Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Czw Lip 05, 2012 7:19 pm
Falechion z uśmiechem obserwował jak Vizir umiera... po raz drugi. Spodobało się mu towarzystwo człowieka i elfa... nie można było się przy nich nudzić. Właściwie nie miał pomysłu co zrobić, więc po prostu usiadł po turecku na podłodze obserwując poczynania Leinarda. Merithur leżał nieprzytomny. Jednak jego aura błyszczała nadal jednolicie, więc pewnie nic mu nie grozi. Nagle przypomniał coś sobie.
- No tak... diabelizacja... - mruczał z uśmiechem, patrząc na świeżo nieżywego wampira. Był to akt polegający na uśmierceniu wampira, nie cielesnym, bo to już się dokonało, ale zniszczenie samej jego esencji, duszy.
Demon podniósł się i już miał podejść do wampira by dokonać rytuały, gdy usłyszał tupot. Wielu ludzi (czy też nieludzi), co najmniej dwunastu.
W tym momencie Leinard powiedział do niego by stanął na czatach, ale było już za późno. Do komnaty wpadli ludzie, dokładnie dwunastu.
- Bingo. - Uśmiechnął się w duchu demon. - Jeszcze nie ogłuchłem...
Jemu też przypadło w udziale zabicie paru z nich. Wtedy Leinard wysunął swoja propozycję:
- Pysznie ! - Powiedział demon z aprobatą dla planu jego towarzysza. Chyba będzie podróżował z nimi przez jakiś czas... oj nie będzie się nudził.
Ich było ośmiu, a nas dwóch. Szaleństwo... To lubił Falechion. Uśmiechnął się diabolicznie, obnażył miecz, ustawił się w pozycji bojowej i zwrócił się do swoich przeciwników:
- Czy widzieliście kiedyś demona, tańczącego w blasku księżyca ? - W tym momencie w jakiś dziwny sposób odsłoniła się jedna z zasłon i łuna księżycowa oświetliła jego postać. I zaszarżował na swych przeciwników.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z bogami i choćby mimo boga!
- No tak... diabelizacja... - mruczał z uśmiechem, patrząc na świeżo nieżywego wampira. Był to akt polegający na uśmierceniu wampira, nie cielesnym, bo to już się dokonało, ale zniszczenie samej jego esencji, duszy.
Demon podniósł się i już miał podejść do wampira by dokonać rytuały, gdy usłyszał tupot. Wielu ludzi (czy też nieludzi), co najmniej dwunastu.
W tym momencie Leinard powiedział do niego by stanął na czatach, ale było już za późno. Do komnaty wpadli ludzie, dokładnie dwunastu.
- Bingo. - Uśmiechnął się w duchu demon. - Jeszcze nie ogłuchłem...
Jemu też przypadło w udziale zabicie paru z nich. Wtedy Leinard wysunął swoja propozycję:
- Pysznie ! - Powiedział demon z aprobatą dla planu jego towarzysza. Chyba będzie podróżował z nimi przez jakiś czas... oj nie będzie się nudził.
Ich było ośmiu, a nas dwóch. Szaleństwo... To lubił Falechion. Uśmiechnął się diabolicznie, obnażył miecz, ustawił się w pozycji bojowej i zwrócił się do swoich przeciwników:
- Czy widzieliście kiedyś demona, tańczącego w blasku księżyca ? - W tym momencie w jakiś dziwny sposób odsłoniła się jedna z zasłon i łuna księżycowa oświetliła jego postać. I zaszarżował na swych przeciwników.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z bogami i choćby mimo boga!