Re: [Opuszczona, nawiedzona rezydencja] Niespodziewane wspar
: Czw Sie 11, 2011 12:03 am
Aithne na chwilę znieruchomiała, sparaliżowana strachem o Larkina. Dopiero po kilku sekundach, częściowo wyrwana z odrętwienia przez krzyk przyjaciółki, wyszczerzyła groźnie zęby i zacisnęła dłoń na rękojeści miecza, zastanawiając się, co może zrobić. Musiała go odciągnąć od przyjaciela, to na pewno, ale jak? Nie sądziła, by Ashar'carre zanadto pomógł, ta bestia wyglądała na jeszcze odporniejszą od tamtego gorylopodobnego.
- HEJ, KUPO MIĘSA! - krzyknęła i podskoczyła, wymachując rękoma.
Zero reakcji. Jakby jej nie było, jakby istniał tylko Larkin.
- HEJ! - powtórzyła, podniosła jakiś słoik i rzuciła nim w łeb istoty.
Choć szkło się rozbiło, a zawartość naczynia wylała, to bestia nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi. To naprawdę rozsierdziło Aithne.
- Mnie. Się. Nie. Ignoruje - wycedziła przez zęby, gwałtownym szarpnięciem wcisnęła Ashar'carrego z powrotem do osłonki przy pasie i ruszyła biegiem do potwora.
Po drodze na opuszkach jej palców zatańczyła czarna mgła, między dłońmi przeskoczyły dziwne iskry, jakby obłok się elektryzował, a potem odbiła się bez wahania od posadzki i skoczyła na grzbiet istoty, lądując na jej plecach. To było jedno z głupszych posunięć dziewczyny w ciągu jej całego życia, ale niespecjalnie się tym przejęła.
- Parzy - syknęła, starając się ustawić tak, by cielska dotykać tylko podeszwami butów.
Zaraz chwyciła łeb bestii, by się przytrzymać, i pospiesznie odnalazła jej oczy, wbijając w nie pokryte zaklęciami palce. Czując opór, warknęła pod nosem i mocniej naparła, aż wreszcie paznokcie przebiły ślepia i poczuła, jak jej ręce zalewa coś gorącego.
- Żryj to - parsknęła, jednak jej słowa zostały częściowo zagłuszone przez wściekły ryk potwora.
Zamachał łapskami, próbując do niej sięgnąć, jednak przed pierwszym atakiem sprawnie się uchyliła.
- Larkin, pchnij go do An! - wrzasnęła, żeby na pewno ją było słychać.
Aithne bardzo lubiła niekonwencjonalne metody eliminacji wrogów.
- HEJ, KUPO MIĘSA! - krzyknęła i podskoczyła, wymachując rękoma.
Zero reakcji. Jakby jej nie było, jakby istniał tylko Larkin.
- HEJ! - powtórzyła, podniosła jakiś słoik i rzuciła nim w łeb istoty.
Choć szkło się rozbiło, a zawartość naczynia wylała, to bestia nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi. To naprawdę rozsierdziło Aithne.
- Mnie. Się. Nie. Ignoruje - wycedziła przez zęby, gwałtownym szarpnięciem wcisnęła Ashar'carrego z powrotem do osłonki przy pasie i ruszyła biegiem do potwora.
Po drodze na opuszkach jej palców zatańczyła czarna mgła, między dłońmi przeskoczyły dziwne iskry, jakby obłok się elektryzował, a potem odbiła się bez wahania od posadzki i skoczyła na grzbiet istoty, lądując na jej plecach. To było jedno z głupszych posunięć dziewczyny w ciągu jej całego życia, ale niespecjalnie się tym przejęła.
- Parzy - syknęła, starając się ustawić tak, by cielska dotykać tylko podeszwami butów.
Zaraz chwyciła łeb bestii, by się przytrzymać, i pospiesznie odnalazła jej oczy, wbijając w nie pokryte zaklęciami palce. Czując opór, warknęła pod nosem i mocniej naparła, aż wreszcie paznokcie przebiły ślepia i poczuła, jak jej ręce zalewa coś gorącego.
- Żryj to - parsknęła, jednak jej słowa zostały częściowo zagłuszone przez wściekły ryk potwora.
Zamachał łapskami, próbując do niej sięgnąć, jednak przed pierwszym atakiem sprawnie się uchyliła.
- Larkin, pchnij go do An! - wrzasnęła, żeby na pewno ją było słychać.
Aithne bardzo lubiła niekonwencjonalne metody eliminacji wrogów.