Re: [W głębi lasu] Szukając Zemsty
: Pon Sie 17, 2015 12:43 pm
Alan teleportował ich przed płonącą chatkę. Zorientowawszy się, że nie ma przy sobie księgi pobiegł z powrotem do domu. Anaya podążyła za nim, jednak zatrzymała się w drzwiach na widok demona, i alchemika stojących twarzą w twarz. Słyszała całą ich rozmowę, widziała całą walkę. Nawet nie drgnęła. Usłyszała i zobaczyła maga innego, niż znała z jaskini wyverny. Nie był Tchórzliwym fajtłapą, który potyka się o własne nogi. Był lojalnym, odważnym i dobrym człowiekiem. Człowiekiem nie takim, jakich poznała dotychczas. Był inny. Wyszedł z walki zwycięsko. Jego sowa przyniosła Anayi pod nogi martwą kaczkę. Podniosła truchło i rozcięła brzuch sztyletem. Z jego wnętrza wysypało się mnóstwo złotych monet. Było ich dużo więcej niż zginęło Alanowi. Gdy mężczyzna doszedł do niej chata się zawaliła.
-Tak, chodźmy. To nie twoja wina, tylko jej.-powiedziała podając magowi Ewę z brzuchem pełnym złota. Ruszyli znów na południe. Od Maurii dzieliło ich raptem kilka godzin marszu.
-To, co mówiłeś było bardzo piękne.-powiedziała cicho.-Nie jesteś taki jak inni ludzie. Moja nienawiść i tęsknota za rodziną sprawiły, że tego nie dostrzegłam. Przepraszam cię za to. Przyjdzie czas na moją zemstę, przyjdzie czas rozlać krew winnych, ale to pragnienie nie może mnie zaślepiać. To nie ja cię uratowałam, tylko ty mnie... przed samą sobą.
Po tych słowach zamilkła i posmutniała na wspomnienie o bliskich, do których tak tęskniła. O zachodzie słońca stanęli u bram Maurii. Miasto to było ponure, na ulicach ani żywego ducha. Postanowili wejść do karczmy przy głównej ulicy. Dość obszerna izba, na przeciwko wejścia pod ścianą stał szynkwas, za którym stał otyły mężczyzna z długą, rudą brodą. Bardziej przypominał przerośniętego krasnoluda niż człowieka, którym był. Na środku pomieszczenia znajdowało się palenisko, dookoła którego rozstawiono stoły i ławy, przy których siedziało kilka osób.
Podeszli do baru slalomem omijając ciasno poukładane meble.
-Co dla pięknej pani i jej dzielnego towarzysza?-barman był dużo milszy, niż wyglądał.
-Poszukujemy niejakiego Visarro.
-Visarro? Nie mam pamięci do imion... może był tu taki, a może nie...
-Może to poprawi ci pamięć..-powiedziała wyciągając z kieszeni mieszek wypełniony złotem i kładąc na ladzie. Mężczyzna widząc to uśmiechną się podstępnie.
-To strasznie śliski typ. Lepiej trzymajcie się z daleka od niego i jego ludzi. Był tu kilka tygodni temu, oddawał zlecenie jakimś bandytom. Swoją kryjówkę mają w ruinach Nemerii. Ale uważajcie, w ruinach tych roi się od pułapek.
Gdy wyszli z karczmy zaczął padać deszcz.
-Rozbijmy obóz w lesie za miastem.-zaproponowała Anaya.
-Tak, chodźmy. To nie twoja wina, tylko jej.-powiedziała podając magowi Ewę z brzuchem pełnym złota. Ruszyli znów na południe. Od Maurii dzieliło ich raptem kilka godzin marszu.
-To, co mówiłeś było bardzo piękne.-powiedziała cicho.-Nie jesteś taki jak inni ludzie. Moja nienawiść i tęsknota za rodziną sprawiły, że tego nie dostrzegłam. Przepraszam cię za to. Przyjdzie czas na moją zemstę, przyjdzie czas rozlać krew winnych, ale to pragnienie nie może mnie zaślepiać. To nie ja cię uratowałam, tylko ty mnie... przed samą sobą.
Po tych słowach zamilkła i posmutniała na wspomnienie o bliskich, do których tak tęskniła. O zachodzie słońca stanęli u bram Maurii. Miasto to było ponure, na ulicach ani żywego ducha. Postanowili wejść do karczmy przy głównej ulicy. Dość obszerna izba, na przeciwko wejścia pod ścianą stał szynkwas, za którym stał otyły mężczyzna z długą, rudą brodą. Bardziej przypominał przerośniętego krasnoluda niż człowieka, którym był. Na środku pomieszczenia znajdowało się palenisko, dookoła którego rozstawiono stoły i ławy, przy których siedziało kilka osób.
Podeszli do baru slalomem omijając ciasno poukładane meble.
-Co dla pięknej pani i jej dzielnego towarzysza?-barman był dużo milszy, niż wyglądał.
-Poszukujemy niejakiego Visarro.
-Visarro? Nie mam pamięci do imion... może był tu taki, a może nie...
-Może to poprawi ci pamięć..-powiedziała wyciągając z kieszeni mieszek wypełniony złotem i kładąc na ladzie. Mężczyzna widząc to uśmiechną się podstępnie.
-To strasznie śliski typ. Lepiej trzymajcie się z daleka od niego i jego ludzi. Był tu kilka tygodni temu, oddawał zlecenie jakimś bandytom. Swoją kryjówkę mają w ruinach Nemerii. Ale uważajcie, w ruinach tych roi się od pułapek.
Gdy wyszli z karczmy zaczął padać deszcz.
-Rozbijmy obóz w lesie za miastem.-zaproponowała Anaya.