Arturon[Okolice Arturonu] Cichy sen

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel lekko wyjaśnił Nuce, by ten się rozluźnił - nie chodziło by zamarł w jakiejś ekwilibrystycznej pozycji, tylko o to, by nie siadał pod drzewem, bo wtedy trudno byłoby go obejrzeć. Najwygodniej oczywiście było, gdy stał, ale w sumie mógł usiąść… Niech zostanie jak jest. Laki zajął się rycerzem z troską medyka z powołania - zdecydowanie, ale delikatnie. I nawet nie okazywał, że dotarło do niego jak bardzo krępująca mogła być jego prośba o zdjęcie koszuli, a później zaoferowanie pomocy w tej czynności. Obaj byli mężczyznami, już dawno minął wiek niewyżytej nastoletniej seksualności, a okoliczności były takie, że naprawdę nie było sensu się krępować. To tylko opatrywanie rany.
        Dżariel nie myślał o tym, aby wytłumaczyć Nuce jak działa magia lecznicza - gdyby powiedział słowo, rycerz nie musiałby się tak męczyć, stojąc bez ruchu, w obawie przed tym, że zaklęcie mogłoby go uszkodzić. Nie było chyba jednak tak źle… Choć w męskiej skali poczucia bólu dyskomfort plasował się znacznie wyżej niż faktyczny ból wynikający z rany albo złamania. Całe szczęście nieprzyjemne uczucie nie trwało długo, więc oboje wytrzymali.
        - Bez - przytaknął Dżariel. - Dobrze, że przekonałeś się na własnej skórze, że wszystko jest sprawne.
        Laki nie należał do osób, które obraziłyby się za to, że ktoś sprawdzi, czy jego praca działa - był pewny swoich umiejętności i nawet czuł pewną dumę widząc, że efekt jest zadowalający. Z tym większym zapałem przeszedł do leczenia kolejnego stłuczenia.
        - Ubierz się - orzekł na koniec. - Jakby co nie musisz się oszczędzać, jesteś już w pełno sprawny.

        Dżariel nie był pewny, czy zagajony przez niego temat będzie wystarczająco komfortowy, by nie zepsuć atmosfery, ale zaryzykował - poprzednio to on spowiadał się Nuce, więc może tym razem rycerz zechciałby otworzyć się przed nim… Całe szczęście intuicja anioła nie zawiodła i Esker zaczął opowiadać. Dżariel słuchał go w ciszy, z uwagą, nawet przerywając na moment jedzenie. Na samym początku dał znak ręką, by Nuka mówił i nie zrażał się tym ile zajmie jego historia - mieli czas. Później wyglądał na bardzo poruszonego na wieść, że Nuka chciał targnąć się na własne życie - przypadkiem, jak sam zaznaczył, ale wyglądało to jak umyślne samobójstwo. Jak dobrze, że udało się go uratować, że znalazł się ktoś taki jak tamten czarodziej. Trutki czasami bywały tak zjadliwe, że nawet doświadczeni medycy bywali w ich obliczu bezradni. Laki nie powiedział tego na głos, bo nie chciał przerywać - historia była zbyt dramatyczna, podniosła, intymna. Nuka naprawdę się przed nim otworzył i wyznał wszystkie swoje słabości, bardzo prywatne historie, które niejeden zatrzymałby dla siebie. Dżariel wcale mu się nie dziwił, że się wzruszył, bo jego też opowieść o Hanavaldzie chwyciła za serce. I jeszcze to postanowienie, którym na koniec podzielił się Esker…
        Laki chwilę myślał nad tym, co mógłby powiedzieć, cały czas patrząc na rycerza z uwagą i współczuciem. Ocknął się jakby dopiero wtedy, gdy Nuka zarzucił sam sobie, że jest miękki.
        - Nie - zaprzeczył łagodnie, kręcąc głową. - Łzy to nie oznaka słabości, nie są niemęskie. To znaczy, że masz emocje, a nie głaz zamiast serca i że na kimś ci w życiu zależy - oświadczył nadal tym samym ciepłym, spokojnym głosem, posyłając Eskerowi pocieszające spojrzenie. - Wiele w życiu przeżyłeś, bardzo cię doświadczyło, ale jednocześnie postawiło na twojej drodze dobre osoby, dzięki którym nie zboczyłeś ze słusznej drogi. Dzięki temu z pewnością łatwiej jest ci postawić się w sytuacji innych, nie jesteś zamknięty w kryształowej bańce dostatku. Blizny sprawiają, że jesteśmy lepsi. Najważniejsze, że się z tego podniosłeś - podsumował z uśmiechem, po czym podał rycerzowi wino, by ten się napił i rozluźnił. Nie by się upił, bo do tego trzeba było czegoś więcej, ale po prostu się uspokoił. Dał mu na to chwilę.
        - Twój przybrany ojciec był bardzo mądrym, dobrym człowiekiem, na pewno byłby z ciebie dumny, gdyby cię teraz zobaczył… Jesteś człowiekiem króla, ale nie urodziłeś się w pałacu, prawda?
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Upił spory haust wina, które podał mu towarzysz, po czym wytarł usta rękawem i oddał bukłak, skinąwszy z podziękowaniem. Słowa Anioła wyraźnie podniosły go na duchu, bo usiadł trochę swobodniej, a i oddech mu się uspokoił. Oparł głowę o pień, przypatrzył się zbutwiałej ścianie stodoły.
        - Prawdopodobnie masz rację – rzekł głęboko. Niech go, Dżariel miał dar przekonywania - jego słów nie sposób było podważyć, choćby nie wiadomo jak się człowiek starał. Anioł miał w sobie więcej magii, niż mógł przypuszczać. Ale co Nuka mógł wiedzieć? Uchodził za imbecyla, gdy w grę wchodziła jakakolwiek czarodziejska moc. Był wdzięczny towarzyszowi za słowa pociechy, które stanowiły dla rycerza większy skarb niż złoto. Cieszył się, że na siebie trafili. Instynkt podpowiadał mu, że ich znajomość nie skończy się po pokonaniu diabła. A z instynktem nie zamierzał się kłócić, bo niejednokrotnie zdołał wyciągnąć Nukę z tarapatów, postanowił więc i teraz mu zawierzyć.
        - Aż tak łatwo mnie rozszyfrować? – zaśmiał się pod nosem. – Owszem, nie jestem błękintokrwistym paniczykiem. W moich żyłach płynie wiejska krew, zakrapiana esencją z ryb. Prościej mówiąc, pochodzę z rodziny rybaków. Ale mówię ci, nikt tak skutecznie nie łowi wzdłuż całego Wybrzeża Cienia jak Eskerowie! – Zamachnął się ręką, jakby mowę roku wygłaszał. Odchrząknął. – Gdy trafiłem na dwór, możni długo wyzywali mnie od nuworyszów, ale gęby im się zamknęły, kiedy król nadał mi rycerski tytuł. Jak widzisz, w głowie mi się od tego nie przewróciło. Całe szczęście – dodał z przekąsem. Znał takich, którym w dupach się od władzy poprzewracało, przez co natychmiastowo Nuka zrywał kontakt. Nie lubił tego typu ludzi, a jeszcze bardziej nie lubił znosić humorów takich wykwintnisiów, co to noskiem kręcą, bo nie idzie po ich myśli.
        Zawiał lekki wiaterek, zrywając z gałęzi słabiej trzymające się liście. Esker westchnął, unosząc wzrok ku niebu, lecz na przeszkodzie stanął mu widok kołyszących się koron brzózek, przez które prześwitywały promienie słońca. Jesień nadeszła szybciej, niż się spodziewał, najwyraźniej musiał stracić rachubę, gdy wyjechał z Arturonu. Niezbyt widziała mu się wizja spędzenia zimy na Wybrzeżu. Miał nadzieję zdążyć dotrzeć do Adrionu jeszcze przed pierwszymi śniegami – ponoć tam zimy były o wiele cieplejsze. Wolał wylegiwać się na kwiecistych tarasach, niż umierać z zimna w pałacowej komnacie. Przez to pałętanie się po Pustkowiach przez kilka lat biały kolor zdołał mu już doszczętnie zbrzydnąć. Myśl o spędzeniu tego czasu z Ahné napawała go nie lada nadzieją. Aż uśmiechnął się do siebie.
        - Całe szczęście coraz więcej ludzi zaczyna oceniać człowieka nie po pozorach, a po czynach. – Popatrzył znacząco na towarzysza, a oczy mu błysnęły. – Chociaż na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia ma się tylko jedną szansę. Ty chyba nie masz z tym problemów, hm? Pomińmy wczorajszy incydent na polu. W sumie ciekaw jestem… Gonisz tak za tym diabłem, za co cię szczerze podziwiam. Mówiłeś, że gonisz za nim w imieniu królowej Delii, tak? To ty też musisz być nie byle kim, skoro powierzyła ci tak ważne zadanie.
        Rzucił mu spojrzenie pełne zainteresowania, nawet nie próbował ukrywać, że aż nie może się doczekać odpowiedzi towarzysza.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Anioł ze zrozumieniem skinął głową - widać było, że nie był “błękitnokrwistym paniczykiem” jak to sam ujął, o ile wiedziało się na co patrzeć.
        - No właśnie: widać, że ci nie odbiło, że nadal nie boisz się ubrudzić i masz dłonie do roboty a nie do noszenia pierścieni - wyjaśnił. - Jest w tobie coś… ciepłego. Swojskiego, nie dystansujesz się od “plebsu” - dodał, bo to słowo pasowało chyba najlepiej do osobowości Nuki. Nie dało się go nie lubić.
        - Zresztą masz w oczach coś takiego, że podświadomie wiadomo było, że masz za sobą skomplikowaną historię - dodał jeszcze anioł, specjalnie nie mówiąc “ciekawą historię”. Ona nie była ciekawa, była smutna i wyboista, mocno kształtująca charakter, ale równie dobrze mogłaby złamać niejednego… Dobrze, że Nuka nie był takim przypadkiem.
        Lekki wiaterek sprawił, że i Lakiego na chwilę dopadła nostalgia. Wystawił twarz na jego podmuch i gdy poczuł chłód na policzkach pomyślał, że idzie zima. Długo już był w podróży… A obiecał Delii, że wróci nim spadnie śnieg. Co prawda na Arrantalis nigdy śnieg nie padał, a na dodatek była to tylko piosenka, lecz symbolika tamtej ballady była dla niego tak ważna, że nie potrafił o tym zapomnieć. Być może jednak wyruszy w podróż powrotną już następnego dnia… Oby. Tak bardzo tęsknił za Delią.

        Dżariel uśmiechnął się lekko pod nosem. Nuka był sprytny - nieźle zadał to pytanie. Choć jednocześnie anioł sam się podłożył, poruszając ten temat.
        - Zaskoczę cię może, ale jestem nikim - wyznał. - Nie mam żadnego tytułu i tak naprawdę królowa nie wydała mi żadnego rozkazu, nie zawołała mnie: “Dżariel, zajmij się tym”. Wielu rycerzy ruszyło w pościg, ale po prostu tylko ja wytrwałem do tej pory - wyjaśnił na okrętkę, nie wnikając we własne pobudki. - Jestem bardzo zmotywowany - dodał, ale nie chciał wnikać w to czym była jego motywacja. Mimo że coraz bardziej ufał Nuce, obawiał się jak zareaguje na wieść, że Laki jest kochankiem królowej i robi to wszystko, by móc być przy jej boku bez siania zgorszenia i wywoływania skandali.
        Obaj zjedli, odetchnęli, rozmawiając na niezobowiązujące tematy. W końcu jednak Dżariel spojrzał w stronę słońca, które już stykało się z horyzontem. Wstał.
        - Ruszamy - oświadczył. - Znasz najlepiej tę okolicę, powiedz, to na tyle duży obszar, by były nam potrzebne konie, czy też możemy iść pieszo? Będę szukał śladów magii naszego uciekiniera, więc pewnie i tak najpierw go “poczuję”, a dopiero później go zobaczymy, więc perspektywa z siodła nie zrobi nam różnicy. Pytanie tylko brzmi czy obejście tych wszystkich pól wkoło nie zajmie nam całej nocy.
        Dżariel zamierzał dostosować się do tego, co wybierze Nuka, licząc przy tym, że rycerz nie będzie kierował się swoją osobistą niechęcią do jazdy konnej.
        - Trzymaj cały czas broń w pogotowiu - zastrzegł, gdy już ruszyli. - Może niekoniecznie w ręce, bo ta twoja kusza jest pewnie ciężka, ale chociaż żeby była gotowa do strzału… I byś ty również był - dodał, samemu sprawdzając jak miecze wysuwają mu się z pochew. Wątpił jednak, by były mu potrzebne: spodziewał się, że załatwią sprawę na odległość, za pomocą magii i bełtów.
        - Zdenerwowany? - zagaił Nukę po chwili marszu. Mówił szeptem i dało się spostrzec, że inaczej stawiał kroki niż do tej pory: zdecydowanie ostrożniej, trochę jakby się skradał, podchodził zwierzynę, ale nie na tyle, by uznać jego chód za bezszelestny. W końcu byli jeszcze daleko od swojego celu.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Siłą sugestii Nuka obejrzał swoją dłoń, jakby oceniał, jak wyglądałaby w złotych ozdobach. Zmarszczył nos, doszedłszy do wniosku, że przyozdabianie styranych brutalnym życiem rąk nie wyszłoby mu na zdrowie. Jeśli w ogóle jakiś pierścień by się zmieścił na tych zgrabiałych, stwardniałych palcach. Posłał nieśmiały uśmiech Dżarielowi.
        - Och, bo się zarumienię – zaszczebiotał jak panienka i się zaśmiał. – Najwyraźniej zbyt dobrze znam koleiny życia. Ci, którzy byli lub są w podobnej sytuacji, a zachowują się jak nadęte trąby, albo zapomnieli jak wół cielęciem był, albo takich grają. W każdym razie oszukują, co jest najzwyczajniejszym brakiem szacunku dla tych, którzy nie mogą sobie pozwolić na większe luksusy.
        Usiadł wygodniej, bo kora brzozy wbijała mu się niemiło w plecy. Gdyby potrafił sobie przypomnieć, ilu spotkał takich, którzy swój zawód traktowali jak przywilej, nie bacząc na konsekwencje, to by się nie naliczył. Korupcja zżerała niektórych od środka i nie zostawiała nic, co by można było uratować.

        Te ponure myśli rozwiała odpowiedź towarzysza, na którą tak niecierpliwie czekał. Wysłuchał Dżariela z uwagą, lekko kręcąc głową, jakby nie potrafił uwierzyć, że anioł nie jest w swoich stronach autorytetem. Naprawdę nie widział go w roli wędrownego znachora bez grosza i bez wpływów. Taki obrazek mu po prostu nie pasował do jego szlacheckiego zachowania ani do jego aparycji. Pozory bardzo go zmyliły i zawstydził się, gdy zdał sobie sprawę, że tak łatwo przyszło mu go ocenić. Chociaż nadal było mu trudno uwierzyć w wyznanie Dżariela, przyjął je do wiadomości. Poniekąd.
        - Trochę ci nie wierzę, ale niech ci będzie – zaśmiał się i trącił towarzysza łokciem w ramię. Fakt, Dżariel wspominał, że jeszcze nie tak dawno podbierał jajka kurom, ale wtedy Nuka uznał to za coś w stylu żartu. Zdanie Eskera w tej kwestii się nie zmieniło.
        Zerknął dyskretnie kątem oka na wystającą spod mankietu towarzysza błękitną wstążeczkę. Tak, jak poprzedniego dnia nie wydała mu się ona nazbyt znacząca, tak teraz elementy układanki zaczęły łączyć się w logiczną całość. I choć Nuka nie znał konkretnego powodu, dla którego Dżariel był tak zmotywowany, mógł się domyślić, że tym powodem nie była żadna rzecz, a osoba. Uniósł kącik ust, lecz zaraz przywrócił twarzy neutralny wyraz, by się nie zdradzić ze swoimi myślami. Tknęło go zaintrygowanie tą sprawą, ale nieładnie byłoby wtrącać się z nosem w nieswoje sprawy, szczególnie, że Dżariel niespecjalnie chyba chciał o tym rozmawiać. Nuka potrafił być subtelny, a poza tym nie lubił ciągnąć innych za język. Jak nie chciał mówić, to niech nie mówi, mimo że Esker aż gotował się z ciekawości. Znali się dopiero dobę, a już miał wrażenie, jakby znali się całe życie. Niesłychane.
        Rozmawiało im się bardzo dobrze, plotkowali, narzekali i chwalili, a Nuce czas zleciał tak szybko, że nie zauważył, gdy słońce poczęło się już chować. Dopiero słowa Dżariela sprowadziły go na ziemię. Wstał, przeciągnął się i omiótł skupionym spojrzeniem ciemniejący krajobraz, starając przypomnieć sobie rozłożenie pól. Skinął głową bardzo powoli, kalkulując.
        - Całej nocy raczej nam to nie zajmie, ale konie się przydadzą – powiedział po chwili namysłu. – Będzie szybciej i wygodniej, tak mi się przynajmniej wydaje. Tam z pagórka... – Wskazał na lewo od stodoły. - Będzie idealny widok na cały teren, wszędzie będziemy mieć też blisko.
        Zabrał się za szykowanie konia, któremu pogroził palcem i ostrzegł przed przykrymi konsekwencjami w razie nieposłuszeństwa. Agat najwyraźniej miał go gdzieś i prawie udało mu się obsmarkać rycerza, ale ten zdołał szybko uskoczyć. Warknął tylko pod nosem i odpiął kuszę od siodła, by mu nie dyndała przy udzie.
        - Ona jest na tyle lekka, że spokojnie w jednej ręce można ją trzymać – odparł na zastrzeżenie Anioła, unosząc broń na wysokość barku. Nie był zadowolony z tego, że istniała duża szansa na jej przymusowe użycie. Odetchnął głębiej, by uspokoić walące w piersi serce. Jeśli nie zabije go diabeł, to zejdzie na zawał.
        Gdy dotarli do pagórka, zeskoczyli z koni i zostawili je samopas, by w razie ataku mogły bez problemu uciec. Osobiście wolał biegać za przerażonym koniem po krzakach, niż na otwartym terenie za krwiożerczym diabłem. Ruszył za Dżarielem równie ostrożnie, co on. Nasłuchiwał tak, jak nigdy dotąd. Na atak znienacka ciężko było być przygotowanym.
        - Właśnie chodzę po polu, szukając nie wiatru, a Piekielnego, który posługuje się magią Zła i Chaosu – odparł na pytanie, rzucając Dżarielowi znaczące spojrzenie. – Zdenerwowany to mało powiedziane.
        Nie kłamał. Jeżeli przeżyje to starcie to już niczego się nie będzie obawiał.
        Stanął nagle, prostując się i kierując wzrok w stronę zabudowań. Wieczorną ciszę, dotąd przerywaną jedynie cykaniem świerszczy, zakłóciły dochodzące z oddali głosy. Nuka dostrzegł dwie majaczące w dolinie rozmyte figury, które z każdą chwilą były coraz bliżej maruderów. Rycerz popatrzył na towarzysza i opuścił rękę z kuszą.
        - Pięknie – skwitował kwaśno, odwracając się przodem do przybyłych.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari również spojrzał na dłonie Nuki, gdy ten zaczął im się przyglądać, choć mówił o nich raczej metaforycznie niż w sensie stricte fizycznym. Tak samo jak rycerz wyobraził sobie na jego palcach pierścienie i uznał, że one nie pasują, nie jednak do spracowanych dłoni, ale do tych swojskich gestów, które te dłonie wykonywały - do tego wycierania o spodnie, poklepywania po ramieniu, trzymania kart. Nuka pewnie nawet gdy był na królewskim dworze i w pięknym galowym stroju tańczył z jakąś niewiastą (swoją ukochaną Ahné), dłonie miał po prostu czyste, bez żadnych błyskotek.
        - Dobrze to ująłeś - przytaknął mu Dżariel, gdy śmiało wyraził swoją ocenę na temat tych, którzy zadzierali nosa.

        Pies, który nabroił i nie chce żeby jego pan się zorientował, ma podobny wyraz pyska, jak Dżariel w momencie, gdy Esker wyraził swoją opinię na temat jego opowieści - udawał, że wszystko jest w porządku i niczego nie ukrywa, ale nie potrafił kłamać. Zresztą, nie kłamał: po prostu nie o wszystkim mówił. Nie wiedział z jaką oceną spotka się jego relacja z Delią, wolał więc o niej póki co nie wspominać, aż nie nabierze pewności, że Nuka dobrze to przyjmie. Nawet nie tyle bał się tego, że sam zostanie uznany za kochliwego młodziana z głową w chmurach, a raczej obawiał się, że królowa może zostać uznana za manipulantkę, która rozkochała w sobie swojego poddanego, by posłać go na straceńczą misję. Mało prawdopodobne, ale niejedno ludziom mogłoby przyjść do głowy. Zwłaszcza gdy dodać do tego, że Dżariel był zakochany po uszy, a jego uczucie było niemożliwe do zrealizowania. Na razie. Właśnie nad tym pracował.
        Mimo to anioł się nie odezwał. Uśmiechnął się z lekkim zażenowaniem, gdy został trącony w ramię, po czym skupił się na swoim posiłku. Nie zwrócił przy tym uwagi na to, jak bardzo wymownie rycerz gapił się na jego wstążkę - może gdyby złapał ten wzrok, domyśliłby się, że już nie ma sensu się ukrywać i że rycerz już wie wszystko. Albo przynajmniej wie dość, że nie było już sensu robić tajemnicy.

        - Dobrze - zgodził się z wyjaśnieniami rycerza, głaszcząc Srokę między oczami. - Ale konie zostawmy trochę niżej, bo będą się rzucać w oczy na tym wzniesieniu.
        Po Dżarielu nie było widać strachu. On znał Piekielnych, dziesiątki razy stawał z nimi w szranki i skoro żył, można było uznać wszystkie jego pojedynki za zwycięskie. Jak wspomniał wcześniej, gdy walczy się z diabłem, jedna strona zawsze musi polec. Zginąć. Żaden Piekielny nie miałby litości dla anioła.
        Co jednak rzucało się w oczy, gdy patrzyło się na Lakiego, to jego ogromna determinacja i skupienie. Daleko mu było do tego łagodnego mężczyzny, który poprzedniego wieczoru zabawiał gości karczmy swoim śpiewem z taką wprawą, że pod jego wpływem ruszyli do tańca. Teraz można było się go bać, bo nagle pokazał swoje oblicze wojownika. Odzywał się jednak nadal łagodnym głosem.
        - Nie pozwól, by uprzedzenia zasiały w twoim sercu strach - zwrócił się do Nuki. - Myśl o nim jak o zbirze, których pewnie wielu już pokonałeś. Jego magię zostaw mnie.
        Dżariel był pewny siebie. Metaforycznych skrzydeł dodawała mu myśl, że robi to dla Delii i prawie czuł jej wsparcie przed nadchodzącym starciem. Nie obawiał się tego, że dawno nie miał broni w ręku i może na tym polu ustępować przeciwnikowi: wszak nie był sam, poradzą sobie z Nuką.
        - Co? - Dżariel sprawiał wrażenie wybitego z rytmu, gdy usłyszał krótki komentarz rycerza. Spojrzał w kierunku zmierzających w ich stronę jeźdźców. Zmrużył oczy: byli już na tyle blisko, że dostrzegł, że mają do czynienia z dwójką dojrzałych mężczyzn i był przekonany, że jednym z nich był gospodarz, do którego należało pole. Drugi musiał być albo parobkiem, albo jego synem, bo był młody i krzepki. Obaj zaś wyglądali na dość bojowo nastawionych.
        - Nie ma co udawać, że ich nie widzimy - mruknął, wychodząc naprzeciw jeźdźcom z rozłożonymi w przyjaznym geście rękami.
        - Stój gdzie stoisz! - zawołał starszy z nieznajomych. Dżariel posłuchał, lecz jednocześnie młodszy z nich jakby się ocknął i wyjechał trochę do przodu, patrząc na Nukę, jakby nie wierzył w to co widzi.
        - Pan Esker! - zawołał z entuzjazmem, zeskakując z konia. Dopiero teraz było widać jak wysoki i krzepki był, na pewno przewyższał i rycerza, przed którym nieporadnie się ukłonił, i anioła jemu towarzyszącego.
        - Panie, co tu robicie? - zapytał młodzieniec. - O ile oczywiście można wiedzieć! - zastrzegł szybko, ewidentnie bardzo zaaferowany tym spotkaniem. Towarzyszący mu starszy mężczyzna w międzyczasie również zeskoczył ze swojego wierzchowca, ale podchodził do nieznajomych znacznie ostrożniej.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Westchnął z niechęcią, gdy Anioł postanowił wyjść naprzeciw nieproszonym gościom. Eskerowi nie uśmiechała się rozmowa z tutejszymi w tak stresującym i wymagającym pełnego skupienia momencie. Odkopnął na bok większy kamień, po czym założył kuszę na plecy i również uniósł ręce, by tamci mieli pewność, że obaj niczego nie knuli. Jego twarz zdecydowanie nie wyrażała zadowolenia z faktu pojawienia się mężczyzn, bo wyglądał jak obrażone dziecko, któremu zabrano zabawkę. Postąpił kilka kroków naprzód tak, by stanąć obok Dżariela. Zrobił to powoli i ostrożnie - widział, z jaką rezerwą podchodzili do nich mężczyźni i nie chciał dać im pretekstu do większych obaw. Nie odezwał się, oddając głos Aniołowi w tych pertraktacjach, ale nie dane mu było wypowiedzieć nawet słowa, gdyż głos zabrał młodszy z przybyszy. Nuka uniósł brwi ze zdziwienia. Nie spodziewał się takiego entuzjazmu ze strony młodzieńca - w ogóle nie spodziewał się pozytywnych emocji ze strony kogokolwiek w takiej chwili. Mimo skrobiącego im po piętach zadania do wykonania, uśmiechnął się delikatnie, opuszczając powoli ręce. Wstyd się było przyznać, ale chłopaka nie kojarzył ni w ząb. Spojrzał na młodzieńca nieco z dołu - cholera, przewyższał go niemal o głowę. Nuka poczuł się nagle malutki. Jak tak teraz przyjrzał mu się trochę lepiej to coś mignęło mu w odmętach pamięci, że gdzieś już widział tę twarz. Wyciągnął ku niemu dłoń w przyjaznym geście.
        - Miło cię poznać - rzekł ciepło. Chłopak zamarł, zerkając niepewnie na prawicę rycerza, po czym powolnym ruchem odwzajemnił uścisk, wyraźnie się spinając. Nuka uniósł pytająco brew, ale pytania nie zadał. Nie chciał, by młodzieniec padł przed nim na zawał. - To mój towarzysz, Dżariel Laki - powiedział nieco głośniej, by drugi mężczyzna mógł go usłyszeć. - Pomaga mi w pewnej niecierpiącej zwłoki sprawie. Nie chcieliśmy was niepokoić.
        Starszy mężczyzna nadal obdarowywał ich podejrzliwym spojrzeniem, chłopak zaś promieniał jak słoneczko.
        - Tatku, dobrze jest! To żadne bandyty! Pana Eskera widziałem wczoraj w "Stopie Wieloryba", znajomka jego zresztą też! Rozbujali gospodę, aż się okna trzęsły! - Oparł umięśnione ręce na biodrach i uśmiechnął się szeroko do rycerza.
        Nuka niestety musiał przerwać tę wesołą pogadankę. Nie mieli z Dżarielem za wiele czasu, a nie chciał narażać cywili na niebezpieczeństwo. Poklepał pokrzepiająco chłopaka po ramieniu, po czym podszedł do jego ojca.
        - Wyście gospodarzem tych ziem, zgadza się? - zapytał, a w odpowiedzi dostał tylko skinienie głowy. Nuka wygrzebał z torby list z królewską pieczęcią i podał go mężczyźnie z nadzieją, że umiał czytać chociaż w nikłym stopniu. Widział jak rolnik wykrzywia się w nabożnym skupieniu, poruszając ustami wraz z czytaną treścią. Rzucił znaczące spojrzenie Dżarielowi i skrzyżował ramiona, cierpliwie czekając. Rolnik odchrząknął po niedługim czasie, oddając list rycerzowi.
        - Wybaczcie, panie - powiedział ze skruchą. - Ten mój chłopak czasem od rzeczy gada, nie dziwcie się, że nie zawierzyłem. Raczcie przebaczyć.
        - Widzicie te ręce? - Nuka pokazał swoje dłonie. - To nie są ręce wielmoży. Możecie być spokojni, nie oberwiecie za obrazę majestatu. - Mężczyźnie wyraźnie spadł kamień z serca. - Muszę was prosić, byście wrócili do domu, zaryglowali wszystkie drzwi i zabili okna deskami. - Chłop zrobił wielkie oczy, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć. Nuka pospieszył z wyjaśnieniami. - W okolicy grasuje groźny mag, który niszczy pola uprawne. Wraz z towarzyszem natknęliśmy się na jego ślad, który przywiódł nas na wasze...
        - Tatku, słyszałem, co się w Zielonej Miedzy stało - wtrącił się chłopak, podchodząc do ojca. - Tam ponoć ziemia czarna od sadzy była, a po zbożu nawet ziarenko się nie ostało.
        - Psiakrew, Gniewko, i żeś słowem nie pisnął? - obruszył się mężczyzna. - Szlag by to... No, dobra, ale pozbędziecie się bandyty, prawda, panie?
        - Zrobimy, co w naszej mocy. - Esker skinął głową z szacunkiem. - Nie wyściubiać nosa, póki znaku nie damy, że można. Rozumiemy się?
        Chłopi zgodnie przytaknęli, wsiedli na koń i odjechali w stronę chat. Nuka miał ogromną nadzieję, że zastosują się do jego rozkazu. Westchnął ciężko i podszedł do Anioła, rozcierając kark.
        - Lokalny folklor... Ciekawe, czy wyjechalibyśmy stąd z widłami w rzyci, gdyby nam nie uwierzyli... - Zdjął kuszę z pleców. - Kontynuujemy?
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Może Nuce to było nie na rękę, ale Dżariel nie zamierzał dać się przekonać do zmiany decyzji - uważał, że powinni skonfrontować się z tymi ludźmi. Byli na ich ziemiach i zostali już zauważeni, gdyby teraz nagle uciekli mogliby zostać albo uznani za podpalaczy bądź bandytów, albo mieć ogon podczas swojego pościgu. Wolał wyjaśnić im, że byli tu w dobrej wierze i powinni wrócić do domu, a do tego był przekonany, że pomoże mu w tym autorytet Nuki. Tego jednak co ich spotkało się nie spodziewał - chłopak z gospodarstwa zareagował na rycerza jak młody giermek na swojego idola. To sprawiło, że anioł połknął własne słowa i obserwował sytuację - jakże mógłby się między to wtrącić? Uśmiechnął się jedynie i skłonił mężczyznom, gdy został zaprezentowany. Od tego momentu trzymał ręce już swobodnie wzdłuż ciała - nie musiał udowadniać, że nie ma złych intencji. Gniewko usprawiedliwił ich za nich, wywołując uśmiech na twarzy anioła, gdy dowiedział się, że zapamiętano jego występ. Teraz, gdy przypominał sobie słuchaczy, faktycznie był wśród nich ten nad wyraz wyrośnięty młodzieniec, lecz Dżariel dopiero teraz go sobie przypomniał. Nawet nie pamiętał, czy tańczył z jakąś dziewczyną, czy tylko przytupywał z boku parkietu.
        Gdy jeszcze rycerz wyciągnął z zanadrza list od króla, wszelkie dodatkowe słowa były zbędne. Dżariel stał obok Nuki jak jego nieme wsparcie i tylko minami sygnalizował, że ten ma rację, należy go słuchać i sprawa jest poważna.
        - Zrobimy co w naszej mocy - pożegnał się z nimi anioł, gdy już pod wpływem namów Eskera udali się do domu. Sam po chwili odwrócił się, by wrócić na szczyt wzniesienia i obserwować. Było już prawie ciemno, słońce zniknęło za horyzontem i niewiele brakowało do nastania mroku. Dżariel niepokoił się, czy w tych warunkach dostrzegą cokolwiek, szybko jednak dowiedział się, że jego obawy były bezzasadne. Zatrzymał się jakby go piorun raził, a jego wzrok utkwiony był w odległym fragmencie pola, po którym niczym atrament po kartce rozlewała się czerń…
        - Jeszcze pytasz, biegem! - krzyknął na Eskera, który nie widząc jeszcze działania czaru zapytał swobodnie, czy kontynuują. - SROKA!
        Zawołany wierzchowiec przybiegł do anioła, ale był zbyt zdenerwowany, by dać się dosiąść, Dżariel pognał więc na piechotę, a nogami przebierał jakby nie ścigał jednego diabła, a był goniony przez grupę dwunastu takich piekielnych. Nie sięgał po miecze, w tym biegu nie byłby w stanie ich dobyć - zresztą po co mu one, skoro był daleko? Jaka szkoda, że nie miał skrzydeł, wtedy byłoby dużo prościej… Przedzierał się jednak skrajem pola w szalonym tempie, licząc na to, że nie będzie za późno. Nagle dostrzegł jednak coś na miedzy - wyraźną rogatą sylwetkę, zwalistą, choć nie za wysoką. Niczym upiorny bałwan ulepiony przez dzieci…
        - Nuka! - zawołał do swojego towarzysza, wskazując mu odpowiednie miejsce. Niech strzeli, niech chociaż spróbuje. Dżariel nie chciał rzucać czaru - był daleko, mógł nie trafić, a nie chciał podpalić pola. Mógł jednak, mógł…
        Chodź Laki nie czarował gestami, czasami wykonanie ich pomagało mu się skupić i sprecyzować swoje myśli. W biegu rozłożył więc ręce i wykonał nimi gest, jakby jedną zagarniał coś na drugą. W powietrzu nad sczerniałym pod wpływem magii zła polem zaczęły trzaskać białe iskry. Dżariel poczuł jak zaklęcie drenuje z niego magiczną energię, ale widział, że jego plan działał - klątwa się nie rozprzestrzeniała. Więcej, zaczęła się cofać z miejsc, gdzie nie pożarła jeszcze upraw do gołej ziemi.
        W powietrzu rozległ się wściekły ryk diabła. Głos wysoki, szaleńczy, przypominający śmiech hieny. Upiorne, lecz to nie przeraziło Dżariela. Zląkł się czegoś zupełnie innego - tętentu kopyt, który słyszał na drodze biegnącej od gospodarstwa. Nie obrócił się, bo wiedział co zobaczy.
        - Gniewko, zawracaj! Zawracaj! - krzyknął w stronę młodzieńca, który minął ich w pędzie, by dopaść maga, który niszczył dorobek życia jego rodziców. Laki nie był na niego zły - rozumiał jego pobudki - był jednak przerażony, bo chłopak nie miał żadnych szans w starciu z diabłem… Dżariel niewiele myśląc zerwał do tej pory podtrzymywane zaklęcie i skupił się na Gniewku, by go uspokoić. Liczył, że Nuka go wspomoże - czy biorąc na siebie niesfornego chłopaka, czy zajmując diabła, cokolwiek.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        - O, kurwa... - wyrwało mu się mimowolnie, gdy Dżariel krzyknął dziko i zniknął w ciemnościach. Esker natychmiast rzucił się za towarzyszem, w biegu nakładając bełt na cięciwę. Sprawy nabrały niewyobrażalnego tempa, dziwne, że nie potykał się w tym szale o własne nogi. Nie chciał wpaść w żadną dziurę, bo złamana noga była ostatnim, czego mu było do szczęścia potrzeba.
        Dopiero, gdy dotarł do niego głos Dżariela dostrzegł w oddali okraszoną cieniem postać, rozmytą przez nastający mrok. Zatrzymał się odruchowo, wycelował i strzelił, po czym nałożył kolejny pocisk. Nie myślał teraz o tym, jak wielkie ogarnęło go przerażenie. W jego żyłach gotowała się krew z nienawiści do istoty, która dla zabawy urządzała sobie rekreacyjne palenie dorobków innych. Wycelował raz jeszcze, bardziej precyzyjnie. Wziął oddech i jak wypuścił powietrze z płuc, tak posłał bełt w stronę diabła. Zaklął, widząc, że na Piekielnym nie zrobiło to żadnego wrażenia. Ponownie załadował kuszę, ale tym razem zmuszony został do rzucenia się wprzód, bo w miejscu, w którym dosłownie ułamki sekund temu się znajdował, pierdyknął piorun, aż mu zahuczało w uszach.
        - Niech cię szlag - warknął, podnosząc się z kolan. Choćby mu rękę urwało, broni by nie wypuścił. Czyli diabeł zorientował się, z której strony strzelają... Niedobrze.
        Nagle wokół niego zaczęły pojawiać się jasne iskierki, a pole poczęło wracać do stanu używalności. Popatrzył natychmiast w stronę Dżariela, który wykonywał rękami skomplikowane gesty i to był jego błąd. To chwilowe rozkojarzenie prawie kosztowało go życie, gdy ledwie, o włos, uniknął drugiej błyskawicy. Poczuł porażający ból w prawym boku, ale mimo tego uniósł broń, celując w tamtego gnoja.
        Zamarł jednak, jakby wrósł w ziemię i przy okazji został obłożony klątwą zamrożenia. To, co usłyszał... Ten śmiech. Ten przeszywający do szpiku kości śmiech. Nie oddychał, nie mrugał nawet, stał jak słup soli, zdawszy sobie sprawę, że nie walczył ze zwykłym rzezimieszkiem ani przydrożnym bandytą. Nogi mu się zrobiły jak z ołowiu, zatrzęsły niebezpiecznie.
Ścisnął mocniej kuszę. Chciał czy nie - odzyskał władzę nad swoim ciałem. Pobiegł szybko w stronę miedzy, gdzie diabeł obszernie i dokładnie gestykulował, trzymając coś w obu dłoniach. Nuce mignęło coś w głowie, nikły prześwit. Anioł wspominał, że gnojek posługiwał się rytuałami. To nie wróżyło nic przyjemnego. Po chwili biegu Esker znalazł się na tej samej linii, co Dżariel, ale zaaferowany nagłym rozwiązaniem, które zaświtało mu w głowie, biegł dalej. Zygzakiem, żeby zmniejszyć ryzyko trafienia przez błyskawicę. Przyklęknął raptownie na jedno kolano, celując z broni w rozochoconego napastnika. Już miał go w garści, już naciskał spust.
        - Nażryj się, skurwysynu - warknął, ale w tym samym momencie, kiedy wystrzelił, odrzuciła go potężna siła galopującego konia pociągowego, przez co bełt poleciał w zupełnie innym kierunku. - Argh! - ryknął, próbując pozbyć się piachu z oczu. I wtedy usłyszał wrzeszczącego Dżariela.
        Nuka nie myślał. On działał. Machinalnie załadował broń i wystrzelił, ale nie w diabła, lecz w jadącego z furią Gniewka, któremu bełt wbił się w udo, przez co chłopak gruchnął o ziemię, aż zafurczało. Koń uciekł w stronę lasu z przerażenia, a młodzieniec rzucał coraz to bardziej kreatywnymi wiązankami na cały głos. Ale Nuka działał dalej, rozkazał tylko twardo chłopakowi, by siedział na dupie i się nie ruszał, po czym w przypływie adrenaliny nałożył kolejny bełt z taką prędkością, że sam siebie tym zaskoczył. Nie patrzył, co się działo z Dżarielem, ale wiedział na pewno, że nic mu się nie stało. W następnej chwili został utwierdzony w tym przekonaniu, gdyż w Piekielnego uderzyła z zatrważającą siłą kula ognia. Zatoczył się ciężko, jego długi płaszcz zajął się płomieniami; magia Anioła zdołała wytrącić go z równowagi na tyle, by Nuka zdążył wyjąć sztylet zza pasa i rzucić nim w napastnika. Nie dane mu było zobaczyć gdzie trafił, bo nagle pociemniało mu w oczach, jakby wszystkie gwiazdy i wszelkie inne źródła światła pogasły. Wiedział jednak, że trafił, bo po polu rozniósł się nieprawdopodobny ryk, mrożący krew w żyłach, odbijający się głuchym echem po okolicy. Nuka zasłonił uszy i skulił się przerażony, prawie dotykając czołem ziemi.
        Powiał silny wiatr i nastała cisza. Esker jeszcze długo tkwił w tej samej pozycji, dźwięczało mu w uszach. Nie dochodziły do niego żadne odgłosy, jakby ogłuchł niespodziewanie. Odetchnął głębiej, mruknął, jęknął i uniósł głowę. Zamrugał kilkakrotnie, chcąc nadać okolicy kształt. Zniknął. Diabeł zniknął. Rozpłynął się w powietrzu...
        Gdzie był Dżariel? Czy wszystko z nim było w porządku? Czy widział, co się stało? Wstał chwiejnie i pierwsze co mu przyszło na myśl to odszukanie towarzysza. Na swoje rany nie zwracał uwagi, sprawa drugorzędna. Kamień mu z serca spadł ogromny, gdy dostrzegł Anioła całego i zdrowego.
        - Nic ci nie jest? - zapytał z troską, podchodząc do niego. - Jesteś ranny? - Wolał się upewnić.
        Nie chciał okazywać, że go cały prawy bok bolał jakby mu kto miliony igieł pod skórę wkładał. Jego wzrok padł wtedy na leżącego na ziemi Gniewka, który teraz już tylko histeryzował nad wystającym z jego nogi bełtem. Zmarszczył brwi ze wściekłości, warknął pod nosem i zawlókł się sztywno w jego stronę.
        - Czy tobie życie niemiłe, chłopcze? - spytał donośnie, uderzając go otwartą dłonią w tył głowy. - Rozkazałem, żebyście w domu siedzieli? Rozkazałem! I nie zrobiłem tego tylko dlatego, że miałem kaprys! - wydarł się już konkretnie, aż odrzuciło go krok w tył. - Całe szczęście, że uszedłeś z tego tylko z bełtem w nodze...
        - Strzeliliście do mnie! - krzyknął z wyrzutem, jakby nie dowierzał własnym oczom.
        - Nie byłoby takiej potrzeby, gdybyś usłuchał - warknął. - Mogłeś zginąć! Myślenie nie boli i ma przyszłość, zapamiętaj to sobie. Nie martw się, zajmiemy się twoją nogą. I wytłumaczymy twojemu ojcu, co tu zaszło...
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel odruchowo schylił się i osłonił głowę rękami, gdy usłyszał blisko siebie grzmot. Dzwoniło mu w uszach, ale nadal widział dobrze - zerknął szybko przez ramię w co trafiła błyskawica i czy Nuka był cały, ale że najwyraźniej nic mu nie było, anioł mógł wrócić do swoich czarów. Nadal nie mógł zaatakować Piekielnego - nie widział, czy w jego pobliżu nie było czegoś łatwopalnego, czego pożaru nie zdołałby ugasić. Bał się zresztą, że jego zaklęcie może podsycić magię jego przeciwnika, a nie o to też chodziło, by mu pomagać w dziele zniszczenia. Laki musiał się zbliżyć. Całe szczęście dzięki ostrzałowi Nuki (jak on szybko pruł z tej kuszy, magia!) Niebianin czuł, że ich wróg opuszcza gardę, a jednolita struktura zaklęcia zaczyna się chybotać. Natarł - białe iskry niebiańskiej magii rozrywały wrogi czar i docierały do zniszczonych plonów, przywracając im życie. Efekt maleńkich wybuchów nie był jednak zamierzony - Dżariel starał się działać obszarowo, lecz wyrwy tworzył się niejednolicie i uzdrawiająca moc przeżerała tę niszczycielską niczym rdza żelazny pancerz - od niewidocznych dla oka uszkodzeń, aż nie pochłonie całości.
        Zamieszanie z Gniewkiem sprawiło jednak, że zmierzające ku zwycięstwu starcie nagle przybrało zupełnie inny obrót. Nuka zajął się porywczym chłopakiem, przez co Dżariel nie miał osłony. Na dodatek diabeł szybko zlokalizował nowy, bardzo duży i głośny cel - z lubością spróbował go namierzyć i zlikwidować, bo zapewne wiedział, że to zniszczy morale napastników. Niedoczekanie. Laki kilkoma długimi susami znalazł się na miedzy, skąd miał doskonały widok na swój cel - niczego nie było między nimi. Gdyby potrafił czarować mocami, pewnie przemieniłby diabła w popiół tak bardzo buzowały w nim emocje. Precyzyjne rozkazy nie były już tak niszczycielskie, choć na pewno nadal niebezpieczne - każdy ogień był wszak śmiercionośny. Dżariel uderzył swoim pociskiem, ale rozproszył go bolesny okrzyk Gniewka. Zerknął w bok obawiając się, że diabeł dopadł go swoimi czarami, lecz nie, to nie to… Nuka?! Z jednej strony aniołowi trudno było uwierzyć, że ten postrzelił chłopaka przez przypadek, ale z drugiej strony był również mocno przekonany o tym, że ma do czynienia z dobrym strzelcem. Nie czas jednak o tym myśleć! Dżariel złożył się do kolejnego czaru, nie zdołał go jednak rzucić, gdy diabeł… Zniknął?
        - Nie! - krzyknął wściekle Laki, gdy dotarło do niego, że piekielny mag znowu mu umknął. - Cholera jasna, nie!
        Anioł był zły. Złapał się za głowę i chodząc w tę i z powrotem gwałtownie wyrzucił ręce przed siebie. Zaraz jednak odetchnął. To na nic, niepotrzebnie się denerwował. Nic nie mógł z tym zrobić. Był jednak tak blisko - nikt więcej już nie ucierpiałby przez knowania tego diabła, Nuka mógłby złożyć raport swojemu królowi i powiadomić o pomyślnym zakończeniu misji, a potem pojechałby do Ahné, a on do Delii. Wszystko mogło się skończyć tu i teraz… Ale nie, jeszcze nie.
        Dżariel podniósł wzrok ku niebu, po czym rozejrzał się po polu i znowu nakładając na nie kojące zaklęcie stanowiące kontrę dla klątwy diabła, poszedł w stronę Nuki i Gniewka.
        - Nic ci nie jest? - zapytał Eskera dokładnie w tym samym momencie, w którym on to zrobił. Uśmiechnął się i skinął głową. - Jestem cały, nawet draśnięcia. A co z tobą? - upewnił się. I choć pewnie Nuka zapewni, że wszystko gra, to Dżariel i pozwolił sobie na rzucenie dyskretnego zaklęcia regenerującego.
        Laki mówił głośno: nadal trzymała go lekka głuchota po tym, jak błyskawica uderzyła niedaleko niego. Głuchota połączona z dzwonieniem w uszach - irytujące uczucie, mogło być jednak gorzej. Mógł mieć bełta w nodze tak jak Gniewko, który jednak na ranę sobie poniekąd zasłużył, a nawet powinien być wdzięczny losowi, że skończyło się tylko na tym.
        - Co ci strzeliło do głowy? - zapytał z goryczą i troską anioł, jakby był ojcem chłopaka. - Mogłeś zginąć szarżując na tego maga, Esker kazał ci zostać w domu… Pokaż tę nogę - dodał na koniec, przyklękając przy chłopaku.
        - Pan jest magiem, jak tamten? - zapytał Gniewko, bo nie umknęło uwadze to co wyprawiał Dżariel. Ani razu nie wyciągnął wszak ręki po broń, a widowisko przez niego zgotowane było wręcz spektakularne.
        - Magiem - przytaknął anioł. - Ale zupełnie innym niż tamten. On niszczy, a ja naprawiam, nawet takie podziurawione nogi. Niech to, za ciemno… Opatrzę to tradycyjnie i dopiero w domu wyleczę. Urządziłeś się, chłopie, tuż przed zbiorami, masz szczęście, że potrafię to wyleczyć w jedną noc, bo by z ciebie ojciec miał samo zmartwienie.
        - Przepraszam… Dziękuję panu - burknął Gniewko, bo znowu została mu subtelnie wytknięta jego nieodpowiedzialność.
        - Nie mnie dziękuj, tylko Eskerowi - odparł anioł, podnosząc wzrok na Nukę. - Tak naprawdę tym postrzałem uratował ci skórę…
        Dżariel mówiąc cały czas grzebał przy ranie i nagle, gdy nikt się tego nie spodziewał, wyszarpnął bełt z rany, zaraz przytykając do niej czystą chustę, wyciągniętą w międzyczasie z torby. Chłopak krzyknął boleśnie, ale z zaskoczeniem przyjął to, że aż tak nie bolało. Anioł tymczasem szybko zakładał mu opatrunek uciskowy.
        - Lekko to znieczuliłem magią, wytrzymasz do domu, jeśli zaraz cię zapakujemy i pojedziesz. Nuka, pomóż mi z nim - zarządził Dżariel, wspierając Gniewka z jednej strony i czekając, aż rycerz zrobi to samo z drugiej. Chłopak próbował radzić sobie w miarę możliwości sam, a w każdym razie odciążać tych, co mu pomagali. Nagle jakby zmalał - ze wstydu, a nie fizycznie. Mimo to zaciskał zęby i bez większego problemu dał się zapakować na konia.
        - Nuka, odwieziesz go do domu? - upewnił się anioł. - Ja chciałbym tu jeszcze chwilę zostać, część tych plonów jest do uratowania. I aż roi się od śladów. Odstaw go do domu i wróć, przyjrzymy się temu razem - zaproponował Dżariel, zerkając od razu na pola.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Zatrzymał się, gdy Dżariel dawał upust swojej złości połączonej z bezsilnością - nie chciał znaleźć się na pierwszej linii frontu, a poza tym Anioł tego wyraźnie potrzebował i Nuka absolutnie się temu nie dziwił. Sam był na siebie zły, że nie udało mu się przyszpilić diabła bardziej skutecznie. Przynajmniej uciekł, cierpiąc katusze, choć Esker nie był pewien, jaki próg bólu mieli Piekielni. Zapewne o wiele wyższy niż ludzie. Miał jednakże nadzieję, że sprawił wrogowi chociaż odrobinkę bólu, odpłacając się tym samym pięknym za nadobne. Skrzywił się nikle, chcąc wygiąć tułów i w tym samym czasie Dżariel zapytał go o samopoczucie. Nuka machnął ręką na znak, by się nie martwił.
        - Do wesela się zagoi. Bywało gorzej. Dobrze, że przynajmniej ty uszedłeś cało.
        Poczuł delikatne mrowienie w uszkodzonych tkankach tułowia - Anioł i tak postanowił dołożyć swoje trzy grosze do regeneracji towarzysza. Nie miał mu tego za złe, a wręcz przeciwnie, jakże by śmiał się obrażać na podarowaną pomoc! Uśmiechnął się pod nosem. Poklepał go pocieszająco i konkretnie po ramieniu, chcąc przekazać mu niewerbalnie, że prędzej czy później dorwą sukinkota. Oczywiście, nie było to tak dosłowne, ale przekaz był zrozumiały.
        Przypatrzył się, jak Anioł począł łatać zranionego młodziaka, nie spuszczając wzroku z jego dłoni. Osobiście był na bakier z pierwszą pomocą, pamiętał tylko podstawy opatrywania, dlatego miał nadzieję, że jego towarzyszowi nie przeszkadzało patrzenie mu na ręce w czasie pracy. Stał nad nimi ze skrzyżowanymi ramionami, czując jak jego własne rany zaczynają zanikać. Minie kilka dni, nim odzyska w pełni władzę nad sztywną kończyną, choć dzięki zaklęciu Anioła zapewne trwać to będzie o wiele krócej.
        Pomógł Dżarielowi dźwignąć chłopaka na nogi, mimo tego, że on usilnie próbował ich przekonać, że da sobie radę sam. Nuka zastosował wobec niego zasadę ograniczonego zaufania, nie chcąc ryzykować, że nagle zemdleje gdzieś po drodze do domu. Oj, nasłucha się jeszcze od rycerza. Esker chciał mieć pewność, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy. Dla dobra Gniewka. Skinął głową towarzyszowi, chwyciwszy wodze i zwracając się w kierunku zabudowań.
        - Pewnie, w razie czego krzycz, gdyby coś się działo - odparł i ruszył powoli przez pole, co chwilę zerkając na chłopaka, by upewnić się, że nie przechylał się na żadną z burt.
        Do chaty dotarli po długim marszu - Nuka nie sądził, że aż tyle dzieliło ich od miedzy. Po drodze nasłuchał się powarkiwań Gniewka i cichych narzekań, bo noga wciąż mu dokuczała. Nie dziwił mu się, sam oberwał podobnie nie raz, nie dwa. Ach, to były czasy...
        Esker pomógł chłopakowi zsiąść z grzbietu już uspokojonego Sroki - szukanie dwóch pozostałych koni zajęłoby im całą noc, a srokacz jako jedyny raczył słuchał się kogokolwiek. Ledwie Gniewko dotknął stopami ziemi, podtrzymywany jednocześnie przez Nukę, z domu wyskoczył jak rażony piorunem ojciec chłopaka, wrzeszcząc i żywo gestykulując:
        - Na Prasmoka! Panie Esker! Co się dzieje, jak pragnę zdrowia?! Gniewko, cymbale, gdzieś ty był?!
        - Pobiegł diabła bić - rzekł zmarnowanym tonem Nuka. Mężczyzna zamarł, zrobił wielkie oczy.
        - To... To diabeł tak go...?
        Nuka pokręcił głową.
        - Gdyby to był diabeł już dawno leżałby martwy. Dzięki mnie tak się nie stało. - Obrzucił chłopaka znaczącym spojrzeniem, a ten skulił się w sobie jeszcze bardziej, przybierając skruszony wyraz twarzy.
        - Ale... Dlaczego... Jak... - bełkotał zdezorientowany mężczyzna.
        - Przez pańskiego syna zginęlibyśmy z moim towarzyszem, o pana synu naprawdę już nie wspomnę... W takiej sytuacji nie było innego wyjścia - odparł ze stoickim spokojem.
        - Panie... Panie, wybaczcie. - Ukłonił się przed Eskerem, jakby ten był jakimś króle lub co najmniej radcą miejskim.
        - Spokojnie, nie ma czego wybaczać. Nadmienię, że w kapuście się dzieciaki znajduje, nie gubi, proszę to zapamiętać.
        - Tak, tak, oczywiście! - Podszedł szybko, by przejąć zmarniałego chłopaka od rycerza. - A tobie, smarkaczu, tak nakopię do rzyci, że przez tydzień nie usiądziesz!
        Zaprowadził syna do domu, prawiąc mu po drodze kazania, bardzo głośne zresztą. Nuka już szykował się, by wskoczyć w siodło i wrócić do Dżariela, lecz został zatrzymany przez rolnika. W ręce trzymał mieszek ze złotem.
        - Weźcie to, panie, za dobroć i syna uratowanie.
        Nuka wyraźnie zbaraniał, patrząc wielkimi oczami na wyciągnięty ku niemu pobrzękujący mieszek. Po chwili ocknął się, cofnął ręce gospodarza i poklepał go po dłoniach.
        - Zostawcie to sobie, wam bardziej się grosz przyda.
        Mężczyzna rozpromienił się i podziękował, kłaniając się w pas. Nuka pożegnał się, wskoczył na Srokę i pokłusował niespiesznie z powrotem na pole. Między przemykającymi po niebie chmurami przewijał się księżycowy sierp, oświetlając powracające do życia uprawy. Anioł musiał nieźle się przy tym napracować. Nuka nie potrafił wyobrazić sobie ile energii kosztowało go przywrócenie tych plonów do pożądanego stanu. Zatrzymał Srokę niedaleko skupionego Dżariela, poklepał konia po szyi i zeskoczył na ziemię, przyglądając się gestom towarzysza. Nie chciałby zetrzeć się z nim w boju... Widział, jak Dżariel potrafił się zdenerwować i nie miał zamiaru sprawdzać, czy przeżyłby takie starcie. Podszedł do niego spokojnym krokiem, nie chcąc mu przeszkodzić. I nagle zdał sobie z czegoś sprawę.
        - Cholera! - zaklął donośnie. - Jeżeli nie odzyskam tego sztyletu to Ahné mi łeb urwie... - Zerknął na towarzysza, po czym zapytał: - Udało ci się czegoś dowiedzieć?
Ostatnio edytowane przez Nuka 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Gdy już Nuka oddalił się razem z rannym Gniewkiem, Dżariel wsparty pod boki rozejrzał się po polu, okręcając się powoli wokół własnej osi. Na razie precyzyjnie trzymał swoje zaklęcie tak, aby nie pozwoliło na rozprzestrzenianie się niszczycielskiej klątwy, ale też nie cofało jej działania - akurat korzystanie z rozkazów pozwalało na osiągnięcie takiego efektu bez specjalnego zaangażowania. Anioł musiał w pierwszej kolejności pozbierać ślady, które mogłyby zostać zatarte przez wzrastające ponownie plony.
        ”Klątwa z dziedziny zła, piorun to dziedzina energii, a teleportacja - przestrzeni. Niech to, bardzo tego dużo. Co za chaos, ile dźwięków… Jęki i grzmoty jak w piekle, ale… Chwila… Nie ma echa”, analizował w myślach, mocno wysilając swój magiczny zmysł. Szybko podszedł w miejsce, gdzie stał Piekielny podczas rzucania zaklęcia, aby być może poczuć jego aurę - na pewno musiał pozostać jakiś ślad, skoro trochę w tym miejscu zabawił i nie tak dawno zniknął. Gdy już dotarł na miejsce, rozjaśniło mu się wiele kwestii. Na przykład upewnił się co do tego, że diabeł korzystał z rytuałów - na ziemi widać było czarny ślad po namalowanym tam rytualnym kręgu. Dżariel przykucnął i sprawdził z czego został wykonany. Substancja choć już trochę podeschła, przypominała trochę ziarnistą smołę, a jej zapach dał kolejne wskazówki ku temu, by uznać, że to krew zmieszana z popiołem - zestaw pasował do rzucanych przez diabła zaklęć. Laki dostrzegł jednak coś bardzo ciekawego - krąg był zniszczony. Tak jakby nie wytrzymał energii wszystkich zaklęć i po prostu w kilku miejscach się nadpalił. Nie był zadeptany, a pokryty popiołem… To dało Dżariemu do myślenia - najwyraźniej jego przeciwnik w tym starciu zbliżał się do krańca swoich możliwości. Może ucieczka nie była wcale spowodowana jedynie odniesionymi ranami, a też tym, że oni we dwójkę byli dla niego za silni? To napawało optymizmem.
        Dżariel wstał, otrzepując dłonie. Rozejrzał się, jakby szukał jakiś dodatkowych wskazówek, choć wzrok miał nieobecny. Tak naprawdę to w głowie odtwarzał sobie to starcie - szukał dodatkowych wskazówek. Nadal gniotło go to, że nie słyszał echa nigdzie wokół miejsca starcia, więc jak ten piekielnik się przeniósł? Przypomniał sobie jednak, że widział coś w rękach tego diabła. Ciekawe co to było… Różdżki? Albo jakieś szamańskie pęki ziół - na pewno jakieś rekwizyty do rzucania czarów. Właśnie: może więc jedna z tych różdżek posłużyła mu do teleportacji? Takiego zaklęcia Dżariel mógłby nie poczuć, bo dawno się rozwiało, a on aż tak dobry w te klocki nie był.
        Anioł odetchnął - wydawało mu się, że ma już wszystkie elementy układanki. Nie zamierzał więc czekać dłużej - pobudził zaklęcie, którym do tej pory tylko powstrzymywał klątwę, aby teraz przeszło do kontrataku. Na polu nagle zrobiło się jaśniej od słabego, białego światła. Plony zaczęły się podnosić, ożywać, a Dżariel czuł wręcz jak zaczy go wszystko mrowić od nagromadzonej wokół magii. Niestety, nie był w stanie cofnąć wszystkiego - tam, gdzie zboże było martwe i zwęglone do samej ziemi, było już za późno. Sporo udało się jednak uratować - z pewnością dzik, który wszedł w szkodę, narobiłby więcej szkód niż te kilka czarnych łach, które zostały po Piekielnym.
        Gdy Nuka wrócił z gospodarstwa, Dżariel jeszcze kończył swoje hokus-pokus. Anioł spojrzał na niego trochę nieprzytomnym wzrokiem i choć widział go i słyszał, nie reagował na to - musiał najpierw skończyć, a gdy to już miał za sobą, odetchnął, trochę zmęczony tym ratowaniem cudzego dobytku.
        - Znajdziemy twój sztylet - zapewnił Nukę, gdy już stanęli naprzeciw siebie. - Widziałem ślady krwi, musiał zostać w ciele diabła. Jak widzisz jest groźny, ale śmiertelny, da się go zranić i nieźle go poturbowaliśmy… Niewiele brakowało - dodał, jakby pocieszał i rycerza i samego siebie.
        Tymczasem gdzieś w okolicy pojawiła się znajoma sylwetka Agata. Koń kręcił się po polu, sprawdzając czy może podejść czy nie, czy zagrożenie minęło, czy walka dalej trwa. Zbliżył się, gdy mowa ciała Sroki dała mu do zrozumienia, że jest bezpiecznie, bo on stał obok dwunogów i nic mu nie było.
        - Trochę wiem - przyznał Dżariel. - Wiem już na pewno, że nasz diabeł zna magię zła i energii, stąd te błyskawice. Powietrze aż huczy od tych dziedzin. Poza tym korzysta z rytuałów i przypuszczam, że ma różdżki - jednej z nich musiał użyć do teleportacji. Kluczowy był jednak krąg, który nakreślił. Nie wiem czy zauważyłeś, ale poruszał się po bardzo małej powierzchni, choć mógł czmychnąć gdzieś w zboże, abyśmy go nie namierzyli - on miał narysowany krąg magiczny, jak typowy rytualista. Wiemy więc, że bez niego jest albo bezbronny, albo bardzo słaby - dobra nasza. Widziałem, że ten jego krąg był magicznie uszkodzony, być może więc to był szczyt jego osiągnięć… Na pewno nie było to moje dzieło, zniszczenie było od wewnątrz. Jedyna zła wiadomość jaką mam to to, że nie wiem jaka magia znajduje się w jego drugiej różdżce… No i niestety nie wiem gdzie uciekł - dodał z głębokim westchnieniem. - Na pewno nie daleko, bo różdżki nie mają dalekiego zasięgu, a poza tym był ranny i mocno poturbowany. Sądzisz, że mógłby gdzieś w okolicy się przyczaić? Miejsce, gdzie będzie miał ciszę, spokój i cień nawet za dnia - na pewno będzie unikał słońca. Jakaś ruina, pieczara, coś takiego. Chcę go dopaść jak najszybciej, póki jest słaby. Dasz radę jeszcze dzisiejszej nocy walczyć?
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Popatrzył na towarzysza niepewnie. Anioł zdawał się być zmęczony rzucaniem czarów, choć raczej starał się tego nie okazywać. Nuka dostrzegł kilka kropel potu na jego czole i lekko drżące z wysiłku dłonie. Cholera, magia rzeczywiście nie była spacerkiem po brzegu morza... Prędzej ucieczką w czasie sztormu. Już chciał zapytać, czy wszystko z nim w porządku, kiedy usłyszał znajome chrumkanie niedaleko. Agat tańczył po polu w tę i we w tę, wydając z siebie zaniepokojone odgłosy. Nuka gwizdnął na niego, lecz najwyraźniej nie miał takiego daru przekonywania jak Dżariel. Zwierzę po jeszcze kilku rundkach wokół pola w końcu raczyło podbiec do swojego jeźdźca - spocony, cały w pianie, oddychał szybko i płytko. Nuka pogłaskał go między oczami.
        - No, no, ćśś - starał się go uspokoić.
        Skupił się na tym, co mówił Anioł. Nadał czuł zgrozę, gdy jego towarzysz wspominał o dziedzinach, jakimi posługiwał się diabeł. Magia to naprawdę nie była bajka Eskera, mimo że usilnie starał się zrozumieć rządzące nią zasady. Najwyraźniej potrzebował, by ktoś wyłożył mu je jak mało inteligentnemu trzylatkowi. Wszystko jednakże udało mu się połączyć w całość, gdy Dżariel przedstawił swoje wnioski i obserwacje. Nuka powoli pokiwał głową na znak zrozumienia i popatrzył na towarzysza z podziwem w szmaragdowych oczach. Wiedza, jaką posiadał Anioł na temat magii, wyraźnie zrobiła na Nuce wrażenie, i to niemałe. Gwizdnął pod nosem. Ten diabeł miał ogromnego pecha, że trafił mu się akurat Dżariel.
        Zastanowił się głęboko, wytężając pamięć w poszukiwaniu w jej odmętach miejsc, które pasowałyby do opisu Anioła. Myślał długo i intensywnie, lecz nie zdołał skojarzyć sobie żadnej tego typu lokacji w pobliżu.
        - Wybacz, nic mi do głowy nie przychodzi - odparł, nadal tkwiąc w zamyśleniu. - Kiedy ostatni raz byłem w okolicy nie było tu nawet dziury w ziemi. Hmm, a gdyby spytać Gniewko i jego ojca? - zapytał, przenosząc spojrzenie na towarzysza. - Oni z pewnością mają stały pogląd na to, co się dzieje dookoła ich ziemi. Co się tyczy tego czerwonego gnoja - im szybciej go dorwiemy, tym szybciej wrócimy do domu. A skoro mówisz, że jest osłabiony, mamy naprawdę duże szanse go przydybać.
        Wskoczył na Agata i poprawił kuszę na plecach. Poczekał aż Dżariel upora się ze Sroką, po czym obaj ruszyli w stronę gospodarstwa. Nuka miał nadzieję, że to był już ostatni raz. Dotarli na miejsce po kilku minutach żywego kłusa, a powitani zostali przez ujadające sprzed domu duże psy. Trudno byłoby nie usłyszeć tak wielkich bestii, więc zaraz z budynku wyskoczył gospodarz uzbrojony w wielki tasak.
        - Już ja ci te łapy od czarownictwa odrąbię, przeklęty czarcie! - wrzasnął ochryple, wymachując bronią.
        Nuka zeskoczył z konia i uniósł ręce, by pokazać, że nie miał złych zamiarów.
        - Uspokójcie się, gospodarzu, to tylko my - powiedział trochę głośniej, by przekrzyczeć wrzaski mężczyzny. Gospodarz popatrzył na niego z obłędem w oczach, ale po chwili złagodniał i uśmiechnął się pod gęstym wąsem.
        - No, panie Esker, żeście mi strachu napędzili z waszym ziomkiem. Co was tu sprowadza, mości panowie? Strawy jakiej? Może napijecie się czego?
        Nuka pokręcił głową.
        - Dziękujemy, ale czas nas nagli, dlatego przyjechaliśmy spytać się tylko o pewną rzecz.
        - Aach, rozumiem. Pytajcie zatem - zachęcił go mężczyzna, opierając tasak o ścianę domu.
        - Znalazłoby się w okolicy jakieś miejsce, do którego nikt się nie zapuszcza? - spytał, krzyżując ręce na piersi. - Wiecie, ruiny jakieś, jaskinia, grota...
        - Grot to u nas się nie dostanie, podobnie jak jaskiń. Tu wszędzie płasko i lasy tylko - rzekł mężczyzna, gładząc gęstą brodę. - Ale karczma taka stoi w lesie, spłonęła kilka miesięcy temu i od tamtego czasu nikt raczej się tam nie wałęsa. Prosto, jak w mordę strzelił, od naszego pola. Powiadają, że tam jakoby straszy, bo i właściciele w tym pożarze pomarli, to teraz jeno duchy ich hulają. Ani żywej duszy. Ruin też tu nie ma, na południe jak iść to owszem, ale nie tutaj. Sprawdźcie, panowie, tamtą karczmę, a nuż coś znajdziecie.
        - Dzięki, gospodarzu. Trzymajcie się w zdrowiu - pożegnał się, wsiadając z powrotem w siodło.
        Kiedy odjechali wystarczająco daleko, Nuka podjął temat.
        - Ta karczma to nasz jedyny trop. Jak myślisz, znajdziemy go tam? - spytał, spoglądając na towarzysza z ukosa.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel może i był zmęczony, lecz przy tym napędzała go potężna dawka adrenaliny i to, co motywowało go od samego początku - gdy pokona tego diabła, będzie mógł wrócić do Arrantalis i wtedy już nikt nie stanie na drodze jego miłości do Delii. Przez to wszystko anioł nie zwrócił uwagi na spojrzenia, jakie posyłał mu towarzysz - spokojnie, wyliże się, teraz miał czas, by fizycznie odpocząć, za to intelektualnie trochę popracować nad szukaniem tropów, a później przedstawieniem ich Nuce.
        Laki nie potrafił powstrzymać nikłego uśmiechu, jaki pojawił się na jego obliczu, gdy Esker przywołał do siebie Agata. Wierzchowiec łajał swojego jeźdźca za to, że ten nie uciekł i przez to musiał się o niego martwić - urocze. Widać koń rycerza nie był najodważniejszy, ale potrafił się przywiązać do swojego towarzysza bardzo szybko i bardzo mocno. Szkoda, że Nuka nie rozumiał słów, które były do niego kierowane… Nie, Dżariel stwierdził, że nie będzie go oświecał - niech to pozostanie słodką tajemnicą.

        - Cóż, rozumiem - przyznał anioł, pogodzony z tym, że Esker nie pomoże mu w znalezieniu nowej kryjówki diabła. Zaczął już nawet myśleć nad tym jak to zrobić inaczej i już rysowała się w jego głowie wizja zataczania kręgów wokół tego pola, coraz szerszych i szerszych, aby gdzieś podjąć trop na podstawie aury… Jednak Nuka znalazł rozwiązanie znacznie szybsze i praktyczniejsze.
        - Świetna myśl - zgodził się natychmiast Dżariel, przymierzając się do dosiadania Sroki. - Prowadź - zwrócił się do Nuki nim ruszyli. Trafiłby do gospodarstwa, ale cały czas uznawał Eskera za kogoś, kto na tych ziemiach był kimś znacznie od niego ważniejszym i taki też szacunek mu się należał.

        - Whoa, spokojnie! - odezwał się anioł, gdy zostali zaatakowani przez psy. Wyciągnął przed siebie rękę w powstrzymującym geście, ale to niewiele dało w konfrontacji z dzielnymi stróżami tego domostwa: pan kazał nikogo nie wpuszczać i pilnować, to nie będą robić dla nikogo wyjątków. Kropka. Cóż, taka była psia natura.
        Po interwencji gospodarza i zaraz później Nuki, Dżariel nie wyrywał się z inicjatywą, słuchał jedynie i ewentualnie kręcił głową, gdy proponowano im gościnę. Nie mieli czasu, musieli łapać trop, póki był ciepły. Jak dobrze, że Nuka powiedział te słowa za niego - swoją drogą, widać było, że myśleli w identycznych kategoriach.
        - Gospodarzu - nagle Dżariel odezwał się w obecności brodatego mężczyzny po raz pierwszy, nie powinno więc dziwić zaskoczenie, jakie pojawiło się na jego twarzy. Mimo to anioł kontynuował niezrażony. - Jak się czuje Gniewko? Jak jego rana?
        - A jak ma być, boli, ale tragedii nie ma - odparł tamten, wzruszając ramionami. - Pan Esker wszystko mi powiedział, więc w sumie to się cieszę, że syn wrócił tylko z dziurą w nodze…
        - Gdy już dopadniemy tego czarnoksiężnika, wrócę i zajmę się jego raną, od razu stanie na nogi.
        - O, panie, nie trzeba, już i tak cud, że to tak dobrze wygląda…
        Dżariel uśmiechnął się pod nosem i skinął pojednawczo głową. Poznał ten ton, taki niby uprzejmy, ale lekko strachliwy - jego rozmówca bał się zaciągać dług u maga. Pewnie spodziewał się, że cena za jego usługi będzie bardzo wysoka… Cóż, za jakiś czas przekona się, że Laki był z tych, którzy ratowali innych za szklankę wody.
        - Bywajcie w takim razie - odezwał się więc i razem z Nuką odjechali.
        Gdy byli już poza gospodarstwem to rycerz pierwszy zaproponował by pojechać we wskazane im miejsce, a anioł mógł na dobrą sprawę ograniczyć swoją reakcję do skinienia głową, nie uczynił tego jednak.
        - Masz rację, warto spróbować - oświadczył. - To miejsce brzmi wręcz idealnie jak na kryjówkę dla diabła. Jestem przekonany, że on tam będzie - dodał, gdy już spięli konie i ruszyli.

        Jadąc galopem dotarli do stojących w lesie zgliszczy po ledwie chwili jazdy, jak mogłoby się zdawać. Dżariel nie odzywał się słowem, skupiony na tym, by wykryć jakikolwiek sygnał tego, że mieli rację i że diabeł tam był. Niczego jednak nie czuł, nie słyszał i nie widział. Nie poddawał się jednak - prawie w biegu zeskoczył z konia i pewnym krokiem ruszył w kierunku zabudowań, nawet nie obracając się na Eskera. Nie była to kwestia pychy czy zaślepienia, a wręcz przeciwnie: zaufania. Po tym jak poszło im na polu czuł, jakby z rycerze rozumieli się bez słów i był pewny, że będzie miał jego wsparcie, gdyby doszło do konfrontacji.
        Nad całym budynkiem runął dach, stały jedynie murowane ściany parteru i kawałeczek piętra, wszystko jednak pokrywała sadza i spalenizna. Okolica była zimna, niepokojąca i nieprzyjemna - czuło się w niej śmierć. Lecz tylko to - Dżariel nie wyczuwał żadnego śladu piekielnej magii, na zewnątrz ani w głównej sali. Przeszedł się jeszcze po pozostałych pomieszczeniach, ale i to bez skutku.
        - To na nic - oświadczył w końcu z rezygnacją. - Pudło. Nie ma go tutaj… Niech to, a byłem tak przekonany, że uda nam się tu na niego trafić…
        Anioł wyglądał na naprawdę przybitego tym odkryciem. Bardzo liczył na to, że teraz im się uda, teraz jednak, pozbawiony tych nadziei, nie wiedział co zrobić dalej. Lekko podłamany, przysiadł na ocembrowaniu starego poidła dla zwierząt (z którego jakby nigdy nic korzystał sobie Sroka). Milczał, z zaciętą miną wpatrując się w czerniejące przed nim zgliszcza.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Jechali co koń wyskoczy - Nuka wiele razy musiał się uchylać przed zwisającymi gałęziami, by nie dostać po oczach, ale jego towarzyszowi najwyraźniej one nie przeszkadzały w tej dzikiej pogoni. Anioł wyprzedził go o dobre kilka sążni, nie zwracając uwagi na znajdujące się przed nim przeszkody - pokonywał każdą z nich ot, tak. Esker wpatrywał się w ten obrazek z ogromnym niedowierzaniem - nie musiał widzieć towarzysza, by wiedzieć, jak bardzo był zdeterminowany. Nawet ślepiec by to zauważył...
        Zwolnili dopiero, gdy wyjechali na zarośniętą leśną drogę, nieużywaną od dawna. Nie odzywał się, skrzętnie przyglądając się Dżarielowi, który był tak skupiony, że nawet gdyby Nuka do niego krzyczał nie miałby szans na zwrócenie na siebie uwagi. Dlatego też tego nie uczynił i robił za oczy Anioła, rozglądając się dookoła, by w razie czego być przygotowanym na ewentualny atak z zaskoczenia. Jeżeli na niespodziewany atak diabła można było być jakkolwiek przygotowanym... Mniejsza z tym, musieli się z Dżarielem jakoś uzupełniać - on szukał śladów magii, a Nuka pilnował tyłów. I to się nazywa współpraca.
        Gdy tylko wzrok rycerza padł na zrujnowane resztki, dawniej nazywane karczmą, na kark wpełzł mu dreszcz zgrozy. Zaiste, doskonała kryjówka dla ściganego Piekielnego - niczego wokół, brak wścibskich spojrzeń gminu, bo aż strach do lasu wejść... Co komu po odwiedzeniu tych zgliszczy? Ścisnął mocniej wodze w dłoniach, wytężając wszystkie zmysły, jakie posiadał. Może i diabeł był ranny, ale wcześniejsze starcie mogło go wnerwić na tyle, że nie zważałby na swój stan - byle pozbyć się tych, co go tak załatwili. Nuka odchrząknął, patrząc na pogorzelisko. Iście diaboliczny widok - księżyc złowieszczo oświetlał osmalone mury i spalone niemal doszczętnie belki, które skrzypiały złowrogo z każdym powiewem wiatru. W powietrze wznosił się popiół, a dookoła trwała niezmącona aura tajemniczości. Szum drzew, trzaskanie gałęzi, huczenie sów i trzepot nietoperzych skrzydeł - wszystko, co dało się słyszeć nabrało zupełnie innego wyrazu. Kiedy Nuka przebywał na Pustkowiach nie zwracał uwagi na tego typu pierdoły, a teraz spinał się na każdy szelest. Najwidoczniej wyobraźnia mu się w międzyczasie rozwinęła
        Zeskoczył z konia zaraz po tym, jak Dżariel to zrobił. Odetchnął głęboko, zdjąwszy kuszę z pleców. Nałożył bełt i z przygotowaną bronią ruszył w ślad za towarzyszem, starając się dostrzec jakieś szczegóły w tym mroku. Nic nie mówił, by nie wytrącać maga z równowagi - domyślał się, jak irytujące mogłoby to być, a wolał nie ryzykować jego gniewu i swoich siniaków. Ostrożnie przeszedł nad spróchniałą belką i omal nie uderzył głową w drugą spróchniałą belkę, która raczyła pojawić się przed jego twarzą nie wiadomo skąd. Warknął pod nosem. Gdzieś w kącie zapiszczała mysz, w którą odruchowo wycelował, czując jak mocno serce bije mu w piersi.
        Nie było jednak czego się bać, bo okazało się, że diabła ni widu, ni słychu, a chodzili w kółko na tyle długo, by móc postawić taki wniosek. Wyszli więc spomiędzy zgliszczy zmarnowani tym bezsensownym spacerem. Nuka założył kuszę z powrotem na plecy, schowawszy uprzednio bełt do kołczanu przy pasie. Widok na towarzysza bezceremonialnie zasłonił mu Sroka, dotknął więc jego zadu, by dać do zrozumienia, że chce przejść i spojrzał na zrezygnowanego Anioła, który uparcie wpatrywał się w widniejące przed nimi resztki. Esker również był zawiedziony faktem, że poszukiwania stanęły w martwym punkcie. Ale Dżariel nie był zawiedziony... Wyglądał na załamanego. Do Sroki dołączył po chwili Agat, a Nuka usiadł obok Anioła, wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
        - Jakby to powiedział mój świętej pamięci dowódca: "To się znaleźliśmy w czarnej dupie" - pocieszył towarzysza jakże optymistycznym obrazem. Po chwili zreflektował się, że Anioł mógł nie mieć nastroju do tego typu żartów. Poklepał go po ramieniu i przybrał poważniejszy ton. - Wymyślimy coś i w końcu złapiemy sukinkota. Nie ma sensu biegać po krzakach w tej ciemnicy, bo i nas szlag trafi. A ty po tym swoim hokus-pokus musisz odpocząć.
        Wstał i rzuciwszy krótkie: "idę po drewno", wszedł na powrót do skrzypiących ruin dawnej karczmy. Szybko uzbierał naręcze nadających się na rozpałkę desek, po czym wrócił do towarzysza i począł rozniecać ogień z pomocą krzemieni, które wydobył z odmętów torby. Dorzucił do stosiku jeszcze kilka gałązek, które nie zdążyły zawilgotnieć od rosy. Po kilku nieudanych próbach w końcu mu się udało - drewno zaczęło trzaskać, a płomienie rozjaśniły mroki otaczającej ich nocy, co wprawiło Nukę w o wiele lepszy humor. Rozsiodłał konie, a koce spod kulbak ułożył na ziemi, by było im ciepło w cztery litery. Szturchnął patykiem prowizoryczne ognisko, aby podsycić żar, a następnie usiadł wygodnie i gestem zaprosił Dżariela, by do niego dołączył.
        - No - zaczął elokwentnie swoją wypowiedź - domyślam się, że na Wybrzeżu Cienia zawitałeś po raz pierwszy - zagaił, wyjmując z torby bukłak z wodą. - Czy się mylę?
Ostatnio edytowane przez Nuka 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel był zasępiony, podłamany tym, że ich jedyny w tym momencie trop okazał się być mylny… Ale sama świadomość tego, że nie był w tej sytuacji sam, bardzo go pokrzepiała. Był wdzięczny Nuce już za samo to, że on tu był, że się przysiadł, gdy jego dopadło zwątpienie. Powinien wziąć się w garść, bo ostatnio strasznie dawał ponieść się emocjom. Ale to za chwilę - teraz nie umiał nad sobą zapanować. Nie, gdy rycerz tak bezpardonowo skwitował ich sytuację. Cytat z jego świętej pamięci dowódcy sprawił, że anioł najpierw spojrzał na niego z niedowierzaniem, a później szczerze się roześmiał.
        - Nie owijał w bawełnę, nie ma co - przytaknął. A na poklepywanie po ramieniu prawie że się nadstawił jak pies na pieszczoty, bo naprawdę takie wsparcie było dla niego teraz na wagę złota. Spiął się jednak lekko słysząc o postoju.
        - Ale… - próbował protestować, lecz Nuka wyciągnął zbyt sensowne argumenty, by można było się z nimi kłócić. Chodziło przede wszystkim o to ganianie po ciemnicy po krzakach - faktycznie mogliby sobie zrobić niezłą krzywdę, gdyby na przykład koń się w tych ciemnościach najzwyczajniej w świecie potknął. Swoje zmęczenie Laki był gotów ignorować tak długo, aż nie padłby twarzą na ziemię, nie potrafiąc ruszyć nogą ani ręką. Wszystko, byle dopaść piekielnika i skończyć jego niecny precedens.
        - Masz rację - przytaknął w końcu polubownie, a gdy Esker udał się po drewno, on jeszcze chwilę posiedział, po czym wstał i wiedząc, że rycerz poszedł po drewno, sam zaczął przygotowywać krąg na ognisko. Później trochę pomagał przy rozpalaniu, zachowując dla siebie uwagę, że włada magią ognia, więc mógłby to zrobić pstryknięciem palcami. Pomagał również przy rozsiodłaniu koni - ograniczyło się to głównie do przejęcia od Nuki juków i odłożeniu ich w pobliże ogniska. Wtedy skupił się na wydobyciu z nich czegoś do jedzenia - suchary, ser i suszone owoce udało mu się wyciągnąć akurat na czas, gdy Esker przygotował już miejsce dla nich i zaprosił go bliżej. Anioł zaraz z zaproszenia skorzystał, a w ramach wkupnego bez słowa wręczył towarzyszowi część suchego prowiantu. Ciepło i blask ogniska faktycznie sprawiły, że się rozluźnił, nie jednak tak bardzo, jak obecność kogoś, kto go wspierał i dawał siłę do dalszej walki. A w chwilach odpoczynku zabawiał na dodatek rozmową.
        - Nie - odpowiedział mu spokojnie anioł, lekko kręcąc przy tym głową. - Byłem już na Wybrzeżu… Blisko dwadzieścia lat temu, gdy szukałem Dżariela… Ale wtedy to była Trytonia - zreflektował się, zerkając w górę jakby w gwiazdach miał odczytać dalszy ciąg swojej wypowiedzi. - Tamto miasto było tak zepsute… - westchnął. - Nigdy jednak nie byłem w Arturonie. Jakoś tak… Widać jest u was za spokojnie - zauważył, zdobywając się na lekki uśmiech. - A skąd to pytanie, coś w związku z tym przyszło ci do głowy?
        Dając Eskerowi chwilę na odpowiedź, Dżari przyjął od niego bukłak z wodą i napił się, nim zaczął skubać swoją kolację.
        - A ty zapuszczałeś się gdzieś dalej od Arturonu? - zapytał w ramach rewanżu gdy tylko nadeszła jego kolej na wypowiedzenie się. Dla własnej wygody po chwili rozpiął pas z mieczami i położył je obok siebie, tak by w razie czego móc łatwo ich dobyć. Licho wszak nie śpi.
        - Jak to się stało, że znalazłeś się na królewskim dworze? - zagaił po chwili. Miał w tym pytaniu swój cel. Wiedział już, że Nuka nie był arystokratą ani giermkiem od dziecka wychowywanym wśród rycerzy, chciał więc poznać jego historię, by móc porównać ją ze swoją. Czuł się przy tym trochę nie w porządku, że sam póki co nie przyznał się do tego, że przez bardzo krótki czas był dworzaninem i to takim bardzo bliskim rodzinie królewskiej, ale… Noc była przed nimi długa.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Przeczesał brudną dłonią równie brudne włosy, gdy wiatr mu je potargał i sprawił, że przestał cokolwiek widzieć. Dżariel pierwszorzędnie zajął się osłonięciem ogniska - płomienie dostawały powietrze, a jednocześnie nie miały szansy zgasnąć. Zapatrzył się na tańczący na drewnie ogień, który począł powoli rosnąć. Nuka zdał sobie sprawę, że tak naprawdę od bardzo długiego czasu nie miał okazji, by z kimś tak sobie swobodnie porozmawiać przy ognisku. Cóż, z Enarem sprawa miała się inaczej, bo zwyczajnie nie ufał temu pijakowi, ale co się tyczyło Dżariela... Anioł miał w sobie coś, co Esker próbował przydzielić do odpowiedniej kategorii, ale nie potrafił, bo po prostu nigdy tego nie doświadczył. Nie wiedział jeszcze, czym było to zjawisko. Prawdopodobnie miał się wkrótce dowiedzieć.
        Przyjął jedzenie od towarzysza z lekkim uśmiechem na ustach, po czym skinął głową w podzięce. Ugryzł kawałek sera, przyglądając się mężczyźnie i słuchając jego wypowiedzi. Prychnął z rozbawieniem na komentarz o Trytonii.
        - Sam bym tego lepiej nie ujął - powiedział z pełnymi ustami. - Pojechałem tam raz. Pierwszy i ostatni, i mam nadzieję - przełknął - że nie będę musiał tam wracać. - Ponownie zatopił zęby w serze. - Z ciekawości spytałem. Wspomniałeś, że przebyłeś niemal cały kontynent i zastanawiało mnie, do której jego części trafiłeś.
        W porę ugryzł się w język. Miał właśnie spytać o to, co Dżariel robił w Trytonii, ale domyślał się odpowiedzi. Zamiast tego upił łyk z bukłaka, by nie dać po sobie niczego poznać. Choć zapewne Anioł zdołał pogodzić się ze śmiercią przyjaciela, opowiadanie o tym, co się wydarzyło musiało mu nadal sprawiać wiele bólu. Nuka doskonale go rozumiał. Nie umiałby nawet tego ukryć - przecież sam poprzedniego wieczoru rozpłakał się na wspomnienie o swojej siostrze. Odkaszlnął, zachłysnąwszy się wodą z tego przejęcia. Odchrząknął, zakorkował naczynie i położył obok, dając znać towarzyszowi, by się w razie czego nie krępował. Dorzucił drzewa do ogniska. Jak na jesienną porę, noc była dosyć ciepła, lecz sceneria nie napawała zbytnim optymizmem, szczególnie, gdy obaj mężczyźni mieli w głowach ostatnie starcie z Piekielnym. Nuka dostawał dreszczy na samą myśl, że mógłby się nagle zjawić i znikąd ich zaatakować. Aż się wzdrygnął. Popatrzył na miecze Dżariela, tak swobodnie leżące sobie przy właścicielu, i przyszło mu do głowy, że gdyby Anioł dostał jakikolwiek pretekst to mógłby posiekać nimi Eskera jak kucharz marchewkę. Tak mu się przynajmniej wydawało, dlatego bardzo się cieszył, że miał go po swojej stronie.
        Wyprostował nogi i odchylił się, podpierając na prostych rękach.
        - Się zapuszczałem - przyznał, skinąwszy głową. - Wzdłuż całego Wybrzeża Cienia i wszerz Wschodnich Pustkowi. Po pogrzebie Hanavalda nie miałem gdzie się podziać, bo spaliłem chatę, nie chcąc, by zalęgły się w niej potwory. Dwa lata szlajałem się po tych cholernych Pustkowiach, będąc zdany na siebie. Ciężko było - dodał powoli, jakby ważył każdą sylabę. - Później kolejne dwa lata spędziłem w towarzystwie szemranych typków. Wspominałem wczoraj, gdy byliśmy w "Wielorybie". Twarde karki, puste głowy. - Pokręcił głową z niemrawą miną. Na powrót oparł łokcie na kolanach i westchnął głęboko. - Przygarnęli mnie do siebie, bo była ze mnie "twarda sztuka". Ralf, przywódca bandy, nigdy nie podniósł na mnie ręki, czego nie można powiedzieć o reszcie tej zgrai. Cholerne bęcwały. Nawet mam pamiątkę po jednym z nich - dodał, dotykając krótkiej blizny pod kością policzkową. - Nasza jakże płomienna przyjaźń skończyła się tak, że wymknąłem się w środku nocy, wcześniej racząc ich skutecznie okraść. - Uśmiechnął się złośliwie.
        Zamrugał kilkakrotnie, po czym począł przecierać oko - coś najwyraźniej mu do niego wpadło i samo wyleźć nie chciało. Gdy w końcu się tego pozbył mógł odpowiedzieć na kolejne pytanie towarzysza. Posłał mu tajemniczy uśmieszek.
        - To nie było trudne, wystarczyło uratować królowi życie - odparł beztroskim tonem. - Jego orszak wpadł w zasadzkę bandytów, którzy sprytnie pochowali się po krzakach przy głównym trakcie. Wierz mi, z początku miałem zamiar zmyć się stamtąd jak najszybciej i zostawić po sobie tylko kurz. Ale nie mogłem. Zamiast tego, jak w transie, zabiłem dwóch zbirów, którzy prawie dopadli króla i jego ludzi. Wszyscy sądzili, że było po wszystkim, ale udało mi się przydybać jeszcze jednego, co dalej w krzakach siedział i na dogodną okazję czekał. I wtedy król podszedł, dłoń ku mnie wyciągnął. Mówię ci, zbaraniałem. Taki smarkacz, brudny, śmierdzący, chodząca kupa nieszczęścia. Po uściśnięciu prawicy koronowanej głowy zemdlałem - zaśmiał się pod nosem, grzebiąc patykiem w ognisku. - I tak zostałem, pnąc się w górę. Dziewięć lat. Dziesięć - poprawił się zaraz. - Nic nieznaczący chłopczyk ze wsi robi teraz za prawą rękę króla Artura.
        W jego głosie można było dosłyszeć wyraźną nutę ironii i rozbawienia, może nawet czegoś więcej. Nie roztkliwiał się jednak nad wspomnieniami. Dokończył ser, popił i po chwili on zagaił z nieukrywaną ciekawością.
        - A jak było z tobą? Twierdzisz, że jesteś nikim, a jednak wykonujesz zadanie dla królowej Delii. Dla niej i dla dobra jej królestwa przeprawiłeś się przez pół kontynentu. - Popatrzył na niego wymownie, a w jego oczach jarzyły się iskierki. Chciał zadać pewne pytanie, ale rozsądek i dobre wychowanie skutecznie mu to utrudniały. Mógł się jedynie domyślać, że królowa nie była Dżarielowi obojętna.
Zablokowany

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość