Re: [Oberża "Na końcu zaułka", pokój Anabde] Spotkanie po la
: Wto Sie 02, 2011 3:19 pm
Kiedy pierwsze promienie słońca wdarły się przez niedokładnie zasłonięte zasłony, obejmując swoim miłym dotykiem twarze śpiących dziewcząt, powieki jednej z nich uchyliły się. Anabde podniosła się ostrożnie i bardzo powoli wstała z łóżka, cały czas obserwując Aithne i uważając, by ta się nie obudziła. Zamarła, kiedy panele podłogi skrzypnęły pod naporem jej stóp; na szczęście Aithne tylko zadrżały powieki, ale spała dalej. Anabde odetchnęła z ulgą i ruszyła cichutko w stronę krzesła, na którym leżało już wcześniej przygotowane ubranie. Wzięła je i czmychnęła do łazienki. Ubierała się w pośpiechu, jednak cały czas uważając, by jej zachowanie nie obudziło śpiącej przyjaciółki. Kiedy była już gotowa, czyli po mniej więcej kwadransie, wyszła z łazienki i zatrzymała się nad łóżkiem. Schowała swoją koszulę nocną pod poduszkę i obdarowała ciepłym spojrzeniem upadłą, pogrążoną w błogim śnie. Nie mogła się powstrzymać; pogłaskała dziewczynę po głowie, na tyle delikatnie, by nie wyrwało jej to z objęć Morfeusza.
Nim wyszła, zostawiła na stole kartkę przyciśniętą do blatu sporym, mosiężnym kluczem.
To jest zapasowy klucz do pokoju. Nocuj tu kiedy tylko będziesz potrzebowała.
Ja wyszłam załatwić pełne sprawy. Ale wrócę. Tym razem wrócę.
Kocham Cię. Anabde
Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju, zastanawiając się czy wzięła ze sobą wszystko, czego będzie potrzebowała. Zarzuciła na ramiona swój długi, czarny płaszcz, wsunęła dłoń do kieszeni i upewniła się, że sztylet nadal tam jest. Do drugiej kieszeni wrzuciła sakiewkę, w której znajdowało się kilka niezbędnych składników potrzebnych do odprawienia rytuału. Być może jej własne moce nie starczą i będzie musiała się w ten sposób wspomóc. Kiwnęła głową sama do siebie; tak, chyba była gotowa.
- Przepraszam, Aithne. Ale poszłabyś za mną, a tego muszę uniknąć - wyszeptała, czując w sercu pewien żal; nie chciała, by jej przyjaciółka znów poczuła się opuszczona. Powstrzymała się przed westchnięciem. Zarzuciła na ogniście rude włosy kaptur, upychając pod nim co bardziej niesforne kosmyki, po czym odwróciła się i wyszła z pokoju. Klucz obrócił się w zamku, który szczęknął, oznajmiając tym samym, że udało się go zamknąć.
Nim wyszła, zostawiła na stole kartkę przyciśniętą do blatu sporym, mosiężnym kluczem.
To jest zapasowy klucz do pokoju. Nocuj tu kiedy tylko będziesz potrzebowała.
Ja wyszłam załatwić pełne sprawy. Ale wrócę. Tym razem wrócę.
Kocham Cię. Anabde
Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju, zastanawiając się czy wzięła ze sobą wszystko, czego będzie potrzebowała. Zarzuciła na ramiona swój długi, czarny płaszcz, wsunęła dłoń do kieszeni i upewniła się, że sztylet nadal tam jest. Do drugiej kieszeni wrzuciła sakiewkę, w której znajdowało się kilka niezbędnych składników potrzebnych do odprawienia rytuału. Być może jej własne moce nie starczą i będzie musiała się w ten sposób wspomóc. Kiwnęła głową sama do siebie; tak, chyba była gotowa.
- Przepraszam, Aithne. Ale poszłabyś za mną, a tego muszę uniknąć - wyszeptała, czując w sercu pewien żal; nie chciała, by jej przyjaciółka znów poczuła się opuszczona. Powstrzymała się przed westchnięciem. Zarzuciła na ogniście rude włosy kaptur, upychając pod nim co bardziej niesforne kosmyki, po czym odwróciła się i wyszła z pokoju. Klucz obrócił się w zamku, który szczęknął, oznajmiając tym samym, że udało się go zamknąć.