Równina Drivii[Kal Idrion] Duchy przeszłości

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

- Brakuje ci wiary - stwierdził surowo, podchodząc do stołu pełnego wina i chleba. - Jesteś jedną z tych osób, które głoszą przesłanki lepszego jutra, ale nie mają nic prócz lepkiego od miodu słowa. Nigdy nie działałaś aktywnie, życie jako bierny kokon pozwala ci zachować neutralność... na wypadek, gdyby świat się zmienił. Gdyby przypadkiem twoi przyjaciele zawiedli, dobro zostało zniszczone... a może odwrotnie? Czy w twojej duszy nie kryje się okruch czegoś, co zdecydowanie nie jest ani czyste, ani święte? My, Czarodzieje, nigdy nie byliśmy zwolennikami trzymania się jednej strony konfliktu. Jesteśmy zmienni jak morza, rozszalały wiatr pędzący przez glob... jesteśmy egoistyczni, bo tylko dzięki takiej postawie magia potrafi być trzymana przez nas w ryzach... poza tym, tylko tak potrafi istnieć. Musimy walczyć o swoje, aby inni wspinali się do góry. Musimy ich pokonywać, by rodzili się następni bohaterzy... Być może walka ta nigdy się nie skończy, lecz dzięki temu krąg życia nie zostanie nigdzie przerwany.
Xanis stanął na środku świetlnego kwadratu wpadającego przez atrium w suficie. Spokojnym ruchem dłoni, jakby odganiał od siebie ptactwo, usunął całkowicie sklepienie kamiennej sali. Sufit w jednym momencie zniknął, odsłaniając piękno natury. Okazało się, że niebo już dawno pociemniało, a księżyc wyszedł zza chmur. Niebo przewlekane białymi kropkami przypominało bajeczną narzutę Czarnoksiężnika.
- Spójrz... czy to nie piękny widok? Kiedy trafisz w zaświaty, będziesz mogła na niego patrzeć przez całą wieczność. Niestety, nie ja cię zabiję. Co do jednego miałaś rację, Aphrael: czas przejść do konkretów. Dłużej trzymania wszystkiego w tajemnicy raczej nie wytrzymam... a ludzie dobierają się do bram cały czas... Nadszedł zatem moment, aby odpowiedzieć im dość wyraźnie, czego chcę.
Mroczne oczy Xanisa zajarzyły się na wściekły, żółtopomarańczowy kolor. W dłoniach ujawniły się niebieskie płomienie, bijące aurą śmierci. Ich siła zdecydowanie przekraczała parokrotnie energię Pradawnej. W jednej chwili mężczyzna posłał obydwie kule wysoko do góry, zamknięta brama sali nagle otworzyła się na oścież. Kule mocy zetknęły się ze sobą daleko na nieboskłonie, z ich uderzenia zaczęła roznosić się dziwna, przezroczysta kopuła. Niezniszczalna materia klosza roznosiła się co raz dalej i dalej, dotarła aż do najdalszych zakątków całego płaskowyżu. Czar zablokował wszelkie drogi ucieczki. Zdziwieni obozowicze klęli, bluzgali, walili czym popadnie w barierę odgradzającą ich od świata. Ci zgromadzeni bliżej Kal Idrion ponownie spróbowali przedostać się do środka twierdzy; wszystko na marne. Ludzie znaleźli się w potrzasku.

Aphrael widziała to przez otwarte drzwi dwuskrzydłowe. Hałasy wzburzonego tłumu docierały aż z placu książęcego. Xanis jednak nie milczał.
- Mogłaś może zabić byle nekromantę, który tkwił w jednym miejscu przez setki lat... ale teraz role się odwrócą. Pozwolę sobie cię zostawić z moją hordą... w zamknięciu. Zobaczymy, kto przeżyje. Wybacz, że tak mało poświęciłem ci czasu, ale... mam ważniejsze cele do zlikwidowania.

W wejściu sali zjawili się wartownicy. Każdy z nich postawny i dobrze zbudowany, wysoki. Było jednak z nimi coś... coś nie tak. Ich sylwetki zmieniały się z sekundy na sekundę. Paznokcie u dłoni niebezpiecznie wydłużały, podobnie jak zęby i włosy, a także i kości kręgosłupa. Wojownicy zamieniani w ghule zdawali się być skoncentrowani tylko i wyłącznie na Aphrael. Xanis minął całą piątkę, lecz zanim zniknął z pola widzenia Aphrael, dodał nie odwracając się:
- Radzę ci się pospieszyć, o dobrotliwa duszyczko... zaraz całe Kal Idrion stanie się żywym cmentarzyskiem.
Po czym jak gdyby nigdy nic - wyparował wśród rzeszy prących na bramy strażników.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Skoro miała umrzeć, chciała to zrobić z uśmiechem na ustach. Grała więc, udawała - jakby wszystko straciło dla niej wartość.
W tej amatorskiej namiastce aktorstwa odnajdywała pewną radość, pomagała jej ona z dystansem spojrzeć na wydarzenia. I teraz przyglądała się wyczynom Czarodzieja, jak by się mogło wydawać, bez zainteresowania. Skoro miała umrzeć, to poprzedzające śmierć słowa Xanisa były dla niej jedynie nudnym, nic nie znaczącym wykładem, który najlepiej puścić w niepamięć. Niewiele z tego, co mówił, prawdziwie do niej dotarło. I tak wiedziała, o czym mówił - o tym, jakie beznadziejne miała życie; jaką szansę marnowała. No i oczywiście jej groził, choć ubierał to w gładkie słówka godne arystokraty. Pomyślała, że w pięknych wypowiedziach nigdy nie dorówna Galanothowi i uśmiechnęła się do tej myśli.
        Jej uwagę przyciągnęły jednie dwie wznoszące się ponad pałac kule. O Boże! Gdzie się podział sufit?! - mętnie sobie przypominała, że Czarodziej coś tam czarował przy wyżej wspomnianym, ale wspomnienia były dziwnie mgliste... Nie poznawała owego rodzaju magii, którego użył Xanis, ale łaskawie jej wszystko wytłumaczył. To było doprawdy ciekawe zaklęcie - zapamiętała je sobie, schowała na później. Może się kiedyś przydać. O ile w ogóle czeka ją jakieś "kiedyś".
        Kiedy tylko strażnicy zaczęli zmieniać w ghule, westchnęła. Wiedziała już, że nie ma szans. Przegrała. Cóż, można się było tego spodziewać, ale i tak była smutna.
        Podbiegła za Czarodziejem i zagrodziła mu drogę. Zacisnęła pięści.
- Dobra - powiedziała zrezygnowana. - Wygrałeś. Czy jeśli oddam ci cząstkę mojej mocy i zostanę tym, jak to powiedziałeś, drugim zarządcą Kal Idrion... Czy zrobię, na Boga, cokolwiek, to zostawisz tych ludzi w spokoju?
        Wykorzystała ostatnią deskę ratunku. Zaoferowała mu wszystko co miała; swoją moc, swoją wolę. Jeśli się nie zgodzi, to jakąż szansę na uratowanie tysięcy cierpiących będzie miała? Żadną. Była zbyt słaba. Bezradna. Wszystko zależało od Xanisa. Nie sądziła, czy taki tyran jak on mógł mieć coś takiego jak sumienie, ale całą sobą żarliwie modliła się do wszystkich znanych bogów o to, by się zgodził. Zacisnęła usta i czekała.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Renae
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renae »

        Zatrzymała się przy strumyku, nie wiedziała, że elf zechce jej szukać. Myślała, że skoro już wie, to z pewnością odejdzie, gdyż będzie bał się o swoje życie.
Z nieznanych dla samej siebie powodów zaczęła płakać, gdy nagle usłyszała głos mężczyzny. Jego uśmiech i słowa wcale nie polepszyły jej humoru, lecz tylko sprawiły, że miała jeszcze większa ochotę płakać.
- Śmiej się, śmiej! - krzyknęła w jego stronę, po czym się odwróciła, nie chciała by widział jak płacze.
- Dla ciebie jest to takie proste. "Mogę ci coś upolować" Tak łatwo jest ci to powiedzieć. "Nikomu nic nie powiem" Myślisz, że to załatwia całą sprawę? - Dziewczyna milczała przez chwilę, oczekując odpowiedzi Galanotha, lecz ten milczał, kiedy wydawało się, że właśnie chciał coś powiedzieć, Renae gwałtownie odwróciła się i bardziej spokojnym lecz nadal zdenerwowanym głosem powiedziała:
- Jeśli tak bardzo chcesz, to proszę bardzo, idź i upoluj coś. Choć szczerze powiem, że wolałabym, gdyby to była krew ludzka. Lepiej smakuje i ma tak wspaniały aromat, krew elfów też jest w porządku, no ale cóż poradzić - powiedziała, po czym szyderczo się uśmiechnęła. Elf nie wydawał się zadowolony słysząc te słowa, aczkolwiek postanowił zapolować. Przynajmniej tak odebrała to wampirzyca.
        Gdy siedziała nad strumykiem czekając na Galanotha, rozmyślała o swoim ojcu i zemście na nim. Tyle lat go szukała i zawsze gdy była już blisko, coś ją zatrzymywało. Nagle podleciał do niej Akard.
- Panienka Renae jest pewna co do jego obecności? Wydaje się być nieco dziwnym elfem, nie sądzi panienka?
- Akard, czy wiesz o czymś o czym ja nie wiem? Jeśli nie, to bądź cicho. Zaoferował mi swoją pomoc, więc nie mogłam odmówić. Przecież wiesz, ze bez względu na to że jestem wampirem, większym zaufaniem darzę ludzi, elfy i tak dalej. Najmniej ufam wampirom, co może być trochę skomplikowane.
- Ja nic nie wiem, ja tylko panienkę ostrzegam. Panienka wie, że ja ufam tylko jej. - Powiedziawszy to kruk odleciał na pobliskie drzewo, a dziewczyna położyła się na trawie obok strumyka, czekając na powrót Galanotha.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Ghule przez moment broniły swojego pana przed naporem kobiety. Xanis zdecydowanie nie miał ochoty już rozmawiać z nędzną, zmienną istotą, która tylko wstrzymywała jego marsz ku zwycięstwu. Nic dziwnego, że spojrzał na Aphrael z wyraźnym zażenowaniem, surowością i oczyma potrafiącymi wyrazić tysiąc odcieni złowrogiej nienawiści. Mag w białym płaszczu, dając polecenie podwładnym, aby puścili Pradawną do niego, stanął tuż przed Aphrael. Wysłuchał ją, owszem, lecz pogardliwe spojrzenie zawiesił na jej twarzy próbującej go namówić, może dotrzeć do strzępków niegdyś serca, teraz wyblakłego wspomnienia o uczuciach.
- Spójrz sama na siebie. Nie masz za grosza honoru, aby się teraz obronić... polec fizycznie, lecz wygrać ze mną na płaszczyźnie duchowej. Mówiłem ci: jesteś taka jak każdy inny Czarodziej, interesuje cię tylko i wyłącznie przetrwanie... zobaczenie kolejnego jutra, w jakimkolwiek tylko znajdziesz się świecie. Tylko nie kłóć się, że nie mam racji. Obydwoje wiemy, że jest zupełnie inaczej.
Xanis wyciągnął przed siebie prawą rękę. Czubkiem dwóch największych palców dotknął czoła Aphrael, magiczny impuls zwalił ją z nóg, kobieta upadła na ziemię, tuż przy schodach wychodzących na plac.
- Szkoda, że takimi osobami gardzę, są dla mnie jak robactwo, które należy zdeptać. Zajmijcie się nią, bydlęta. Niech popamięta, że od pierwszego słowa nie można uciec.
Czarodziej ponownie zaświecił morderczymi oczyma. Zanim zniknął w oddali stwarzanego portalu, na niebie błysnęła elektryczna łuna. Pierwsza błyskawica rozpoczęła łomoczącą w uszach gromadę grzmotów, świateł... zaczął padać deszcz. Burza rozpoczęła się równo o północy.

Aphrael obudził dźwięk tłuczonego szkła. Coś prędkiego jak strzała przeleciało tuż nad jej głową, trzask drewna zmieszał się z głośnym rąbnięciem ciała o podłogę. Sylwetka czerwono-białego stroju ujawniła się pierwsza zmęczonej kobiecie, taniec mieczy zmierzał ku końcowi. Wysoka postać Elfa o blond włosach stanęła tuż nad budzącą się Aphrael.
- Panienko, doprawdy, powinnaś na siebie bardziej uważać.
Serven uśmiechnął się do niej, wpijając ostrze jednoręcznego miecza w ciało przysadzistego ghula. Monstrum zwaliło się w próg sali książęcej, tuż za nim brama huknęła zamykając się. Kopnięcie Elfa wystarczyło, aby na moment oderwać się od walki.
- Czy wszystko w porządku? - spytał, kucając tuż obok niej. Co dziwniejsze, na jego stroju nie było ani jednej kropelki krwi - Zjawiłem się na placu jak szybko tylko mogłem. Moi przyjaciele walczą za murami twierdzy, nikt nie wie co się dzieje... Szukałem Sir Thelas'a, ale nigdzie go nie ma. Nie wyczuwam jego aury...
Zakonnik zmarkotniał na moment, jego śliczne oczka przez chwilę były pełne szarości.
- Ciebie natomiast znalazłem rozbierałem przez ghule. Nigdy nie słyszałem, by te plugastwa rozmnażały się... hm, normalnie... Na szczęście udało mi się je pokonać. Domyślam się, że nie jesteś przyczyną całej tej masakry?
~~~~~
Kopuła zamknęła całą przestrzeń płaskowyżu. Galanoth, wróciwszy z krótkiego polowania, na małym kawałku kory drzewnej podał Renae ciało młodego wilka, jego prawa przednia łapa wyglądała na zranioną. Rycerz, wpatrując się w towarzysza wampirzycy podobnego do jego kruczego towarzysza, zaczął mówić:
-Dla mnie to proste, owszem. Jeszcze łatwiej uczynić. Nie czynię sobie różnic z powodu twojej przynależności do wampirów, Renae. Jeśli masz jednak zamiar chwycić za szyję niewinną ofiarę, będziesz musiała przede mną uciekać. Nie chcę cię jednak zniechęcać. Powiedz mi... potrafisz walczyć? Coś się dzieje pod murami Kal Idrion. Strażnicy zaczęli atakować obozowiczów...
Wiedziałem, że tak się skończy, pomyślał.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Nie zależało jej już na niczym, tylko na bezpieczeństwie ludzi. Oddała swój honor, swoją wolę, swoją godność - za mało. Ofiarowała wszystko, co miała najcenniejszego - i nic to nie dało. Xanis nie był człowiekiem. Był bezmyślną maszyną stworzoną do zabijania, uważająca siebie - egocentrycznie - za idealne centrum wszechświata, której zadaniem było niszczyć wszystkich o innych poglądach. Och, jakże wielki w tej chwili poczuła wstyd - należała do tak plugawej rasy, sprowadzającej na świat jedynie żal i cierpienie. Zanim Czarodziej przesłał w jej umysł impuls, po policzkach popłynęły jej łzy. A ostatnią myślą było: O, dobre duchy, dlaczego na to pozwoliłyście?.
        Obudził ją dźwięk tłuczonego szkła. Dookoła, jeden po drugim, padały ghule. Zdobyła się na uniesienie głowy, by zobaczyć, kto taki raz po raz atakuje nędzne stwory. Aach, to ten... Jak mu tam? Serven Ardenal. Skrzywiła się. Ni stąd, ni zowąd pojawiły się mdłości. Powróciły też wspomnienia, powodując ucisk w gardle. Załkała. Znów położyła się na płasko i w ciszy wysłuchała słów Elfa, ledwo zwracając uwagę na ich sens. Z trudem podniosła się do pokręconej, ale zasadniczo prostej pozycji. Siedzenie nie było dobrym pomysłem, ale wolała to niż patrzeć na swego wybawcę od dołu.
        Nachyliła się w jego kierunku i spojrzała mu w oczy. Chrapliwym szeptem wypowiedziała dwa słowa, które zawisły w ciszy pomiędzy nimi:
- Zabij mnie.
        Niczego innego teraz nie pragnęła. Nie miała szans uratować ludzi, a jeżeli nie mogła nieść pomocy, to nie miała po co żyć. To było jej powołanie, jej przeznaczenie; ścieżka, którą obrała wieki temu, gdy była jeszcze młoda i była to jedna z jej nielicznych mądrych decyzji. Teraz odebrano jej wszystko; wszystkie powody, dla których chciała żyć. Czy nie prościej byłoby zakończyć wszystko tu i teraz, zamiast dalej snuć się po tym łez padole, zadręczając się własnymi myślami i "a co by było gdyby...?".
        Wpatrywała się w Elfa, a w jej oczach widać było panikę i błaganie. Błaganie, by podniósł miecz i przeszył nim jej serce, by mogła zakończyć jej życie, będące jedynie ciągiem nieszczęśliwych wypadków.
        Wiele przeżyła, ale dopiero Xanisowi udało się ją złamać. Nagle poczuła ciężar wszystkich przeżytych lat, wypłakała wszystkie łzy, które tak często powstrzymywała, bo "tak było trzeba". Jemu pierwszemu udało się zniechęcić ją do życia, namówić, by oddała mu swój najcenniejszy skarb. Jakże by mogła spokojnie żyć wiedząc, że ma na rękach krew tysięcy niewinnych ludzi? Po raz pierwszy w życiu coś ją prawdziwie przerosło.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Wyraz twarzy Servena należał do tych dość niezrozumiałych, zdziwionych. Przesympatyczna twarz Elf wpatrywała się z wyrzutem na Aphrael, mężczyzna próbował zrozumieć cokolwiek z tego, co Czarodziejka powiedziała wyłącznie w dwóch słowach. Dziwne, lecz rycerz ani trochę tego nie zrozumiał. Mrugnął błyskawicznie oczyma, pochylił lekko głowę próbując nachylić ucha w kierunku małomównej bohaterki. Heroina z Meot, wybawczyni miasta od nekromanty, chyba raczyła żartować.
- Coś mi się tu nie zgadza... - mruknął Ardenal, prostując sylwetkę - Czy ty, panienko, właśnie poprosiłaś mnie o skończenie twojego żywota? Akysz mi z takimi myślami! Proszę sobie nie wyobrażać, że jakkolwiek potrafię być zabójcą na życzenie!
Serven nie opuszczał miecza z dłoni. Ostrze skierowane w dół, zroszone czerwoną substancją, przypominało długie, mocarne żądło gotowe do natychmiastowego działania. Klinga lśniła przepięknym, niebiesko-jaskrawym kolorem. Barwa ta przypominała tą samą aurę, która towarzyszyła Różyczce trzymanej w dłoniach Galanotha. Jeszcze te runy... wyglądały prawie identyczne. Znaki wytworzone na stali miecza przyciągały uwagę, stanowczo. Wiedza o piśmie runicznym Aphrael pomogła jej odczytać trzy słowa: "życie", "wieczność" i "drzewo". Ostatni z tych trzech wyrazów zanikał ostatnią głoską w rękojeści. Litery zlewały się z nią, przypominały korzenie wplątujące się w ziemię. Artystyczny kunszt miecza zakończył się jednak w momencie, w którym Serven potrząsnął mocno spanikowaną kobietą.
- To jedyna słuszna terapia, jaka teraz przychodzi mi do głowy. Jeśli teraz pannę zabiję, to kto pomoże mi? A ja jak pomogę innym? Nic nie jest stracone, droga Aphrael. Obóz broni się jak może. Każdy walczy jak tylko potrafi. Zakonnicy starają się jak mogą, najemnicy napierają na bramy... Możemy wygrać, jeśli wesprzemy ich od pleców przeciwnika. Proszę tylko uwierzyć uwierzyć w siebie... w swoją magię, która nigdy panią nie opuści.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

- Życie to tylko żal i cierpienie - powiedziała. Wzrok miała zgaszony, jej władcza poza zniknęła. Nagle stała się małą dziewczynką. Przestraszoną, małą dziewczynką. - Szkoda, że dowiedziałam się tego dopiero teraz.
- Po co to ciągnąć? Nie lepiej zakończyć ciąg nieszczęśliwych wydarzeń, które nazywam swoim życiem, tu i teraz? Ależ nie, to by było za proste! Dlaczego wszystko musi być tak cholernie skomplikowane! - głos miała monotonny, cichy, jakby nie pewny siebie. Przestała patrzeć na Elfa, wbiła wzrok w podłogę. Odmówił. Po policzkach po raz kolejny spłynęły jej łzy. Odmówił. Mogła się tego spodziewać, ale... ale w swej naiwności wierzyła, że się zgodzi. Nie była w stanie jasno myśleć.
        Czuła się... pusta. Jakby wszystko dobre, co w niej było zniknęło, zastąpione rozpaczą i przeraźliwym bólem. Były to jedyna dwa uczucia, które ją przepełniały. Wypełniały ją całą, zajmowały wszystkie myśli, nie pozwalając jej na trzeźwą ocenę sytuacji.
        Nie widziała Elfa zbyt dokładnie. Wiedziała, że jest obok niej, ale nie patrzyła na niego, nie chciała patrzeć. Ledwo zauważyła, że nią potrząsnął - bardziej zwróciła uwagę na jego dotyk. To było... dziwne. Była odrętwiała, ale czuła. Czuła ciepło jego dłoni na swoich ramionach, a było to tak niespodziewane i... inne, że aż nieprzyjemne. I tylko wzmogło jej strach.
- Nie. Mylisz się. - powiedziała zrezygnowanym głosem. - Wszystko jest stracone. Nic już nie można zrobić. Można tylko umrzeć.
Rozkaszlała się, krztusząc własnymi łzami.
- A ja... Ja nie mam już nic - dodała chrapliwym głosem. Nie śmiała spojrzeć na Elfa. Nie chcała patrzeć w te pełne nadziei oczy, w tę aż głupio optymistyczną postawę. Ona już dawno porzuciła nadzieję - a mówi się, że to nadzieja umiera ostatnia! Ten, kto to wymyślił, musiał żyć w jakimś innym świecie. Bo w jej świecie było zupełnie inaczej.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

-Obawiam się, że wpadłaś w okropne koło zależności. - stwierdził po chwili Elf, wcale nie przejmując się grobową atmosferą. Aura, jaką otaczał się w całości, biła energią życia, radością i czymś, co mogło go łączyć z osobą wiernego wojownika sprawiedliwości, sir Galanotha. - Nie potrafisz nic zrobić, więc poddajesz się... Poddajesz się, więc nie zrobisz już nic więcej. To w ten sposób Xanis chce cię pokonać. Wie, jak bardzo jesteś silnie umagiczniona, jak w połączeniu ze mną i sir Thelasem łatwo go będzie przezwyciężyć... To Czarodziej, nie zapominaj. Nie muszą używać od razu magii, by móc kogoś zdominować. Wystarczą psychologiczne sztuczki, znalezienie słabego punktu... pułapka. Wpadłaś na jedną z nich, ale podświadomie pragniesz wyrwania, ucieczki do czasów, kiedy miałaś jeszcze siłę. Jesteś zdolna do wielkich czynów, panienko, tylko wystarczy, że chwycisz za miecz i ramię w ramię odgonimy całe te plugastwo wraz z Xanisem na czele. Dopóki żyjesz, jest nadzieja. Dopóki na wybrzeżach krążą legendy o pokonaniu smoczego nekromanty przez dwójkę śmiałków, ludzie nie przestaną wierzyć w dobro. Panno Aphrael, dopóty choć trochę w twych oczach blasku widzę, tych iskierek, które towarzyszyły ci podczas wymierzania sprawiedliwości złoczyńcom bijącym dziewczynę... Runiczne Przymierze zawsze będzie ci służyło z pomocą. Przyjm ode mnie, proszę, tą obietnicę sojuszu i oddania. Ja, książę Serven Ardenal, czwarty potomek Łuny z Północy, dziedzic Arcto, brat Galanotha z Północy, ślubuję ci wierność, moje serce i miecz. Będę twój, jeśli tylko powstaniesz, pani, i staniesz do walki ze złem. Pójdę za tobą na odsiecz Kal Idrion, doprowadzimy wspólnie tą walkę do końca.
Przerwał na moment. W tle odgrywała się prawdziwa wojna. Gdzieś tam za murami okrągłego placu, tuż pod bramami wprowadzającymi do twierdzy, obozowisko ścierało się z plagą powstających z nie wiadomo skąd ghuli. Przemienieni strażnicy rwali się do przodu, ci bardziej waleczniejszy wojowniczy stawiali im czoła, trwali niczym kompania braci. Pod chmurami unosiły się kłęby strzał i bełtów, dało się zauważyć parę magicznych pocisków wystrzeliwanych przez czeladników Kręgu. Nawoływania i wrzaski zderzały się z dźwiękami rozłupywanych pancerzy i broni. Batalia dopiero się zaczęła.
- Słyszysz to, pani? Kal Idrion cię potrzebuje. Masz szansę ocalenia całego miasta... możesz wpłynąć na jego losy, jeśli tylko tego zechcesz.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

- Daruj sobie wzruszające wywody. One niczego nie zmienią.
Uśmiechnęła się smutno, prawie pobłażliwe.
- Nie - powiedziała łagodnie, ale dobitnie. - Dalej nie rozumiesz. On mnie złamał. Nie po to, żebym nie stanęła do walki. Złamał moją wolę. Odebrał mi moją magię, bo moja magia opiera się na sile woli. Nie pojmujesz? Zabijając we mnie nadzieję uniemożliwił mi posługiwanie się magią. Wyeliminował potencjalne zagrożenie. Nie mogę wam pomóc. Nic nie mogę zrobić.
        Podniosła się. Zachwiała się, ale samodzielnie złapała równowagę.
- Jestem wdzięczna za oddanie, ale jestem teraz zwyczajną kobietą. Nie mnie dana jest moc uratowania miasta.
        Jedna, jedyna rzecz przychodziła jej do głowy. Czytała o tym, o Ślubach Pomsty, ale nigdy w nie tak do końca nie wierzyła. Teraz była to jedyna rzecz, którą mogła zrobić.
        Wyszarpnęła z buta sztylet - jak to dobrze, że go nie zabrali! - i, zanim zakonnik zdążył ją powstrzymać, szybkim ruchem przejechała nim po swoim przedramieniu, pozostawiając nie nazbyt głęboką, acz dość mocno krwawiącą ranę. Skąpała jedną, a następnie drugą stronę ostrza w swojej krwi. Trzymając broń obiema rękami uniosła ją do usta i delikatnie ucałowała klingę. Czuła smak krwi w swoich ustach, ale to zignorowała.
- Misht. Du kaller, du'sheva misht. - szeptała pod nosem dziwne, niezrozumiałe słowa przysięgi. "Pomsta. Bezlitosna, krwawa pomsta."
- Uroczyście ślubuję - powtórzyła, tym razem w zrozumiałym języku. - Że póki Wróg żyje, ja nie mam życia. Odzyskam je, kiedy jego ciało legnie bezwładne, a jego duch odejdzie do zaświatów. Misht! Du kaller, du'sheva misht!
        Zamknęła oczy. Nagle się zaczęło. Nie w jednym momencie, stopniowo, jej oczy zaczęły czernieć. Potem fala czerni popłynęła na skroniach i w górnych częściach policzków, zwijając się w dziwne znaki, gdzieniegdzie runy. I dwie, symetryczne błyskawice. 'Tatuaże' nie posunęły się dalej - za to jej blond włosy, poczynając od nasady aż po końcówki, były teraz ciemne jak noc.
        Zachłysnęła się oddechem, otwierając oczy. Czuła się... pusta. Wyprana z emocji. Martwa - pomyślała i było to najodpowiedniejsze określenie. Nie było w niej smutku, ani radości. Miłości. Nie czuła bólu. Jedynym, przepełniającym ją uczuciem był wszechogarniające pragnienie zemsty. Wszystkie wspomnienia były zamazane, tylko jedno wyraźne; postać Xanisa, Wroga, stała jej przed oczami.
        Miała czterdzieści osiem godzin, aby go zabić.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Renae
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renae »

        Renae wzięła ciało zwierzęcia przyniesionego przez Galanotha, po czym powoli zaczęła pić jego krew, słuchając tym samym elfa. Zrobiło jej się głupio, a może bardziej była zła na siebie za słowa które wypowiedziała wcześniej w jego kierunku. Uznała iż lepiej będzie jak wysłuch ich z pokorą. Nagle elf spytał cz umie walczyć, a dziewczyna bez problemu czy nawet zastanowienia odpowiedziała mu przerywając swoja ucztę.
- Umiem walczyć. W końcu nie ścigam mego ojca, po to by mu podziękować, a raczej w celu zabicia go, za to co mi zrobił, w co mnie zmienił. Owszem zawdzięczam mu dużo, gdyż to dzięki niemu znam parę zaklęć magicznych, oraz jak walczyć, lecz to nie zmienia faktu, że gdy tylko go spotkam z całą pewnością skończę jego drugi żywot. - mówiąc to ściskała w ręce jedną z łap martwego już wilka. Było widać, że w tej chwili była wściekła, a w jej oczach było widać chęć mordu, oraz śmierć.
- Cóż dosyć już o moim ojcu, wcześniej czy później za wszystko zapłaci. Mówisz, że zaczęli walczyć? Czyżby to wina ludzi, czy strażników? Kto zaczął? A może jest coś co było by cenną informacja w związku z tą bitwą? - po tych słowach dziewczyna dokończyła posilanie się, dzięki czemu odzyskała siły.
On coś wie. Jestem tego pewna. Pytanie brzmi czy jest w stanie zaufać mi na tyle by mi o tym powiedzieć, po tym jak mu się zaprezentowałam. Pomyślała, kątem oka patrząc w stronę Galanotha.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Serven przyglądał się krwawej ceremonii z lekkim dystansem. Stał tuż obok klęczącej Aphrael, patrzył jak przecina swoją skórę, zaznacza usta zimnym ostrzem broni. Nie pochwalał podobnych zabiegów, zwłaszcza, jeśli towarzyszy im rozlew krwi. Zamiana Czarodziejki również nie trafiła w pochwały młodzieńca. Tajemnicza aura bijąca z jej transformującej postaci nie przyciągała uśmiechu Elfa. Blondwłosy mężczyzna oceniając całą sytuację, podrapał się pod ustami, po podbródku. Nic nie mówił jak na razie, przeszedł z jednego kąta sali na drugi. Książę stanął tuż przy zamkniętych drzwiach, przyłożył ucho do grubych ścian z kamienia. Za placem toczyła się prawdziwa rzeź. Zamienieni w ghule strażnicy bronili się siejąc śmierć przed napierającym nań tłumem obozowiczów. Wojownicy, rzemieślnicy, akolici i najemnicy - każdy, kto tylko mógł, uderzał w mury mrocznej twierdzy. Kal Idrion oddychało krwią, kurzem i łomotem wojny. Uderzenia stali o stal, cięcia i świsty towarzyszyły każdemu, kto znajdował się tuż pod wejściem do środka cytadeli. Ardenal nie mógł już na to patrzeć.
- Chodźmy, panienko Aphrael. Musimy w końcu pomóc potrzebującym. Alarania nas wzywa, lud uciskany bije w bębny! Czas powrotu bohaterów! Czas pokazać złu, że dobro zawsze zwycięży!
Z pieśnią i honorem na ustach Serven jednym potężnym kopnięciem zniósł opory drzwi. Fragmenty zniszczonego wejścia rozleciały się na dziesiątki kawałków, wystrzeliły na zewnątrz. Huk niszczonych drzwi przyciągnął uwagę grupki nadchodzących z pobliża ghuli. Uzbrojeni strażnicy, sześciu, w zwartym szyku podbiegli pod schody prowadzące do siedziby zarządcy. Trójką z nich od razu zajął się zakonnik. Trzymając w obydwu dłoniach rękojeść miecza, rzucił się z góry na wbiegających wartowników. Zaczął z nimi walczyć, bronił się i atakował, gdy nadarzała się okazja do kontry. Aphrael miała dogodny moment do wypróbowania swoich sił.

Galanoth tymczasem patrzył lustracyjnym wzrokiem na młodą, kruchą sylwetkę Renae. Jej skóra przypominała delikatną porcelanę. Brukanie się krwią wilka dodawało jedynie materiałowi "dodatkowego koloru" farby. Rycerz nie zwlekał długo z tłumaczeniami.
- Nie wiem, ale zdecydowanie to nie wina koczujących tutaj ludzi. Coś zamknęło cały płaskowyż, nie można z niego uciec. Nagle wartownicy zaczęli atakować... w dodatku dwa dni temu było tutaj tyle, co nic. Istny cmentarz. Kal Idrion słynęło z tego, że było nekropolis... aż do dziś.
Awatar użytkownika
Renae
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renae »

        Młoda wampirzyca skończyła swą ucztę, wstała podeszła do strumyka gdzie obmyła się z pozostałej na twarzy oraz rękach krwi. Po czy odpowiedziała.
- W takim razie, skoro ludzie nie zawinili, a przyznam szczerze, że mimo tego co powiedziałam wcześniej moje zaufanie jest dużo większe do żyjących niż do podobnych do mnie, to chyba powinniśmy ruszyć im na pomoc. Ty z pewnością wiesz jak władać tym mieczem, ja natomiast preferuje broń krótką jeśli można to tak nazwać. - mówiąc to wyciągnęła z torby sztylet połyskujący błękitem, oraz drugi trzymany jako podręczna broń.
        Przez chwile patrzyła na błękitną poświatę sztyletu po czy spojrzała na elfa, pewnym oraz stanowczym wzrokiem.
- Przez trzydzieści lat unikałam walki. Myślałam, że będę w stanie już nigdy więcej nie uczestniczyć w żadnej walce, czy bitwie, a nawet wojnie. Szerokim łukiem omijałam te zdarzenia, lecz chyba moim przeznaczeniem jest mimo wszystko walczyć w słusznej sprawie. - spuściła wzrok by ponownie popatrzeć na ostrze. Przejechała po nim palcami, sztylet był tak ostry, że omal przeciął jej skórę.
- Galanoth jak uważasz, czy powinnam Ci pomóc czy zostać tutaj i patrzeć na tę rzeź, a może jednak powinnam odejść? Jeśli chcesz bym poszła tam z tobą, tak się stanie, jeśli powiesz bym odeszła tak zrobię. Na ogól nie słucham poleceń, lecz ty wiesz kim jestem naprawę i mimo tego mi pomogłeś, dlatego też wysłucham twojej woli. - Powiedziawszy to Renae zacisnęła rękę na klindze sztyletu, oczekując wyboru Galanotha.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Zdecydowanie potrafi umiejętnie władać mieczem, lecz z grzeczności i własnego rozumowania nigdy nie przyzna tego otwarcie. Galanoth poczuł się przez moment zawstydzony, spuścił wzrok czując na sobie przenikliwe spojrzenie Renae. Wampirzyca zachowywała się dość zwyczajnie jak na kogoś, kto przed chwilą wypił z wilka ostatnie soki krwi. Elf rozumiał to, natura potrafi być brutalna, a przynależność rasowa nie może czynić jednak podziałów. Ważne, by wszystko doskonale rozumieć i żyć z przyrodą "serce w serce". Kontakt z Renae umożliwiał mężczyźnie dokładnie poznanie krwiopijców. Ich historia, tradycja i stosunek do całej cywilizacji Alaranii - rycerz patrzył na Renae już nie pod kątem przepięknej i utalentowanej kobiety, ale także jako obiektu mówiącego wiele o nieznanej do tej pory rasie.
-Trzydzieści lat? - spytał spokojnie, wydobywając miecz z ozdobnej pochwy przy prawym biodrze. - Najszczersze wyrazy uznania, panienko. Dałbym ci maksymalnie osiemnaście albo siedemnaście... Jesteś bardzo młoda i urodziwa.
Galanoth skinął lekko głową. Wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny, aby pomóc jej przedostać się przez gęste błoto porastające szeroki dół. Mroczny lasek rosnący opodal Kal Idrion mógł być piękny, ale równie co niebezpieczny.
Elf w geście dalszego wyrażania kultury, ucałował puszczaną już dłoń. Oglądał uważnie mały sztylecik połyskujący podobnie jak jego Różyczka. Widocznie i ta broń posiadała w sobie na tyle magii, by móc reagować ze światem zewnętrznym.
-Zrób, jak uważasz. Byłoby to dla mnie zaszczytem, gdybym mógł stanąć tuż przy twoim boku i razem odmienić losy niszczejącej twierdzy. Zwłaszcza, kiedy zakon Runicznego Przymierza potrzebuje w tym pomocy... i jest ktoś jeszcze, kto także potrzebuje naszej pomocy. Ma na imię Aphrael i jest Czarodziejką. Powinna gdzieś być u podnóży bram do Kal Idrion. Jeśli się pośpieszymy, możemy ją uratować.
Przerwał na chwilę, wyciągnął wysoko miecz do piersi.
- Jeśli jednak nie chcesz, ukryj się tutaj i czekaj, aż nadejdzie koniec walki. Kopuła w końcu musi kiedyś zostać opuszczona... jak nie przez nas, to przez magów z zewnątrz.
Awatar użytkownika
Renae
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renae »

- Osiemnaście powiadasz? Tak szczerze to gdy stałam się wampirem miałam dwadzieścia pięć lat i można powiedzieć, że już od bardzo dawna mam właśnie tyle. A jeśli chodzi o pomoc, to tak szczerze, przydałoby mi sie trochę rozrywki. W końcu jak zabije ojca jeśli zapomnę jak się walczy. - zaśmiała się.
- Ta czarodziejka o której wspomniałeś, Aphrael jeśli dobrze usłyszałam, mówisz, że potrzebuje pomocy, lecz z tego co wiem czarodzieje są raczej w stanie poradzić sobie z każdym zagrożeniem. Ale dość już o tym, jeśli przyjmiesz moją pomoc z chęcią jej udzielę i pomogę ludziom, lecz z góry uprzedzam, iż nie pomogę ci w ratowaniu czarodziejki. Już i tak jestem przez nich ścigana jeśli można to tak nazwać. Mam nadzieję, że to zrozumiesz. - Renae popatrzyła na Galanotha, następnie rozejrzała się po okolicy.
        Nagle podleciał do niej Akard.
- Jeśli panienka będzie walczyć, to ujawni się panienka, nieprawdaż? Ale co ja mogę wiedzieć jestem tylko gadającym ptakiem.
- Akard czasem trzeba posłuchać głosu serca, nawet jeśli ono już nie bije. - Renae spojrzała na kruka z lekkim uśmiechem. - A teraz leć schowaj się w dobrze ukrytym miejscu, obiecałeś mi służyć, a ja tobie obiecałam ochronę, więc ukryj się i uważaj na czyhające niebezpieczeństwo. - po tych słowach wampirzyca ruszyła naprzód, pod bramy Kal Idrion.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Galanoth zmarszczył brwi. Nie do końca rozumiał powodu, czemu Renae miałaby uczestniczyć w walce. Czyżby chęć ratowania potrzebujących obozowiczów była tylko rozgrzewką przed zemszczeniem się na własnym ojcu? Wampiry naprawdę potrafiły być dziwne. Zupełnie niepodobne do bezinteresownych Elfów, czy Naturianów, stanowczo ciekawe jak na krwiopijne istoty. Tym bardziej zainteresowały spokojnego rycerza stojącego tuż przy wyjściu z lasu. Galanoth uśmiechnął się niepewnie do dziewczyny. Mimo wszystko powinien się nią opiekować, troszczyć do czasu, kiedy znów będzie bezpiecznie na płaskowyżu Kal Idrion.
- Widać niezniszczalność Czarodziei to tylko pogłoski, droga damo. Każdy z nas jest na coś podatny, tym bardziej ktoś, kto potrafi władać magią. Wbrew wszystkiemu Maga łatwo pokonać. Wystarczy do tego odpowiednia wiedza z zakresu obrony przed zaklęciami, trochę zręczności i dużo wytrzymałości. Najłatwiej jest wynająć do takiej roboty łowcę, mężnego wojownika, który zna się na walce z dystansu, albo z ukrycia. Każdy mag jest dobry do momentu, w którym nie musi walczyć o przetrwanie. Ale koniec już o moich podejrzanych informacjach.
Eks-zakonnik złapał się mocno za prawą pierś.
- Nigdy bym nie skrzywdził niewinnego Czarodzieja, tym bardziej Aphrael. To mądra, poczciwa kobieta, która na pewno przypadnie ci do gustu. Wiele was łączy, jakby nie patrzeć... Pomyśl jednak: skoro uratujesz jednego z Czarodziei, to czy przypadkiem Krąg nie odwdzięczył by ci się tym samym? Darowanie win jest jedną z najśmielszych wyrazów honoru i zwrócenia godności. Zastanów się nad tym.
Galanoth wyjrzał zza ciemnej kotary roślinności. Całe obozowisko położone pod twierdzą wrzało od ciągnącej się walki. Gigantyczne ogniska na wieżach Kal Idrion gromadziły dookoła wysokie cienie wyprostowanych strażników. Salwy podłużnych krech przecinały niebo, strzały spadały ze świstem na bijących się w dole ludzi. Ktoś z odważniejszych koczowników rzucił się na przód pierwszej linii. Brodaty mężczyzna trzymał w dłoniach gigantyczne młoty pulsujące czerwoną aurą. Bronie starły się z dziesiątką nadbiegających przeciwników. Strażnicy legli zabici od siły mocarnych ciosów Grizza.
- A więc nawet i rzemieślniczy walczą... - rzekł cicho Galanoth, wychodząc na spotkanie z przeznaczeniem. - Proszę być gotowym do walki, panno Renae. Zaraz zostanie sforsowana brama główna. Potem będzie jeszcze trudniej.
Elf nie mylił się. Na murach okalających Kal Idrion mężczyźni zamienieni w ghule liczyli sobie nawet może 50, 80...100...200 osób. Nieskończona chmara wojowników ciskała z góry strzałami i bełtami, co i raz kryli się pod kamiennymi wykończeniami odgrodzenia.
Awatar użytkownika
Renae
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renae »

        Renae przyłączyła się do walki. Wokoło było tak wielu ludzi, że dziewczyna postanowiła użyć swoich zdolności przemieszczając się z niewiarygodną szybkością pomiędzy walczącymi, lecz mimo wszystko nie użyła ich w pełni.
        Jej celem nie byli strażnicy - teraz już ghule - stojący pod bramą i walczący wręcz z ludźmi, lecz Ci właśnie który stali na murach strzelając z łuków i kusz w biednych ludzi. Wampirzyca mknęła szybko, by zabić bezmyślne w tej chwili już stwory. Skoczyła wysoko i wylądowała na murze. W ciągu paru sekund Renae zaatakowała paru strażników, błękitna klinga połyskiwała teraz rubinową krwią. Za każdym razem gdy wbijała ostrze we wrogów oni nieruchomieli jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to wszystko za sprawą mocy sztyletu, który wiele lat temu odebrała kapłance elfów.
        Dziewczyna nagle się zatrzymała, rozglądając się wokoło. W dole dostrzegła walczącego Galanotha. Przez cały czas myślała o jego słowach, ale nie potrafiła się zdecydować. Powiedziała mu, iż nie pomoże w ratowaniu czarodziejki, lecz kiedy usłyszała, że miała by znią wiele wspólnego dało jej to do myślenia. Kiedy tak patrzyła na elfa omal została trafiona strzałą, lecz w ostatniej chwili usłyszała jak przecina powietrze i szybkim ruchem uniknęła trafienia, po czym pobiegła by jak najszybciej zadać mu śmiertelny cios.
        Niespodziewanie z wielkim hukiem padła brama, a koczujący pod nią ludzie zaczęli wbiegać do środka, a tym samych natychmiast ginęli. Renae stanęła na krawędzi muru i jednym ruchem skoczyła w duł, rzucając się tym samym w prost na linię frontu atakujących.
Zablokowany

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości