Re: [Gdzieś na północy] Rozszalała zaraza.
: Śro Maj 11, 2011 10:41 pm
- Ze mną już wszystko w porządku - rzekła Niara z uśmiechem, by uspokoić towarzyszy.
- Pragnęłam się z wami spotkać o tej wczesnej porze, ponieważ mam wam do powiedzenia coś bardzo ważnego. Coś co nie może czekać. Czas kiedy odpoczywałam i dochodziłam do siebie nie był czasem straconym, przez cały czas śniłam, a moje sny były jak księga z odpowiedziami. Myślę, że to jednorożce podsyłały mi te wszystkie obrazy. Dzięki temu teraz wiem, co powinnam zrobić, co powinniśmy zrobić - poprawiła się.
- Niedaleko Piasków Czasu, na Pustyni Nanher znajduje się oaza o nazwie Sher-Arum. Wiem, że gdzieś tam znajduje się magiczny klejnot który trzeba odnaleźć. Klejnot ten ma bowiem zostać połączony z czymś na kształt metalowego kostura zakończonego łzą, do której idealnie pasuje ów kamień. Całość stworzyć ma artefakt, którego moc uzdrowić ma las z zarazy. Nie wiem dokładnie jak. W śnie widziałam tylko ołtarz gdzieś w lesie i postać, która uderzała o niego kosturem wymawiając jakieś zaklęcie. Niestety nie mam pojęcia gdzie znajduje się ołtarz, ani jakie słowa trzeba nad nim wypowiedzieć. Mimo to, sądzę, że jednorożce pokazały nam bardzo wiele i wiemy już dokąd należy wyruszyć. Sądzę również, że nie należy zwle... - Niara nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy cała trójka zebranych usłyszała huk dochodzący z zewnątrz. Pierwsza zerwała się Niara, jakby gnana dziwnym przeczuciem, że stało się coś złego. Wybiegła z kamiennego korytarza rozdzierając girland z liści zasłaniający wejście. Mimo przeczuć, kiedy zobaczyła mężczyznę leżącego na skalach przy wodospadzie nie potrafiła ukryć zdziwienia. Nie spodziewała się takiego widoku, nie miała pojęcia kim była leżąca postać. Co sił w nogach podbiegła do półżywego mężczyzny. To co tam zobaczyła dosłownie przyprawiło ją o zawrót głowy. Anielica zdążyła się na szczęście przytrzymać jednego z drzew. Varlein... pomyślała to nie możliwe, nie tutaj... Pierwszy szok na szczęście szybko minął i dziewczyna natychmiast zaczęła podejmować decyzję. Nie mogła zostawić go w takim stanie, a nawet na pierwszy rzut oka zdawał się być agonalny.
- Feanturi, Aileen! - krzyknęła do swoich towarzyszy, którzy wybiegali właśnie z groty.
- Pomóżcie! Trzeba go przenieść - nie mogła pozwolić by upadły leżał na twardych, ostrych kamieniach to jedynie potęgowało ból. Kiedy pochyliła się nad mężczyzną, usłyszała jakieś słowa, niestety nie zrozumiała ani jednego.
- Ciii - szepnęła tylko, to nie był czas na nadwyrężanie się. Feanturi przybiegł do Niary tak szybko jak tylko mógł i zaraz zajął się przenoszeniem rannego.
Niara prawie natychmiast uklęknęła przy mężczyźnie i dosłownie rozerwała jego ubranie, tak by jej dłonie dotykały jego klatki piersiowej. Wiedziała, że ran na jego ciele jest zbyt dużo by uleczyć je wszystkie, zdawała sobie jednak sprawę, że jej moc może wyleczyć te najgorsze, śmiertelne, przynajmniej, a takim stopniu by mężczyzna pozostał przy życiu. Dotykając jego ciała, dzięki swym mocom, od razu rozpoznała co należy uleczyć w pierwszej kolejności. Jasnozielone linie światła zaczęły wypływać z jej dłoni, łączą się z fioletem i błękitem, a następnie oplatając cało Varleina niczym kokon. Całość miała na celu nie tylko leczenie, ale też uśmierzenie bólu. Anielica związała całą swoją mocy by pomóc ciału upadłego odzyskać choćby chęć do życia. Niestety nawet ona nie była wstanie wyleczyć wszystkiego. Po bardzo długim czasie Niarze udało się uleczyć pęknięcie czaszki, zatamować wewnętrzne krwotoki i odbudować przebite płuca mężczyzny. Nastawiła też magicznie i bezboleśnie jego kości, niestety cała reszta musiała zagoić się sama, jej moc mogła w tym pomóc, niestety nie w tej chwili.
Niara wyczerpana procesem leczenia opadła na trawę ciężko dysząc. Jej towarzysze przyglądali się jej w taki sposób jakby chcieli usłyszeć jakieś odpowiedzi. Zmęczona Niara podniosła się i spojrzała w oczy Feanturiego.
- To... mój przyjaciel - rzekła.
- Nie mogę pomóc mu już bardziej, nie magią. Przynieś proszę bandaże z groty - dodała prosto. Elf bez wahania podbiegł do komnat i w mgnieniu oka przyniósł to o co prosiła Niara, następnie wspólnymi siłami udało im się opatrzyć zewnętrzne rany upadłego. Zanim jednak zdążyli wnieść go do groty tuz przy nich zjawił się Selenrai.
- On nie może tu zostać - rzekł jednorożec.
-Wiem... - odpowiedziała Niara.
- Nie mogę narażać moich braci na takie ryzyko. Wiecie co macie czynić i dokąd zmierzać. Wasza droga będzie krótsza, niestety bardziej wyboista niż sądziliśmy. Na końcu skalnego korytarza roją się magiczne linie, zabierzcie go ze sobą - Selenrai jak zwykle tajemniczy ukłonił się towarzyszą i odszedł.
Ciąg Dalszy
- Pragnęłam się z wami spotkać o tej wczesnej porze, ponieważ mam wam do powiedzenia coś bardzo ważnego. Coś co nie może czekać. Czas kiedy odpoczywałam i dochodziłam do siebie nie był czasem straconym, przez cały czas śniłam, a moje sny były jak księga z odpowiedziami. Myślę, że to jednorożce podsyłały mi te wszystkie obrazy. Dzięki temu teraz wiem, co powinnam zrobić, co powinniśmy zrobić - poprawiła się.
- Niedaleko Piasków Czasu, na Pustyni Nanher znajduje się oaza o nazwie Sher-Arum. Wiem, że gdzieś tam znajduje się magiczny klejnot który trzeba odnaleźć. Klejnot ten ma bowiem zostać połączony z czymś na kształt metalowego kostura zakończonego łzą, do której idealnie pasuje ów kamień. Całość stworzyć ma artefakt, którego moc uzdrowić ma las z zarazy. Nie wiem dokładnie jak. W śnie widziałam tylko ołtarz gdzieś w lesie i postać, która uderzała o niego kosturem wymawiając jakieś zaklęcie. Niestety nie mam pojęcia gdzie znajduje się ołtarz, ani jakie słowa trzeba nad nim wypowiedzieć. Mimo to, sądzę, że jednorożce pokazały nam bardzo wiele i wiemy już dokąd należy wyruszyć. Sądzę również, że nie należy zwle... - Niara nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy cała trójka zebranych usłyszała huk dochodzący z zewnątrz. Pierwsza zerwała się Niara, jakby gnana dziwnym przeczuciem, że stało się coś złego. Wybiegła z kamiennego korytarza rozdzierając girland z liści zasłaniający wejście. Mimo przeczuć, kiedy zobaczyła mężczyznę leżącego na skalach przy wodospadzie nie potrafiła ukryć zdziwienia. Nie spodziewała się takiego widoku, nie miała pojęcia kim była leżąca postać. Co sił w nogach podbiegła do półżywego mężczyzny. To co tam zobaczyła dosłownie przyprawiło ją o zawrót głowy. Anielica zdążyła się na szczęście przytrzymać jednego z drzew. Varlein... pomyślała to nie możliwe, nie tutaj... Pierwszy szok na szczęście szybko minął i dziewczyna natychmiast zaczęła podejmować decyzję. Nie mogła zostawić go w takim stanie, a nawet na pierwszy rzut oka zdawał się być agonalny.
- Feanturi, Aileen! - krzyknęła do swoich towarzyszy, którzy wybiegali właśnie z groty.
- Pomóżcie! Trzeba go przenieść - nie mogła pozwolić by upadły leżał na twardych, ostrych kamieniach to jedynie potęgowało ból. Kiedy pochyliła się nad mężczyzną, usłyszała jakieś słowa, niestety nie zrozumiała ani jednego.
- Ciii - szepnęła tylko, to nie był czas na nadwyrężanie się. Feanturi przybiegł do Niary tak szybko jak tylko mógł i zaraz zajął się przenoszeniem rannego.
Niara prawie natychmiast uklęknęła przy mężczyźnie i dosłownie rozerwała jego ubranie, tak by jej dłonie dotykały jego klatki piersiowej. Wiedziała, że ran na jego ciele jest zbyt dużo by uleczyć je wszystkie, zdawała sobie jednak sprawę, że jej moc może wyleczyć te najgorsze, śmiertelne, przynajmniej, a takim stopniu by mężczyzna pozostał przy życiu. Dotykając jego ciała, dzięki swym mocom, od razu rozpoznała co należy uleczyć w pierwszej kolejności. Jasnozielone linie światła zaczęły wypływać z jej dłoni, łączą się z fioletem i błękitem, a następnie oplatając cało Varleina niczym kokon. Całość miała na celu nie tylko leczenie, ale też uśmierzenie bólu. Anielica związała całą swoją mocy by pomóc ciału upadłego odzyskać choćby chęć do życia. Niestety nawet ona nie była wstanie wyleczyć wszystkiego. Po bardzo długim czasie Niarze udało się uleczyć pęknięcie czaszki, zatamować wewnętrzne krwotoki i odbudować przebite płuca mężczyzny. Nastawiła też magicznie i bezboleśnie jego kości, niestety cała reszta musiała zagoić się sama, jej moc mogła w tym pomóc, niestety nie w tej chwili.
Niara wyczerpana procesem leczenia opadła na trawę ciężko dysząc. Jej towarzysze przyglądali się jej w taki sposób jakby chcieli usłyszeć jakieś odpowiedzi. Zmęczona Niara podniosła się i spojrzała w oczy Feanturiego.
- To... mój przyjaciel - rzekła.
- Nie mogę pomóc mu już bardziej, nie magią. Przynieś proszę bandaże z groty - dodała prosto. Elf bez wahania podbiegł do komnat i w mgnieniu oka przyniósł to o co prosiła Niara, następnie wspólnymi siłami udało im się opatrzyć zewnętrzne rany upadłego. Zanim jednak zdążyli wnieść go do groty tuz przy nich zjawił się Selenrai.
- On nie może tu zostać - rzekł jednorożec.
-Wiem... - odpowiedziała Niara.
- Nie mogę narażać moich braci na takie ryzyko. Wiecie co macie czynić i dokąd zmierzać. Wasza droga będzie krótsza, niestety bardziej wyboista niż sądziliśmy. Na końcu skalnego korytarza roją się magiczne linie, zabierzcie go ze sobą - Selenrai jak zwykle tajemniczy ukłonił się towarzyszą i odszedł.
Ciąg Dalszy