Novus pochwalił łowców za całkiem udane polowanie, Irme jedynie spojrzała na niego nie uśmiechając się wcale a wcale, za to jeszcze przed przemianą Yastre, poklepała go po głowie, bo taki kompan do polowania to prawdziwy skarb. Kiedy Panterołak przybrał swoją bardziej ludzką formę, od razu zwrócił się do niej, przepraszając za pożarcie pierwszej zwierzyny. Łowczyni wyszczerzyła się do niego wesoło i pokręciła głową.
- Nie masz za co przepraszać, zaskoczyłeś mnie wtedy, ale rozumiem powód – stwierdziła luźno, naprawdę nie mając mu za złe takiego zachowania.
- Polowanie z tobą to prawdziwa przyjemność – powiedziała wesoło i odetchnęła głęboko, bo łowy zdecydowanie poprawiły jej nastrój. Teraz nie przejmowała się relacją Novusa z tamtą kobieta, przez którą mieli tyle kłopotów.
Lena zwróciła uwagę nagiemu Yastre, który zabrał swoją przepaskę i zamiast obwiązać ją wokół pasa, przykrył nią intymne części ciała. Irme spojrzała na Lenę, potem na Panterołaka i zaśmiała się wesoło.
- Te wasze charaktery… – parsknęła cicho, choć zrobiła to w bardziej przyjacielskim geście.
- Niemal widzę te iskry między wami, jak ty z nim wytrzymasz? – rzuciła do Leny, puszczając jej oczko, ale mimo wszystko uważała, że oboje pasują do siebie niemal idealnie.
Łowczyni usiadła w pobliżu swoich towarzyszy, jej spojrzenie powędrowało do Ullysandry, a potem do Novusa, choć ich swoim uśmiechem nie obdarzyła. Łowczyni nie wtrącała się w przygotowywanie mięsa, siedziała spokojnie rozmyślając o różnych sprawach, głównie tyczących się elfa, który wcześniej pocałował ją, a teraz stał się dla niej zupełnie inny. W końcu doszła do wniosku, że nie ma co roztrząsać tego co było, jak ma zamiar zająć się Ullysandra, to przecież nie będzie się wtrącać również i w to. Dziewczyna milczała przez dłuższy czas, przyglądając się swoim towarzyszom - każdy był inny, a mimo wszystko wszyscy dogadywali się ze sobą, a w swoim towarzystwie czuli się całkiem dobrze, co było ogromnym plusem, do którego zdążyła już przywyknąć.
W końcu rozmowa musiała zejść na temat tego, gdzie powinni teraz wyruszyć. Ullysandra wspomniała o Chatach Druidów, Lena przystała na ten pomysł, a jeśli ona, to Yastre pewnie też zechce tam iść, a skoro trzy osoby z grupy postanowią udać się właśnie tam, ona i Novus musieliby się zgodzić. Irme myślała, że w pewnym sensie pozbędą się tej kobiety, a wychodziło na to, że jednak tak się nie stanie, co nie do końca jej pasowało.
- Ja raczej nie będę wam już potrzebna – powiedziała z lekkim uśmiechem. Pewna była jedynie tego, że nie ma zamiaru zostać w tym przeklętym miejscu.
Młoda dziewczyna spojrzała na Novusa, a potem na resztę towarzystwa, zastanawiając się co postanowią.
Szlak Ziół ⇒ [Poza szlakiem] Zagubieni
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 57
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Człowiek - Łowczyni
- Profesje:
- Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
- Kontakt:
- Pani Losu
- Splatający Przeznaczenie
- Posty: 643
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Drzewa to nie zwierzęta. Jeśli nie kwitną, nie można ich wywęszyć, nie sapią, nie warczą, a szelest ich liści nie różni się niczym od szelestu liści wielu innych roślin. Przez to nawet czujne zwierzęta je ignorują, uznając je za niegroźne tło. Myślą, że mogą w takim otoczeniu beztrosko spać i nic ich nie napadnie. A drzewa bywają zawistne, pamiętliwe i mściwe.
Dzięki ponadprzeciętnemu nagromadzeniu magii drzewa obrastające polanę będącą więzieniem Ullysandry nabrały niezwykłych właściwości. Mogły dowolnie wydłużać, skracać i poruszać swymi gałęziami i korzeniami, kosztowało je to jednak wiele energii, dlatego długo czekały na dogodnym dla nich moment, by zemścić się za przypalanie ich żywym ogniem. Zaczaiły się, by wykonać jeden precyzyjny atak. Śpiący Yastre poczuł, jak coś mocno oplata jego nogi i ciągnie go w kierunku polany. Lena krzyknęła - korzenie ożywionych drzew złapały ją w pasie. Panterołak wiele się nie namyślał, zamiast ratować siebie pomógł kotołaczce, ostrymi pazurami rozrywając roślinną tkankę, dzięki czemu jego ukochana mogła uciec. On sam nie miał tyle szczęście. Korzenie złapały go za wszystkie kończyny i nie mógł się im już wyrwać. Został zawleczony z powrotem w gęstwinę i tam zniknął z pola widzenia tych, którzy zostali na zewnątrz. Jego los podzieliła Irme, którą splątane korzenie uchwyciły za ramiona i również wciągnęły w gąszcz gałęzi i pni. Elfów i kotołaczki już nie udało im się złapać, zadowoliły się więc tymi dwiema ofiarami.
- Nie damy rady im pomóc.
Gorzka prawda padła z ust Ullysandry długo po tym, gdy wszystko się uspokoiło. Cała trójka wiedziała, że to prawda i chociaż trudno było się z tym pogodzić, musieli się poddać.
Dwa dni później drzewa znowu się poruszyły. Gęste sploty gałęzi rozluźniły się i spomiędzy nich wyleciała Irme. Dosłownie. Jakby jakaś niewidzialna siła rzuciła nią z ogromną mocą, przez co przeleciała dobrych kilka łokci w powietrzu, a lądując na ziemi jeszcze kawałek się przeturlała. Co dziwne, oprócz tego że przed chwilą się potłukła, zdawało się, że nic jej się nie stało, nie miała żadnych ran ani siniaków. Nie pamiętała nic od momentu pochwycenia przez drzewa, była jednak mądrą dziewczyną i po wyblakłych śladach obozowiska rozpoznała, że nie ma już co szukać reszty drużyny, gdyż ci pewnikiem dawno ruszyli dalej. Ona musiała sama wydostać się z leśnych kniei.
Yastre został uwolniony kolejne trzy dni później. Pod postacią pantery wyczołgał się spomiędzy korzeni i szybko odbiegł na bezpieczną odległość. Długo siedział i wylizywał futro z warstwy błota i pyłu, a gdy już skończył, rozejrzał się wkoło, węsząc jak pies. Zapachy towarzyszy dawno się ulotniły, w ziemi widać było tylko kilka niewyraźnych odcisków butów, które urywały się po kilku krokach. Pantera miauknęła żałośnie, gdy dotarło do niej, że została sama. Ze spuszczonym łbem i ogonem powlokła się przed siebie, nieważne w jakim kierunku.
Ciąg dalszy: Yastre
Ciąg dalszy: Irme
Dzięki ponadprzeciętnemu nagromadzeniu magii drzewa obrastające polanę będącą więzieniem Ullysandry nabrały niezwykłych właściwości. Mogły dowolnie wydłużać, skracać i poruszać swymi gałęziami i korzeniami, kosztowało je to jednak wiele energii, dlatego długo czekały na dogodnym dla nich moment, by zemścić się za przypalanie ich żywym ogniem. Zaczaiły się, by wykonać jeden precyzyjny atak. Śpiący Yastre poczuł, jak coś mocno oplata jego nogi i ciągnie go w kierunku polany. Lena krzyknęła - korzenie ożywionych drzew złapały ją w pasie. Panterołak wiele się nie namyślał, zamiast ratować siebie pomógł kotołaczce, ostrymi pazurami rozrywając roślinną tkankę, dzięki czemu jego ukochana mogła uciec. On sam nie miał tyle szczęście. Korzenie złapały go za wszystkie kończyny i nie mógł się im już wyrwać. Został zawleczony z powrotem w gęstwinę i tam zniknął z pola widzenia tych, którzy zostali na zewnątrz. Jego los podzieliła Irme, którą splątane korzenie uchwyciły za ramiona i również wciągnęły w gąszcz gałęzi i pni. Elfów i kotołaczki już nie udało im się złapać, zadowoliły się więc tymi dwiema ofiarami.
- Nie damy rady im pomóc.
Gorzka prawda padła z ust Ullysandry długo po tym, gdy wszystko się uspokoiło. Cała trójka wiedziała, że to prawda i chociaż trudno było się z tym pogodzić, musieli się poddać.
Dwa dni później drzewa znowu się poruszyły. Gęste sploty gałęzi rozluźniły się i spomiędzy nich wyleciała Irme. Dosłownie. Jakby jakaś niewidzialna siła rzuciła nią z ogromną mocą, przez co przeleciała dobrych kilka łokci w powietrzu, a lądując na ziemi jeszcze kawałek się przeturlała. Co dziwne, oprócz tego że przed chwilą się potłukła, zdawało się, że nic jej się nie stało, nie miała żadnych ran ani siniaków. Nie pamiętała nic od momentu pochwycenia przez drzewa, była jednak mądrą dziewczyną i po wyblakłych śladach obozowiska rozpoznała, że nie ma już co szukać reszty drużyny, gdyż ci pewnikiem dawno ruszyli dalej. Ona musiała sama wydostać się z leśnych kniei.
Yastre został uwolniony kolejne trzy dni później. Pod postacią pantery wyczołgał się spomiędzy korzeni i szybko odbiegł na bezpieczną odległość. Długo siedział i wylizywał futro z warstwy błota i pyłu, a gdy już skończył, rozejrzał się wkoło, węsząc jak pies. Zapachy towarzyszy dawno się ulotniły, w ziemi widać było tylko kilka niewyraźnych odcisków butów, które urywały się po kilku krokach. Pantera miauknęła żałośnie, gdy dotarło do niej, że została sama. Ze spuszczonym łbem i ogonem powlokła się przed siebie, nieważne w jakim kierunku.
Ciąg dalszy: Yastre
Ciąg dalszy: Irme
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość