Strona 3 z 21

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Wto Sie 25, 2015 8:57 pm
autor: Skowronek
        Skowronek musiała przyznać, że Sjans wkroczył w odpowiednim momencie - jeszcze dwa razy wymieniłyby się argumentami i chyba skoczyłyby sobie do gardeł albo elfka musiałaby powiedzieć coś bardzo niemiłego. Musiała przy tym przyznać, że nie chciałaby się bić z Kliri - temperament dziewczyny wzbudził jej sympatię, a poza tym wystarczyłby jeden jej cios, nawet zadany gołą pięścią, by Przyjaciółka została pokonana przez nokaut. I kto wie, kiedy by się obudziła.
        Skowronek nie wtrącała się w ckliwe pożegnanie rodzinki. Odsunęła się o krok i oglądała swoje paznokcie. Już dawno nie miała okazji ich pomalować, nie wyglądały teraz ładnie. Zachowały kształt tylko przez to, że ostatnio nie wykonywała żadnych skomplikowanych prac manualnych. Ostatni był włam w Ekradonie, ta nieszczęsna robota w domu jubilerskim. "Ciekawe co tam u Bariusa... Nawet nie wiem czy przeżył, czy go złapali, czy go powiesili. Jeśli żyje, muszę spać z jednym okiem otwartym, bo pewnie będzie chciał mnie zatłuc..", gdybała, gdy zmiana tonu głosu Kliri kazała jej skupić się na toczonej rozmowie. Niestety, chyba przeoczyła jakiś ważny fragment, bo za nic nie umiała zrozumieć, o co chodzi dziewczynie. Jedyny wniosek do jakiego doszła, był taki, że córka drwala zamierza wyruszyć na swoją misję. "I dobrze. Cokolwiek ją przekonało, ważne, że nie musiałyśmy sobie kłaków wyrywać przy świadkach."
        Skowronek postąpiła krok w kierunku Sjansa, lecz uprzedził ją Thar i to on pierwszy znalazł się przy drwalu. Jak to niedźwiedź, oprócz siły i masy był też zadziwiająco szybki. Nic to, niech sobie pogadają, co złego jeszcze mogłoby się stać? Elfka po prostu stała z tyłu i słuchała. Wcale jej nie zdziwiło, że niedźwiadek został odsunięty od brania udziału w misji, była to całkiem mądra decyzja. No i cóż, cała liczna delegacja rodziny Blewoga nagle skurczyła się do jednego reprezentanta w postaci Botana. "Botan Blewog. Te imiona naprawdę brzmią jak bulgot wody bagiennej. Aż dziw, że nikomu nie przeszkadza moje imię", pomyślała elfka. Uśmiechnęła się do własnych myśli - przypomniało jej się, jak Sjans przedstawił ją niedźwiedziom i jak chłopaki śmiesznie na nią zareagowali. Ciekawe, jak najstarszy z braci przetrawi nowinę, że będzie podróżował z elfką.
        - E?! Ja... - Wyrwana ze swoich przemyśleń Przyjaciółka nie umiała od razu znaleźć ciętej riposty na błyskotliwą obserwację Thara. Zatkało ją. Trzeba było być naprawdę niepoprawnym optymistą, by wymyślić taką historyjkę. Ona miała pożądliwie spoglądać na tych trzech tępych osiłków? Za nic! Raz, że mężczyźni w ogóle ją nie interesowali w romantycznym kontekście, to były cele jak każde inne, które mogą się podobać i można z nimi flirtować, ale broń boże myśleć o nich jako o partnerach, a dwa... No naprawdę, synowie Thara? Bo mało było wokół bystrych i przystojnych, miałaby zadowolić się jednym z tych dzieciaków?
        Na jakąkolwiek odpowiedź było już za późno. Skowronek za długo milczała, co pewnie stary Niedźwiedź uznał za nieme przyznanie się do winy - biedne dziewczę zostało zdemaskowane przez cwanego ojca najlepszej partii na Bagnach. "A niech to! Dobra, niech sobie myśli co chce. W sumie co mi tam...", uznała. Odchrząknęła w kułak, kryjąc w ten sposób krzywy uśmiech. Już i tak mogło być tylko lepiej. Wkrótce mieli opuścić ten przeklęty Kamienny Targ i jego temperamentnych mieszkańców. Jeszcze tylko niech Sjans ucałuje brata na drogę.
        - Mam iść z tobą? - zapytała go, gdy już ruszył, ona jednak nie zrobiła ani kroku. - Spokojna głowa, nie rzucę się na żadnego z synów Thara, jeśli zostawisz mnie bez nadzoru. Jakoś postaram się powstrzymać.
        Dlaczego dobre riposty zawsze przychodzą do głowy po czasie? Elfka nie umiała tego pojąć. Postąpiła zgodnie z życzeniem drwala, poszła z nim albo została i tylko w tym drugim przypadku kazała zadać pytanie, czy Guly nie chce czegoś przekazać swojej panience w Ekradonie.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Czw Sie 27, 2015 12:03 am
autor: Sjans
Sjans skinął Skowronkowi na znak, że powinna pójść wraz z nim.
- Nie zdążyłem cię wcześniej zapytać – rzekł drwal, gdy podążali w kierunku komnat zajmowanych przez Guly’ego. - Znaczy jeśli to nie tajemnica, chętnie dowiedziałbym się powodów, dla których zdecydowałaś się odwiedzić Kamienny Targ? Mało kto wie o istnieniu tej mieściny, a jeszcze mniej ma ochotę ją oglądać. – Dla kogoś takiego jak Skowronek jedynym atutem Mglistych Bagien była ich izolacja i możliwość zbudowania sobie tutaj dobrej kryjówki. Jednak miejsc podobnych do tego z całą pewnością są setki, a jeśli liczyć drobne niedoskonałości tutejszego ludu, wybór elfki mógł budzić ciekawość. Poza tym Sjans zastanawiał się dlaczego Skowronek, która z jednej strony deklarowała, że szuka schronienia, tak łatwo zgodziła się na podróż do Ekradonu gdzie znów przyjdzie jej stanąć na świeczniku.
Drwal pocieszał się faktem, że teraz już wszystko powinno pójść sprawnie. Wystarczająco musiał się wstydzić i tłumaczyć za swoich rodaków. Żałował tylko, że elfce nie dane było poznać Guly’ego sprzed wypadku. Jego młodszy brat, wesoły, inteligentny, a przy tym łatwo nawiązujący kontakty, z całą pewnością był kimś kto przypadłby do gustu dziewczynie. Trudno jednak liczyć by w obecnej sytuacji było to ciekawe spotkanie. O ile w ogóle Guly będzie przytomny i uda im się zamienić z nim kilka słów.
Wszystkie nadzieje Sjansa na chwile spokoju i pokazanie miejscowych w innym świetle, rozwiały się gdy tylko weszli do chaty szumnie zwanej Dworem Ulka. W środku toczyła się regularna bitwa. Panował chaos i destrukcja. Wszędzie walały się poprzewracane szafy, stoły i inne mniejsze elementy wyposażenia. Około dziesięciu zbrojnych zabarykadowało się w pobliżu wejścia na schody. Pod osłoną mebli i tarcz napastnicy usiłowali dostać się na górne piętro, skąd skutecznie powstrzymywała ich grupa ukryta za drugą stertą zdemolowanego sprzętu. W powietrzu latały nie tylko strzały, ale i wszystko czym dało się w siebie rzucić. Królowały dzbany i artykuły kuchenne, ale łatwo też było dostrzec szybujące krzesła, kamienie i włócznie, a nawet żywy inwentarz. Oczywiście wszystko to okraszone był porcją wzajemnych wyzwisk i oszczerstw.
Drwal chwycił się za głowę z przerażenia. Jak w takich warunkach ktokolwiek mógł dojść do zdrowia? Natychmiast dał elfce znak, że powinna skulić się w obawie by nie zostać rażoną czymś bardziej niebezpiecznym niż latająca kura. Ostrożnie podszedł do grupy szturmującej piętro, usiłując dowiedzieć się co jest przyczyną tego chaosu.
- Poszaleliście?! Co wy wyprawiacie?! Nawet dla tego miejsca nie macie świętości!
- Te śmierdzące szczyle myślą, że jako jedyni mają prawo opiekować się lordem. Zasrane gnojki przez swoje nieudacznictwo tylko wpędza Guly'ego do grobu! - wrzeszczał Milfed, niewysoki chudzina, który dowodził oddziałem napastników.
- Sam jesteś łajno! Twoje maści śmierdzą jak krowie placki! Wracaj leczyć kozy! A poważną robotę zostaw tym, którzy się na tym znają! - krzyknął ktoś z góry.
- Ily to ty? - spytał Sjans przekonany, że rozpoznał w dzielnym obrońcy jednego z zatwardziałych zwolenników najmłodszego z Ulki. Ily Croes był najlepszym łucznikiem na Mglistych Bagnach. W rzeczywistości zajmował się krawiectwem, a talent do broni dystansowej odkrył zupełnie przypadkiem. Drwal był kiedyś świadkiem jak Ily polował na w jastrzębia. Celował zdawało by się w nieskończoność, a gdy wreszcie wypuści strzałę ta przeleciała obok szybującego ptaka. "Nie chciałem go zabić" - wyjaśnił Croes drwiącemu z niego Sjansowi - "zamierzałem zdobyć to czerwonawe pióro z jego ogona. Teraz sobie trochę poczekamy aż mój łup raczy tu spaść". Ulka doskonale pamiętał, że nazwał wówczas Ilego idiotą. Problem w tym, że krawiec do dziś nosi owe pióro wpięte w swoją przepaskę na włosy. Oczywiście Ily, gdy wymagała tego sytuacja, potrafił strzelać bardzo szybko, dzięki czemu mógł spokojnie trzymać na dystans dziesięcioosobowy oddział.
- Czołem drwalu - padła odpowiedź potwierdzająca domysły Sjansa.
- Milfed. O co tu chodzi? Gdzie jest Gofal? Dlaczego nasz medyk nie zajmuje się rannym?
- Te pastuchy go utłukły. Dlatego właśnie tu jesteśmy - wyjaśnił zapytany.
Sjans czuł, że zgrzyta z złości zębami. Kiedyś nie wytrzyma i sam pozabija wszystkich tych baranów, a zrobi to przy użyciu najbardziej tępego narzędzia jakie uda mu się znaleźć.
- Ily, na litość boską. Powiedz mi, że Gofal jest z tobą! - krzyknął na górę.
Przez chwile w pomieszczeni zapanowała cisza, po czym łucznik odpowiedział.
- Jest!
- Chciałbym z nim porozmawiać! - dopominał się Sjans.
Illy znów zwlekał z odpowiedzią.
- Nie da się!
- Co u licha ma znaczyć że się nie da?! - Gotował się drwal.
- Znaczy tyle, że nasz nadworny medyk mdleje na widok niewielkiej ilości krwi. - Tym razem to kobiecy głos włączył się do dyskusji. Acit, dziewczyna Ilego, zajmowała się głównie asystowaniem przy porodach, co na standardy Kamiennego Targu oznaczało, że może czuć się odpowiednią osobą do opieki nad rannym. A przynajmniej odpowiednią w równym stopniu co weterynarz Milfed.
- Czy poza wami ktoś jeszcze jest tam na górze? - spytał Sjans.
- Nie! I tak jest tu dość ciasno - wyjaśniła Acit.
- Dobrze. - Tym razem drwal zwrócił się do grupy Milfeda. - Chciałbym byście na chwile wyszli. Porozmawiam z tymi na górze i postaram się załagodzić całą sytuację - zaproponował.
- Nie ma mowy. Zaczęliśmy oblężenie i nie odstąpimy. Jak trzeba weźmiemy ich głodem - oświadczył Milfed.
- Głodem? Przecież tam jest wasz lord! Poza tym cały czas obrzucacie się kurczakami! - Drwal przypomniał sobie o obecności elfki. Czuł, że za chwilę spali się z wstydu z powodu głupoty swoich ludzi. - Ily posłuchaj mnie! Doliczę do trzech, a potem usunę tą barykadę. Chciałbym, abyś wpakował strzałę w rzyć wszystkich tych, którzy po tym czasie będą tu stali.
- Się robi, wodzu!
- Pomijając rzecz jasna mnie i dziewczynę!
- Psujesz mi zabawę! No dobra! - Nie czekając na reakcje zgromadzony wokół siebie wojaków, Sjans przepchnął stół, za którym kryli się napastnicy. Ludzie Milfeda w popłochu rzucili się do ucieczki, a Ily rozpoczął swoja kanonadę.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Czw Sie 27, 2015 11:41 pm
autor: Skowronek
        Elfka zaraz podążyła za Sjansem i zrównała się z nim krokiem, chociaż było to trochę trudne, wszak drwal miał od niej znacznie dłuższe nogi, a błotnista nawierzchnia wcale nie ułatwiała zadania. Przyjaciółka raz za razem musiała przeskakiwać kałuże, można było wręcz odnieść wrażenie, że sprawia jej to przyjemność i specjalnie wybiera taką trasę, by jak najczęściej trafiać na przeszkody.
        Pytanie Ulki sprawiło, że Skowronek utkwiła w nim swoje spojrzenie i trochę zwolniła, nie skakała już też przez kałuże. Milczała przez moment, a na jej wargach pojawił się lekki uśmiech.
        - To dobre pytanie - przyznała. - I nie ma powodu, bym miała unikać odpowiedzi na nie. Włóczyłam się po prostu po okolicy. Moja ostatnia robota zakończyła się niefortunnie, zleceniodawca skończył z kamieniem przy szyi na dnie rzeki, nie z mojej winy oczywiście, ale musiałam zniknąć, by nikomu nie przyszło do głowy łączyć jego, mnie i moich towarzyszy. Takie małe podwórkowe wojny jak u was tylko znacznie... cichsze. I nie tak rozrywkowe. W każdym razie, z tego powodu musiałam na moment odejść z gry i nie pokazywać się nikomu na oczy, a ta okolicy nadaje się do tego doskonale. A konkretnie do Kamiennego Targu trafiłam dzięki tobie i niedźwiedziom, szłam po prostu za wami, bo zdawaliście się mi ciekawi, a już strasznie mi się nudziło. Nieczęsto tyle dni spędzam w bezczynności, w odosobnieniu od moich ziomków.
        Skowronek skinęła głową i podniosła wzrok na Sjansa - skończyła i teraz czekała na ewentualną reakcję albo pytania doprecyzowujące. Drwal mógł czuć się oburzony tym, że był śledzony i podsłuchiwany, ale przynajmniej usłyszał prawdę - co z tym zrobi, to już jego sprawa. Nie było zresztą czasu, by się teraz kłócić czy spierać, bo właśnie dotarli do celu swego krótkiego spaceru, sporej chaty, która najwyraźniej robiła w tych okolicach za siedzibę władcy. Gdyby kogoś interesowało zdanie elfki, powiedziałaby, że to bardzo skromny budynek i w życiu nie szukałaby w środku żadnego lorda. Mgliste Bagna zaskakiwały na każdym kroku.
        Jeszcze przed wejście do środka Przyjaciółka uchyliła się przed przedmiotem, który leciał w jej stronę. Był to jakiś kubek albo mały gliniany garnczek, trudno było go zidentyfikować, gdyż zaraz roztrzaskał się o jeden z kamieni w drodze. Elfka patrzyła na niego z niedowierzaniem, po czym podążyła za Sjansem do środka. Tam nim zdążyła się rozejrzeć, złapała kolejny przedmiot ciśnięty w jej stronę. Było to jabłko. Dla Skowronka sytuacja była tak absurdalna, że roześmiała się, wpatrzona w trzymany w ręce owoc, po czym wytarła go o przód kurtki i ugryzła kęs. Spojrzała na drwala, który nerwowym gestem kazał jej przywarować, co też uczyniła. Została z tyłu, już poza zasięgiem większości pocisków i tylko pilnowała, by tym nielicznym mocniej rzuconym schodzić z linii lotu. Cały czas pogryzała jabłko, którego winny smak na swój sposób rozgrzewał po tym całym dniu moknięcia na zewnątrz. Żal jej było Sjansa. Biedak sprawiał wrażenie jedynej logicznie myślącej osoby na całych Bagnach, która rozpaczliwie próbowała wszystko poskładać do kupy, ale misja okazywała się być niewykonalna. "Ciekawe, jaki jest ten Guly, podobny do brata czy do swoich poddanych?", przemknęło jej przez myśl. Obie zwaśnione strony właśnie obrzucały się wyzwiskami i niewiele brakowało, by znowu w ruch poszły losowe przedmioty znajdujące się pod ręką. Negocjacje drwala jednak przynosiły efekty, ba, zdawało się, że sama jego obecność wystarczy, by utrzymać tych narwańców w ryzach. "Chwila, chwila. Na górze są cztery osoby, w tym dwie prawdopodobnie nieprzytomne? No to niezłe ziółka muszą być z tej dwójki, skoro dają taki odpór tej bandzie na dole", pomyślała z uznaniem elfka. Na dodatek Ily ze swoimi rozbrajającymi odpowiedziami robił na niej dobre wrażenie, może należał do tych lotniejszych umysłowo osób w tej osadzie.
        - Gorzej ci! - wyraziła swoje niezadowolenie Skowronek, gdy Sjans nagle kazał mężczyźnie na górze strzelać do wszystkiego, co się rusza na dole. W jej głosie słychać było niedowierzanie i może nawet odrobinę strachu. Teoretycznie ona i drwal powinni być bezpieczni, ale nikt jej tego nie gwarantował. Elfka już nieraz miała wątpliwą przyjemność uchylać się przed strzałami i wiedziała, że nie jest to wcale takie łatwe. Szybko rzuciła jabłko na bok, otarła usta wierzchem dłoni i odskoczyła od ściany, pod którą stała. W mgnieniu oka podbiegła do Sjansa i schowała się za nim, raz by nie zostać trafioną strzałą, a dwa by nie stratowali jej uciekające zza rozwalonej barykady ruchome cele. Przelotnie skrzyżowała swoje spojrzenie ze spojrzeniem drwala.
        - Przy tobie najbezpieczniej - powiedziała krótko. Nawet gdyby została uraczona kąśliwym komentarzem, nie zabolałoby ją to, co najwyżej odpyskowałaby coś o poronionych pomysłach. Jakim cudem Ily miał niby uważać na dwie osoby w takiej ciżbie? Był aż tak dobrym łucznikiem?

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Sob Sie 29, 2015 9:37 pm
autor: Sjans
Sjans stał bez ruchu czekając aż Ily zakończy ostrzał uciekających popleczników Milfeda. W kanonadzie Croesa nie było przypadku. Jeśli łucznik zamierzał w coś trafić, to jego strzały lądowały dokładnie w tym miejscu, w którym było im to przeznaczone. Zasada ta działała również w drugą stronę, a drwalowi pozostawało wierzyć, że on sam nie był planowanym przez Ily'ego celem. Ewentualne nerwowe ruchy i próby odskakiwania w bok by ominąć lecące strzały, mogłyby odnieść przeciwny skutek, sprawiając że Sjans lub Skowronek sami nadzialiby się na groty, które wcale nie były dla nich przeznaczone. Pozostawało czekać aż ostatnia ze strzał z świstem przeleci gdzieś wokół głowy drwala.
- Nadal uważasz, że to atrakcyjne miejsce? - Sjans spytał Skowronka, chcąc skupić uwagę dziewczyny na czymś innym niż mijające ich pociski. Na szczęście Ily, który na co dzień miał w zwyczaju interpretować wydawane mu polecenia dość dosłownie, tym razem potraktował słowa drwala ze stosownym dystansem. Jedynie sam Milfed był tym, który opuścił budynek z okrzykiem bólu i strzałą tkwiącą w jednym z pośladków. - Mimo wszystko to dobrzy ludzie - dodał Sjans, czując się w obowiązku stanąć w obronie swoich rodaków. Rodaków, których mimo wszystkich ułomności nie zamieniłby na nikogo innego.
Gdy tylko pomieszczenie opustoszało, wokół zapanowała błoga cisza. Sjans zastanawiał się co powinien zrobić z zadziorną parą obrońców piętra. Najlepiej jeśli uda mu się przekonać Ily'ego i Acit do zajęcia miejsca niedźwiedzi i wzięcia udziału w jego misji. W ten sposób ułatwiłby też Kliri wydostanie swojego brata z rąk niesfornych opiekunów.
- Czy teraz możemy wejść na górę? - spytał. Na odpowiedź znów przyszło mu trochę poczekać. Najwyraźniej Ily strzelał dużo szybciej niż myślał.
- Lordowi potrzebny jest teraz spokój. - Padła odpowiedź.
- Dobrze, że podkreśliłeś słowo "teraz" - ironicznie zauważył drwal. Sądząc po dotychczasowych wydarzeniach, wcześniej Guly'emu brakowało hałaśliwej rozrywki. - Posłuchaj, zajmiemy wam tylko chwilę. Poza tym jestem tu z rozkazu Guly'ego. Chyba rozumiesz, że musimy go zobaczyć.
- Dobra tylko chwilę i macie być cicho! - krzyknął Ily.
Sjans i Skowronek mogli wreszcie wejść na piętro. W niewielkim pomieszczeniu będącym przedsionkiem komnat lorda panował jeszcze większy bałagan niż na dole. Acit podzieliła go na kilka stref. W jednej była kuchnia i coś co przypominało warsztat alchemika, tuż obok walały się porozrzucane księgi służące dziewczynie za źródło informacji na temat tego jak postawić na nogi ciężko rannych, dalej było coś na kształt pralni, gdzie suszyły się opatrunki, a po przeciwnej stronie mieli zbrojownie i stertę tego co uznali za amunicję, a także barykadę, za którą czaił się Ily.
Acit nieustanie przemieszczała się między poszczególnymi kącikami, za każdym razem tratując leżącego na środku nadwornego medyka. Gofal nie miał szczęścia. Jego ciało zostało potraktowane jak kłoda na drodze. Dziewczyna raz za razem deptała lub kopała starca, nie bardzo wiedząc gdzie ulokować jego ciało. Sadząc po kierunku, w którym spychała Gofala, wkrótce miał on zostać zaliczony jako cześć amunicji.
- Skowronku, przedstawiam ci dwójkę przybocznych mojego brata. Ten wysoki i szczupły rudzielec to Ily Croes, najlepszy łucznik w Ekradonie, a przy tym zdolny krawiec i znawca mody. - Młody Ily uśmiechnął się szeroko na widok elfki.
- Właściwie to powinieneś powiedzieć, że najlepszy krawiec, a łucznik to taki sobie - sprostował.
- A ta lokowana dama to Gyneid Acit, jako że sama nie cierpi swojego imienia ,przez miejscowych znana lepiej jako Ważka. - Gyneid tylko skinęła w stronę elfki nie przestając studiować czegoś w księgach.
- To dlatego, że nie gryzą mnie komary - wyjaśniła swój przydomek.
- Naprawdę uważacie, że jesteście w stanie pomóc Guly'emu? - Sjans od razu postanowił przejść do sedna sprawy. Nie mieli dużo czasu. Guly umierał, Kliri z całą pewnością paliła się do działania, a sam Milfed również nie powiedział ostatniego słowa. Mądre przysłowie ludowe mówi, że jeśli wpakujesz komuś strzałę w dupsko, ten ktoś nie będzie dłużej twoim przyjacielem.
- Przynajmniej się staramy - odpowiedziała Ważka.
- A co byście powiedzieli na to, gdybym miał dla was ofertę pomocy. Coś, co mogłoby pomóc lordowi nie tylko w fizycznych dolegliwościach, ale także byłoby w stanie poprawić jego samopoczucie? - zaproponował Sjans. Ily i Gyneid nie zaliczali się do osób, na których sama zemsta robiła wielkie wrażenie. Jednak zadanie Skowronka z pewnością mogłoby ich zainteresować. Małżeństwo Guly'ego w ich oczach byłoby niezłym żartem i okazją do wywołania zamieszania. - W skrócie rzecz ujmując, zostawiamy Kliri leczenie naszego chłopaka, a sami wyruszamy po jego ukochaną, przez którą wszyscy mamy tyle problemów.
Para przez chwile zastanawiała się nad tą propozycją.
- Zapowiedziałem mu już, że zabiję go gdy tylko wróci do zdrowia, więc... - zaczął Ily gdy pierwsza z płonących pochodni wpadła do środka. Za chwilę w jej ślady poszły kolejne, a z zewnątrz dobiegły okrzyki tryumfu. Upokorzeni ludzie Milfed posunęli się do tego by wykurzyć łucznika i Acit przy użyciu ognia i dymu. Sjansowi na chwile opadły ręce. Ci idioci zupełnie przestali się liczyć z faktem, że przy okazji spaliliby swojego lorda.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Nie Sie 30, 2015 10:43 pm
autor: Skowronek
        Elfka trzymała się blisko Sjansa, tak, by drwal stał między nią a łucznikiem na górze jako swoista tarcza. Spostrzegła jednak, że Ily faktycznie dobrze radził sobie z łukiem i pogonił kota oblegającym schody furiatom bez czynienia większych szkód. Elfce przemknęło przez myśl, że na tych Bagnach jest zadziwiająco wiele talentów, które marnują się siedząc tak pośrodku niczego. Ale to oczywiście nie jej sprawa, każdy ma co lubi.
        - Nadal - zgodziła się ze słowami Sjansa. - Wierzę, że są dobrzy, ale szaleństwa też nie można im odmówić... Fajne chłopaki.
        Elfka podniosła na drwala wzrok, uśmiechając się przy tym delikatnie. Naprawdę uważała, że tutejsi mieszkańcu nie są tacy źli, o ile nie wchodzili jej w paradę, gdy mogła ich obserwować z daleka i mieć pewność, że żaden nie będzie chciał jej pomagać w ten czy inny sposób.
        Po błyskawicznej ucieczce drużyny z dołu schodów zrobiło się tak cicho, że Skowronek aż słyszała jak dzwoni jej w uszach. Niech to, jeśli tak się nad tym głębiej zastanowić, to w Kamiennym Targu tak cicho było wyjątkowo rzadko. Ten błogi spokój zmącił Sjans, negocjując możliwość wejścia do swojego brata. Całe szczęście nie trwało to długo - jeszcze tego by brakowało, by rodzina lorda nie miała do niego dostępu, bo tak zdecydowałyby dwie przypadkowe osoby. To wyglądałoby prawie jak porwanie, gdyby nie to, że nie przyświecał temu żaden konkretny cel.
        Elfka po przekroczeniu progu komnaty na piętrze rozejrzała się dokładnie. Było tam ciasno i brudno, widać było, że nikt nie panuje nad sytuacją, a lord nie ma warunków do rekonwalescencji. Na środku pokoju leżały zwłoki albo też ktoś, komu do zwłok było bardzo blisko, wszędzie panował chaos, po ludziach znać było nerwowość. Przynajmniej parka zajmująca się Gulym nie panikowała, mimo nerwów starała się sobie jakoś radzić na swój własny sposób. Łucznik nadal pilnował wejścia na piętro, jego dziewczyna chyba starała się znaleźć remedium na dolegliwości umierającego lorda. Nie wyglądało, by znała się na rzeczy, raczej uczyła się w przyspieszonym tempie i próbowała sama dopowiedzieć sobie resztę. To mogło się bardzo różnie skończyć - chyba bez interwencji Kliri się nie obędzie. Bratanica lorda naprawdę musiała znaleźć dla niego medyków z prawdziwego zdarzenia, a najlepiej zabrać go stąd jak najszybciej mogła. Mieszkańcy Bagien sprawiali wrażenie silnych i wytrzymałych, ale w takich warunkach i to mogło się na niewiele zdać.
        Podczas wymiany grzeczności Skowronek zdjęła kaptur z głowy i ukłoniła się obojgu w kolejności, w jakiej zostali jej przedstawieni. Rozbawiło ją to, że łucznik przede wszystkim parał się krawiectwem - ten zawód niespecjalnie kojarzył jej się z mężczyzną, widać ten tutaj musiał mieć naprawdę wielki dar do operowania igłą. "Ciekawe, czy Guly'ego również szył", zastanawiała się przez moment elfka. Spodobało jej się też, że dziewczynę nazywają Ważką - to kojarzyło jej się z Przyjaciółmi, którzy zawsze nosili imiona będące nazwami zwierząt. Co prawda z reguły były to ptaki i leśne ssaki, ale owad też pewnie się trafiał tu czy tam.
        - Ja jestem Skowronek, ale za moim imieniem nie kryje się żadna ciekawa historia - przedstawiła się elfka, by formalności stało się za dość. - Pomagam Sjansowi w jego misji.
        Czemu nie przyznała wprost, że ma swoją robotę do wykonania, a wszystko zrzuciła na drwala? Sama nie wiedziała. Nie chciała jednak mówić "lord Asets zlecił mi zadanie " albo cokolwiek w tym stylu, może wolała oszczędzić sobie pytań na samym wstępie. Nie wtrącała się więc do rozmowy tylko słuchała z boku tego, jak Ulka proponował Ily'emu i Ważce wejście do spółki. Zawierzyła jego osądowi - skoro według niego ta para mogła im się przydać, niech idą. Lepsi oni niż niedźwiadki. Tym bardziej, że chyba zamierzali się zgodzić bez zbędnego miauczenia.
        Nagle do pomieszczenia wpadła pochodnia. Elfka uskoczyła wgłąb pokoju wpatrując się z niedowierzaniem w żagiew. Gdy dotarło do niej, że to drużyna z parteru nie chce dać za wygraną, momentalnie trafił ją szlag. Do tej pory była cierpliwa i pozwalała, by to Sjans łagodził wszystkie sytuacje, ale teraz już nie zamierzała stać z boku. Po prostu coś w niej pękło.
        - Państwo wybaczą... - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Złapała jedną z pochodni i wyszła na schody. Uchyliła się przed kolejnym płonącym pociskiem.
        - Z owcą na rozumy żeście się pomieniali?! - wrzasnęła, schodząc na dół. - W dupy sobie powsadzajcie te pochodnie! Tam jest wasz lord, czy do jasnej cholery chcecie mu pomóc, czy go zatłuc?! Myślcie co robicie! Sjans, Bulwater, Nuwor próbują zrobić coś pożytecznego, a wy zachowujecie się jak kury z obciętymi łbami! Won stąd wszyscy! Guly jest teraz z bratem i potrzebuje spokoju!
        Skowronek zeszła do bandy na parterze wściekła jak wszyscy diabli, cisnęła im pod nogi pochodnię, którą wyniosła z tamtego pokoju. Ze swoimi gabarytami mogła śmiało zostać zignorowana, ale reprezentowała sobą taką furię, że niektórzy mogli się wystraszyć. Nie zastanawiała się nawet nad tym, że może oberwać, ba, mogą ją nawet zatłuc. Niestety jej poczucie własnej wartości czasami nie pozwalało jej siedzieć cicho.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Śro Wrz 02, 2015 1:38 pm
autor: Sjans
Sjans miał wrażenie że odkąd przybył do Kamiennego Targu nie zajmował się niczym innym niż łagodzeniem sporów, studzeniem emocji, zapobieganiem konfliktom oraz gaszeniem rozpalonych głów, zapalczywych mieszkańców Mglistych Bagien. A teraz przyszło mu walczyć z prawdziwym ogniem. Nic dziwnego że Skowronek w końcu nie wytrzymała i wybuchła, przy okazji pokazując że jej charakter potrafi być równie temperamentny. Drwal żałował ze nie miał okazji ujrzeć z bliska rozzłoszczonej twarzy elfki. Z swoją drobna posturą musiała wyglądać dość zabawnie wygrażając tuzinowi umięśnionych chłopów.
Dużo pilniejszym problemem dla Sjansa, Ilego i Ważki było zapanowanie nad rozprzestrzeniającym się żywiołem. Niestety cześć wrzuconych do wnętrza budynku pochodni trafiło na bardzo sprzyjający grunt, jak chociażby porozrzucane wszędzie przez Gyneid księgi. Ogień błyskawicznie zaczął obejmować kolejne fragmenty pomieszczenia, a znajdujące się w nim osoby nie były w stanie same ugasić płomieni.
Z zewnątrz, do uwijającego się nad tłumieniem pożaru drwala, dochodziły tylko nieliczne okrzyki sugerujące o toczących się tam wydarzeniach. Sądząc po reakcjach zebranych, słowa elfki nie zdołały przemówić do rozsądku ludziom Milfeda. Zresztą chyba nie było takiego który by to potrafił.
- Złaź z drogi, głupia babo! – Padła odpowiedź. - Do garów!
Wśród typowych dla takiej chwili wyzwisk i pogróżek kierowanych w stronę elfki, w tłumie znalazły się także dość błyskotliwe osoby o nietypowych reakcjach.
- Pierdzielenie i potwarz! To Ily podpalił budynek żeby ukryć nieudolne praktyki swojej kochanki wiedźmy. Zamordowali lorda a teraz usiłują obarczyć nas wina! – Sjans zastanowił się czy ów krzykacz nie stoi tam właśnie trzymając pochodni w jednej ręce. Parszywe łajdaki. Gdyby nie konieczność ratowania Guly’ego natychmiast zszedł by na dziedziniec i przywalił temu zarozumialcowi.
Jak się okazało wcale nie musiał.
- Aresztować tych ludzi za zdradę i próbę zabójstwa lorda! – Usłyszał głos Kliri po czym zamiast wymiany zdań z zewnątrz dochodziły już tylko odgłosy gigantycznej bójki. Jakby tego było mało do sprawy z sobie tylko wrodzoną gracja włączył się Boug Bulwater.
- Mózg wam wypaliło zasrane ścierwa!? Natychmiast przestać albo skopię dupsko każdemu kto w tej chwili nie chwyci za wiadro i nie weźmie się za gaszenie pożaru! – Wrzeszczał pasterz, a jako że jego słowa nie zrobiły na walczących żadnego wrażenia, Boug przeszedł od słów do czynów, potęgując tym samym całe zamieszanie.
Sjans miał już pewność ze nikt nie przyjdzie im z pomocą, a jedyną opcją na ocalenie jest ucieczka.
- Zostawcie to! – Rozkazał łucznikowi i Acit. - Zabieramy stąd Guly’ego i spadamy. Wy zajmijcie się Gofalem, a ja poniosę brata. – Oznajmił, wbiegając do sali lorda. Ranny Ulka pogrążony był w głębokim snie. Najwyraźniej Gyneid musiała nafaszerować go środkami znieczulającymi. Drwal przerzucił sobie nieprzytomnego brata przez ramię i ruszył wraz z nim w kierunku schodów. Po drodze zorientował się że Ily i Ważka byli dużo mniej delikatni jeśli chodzi o zatroszczenie się o naczelnego medyka. Łucznik ciągnął jego ciało po ziemi, trzymając je za nogi w taki sposób że głowa starca raz za razem uderzała o próg schodów, natomiast dziewczyna zajęła się ratowaniem ich dobytku. Widok był równie komiczny co przerażający. Nie było jednak czasu by zwracać komukolwiek uwagę.
Gdy cała piątka dotarła na parter, w drzwiach płonącego budynku pojawiła się Kliri.
- Zajmę się nim! – Powiedziała wskazując na lorda. – To zamieszanie jest mi bardzo na rękę. Normalnie miejscowi za nic nie pozwolili by mi opuścić miasta wraz z lordem, a w obecnych okolicznościach pewnie nawet nie zauważą co się dzieje.
Córka Sjansa miała w tym przypadku sporo racji. Sytuacja wyglądała na niezwykle sprzyjającą. Do tego stopnia ze drwal zaczął się zastanawiać w jakim stopniu została ona przez dziewczynę zaaranżowana. Wszystko wyglądało dobrze jeśli nie liczyć elfki uwikłanej gdzieś tam w zbiorowisko walczących. „Przecież oni ją tam rozdepczą jak robaka”.
- Gdzie u licha jest Skowronek? – Zapytał Sjans.
- Spokojnie. Z tego co zauważyłam gdy tylko rozpętała się burza, Botan rzucił się twojej przyjaciółce na pomoc. Chociaż z drugiej strony był tak zaaferowany całą sytuacją że równie dobrze mógł ją znokautować zamiast ocalić. – Wyjaśniła Kliri.
Powierzając córce opiekę nad lordem, drwal natychmiast ruszył na zewnątrz z zamiarem jak najszybszego dotarcia do Skowronka i Botana. Zdecydował że nie będzie ratował samej budowli. Niech spłonie a ci głupcy niech się nawzajem zatłuką. Dla Sjansa liczyło się przede wszystkim to by jak najszybciej opuścić Kamienny Targ wraz z swoją drużyną i zająć się wreszcie przeznaczoną im misją.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Pią Wrz 04, 2015 11:11 pm
autor: Skowronek
        Wszyscy wrzeszczeli. Na dole każdy krzyczał swoje, wyciągając z zanadrza coraz to ciekawsze i bardziej absurdalne bajki, aż się tego wszystkiego nie dało słuchać na trzeźwo. A na górze też wrzało - Skowronek słyszała podniesiony głos Sjansa, nie rozróżniała jednak słów. Nie pomyślała nawet o tym, czy oni we trójkę sobie poradzą, ale przecież byli dorośli, w miarę rozgarnięci, a w każdym razie słuchający Ulki. Zgaszą ogień w ten czy inny sposób albo jakoś się stamtąd ewakuują, dadzą sobie radę. Elfka musiała poradzić sobie z tymi gamoniami na dole. Nie posłuchali jej, wręcz została wyśmiana, ale w sumie czego się spodziewała? Nie zamierzała jednak składać broni - gdy już raz ruszyła, była zawzięta jak pies do zagryzania byków. Tylko taki mały, skondensowany.
        - Swojej starej się boisz, to do mnie będziesz fikał? Pewno, jak się taki wymoczek wyrwie spod pantofla, to później odpiernicza takie głupoty! - odparowała pierwszemu, który zakrzyknął w jej stronę "do garów", wskazując za siebie na podpalany budynek. Oj bardzo nie lubiła, gdy takie slogany padały pod jej adresem, głównie przez to, że rzucali je mężczyźni, którzy nie mieliby z nią żadnych szans, gdyby chciała im zaszkodzić w ten czy inny sposób. Niestety, tyle osób próbowało ją zawrzeszczeć, że nie każdemu dawała radę odpowiedzieć, zresztą, próba przemówienia im do rozsądku była jak rozmowa ze ślepym o kolorach, zupełnie bezsensowna. W końcu elfce zupełnie puściły nerwy. Sięgnęła do rękawa po nóż i ruszyła na ostatniego idiotę, który śmiał się odezwać. Na ten moment trafiła Kliri. Jej słowa wywołały poruszenie wśród oblegających dwór głupków i od razu zrobił się młyn. Skowronek stała zbyt blisko i została wciągnięta do regularnej, rasowej bójki bez zasad i z bardzo luźno zarysowanymi sojuszami, gdzie każdy mógł oberwać od każdego. Kątem oka zobaczyła Bulwatera, który niczym taran wbił się w ludzki tumult i z miejsca spacyfikował kilku stojących mu na drodze krzykaczy. Jego "charyzmie' uległa część osób, kilka jednostek oderwało się od walczącej grupy i pobiegło po wiadra, reszcie jednak nie w głowie było przerywać tak dobrą zabawę.
        A Skowronek? A Skowronek sobie radziła. Już raz tego dnia była w podobnym młynie, wtedy jednak nie miała w ręce noża. Przez moment targały nią wątpliwości: zrobić z niego użytek czy też nie? Aktualna sytuacja była dla niej wręcz idealna do zadawania zabójczych ciosów... Ale się od tego powstrzymała. W końcu mieszkańcy Mglistych Bagien musieli się oszczędzać, jeśli chcieli wystawić jak najwięcej osób do nadchodzącej bitwy, uszczuplanie ich szeregów z powodu własnej dumy byłoby sporym nietaktem ze strony Skowronka. Przez to elfka obróciła nóż w dłoni, by ostrze trzymać blisko ręki i nie móc nikogo zranić. Uchyliła się przed jakimś wieśniakiem, który na odlew wywijał rękami, po czym dopiero miała moment, by schować nóż w kaburze. Kopnęła kogoś w bardzo bolesny sposób w nogę, by zrobić sobie trochę miejsce: najwyższa pora wyrwać się z tego tumultu. Skowronek planowała przedrzeć się trochę bliżej Bouga, by ten jej trochę pomógł, ale nie dotarła do niego. Ktoś z impetem wpadł na jej plecy, elfka momentalnie straciła grunt pod nogami i upadła twarzą w błoto. Na domiar złego ktokolwiek ją powalił, został przez nią przypadkowo podcięty i również nie utrzymał równowagi. Chwilę później wylądował na Skowronku. Przyjaciółka na moment straciła dech, ale to ją nie przeraziło. Momentalnie sięgnęła za siebie nad ramieniem i złapała delikwenta za twarz, tak by bolało. Zadziałało, jednak jęk boleści brzmiał jakoś znajomo. Elfka wysiliła się, by spojrzeć za siebie.
        - Botan? - parsknęła. - Złaź ze mnie! Opuszczamy zabawę, weź mi pomóż.
        Po stanięciu na nogi elfka po prostu przedzierała się za Botanem i starała się, by już nikt więcej jej tak nie zaskoczył. Niedźwiadek był ciężki i Przyjaciółkę do tej pory wszystko bolało po bliskim spotkaniu z nim. Całe szczęście błoto jakoś zamortyzowało upadek, bo w przeciwnym razie zostałby z niej naleśnik. Właśnie, błoto... Skowronek była w stanie postawić worek złota na to, że ma je nawet w uszach i wygląda jak jakiś bagienny potwór. Będzie musiała się przy najbliższej okazji doprowadzić do porządku, by psy nie wyły na jej widok...
        Z Botanem wyrwanie się z placu boju nie było już tak skomplikowane. Skowronek odetchnęła i otarła twarz, by chociaż odrobinę doprowadzić się do porządku.
        - Chodźmy znaleźć Sjansa i spadajmy stąd - orzekła, po czym ruszyła nie oglądając się by sprawdzić, czy Niedźwiadek idzie za nią. Nie zrobiła jednak dwóch kroków, gdy dostrzegła drwala na tle płonącego dworu. Podeszła do niego bez słowa.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Nie Wrz 06, 2015 9:35 pm
autor: Sjans
Na szczęście Skowronek i Botan odnaleźli się sami. Byli na tyle rozumni by nie dać się wciągnąć w toczącą się bójkę, która nie mogła przynieść im nic więcej niż kilka złamań, siniaków i trudno gojących się ran. Rzecz jasna główna w tym zasługa elfki, gdyż w rozsądek niedźwiedzia ciężko było uwierzyć. Dziewczyna wyglądała jakby właśnie przeciągnięto ją końmi wzdłuż granicy Mglistych Bagien. Co ciekawe wcale nie ujęło jej to godności i dumnej postawy. Sjans gotów byłby stwierdzić, że Skowronek czuje się spełniona i zadowolona z siebie. Jakkolwiek nie zyskała posłuchu i nie zdołała narzucić swojej logicznej wizji większości zebranych, ale przynajmniej rozładowała własne frustrację i wzbierające w niej oburzenie.
Zupełnie inaczej rzecz miała się z Botanem. Teoretycznie młody niedźwiedź powinien tryskać energią i humorem. Walka to był jego żywioł. Zwłaszcza walka tego typu. Chaotyczna, brudna i bez zasad. Oto wreszcie zyskał okazję by się do czegoś przydać, wykazać męstwem i odwagą oraz uratować dziewczynę z opresji. Botan z całą pewnością był kimś kto zaryzykowałby te kilka siniaków dla takiej szansy. Tymczasem wbrew wszelkiej logice, syn Thara wyglądał za zagubionego i oszołomionego, niezdolnego do podejmowania własnych decyzji, dającego się bezwiednie prowadzić Skowronkowi, a przy tym bladego jakby cała krew odpłynęła mu w pięty. Młody niedźwiedź stał półprzytomny wymawiając co jakiś czas coś na kształt "ee...eee...e".
Sjans dał znać swoim towarzyszom, że powinni natychmiast opuścić osadę. Na szczęście cała czwórka posłuchała go bez sprzeciwu. Drwal spojrzał raz jeszcze w stronę walczących. Zastanawiał się kiedy ta banda głupców dostrzeże nieobecność lorda i jak będą z tego faktu tłumaczyć się przez Asetem? Przez chwilę pożałował, że nie będzie go przy tej chwili. Mało prawdopodobne by nawet taka lekcja nauczyła tu kogoś czegokolwiek, dlatego oni sami powinni przede wszystkim zająć się własną misją.
Dopiero gdy cała grupa opuściła mury Kamiennego Targu, Sjans oznajmił, że powinni się zatrzymać. Zamierzał w krótkich słowach wyjaśnić członkom drużyny na czym polegało będzie ich zadanie. Miał nadzieję, że jeśli odpowiednio przedstawi wszystkim wagę misji jakiej się podjęli, to zwiększy tym samym w swoich towarzyszach poczucie zaangażowania w drodze do osiągnięcia celu.
- Słuchajcie wszyscy - zaczął przemowę drwal. - Jak zapewne już wiecie, wyruszamy do Ekradonu. Naszym głównym celem jest młoda Styfingówna i sprowadzenie jej bezpiecznie na Mgliste Bagna. Powinniśmy również poinformować monarchę o wszystkim, co dzieje się na naszych ziemiach, co tym bardziej podkreśla fakt jak ważna jest dla nas ta dziewczyna. Jej zeznania mogą potwierdzić lub zaprzeczyć faktom, które przedstawimy na dworze. Niestety nie wiem nic o charakterze córki Styfinga i o tym jak bardzo wdała się ona w swego ojca.
Sjans szybko zorientował się, że nikt go nie słucha. Botan cały czas chrząkał i zachowywał się jakby się dusił. Ily walił go z całej siły po plecach, usiłując ulżyć nieco w mękach młodego.
- No co ty? Tak bardzo ci przywalili? Powinieneś, za swoim starym, wygłosić teraz mowę na temat tego czego to niedźwiedzie nie robią i jakie to nie są wspaniałe - namawiał łucznik.
- Botan? Nasz Botan? - Gyneid pytająco spoglądała na Skowronka, zawierając w tych dwóch słowach wszelkie wątpliwości, niedowierzania i oskarżenia jakie zdołała wymyślić ludzkość. Wystarczyło, że Ważka tylko przez moment widziała elfkę razem z niedźwiedziem, a całą resztę zdołała dopowiedzieć sobie sama. Jakieś poczucie kobiecej solidarności kazało Gyneid ostrzec Skowronka przed tym co rzekomo tamta zamierzała zrobić. Niestety dla Botana jego ojciec zdołał już zachwalać wdzięki swojego pierworodnego u większości kobiet z Mglistych Bagien.
- Wiem, że to trochę kruchy plan - ciągnął niezrażony sytuacją Sjans. - Ale będziemy mieli jeszcze trochę czasu by dopracować jego szczegóły nim dotrzemy do stolicy. Teraz najważniejsze jest przedostanie się przez ziemię Styfinga w stronę Ekradonu. Jako że nie mamy wielkiego doświadczenia w kwestii tego typu spraw, proponuję zdać się na rady Skowronka. Pokażmy jej, że ludzie z Mglistych bagien są niezrównanymi myśliwymi, potrafiącymi przemykać niezauważenie przez las, zachowywać się cicho i dyskretnie, a nadto ...
- Bo widzisz mamy tu takie powiedzenie - kontynuowała swoje Ważka. - Co wspólnego ma Botan i prawdziwy niedźwiedź? Dziewczyny uciekają na widok każdego z nich.
- Do kroćset, czy ktoś z w ogóle raczy mnie słuchać? - Nie wytrzymał Sjans.
- Eee....ee.... elfka! - wykrztusił z siebie Botan, wskazując wyciągniętą dłonią na Skowronka. Drwal dopiero teraz dostrzegł, że ta ostatnia od jakiegoś czasu paraduje bez kaptura.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Pon Wrz 07, 2015 11:56 pm
autor: Skowronek
        Sjans nie skomentował w żaden sposób ani porażki wychowawczej, ani wyglądu Skowronka - bardzo roztropne posunięcie. Elfka co prawda nie rzuciłaby mu się do gardła, ale mogłaby na przyszłość mieć trudności z powstrzymywaniem złośliwych komentarzy ze swojej strony. A tak - wszyscy zadowoleni.
        Skowronek bez gadania, a wręcz z niejaką ulgą, udała się razem z drwalem i jego niewielką świtą w kierunku obrzeży Kamiennego Targu. Zapamiętale starała się zetrzeć błoto z twarzy i wyciągnąć co większe grudy z włosów, by sobie to ułatwić przeglądała się w szybach mijanych domów i w prawie każdej powierzchni, która się do tego nadawała - nawet kałuża, o ile była wystarczająco nieruchoma, zadowalała jej standardy. Obróciła się tylko raz, aby sprawdzić, jak rozwinęła się sytuacja z bójką i pożarem. Oprócz tego, że zamieszanie zrobiło się jeszcze większe, niewiele się zmieniło - ogień buchał z zapałem, a mężczyźni lali się po mordach aż wkoło latały zęby, krew i smarki. Elfka nie opanowała cisnącego się na usta pytania "Co z Gulym?". Wypowiedziana konspiracyjnym szeptem odpowiedź sprawiła, że na twarzy Skowronka pojawił się uśmiech. Dla niej to nie była kwestia przypadku, znowu byłaby w stanie stawiać pieniądze, że to Kliri przygotowała sobie odpowiednie tło dla swojej misji. A nawet jeśli nie, to dobrze, że umiała dostrzec dla siebie okazję i ją wykorzystać - takich zrządzeń losu nie można było ignorować. "Przynajmniej to jedno się udało...", pomyślała elfka. Rozejrzała się po ludziach, z którymi miała udać się do Ekradonu i porwać stamtąd przyszłą królową tych ziem, jakkolwiek ironicznie i idiotycznie to nie brzmiało. Botan nadal wydawał z siebie to irytujące "eee", a gdy tylko napotykał wzrok Skowronka, znów się na moment zatykał, jakby ktoś dał mu po twarzy. Czyżby ktoś aż tak mu przyłożył w tym młynie? No bo chyba nie zrobiło mu się słabo ze względu na nią? "A czy to ważne..."
        W bezpiecznej odległości od Kamiennego Targu Sjans zarządził krótki postój. Wszyscy chętnie na to przystali. Elfka spodziewała się, że w tym momencie nastąpi przedstawienie jakiejś wizji na najbliższe dni, dlatego czekała aż drwal się odezwie. Była przy tym trochę zaskoczona, gdy jego głos został w mgnieniu oka zagłuszony przez Ważkę, która dopadła ją bez słowa wstępu. Nie od razu do Skowronka dotarło, o co jest podejrzewana, a gdy już się zorientowała, spojrzała przelotnie na Botana, który z pomocą Ily'ego próbował dojść do siebie. Poczuła się trochę urażona - syn Thara był ostatnim mężczyzną, z którym chciałaby być podejrzewana o cokolwiek. Nie okazała jednak po sobie negatywnych emocji, powoli obróciła wzrok na Gyneid i lekko uniosła jedną brew, na jej ustach pojawił się i zaraz zniknął uśmiech rozbawienia. Chyba jednak Skowronek była złą kobietą - póki mogła, wolała niczego nie potwierdzać ani niczemu nie zaprzeczać, bo kto wie, kiedy jakiś pełen nadziei mężczyzna zrobi dla niej coś głupiego, czego nie uzyskałaby normalnymi prośbami, a jedynie zawoalowanymi obietnicami. By nie musieć niczego mówić, utkwiła swój wzrok w Sjansie i bardzo uważnie go słuchała. Ze wcześniejszych słów wyłapała ogólny sens i niespecjalnie jej się to podobało - jeszcze będąc w Kamiennym Targu liczyła, że Guly powie jej coś o swojej ukochanej, później zaś swoje nadzieje przerzuciła na przyszłego szwagra królowej, a teraz dowiedziała się, że nie ma najmniejszych szans na zdobycie potrzebnych informacji. To trochę utrudniało sprawę, ale wszystko było jeszcze do zrobienia. W Ekradonie z pewnością będzie się dało podsłuchać jakieś plotki.
        - Pochlebiasz mi - wtrąciła się w przemowę Sjansa, gdy zaproponował, by to na nią się zdać w kwestii przedostania się przez ziemie Styfinga. Drwal chyba jej nie usłyszał, bo chociaż była ich zaledwie piątka, panował niespodziewany harmider. Botan dalej coś dukał pod nosem, Ily motywował go do zebrania się w sobie, Ważka udzielała Skowronkowi przyjacielskich rad sercowych (kawał o niedźwiedziach był toporny, ale całkiem niezły). Nic dziwnego, że Sjans w końcu stracił cierpliwość. Wybuchł w tym samym momencie, w którym Botan w końcu ubrał w słowa to, co dręczyło go od pewnego czasu. Przyjaciółka poczuła, jakby wszystkie spojrzenia skupiły się w tym momencie na niej. Podświadomie wyprostowała się i uniosła lekko głowę, na jej ustach pojawił się uśmiech rozbawienia. Więc to taka rewelacja nie pozwalała synowi Thara dojść do siebie? Po raz drugi tego dnia wprawiła go w osłupienie samą swoją obecnością, nieźle.
        - Owszem, elfka - przyznała. - Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej.
        Skowronek wzruszyła lekko ramionami - nie pytali, to nie mówiła, po żywiołowej reakcji mężczyzn zgromadzonych na wiecu wolała nie chlapać na lewo i prawo o swojej przynależności rasowej, gdyż ta z jakiś względów wywoływała na Bagnach wielkie poruszenie. Teraz również nie zamierzała mówić o sobie, o ile nie zostałaby o coś zapytana.
        - Ja cię słuchałam - odezwała się tym razem do Sjansa. - Mamy pisany patykiem po wodzie plan i na razie naszym głównym celem jest w ogóle przedrzeć się do Ekradonu. Improwizacja to też jakaś metoda. Nie powiem, mapa okolicy bardzo ułatwiłaby sprawę, ale pewnie nie posiadasz takowej? W samej stolicy powinno być łatwo, o ile Styfing nie spodziewa się, że zechcemy podprowadzić mu córkę. Opowiesz mi w wolnej chwili o samym Styfingu, dobrze? Jakie są szanse, że ktoś was rozpozna na trakcie, gdy będziemy przechodzić przez jego ziemie? Przyznam, że najlepiej byłoby jak największą część drogi przebyć traktami, to oszczędność czasu i zasobów, w tym sił, które mogą nam być potrzebne - w razie gdyby zbliżał się patrol można się skryć i przeczekać, a w razie czego rozmowę z nimi wezmę na siebie, znam parę sztuczek na takie okazje. Lepiej nie pokazywać się w miastach, wioskach, zajazdach, tam zawsze znajdzie się jakaś wścibska gęba, która wszystko wychlapie za garść ruenów, więc żeby obejść cywilizację, z pewnością przydadzą się wasze myśliwskie zdolności. Najlepiej przemieszczać się nocą, ja po ciemku widzę całkiem dobrze, nie wiem jak wy. Aktualna pogoda działa na naszą korzyść, więc nie ma co czekać, najlepiej ruszyć dalej jak najszybciej.
        Na tym Skowronek skończyła, przynajmniej na ten moment. Nigdy nie rozmawiała na temat planów z osobami spoza branży i musiała przyznać, że nie wiedziała, czy czegoś nie pomija - niektóre rzeczy były dla niej po prostu zbyt oczywiste, by o tym wspominać.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Wto Wrz 08, 2015 6:11 pm
autor: Sjans
"Jest niebezpieczna" - Pomyślał Sjans, przyglądając się temu jak łatwo Skowronkowi przyszło skupienie na sobie uwagi pozostałych uczestników wyprawy. Do tej pory uważał zaangażowanie elfki w sprawę Guly'ego za dar losu dla mieszkańców Mglistych Bagien, jednak im dłużej obserwował działania Skowronka, tym częściej dochodził do wniosku, że gdyby tylko elfka miała takie ambicje, bez trudu mogłaby stanąć na czele tej krainy.
- W porządku. Widzę ze źle zaczęliśmy - odezwał się w końcu. - Miałem właśnie zamiar powiedzieć jak ważny jest dla nas czas, a także o tym, że Styfing patrzy czym szybciej wydać swoją pociechę za kogokolwiek kogo uzna wartym uwagi. Jednak chyba musimy dać sobie kilka minut by przywyknąć do swojego towarzystwa. A zatem, jeśli jest cos co musicie powiedzieć, to zróbcie to teraz, a potem zęby do kupy i słuchać.
Ku zdziwieniu drwala po jego krótkim wystąpieniu nastała cisza. Botan, Gyneid i Ily nagle spoważnieli i zamilkli, przynajmniej na chwilę rezygnując z dziecinnych wygłupów. Młody niedźwiedź stał dumnie, z szerokim uśmiechem wypełniającym niemal cała twarz. Miał wiele powodów do radości. Wreszcie dziewczyna zwróciła na niego uwagę, zamieniła z nim całe dwa zdania, ba, nawet zdecydowała się wytarzać z nim w błocie. A jakby tego było mało przez kilka następnych dni będzie przebywał w towarzystwie elfki, zyskując tym samym podstawy do snucia opowieści na kilkanaście następnych lat.
Ważka w osłupieniu spoglądała to na Botana to na Skowronka. Dla niej cała sytuacja była tak niezwykła, iż nie potrafiła objąć jej rozumem. Rzecz jasna w przypadku dziewczyny sam wygląd czy pochodzenie elfki nie robiło takiego wrażenia jak jej domniemane relacje z niedźwiedziem. Gyneid mogłaby zrozumieć, gdyby Skowronek miała łuski, ogon i trzy kolce jadowe na plecach, ale widok kogoś kto nie wrzeszczy na zaloty Botana był niczym oglądanie lasu, w którym wszystkie drzewa rosną korzeniami ku górze.
Ily zachował spokój, okazując się jedynym gotowym skomentować całą sytuację.
- Cofam wszystkie złe rzeczy jakie powiedziałem o starym niedźwiedziu, uznając od dziś Thara jako swojego duchowego przywódcę - zapowiedział, nie kryjąc rozbawienia.
- Dobrze. Skoro mamy już to za sobą, pozwólcie, że odpowiem na pytanie Skowronka - uciął Sjans. - Pytasz jakie są szanse, że przemkniemy przez ziemię Styfinga nierozpoznani przez nikogo? Mniej więcej takie jak znalezienie czystego buta. - Drwal chrząknął uświadamiając sobie, że elfka może nie zrozumieć miejscowego powiedzenia. - Ubieramy się w charakterystyczny sposób, mówimy z akcentem, a do tego za punk honoru stawiamy sobie znalezienie się w centrum uwagi. Co gorsza ludzie Styfinga spodziewają się kogoś takiego jak nasza wyprawa, więc z cała pewnością wzmocnią czujność.
- Jest jeszcze zapach - wtrącił Ily. - Nie dodałeś, że większość z nas cuchnie na tyle... - Ważka uderzyła łucznika w ramię nie pozwalając mu skończyć. Botan cały czas szczerzył się w pełnej krasie.
- Ale rzecz jasna liczymy na twoją pomysłowość - kontynuował niezrażony Sjans. - W miejscu takim jak Kamienny Targ sama powinnaś rzucać się w oczy, a jednak potrafiłaś zmylić wszystkich mieszkańców Mglistych....
- Nie licząc przenikliwego umysłu Botana, który zdekonspirował cała intrygę. - Ily nie dawał za wygraną, a Gyneid tym razem nie mogła się powstrzymać by nie parsknąć. Niedźwiedź uznał tą uwagę za kolejny powód do dumy i o ile to w ogóle możliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Wyjaśnijmy sobie jedno. Nie jesteśmy tu na spacerze, lecz na misji państwowej, co w skrócie oznacza, że macie być cicho! - irytował się drwal. - Skowronek wydaje polecenia, a mają rolą jest dopilnować by wasza trójka potrafiła się do nich dostosować. Czy to jasne?
- Kiedy nie mogę. On szczerzy sie jakby chciał mnie połknąć. - Acit ostentacyjnie odsunęła się od niedźwiedzia, jednak widząc spojrzenie Sjansa, natychmiast zamilkła. Ily opierał się nieco dłużej.
- No a jeśli chciałbym wnieść pewną uwagę. Taki pomysł. Może ciut drastyczny i tego, mało przyzwoity ale... nie? Na pewno nie. W porządku już się zamykam.
Jedynie Botan pozostał wyprostowany i zadowolony z siebie. Być może właśnie zrozumiał, że jako jedyny od początku wiedział jak zachować się na owej misji. Podbudowany tą myślą jeszcze bardziej promieniał z dumy.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Czw Wrz 10, 2015 10:04 pm
autor: Skowronek
        Elfka wywróciła lekko oczami, żeby okazać, że ten cały cyrk jej się nie podoba, nie odezwała się jednak, gdyż chyba był to cyrk konieczny. Zaskoczyło ją lekko to, że chyba faktycznie nikt poza Botanem nie zwrócił uwagi na to kim jest. Ona takie szczegóły szybko wychwytywała i gdyby w Kamiennym Targu przebywał drugi elf, na pewno by go dostrzegła, ale to chyba przez to czym się parała - miała oczy naokoło głowy. Całe szczęście komentarzy nie było wiele, nikt nie chciał sprawdzać czy przypadkiem nie dokleiła sobie uszu, co po dzisiejszym dniu wcale aż tak było by jej nie zszokowało. Słowa Ily’ego były dla niej trochę niezrozumiałe, gdyż nie wiedziała jakim tokiem rozumowania podążał łucznik. Jeśli popierał swoją dziewczynę, może faktycznie należałoby trochę ostudzić zapał Botana, nim ten stanie się upierdliwy i niebezpieczny dla niej i dla całego tego karkołomnego przedsięwzięcia…
        Sjans szybko wrócił do porządku obrad, chwała mu za to. Elfka wysłuchała jego słów z uwagą, cały czas na niego patrząc. Lekko zacisnęła wargi, słysząc jak wygląda sytuacja. Niestety żadna z wymienionych przez niego niedogodności nie była możliwa do zaniedbania. Całe szczęście nie powiedział nic o tym, by na przykład on sam, jako brat aktualnego lorda, był osobą, której twarz może być znajoma w niektórych kręgach, ale może zapomniał o tym aspekcie. Skowronek zmrużyła lekko oczy i potakiwała machinalnie, gdy obok niej trwała kłótnia między Sjansem i jego niesubordynowanymi pomagierami. ”Gdy w końcu wrócę do Przyjaciół, zabronię przydzielać sobie żółtodziobów przez najbliższe dziesięć lat…”, postanowiła sobie, nim wróciła do tematu rozmowy.
        - Faktycznie, wasze… - zawiesiła na moment głos, szukając odpowiedniego słowa na nazwanie kraciastych szat, które nosili na sobie tutejsi mieszkańcy. Jakby machinalnie dotknęła tartanu Sjansa i potarła gruby materiał w palcach. W jej głowie cały czas kołatało się słowo “pled”, ale przecież to na pewno nie to.
        - Wasze opończe - dokończyła w końcu, intonując słowo tak, by nie musieć już dodawać “popraw mnie, bo na pewno się mylę”. Zaraz podjęła. - Są bardzo charakerystyczne. Nie ma możliwości, byście chociaż na pewien czas je zdjęli, zakryli? Rozumiem, że to z pewnością ma jakąś symbolikę, ale dla dobra sprawy lepiej na moment o niej zapomnieć. Z akcentem można sobie łatwo poradzić, wystarczy się nie odzywać, a wszelkie rozmowy z osobami postronnymi zostawić mi, w końcu jako jedyna nie mam tutejszych naleciałości, a gdy trzeba potrafię odpowiednio zagadać... Gorzej sprawa ma się z waszym nastawieniem.
        Elfka na moment przerwała, obiema dłońmi zaczesała włosy do tyłu, dając sobie czas na ułożenie tych kilku zdań o zachowaniu anonimowości w tłumie, które zawierałyby najbardziej podstawową wiedzę, bez szczegółów, bo na takowe nie było czasu.
        - Nie wysiliłam się za bardzo w Kamiennym Targu - przyznała w końcu. - Schowałam uszy pod kapturem, naciągnęłam go głęboko na twarz i po prostu szłam tam, gdzie chciałam, bez podchodów i bez czajenia się po kątach, jakbym już znała to miejsce. Faktem jest, że deszcz i tłum znacznie ułatwiły mi zadanie, ale najogólniejsze zasady pozostają te same: wyglądać jak wszyscy i zachowywać się jak swój. Należy iść równym tempem, typowym dla siebie. Większość osób zdradzają zbyt nerwowe ruchy i gwałtowne rozglądanie się na boki, to płochliwe spojrzenie osoby, która nie chce zostać zauważona. Jeśli już trzeba coś ogarnąć wzrokiem, lepiej ruszać samymi gałkami ocznymi. No i oczywiście: honor i poglądy zostawiamy w domu, niestety dyskrecja nie lubi się z tymi dwiema cechami. Nawet gdyby ktoś nas obrażał, lepiej nie wszczynać bójki, nie udawać obrońcy sierot, gdy wszyscy inni obracają wzrok, a jeśli kogoś faktycznie trzeba się pozbyć, lepiej zrobić to szybko i po cichu... Potraficie tak?
        Skowronek rozejrzała się po zebranych. Po Botanie jedynie prześlizgnęła się wzrokiem - ten to na pewno nie znał pojęcia skrytobójstwa. Po reszcie też nie spodziewała się cudów. Znowu utkwiła spojrzenie w Sjansie.
        - I tak najlepiej jest przegadać albo przekupić typka, który sprawia kłopoty - dodała, mówiąc bardzo wyraźnie, by do wszystkich dotarło. - Trupy to komplikacje, zawsze i wszędzie, lepiej się ich wystrzegać. Sjans, nie ukrywam, liczę na twoją charyzmę.
        Na twarzy elfki pojawił się przelotny uśmiech.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Sob Wrz 12, 2015 8:38 pm
autor: Sjans
Na szczęście Skowronek podjęła się wyznaczonej jej roli, z zapałem zabierając się do pracy. Elfka w krótkich słowach przedstawiła im zarys planu oraz czekające ich problemy. Pozostawało dopracować szczegóły. Mimo niewątpliwej pomysłowości i sprytu Przyjaciółki, dziewczyna nie mogła wiedzieć wszystkiego na temat uwarunkowań i specyfiki działań w takim terenie jak Mgliste Bagna. To oni posiadali wiedzę niezbędną do tego by ich przyszły plan miał szansę powodzenia. Znali Styfinga, znali sposób myślenia zarówno samego lorda jak i jego popleczników, wiedzieli wszystko na temat ukształtowania terenu oraz atutów jakie dawały im tutejsze ziemie, a co najważniejsze wszyscy wykazywali chęci do pracy i na swój sposób starali się pomóc. Wszyscy poza Botanem, który w tej osobliwej dyskusji nie potrafił się odnaleźć. Dla Niedźwiedzia wypowiedź zawierająca więcej niż dwa zdania pozostawała niezrozumiała i niemożliwa do ogarnięcia.
- Wiedziałem - krzyczał Ily który bardzo szybko zapomniał o uwagach Sjansa na temat dyscypliny w drużynie. - Od zawsze powtarzałem im, że trzeba otworzyć się na świat także w kwestiach mody. Ale nie, z tym zacofanym ludkiem w sprawie ubioru nie przewalczysz żadnej nowinki. Ba, oni najchętniej noszą stare ciuchy po swoich pradziadach. Kiedyś łudziłem się, że jest tu miejsce dla krawca, ale w Mglistych Bagnach możesz być co najwyżej łat-mistrzem, nieustanie cerującym stare gacie. A gdybym tylko mógł, potrafiłbym ucharakteryzować waszą czwórkę na styl typowy dla dowolnej części świata - zachwalał się krawiec.
- Pomysł godny uwagi, jednak wolałbym nie wracać do Kamiennego Targu by zaopatrzyć się w stosowne stroje - powątpiewał Sjans. - Wolałbym by nasza misja w miarę możliwości pozostawała tajemnicą.
- Moglibyśmy skorzystać z Drogi Spóźnialskich - zasugerowała Gyneid.
- Niektórzy z kupców nie zdają sobie sprawy jak istotne znaczenia na Mglistych Bagnach ma pogoda - wyjaśnił Skowronkowi Sjans. - Nie rozumieją jak intensywne są pierwsze deszcze w porze opadów i jak szybko nasze drogi zmieniają się w błotnistą papkę. Ci, którzy zbyt długo zabawią ze swoimi kramami lub zbyt późno zdecydują się na podróż w tą stronę, najczęściej tracą swój dobytek w wozach tonących w miejscowym błocie. Rzecz jasna pomagamy takim nieszczęśnikom na tyle ile możemy, to znaczy pomagamy im dostać się cało do Ekradonu. Jednak ich kramy pozostają unieruchomione na Drodze Spóźnialskich co najmniej na kilka miesięcy, a bywa, że na lata. Większość kupców rozczarowanych stratami jakie ponieśli na interesach z nami, w ogóle nie decyduje się wracać po swój majątek. Lord Asets wydał dekret mówiący o tym, że wóz stojący tu dłużej niż sezon, może być zabrany przez każdego kto ma na to ochotę. A pozostałe, na które nie znajduję się nikt chętny, są spychane z traktu by nie blokowały przejazdu. Oczywiście przydatne rzeczy jak na przykład narzędzia, znikają od razu, ale co do jednego Ily ma rację, unikatowe stroje z całą pewnością będą tam na nas czekać. A my oczywiście jesteśmy gotowi by przynajmniej na czas podróży zrezygnować z naszej chwalebnej ubiorowej tradycji - zdecydował drwal.
Sjans rozejrzał się po zebranych. Wypowiedział się w imieniu wszystkich chociaż łatwo dało się dostrzec, że tylko łucznik i Ważka podzielali jego tezę. Na twarzy Botana w jednej chwili szeroki uśmiech zastąpiło oblicze przerażenia. Dla Niedźwiedzia wizja siebie w czymś innym niż pled była niczym spotkanie z upiorem. Nie będzie łatwo przekonać osiłka do takiego ruchu, ale na szczęście mieli z sobą Skowronka i jej niezwykłą umiejętność oddziaływania na syna Thara.
- Co do pozostałych twoich sugestii, to istnieje też szansa by skorzystać z któregoś z pozostawionych na Drodze Spóźnialskich wozów i w dalszej podróży odgrywać rolę rozczarowanych kupców, którym z trudem udało się ujść z życiem i dobytkiem z nieprzyjaznych terenów. Dodam, że same konie również są tam porzucane i często pasą się luzem w okolicznych lasach. Oczywiście jak trzeba potrafimy być cicho i nie rzucać się w oczy.
- A Botan jest w tej materii niedoścignionym mistrzem - wtrącił Ily. - Znaczy w sprawach siedzenia cicho, bo w ślep wbija się niczym strzała w wiązkę siana.
- Zbierajcie swoje rzeczy i wyruszamy. Dalsze sprawy omówimy w czasie marszu - rozkazał Sjans nie chcąc tracić czasu na dodatkowe dyskusję.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Nie Wrz 13, 2015 8:15 pm
autor: Skowronek
        Skowronek lekko przekrzywiła głowę i słuchała wywodów Ily’ego z lekko pobłażającym uśmiechem - niby mężczyzna, a o modzie opowiadał jak baba. Według elfki w tych kraciastych szatach nie było nic złego, wyglądały na całkiem praktyczne i w normalnych warunkach nie przyszłoby jej do głowy je krytykować, ale na czas tej konkretnej wycieczki należało z nich zrezygnować, koniec, kropka. Najlepsze byłoby ubranie takie, jak sama miała na sobie, zwykła kurtka, zwykłe spodnie, porządne buty, bez udziwnień i bez podążania za modą, która była zbyt zmienna, pstrokata i dziwaczna.
        - Nie potrzebujemy charakteryzacji na cholera wie kogo - zgasiła odrobinę entuzjazm łucznika. - Im prościej tym lepiej, w zbyt skomplikowanej intrydze ze zbyt wielką ilością rekwizytów sami się pogubimy.
        Sjans również sprawiał wrażenie niezadowolonego, lecz przyczyna jego utyskiwania była troszkę inna niż u elfki. Rozwiązanie problemu zaproponowała Ważka, rzucając jakąś lokalną nazwą geograficzną, która Skowronkowi nic nie mówiła. Elfka już obracała pytający wzrok na drwala, on jednak z własnej inicjatywy pośpieszył jej z wyjaśnieniami. Przyjaciółka słuchała go z uwagą, kiwając w odpowiednich momentach głową. Wspomniana przez nich Droga Spóźnialskich jawiła się jako raj dla takich jak oni - darmowe zaopatrzenie, leżące od tak, przy drodze. Brać, przebierać, wybierać. O ile oczywiście ubrania po całym sezonie leżenia w rowie będą nadawały się do noszenia, a nie rozpadną się w rękach jak jesienne liście… Ale nie było co martwić się na zapas, trzeba było tam iść i o wszystkim przekonać się na własne oczy.
        - Idealnie - zapewniła Sjansa, gdy skończył wyjaśniać jej całą otoczkę Drogi Spóźnialskich. - Tym bardziej, że nie potrzebujemy niczego bardzo unikatowego, najprostsze ciuchy spoza Bagien wystarczą. A pomysł z wozem dobry, prosty i wiarygodny zważywszy na okoliczności, chociaż zmusza nas do podróży ustaloną trasą, nie ma mowy o podchodach. Rozumiem, że Droga Spóźnialskich jest dla nas po drodze? I liczę, że któreś z was potrafi powozić?
        Gdy Sjans zarządził wymarsz, elfka poparła go zachęcającym gestem. Miał rację, równie dobrze można było rozmawiać już w drodze, a nie marnować czas stojąc w miejscu. Skowronek przez moment milczała, skupiona na tym, by jeszcze trochę doczyścić swoją kurtkę. Niestety, chociaż materiał był impregnowany, przez wiele dni wystawiania go na deszcz warstwa ochronna zdążyła rozmięknąć i stracić swoje właściwości, przez co błoto wniknęło głęboko między ciasny splot tkaniny. Kurtka była w zasadzie do wyrzucenia, ale co tam - może na wozach znajdzie się coś lepszego, to ubranie nie było wcale jakimś niemożliwym do zastąpienia cudem świata, nie była nawet przystosowana do misji złodziejskich. Ryś najwyraźniej liczył, że elfka faktycznie pozostanie w cieniu i przez te kilka tygodniu będzie udawała szarą obywatelkę.
        - Jest nas tyle osób, że można jechać dzień i noc bez przerw... Ale nawet jeśli przez ziemie Styfinga przejdziemy udając kupców, dalej lepiej zrezygnować z tej przykrywki - odezwała się w końcu elfka. - Wóz w mieście to tylko kłopot, porzuci się go gdzieś przy drodze. Zakamarki Ekradonu to akurat znajome mi rejony, może w razie czego przydadzą się jakieś moje kontakty… Pytanie, jak ty to sobie wyobrażasz? Chcesz być ze mną widziany, czy też wolisz by nas nie kojarzono i niech każde zrobi to, co przewidział dla niego Asets? Nie zwieję i nie zrobię ci koło pióra, spokojnie. Zaś przebywanie ze mną nie powinno zepsuć ci reputacji.
        Skowronek uśmiechnęła się jednym kącikiem ust i uważnie przyjrzała się Sjansowi. Przypomniała jej się niedawna wizyta w Ekradonie - czy strażnicy nadal szukają złodzieja pieczęci? Już raczej powinni dać sobie spokój, a nawet jeśli nie, to szukali Wydry, nie jej, więc nowi przyjaciele Skowronka nie powinni mieć kłopotów z tytułu trzymania się blisko niej. Nie powiedziała tego jednak na głos i już po chwili znowu obróciła wzrok na drogę.
        - Opowiedz mi o Styfingu - zasugerowała. - Jego dziewczyna będzie do niego podobna albo nie, tego nie wiemy, ale przynajmniej będzie wiadomo, czego spodziewać się po ojcu, jakie świnie może nam chcieć podrzucić. To cwaniak jak Asets, czy raczej brutal w stylu Bulwatera?

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Wto Wrz 15, 2015 1:08 pm
autor: Sjans
Sjans wraz z Skowronkiem wędrowali na czele grupy. Za nimi Gyneid i Ily robili wszystko co możliwe by wprowadzić w zakłopotanie Botana. Drwal wprawdzie współczuł niedźwiedziowi ale nie miał zamiaru ratować go z opresji. Jeśli młody ma się nauczyć obycia towarzyskiego, to konfrontacja z tymi łajzami, wyjdzie mu tylko na dobre. Na szczęście elfka podchodziła do misji dużo bardziej poważnie. Nie przyznawała tego otwarcie ale musiała czuć się dobrze w tego typu intrygach, snuciu planów i rozważaniu możliwych wariantów ich misji. Asets Ulka nigdy nie miał córki, ale z kogoś takiego jak Skowronek z całą pewnością byłby dumny, za to sam drwal czuł iż swoimi odpowiedziami rozczaruje dociekliwą dziewczynę.
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co stanie się w Ekradonie. Na razie skupiam się na tym by dotrzeć do miasta. Z Asetsem łączy mnie jedynie nazwisko. Nie jestem do niego podobny. Nie planuję swoich działań na kilkanaście posunięć do przodu. O samym Styfingu również nie powiem ci wiele. Jedynie oficjalne pogłoski. Właśnie dlatego wybrałem życie na uboczu, w otoczeniu rodziny, olbrzymich leśnych połaci i jak najmniejszego grona sąsiadów, aby mieć jak najmniej wspólnego z tak zwaną polityką. Ily albo Ważka powinni wiedzieć coś więcej. Jako przyboczni Guly’ego zdecydowanie częściej bywają w wielkim świecie.
- Tędy będzie bliżej wodzu. – Zaproponował łucznik, wskazując na niewielką ścieżkę biegnącą pośród zarośli. Sjans odruchowo skręcił w stronę która zaproponował Ily. Zbyt był pochłonięty rozmową aby zajmować sobie myśli rozważaniem nad doborem właściwej drogi. Poza tym Croes wychował się w okolicach Kamiennego Targu więc siłą rzeczy musiał znać lepiej miejscowe tereny.
- Czemu tu? – Dziwiła się Ważka, upewniając się zawczasu że Botan doskonale ją słyszy. – Przecież to niebezpieczne.
- Eee tam, wiara w duchy i upiory jest dobra dla dzieciaków.
- Dy.. duchy? – Zainteresował się niedźwiedź.
- Nie słyszałeś nigdy historii Kulawego Jora? – Spytała Gyneid, na co Botan pokręcił przecząco głową, a Ily od razu pospieszył z wyjaśnieniem.
- Chodzi o to o czym wcześniej wspominał wodzu. Niektórych kupców nie daje się uratować. Nawet gdy ugrzęzną na Drodze Spóźnialskich a błoto wyłazi im nochalem, w dalszym ciągu nie są wstanie zostawić swojego ładunku. Podejrzewają że próbujemy ich ograbić z ciężko zarobionych dóbr. A Kulawy Jor był najbardziej pazerną szelmą wśród nich. Skoro traktem nie dało się przejechać, to zapakował całą zawartość wozu na plecy i ruszył na przełaj. Nie zrzucił z siebie ni dziurawego sita, idąc do chwili gdy ciężar bogactwa przygniótł go do ziemi. A teraz jego upiór nawiedza te okolice pomstując przeciw ludziom z Mglistych Bagien że ci nie udzielili mu pomocy. Ponoć wyje wśród drzew na młode i silne chłopiska którzy skazali staruszka na zagładę.
Sjans nie słuchał dalszej części opowieści Ily’ego. Podejrzewał że Botan który jak większość prostych chłopaków bał się duchów i innych nadprzyrodzonych zjawisk, zbladł niczym wielokrotnie prana koszula.
- Ado Styfing nie przypomina żadnego z nich. – Odpowiedział Skowronkowi kontynuując temat rozmowy. – Chociaż po części ma wiele wolnego zarówno z Asetsem jak i Bulwaterem. To urodzony dowódca, ambitny i uparty, stworzony do tego by mierzyć się z najtrudniejszymi wyzwaniami. Wojskowy w każdym calu, a my jesteśmy mu drzazgą w oku. Największym problemem Styfinga jest fakt iż jego ziemię zewsząd otaczają poddani Ekradonu co uniemożliwia mu ekspansję. Gdyby tak dorwał się do granic królestwa, od razu mógłby wywołałby konflikt i rozpoczął podbój kolejnych ziem. Oficjalnie w imię Ekradonu a w rzeczywistości dla własnych korzyści. O Ado krąży powiedzenie „wskaz mu dowolny zamek, a on zdobędzie go w dwa tygodnie, po czym straci w do końca miesiąca”. Zdolności przywódcze Styfinga kończą się tam gdzie zaczyna geniusz Asetsa. Nasz sąsiad zna się tylko i wyłącznie na wojaczce. W czasach pokoju nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca. Właśnie dlatego jego ziemia jest wyjałowiona, produkcja marna, a poddani chodzą niezadowoleni. Styfing nie nawykł otaczać się doradcami gdyż sam woli trzymać wszystko za mordę. Nie wiem czego możemy spodziewać się po jego córce, ale na pewno dziewczyna jest nauczona co to dyscyplina. Prawdopodobnie została też zastraszona na tyle by nie mieć ochoty ponownie oglądać nikogo z stronników Guly’ego.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Wto Wrz 15, 2015 11:07 pm
autor: Skowronek
        Skowronek była głównie zainteresowana tym, co mówił jej Sjans, niemniej słyszała fragmenty z tego, co działo się za nimi. Biedny Botan, chyba już teraz żałował, że dał się wrobić w tę misję i to jeszcze z takim towarzystwem. Ily i Gyneid dręczyli go jak dzieciaki w slumsach, elfce jednak zdawało się, że Ważka nie używa jej jako jednego ze swych narzędzi nacisku, więc nie reagowała. Niech się chłopak broni, może dzięki temu nabierze charakteru i umysł mu się rozrusza, bo na razie sprawiał wrażenie wyjątkowo mało rozgarniętego.
        Elfka spojrzała na Sjansa z mieszaniną zaskoczenia i żalu.
        - Nie mieszasz się do rządzenia? - upewniła się. - Wielka szkoda. Sprawiasz wrażenie osoby, która by się do tego nadawała, zdaje mi się, że marnujesz się w tym swoim lesie. Dzisiaj kilkakrotnie pokazałeś, że dyplomata jest z ciebie całkiem niezły. Ale spokojnie, do niczego cię nie namawiam, w końcu nie będę pouczać dorosłego mężczyzny.
        Skowronek obróciła na moment wzrok, bo akurat Ily zasugerował zmianę trasy. Nie wyrywała się do przodu, pozwoliła, by to Sjans pierwszy zszedł z głównej drogi - niech prowadzi, skoro pochodzi stąd. Szkoda, że tak się złożyło, akurat miała piękną okazję, by wypytać drwala o niego samego… Ale co tam, z pewnością jeszcze będzie na to czas. ”Guly musi być od niego młodszy, Sjans ma przecież córkę, która jest już praktycznie kobietą, a jego brat-lord ugania się za dziewczynami i jest kawalerem… Dlaczego tak bardzo odciął się od władzy? Przecież to tego ludzie pragną, wielu by zabiło, by być na jego miejscu… A on wybrał życie w dziczy z rodziną. Słodkie i mdłe zarazem. To pewnie tutejsza aura sprawia, że nikt nie jest tym kim powinien być”.
        - Pogadam z nimi później - wyraziła na głos swoje plany w kwestii poznawania życiorysu Styfinga, po czym obróciła się do idącej z tyłu trójki. - Spokojnie, gadacie tak głośno, że wszystkie duchy już się dawno spłoszyły.
        Rozbawiły ją historie Ily’ego i Ważki - zjawy, upiory, w takim miejscu, cóż za pomysł. Tutaj umarłyby po raz drugi, tym razem z nudów. Przez myśl przemknęło jej, że jeśli faktycznie takie bajki krążą wśród miejscowych, to ich geneza jest pewnie związana z wyziewami z bagien, dziwnymi odgłosami towarzyszącymi gniciu i z błędnymi ognikami. Takie nadawania romantyzmu prozaicznym zjawiskom wcale nie należały do rzadkości.
        - Niewiele, ale już coś wiem - zapewniła Sjansa, gdy ten skończył mówić. - Na przykład to, że nie opłaci mi się zaczynać rozmowy od “Cześć, Guly mnie przysłał, bym cię uratowała”. Skoro jednak dziewczyna zamieszała się z twoim bratem, nie jest aż tak posłuszna tatuśkowi jak ten by sobie tego życzył, to można wykorzystać. Coś się na pewno da wymyślić.
        Elfka przystanęła na moment i obróciła się do idącej z tyłu trójki. Uśmiechnęła się nikle, nie patrząc na nikogo konkretnego, gdy jednak jej spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Acit, jej uśmiech wyraźnie się poszerzył.
        - Podzielilibyście się ze mną ploteczkami? - zapytała swobodnym tonem, jakby pytała koleżankę o jej nowego chłopaka. - Trochę jestem zielona w kwestii znajomości waszych elit, a wy w końcu trzymacie się samej szpicy, nie znajdę lepszych informatorów. Opowiecie mi na przykład o tym niesławnym romansie Guly’ego? Cóż to za dziewczę skradło serce waszego lorda?
        W głowie elfki pojawiła się absurdalna myśl, że jak na razie ani razu nie usłyszała imienia kobiety, którą miała uprowadzić, znała tylko jej nazwisko i mętnie określony status społeczny. Nie, by bała się, że sobie nie poradzi, ale jednak zasada zawsze była ta sam - im więcej informacji tym lepiej. Cały czas jednak na podorędziu była jedna pewna deska ratunku - służba w zamku. Kto jak kto, ale oni wiedzieli z reguły zaskakująco dużo, wystarczyło wiedzieć kogo, kiedy i jak zapytać. I co najlepsze, z reguły nie trzeba było ich przekupywać, wystarczyła butelka wina dla swobodniejsze rozmowy albo jakieś macanki w ciemnym kącie stajni.

Re: [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

: Czw Wrz 17, 2015 6:42 pm
autor: Sjans
Sjans od początku narzucił ostre tempo marszu. Nie obawiał się by było ono uciążliwe dla jego ludzi, a Skowronek również wyglądała na osobę zdolną do szybkiego przemieszczania się. Drwal chciał jak najszybciej znaleźć się u celu podróży. Nie bardzo rozumiał w jaki sposób miejscowe plotki mogą pomóc elfce w rozwiązaniu problemu z córką Styfinga, ale zakładał że jago towarzyszka wiedziała co robi. Sam niewiele słyszał na ten Guly'ego i jego związku z Styfingami, więc uznał że warto będzie dowiedzieć się co takiego mają do powiedzenia Ily i Ważka. O ile w ogóle tamci zdecydują się mówić, gdyż zarówno łucznik jak i Acit mieli do siebie sporo pretensji w stosunku do tego co stało się ich lordowi. Jako przyboczni Guly’ego byli odpowiedzialni za jego bezpieczeństwo. Jednak jeśli młody Ulka chciał zrobić coś w tajemnicy przed wszystkimi, to nie było sposobu ku temu by od danego zamiaru go odwieść.
Przez moment zapanowała cisza. Para popatrzyła ku sobie, milcząco zastanawiając się co powinni uczynić. W końcu Ważka podjęła temat.
- Ona jest bardzo młoda. Znaczy się ta cała Eldine. Ojciec wysłał ją na królewski dwór by nabyła ogłady w służbie władczyni. Wiesz jak to jest. Sama, w obcym miejscu, pełnym nieprzyjaznych ci twarzy, gdzie wszyscy traktują cię jak wioskową kurę z prowincji. Musiało być jej ciężko, a w takiej sytuacji nawet najmniej lubiany sąsiad może wydać się bliski. Zresztą nasz Guly musiał chyba myśleć podobnie, a nie zwykł stać z boku, gdy widział ładną dziewczynę w opałach.
Kilka dni po swoim przybyciu do Ekradonu, Eldine została poproszona by wziąć udział w przedstawieniu dla szlachty. Jakieś tam tańce, wiersze i tym podobne. Od tego się zaczęło. Trema, albo też zwykły pech, sprawiły, że Styfingówna zakończyła swój występ lądując z tyłkiem na posadzce, ku uciesze większości zebranych. Zwłaszcza gruby lord Gurdewal rechotał głośno, nazywając Eldine niezdarą, dzikuską i kaleczną pokraką.
- Wtedy właśnie wkroczył Guly – wtrącił Ily, który za nic nie chciał dać Gyneid opowiadać co ciekawszych kawałków historii. - Zatargał wieprza na scenę, kazał mu ubrać obcasy, które miała na sobie Eldine i pokazać, że sam jest w stanie zatańczyć w tym stroju dużo lepiej. Dopiero wtedy był ubaw, a tak naprawdę to dopiero początek…
- Mój brat wcale nie należy do wybitnych wojowników – uznał za konieczne wyjaśnić Sjans. – Przynajmniej nie Guly. Jeśli wyszedł stamtąd bez szwanku to tylko dlatego, iż nikt w Ekradonie nie miał odwagi zadzierać z Cryfem Ulką. Ale to już zupełnie inna historia, którą możemy odłożyć na później.
- Dalej wszystko potoczyło się samo – kontynuowała Ważka. – Młodych ciągnęło ku sobie, a my robiliśmy wszystko by zapewnić im możliwie jak najwięcej intymności...
- Jak wtedy gdy wpuściliśmy do pałacowych komnat stadko skunksów, które tylko obyci z naturą mieszkańcy Mglistych Bagien mogli wytropić. Raz nawet podaliśmy się za bliskich przyjaciół samego Styfinga, co rzekomo prosił by jego córka odwiedziła tęskniącego ojca – śmiał się łucznik. – Ale i tak nic nie przebije zakładu Guly’ego z królową. – Ily zaczął rechotać tak głośno, że nie był w stanie podjąć dalszej części opowiadania.
- Poszło o hrabiego Tanulliera, rzekomo najzabawniejszego poetę wśród arystokratów. - Wykorzystała okazję Ważka by mówić dalej. - Co rano raczył królową frazesami zachwalającymi jej urodę, stroje i dumną postawę, a przy tym kłaniał się tak nisko, że nie miał szans by spojrzeć w lico władczyni. Nie miał tez ku temu odwagi, co Guly skwapliwie wykorzystał. Wymyślił sobie, że może przebrać się za monarchinię, zaprosić Tanulliera na prywatną audiencję i udowodnić całej świcie, że hrabia nie zauważy różnicy.
- Wyglądasz dziś jeszcze cudowniej niż zwykle, moja królowo. Niczym kwiat usiłujący złapać pierwsze promienie poranka - parsknął Ily. - "A czy podoba ci się moja niebieska sukienka?", "Cudowna, Wasza Miłość". "Przecież ona jest czerwona". "Rzekłbym szkarłatna niczym krew, moja pani". "Właściwie to są spodnie". "Tylko podkreślają kobiece kształty, waszej wspaniałości". "I mam brodę". " Zaiste świetnie przystrzyżoną" - parafrazował łucznik.
Sjans uznał, że dość już tej zabawy.
- Sposób uprawiania polityki według mojego brata z całą pewnością jest czymś co może Skowronkowi pomóc w jej przyszłym zadaniu - skwitował drwal. - Wystarczy podsumować, że Guly był sprytny. Na tyle iż bez problemu potrafił oszukać swoich najbardziej zaufanych pomocników.
Sjans od dłuższego czasu przyglądał się uważnie otoczeniu. Coś w okolicy było nie tak. Dla niewprawnego obserwatora las zachowywał się jak zwykle. Szelest liści, szum płynącego nieopodal strumienia, śpiew ptaków, odgłosy spadających gałęzi czy bzyczenie owadów. Wszystko wyglądało normalnie, a jednak sprawiało wrażenie sztucznego. Natura drwala pozwalała mu wyczuwać tak subtelne różnicę, chociaż nie zawsze potrafił je nazwać. Na chwilę przystanął dając znak pozostałym, że również powinni tak postąpić, a przy tym zachować spokój.
- Przed nami coś jest - wyszeptał po długiej ciszy. - Coś obcego, co nawet drzewa napawa lękiem. Idziemy - rozkazał. - Powoli i cicho.