Re: Zajazd pod Mokrym Psem
: Nie Sie 21, 2011 3:07 pm
Spokojnie, spokojnie. Coś się jednak zanosiło na to, że to jakże okrutnie ciężkie brzemię nieśmiertelności niedługo się dla gacka skończy. Netoperek z całą pewnością nie należał do najbystrzejszych, oj nie. Regenerował się szybciutko i sprawnie- to całkiem dobrze, bo dzięki temu walka była jeszcze bardziej interesująca. Jeszcze lepsza była ta metamorfoza, szczególnie duże nadzieje budziły te ząbki. Im większe, tym łatwiej wybić. Facet miał ciekawe podejście- no kurw@ koncert życzeń. Barius też wolałby spędzić ten wieczór przyjemniej, ale z drugiej strony, w jakiś szalony sposób, już było dla niego miło. „To słodko, że się o mnie martwisz… każę wyryć to na twoim nagrobku- uczynny i dobry. Lepiej się teraz czujesz? A nie… rozsypię twe prochy na cztery strony świata, a pieniądze na nagrobek przepiję.”- pełne szyderstwa słowa były tylko preludium do tego co miało się wydarzyć, hienołak spojrzał na niego popukał się w głowę, usiadł na ziemi i wrócił do pałaszowania zabitych ludzi. Teraz trafiło na jakiegoś tłuściocha, który ochoczo stawał się posiłkiem dla bestii. –„Zgłodniałem, rusz dupę jak masz do mnie sprawę lub siedź tam gdzie siedzisz i chociaż w tym jednym nie przeszkadzaj”.- tak, ignorował go i jakoś nie czuł się z tym specjalnie źle. Dziewczyna pewnie widziała wiele obrzydliwych rzeczy, ale wpieprzanie kogoś na oczach innych powinno chyba plasować się w ścisłej czołówce wszelkich ohydności. Trudno, nie poradzi, że w połowie był hieną. –„Słyszałaś? Pochwalił mój temperament. Iście zwierzęcy, hiahahahia…”- zaśmiał się do dziewczyny mówiąc z pełnym pyskiem. Może i jego łapy były ostre jak brzytwy… ale zanim pan fryzjer weźmie się do golenia, niech lepiej pomyśli na trzeźwo- jeżeli zdarzy się całkiem przypadkiem, że złym zrządzeniem losu jakoś tak utknie w objęciach Bariusa- do kogo zwróci wtedy swoje modlitwy? W klinczu jedynym stworzeniem, które mogłoby sobie dać radę był chyba grizzly, ze względu na swą wagę, a i tak pewnie miotałoby nim jak szatan. …A wampir na zapaśnika jakoś nie wyglądał, oj nie.
Zwierzołak czekając na to, aż bladolicy ruszy dupę dokończył pośpiesznie kolację, wstał i poklepał się po klatce piersiowej pokazując tym samym gdzie wampir ma celować żeby dobrać się do jego serduszka. Tak- bawiło go to i tak- gardził nim. Nie szanował go, nie tyle nie doceniał, bo nie było czego doceniać. Wampir pochwalił się do tej pory jedynie całkiem dobrym talentem do brania nóg za pas, choć dla niego byłby to raczej „taktyczny odwrót.” Chciał popisywać się gryzieniem, co samo w sobie było już śmieszne. Chciał cmokać dwu i pół metrowego kolosa. Przy nim wyglądał najwyżej jak upierdliwa pchełka, skakał po kątach sali licząc, że wszystko się samo załatwi- panicz jebany. Ma od tego ludzi… a nie, miał, bo już nie ma. W jego słowach był skrzętnie skrywany strach, brzmiał jakby chciał ułagodzić potwora słodką gadką, odwołując się do strzępów ludzkiej logiki ukrytych gdzieś pod twardą czaszką. Koniec gadania- czas działać.
Stali naprzeciwko siebie- dwaj łowcy. Jeden i drugi mieli potworną chęć wygrać ten pojedynek, ale chyba nie będzie im to dane. Ktoś musiał przegrać… a Barius nie miał zamiaru pozwolić, by szala zwycięstwa przechyliła się choć na moment po stronie wampira. Hienołak w lewej ręce trzymał sieć, w drugiej zaś- bat. Dla pouczenia przeciwnika o jego możliwościach wykręcił młynek nad głową – trzaskając 2 razy w powietrzu z błyskawiczną prędkością. Tak… końcówka bicza poruszała się szybciej od dźwięku- stąd ten huk. Leżał w jego dłoni wprost idealnie, niech wampirek tylko podejdzie- pokanceruje mu najpierw twarz. Może po prostu odstrzeli mu nos? Niech krwawi, niech skurwysyn poczuje ból i to przytłaczające poczucie dominacji na polu walki. Barius wykonał kilka ruchów do przodu, krok za krokiem, rąbnął mu batem tuż przed twarzą, w drugiej dłoni złowroga sieć czekała tylko by zmieść go jak muchę ze ściany kiedy tylko znajdzie się bliżej. Hienołak poruszał się na lekko zgiętych, wywodzących na myśl psie łapach, stawiając stopy ostrożnie i z uwagą. No dalej… tym razem pierwszy ruch należał do wampira, jeśli będzie tam tkwił do końca świata- zedrze mu skórę żywcem, bo bat śmigał już coraz bliżej. A tu nagle…
Kaboom… Kaboom… KABOOM! Jego nogi zaczęło pętać coś dziwacznego i na pewno nienaturalnego. Ah tak… czary. Wiedźma urzadziła sobie pokaz siły, może to i nawet lepiej. Odsapnie sobie trochę, bo o ile ciało dostało w kość, o tyle najbardziej brakowało mu nie sił a oddechu. O tak, wdech i wydech… Jeju, ale było mu gorąco. Strzelił jednego i drugiego odmieńca po twarzach, ale metalowe gadziny nie robiąc sobie z tego wiele oplatały jego ciało. Podobnie było z wampirem, ale to jakoś mniej go interesowało. Chwila i cielska skrępowały dość mocno sylwetki, choć pewnie, gdyby się uparł, po jakimś czasie zmęczyłby nawet stal. Teraz nie miał już na to sił, głupio to zabrzmi, ale napiłby się wody- zaschło mu w gardle, a krew była jakaś… za tłusta? Za dużo jej, chciał odmiany. Było całkiem zabawnie widzieć jak truposze podnoszą się jeden po drugim, zaś facet, któremu przeżuł gębę starał się dosięgnąć jego gardła nożem. Był przeciętnego wzrostu, ale kiedy posiada się głowę 2,5 metra nad ziemią, trudno dosięgnąć szyi. „Stawaj na palcach, na palcach!”- dopingował zombie specjalnie prostując się jak struna mając ubaw z tego jak kmiot macha mu tym scyzorykiem gdzieś pod brodą. Ciekawe co byłoby, gdyby nagle przybrał postać hieny… pewnie uskoczyłby przed wężami, przybrał postać na powrót potwornej hybrydy człowieka i hieny i zrobił porządek, ale nie o to mu teraz chodziło. Zdaje się dama wypracowała całkiem dyplomatyczny sposób by utrzymać obu przy życiu, ale jeśli myślała, że trzyma asy w dłoni, zawsze zostawały jeszcze dwa błazny…
-„Obiecuję, że pozarzynamy się jak psy, jak tylko zejdziemy ci z oczu, masz moje słowo królowo hiahahiahaha!- zachichotał upiornie, co go tak nagle zaczęło wszystko bawić- wiedział chyba tylko on sam. Te swoje uspokajanie mogła sobie wsadzić… uspokoiłaby prędzej jego pragnienie. Naprawdę się zgrzał, musiał uzupełnić niedobór płynów! Chciała jakiś propozycji? –„Sugeruję wycieczkę karetą zanim dotrą tu straże. Mi to wszystko jedno, ale kobieta w więzieniu? W dodatku czarownica? Wiesz jak bardzo brzydko się tam bawią z ładnymi dziewuszkami? Zdejmują im galoty, a potem…” Wąż syknął mu w twarz, na co zareagował cofnięciem pyska. –„Dobra, dobra, nic więcej nie powiem”. Jego szyderczy, rubaszny uśmiech kłów mógł wołać o pomstę do nieba u co drugiej dziewoi, ale on jakoś się tym nie przejmował. Zboczone myśli wyrysowane miał na pysku, nawet kiedy przypominał hienę. –„Zanim przyjadą oddać naszą trójkę sprawiedliwości mam pomysł na krótką zabawę. Weźmiemy nóż i wylosujemy między sobą, kto z nas utnie sobie język. Wampir przestanie pierdolić od rzeczy, ja może wyzbędę się klęcia, a ty złotko przestaniesz brzydko bawić się magią. Kto jest za tym ręka w górę!” Poszamotał się trochę. –„Kurw@ nie mogę ruszyć łapą.” Spojrzał jej prosto w oczy i wybuchnął dzikim chichotem. Ależ przednia zabawa, cóż, nie chciał jeszcze umierać, w dodatku w taki sposób, ale co zrobić. –„Dobra inna propozycja- mnie możesz zabić, ale w zamian chcę byś torturowała tego nic nie potrafiącego gałgana dniami i nocami na wszystkie możliwe sposoby jakie przyjdą ci do głowy, jeżeli mnie wyrolujesz będę cię nawiedzał z zaświatów i gwałcił na śnie… Hahahahahaha!” Znów wybuchnął śmiechem chichocząc jak hiena. –„Dobra maleńka, kończ ten cyrk, zabij lub uwolnij, nogi mi cierpną, pić mi się chce, poza tym obecność tej męskiej kurwy napawa mnie takim samym obrzydzeniem jak i chęcią urwania mu łba.” Posłusznie nachylił się tak bardzo jak mógł, niczym grzeczny psiak patrzący z puchatej poduszki na swoją właścicielkę nadstawiając gardziel truposzowi, który bez twarzy i oczu miotał się jak dziecko we mgle, ale w końcu jakoś przytknął nóż do skóry. –„Hiahahahahahaha! Patrz jaka grzeczna hienka, nic tylko przytulić, Hiahahahahaha!” Ale miał dobry humor, pozazdrościć, normalnie pozazdrościć.
Zwierzołak czekając na to, aż bladolicy ruszy dupę dokończył pośpiesznie kolację, wstał i poklepał się po klatce piersiowej pokazując tym samym gdzie wampir ma celować żeby dobrać się do jego serduszka. Tak- bawiło go to i tak- gardził nim. Nie szanował go, nie tyle nie doceniał, bo nie było czego doceniać. Wampir pochwalił się do tej pory jedynie całkiem dobrym talentem do brania nóg za pas, choć dla niego byłby to raczej „taktyczny odwrót.” Chciał popisywać się gryzieniem, co samo w sobie było już śmieszne. Chciał cmokać dwu i pół metrowego kolosa. Przy nim wyglądał najwyżej jak upierdliwa pchełka, skakał po kątach sali licząc, że wszystko się samo załatwi- panicz jebany. Ma od tego ludzi… a nie, miał, bo już nie ma. W jego słowach był skrzętnie skrywany strach, brzmiał jakby chciał ułagodzić potwora słodką gadką, odwołując się do strzępów ludzkiej logiki ukrytych gdzieś pod twardą czaszką. Koniec gadania- czas działać.
Stali naprzeciwko siebie- dwaj łowcy. Jeden i drugi mieli potworną chęć wygrać ten pojedynek, ale chyba nie będzie im to dane. Ktoś musiał przegrać… a Barius nie miał zamiaru pozwolić, by szala zwycięstwa przechyliła się choć na moment po stronie wampira. Hienołak w lewej ręce trzymał sieć, w drugiej zaś- bat. Dla pouczenia przeciwnika o jego możliwościach wykręcił młynek nad głową – trzaskając 2 razy w powietrzu z błyskawiczną prędkością. Tak… końcówka bicza poruszała się szybciej od dźwięku- stąd ten huk. Leżał w jego dłoni wprost idealnie, niech wampirek tylko podejdzie- pokanceruje mu najpierw twarz. Może po prostu odstrzeli mu nos? Niech krwawi, niech skurwysyn poczuje ból i to przytłaczające poczucie dominacji na polu walki. Barius wykonał kilka ruchów do przodu, krok za krokiem, rąbnął mu batem tuż przed twarzą, w drugiej dłoni złowroga sieć czekała tylko by zmieść go jak muchę ze ściany kiedy tylko znajdzie się bliżej. Hienołak poruszał się na lekko zgiętych, wywodzących na myśl psie łapach, stawiając stopy ostrożnie i z uwagą. No dalej… tym razem pierwszy ruch należał do wampira, jeśli będzie tam tkwił do końca świata- zedrze mu skórę żywcem, bo bat śmigał już coraz bliżej. A tu nagle…
Kaboom… Kaboom… KABOOM! Jego nogi zaczęło pętać coś dziwacznego i na pewno nienaturalnego. Ah tak… czary. Wiedźma urzadziła sobie pokaz siły, może to i nawet lepiej. Odsapnie sobie trochę, bo o ile ciało dostało w kość, o tyle najbardziej brakowało mu nie sił a oddechu. O tak, wdech i wydech… Jeju, ale było mu gorąco. Strzelił jednego i drugiego odmieńca po twarzach, ale metalowe gadziny nie robiąc sobie z tego wiele oplatały jego ciało. Podobnie było z wampirem, ale to jakoś mniej go interesowało. Chwila i cielska skrępowały dość mocno sylwetki, choć pewnie, gdyby się uparł, po jakimś czasie zmęczyłby nawet stal. Teraz nie miał już na to sił, głupio to zabrzmi, ale napiłby się wody- zaschło mu w gardle, a krew była jakaś… za tłusta? Za dużo jej, chciał odmiany. Było całkiem zabawnie widzieć jak truposze podnoszą się jeden po drugim, zaś facet, któremu przeżuł gębę starał się dosięgnąć jego gardła nożem. Był przeciętnego wzrostu, ale kiedy posiada się głowę 2,5 metra nad ziemią, trudno dosięgnąć szyi. „Stawaj na palcach, na palcach!”- dopingował zombie specjalnie prostując się jak struna mając ubaw z tego jak kmiot macha mu tym scyzorykiem gdzieś pod brodą. Ciekawe co byłoby, gdyby nagle przybrał postać hieny… pewnie uskoczyłby przed wężami, przybrał postać na powrót potwornej hybrydy człowieka i hieny i zrobił porządek, ale nie o to mu teraz chodziło. Zdaje się dama wypracowała całkiem dyplomatyczny sposób by utrzymać obu przy życiu, ale jeśli myślała, że trzyma asy w dłoni, zawsze zostawały jeszcze dwa błazny…
-„Obiecuję, że pozarzynamy się jak psy, jak tylko zejdziemy ci z oczu, masz moje słowo królowo hiahahiahaha!- zachichotał upiornie, co go tak nagle zaczęło wszystko bawić- wiedział chyba tylko on sam. Te swoje uspokajanie mogła sobie wsadzić… uspokoiłaby prędzej jego pragnienie. Naprawdę się zgrzał, musiał uzupełnić niedobór płynów! Chciała jakiś propozycji? –„Sugeruję wycieczkę karetą zanim dotrą tu straże. Mi to wszystko jedno, ale kobieta w więzieniu? W dodatku czarownica? Wiesz jak bardzo brzydko się tam bawią z ładnymi dziewuszkami? Zdejmują im galoty, a potem…” Wąż syknął mu w twarz, na co zareagował cofnięciem pyska. –„Dobra, dobra, nic więcej nie powiem”. Jego szyderczy, rubaszny uśmiech kłów mógł wołać o pomstę do nieba u co drugiej dziewoi, ale on jakoś się tym nie przejmował. Zboczone myśli wyrysowane miał na pysku, nawet kiedy przypominał hienę. –„Zanim przyjadą oddać naszą trójkę sprawiedliwości mam pomysł na krótką zabawę. Weźmiemy nóż i wylosujemy między sobą, kto z nas utnie sobie język. Wampir przestanie pierdolić od rzeczy, ja może wyzbędę się klęcia, a ty złotko przestaniesz brzydko bawić się magią. Kto jest za tym ręka w górę!” Poszamotał się trochę. –„Kurw@ nie mogę ruszyć łapą.” Spojrzał jej prosto w oczy i wybuchnął dzikim chichotem. Ależ przednia zabawa, cóż, nie chciał jeszcze umierać, w dodatku w taki sposób, ale co zrobić. –„Dobra inna propozycja- mnie możesz zabić, ale w zamian chcę byś torturowała tego nic nie potrafiącego gałgana dniami i nocami na wszystkie możliwe sposoby jakie przyjdą ci do głowy, jeżeli mnie wyrolujesz będę cię nawiedzał z zaświatów i gwałcił na śnie… Hahahahahaha!” Znów wybuchnął śmiechem chichocząc jak hiena. –„Dobra maleńka, kończ ten cyrk, zabij lub uwolnij, nogi mi cierpną, pić mi się chce, poza tym obecność tej męskiej kurwy napawa mnie takim samym obrzydzeniem jak i chęcią urwania mu łba.” Posłusznie nachylił się tak bardzo jak mógł, niczym grzeczny psiak patrzący z puchatej poduszki na swoją właścicielkę nadstawiając gardziel truposzowi, który bez twarzy i oczu miotał się jak dziecko we mgle, ale w końcu jakoś przytknął nóż do skóry. –„Hiahahahahahaha! Patrz jaka grzeczna hienka, nic tylko przytulić, Hiahahahahaha!” Ale miał dobry humor, pozazdrościć, normalnie pozazdrościć.