FargothSekrety lordów.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Plan elfa wydawał się Feyli niedorzeczny, naiwny, słabo dopracowany i niemający szans powodzenia, a najgorsze w nim było to ze skazywał ją na straszliwe cierpienia. Według zamysłu Yoricka miała tu siedzieć bezczynnie, wystawiona na niebezpieczeństwo z strony drapieżników, na jeszcze większe zagrożenie z strony strażników lorda, którzy z całą pewnością nie tolerują szwendania się obcych w okolicach posiadłości, a nade wszystko narażona na głód i straszliwą nudę. Kowalka nie zamierzała godzić się na takie warunki, podobnie zresztą jak nie zamierzała wypuścić elfa bez szczegółowych wyjaśnień. „Prędzej sczeznę niż zgodzę się na taki pomysł. Jeśli mnie tu zostawi będę w Fargoth szybciej niż elfina i ten jego rumak.” postanowiła Feyla.
- A co ma ów kupiec do rzeczy? – Spytała powstrzymując na chwilę wylew protestów. – I w jaki sposób miałby nam pomóc. Bo coś mi się zdaje że rezydencja ta zbudowana została w zamyśle po to aby być samowystarczalna. Mają tu wszystko czego potrzebują. Zapasy żywności, sprzętu i ludzi. Lord Cerewar dysponuje własną strażą, medykiem, piekarzem, szewcem czy drwalem. Ta posiadłość to takie małe miasto mogące funkcjonować samodzielnie. A jeśli już czegoś potrzebują to robią zakupy w Fargoth posyłając tam Mariki lub swoich rzemieślników. Nie mają potrzeby podejmowania u siebie kupców i z tego co się orientuje zazwyczaj nie chcą tego robić. – Tłumaczyła Feyla, domagając się jednocześnie wyjaśnień z strony elfa. – A już szczególnie podejrzane jest to że posłali po jakiegoś handlarza w czasie gdy lord jest nieobecny.
- Poza tym, co to w ogóle ma nam dać. Jeśli dostaniemy się do środka, czy to jako kupiecka straż czy też ukryci na wozie z towarem? Podejrzewam że wszyscy mieszkańcy będą się gapić na przybyszów, a my nie będziemy nawet w stanie kiwnąć palcem aby dostać się w kierunku osobistych kwater lorda. Zupełnie tego nie rozumiem, a jeszcze bardziej nie rozumiem tego dlaczego miałabym stać się mroczną elfką? – Feyla zdawała sobie sprawę ze Yorick się spieszy. Chociaż sam powód dla którego nagle zwiększył tempo swoich planów był dla kowalki nieznany. Problem leżał w tym że elf spieszył się za bardzo, idąc na skróty nawet w kwestii swoich wypowiedzi, a ona była przekonana ze w ten sposób wszystko zakończy się fiaskiem.
Kowalka nie miała też pojęcia dlaczego elf upiera się by nie zabierać jej do miasta. Łatwiej byłoby jej działać w samym Fargoth niż tu na odludziu. Jeśli Yorick znał imię owego handlarza, to może udałoby się namówić go na współpracę, a już na pewno przydałaby im się wiedza na temat tego co wiezie i jaka jest jego rola do odegrania w posiadłości Cerewarów. Dziwiło ją także to czemu elf nagle przestał się przejmować faktem że ewentualnie zostanie rozpoznany przez któregoś z miejskich strażników.
- Mówiłeś że mamy coś do obgadania. A dyskusja polega na tym że prowadzi się ją wspólnie – podkreśliła kowalka – Tymczasem póki co tylko wydajesz rozkazy i absolutnie nic nie tłumaczysz, ani nie pytasz mnie o zdanie. Skoro ryzykujemy oboje to mam prawo wiedzieć w co się ładujemy. A zatem opowiadaj mi tu z szczegółami co wymyśliłeś i co wiesz na temat tego kupca? – Upierała się kowalka.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

-"Dlaczego nic nie przychodzi po myśli?"
Yorick popatrzył na Feylę.
- Niech będzie, chcesz dyskutować, to dyskutujmy - powiedział do kowalki.- Naszym celem jest wejście do pałacu i spotkanie się z Mariką w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze. I najtrudniejszym elementem jest dostanie się do posesji. Sama powiedziałaś, że nie potrafisz się skradać i mam cię traktować jak kulę u nogi. - Przerwał i pociągnął łyk wody. - W takim wypadku nie możemy się tam zakraść. Musimy wejść legalnie. I właśnie natrafiła się okazja.
Skrytobójca przerwał, gryząc mięso. Zastanawiał się, jak ominąć sposób poznania informacji na temat kupca. Cały czas nie chciał wyjawiać zdolności Mortema.
- Z pałacu wyjechał konny, był gońcem. Przywołałem mojego konia, a następnie śledziłem go. Po jakimś czasie zatrzymał się i wszedł do lasu, najpewniej za potrzebą. Wykorzystałem okazję i sprawdziłem, co miał w jukach. Były tam instrukcje, według których goniec miał znaleźć w Fargoth jakiegoś kupca, nie wymieniono go z imienia, a następnie kazać mu wyruszyć z towarem do pałacu. - Wziął kolejny łyk wody i zastanawiał się, czy jego kłamstwo było choć trochę wiarygodnie. - Wiem, że to niezbyt dużo konkretów, ale to wygląda jak najlepszy sposób wejścia tam. Tak jak mówiłem, ja mogę być ochroniarzem, wystarczy tylko przekonująca autoprezentacja. Ale z tobą to co innego. Nikt nie zatrudni kobiety do ochrony karawany. Szczególnie taką, która nie ma pojęcia o walce. Dlatego musisz się jakoś dostać do naszej grupy. Na przykład, pomożesz nam, gdy będziemy w sytuacji bez wyjścia, a jako nagrodę zażądasz możliwość podróży z kupcem.
Yorick wstał i wyjął nóż motylkowy, zaczął się nim bawić.
- "Naprawdę myślisz, że uwierzy w to, co mówiłeś o gońcu?" - spytał Mortem.
- "Gdybym tak nie myślał, to bym nie kłamał."
- "Poza tym mam dość tego, że umniejszasz moje zasługi." - Koń kilka razy parsknął i gniewnie tupnął przednią nogą.
- "Tak, to prawda, umniejszam je. Co z tym zrobisz?"
- "Jeszcze nie wiem, ale zemsta będzie straszna" - zagroził wierzchowiec.
- "Czekam z niecierpliwością" - odparł sarkastycznie Yorick.
Elf usiadł i ponownie spojrzał na Feylę.
- Miała być dyskusja, więc proszę, teraz nadeszła twoja kolej. Może opracowałaś jakiś wspaniały plan, szczerze wątpię, ale któż wie?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla była marudna i zła. Brak zajęcia budził w kowalce negatywne uczucia. Nie potrafiła wysiedzieć bezczynnie w tej dziczy, a towarzyszącego jej elfa obwiniała o cały swój zły humor. Z nudów zaczęła budować makietę posiadłości Cerewarów wykorzystując do tego patyki, szyszki i kamienie. Była właśnie na etapie wznoszenia miniaturowej palisady gdy Yorick zdecydował się wciągnąć ja w cały proces planowania. Nie spodziewała się ze elf tak łatwo ustąpi. Zaskoczona nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć. W chwili obecnej gotowa była realizować nawet najbardziej absurdalny z pomysłów byleby tylko zacząć działać.
- Wcale nie twierdzę że mam lepszy plan. Właściwie to na chwilę obecną nie mam żadnego planu. Zwracam tylko uwagę na kilka nieścisłości w twojej koncepcji w nadziei że wspólnie uradzimy coś co może zniwelować te słabe punkty. Po pierwsze fakt iż nie znamy nazwiska rzekomego kupca wydaje się być gigantyczną przeszkodą. Fargoth stoi kupcami. W miesicie jest ich ponad dwustu, nie licząc oczywiście tych pojawiających się tam okazjonalnie. Więc jeśli nie śledziłeś owego gońca do samego miasta to znalezienie naszego handlarza może potrwać kilka dni.
Po drugie nie wierzę tez że ktokolwiek nabierze się na cudowną wizytę medyka czy kowala akurat w chwili największej potrzeby. Jeśli jakaś opcja z wymienionych przez ciebie pomysłów ma szansę powodzenia to jedynie dostanie się do wozu w tajemnicy przed woźnicą. Dlatego też chciałabym wiedzieć cos więcej o wymienionym przez ciebie towarze. Pozwolę sobie zauważyć że z Mariką jesteśmy umówieni około północy, a nie jest to pora działania zwykłych handlarzy. Na wiele mil cuchnie mi to jakimś przekrętem, a jeśli sprawy owe nie do końca są legalne to ciężko ci będzie znaleźć posadę ochroniarza. Przemytnicy rzadko kiedy przyjmują nieznanych sobie ludzi z ulicy. Oczywiście to twój problem, mnie najbardziej interesuje sam wóz i możliwość ukrycia się na nim. W zależności od rodzaju przewożonych nim towarem sama konstrukcja wozu różni się diametralnie. Najlepiej jest schować się pod podwoziem ale w tym celu prawdopodobnie musiałabym wykonać kilka drobnych przeróbek, których nie będę w stanie zrealizować na jakimś leśnym zadupiu. Za to mogłabym postarać się aby ten pojazd trafił do naszego warsztatu jeśli przytrafi mu się jakieś nieszczęście w samym Fargoth. – Mówiła kowalka nie przerywając stawiania swojej budowli, a jednocześnie łakomie spoglądając na spożywany przez Yoricka posiłek.
No i najważniejszy temat, jaka jest dalsza część planu gdy już będziemy w środku posiadłości? Bo nie wiem jak ty ale ja uważam że samo dostanie się do rezydencji jest akurat najłatwiejszą częścią naszego zadania. Problemy to czekają na nas już na miejscu i w tym żeby wydostać się stamtąd bezpiecznie do domu. – Feyla zastanawiała się obecnie ile czasu zajmie jej sama naprawa jaką musi wykonać w posiadłości lorda Optymalną sprawą byłoby wydostanie się z jego domostwa tą samą droga którą się tam dostaną, to znaczy z wykorzystaniem kupieckiego wozu. Jeśli informacje od Mariki były rzetelne, to samego lorda nie było obecnie w mieszkaniu, a to z kolei dawało podstawy przypuszczać ze rzekomy kupiec zatrzyma się tam do rana celem sfinalizowania transakcji. Wszystko jednak powinno stać się dużo jaśniejsze jak tylko odnajdą swojego kupca i poznają profil jego działalności.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

Yorick postukał palcem w patyk. Zastanawiał się, w jaki sposób miał ukrywać właściwości Mortema. Jego planem było znalezienie odpowiedniego kupca, dzięki mocy swojego wierzchowca. Zaklął pod nosem.
- "Nienawidzę działania w grupie" - pomyślał.
Pociągnął długi łyk, skończył pozostały zapas wody.
- Handlarz, który ma jechać do Cerewara, dostanie rozkaz, wedle którego będzie musiał wyjechać jak najprędzej. Można się domyśleć, że będzie pracował, jakby go diabły goniły od samego świtu. Ma mało czasu, więc będzie się spieszył, a skoro będzie się spieszył, to nie będzie się ukrywał. A ja znam jeszcze kilku dobrych informatorów w mieście. Lepszych od tamtej gnidy Urma.
Elf pogrzebał chwilę w sakwie. Tak naprawdę niczego nie szukał, ale chciał załatwić sobie czas do namysłu, nie wzbudzając podejrzeń kowalki.
- Pora na kwestię przemycenia ciebie. Chcesz się skradać, bardzo proszę. Karawana zatrzyma się w umówionym miejscu, zostaw ten element mi. Ja również zajmę się uwagą ochroniarzy, nikt nie będzie patrzył w twoją stronę, gdy będziesz wchodzić do wozu. Chyba nie muszę mówić, że jak najciszej. - Na chwilę przerwał, nerwowo uderzając patykiem w kamienie. - Ach, zapomniałbym. To niemożliwe, żebyś zmodyfikowała wóz przed wyjazdem. Będziesz musiała improwizować na jakimś leśnym zadupiu, jak raczyłaś poetycko określić.
Yorick wstał i podszedł do konia. Pogrzebał chwilę w jukach, wrócił do rozmowy, gdy znalazł do połowy wypełniony bukłak z czerwonym winem.
- Nie bój się, dam radę uzyskać posadę ochroniarza, a im bardziej nielegalny jest ten handel, tym lepiej dla nas. Po prostu będę musiał wykazać się moim wdziękiem. - Elf cały czas zachowywał kamienną twarz, z resztą jak zawsze.
Skrytobójca spojrzał na leżący na ziemi pakunek, sprawdził stan zapasów żywności. Ocenił, że mogłyby starczyć na trochę ponad tydzień. Wziął niewielką paczkę z dniową racją i rzucił Feyli.
- Masz, powinnaś coś zjeść, nie chciałbym, żebyś zemdlała w środku operacji. A właśnie, czas porozmawiać o najważniejszym, czyli o tym co będzie, gdy już się dostaniemy. Przede wszystkim, trzeba zadbać o to, żeby kupiec dotarł do zmroku. I chciałbym, abyś ty się tym zajęła. Będziesz miała kilka wolnych godzin, myślę, że mogłabyś jakoś urozmaicić naszą drogę. Może dziura w którą wpadnie koło? Linka która po swoim przecięciu wypuszcza pułapkę? W każdym razie będzie potrzebować sporo atrakcji. Dałabyś radę zająć się tym?
Yorick wypił porządny łyk alkoholowego napoju, odstawił bukłak. Wiedział, że gdyby pozwoliłby sobie na więcej, to w końcu wszedłby w stan upojenia. A na to nie mógł sobie pozwolić.
- Zanim ci powiem, co zrobimy w środku, musisz mi odpowiedzieć. Wszystko zależy od tego jak i kiedy przekroczymy bramę posesji Cerewara.
Awatar użytkownika
Rheolw
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rheolw »

Jeśli było coś czego Rheolw nie cierpiał bardziej niż wczesnego wstawania, to tylko posłańców przynoszących złe wieści. Tego poranka żołnierz miał na głowie oba takie przypadki. Jego adiutant, niczym burza, wpadł do niewielkiego pokoju będącego prywatną kwaterą Rheolwa.
- Kapitanie, ten suczy syn ucieka! - Wykrzyczał podenerwowany strażnik. Rheolw zaklął. Co było nie tak z tymi ludźmi że nie potrafili wykonać najprostszego zadania. Ignorując konieczność pospiechu, dowódca podniósł sie z pryczy, dopił stojący obok kufel z winem, po czym przeglądając sie w lustrze, przemówił do własnego odbicia.
- Kto pełnił wartę?
- Pak. - Odpowiedział adiutant usiłujący dać do zrozumienia iż każda stracona obecnie sekunda może być kluczowa - Znaleźliśmy jego ciało kilka minut temu. - Dodał pospiesznie chcąc uniknąć kolejnych pytań.
- Trudno. - Podsumował Rheolw. - Siodłaj konie. Wygląda na to ze zabawimy się dzisiaj na modłę naszego lorda. Przygotujcie psy gończe. Zleceniodawca będzie zachwycony jeśli zwierzaki potrenują sobie przed właściwym polowaniem.
- Kapitanie, posłałem już za nim kilku piechurów. Przygotowanie zwierząt zajmie sporo czasu a jeśli ta gnida zdoła dotrzeć do lasu...
- Wykonać! - Uciął dyskusję Rheolw. Las to jeszcze nie miasto. Zresztą szansa na to iż o tej porze spotkają tam kogoś obcego było niewielka. A jeśli nawet jakiś przybłęda zapuści się zbyt blisko posiadłość to jego strata. Ogary Cerewara rozróżniają tylko myśliwych i swoje ofiary. Najwyżej będą musieli wykopać dziś więcej dołów na zwłoki.
Rheolw zszedł na główny plac. Otwierano właśnie główną bramę. Konie ustawiano jeden za drugim, bezpośrednio za stojącym na szpicy czarnym ogierem należącym do kapitana. Spokojny poranek zakłóciło ujadanie wyprowadzanych psów. Podekscytowane zwierzęta aż rwały się do pościgu. Właśnie na takie momenty je szkolono i w takich chwilach czuły się najlepiej. Wszystko wyglądało rutynowo i zgodnie z planem. Jednak nie do końca tak było. Przy polowaniach lorda zawczasu dawano sygnały z wieży by ostrzec wieśniaków pracujących na polach. Tym razem nie mieli takiej możliwości. Rheolw liczył się z stratą tych kilku rolników którzy mogą znajdować się obecnie pomiędzy uprawami. Gdyby pozwolił uciec więźniowi strata była by o wiele większa.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Elf jasno i wyraźnie dał do zrozumienia kto dowodzi całą operacją. Wszystkie pomysły kowalki przepadały w dyskusji, jej sugestie zostały odrzucone jako zbędne, nieprzydatne lub niemożliwe do realizacji bez podania przyczyny takiej decyzji, a co gorsze ewentualne sprzeciwy z strony Feyli kończyły coraz bardziej absurdalnymi zleceniami do wykonania. Kategorycznie nie wolno jej było wrócić do miasta. Miała za to wykopać dół mimo iż nie posiadała ku temu żadnych narzędzi poza łyżeczką do miski. Kowalka ciekawiło tylko czy Yorick jest gotowy do wzięcia na siebie odpowiedzialności za ewentualną porażkę.
- A czy mógłbyś mi chociaż zdradzić czym zajmuje się ten tajemniczy handlarz? Gdybym wiedziała o jakim towarze rozmawiamy to dałoby mi sporo wskazówek o wyglądzie powozu jakim będzie on przewożony. A gdyby tak okazało się że przedmiotem wymiany są diamenty lub inne kosztowności które kupiec trzyma przy sobie? Co wtedy? Czy również powinnam improwizować i schować się w jego torbie? – Zadrwiła Feyla.
Odgłosy rogów i ujadania psów dochodzące z posiadłości lorda przerwały wywody kowalki. Feyla natychmiast skoczyła na skraj polany przyglądając się okolicznym polom i samym zabudowaniom, chcąc ustalić co też jest źródłem tych hałasów. Ujrzała człowieka biegnącego dokładnie w kierunku w którym znajdowała się ona i Yorick. W ślad za biegnącym podążała czwórka myśliwych dźwigająca ciężkie kusze. Co chwila któryś z nich przystawał i usiłował trafić w uciekiniera, jednak dzieląca ich odległość była zbyt duża jak na zasięg takiej broni. Ciężar kusz i ich spore gabaryty utrudniały ścigającym zmniejszenie dystansu pomiędzy nimi a człowiekiem którego usiłowali zgładzić.
Tymczasem w samej rezydencji otwarto bramy przez które wyjechała grupka konnych wraz z psami gończymi. Jeźdźcy również posiadali przy sobie broń dystansową a poza tym uzbrojeni byli w miecze i tarcze. Druga grupa pościgowa wyruszyła pozostawiając za sobą otwarte wrota. Feyla przyglądała się temu wszystkiemu z wielkimi oczyma, zupełnie nie rozumiejąc co się dzieje. Polowania na ludzi nie mieściły się w jej wyobrażeniach cywilizowanych krain. Dopiero po chwili kowalka uświadomiła sobie że przebywając w miejscu w którym są obecnie narażali się na niebezpieczeństwo.
- Czy to wszystko coś zmienia w twoich planach? – Spytała elfa.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

- "Co za ulga" - pomyślał Yorick.
W głębi ducha przyznał, że jego plan był raczej mierny i pasował tylko dla tego, że nie mieli niczego innego, ale nigdy nie przyznałby tego Feyli.
Skrytobójca również przyjrzał się całej akcji. Szybko opracowywał plan w myślach.
- Sytuacja wygląda następująco. Spieprzamy!
Gdy zbierali się do ucieczki, Yorick przekazał rozkazy Mortemowi:
- "Bądź w pobliżu, obserwuj tych ludzi. Nie daj się złapać, melduj za każdym razem, gdy coś się zmieni."
- "Wiesz, że to twoje rozkazywanie robi się nudne? Nie dziwię się Feyli, że narzeka. "
Elf nie odpowiedział, zajął się ewakuacją
- Zostaw wszystko co leży, jeszcze tu wrócimy. - Przypiął mocniej pasy i powiedział - za mną, chyba znam drogę.
Wybiegli z obozowiska i skręcili w prawo. Przez chwilę powalczyli z krzakami, następnie pokonali niewielki strumyk.
- "Jest lekko zmiana" - zameldował Mortem.
- "Mów, nie owijaj."
- "Uciekinier jeszcze trochę pożyje. Wlazł w niezłą gęstwinę, będą musieli zejść z koni."
- "Nie widzieli cię?" - Gdy padło to pytanie, Yorick i Feyla wyszli na drogę.
-"Pffff, jestem profesjonalistą" - odparł wierzchowiec.
- "Nie wątpię" - sarkastycznie odpowiedział elf.
Skrytobójca podszedł do kowalki i powiedział:
- Co byś powiedziała na to, żebyśmy pomogli którejś ze stron? Radziłbym członkom pościgu.
Awatar użytkownika
Rheolw
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rheolw »

Sprawy zaczęły się komplikować. Oczywiście Rheolw zdawał sobie sprawę, że nie ma dwóch identycznych polowań i zawsze należy być przygotowanym na niespodziewane okoliczności, jednak tym razem stało się coś, czego kapitan nie przewidział. Gdy tylko dotarli do okolicznych lasów, jego ludzie odkryli obozowisko obcych. Obozowisko z którego ktoś obserwował ich rezydencję i z którego ten sam ktoś ulotnił się, gdy tylko dojrzał zbiega. Sytuacja była aż nadto czytelna. Ich uciekinier miał wspólników, którzy przybyli tu by pomóc mu przechytrzyć jego oddziały.
- Cholera! Przeklęty drań! - Wściekał się Rheolw. - Ilu?
- Dwie osoby - odpowiedział tropiciel analizujący ślady wokół dogasającego ogniska - I jeden koń.
- Dobra. Słuchać mnie uważnie. Ktokolwiek pomaga temu skurczybykowi, podzieli jego los. Nikt nie wyłazi z tego pieprzonego lasu żywym. Wasza czwórka tędy - padły rozkazy. - Wy, weźcie dwa psy i sprawcie wschodnią stronę. Podwójny żołd dla tego, który ukatrupi tych łajdaków.
- Kapitanie, ogary chwyciły trop - zakomunikował adiutant. - Ta kanalia zmierza w kierunku mokradeł.
- Świetnie. Weź dwóch ludzi. Pojedziecie drogą na około i zablokujecie mu wyjście. Reszta zostawić konie. Ruszamy zapolować na naszą zwierzynę.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Przynajmniej ten jeden raz kowalka nie zamierzała spierać sie z Yorickiem. Musieli uciekać. Pozostawanie na polanie nie miało sensu, tym bardziej że grupa zbrojnych, która opuściła siedzibę lorda, wyglądała na takich, co to najpierw potraktują człowieka kilkoma bełtami z kuszy, a dopiero później spytają, z kim mają do czynienia. Zgoła inaczej miała się sprawa ewentualnego udzielenia pomocy strażnikom z rezydencji. Feyla była przekonana, że prędzej zatańczy nago na głównym placu w Fargoth, niż przyłoży swoją rękę do zamordowania jakiegoś człowieka. Nie miała wątpliwości, co się stanie po złapaniu zbiega. Nikt nie angażuje tak licznych sił, żeby schwytać kogoś tylko po to by pogrozić mu palcem. Uciekinier musiał zginąć, a elf proponował, by to oni stali się przyczyną jego zagłady. Takie postępowanie nie było w jej stylu. Nieważne, czy ścigany był winny, czy też stanowił przypadkową ofiarę gniewu swojego władcy. Kowalka w wielu punktach nie zgadzała się z panującym w królestwie prawem, ale jeszcze bardziej nie popierała samosądów i wymierzania sprawiedliwości na własnym podwórku. Takie działanie to najprostsza droga do anarchii i kompletnego chaosu.
- Że co? A niby w jaki sposób miałoby to nam pomóc? - protestowała - Nie zrobisz ze mnie morderczyni. Poza tym, ci tam nie wyglądają na kogoś, kto potrzebuje pomocy. A jeśli nas zobaczą, najpewniej wezmą za niewygodnych świadków tego, co tu zaszło. No i chyba nie muszę mówić dalej, co to oznacza...
Przynajmniej na razie elf i Feyla zgadzali się co do konieczności ucieczki, a biegnąc trudno jest toczyć wielkie dyskusję. Przede wszystkim musieli znaleźć bezpieczne schronienie, a dopiero później zdecydować co dalej.
Przemierzając leśne zarośla, dwójka niedoszłych włamywaczy dotarła do polany, gdzie trwała wycinka drzew. Drwale, ostrzeżeni zawczasu przez dźwięki rogów, w pośpiechu opuścili swoje miejsce pracy, pozostawiając wszystko w nieładzie. Na głównej drodze stały trzy wozy. Jeden całkowicie załadowany drzewem, a pozostałe czekające na załadunek. Z wszystkich wozów wyprzęgnięto konie, obawiając się o ich los przy spotkaniu z myśliwymi i ich psami. Dookoła walały się również narzędzia i przedmioty porzucone przez pracowników. Różnego rodzaju topory, piły, sekatory czy noże oznakowane były insygniami lorda Crewara. Podobnie zresztą jak pozostawione wozy na których bokach widniał wypalony herb miejscowego władcy. Drwale pozostawili również swoje wierzchnie okrycia. Jako, iż zaliczali się do ludzi zaczynających pracę o świcie, gdy w lesie panowały jeszcze chłody, często w ciągu dnia zdejmowali z siebie cieplejsze odzienie. Feyla i Yorick mieli wszystko, by pozbierać co trzeba i, podszywając się za leśnych robotników, dostać się do rezydencji lorda. Wszystko poza rzecz jasna koniem, którego elf lekkomyślnie zdecydował pozostawić.
- Co o tym myślisz? - spytała kowalka. Domownicy z całą pewnością nie znają twarzy wszystkich drwali którzy na co dzień mieszkają i pracują w okolicznych lasach, a widok dwóch obcych przyodzianych w stroje i narzędzia z herbem Creawrów nie powinien budzić podejrzeń. Tylko ten przeklęty brak pociągowego rumaka.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

-"Wracaj" - rozkazał Yorick.
- "Co? Ale przecież miałem ich śledzić! Czemu zmieniamy plan?" - odpowiedział koń.
- "Później. Na razie przymknij się i wracaj."
Skrytobójca przyjrzał się wozowi.
- "Nie najgorsza opcja" - pomyślał.
- Niech będzie, zostaniemy drwalami - powiedział do Feyli. - Daj mi chwilę, załatwię konia pociągowego.
Yorick włożył palce w usta i zagwizdnął. Cała czynność służyła tylko podtrzymaniu wiarygodności kłamstwa, Mortem wyczuwał elfa bez żadnego gwizdania.
- Musimy ukryć nasze wyposażenie. Mój arsenał i twoje kowalskie narzędzia nie są typowym ekwipunkiem drwali.
Skrytobójca spojrzał na wóz, zastanawiając się, gdzie mogliby ukryć inwentarz. Położył się i spojrzał na podwozie wehikułu, ale nie znalazł niczego przydatnego.
Po chwili poszukiwań stwierdził, że skrytkę należy zrobić własnoręcznie.
- To twoja działka - powiedział kowalce - skombinuj nam jakąś skrytkę. Ja ukryję nasze ślady.
Elf wrócił na chwilę do lasu, spojrzał na ścieżkę, którą przybiegli. Zacierając tropy, skontaktował się z Mortemem.
- "Jak ci idzie?" - spytał.
- "Nie najgorzej, ale potrzebuję chwili. Muszę jechać naokoło, nie przebiję się przez te krzaki."
- "Co z myśliwymi?"
- "Macie szczęście, skręcili w odwrotnym kierunku. Chwilowo. Ten, który im ucieka, nieźle zapieprza i często ich zmyla. Jeszcze trochę będą się bawić w berka."
Yorick wygładził ostatnie ślady znajdujące się w promieniu piętnastu metrów od polanu, uznał, że wystarczy. Wrócił do Feyli.
- Zastanawia mnie tylko jedna kwestia - powiedział do pracującej kobiety. - Spotkanie z Mariką nastąpi za jakieś dziewiętnaście godzin. Chcemy ten czas spędzić w pałacu, czy może ukryć się gdzieś w nadziei, że drwale nie zawiadomią strażników o fakcie, że ktoś im buchnął załadowany wóz?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Wykonanie schowka na narzędzia nie stanowiło dla kowalki wyzwania. Drwale w swojej pracy wykorzystywali wiele przyrządów które musieli przecież jakoś przewozić. W tym konkretnym przypadku był to kufer zamontowany pod siedziskiem w przedniej części wozu. Wprawdzie nie taki jakby go sobie Fayla wymarzyła, ale stanowił doskonała bazę na której mogła oprzeć swój projekt. Po zamontowaniu zawiasów, rygla i kłódki, będzie miała pewność że nikt niepowołany nie zajrzy do skrzyni wypełnionej innym niż zazwyczaj wyposażeniem. Na szczęście dla siebie kowalka zwykła nosić przy sobie tego typu drobiazgi. Od razu zabrała się do wykonania mocowania odpowiedniego dla swoich potrzeb. Musiała sie spieszyć jako że czas nie działał teraz na ich korzyść, a tropiciele lada chwila mogli wpaść na polanę. Poza tym, jak słusznie zauważył Yorick, musieli jeszcze omówić kilka spraw dotyczących naprędce przygotowanego planu.
- Drwalami bym się nie przejmowała. - Odpowiedziała swojemu towarzyszowi nie przerywając przy tym wykonywanej pracy - Będą tak przerażeni trwającą obławą że nie prędko wychylą nosy z swoich chałup. Zresztą im dłużej trwać będzie obecna nagonka tym lepiej dla nas.
W ogóle proponuję udawać wystraszonych leśnych pracusi szukających schronienia przed łowczymi w siedzibie swojego pana. A jeśli strażnicy wrócą z polowania wcześniej niż byśmy sobie tego życzyli to zawsze można coś wymyślić by odwlec wyjazd z rezydencji do rana. Na przykład uszkodzona oś wozu czy zgubiona podkowa u naszej pociągowej kobyły. O ile ta wreszcie raczy się znaleźć i wziąć do roboty. - Wyobraźnia Feyli nie była w stanie ogarnąć w jaki sposób narwany wierzchowiec demolujący miejskie gospody miałby teraz potulnie zmienić się w zwykłą szkapę, ale to był problem elfa. Nie jedyny zresztą, jako że zanim zjawią sie w rezydencji lorda będą zmuszeni zrobić jeszcze jedną rzecz. A właściwie to Yorick będzie musiał ją zrobić.
- Myślę że możemy tam spokojnie poczekać do zmroku a przy okazji rozejrzeć się dyskretnie wśród zabudowań. Ewentualnie wykorzystując panujący chaos, znaleźć Marikę wcześniej i przyspieszyć całą akcję. - Zaproponowała. - Jeśli jest coś co mnie martwi to twoja osoba. Nie wiem czy wspominałam wcześniej, ale mroczne elfy są w Fargoth równie rzadkie jak dwugłowe mamuty. Nie spotyka się tu wiele przedstawicieli twojej rasy, a już na pewno nie zatrudnia się kogoś takiego do rąbania drzewa w jakimś zapyziałym zagajniku pomniejszego lorda. Dlatego proponowałbym popracować trochę nad charakteryzacją. - Sama Feyla nie potrzebowała wiele by udawać typowego drwala czyli mężczyznę strudzonego ciężką pracą, marudnego, wiecznie niezadowolonego, klnącego na swój los i nastawionego nieprzychylnie do wszystkiego co go spotyka. Natomiast elf przy swoim obecnym wyglądzie nie miał żadnych szans na wtopienie sie w tłum. Yorick rzucał się w oczy niczym rozgrzany metal w nocnych ciemnościach.
- Mam nadzieję ze jako skrytobójcy, szpiegowi, włamywaczowi czy czym tam jeszcze się zajmujesz, sztuka kamuflażu i zmiany wizerunku nie jest ci obca. - Spytała z nadzieją w głosie. - I że potrafisz zrobić to szybko.
Awatar użytkownika
Rheolw
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rheolw »

Rheolw starannie przeszukiwał odnalezione obozowisko. Był prostym żołnierzem, szkolonym do wykonywania jasnych i czytelnych rozkazów, a nie rozwiazywania spraw których nie potrafił ogarnąć swoim rozumem. Trudne i skomplikowane sprawy zaczynały go irytować, a ta związana z parą tajemniczych obserwatorów ukrytych w lesie, zdecydowanie działała mu na nerwy.
- Kapitanie, sprawdziłem jeszcze raz. – Zameldował tropiciel – Tylko jeden koń i dwóch piechurów.
- Czego do cholery mogli tu chcieć. – Zastanawiał się głośno dowódca. Gdyby chodziło tylko i wyłącznie o pomoc uciekinierowi, to przecież powinni mieć dla niego dodatkowego wierzchowca. Przynajmniej on tak by zrobił. Wsadził zbiega na koński grzbiet i co sił pogalopował jak najdalej od Fargoth. Potrafiłby też zrozumieć gdyby miał do czynienia z tylko i wyłącznie jednym jeźdźcem. Ewentualne tłumacze się z prowadzonego luzaka mogłoby być kłopotliwe, a dobry wierzchowiec jest w stanie ponieść dwójkę chłopa. To miało by sens. – Ale do chuja nie trzech!
- Kapitanie, psy chwyciły trop taj szkapy … - nieśmiało przerwał adiutant Rheolwa.
- Dokąd pognali?
- No właśnie że nigdzie. Wygląda na to że cały czas kręcą się wokół obozu.
- Chcesz powiedzieć ze nadal tu są, a ty nie potrafisz ich schwytać?! – Wrzasnął Rheolw poirytowany faktem że oto ma przed sobą jeszcze jeden fragment układanki zupełnie nie pasujący do całości. Do jakiej nędzy ktoś miałby tu zostawać? Czyżby w pośpiesznie opuszczonym obozie zostawili cos po co zamierzali wrócić? A może ich przeciwnicy uważali się za niezwykle sprytnych i zabawnych jednocześnie?
- Otoczyliśmy naszego zbiega przy wydmach. Już się nie wymknie. Zapewniam cię kapitanie ze wkrótce schwytamy również jeźdźca. – Szybko wtrącił adiutant chcąc nieco załagodzić gniew swojego przełożonego.
- Chcę mieć tą świnie żywego. – Rozkazał Rheolw – Mam zamiar dowiedzieć się co zamierzał.
- Ale… ale kapitanie… - zawahał się żołnierz – myślę ze on wie co go czeka jak wpadnie w nasze ręce. Ja na jego miejscu prędzej sam podciąłbym sobie gardło niż dał się złapać.
- Każdy ma swój sposób na śmierć. –Filozoficznie stwierdził Rheolw. – Osobiście pociągnąłbym za sobą do piekła tylu z was ile się da. Nie zmienia to sprawy że chcę go żywego.
- Ale jak …
- Zapolujcie na niego jak na dzikiego zwierza, zakutym łbie! – Irytował się Rheolw widząc brak zrozumienia na twarzy swojego adiutanta. Przez chwilę zdawało mi się ze ten gamoń potrafi zrozumieć tylko to co powiedziane dosłownie. Na szczęście po chwili oblicze podkomendnego nabrało wyrazu zrozumienia i ulgi.
- Rozdam ludziom strzałki z środkiem paraliżującym. – Zasalutował żołnierz.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

Yorick zastanawiał się, w jaki sposób miał się "uczłowieczyć". Zawsze wolał wchodzić i wychodzić cicho, a nie rzucać się w oczy charakteryzacją. Zastanawiając się, pakował łuk i strzały do skrytki przygotowanej przez Feylę. Pomimo niechęci do niewiasty, elf przyznał w duchu, że była dobra w tym co robi. Oczywiście skrytobójca nie podzielił się swoimi przemyśleniami.
Z rozmyślań wybił go dźwięk zapowiadający zbliżającego się jeźdźca.
Yorick zaklął.
- Udawaj głupiego drwala - powiedział do towarzyszki.
Elf założył płaszcz i udawał, że majstruje przy kole. Po chwili przyjechał żołnierz w barwach lorda Cewara.
- Czołem pracownicy! Jak idzie dziś wyrąb?
Skrytobójca przeklął w duchu swojego pecha. Zwykły żołnierz po prostu by przejechał obok nich, albo potraktował ich kopnięciem i splunięciem. Ale ten miał ochotę na przyjacielską pogawędkę.
- Narąbaliśmy cały wóz drewna, panie żołnierzu. Ale konie, wredne skurwysyny pouciekały same z siebie. Cały dzień będziemy ich szukać.
- No trudno, chętnie bym pomógł, ale obowiązki wzywają. - Popatrzył na Feylę. - A ty, kolego z wozu. Co powiesz?
- Dobry panie, nie mitrężcie na nas czasu. Sam mówiłeś, że obowiązki wzywają, pewnie rychło musisz się stawić w pałacu, dobrze tuszę? - znowu odezwał się Yorick.
- Bardzo dobrze, niestety służba nie drużba, jak mawiają. Zaraz wyruszam, zastanawia mnie tylko jedna sprawa, kolego drwalu. Liczyłem, że spotkam tutaj mojego druha Thomasa. Gdzież on się podziewa?
Yorick nie miał czasu myśleć na odpowiedzią. Musiał zaryzykować i mieć nadzieję, że dobrze wybrał.
- Thomas wraz z innymi poszli szukać zaginionych koni. Ja i mój zacny kompan pilnujemy wozów.
Żołnierz wyprostował się w siodle i uśmiechnął się.
- Żałuję, że się z nim nie spotkam. - Przerwał na chwilę. - Szczególnie, że nawet go nie znam, bo jedynym Thomasem, który służy lordowi Cewarowi jestem ja.- Thomas zaśmiał się, niemal szczerze. - Ale muszę jedno przyznać. Całkiem nie najgorzej udajesz drwala, uwierzyłem ci. Ależ ze mnie naiwnie dziecko.
Strażnik jednym, płynnym ruchem zeskoczył z konia i przeciął mieczem powietrze w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była głowa Yoricka. Elf uchylił się w ostatnim momencie, Słońce jeszcze nie wzeszło w pełni, więc skrytobójca był w szczytowej formie. Robiąc unik zdjął płaszcz i zaatakował krótkim mieczem. Żołnierz sparował uderzenie, ale wtedy do akcji weszła druga ręka mrocznego elfa, która była uzbrojona w sztylet. Wojownik uniknął pchnięcia krótkim ostrzem, ale poślizgnął się na łajnie jakiegoś leśnego zwierza. Dwójka walczących upadła na ziemię.
Thomas był silniejszy, ale Yorick mógł się poszczycić większą zwinnością. Szybko podniósł miecz i ciął przeciwnika w plecy. Ranny wojownik próbował wstać, wtedy elf przygotował się do zadania dobijającego ciosu, ale Thomas wykonał rozpaczliwy rzut w przód i uniknął śmierci, uciekając w stronę Fargoth. Skrytobójca spojrzał na Feylę.
- Przygotuj wszystko, zaraz wracam - powiedział i zajął się pościgiem.
Po chwili na polanę wbiegł Mortem.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Jak na razie wszystko szło inaczej niż powinno. Nie taki był jej plan. Przeciętny żołnierz to przygłup z manią wielkości i lekceważącym stosunkiem do pospólstwa. W normalnych okolicznościach taki sługus nawrzeszczałby na nich, zasadził Yorickowi kopa i kazał się wynosić, ale im oczywiście musiał trafić się przenikliwy bystrzak, wietrzący spiski gdzie tylko się da. Jeśli wszyscy strażnicy lorda Crewara są tacy, ich plan od razu można uznać za skazany na niepowodzenie. Kowalka z satysfakcją pomyślała że przynajmniej tej jeden typ pożałuje swojej dociekliwości. Feyla miała nadzieję że elf dopadnie strażnika nim cała ta sytuacja narobi im jeszcze więcej szkód. Yorick był szybki więc pogoń za rannym zbrojnym nie powinna zając mu wiele czasu. Tymczasem ona sama musiała zajęć się własnymi problemami w postaci Mortema.
Oto miała przed sobą wściekłego konia którego musiała nakłonić do współpracy. Kowalka nie miała złudzeń że owe "zajmij się wszystkim" obejmuje również zaprzęgnięcie szalonego wierzchowca do wozu i zmuszenie go by ten ciągnął kłody. Musiała przyznać iż elf bardzo sprytnie pozbył się kłopotu zrzucając go na jej barki.
- No dobra zwierzaku – zwróciła się do konia chcąc zyskać jego zaufanie – widziałam już co potrafisz i chciałam ci zakomunikować że nie robi to na mnie żadnego wrażenia – skłamała Feyla. – Za to ty, nie masz pojęcia do czego jestem zdolna więc lepiej bez żadnym numerów mi tutaj. Jeśli chcesz wiedzieć to wbrew powszechnej opinii kowale wcale nie przepadają za rumakami jak ty.
Feyla musiała znaleźć szybki sposób na przekonanie konia do swojej osoby. Nie miała wątpliwości że skoro jeden żołnierzy dotarł już na teren wyrąbiska to tylko kwestią czasu było nim zjawią się tu jego kompani. Z doświadczenia wiedziała że mówienie do zwierząt czasami je uspokaja. Nie ważne że te ostatnie nie są w stanie pojąć sensu wypowiadanych słów. Chodzi o sam fakt ich wypowiadania i ton jakim posługuje się mówca. Równie dobrze można pleść bez sensu co tylko ślina przyniesie na język. A komuś takiemu jak Feyla najłatwiej przychodziło narzekanie.
- Ogólnie rzecz ujmując powyższy stereotyp wiąże się z tego iż większość ludzi nie zdaje sobie sprawy że konie i kowali łączy jedna jedyna rzecz a mianowicie niechęć do jeźdźców. No przynajmniej zakładam że ty również nie lubisz tego całego elfa. –W swoją przemowę Feyla starała się podkreślać gestami ilustrującymi to o czym mówi. - Przynajmniej ja nie znosiła bym kogoś kto całymi dniami siedzi mi na plecach, wykorzystuje do pracy i kopie ciężkim obcasem w pośladki. Ale najgorsze w tym wszystkim jest to że ogromna większość jeźdźców nie potrafi samodzielnie wykonać tak prostej czynności jak podkucie swojego wierzchowca. I tym właśnie zawracają głowę kowalom. Kowalom którzy potrafią robić tysiąc razy bardziej skomplikowane rzeczy, wynalazki czy projekty. Ale nie, nie możemy się rozwijać tylko dlatego że raz za razem przypałęta się taki nieudacznik z żądaniem aby podkuć mu konia. Wyobraź sobie jakby to było gdyby każda baba szła do krawcowej aby nawlec nitkę na igłę? Ta ostatnia znana byłaby nie z szycia ale z natykania. A przecież to takie banalne. Dlatego właśnie tak bardzo mnie to irytuje. Zapytaj się pierwszego napotkanego smarka czym zajmuje się kowal, a stawiam swój najlepszy młot przeciw workowi owsa że wspomni coś o kopytnych.
- A skoro wyjaśniliśmy już sobie czemu to powinniśmy być sojusznikami, to teraz bez zbędnych awantur damy się potulnie zaprząc do wozu i grzecznie uratujemy mój chudy tyłek z nadciągających opresji? Prawda? - Modląc się w duchu do wszystkich znanych i nieznanych sobie bożków, Feyla chwyciła Mortema za uzdę i pociągnęła go w stronę powozu.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

Mortem wbiegł na polanę i rozejrzał się. Yorick gonił jakiegoś człowieka, Feyla szła w jego kierunku, a obok stał biały koń, konkretnie mówiąc biała klacz.
Kary rumak podszedł do kobyły i zalotnie dotknął ją pyskiem. Samica jednak nie była zainteresowana końskim amantem i odwróciła się zadem w stronę Mortema.
- "Jeszcze zobaczymy malutka" - pomyślał wierzchowiec.
Koń spojrzał na kowalkę. Dziewczyna podeszła do niego i zaczęła mówić. Bardzo długo i bardzo bez sensu. Mortem zastanawiał się, co jest gorsze, milczenie Yoricka, czy gadulstwo Feyli. Po lekkim namyślę stwierdził, że woli rozmowną rzemieślniczkę. Mimowolnie zajrzał w jej myśli, ale nie znalazł niczego interesującego.
W końcu Feyla zabrała się do pracy, złapała konia za uzdę i pociągnęła go w stronę powozu.
- "Nie ma tak łatwo!"
Mortem się zaparł, dziewczyna była silna jak na niewiastę, ale i tak nie mogła równać się z rumakiem. Wierzchowiec śmiał się z jej starań. Śmiał się, dopóki Feyli nie zaczęła gadać. Po trzecim zdaniu koń stwierdził, że milczenie jest lepsze niż gadulstwo i poddał się, kowalka doprowadziła go do wozu, zdjęła siodło i zaczęła je upychać w skrytce.
- "Pies walił sztylety Yoricka, ale jeśli potłuczesz butelki z gorzałczyną, to ja potłukę ciebie" - pomyślał, patrząc na Feylę.

***
Yorick rzucił się w pościg za uciekającym żołnierzem. Strażnik po raz kolejny wykazał się sprytem i nie biegł po gościńcu, a skręcił w las. Elf zaklął, nie mógł rzucić w niego sztyletem, więc czekała go kolejna wycieczka po chaszczach.
Skrytobójca przeskoczył nad kamieniem i wbiegł w zieloną połać. Rozejrzał się. Zobaczył rozpaczliwie uciekającego Thomasa, wojownik żył, ale przez ranę na plecach był na granicy wytrzymałości. Yorick był już kilka metrów za nim, gdy żołnierz przewrócił się o gałąź, źle wylądował i skręcił kostkę.
Mroczny elf uklęknął nad wojownikiem, po minie Thomasa można była stwierdzić, że był przerażony. W ogóle nie przypominał cwanego strażnika, którym był kilka minut wcześniej. Zabójca podniósł rękę trzymającą sztylet.
- Za...Zaczekaj - powiedział Thomas. - Nie zabijaj mnie, mam informację! Chcesz się włamać do pałacu, prawda?
Yorick skinął.
- Oszczędź mnie, to ci powiem, jak możesz dyskretnie opuścić pałac.
Elf zakręcił sztyletem w dłoni i opuścił rękę.
- Mów.
- Wskocz do studni, woda jest głęboka na kilka metrów. Co jakiś czas dostajemy tam różne dobra od przemytników z Fargoth, głównie tytoń i gorzałę. W środku jest korytarz, dojdziesz nimi do jaskiń. - Zakaszlał. - Zrobiłem swoje, teraz mnie zostaw!
Yorick nie odpowiedział, po prostu poderżnął mu gardło.
Elf zastanawiał się, czy powinien ukryć zwłoki, ale zaniechał tego pomysłu. Żołnierz jechał samotnie, był łakomym kąskiem dla grasantów. Skrytobójca zabrał mieszek strażnika. Zrobił to z dwóch powód, po pierwsze, morderstwo miało wyglądać na popełnione w celu rabunku, a po drugie, Yorick nie grzeszył ruenami.
Elf wrócił na polanę, stwierdził, że Feyla nie najgorzej poradziła sobie z Mortemem, chociaż powoli.
- Myślałem, że się spieszymy - powiedział podchodząc do niej i patrząc jak radzi sobie z rumakiem. - Białasa musimy przegonić, ktoś w pałacu mógłby go rozpoznać.
- "" - powiedział Mortem.
- "Co?"
- "Ten białas to klacz."
- "No niech będzie, ale to wszystko jedno!"
- "Może dla ciebie, ja tam wolę samice."
Yorick nie raczył odpowiedzieć. Silnie klepnął klacz w zad. Koń parsknął i pojechał w stronę Fargoth.
Elf powrócił do problemu charakteryzacji, nie miał czasu na myślenie, żołnierze mogli się tam pojawić lada chwila. Skrytobójca stwierdził, że Thomas był chlubnym wyjątkiem i poza nim żaden strażnik nie zwróci uwagi na zwykłego drwala. Szczególnie upieprzonego błotem od góry do dołu.
Yorick założył swój płaszcz i rzucił się w pobliską kałużę. Wytarzał się jak świnia w korycie, a potem wbił twarz w mokrą ziemię. Dopiero po wstaniu pomyślał, że skoro nic nie padało, to kałuża została nawilżona moczem zwierząt.
Usiadł obok Feyli, która skończyła robotę i gapiła się na nietypowy sposób maskowania.
- Bez komentarza, gdybyś mogła. Wyruszamy?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Zajęta wprowadzaniem ostatnich modyfikacji przy wozie, Fayla nie zwracała większej uwagi na poczynania elfa. Dopiero na widok tarzającego się w błocie Yoricka, na chwilę oderwała się od swojej pracy. Wzruszyła ramionami powstrzymując się od głośnego wyrażenia swojej opinii na ten temat. Kowalka wspomniała niedawną dyskusję w warsztacie krawcowej i śmiesznie niską cenę jakiej zażądał przestępca za swoje usługi. Widocznie własną godność jej towarzysz cenił sobie równie nisko jak swoje życie.
Gdy tylko elf wsiadł na wóz Feyla pogoniła konia chcąc jak najszybciej oddalić się od miejsca wycinki drzew. Początkowo jechała powoli i ostrożnie, nie będąc pewna jak zachowa się ich wierzchowiec. Na szczęście w towarzystwie mrocznego koń pozostawał spokojny i zdawał się słuchać wydawanych mu komend. „Teraz ci się to nie spodoba” pomyślała kowalka gdy dotarli wreszcie na skraj lasu. W oddali było widać zabudowania posiadłości lorda. Feyla strzeliła batem zmuszając Mortema do intensywnego biegu. Istotą jej planu było to aby ich rumak wyglądał jak zwierzę które wpadło w panikę na widok psów gończych. Chcąc uniknąć kłopotliwych pytań jakie strażnicy mogli zadawać im przy bramie, dziewczyna zamierzała minąć ten posterunek w pełnym galopie i zatrzymać się dopiero na głównym placu rezydencji.
Na szczęście dla niej wejściowe wrota cały czas pozostawały otwarte. Mieszkańcy z niecierpliwością wypatrywali powrotu grupy ścigającej uciekiniera. Przed bramą stał przysadzisty strażnik o pulchnej twarzy. Gdy tylko ujrzał wóz załadowany po brzegi porąbanym drewnem, zaczął krzyczeć, nakazując zatrzymać się przed wejściem. W ostatniej chwili strażnik odskoczył unikając stratowania przez rozpędzonego wierzchowca. Gdy tylko znaleźli się wewnątrz posiadłości, kowalka pociągnęła za dźwignię hamulca do której zawczasu sprzęgła piastę na tylnej osi wozu. Jedno koło natychmiast odpadło, a cała przewożona przez Yoricka i kowalkę zawartość rozsypała się po dziedzińcu. Dziewczynie zależało by akcja wyglądała naturalnie, dlatego tez nie zamierała ostrzegać wcześniej elfa. Jeśli wypadnie z wozu to uczyni tym samym cały wypadek bardziej realistycznym.
Strażnik wrzeszczał czerwony z gniewu. Natychmiast ruszył w kierunku niezdarnych drwali. Feyla padła przed nim na kolana błagając o wybaczenie.
- Przebacz nam proszę miłościwy panie. Konia poniosło gdy tylko poczuł ogary, a my nie byliśmy w stanie nad nim zapanować. – Bijąc pokłony przed żołnierzem, kowalka unikała spojrzenia tamtego wbijając swój wzrok w jego buty. Miała nadzieję że tym razem trafi im się bardziej stereotypowy wojak. – Zaraz tu wszystko uprzątniemy.
- Oczywiście że posprzątacie to wszystko, ścierwa jedne! Wyliżecie do czysta ten jebany podjazd, nawet jeśli będziecie musieli pracować do rana! – Grzmiał strażnik, wymierzając Feyli solidnego kopniaka. Kowalka osiągnęła swój cel. Właśnie zyskali przykrywkę dzięki której mogą pozostać w rezydencji do wieczora. W normalnych warunkach rozładowanie wozu trwałoby kilka godzin, a w sytuacji gdy drwa rozsypały się po dziedzińcu, samego noszenia mieli do wieczora.
- A czy szlachetny lord byłby łaskaw użyczyć nam jakiegoś wózka i narzędzi co by naprawić wóz?
- A może jeszcze balię z ciepłą wodą i dwie służące, zasrany gnojku?! Zabieraj mi się z oczu i do roboty. Cuchniecie jakby ktoś na was naszczał. – Padła odpowiedź. Jak do tej pory wszystko układało się pomyśli kowalki. – Tewak! Przypilnujecie tych łajdaków, a gdy skończą zapłacicie im za drewno wymierzając każdemu po dziesięć batów! Jeśli zaś chodzi o te przeklęte bydle które usiłowało nie stratować, to poinformujcie kuchtę że dziś na kolację razem z kapitanem Rheolwem zamierzamy zjeść koninę. – Padł rozkaz a wskazany w nim żołnierz zasalutował w odpowiedzi.
Gruby dowódca odszedł wracając do pilnowania bramy. Feyla rozpaczliwie spojrzała w kierunku elfa i jego konia. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem, a zwierzak Yoricka zyskał dodatkowy powód by jej nie lubić.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość