TurmaliaPodróż po nowe życie.

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Vanessa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zielarz , Alchemik , Badacz

Post autor: Vanessa »

Obudziła się skoro świt. Przez sen słyszała jakiś hałas na górze.
"Zresztą, co mnie on obchodzi, jest gospodarz, więc to jego zmartwienie. Okno w pokoju jest zamknięte, a drzwi też i do tego zastawiłam je krzesłem. Zabarykadowałam się... W końcu dwóch obcych mężczyzn w domu. Dobrze, że śpią na górze. Przynajmniej o tyle jestem bezpieczna. Ten Myghal... taki elegancki w słowach jest. I te jego oczy... Blood jest owszem troskliwy, nawet ciepły, ale nie całuje mnie w rekę... "
Jej kobieca natura była wrażliwa na punkcie grzeczności i etykiety. Zawsze miała słabość do mężczyzn, którzy jej to okazywali. Czuła się wtedy doceniona i jej niska samoocena malała. Leżała dalej w śpiworze, ulegając słodkiemu lenistwu. "Chciałabym zarobić trochę grosza, zanim stąd wyjadę. Ale nie uśmiecha mi się byc kucharką i gotować im obiady. Powinnam dokładnie poznać zakres swoich obowiązków, zanim podejmę tutaj pracę. Koniecznie muszę rozmówić się z elfem w tej kwestii. "
Ponieważ wizja bycia "garkotłukiem" - jak w myślach określała kucharkę - była dla niej nie do przyjęcia. Wstała, dokonała porannej toalety i udała się na górę do elfa. Łagodnie zapukała do drzwi. Nikt nie odpowiedział. Zajrzała do środka. W pokoju panował porządek, sypialniane łoże było posłane, okno otwarte. Zeszła po schodach , ale nikogo nie zauważyła ani w salonie, ani w kuchni. Wyszła na zewnątrz.

        Z daleka ujrzała Bloodgeda krzątającego się w szopie. Podeszła bliżej. Elf odwrócił się, uśmiechnął i przemówił.
- Witam, Piękność Dnia... Czy moja Pani się wyspała? - zapytał, kłaniając się na znak szacunku.
Vanessa również się uśmiechnęła. - Nie jestem twoja panią - sprostowała. Chciałabym porozmawiać w sprawie moich obowiązków, mam na myśli moją pracę. Nie widzę siebie w roli kucharki... - dodała.
Bloodged spojrzał na nią zaniepokojony. - Jesteś mi bardzo potrzebna w prowadzeniu interesów, nawet przez moment nie pomyślałem o tobie jako o kucharce. Rozmawiałem już ze starą elfką, która będzie przychodzić codziennie, zaopatrywać nas w prowiant i gotować.
- Od kiedy zaczynam pracę - zapytała rozważnie.
- Możesz od zaraz, jeżeli czujesz się na siłach- odpowiedział tajemniczym uśmiechem. W skrzyni, w salonie znajdziesz dla siebie kilka potrzebnych rzeczy, bieliznę osobistą, dwie sukienki, weź je, to prezent ode mnie. Mam jeszcze coś, ale dostaniesz, jak przyjdzie na to pora.
- Dziękuje Blood, zatem, co mam robić? - zapytała roztropnie.
- Policz wszystkie skóry, są pochowane w kilku miejscach i zgromadź je w jednym. Posortuj je według gatunku.
Vanessa odeszła, aby wykonać, o co prosił gospodarz. Ale przedtem weszła do salonu, w który była skrzynia. W końcu przebrała się i zadowolona przyrządziła śniadanie.
Rhavant
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Rhavant »

...
Ostatnio edytowane przez Rhavant 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Winka uświadomiła sobie że nie potrafi zasnąć w obcym miejscu. Potrzebowała w jakiś sposób ukoić rozkołatane nerwy. Jej pierwszy kontakt z mieszkańcami tej rezydencji nie wypadł najlepiej. Próba wytłumaczenia się i wybrnięcia z sytuacji również okazała się żałosna. Usiłowała wyjaśnić że jest jej przykro, że przeprasza za wyrządzone szkody, ze pukała ale nikt nie odpowiadał, że szukała wejścia, zgubiła się, została oszukana i w ogóle potrzebuje pomocy. Słowa wypowiadała szybko i nieskładnie przez co nie mogła zostać właściwie zrozumiana. Na szczęście dla skryby, gospodarz wykazał się cierpliwością i opanowaniem. Nie wyrzucił jej od razu za próg, a nawet deklarował pomoc.
- I .. i czy on zaproponował mi swoje łóżko? – Zastanawiała się na głos Winka – Niemożliwe. Przesłyszałam się. – Zapewniła siebie. Za to wzmiankę o kuchni dziewczyna pamiętała bardzo dobrze, a raczej pamiętał o tym jej żołądek. Ostatni posiłek jadła dziś w nocy więc skorzystanie z dobroci pana domu nie powinno być zbrodnią.
Z książką pod pachą Winka ruszyła na poszukiwanie rzekomej kuchni. Trochę pobłądziła po nieznanych jej korytarzach by w końcu dotrzeć na miejsce. Uznała ze da sobie spokój z poszukiwaniem spiżarni i wykorzysta to co jest pod rękom. Udało jej się znaleźć bochen świeżego chleba i jajka. Zabrała się za smażenie gigantycznej porcji grzanek. Jedzenie mało zdrowe ale skryba nie zwykłą zważać na sposób odżywiania się. W jakiś tajemniczy sposób pomimo nieregularnego i niezbyt zdrowego jedzenia udawało jej się zachowywać zgrabną sylwetkę. Poza tym uznała ze na dziś i tak zaliczyła niezwykły jak na nią wysiłek fizyczni i dawkę świeżego powietrza więc odrobina tłuszczu jej nie zaszkodzi. W kuchni znalazła też miskę z wodą. Nie była to wprawdzie duża balia na ciepłą kąpiel ale wystarczyło by przemyć zmęczoną twarz.
Wracała na górę z tacą jedzenia i książką gdy nagle uświadomiła sobie że nie wie który pokój należał do niej.
- O matko, wszystkie one są identyczne. – Stwierdziła z trwogą. Ostatnia rzeczą jaką w tej chwili potrzebowała była wlezienie komuś do komnaty. Kilka razy ostrożnie przeszła się wzdłuż korytarza próbując sobie przypomnieć drzwi skąd wychodziła. Nadaremnie. Jej umysł zajęty był wcześniej zupełnie czymś innym niż zwracanie uwagi na otoczenie. Postanowiła zaryzykować. Ostrożnie zapukała do wybranych przez siebie drzwi. Nikt nie odpowiadał. Pokój nie był zamknięty.
- Przepraszam. Jest tu ktoś? – Zapytała dla pewności. Cisza. Jedynie syk dopalającej się świecy. Winka uznała ze ma szczęście. Spokojnie rozsiadła się na posłaniu układając tackę grzanek obok siebie. Zaczęła czytać. Lektura zawsze działała na nią uspokajająco. Zagłębiając się w tajniki kamuflażu i złodziejskiego fachu przynajmniej na chwilę zapomniała o czekających ja problemach i wydarzeniach dnia dzisiejszego. Przez jakiś czas otoczenie zewnętrzne znów przestało istnieć. Wszystko to do momentu gdy po omacku próbując sięgnąć kolejną grzankę zamiast za chrupiące pieczywo chwyciła za rękę lezącego obok człowieka.
Niczym oparzona z krzykiem wybiegła z pokoju.
- Łaaaa!! O rany … nie wiedziałam… przepraszam!
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

        Domownicy, jeden przez drugiego zaczynali działać mu na nerwy. Ukryty pod postacią myszy, maie mógł się przyglądać kolejno osobom, zarówno tym wchodzącym jak i wychodzącym. Nie był istotą zbyt towarzyską więc jak dotąd nie zdradził swojej obecności gościom, a że Bloodged całkowicie zignorował jego obecność, nie pochwalił się swoim pobytem reszcie znanych domowników. Krążył teraz wśród cieni, przez nikogo nie zauważony i podpatrywał czy ktoś z obecnych mógłby mu jeszcze pomóc. Miał nadzieje, że przynajmniej jedna ze zbłąkanych istot okaże się godnym towarzyszem, jednak jak na razie, jego poszukiwania spaliły na panewce. Co prawda czas go nie gonił: dopóki wieśniacy nie wykonają jakiegoś głupiego ruchu, dzieciaki będą dla rabusiów zbyt cenne jako zakładnicy, by wyrządzić im jakąś większa krzywdę. Problem był jednak taki, że z każdą mijającą godziną, do umysłu maie napływały nowe, coraz to bardziej obrzydliwe rzeczy, które degeneraci rodzaju owych porywaczy, mogliby zrobić kilkuletniej dziewczynce.
Zmęczony i zrezygnowany, udał się na piętro, by znaleźć jakiś wolny pokój. Powinien chwilę odpocząć i zregenerować energię. W ciągu ostatnich kilku dni, zużył jej znaczne ilości, choćby na same przemiany. Sam jednak proces odzyskania był o tyle niebezpieczny, że w jego trakcie maie był całkowicie nieświadomy otoczenia, co zawsze wiązało się z pewnym ryzykiem. Teraz jednak, znalazłszy niezajęte pomieszczenie, rozłożył się na łóżku w swojej ludzkiej formie i ze skupieniem wpatrzył w sufit... A raczej to, co kryło się daleko poza nim. Otoczenie przygasło, a drobna nić energii zaczęła spływać z przestrzeni znanej jako niebo, wprost do ciała i umysłu Darshesa, wywołując przyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa.

        Ciężko było powiedzieć ile czasu minęło, nim jego koncentracje przerwał kobiecy wrzask. Poziom jego mocy wrócił już niemal do normy, choć potrzebowałby jeszcze paru minut by osiągnąć maksimum. Uniósł głowę i starając się przyzwyczaić źrenice do zmieniającego się oświetlenia, wyjrzał przez drzwi na korytarz. Spoglądał w twarz spłoszonej, być może nieco zmieszanej dziewczyny. Miała podkrążone oczy, jakby nie spała od dobrych kilkudziesięciu godzin, bądź była wielce przemęczona. Ciemne włosy, nieco zmatowiałe, nie błyszczały tak, jak zwykł u innych samic jej rodzaju, a choć miała czystą twarz, jej strój wskazywał na podróżniczkę z wieloma przejściami i częstymi kontaktami z brudną glebą.
- To twój pokój? - zapytał drapiąc się po brązowej czuprynie. Potrzebował oczywiście chwili czasu, by domyśleć się powodu tak gwałtownej reakcji dziewczyny. Zdawał sobie również sprawę, że był nagi, co niezbyt dobrze było przyjmowane w ludzkim społeczeństwie. - No to klapa. - odparł przeczesując włosy i dopiero po chwili zauważył rozrzucone po pościeli kawałki spieczonego chleba i średnich rozmiarów księgę.
Zaciekawiony spojrzał na właśnie otwartą stronę opisującą różne rodzaje zasuw i zamków. Pismo, choć staranne, opisywało zagadnienie tak prostym językiem, że nawet druid nie mając nigdy wcześniej styczności z wytrychem czy specjalistami z danej dziedziny, mógł mniej więcej zrozumieć opisywany fragment. Złote źrenice powędrowały znowu na dziewczynę, a usta rozciągnęły się w czymś na kształt uśmiechu.
- Uczymy się przetrwania? - zapytał unosząc brwi. Było to czysto retoryczne pytanie i nie oczekiwał odpowiedzi. - Masz tu jeszcze jakieś ciekawe dzieła? - zagadnął wesoło, rozglądając się po pokoju. Na niewielkim blacie leżała świeczka, która choć przygasała, wciąż jeszcze rozrzucała ciepłe światło po zalegającej w pokoju ciemności. - Nie bój się. Spróbuje cię nie ugryźć.
Myghal
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Myghal »

        Obudził się dopiero w południe. Kiedy wszedł do kuchni, przywitał się z młodą kobietą. Zauważył, że jest niepospolitej urody. "Jasnowłosa" - tak ją nazywał.
- Gdzie gospodarz - zapytał.
- Coś robi w szopie - odpowiedziała.
Kiedy odnalazł elfa, również przywitał się.
- Dzięki za nocleg, gospodarzu, chciałeś ze mną porozmawiać, więc jestem.
Elf wykonywał jakąś pułapkę z drewna. Wyprostował się i rzekł. - Potrzebuję łowcy, który będzie systematycznie dostarczał mi zajęczych i lisich skórek. Przedstawił mu takie same warunki pracy jak Vanessie.
- I co... zgadzasz się?
- Jasne - odrzekł uradowany łowca. Tak się składa, że szukam jakiegoś zajęcia zgodnego z moich fachem.
- Na znak ubitego interesu zapraszam do salonu, na szklaneczkę szlachetnego trunku.
Poklepał go po ramieniu i udali się do domu. Tam rozsiedli się wygodnie w fotelach i kontynuowali dalszy ciąg rozmowy. Bloodged opowiadał mu w szczegółach o garbarni. Cieszył się, że wszystko idzie po jego myśli. Chciał go zapytać wprost, kim tak naprawdę jest dla niego Vanessa, bo na pewno nie żoną, bo nie spali razem. Tymczasem dziewczyna była w kuchni i prała swoją sukienkę, a stara elfica gotowała obiad.
Myghal na chwilę opuścił salon i wszedł do kuchni. Dziewczyna w tym czasie przenosiła wiadro z wodą, aby wlać ją do miski. Łowca natychmiast wykazał refleks, podbiegł i pomógł jej podnieść wiadro.
- Przedźwigasz się, Pani.
Vanessa żachnęła się.
- E tam, przyzwyczajona jestem.
- Będziemy razem pracować - odrzekł.
- Tak, to dobrze, mów mi po imieniu - odpowiedziała, odgarniając zaplątane włosy.
Myghal na chwilę ją przeprosił i udał się na górę, Bloodged szukał czegoś w schowku na narzędzia, kucharka kończyła gotować obiad. Kiedy wrócił, wręczył dziewczynie duży żółty grzebień.
- Proszę, to dla Ciebie, mam jeszcze dwa w zapasie. Ucieszyła się i rozczesała nim włosy.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Winka była gotowa niemal natychmiast uciec z tajemniczej rezydencji , wrócić pieszo do samej Turmalii, zamknąć się szczelnie w swojej bibliotece, najlepiej gdzieś pod łóżkiem gdzie będzie mogła w spokoju przeczekać aż minie ogarniający ją wstyd. Niestety dla siebie zamiast do drzwi wyjściowych wbiegła do garderoby tuż przy łóżku. Spanikowała. Chciała zawrócić ale nieznajomy mężczyzna zdążył zablokować jej drogę. Przestraszona skryba cofnęła się pod ścianę, przyciskając się do niej tak mocno jakby próbowała wyryć w niej odbicie swoich pleców. Skryła twarz w dłoniach by nie pokazywać mężczyźnie swoich płonących z zakłopotania policzków i uszu. Mimo ogromnego poczucia wstydu ostatecznie zwyciężyła w niej ciekawość i dusza naukowca. Starała się zerkać przez palce w stronę współtowarzysza. Pierwszy raz miała okazję widzieć nagiego mężczyznę. Do tej pory wiedzę o relacjach damsko męskich Winka czerpała tylko z książek, głównie z romansów, anatomii i nielicznych przeczytanych erotyków.
- Czuję się tak strasznie głupio. – Przyznała się Winka – Naprawdę byłam przekonana że nikogo tu nie ma. W każdym razie nikt nie odpowiadał. O rany, jaki wstyd. Przepraszam. Bo widzisz … jestem tu od kilku godzin – usiłowała się tłumaczyć – do tego nie z własnej woli. Mój wózek uciekł a przewodnik się zepsuł. To znaczy nie. Odwrotnie. Jeśli pan chce to zaraz tu posprzątam o potem się wyniosę.
Skryba nie miała odwago spojrzeć w twarz stojącemu naprzeciwko mężczyźnie. Obawiała się dojrzeć w nich pogardę, kpinę czy gniew. Podświadomie nieznajomy wydawał jej się strasznie wielki jakby swoją obecnością wypełniał cały pokój. Dopiero po jakimś czasie Winka dostrzegła ze ów człowiek cały czas trzyma jej książkę i wypytuje o zawarte w niej treści. Ze zgrozom pomyślała co to takiego. Podstawy złodziejskiego rzemiosła. Klęła siebie w duchu iż akurat z wszystkich dostępnych ksiąg musiała wybrać w podróż tą jedyną.
- Jestem bibliotekarką i mam ich wiele. – Odpowiedziała na pytanie Darshesa. Usiłowała wymusić na nim zwrot swojego mienia, a była zbyt nerwowa aby na poczekaniu wymyślić jakieś kłamstwo. – Ale nie tutaj. Nawet nie wiem czy mają tu jakieś księgozbiory. Jeszcze nie wiem. A ta.. ta jest mi potrzebna do nauki. Bo mam zamiar gdzieś się włamać. To znaczy nie. Nie robię nic złego. Nic z tych rzeczy. Nie mam żadnych niecnych zamiarów. Spojrzę tylko na chwile na jakiekolwiek dokumenty żeby porównać charakter pisma i na tej podstawie zidentyfikuję pewną osobę. To znaczy może kiedyś to zrobię jak starczy mi odwagi.
Winka zrezygnowała osunęła się wzdłuż ściany, podkurczając nogi usiadła z broda przyciśnięta do kolan. „Mógłbyś się już ubrać” prosiła w myślach człowieka. Uznała ze jest w tak beznadziejnej sytuacji że nic gorszego już jej nie grozi. Po jakimś czasie pozwoliła sobie nawet na odważniejsze spojrzenie w kierunku mężczyzny. Był młody i przystojny co dodatkowo komplikowało sytuację. Póki co nie panikował i nie wzniósł rabanu na całe domostwo więc istniała niewielka szansa że jej durnowaty wyczyn nie stanie się przyczyną kolejnych plotek.
- To co teraz będzie? – Spytała.
Bloodged
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bloodged »

        Widział jak maie lasu przyjął postać ludzką, ale od kiedy miał zaklęty kamień na szyi, nie dostrzegał w nim groźnego przeciwnika. Postanowił go ignorować. Darshes nie zabił go, a mógł to uczynić. Niemniej sytuacja "upokorzonego" jest i będzie dla niego niekomfortowa i woli o niej nie pamiętać a jednak... Niestety każde zetknięcie z tym stworzeniem będzie na nowo przypominało mu o jego wielkiej przegranej.
Tak naprawdę to bardziej interesowały go sprawy związane z jego pracą oraz ludzka kobieta, wobec której miał poważne zamiary. W Myghalu nie dostrzegał konkurenta do ręki swojej wybranki.
"To ja, Bloodged zapewnię jej wszystko, nikt inny. Mam dom, pracę i dam jej szczęście." Nie obchodziło go, że podczas ostatniej rozmowy inżynier uważał, że jego wybranka jest zbyt dziecinna, niedoświadczona i za młoda. Od czasu nieudanych romansów z elfkami, woli ludzkie kobiety.
"Powoli przekonam ją do siebie, potrzebuję tylko więcej czasu. Widać, że nie jest łatwą dziewką, ale prezenty na pewno ją do mnie przekonają."
Przypomniał sobie o nowym gościu o imieniu Winka. Ta kobieta wydawała mu się niezłym skrybą do prowadzenia księgi rachunkowej i nie tylko.
        Postanowił zebrać wszystkich w salonie. Osobiście zaszedł do pokoju Winki i zaprosił ją na dół, do salonu. Kiedy wszyscy byli już w komplecie, spojrzał na każdego z osobna: Myghal, Stara elfica o imieniu Safra, Winka i Vanessa. Poprosił, aby Winka przedstawiła się całemu towarzystwu i powiedziała kilka słów o sobie. Zaproponował jej u siebie pracę, na tych samych warunkach, co pozostałym. Dał jej czas do namysłu. Zależało mu, aby firma skupiała co najmniej kilka osób.
Wspomniał również o maie lasu, który "pałęta się" po domu i może być teraz jako mysz... Tu się zaśmiał, rozglądając się wokół.
- Ale, jeżeli ma do nas jakiś interes i chciałby współpracować, to jestem otwarty na propozycje. Niech po prostu przyjdzie w formie ludzkiej i porozmawia. Zaraz będzie śniadanie. Potem przyjdą robotnicy kończyć budowę szopy. Każdy otrzymał przydział swoich zadań - powiedział.
Jeszcze Myghal wypytywał o coś gospodarza i ten udzielał mu odpowiedzi. Nagle ktoś zapukał do drzwi w charakterystyczny sposób. Vanessa, jako że stała najbliżej drzwi, otworzyła je. Bloodged też usłyszał pukanie, był przekonany, że to maie lasu w końcu zdecydowało się na spotkanie z nim w ludzkiej formie lub któryś z robotników. Stanął z boku, tuż za dziewczyną, która pierwsza otworzyła drzwi. Bloodged niezauważony przyglądał się nieznajomemu, wsłuchując się w każde jego słowo... Nic nie uszło jego uwadze, nawet to, jak patrzył na dziewczynę, że zdjął hełm i ucałował jej dłoń. W tym momencie poczuł jakieś "dziwne ukłucie" w sercu, ilekroć ktoś dotykał tej kobiety. Pierwszy raz mu się to zdarzyło w obecności tego mężczyzny.
"Więc tym razem to nie jest maie lasu... ale jakiś Rhavant... Przymierze Powierników Słońca... coś mi się kiedyś obiło o uszy." Wyszedł zza pleców Vanessy. Stanął naprzeciw niego. Byli sobie równi wzrostem. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem. Pozostali domownicy też podeszli bliżej, przyglądając się gościowi. "Sanginer... w złotej zbroi o srebrzystych włosach" - rozważał. Postanowił być jak prawdziwy gospodarz: grzeczny i gościnny.
- To jest moja Pani, Vanessa, ja jestem Bloodged - gospodarz tej posiadłości. Udajemy się na śniadanie, czy zechcesz dotrzymać nam towarzystwa? Z chęcią porozmawiamy o Twoim problemie przy stole. Mówiąc to, podał w wymowny sposób ramię swojej wybrance.
Znowu zapanowała cisza... Spoglądając śmiało na gościa, czekał na jego decyzję.
Awatar użytkownika
Vanessa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zielarz , Alchemik , Badacz

Post autor: Vanessa »

        Gospodarz zwołał wszystkich do salonu jeszcze przed podaniem śniadania. Vanessa sama sobie zrobiła posiłek, bo czasami miała ochotę zjeść tylko owoce, czego z kolei nie uznawała kucharka. Zgodziła się przygotowywać trzy posiłki dziennie: śniadanie, obiad i kolację. Dziewczyna miała teraz okazję, aby przyjrzeć jej się dokładniej.
Była średniego wzrostu i gruba, miała siwe włosy upięte w koczek na głowie. Poruszała się wolno, ale posiłki przyrządzała smacznie. Nie była mieszkanką domu tylko dochodziła codziennie. Vanessa była zadowolona, że posiada nową bieliznę i dwie sukienki. Grzebień umożliwiał jej codzienną pielęgnację włosów. Była w dobrym nastroju, gdyż jej kobieca estetyka w jakiś sposób została zaspokojona.

        Kiedy znalazła się w salonie, z uwagą wysłuchała krótkiej prezentacji kobiety o imieniu Winka, która była skrybą. Wydała jej się sympatyczna, chociaż nie grzeszyła zbytnio urodą. Gospodarz jeszcze raz upewnił się, czy każdy wie, co ma robić. Była dumna, że dostała swoją pierwszą pracę. Postanowiła każdego ruena odkładać, aby jak najszybciej uzbierać na powrót do domu. Nic nie wspominała o tym elfowi, gdyż coraz częściej przedstawiał ją jako swoją... panią, co wprawiało ją tylko w zakłopotanie. Maie lasu też wydał jej się niegroźny, skoro gospodarz wyraźnie ignorował jego obecność.
Gdy tylko usłyszała pukanie do drzwi, pobiegła pierwsza, aby je otworzyć. Ujrzała mężczyznę, a raczej rycerza w świecącej zbroi, który zdjął hełm, przedstawił się i ucałował jej dłoń. Nie umiała określić jego wieku. Miał srebrzyste, długie włosy, upięte na karku. Był nie tylko szarmancki, ale i pełen pokoju, który odczuwała w jego obecności. Zauważyła, że patrzyły na nią oczy w kolorze żółci w szczerym uśmiechu. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, gospodarz wyręczył ją, wtrącając się do rozmowy.
"Znowu przedstawił mnie jako swoją panią... jakim prawem... i robi to już nagminnie wobec każdego nieznajomego." Tym razem postanowiła zaprzeczyć.
- Nie przypominam sobie, abym stała się Twoją panią - sucho odrzekła. Jestem zdrowa, młoda i silna, i tym razem nie skorzystam z pomocy Twojego ramienia.
Zwróciła się wyraźnie w kierunku Rhavanta i dopowiedziała - Nikt do nas nie przyszedł, ale możemy tę kwestię omówić w czasie śniadania, na które również zapraszam.
Gospodarz popatrzył na nią nieco zdziwiony, potem na nieznajomego, ale nic nie odrzekł. Przełknął ślinę i udał się wgłąb salonu.
"Mam już dosyć jego ciągłego nadskakiwania... myśli, że dał mi dwie sukienki, to może mi rozkazywać. Będę miała swoje rueny, to sama sobie kupię, może nawet ładniejsze..." Nie wiedziała, co w nią wstąpiło. Po prostu zdała sobie sprawę, że coraz bardziej uzależnia ją od siebie, dlatego w najbliższym czasie postanowiła porozmawiać z nim w tej sprawie. Dalej stała w drzwiach, nie wiedząc, czy "rycerz" jak go w myślach określała wejdzie do środka czy odejdzie.
Rhavant
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Rhavant »

...
Ostatnio edytowane przez Rhavant 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

        Dziewczyna wyglądała na zmieszaną co było komiczne, zważywszy na fakt, że to jego prędzej by wyrzucili z tego domu niż ją. Złote źrenice jeszcze przez chwilę przypatrywały jej się, a następnie jego spojrzenie wróciło na trzymaną w dłoni lekturę. Księga nie była olbrzymich rozmiarów, ale znacząco się różniła od zwojów, jakich używano w kręgu. Palcem przejechał po fakturze kartki, napawając się delikatnością papieru. Być może, na jego stworzenie życie poświęciło jakieś drzewo: dąb albo buk; ale Darshesowi to nie przeszkadzało. Nie w takim stopniu jak myśleli o tym ludzie. Według nich, druidzi to ściskające drzewa zboczeńce, nie wzbraniający się przed stosunkami seksualnymi ze zwierzętami, a często posuwający się do iście kanibalistycznych aktów. Jednak zrozumienie zarówno piękna jak i grozy natury zajmowało kilkanaście do kilkudziesięciu lat i niewielu druidów umierało w pełni świadomych otaczającego ich świata. Klasyfikowanie: dobro i zło, brutalność i łagodność, cywilizacja i chaos... Te pojęcia odnosiły się do ludzi i ichniejszego społeczeństwa, nijak się mając do praw natury. Człowiek zbyt często starał się pojmować zasady rządzące światem, poprzez ich zrozumienie, tymczasem prawda leżała w przeczuciu, zaledwie intuicji, która winna dyktować rytm życia wszystkich żywych istot.
- Trzymaj. - powiedział, oddając dziewczynie tomiszcze, mimo to jego ręce zdawały się niechętnie rozstawać z książką. Chwila wahania i ciężar wiedzy, jaką niosło ze sobą źródło pisane, zniknął z jego rąk. Maie westchnął cicho i odwrócił głowę w stronę wyjścia z pokoju. Do jego uszu napłynęło kilka dźwięków, które zdawały się umykać jego rozmówczyni. Również w polu jego magii pojawiła się nowa istota, zupełnie niepodobna do wszystkich innych. Zbliżała się w stronę domostwa i z pewnością za niedługo złoży wizytę jego domownikom.
- Sprawy zaczynają przybierać interesujący obrót. - zagadnął, podchodząc do drzwi wyjściowych z pokoju. Wyjrzał na korytarz, nikogo jednak nie zauważył, mimo iż kroki elfa zdawały się zbliżać. Pewnie był tuz za rogiem. Darshes odwrócił się więc w stronę dziewczyny i przyłożył palec do ust. - Nikogo tu nie widziałaś.
Z tymi słowami na ustach, postać pół-elfa rozpadła się na tysiące kawałeczków. W sumie celniejszymi słowami byłoby: wybuchła w aureoli tysiąca mieniących się drobinek, jednak była to sprawa sporna. Barachitowy blask zalał pokój i część korytarza, a mieniące się odłamki zawisły w powietrzu, jakby nie pomne na prawa grawitacji. Coś drgnęło i w zabójczym tempie malutkie cząstki znów zaczęły zbierać się w jednym miejscu, tworząc nowy, znacznie mniejszy kształt z długim ogonem i owalnymi uszkami. Kiedy blask przygasł, na ziemie upadła niewielka, szara myszka, nie różniąca się niczym od swoich braci i sióstr, gdyby nie jej oczy o złotych źrenicach. Gryzoń po raz ostatni spojrzał na bibliotekarkę, zapiszczał radośnie i zniknął za progiem. Akurat w momencie, gdy w drzwiach pojawił się Mroczny.

        Przybycie nieznajomego w pięknej zbroi, z masywną tarczą i właściwych rozmiarów żelastwem, maie obserwował spod komody, przez nikogo nie zauważony. To owego błędnego rycerza wyczul w pokoju dziewczyny i chociaż jego zmysł magiczny nie wariował przy nieznajomym, wyczuwał skumulowaną w nim dziwną energię. W jego obecności czuł się nieswojo, a choć ich oczy spotkały się na ułamek sekundy i Darshes wiedział, że ów Rhavant go nie zauważył, miał najczystszą ochotę rzucić się mu do gardła i żądać wyjaśnień... Wyjaśnień, czemu istota tak młoda jak on, posiada tak stare oczy...
Nie, nie chodziło tu o ich faktyczny wiek. Raczej o mądrość czy rozwagę promieniującą z każdym spojrzeniem. Rzecz taką miał okazję ujrzeć dwa razy w życiu i w każdym z tych dwóch przypadków, magiczny skan nie wykazywał nic więcej jak ludzkie ciało. Tak... Nie trzeba było wiele wysiłku by zgadnąć, że ów nieznajomy musiał mieć coś wspólnego z Agaresem, olbrzymim czerwonym smokiem; bądź olśniewającą Castaleyą z rodu białych smoków. Co do tej ostatniej, nie był wcale pewien czy rzeczywiście ją spotkał. Ktoś mu kiedyś powiedział o istnieniu Pałacu Snów, jednak wspomnienia z tamtego wieczoru były tak mętne, że równie dobrze mogło to być snem. Tak czy inaczej, na tę chwilę Rhavant został mianowany "smoczą krwią" i dla bezpieczeństwa druid postanowił trzymać się tej wersji dopóki nie rozgryzie jego prawdziwej tożsamości.

        Kiedy zebrani zasiedli do stołu, Darshesa mocno zainteresował ekwipunek smoczej krwi. Im bliżej się go znajdował, tym bardziej zmysły magiczne zaczęły wibrować i by pozbyć się tego denerwującego uczucia, a także zaspokoić ciekawość, w końcu zbliżył się do tarczy. Długo wokół niej chodził i był pewien, że coś mu nie pasuje. Nie był wstanie zweryfikować co dokładnie, ale ten ekwipunek nie mógł zostać stworzony przez współczesnego kowala. Był... inny. Spojrzenie złotych źrenic ponownie padło na rycerza, teraz rozmawiającego z towarzyszami przy stole i co jakiś czas rzucającego spojrzenia po pokoju. Nie był pewien czy obecni zdawali sobie sprawę ze smoczej krwi płynącej w jego żyłach, ale jeśli udało by się go uzyskać jako sojusznika, to nawet quasi jaszczur był znacznie lepszym towarzyszem broni, niż najlepszy kusznik tego świata. Dodatkowo, "smocza krew" wspomniał o znikających ludziach... Te sprawy mogły być powiązane. Trzeba by jednak było zachować ostrożność, wszak paladyn w lśniącej zbroi nie zjawia się na zawołanie... A przynajmniej nie wtedy, gdy jest najbardziej potrzebny.
Od tamtego wydarzenia, Darshes stał się podejrzliwą istotą, ukrył się więc pod stołem i unikając przypadkowych kopnięć, postanowił zaczekać na rozwój wydarzeń.
Myghal
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Myghal »

        Na prośbę gospodarza zajął miejsce w salonie. Zerknął na Safirę - kucharkę, która zajęła miejsce obok niego. Miała siwizną przyprószone włosy i była gruba. Ucieszył się na myśl o stałych posiłkach. Przypomniało mu to czasy świetności, kiedy był pierwszym łowcą na dworze króla. Zawsze lubił powracać do wspomnień z tamtego okresu... Ale cóż, było... minęło. Dzisiaj jest w innym miejscu i też jest zadowolony.
Do salonu weszła Vanessa w nowej, jasnozielonej sukience. Wiedział, że dostała ją od gospodarza w prezencie.
"Nie ma co, przyznaję, że elf ma gust. Wiedział co odsłonić... Jak tylko zarobię rueny, to też kupię jej coś ładnego. "
Dekolt dziewczyny prezentował się doskonale, białe, marszczone falbanki dyskretnie ukrywały biust, który przy najmniejszym skłonie ukazywał się w całej okazałości. Sukienka sprawiała wrażenie, trochę przyciasnej, podkreślając jej kobiece kształty. Domyślił się, że był to efekt "przemyślany" i zamierzony przez elfa.
"A to... skurczybyk jeden, wyraźnie chce uwieść dziewczynę, a ona w swojej kobiecej próżności nie dostrzega tego."
Kiedy tak rozmyślał, w pewnej chwili usłyszał jakieś chrobotanie pod podłogą, ale nie mógł dokładnie określić, w którym to miejscu. Był zdziwiony, że nowy dom, a już ma gryzonia za domownika.
Wszedł Bloodged. A za nim dziewczyna, której osobiście nie znał. Przedstawiła się i opowiedziała trochę o sobie. Była przeciwieństwem Vanessy, do której poczuł już "męską" słabość i też postanowił o nią zabiegać.
Winka - bo tak miała na imię nowa osoba, była skrybą. Niewysoka i drobna z ciemnymi, rozpuszczonymi włosami i okularami na nosie, sprawiała wrażenie trochę roztrzepanej. Mimo to widział, jak gospodarz patrzył na nią z sympatią. "Jemu to chyba podoba się każda ludzka dziewczyna... właściwie, mi też".
Porozmawiał jeszcze krótko z gospodarzem na temat skórek zwierzęcych, co do wielkości i jakości, gdy weszła do salonu osoba, całkiem różniąca się od nich wszystkich. Myghal od razu rozpoznał sanginera. "Biła "od niego aura głębokiego spokoju i mocy.
"Skąd on się tutaj wziął..." Widział, że Vanessa i Bloodged rozmawiali z nim w przedsionku domu, ale nie wiedział dokładnie o czym. Tym bardziej, że dziewczyna obruszyła się na podane przez gospodarza ramię, co jeszcze bardziej go zdziwiło.
"Coś się musiało wydarzyć, co umknęło mojej uwadze, ale co?" Zanim wszyscy zasiedli do stołu, "sanginer" - jak go nazywał - powiedział, co go tutaj sprowadza. Mówił o złoczyńcach, o znikających kobietach i dzieciach. Ale nikt o czymś takim nie słyszał. Gdy skończył, kucharka podała długo oczekiwane śniadanie. "Znowu to chrobotanie... przy okazji będę musiał się tym zająć."
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Winka nie czuła się dobrze w tak licznym towarzystwie. Nie lubiła być w centrum uwagi. Zwykle gdy zapraszano ją na jakieś większe biesiady starała sie pozostać niezauważaną gdzieś w kącie, gdzie mogła unikać spojrzeń w swoim kierunku. Nie miała też ochoty na jedzenie. Tej nocy najadła sie wystarczającej ilości wstydu i ciepłych grzanek by teraz cokolwiek wziąć do ust. Z spuszczoną głową bawiła się zawartością swojego talerz,a popychając łyżką znajdujący się na nim posiłek. Kilka razy chwyciła się na tym iż wypatruje wszędzie mężczyzny z którym spotkała się w pokoju. Dal odmiany byłby to ktoś "znajomy". O dziwo tajemniczego człowieka akurat nie było wśród zebranych. Cóż, przynajmniej nie groziła jej krępująca rozmowa na temat wydarzeń jakie rozegrały się w nocy.
- Przykro mi ale nie skorzystam z pańskiej oferty drogi gospodarzu. Wszystko co potrzebuję mam już w Turmalii. Dom, obowiązki, bibliotekę i wymarzoną dla siebie pracę. - Odpowiedziała krótko na pytanie zadane przez elfa. Minął ledwie dzień odkąd opuściła swoje domostwo a już zdążyła się stęsknić za ciepłym kominkiem i bezpiecznym posłaniem wśród regałów z książkami. Nie nadawała się do wielkich podróży, a tym bardziej nie potrafiła wyobrazić sobie siebie mieszkającej z dala od dotychczasowego życia - Zamierzam tam wrócić gdy tylko uporam się z drobnymi kłopotami jakie spotkały mnie w drodze.
Pytanie zadanej jej przez gospodarza wydawało się Wince wielce tajemnicze. Wyglądał na kogoś kto ma już wszystko. Wielki dom, dobrze prosperujące gospodarstwo, piękną i mądrą żonę za jaką skryba brała Vanessę oraz silnych współtowarzyszy na których mógł by liczyć w ciężkich chwilach. Według rozumowania dziewczyny, Bloodged powinien być tu szczęśliwy.
Z rozmowy prowadzonej przez domowników Winka nie była w stanie wiele zrozumieć. Do jej umysłu docierały ledwie strzępki z toczącej się dyskusji. Zmęczona dziewczyna od czasu do czasu przysypiała na siedząco tracąc wątek i lądując przy okazji twarzą w znajdującej się przed nią misce zupy.
- Więc mówisz że gdzieś tam jest pozostawiony wóz i konny zaprzęg który trzeba odprowadzić do miasta? - Upewniła się czy dobrze słyszy słowa jednego z gości. Taki zbieg okoliczności byłby dla niej prawdziwym wybawieniem. Winka wykombinowała że po prostu weźmie sobie ten wózek, ukończy przy jego pomocy własne zadanie, wróci bezpiecznie do domu, a przy okazji zrobi dobry uczynek oddając komuś jego zgubę. Była tak zaaferowana swoim planem, że kwestie niecodzienności pozostawionego powozu, ewentualnych trudności czy niebezpieczeństwa kryjącego się za tą misją zupełnie przestały się dla niej liczyć. Z niezwykłych darów od losu po prostu nie wypada nie skorzystać. - W takim razie ja chętnie się tym zajmę. - Oznajmiła wszystkim.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

        Czasami musimy bardzo uważać czego sobie życzymy, bo przewrotny los potrafi spłatać figla nawet w najjaśniejszej godzinie.
A ta szczególna była tak jasna, że maie zbierało się na wymioty. Wszyscy siedzieli przy stole. Jedli, śmiali się i rozmawiali, jakby nie istniało nic poza tą chwilą. Jak gdyby w każdej sekundzie, w tym przeklętym świecie, nie ginęła kolejna istota. Nie, żeby Darshesa obchodziły ludzkie istnienia w tysiącach mordowane wśród mroźnych ostępów północy, jednakoż obecna sielanka przyprawiała go o jeszcze większe mdłości niżeli widok pierwszego, rozprutego człowiek jakiego dane mu było spotkać. W mysiej postaci, łapki aż go świerzbiły by zetrzeć im ten uśmieszek z ust i zakończyć ową rajską scenkę małą, ale za to niezwykle krwawą rzezią.
Jeśli istnieje gdzieś jakiś mroczny bóg, lubujący się w nieszczęściu i tragedii, to w tym właśnie momencie musiał wysłuchać prośby druida i z uśmiechem na twarzy, zesłać mu swą "łaskę". Zaczęło się całkiem niewinnie, od delikatnego wstrząsu pod ziemią. Większe istoty zapewne go nie wyczuły, ale malutkiego gryzonia niemal zwaliło z nóg. Przycisnąwszy szare ciałko do drewnianych desek, Darshes nadstawił uszy, w niepokoju nasłuchując.
Wrzask.
Przerażające wycie, jakoby stada potępionych dusz, rozległo się po pomieszczeniu. Wszyscy w pokoju zamarli. Każdy najpierw spojrzał na drugiego, a następnie pod swoje stopy. Nic. Jeden przerażający dźwięk i kompletna cisza.
Łup!
Po domu rozległo się uderzenie, a naczynia na stole, aż podskoczyły. Biesiadnicy zerwali się z krzeseł, a otyła kucharka przytrzymała się ściany, by nie stracić równowagi.
Łup!
Kolejne, tyle że mocniejsze. Kości dzwoniły Darshesowi requiem na cześć poległych, gdy kolejne uderzenie rozdarło ciszę. Pozostanie w tej postaci groziło połamaniem wszystkich kończyn i niepotrzebną dawką bólu. Potrzebował czegoś, co przetrwało by nadchodzący potop. Formy, dającej mu możliwość walki z nieznanym.

        Kiedy nadeszło kolejne uderzenie, a podłogę pokryła zielona mgła, niosąca ze sobą zgniły odór, pomieszczenie rozświetliło jeszcze jedno źródło światła. Zielony blask - przez niektórych oceniany jako niosący nadzieje - wydawał się teraz niezwykle mdławy i przywodził na myśl raczej rozkład aniżeli życie. Faktom nie pomagało również to, że pomiędzy zebranymi pojawił się nagle siedemnasto-cetnarowy drapieżnik, o futrze białym niczym śnieg i łapskach, mogących jednym uderzeniem połamać kręgosłup. Złoto-zielone oczy niedźwiedzia polarnego wpatrywały się w deski podłogowe, a pysk marszczył się w groźnym wyrazie. W głębi klatki piersiowej rozległo się donośne warknięcie, niczym ryk zbierającego się grzmotu. Nozdrzy zwierzęcia dochodziło to, co inni mieli za sekundę dojrzeć.
Światło oświetlające wspaniałą jadalnie zamigotało i zgasło, jakby zdmuchnięte nagłym uderzeniem wiatru.
- Nadchodzą! - zawarczał.

        Pierwsza para rąk - szarych i pokrytych strupami, w niektórych też miejscach nieco nadgniłych - pochwyciła niczego się nie spodziewającego Bloodgeda. Zimne palce zacisnęły mu się wokół kostek i ściągały ku nowo powstałej w ziemi dziurze. Mroczny elf jedną ręką sięgnął po nóż myśliwski i ciął umarlaka przez szarą skórę, na próżno jednak starając się mu zadać ból. Ciężko powiedzieć, czy Rhavant chciał mu pomóc, czy zaszarżował na dwójkę ożywieńców, którzy właśnie opletli swymi kończynami ponętne ciało Vanessy. W oczach "smoczej krwi" pałała wściekłość i furia, nie mająca nic wspólnego z tą, jaką odczuwali ludzie. A może...
Sam druid nie miał za bardzo czasu martwić się o innych, bo i pod nim otworzyły się tunele, a żądni mięsa nieumarli - w swym nienasyconym głodzie - pochwycili brudnymi łapskami jego śnieżnobiałe futro, ciągnąc z całej siły. Martwe ciała nie były jednak wyzwaniem dla monstrualnej siły niedźwiedzia. Potężne uderzenie łapą i po głowie jednego z ozywieńców została jedynie miazga, to jednak nie zatrzymało umarlaka. Stalowy uścisk wokół futra nie rozluźnił się ani na moment, wręcz z jeszcze większą frustracją szarpał potężnym cielskiem. Po prawej stronie otwarł się kolejny tunel, znacznie większy, a z jego czeluści wysunęły się masywne ramiona, grubością dorównujące niedźwiedzim.
- Przeklęci...! - zaryczał Darshes, pazurami odrywając cielsko pierwszego chodzącego trupa od jego ramion i posyłając bezręki tułów wprost na blat. Wciąż jeszcze wypełniony jedzeniem, zdobiony mebel rozleciał się w drzazgi, przyjmując na swą delikatną konstrukcje tak potężne uderzenie. W deszczu drewnianych odłamków, masywne cielsko drapieżnika odwróciło się w stronę największej humanoidalnej istoty, jaką Darshes kiedykolwiek widział. Olbrzym mierzył już sobie blisko sążnia wysokości, a jego połowa wciąż znajdowała się pod ziemią. Ciężko było określić rasę tego przeciwnika, gdyż większość twarz zgniła mu kompletnie pozostawiając jedynie, porośniętą w niektórych miejscach mięsem, czaszkę. Na obu ramionach potwora spoczywały pordzewiałe naramienniki imponujących wręcz rozmiarów, a kościstą klatkę piersiową przykrywało coś na kształt kolczugi. Istota spojrzała na maie swym bezokim wzrokiem i rozwarła bezzębną paszę w mrożącym krew w żyłach ryku.
- Na bogów... - wymknęło się druidowi, choć zapewne zwracał się do tych, którzy właśnie oglądali to przeklęte widowisko z uśmiechem na twarzach.
Olbrzymi nieumarły złapał się pobliskiej szafy, chcąc użyć jej jako podpory do wspięcia się na wyższy poziom, ta jednak rozsypała się w drzazgi pod dotykiem jego zgniłej ręki. Tylko jedna myśl przemknęła duchowi lasu przez otępiały umysł. Jeśli to coś wyjdzie na powierzchnie, nikt tego nie przeżyje. Obejrzał się z rozpaczą po pokoju. Bloodged zniknął, a w miejscu, gdzie atakowały go zastępy nieumarłych, została tylko szkarłatna plama. Trochę na lewo od tej pozycji, przez tłum ożywieńców, przedzierał się Rhavant, a ostrze jego Brzasku lśniło niczym promień letniego słońca. Tuz za jego plecami kuliła się Vanessa, niezdolna wykonać jakiegokolwiek ruchu, mamrotała coś bezgłośnie. Jej przepiękna suknia, teraz cała w strzępach, zwisała z niej niczym łachman ze stracha na wróble, odsłaniając skórę w sposób, który w innych okolicznościach naprawdę mógłby być podniecający. Miała też kilka sińców i zadrapań, jednak nie było to nic poważnego.
W najgorszej jednak sytuacji była Winka. Uczona okładała swego napastnika ciężkim tomiszczem, z niebywałą siłą mizdrząc mu zarówno nadgarstki, jak przegniłą mordę. Radziła sobie całkiem nieźle, zważywszy jak niewiele miała pod ręką. Można by nawet powiedzieć, że robiła całkiem niezły użytek z wiedzy.
- Bibliotekarko! - zawył całkiem po ludzku maie. Modyfikacja narządu mowy zajęła jego magii mniej niż ułamek sekundy. - Wynosimy się stąd!
Biała łapa uniosła się w górę i czas jakby zwolnił. Świat poszarzał, gdy barachitowy blask zebrał się wokół pazurów polarnego drapieżnika. Nieumarły olbrzym i maie mierzyli się spojrzeniem jeszcze przez ułamek sekundy, a ich oczy znajdowały się teraz na tym samym poziomie. A potem łapa niedźwiedzia opadła głucho na ziemie.

        W pokoju zapanował chaos. Ze ścian i podłogi; przez drzwi i okna; praktycznie z każdego kierunku zaczęły przebijać się masywne korzenie, a każdy z nich jaśniał zielonkawym blaskiem. Kilku nieostrożnych ożywieńców zostało rozsmarowanych pomiędzy potężnymi konarami drzew, a pozostała ich część rzuciła się do rozrywania przeszkód. Korzenie jednak - wolą oczywiście Darshesa - ominęły zarówno jego, jak i Winkę. Oczy niedźwiedzia błyszczały zielonkawym blaskiem, gdy ten spojrzał na bibliotekarkę.
- Zbieraj się! - ryknął i puścił się pędem między korzeniami, tunelem bliźniaczym do tego, jaki się właśnie otwierał przed ludzką kobietą. Miał nadzieje, że skorzysta z okazji i również ucieknie, bo drewniane kłącza nie na długo powstrzymają owego giganta.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Wyczulony instynkt samozachowawczy Winki kazał jej uciekać w momencie gdy reszta domowników chwyciła za broń. Ktoś inny na jej miejscu mógłby odczuwać wyrzuty sumienia spowodowane taką postawą, jednak koszmarne odgłosy, dziwne wstrząsy, ponura i nerwowa atmosfera, a także inne złowrogie sygnały w zupełności wystarczyły dziewczynie by schować głęboko w kieszeń swoją dumę, odwagę czy poczucie wspólnoty. Wiedziała że musi uciekać. Natychmiast zerwała się od stołu kierując się w stronę wyjścia. Niestety dla Winki dalsze wydarzenia potoczyły się zbyt szybko. Ledwo dotarła do najbliższej ściany a na środku sali pojawił się ogromny biały niedźwiedź. Dziewczyna wrzeszczała z przerażenia. Czuła jak jej ciało ogarnia przejmujący strach. Niezwykle intensywne uczucie, paraliżujące wszystkie nerwy, sprawiło że skryba nie była zdolna do wykonania najdrobniejszego ruchu. Z rozszerzonymi źrenicami i paznokciami do granic bólu wbitymi w niewielką komodę wpatrywała się w pobojowisko.
Panika sprawiała ze Winka nie była wstanie rejestrowiec wiele z rozgrywających się w pomieszczeniu wydarzeń. Kłębowisko walczących sprawiało wrażenie jednej wielkiej, bezkształtnej masy złożonej z ludzkich ciał i ich szczątków. Wszędzie panował chaos i harmider. Poprzewracane świeczniki sprawiły że znaczną cześć pomieszczenia zaczęły ogarniać płomienie szerzącego się błyskawicznie pożaru. Z odrętwienia skrybę wyrwał dopiero silny bój jaki odczuła lądując na regale po przeciwnej stronie pokoju. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła że jest posiniaczona, krwawi, a z jej sukni pozostały strzępy. Zrozumiała nagle że któraś z tych straszliwych bestii rzuciła ją w kąt niczym szmacianą lalkę prosto w niewielki regał na książki.
Pal licho suknię. Miała na sobie jeszcze dwie pary spodni, ale książki… tych ostatnich nie mogła tak zostawić. Widok poprzewracanych tomów zdanych na łaskę płomieni i umarlaków zmotywował Winkę do działania. Za wszelką cenę starała się uratować co tylko może z biblioteki gospodarza. Kopniakiem odpędziła od siebie najbliższego z stworów. Kolejnego zdzieliła księgą w twardej oprawie i metalowych okuciach. Zyskując chwilę czasu, pośpiesznie ułożyła zdobyte księgi w niewielki stosik i po kolanach usiłowała wyczołgać się w stronę wyjścia.
Przedarcie się przez tłum walczących nie było zadaniem łatwym. Cały czas pchając przed sobą zgromadzone zbiory Winka musiała odpędzać się jednocześnie od atakujących ją umarlaków. W pewnym momencie jeden z cuchnących stworów przycisnął ją do podłogi tak mocno iż nie była w stanie zrzucić go z siebie. Przed oczyma miała zakrwawiony tasak którym zamachnął się napastnik. Odwróciła głowę by nie widzieć wyprowadzonego przezeń ciosu. Podświadomie przygotowała się na potworny bój. Zamiast niego nagle przestała czuć na sobie ciężar napastnika. Ujrzała bezkształtne ciało umarlaka zsuwające się na posadzkę i stojącego nad sobą jasnowłosego wojownika.
- Co ty wyprawiasz! Walcz! – Wykrzyczał tamten.
Winka z przerażeniem pokiwała głową po czym kontynuowała swoja ucieczkę. Usiłując wyminąć kolejnych walczących lawirowała bezładnie pomiędzy ich nogami, by ostatecznie stwierdzić ze jest otoczona i nie będzie w stanie wydostać się z pobojowiska bez walki. Musiała siła utorować sobie drogę ku wolności. Wstała z kolan i zamachując się ciężką księgą zdzieliła w łeb najbliższego z walczących. Po chwili dostrzegła ze właśnie zaatakowała swojego wybawcę z przed chwili.
- Ale nie w ten sposób! – Zagrzmiał tamten.
Zdezorientowana Winka była gotowa rozbeczeć się na środku sali. Czuła że jej położenie jest beznadziejne. Domownicy nie mieli szans na zwycięstwo. Kwestią czasu był fakt im odrażające stwory dopadną ich wszystkich. Cały ten spektakl nagle wydawał jej się jednocześnie paskudną i groteskową ironią losu. Z wszystkich rodzajów śmierci jakie zdążyła dla siebie wymyśleć nigdy nie podejrzewała ze przejdzie jej zginąć w walce otoczonej przez stado cuchnących umarlaków i białego niedźwiedzia. W dodatku niedźwiedzia który nie wiadomo dlaczego przemawia do niej dziwnie znajomym ludzkim głosem. Do końca nie zdając sobie sprawy czy sama kontroluje własne ruchy czy też została popchnięta, Winka zrobiła najbardziej nieracjonalną rzecz w swoim dotychczasowym życiu. Posłuchała rady zwierzęcia i skoczyła za jego namową w ciemny tunel.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Bieg w postaci niedźwiedzia nie należał do rzeczy prostych ani przyjemnych. Zwłaszcza gdy się miało grube futro i jeszcze większą tkankę tłuszczową, ukrytą głęboko pod nim. Darshes już dawno zauważył, że postać ta jakkolwiek przydatna na północy, na południu sprawowała się co najwyżej średnio. Nie pozwalała na długie walki, do czego przystosowane były mięśnie niedźwiedzia, ani na dalekie podróże. No, plusem była przynajmniej wytrzymałość. Tutejsi myśliwi nie mieli również pojęcia o polowaniu na zwierzynę tego kalibru, a i w większości przypadków zostawiali go w spokoju.
Teraz jednak, polarny drapieżnik sapał z duchoty i zmęczenia. jego puls przyspieszył parokrotnie, a rozlegające się krzyki i wrzaski wcale nie poprawiały sytuacji. Złoto-zielonkawe oczy z uwagą śledziły ruch dziewczyny, wyłaniającej się spośród splotu zarówno korzeni. W momencie, w którym wyłoniła się zza listowia, delikatnie przysłaniającego wejście, maie ponownie zmienił swoją postać. Proces ten praktycznie znaczył tyle, co stanie się dana istotą nie licząc cech, które cel nabywał wraz z upływem życia. A więc sprawność fizyczna, wygląd i zdolności naturalne i czasem instynkt. Zmieniając się na ten przykład w wiwerne, uzyskiwał dostęp do trucizny znajdującej się na końcu jej ogona, a wytwarzanej przez gruczoły jadowe. Jeśli jednak przybierze ciało smoka, wcale nie zyska zdolności ziania ogniem. Druidzi nazwali to zdolnością czaropodobną i jak dotąd jego studia medyczne nad ciałami smoków, nie wykazały istnienia gruczołu ogniu-twórczego... Chociaż uczciwie mówiąc, Darshes nie próbował się jeszcze nigdy przemienić w tą gadziopodobną istotę.
Będąc już w humanoidalnej postaci ułożył ręce tak, jak dyrygent stający przed orkiestrą. Oczy wciąż jarzyły mu się magicznym blaskiem gdy zaczął nucić szybką i budzącą grozę melodię. Wolniutko uniósł jedną rękę do góry, gwałtownie podbijając nadgarstek. Jeden z korzeni, wyrastając z głębin ziemskich, a teraz przebijając drewniany domek, uniósł się do góry, ciągnąc za sobą kawałki desek i drobne kamienie. Drewniane kłącze, długie na blisko cztery pręty wygięło się niczym leszczyna i z równą jej siłą sieknęło w dół, poruszane kolejnym drobnym gestem. Chmura desek, kamieni i pyłu wzbiły się w powietrze, zasypując swymi odłamkami okolicę. Darshes znowu poruszył nadgarstkiem, tym razem lewym. Kolejny korzeń oderwał się od rozpadającej się zabudowy, szybując w bok i całkowicie demolując jedną ze ścian. Maie zmarszczył brwi, poruszając jednocześnie palcami jak gdyby mu ścierpły. Zawieszone w powietrzu drewno obrosło niewielkimi kolcami o filetowym umaszczeniu, Jednak duchowi lasu to nie wystarczyło. Kolce musiały być większe i to o wiele. Barachitowy blask zalał drewniany bicz, przemieniając jego brązową powierzchnie w niemalże szarą. Na oczach wszystkich obserwatorów, szpikulce urosły do niebotycznych rozmiarów, teraz konkurujących długością ze smoczymi zębami. Kolejny ruch nadgarstkiem i mocne pociągnięcie ręki do siebie sprawiły, że konar zadrżał, zatrzeszczał i uderzył w bok budynku, swą siłą niemal przebijając się do jego połowy.

Seria wtórnych krzyków i wrzasków towarzyszyła destrukcji, a koncert zniszczenia trwał, dopóki ostatni z potępieńczych wyjców nie ucichł. Nie było to oczywiście zwycięstwo. Nieumarłych, a zwłaszcza tych przeklętych, nie da się zwyciężyć magią natury. Umarlaki zapewne wróciły do swego podziemnego świata w momencie, w którym wszyscy żywi opuścili dom. Wrzaski, rozdzierające jeszcze chwilę temu to bezchmurne niebo, z pewnością wydali maruderzy albo ci z nich, którzy byli na tyle silni, by oprzeć się klątwie.
Klątwa... Zasapany i zdyszany, Darshes rozmyślał o niej, od chwili gdy udało mu się uciec z tego przeklętego domostwa.
"Nikt ich nie przywołał. To pewne." ~ wiedziałby gdyby było inaczej. Maie miał niezwykle wyczulony zmysł magiczny i z pewnością zaklęcie na taką skalę nie uszłoby jego uwadze. ~ "Poza tym, ci nieumarli... Wyglądali, jakby zginęli podczas walk..."
Drżącą stopą przetarł porośniętą trawą ziemie, jakby spodziewał się, że ten ruch ujawni jakieś nowe informacje. Może to miejsce było jakimś polem bitwy, a Bloodged zbudował dom na jakimś cmentarzysku lub innej kupie grobowców. Cóż, właściwie nie zdziwiłby się specjalnie, gdyby to była prawda. Słyszał, że mroczni uwielbiają parać się nekromancją.
- Po wszystkim? - zapytał sam siebie. Zupełnie jakby przed chwilą nie zawalił całego domu, albo jakby w tamtym miejscu nie znajdowały się ruiny, które jeszcze parę minut temu były przytulnym domkiem. - Odeszli. - stwierdził z ulgą, odpowiadając samemu sobie.
Jego wzrok przebiegł po okolicy, szukając bibliotekarki i innych. Wizualnie odnalazł tylko Winkę, więc skierował się w jej stronę. Widać inni albo nie mieli tyle szczęścia co ona, albo już dawno uciekli.
- Ej... ty. - nagle zdał sobie sprawę, że jeszcze nie poznał imienia swej uczonej towarzyszki, a wypadałoby je jednak poznać. Choćby i po to, by ułatwić komunikacje. Był śmiertelnie wyczerpany tym magicznym widowiskiem. Mówiąc o magii, w ustach Darshesa "śmiertelnie" nabierało tu zupełnie nowego znaczenia. - Jestem Darshes. Mogłabyś jednak podać swe imię jeszcze raz?
- Wybacz, bo nie zapamiętałem. - dodał, drapiąc się z zakłopotaniem po czuprynie.
Wciąż był nagi, na co zdawał się kompletnie nie zwracać uwagi.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Skrajnie wyczerpana Winka zwaliła się na polanę. Dyszała ciężko nie mogąc złapać tchu. Olbrzymim wysiłkiem udało jej się przebrnąć przez gąszcz korzeni, pyłu i błota. Trasę tą w znacznej większości pokonała po omacku, brnąc w nieznane z przekonaniem iż ściga ja zgraja umarlaków. Cała sytuacja wyglądała jak żywcem wyciągnięta z jakiegoś koszmaru. Cudem zdołała wydostać na niewielką łąkę. Przynajmniej przez chwilę była bezpieczna, a co najważniejsze bezpieczne były też księgi które uratowała z walącego się budynku. Zmęczona skryba nie miała siły by zrobić cokolwiek. Wpatrywała się w niebo nasłuchując jak bije jej serce, podejrzewając iż te za chwilę wyskoczy jej z piersi.
- To musi być sen. – Mówiła do siebie, zupełnie nieświadoma czynów jakich dokonywał stojący w pobliżu Darshes. – Takie rzeczy nie dzieją się naprawdę. Naczytałam się za dużo o duchach, zombie i innych potworach, a teraz mam koszmary. Jak tylko obudzę się w swoim łóżku mam zamiar przez tydzień nie wychodzić poza mury biblioteki. – Stanowczo zapewniała siebie skryba.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę że nie jest na polanie sama, a towarzyszący jej mężczyzna mówi coś do niej. Jeśli śniła to dlaczego cały czas miała przed sobą tego nagiego człowieka? Czy jest z nią aż tak źle? A może to normalny i zdrowy odruch tak marzyć sobie o spotkaniu z dobrze zbudowanym nieznajomym swobodnie prezentującym własne wdzięki? Najwyraźniej ostatnimi czasy czytała za dużo nie tylko o przerażających bestiach. Na jakiś czas powinna odstawić romanse i znów zacząć twardo stąpać po ziemi.
- O matko, a do tego fantazjuje. Powariowałam. – Widok Darshes jeszcze bardziej uświadomił Winkę że wydarzenia rozgrywające się wokół niej musza być fikcją. Przecież w rzeczywistości ludzie nie biegają nago, ona sama zawsze pozostawała niewidoczna, mało kto zwracał na nią uwagę, a szansa na to iż przystojny mężczyzna zwróci się bezpośrednio do niej, była równie mało prawdopodobna jak szansa na wdepnięcie w wnyki myśliwskie na dworskim przyjęciu.
Skryba powoli wstała otrzepując się z kurzu i starając się wygładzić resztki tego co pozostało z jej sukni. Uznała że skoro i tak ma przed sobą senne marzenie, to może pozwolić sobie na rzeczy o których normalnie bała się pomyśleć.
- Na imię mam Winka i jestem zarządczą biblioteki miejskiej w Turmali. – Odpowiedziała będąc przekonana że oficjalny tytuł zrobi na mężczyźnie znacznie lepsze wrażenie niż podanie mu swojego nazwiska. Według mniemania skryby jej praca spotykała się z powszechnym uznaniem i każdy obywatel chętnie pospieszy jej z pomocą w celu ratowania dóbr kultury jakim były księgozbiory. – Potrzebuję pilnie dostać się do Rubidi wiec byłabym wielce zobowiązana mogąc liczyć na pańską pomoc. – Dodała. Wypowiadając ostatnie słowa z zażenowaniem wpatrywała się w swoje buty. Z jakiegoś powodu sama czuła się dużo bardziej zawstydzona niż jej rozmówca.
- To wszystko tutaj … niezła historia. – Winka kompletnie nie miała pojęcia jak poprowadzić rozmowę. – Dobrze ze udało ci się uciec. Te całe truposze i do tego wielki przerażający niedźwiedź. Mam nadzieję że bestia już sobie poszła i siedzi gdzieś głęboko w lesie.
Skryba czułą jak pocą jej się ręce. Pozostawało sprawdzić jeszcze jedną rzecz. „Przecież śpię i nic mi się nie stanie” wmawiała sobie co chwilę. Niezręcznie jej było prosić obcego by ten uderzył ją w twarz, z związku z czym pozostawał jej tylko jeden sposób aby przekonać się w jakim jest stanie.
- Czy mógłbyś mnie pocałować? – Wydusiła z siebie czując jak rumienią jej się policzki.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość