a teraz, po straceniu kolejnych mililitrów krwi jej szanse są mniejsze. Gavin zaklął pod nosem.
- Podaj czerwona buteleczkę, z lewej strony torby! - wrzasnął na łowcę. Rozerwał koszulę kapitan, po czym otrzymawszy eliksir, ostrożnie polał nią dość głęboką ranę. Następnie zużył mnóstwo gazy i innych opatrunków, żeby zatamować krwawienie. Escrim oddychała już coraz głębiej, co ucieszyło maga. Łowca co chwila zerkał na niego. Gavin z początku myślał, że czeka na nowe polecenia, ale uświadomił sobie, że pewnie dziwnie teraz wygląda - z głową Escrim na kolanach, patrząc na jej pierś (oczywiście z troską, czy nie zmienić opatrunku). Zasłonił więc jej biust i postanowił ją ocucić.
- Kapitan, pani kapitan! - delikatnie poklepał ją po policzku. Wyjął z torby sole trzeźwiące, których ostatnio używał bardzo często zresztą. W końcu La Tranchte otworzyła oczy i syknęła z bólu. Gavin powiedział spokojnie patrząc jej w oczy:
- Teraz zaśniesz. Zszyję twoją ranę. Kiedy się obudzisz, będziesz mogła porozmawiać ze swoim towarzyszem Dorlandem. Siwiec też tu jest.
Tak jak powiedział, kobieta pogrążyła się w śnie, a medyk powoli zszywał jej ranę, prosząc co chwilę łowcę, aby pomagał mu dezynfekować igłę i polewać ranę odkażającym i regenerującym eliksirem. Na koniec nałożył tłustą maść, która pomagała w zasklepianiu rany. Odetchnął głęboko.
- Teraz trzeba przypilnować, żeby nie mieli gorączki, i dobrze byłoby wziąć ich w jakieś bezpieczne, ciepłe miejsce. Jak sądzisz, gdzie? W gospodzie nie będzie zbyt dużo gapiów?
Dźwignął się na nogi, zabierając w ramionach Escrim i podchodząc do Dorlanda.
W chwili, w której Siwiec pomścił śmierć Rainiego, Gavin otrząsnął się i poczuł, że jest gotowy zaprezentować "gościom" mały pokaz sztuki magicznej.
- No to się zabawimy... - mruknął pod nosem.
Podniósł wszystkich piratów do góry i grzmotnął nimi o mur wiatraka. Kilkorgu z nich pewnie pogruchotał parę kości, jednemu piratowi na pewno złamał bark. Siwiec, wciąż gniewny i z toporem w dłoni, rzucił się w szale na ocalałych bandytów. Mag ciężko oddychając szykował się do kolejnego ataku, jednak usłyszał czyjś krzyk na górze i intuicja mówiła mu, żeby pomóc gwardzistom na wyższym poziomie. Miał też wrażenie, że piraci powoli się wycofują. Krzyknął do Siwca:
- Cofają się! Powstrzymaj ich jeszcze, ja idę na górę!
Kiedy przybył do pomieszczenia na górze i rozglądnął się po nim, nie widząc Katrenny, odruchowo krzyknął:
- Gdzie księżniczka!?
Wtedy zorientował się, że nie ma kto mu odpowiedzieć. Byli tu dwaj nieżywi piraci, ranny Dorland i Escrim. Podbiegł do nich prędko i zaczął gorączkowo ich opatrywać. Nie był pewien, czy uda mu się ocalić Dorlanda. Był nieźle poharatany, i medyk obawiał się, że się wykrwawi. Szybko zakładał po kolei opaski uciskowe. Pewnie długo nie odzyska przytomności..., pomyślał.
Na szczęście na górze pojawił się i łowca, który zameldował, że bandyci się wycofali.
- Proszę, pomóż mi tutaj... - powiedział nagląco Gavin. Silił się na spokój, żeby wykonać swoją pracę możliwie precyzyjnie. Co jakiś czas wydawał proste polecenia Siwcowi: "uciśnij tu dwa palce... unieś jego rękę nad wysokość serca... pomóż mi go przerzucić..."
Usłyszeli jęk Dorlanda. Był to dobry znak, ponieważ mag wiedział, że gwardzista żyje. Wtedy dopiero obejrzał ciało Escrim. Przeklął się za swoją głupotę, ponieważ stwierdził, że nią powinien zająć się pierwszą. To brutalne, ale miała większe niż Dorland szanse na przeżycie, a teraz, po straceniu kolejnych mililitrów krwi jej szanse są mniejsze. Gavin zaklął pod nosem.
- Podaj czerwona buteleczkę, z lewej strony torby! - wrzasnął na łowcę. Rozerwał koszulę kapitan, po czym otrzymawszy eliksir, ostrożnie polał nią dość głęboką ranę. Następnie zużył mnóstwo gazy i innych opatrunków, żeby zatamować krwawienie. Escrim oddychała już coraz głębiej, co ucieszyło maga. Łowca co chwila zerkał na niego. Gavin z początku myślał, że czeka na nowe polecenia, ale uświadomił sobie, że pewnie dziwnie teraz wygląda - z głową Escrim na kolanach, patrząc na jej pierś (oczywiście z troską, czy nie zmienić opatrunku). Zasłonił więc jej biust i postanowił ją ocucić.
- Kapitan, pani kapitan! - delikatnie poklepał ją po policzku. Wyjął z torby sole trzeźwiące, których ostatnio używał bardzo często zresztą. W końcu La Tranchte otworzyła oczy i syknęła z bólu. Gavin powiedział spokojnie patrząc jej w oczy:
- Teraz zaśniesz. Zszyję twoją ranę. Kiedy się obudzisz, będziesz mogła porozmawiać ze swoim towarzyszem Dorlandem. Siwiec też tu jest.
Tak jak powiedział, kobieta pogrążyła się w śnie, a medyk powoli zszywał jej ranę, prosząc co chwilę łowcę, aby pomagał mu dezynfekować igłę i polewać ranę odkażającym i regenerującym eliksirem. Na koniec nałożył tłustą maść, która pomagała w zasklepianiu rany. Odetchnął głęboko.
- Teraz trzeba przypilnować, żeby nie mieli gorączki, i dobrze byłoby wziąć ich w jakieś bezpieczne, ciepłe miejsce. Jak sądzisz, gdzie? W gospodzie nie będzie zbyt dużo gapiów?
Dźwignął się na nogi, zabierając w ramionach Escrim i podchodząc do Dorlanda.
Siwiec poczuł silne działanie magii, co objawiało się gęstym, ciężkim powietrzem oraz drganiami medalionu. Łowca wiedział też, kto rzucił owe zaklęcie. Młody Grimshaw mamrocząc kolejne podniósł piratów i rzucił nimi o ścianę. Młyn zadygotał, z sufitu spadło trochę pyłu. Inkwizytor myślał, że się zawali, ale na szczęście jego obawy nie spełniły się. Wróg był zdezorientowany, co najemnik wykorzystał tnąc, rąbiąc i łamiąc. Wielu padło padło trupem, wielu rannych szybko się wycofywało. Jeden tylko stał na baczność parę metrów od Siwca mierząc w niego kuszą. Na chwile obaj zamarli. Bełta wyskoczyła i ze świstem leciała do celu. Umiejętności Łowcy pozwoliły mu jednak uskoczyć. Wiedząc że zbójnik zdąży załadować kolejny pocisk, zanim inkwizytor tam dobiegnie miotnął toporem trafiając w czoło pirata. Krew trysła po pomieszczeniu. Najemnik podszedł, zabrał topór i począł szukać swej rohatyny. Gdy już ją znalazł poszedł na wyższe piętro, gdzie był już Gavin. Na górze ujrzał medyka zajmującego się Dorlandem, półmartwą Escrim i dwóch bandytów. Na szczęście martwych. Katrenny tam nie było. "Szlag by to..."
-Ci, których truchła nie leżą w młynie uciekli, jak to w zwyczajach tchórzy. - Rzekł najemnik do maga, który poprosił go o pomoc przy rannych. Umiejętności Siwca w leczeniu nie były zbyt wybitne, ale na szczęście "pomoc" polegała na wykonywaniu drobnych rozkazów. Łowca nie lubił rozkazów, za które nikt mu nie płaci, ale wiedział, że chodzi o życie towarzyszy. Robiąc to co każe znachor myślał jak i gdzie pochowają poległego i jaki raport o jego śmierci zdają Wyższym. Zdawał sobie sprawę o tajemnicy, która miała owinąć tę misje. Tymczasem medyk zajął się panią kapitan i wrzasnął na Łowce coś o małej miksturze w torbie. "Szlag by to..." - Siwiec przeklinał się, że w ogóle spotkał tych ludzi, że przyjechał do chędożonego Arturonu. "Magia..." - Pomyślał dotykając fiolki. Podając ją Grimshaw'owi myślał skąd było go stać na szkło. "Magowie... Dziwni ludzie" Uwierający pancerz Łowcy nie dał mu dalej klęczeć przy rannej. Wstał zerkając co chwila na towarzysza. Wydawało mu się, że znów mamrota jakieś gusła nad Escrim. Dziwnie też wyglądał w tej pozie. Gdy ją obudził, powiedział pare zdań po czym ponownie zemdlała. Inkwizytor ponownie zmusił się na przykuc aby pomagać drugiemu mężczyźnie. Gdy tamten skończył, zapytał najemnika o miejsce, gdzie mogliby zabrać rannych.
-Nie, karczma nie... Tam ściany mają uszy. Może... Cholera, nie znam tego miasta... Już wiem! Chodźmy do budynku, w którym miałem czekać na komandora. - Nie czekając na zgodę maga podniósł ostrożnie Dorlanda i szybkim krokiem wyszedł z młyna. Po dojściu na miejsce zapukał do drzwi. Zbudzony ze snu Frisson otworzył je. Gdy zobaczył rannych swoich towarzyszy skamieniał.
-Nie zadawaj pytań, młody. Otwórz drzwi do kwatery. Ehh... I co teraz? - skierował pytanie do maga.
-Ci, których truchła nie leżą w młynie uciekli, jak to w zwyczajach tchórzy. - Rzekł najemnik do maga, który poprosił go o pomoc przy rannych. Umiejętności Siwca w leczeniu nie były zbyt wybitne, ale na szczęście "pomoc" polegała na wykonywaniu drobnych rozkazów. Łowca nie lubił rozkazów, za które nikt mu nie płaci, ale wiedział, że chodzi o życie towarzyszy. Robiąc to co każe znachor myślał jak i gdzie pochowają poległego i jaki raport o jego śmierci zdają Wyższym. Zdawał sobie sprawę o tajemnicy, która miała owinąć tę misje. Tymczasem medyk zajął się panią kapitan i wrzasnął na Łowce coś o małej miksturze w torbie. "Szlag by to..." - Siwiec przeklinał się, że w ogóle spotkał tych ludzi, że przyjechał do chędożonego Arturonu. "Magia..." - Pomyślał dotykając fiolki. Podając ją Grimshaw'owi myślał skąd było go stać na szkło. "Magowie... Dziwni ludzie" Uwierający pancerz Łowcy nie dał mu dalej klęczeć przy rannej. Wstał zerkając co chwila na towarzysza. Wydawało mu się, że znów mamrota jakieś gusła nad Escrim. Dziwnie też wyglądał w tej pozie. Gdy ją obudził, powiedział pare zdań po czym ponownie zemdlała. Inkwizytor ponownie zmusił się na przykuc aby pomagać drugiemu mężczyźnie. Gdy tamten skończył, zapytał najemnika o miejsce, gdzie mogliby zabrać rannych.
-Nie, karczma nie... Tam ściany mają uszy. Może... Cholera, nie znam tego miasta... Już wiem! Chodźmy do budynku, w którym miałem czekać na komandora. - Nie czekając na zgodę maga podniósł ostrożnie Dorlanda i szybkim krokiem wyszedł z młyna. Po dojściu na miejsce zapukał do drzwi. Zbudzony ze snu Frisson otworzył je. Gdy zobaczył rannych swoich towarzyszy skamieniał.
-Nie zadawaj pytań, młody. Otwórz drzwi do kwatery. Ehh... I co teraz? - skierował pytanie do maga.
- Gavin
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Mag
- Kontakt:
Mag znał się na swojej pracy. Niosąc Escrim w ramionach cały czas mówił do niej spokojnym głosem. Kapitan miała niespokojny sen i co chwila jęczała z bólu, na wpół przebudzona. Gavin obawiał się, że dostanie gorączki. Tak samo prawdopodobne było, że Dorland też będzie przez to przechodzić. Na szczęście zaraz mieli się znaleźć w miejscu, gdzie będą względnie bezpieczni, a medyk będzie mógł w spokoju wyleczyć towarzyszy. Przestał się obawiać Siwca, był pewien, że łowca nie ma zamiaru go skrzywdzić. Miał ku temu wielokrotnie okazje wcześniej. Dzięki temu czarownik czuł się dużo pewniej.
- Widzisz... wszystko dobrze, zaraz będziemy na miejscu... - mruczał do Escrim.
Kiedy dotarli na miejsce, pierwszą rzeczą, którą zrobił Gavin po otworzeniu drzwi przez Peu, było ułożenie Escrim na łóżku. Poprosił łowcę, żeby zrobił to samo z Dorlandem. Wtedy odezwał się w stronę Peu:
- Przynieś misę z zimną wodą.
Kiedy mag ją otrzymał, namaczał w niej chusty i kładł je na czoła rannych gwardzistów.
- Nie wiem, czy Dorland przeżyje - powiedział z westchnieniem. - Ale postaram się zrobić wszystko.
Mag posmarował ich obojczyki i plecy intensywnie pachnącą, ziołową maścią. Dzięki temu oboje zaczęli oddychać głębiej.
Zajmował się ich ranami, co chwila zmieniając opatrunki i nakładając eliksiry znieczulające. W końcu oznajmił z triumfem:
- Dorlandowi spada gorączka, stan Escrim jest stabilny!
Wedy odszedł od nich, prosząc łowcę o to, by co chwila nakładał im na nowo namoczone w zimnej wodzie chusty na czoło. Sam zaś zajął się przygotowywaniem jedzenia, Peu miał mu pomagać.
Mały gwardzista był tak zdenerwowany, że potłukłby misy, gdyby nie były wykonane z drewna. Mag od tego momentu ograniczył się do wydawania poleceń "przynieś- podaj". Sam zaś zaczął nad paleniskiem gotować gulasz z kaszą. Ponieważ był całkiem niezły w przygotowywaniu różnych mikstur i tym podobnych, gotowanie szło mu naprawdę nieźle. W końcu zapach dotarł również do pomieszczenia, w którym byli ranni i łowca.
- Gavinie, Escrim się obudziła! - krzyknął w stronę maga Siwiec.
Mag z miską jedzenia dla siebie i dla kapitan pobiegł w jej stronę tak szybko, że omal nie upadł.
- Poczekaj, nie podnoś się sama, masz szwy pod biustem... - Gavin ustawił ją do pozycji prawie siedzącej, z zamiarem karmienia jej. - Zjesz coś, to odzyskasz siły.
- Widzisz... wszystko dobrze, zaraz będziemy na miejscu... - mruczał do Escrim.
Kiedy dotarli na miejsce, pierwszą rzeczą, którą zrobił Gavin po otworzeniu drzwi przez Peu, było ułożenie Escrim na łóżku. Poprosił łowcę, żeby zrobił to samo z Dorlandem. Wtedy odezwał się w stronę Peu:
- Przynieś misę z zimną wodą.
Kiedy mag ją otrzymał, namaczał w niej chusty i kładł je na czoła rannych gwardzistów.
- Nie wiem, czy Dorland przeżyje - powiedział z westchnieniem. - Ale postaram się zrobić wszystko.
Mag posmarował ich obojczyki i plecy intensywnie pachnącą, ziołową maścią. Dzięki temu oboje zaczęli oddychać głębiej.
Zajmował się ich ranami, co chwila zmieniając opatrunki i nakładając eliksiry znieczulające. W końcu oznajmił z triumfem:
- Dorlandowi spada gorączka, stan Escrim jest stabilny!
Wedy odszedł od nich, prosząc łowcę o to, by co chwila nakładał im na nowo namoczone w zimnej wodzie chusty na czoło. Sam zaś zajął się przygotowywaniem jedzenia, Peu miał mu pomagać.
Mały gwardzista był tak zdenerwowany, że potłukłby misy, gdyby nie były wykonane z drewna. Mag od tego momentu ograniczył się do wydawania poleceń "przynieś- podaj". Sam zaś zaczął nad paleniskiem gotować gulasz z kaszą. Ponieważ był całkiem niezły w przygotowywaniu różnych mikstur i tym podobnych, gotowanie szło mu naprawdę nieźle. W końcu zapach dotarł również do pomieszczenia, w którym byli ranni i łowca.
- Gavinie, Escrim się obudziła! - krzyknął w stronę maga Siwiec.
Mag z miską jedzenia dla siebie i dla kapitan pobiegł w jej stronę tak szybko, że omal nie upadł.
- Poczekaj, nie podnoś się sama, masz szwy pod biustem... - Gavin ustawił ją do pozycji prawie siedzącej, z zamiarem karmienia jej. - Zjesz coś, to odzyskasz siły.
Siwiec położył Dorlanda na łóżko wykonując polecenie Grimshawa. W końcu (co było dla Łowcy bardzo niewygodne) to on był medykiem, a nie inkwizytor. Gavin, jako jedyna tutaj osoba znająca się na medycynie zaczął rzucać rozkazy. Kazał Frissonowi przynieść misę z z zimną wodą, w której następnie macał chusty i kładł na czoła gwardzistów. Najemnik przypatrywał się temu, wiedząc że może mu się to przydać, jeśli chciałby znać choćby podstawy leczenia. Gavin powiedział Siwcowi i Peu, że Dorland może nie przeżyć. Ręce Frissona zaczęły trzęść się z troski o towarzysza. Siwiec zachował charakterystyczny dla siebie spokój. Znachor wyjął z torby drewniane pudełeczko z ziołową maścią. Pachniała bardzo intensywnie, ale o dziwo nie była magiczna. Później nastąpił proces nudnych dla Łowcy zmian opatrunków i polewania rannych magicznym(!) eliksirem. Wreszcie po kilkunastu minutach monotonnych zabiegów, podobnych do starożytnych magicznych rytuałów, o których inkwizytor czytał wielokrotnie podczas szkolenia mag powiedział, że gorączka spada z gwardzisty, a młoda kapitan ma już stan stabilny. Wichrzyciel wraz z Frissonem poszli przygotowywać posiłek, a Łowca miał powtarzać czynności, które widział przed chwilą, kiedy wykonywał je Grimshaw.
- Gavinie, Escrim się obudziła! - krzyknął najemnik w celu pośpieszenia maga. Ten przybiegł zaraz z misami jedzenia i mówił do Tranchte co by nie podnosiła się samodzielnie. Łowca czekał chwile, sam nie wiedząc na co. Nagle przypomniał sobie coś. Wstając rzekł:
-Trzeba pochować poległych z młyna, nim przyjdzie tam jakiś ciekawski podróżny.
I poszedł do sąsiedniej izby, gdzie pożywił się kromką chleba i kuflem piwa. Po czym wyszedł. Poszedł pod karczmę, gdzie stał Hular. Odpiął od siodła szpadel i poszedł do młyna. Tam wykopał kurhan do którego wrzucił ciała piratów, a ich broń położył na wierzchu. Sklepał krzyż z gałęzi brzozowych i odmówił modłę kapłana Gregotha. Dla Rainiego wykopał osobny grób i pochował go razem z jego szpadą. Postawił podobny krzyż, oraz zmówił tę samą modłę. Było to już trochę po trzeciej w nocy. Zaprawdę ponury pogrzeb. Nie umiał pisać po wspólnej, więc nabazgrał na kurhanie zbójców Retenvi ov Bretyer, co oznaczało polegli w bitwie po tajnej mowie gildii. Na grobie szermierza napisał Rainie Vegemtera, czyli szlachetny. Po tym wrócił do towarzyszy. Zastał Escrim siedzącą już na łóżku, i Dorlanda rozmawiającego z Gavinem.
-Już świta. Co zamierzasz pani kapitan? - usłyszeli od Siwca zamiast powitań. Najemnik, choć nie otrzymał pieniędzy traktował Escrim jak zleceniodawczynię.
- Gavinie, Escrim się obudziła! - krzyknął najemnik w celu pośpieszenia maga. Ten przybiegł zaraz z misami jedzenia i mówił do Tranchte co by nie podnosiła się samodzielnie. Łowca czekał chwile, sam nie wiedząc na co. Nagle przypomniał sobie coś. Wstając rzekł:
-Trzeba pochować poległych z młyna, nim przyjdzie tam jakiś ciekawski podróżny.
I poszedł do sąsiedniej izby, gdzie pożywił się kromką chleba i kuflem piwa. Po czym wyszedł. Poszedł pod karczmę, gdzie stał Hular. Odpiął od siodła szpadel i poszedł do młyna. Tam wykopał kurhan do którego wrzucił ciała piratów, a ich broń położył na wierzchu. Sklepał krzyż z gałęzi brzozowych i odmówił modłę kapłana Gregotha. Dla Rainiego wykopał osobny grób i pochował go razem z jego szpadą. Postawił podobny krzyż, oraz zmówił tę samą modłę. Było to już trochę po trzeciej w nocy. Zaprawdę ponury pogrzeb. Nie umiał pisać po wspólnej, więc nabazgrał na kurhanie zbójców Retenvi ov Bretyer, co oznaczało polegli w bitwie po tajnej mowie gildii. Na grobie szermierza napisał Rainie Vegemtera, czyli szlachetny. Po tym wrócił do towarzyszy. Zastał Escrim siedzącą już na łóżku, i Dorlanda rozmawiającego z Gavinem.
-Już świta. Co zamierzasz pani kapitan? - usłyszeli od Siwca zamiast powitań. Najemnik, choć nie otrzymał pieniędzy traktował Escrim jak zleceniodawczynię.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 147
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Strażnik , Urzędnik
- Kontakt:
Niespokojny sen nie przyniósł ukojenia dla trawionego gorączką organizmu. Escrim dręczyły koszmary, przez które majaczyła półprzytomna. Próbowała igrać z przeznaczeniem, za co dostała od losu bolesną nauczkę. Oczyma wyobraźni widziała swój upadek. Związana i upokorzona, prowadzona była na szubienicę w eskorcie ludzi inspektora. Zgromadzony wokół niej lud obrzucał byłą kapitan najpodlejszymi obelgami, błotem i zgnilizną. W centralnym palcu Arturonu ustawiono wysoki podest na którym przeprowadzano publiczne egzekucję. Siwiec i Gavin z pętlami na szyjach zajęli już swoje miejsca. Przed nimi stał Peu który uroczyście odczytywał akt oskarżenia. La Tranchte została uznana winną zdrady, spiskowania przeciwKkoronie, kradzieży i doprowadzenia do wojny. Rodzina Escrim miała zostać wygnana, a ich dobra skonfiskowane przez państwo. Kapitan usiłowała przekrzyczeć tłum, wyjaśniając ze wszystko co o niej mówią jest nieprawdą, a ona sama padła ofiarą intrygi. Na próżno. Gdy zaciągnięto ją na podwyższenie, dziewczyna ujrzała dziesiątki pirackich okrętów zbliżających się do portu. Dopiero wówczas zorientowała sie że każdy obywatel miasta jest uzbrojony i przygotowany na zbliżającą się bitwę.
- Jak to możliwe? - Spytała na głos.
- Katrenna przybywa upomnieć się o swoje. Zdumiewające ile może sprawić jedno świecidełko. - Wyjaśnił Siwiec.
- Przepraszam. Nie powinno was tu być. - Powiedziała Escrim łamiącym się głosem. Po raz pierwszy w życiu miała ochotę zalać sie łzami, jednak uznała że nie da tej satysfakcji zgromadzonemu wokół niej tłumowi.
- Jesteśmy tu dlatego że wierzyliśmy iż to co planujesz jest słuszne. - Odpowiedział Gavin. - A także dlatego że później poddałaś sie zamiast walczyć o to by wszystko naprawić. Poddałaś się zostawiając nas samych. ..
Escrim obudziła sie z krzykiem na ustach. Leżała na łóżku w znajomo wyglądającym pokoju, a jej towarzysze stali nad nią. Przez chwilę miała ochotę wrócić to dręczącego ją snu tylko po to by wyjaśnić Gavinowi iż wciąż zamierza walczyć. Rzecz jasna było to niemożliwe. Za to w realnym świecie nadal mogła uczynić wszystko co w jej mocy by naprawić poprzednie błędy. Kapitan usiłowała natychmiast wstać z łóżka i rzucić sie w wir działań jednak przeszywający ból w boku, posadził ją z powrotem na miejsce. Escrim sięgnęła dłonią do ukrytego w bucie naszyjnika. Łza Oceanów wciąż była w jej posiadaniu.
- Nie wiem jak tego dokonali ale przeciągnęli Katrennę na swoją stronę. Otumanili umysł księżniczki jakimiś obietnicami, a młoda im uwierzyła. To właśnie ona mnie zaatakowała. Chyba mam szczęście że Katrennie daleko jeszcze do prawdziwego zabójcy. W każdym razie gdy piraci zorientują się o tym że księżniczka nie zdobyła dla nich upragnionego klejnotu, cała otoczka może prysnąć, a nasza dziewczyna znajdzie się w niebezpieczeństwie. Musze sie dowiedzieć kto i gdzie przetrzymuje Katrennę. - Wyjaśniła Escrim podejmując ponowną, tym razem dużo spokojniejszą, próbę podniesienia sie z pryczy. - Co gorsza nie możemy pozwolić by ktokolwiek zobaczył nas z Łzą Oceanów, bo w przeciwnym wypadku trafimy za kraty szybciej niż zdążymy powiedzieć zdanie wyjaśnień. Nie możemy tez zwrócić przedmiotu nie mając solidnego wytłumaczenia tego w jaki sposób wpadł w nasze ręce. Zresztą nie mamy obecnie na to czasu.
La Tranchte dopiero teraz zdała sobie sprawę ze powinna się ubrać. Była tak pochłonięta całą sprawą ze nie zamierzała poświęcać ani minuty na komentowanie tej drobnej niedogodności.
- Jestem pewna że nasza trójka zrobiła co trzeba by zmylić ewentualne wścibskie oczy. Gavina również ciężko było śledzić, nawet jeśli jego popisy przy strażnicy zwróciły uwagę idących za Katrenną piratów. - Rozumowała Escrim. Założyła że żaden pirat nie lata swobodnie na niebie, a to z kolei znaczyło że zbiry musieli trafić na ich ślad poprzez Siwca lub Peu. Znając tego ostatniego, kapitan nie trudno było zgadnąć kto stanowił najsłabszy element z grupie spiskowców.
- Peu? - Spytała ostro a widok bladego, trzęsącego sie gwardzisty uzmysłowił jej iż jest na właściwym tropie. - Co tu zaszło po naszym wyjściu.
- Litości kapitanie. To dlatego ze tak strasznie sie denerwowałem. Odprowadziłem jego do komnat - Peu wskazał na Siwca - a potem nie mogłem skupić się na niczym. Musiałem sobie golnąć dla uspokojenia. No wiesz, na służbie. I to dokładnie w chwili gdy wszedł tu oficer Sirack. Oskarżył mnie o pijaństwo grożąc sądem polowym. Domagał sie też informacji gdzie jesteś i co robisz. Próbowałem go zwodzić ale przecież jako twój adiutant nie mogłem powiedzieć że nie wiem. I... i... w końcu wydusił ze mnie wszystko.... - Załamał sie Peu.
- Chcesz powiedzieć ze Sirack jest zdrajcą? - Gdyby było inaczej wówczas w młynie nie mili by na karku bandy piratów lecz elitarne jednostki gwardii. - No to przynajmniej wiemy kogo przesłuchać w pierwszej kolejności. Gdzie są Rainie i Dorland? - Spytała po chwili Escrim wpatrując się w twarze obecnych.
- Jak to możliwe? - Spytała na głos.
- Katrenna przybywa upomnieć się o swoje. Zdumiewające ile może sprawić jedno świecidełko. - Wyjaśnił Siwiec.
- Przepraszam. Nie powinno was tu być. - Powiedziała Escrim łamiącym się głosem. Po raz pierwszy w życiu miała ochotę zalać sie łzami, jednak uznała że nie da tej satysfakcji zgromadzonemu wokół niej tłumowi.
- Jesteśmy tu dlatego że wierzyliśmy iż to co planujesz jest słuszne. - Odpowiedział Gavin. - A także dlatego że później poddałaś sie zamiast walczyć o to by wszystko naprawić. Poddałaś się zostawiając nas samych. ..
Escrim obudziła sie z krzykiem na ustach. Leżała na łóżku w znajomo wyglądającym pokoju, a jej towarzysze stali nad nią. Przez chwilę miała ochotę wrócić to dręczącego ją snu tylko po to by wyjaśnić Gavinowi iż wciąż zamierza walczyć. Rzecz jasna było to niemożliwe. Za to w realnym świecie nadal mogła uczynić wszystko co w jej mocy by naprawić poprzednie błędy. Kapitan usiłowała natychmiast wstać z łóżka i rzucić sie w wir działań jednak przeszywający ból w boku, posadził ją z powrotem na miejsce. Escrim sięgnęła dłonią do ukrytego w bucie naszyjnika. Łza Oceanów wciąż była w jej posiadaniu.
- Nie wiem jak tego dokonali ale przeciągnęli Katrennę na swoją stronę. Otumanili umysł księżniczki jakimiś obietnicami, a młoda im uwierzyła. To właśnie ona mnie zaatakowała. Chyba mam szczęście że Katrennie daleko jeszcze do prawdziwego zabójcy. W każdym razie gdy piraci zorientują się o tym że księżniczka nie zdobyła dla nich upragnionego klejnotu, cała otoczka może prysnąć, a nasza dziewczyna znajdzie się w niebezpieczeństwie. Musze sie dowiedzieć kto i gdzie przetrzymuje Katrennę. - Wyjaśniła Escrim podejmując ponowną, tym razem dużo spokojniejszą, próbę podniesienia sie z pryczy. - Co gorsza nie możemy pozwolić by ktokolwiek zobaczył nas z Łzą Oceanów, bo w przeciwnym wypadku trafimy za kraty szybciej niż zdążymy powiedzieć zdanie wyjaśnień. Nie możemy tez zwrócić przedmiotu nie mając solidnego wytłumaczenia tego w jaki sposób wpadł w nasze ręce. Zresztą nie mamy obecnie na to czasu.
La Tranchte dopiero teraz zdała sobie sprawę ze powinna się ubrać. Była tak pochłonięta całą sprawą ze nie zamierzała poświęcać ani minuty na komentowanie tej drobnej niedogodności.
- Jestem pewna że nasza trójka zrobiła co trzeba by zmylić ewentualne wścibskie oczy. Gavina również ciężko było śledzić, nawet jeśli jego popisy przy strażnicy zwróciły uwagę idących za Katrenną piratów. - Rozumowała Escrim. Założyła że żaden pirat nie lata swobodnie na niebie, a to z kolei znaczyło że zbiry musieli trafić na ich ślad poprzez Siwca lub Peu. Znając tego ostatniego, kapitan nie trudno było zgadnąć kto stanowił najsłabszy element z grupie spiskowców.
- Peu? - Spytała ostro a widok bladego, trzęsącego sie gwardzisty uzmysłowił jej iż jest na właściwym tropie. - Co tu zaszło po naszym wyjściu.
- Litości kapitanie. To dlatego ze tak strasznie sie denerwowałem. Odprowadziłem jego do komnat - Peu wskazał na Siwca - a potem nie mogłem skupić się na niczym. Musiałem sobie golnąć dla uspokojenia. No wiesz, na służbie. I to dokładnie w chwili gdy wszedł tu oficer Sirack. Oskarżył mnie o pijaństwo grożąc sądem polowym. Domagał sie też informacji gdzie jesteś i co robisz. Próbowałem go zwodzić ale przecież jako twój adiutant nie mogłem powiedzieć że nie wiem. I... i... w końcu wydusił ze mnie wszystko.... - Załamał sie Peu.
- Chcesz powiedzieć ze Sirack jest zdrajcą? - Gdyby było inaczej wówczas w młynie nie mili by na karku bandy piratów lecz elitarne jednostki gwardii. - No to przynajmniej wiemy kogo przesłuchać w pierwszej kolejności. Gdzie są Rainie i Dorland? - Spytała po chwili Escrim wpatrując się w twarze obecnych.
- Gavin
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Mag
- Kontakt:
Gavin był na prawdę pod wielkim wrażeniem. Escrim, miast ledwo mówić słabym głosem odzyskała szybko pełną przytomność i pierwszą rzeczą, jaką zaczęła robić po przebudzeniu była analiza sytuacji. Nawet nie zwróciła uwagi na łyżkę gulaszu z kaszą wiszącą przed twarzą kapitan. W końcu Gavin upuścił ją ze zrezygnowaniem.
- ...Chyba mam szczęście że Katrennie daleko jeszcze do prawdziwego zabójcy... - mówiła Escrim. No tak, dziękuję za wdzięczność..., pomyślał. Szczerze mówiąc, liczył na docenienie jego działań.
W końcu zresztą dowiedział się tego, co stało się z księżniczką. To wiele wyjaśniało. Jednak nadal nie wiedział wszystkiego i postanowił, że za jakiś czas zapyta o to kapitan. Póki co, zależało mu najbardziej na tym, żeby żadne z rannych towarzyszy nie nadwerężało się i jak najszybciej doszło do siebie.
Pierwszy odpowiedział na pytanie Escrim:
- Dorland jest ranny, był w nieco gorszym stanie niż ty. Póki co, trawi go gorączka. Ale najprawdopodobniej przeżyje - miał nadzieję, że to, iż nie wspomniał o Rainie, jest bardzo wymowne i kapitan się domyśli, co się z nim stało. Peu zacisnął usta. Gavinowi zrobiło się go żal. W końcu przez niego jego towarzysz poległ. Dlatego pomyślał, że jak go czymś zajmie, to poczuje się lepiej.
- Idź do miasta, nad ranem kupcy zaczynają wystawiać targi. Kup mi cynber, pęczek jasnerdii i lawendę. Skończyły mi się - wyrecytował listę zielarskich zakupów, wcisnął do ręki parę monet i odprowadził go wzrokiem do wyjścia. Wtedy spojrzał na kapitan i odezwał się poważnym głosem:
- Proszę, cokolwiek postanowisz, nie nadwerężaj się. Jak pójdą ci szwy, to możesz się wykrwawić. Zdejmę je jak rana się zabliźni, góra trzy dni. To i tak szybko, bo opiekuję się tobą. Normalnie zrastałoby się ponad tydzień, więc doceń to. Drugi raz nie uratuję ci życia. Poza tym, musisz coś zjeść - podał jej misę z jedzeniem, które pachniało naprawdę nieźle - jak odzyskasz siły, to od razu poczujesz się lepiej.
Gavin westchnął.
- Co zamierzasz powiedzieć królowi? Że księżniczka została porwana, próbowaliście powstrzymać napastników i zostaliście ranni?
Ponownie westchnął.
- Brzmi całkiem wiarygodnie.
- To był na prawdę ciężki dzień - dodał po chwili i spojrzał kapitan w oczy. Była jeszcze nieco blada na twarzy. - Straciłaś dużo krwi. Dorland także. Siwiec nie jest ranny, poszedł pogrzebać zmarłych w młynie. Czy wiesz już, co zrobimy dalej?
- ...Chyba mam szczęście że Katrennie daleko jeszcze do prawdziwego zabójcy... - mówiła Escrim. No tak, dziękuję za wdzięczność..., pomyślał. Szczerze mówiąc, liczył na docenienie jego działań.
W końcu zresztą dowiedział się tego, co stało się z księżniczką. To wiele wyjaśniało. Jednak nadal nie wiedział wszystkiego i postanowił, że za jakiś czas zapyta o to kapitan. Póki co, zależało mu najbardziej na tym, żeby żadne z rannych towarzyszy nie nadwerężało się i jak najszybciej doszło do siebie.
Pierwszy odpowiedział na pytanie Escrim:
- Dorland jest ranny, był w nieco gorszym stanie niż ty. Póki co, trawi go gorączka. Ale najprawdopodobniej przeżyje - miał nadzieję, że to, iż nie wspomniał o Rainie, jest bardzo wymowne i kapitan się domyśli, co się z nim stało. Peu zacisnął usta. Gavinowi zrobiło się go żal. W końcu przez niego jego towarzysz poległ. Dlatego pomyślał, że jak go czymś zajmie, to poczuje się lepiej.
- Idź do miasta, nad ranem kupcy zaczynają wystawiać targi. Kup mi cynber, pęczek jasnerdii i lawendę. Skończyły mi się - wyrecytował listę zielarskich zakupów, wcisnął do ręki parę monet i odprowadził go wzrokiem do wyjścia. Wtedy spojrzał na kapitan i odezwał się poważnym głosem:
- Proszę, cokolwiek postanowisz, nie nadwerężaj się. Jak pójdą ci szwy, to możesz się wykrwawić. Zdejmę je jak rana się zabliźni, góra trzy dni. To i tak szybko, bo opiekuję się tobą. Normalnie zrastałoby się ponad tydzień, więc doceń to. Drugi raz nie uratuję ci życia. Poza tym, musisz coś zjeść - podał jej misę z jedzeniem, które pachniało naprawdę nieźle - jak odzyskasz siły, to od razu poczujesz się lepiej.
Gavin westchnął.
- Co zamierzasz powiedzieć królowi? Że księżniczka została porwana, próbowaliście powstrzymać napastników i zostaliście ranni?
Ponownie westchnął.
- Brzmi całkiem wiarygodnie.
- To był na prawdę ciężki dzień - dodał po chwili i spojrzał kapitan w oczy. Była jeszcze nieco blada na twarzy. - Straciłaś dużo krwi. Dorland także. Siwiec nie jest ranny, poszedł pogrzebać zmarłych w młynie. Czy wiesz już, co zrobimy dalej?
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 147
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Strażnik , Urzędnik
- Kontakt:
-Szwy? Jakie znów szwy? - Spytała zdziwiona Escrim, podnosząc koszulę i z przerażeniem wpatrując sie w swoją ranę. Przez cały czas była przekonana, że Katrenna tylko ją drasnęła, a piraci wykorzystali ten moment nieuwagi kapitan, ogłuszyli ją i uciekli. Szeroka, sina i opuchnięta rana, pełna zakrzepłej krwi wyglądała paskudnie. La Tranchte dziękowała losowi za to ze cały czas siedziała, w przeciwnym razie natychmiast znalazła by się z powrotem na ziemi.
- Zmieniłam zdanie. Najwyraźniej moje szczęście polega na tym iż mam cię u swojego boku. Daj mi to. - Gwardzistka sięgnęła po oferowany wcześniej posiłek, spożywając go w najszybszym możliwym tempie. Escrim była przekonana że musi szybko wrócić do pełni sił, a jeśli zjedzenie czegokolwiek miało jej w tym pomóc, to gotowa była pożreć całą królewską piwniczkę. Wycierając pieczywem resztki sosu, La Tranchte oddała medykowi pustą miskę. Ponownie podwinęła koszulę z zamiarem przyjrzenia się ranie. Ta ostatnie nie zmieniła się ani odrobinę. Wciąż wyglądała okropnie. Teraz gdy ciepła strawa zaczynała wypychać pulsującą w jej żyłach adrenalinę, Escrim poczuła się nagle zmęczona i śpiąca. Czuła, że jeśli teraz padnie, obudzi się najwcześniej za kilka godzin, a nie mogła pozwolić sobie na taki komfort jak relaksujący sen.
- Nic mi nie jest. - Skłamała. - Musze się zabrać do pracy. W każdą chwilą szansę na to że odzyskam Katrennę są coraz mniejsze. Zamierzam przesłuchać Siracka, wycisnąć z niego kim są tajemniczy piraci, zdobyć ich okręt, uwolnić księżniczkę, a potem oddać klejnot i niech mała sama tłumaczy się przed rodzicami w jaki sposób zwinęła go z skarbca. - Wyjaśniła swój plan Escrim, chociaż nie bardzo wiedziała jak dokona tego wszystkiego, skoro nie miała nawet sił by zwlec się z łóżka.
Kwatera oficera Siracka była jedną z lepiej strzeżonych w Arturonie, a samo dostanie sie tam stanowiło nie lada wyzwanie. Escrim popatrzyła zmęczonym wzrokiem w stronę medyka. Miała ochotę położyć mu głowę na kolanach, i zasnąć wtulona w jego ciepło.
- On mnie zbytnio nie lubi - kontynuowała kapitan - ale zrządzeniem losu znam kogoś kto ma wiedzę i umiejętności by szantażować niemal każdego obywatela tego miasta. - Oficer śledczy Sirack miał na sumieniu tyle przestępstw iż ktoś taki jak Gavin powinien mieć na niego worki pełne haków. Siwiec czy Rainie mogliby co najwyżej zrobić gigantyczną awanturę, usiłując dostać sie do wnętrza sal przesłuchań, za to medykowi przy jego zdolnościach mogło się udać. Gdyby tylko zechciał je wykorzystać dla sprawy Escrim...
- Zmieniłam zdanie. Najwyraźniej moje szczęście polega na tym iż mam cię u swojego boku. Daj mi to. - Gwardzistka sięgnęła po oferowany wcześniej posiłek, spożywając go w najszybszym możliwym tempie. Escrim była przekonana że musi szybko wrócić do pełni sił, a jeśli zjedzenie czegokolwiek miało jej w tym pomóc, to gotowa była pożreć całą królewską piwniczkę. Wycierając pieczywem resztki sosu, La Tranchte oddała medykowi pustą miskę. Ponownie podwinęła koszulę z zamiarem przyjrzenia się ranie. Ta ostatnie nie zmieniła się ani odrobinę. Wciąż wyglądała okropnie. Teraz gdy ciepła strawa zaczynała wypychać pulsującą w jej żyłach adrenalinę, Escrim poczuła się nagle zmęczona i śpiąca. Czuła, że jeśli teraz padnie, obudzi się najwcześniej za kilka godzin, a nie mogła pozwolić sobie na taki komfort jak relaksujący sen.
- Nic mi nie jest. - Skłamała. - Musze się zabrać do pracy. W każdą chwilą szansę na to że odzyskam Katrennę są coraz mniejsze. Zamierzam przesłuchać Siracka, wycisnąć z niego kim są tajemniczy piraci, zdobyć ich okręt, uwolnić księżniczkę, a potem oddać klejnot i niech mała sama tłumaczy się przed rodzicami w jaki sposób zwinęła go z skarbca. - Wyjaśniła swój plan Escrim, chociaż nie bardzo wiedziała jak dokona tego wszystkiego, skoro nie miała nawet sił by zwlec się z łóżka.
Kwatera oficera Siracka była jedną z lepiej strzeżonych w Arturonie, a samo dostanie sie tam stanowiło nie lada wyzwanie. Escrim popatrzyła zmęczonym wzrokiem w stronę medyka. Miała ochotę położyć mu głowę na kolanach, i zasnąć wtulona w jego ciepło.
- On mnie zbytnio nie lubi - kontynuowała kapitan - ale zrządzeniem losu znam kogoś kto ma wiedzę i umiejętności by szantażować niemal każdego obywatela tego miasta. - Oficer śledczy Sirack miał na sumieniu tyle przestępstw iż ktoś taki jak Gavin powinien mieć na niego worki pełne haków. Siwiec czy Rainie mogliby co najwyżej zrobić gigantyczną awanturę, usiłując dostać sie do wnętrza sal przesłuchań, za to medykowi przy jego zdolnościach mogło się udać. Gdyby tylko zechciał je wykorzystać dla sprawy Escrim...
- Gavin
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Mag
- Kontakt:
- Smacznego... - wymamrotał, kiedy Escrim wzięła się za zjedzenie misy gulaszu. A wzięła się na poważnie. Gavinowi na ustach tańczył uśmiech, widząc, jak kapitan pochłania posiłek, brudząc się nieco w kącikach ust. Urocze - pomyślał.
Obserwowała swoją ranę. Mag zastanawiał się, skąd taka nieufność wobec medyków. Z jednej strony żołnierze są narażeni na wszelkie kontuzje, rany, a z drugiej lekarzy unikają jak ognia. A jak już są chorzy, to kompletnie nie dbają o to jak się czują, tylko od razu chcą wyskoczyć z łóżka i udawać, że nic im nie jest. A to najczęściej prowadzi do jeszcze gorszych powikłań. Zakażenia, złamania otwarte, krwawienia wewnętrzne...
I tak samo Escrim próbowała wmówić mu, że nic jej nie jest i że jest gotowa wziąć się za działanie. Czarodziej ją rozumiał. Zresztą, podobała mu się jej werwa, silny charakter. I naprawdę ładny uśmiech. Ale to nie zmieniało faktu, że nie pozwoli jej wstać dzisiaj.
- Jestem pewien, że Sirack cię nie lubi, skoro cię zdradził. A ty jesteś pewna, że wiem, jak go zaszantażować. Tak, oczywiście, mam na niego haki, a jak to nie pomoże, to mój serdeczny przyjaciel inspektor Davies się za to weźmie. Ale chcę coś w zamian- uśmiechnął się filgarnie.
Jego uśmiech nie był w żadnym stopniu ironiczny, czy sarkastyczny, po prostu szczery. I zawadiacki. Jakby chciał powiedzieć "zrobię to, pod warunkiem, że dasz buziaka".
- Zrobię to, pod warunkiem, że teraz zaśniesz. I nie zaczniesz biegać, dopóki nie zdejmę szwów.
Wtedy zaczął poprawiać jej łóżko, układając ją wygodniej. Przesunął jej rękę, uniósł jej ciało i położył z powrotem, tym razem w wygodniejszym miejscu. Poprawił poduszkę. Usiadł obok, patrząc na nią nieco z góry.
- Z sierżantem Sirackiem miałem widzieć się dzisiaj w nocy, na obżerzach miasta. Mam dla niego trutki. Obawiam się, że nie wpuściłby mnie za dnia do swojej kwatery. Wyjawię ci również, że urodziłem się w wiosce portowej. Z takimi wiatrami, jakie są teraz, księżniczka nie pożegluje daleko. A ja, jeśli zdołałaś się o tym już dowiedzieć, potrafię kontrolować wiatr. Będziemy w stanie płynąć dość szybko. Zresztą, od sierżanta mogę dowiedzieć się, dokąd zmierzają porywacze. Zresztą, chyba nie mają tego, po co tu przyjechali, prawda?
Gavin kiwnął głową na cholewę jej buta, w którym schowana była Łza Oceanów. Był bardzo ciekawy, dlaczego ten klejnot jest tak cenny. Może to magiczny artefakt?
Nachylił się nad Escrim, chcąc cicho zapytać ją o właściwości wisiora. Wtedy był naprawdę blisko niej. I bliżej.
I wtedy wszedł Peu.
- MAM!!! Mam, mam wszystko, trzymaj medyku! - Frisson rzucił Gavinowi woreczek ziół. Czarodziej westchnął.
- Dobra robota - powiedział. Pęczek lawndy ułożył pod poduszką kapitan. - Może dzięki temu będzie ci się lepiej spało...- powiedział do niej i uśmiechnął się przyjaźnie. Cynber i jasnedrię włożył do wody, którą wcześniej używał do schłodzenia gorączki Dorlanda. Magicznie doprowadził ją do wrzątku. Powietrze wypełniło się przyjemnym aromatem, który miał również moc leczniczą.
Po kilku minutach obudził się Dorland, mamrocząc coś pod nosem.
- C-co się...
Gavin podszedł do niego, powoli i spokojnie mówiąc, co zaszło. Peu zdawał relację nieco bardziej... ekspresyjnie, przez co medyk musiał go co chwila uciszać.
W drzwiach pojawił się Siwiec.
- Już świta. Co zamierzasz pani kapitan? - spytał.
- Ustalimy to dokładniej dzisiaj wieczorem - odpowiedział za Escrim Gavin. - Póki co, nie wykonujmy żadnych działań, to byłoby lekkomyślne.
Obserwowała swoją ranę. Mag zastanawiał się, skąd taka nieufność wobec medyków. Z jednej strony żołnierze są narażeni na wszelkie kontuzje, rany, a z drugiej lekarzy unikają jak ognia. A jak już są chorzy, to kompletnie nie dbają o to jak się czują, tylko od razu chcą wyskoczyć z łóżka i udawać, że nic im nie jest. A to najczęściej prowadzi do jeszcze gorszych powikłań. Zakażenia, złamania otwarte, krwawienia wewnętrzne...
I tak samo Escrim próbowała wmówić mu, że nic jej nie jest i że jest gotowa wziąć się za działanie. Czarodziej ją rozumiał. Zresztą, podobała mu się jej werwa, silny charakter. I naprawdę ładny uśmiech. Ale to nie zmieniało faktu, że nie pozwoli jej wstać dzisiaj.
- Jestem pewien, że Sirack cię nie lubi, skoro cię zdradził. A ty jesteś pewna, że wiem, jak go zaszantażować. Tak, oczywiście, mam na niego haki, a jak to nie pomoże, to mój serdeczny przyjaciel inspektor Davies się za to weźmie. Ale chcę coś w zamian- uśmiechnął się filgarnie.
Jego uśmiech nie był w żadnym stopniu ironiczny, czy sarkastyczny, po prostu szczery. I zawadiacki. Jakby chciał powiedzieć "zrobię to, pod warunkiem, że dasz buziaka".
- Zrobię to, pod warunkiem, że teraz zaśniesz. I nie zaczniesz biegać, dopóki nie zdejmę szwów.
Wtedy zaczął poprawiać jej łóżko, układając ją wygodniej. Przesunął jej rękę, uniósł jej ciało i położył z powrotem, tym razem w wygodniejszym miejscu. Poprawił poduszkę. Usiadł obok, patrząc na nią nieco z góry.
- Z sierżantem Sirackiem miałem widzieć się dzisiaj w nocy, na obżerzach miasta. Mam dla niego trutki. Obawiam się, że nie wpuściłby mnie za dnia do swojej kwatery. Wyjawię ci również, że urodziłem się w wiosce portowej. Z takimi wiatrami, jakie są teraz, księżniczka nie pożegluje daleko. A ja, jeśli zdołałaś się o tym już dowiedzieć, potrafię kontrolować wiatr. Będziemy w stanie płynąć dość szybko. Zresztą, od sierżanta mogę dowiedzieć się, dokąd zmierzają porywacze. Zresztą, chyba nie mają tego, po co tu przyjechali, prawda?
Gavin kiwnął głową na cholewę jej buta, w którym schowana była Łza Oceanów. Był bardzo ciekawy, dlaczego ten klejnot jest tak cenny. Może to magiczny artefakt?
Nachylił się nad Escrim, chcąc cicho zapytać ją o właściwości wisiora. Wtedy był naprawdę blisko niej. I bliżej.
I wtedy wszedł Peu.
- MAM!!! Mam, mam wszystko, trzymaj medyku! - Frisson rzucił Gavinowi woreczek ziół. Czarodziej westchnął.
- Dobra robota - powiedział. Pęczek lawndy ułożył pod poduszką kapitan. - Może dzięki temu będzie ci się lepiej spało...- powiedział do niej i uśmiechnął się przyjaźnie. Cynber i jasnedrię włożył do wody, którą wcześniej używał do schłodzenia gorączki Dorlanda. Magicznie doprowadził ją do wrzątku. Powietrze wypełniło się przyjemnym aromatem, który miał również moc leczniczą.
Po kilku minutach obudził się Dorland, mamrocząc coś pod nosem.
- C-co się...
Gavin podszedł do niego, powoli i spokojnie mówiąc, co zaszło. Peu zdawał relację nieco bardziej... ekspresyjnie, przez co medyk musiał go co chwila uciszać.
W drzwiach pojawił się Siwiec.
- Już świta. Co zamierzasz pani kapitan? - spytał.
- Ustalimy to dokładniej dzisiaj wieczorem - odpowiedział za Escrim Gavin. - Póki co, nie wykonujmy żadnych działań, to byłoby lekkomyślne.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 147
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Strażnik , Urzędnik
- Kontakt:
Jak większość medyków Gavin nie przyjmował do wiadomości informacji o tym iż żołnierze to zwykle osoby twarde i odporne na ból, u których proces gojenia się ran może zachodzić szybciej niż u typowego pacjenta. Poza tym każdy strażnik, poza szkoleniem czysto wojskowym, zobligowany był posiąść informację z zakresu udzielania pierwszej pomocy, w takim stopniu by być w stanie opatrzyć obrażenia wynikłe w czasie walki. Escrim uważała iż sama zna się na tyle w kwestii złamań, czy ran ciętych, by samej móc diagnozować swoją dalszą kurację. Oczywiście w innych okolicznościach kapitan nie miałaby nic przeciwko temu, by tygodniami leżeć w łóżku, pozwalać Gavinowi poprawiać swoją poduszkę, gotować i umilać jej czas zabawnymi rozmowami. W kwestii opieki medycznej była gotowa posunąć się dużo dalej i przez kolejne miesiące składać osobiste wizyty celem potwierdzenia poprawności gojenia się rany.
Jednak nie był to czas na takie rozmyślania. Obecnie La Tranchte była przekonana iż jeśli zostanie w łóżku to umrze zamartwiając się o los księżniczki.
- Naprawdę uważasz że Katrenna mogłaby gdzieś pożeglować? Po tym jak zawaliła sprawę z Łzą? Chyba tylko na dno z kamieniem uwiązanym na szyi. – Escrim nie ufała piratom. Podejrzewała że nawet gdyby księżniczka zdobyła dla swoich nowych towarzyszy upragniony klejnot, prędzej skończyłaby na targu niewolników niż jako piracka królowa. Oczywiście w grę wchodził jeszcze okup za pojmaną przedstawicielkę panującego rodu. Tylko że taka operacja wydawała się dość trudna. Król postawiłby na nogi wszystkich swoich zbrojnych, a wymiana dziewczyny na złoto wiązała się z dużym ryzykiem. Pytanie czy piraci byli aż tak bezczelni i lekkomyślni zarazem. Nie wiedząc z kim tak naprawdę mają do czynienia, Escrim ciężko było wyrokować o tym jak może zachować się ich przeciwnik.
- Proszę, pozwól mi iść dziś z sobą na spotkanie z Sirackiem. Leżąc tu, tylko wymyślam coraz to gorsze wizję tego co może spotkać Katrennę i zamęczam się psychicznie. Obiecuję dbać o siebie i nie nadwyrężać się zbytnio. Pal licho że ten zdrajca mnie nie lubi. Drań spiskuje przeciw rodzinie królewskiej. Jak będzie trzeba ja lub Rainie połamiemy mu palce byle tylko wyciągnąć z łotra potrzebne nam informację.
La Tranchte z smutkiem pomyślała jak niewielu ma w miesicie przyjaciół na których mogłaby teraz liczyć. Funkcja kapitana sprawiała iż wraz z każdą oddaną osobą natychmiast pojawiało się kilka innych gotowych wbić ci nóż w plecy. Poszczególne frakcje polityczne usiłowały przeciągnąć gwardzistkę na swoją stronę, a poparcie jednych od razu skutkowało złowrogim nastawieniem całej reszty. Aresztowanie arystokraty za to iż próbował ją przekupić również przysporzyło Escrim więcej wrogów niż przyjaciół. Dziewczyna żałowała że Komandor przebywa obecnie poza Arturonem. Najchętniej zwierzyłaby się przełożonemu z obecnych kłopotów, pozostawiając trudne decyzję w rękach kogoś innego.
- Mówiłeś wcześniej że Siwiec wrócił do młyna? Może któryś z napastników przeżył stoczoną tam bitwę i dałoby się z mim pomówić? – Kapitan spróbowała kolejnego rozwiązania.
Jednak nie był to czas na takie rozmyślania. Obecnie La Tranchte była przekonana iż jeśli zostanie w łóżku to umrze zamartwiając się o los księżniczki.
- Naprawdę uważasz że Katrenna mogłaby gdzieś pożeglować? Po tym jak zawaliła sprawę z Łzą? Chyba tylko na dno z kamieniem uwiązanym na szyi. – Escrim nie ufała piratom. Podejrzewała że nawet gdyby księżniczka zdobyła dla swoich nowych towarzyszy upragniony klejnot, prędzej skończyłaby na targu niewolników niż jako piracka królowa. Oczywiście w grę wchodził jeszcze okup za pojmaną przedstawicielkę panującego rodu. Tylko że taka operacja wydawała się dość trudna. Król postawiłby na nogi wszystkich swoich zbrojnych, a wymiana dziewczyny na złoto wiązała się z dużym ryzykiem. Pytanie czy piraci byli aż tak bezczelni i lekkomyślni zarazem. Nie wiedząc z kim tak naprawdę mają do czynienia, Escrim ciężko było wyrokować o tym jak może zachować się ich przeciwnik.
- Proszę, pozwól mi iść dziś z sobą na spotkanie z Sirackiem. Leżąc tu, tylko wymyślam coraz to gorsze wizję tego co może spotkać Katrennę i zamęczam się psychicznie. Obiecuję dbać o siebie i nie nadwyrężać się zbytnio. Pal licho że ten zdrajca mnie nie lubi. Drań spiskuje przeciw rodzinie królewskiej. Jak będzie trzeba ja lub Rainie połamiemy mu palce byle tylko wyciągnąć z łotra potrzebne nam informację.
La Tranchte z smutkiem pomyślała jak niewielu ma w miesicie przyjaciół na których mogłaby teraz liczyć. Funkcja kapitana sprawiała iż wraz z każdą oddaną osobą natychmiast pojawiało się kilka innych gotowych wbić ci nóż w plecy. Poszczególne frakcje polityczne usiłowały przeciągnąć gwardzistkę na swoją stronę, a poparcie jednych od razu skutkowało złowrogim nastawieniem całej reszty. Aresztowanie arystokraty za to iż próbował ją przekupić również przysporzyło Escrim więcej wrogów niż przyjaciół. Dziewczyna żałowała że Komandor przebywa obecnie poza Arturonem. Najchętniej zwierzyłaby się przełożonemu z obecnych kłopotów, pozostawiając trudne decyzję w rękach kogoś innego.
- Mówiłeś wcześniej że Siwiec wrócił do młyna? Może któryś z napastników przeżył stoczoną tam bitwę i dałoby się z mim pomówić? – Kapitan spróbowała kolejnego rozwiązania.
- Gavin
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Mag
- Kontakt:
- Możesz iść ze mną na spotkanie z Sirackiem, jeśli pozostaniesz w ukryciu, dopóki nie zacznę rozmawiać z nim na temat Katrenny. Szantaż to bardzo delikatna sprawa - delikatnie odgarnął kilka kosmyków jej włosów. - Nie będziesz też się mogła odezwać, dopóki ci nie dam znać, ok?
Wstał i zmienił Dorlandowi opatrunki.
- Rainie nie żyje - powiedział najdelikatniej, jak potrafił. Nie chciał też patrzeć w stronę Escrim. Czuł, że jest to moment, którego potrzebuje, by sam na sam mogła zmierzyć się z rzeczywistością.
Za oknem świtało. W końcu kapitan przerwała ciszę, pytając:
- Mówiłeś wcześniej, że Siwiec wrócił do młyna? Może któryś z napastników przeżył stoczoną tam bitwę i dałoby się z mim pomówić?
- Zapytam go, kiedy wróci.
Tak też zrobił. Zaraz po powrocie łowcy z młyna zapytał go również, czy ktoś przeżył.
Wstał i zmienił Dorlandowi opatrunki.
- Rainie nie żyje - powiedział najdelikatniej, jak potrafił. Nie chciał też patrzeć w stronę Escrim. Czuł, że jest to moment, którego potrzebuje, by sam na sam mogła zmierzyć się z rzeczywistością.
Za oknem świtało. W końcu kapitan przerwała ciszę, pytając:
- Mówiłeś wcześniej, że Siwiec wrócił do młyna? Może któryś z napastników przeżył stoczoną tam bitwę i dałoby się z mim pomówić?
- Zapytam go, kiedy wróci.
Tak też zrobił. Zaraz po powrocie łowcy z młyna zapytał go również, czy ktoś przeżył.
Gdy tylko Siwiec wrócił do kwater Peu, zapytał o dalsze postępowanie. Choć zapytał o to kpt. Escrim, odpowiedzi udzielił mu Gavin. Mieli nie robić nic, do dzisiejszego wieczoru. Nie było to zadowalającą odpowiedzią dla Łowcy. Chwile później Grimshaw zapytał go czy nie przeżył któryś z pokonanych piratów. Inkwizytor obstawiał że chodziło mu o przesłuchanie rozbójnika. Jego odpowiedź jednak nie napawała optymizmem.
-Zapewne przeżyło wielu, ale gdy poszliśmy tutaj, uciekli albo się wykrwawili. To wyjście niestety odpada.
Twarze towarzyszy spochmurniały. Najemnik jednak nie umiał poprawić im humoru, bo sam był w podobnym stanie. Usiadł przy stole i zatopił się w myślach. Po chwili jednak poszedł do osobnej izby i tam zdjął płaszcz i począł medytować. Nie obchodziła go bieżąca sytuacja. Nie obchodził go cały świat.
-Zapewne przeżyło wielu, ale gdy poszliśmy tutaj, uciekli albo się wykrwawili. To wyjście niestety odpada.
Twarze towarzyszy spochmurniały. Najemnik jednak nie umiał poprawić im humoru, bo sam był w podobnym stanie. Usiadł przy stole i zatopił się w myślach. Po chwili jednak poszedł do osobnej izby i tam zdjął płaszcz i począł medytować. Nie obchodziła go bieżąca sytuacja. Nie obchodził go cały świat.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 147
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Strażnik , Urzędnik
- Kontakt:
Atmosfera panująca w domu była ciężka, nerwowa i przygnębiająca. Świadomość porażki i niepewność odnośnie dalszych poczynań, odbierała ochotę do wspólnych rozmów. Mężczyźni postanowili unikać się nawzajem. Peu, Siwiec, a nawet Gavin, szukali odosobnienia chcąc samemu znaleźć sposób na poprawę ponurego nastroju.
Z grymasem bólu na twarzy, Escrim podniosła się z łózka. Miała nadzieję ze dodatkowy opatrunek przewiązany wokół żeber, zabezpieczy ranę na wypadek gwałtownych ruchów. Czuła się fatalnie, nie tylko z względu na odniesione rany ale również w skutek informacji o śmierci Rainie. Kapitan bardzo przeżywała stratę swojego człowiek i oddanego przyjaciela. Na co dzień La Tranchte robiła wiele by uchodzić w oczach innych za twardszą niż jakikolwiek mężczyzna, jednak teraz rozpaczliwie potrzebowała z kimś porozmawiać. W odróżnieniu od reszty, Escrim nie potrafią samej radzić sobie z bólem. Wolała wyrzucić z siebie nagromadzone emocje i wyżalić się przed kimkolwiek.
Potrzebowała tylko znaleźć bratnią duszę. Peu odpadał. Przepełniony poczuciem winy, młody gwardzista wypłakałaby się w jej koszule zanim sama Escrim uroniłaby choć jedną łzę. W przypadku Frissona najlepszym rozwiązaniem było znalezienie dla niego jakiegoś zajęcia, tak aby poczuł się potrzebny, mając jednocześnie okazję do rehabilitacji. Z kolei Siwiec aż kipiał gniewem, sprawiając wrażenie że przebywanie w jego pobliżu źle się skończy.
„Bez kija nie podchodź” pomyślała Escrim, podążając wzrokiem za inkwizytorem.
- Mam nadzieję że mu to minie. – Odezwała się do Gavina, zajmując miejsce przy stole tuż obok medyka. Przez chwilę siedziała w milczeniu usiłując sobie przypomnieć co też medyk mówił na temat Siracka i terminie wspólnego spotkania. Najchętniej udałaby się na nie od razu, bez konieczności czekania tu cały dzień. – Dziękuję ze zgodziłeś się mnie zabrać.
- Rainie był dobrym człowiekiem. Niewielu to dostrzegało jako że na co dzień kojarzony był jako opryskliwy, zapatrzony w siebie oszust, karciarz i awanturnik. Ale to dzięki niemu Straż Królewska zyskała dzisiejszą pozycję. Każdy początkujący gwardzista trafiał do Rainie, poznając na nowo zasady szermierki. Nazywali go pogromcą nowicjuszy. Jako iż każdemu wbijał do głowy że podręcznikowa sztuka fechtunku nie ma szans w starciu z całym wachlarzem nieuczciwych zagrań i szemranych metod. Rainie zwykł narzekać na przełożonych i kląć rodzinę królewską, ale w razie potrzeby był gotowy oddać za nich życie. I mimo iż pewne fakty mogą temu przeczyć, chciałabym wierzyć że to właśnie uczynił. Zginął broniąc księżniczki. – Zakończyła Escrim.
- Wkrótce zrobi się o to awantura. Ktoś zauważy dłuższą niż zwykle nieobecność Katrenny i zacznie zadawać pytania. Poza tym pewnie cały pałac stoi na głowie w poszukiwaniu łzy oceanów. Zdradzisz mi w jaki sposób zamierzasz wyciągnąć od naszego oficera potrzebne informację?
Z grymasem bólu na twarzy, Escrim podniosła się z łózka. Miała nadzieję ze dodatkowy opatrunek przewiązany wokół żeber, zabezpieczy ranę na wypadek gwałtownych ruchów. Czuła się fatalnie, nie tylko z względu na odniesione rany ale również w skutek informacji o śmierci Rainie. Kapitan bardzo przeżywała stratę swojego człowiek i oddanego przyjaciela. Na co dzień La Tranchte robiła wiele by uchodzić w oczach innych za twardszą niż jakikolwiek mężczyzna, jednak teraz rozpaczliwie potrzebowała z kimś porozmawiać. W odróżnieniu od reszty, Escrim nie potrafią samej radzić sobie z bólem. Wolała wyrzucić z siebie nagromadzone emocje i wyżalić się przed kimkolwiek.
Potrzebowała tylko znaleźć bratnią duszę. Peu odpadał. Przepełniony poczuciem winy, młody gwardzista wypłakałaby się w jej koszule zanim sama Escrim uroniłaby choć jedną łzę. W przypadku Frissona najlepszym rozwiązaniem było znalezienie dla niego jakiegoś zajęcia, tak aby poczuł się potrzebny, mając jednocześnie okazję do rehabilitacji. Z kolei Siwiec aż kipiał gniewem, sprawiając wrażenie że przebywanie w jego pobliżu źle się skończy.
„Bez kija nie podchodź” pomyślała Escrim, podążając wzrokiem za inkwizytorem.
- Mam nadzieję że mu to minie. – Odezwała się do Gavina, zajmując miejsce przy stole tuż obok medyka. Przez chwilę siedziała w milczeniu usiłując sobie przypomnieć co też medyk mówił na temat Siracka i terminie wspólnego spotkania. Najchętniej udałaby się na nie od razu, bez konieczności czekania tu cały dzień. – Dziękuję ze zgodziłeś się mnie zabrać.
- Rainie był dobrym człowiekiem. Niewielu to dostrzegało jako że na co dzień kojarzony był jako opryskliwy, zapatrzony w siebie oszust, karciarz i awanturnik. Ale to dzięki niemu Straż Królewska zyskała dzisiejszą pozycję. Każdy początkujący gwardzista trafiał do Rainie, poznając na nowo zasady szermierki. Nazywali go pogromcą nowicjuszy. Jako iż każdemu wbijał do głowy że podręcznikowa sztuka fechtunku nie ma szans w starciu z całym wachlarzem nieuczciwych zagrań i szemranych metod. Rainie zwykł narzekać na przełożonych i kląć rodzinę królewską, ale w razie potrzeby był gotowy oddać za nich życie. I mimo iż pewne fakty mogą temu przeczyć, chciałabym wierzyć że to właśnie uczynił. Zginął broniąc księżniczki. – Zakończyła Escrim.
- Wkrótce zrobi się o to awantura. Ktoś zauważy dłuższą niż zwykle nieobecność Katrenny i zacznie zadawać pytania. Poza tym pewnie cały pałac stoi na głowie w poszukiwaniu łzy oceanów. Zdradzisz mi w jaki sposób zamierzasz wyciągnąć od naszego oficera potrzebne informację?
- Gavin
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Mag
- Kontakt:
Dorland, po zjedzeniu miski gulaszu ponownie zasnął. To bardzo dobrze dla jego organizmu, pomyślał Gavin, musi się zregenerować i wypocząć.
Medyk miał ręce pełne roboty. Czuł, że sam chciałby zasnąć, ale wiedział, że jest potrzebny przytomny. Dlatego powoli żuł "energetyki" - kawę, liście hyspisu, lukrecję, co tam miał pod ręką. Poza tym ta cisza w kwaterze go dobijała. Każdy myślał tylko o tym, jak ciężki dzień ich minął i co mogą zrobić dalej. Gavin jednak czuł się jakby był ponad tą sprawą, w zasadzie nie dotyczyła go ona bezpośrednio. Po krótkim namyśle jednak doszedł do wniosku, że pomoże kapitan w odnalezieniu księżniczki. Dlaczego? Bo bez jego pomocy pewnie nie udałoby im się. A czasami trzeba zrobić coś wartościowego. Miła odmiana po tygodniach zabawiania się w szantaże.
Westchnął i poczuł, że chce na chwilę chociaż opuścić to pomieszczenie, w których leżeli chorzy. Polecił Peu, żeby miał oko na Dorlanda. Poszedł do kuchni i usiadł przy stole, wyjmując z torby zioła i zaczął zajmować się alchemią.
Kończył kolejne zamówienie, kiedy spostrzegł, że Escrim ciężkim krokiem podchodzi do niego i zajmuje miejsce przy stole. Gavin uśmiechnął się do niej pocieszająco. Wtedy kapitan zaczęła mówić o Rainie.
Czarodziej nie był pewien, co mógłby powiedzieć, żeby poprawić jej humor. Szczerość za szczerość, pomyślał. Też postanowił jej coś wyznać.
- Urodziłem się w wiosce portowej, na północy Alarnii. Wiesz, jak to na wsi, domy drewniane i pokryte strzechą, stodoły pełne siana. Kiedyś wybuchł tam pożar i spłonęła cała wieś. Straciłem tam rodzinę - powiedział spokojnym głosem. Przez chwilę panowała cisza, w której słychać było szczęch metalu małej przenośnej wagi, na której Gavin mierzył składniki. Później zaczął mówić dalej - przykro mi z powodu Rainiego, bardzo. Rozumiem cię. I cieszę się, że się nie poddajesz. Podziwiam to - popatrzył na nią z uznaniem - że mimo wszystko myślisz o tym, jak ocalić księżniczkę. Masz silny charakter. I myślę, że jesteś szlachetną osobą.
Po chwili odpowiedział również na jej drugie pytanie:
- Z Sirackiem byłem umówiony dzisiaj poza miastem. Mam dla niego pęczek trucizn. Informację wyciągnę z niego w tradycyjny sposób, przez szantaż. Wiem, kogo chciał otruć i mam na to dowody. Poza tym, jeśli to nie poskutkuje, zawsze mogę postraszyć go inspektorem. Chciałbym, żebyś czekała w ukryciu, na przykład w zaułku. Kiedy dam ci znać, wyjdziesz i będziesz mogła sama osobiście zadać mu pytania.
Przez chwilę Gavin poczuł się dziwnie. Ręka z pęczkiem szafranu zawisła mu nad wagą. Zamyślił się. Wydawało mu się, że w porównaniu z kapitan jest mało wartościowym człowiekiem. Zaczął się zastanawiać, czy to przez ten ostatni rok w Akademii tak bardzo się zmienił... Jednak odrzucił te myśli, chcąc przeanalizować to później. W końcu przypomniał sobie również, o co on chciał spytać Escrim:
- Czym właściwie jest ta Łza Oceanów? To artefakt?
Medyk miał ręce pełne roboty. Czuł, że sam chciałby zasnąć, ale wiedział, że jest potrzebny przytomny. Dlatego powoli żuł "energetyki" - kawę, liście hyspisu, lukrecję, co tam miał pod ręką. Poza tym ta cisza w kwaterze go dobijała. Każdy myślał tylko o tym, jak ciężki dzień ich minął i co mogą zrobić dalej. Gavin jednak czuł się jakby był ponad tą sprawą, w zasadzie nie dotyczyła go ona bezpośrednio. Po krótkim namyśle jednak doszedł do wniosku, że pomoże kapitan w odnalezieniu księżniczki. Dlaczego? Bo bez jego pomocy pewnie nie udałoby im się. A czasami trzeba zrobić coś wartościowego. Miła odmiana po tygodniach zabawiania się w szantaże.
Westchnął i poczuł, że chce na chwilę chociaż opuścić to pomieszczenie, w których leżeli chorzy. Polecił Peu, żeby miał oko na Dorlanda. Poszedł do kuchni i usiadł przy stole, wyjmując z torby zioła i zaczął zajmować się alchemią.
Kończył kolejne zamówienie, kiedy spostrzegł, że Escrim ciężkim krokiem podchodzi do niego i zajmuje miejsce przy stole. Gavin uśmiechnął się do niej pocieszająco. Wtedy kapitan zaczęła mówić o Rainie.
Czarodziej nie był pewien, co mógłby powiedzieć, żeby poprawić jej humor. Szczerość za szczerość, pomyślał. Też postanowił jej coś wyznać.
- Urodziłem się w wiosce portowej, na północy Alarnii. Wiesz, jak to na wsi, domy drewniane i pokryte strzechą, stodoły pełne siana. Kiedyś wybuchł tam pożar i spłonęła cała wieś. Straciłem tam rodzinę - powiedział spokojnym głosem. Przez chwilę panowała cisza, w której słychać było szczęch metalu małej przenośnej wagi, na której Gavin mierzył składniki. Później zaczął mówić dalej - przykro mi z powodu Rainiego, bardzo. Rozumiem cię. I cieszę się, że się nie poddajesz. Podziwiam to - popatrzył na nią z uznaniem - że mimo wszystko myślisz o tym, jak ocalić księżniczkę. Masz silny charakter. I myślę, że jesteś szlachetną osobą.
Po chwili odpowiedział również na jej drugie pytanie:
- Z Sirackiem byłem umówiony dzisiaj poza miastem. Mam dla niego pęczek trucizn. Informację wyciągnę z niego w tradycyjny sposób, przez szantaż. Wiem, kogo chciał otruć i mam na to dowody. Poza tym, jeśli to nie poskutkuje, zawsze mogę postraszyć go inspektorem. Chciałbym, żebyś czekała w ukryciu, na przykład w zaułku. Kiedy dam ci znać, wyjdziesz i będziesz mogła sama osobiście zadać mu pytania.
Przez chwilę Gavin poczuł się dziwnie. Ręka z pęczkiem szafranu zawisła mu nad wagą. Zamyślił się. Wydawało mu się, że w porównaniu z kapitan jest mało wartościowym człowiekiem. Zaczął się zastanawiać, czy to przez ten ostatni rok w Akademii tak bardzo się zmienił... Jednak odrzucił te myśli, chcąc przeanalizować to później. W końcu przypomniał sobie również, o co on chciał spytać Escrim:
- Czym właściwie jest ta Łza Oceanów? To artefakt?
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 147
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Strażnik , Urzędnik
- Kontakt:
Stół przy którym siedzieli był na tyle duży iż swobodnie mogło przy nim jadać kilka osób, a mimo to Escrim zajęła miejsce przy samym medyku, tak iż niemal ocierała się o ramię Gavina. Potrzebowała jego bliskości i ciepła. Z zainteresowaniem przyglądała się instrumentom rozłożonym na blacie. Większość z nich była dla kapitan nieznana, w takim stopniu iż że trudno było jej zorientować się do czego mogą służyć. Za to wszystkie wydawały się dziwnie małe, delikatne i wymagające sporej precyzji w użyciu. "Musi mieć strasznie drobne dłonie jeśli chce posługiwać się czymś takim" - rozumowała Escrim, dyskretnie starając się przyrównać swoje palce do ręki medyka. Były podobnej wielkości.
- Szlachetna? Zabawne że tak mówisz. Wśród straży jestem raczej uznawana za czarną owcę - odpowiedziała La Tranchte. - Bo widzisz, krytycyzm, dociekliwość i inicjatywa nie są rzeczami specjalnie popularnymi wśród Gwardii. Zwłaszcza, gdy ktoś zaczyna zadawać pytania odnośnie tego czy król - państwo - poddani to właściwa hierarchia wartości. A może powinno być odwrotnie? Co jeśli prosty rybak z wioski portowej ma w sobie więcej pozytywnych cech niż cała rodzina królewska razem wzięta? Mój dziadek miał w sobie więcej werwy. Otwarcie twierdził że straż nie może stanowić muru jakim król oddziela się od swojego ludu i na znak dezaprobaty był pierwszym La Tranchte, który dobrowolnie rzucił to stanowisko. Stanowisko, które teraz służy bardziej celom politycznym niż jakimkolwiek ideałom. Dlatego właśnie w mojej rodzinie jest tak duży nacisk, by pozostali przedstawiciele rodu nie okryli się złą sławą. A że ja również idę w tej sprawie "pod prąd", nie jestem tu zbytnio popularna. Co oczywiście nie znaczy, że nie znajdzie się kliku takich, co myślą podobnie. A śmierć Rainie tylko powiększy grono tych gotowych stanąć po mojej stronie.
Jeśli zaś chodzi o Siracka to spytaj go o układy wiążące go z piratami. Nie rozumiem, czemu przysłał do starego młyna właśnie ich, zamiast samemu zjawić się tam w eskorcie strażników. Zostałby bohaterem, a jednocześnie pogrążyłby mnie w oczach opinii publicznej. Najwyraźniej chce ugrać na sprawie znacznie więcej i jak widać nie zawaha się w tym celu poświęcić życia księżniczki. Żałuję strasznie iż zgodnie z prawem nie mogę mu nic zrobić, i że nie jestem w stanie udowodnić jego winy.
Po chwili ciszy, Escrim wyciągnęła ukryty klejnot i położyła Łzę Oceanów przed Gavinem.
- Nie wiem, czy to artefakt. Pewnie znasz się na tym lepiej. Sprawdź. - Oznajmiła. - Według legendy okręt na którego pokładzie znajduje się Łza, nigdy nie zatonie. Cóż, dla piratów miałoby to sens. Król zawsze wypływa w morze mając ów talizman przy sobie i póki co zawsze wraca cało do portu. Jednak myślę iż jest to bardziej zasługą eskortującej go floty niż świecącego naszyjnika. W każdym razie wygląda na kosztowny, a w połączeniu z wartością symboliczną, jego cena musi być spora. - Kapitan nie miała pojęcia jak bada się artefakty. Wątpiła też by medyk chciał wyjawić przed nią tajniki swojej dziedziny. Mimo wszystko była gotowa powierzyć na jakiś czas skarb Arturonu w ręce Gavina. Jeśli rozwiązanie wszystkich zagadek leżało w samym klejnocie, to jej towarzysz prędzej niż ona dojdzie do sedna sprawy.
Interesowało ją również to, dlaczego mężczyzna przy swoich zdolnościach nie zrobił do tej pory kariery na dworze. Arystokracja ogólnie kojarzyła jej się z intrygami, manipulacjami, tajemnymi paktami i nieustannym stąpaniu po cienkiej linie. Szantaż był tu na porządku dziennym, a ktoś taki jak Gavin byłby cennym nabytkiem mile widzianym niemal w każdym z liczących się rodów. "Chyba że już dla kogoś pracuje" - pomyślała Escrim.
- Nie wierzę, że to robisz. Prowadzisz niebezpieczna grę praktycznie z każdym. Ryzykujesz dużo, a jakoś nie potrafię wyobrazić sobie w imię czego miałbyś to robić? Przecież jesteś dobry w swoim fachu. Jako uzdrowiciel mógłbyś żyć dostatnio. Do czego ci potrzebne konszachty z władzą?
- Szlachetna? Zabawne że tak mówisz. Wśród straży jestem raczej uznawana za czarną owcę - odpowiedziała La Tranchte. - Bo widzisz, krytycyzm, dociekliwość i inicjatywa nie są rzeczami specjalnie popularnymi wśród Gwardii. Zwłaszcza, gdy ktoś zaczyna zadawać pytania odnośnie tego czy król - państwo - poddani to właściwa hierarchia wartości. A może powinno być odwrotnie? Co jeśli prosty rybak z wioski portowej ma w sobie więcej pozytywnych cech niż cała rodzina królewska razem wzięta? Mój dziadek miał w sobie więcej werwy. Otwarcie twierdził że straż nie może stanowić muru jakim król oddziela się od swojego ludu i na znak dezaprobaty był pierwszym La Tranchte, który dobrowolnie rzucił to stanowisko. Stanowisko, które teraz służy bardziej celom politycznym niż jakimkolwiek ideałom. Dlatego właśnie w mojej rodzinie jest tak duży nacisk, by pozostali przedstawiciele rodu nie okryli się złą sławą. A że ja również idę w tej sprawie "pod prąd", nie jestem tu zbytnio popularna. Co oczywiście nie znaczy, że nie znajdzie się kliku takich, co myślą podobnie. A śmierć Rainie tylko powiększy grono tych gotowych stanąć po mojej stronie.
Jeśli zaś chodzi o Siracka to spytaj go o układy wiążące go z piratami. Nie rozumiem, czemu przysłał do starego młyna właśnie ich, zamiast samemu zjawić się tam w eskorcie strażników. Zostałby bohaterem, a jednocześnie pogrążyłby mnie w oczach opinii publicznej. Najwyraźniej chce ugrać na sprawie znacznie więcej i jak widać nie zawaha się w tym celu poświęcić życia księżniczki. Żałuję strasznie iż zgodnie z prawem nie mogę mu nic zrobić, i że nie jestem w stanie udowodnić jego winy.
Po chwili ciszy, Escrim wyciągnęła ukryty klejnot i położyła Łzę Oceanów przed Gavinem.
- Nie wiem, czy to artefakt. Pewnie znasz się na tym lepiej. Sprawdź. - Oznajmiła. - Według legendy okręt na którego pokładzie znajduje się Łza, nigdy nie zatonie. Cóż, dla piratów miałoby to sens. Król zawsze wypływa w morze mając ów talizman przy sobie i póki co zawsze wraca cało do portu. Jednak myślę iż jest to bardziej zasługą eskortującej go floty niż świecącego naszyjnika. W każdym razie wygląda na kosztowny, a w połączeniu z wartością symboliczną, jego cena musi być spora. - Kapitan nie miała pojęcia jak bada się artefakty. Wątpiła też by medyk chciał wyjawić przed nią tajniki swojej dziedziny. Mimo wszystko była gotowa powierzyć na jakiś czas skarb Arturonu w ręce Gavina. Jeśli rozwiązanie wszystkich zagadek leżało w samym klejnocie, to jej towarzysz prędzej niż ona dojdzie do sedna sprawy.
Interesowało ją również to, dlaczego mężczyzna przy swoich zdolnościach nie zrobił do tej pory kariery na dworze. Arystokracja ogólnie kojarzyła jej się z intrygami, manipulacjami, tajemnymi paktami i nieustannym stąpaniu po cienkiej linie. Szantaż był tu na porządku dziennym, a ktoś taki jak Gavin byłby cennym nabytkiem mile widzianym niemal w każdym z liczących się rodów. "Chyba że już dla kogoś pracuje" - pomyślała Escrim.
- Nie wierzę, że to robisz. Prowadzisz niebezpieczna grę praktycznie z każdym. Ryzykujesz dużo, a jakoś nie potrafię wyobrazić sobie w imię czego miałbyś to robić? Przecież jesteś dobry w swoim fachu. Jako uzdrowiciel mógłbyś żyć dostatnio. Do czego ci potrzebne konszachty z władzą?
- Gavin
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Alchemik , Mag
- Kontakt:
- No, więc oprócz szlachetności jesteś również odważna i inteligentna. I znasz swoją wartość - uśmiechnął się do niej serdecznie, po chwili spuszczając głowę. Tak jakoś miał w zwyczaju tak robić. Jakby się zawstydził tego, o czym pomyślał. Po chwili znowu uniósł głowę, uśmiechając się delikatnie i słuchając jej. Zajmował się warzeniem eliksirów, co chwila zerkając na nią z błyskiem w oku. Miał dołeczki w policzkach.
Kiedy przez tą chwilę zapadła między nimi cisza, mag próbował przeczytać coś z wyrazu twarzy Escrim. Wydawało mu się, że szuka w nim oparcia. Medyk miał opiekuńczą osobowość, w dodatku bardzo chętnie zajmowałby się pocieszaniem kapitan. Zastanawiał się tylko, jak daleko mógłby się w tym posunąć i czego ona od niego oczekuje.
Zdziwił się też ufnością pani kapitan. Bez wahania oddała mu tak cenny wisior do zbadania. Chwycił go, jednak nie spojrzał na niego, nie spuszczając z oka Escrim. Patrzył jej w oczy jakby pytał "wierzysz mi? co takiego o mnie myślisz, i czego oczekujesz?".
Po chwili zagadnęła go też na temat jego życia. Pyta o takie rzeczy, to znaczy, że na pewno nie zależy jej wyłącznie na współpracy, pomyślał. W dodatku powiedziała komplement. Być może bezwiednie. Mądra dziewczyna. I chyba nie do końca jej pasuje mój styl życia.
Uśmiechnął się, spuszczając wzrok. Jej uwaga skojarzyła mu się z napomnieniem mamy. Przynajmniej tak mu się wydawało, że mamy zwracają dzieciom uwagi w taki sposób. Jednak postanowił podzielić się z nią jakąś częścią swojej historii. Dlatego spojrzał na nią poważnym wzrokiem.
- To, czym się teraz zajmuję, wyszło bezwiednie. Tak, wiem, jak to brzmi, ale pozwól mi wyjaśnić. Po ukończeniu Akademii wyjechałem na północ i zostałem czeladnikiem znanego alchemika. Tam dość zżyłem się z miastowymi ludźmi. Niektórzy z nich przychodzili do mnie po poradę, bo to nie byli bardzo wykształceni ludzie, a ja skończyłem studia. Potrafiłem im poradzić. Przez przypadek zająłem się też rozwiązywaniem zagadek - uśmiechnął się - proszę, nie śmiej się! Całkiem nieźle mi te zagadki szły. W końcu jednak pewien człowiek poprosił mnie o odnalezienie drogocennej bransolety. Twierdził, że ukradli mu ją chłopi i gdzieś zakopali. Kiedy ją znalazłem, ten człowiek oskarżył mnie o kradzież królewskiego skarbu. Wiesz, jakie kary za to grożą. Na moje szczęście i nieszczęście jestem... dość inteligentny. Porozmawiałem tu i ówdzie, załatwiłem tam gdzie trzeba i spokojnie wyjechałem z miasta. W takie środowisko kanciarzy, jak się raz w nie wejdzie, to zostaje potem z tobą. Wykorzystywałem to do własnych celów. Ale w granicach rozsądku, proszę, nie patrz na mnie jak na zbrodniarza. Sam wiem o tym, że nie po to skończyłem studia i moje umiejętności mogłyby zostać lepiej wykorzystane - westchnął. - I chyba już są, skoro służę twojej sprawie.
Przybliżył się do niej, wyciągając dłoń w stronę jej twarzy. Bardzo ostrożnie wsunął dłoń w jej włosy przy twarzy.
- Miałaś tu jakiś paproch - powiedział, wyciągając ostrożnie coś z jej loków.
Nie odsunął się od niej, nadal mając rękę w pobliżu jej włosów. Patrzył jej w oczy poważnym wzrokiem.
- Wcale nie jest, paradoksalnie, znaleźć pracę dla medyka. Chyba, że potrzebujesz akurat takiego jak ja w swojej gwardii - powiedział przytłumionym, ale ciepłym głosem. Uśmiechnął się też delikatnie, próbując znaleźć w jej oczach odpowiedź.
Kiedy przez tą chwilę zapadła między nimi cisza, mag próbował przeczytać coś z wyrazu twarzy Escrim. Wydawało mu się, że szuka w nim oparcia. Medyk miał opiekuńczą osobowość, w dodatku bardzo chętnie zajmowałby się pocieszaniem kapitan. Zastanawiał się tylko, jak daleko mógłby się w tym posunąć i czego ona od niego oczekuje.
Zdziwił się też ufnością pani kapitan. Bez wahania oddała mu tak cenny wisior do zbadania. Chwycił go, jednak nie spojrzał na niego, nie spuszczając z oka Escrim. Patrzył jej w oczy jakby pytał "wierzysz mi? co takiego o mnie myślisz, i czego oczekujesz?".
Po chwili zagadnęła go też na temat jego życia. Pyta o takie rzeczy, to znaczy, że na pewno nie zależy jej wyłącznie na współpracy, pomyślał. W dodatku powiedziała komplement. Być może bezwiednie. Mądra dziewczyna. I chyba nie do końca jej pasuje mój styl życia.
Uśmiechnął się, spuszczając wzrok. Jej uwaga skojarzyła mu się z napomnieniem mamy. Przynajmniej tak mu się wydawało, że mamy zwracają dzieciom uwagi w taki sposób. Jednak postanowił podzielić się z nią jakąś częścią swojej historii. Dlatego spojrzał na nią poważnym wzrokiem.
- To, czym się teraz zajmuję, wyszło bezwiednie. Tak, wiem, jak to brzmi, ale pozwól mi wyjaśnić. Po ukończeniu Akademii wyjechałem na północ i zostałem czeladnikiem znanego alchemika. Tam dość zżyłem się z miastowymi ludźmi. Niektórzy z nich przychodzili do mnie po poradę, bo to nie byli bardzo wykształceni ludzie, a ja skończyłem studia. Potrafiłem im poradzić. Przez przypadek zająłem się też rozwiązywaniem zagadek - uśmiechnął się - proszę, nie śmiej się! Całkiem nieźle mi te zagadki szły. W końcu jednak pewien człowiek poprosił mnie o odnalezienie drogocennej bransolety. Twierdził, że ukradli mu ją chłopi i gdzieś zakopali. Kiedy ją znalazłem, ten człowiek oskarżył mnie o kradzież królewskiego skarbu. Wiesz, jakie kary za to grożą. Na moje szczęście i nieszczęście jestem... dość inteligentny. Porozmawiałem tu i ówdzie, załatwiłem tam gdzie trzeba i spokojnie wyjechałem z miasta. W takie środowisko kanciarzy, jak się raz w nie wejdzie, to zostaje potem z tobą. Wykorzystywałem to do własnych celów. Ale w granicach rozsądku, proszę, nie patrz na mnie jak na zbrodniarza. Sam wiem o tym, że nie po to skończyłem studia i moje umiejętności mogłyby zostać lepiej wykorzystane - westchnął. - I chyba już są, skoro służę twojej sprawie.
Przybliżył się do niej, wyciągając dłoń w stronę jej twarzy. Bardzo ostrożnie wsunął dłoń w jej włosy przy twarzy.
- Miałaś tu jakiś paproch - powiedział, wyciągając ostrożnie coś z jej loków.
Nie odsunął się od niej, nadal mając rękę w pobliżu jej włosów. Patrzył jej w oczy poważnym wzrokiem.
- Wcale nie jest, paradoksalnie, znaleźć pracę dla medyka. Chyba, że potrzebujesz akurat takiego jak ja w swojej gwardii - powiedział przytłumionym, ale ciepłym głosem. Uśmiechnął się też delikatnie, próbując znaleźć w jej oczach odpowiedź.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 147
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Strażnik , Urzędnik
- Kontakt:
Escrim chwyciła Gavina za nadgarstek, przytrzymując jego dłoń przy swoim policzku. Nie chciała, by ją zabierał. Czuła bijące od medyka ciepło i spokój. Przynajmniej przez chwilę mogła odsunąć od siebie bieżące problemy i troski. Księżniczka, piraci, Łza, wszystko straciło na znaczeniu. Liczył się tylko medyk, jego granatowe oczy i spojrzenie, w którym La Tranchte pogrążała się bez opamiętania. Gdzieś tam wewnątrz pani kapitan poczucie obowiązku usiłowało zerwać się z krępujących je więzi, by na powrót przejąć kontrolę nad umysłem Escrim, a tymczasem dziewczyna nie potrafiła powiedzieć ani słowa. Rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w Gavina zastanawiając się nad smakiem jego ust.
Panujący wokół nastrój w jednej chwili zniszczył Peu, który wtargnął do pomieszczenia dźwigając przy sobie tyle broni, że spokojnie mógł obdarować nią cały garnizon. Przy takiej ilości arsenału Frisson dzwonił z każdym wykonanym krokiem, a błyskawiczne dobycie szpady czy jakiejkolwiek innej broni stawało się niemożliwe. Obwieszony niczym latarnia w święto przypływów, ze stanowcza miną stanął przed stołem komunikując zebranym:
- Chcę go pomścić! Potrafię walczyć! Nie możecie bez przerwy odsyłać mnie do pośrednich zajęć, z dala od toczących się wydarzeń! – Wykrzyczał swoje pretensje Peu.
Na widok młodzieńca, Escrim odsunęła się nieznacznie od Gavina na odległość którą uznała za przyzwoitą, nie przestając przy tym uśmiechać się chytrze, jakby właśnie zrobiła coś zabawnego. Kapitan zastanowiła się również nad faktem iż młody gwardzista zwracając się do nich w liczbie mnogiej, dał zrozumienia że widzi w medyku kolejnego z swoich zwierzchników.
- Uspokój się Peu. Ja również pragnę pomścić Rainie. Ale działając na ślepo niczego nie osiągniemy. Siadaj. Omówimy wspólnie dalsze plany. – Odpowiedziała La Tranchte.
- Ostrzegam, że jeśli raz jeszcze spróbujecie odsunąć mnie od sprawy, sam dopadnę Siracka i wszystkich tych piratów, a potem wymierzę sprawiedliwość.
- W takim razie nie pozostaje mi nic więcej jak tylko zaczekać na twój szczęśliwy powrót. Ale zanim wyjdziesz czy mógłbyś przynieść mi z kuchni … – usiłowała zażartować Escrim, ale Peu nie był w nastroju do zabaw – w porządku, przepraszam. Będziesz miał okazję zostać bohaterem.
Kapitan Straży na powrót zaczęła trzeźwo myśleć, układając w swojej głowie plan odnośnie tego jak wykorzystać ewentualne informację które wyciągną od Siracka. W pośpiechu tworzyła listę osób którym mogła zaufać, oraz tych którzy byli by skłonni wyruszyć przeciw piratom. Wiedziała już także do kogo powinna zwrócić się w sprawie pożyczenia okrętu.
Tymczasem Peu spojrzał w kierunku Gavina oczekując również z strony medyka potwierdzenia swojej roli w przyszłych planach. Dopiero wówczas ujrzał trzymaną w dłoni mężczyzny Łzę Oceanów.
- Aaaaa… ukradliście Serce Arturonu!!! – Krzyknął.
- Co? Wcale nie! Jak możesz wmawiać nam takie rzeczy! – Oburzyła się Escrim.
- A.. a.. ale skąd t… t…. to… ma… aa… cie. – Jąkał się Peu.
Panujący wokół nastrój w jednej chwili zniszczył Peu, który wtargnął do pomieszczenia dźwigając przy sobie tyle broni, że spokojnie mógł obdarować nią cały garnizon. Przy takiej ilości arsenału Frisson dzwonił z każdym wykonanym krokiem, a błyskawiczne dobycie szpady czy jakiejkolwiek innej broni stawało się niemożliwe. Obwieszony niczym latarnia w święto przypływów, ze stanowcza miną stanął przed stołem komunikując zebranym:
- Chcę go pomścić! Potrafię walczyć! Nie możecie bez przerwy odsyłać mnie do pośrednich zajęć, z dala od toczących się wydarzeń! – Wykrzyczał swoje pretensje Peu.
Na widok młodzieńca, Escrim odsunęła się nieznacznie od Gavina na odległość którą uznała za przyzwoitą, nie przestając przy tym uśmiechać się chytrze, jakby właśnie zrobiła coś zabawnego. Kapitan zastanowiła się również nad faktem iż młody gwardzista zwracając się do nich w liczbie mnogiej, dał zrozumienia że widzi w medyku kolejnego z swoich zwierzchników.
- Uspokój się Peu. Ja również pragnę pomścić Rainie. Ale działając na ślepo niczego nie osiągniemy. Siadaj. Omówimy wspólnie dalsze plany. – Odpowiedziała La Tranchte.
- Ostrzegam, że jeśli raz jeszcze spróbujecie odsunąć mnie od sprawy, sam dopadnę Siracka i wszystkich tych piratów, a potem wymierzę sprawiedliwość.
- W takim razie nie pozostaje mi nic więcej jak tylko zaczekać na twój szczęśliwy powrót. Ale zanim wyjdziesz czy mógłbyś przynieść mi z kuchni … – usiłowała zażartować Escrim, ale Peu nie był w nastroju do zabaw – w porządku, przepraszam. Będziesz miał okazję zostać bohaterem.
Kapitan Straży na powrót zaczęła trzeźwo myśleć, układając w swojej głowie plan odnośnie tego jak wykorzystać ewentualne informację które wyciągną od Siracka. W pośpiechu tworzyła listę osób którym mogła zaufać, oraz tych którzy byli by skłonni wyruszyć przeciw piratom. Wiedziała już także do kogo powinna zwrócić się w sprawie pożyczenia okrętu.
Tymczasem Peu spojrzał w kierunku Gavina oczekując również z strony medyka potwierdzenia swojej roli w przyszłych planach. Dopiero wówczas ujrzał trzymaną w dłoni mężczyzny Łzę Oceanów.
- Aaaaa… ukradliście Serce Arturonu!!! – Krzyknął.
- Co? Wcale nie! Jak możesz wmawiać nam takie rzeczy! – Oburzyła się Escrim.
- A.. a.. ale skąd t… t…. to… ma… aa… cie. – Jąkał się Peu.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości