Mauria[Serce miasta umarłych] Ciemne interesy

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

- Komplikacje, komplikacje, komplikacje… – Gardenia odruchowo potarła bokiem kciuka brew, co zwykła robić, kiedy się nad czymś zastanawiała. Topielica, po którą przysłał ją Megdar, była martwa, co akurat nie było takie niezwykłe. Dziwne było natomiast to, że dziewczyna zemdlała. Martwi nie mdleli. Zazwyczaj. Całkiem możliwe, że organizm Aishele funkcjonował na trochę innych, znanych jedynie arcyliczowi, zasadach. Ostatecznie to jego moc napędzała jej siły witalne. Nie czas jednak było się nad tym zastanawiać. Teraz, kiedy zlokalizowała cel, maie musiała jak najszybciej i możliwie niepostrzeżenie opuścić pałac. Jej obecność mogła zostać wykryta przez ochronę w każdej chwili, a wtedy proces zawiązywania umowy z władzami Maurii mógłby się…
- Skomplikować.
Służka licza musiała jej wyjaśnić parę rzeczy, ale nie w tym miejscu. Tu nie było bezpiecznie. Gwizdnęła cicho na kruka i krótkim ruchem głowy kazała mu udać się w głąb korytarza na zwiad. Oparła nieprzytomną o ścianę. W tym samym czasie po jej prawej zamajaczyło coś czerwonego i zwiewnego. Niewielka, zakapturzona postać z bardzo zaciętą miną i oczami skrytymi w cieniu. Brwi magini powędrowały w górę ze zdziwienia. Duch. Nie, nie duch. Zjawa. Stęknęła wewnętrznie. Jakie jeszcze dziwne osobistości zaprasza wampirzyca Ariszia na swoje libacje?

- Kimś, kogo tu nigdy nie było, zjawo. Wracaj do sali balowej - odpowiedziała na pytanie Rouge, po czym skoncentrowała się na obmyślaniu drogi wyjścia z dworu. Zamknęła oczy i uspokoiła oddech. Skupiła całą uwagę na obrazie, który oglądała nie tak dawno na ulicach Maurii. Na kolorze, kształcie i fakturze. Na każdym detalu i każdym szczególe. Otworzyła powieki. Podniosła dłoń na wysokość oczu. Skóra ręki zaczęła nabierać bladoniebieskiej barwy. Jej twarz zrobiła się bardziej okrągła, a kości policzkowe mniej wyraźne. Włosy były teraz kruczoczarne i sięgały do ramion. Oczy błyszczały nienaturalną czerwienią. Czegoś jednak brakowało.
- No tak.
Gardenia wyszczerzyła zęby i po kolei dotknęła opuszkami palców każdego z kłów. Wyostrzyły się wydatnie i wydłużyły.
- Waaa-mpir. - Zaśmiała się pod nosem. – Prawie jak żywy.
O ile nikt nie wpadnie na pomysł, by mierzyć jej tętno, powinna móc przejść do bramy wyjściowej bez wzbudzania czyichkolwiek podejrzeń. Pozostała sprawa małej topielicy. Wbiła jeden z zaostrzonych kłów w swoją rękę i płytko przecięła skórę. Swoją krwią ubabrała szyję, przegub i zgięcie łokcia służki, po czym zarzuciła ją na ramię jak worek kartofli i ruszyła korytarzem. Gdy tylko niewielka rana się zasklepiła, kamuflaż był zakończony. Jak każdy dobrze wychowany wampir zabierała puste naczynia po napitce ze sobą. Nie mogła przecież pozwolić, by ludzie się potykali, prawda?
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Rouge
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rouge »

Rouge nie mogła uwierzyć. Jakaś przybłęda bez aury mówiła jej co ma robić? Czy to był jakaś kpina? Zjawa już otworzyła usta, by wyszeptać wiązankę przekleństw, ale spomiędzy jej bladych warg nie zdążył się wydobyć żaden dźwięk. Nieznajoma zaczęła się przemieniać, a Rouge mogła się tylko temu przyglądać z wciąż nie zamkniętymi ustami. Po chwili tamta zabrała dziewczynę, która wcześniej z impetem wybiegła z pokoju. Czerwony Kapturek znowu został sam.

Rouge nie chciała gonić tej, która potrafiła zmieniać postać. Nie chciała też wracać do tamtego przeklętego pokoju. O dołączeniu do balu krwiopijców nawet nie pomyślała. Zdawało się, że nie miała już czego szukać w wampirzym dworku. Nie była zresztą pewna, czy kiedykolwiek miała. Od początku nie było tu śladów Wilka, a tylko i wyłącznie on był jej celem. Celem ostatecznym. Potem mogła odejść w spokoju. Taką przynajmniej miała nadzieję. Ale first things first, jak to mawiał ktoś, kogo znała dawno temu. Najpierw musiała wydostać się z posiadłości. Podobnie, jak z dostaniem się do środka, nie doświadczyła przy tym żadnych kłopotów.

Na ulicach Maurii było już ciemno, nikt się prawie nie kręcił, jedynie jacyś bezdomni oberwańcy wychylali się czasem z brudnych zaułków, tylko po to, by wrócić do swoich parszywych nor po zobaczeniu zjawy. Rouge robiło się niedobrze na ich widok, albo przynajmniej tak by było, gdyby miała ciało. Postanowiła niezwłocznie opuścić to plugawe miejsce. Już i tak za długo tu zwlekała. Miasto z Mrocznych Dolin opuszczała z poczuciem niesmaku, ale też z pewną ulgą.
Don't let the wolf into your bed
He'll take your soul and eat your head...
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Demon był w szoku po reakcji Aishele, więc zareagował dopiero po dłuższej chwili. Nie mógł opuścić nieumarłej, w końcu za wiele mógł zyskać na tej znajomości. Postanowił ją znaleźć i pomóc jak tylko mógł, niezwłocznie wybiegł na korytarz i rozejrzał się. Jakaś kobieta niosła jego towarzyszkę, ruszył szybko za nią. Nie zamierzał pozwolić traktować topielicy jak jakiegoś worka. W końcu... No cóż, może ją nawet polubił? Zadziwiające, w końcu to podrzędna istota, ale przynajmniej z charakterem.

- Ej ty! Zostaw tę małą! - Był zły i wyraźnie było to słychać w jego głosie. Kim w ogóle była ta baba, żeby zgarniać z korytarza nieznajomych i traktować jak przedmioty?

Zbliżył się już na dostateczną odległość, by wyczuć aurę kobiety, co ciekawe nie posiadała jej, a raczej jakoś tłumiła. Musiała więc znać magię, bądź posiadać magiczny przedmiot, nie wolno jej lekceważyć. Przygotował się psychicznie na ewentualną walkę, choć wolałby jej uniknąć. Najlepiej byłoby ją przekonać do oddania Aishele, ale nie był pewny czy się uda. dla wzmocnienia efektu otoczył się silną aurą siły i władzy. Był dostatecznie blisko, by nie musieć już podnosić głosu, odezwał się więc ponownie, tak jakby mówił do prostego służącego w rodzinnym zamku.
- Topielica jest ze mną, masz ją odnieść do ofiarowanego nam przez panią Velmeron pokoju, zrozumiałaś?
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

- A bodaj by to wciórności!
Maie zmarszczyła brwi, wydęła lekko dolną wargę i spojrzała na człowieka z wyraźną dezaprobatą. I znowu ktoś stawał jej na drodze, komplikował sytuację i odwlekał moment dokończenia zadania. W przeciwieństwie jednak do mijanej niedawno zjawy, czarnowłosy odnosił się do niej z wyraźną wrogością i był gotowy do walki, by tylko postawić na swoim. Nie to jednak było najciekawsze. Jeśli to co mówił ten człowiek było prawdą, on i topielica podróżowali razem i dzielili wspólny pokój. Gardenia westchnęła. Nie dziwota, że tak zawzięcie i energicznie stawał w jej obronie. Z twarzy magini znikły oznaki gniewu, zastąpione przez szeroki, zawadiacki uśmiech.
- Jeśli dobrze zrozumiałam, jesteś przyjacielem Aishele? – Poprawiła ułożenie służki na ramieniu, które od ciężaru zaczynało powoli cierpnąć. – Więc pewnie zdążyła ci powiedzieć dla kogo pracuje i jakie spotkają ją konsekwencje, jeśli nie uda jej się wywiązać z powierzonych obowiązków? – Zamilkła na chwilę, dając butnemu wojownikowi czas na przetrawienie tych informacji, po czym kontynuowała. - Pracuję dla tej samej osoby i muszę porozmawiać z Aishele na temat jej misji w Maurii tak szybko jak to możliwe. Zapewniam cię, że kiedy się obudzi i stwierdzi, że przez ciebie nie mogła odbyć tego spotkania, nie będzie zadowolona. A teraz… – pochyliła się w stronę rozmówcy - …może wskazałbyś mi drogę do waszego pokoju i zaczekał na zewnątrz?
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Słowa kobiety o jej mocodawcy nie zrobiły na demonie większego wrażenia, sporo już wiedział na temat misji Aishele, jak również toczących się wokół tego wydarzeń, skinął więc tylko lekko głową, dając do zrozumienia, że wie o czym mówi nieznajoma. "Skoro ona również pracuje dla tego licza, jak mu tam było? Ahh, tak: Medgar. Chyba można ją obdarzyć ograniczonym zaufaniem." Nemorianin rozluźnił się trochę, obserwując jednak bacznie kobietę, jego głos stał się dużo uprzejmiejszy.
- Tak, można powiedzieć, że jestem przyjacielem naszej wspólnej znajomej i chętnie zaprowadzę cię do naszego pokoju, lecz co do pozostania na zewnątrz... - zamilkł na chwilę, jakby się zastanawiał. - Wolałbym jednak być przy waszej rozmowie, możliwe, że będę w stanie co nieco uzupełnić słowa Aishele, dotyczące jej spotkania z panią Arishią. Dodatkowo, będąc za drzwiami, nie mam pewności, że nie uciekniesz z moją towarzyszką, gdy tylko znikniesz mi z oczu. To jak będzie, nieznajoma? - położył nacisk na ostatnie słowo.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Maie wysłuchała mężczyznę do końca. Przed oczami przemknął jej groteskowy obraz, jak biega między piętrami dworu wymachując nieprzytomną topielicą nad głową, a za nią goni rozgniewany czarnowłosy. Zaśmiała się krótko i swobodnie, zaraz jednak ucichła, gdy jej wydłużone, zaostrzone kły wbiły się w język.
- Mów mi Gardenia. Zapewniam cię, że nigdzie nie zamierzam z nią uciekać. Potrzebowałam po prostu znaleźć spokojne miejsce, gdzie można zamienić kilka słów bez narażania się na podsłuchanie przez pałacowych gości. Ten korytarz się do tego nie nadawał. Jeżeli chodzi o udział w rozmowie… - Machnęła ręką. – Rób jak uważasz. Ja chcę tylko doprowadzić sprawę do końca. – Nie wspominając o tym, że im dłużej tu stała, tym bardziej narażała się na zrewidowanie przez pałacowe straże. Ostrożnie podniosła służkę do góry, a następnie podała ją człowiekowi. – Byłbyś tak miły i przejął ją ode mnie? Ręka mi zdrętwiała.
- Jest cięższa niż wygląda. – Magini rozmasowała ramię, po czym gwizdnięciem przywołała do siebie nieumarłego kruka.
- Zatem ruszajmy, przyjacielu Aishele. Ty prowadzisz.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Wziął nieumarłą z rąk Gardenii, po czym odwrócił się i ruszył korytarzem w stronę ich pokoju. Gdy już się w nim znaleźli, rozejrzał się za poprzednim, niespodziewanym gościem: Koi, lecz ta widocznie wycieńczona zasnęła. Ostrożnie posadził Aishele na fotelu, do którego wcześniej przybijał ptaka, sam zaś zajął miejsce obok niej. Ręką wskazał nowej znajomej miejsce po drugiej stronie topielicy.

- Na początek miło cię poznać, pani Gardenio, mów mi Akkarin. Wybacz mi moje wcześniejsze zachowanie, lecz nie lubię gdy ktoś porywa mi towarzyszy podróży. Zapewne chciałaś się, pani, dowiedzieć, jak poszło Aishele poselstwo? Pomogę ile będę w stanie, nie licz proszę jednak na zbyt wiele. - Splótł palce u dłoni i oparł na nich głowę, intensywnie wpatrując się w swoją rozmówczynię.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Pomieszczenie urządzone było oszczędnie, ale w wysokim standardzie. Już na progu przywitało ją miarowe tykanie starego, zdobionego zegara. Ku zaskoczeniu Gardenii na jednym ze stojących tu łóżek leżała niewielka, dość chudo wyglądająca dziewczyna, o której Akkarin wcześniej nie wspomniał. Czyżby kolejny towarzysz podróży? Maie usiadła wygodnie we wskazanym fotelu i przez chwilę badała dochodzące od śpiącej ślady aury. Silna, zła, mało stabilna energia, wywołująca wyraźne uczucie zagrożenia. Zaczęła się zastanawiać jak to możliwe, że tak niecodzienna moc mieści się w tak kruchym naczyniu i na ile dziewczyna jest w stanie ją bezpiecznie kontrolować. Porzuciła jednak ten temat rozmyślań. Ostatecznie to właściciele komnaty decydują o tym, kogo wpuszczają do środka, a Gardenia nie planowała zostawać tu tak długo, by się przekonać czym to się skończy. Przeniosła uwagę na intensywnie przypatrującego jej się człowieka. Mimo bardziej życzliwej postawy wciąż jej nie ufał. Prawidłowo.
- Ja również przepraszam za zamieszanie, Akkarinie, jednocześnie zapewniam, że robiłam tylko to co konieczne. Ani więcej, ani mniej.
Nieumarły kruk magini zatoczył kilka kółek pod sufitem, badając nowe otoczenie, po czym obniżył lot i przysiadł na oparciu fotela topielicy, tuż obok luźno zwisającej ręki nieprzytomnej. Podniósł szpon do łebka i podrapał się w swędzące oko.
- Mam dwie nie cierpiące zwłoki sprawy. Pierwsza to, jak wspomniałeś, informacje o postępach w negocjacjach z władzami Maurii. Chciałabym się dowiedzieć jak ta sytuacja wygląda na chwile obecną. Co się zaś tyczy sprawy drugiej… - przerwała na chwilę zbierając myśli. Oparła się wygodnie i złożyła wyprostowane palce obu dłoni, formując z nich piramidkę. – Do Doliny Śmierci dotarły niepokojące sygnały sugerujące, że ktoś próbuje sabotować tę misję. Niedługo potem całkowicie urwał się kontakt z krukiem, który został przydzielony Aishele. Jak ci pewnie wiadomo, jest on pośrednikiem między twoją towarzyszka a jej zwierzchnikiem, i co za tym idzie, musi być obecny przy wszystkich podejmowanych przez nią działaniach. Wiesz może, gdzie on się teraz znajduje?
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Deszcz białych płatków ani myślał zanikać w strasznym bezruchu wodnej toni, jak to zazwyczaj się działo, lecz z czasem nasilał się jeszcze. Z każdym powolnym uderzeniem serca wzrastał też chłód. Śnieg sypał i sypał.

Las był zupełnie biały i zupełnie cichy. Po niebie krążyło stado kruków, lecz także bezgłośnie. Wysokie sosny, skryte pod białymi czapami, wydawały się o wiele bardziej masywne niż powinny... Powoli zmieniały się w leśne monstra. Drzewa-potwory wyciągały łapy w stronę drobnej istotki, która dreptała drogą, z wysiłkiem brnąc przez zaspy. Jej ubranko czerwieniło się wśród bieli śniegu jak spływająca powoli kropelka krwi.

Nagle zapachniało ohydnie mokrą sierścią. Cuchnące, spocone zwierzę! Później wszystko potoczyło się bardzo, bardzo prędko i kropla krwi wśród śniegu znieruchomiała. A Aishele patrzyła jednocześnie z boku i jej oczami. I czuła z daleka - a zarazem gdzieś w sobie - jej ból i lęk. Jego żądzę i głód. Jej bezradność. Słony smak krwi w ustach - jej czy jego? Wszystko się pomieszało, co za koszmarny sen! Jednocześnie przecież to nie była ona i mogła uciec. Wiedziała, jak uciec i już nie musieć na to patrzeć.

Aishele, która we śnie nie była żadną topielicą (jeszcze, już, a może nigdy), zdrętwiałą ze strachu dłonią wydobyła spod sukni perłowy naszyjnik. Skrupulatnie policzyła paciorki, przesuwając je między palcami jak robią to modlący się mnisi. Jeden po drugim, jeden po drugim... Liczyła z coraz większym spokojem. Sto trzynaście, jak zawsze. Kiedy to sobie uświadomiła, poczuła ulgę i powracające poczucie kontroli. Zamknęła oczy - takie żywe i ładne - a ta straszna, niepojęta scena zastygła w bezruchu, aby cicho i płynnie przemienić się w jednej chwili w obraz rodzinnego domu.

Biel śniegu stała się ciepłą bielą obrusa. Odór Wilka - znajomym zapachem domowego, przyjaznego psa, kładącego głowę na kolanach swojej małej pani. Agonalny krzyk, po uważniejszym wysłuchaniu, okazał się jedynie głosem wołającej na kolację matki. Ostatnia zniknęła krew, przedzierzgając się w jasnoczerwony dywan. Miękki. Bezpieczny.

A potem wybuch!

Coś się wdarło do jej bezpiecznego, znajomego snu i cała konstrukcja runęła niczym domek z kart, układany niejednokrotnie dla krotochwili z siostrą w leniwe wieczory.
Huk płomieni, żar, gorący wiatr owiewający twarz i palący skórę.
Zaraz, znała to chyba. Jawa czy sen? Sudżahid? Obłąkany Czerwony Król, śledził ją i wreszcie dopadł, żeby zniszczyć?
Nie, płomienna emanacja była inna, niż przy poprzednim spotkaniu. Pokrewna, lecz jakby... silniejsza. I mniej było w niej dzikości, szaleństwa, wściekłości i pasji, a więcej ciemnych, jak dotąd cichych nut, więcej smug cienia, cienkich macek śmierci splecionych jak gdyby z jęzorami ognia, choć przyćmiewanych jeszcze na razie przez żywy płomień.
Domek z kart, strzaskany przez wybuch, rozleciał się na wszystkie strony, a karta z Czerwoną Królową została na stole i zajęła się ogniem. Królowa Płomieni. Nie śniła o niej jeszcze.


Przebudziło ją tykanie zegara, które nagle stało się nieznośnie rytmiczne wśród trzasku ognia.

Topielica otworzyła oczy - znów martwe i zgaszone - i rozejrzała się niepewnie. Znów była w pokoju w dworze pani Ariszii, bezwładnie półleżała na fotelu. Koło jej dłoni podskakiwał kruk.
Spłoszony, jeszcze trochę senny wzrok nieumarłej napotkał nieznajomą twarz. Wsłuchała się w narzucający się jej odgłos aury kobiety - potężny ryk grzmotów i huk płomieni, mogących strawić cały świat.

- To ty? - zapytała nieprzytomnie, unosząc się w fotelu i przypatrując Gardenii. - To znaczy, kto ty...?
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Demon już miał odpowiedzieć kobiecie, jednak gdy tylko usłyszał, że topielica się obudziła, uśmiechnął się w duchu, niech ona odpowiada za wydzielanie informacji o ich misji obcym kobietom bez aury. Zadziwiające jak nagle uznał zadanie za również swoje. Skarcił się szybko w myślach za zbytnie zaangażowanie w sprawę, w końcu to tylko interes.
- Ta kobieta to niejaka pani Gardenia. Twierdzi, że przysyła ją Licz, chce wiedzieć jak idą postępy w negocjacjach, jak również martwi się o twojego kruka. Podobno przez pewien czas stracił on kontakt ze swoim stwórcą. - Umilkł na chwilę, jakby się zastanawiając, po to by po chwili wstać z fotela i spokojnym krokiem okrążyć ten, na którym siedziała nieumarła. Stanął za nim, opierając lekko dłonie na ramionach topielicy i przyglądając się ich rozmówczyni, równie uważnie co przed chwilą. - Skoro już nasza droga Aishele się obudziła, to niech ona podejmie decyzję, czy można ci, pani, przekazać jakąkolwiek wiedzę o naszych poczynaniach. Niezależnie czy ci zaufa, czy też nie, ja w pełni poprę jej decyzję.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Przestała się bawić swoim sygnetem z kości strzygi i założyła go z powrotem na palec. Akkarin nadal patrzył nią wilkiem, tak przed tym, jak i po tym, gdy Aishele odzyskała przytomność. Kiedy topielica tylko otwarła oczy, czarnowłosy podniósł się ze swojego fotela i ustawił dokładnie za jej plecami.
- Jaki uroczy gest ochronny – pomyślała maie z uśmiechem.
Splotła ręce nad głową, przeciągnęła się lekko i wzięła głębszy oddech. Westchnęła.
- Jak wspomniał twój towarzysz, nazywam się Gardenia i zostałam tu przysłana przez Megdara jako wsparcie. – Popatrzyła na nie do końca jeszcze obudzoną topielicę. – Przez jakiś czas byłaś nieprzytomna, mam nadzieję, że już czujesz się lepiej. Czy możesz mi teraz opowiedzieć o przebiegu twojej misji, czy potrzebujesz jeszcze odpoczynku?
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Nie potrzebuję! - prychnęła nieumarła do Gardenii, butną postawą próbując zamaskować niepewność. Gdzieś w głębi znów struchlała na myśl, że Megdar jest niezadowolony, że ona sama już nie jest potrzebna i że ta kobieta zaraz zrobi jej coś strasznego. Może urwie jej głowę albo po prostu zamieni w proch i pył? Nie, nie, Aishele nie zamierzała dać sobie wyrwać tej okruszyny życia, którą dostała od licza, i przestać istnieć już na zawsze.

Dziewczyna zdecydowanym ruchem wstała z fotela i stanęła nad Gardenią z rękami opartymi na biodrach. Zanim cokolwiek powiedziała, odwróciła jeszcze się przez ramię do Akkarina.
- Nie stój za mną! - krzyknęła do niego trochę głośniej i gwałtowniej, niż wypadało, ale to był odruch; czuła się zagrożona, kiedy ktoś tak sobie nagle stawał za jej plecami. Nawet, jeśli miał dobre chęci, to ona go o nie nie posądzała. Miała wrażenie zaszczucia.

- Proszę pani, ja już wszystko mówię - rzekła lekko drżącym głosem topielica, nachylając się nad wysłanniczką Megdara tak, że nad twarzą tamtej zakołysał się jej perłowy naszyjnik i parę czarnych, mokrych, pachnących jeziorem kosmyków. - Doszłam tutaj przez bagna, to nie była łatwa droga. Przyczepił się do mnie jakiś straszliwy, ognisty demon, chciał mnie spalić i z trudem mu umknęłam! Potem w karczmie spotkałam jakąś kobietę, która obiecała skontaktować mnie następnego dnia z pewnym nekromantą, co miało zwiększyć szanse powodzenia tej całej misji. Bardzo się ucieszyłam, ale okazało się, że ta głupia baba mnie okłamała i wystawiła do wiatru! Strasznie, strasznie długo na nią czekałam, dlatego to wszystko tyle trwało... - Aishele skrzywiła się ze złością, a jej wyraz twarzy miał sugerować, że przecież to nie jej wina. - W końcu musiałam przyjść tu sama... Znaczy z nim - wskazała na demona palcem, choć wiadomo, że to niegrzeczne - bo obiecał, że mi pomoże. Dostać się do tego upiornego dworu wampirów też nie było łatwo! Wszyscy kłody pod nogi rzucają, wszyscy! No i w końcu rozmawiałam z panią Ariszią, ale ona kazała czekać do jutra na odpowiedź, no to czekamy. Tutaj. Nawet na bal nie pozwoliła przyjść.

Topielica na chwilę umilkła, żeby złapać oddech. Wyprostowała się, cofnęła pół kroku, owinęła szczelniej szalem i znów uniosła wzrok na Nemorianina.

Tykanie zegara doprowadzało ją do szaleństwa. Znów zaczęła gadać, żeby tylko je zagłuszyć.

- Aaa... a co do kruka... - Aishele dopiero po kilku chwilach zdała sobie sprawę, że ten skaczący po oparciu jej fotela to jakiś inny. Podobny, ale nie ten sam, bez wątpienia. - To on, to wszystko on! - zawyła z desperacją. Nietrudno zgadnąć, kogo miała na myśli: Akkarina oczywiście. - "Pani Gardenia martwi się o twojego kruka", haha! To on dziabnął go nożem, to nie ja! Naprawdę, to on! A wcześniej chciał go zjeść! Gdzie, gdzie on teraz jest?! Zepsułeś go?!

Czarnowłosa z obłędem w oczach zlustrowała cały pokój. Gardenia wyciągnięta wygodnie na jednym fotelu, Nemorianin oparty o drugi, Koi śpiąca gdzieś na łóżku, obce ptaszysko dłubiące sobie szponem w oku. Mosiężne wahadło, błyskające miarowo w mroku...

Wreszcie dostrzegła czarne pióra na podłodze, pod stolikiem. Doskoczyła tam momentalnie i wydobyła swojego ptasiego stróża, jednocześnie ściągając przez przypadek ze stołu koronkową serwetę. O mały włos się w nią nie zaplątała.

- Nic ci nie jest? - zapytała, unosząc nieumarłe zwierzątko i potrząsając nim z lekka. - Proszę pani, to on, to on wszystko! To Ak-harin go skaleczył, ja nie chciałam...!

Nieumarła nie wspomniała jakoś o tym, co się stało, ZANIM Nemorianin unieszkodliwił kruka przy pomocy noża. Jakoś musiało jej to wylecieć z głowy i powtarzała teraz w kółko "to on, to on, to jego wina", przekonana święcie o słuszności swoich słów.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Akkarin cofnął się przerażony zachowaniem topielicy. Nie mógł uwierzyć, że próbuje go wydać, po tym jak pomógł jej dostać się do Dworu. Jeśli ta nieznajoma domyśli się co się stało krukowi, demon wiedział, że będzie miał tylko kłopoty. Musiał działać szybko, bo inaczej będzie musiał równie prędko uciekać.

Nemorianin odetchnął głęboko, nie powinien poddawać się emocjom, musiał być spokojny, żeby jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Odezwał się głosem bez cienia zdenerwowania:
- Przyznaję, że to ja raniłem tego ptaka, musisz jednak wiedzieć, pani, że chwilę wcześniej oszalał. Zachowywał się jakby coś w niego wstąpiło, latał po całym pokoju uderzając o wszystko co tylko stanęło na trasie jego lotu. Uznałem, że należy go przytrzymać i uspokoić, nie byłem jednak w stanie go utrzymać i z tego też powodu musiałem użyć ostrza. Co interesujące, po chwili oklapł, utraciwszy jakby wszystkie siły.

Ponownie wrócił na swoje miejsce, skoro Aishele nie chciała, by za nią stał, równie dobrze mógł znowu siedzieć. Nie był pewny, czy Gardenia nie domyśli się co naprawdę osłabiło ptaszysko, postanowił więc mieć gotowy plan ucieczki. Był on zadziwiająco prosty, więc demon liczył, że na pewno się powiedzie. W końcu nie raz już z niego korzystał, więc i tym razem zadziała idealnie.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Treść całej tej przemowy demona najwyraźniej nie dotarła zupełnie do topielicy. Histeryczny, wysoki śmiech zagłuszył ostatnie dwa słowa Nemorianina.

- A oklapł, oklapł! Jakby tobie nóż między żebra wrazić, to też byś oklapł, ani chybi! - zawołała oskarżycielsko mała nieumarła. Ze łzami w bladych oczach potrząsała dalej ciałkiem kruka, chodząc w kółko po pokoju i mamrocząc coś po cichutku.

Wreszcie stanęła znów nad Gardenią, w tej samej pozycji co poprzednio, i znów odezwała się do niej, choć tym razem zupełnie zmienionym głosem:

- Ja nie chciałam, ja nie chciałam, ja nie wiem, to on, niech go pani naprawi, niech pani nie mówi Megdarowi, niech pani... To nie moja wina, naprawdę!
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Nieskończenie powoli Gardenia pochyliła się do przodu i wsparła czoło o wyprostowane, nieco rozstawione palce. W duchu zażyczyła sobie, żeby teraz, właśnie w tej chwili, naszedł ją mocny, twardy sen. Taki, z którego obudziłaby się dopiero za tydzień. Za miesiąc. Za rok. Szybko przegoniła te złudzenia. Głośno wciągając powietrze przez nos podniosła głowę. Aishele wciąż majtała jej przed twarzą pokiereszowanym truchłem ptaka. I co niby maie miała z nim zrobić? Był tak pocięty, że skrzydła i kończyny ledwo trzymały się korpusu, a wnętrzności wystawały na zewnątrz. Delikatnie wzięła kruka od topielicy, położyła go na jednej dłoni i przykryła drugą. Przepuściła przez małe ciałko strumień leczniczej energii, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów. Niestety, jej zdolności nie działały na nieumarłych.
- Przykro mi, Aishele. – Położyła nieruchome truchło na oparciu fotela. – Posłuchaj, magia śmierci nie działa na każdego tak samo. Niektórzy po przemianie po prostu popadają w obłęd i nic nie można na to poradzić. Jeśli twój kruk rzeczywiście cię zaatakował, to nie powinnaś na razie z niego korzystać. Mamy za dużo do stracenia. Może jeszcze odzyska zmysły, ale do czasu zakończenia misji lepiej trzymaj się od niego z daleka. Do tego czasu będzie ci towarzyszył Stefan. – Krótkim ruchem głowy wskazała na swojego ożywieńca, który na moment przestał się bawić okiem i zakrakał na Gardenię z wyrzutem.
- Nu, nu, tylko bez kapryszenia. Nie narób mi wstydu, śmierdzielku. – Pogłaskała go po pierzastej szyjce, po czym podała topielicy.
- Dla jasności, jestem tu jako twoje wsparcie, ale nie będę brać bezpośredniego udziału w jutrzejszym spotkaniu. Do jego zakończenia pozostanę w tym pokoju. Udasz się tam razem z Akkarinem. Skoro w pierwszej rozmowie z wampirzycą uczestniczyliście oboje, to tak też powinno zostać, żeby nie wzbudzać podejrzeń. – Popatrzyła pytająco na czarnowłosego, czy aby ten nie będzie protestował. Potem przeniosła spojrzenie z powrotem na topielicę. Jej nerwowość i rozdygotanie trochę ją niepokoiły. Mimo to uśmiechnęła się przyjaźnie. – Wykonaliście świetną robotę. Naprawdę. Skoro do tej pory wampirzyca nie wyrzuciła was jeszcze za drzwi, to znaczy, że udało wam się zainteresować ją waszą ofertą. Teraz wystarczy, że pociągniecie to dalej, doprowadzicie sprawę do końca według wskazówek Megdara i wszystko będzie dobrze. Jak już będzie po wszystkim, uczcimy sukces w najlepszej karczmie w Maurii. Na mój koszt.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Obietnicę Gardenii nieumarła przyjęła obojętnym skinieniem głowy i bez entuzjazmu wyciągnęła rękę w stronę pierzastego pomocnika Królowej Płomienia. Cuchnął jakby bardziej, niż ten jej.

- Stefan? - parsknęła śmiechem, nie tracąc jednak wciąż histerycznego wyrazu twarzy. Kruk Gardenii popatrzył na nią jakby urażony i niechętnie usiadł na jej przedramieniu. Topielica skrzywiła się. - Nie, nie, ja nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, no bo przecież... Och!

Nie zdążyła dokończyć myśli - przerwało jej nagłe przebudzenie spisanego już na straty ptaszyska, które podniosło właśnie łebek i zamachało żwawo skrzydłami. Jednocześnie wszyscy mogli poczuć subtelne zawirowanie magii śmierci. Kruk, którego życie już dawno ustało (lecz, jak się okazuje, jeszcze nie tak na dobre), dobył z siebie donośne "Krrra-krrraa! Krra! Kra!", zgodnie z zaleceniem Megdara wyrzucając z siebie wszystko, co mu leżało na sercu.

Aishele poczuła w tym magicznym impulsie cień charakterystycznej, potężnej aury Króla Licza i zrozumiała, że tym razem nie ma powodu do niepokoju - to jego zaklęcie. Potwierdziło to lekkie, znajome pieczenie nadgarstka.

Kruk, ten bezimienny, poderwał się i przysiadł na jej drugiej ręce. Nie zdradzał już symptomów szaleństwa, zachowywał się jak najporządniejszy nieumarły posłaniec świata. Jego rany też jakby trochę się zmniejszyły, przynajmniej na tyle, że mógł swobodnie latać i nie gubić przy tym wnętrzności.

- Chyba... już z nim w porządku, więc... jeśli chodzi o Stefana, to nie będzie jednak takiej potrzeby... prawda? - mruknęła do Gardenii i blady uśmiech wykwitł na jej zsiniałych usteczkach. Wykwitł na sekundę i zaraz zniknął, jakby go nigdy nie było. Nieumarła miała świadomość, że Megdar cały czas obserwuje jej poczynania, jednak za każdym razem, kiedy tak bezpośrednio jej to pokazywał, przeszywał ją lodowaty dreszcz. - Stefan, wracaj do swojej pani. Chyba i tak byśmy się nie polubili. A ja idę spać.

Jak Aishele oświadczyła, tak też zrobiła. Trudno powiedzieć, żeby jej martwe ciało potrzebowało snu, ale to najwyraźniej kwestia przyzwyczajenia.
Nieumarła zdjęła swą szarą suknię i nowo nabyty szal, złożyła je porządnie, jak nigdy, na oparciu fotela i w samej cienkiej, przykrótkiej koszulinie zwinęła się w kłębek na jednym z dwóch łóżek - tym wolnym, bo na jednym spała już Koi. Dziwna dziewczyna, swoją drogą... Topielica przez moment rozważała, czy nie legnąć koło niej, ale coś... coś niewytłumaczalnego ją odstraszyło i niemal fizycznie odepchnęło. Niech Akkarin sobie z nią śpi, jak chce. Albo Gardenia, o ile tu zostanie. Och, topielicy zupełnie, zupełnie to wszystko nie obchodziło.

Spała długo i - co dziwne - zupełnie bez snów.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości