Góry Dasso ⇒ [górski szlak] Irytująca góra mięsa
Nie wszyscy jedli - trudno. Danie nie emanowało przepychem, ale było pożywne, dostarczało wszystkiego, co potrzebne oraz miało inne wartościowe cechy, które zostały przez główną kucharkę całej tej hałastry zapomniane. Okaże się potem. Kobieta miała nadzieję, że poprosi ją o dokładkę ten przemiły czarodziej, jedyny, który nie wybrzydzał. Ale cóż, poziom wychowania niektórych starsza pani już oceniła. Oczywistym było stwierdzenie, że niejedzący rycerz to lepszy rycerz - potrafi przeżyć nawet w najtrudniejszych warunkach, a osiągniecie tego wymaga lat praktyk.
Rzuciła jeszcze: "Kaparzycie przesmradzając, ano!" i zabrała się za wyplatanie małej miski. Robiła to tak sprawnie, że oczywistą wydawała się cecha nieprzepuszczalności wody owego pojemnika. Nałożyła sobie porcję, a gdy spożyła posiłek, zabrała się do uzupełniania zszarganego zapasu ziół.
Rzuciła jeszcze: "Kaparzycie przesmradzając, ano!" i zabrała się za wyplatanie małej miski. Robiła to tak sprawnie, że oczywistą wydawała się cecha nieprzepuszczalności wody owego pojemnika. Nałożyła sobie porcję, a gdy spożyła posiłek, zabrała się do uzupełniania zszarganego zapasu ziół.
Mężczyzna wciągnął potrawę błyskawicznie. Nawet nie wiadomo skąd miał miskę. Wyciągnął ją? A może wyczarował? Jego porcja była spora, jednak zniknęła w parę chwil. "Tego mi było trzeba! Jeszcze jeno czegoś mocniejszego bym łyknął. Jakbym tak w nocy się przeniósł do karczmy jakiejś? Gorzej by było wrócić tutaj..." Czarodziej po zjedzeniu nabrał kolorów na twarzy. Po chwili głębszej zadumy rzekł:
- Znakomita strawa. Zaprawdę godna pochwały. - Miał nadzieję, że zjedna sobie staruszkę pochlebstwami. "Ta babcia może mi się jeszcze do czegoś przydać..." - Ja udam na chwilę głębokiej medytacji.
Odszedł od grupy, po czym położył się na trawie. To było kłamstwo. Nie używał mocy, więc nie potrzebował medytacji. Zerr po prostu chciał sobie uciąć drzemkę po posiłku.
- Znakomita strawa. Zaprawdę godna pochwały. - Miał nadzieję, że zjedna sobie staruszkę pochlebstwami. "Ta babcia może mi się jeszcze do czegoś przydać..." - Ja udam na chwilę głębokiej medytacji.
Odszedł od grupy, po czym położył się na trawie. To było kłamstwo. Nie używał mocy, więc nie potrzebował medytacji. Zerr po prostu chciał sobie uciąć drzemkę po posiłku.
- Safron
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 17
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Fellarianinka
- Profesje:
- Kontakt:
Safron skończyła jeść papę. Nie rozumiała, czemu czarodziejowi smakowała. "Może powiedział to z grzeczności."
- Bardzo smaczna ta potrawa ziołowa - powiedziała trochę zbyt sztucznie. Nie chciało jej się gotować, a papa była znośna, dlatego skłamała.
Gdy czarodziej powiedział że idzie pomedytować, poczuła że coś jest nie tak. Jej tata zawsze szedł pomedytować gdy kogoś unikał lub miał dość swoich uczniów. W tym czasie zamiast medytować często czytał książkę lub się nią zajmował (uczył magii lub opowiadał bajki, historie, stare mity lub legendy). Safron nie pamiętała, kiedy medytacja nie była wymówką.
- Czy jesteś na nas obrażony? - zapytała desperacko czarodzieja.
- Bardzo smaczna ta potrawa ziołowa - powiedziała trochę zbyt sztucznie. Nie chciało jej się gotować, a papa była znośna, dlatego skłamała.
Gdy czarodziej powiedział że idzie pomedytować, poczuła że coś jest nie tak. Jej tata zawsze szedł pomedytować gdy kogoś unikał lub miał dość swoich uczniów. W tym czasie zamiast medytować często czytał książkę lub się nią zajmował (uczył magii lub opowiadał bajki, historie, stare mity lub legendy). Safron nie pamiętała, kiedy medytacja nie była wymówką.
- Czy jesteś na nas obrażony? - zapytała desperacko czarodzieja.
- Ellishalith
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Lodowy elf
- Profesje:
- Kontakt:
Elf po prostu stał w bezruchu przy drzewku, kiedy reszta zajmowała się rozmową i jedzeniem. Nie był głodny i na pewno nie chciał tracić czujności w takim miejscu jak to. Naje się, kiedy już będzie po trollu. A do tego czasu wolał być gotowy na każdą możliwą ewentualność. Wyglądał jakby oczy miał zamknięte, chociaż w rzeczywistości było tak tylko z lewym. Prawe, lekko przymrużone i skryte za maską, cały czas obserwowało całą tę zgraję. Prychnął cicho pod nosem, kiedy zauważył, że ktoś najwyraźniej próbuje odpocząć trochę dłużej, gdy w okolicy kręci się troll. Chyba najwyraźniej to samo pomyślał ich włochaty cel.
Ze zbocza kawałek dalej doszedł dziwny ryk - ni to śmiech, ni jęk rozpaczy. W każdym razie na pewno był dość przerażający. A tego co nastąpiło po ryku chyba nikt się nie spodziewał. Otóż ze zbocza zaczął toczyć się całkiem spory kamień o nieregularnych kształtach. Miał średnicę około półtora wysokości człowieka w swoim najszerszym miejscu. Nie byłoby to takie groźne, w końcu kamienie często spadają w górach, a oni byli na jeszcze w miarę otwartym terenie. Problem stanowił kształt kamienia. Co chwile odskakiwał na boki, więc nikt nie mógł być pewien, czy miejsce w które ucieka będzie tym odpowiednim. Jak na razie kawał skały zdawał się kierować w stronę leżącego mężczyzny, ale któż tam wie, czy zaraz nie zmieni kierunku. A jeśli ktoś miałby czas zerknąć w stronę zbocza, z pewnością dostrzegłby w oddali czarny, futrzasty kształt.
Elli dalej stał pod drzewem, ale wyprostował się i otworzył normalnie oczy, będąc gotowym w razie gdyby skała odbiła się w jego stronę. No i ciekawiło go, jak zachowa się reszta i czy do czegokolwiek są przydatni.
Ze zbocza kawałek dalej doszedł dziwny ryk - ni to śmiech, ni jęk rozpaczy. W każdym razie na pewno był dość przerażający. A tego co nastąpiło po ryku chyba nikt się nie spodziewał. Otóż ze zbocza zaczął toczyć się całkiem spory kamień o nieregularnych kształtach. Miał średnicę około półtora wysokości człowieka w swoim najszerszym miejscu. Nie byłoby to takie groźne, w końcu kamienie często spadają w górach, a oni byli na jeszcze w miarę otwartym terenie. Problem stanowił kształt kamienia. Co chwile odskakiwał na boki, więc nikt nie mógł być pewien, czy miejsce w które ucieka będzie tym odpowiednim. Jak na razie kawał skały zdawał się kierować w stronę leżącego mężczyzny, ale któż tam wie, czy zaraz nie zmieni kierunku. A jeśli ktoś miałby czas zerknąć w stronę zbocza, z pewnością dostrzegłby w oddali czarny, futrzasty kształt.
Elli dalej stał pod drzewem, ale wyprostował się i otworzył normalnie oczy, będąc gotowym w razie gdyby skała odbiła się w jego stronę. No i ciekawiło go, jak zachowa się reszta i czy do czegokolwiek są przydatni.
Jeszcze tego brakowało. Głaz leci po zboczu wprost na nich. Tanya wstała i zaraz odskoczyła w lewo. Teraz w pełnej gotowości na ponowny odskok obserwowała staczający się kamień. Gdzieś kątem oka zauważyła przemieszczające się, futrzaste coś. Nigdy nie widziała trolla. Raczej było to dla niej niezidentyfikowane zwierzę. Ot co. Przeszył ją zimny dreszcz, ale nie ruszyła się, jak dotąd. Największym problemem był kamień. Na dwie sekundy oderwała wzrok od kamienia i spojrzała na innych. Potem jej wzrok znów przeniósł się na głaz.
Kto zanurkuje, kiedy jestem na dole?
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
W końcu zaczęło się coś dziać. Babcia uśmiechnęła się, spojrzała na kamień i powolnym krokiem zaczęła zbliżać się do najbliższego sędziwego buku - mającego wyjątkowo twarde drewno. Głaz był na tyle daleko, że nie musiała się śpieszyć.
Udało się. Teraz trzeba było się cofnąć kilka kroków. Jeśli głaz uderzy w drzewo i nawet jeśli złamie je, sam, co najmniej, zwolni swój pęd. Co i tak to wyjdzie na korzyść, bo gdy roślina będzie spadać, kobieta będzie miała czas, by odskoczyć w tę lub inną stronę. Cóż prostszego?
Udało się. Teraz trzeba było się cofnąć kilka kroków. Jeśli głaz uderzy w drzewo i nawet jeśli złamie je, sam, co najmniej, zwolni swój pęd. Co i tak to wyjdzie na korzyść, bo gdy roślina będzie spadać, kobieta będzie miała czas, by odskoczyć w tę lub inną stronę. Cóż prostszego?
- Czy jesteś na nas obrażony? - spytała jedna z kobiet.
Zerr wyczuł lekką desperację w jej głosie. Podniósł się z ziemi i spojrzał na nią.
- Nie, nie jestem - odparł łagodnym, spokojnym głosem. - Po prostu muszę... No ten, odpocząć.
Czarodzieja jakby zamurowało. Skamieniał w ułamek sekundy. Zamarł bez ruchu. Na pewno coś poczuł. "Wizja! Magia umysłu się ujawnia w taki sposób. Coś jest nie tak!" Błyskawicznie skierował wzrok w stronę nadlatującego głazu. Był ogromny i zmieniał co chwila kierunek. Teraz mknął akurat prosto na niego.
- AAAAA! Głaz! Ja nie chcę tak młodo umierać! - krzyczał czarodziej spanikowany. - Co robić?! Co robić?!
"Kurważ! Weź się w garść, pacanie! Może podmuch wiatru?" Na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz skupienia, a oczy zaszły lekką mgłą. Wykonał szybki, dokładny, staranny ruch dłońmi. Nie musiał nic mówić, a od maga w kierunku głazu zerwał się dosyć silny wiatr. "Głupiec! Ten głaz jest za duży." Wiatr też w jednej chwili ustał, a oczy wróciły do normalności. Głaz był coraz bliżej. Mknął prosto na Zerricusa. Ten tylko rozglądał się nerwowo. Nagle zatrzymał wzrok na elfie obok drzewa. "To się może udać. Tylko czy już nie jest za późno?" Ponownie oczy czarodzieja zaszły mgłą. "Drzewo! Skup się na nim. Brzydki elf. Trawa. Ten widok." Tym razem zaczął kreślić znaki w powietrzu całymi rękoma, nie tylko dłońmi. Nie obyło się też bez słów. Wypowiedział jakieś nieznane słowa. Język magii... Tak to z pewnością język magii. Głos jednak był dziwny. Nie był to jego głos. Brzmiał inaczej i także nie wychodził z ust czarodzieja. Głos był wszechobecny. Głos był w głowach "drużyny". "To miejsce jest idealne..." Kula była już całkiem blisko. Lecz Zerr już nic nie czuł. Było słychać głośny trzask, a on zniknął. Może głaz go trafił? Nie przeniósł się porę. Sekundę później rozległ się drugi trzask. Dochodził ze strony Ella. Nagle znikąd obok niego pojawiła się postać. Zawirowania magii nie pozwalały zidentyfikować jej przez chwilę. Jednak postać po chwili przybrała kształt Zerricusa. "Udało się. Przetrwałem." Mężczyznę zdobiły kropelki potu, a twarz miał czerwoną jakby po sporym wysiłku. Oczy wciąż zamglone wpatrywały się w głaz. Dookoła niego odczuwało się drżenie magii. Z pewnością elf je poczuł. Nawet najsłabsze umysły by je poczuły.
Zerr wyczuł lekką desperację w jej głosie. Podniósł się z ziemi i spojrzał na nią.
- Nie, nie jestem - odparł łagodnym, spokojnym głosem. - Po prostu muszę... No ten, odpocząć.
Czarodzieja jakby zamurowało. Skamieniał w ułamek sekundy. Zamarł bez ruchu. Na pewno coś poczuł. "Wizja! Magia umysłu się ujawnia w taki sposób. Coś jest nie tak!" Błyskawicznie skierował wzrok w stronę nadlatującego głazu. Był ogromny i zmieniał co chwila kierunek. Teraz mknął akurat prosto na niego.
- AAAAA! Głaz! Ja nie chcę tak młodo umierać! - krzyczał czarodziej spanikowany. - Co robić?! Co robić?!
"Kurważ! Weź się w garść, pacanie! Może podmuch wiatru?" Na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz skupienia, a oczy zaszły lekką mgłą. Wykonał szybki, dokładny, staranny ruch dłońmi. Nie musiał nic mówić, a od maga w kierunku głazu zerwał się dosyć silny wiatr. "Głupiec! Ten głaz jest za duży." Wiatr też w jednej chwili ustał, a oczy wróciły do normalności. Głaz był coraz bliżej. Mknął prosto na Zerricusa. Ten tylko rozglądał się nerwowo. Nagle zatrzymał wzrok na elfie obok drzewa. "To się może udać. Tylko czy już nie jest za późno?" Ponownie oczy czarodzieja zaszły mgłą. "Drzewo! Skup się na nim. Brzydki elf. Trawa. Ten widok." Tym razem zaczął kreślić znaki w powietrzu całymi rękoma, nie tylko dłońmi. Nie obyło się też bez słów. Wypowiedział jakieś nieznane słowa. Język magii... Tak to z pewnością język magii. Głos jednak był dziwny. Nie był to jego głos. Brzmiał inaczej i także nie wychodził z ust czarodzieja. Głos był wszechobecny. Głos był w głowach "drużyny". "To miejsce jest idealne..." Kula była już całkiem blisko. Lecz Zerr już nic nie czuł. Było słychać głośny trzask, a on zniknął. Może głaz go trafił? Nie przeniósł się porę. Sekundę później rozległ się drugi trzask. Dochodził ze strony Ella. Nagle znikąd obok niego pojawiła się postać. Zawirowania magii nie pozwalały zidentyfikować jej przez chwilę. Jednak postać po chwili przybrała kształt Zerricusa. "Udało się. Przetrwałem." Mężczyznę zdobiły kropelki potu, a twarz miał czerwoną jakby po sporym wysiłku. Oczy wciąż zamglone wpatrywały się w głaz. Dookoła niego odczuwało się drżenie magii. Z pewnością elf je poczuł. Nawet najsłabsze umysły by je poczuły.
- Safron
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 17
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Fellarianinka
- Profesje:
- Kontakt:
Safron nie uwierzyła w to, że czarodziej musi odpocząć. Nie uwierzyła mu mimo to, że odpowiedział to tak przekonująco, jak jej tata. Wałkowałaby temat dalej, gdyby nie ogromna skała lecąca prosto na nich. Safron nie wiedziała co robić. Chciała krzyczeć, ale strach ją sparaliżował tak, że nie mogła nic powiedzieć.
"Uciekać się nie opłaca, schować też się nie można, mogłabym rozwinąć skrzydła i wznieść się w powietrze."
Tego jednak nie zrobiła, bo nie chciało jej się potem zaszywać dziur w ubraniu.
"Nie mam szans uskoczyć w ostatniej chwili jak Tanya. Strach mnie sparaliżuje i się nawet nie ruszę"
Zauważyła, że starsza pani nieźle kombinuje, więc pobiegła do jej kryjówki. Miała nawet łatwiej, bo biegła z wiatrem dzięki czarodziejowi. Gdy była przy drzewie przez chwilę wydawało jej się, że widzi z daleka niedźwiedzia albo coś podobnego. Nie miała czasu się przyjrzeć, obserwowała skałę. Czarodziej zaczął mówić jakieś skomplikowane zaklęcia. Liczyła, że zniszczy skałę w żwir albo coś podobnego. On tylko się teleportował. Wydawało jej się, że szybciej by przebiegł ten dystans.
"Może lubi adrenalinę?" Sprawiał wrażenie takiego, który się bał najbardziej z nich wszystkich, dlatego nie pasowała jej ta teoria.
"Uciekać się nie opłaca, schować też się nie można, mogłabym rozwinąć skrzydła i wznieść się w powietrze."
Tego jednak nie zrobiła, bo nie chciało jej się potem zaszywać dziur w ubraniu.
"Nie mam szans uskoczyć w ostatniej chwili jak Tanya. Strach mnie sparaliżuje i się nawet nie ruszę"
Zauważyła, że starsza pani nieźle kombinuje, więc pobiegła do jej kryjówki. Miała nawet łatwiej, bo biegła z wiatrem dzięki czarodziejowi. Gdy była przy drzewie przez chwilę wydawało jej się, że widzi z daleka niedźwiedzia albo coś podobnego. Nie miała czasu się przyjrzeć, obserwowała skałę. Czarodziej zaczął mówić jakieś skomplikowane zaklęcia. Liczyła, że zniszczy skałę w żwir albo coś podobnego. On tylko się teleportował. Wydawało jej się, że szybciej by przebiegł ten dystans.
"Może lubi adrenalinę?" Sprawiał wrażenie takiego, który się bał najbardziej z nich wszystkich, dlatego nie pasowała jej ta teoria.
- Ellishalith
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Lodowy elf
- Profesje:
- Kontakt:
Elf, jak gdyby nic poważnego się nie działo, cały ten czas obserwował grupkę ludzi. Chyba jedynie stara kobieta nie spanikowała, ale nie dziwił się temu, w końcu swoje lata miała. No i jeszcze Tanya zachowała się w miarę spokojnie, chociaż też widział trwogę w jej oczach, tak jak i u reszty. Krzyków Zerricusa wolał już nie komentować. Prychnął pogardliwie kiedy mag pojawił się obok. Elli nie umiał wyczuwać magii, ale widział że runy na toporze zabłysły intensywnym, zimnym światłem. Czyli jednak ten lekkoduch był magiem, a nie tak jak podejrzewał tamta staruszka.
Elli'Shalith odepchnął się od drzewka i oparł topór z powrotem na ramieniu. Zerknął jeszcze na kamień, który zatrzymał się na drzewach spory kawałek niżej. Skoro tak przeraził ich widok tego głazu, chyba wolałby nie widzieć reakcji na widok stworzenia, które dało radę go unieść.
- Może jednak wróćcie do miasta, wszyscy - powiedział chłodnym tonem, jednak chyba nie obchodziło go za bardzo, czy ktoś go posłucha. Nie zamierzał nikogo namawiać, w końcu ich ostrzegł. Dalej pójdą na własną odpowiedzialność. Prychnął jeszcze pod nosem, uśmiechając się do siebie - troll musiał być naprawdę silny, skoro zrzucił taki kawał skały. Elli już nie mógł się doczekać spotkania z nim.
Dalsza droga była już trudniejsza. Szlak zaczął wspinać się w góry pod większym kątem i nie był już taki szeroki. Na pewno nie zmieściłoby się na nim więcej niż dwie osoby obok siebie. No chyba że ktoś przepada chodzić po krzakach i zaroślach. Nie minęło więcej jak pół godziny, kiedy dotarli do miejsca z którego prawdopodobnie został zrzucony głaz. Świadczyły też o tym ogromne odciski łap nieopodal - były kilkukrotnie większe niż odciski ludzkich stóp. A co dziwne, prowadziły w stronę pionowego zbocza na lewo od traktu i tam się urywały. Stwór musiał wspiąć się na górę, co dla stworzenia o takich rozmiarach pewnie nie było zbyt trudne.
Elli przystanął na chwilę przy ścianie. Nie wyglądała na zbyt trudną do pokonania, przynajmniej dla niego. Miała wysokość około dziesięciu metrów, a porastały ją liczne mchy i krzaki, co w pewnym stopniu powinno ułatwić wspinanie się. Nie pytając nawet innych o zdanie, wsunął stylisko topora za pas, pod linę owijającą jego biodra, i zaczął się dość szybko wspinać.
Elli'Shalith odepchnął się od drzewka i oparł topór z powrotem na ramieniu. Zerknął jeszcze na kamień, który zatrzymał się na drzewach spory kawałek niżej. Skoro tak przeraził ich widok tego głazu, chyba wolałby nie widzieć reakcji na widok stworzenia, które dało radę go unieść.
- Może jednak wróćcie do miasta, wszyscy - powiedział chłodnym tonem, jednak chyba nie obchodziło go za bardzo, czy ktoś go posłucha. Nie zamierzał nikogo namawiać, w końcu ich ostrzegł. Dalej pójdą na własną odpowiedzialność. Prychnął jeszcze pod nosem, uśmiechając się do siebie - troll musiał być naprawdę silny, skoro zrzucił taki kawał skały. Elli już nie mógł się doczekać spotkania z nim.
Dalsza droga była już trudniejsza. Szlak zaczął wspinać się w góry pod większym kątem i nie był już taki szeroki. Na pewno nie zmieściłoby się na nim więcej niż dwie osoby obok siebie. No chyba że ktoś przepada chodzić po krzakach i zaroślach. Nie minęło więcej jak pół godziny, kiedy dotarli do miejsca z którego prawdopodobnie został zrzucony głaz. Świadczyły też o tym ogromne odciski łap nieopodal - były kilkukrotnie większe niż odciski ludzkich stóp. A co dziwne, prowadziły w stronę pionowego zbocza na lewo od traktu i tam się urywały. Stwór musiał wspiąć się na górę, co dla stworzenia o takich rozmiarach pewnie nie było zbyt trudne.
Elli przystanął na chwilę przy ścianie. Nie wyglądała na zbyt trudną do pokonania, przynajmniej dla niego. Miała wysokość około dziesięciu metrów, a porastały ją liczne mchy i krzaki, co w pewnym stopniu powinno ułatwić wspinanie się. Nie pytając nawet innych o zdanie, wsunął stylisko topora za pas, pod linę owijającą jego biodra, i zaczął się dość szybko wspinać.
Kamień z serca jej spadł, że kamień był już daleko w dole. Gdy usłyszała słowa Ellishalitha wzruszyła tylko ramionami. Nie zamierzała wracać. Szli teraz coraz wyżej. Powietrze stawało się coraz rzadsze, w efekcie ciężej było oddychać. Koń został w dole. Tanya była pewna, że nie odejdzie bez niej, więc się nie obawiała. Idąc tak przed siebie doszli do kamiennej ściany. Spojrzała pytającym wzrokiem na elfa. Ten widać mało się przejmował innymi. Zaczął się sprawnie wspinać. Rozejrzała się po innych. Raz się żyje pomyślała i podeszła do ścianki. Chwyciła jeden kamień, a potem drugi i jakoś już poszło.
Kto zanurkuje, kiedy jestem na dole?
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
W przeciwieństwie do elfa, była niskiego wzrostu. Nie zależało jej na walce, ale chłopiec teraz miał obowiązek ją zobaczyć. Zastanawiała się, czy nie zostawić go z innymi, a samej nie pójść drogą. Ale chłopcu coś mogłoby się przydarzyć, a jej nie byłoby w pobliżu. Skoro inni nie potrafili gotować, to pewnie nie potrafili też zajmować się dzieckiem, a co dopiero leczyć. Cóż, według starszej pani, pozostali nic już nie potrafili. Dlatego podsadziła Snoriego, który sam mógł sobie poradzić, i również zaczęła się wspinać.
Mchy nie rosną na nagiej skale, muszą mieć cokolwiek, czego mogłyby się trzymać.
Kobieta posuwała się naprzód, wspomagając się drutami od swoich robótek. Mimo podeszłego wieku, ręce i nogi miała nadal sprawne.
Mchy nie rosną na nagiej skale, muszą mieć cokolwiek, czego mogłyby się trzymać.
Kobieta posuwała się naprzód, wspomagając się drutami od swoich robótek. Mimo podeszłego wieku, ręce i nogi miała nadal sprawne.
Zerr patrzył z bezpiecznego miejsca, jak głaz się sturlał nikomu nic nie robiąc.
- Ja wcale się nie bałem - powiedział do wszystkich, lecz jakby sam siebie chciał zapewnić. - Miałem wszystko pod kontrolą.
"Uff... Na szczęście zachowałem zimną krew. No, po krótkiej chwili." Jeszcze raz się upewnił, czy nikomu nic się nie stało i zaczął otrzepywać swoje ubranie, jakby było całe w kurzu.
- Może jednak wróćcie do miasta, wszyscy? - spytał elf. Jego głos był jednak obojętny.
Reszty słów nawet nie chciał słuchać, więc nie wiedział, czy Ell coś jeszcze mówił.
- Nie no. Jeśli trzeba będzie, to sam zabiję tego stwora - odparł Zerr, jakby uznał wypowiedź elfa za wyzwanie. - To dla mnie nie jest żaden kłopot.
"Sam nie wiem co mówię! Teraz uznają mnie za jakiegoś czarodzieja, który ma nierówno pod sufitem. Sam nie wiem czemu wpadłem w ten atak paniki. Wreszcie muszę się przespać, same drzemki sprawiają, że głupieję. No i jeszcze mniej tego zielska..."
Przez resztę drogi czarodziej nie odezwał się ani słowem. Wpadł w ponury nastrój. "Jak mogłem się tak ośmieszyć tym atakiem paniki!" Ścieżka robiła się coraz węższa, aż w końcu lepiej było iść gęsiego. Dla niego nie miało to żadnego znaczenia. I tak szedł na samym końcu. Doszło jeszcze do tego, że trzeba się wspinać. "Ja chędożę. Chyba sobie jaja robią. Moje nowe szaty..." Jego mina nie wskazywała na zadowolonego tym obrotem sprawy. Gdy zobaczył jak staruszka sprawnie sobie radzi, podwinął rękawy, westchnął ciężko i w milczeniu rozpoczął wspinaczkę. "Gdy już się wzbogacę na tej wyprawie, to zafunduje sobie kurtyzanę z najdroższego burdelu na całym świecie. Nawet królowie, cesarze będą mi zazdrościć."
- Ja wcale się nie bałem - powiedział do wszystkich, lecz jakby sam siebie chciał zapewnić. - Miałem wszystko pod kontrolą.
"Uff... Na szczęście zachowałem zimną krew. No, po krótkiej chwili." Jeszcze raz się upewnił, czy nikomu nic się nie stało i zaczął otrzepywać swoje ubranie, jakby było całe w kurzu.
- Może jednak wróćcie do miasta, wszyscy? - spytał elf. Jego głos był jednak obojętny.
Reszty słów nawet nie chciał słuchać, więc nie wiedział, czy Ell coś jeszcze mówił.
- Nie no. Jeśli trzeba będzie, to sam zabiję tego stwora - odparł Zerr, jakby uznał wypowiedź elfa za wyzwanie. - To dla mnie nie jest żaden kłopot.
"Sam nie wiem co mówię! Teraz uznają mnie za jakiegoś czarodzieja, który ma nierówno pod sufitem. Sam nie wiem czemu wpadłem w ten atak paniki. Wreszcie muszę się przespać, same drzemki sprawiają, że głupieję. No i jeszcze mniej tego zielska..."
Przez resztę drogi czarodziej nie odezwał się ani słowem. Wpadł w ponury nastrój. "Jak mogłem się tak ośmieszyć tym atakiem paniki!" Ścieżka robiła się coraz węższa, aż w końcu lepiej było iść gęsiego. Dla niego nie miało to żadnego znaczenia. I tak szedł na samym końcu. Doszło jeszcze do tego, że trzeba się wspinać. "Ja chędożę. Chyba sobie jaja robią. Moje nowe szaty..." Jego mina nie wskazywała na zadowolonego tym obrotem sprawy. Gdy zobaczył jak staruszka sprawnie sobie radzi, podwinął rękawy, westchnął ciężko i w milczeniu rozpoczął wspinaczkę. "Gdy już się wzbogacę na tej wyprawie, to zafunduje sobie kurtyzanę z najdroższego burdelu na całym świecie. Nawet królowie, cesarze będą mi zazdrościć."
- Safron
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 17
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Fellarianinka
- Profesje:
- Kontakt:
Dziewczyna z kontekstu zdania i całej sytuacji wywnioskowała, że to jest wyprawa na potwora. W końcu się dowiedziała. "Czyli to nie był niedźwiedź, tylko potwór.' Gardzi ona przemocą, ale ta bestia zabija innych, dlatego nie powiedziała innym o swoich poglądach.
Safron jako jedyna zaczęła rozważać propozycję powrotu do miasta. Argumentem za było bezpieczeństwo. Argumentami przeciw - to, że nie wie gdzie jest miasto i to, że musiałaby się wracać, bo szlak idzie w dwie strony. Zawsze może uciec w razie niebezpieczeństwa, ale to mało chwalebne.
Doszli do ściany. Safron umiała się wspinać, często chodziła z tatą na takie wyprawy. Zerknęła na myszkę (do tej pory nie wie, gdzie się schowała) i powiedziała jej, żeby się przez chwilkę nie ruszała. Zaczęła się wspinać rozmyślając jednocześnie o powrocie.
Safron jako jedyna zaczęła rozważać propozycję powrotu do miasta. Argumentem za było bezpieczeństwo. Argumentami przeciw - to, że nie wie gdzie jest miasto i to, że musiałaby się wracać, bo szlak idzie w dwie strony. Zawsze może uciec w razie niebezpieczeństwa, ale to mało chwalebne.
Doszli do ściany. Safron umiała się wspinać, często chodziła z tatą na takie wyprawy. Zerknęła na myszkę (do tej pory nie wie, gdzie się schowała) i powiedziała jej, żeby się przez chwilkę nie ruszała. Zaczęła się wspinać rozmyślając jednocześnie o powrocie.
- Ellishalith
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Lodowy elf
- Profesje:
- Kontakt:
Elli dość szybko wdrapał się na górę, ale nie ruszył od razu przed siebie. Spokojnie przystanął niedaleko, dając czas innym żeby do niego dołączyli i ewentualnie krótką chwilę odpoczęli. Nie pozwolił jednak na dłuższy odpoczynek, bo po chwili bez słowa ruszył dalej przed siebie. Tutaj nie było już żadnego szlaku, bowiem znaleźli się na skalnym rumowisku. Drzew tu prawie nie było, nie licząc karłowatych świerków i pomniejszych krzaków. Po wschodniej stronie górskie zbocze było jeszcze niezbyt strome, co rekompensowała przepaść po wschodniej stronie. Co dziwne, nie było tutaj śladów tamtego stwora. Może po prostu skały były zbyt twarde, nawet jak na jego rozmiary.
Słońce już prawie schowało się za górskimi szczytami, chociaż do zmierzchu było całkiem daleko. Za to zaczęło się robić wyraźnie chłodniej i mało przyjemnie. Co prawda wiatr trochę ucichł, ale wysokość na której się znajdowali robiła swoje. Elf zerknął po reszcie grupy i spokojnym tempem podążał dalej rumowiskiem. Gdzieś tutaj musiała znajdować się jaskinia trolla, albo ścieżka do niej prowadząca. Rozglądał się więc uważnie na boki, żeby nic nie przeoczyć. Niestety, nie spodziewał się po takim stworze ataku od tyłu.
Po około pół godzinie marszu wszyscy mogli mieć chwilowe wrażenie, jakby ziemia pod ich nogami się zatrzęsła. Elli'Shalith z początku to zignorował, myśląc, że to po prostu kawałek zbocza gdzieś się obruszył. Niestety, było zupełnie inaczej. Bo gdyby ktoś się obrócił i spojrzał w tył, dojrzałby wielki, włochaty, człekokształtny kontur, który znikąd wyrósł całkiem niedaleko nich. Włochata małpa wysokości dwupiętrowego budynku zaczęła biec w ich stronę. Nie był to sprint, ale biorąc pod uwagę, że każdym krokiem pokonywała ponad dziesięć metrów, zbliżała się w zatrważającym tempie. Nawet jak na trolla, był on całkiem sporych rozmiarów. Jego oczy wbite były w postać starej kobiety - chyba doszedł do wniosku, że ją najłatwiej będzie złapać, co zamierzał zrobić, gdy tylko będzie dość blisko.
Elli'Shalith zaklął całkiem nie po elficku, dobył topora i biegiem zawrócił. Wydawało się jednak, że nie zdąży na czas - bieganie po skalnym rumowisku nie należało do najprzyjemniejszych, a w dodatku za bardzo wysunął się do przodu i odstawał od reszty. A szczerze mówiąc, wątpił żeby ktoś z pozostałej trójki umiał cokolwiek zrobić.
- Pewnie zaraz zaczną uciekać... - mruknął sam do siebie, nie zatrzymując się.
Słońce już prawie schowało się za górskimi szczytami, chociaż do zmierzchu było całkiem daleko. Za to zaczęło się robić wyraźnie chłodniej i mało przyjemnie. Co prawda wiatr trochę ucichł, ale wysokość na której się znajdowali robiła swoje. Elf zerknął po reszcie grupy i spokojnym tempem podążał dalej rumowiskiem. Gdzieś tutaj musiała znajdować się jaskinia trolla, albo ścieżka do niej prowadząca. Rozglądał się więc uważnie na boki, żeby nic nie przeoczyć. Niestety, nie spodziewał się po takim stworze ataku od tyłu.
Po około pół godzinie marszu wszyscy mogli mieć chwilowe wrażenie, jakby ziemia pod ich nogami się zatrzęsła. Elli'Shalith z początku to zignorował, myśląc, że to po prostu kawałek zbocza gdzieś się obruszył. Niestety, było zupełnie inaczej. Bo gdyby ktoś się obrócił i spojrzał w tył, dojrzałby wielki, włochaty, człekokształtny kontur, który znikąd wyrósł całkiem niedaleko nich. Włochata małpa wysokości dwupiętrowego budynku zaczęła biec w ich stronę. Nie był to sprint, ale biorąc pod uwagę, że każdym krokiem pokonywała ponad dziesięć metrów, zbliżała się w zatrważającym tempie. Nawet jak na trolla, był on całkiem sporych rozmiarów. Jego oczy wbite były w postać starej kobiety - chyba doszedł do wniosku, że ją najłatwiej będzie złapać, co zamierzał zrobić, gdy tylko będzie dość blisko.
Elli'Shalith zaklął całkiem nie po elficku, dobył topora i biegiem zawrócił. Wydawało się jednak, że nie zdąży na czas - bieganie po skalnym rumowisku nie należało do najprzyjemniejszych, a w dodatku za bardzo wysunął się do przodu i odstawał od reszty. A szczerze mówiąc, wątpił żeby ktoś z pozostałej trójki umiał cokolwiek zrobić.
- Pewnie zaraz zaczną uciekać... - mruknął sam do siebie, nie zatrzymując się.
Będąc na skalnej półce, Tanya spojrzała na dół. Widać nikt nie zawrócił do miasta. Zaczęła ponownie piąć się. Teraz już nabrała wprawy i znalazła się u szczytu. Spojrzała na elfa, ten zaś chwilę czekał na innych. W jednej chwili obrócił się i poszedł przed siebie. Tanya wstała z ziemi i zrównała z nim krok. Obserwowała go uważnie, rozglądał się szukając - jak się domyślała - jaskini trolla. Zrobiła to samo.
Minęło pół godziny, lecz ona sama niczego nie dojrzała. Nie umiała tropić. Gdy ziemia się zatrzęsła, spojrzała na elfa pytającym wzrokiem. Tanya ani się obejrzała, jak elf biegiem zawrócił. Automatycznie się obróciła. Widząc co się do nich zbliża, dobyła miecza. Włochata małpa biegła na starszą panią. "Inaczej sobie trolla wyobrażałam." Spojrzała po innych i coś wpadło jej do głowy. Schowała miecz. Zdjęła łuk i wyciągnęła z kołczanu jedną strzałę. Nałożyła ją na cięciwę i czekała, właściwie sama nie wiedziała na co.
Minęło pół godziny, lecz ona sama niczego nie dojrzała. Nie umiała tropić. Gdy ziemia się zatrzęsła, spojrzała na elfa pytającym wzrokiem. Tanya ani się obejrzała, jak elf biegiem zawrócił. Automatycznie się obróciła. Widząc co się do nich zbliża, dobyła miecza. Włochata małpa biegła na starszą panią. "Inaczej sobie trolla wyobrażałam." Spojrzała po innych i coś wpadło jej do głowy. Schowała miecz. Zdjęła łuk i wyciągnęła z kołczanu jedną strzałę. Nałożyła ją na cięciwę i czekała, właściwie sama nie wiedziała na co.
Kto zanurkuje, kiedy jestem na dole?
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
Wspinaczka była męcząca. Dlatego, gdy tylko znaleźli się na szczycie ściany skalnej, kobieta zaczęła szukać sobie jakiegoś podparcia. W czasie gdy reszta wypatrywała kryjówki trolla, ona szukała odpowiedniej laski. Drzew było mało, ale nawet na rumowisku co jakiś czas ukazują się połamane gałęzie, szczególnie, gdy w okolicy grasuje jakiś potwór. Starsza pani co chwila wymieniała jedną gałąź na inną, bardziej poręczną.
Gdy tylko przystanęli, staruszka dojrzała najlepszego kandydata na podpórkę. Kij był poskręcany i wydawał być się wyjątkowo stary, jednak nie był spróchniały, a miał dobre, jak dla niskiej kobiety, rozmiary.
Starsza pani nie zdawała sobie sprawy z grożącego jej niebezpieczeństwa, stwór był poza zasięgiem jej wzroku. Spojrzała w stronę, w którą patrzyli pozostali z, jak zwykle, kamienną twarzą. Jednak, gdy wyczuła napięcie w pozostałych towarzyszach, z niepokojem zerkających na nią, kazała odsunąć się od siebie chłopcu i czekała na nadchodzącego potwora. Ten się zbliżał, a ona nadal nie mogła go dostrzec.
Chłopiec widząc potwora oraz rozumiejąc sytuację swojej opiekunki, zaczął rozglądać się za jakimś odpowiednim kamieniem.
Gdy tylko przystanęli, staruszka dojrzała najlepszego kandydata na podpórkę. Kij był poskręcany i wydawał być się wyjątkowo stary, jednak nie był spróchniały, a miał dobre, jak dla niskiej kobiety, rozmiary.
Starsza pani nie zdawała sobie sprawy z grożącego jej niebezpieczeństwa, stwór był poza zasięgiem jej wzroku. Spojrzała w stronę, w którą patrzyli pozostali z, jak zwykle, kamienną twarzą. Jednak, gdy wyczuła napięcie w pozostałych towarzyszach, z niepokojem zerkających na nią, kazała odsunąć się od siebie chłopcu i czekała na nadchodzącego potwora. Ten się zbliżał, a ona nadal nie mogła go dostrzec.
Chłopiec widząc potwora oraz rozumiejąc sytuację swojej opiekunki, zaczął rozglądać się za jakimś odpowiednim kamieniem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości