Re: [Komnaty Pałacu]Dworskie Życie
: Czw Gru 30, 2010 10:14 pm
Przestraszyła się, że coś mu dolega i zbliżyła się do łoża szybszym krokiem. Usiadła na skraju posłania i postawiła pudełeczko na poduszce obok jego głowy. Wyglądała prawie tak samo jak w południe, tylko włosy miała całkiem rozpuszczone, a na szyi perły od niego. Nawet kiedy leżał zdawał się być gotowy w każdej chwili się zerwać. Mimo swoistego letargu, jego drapieżne rysy mówiły wyraźnie, że póki nie skona, pozostanie śmiertelnie niebezpieczny dla swych wrogów.
Odezwała się cicho, miękkim głosem, dźwięcznym niczym śpiew słowika. - Panie... Nie napełniaj mego serca strachem. Twoje królestwo cię potrzebuje. Szanuj swoje zdrowie, błagam pokornie... | Nie reagował, ale biła od niego niepokojąca aura, zatracenia, rozpaczy i gniewu. Serce zaczynało jej bić coraz szybciej i czuła, że nią też próbuje zawładnąć udręka związana z rozstaniem. Zmusiła się do spokoju. - Jafarze al-Jahabi, książę o sercu gorętszym niż piaski pustyni w samo południe... - szepnęła z przejęciem - przejmujesz mnie zachwytem i grozą. Wzburzyłeś moją krew niczym morze, zmiażdżyłeś na popiół mury mojej duszy, rozdarłeś serce na krwawe strzępy, jak jastrząb niewinną ofiarę... Nie będę twoją, lecz wiedz, że od dzisiaj wszystkie moje sny będą mnie prowadzić do ciebie.
Nadszedł czas, gdy musimy stracić siebie z oczu, wyrzec się dźwięku naszej mowy, nozdrzom odebrać słodycz naszych woni... Zabierz ze sobą ten dar. Motylowi, który drzemie wewnątrz szkatuły szepnij słowo tak, jakbyś wplatał je w moje włosy, a zaczarowany posłaniec przybędzie do mnie niosąc twoje tchnienie, lecz... nie częściej niż księżyc pełne swe odmieni oblicze. Żegnaj sokole.
Wstała, nawet go nie dotknąwszy. Cofnęła się kilka kroków i nagle pod wpływem impulsu uklękła. Położyła przed sobą dłonie na ziemi i dotknęła czołem podłogi oddając mu pokłon, tak jak miłujący go poddani. Po czym powstała i skierowała się do drzwi.
Odezwała się cicho, miękkim głosem, dźwięcznym niczym śpiew słowika. - Panie... Nie napełniaj mego serca strachem. Twoje królestwo cię potrzebuje. Szanuj swoje zdrowie, błagam pokornie... | Nie reagował, ale biła od niego niepokojąca aura, zatracenia, rozpaczy i gniewu. Serce zaczynało jej bić coraz szybciej i czuła, że nią też próbuje zawładnąć udręka związana z rozstaniem. Zmusiła się do spokoju. - Jafarze al-Jahabi, książę o sercu gorętszym niż piaski pustyni w samo południe... - szepnęła z przejęciem - przejmujesz mnie zachwytem i grozą. Wzburzyłeś moją krew niczym morze, zmiażdżyłeś na popiół mury mojej duszy, rozdarłeś serce na krwawe strzępy, jak jastrząb niewinną ofiarę... Nie będę twoją, lecz wiedz, że od dzisiaj wszystkie moje sny będą mnie prowadzić do ciebie.
Nadszedł czas, gdy musimy stracić siebie z oczu, wyrzec się dźwięku naszej mowy, nozdrzom odebrać słodycz naszych woni... Zabierz ze sobą ten dar. Motylowi, który drzemie wewnątrz szkatuły szepnij słowo tak, jakbyś wplatał je w moje włosy, a zaczarowany posłaniec przybędzie do mnie niosąc twoje tchnienie, lecz... nie częściej niż księżyc pełne swe odmieni oblicze. Żegnaj sokole.
Wstała, nawet go nie dotknąwszy. Cofnęła się kilka kroków i nagle pod wpływem impulsu uklękła. Położyła przed sobą dłonie na ziemi i dotknęła czołem podłogi oddając mu pokłon, tak jak miłujący go poddani. Po czym powstała i skierowała się do drzwi.