Pustynia Nanher ⇒ [Równinne tereny okalające pustynię] W pogoni za miłością
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
- Prawdę mówiąc ryby mi się przejadły - zagadnął z uśmiechem Taril, kiedy razem z Nani rozbili obozowisko na niewielkim, otoczonym trzciną cyplu. Miejsce było bardzo odpowiednie, zważywszy, że wysepkę chroniły głębokie cieki wodne i żadne zwierze, lub człowiek, nie przejdzie tego nie wydając dźwięków. Oczywiście by sami mogli się cieszyć tym bezpieczeństwem, Taril przeprowadził leonidkę na barkach, by ta jak najmniej się zamoczyła. Wieczory na pustyni były chłodne, pełne zmieniających kierunek wiatrów, a że od Mau, w obecnym tempie dzieliły ich jeszcze ze trzy dni, wojownik nie chciał ryzykować przeziębieniem. Nawet jeśli Nani była odporniejsza niż mogłoby przypuszczać jej ciało. Dlatego bez ceregieli podniósł ją i przeprowadził, samemu zanużając się aż do pasa.
- Zjadłbym coś pożywniejszego - dodał, sprawdzając ostrze dzidy. - Wzdłuż rzeki musi być coś większego...
Nie miał nawet szans dokończyć, gdy po drugiej stronie trzcin zabłyszczała para żółtych ślepi, otoczona brązowym, upapranym w piachu futrem. Taril szybko przyskoczył do brzegu cypla, zajmując miejsce między zaroślami a dziewczyną. W tym samym czasie samotny szakal, wyłonił ciemny pysk z traw i zawarczał, odsłaniając szereg białych kłów. Przez chwilę obaj samcy mierzyli się ostrym spojrzeniem, analizując swoje szanse. Wszystkie były po stronie leonida, który nie zamierzał ryzykować potyczki w wodzie, stojąc na niepewnym dnie. Mógł tylko czekać aż to podmiot pustyni wykona pierwszy ruch i pofatyguje się po niego. W tym celu przełożył ciężar ciała na słabszą nogę i ustawił się bokiem do przeciwnika. Sztuczka, choć nigdy nie stosowana na zwierzętach, gdyż wojownik nauczył się jej od braci, zadziałała, bo szakal cofnął się w pół kroku w tył. Jednak nie zrezygnował, a kiedy Taril opuścił gardę, zwierzę zerwało się do skoku i pokonując wąski ciek, wylądowało przednimi łapami na piachu, tylnymi w wodzie. Zaskoczony leonid błyskawicznie zacisnął palce na dzidzie i postąpił krok do przodu, nie spuszczając wzroku ze ślepi bestii. Zaczął uchodzić w lewo, zmuszając do tego samego szakala, wyraźnie nie zadowolonego że połowa jego ciała zaraz zaklinuje się w trzcinach. Przyparte do muru stworzenie wydało z siebie krótki ryk i ponownie skoczyło, celując pazurami w głowę przeciwnika.
Celowo spóźniony zwód Tarila opłacił się. Jeden ze szponów może i go drasnął, ale przez to szakal stracił równowagę przy lądowaniu, a kiedy próbował ją odzyskać sześciometrowa dzida o zaostrzonym końcu sterczała mu już między żebrami.
- Pytałaś co robię w wolnej chwili - powiedział z tryumfem w głosie, wycierając ostrze broni o spodnie. - Otóż właśnie zobaczyłaś. Wolisz na surowego, czy upieczonego?
- Zjadłbym coś pożywniejszego - dodał, sprawdzając ostrze dzidy. - Wzdłuż rzeki musi być coś większego...
Nie miał nawet szans dokończyć, gdy po drugiej stronie trzcin zabłyszczała para żółtych ślepi, otoczona brązowym, upapranym w piachu futrem. Taril szybko przyskoczył do brzegu cypla, zajmując miejsce między zaroślami a dziewczyną. W tym samym czasie samotny szakal, wyłonił ciemny pysk z traw i zawarczał, odsłaniając szereg białych kłów. Przez chwilę obaj samcy mierzyli się ostrym spojrzeniem, analizując swoje szanse. Wszystkie były po stronie leonida, który nie zamierzał ryzykować potyczki w wodzie, stojąc na niepewnym dnie. Mógł tylko czekać aż to podmiot pustyni wykona pierwszy ruch i pofatyguje się po niego. W tym celu przełożył ciężar ciała na słabszą nogę i ustawił się bokiem do przeciwnika. Sztuczka, choć nigdy nie stosowana na zwierzętach, gdyż wojownik nauczył się jej od braci, zadziałała, bo szakal cofnął się w pół kroku w tył. Jednak nie zrezygnował, a kiedy Taril opuścił gardę, zwierzę zerwało się do skoku i pokonując wąski ciek, wylądowało przednimi łapami na piachu, tylnymi w wodzie. Zaskoczony leonid błyskawicznie zacisnął palce na dzidzie i postąpił krok do przodu, nie spuszczając wzroku ze ślepi bestii. Zaczął uchodzić w lewo, zmuszając do tego samego szakala, wyraźnie nie zadowolonego że połowa jego ciała zaraz zaklinuje się w trzcinach. Przyparte do muru stworzenie wydało z siebie krótki ryk i ponownie skoczyło, celując pazurami w głowę przeciwnika.
Celowo spóźniony zwód Tarila opłacił się. Jeden ze szponów może i go drasnął, ale przez to szakal stracił równowagę przy lądowaniu, a kiedy próbował ją odzyskać sześciometrowa dzida o zaostrzonym końcu sterczała mu już między żebrami.
- Pytałaś co robię w wolnej chwili - powiedział z tryumfem w głosie, wycierając ostrze broni o spodnie. - Otóż właśnie zobaczyłaś. Wolisz na surowego, czy upieczonego?
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani chciała zaprotestować, kiedy doszli do wysokich trzcin. Przecież umiała chodzić, a zanurzenie się do pasa w wodzie nie stanowiło dla niej problemu. Jednak Taril chciał chyba wykazać się męskością, bo nie pozwolił jej iść normalnie. Wziął ją na ręce, mimo że powiedziała mu iż da radę. Nie chciała się z nim kłócić, dlatego nic więcej nie zrobiła. Właściwie pierwszy raz w życiu ktoś troszczył się o nią w ten sposób. W domu nie było taryfy ulgowej, a poza nim, kiedy spotykała się z Leo on traktował ją jak równą sobie. Z jednej strony było to dobre i Nani czuła się silna, lecz z drugiej, kiedy potrzebowała pomocy, bo jako kobieta nie mogła sobie z czymś dać rady ta pomoc nie nadchodziła. Innymi słowy przez całe swoje życie była zdana raczej na siebie. Nikt nie nosił jej na rękach, nie opatrywał jej ran, musiała radzić sobie sama. Oczywiście zamierzała wyjaśnić Tarilowi, że nie może jej tak ciągle wyręczać, ale nie w tej chwili. Kiedy postawił ją na ziemi rozejrzała się dookoła. Miejsca wokół nie było wiele, ale wystarczyło na prowizoryczne obozowisko. Nani chciała ruszyć po drewno na ognisko, kiedy coś zaszeleściło pomiędzy trzcinami. Stanęła w miejscu i spojrzała w stronę, z której dochodziły odgłosy. Między zielonymi źdźbłami zamajaczyły czyjeś ślepia. Coś w wielkości dużego psa przyglądało się im z drugiej strony rzeki. Nani przykucnęła, przybierając pozycję jak do skoku i wlepiła wzrok w zwierzę na drugim brzegu. Jednak nie dane było jej nic zrobić, bo Taril wziął sprawy w swoje ręce. W przeciągu krótkiej chwili zmierzył się z szakalem i wbił w niego dzidę z taką siłą, że nic nie byłoby już w stanie uratować zwierzęcia. Nani była pod wrażeniem. Tylko nieliczni potrafili polować w ten sposób. Taril był bezwzględny, ale podczas polowania, czy w ogóle starcia z innym zwierzęciem nie można było mieć skrupułów. To nie była zabawa, tylko walka o życie, o przetrwanie. Nani była jak białe kobiety, nie siedziała na pięknych, jasnych pośladkach i nie wachlowała się jedwabną chusteczką. Była w połowie zwierzęciem i śmierć nie była dla niej niczym nadzwyczajnym.
Z aprobatą pokiwała głową widząc, jak Taril szczyci się swoją zdobyczą.
- No, no, no – uśmiechnęła się – to jest już coś – zażartowała i uśmiechnęła się. Chwilę potem przemieniła się w piękną, silną lwicę i w ten sposób dała do zrozumienia swojemu towarzyszowi, że najlepiej będzie jeśli uraczą się szakalem na surowo.
Z aprobatą pokiwała głową widząc, jak Taril szczyci się swoją zdobyczą.
- No, no, no – uśmiechnęła się – to jest już coś – zażartowała i uśmiechnęła się. Chwilę potem przemieniła się w piękną, silną lwicę i w ten sposób dała do zrozumienia swojemu towarzyszowi, że najlepiej będzie jeśli uraczą się szakalem na surowo.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
Widząc jak Nani nabiera dawnego blasku, Taril przeistoczył się w lwa i zajął miejsce obok dziewczyny, odgryzając spory kawałek mięsa z ciała upolowanej bestii. Podczas tak naturalnej i prostej czynności coraz bardziej przypominali większość par z Mau: pochyleni nad jedną zwierzyną, nie mal stykając się ramionami.Wojownik czuł bijące od niej ciepło, chłonął zapach jej sierści jakby tylko on wypełniał powietrze. Nigdy nie przypuszczał jak można aż tak kogoś pokochać, poświęcać mu każdą cząstkę myśli i to okazywać. W mniej lub bardzie taktowy sposób. Dla Tariliona nie istniała w tym momencie ważniejsza persona niż leonidka i jeśli los go zmusi, skoczy za nią w ogień, by jej to udowodnić. Małżeństwo z nią miałoby być aktem wybaczenia jej rodzinie. Wódz nie szukał zwady z mieszkańcami, ale twardo trzymał się prawa i słuchał rad podstępnej szamanki. Prawo możnaby zmienić, przeszło mu przez myśl, przypominając sobie młode pary z Mau, które zmierzając ku sobie, a które mogą zostać rozdzielone decyzją starszych. Nie... koniec z myśleniem o przyszłości, skup się na tu i teraz.
Po posiłku, Taril powrócił do ludzkiej postaci i położył się obok małego ogniska, które udało im się wzniecić. Krzyrzując palce pod głową, leonid zaczął przyglądać się gwizadą, odszukując znane mu konstelacje. Jednak część nieba przysłoniły chmury. Zerkając co jakiś czas na Nani, wojownik uśmiechał się pod nosem.
- Za trzy dni powinniśmy być w domu - powiedział, ignorując mrowienie w ramieniu, wokół świeżo zdobytej rany. Ślad po pazurze szakala pulsował i szczypał, ale Taril nie robił nic. Czekał spokojnie aż rana sama się zaklei.
- Może za dwa, jeśli wyruszymy z samego rana - dodał, przymykając oczy i wyrównując oddech.
Po posiłku, Taril powrócił do ludzkiej postaci i położył się obok małego ogniska, które udało im się wzniecić. Krzyrzując palce pod głową, leonid zaczął przyglądać się gwizadą, odszukując znane mu konstelacje. Jednak część nieba przysłoniły chmury. Zerkając co jakiś czas na Nani, wojownik uśmiechał się pod nosem.
- Za trzy dni powinniśmy być w domu - powiedział, ignorując mrowienie w ramieniu, wokół świeżo zdobytej rany. Ślad po pazurze szakala pulsował i szczypał, ale Taril nie robił nic. Czekał spokojnie aż rana sama się zaklei.
- Może za dwa, jeśli wyruszymy z samego rana - dodał, przymykając oczy i wyrównując oddech.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani bezceremonialnie oderwała kawał mięsa z ciała szakala. Zwierzyna jak każda inna. Wbiła się ostrymi zębiskami w mięsień i oderwała go od przyczepów. Dla inny mogło się to wydawać bestialskie, dla nich - normalne. Tacy byli, tak żyli, mieli instynkt łowiecki, instynkt drapieżnika i tak też się zachowywali. Byli w połowie zwierzętami, przegryzanie gardeł zdobyczą nie było dla nich niczym nowym. Elfie księżniczki pewnie zemdlałby z wrażenia widząc dwa lwy rozszarpujące ciało szakala, jednak dla nich takie było życie.
Zwierzę smakowało zaskakująco dobrze. Ciepłe mięso z ledwo co zabitego szakala było smaczne i pożywne. Gdy skończyli i byli już najedzeni Nani chwyciła resztki zwierza i wyniosła je między trzciny by nie przeszkadzało w obozowisku. Później zgrabnie przemieniła się na powrót w hybrydę i usiadła niedaleko ogniska, ze swojej lnianej torby wyciągnęła drewnianą szczotkę i zaczęła czesać włosy, z resztą jak co dzień wieczorem. Jej czekoladowe pukle jeżyły się i sterczały we wszystkich kierunkach.
- O ile nic nas nie zatrzyma to tak - powiedziała.
- Choć obawiam się, że niestety będziemy mieli problemy. Wiatr się zmienił, jest silniejszy i cieplejszy - rzekła. Leonidka doskonale znała się na pogodzie, meteorologia nie była jej obca. Przez lata doskonaliła swój szósty zmysł, dzięki któremu potrafiła przewidywać pogodą. Poza tym jedna jaźń z ziemią tylko to potęgowała. Nani czuła w kościach, że czeka ich trudna pogoda.
- Obawiam się, że możemy natrafić na burzę pisakową przed dotarciem do wioski. Nie dziś, może nawet nie jutro, ale wkrótce. Coś wisi w powietrzu. Wiatry wieją silniej i mocniej, widzę to w powietrzu, czuję w wodzie. Coś się zbliża.
Gdy rozczesała włosy odłożyła swoją "magiczną" szczotkę z powrotem do torby i przesiadła się bliżej Tariliona. Wtem dostrzegła, że na jego ramieniu widnieje spore rozcięcie.
- Jesteś ranny - powiedziała zmartwiona.
- Trzeba to opatrzyć - położyła dłoń na jego klatce piersiowej i pochyliła się nad nim, by lepiej przyjrzeć się ranie.
- Nad wodą powinny rosnąć liście, które łagodnie wpływają na gojenie się ran. Pójdę po nie. Noc jest widna, powinnam je znaleźć - oświadczyła, ale nie ruszyła się, nadal zwisając nad leonidem.
Zwierzę smakowało zaskakująco dobrze. Ciepłe mięso z ledwo co zabitego szakala było smaczne i pożywne. Gdy skończyli i byli już najedzeni Nani chwyciła resztki zwierza i wyniosła je między trzciny by nie przeszkadzało w obozowisku. Później zgrabnie przemieniła się na powrót w hybrydę i usiadła niedaleko ogniska, ze swojej lnianej torby wyciągnęła drewnianą szczotkę i zaczęła czesać włosy, z resztą jak co dzień wieczorem. Jej czekoladowe pukle jeżyły się i sterczały we wszystkich kierunkach.
- O ile nic nas nie zatrzyma to tak - powiedziała.
- Choć obawiam się, że niestety będziemy mieli problemy. Wiatr się zmienił, jest silniejszy i cieplejszy - rzekła. Leonidka doskonale znała się na pogodzie, meteorologia nie była jej obca. Przez lata doskonaliła swój szósty zmysł, dzięki któremu potrafiła przewidywać pogodą. Poza tym jedna jaźń z ziemią tylko to potęgowała. Nani czuła w kościach, że czeka ich trudna pogoda.
- Obawiam się, że możemy natrafić na burzę pisakową przed dotarciem do wioski. Nie dziś, może nawet nie jutro, ale wkrótce. Coś wisi w powietrzu. Wiatry wieją silniej i mocniej, widzę to w powietrzu, czuję w wodzie. Coś się zbliża.
Gdy rozczesała włosy odłożyła swoją "magiczną" szczotkę z powrotem do torby i przesiadła się bliżej Tariliona. Wtem dostrzegła, że na jego ramieniu widnieje spore rozcięcie.
- Jesteś ranny - powiedziała zmartwiona.
- Trzeba to opatrzyć - położyła dłoń na jego klatce piersiowej i pochyliła się nad nim, by lepiej przyjrzeć się ranie.
- Nad wodą powinny rosnąć liście, które łagodnie wpływają na gojenie się ran. Pójdę po nie. Noc jest widna, powinnam je znaleźć - oświadczyła, ale nie ruszyła się, nadal zwisając nad leonidem.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
- To tylko draśnięcie - próbował wyjaśnić leonid, lecz gdy tylko Nani nachyliła się nad nim, Taril poprostu zamilkł, wlepiając w nią swoje rdzawe, pełne spokoju oczy, w których blasku mogła się swobodnie przejrzeć. Serce w jego piersi znacznie przyśpieszyło, a oddechy stały się płytsze i krótsze niż przy normalnym, objawiającym się przy polowaniu stresie. W Tariliona uderzyła potężna dawka adrenaliny, spowodowanej przez silny zapach ukochanej, a bijące od niej ciepło zdawało się tłumić ciepło z ogniska. Jej drobna dłoń, spoczywająca na jego żebrach unosiła się z każdym oddechem, a jedyne, o czym teraz myślał wojownik, to o tym, by jego serce nie zdecydowało się wyskoczyć z ciała. Rana na jego ramieniu nie była poważna i Nani zapewne o tym wiedziała, ale najwyraźniej nie miała ochoty swobodnie przyglądać jej się przyglądać. Postanowiła działać, lecz jedyne co uczyniła to zamarła nad leonidem, z rozpuszczonymi włosami muskajacymi twarz i pierś wojownika, z jedną ręką na piasku, drugą na jego nagiej piersi. Faktu iż po chwili spojrzeli sobie w oczy nie trzeba było przewidywać, choć każde z nich wyrażało tym spojrzeniem co innego. W oczach Tarila widać było spokój, silnie walczący ze zmieszaniem i zdenerwowaniem. Zaś w oczach Nani świeciła troska, współczucie i chyba coś, co leonid omyłkowo mógł wziąść za prowokację.
Tarilion nie raz spotkał się z tą formą uwodzenia. Wiele razy młode lwice, podczas rozmowy z nim puszczały oczko lub spoglądały z pożądaniem na jego ciało, samemu eksponując swoje. Każda miała nadzieję na sprowokowanie wojownika do pierwszego kroku, do jego reakcji na zaczepki, a w konsekwencji na pójście z nim do łóżka. Niestety dla nich, leonid nie był nimi zainteresowany, ale nie odnosił się z tym przez wzgląd na wychowanie i reputację, jaką zdobył jego ojciec, bracia i tą, którą powoli sam budował. Po za tym kochał inną i w duchu miała nadzieję, że ona chociaż wie o jego istnieniu. Nie raz spotykał ją na ulicy lub nad rzeką, gdzie rozmyślała lub zbierała kwiaty. Jej widok sprawiał, że każdy, nowy dzień Taril zaczynał z pełnią sił i nie zamierzał go uznawać za udany, jeśli na nią nie spojrzał. Choć raz. Dokładnie w ten sam sposób, którym patrzył na nią teraz, leżąc na zimnym piasku, z nią pochyloną nad sobą.
Nie mogąc odczytać jej myśli, Tarilion wpadł w zakłopotanie. Jeszcze minutę temu Nani chciała go opatrywać, ale kiedy tylko znalazła się nad nim, jakby zrozumiała, że to nie potrzebne. A on nie miał siły, a może chęci, by ją odtrącić. W końcu jednak zdecydował się na pierwszy ruch, choć był on daleki od tego, który mógł sprawić, że Nani weźmie go za kolejnego Leo, chcącego ją wykorzystać. Jego lewa, zdrowa, ręka powędrowała na pierś i odnajdując na niej dłoń dziewczyny, przykryła ją. Prawą natomiast, Tarilowi udało się wyswobodzić i przyłożył jej do policzka, odgarniając grzywkę, która zakryła jej jedno oko.
- Jesteś piękna.
Tylko tyle zdołał wyksztusić, patrząc jej głęboko w złote oczy, jakby chciał odczytać jej myśli.
Tarilion nie raz spotkał się z tą formą uwodzenia. Wiele razy młode lwice, podczas rozmowy z nim puszczały oczko lub spoglądały z pożądaniem na jego ciało, samemu eksponując swoje. Każda miała nadzieję na sprowokowanie wojownika do pierwszego kroku, do jego reakcji na zaczepki, a w konsekwencji na pójście z nim do łóżka. Niestety dla nich, leonid nie był nimi zainteresowany, ale nie odnosił się z tym przez wzgląd na wychowanie i reputację, jaką zdobył jego ojciec, bracia i tą, którą powoli sam budował. Po za tym kochał inną i w duchu miała nadzieję, że ona chociaż wie o jego istnieniu. Nie raz spotykał ją na ulicy lub nad rzeką, gdzie rozmyślała lub zbierała kwiaty. Jej widok sprawiał, że każdy, nowy dzień Taril zaczynał z pełnią sił i nie zamierzał go uznawać za udany, jeśli na nią nie spojrzał. Choć raz. Dokładnie w ten sam sposób, którym patrzył na nią teraz, leżąc na zimnym piasku, z nią pochyloną nad sobą.
Nie mogąc odczytać jej myśli, Tarilion wpadł w zakłopotanie. Jeszcze minutę temu Nani chciała go opatrywać, ale kiedy tylko znalazła się nad nim, jakby zrozumiała, że to nie potrzebne. A on nie miał siły, a może chęci, by ją odtrącić. W końcu jednak zdecydował się na pierwszy ruch, choć był on daleki od tego, który mógł sprawić, że Nani weźmie go za kolejnego Leo, chcącego ją wykorzystać. Jego lewa, zdrowa, ręka powędrowała na pierś i odnajdując na niej dłoń dziewczyny, przykryła ją. Prawą natomiast, Tarilowi udało się wyswobodzić i przyłożył jej do policzka, odgarniając grzywkę, która zakryła jej jedno oko.
- Jesteś piękna.
Tylko tyle zdołał wyksztusić, patrząc jej głęboko w złote oczy, jakby chciał odczytać jej myśli.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani nie miała zamiaru go prowokować. Nie takie były jej intencje. Chciała go tylko opatrzyć. Martwiła się. Owszem, rana była powierzchowna, ale... ale... Sama nie wiedziała. Po prostu chciała się o niego zatroszczyć, jak prawdziwa lwica. Tylko, że szybko zrozumiała, że Taril właściwie tego nie potrzebuje. Już chciała się odsunąć, ale wtedy ich spojrzenia spotkały się. Leonid miała ładne, duże oczy w kolorze intensywnej rdzy. Przywodziły jej na myśl późny zachód słońca, kiedy jego pomarańczowy odcień był ciemny i mocny, a jednak ciągle wyrazisty. Nie planowała znaleźć się tak blisko niego, ale stało się. Dostrzegła w jego spojrzeniu prawdziwą troskę i miłość. Nie mogła w to uwierzyć, ale tak właśnie było i nie mogła temu zaprzeczyć. Kiedy dotknął jej policzka przytuliła się do jego dłoni i przymknęła oczy. Uśmiechnęła się słysząc jego słowa.
- Dziękuję – odparła. Chwilę jeszcze trwała pochylona nad torsem mężczyzny, w końcu jednak odsunęła się delikatnie i usiadła obok niego.
- Kiedy byłam jeszcze bardzo młoda sądziłam, że moje życie potoczy się tak jak życie wszystkich innych mieszkanek Mau. Byłam pewna, że szybko wyjdę za mąż i urodzę kocięta. Nie przeszkadzała mi myśl o tym, że będę drugą, czy trzecią żoną. Wydawało mi się, że będę miała przyjaciółki i że razem wychowamy dzieci, mając przy boku mężczyznę, który będzie nas kochał.
- Miałam jakieś osiemnaście lat, kiedy się zakochałam. Och, myślałam, że niebo otwiera się nade mną, taka byłam szczęśliwa. Sądziłam, że to już, że teraz będę mieć rodzinę, dzieci, kochającego męża. Ale tak się nie stało... Byłam głupia i myślałam jak dziecko, którym zresztą byłam. Dałam się uwieść, raz, drugi, trzeci, bo byłam pewna, że wszystko zakończy się zaślubinami. On miał już jedną żonę, ale byłam pewna, że będę tą drugą. Któregoś dnia, kiedy zapytałam go wprost co z nami, co z małżeństwem, w odpowiedzi dostałam tylko obelgi i śmiech. Przerażający, ohydny i upokarzający mnie śmiech. Serce rozdarło mi się na milion kawałków. Złamał je. Zgnębiona i zapłakana poszłam do matki i wyznałam jej całą prawdę. Powiedziałam, że to Mahib, że to on złamał mi serce... Chciałam powiedzieć Uri, jego żonie. Ale matka powiedziała mi, że nie mogę. Zakazała mi przyznawać do tego romansu. On – syn szamanki, był i jest szanowany, nikt nie uwierzyłby mi, że mnie uwiódł. Matka wmówiła mi, że lepiej będzie jeśli zamilknę i nigdy nie będę o tym wspominać. Wtedy postanowiłam, że nie chcę mieć do czynienia z mężczyznami, że nie chce mieć męża, dzieci, rodziny. Chciałam byś niezależna i sama. Nie chciałam drugi raz przeżywać zawodu, więc zamknęłam się w sobie. Skupiłam się na nauce polowania, by dorównać starszym lwicą, może nawet i lwom. Postanowiłam, że nigdy nie wyjdę za mąż, że tak będzie dla mnie najlepiej – uśmiechnęła się blado i smutno spoglądając na Tariliona.
- Teraz już wiesz jak to ze mną było. Dlaczego nie chciałam męża. Chciałabym kogoś kto nie złamie mi serca i kto będzie chciał tylko mnie. Nie chcę się już dzielić. Nie chcę mieć obok siebie innych żon. Stałam się wymagająca i jeśli mam zostać sama do końca życia to zostanę.
- Dziękuję – odparła. Chwilę jeszcze trwała pochylona nad torsem mężczyzny, w końcu jednak odsunęła się delikatnie i usiadła obok niego.
- Kiedy byłam jeszcze bardzo młoda sądziłam, że moje życie potoczy się tak jak życie wszystkich innych mieszkanek Mau. Byłam pewna, że szybko wyjdę za mąż i urodzę kocięta. Nie przeszkadzała mi myśl o tym, że będę drugą, czy trzecią żoną. Wydawało mi się, że będę miała przyjaciółki i że razem wychowamy dzieci, mając przy boku mężczyznę, który będzie nas kochał.
- Miałam jakieś osiemnaście lat, kiedy się zakochałam. Och, myślałam, że niebo otwiera się nade mną, taka byłam szczęśliwa. Sądziłam, że to już, że teraz będę mieć rodzinę, dzieci, kochającego męża. Ale tak się nie stało... Byłam głupia i myślałam jak dziecko, którym zresztą byłam. Dałam się uwieść, raz, drugi, trzeci, bo byłam pewna, że wszystko zakończy się zaślubinami. On miał już jedną żonę, ale byłam pewna, że będę tą drugą. Któregoś dnia, kiedy zapytałam go wprost co z nami, co z małżeństwem, w odpowiedzi dostałam tylko obelgi i śmiech. Przerażający, ohydny i upokarzający mnie śmiech. Serce rozdarło mi się na milion kawałków. Złamał je. Zgnębiona i zapłakana poszłam do matki i wyznałam jej całą prawdę. Powiedziałam, że to Mahib, że to on złamał mi serce... Chciałam powiedzieć Uri, jego żonie. Ale matka powiedziała mi, że nie mogę. Zakazała mi przyznawać do tego romansu. On – syn szamanki, był i jest szanowany, nikt nie uwierzyłby mi, że mnie uwiódł. Matka wmówiła mi, że lepiej będzie jeśli zamilknę i nigdy nie będę o tym wspominać. Wtedy postanowiłam, że nie chcę mieć do czynienia z mężczyznami, że nie chce mieć męża, dzieci, rodziny. Chciałam byś niezależna i sama. Nie chciałam drugi raz przeżywać zawodu, więc zamknęłam się w sobie. Skupiłam się na nauce polowania, by dorównać starszym lwicą, może nawet i lwom. Postanowiłam, że nigdy nie wyjdę za mąż, że tak będzie dla mnie najlepiej – uśmiechnęła się blado i smutno spoglądając na Tariliona.
- Teraz już wiesz jak to ze mną było. Dlaczego nie chciałam męża. Chciałabym kogoś kto nie złamie mi serca i kto będzie chciał tylko mnie. Nie chcę się już dzielić. Nie chcę mieć obok siebie innych żon. Stałam się wymagająca i jeśli mam zostać sama do końca życia to zostanę.
Ostatnio edytowane przez Nani 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
- Mahib złamał ci serce? - zapytał Taril bez nuty zdziwienia w głosie. Syn szamanki był mu doskonale znany, gdyż to on przewodził wioskowym obrzędom. Jednak reputacja, którą zdobył, nie była zasługą jego działań. Mahib nigdy nie polował, zawsze uważał, że to robota dla szaleńców i skutecznie unikał wszelkich walk. Całe miesiące i lata spędził na nauce pod okiem matki, która o dziwo znajdowała dla niego chwilę między kolejnymi seansami manipulowania wodzem. Z czasem leonid stał się zuchwały i nieobliczalny. Żyjąc w przekonaniu, że wolno mu wszystko, zaczął brać to, co mu się podobało. Kobiety również.
- Pewnie dalej utyka - mruknął do siebie Taril, przypominając sobie potyczkę z nim, kiedy pod wpływem ziół Mahib próbował zdobyć łono jednej z kobiet. Oczywiście całe zajście rozeszło się po kościach, bo nikt nie chciał wierzyć, że syn szamanki jest do tego zdolny, a i Tarila ominęła kara. Wtedy pozycja wojowników była silniejsza i nawet wódz bał się wtrącić do ich spraw. Do czasu, kiedy szamanka odkryła zioła.
- Wcale mnie nie dziwi jego postawa - powiedział po chwili zamysłu, dorzucając do ognia kolejne patyki. - Zawsze był chciwy i zachłanny, ale boli mnie to jak cię potraktował. Kiedy byłem mały, ojciec powiedział mi że o wielkości wojownika świadczy jego serce. Dlatego mam się kierować przedewszystkim nim. I to dlatego odrzuciłem małżeństwo z Saah, córką Deryha, przewodniczącego radzie starszych. Choć był to ślub z perspektywą, nie mogłem dzielić życia z kobietą, której nie znam i której nigdy nie kochałem. Odmówiłem, lecz nigdy nie uwolniłem się od jej ojca, próbującego mnie namówić na zmianę zdania. Przez trzydzieści lat życia zakochany byłem tylko dwa razy. Pierwszy raz w Azali, przyjaciółce Lavara, a obecnie w jego żonie. Nie było to na poważnie, oboje chcieliśmy lepiej się poznać, skoro miała dołączyć do rodziny. Pech chciał, że poczułem coś więcej i stłamsiłem to w sobie, bo nie podłożyłbym bratu świni. Za drugim razem moje serce powieżyłem innej, piękniejszej dziewczynie. I chyba się domyślasz, której.
Taril uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na rozgwieżdżone niebo w poszukiwaniu odpowiedzi na jedno, wciąż dręczące go pytanie. Czy Nani go zechce?
- Przez pewien okres czasu - podjął po chwili. - Myślałem, że jako wojownik mogę mieć każdą. Dom, sława i cztery kobiety to coś na co mógłbym sobie pozwolić. A może i na więcej. Teraz zdałem sobie sprawę z tego, że to oszukiwanie własnego serca. Na co mi cztery lwice, skoro kocham tylko jedną.
- Pewnie dalej utyka - mruknął do siebie Taril, przypominając sobie potyczkę z nim, kiedy pod wpływem ziół Mahib próbował zdobyć łono jednej z kobiet. Oczywiście całe zajście rozeszło się po kościach, bo nikt nie chciał wierzyć, że syn szamanki jest do tego zdolny, a i Tarila ominęła kara. Wtedy pozycja wojowników była silniejsza i nawet wódz bał się wtrącić do ich spraw. Do czasu, kiedy szamanka odkryła zioła.
- Wcale mnie nie dziwi jego postawa - powiedział po chwili zamysłu, dorzucając do ognia kolejne patyki. - Zawsze był chciwy i zachłanny, ale boli mnie to jak cię potraktował. Kiedy byłem mały, ojciec powiedział mi że o wielkości wojownika świadczy jego serce. Dlatego mam się kierować przedewszystkim nim. I to dlatego odrzuciłem małżeństwo z Saah, córką Deryha, przewodniczącego radzie starszych. Choć był to ślub z perspektywą, nie mogłem dzielić życia z kobietą, której nie znam i której nigdy nie kochałem. Odmówiłem, lecz nigdy nie uwolniłem się od jej ojca, próbującego mnie namówić na zmianę zdania. Przez trzydzieści lat życia zakochany byłem tylko dwa razy. Pierwszy raz w Azali, przyjaciółce Lavara, a obecnie w jego żonie. Nie było to na poważnie, oboje chcieliśmy lepiej się poznać, skoro miała dołączyć do rodziny. Pech chciał, że poczułem coś więcej i stłamsiłem to w sobie, bo nie podłożyłbym bratu świni. Za drugim razem moje serce powieżyłem innej, piękniejszej dziewczynie. I chyba się domyślasz, której.
Taril uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na rozgwieżdżone niebo w poszukiwaniu odpowiedzi na jedno, wciąż dręczące go pytanie. Czy Nani go zechce?
- Przez pewien okres czasu - podjął po chwili. - Myślałem, że jako wojownik mogę mieć każdą. Dom, sława i cztery kobiety to coś na co mógłbym sobie pozwolić. A może i na więcej. Teraz zdałem sobie sprawę z tego, że to oszukiwanie własnego serca. Na co mi cztery lwice, skoro kocham tylko jedną.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
- Chciałabym cię kochać, tak jak ty mnie - rzekła Nani. Siedziała niedaleko niego ze skrzyżowanymi nogami.
- Chciałabym cię poznać i pokochać - powtórzyła.
- Do tej pory nikt mnie nie kochał. Nie liczę tu rodziców, czy rodzeństwa. Kiedy miałam siedemnaście lat, myślałam, że jestem stara i niezamężna, bo jestem brzydka. Moja siostra miała ledwo piętnaście wiosen i już zdobyła męża, a ja... czułam się inna, pusta. Teraz wiem, że nie chodziło o moją urodę, a usposobienie. Nie byłam wyjątkowa. Nie miała specjalnych umiejętności, za to temperament. Nikt nie chciał kobiety, w której drzemały wszystkie żywioły. Z czasem to zrozumiałam. A poza tym zmieniłam się, w dodatku na gorsze - dla mężczyzn. Stałam się niezależna i odpychałam od siebie wszelkich kandydatów. Ale najważniejsze, że brak męża zaczął być dla mnie atutem. Mogłam żyć i robić wszystko po swojemu, nie bacząc na kogoś u mojego boku.
- Mam dwadzieścia siedem wiosen, sądziłam, że już pisane jest mi życie w samotności. Myślałam, że wódz zrozumiał, albo raczej spisał mnie na straty, uznając za zbyt starą. A tu takie zaskoczenie, najpierw Leon, teraz ty. Chyba szamanka za wszelką cenę chcę bym stała się żoną.
- Wiesz, jeszcze niedawno myślałam, że to dla mnie kara, za bycie niezależną. Ale teraz zmieniłam zdanie. Może małżeństwo to nie jest taki najgorszy pomysł? To znaczy małżeństwo z tobą. Gdyby to był ktoś inny szarpałabym się i rzucała jak ryba w sieci. Nie czuję się w tej chwili zmuszana, choć wiem, że to nie do końca mój wybór. Jestem raczej ciekawa nowego życia. Wiem, że kazałam ci zaczekać, kiedy się oświadczyłeś, ale prawda jest taka, że w duszy już zgodziłam się na to małżeństwo i patrze w przyszłość inaczej niż kiedyś.
- Chciałabym cię poznać i pokochać - powtórzyła.
- Do tej pory nikt mnie nie kochał. Nie liczę tu rodziców, czy rodzeństwa. Kiedy miałam siedemnaście lat, myślałam, że jestem stara i niezamężna, bo jestem brzydka. Moja siostra miała ledwo piętnaście wiosen i już zdobyła męża, a ja... czułam się inna, pusta. Teraz wiem, że nie chodziło o moją urodę, a usposobienie. Nie byłam wyjątkowa. Nie miała specjalnych umiejętności, za to temperament. Nikt nie chciał kobiety, w której drzemały wszystkie żywioły. Z czasem to zrozumiałam. A poza tym zmieniłam się, w dodatku na gorsze - dla mężczyzn. Stałam się niezależna i odpychałam od siebie wszelkich kandydatów. Ale najważniejsze, że brak męża zaczął być dla mnie atutem. Mogłam żyć i robić wszystko po swojemu, nie bacząc na kogoś u mojego boku.
- Mam dwadzieścia siedem wiosen, sądziłam, że już pisane jest mi życie w samotności. Myślałam, że wódz zrozumiał, albo raczej spisał mnie na straty, uznając za zbyt starą. A tu takie zaskoczenie, najpierw Leon, teraz ty. Chyba szamanka za wszelką cenę chcę bym stała się żoną.
- Wiesz, jeszcze niedawno myślałam, że to dla mnie kara, za bycie niezależną. Ale teraz zmieniłam zdanie. Może małżeństwo to nie jest taki najgorszy pomysł? To znaczy małżeństwo z tobą. Gdyby to był ktoś inny szarpałabym się i rzucała jak ryba w sieci. Nie czuję się w tej chwili zmuszana, choć wiem, że to nie do końca mój wybór. Jestem raczej ciekawa nowego życia. Wiem, że kazałam ci zaczekać, kiedy się oświadczyłeś, ale prawda jest taka, że w duszy już zgodziłam się na to małżeństwo i patrze w przyszłość inaczej niż kiedyś.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
- Nikt nie powinien zostać skazany na samotność - powiedział z troską Taril, obejmując dziewczynę. - Kiedy odrzuciłem Saah, zdałem sobie sprawę, że spędzę reszte życia między pustynią, a Mau jako wojownik i myśliwy. Wizja, że zestarzeję się sam była dla mnie nawet pocieszająca, ale zrozumiałem, że co to za życie kiedy jedyną osobą z którą się rozumiesz to ty sam. Ale później zrozumiałem, że po szczęście trzeba wyciągnąć łapę, złapać je i nie puścić. Tak jak teraz trzymam ciebie. - wojownik uśmiechnął się szeroko, potrząsając Nani w formie pocieszenia. Chciał znów ujrzeć na jej ustach uśmiech, nie smutek.
- Dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz najpiękniesza. Uczucie, którym cię dażę nigdy nie zgasło i nie ważne, czy zostałabyś moją żoną w wieku piętnastu lat, czy dwudziestu siedmiu, ono nigdy nie zgaśnie.
- Na taką chwilę jak ta warto było czekać. - dodał szeptem, składając pocałunek na jej policzku. - Ale jestem zmuszony to powtórzyć. Jeśli nie chcesz mnie poślubić, nie musisz. To ma być twój wybór i nikt nie ma prawa na ciebie wpływać. Ani wódz, ani szamanka, Leo czy Mahib nie są już w stanie ci zagrozić, czy zmusić do podjęcia decyzji. Jesteś tu zemną i zamierzam uszanować każdy twój wybór. Nie mniej cieszę się z tego co właśnie usłyszałem.
- Dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz najpiękniesza. Uczucie, którym cię dażę nigdy nie zgasło i nie ważne, czy zostałabyś moją żoną w wieku piętnastu lat, czy dwudziestu siedmiu, ono nigdy nie zgaśnie.
- Na taką chwilę jak ta warto było czekać. - dodał szeptem, składając pocałunek na jej policzku. - Ale jestem zmuszony to powtórzyć. Jeśli nie chcesz mnie poślubić, nie musisz. To ma być twój wybór i nikt nie ma prawa na ciebie wpływać. Ani wódz, ani szamanka, Leo czy Mahib nie są już w stanie ci zagrozić, czy zmusić do podjęcia decyzji. Jesteś tu zemną i zamierzam uszanować każdy twój wybór. Nie mniej cieszę się z tego co właśnie usłyszałem.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
- Chcę tego małżeństwa - powiedziała prosto.
- Nie wiem, czy dobrze to przemyślałam, ale rozważyłam wiele za i przeciw. Jeśli się nie zgodzę, będę musiała odejść z wioski, a nie chce tego robić. Poza tym prędzej, czy później to się stanie. Jeśli mam wybór, to chcę wyjść za kogoś, kto mnie szanuje i kocha. Po co czekać. Nie znamy się dobrze, ale przecież możemy się poznać. Myślę, że patrzymy w tym samym kierunku. Jedno tylko mnie dręczy. Czy ty tego chcesz? - spytała.
- Nie kocham cię... jeszcze... To się zmieni, wiem to, musi, ale w tej chwili... W tej chwili bardzo cię lubię i szanuję. Tylko czy to ci wystarczy? Ja... nie wiem nawet dlaczego, za co ty mnie kochasz? Nie chcę cię unieszczęśliwić. A co jeśli ja nie jestem twoim ideałem? Co jeśli po ślubie zobaczysz, że jestem inna niż to sobie wyobrażałeś?
Dała się objąć Tarilionowi i pocałować w policzek. Chwilę potem położyła się obok niego, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Nie boisz się? - spytała. Ona się bała i to bardzo. O wiele rzeczy. O to, że życie się skomplikuje, że coś pójdzie nie tak. On tak bardzo ja kochał, a co jeśli ona nie pokocha go równie mocno, co jeśli go unieszczęśliwi. Tak bardzo się tego bała. Nie chciała stać na drodze innym uczuciom, które mogły zjawić się w życiu Tariliona. A co jeśli ona na niego nie zasłużyła? Był dla niej taki dobry, miły, troskliwy. Martwiła się, że może nie podołać roli żony. O siebie również się bała, ale chyba mniej, bo zdążyła już poukładać sobie w głowie wiele rzeczy.
- Myślisz, że będę dobrą żoną? A co jeśli się zawiedziesz?
- Nie wiem, czy dobrze to przemyślałam, ale rozważyłam wiele za i przeciw. Jeśli się nie zgodzę, będę musiała odejść z wioski, a nie chce tego robić. Poza tym prędzej, czy później to się stanie. Jeśli mam wybór, to chcę wyjść za kogoś, kto mnie szanuje i kocha. Po co czekać. Nie znamy się dobrze, ale przecież możemy się poznać. Myślę, że patrzymy w tym samym kierunku. Jedno tylko mnie dręczy. Czy ty tego chcesz? - spytała.
- Nie kocham cię... jeszcze... To się zmieni, wiem to, musi, ale w tej chwili... W tej chwili bardzo cię lubię i szanuję. Tylko czy to ci wystarczy? Ja... nie wiem nawet dlaczego, za co ty mnie kochasz? Nie chcę cię unieszczęśliwić. A co jeśli ja nie jestem twoim ideałem? Co jeśli po ślubie zobaczysz, że jestem inna niż to sobie wyobrażałeś?
Dała się objąć Tarilionowi i pocałować w policzek. Chwilę potem położyła się obok niego, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Nie boisz się? - spytała. Ona się bała i to bardzo. O wiele rzeczy. O to, że życie się skomplikuje, że coś pójdzie nie tak. On tak bardzo ja kochał, a co jeśli ona nie pokocha go równie mocno, co jeśli go unieszczęśliwi. Tak bardzo się tego bała. Nie chciała stać na drodze innym uczuciom, które mogły zjawić się w życiu Tariliona. A co jeśli ona na niego nie zasłużyła? Był dla niej taki dobry, miły, troskliwy. Martwiła się, że może nie podołać roli żony. O siebie również się bała, ale chyba mniej, bo zdążyła już poukładać sobie w głowie wiele rzeczy.
- Myślisz, że będę dobrą żoną? A co jeśli się zawiedziesz?
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
- Pragnę tego - odparł Taril, gładząc jej włosy. - I nie dlatego, że czyjaś wola mnie wiąże i każe to zrobić. Słucham serca, które czasem wręcz zimne, przy tobie topnieje. Jeśli komuś miałbym je oddać to tylko tobie. A jeśli chcesz wiedzieć za co tak cię kocham, to rozejrzyj się. Masz w sobie siłę, której mnie by zabrakło. Jesteś zdecydowana i pewna swego. Decyzję o ucieczce podjęłaś natychmiast i bez zastanowienia. Zabrałaś wszystko, moim zdaniem, razem z honorem i godnością. Niczego nie utraciłaś, chcąc wieść szczęsliwe życie. Różnica między nami polega na tym, że ciebie pokonała troska. Zwątpiłaś, pomyślałaś o rodzinie, o tym, jak mogą się poczuć. Nie jest to powód do wstydu, a do dumy, gdyż nie zamknęłaś przed sobą szansy na powrót. Gdybym był na twoim miejscu rzuciłbym się przed siebie i odwrócił wzrok dopiero, gdy oczy spotkałyby morski brzeg. Dopiero wtedy bym zrozumiał, że na powrót jest za późno. Dla ciebie nie. Jesteś silniejsza niż ja kiedykolwiek bym był. Jako wojownik postrzegam wszystko tylko w dwóch kolorach. Czarny i biały. To przy tobie zrozumiałem inne strony. To właśnie w tobie kocham. Twoją chęć do życia i to, że masz swoje zdanie w każdej sprawie. Większość lwic idzie ślepo za swoimi mężami, są na każde ich skinienie. Takiej żony mi nie potrzeba. Zgadza się, nikt nie jest idealny i nie oczekuję, że taka będziesz. Każdy popełnia błędy, lecz to w jaki sposób do nich podejdziesz się liczy.
- Boję się tylko jednego - powiedział po chwili milczenia, mrużąc oczy. - Że to ja nie będę idealnym mężem.
Następnie Taril odetchnął z ulgą i jeszcze raz spojrzał na nocne niebo. Gwiazdy i księżyc wścibsko im się przyglądały, jakby chciały podsłuchać każde słowo, które opuściło usta leonida. Ten jednak powiedział już wszystko i ostrożnie zaciskając palce na biodrze dziewczyny, powoli zapadał w sen.
- Boję się tylko jednego - powiedział po chwili milczenia, mrużąc oczy. - Że to ja nie będę idealnym mężem.
Następnie Taril odetchnął z ulgą i jeszcze raz spojrzał na nocne niebo. Gwiazdy i księżyc wścibsko im się przyglądały, jakby chciały podsłuchać każde słowo, które opuściło usta leonida. Ten jednak powiedział już wszystko i ostrożnie zaciskając palce na biodrze dziewczyny, powoli zapadał w sen.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani już nic nie powiedziała. Skończyli temat. Z resztą czas już był najwyższy by pójść spać. Noc była dosyć zimna, więc bliskość Tariliona zdawała się być zbawienna. Ułożyła lepiej głowę na jego ramieniu. Jedną dłoń położyła na jego nagiej klatce i kiedy to zrobiła, Tar, mimo, że w półśnie, położył swoją rękę na jej. Zamknęła oczy i postanowiła spróbować zasnąć. Wokół nich śpiewały cykady i świerszcze, otaczając ich szumiącą melodią, niczym wielką jurtą. Wiatr wiał lekko, lecz był dość chłodny. Pomiędzy dźwiękiem cykad słychać było głośne rechotanie żab i ropuch. Nani nie bała się takich stworzeń. Nie była jak zwykłe kobiety, delikatne i wrażliwe, krzyczące widząc mała myszkę, czy żabę. Z resztą Nani nie była zwyczajna, mieszkanie na pustyni sprawiało, że z nie można się było bać. Skorpiony, pająki, węże, pełne tego było wśród pustynnych wydm. Mieszkając pośród takich istot, nie można się ich było bać, trzeba było jednak nauczyć się z nimi obchodzić. Nie każde groźne stworzenie trzeba zabić, czasem wystarczy wiedzieć co zrobić, by je obejść. Nie wszystko należało atakować, skorpiona czy węża można było po prostu nie drażnić i odejść w pokoju. Inna sprawa, że pieczony nad ogniskiem wąż był całkiem smaczny.
Nani leżała rozmyślając o przyszłości. Wyobraziła sobie dom w którym miałaby zamieszkać z Tarilem. W jej głowie był duży, większy niż jej rodziców. Z dość wysokimi, glinianymi ścianami i wysokim, szpiczastym dachem. Z zewnątrz ściany były pomalowane na biało i ozdobione czerwonymi i niebieskimi wzorami. Mniej okazale niż dom wodza, którego ściany całe były pomalowane we wzory plemienne. W środku było miejsce na ognisko, a przy ścianie leżały skóry i futra tworzące posłanie. Oprócz tego znajdowały się tam poduszki. Takie o których marzyła leonidka. Dwa futra były zeszyte ze sobą po bokach, a do środka włożono bardzo suche siano, tworząc coś na kształt wielkich poduch, o które można było się oprzeć, czy ułożyć na nich głowę. Pod drugą ścianą stał bardzo prosty regał, zbity z kilku desek, na nim stały gliniane miseczki i inne naczynia. Tuż przy wejściu natomiast znajdowały się trzy wielkie gliniane dzbany na wodę. I worki z juty wypełnione kaszką, mąką i przyprawami. Ich kuchnia była prosta i głównie stworzona z surowego mięsa, lecz nie zawsze. Od święta mięso pieczono i przyprawiano, dzieci często jadały placki z wody, mąki, czy kaszę z pieczonymi rybami, które dostarczała rzeka. U Nani w domu często jadało się mięso wcześniej przygotowane. Nie to, żeby stronili od surowego przysmaku, ale jej matka lubiła też jeść bardziej ludzko. Robienie placków i przygotowywanie innych potraw było tradycją w jej rodzinie. Tak robiła babka leonidki i prababka i tak dalej i tak dalej. Nani wyobrażała sobie, że w jej domu też tak będzie.
Jej myśli płynęły co raz wolniej i wolniej, jednak sen nie nadchodził. Zaczęła wiercić się i szukać lepszej pozycji do spania, jednak to nic nie dało. Leżała dobra godzinę, w końcu jednak postanowiła wstać. Taril czuwał, wiedziała o tym, jednak kiedy wysunęła się z jego objęć nie poruszył się. Musiał uznać, że Nani w tej chwili go nie potrzebuje. Ognisko jeszcze się tliło, więc dziewczyna postanowiła dorzucić do niego drwa. Chwilę stała i wpatrywała się w ogień. W głowie miała dziwną pustkę. Czuła się psychicznie zmęczona, ale jej ciało odmawiało sobie snu. Odwróciła się od ognia i ruszyła w stronę brzegu rzeki. Przecisnęła się przez trzciny rozganiając w ten sposób żaby, które zebrały się niedaleko. Rozwiązała szarfę, pod którą były ukryte jej piersi i zdjęła ją z siebie, kładąc na stwardniałych łodygach pałki wodnej. Podobnie uczyniła z przepaską, którą miała zawiązaną na biodrach. Rozebrana wsunęła swoją stopę do zimnej wody rzeki. W pierwszej chwili przeszedł ją dreszcz, lecz w chwilę potem rozgrzana stopa leonidki przyzwyczaiła się do chłodnej wody. Postąpiła o krok do przodu i jeszcze jeden, i jeszcze, aż całe jej ciało, prócz głowy zniknęło pod lustrem czarnej, nocnej wody.
Nani leżała rozmyślając o przyszłości. Wyobraziła sobie dom w którym miałaby zamieszkać z Tarilem. W jej głowie był duży, większy niż jej rodziców. Z dość wysokimi, glinianymi ścianami i wysokim, szpiczastym dachem. Z zewnątrz ściany były pomalowane na biało i ozdobione czerwonymi i niebieskimi wzorami. Mniej okazale niż dom wodza, którego ściany całe były pomalowane we wzory plemienne. W środku było miejsce na ognisko, a przy ścianie leżały skóry i futra tworzące posłanie. Oprócz tego znajdowały się tam poduszki. Takie o których marzyła leonidka. Dwa futra były zeszyte ze sobą po bokach, a do środka włożono bardzo suche siano, tworząc coś na kształt wielkich poduch, o które można było się oprzeć, czy ułożyć na nich głowę. Pod drugą ścianą stał bardzo prosty regał, zbity z kilku desek, na nim stały gliniane miseczki i inne naczynia. Tuż przy wejściu natomiast znajdowały się trzy wielkie gliniane dzbany na wodę. I worki z juty wypełnione kaszką, mąką i przyprawami. Ich kuchnia była prosta i głównie stworzona z surowego mięsa, lecz nie zawsze. Od święta mięso pieczono i przyprawiano, dzieci często jadały placki z wody, mąki, czy kaszę z pieczonymi rybami, które dostarczała rzeka. U Nani w domu często jadało się mięso wcześniej przygotowane. Nie to, żeby stronili od surowego przysmaku, ale jej matka lubiła też jeść bardziej ludzko. Robienie placków i przygotowywanie innych potraw było tradycją w jej rodzinie. Tak robiła babka leonidki i prababka i tak dalej i tak dalej. Nani wyobrażała sobie, że w jej domu też tak będzie.
Jej myśli płynęły co raz wolniej i wolniej, jednak sen nie nadchodził. Zaczęła wiercić się i szukać lepszej pozycji do spania, jednak to nic nie dało. Leżała dobra godzinę, w końcu jednak postanowiła wstać. Taril czuwał, wiedziała o tym, jednak kiedy wysunęła się z jego objęć nie poruszył się. Musiał uznać, że Nani w tej chwili go nie potrzebuje. Ognisko jeszcze się tliło, więc dziewczyna postanowiła dorzucić do niego drwa. Chwilę stała i wpatrywała się w ogień. W głowie miała dziwną pustkę. Czuła się psychicznie zmęczona, ale jej ciało odmawiało sobie snu. Odwróciła się od ognia i ruszyła w stronę brzegu rzeki. Przecisnęła się przez trzciny rozganiając w ten sposób żaby, które zebrały się niedaleko. Rozwiązała szarfę, pod którą były ukryte jej piersi i zdjęła ją z siebie, kładąc na stwardniałych łodygach pałki wodnej. Podobnie uczyniła z przepaską, którą miała zawiązaną na biodrach. Rozebrana wsunęła swoją stopę do zimnej wody rzeki. W pierwszej chwili przeszedł ją dreszcz, lecz w chwilę potem rozgrzana stopa leonidki przyzwyczaiła się do chłodnej wody. Postąpiła o krok do przodu i jeszcze jeden, i jeszcze, aż całe jej ciało, prócz głowy zniknęło pod lustrem czarnej, nocnej wody.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy nocny koncert cykad został zastąpiony cichym trzaskiem łamanej trzciny, zmysły Tariliona stanęły na baczność, wyłapując każdą, nawet najmniejszą zmianę w otoczeniu. Drewno w ognisku wesoło trzaskało, zapach dymu drażnił nozdrza, a szumiący w wysokiej trawie wiatr przecinał się z wyciem samotnego kojota, gdzieś na południu. Mimo tego wokół panowała przeszywająca i dzwoniąca w uszach cisza, której Taril nie mógł dłużej znieść. Zrywając się na równe nogi, wojownik skontrolował ognisko, a później obrzucił wzrokiem kilka płytkich śladów na wilgotnym piasku, zmierzające w kierunku rzeki. Potrzebuje chwili dla siebie, pomyślał leonid, siadając plecami do ognia, z dzidą opartą na barku. Rana na jego ramieniu przestała pulsować i całe rozcięcie zakrył wielki, ciemnoczerwony strup zaschniętej i zmieszanej z potem krwi. Wędrówka przez pustynię, nawet w doborowym towarzystwie była męcząca i wojownik miał ogromną ochotę wskoczyć do zimnego strumienia i zasnąć na miękkich skórach, bez obaw, że przez chwilę nieuwagi może się stać przekąską dla wygłodniałego stada szakali. Nie wolno mu było jednak tak postąpić, gdyż cała odpowiedzialność chwilowo spoczywała na jego barkach. Życie na pustyni nie należało do najłatwiejszych, bandy nomadów i dzikie zwierzęta tylko czekały na samotników, którzy za nic nie znają się na przetrwaniu. Przystosowani do nocnego życia łowcy potrafili zakraść się bezszelestnie do swoich ofiar i wbić im ostrze z jadem, pazur, czy zęby w czuły punkt. Dlatego Taril siedział w napięciu, nasłuchując każdej zmiany.
- Wyłaź - powiedział w końcu cicho, w patrzony w ścianę trzcin, za którymi zniknęła Nani.
- Wciąż czujny, co? - odezwał się głos po drugiej stronie cyplu, a zaraz po tym wysoki wojownik w skórzanej kamizelce wyłonił się zza traw, mierząc do Tarila z łuku.
- Jak mnie tu znalazłeś? - zapytał leonid. - A może raczej, jak długo idziesz za nami?
- Przestań, Tar - powiedział ten drugi, wyraźnie już rozluźniony, zwalniając cięciwę. - Wpadłem na wasz trop nie całe trzy godziny temu. Od jakiegoś czasu poluję w tych okolicach. Nie zamierzałem was śledzić, tylko ostrzec. Idzie burza, większa niż którakolwiek z wcześniejszych. Dobrze ci radzę, nie prowadź jej przez pustynię, przeczekajcie nad rzeką lub przyczaicie się na równinie.
- A ty?
- Jadę do miasta po nowe strzały. Ostatnia karawana ominęła Mau szerokim łukiem, bo wierni wodzowi wojownicy pozwalają sobie na drobne napady i utraczki z nomadami, przez co reputacja wioski upada. Ojciec wyraził w tej sprawie niezadowolenie, ale bez karty przetargowej nie może nic zrobić. Wracajcie, bo niebawiem nic nie zostanie z naszej małej wioski.
Nim jednak wojownik zniknął, zostawił Tarilowi dwa upolowane zające.
- Bywaj, Lavar - zawołał za nim Taril, nadziewając zwierzaki na dzidę i wieszając je nad ogniem.
- Wyłaź - powiedział w końcu cicho, w patrzony w ścianę trzcin, za którymi zniknęła Nani.
- Wciąż czujny, co? - odezwał się głos po drugiej stronie cyplu, a zaraz po tym wysoki wojownik w skórzanej kamizelce wyłonił się zza traw, mierząc do Tarila z łuku.
- Jak mnie tu znalazłeś? - zapytał leonid. - A może raczej, jak długo idziesz za nami?
- Przestań, Tar - powiedział ten drugi, wyraźnie już rozluźniony, zwalniając cięciwę. - Wpadłem na wasz trop nie całe trzy godziny temu. Od jakiegoś czasu poluję w tych okolicach. Nie zamierzałem was śledzić, tylko ostrzec. Idzie burza, większa niż którakolwiek z wcześniejszych. Dobrze ci radzę, nie prowadź jej przez pustynię, przeczekajcie nad rzeką lub przyczaicie się na równinie.
- A ty?
- Jadę do miasta po nowe strzały. Ostatnia karawana ominęła Mau szerokim łukiem, bo wierni wodzowi wojownicy pozwalają sobie na drobne napady i utraczki z nomadami, przez co reputacja wioski upada. Ojciec wyraził w tej sprawie niezadowolenie, ale bez karty przetargowej nie może nic zrobić. Wracajcie, bo niebawiem nic nie zostanie z naszej małej wioski.
Nim jednak wojownik zniknął, zostawił Tarilowi dwa upolowane zające.
- Bywaj, Lavar - zawołał za nim Taril, nadziewając zwierzaki na dzidę i wieszając je nad ogniem.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Zanurzyła się w wodzie z wielką przyjemnością, choć toń była bardzo zimna. Nurt rzeki owinął się wokół jej ciała. Popłynęła kawałek w stronę drugiego brzegu, a potem odbiła na bok. Nie zamierzała się oddalać. Nie była głupia. Poszła się wykąpać, bo wiedziała, że Taril tak czy owak czuwa. Na warcie mogła zostać także ona, ale nie wierzyła, by Tar mógł przespać spokojnie choć jedną chwilę. Przysypiał, drzemał, ale na pewno nie zapadł w mocny sen. Nani rozejrzała się po okolicy, nic nie wzbudziło w niej szczególnej uwagi. Na szczęście wzdłuż Nefari nie grasowały żadne wodne potwory. Na południu, daleko za Mau żyły kajmany i krokodyle. Za to w tej części pustyni było pełno lądowych niebezpiecznych stworzeń.
Leonidka bez zbędnych ceregieli zanurzyła się cała w wodzie. Zanurkowała i przepłynęła jeszcze kawałek, mocząc się od stóp do głów. Kiedy wynurzyła się nagle do jej uszu dobiegł hałas. Wcześniej tego nie słyszała, ale teraz wyraźnie usłyszała czyiś głos. Pospiesznie wyszła na brzeg i w wielkim pośpiechu zaczęła się ubierać. Szybko przewiązała szarfą piersi, a potem chwyciła za przepaskę i nałożyła ją na biodra, sznurując z boku. Przykucnęła pomiędzy wysoką trzciną i bardzo powoli zaczęła iść w stronę obozowiska. Hałas był co raz wyraźniejszy i choć nie słyszała słów była pewna, że do jej uszu dobiega czyjaś rozmowa. Taril miał towarzystwo? Ale kto mógł do nich dotrzeć? Czyżby wódz wysłał po nią kogoś jeszcze? A może to Leo? Serce jej się ścisnęło gdy przypomniała sobie o rudowłosym leonidzie. Nie chciała go spotkać. Gdyby teraz stanął przed nią schowałby się za plecami Tariliona i kazała mu odejść. Nagle uświadomiła sobie, że Tar w tej chwili był jej bliższy, niż Leo, którego znała tyle lat. Dlaczego? Bo Leo był nieprzewidywalnym, charakternym i nieodpowiedzialnym dzieckiem, a Tar całkowitą jego przeciwnością.
Bojąc się, że Leo ich odnalazł stanęła w miejscu, gdzie mogła usłyszeć rozmowę, ale nikt nie mógł jej dostrzec. Wtem dotarło do niej, że to nie Leo, a ktoś zupełnie inny. Nie poznawała jego głosu, lecz słyszała treść rozmowy. Lavar? Nie mogła uwierzyć. Kiedy usłyszała, że odchodzi podniosła się i już bez stresu wyłoniła się z trzcin. Wyglądała jak nie ona. Jej ciało i ubranie były mokre. Włosy także. Pukle, które normalnie sterczały na wszystkie strony były teraz zaczesane na tył głowy i przylegały ściśle do skóry. Po bokach jej głowy wyrastały natomiast dwa, puchate, płowe, lwie uszy. Czekoladowe włosy dziewczyny spływały na ramiona wraz z cieknącą z nich wodą. W tej formie okazywało się, że włosy Nani były bardzo długie. Rozciągnięte spiralki sięgały jej aż za piersi.
- Przepraszam – powiedziała cicho – nie powinnam się oddalać. To mógł być ktoś inny, ktoś kto mógł zrobić ci krzywdę. Przez chwilę myślałam, że to Leo.
Leonidka bez zbędnych ceregieli zanurzyła się cała w wodzie. Zanurkowała i przepłynęła jeszcze kawałek, mocząc się od stóp do głów. Kiedy wynurzyła się nagle do jej uszu dobiegł hałas. Wcześniej tego nie słyszała, ale teraz wyraźnie usłyszała czyiś głos. Pospiesznie wyszła na brzeg i w wielkim pośpiechu zaczęła się ubierać. Szybko przewiązała szarfą piersi, a potem chwyciła za przepaskę i nałożyła ją na biodra, sznurując z boku. Przykucnęła pomiędzy wysoką trzciną i bardzo powoli zaczęła iść w stronę obozowiska. Hałas był co raz wyraźniejszy i choć nie słyszała słów była pewna, że do jej uszu dobiega czyjaś rozmowa. Taril miał towarzystwo? Ale kto mógł do nich dotrzeć? Czyżby wódz wysłał po nią kogoś jeszcze? A może to Leo? Serce jej się ścisnęło gdy przypomniała sobie o rudowłosym leonidzie. Nie chciała go spotkać. Gdyby teraz stanął przed nią schowałby się za plecami Tariliona i kazała mu odejść. Nagle uświadomiła sobie, że Tar w tej chwili był jej bliższy, niż Leo, którego znała tyle lat. Dlaczego? Bo Leo był nieprzewidywalnym, charakternym i nieodpowiedzialnym dzieckiem, a Tar całkowitą jego przeciwnością.
Bojąc się, że Leo ich odnalazł stanęła w miejscu, gdzie mogła usłyszeć rozmowę, ale nikt nie mógł jej dostrzec. Wtem dotarło do niej, że to nie Leo, a ktoś zupełnie inny. Nie poznawała jego głosu, lecz słyszała treść rozmowy. Lavar? Nie mogła uwierzyć. Kiedy usłyszała, że odchodzi podniosła się i już bez stresu wyłoniła się z trzcin. Wyglądała jak nie ona. Jej ciało i ubranie były mokre. Włosy także. Pukle, które normalnie sterczały na wszystkie strony były teraz zaczesane na tył głowy i przylegały ściśle do skóry. Po bokach jej głowy wyrastały natomiast dwa, puchate, płowe, lwie uszy. Czekoladowe włosy dziewczyny spływały na ramiona wraz z cieknącą z nich wodą. W tej formie okazywało się, że włosy Nani były bardzo długie. Rozciągnięte spiralki sięgały jej aż za piersi.
- Przepraszam – powiedziała cicho – nie powinnam się oddalać. To mógł być ktoś inny, ktoś kto mógł zrobić ci krzywdę. Przez chwilę myślałam, że to Leo.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
Na myśl, że Leo mógłby się do niego podkraść i wbić mu nóż w plecy, Taril uśmiechnął się blado i spojrzał w kierunku, z którego przyszedł jego brat. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że cały czas rozmawiał z nim, siedząc do niego plecami, okazując mu mniejszy, niż należało, szacunek. Ale nie mógł inaczej postąpić, zważając na okoliczności, ale rozmowa z Lavarem wepchała go w zadumę. Stary wódz najwyraźniej szuka pretekstu do sprzeczek z nomadami i może jeszcze kilka lat temu Tarilion sam poszedłby zanim. Obecnie Mau nie było już agresywną społecznością, leonidzi nastawili się na pokój i walczyli o swoje tylko w obronie własnej. Komuś najwyraźniej przestało to pasować. Pytanie tylko, dlaczego?
- Gdyby był to Leo - odparł Taril, robiąc Nani miejsce przy ogniu - Na rozmowie by się nie skończyło.
Wizja starcia Leo nieco podbudowała jego i tak niskie mniemanie o sobie. W oczach wojownika nie był on żadnym zagrożeniem. Może i znał się na łowach, umiał walczyć, ale nic po za tym. Umiejętności to za mało, by stać się wojownikiem i Nani zapewne też o tym wiedziała. Zabicie kogoś z zimną krwią, bez mrugnięcia powieką to ogromny wyczyn, a pozbycie się koszmarów, kiedy zrobiło się to po raz pierwszy graniczy z cudem. Taril wiedział o tym aż za dobrze. Pierwszego człowieka zabił mając piętnaście lat. Atak sąsiedniego plemienia na Mau postawił wszystkich, którzy nie poszli na łowy w gotowości. On i bracia stanęli w bramie i odpierali napastników, choć idąc w bój Taril mie raz słyszał, by się cofnąć. Gdzie wtedy był Leo? Z tyłu, z zamiarem wspierania ich działań. Leonid pewnie nawet nie zobaczył tej bitwy i ją spokojnie przeczekał. Taki bohater.
- Brat ostrzega przed burzą - wyjaśnił niepotrzebnie Taril. Nani na pewno słyszała większość rozmowy, a i sama przewidziała zmanę w pogodzie. - Z samego rana pójdziemy brzegiem rzeki i zatrzymamy się dopiero przy wodopoju dzikich lwów. Przeczekamy z nimi , a w razie konieczności powędrujemy. Wszystko, by nie pchać się w żywioł.
Następnie wskazał leonidce miejsce obok siebie, a gdy ta usiadła, tuniką osuszył jej włosy.
- Jak kąpiel? - zapytał z szerokim uśmiechem, by rozluźnić atmosferę.
- Gdyby był to Leo - odparł Taril, robiąc Nani miejsce przy ogniu - Na rozmowie by się nie skończyło.
Wizja starcia Leo nieco podbudowała jego i tak niskie mniemanie o sobie. W oczach wojownika nie był on żadnym zagrożeniem. Może i znał się na łowach, umiał walczyć, ale nic po za tym. Umiejętności to za mało, by stać się wojownikiem i Nani zapewne też o tym wiedziała. Zabicie kogoś z zimną krwią, bez mrugnięcia powieką to ogromny wyczyn, a pozbycie się koszmarów, kiedy zrobiło się to po raz pierwszy graniczy z cudem. Taril wiedział o tym aż za dobrze. Pierwszego człowieka zabił mając piętnaście lat. Atak sąsiedniego plemienia na Mau postawił wszystkich, którzy nie poszli na łowy w gotowości. On i bracia stanęli w bramie i odpierali napastników, choć idąc w bój Taril mie raz słyszał, by się cofnąć. Gdzie wtedy był Leo? Z tyłu, z zamiarem wspierania ich działań. Leonid pewnie nawet nie zobaczył tej bitwy i ją spokojnie przeczekał. Taki bohater.
- Brat ostrzega przed burzą - wyjaśnił niepotrzebnie Taril. Nani na pewno słyszała większość rozmowy, a i sama przewidziała zmanę w pogodzie. - Z samego rana pójdziemy brzegiem rzeki i zatrzymamy się dopiero przy wodopoju dzikich lwów. Przeczekamy z nimi , a w razie konieczności powędrujemy. Wszystko, by nie pchać się w żywioł.
Następnie wskazał leonidce miejsce obok siebie, a gdy ta usiadła, tuniką osuszył jej włosy.
- Jak kąpiel? - zapytał z szerokim uśmiechem, by rozluźnić atmosferę.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani zaśmiała się wesoło, kiedy Taril zaczął wycierać jej włosy. Nie przeszkadzała jej ociekająca woda, ani to, że przez jakiś czas włosy miałby schnąć same. Taril chciał być dla niej troskliwy o dlatego zdobył się na taki gest. To było bardzo miło, aczkolwiek poczuła się jak dziecko, któremu mama wyciera głowę po kąpieli. To właśnie to ją tak rozbawiło. Nie był to śmiech szydzący, po prostu cała ta sytuacja zdała się jej zabawna.
- Nie musisz się mną tak opiekować - powiedziała uśmiechając się.
- Jestem duża - zażartowała - ale dziękuję - dodała przysuwając się bliżej leonida i odwracając do niego plecami, dając do zrozumienia, że może wytrzeć jej włosy leżące na plecach.
- Co Lavar robił tutaj w środku nocy? - zapytała. Niby słyszała jak mówił, że ich tropi, żeby ostrzec, ale właściwie to zmierza do miasta po strzały.
- Dziwne, że nas tropił. Tylko po to by się "przywitać", zmarnował trzy godziny drogi, w dodatku w nocy. Przecież doskonale wie, że lepiej znam się na meteorologii niż on, musiał dawać sobie sprawę, że pierwsza wyczuję burzę. Nie sądzisz, że to dziwne? - zapytała.
- Burza nadejdzie i to pewnie szybciej niż się spodziewamy. Mam nadzieję, że po drodze spotkamy jakieś plemię beduinów nim dotrzemy do dzikiej osady. Może jakaś karawana rozstawiła jurty, wtedy bylibyśmy bezpieczni, jeśli zechcieliby nam użyczyć schronienia.
Kiedy Taril przestał osuszać jej włosy, odwróciła się do niego twarzą.
- Wiem, że gdyby to był Leo to nie skończyłoby się na wymianie uprzejmości - zmieniła temat, wracając do tej sprawy.
- Ale to nie był on, to najważniejsze. Z resztą skoro do tej pory się nie zjawił, to już się nie zjawi. Odszedł i już... Muszę przywyknąć do tej myśli. Z resztą, tak jest lepiej - ostatnie zdanie powiedziała zaskakująco pewnie i beznamiętnie.
- Chodźmy spać, jest już bardzo późno - zaproponowała.
- Nie musisz się mną tak opiekować - powiedziała uśmiechając się.
- Jestem duża - zażartowała - ale dziękuję - dodała przysuwając się bliżej leonida i odwracając do niego plecami, dając do zrozumienia, że może wytrzeć jej włosy leżące na plecach.
- Co Lavar robił tutaj w środku nocy? - zapytała. Niby słyszała jak mówił, że ich tropi, żeby ostrzec, ale właściwie to zmierza do miasta po strzały.
- Dziwne, że nas tropił. Tylko po to by się "przywitać", zmarnował trzy godziny drogi, w dodatku w nocy. Przecież doskonale wie, że lepiej znam się na meteorologii niż on, musiał dawać sobie sprawę, że pierwsza wyczuję burzę. Nie sądzisz, że to dziwne? - zapytała.
- Burza nadejdzie i to pewnie szybciej niż się spodziewamy. Mam nadzieję, że po drodze spotkamy jakieś plemię beduinów nim dotrzemy do dzikiej osady. Może jakaś karawana rozstawiła jurty, wtedy bylibyśmy bezpieczni, jeśli zechcieliby nam użyczyć schronienia.
Kiedy Taril przestał osuszać jej włosy, odwróciła się do niego twarzą.
- Wiem, że gdyby to był Leo to nie skończyłoby się na wymianie uprzejmości - zmieniła temat, wracając do tej sprawy.
- Ale to nie był on, to najważniejsze. Z resztą skoro do tej pory się nie zjawił, to już się nie zjawi. Odszedł i już... Muszę przywyknąć do tej myśli. Z resztą, tak jest lepiej - ostatnie zdanie powiedziała zaskakująco pewnie i beznamiętnie.
- Chodźmy spać, jest już bardzo późno - zaproponowała.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość