Thenderion[EVENT] Thenderion - Początek zmian.

Thenderion zbudowany jest głównie z kamienia, więc domy są tu masywne i trwałe, ale ich wnętrza są zimne mimo dość ciepłego klimatu. Budynki mieszkalne mają zazwyczaj jedno lub dwa piętra, zaś budynki użyteczności publicznej są zwykle wyższe i bardziej rozległe jak np. gmach sądu. Okna masywniejszych budowli zdobią barwne witraże. W mieście znajduje się rezydencja króla Arina, sprawuję on głównie władzę nad miastem.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Wraz ze zdejmowaniem kaptura Frigg coraz wyżej się podnosiła. Jakby odkryła największą tajemnicę świata. Dla niego wykonanie tej czynności trwało sekundę, dla niej czas zwolnił. Przez moment można było zauważyć zachwyt w oczach dziewczyny, jednak szybko to zakamuflowała.
"I on ma 1000 lat...? Jak mu zazdroszczę!"
- Dziadek jesteś! Gdybyś był moim ojcem... Nie, chwila... Mój ojciec nawet 100 lat by pewnie nie dożył! Musiałbyś być ojcem mojego praprapraprapra... - zaczęła liczyć na palcach, ile razy wypowiedziała "pra", jednakże przy którymś z nich się już zgubiła - dziadkiem! -skwitowała.
Podczas gdy mówił na temat jej umiejętności, które ma lub nie, Frigg zagubiła się równie szybko co przy wyliczaniu "pra". Podniosła pytająco brew. W sumie jakby nie spojrzeć, wszystko było tak niezrozumiałe, że aż logiczne. Rozejrzała się jeszcze raz po karczmie. Na stoliku za jej plecami stał kufel piwa. Wiedziała, że do lady nie dotrze, a trunek prawdopodobnie stracił swojego właściciela. Bez większych wyrzutów sumienia sięgnęła po kufel i wróciła do rozmowy z Agaresem, wcześniej oczywiście upijając łyk alkoholu.
- W sumie to nie wątpisz... Ale to nie oznacza, że musisz od razu w nie wierzyć - stwierdziła z zamyśleniem.
Gdy puścił jej oczko, Frigg była wręcz... zakłopotana! Był dla niej tak miły i praktycznie ciągle uśmiechnięty. Dziewczyna aż zaczęła się zastanawiać, czy nie robi jej na złość w ten sposób. Zazwyczaj oddawano jej tym, co sama była w stanie podarować, czyli chamstwem, kpiną, docinkami. Przez 100 lat swojej wędrówki zapomniała prawie znaczenie słowa "bezinteresownie".
- Mówisz, że jesteś... - zaczęła niepewnie. - Takim stworem, co w legendach pilnuje księżniczki z zamku? - pytała, ale sama w to nie wierzyła.
Tych istot, które miała na myśli, nie widziała... od bardzo dawna! Na dodatek jedynie wtedy, gdy szybowały gdzieś wysoko w chmurach. Mimo że pieniądzem nie gardziła, to do smoków jakoś się nie zbliżała. Tak jak do ich jaskiń i skarbów. Nie raczyła także uratować żadnej księżniczki zamieszkującej w wieży.
Awatar użytkownika
Agares
Senna Zjawa
Posty: 262
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Agares »

Jego spojrzeniu nie uszedł zachwyt w oczach driady, z którą rozmawia, gdy Agares ściągał kaptur z głowy. Co prawda zachwyt ten był widoczny przez chwilę, jednak udało mu się go zauważyć. Zaśmiał się lekko po tym, jak Frigg powiedziała mu, że jest "dziadkiem" i zaczęła wymieniać "pra", żeby stwierdzić, kim byłby w jej rodzinie. Po chwili opanował ten lekki śmiech i odparł:
- Nie jestem dziadkiem, a przynajmniej nie w kręgu mojej rasy. - Znowu zaśmiał się przez chwilę. - Nie żyję nawet połowy tego, ile może przeżyć przedstawiciel mojej rasy, jeżeli ceni sobie swoje życie. A taki osobnik może przeżyć nawet 2500 lat - dodał, jednak tym razem tylko się uśmiechnął, a wydawać się mogło, że znowu się zaśmieje.
W milczeniu obserwował, jak driada najzwyczajniej w świecie zabiera kufel z piwem ze stolika obok i przywłaszcza go sobie, jakby to właśnie ona go przed chwilą zamówiła. Nie skomentował tego, a na jego twarzy nie pojawiła się żadna "mina", po prostu poczekał, aż dziewczyna wykona całą "akcję" i wróci do ich rozmowy.
- Nie oznacza to też tego, że mam nie wierzyć w twoje umiejętności - odparł i gdy to mówił, specjalnie spróbował naśladować zamyślony ton driady.
Niepewny ton głosu Frigg smok odebrał jako sygnał, że driada nie do końca wierzy mu w kwestii tego, że Agares naprawdę jest smokiem, może odebrał to błędnie.
- Tak, tak, tak - jestem smokiem - odparł, rozwiewając ewentualnie wątpliwości Frigg.
- Może kiedyś nawet zobaczysz moją smoczą formę, nigdy nie wiadomo, co przyniesie czas - dodał i znowu puścił do niej oczko, przy czym uśmiechnął się dość przyjaźnie.
- Zmieniając nieco temat... Jak już wcześniej wspomniałem, widok driady w mieście jest rzadkim widokiem, więc co spowodowało to, że widzę ciebie, piękna driado o imieniu tak samo pięknym jak osoba, która jest nim nazwana, w karczmie w Thenderionie? - zapytał. Naprawdę ciekawiło go to, co robi driada w tym mieście, bo wiedział, że rasa, do której należy Frigg, bardziej woli przebywać na łonie natury, a nie w miastach. Ciekawy był też tego, jak driada zareaguje na komplement.
Awatar użytkownika
Hajime
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hajime »

Niebieskooki czarodziej, czując, jak mgła napiera na jego płomienia, skupił się na nich mocniej, by więzienie było szczelne. Pradawny wiedział, że nie może pozwolić, by chociaż odrobina śmiertelnej esencji przedarła się przez ognistą barierę, to mogłoby, nie, to by zabiło ich wszystkich i nie wiadomo, kogo jeszcze. Tak, jasnowłosy musiał utrzymać zaklęcie, gdy…
Siłą obrazów oraz emocji, jakie uderzyły w czarodzieja, była tak ogromna, że w pierwszej chwili omal nie stracił panowania nad ogniem, jednak jego pierwotna wola była dostatecznie silna. Niestety, nie dość, by powstrzymać napływ obrazów i emocji podsyłanych mu przez topielnicę, która dosłownie chciała utopić jego świadomość w fikcyjnych obrazach. Było to działanie niezwykle wyrachowane i podstępne, ale stanowczo zbyt intensywne i nagłe. Nie był to pierwszy w życiu czarodzieja mentalny atak przeprowadzony na jego osobę, jednakże jasnowłosy wiedział, że działania takie bywają również formą komunikowania się, rozpaczliwego i ostatecznego.
Strach zawarty w wizjach był jak najbardziej prawdziwy, w tym punkcie nie było mowy o grze. Rozkojarzony natłokiem obrazów czarodziej na chwilę zwątpił w to, co robi, w zasadzie dlaczego to wszystko robi? I może by się fortel udał, gdyby nie fakt, że Hajime nie cierpiał na demencję starczą, a jego umysł badacza zbyt chętnie chłonął wszelkie podrzucone mu informacje i błyskawicznie poddawał je analizie. A było co analizować. Sprowadził go tutaj „zapach” magii śmierci, dziedziny, której najbardziej unikał, bowiem zazwyczaj ściągała kłopoty. Co więcej, pamiętał że jeszcze przed chwilą jedna z kobiet sięgnęła po tę samą magię, tworząc wokół siebie mgłę, której mag nie chciał przepuścić za wszelką cenę, jakby była to obecnie jedyna myśl, której nie dało się z jego głowy wyrwać. Dodatkowo był pewien że rozpoznałby ślady demonów, gdyby takowe tutaj się pojawiały. Znał się na demonologii, widywał demony, tak te obdarzone wolą i umysłem, jak i zaprzęgnięte do pracy przez jego współbraci, którzy wyrywali je z macierzystej Otchłani. Nie czuł tych oznak w przerażonych dzieciach, które mijał.
Ostatecznie nad jego decyzją zaważyła dziewczyna, która miała się nie pojawiać w budynku. Cichnący głos skupił uwagę pradawnego i ten mimowolnie spojrzał w jej stronę. Widząc, jak dziewczyna pada na ziemię, a jej dłonie sinieją, czarodziej zmrużył oczy. Był zły. Był zły, bo doskonale wiedział, co zaszło. Gniew odrzucił podsyłane przez topielicę wizje i zogniskował się na osobie nieumarłej. Hajime był czarodziejem spokojnym. W zasadzie bywał miejscami nawet uosobieniem spokoju, ale oznaczało to jedno. Spokojnego człowieka gniew równy będzie gniewowi burzy. Tak, pan Shin Saiken widział już jasno. Mógł w tej chwili zmusić się do uwolnienia prawdziwego inferna, spopielić wszystko, ale nie zrobił tego, to nie była jego droga. Teraz musiał zająć się dziewczyną, za którą, chcąc nie chcąc, był odpowiedzialny. Zamiast więc rozpętać w chatce piekło, czarodziej skupił swą wolę raz jeszcze, tworząc w głowie własną wizję tego, co mieli zobaczyć wszyscy. Zogniskowawszy na niej cały umysł, machnął dłonią, dzieląc chatę na dwie części gorejącą barierą. Temperatura płomieni była tak wysoka, że aż jego samego zmusiła do zakrycia twarzy dłonią. Po jednej stronie ściany znalazł się on wraz kelnerką, po drugiej Xaira i Topielica wraz z ich zwierzątkiem.
Oddzieliwszy od siebie „przeciwników”, czarodziej szybko podbiegł do leżącej dziewczyny. Musiał działać szybko. Dotknął jej dłoni, z niepokojem stwierdzając, że jest coraz chłodniejsza. Zacisnął palce na jej nadgarstku, szukając tętna, ale to było delikatne i niepewne.
- Nie, nie nie… - rzucił do siebie, po czym złożywszy obie dłonie nad ciałem niedoszłej wiedźmy, zasięgnął po magię, którą kochał najbardziej. Raz jeszcze potrzebował pomocy najpotężniejszej i często niedocenianej z dziedzin magii – harmonii. Jasnowłosy znał jej i swoje ograniczenia. Znał też jednak swoje i jej mocne strony. Jego dłonie zabłysły delikatnym, srebrnym światłem, gdy pradawny zaczął za jej pomocą przywracać ciało i ducha dziewczyny do poprzedniego stanu. Zdjęcie rzuconej przez Xairę klątwy nie będzie łatwe, ale nie niewykonalne. Ważne tylko, by zdążyć to zrobić, nim płomienna bariera opadnie, bowiem zdejmowanie klątwy i karmienie płomieni własną energią to na dłuższą metę za dużo dla tego czarodzieja, ale może gdy już ogień zniknie, "dzikie lokatorki" również umkną tylnym wejściem? Cóż, to się niedługo okaże...
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes popatrzył na driadę wzrokiem wyrażającym kpinę, tuż przed tym jak odeszła po napitek. Czy ona naprawdę spodziewała się, że powie jej coś więcej niż ogólny zarys swojej historii? Chyba wyraził się dość jasno: nie ufał żadnej driadzie.Tak właściwie to chyba nikomu nie ufał. No, może poza druidami. Druidzi mieli pewne... prawa. Prawa tak idiotyczne, tak etyczne, że zakrawało to na obrzydliwość. Żaden druid - nawet ten uważany w swoim własnym środowisku za potwora - nigdy nie opowie się po stronie prawa czy chaosu. Druid ma być neutralny. Ma obcować z naturą, gdzie rządzić winno prawo silniejszego, jednak gdzie istnieje również koegzystencja. Najlepszym chyba określeniem byłoby stwierdzenie, że zadaniem druida jest utrzymanie status quo. Zakrawało to na swoistego rodzaju hipokryzję, a czasem obracało się w prawdziwą bzdurę, gdy na posiedzeniu starszyzny...
Tok rozmyślań maie przerwał wykidajło lądujący obitą gębą w jego strawie. Uświadomił sobie, że znowu zatracił się we wspomnieniach i przestał zwracać uwagę na rzeczywistość. Tymczasem w karczmie rozgorzało mordobicie. Rudy olbrzym z młotem u boku udzielał właśnie lekcji dobrego wychowania rudemu niziołkowi. Argumenty były dość ciężkie, bo mieszczanin był nie kim innym, a kowalem, chcącym odstresować się po całym dniu ciężkiej pracy. Nieco dalej trzech żołdaków prało się po pyskach z grupą zaciężnych najemników. Wyglądałoby to raczej na konkurs, kto dłużej ustanie na nogach, gdyby nie chaotyczna wymiana ciosów. Nieco na prawo jakiś mieszczanin okładał się z drugim rozbitymi kuflami po piwa. Na samej zaś ladzie stał gruby oberżysta, trzymając za mordę jakiegoś wyperfumowanego szlachcica i tłukł go niemiłosiernie po nieskazitelnie płaskim brzuchu. Nigdzie zaś nie było widać przeciwnika wykidajły. Wtopił się zapewne w tłum walczących, by dołączyć do kolejnej bójki.
- Sprawy nagle przybrały chory obrót - powiedział maie, opierając czoło na rękach.
- Patrzcie, jaki chojrak! - odezwał się głos z tyłu. Coś szarpnęło go za fraki i podniosło z krzesła, strącając tym samym kaptur z głowy. Wisiał teraz kilka centymetrów nad ziemią, spoglądając w niebieskawe oczy napastnika. - Jaki dziwak! Ma złote źrenice!
- Racja! - krzyknął drugi, pojawiając się w polu widzenia maie. Darshes od razu rozpoznał go. To jeden z tych, którzy jeszcze chwilę wcześniej wyśpiewywali pijackie piosenki. A to oznaczało, że otaczała go jeszcze dwójka schlanych mieszczuchów. - Co z nim zrobimy?
- Nauczymy manier! - powiedział pierwszy. Teraz Darshes wyraźnie poczuł, jak jego oddech śmierdzi alkoholem. - Na początek... Dzień dobry!
Druid poczuł, jak coś twardego wbija mu się w brzuch, a jego narządy skręcają się w niesamowitym bólu.
- Przepraszam! - dodał jakiś głos, prawdopodobnie trzeciego napastnika, gdyż zaraz po nim poczuł pieczenie w prawym boku.
- Proszę! - dorzucił pierwszy, wymierzając mu cios prosto w noś.
Darshes poczuł tylko, jak głowa odskakuje mu do tyłu, a ciało upada na coś twardego. W nozdrzach rozeszła się metaliczna woń, zwiastująca pęknięcie naczyń krwionośnych. Świat zdawał mu się wirować przed oczami, a skupienie się na jednym punkcie przywoływało mdłości. Usłyszał również gruchnięcie i silne uderzenie w tył czaszki.
- Bracie, nie przesadziliśmy? - zapytał głos. Darshesowi zbytnio kręciło się w głowie, by rozpoznać, który z mężczyzn to powiedział.
- Może odrobinę...
Poczuł gniew. Wszechogarniający gniew. Jak te świnie raczyły go dotknąć! Te brudne, niedomyte, parszywe wieprze! Nie dość im, że niszczą każdą roślinę wokół nich, to jeszcze podnoszą rękę na strażnika lasu, jakby był ich towarzyszem z obory.
- Ej, chłopaki! - zawołał kolejny, zaniepokojony głos. W jego polu widzenia pojawiła się czwarta twarz. - Jego oczy się...
Nie dał jednak rady dokończyć zdania. Złapał się za gardło, a jego twarz spurpurowiała. Zrobił krok do tyłu i zniknął z pola widzenia Darshesa. Następnie rozległ się głuchy łomot, który zatonął wśród panujących walk. Darshes podniósł się do pozycji siedzącej i stwierdził, że siedzi na stole. Wcześniejszy ból i zawroty głowy zniknęły, a ciało wypełniła nieograniczona przyjemność. Ekstaza magii. Druid z leniwym, złośliwym uśmieszkiem spojrzał na agresorów.
Trójka mieszczan stał, w osłupieniu spoglądając to na swojego sinego towarzysza, to na Darshesa.
- Teraz moja kolej.
Wpierw skupił spojrzenie, a raczej "Spojrzenie", na przywódcę. Tego samego, który go zaczepił i jako pierwszy zadał cios. Powietrze między nimi zafalowało magią, która wraz z zetknięciem się z ciałem pijanego mężczyzny całkowicie zatrzymała funkcje życiowe. Zanim jego plecy zdążyły uderzyć o ziemię, jego wzrok stał się matowy. Pozostała dwójka, widząc co się właśnie stało, rzuciła się do ucieczki. Drzwi nie były daleko, jednak maie w swej furii nie zamierzał pozwolić im się wymknąć. W jego stanie wygięcie przestrzeni, tak by, połączyła dwa miejsca, wydało się dziecinnie proste.
W karczmie rozbłysło światło i w tej samej chwili tuz przed drzwiami załopotała druidzka peleryna. Spod niej wyłoniła się iście nieludzko wykrzywiona twarz, której jarzące się zielonkawą poświatą oczy nadawały demoniczny wygląd. Dwie smukłe dłonie z szybkością błyskawicy złapały twarze mieszczan i zatrzymały mężczyzn w pół ruchu. Ich ciała niemal od razu sflaczały i osunęły się na ziemię bez jednej iskierki życia. Darshes zaśmiał się cicho i upiornie.
- Kto następny?
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Niebo zrzucało kolejne niespodzianki. Plotki padały na ubogą, zdeptaną przemysłem ziemię. Krople deszczu robiły z nich bagno społecznych tajemnic. Plony wyrastały zniszczone i pokręcone, dosłownie jak sytuacja, w której znalazł się Galanoth.
Prawdopodobnie, według wszelkich stereotypowo-wiadomych prawideł, otrzymał przydomek giganta, olbrzyma, osoby o zmutowanym przebiegu krwi, potwora o platynowo-zimowych włosach. Postawa, sylwetka mężczyzny wyróżniała się na tle niskich, krępych mieszkańców Thenderionu. Ufarbowanie włosów, odzienia, pancerza - stanowił prawdziwy klejnot wciśnięty w kupę mieszczańskiej brei. Rozłożyste ramiona rycerza potrafiły zaś przyjąć pod dach stadko zgubionych owiec, co zostanie zaraz wykazane faktami dokonanymi.
Galanoth wysłuchał urzędnika królewskiego. Potrzebował pisma, pieczątki i atramentu wylanego w lodowych okowach Północy. Zwykle posługiwał się dwoma dokumentami: rodzinnym, zamkniętym w klauzuli potwierdzenia rodowodu, z pełną grawerą herbu Thelas, oraz listu wpisanego w metrykę koronną, zaszufladkowanego podpisami, pieczęciami i całym tym tałatajstwem świadczącym o roli dyplomatycznej, jaką od dziesiątek lat Galanoth pełnił z dumą na piersi.
List uwierzytelniający wyciągnął spomiędzy skrzydeł płaszcza. Wcześniej użył go przy bramie miasta. To samo pismo zabłysnęło w spojrzeniach strażników i dostojnika. W jego kierunku Galanoth skierował następujące słowa:
- Liczę na konkretną, silną współpracę, sir. Jako koronny wysłannik Arcto wierzę, że będziemy w stanie, razem, rozwiązać zagadkę martwiącą miasto.
I... właściwie chciałby powiedzieć więcej, gdyby nie nagły atak przypadkowości. Z prawej i lewej zaszły go dwie postaci, kompletnie oderwane od rzeczywistości. Tajemnicza, mroczna kobieta po lewej przypominała Galanothowi wizytę w karczmie. Zapach... jej intensywny, wyjątkowy zapach był jak świeca wbita w ciemność pustki. Jarzył się intensywnością doznania.
Ale ta druga... urh... Am...
Galanoth nie lubił łaków. Każde spotkanie z futrzastymi przyjaciółmi kończyło się tak samo: dziwnie. Ich wyjątkowa, zwierzęca natura kłóciła się z poszukiwaniem człowieczeństwa, ludzkim sercem i pragnieniem odnalezienia cząstki akceptacji. Rycerz doskonale znał te uczucia...
- Wybacz, droga panienko, ale zwykle działam sam - powiedział do drugiej, tej o wyraźnych zwierzęcych odruchach. - Nie powinnaś przejmować się moimi rozmiarami.
Jednak, by nie uciec od tematu, Galanoth natychmiast powrócił do wątku przewodniego.
- Jeśli to, co panienka opowiada - w tym miejscu spojrzał na Sahelę - jest prawdą, warto ją potwierdzić faktami, znaleźć ciało, cokolwiek, co świadczyłoby o złym toku wydarzeń. Specjalizuję się w polowaniach na różnego rodzaju... bestie i potwory.
Nierzadko ludzi, dodał w duchu elf.
- Odpowiednio złapany trop jest ścieżką, po której możemy zbadać sprawę.

A co się tyczy monety? Została zabrana. Pewien słodki, cwany kruk zabrał ją,wiedziony potrzebą zagapiania błyskotek do swojego gniazda w pobliżu. Tak, to był Volantil.
Ostatnio edytowane przez Galanoth 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg nadal nie ufała przyjaźni, jaką okazywał jej smok, dlatego też delikatnie zmarszczyła brwi, gdy usłyszała komplement. Trudno było określić, czy była to irytacja czy też zakłopotanie.
- No cóż... - zaczęła, a palcem jeździła po rogach kufla. - Przybyłam tu...
Jej zdanie przerwała rozwijająca się walka w karczmie. Frigg gwałtownie wstała i skierowała wzrok w stronę, gdzie siedziała poprzednio. Na chwilę tylko spojrzała na smoka. Wzruszyła ramionami, jakby nie mogła nic poradzić na to, co się stało.
"Chyba nigdy mu nie odpowiem na to pytanie", pomyślała żartobliwie.
Chwyciła tylko kufel, który miał posłużyć teraz za broń. Ruszyła w tłum, a że ten miał przewagę, zarówno pod względem ilościowym, jak i wzrostu, skoczyła na jeden ze stolików, sprzedając komuś przy tym niezły cios kuflem. Odnalazła nieznajomego, z którym została rozłączona. Chciała coś zrobić, jakoś zareagować, jakoś go wspomóc, gdy nagle zobaczyła, że "przywódca stada" pada, a dwójka zaczęła uciekać. Obniżyły się jej barki, jakby już wiedziała, że jej pomoc jest nadaremna. Później padli jeszcze uciekinierzy. W karczmie zapadła cisza. Rozniosło się po pomieszczeniu tylko pytanie "kto następny?". Teraz Frigg już całkiem nie wiedziała co zrobić, co powiedzieć, a na dodatek jakby nieznajomy stracił nad sobą kontrolę. Byłaby łatwym celem. W końcu teraz przewyższała niektórych osobników nawet o głowę! No cóż... stół był dobrym punktem widokowym.
"I co ja mam teraz zrobić?"pomyślała zagubiona.
- Hej! Towarzyszu!
Uniosła delikatnie dłoń w geście przywitania. Nie wiedziała w sumie, czy to, co robi, było mądre, ale jeszcze mniej wiedziała, co teraz zrobić. Miała nadzieję, że zwróci na siebie jego uwagę. Co dalej? No właśnie! Przełknęła ślinę, jakby zdobywała się na odwagę, ale widać było też determinacje driady. Chciała to jakoś zatrzymać, ten cały chaos, którego twórczynią była. Chciała przechwycić wzrok nieznajomego. Spojrzeć mu w oczy i poszukać w nim spokoju, bo właśnie to dawało jej nadzieję na szybkie zakończenie akcji.Takim go zresztą poznała. Nie będzie przecież z nim walczyć, a bynajmniej nie to miała w planie. To była jedyna rzecz, jaką w tym momencie wiedziała. Nie ze strachu! Bać się nie bała, najwyżej by zginęła. W końcu i tak umiera od 100 lat, w tym akurat ma doświadczenie.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

To było takie proste! Zwykli ludzie się nie bronili. Nie, nie mogli się obronić przed jego magią. Nawet gdyby któryś zdolny był używać magii, maie wątpił, by którykolwiek był w stanie mu dorównać. Dodatkowo ten strach! Był upajający. Darshes nawet z tej odległości mógł wyczuć drżenia ich ciał. Czuł, jak serca kolejnych tubylców praktycznie zamierają z przerażenia. A jednak. Były tam dwie osoby, których ciała pracowały normalnie. Ich serca biły spokojnie, a ciała nie drżały. Istoty na tyle silne psychicznie, by oprzeć się strachowi. Albo na tyle zdeterminowane, by stawić mu czoła.
W powietrzu rozległo się zawołanie. Znajome, jednak pochodzące z tak daleka, jak echo wśród mroźnych pustkowi północy. Dźwięk zagłuszający magię tętniącą w jego żyłach niczym woda w górskim strumieniu. Głos dziecka. Nie, nie małej istoty, ale kolejnego dziecka natury. Takiego samego jak on. Tak samo cierpiącego na duszy z rany, których żadna magia nie wyleczy.
Zielonkawe oczy przeszukały tłum i zobaczyły rudowłosą dziewczynę o kolorze skóry zbyt zielonkawej, by była ludzka. Otulona w pelerynę unosiła dłoń. W geście przywitania czy rzucała zaklęcie? Zmarszczył brwi. Nie wyczuwał żadnej magii poza własną. Co ona powiedziała? "Towarzyszu"? Zna go? Jej twarz coś mu mówiła. Znajdowała się gdzieś we wspomnieniach, ale te wydawały się teraz takie zamazane, odległe i nierealne. Zupełnie jakby należały do kogoś innego.
Powoli blask z oczu druida zaczął znikać, pozostawiając zwykłą zieleń okalającą złote źrenice. Wzrok przestał być rozgorączkowany, a ciało tak spięte. Ilość magii nagromadzonej wokół maie stopniowo się zmniejszyła, by wkrótce rozpłynąć się w powietrzu, niczym poranna mgiełka wraz z nastaniem świtu. Druid opuścił ramiona i westchnął głęboko. W nastałej ciszy wydawało się to głośniejsze niżeli uderzenie błyskawicy.
- Dziś padły cztery trupy - rozległ się jego głos, przypominając szept wiatru. Darshes miał tylko nadzieje, że biesiadnicy odbiorą jego drżenie za oznakę powstrzymywanego gniewu, a nie słabości, jaką poczuł, gdy magia go opuściła. - Nie zmuszajcie mnie do powiększenia ich liczby.
Ktoś z tłumu głośno przełknął ślinę. Gdzieś rozległ się brzdęk upuszczonego narzędzia. Ludzie powoli zaczęli wracać na swoje miejsca, szepcząc ponuro. Darshes udał, że nie widzi puszczonych spode łba spojrzeń. Sam zmusił się do dość chwiejnego kroku. Ukradkiem dotknął obsydianowej broszury, a kamień rozjarzył się mrocznym światłem, uzupełniając część utraconej energii. Następnie klejnot stał się matowy, a poświata całkowicie przygasła.
Zatrzymał się przed stołem, na którym stała driada i wyciągnął w jej stronę dłoń, ofiarując pomoc w zejściu z blatu.
- Dziękuję... - powiedział cicho. - Dziś jestem twoim dłużnikiem.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

- Huh?
Spojrzała pytającym wzrokiem na swojego tak zwanego towarzysza. Czy było jej za co dziękować? Podrapała się po głowie, analizując całą sytuację. Najpierw rozpętała wojnę, wszyscy się tłukli. Niejeden stołek, stół, kufel ucierpiał - najbardziej jednak sakiewka barmana. Nie chciała nawet myśleć o tym, jak wielką nienawiścią ją obdarzył. Nie była jakoś tym zdziwiona... Rujnowanie dobytku stało się jej domeną od pewnego czasu. Niedługo nie będzie już żadnej karczmy, do której będzie mogła w ogóle wejść. Jednakże nie miało to już dla niej większego znaczenia, cieszyła się, że jej towarzysz wrócił do rzeczywistego świata. Kącik jej ust delikatnie się uniósł. Był to zarys uśmiechu pełnego ciepła.
- Córka generała, Frigg Lysberg, melduję się na rozkaz!
Delikatnie się ukłoniła, przyjmując ofertę pomocy. Ułożyła dłoń na jego. Oczywiście bardzo delikatnie i z elegancją. Chciała trochę rozluźnić atmosferę, przynajmniej między driadą a maie. Reszty towarzystwa i tak nie była w stanie zrelaksować.
- Co do długów, to już wyjątkowo się zadłużyłam w tym miejscu - szepnęła, pochylając się przy tym nisko. Miała właśnie zejść ze stolika, ale w ostatnim momencie się powstrzymała.
"Właśnie... skoro mowa o długach..."
Wyprostowała się i spojrzała za siebie, odszukując wzrokiem smoka.
- Heeej! - machnęła ręką, jakby chciała, żeby na nią właśnie spojrzał, chociaż była idealnie widoczna. - Dziadek! Chciałbyś ruszyć te swoje staro-młode kości?
To właśnie był jej sposób wyrażania propozycji na wspólną podróż.
- Albo chociaż usłyszeć odpowiedź na moje pytanie? - Uśmiechnęła się szeroko, po czym zeszła. Najpierw postawiła nogę na krzesełku, później dopiero na podłodze.
Awatar użytkownika
Agares
Senna Zjawa
Posty: 262
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Agares »

Biernie obserwował całe zajście w karczmie. Nie miał zamiaru wplątywać się w tę bójkę, nie miał ku temu powodów. Po niedługiej chwili zauważył, że ten drugi naturianin, ten, z którym wcześniej Frigg siedziała przy jednym stoliku, zaczął uczestniczyć w bójce. Zauważył też, że Frigg najwidoczniej miała jakieś powody, żeby tam pójść, bo nagle znikła z miejsca obok Agaresa i zaczęła iść w stronę bójki. Jak się później okazało, chciała chyba jakimś sposobem uspokoić swojego "towarzysza", bo ten najwidoczniej stracił nad sobą kontrolę.

"Wychodzimy?" - zapytał nagle Zapomniany.
"Poczekaj. Bójka jeszcze się nie skończyła, a zawsze lepsze to niż latanie w deszczu" - odpowiedział mu smok. Jego oczy dalej zwrócone były na kończącą się już bójkę.
"A co z tą driadą?" - znowu zapytał przodek Agaresa.
"Nie wiem. Jak widzisz, ma innego towarzysza, a nieproszony nie mam zamiaru się wpraszać" - odparł pradawny.
"I słusznie" - skomentował Zapomniany i zamilkł.

Agares siedział przy stole i obserwował bójkę do końca, aż miał pewność, że ta się skończyła. Obserwował też to, jak driada próbuje uspokoić naturianina i najwidoczniej udało jej się tego dokonać. Bójka oficjalnie się skończyła, a w karczmie powstał niezły bałagan, łącznie z kilkoma trupami, które leżały na podłodze w karczmie. Pradawny nałożył kaptur na głowę, wstał i miał już zbierać się do wyjścia, gdy nagle usłyszał głos driady, która zwróciła się do niego i chciała zwrócić na siebie uwagę smoka. Popatrzył w jej stronę i wysłuchał tego co mówi mała naturianka. Podszedł do niej, a driada w międzyczasie zeskoczyła na podłogę, różnica wzrostu między nim, a Frigg była widoczna, i to nawet bardzo. Agares musiał opuścić głowę, żeby móc spojrzeć jej w oczy, a driada musiała zadzierać swoją głowę, gdyby chciała spojrzeć w oczy smokowi.
- Co mam rozumieć poprzez to "czy chciałbym ruszyć swoje staro-młode kości? - zapytał na początek. Był ciekaw tego, co driada chciała przez to wyrazić, zaproponować czy co tam jej po tej driadziej główce chodziło.
- I nie nazywaj mnie dziadkiem... Przecież nie jestem aż tak stary i nie wyglądam na dziadka. Jak już, to zwracaj się do mnie po imieniu. - Mimo że ton, którym mówił teraz smok, mógłby wydawać się poważny, to w ogóle taki nie był, o czym dał znać driadzie uśmiech, który smok posłał jej przy końcu swojej wypowiedzi.
- Przechodząc do pytania, na które mi nie odpowiedziałaś. To słucham, co sprowadziło cię do tego miasta? - zapytał, a raczej powtórzył skróconą wersję pytania, które zadał wcześniej driadzie.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Córka generała, Frigg Lysberg, melduję się na rozkaz! - powiedziała dziewczyna.
Córka... Wśród driad, z tego co pamiętał, nie było mężczyzn. Musiała się więc wychować w ludzkim społeczeństwie, skoro powołuje się raczej na tytuł ojca niż las matki. Interesujące, zważywszy, że sam Darshes nie wychował się pośród swojego ludu. Ba! Nawet go nie widział!
- Cała przyjemność po mojej stronie. Darshes. Druid ze Złocistego Boru Ash Falath'neh i obecnie przedstawiciel tamtejszego Kręgu. - Tu jego wzrok padł na trupy leżące na podłodze. - Chociaż niebyt dobrze sprawdzam się w tej roli... - szepnął to raczej do siebie niż do Frigg.
Na komentarz na temat długów uniósł brwi. Nie miał wszak pojęcia, że całą tę sprawę zaczęła driada. Gdy jednak dziewczyna zawołała do kogoś, maie pomyślał, że może chodziło o kogoś innego niżeli właściciela gospody.

Podszedł do nich mężczyzna, który mimo dziwnych słów driady wydał się stosunkowo młody. Średniej długości włosy sięgały mu ramion. Maie nie mógł nie zauważyć iście granatowych oczu i nieco zbyt małego nosa. Jednak w oczach nieznajomego było coś, co nie pozwalało mu się odprężyć. Zupełnie jakby patrzył w oczy starca osadzone w młodym ciele. Z tej odległości mógł bez problemu wyczuć silną aurę tej istoty, chociaż nie potrafił w niej niczego rozróżnić. Trzeba będzie na niego uważać.

Mężczyzna zwrócił się od razu w stronę driady, ignorując Darshesa, co nieco go zirytowało. Nie to, żeby domagał się jakiegoś powitania, czy coś. Wydawało mu się jednak, że tamten chwilę wcześniej przyglądał się im. A może to była tylko jego wyobraźnia?
Ów człowiek i Frigg zaczęli rozmowę, z której maie nie zrozumiał ani krztyny. Założył więc ręce na piersi i rozejrzał się za swoim kosturem. Leżał na ziemi, co prawda nie tam, gdzie go zostawił, ale wciąż był nieuszkodzony. Co ciekawe, siedzący nieco dalej niziołek patrzył to na kostur, to na druida z przestrachem. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, tamten szybko odwrócił wzrok.
"Nawet, gdyby udało ci się go zwędzić, nic byś na tym nie zyskał. To tylko ładnie ozdobiony kawałek kija" - zaśmiał Maie się pod nosem i wrócił uwagą do prowadzonej rozmowy.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Nie sądziła, że różnica między smokiem a driadą jest aż tak wielka. No cóż... musiała się pogodzić z tym, że szyja nie przestanie jej boleć. Na samą myśl o tym aż pogłaskała się w okolicach najwyższego odcinka kręgosłupa. Gdy zaczęła mówić, głowę nieco opuściła, nie patrząc na żadnego z mężczyzn, zaczęła mówić:
- Chodzi o to, że ten przeklęty kupiec przeszkadza mi w odnalezieniu kwiatu Galwanu. - Założyła ręce na klatkę piersiowej i westchnęła. - Na polityce kompletnie się nie znam. Nie wiem, dokąd dążył ten kupiec, bo na pewno nie na śmierć. - Uśmiechnęła się gorzko. - Nie będę też ukrywać, że towarzystwem bym nie pogardziła. Akurat mam tak mało cierpliwości do tej historii... - Podrapała się palcem nerwowo po policzku. - Ech... dlatego...
Frigg na chwilę się zacięła. Nie wiedziała, jak ubrać słowa w odpowiedni sposób, tak, żeby nie urazić nowopoznanych, ale i też ażeby nie została urażona jej własna duma.
- Dlatego... - powtórzyła jeszcze z zamyśleniem. - Dlatego jeżeli też Wam zależy na rozwiązaniu tej zagadki, to może... - Jej myśli były chaotyczne, ciągle nie wiedziała, jak ma się wypowiedzieć. - Może po prostu połączymy siły...? - Ostatnie słowa powiedziała nieco ściszonym głosem.
Tym zdaniem nie uraziła mężczyzn, ale nie zadowalało to jej dumy. Połączymy siły? W sumie są tak rośli, każdy z nich ma wyrzeźbione ciało, po co mają łączyć siły?
- Znaczy... Nie mam w ogóle nawet punktu zaczepienia! - zaczęła na nowo, trochę bardziej nerwowo. - Chociażby tylko na początku... No w sumie to jak chcecie... I... A zresztą... powiedziałam, co chciałam - burknęła. - Ta propozycja nie jest skierowana tylko do ciebie, Agares... - spojrzała na nowo przedstawionego mężczyznę. - Darshes... - mruknęła, jakby chciała zobaczyć, jak brzmi jego imię w jej ustach. - Darshes, w sumie na twoje towarzystwo liczyłam od początku. Jednakże jeżeli byś nie chciał...
Liczyła od początku? To akurat nie było kłamstwem. Był pierwszym, normalnym, nieupitym mężczyzną, jakiego tutaj poznała. Czuła do niego dziwny sentyment. Sama tego jeszcze do końca nie rozumiała. Mimo że tworzyła prowizoryczną maskę ciekawskiej kobiety, która nie chce brać udziału w misji, to jednak przed nim jako pierwsza się zdradziła. Nie było jej z tym źle, wręcz przeciwnie. To właśnie uczucie swobody w jego towarzystwie sprawiło, że liczyła na jego towarzystwo od początku. Wiedziała, że jest jednak coś jeszcze... Coś, co ich zarazem łączy, ale i też dzieli, tylko nie wiedziała, co... Może on też kierował się zemstą? Frigg akurat była nią pochłonięta aż po sam szpik kostny.
Dopuszczała jednakże świadomość, że mógł odmówić. Nie poczułaby do niego urazy. Czuła, że nawet gdyby tak się stało, to na pewno by się ze sobą spotkali i to nie raz.
Awatar użytkownika
Agares
Senna Zjawa
Posty: 262
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Agares »

- Dla mnie to bez różnicy czy podróżuję sam, czy w czyimś towarzystwie - odparł smok. Głowę miał cały czas opuszczoną, patrzył na nieco jąkającą się driadę. Chyba bardzo rzadko zdarzało jej się, że kogoś o coś prosi, a przynajmniej tak przypuszczał pradawny.
"Odkąd znalazłeś "mnie", to nie możesz narzekać na to, że jesteś samotny."- W głowie smoka rozbrzmiał głos Zapomnianego.
"Prawda. Zresztą, i tak na to nie narzekam." - Przyznał mu rację Agares.
- Zresztą po tym, jak powiedziałem ci, do jakiej rasy należę, to domyślasz się, że mogę być jednoosobową drużyną - powiedział ciszej do driady, jakby to właśnie tylko do niej skierowane były te słowa. Mogła się tylko domyślać, bo nie wiedziała, jakiej wielkości smokiem jest Agares. Pradawny o tym nie wspomniał.

Darshes? Smok dopiero teraz przypomniał sobie o tym, że Frigg i ten drugi naturianin się znają, a przynajmniej tak to wcześniej wyglądało. W myślach skarcił się za to, że gdy podszedł do Frigg, to nie zwrócił na niego uwagi. Teraz odwrócił się w stronę Darshesa.
- Przepraszam za to, że wcześniej cię zignorowałem, a moja postawa w jakiś sposób cię uraziła - odparł opanowanym tonem głosu. Nie chciał być niemiły, nie chciał też wyjść na kogoś niewychowanego.
- Jak już Frigg przed chwilą wspomniała, nazywam się Agares - dodał, a następnie zrobił krok w tył, tak, żeby wzrokiem obejmować zarówno Frigg, jak i Darshesa.
- Jeżeli rzeczywiście chcecie połączyć siły, to dobrze, zgadzam się. Tak jak wcześniej wspomniałem, dla mnie to bez różnicy czy podróżuję sam, czy w czyimś towarzystwie - zaczął mówić smok.
- Przechodząc do sprawy zaginięcia kupca: to w mieście, a raczej na rynku tego miasta, pojawiłem się w czasie, w którym władca Thenderionu ogłaszał, że Królowie Thenderionu poszukują śmiałków, którzy podjęliby się odnalezienia zaginionego kupca. Jak wiecie, albo nie wiecie, kupiec ten zaginął w pobliżu Maurii jakieś trzy tygodnie temu. W chwili zaginięcia miał na sobie niebieską pelerynę wyszytą w czarne liście. Na kogoś, kto go odnajdzie, czekają nagroda i dozgonna wdzięczność miasta. - Podzielił się z nimi informacjami. W końcu jeżeli mają współpracować, to dobrym pomysłem byłoby wymienienie się informacjami.
- Mnie niespecjalnie interesuje nagroda. Chcę się wziąć za to głównie dla tego, że może być po prostu ciekawie - dodał, spoglądając to na driadę, to na Darshesa. Po chwili zapytał:
- Macie do mnie jakieś pytania? - Spodziewał się, że Darshes może mieć więcej pytań niż Frigg, o ile driada w ogóle będzie jeszcze jakieś miała. W końcu z nią wcześniej udało mu się odbyć krótką rozmowę.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Na przywitanie smoka Darshes uprzejmie skinął głową, jednak propozycje driady chwilę rozważał. Właściwie nie widział powodów przeciwko wspólnej podróży... Ale jak już wcześniej zostało powiedziane, niewielu osobom ufał. U Frigg miał dług wdzięczności i nie były to jedynie puste słowa. Sprawy mogłyby przybrać naprawdę nieciekawy obrót, gdyby nie ona. Co zaś się tyczyło nowego... był zbyt uprzejmy. Coś tu śmierdziało. Dodatkowo te oczy...
Takie oczy miał jeszcze ktoś. Spotkany bardzo dawno temu... Albo całkiem niedawno. Potarł skroń. Niedobrze, zaczyna majaczyć na jawie. Chyba się jeszcze nie przyzwyczaił do tych wybuchów furii.
- Właściwie mam parę pytań i jednego już się zapewne domyślasz - powiedział, występując krok do przodu i lekko marszcząc brwi. - Do jakiej rasy należysz? Nie jesteś człowiekiem, twoje oczy nie pasują do wyglądu. Bije z nich doświadczenie i wiedza daleko wykraczająca poza możliwości człowieka. Następne moje pytanie brzmi: jak miałeś zamiar rozpocząć poszukiwania z informacją dotyczącą tylko tego, w co był ubrany zaginiony? Musisz zapewne wiedzieć, że ów kupiec najprawdopodobniej nie zniknął sam i każdy porywacz - czy tez morderca - postarałby się, żeby nikt nie odnalazł żadnych tropów. Czy posiadasz jakieś umiejętności związane z poszukiwaniem zaginionych? A może znasz kogoś w owym mieście?
- A ty, pani? - zwrócił się do Frigg. - Udając się tam, wkroczymy na zupełnie nieznany teren i musimy mieć jakiś plan działania. Inaczej, niezależnie od naszej potęgi, szybko dołączymy do nieumarłych zastępów broniących miasta. Sam ma parę pomysłów, wszystkie jednak dość ryzykowne i jeśli naszym przeciwnikiem jest Mauria, to zaczynamy grę z trzema pionkami przeciwko rzędom figur.
Spojrzał na Agares i chrząknął przepraszająco.
- Jedną figurą i dwoma pionkami. Jeśli nie rozegramy tego ostrożnie... - Tu pokręcił ponuro głową, odganiając najczarniejsze myśli.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Faktem było, że driada nie miała w zwyczaju prosić o pomoc. Ba! Jest to nadzwyczajną rzadkością! Przywykła do prowadzenia interesów, tym jednak razem nie miała czego dać w zamian.
Frigg poczuła się nieswojo. Czuła, jak wzrasta napięcie, nawet jej ciało automatycznie się spięło. Widocznie mężczyźni nie przypadli sobie chyba za bardzo do gustu...
Słowa Darshesa dotknęły dziewczynę, wiedziała jednak, że ma on rację. Nie ma co ukrywać... Frigg zazwyczaj działała odruchowo, bezplanowo. Niestety nie odziedziczyła po ojcu talentu taktycznego. Dobrym tego przykładem było wskoczenie na stół i zwrócenie na siebie uwagi podczas dużego niebezpieczeństwa.
- Czyli się zgadasz na moją propozycję?
Chwilę jeszcze milczała, nie wiedząc w sumie, co powiedzieć.
"Terenu nie znam... planu nie mam..." pomyślała zrezygnowana.
- Nie ukrywam, że przydadzą mi się twoje zdolności, a razem mamy nieco większą szansę, prawda?
Uśmiechnęła się delikatnie, ale dość przyjaźnie.
- No cóż... to wiem tyle, co ty, Agares. Przynajmniej faktów, bo historii albo przypuszczeń jest co nie miara...
Coś przemknęło po karczmie. Czarna postać snuła się po pomieszczeniu, gdzieś koło lady. Na chwilę przyłożyła rękę do czoła i przymknęła oczy, jakby szukała dla siebie wytłumaczenia. Rozejrzała się jeszcze raz. Znowu ją widziała. Najbardziej dobijała ją świadomość, że tylko ona jest w stanie ujrzeć dziwnie snujące się cienie. Czasem się zastanawiała, czy nie popadła w jakąś chorobę psychiczną. To by pasowało... W końcu po tym, co przeżyła, niejedna kobieta mogłaby oszaleć.
"Znowu te paskudy...". Dłoń powędrowała pod płaszcz, gdzie delikatnie zaczęła głaskać swój wisiorek. "Może on rzeczywiście działa... przywołuje jakieś istoty ze wspomnień, ale kim one są?"
Zawsze były gdzieś w tle. Pamięta jeszcze, jak to wszystko się zaczęło, widywanie nieznajomych cieni. Pytała rozmówców o to, kim one są, dlaczego robią jakieś dziwne gesty. Niektóre z nich skakały z dużych wysokości. Przerażało to Frigg, bała się, że któreś z nich zrobi sobie krzywdę. Z perspektywy trzeciej osoby wyglądało to dość komiczne. Chciała uratować coś, czego nie ma, pytała o coś, co nie istniało. W końcu Lysberg zrozumiała, że tylko jej dane jest widzieć te istoty. Niektóre z nich przypominały jej osoby z przeszłości, ale nie była pewna, czy to one. Zastanawiała się także, czy sama tworzy ich kształty czy może rzeczywiście są jakie są. Może po prostu był one efektem efektem działania naszyjnika, który podarowała jej kiedyś stara czarownica krawcowa?
Cienie nigdy się nie zbliżały zarówno do niej, jak i do jej rozmówców - to ją niezmiernie cieszyło. Nie wiedziała, co by się stało, gdyby "cień" dotknął jej albo któregoś z jej towarzyszy. Wolała żyć w nieświadomości i trwać przekonaniu, że popadła w jakąś chorą paranoję albo naszyjnik płata jej figle. Na magii się nie znała. Nawet, gdy spotkała ludzi posiadających wiedzę na ten temat, nigdy nie pytała o naszyjnik i jakie może mieć działanie. Czuła, że jest to coś zbyt osobistego, coś, co musi zachować tylko dla siebie. W końcu jest to część jej przyjaciela. Chciała ją chronić, mieć tylko dla siebie. Po co komu takie informacje? Dłoń mocno się zacisnęła, jakby chciała się dowiedzieć, że jej skarb ciągle przy niej jest.
Awatar użytkownika
Agares
Senna Zjawa
Posty: 262
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Agares »

Smok spojrzał na Darshesa, spodziewał się pytania o rasę, a także tego, że padnie ono w pierwszej kolejności. Zmodulował głos tak, żeby był cichszy niż naprawdę, po prostu ściszył swój głos. Miało to na celu tylko to, żeby to, co będzie teraz mówił, usłyszały tylko osoby, które mają to usłyszeć.
- Należę do pradawnej rasy smoków, to powinno wyjaśnić doświadczenie i wiedzę wykraczającą poza możliwości człowieka, w którego formie teraz z wami rozmawiam. Żyję dość długo i widziałem w życiu wiele rzeczy - odpowiedział na pierwsze pytanie maie lasu. Nie powiedział, ile dokładnie ma lat, w końcu Darshes nie zapytał go o jego dokładny wiek.
- Liczę się z tym, że jeżeli naprawdę ktoś go porwał, to dobrze zatarł ślady. Znam się trochę na tropieniu, a w Maurii niestety nie mam żadnych znajomości. Zawsze można też popytać i powęszyć, jeżeli się umie to można wyciągnąć potrzebne informacje. Ostatecznie pozostaje nam tradycyjne przeczesanie terenu w poszukiwaniu jakichkolwiek poszlak związanych z zaginięciem tego kupca - odpowiedział na następne pytania druida. Odpowiadał dość spokojnym i opanowanym tonem głosu, tak jak przeważnie miał w zwyczaju.
Spojrzał na Frigg, gdy Darshes zwrócił się do niej. Jak na razie smok nic nie mówił, nie chciał niepotrzebnie wchodzić w słowo maie, poza tym na razie nie czuł potrzeby mówienia. Zauważył, że driada nagle zaczęła się dość dziwnie zachowywać, chyba tak mógł to ująć. Nagle przymknęła oczy i przyłożyła sobie dłoń do czoła, jakby nagle źle się poczuła czy coś. Smok, nim odezwał się do Frigg, nawet przykucnął lekko, aby ich wzrok był na tej samej linii, a driada nie musiała niepotrzebnie zadzierać swojej główki do góry. Popatrzył na nią.
- Coś się stało? Źle się czujesz czy coś? - zapytał dość spokojnym tonem głosu, chociaż dało się w nim wyczuć nutkę troski skierowanej do driady. Wolał wiedzieć, czy wszystko jest w porządku, bo jakby nie było, gdy zgodził się na współpracę, zgodził się też na pomoc swoim nowym towarzyszom, a przynajmniej tak myślał.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Ogień począł robić się coraz mniej magiczny, a coraz bardziej zwyczajny, od chwili gdy Hajime przestał skupiać się na jego podtrzymywaniu. Płonące deski podłogi trzaskały i pękały, snopy jasnych iskier sypały się z belek stropowych, potem z ogniu stanęła pierzyna razem z łóżkiem.

Czarodziej żywił cichą nadzieję, że nekromantka z nieumarłą umkną jakimś tylnym wyjściem. Trzeba przyznać, iż zupełnie pokrewne nadzieje nieobce były w tej chwili i topielicy. Uciekać - bardzo chętnie! Tylko nie było którędy. A w każdym razie na pierwszy rzut oka. Bo drzwi w chatce były jedne, i to pechowo akurat po tej drugiej stronie ognistej bariery. Okienka znów były dwa, ale zbyt małe, żeby się przez nie przecisnąć. Zresztą - chyba i tak się nawet nie otwierały...

Wtedy Aishele zupełnie niechcący znalazła w podłodze zejście do piwnicy. Ściślej mówiąc, nadepnęła bosą stopą na żelazny uchwyt - teraz rozgrzany niemal do czerwoności. Martwi też czasem mają szczęście.

- Schowajmy się tam, proszę... Mamo... - Albo od tego dymu i żaru nieumarłej już zupełnie poprzewracało się w rozumie, albo tak ją przekonały jej własne kłamstwa, że nazwała Xairę swoją matką. Ale czy tak bardzo rozminęła się z prawdą? Wszak każdy nekromanta jest dla nieumarłych trochę jak rodzic...

Nim płomienna bariera opadła, topielicy już nie było. Pociągnąwszy za rękaw Xairę, zlazła po schodkach równie pospiesznie, co i niezdarnie - z kilku czy kilkunastu ostatnich wręcz stoczyła się prosto w nieprzeniknioną ciemność. Uderzyła głową o coś twardego i choć czaszkę miała raczej solidną, to z ulgą zatopiła się w gęstych, miękkich i pachnących oparach nieświadomości.

*


Setki białych płatków opadały na jej twarz, jak zawsze. Ona też opadała, tak jak one nasiąkając wodą i nieuchronnie zbliżając się do dna... Tym razem jednak nie poczuła ławicy rybek, łaskoczących pięty. Nie zaplątała się w kłębowisko wodnej trawy. Nie ułożyła się do snu na czarnym aksamicie przydennego mułu. Nie. Tym razem płynęła po niebie.

Niebo było doskonale błękitne, doskonale czyste. Takiego nie widziano nad Thenderionem już od wielu tygodni, a pobliska Mauria nie oglądała czegoś podobnego chyba nigdy. Nawet jeden obłoczek nie mącił modrej tafli, tylko te ptaki. Czarne, rozwrzeszczane ptaki, cały klucz żurawi, a może kaczek. Potem drugi i trzeci. Jakże piękne byłoby niebo, gdyby nie ta chmara złośliwego ptactwa! Ani ich schwytać, ani przyjrzeć się dobrze, wszystkie podobne do czarnych kropek i zawijasów z atramentu w jakimś strasznie długim liście...

A może to wcale nie było ptactwo? I wcale nie niebo? Może to był czyjś płaszcz, ufarbowany na błękitno i pokryty czarnym haftem?

Tak, chyba tak było. Mała topielica leżała wtulona w tę miękką, grubą wełnę i liczyła wyszyte na niej, czarne jak smoła listki. Było ich bardzo dużo, a ona w liczeniu wcale nie była taka mocna, więc prędko dała sobie z tym spokój i zapytała:

- Co masz w tej skrzynce, Etrom?

Młody człowiek, który leżał obok niej na rozścielonej wśród bagiennych kwiatów i zgniłej trawy pelerynie, nic nie odpowiedział. Może dlatego, że z jego ust wyrastał kolczasty krzew. Ale oczy wciąż miał takie ładne, takie błękitne... Jak ten skrawek pogodnego nieba, wykrojony w szarej pierzynie burzowych chmur. A dłonią, nadal jeszcze ciepłą, głaskał topielicę po głowie.

- Powiedz! Powiedz, bo sama sobie zobaczę!

Znad bagien pomału sączyły się pasma mgły. Wśród drzew nie śmiał zaśpiewać żaden ptak. Żałobny śpiew, niosący się z mauryjskiej Świątyni Śmierci, obwieszczał, ani chybi, południe.

*


- Powiedz! Powiedz, bo sama... sobie zobaczę! Etrom! Co... w tej skrzynce? No co? Dlaczego nie chcesz? - bełkotała Aishele, skulona na lodowatej podłodze w piwnicy, gładząc czyjąś niewidzialną dłoń.
Zablokowany

Wróć do „Thenderion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość