Re: [Ulice Nemerii] Wio!
: Sob Gru 17, 2011 4:44 pm
Wszyscy tacy niby oszołomieni, a kto pomyślał o sprawcy całego zdarzenia? On na te kilka chwil zapomniał, jak się oddycha, właściwie zapomniał o wszystkim, próbując zmusić umysł do normalnej pracy. Niespecjalnie odczuł uderzenie w półkę skalną, zabolało, ale były ważniejsze sprawy w tamtej chwili. Wreszcie świat wrócił do poprzedniego, normalnego tempa, on odzyskał zdolność samodzielnego poruszania się, a Aithne z niego zeszła, przestając przygniatać do nieco uwierającego w plecy kamienia.
Nie potrafił oderwać oczu od jej skrzydeł. Nigdy nie nie widział tak wielkich i tak idealnie czarnych. Nigdy nie spotkał upadłego anioła. Nigdy by nie pomyślał, że Aithne może być jednym z nich, jej obraz zupełnie mu do takiej istoty nie pasował. Nie należała do osób ponurych, pełnych mroków, zgorzkniałych - jawiła się bardzo specyficznie, ale nie w ten sposób. To jakoś kolidowało z wyobrażeniem o upadłych aniołach, strąconych przez Najwyższych ze Sfer.
Pozbierał się razem z resztą towarzystwa, nie zdążywszy Aithne podziękować, bo uciekła, nim zaczął normalnie myśleć. Potem skupił się na odwoływaniu zaklęcia, tak na wszelki wypadek, przybycie bestii ledwie zauważywszy. Nie zamierzał dyskutować, wbił wzrok w śliskie kamienie pod swoimi stopami i ostrożnie ruszył z całą grupą, trzymając się bliżej ściany. Uznał, że przez chwilę lepiej obserwować i się zastanowić nad wszystkim; to dobrze, że Ariene przejęła pieczę nad drużyną, z taką organizacją pewnie daleko by nie zaszli w tych warunkach. Wzbudzała zaufanie, więc łatwo się za nią podążało.
W okrągłej grocie, podobnie jak pozostali, zaczął rozglądać się za przejściem. To oczywiste, że wszystko nie mogło być proste, nie trafią do artefaktu jak po sznurku.
- To pewnie jakaś zagadka. Ewentualnie pułapka - podsunął wreszcie na głos, by po chwili w panice łapać rzuconego do niego Ashar'carrego.
Popatrzył na Aithne dużymi oczami, nie zrozumiawszy, po co dała mu swoją broń. Potem dotarło do niego coś o duszy, co bardziej chłopaka skołowało. Odprowadził upadłą zdezorientowanym spojrzeniem, posłusznie miecz trzymając. Kiedy dziewczyna wślizgnęła się we wnękę, chwilę tam pogrzebała i coś wreszcie kliknęło, Errian rozejrzał się za ukazującym się przejściem. Nic takiego jednak się nie pojawiło, tylko Aithne wygramoliła się z ciasnej przestrzeni. Chciał oddać jej Ashar'carrego, ale coś go powstrzymało; dlaczego była cicha? Jeśli nie udało się jej uruchomić mechanizmu, powinna właśnie przeklinać i rzucać uszczypliwe uwagi na temat inteligencji zbiorowej towarzyszy, tymczasem...
Przycisnął do siebie Ashar'carrego, przyglądając się Aithne wyczekująco. To mu się nie podobało.
Nie potrafił oderwać oczu od jej skrzydeł. Nigdy nie nie widział tak wielkich i tak idealnie czarnych. Nigdy nie spotkał upadłego anioła. Nigdy by nie pomyślał, że Aithne może być jednym z nich, jej obraz zupełnie mu do takiej istoty nie pasował. Nie należała do osób ponurych, pełnych mroków, zgorzkniałych - jawiła się bardzo specyficznie, ale nie w ten sposób. To jakoś kolidowało z wyobrażeniem o upadłych aniołach, strąconych przez Najwyższych ze Sfer.
Pozbierał się razem z resztą towarzystwa, nie zdążywszy Aithne podziękować, bo uciekła, nim zaczął normalnie myśleć. Potem skupił się na odwoływaniu zaklęcia, tak na wszelki wypadek, przybycie bestii ledwie zauważywszy. Nie zamierzał dyskutować, wbił wzrok w śliskie kamienie pod swoimi stopami i ostrożnie ruszył z całą grupą, trzymając się bliżej ściany. Uznał, że przez chwilę lepiej obserwować i się zastanowić nad wszystkim; to dobrze, że Ariene przejęła pieczę nad drużyną, z taką organizacją pewnie daleko by nie zaszli w tych warunkach. Wzbudzała zaufanie, więc łatwo się za nią podążało.
W okrągłej grocie, podobnie jak pozostali, zaczął rozglądać się za przejściem. To oczywiste, że wszystko nie mogło być proste, nie trafią do artefaktu jak po sznurku.
- To pewnie jakaś zagadka. Ewentualnie pułapka - podsunął wreszcie na głos, by po chwili w panice łapać rzuconego do niego Ashar'carrego.
Popatrzył na Aithne dużymi oczami, nie zrozumiawszy, po co dała mu swoją broń. Potem dotarło do niego coś o duszy, co bardziej chłopaka skołowało. Odprowadził upadłą zdezorientowanym spojrzeniem, posłusznie miecz trzymając. Kiedy dziewczyna wślizgnęła się we wnękę, chwilę tam pogrzebała i coś wreszcie kliknęło, Errian rozejrzał się za ukazującym się przejściem. Nic takiego jednak się nie pojawiło, tylko Aithne wygramoliła się z ciasnej przestrzeni. Chciał oddać jej Ashar'carrego, ale coś go powstrzymało; dlaczego była cicha? Jeśli nie udało się jej uruchomić mechanizmu, powinna właśnie przeklinać i rzucać uszczypliwe uwagi na temat inteligencji zbiorowej towarzyszy, tymczasem...
Przycisnął do siebie Ashar'carrego, przyglądając się Aithne wyczekująco. To mu się nie podobało.