FargothRóża bez kolców.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Uzbrojona grupa strażników podążała w kierunku polany na której znajdowało się ciało martwego smoka. Oddział przygotowany był do ewentualnej walki. Omri dzierżył miecz, Gattring laskę maga, Ilirinleath nałożyła strzałę na cięciwę łuku, natomiast niedźwiedź pozostał uzbrojony w to w co wyposażyła go natura. Przebiegając pomiędzy drzewami, byli już na tyle blisko celu że bystry wzrok elfki potrafił dostrzec kontury smoczego cielska, gdy niespodziewanie poraziło ich bardzo intensywne światło. Blask był tak silny iż nie dało się patrzeć w stronę z którego się wydobywał. Strażnicy zatrzymali się odwracając głowy od źródła światła by te nie uszkodziło im wzroku. Ilirinleath poczuła falę ogromnej życiodajnej energii. Cokolwiek działo się na polanie musiało być czymś niezwykłym, znacznie przekraczającym możliwości zwykłych strażników. Mimo iż targała nią ciekawość, w trosce o bezpieczeństwo swojego kapitana, wolałaby nie badać tych wszystkich anomalii. Jednak Omri był zdeterminowany i żadne argumenty nie byłyby w stanie go zatrzymać.
Intensywne światło znikło równie niespodziewanie jak się pojawiło. Wygasła także wyczuwalna wcześniej energia.
- Ruszamy! Nie zatrzymywać się! – Ponaglał kapitan.
Elfka zmrużyła oczy usiłując dostrzec co takiego wydarzyło się na polanie. Ujrzała niewyraźny złoty kształt szybko oddalający się od miejsca rozgrywanych wydarzeń. Oceniła odległość i wielkość oglądanego stworzenia. „Niemożliwe” – pomyślała, uznając że jej obserwację się nie zgadzają. Być może przez to iż przed chwilą została oślepiona, źle ocenia dystans dzielący ją od tajemniczego lotnika, lub jego gabaryty.
Strażnicy dotarli wreszcie na polanę. Ilość krwi i zniekształcone ciała wskazywały na wyjątkowe okrucieństwo potyczki jaka została rozegrana w tym miejscu, ale rzecz jasna to ciało smoka było tym co przykuwało największą uwagę. Takie zwłoki nie są czymś co spotyka się często w pracy miejskiego gwardzisty. Olbrzymi zwierz upadając na ziemię połamał dziesiątki drzew, a swym ciałem wbił się w ziemię na kilka stóp. Nawet martwy smok wyglądał groźnie. Jego ciało pokrywały czarne niczym smoła łuski. „Czy równie czarne było jego serce?” Zastanawiała się przez chwilę Ilirinleath. Z wiedzy którą posiadała na temat smoków wynikało że wygląd tych pradawnych istot często stanowił odbicie ich duszy.
- O rzesz w mordę. W domu nikt nam nie uwierzy. – Skomentował Gattrin.
Kapitan błyskawicznie ocenił sytuację uznając że melmaro stoczyli właśnie pojedynek z smokiem, który mimo tak wielu ofiar zakończyli zwycięsko.
- Gratulację panowie – Pochwalił leśnych ludzi opuszczając jednocześnie miecz – przyznaję iż dokonaliście rzeczy zaprawdę niezwykłej.
Ilirinleath rozpamiętując falę energii oraz rozbłyski jakie zostały wyzwolone w tym miejscu, powątpiewała w rozumowanie kapitana. Magia jaką ktoś musiał się tu posłużyć była niezwykle silna, tymczasem żaden z zebranych przy smoku wojowników nie wyglądał na kogoś obcującego z magicznymi mocami. U ludzi inaczej niż u elfów łatwo jest dostrzec ślady posługiwania się czarami. Rzucane zaklęcia odbijały się bezpośrednio na ich wyglądzie, gdyż ludzie w swym krótkim żywocie nie mają możliwości by w pełni opanować posługiwanie się magią. Jej arkana studiowali niejako na skróty co musiało prowadzić do odpowiednich konsekwencji.
- Kapitanie, oni nie zabili smoka. – Wyjaśniła krótko elfka. Przyglądając się licznym raną na ciele gada, stwierdziła iż na pewno nie zostały one zadane mieczem. Przypominały raczej zadrapania pazurami, ponadto nienaturalne ułożenie sylwetki bestii sugerowało skręcony kark, a żadne z znanych Ilirinleath latających stworzeń nie ląduje w tak tragiczny sposób. Smok najprawdopodobniej zginął w powietrzu i to nie magia była przyczyną jego zguby. Elfka wolała nie rozważać konsekwencji takiego rozumowania. Mało prawdopodobne było też by za śmierć tego smoka odpowiadało tajemnicze stworzenie emanujące intensywnym światłem.
Tymczasem Omri na słowa strażniczki natychmiast zmienił front, przyjmując zdecydowaną postawę względem melmaro. Ponownie dobył miecza i oznajmił stanowczym tonem.
- W imieniu prawa gadać mi tu natychmiast kim jesteście! Co tu robicie! Kto zabił smoka, a przede wszystkim gdzie jest chudy grabarz na czarnym koniu! – Wykrzyczał dokładnie w tej samej chwili gdy na polanie pojawił się kolejny z smoków.
Choć wydawało się to mało prawdopodobne nadlatujący gad był jeszcze większy od tego lezącego na polanie. Złoty, silny, groźny i dostojny roztaczał wokół siebie aurę władzy, niemal całkowicie paraliżując strażników. Mężczyzn przejmował grozą, jako że przywykli rozważać wszystko w kategoriach życia lub śmierci. Dla Ilirinleath z kolei stworzenie to stanowiło jakby część stwórcy. Istotę od której rozpoczęło się istnienie świata i której winna jest szacunek oraz posłuszeństwo.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

- To jest gdzieś jakaś inna kowalka? – Feyla udała zdziwienie. Grabarz chciał się, bawić w złośliwości to proszę bardzo, ona była na to gotowa. – I do tego taka gadatliwa? O nie. To mi działa na ambicję. Nie znoszę gdy ktoś jest w czymś lepszy ode mnie. Postaram się to nadrobić. – Odpowiedziała wesoło, jednocześnie osłaniając się tarczą przed ciskanymi w swoim kierunku pociskami z niedojrzałych jabłek. Oto do czego miała jej się przydać smocza łuska. Jej właściciel zapewne w najczarniejszych snach nie przewidywał do jakich to czynów pisane jej będzie posłużyć.
- A przy okazji zauważyłam pewną prawidłowość. – Zaczęła kowalka – Elfa nigdy nie lubiłeś, karcąc go gdy tylko nadarzała się ku temu okazja. Na lisa miałeś wręcz uczulenie, nie mogąc znieść jego towarzystwa. Za rycerzykiem też nie przepadasz i zdaje się ze nie zamieniłeś z nim ani słowa. Smoka ignorujesz tak jakby w ogóle nie istniał. Przyznaję, nie zauważyć kogoś takiego to prawdziwa sztuka. A gdy tylko do naszego księcia dołączyła jego świta, zagrzebałeś się w lesie jak borsuk na zimę. – „Tylko do mnie dziwnym trafem jakoś postanowiłeś się przyssać” dodała w duchu Feyla. - Więc wychodzi mi na to że ty masz jakiś uraz do mężczyzn? Tak? – Dokończyła kowalka broniąc się przed kolejnymi nadlatującymi owocami.
- Mówisz że nasza misja jest głupia i śmieszna? – Zaśmiała się Feyla ponieważ ona uważała dokładnie tak samo. – Dobrze wiedzieć że kieruje tobą potężna motywacja.
Wędrowali teraz niespiesznie. Wprawdzie zmierzali cały czas w stronę skąd dochodził okrzyk melmaro, ale w tym tempie jeżeli ktokolwiek tam został ranny już dawno zdążyłby się wykrwawić nim otrzymałby pomoc z ich strony. A właściwie to z strony grabarza gdyż jej wiedza z zakresu medycyny była żadna. Szli niby ramię w ramię, chociaż kowalka starała się trzymać krok za grabarzem. Była ciekawa. Podejrzewała iż ten nie ma pomysłu na dalsza drogę i jeśli puści go pierwszego w końcu się do tego przyzna. Cokolwiek mężczyzna myślał na temat jej planu porozmawiania z smokiem, kowalka była zdecydowana to uczynić. Coraz bardziej upewniała się w przekonaniu że tylko w ten sposób dowie się czegoś ważnego. Dodatkowo każdorazowe spojrzenie na trzymaną przez nią smoczą tarczę utwierdzało Feylę o słuszności swojego pomysłu.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Upłynęło zaledwie kilka sekund od krzyku rozpaczy, prośby o natężeniu zdolnym zbudzić najróżniejszych bogów, kiedy coś się wydarzyło. Niebo przysłonił dziwny kształt, o kolorze podobnym do zbroi Loringa, przybliżając się i wyraźnie powiększając.
- Smok… - Wyszeptał Pequris, zerkając na zbliżający się obiekt. Pierwszą jego myślą – zresztą tak jak wszystkich – było to, że przybył smok którego widzieli już wcześniej, a który towarzyszył blondynowi. Wystarczyło jednak, by ten wylądował, a Gotlandczycy dostrzegli olbrzymie różnice między tą bestią, a dopuszczaną. Zaczynając od kolokwialnej różnicy wielkości ciała, na jego kształcie kończąc. – Kim… Kim jesteś?
Choć mogłoby się wydawać inaczej, wojownicy ani trochę nie przerazili się smoka. Stracili jednego brata, drugi był nieprzytomny lecz żył, a jego stan był stabilny. Wszystkim co im pozostało, był ratunek Loringa. Jeśli miast tego miała spotkać ich śmierć, trudno. Nigdy nie opuściliby potrzebującego pomocy współ-klanowicza. Trójka melmaro powstawała i ustawiła się obok siebie, w skupieniu obserwując bestię i próbując odczytać jej zamiary. - Spójrzcie na Loringa… - Vernary wskazał głową leżącego mężczyznę. Każdy, kto widział jego pierwotny stan, bez problemu mógł dostrzec różnice po dziwnych, najpewniej magicznych, zabiegach przybyłej bestii. Z twarzy złotowłosego zniknęła część krwi, a następne porcje przestały się wydobywać z ran. Z ran, które… Też zniknęły. Najwyraźniej – co było w sumie oczywiste – smok był tak potężny, że mógł bez wysiłku uleczyć komuś ciężkie rany, a może nawet… Wskrzesić?
- Błagam, spróbuj pomóc jeszcze jednemu z naszych braci, ożyw go… - Bakvst odważył się poprosić tajemniczą istotę, jednak ta zdążyła się już wbić w powietrze i po prostu odleciała, jakby nawet nie zauważając obecności innych osobników. Melmaro stali jeszcze chwilę, obserwując odlot bestii, dziękując za pomoc – przynajmniej takie mieli wrażenie – złotowłosemu, i rozpaczając ze względu na to, że już nic nie uratuje Okuara.
- I… I co z nim? – W głosie Vernary’ego słychać było strach i wielką niepewność. Jak gdyby potrzebował jeszcze ostatecznego, namacalnego dowodu, że Loring żyje, że otrzymał pomoc – dosłownie – z niebios.
Pequris ponownie klęknął przy człowieku i z wahaniem pochylił się, przykładając swój policzek do twarzy wojownika, a później sprawdzając puls. Chwilę trwał w bezruchu, a później z oczu popłynęły mu wstrzymywane dotąd łzy. Łzy, które przeciął smutny uśmiech.
- Żyje… Oddycha…
Wieści… Wieści najlepsze jakie tylko mogły by być w obecnej chwili. Ich towarzysz żyje, nie umrze, nie podzieli losu Okuara… Wszyscy odetchnęli z ulgą i radością, radością, której towarzyszył jednak równie potężny smutek i ból. Coś, co zawsze towarzyszy stracie kogoś z rodziny. W końcu Gotland – jakby nie patrzeć – był jedną, wielką rodziną. Miejscem, gdzie każdy troszczyłby się o każdego. Wyjątkiem była tylko jedna osoba…
Pojawienie się kolejnych osób leśni przyjęli ostrożnie, bojowo wręcz. Zresztą nie ma co się dziwić, wystarczyło jedynie spojrzeć w koło… Błyskawicznie każdy leśny dobył ostrza i przyjął klanową pozycję. Już zamierzali wyjaśnić, że to nie oni zabili smoka, kiedy kobieta najprawdopodobniej będąca Elką, sama to wyjaśniła.
- To kim jesteśmy nie ma najmniejszego znaczenia. – Wycedził Pequris ocierając łzy. Nie zamierzał mieć ich w możliwym starciu z obcymi. – A kim wy jesteście? Opuśćcie miecze, to zrobimy to samo. W innym wypadku poleje się krew. Nie zamierzamy odpowiadać na żadne z waszych pytań.
Gotlandczycy zastanawiali się co teraz. Sytuacja była nieciekawa – w chwili obecnej tylko połowa melmaro była dyspozycyjna, z czego najsilniejszy z nich właśnie nie. A potencjalni przeciwnicy mieli elfa, kogoś wyglądającego na maga, i… Niedźwiedzia. Szanse na to, że wygrają z tym zbiorowiskiem nieludzi były dosyć marne.
Jednak akurat w chwili, kiedy zaczynało się robić nieciekawie, napięcie powstrzymał smok, który wylądował na polanie. Tym razem już ten znany smok, którego po raz pierwszy ujrzeli po opuszczeniu lasu.
- Nie wiemy, smoku. – Głos postanowił zabrać Bakvst, który do tej pory był najmniej widoczny na tle wydarzeń. – Towarzyszyliśmy z ukrycia kowalce, gdyż o to poprosił nas Loring, ponieważ ona nie widziała przeciwnika, którego – myślimy, że ty – oznaczyłeś, by nas przestrzec i zachowała się nieodpowiedzialnie, każąc każdemu iść, a samej idąc do lasu. Dla jej bezpieczeństwa staliśmy się jej cieniem, jednak wkrótce spotkała się z jakimś człowiekiem o długich, białych włosach. Dostrzegliśmy, że dobrze się dogadują, więc postanowiliśmy wrócić do Loringa, który miał załatwić sprawę smoka. Wtedy właśnie usłyszeliśmy jego krzyk i rzuciliśmy się do przodu. Tamci też to usłyszeli, ale… Jak widać… Nie spieszy im się… - Ostatnie słowa wypowiedział z buzującą wręcz wściekłością, zaciskając przy tym dłonie w pięści. – Kiedy przybiegliśmy, zastaliśmy taki widok jak ty, tj. wszędzie porozrzucane ciała i wnętrzności, jakby walczyły tutaj dwa demony. Poza tym Urgoth jest nieprzytomny, ale żyje. Myśleliśmy, że Loring umrze, nie wyczuwalny był jego puls i oddech, kiedy coś się stało… Otóż z nieba nadleciał wielki smok, który… Mu pomógł, nie potrafię wytłumaczyć. Na początku myśleliśmy, że byłeś to ty, ze względu na identyczny kolor łusek, jednak on był znacznie większy i częściowo różnił się od ciebie kształtem ciała, choćby pyskiem. Teraz Loring oddycha spokojnie, regularnie, udało się go uratować. Co… Co innego Okuar, który… Który odszedł…
Awatar użytkownika
Avalon
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Avalon »

Czarny kot siedział między drzewami i słuchał jęków mężczyzny. Cóż za ironia losu że gdy czarny kot pojawi się w okolicy spadają na wszystkich same nieszczęścia. Jednak tym razem to nie była wina pecha, a ... No właśnie czego?
Kotołaczka chciała w jakikolwiek sposób mu pomóc jednak w obecnej sytuacji czarny kot lub człowiek z torbą zawierającą resztki jedzenia i mapę z drogą do Fargoth był zupełnie bezużyteczny. Jedyne co mogła zrobić to stać i patrzeć a i było na co jednak nie można rzec iż był to widok przyjemny. Ciała poległych w tym starciu pokrywała warstwa jeszcze świeżej krwi, która była praktycznie wszędzie, a jęki mężczyzny i krzyki jego towarzyszy nie były przyjemne dla uszu zwierzęcia najchętniej by stąd uciekła ale sama nie zawędruje zbyt daleko. Kimkolwiek byli ci ludzie musiała dowiedzieć się czegoś o nich.
Po chwili w oddali rozbłysło złote światło które świeciło jaśniej niż oczy prasmoka, nabierało coraz bardziej na sile aż ujrzeli jednego z jego pobratymców.
Olbrzymi gad wylądował na polance wyrywając przy tym kilka drzew.
Avalon pierwszy raz w życiu mogła oglądać jednego z przedstawicieli tego gatunku, był on tak niesamowity dla kotołaczki, że nie mogła spuścić z niego wzroku. Towarzysze rannego zaczęli krzyczeć coś do siebie i pokazywać na rannego którego rany zaczęły się goić.
nie do wiary jak potężna jest magia tych zwierząt pobratymców prasmoka po którego łusce wszyscy chodzimy, w zaledwie dwa mrugnięcia okiem potrafią uleczyć rany co potrafiłaby zrobić zapewne garstka magów. Zwłaszcza gdy są one aż tak wielkie jak leżącego tu mężczyzny.
Nie czuła strachu przed tymi stworzeniami tak jak inni można by rzec że nawet na swój sposób intrygowały i fascynowały ją.
Na polanę przybył ktoś jeszcze, mały oddział złożony z elfa, człowieka z niewyraźną aurą, który mógł równie dobrze być magiem, lub innym stworzeniem i niedźwiedziołaka, który wyczuł w powietrzu woń jeszcze jednego zmiennokształtnego - czarnego kota, schowanego w cieniu drzew.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

=Nie, w gadulssstwie ciebie przebic sssie nie da...-odpowiedzial równie złośliwie Grabarz, akurat jeżyk to on miał cięty jak mało kto. Choćby i miał się zgubić to w życiu nie poprosił by o pomoc, męską duma mu na to zwyczajnie nie pozwalała. Druga sprawa-Grabarz wierzył, ze nie jest aż tak głupi by nie trafić na polane, po prostu nie miał na to najmniejszej ochoty i opóźniał jak tylko się da. Pomaganie nie leżało w jego interesie i w jego naturze, szczególnie jeśli nie zależało mu na osobniku któremu miał pomoc.
Powoli trawił słowa kowalki chcąc nie chcąc przyznając jej racje- nie znosił każdego z wyżej wymienionych mężczyzn, ale dla niego większość ludzi była neutralna, podobnie jak i oni. Po prostu działa mu na nerwy swoją....zwykłością i głupotą. Była różnica miedzy szaleństwem a zwykła lekkomyślnością, Adrien doskonale wiedział co robi, w przeciwieństwie do reszty drużyny. Zastanawiał się czy pozostałym mężczyznom nie jest głupio, ze kowalka przerasta ich praktycznie w każdej dziedzinie?
Zatrzymał się zastanawiając się nad odpowiedzią, ewidentnie mu się nie spieszyło. Wprawdzie nie zamierzał zdradzać Feyli dlaczego wyrzucono go z Nieba, bo bal się, ze odrzuca go także tu, na ziemi, ale jednak cos odpowiedzieć należało... -Widzisz...Nie tyle uraz co po prossstu lepiej rozmawia mi sssie z kobietami... Z resztą... to idioci nie warci mojego zachodu. Prawda była zgoła odmienna, nie lubił rozmawiać z mężczyznami bo bal się, ze któryś z nich przypomni mu Anisto, a tego by nie zniósł emocjonalnie, załamałby się do reszty. Caly czas żyła w nim jego część i nigdy nie pogodził się z tym, ze ukochany nie zyje i nigdy już nie wróci. Gdyby Crevan miał taką sposobność to najchętniej oddałby własną dusze diabłu by tylko przywrócić go do życia.
To nie było tak, ze Adrien od razu odkrył, ze lubi tez mężczyzn- bo pierwszym pocałunku gdy szok opadł wygonił sługę z pokoju, nawrzeszczał i przy okazji cisnął za nim wazonem, który na szczęście odbił się od drzwi tłukąc się w drobny mak nie robiąc nikomu krzywdy. Przez calutki tydzień chodził wściekły, struty i podminowany i każdy ze służby kto wszedł mu w drogę marnie kończył szorując wszystkie podłogi w domu.
Zgubił się nie mając pojęcia gdzie isc dalej, ale nie chciał pokazywać kowalce, ze sobie nie radzi. -Może dotrzymasz mi kroku? -Zapytał ze słodkim uśmiechem. -Albo pójdziesz przodem? Nie żebym sssię gubił czy cos... Dopowiedział szybko mając całkiem dobry humor, polubił dziewczyne czując, ze może się zachowywać przy niej swobodnie, jak dawniej. Nie miał pojęcia jaki dramat rozegrał się przy Melmaro ani ze jest poszukiwany i prawdopodobnie nie dozyje poranka.
Awatar użytkownika
Srdan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 91
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Srdan »

Co Srdana zapędziło aż tak daleko od miast i karczm w nich się znajdujących? Sam elf nie miał najmniejszego pojęcia, co go tak daleko zapędziło. Odczuwał znudzenie, trudy mimo wszystko samotnego i w sporej części nudnego życia. Wizyty po karczmach? A jak miało go takie coś zadowolić? Już za pierwszym razem, kiedy wstąpił do tej feralnej karczmy, wiedział. Wiedział, że zaglądnie do niej jeszcze kolejny, kolejny i kolejny raz. A za każdym kolejnym razem, upewniał się w tym przekonaniu. Wiedział, że dalej będzie tam zaglądał, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że się stacza. Dawniej żołnierz... Ha! Kapitan oddziału, jeden z najlepszych wojowników w całej armii. Gwardzista, momentami nawet pomagał w dyplomacji... No był bardzo użyteczny dla swojego pana... Ale wszystko to się zmieniło.
Szedł ścieżką, rozmyślał.
- Kapitanie! Przybył posłaniec, ma dla pana jakąś wiadomość. - Rzucił jeden z jego podkomendnych, wszystko pamiętał tak dobrze, że gdyby nie to, że wiedział, że są to już tylko wspomnienia to nie odróżniłby ich od rzeczywistości. - Przyprowadź go do mnie. - Krótka komenda, nawet nie popatrzył na jednego ze swoich ludzi, był zajęty, a posłaniec... Posłaniec mógł przyjść, powiedzieć co miał powiedzieć, ewentualnie przekazać jakieś pismo do niego i odchodził... Uniósł głowę słysząc za sobą wchodzącego do namiotu posłańca. Odwrócił się do niego składając ręce na piersi. - Witaj posłańcu, z czym do mnie przychodzisz? - Uniósł pytająco brew. Posłaniec najpierw podszedł do niego i podał mu list. Rozpoznał ten styl pisma, był dość charakterystyczny. Zaczął czytać. Po chwili, z każdym przeczytanym słowem jego oddech przyspieszał, a na czole pojawiały się kropelki potu, zbladł jeszcze bardziej, mimo tego, że i tak jako leśny elf należał do tej rasy, która ogółem miała bladą skórę. Przeczytał list trzy razy, albo i cztery... Za każdym razem powtarzał sobie w myślach, że to tylko sen. Jedynie koszmar, to przecież nie mogła być prawda... Jak... Uniósł wzrok znad listu na posłańca. Ten zachowywał spokój, nawet nie zareagował na to jak zaczął się zachowywać Srdan, który złożył list i włożył go za pazuchę. - Możesz odejść - rzucił łamiącym się głosem do stojącego elfa, który tylko rzucił jakąś formułkę "pożegnalną" i w mgnieniu oka już go nie było. Srdan przyklęknął, przejechał dłonią po czole i krzyknął. Krzyk ten był pełen bólu... W chwili pojawiło się dwóch elfów. - Panie, co się stało? - Podeszli do niego, ale ten ich odtrącił. - Szykujcie mi konia, zaraz wyruszam. - Starał się by zabrzmiało to stanowczo, groźnie, żeby nie śmieli nawet odmówić, ale Ci nie ruszyli się. Wiedzieli, że coś jest nie tak. Czekali, aż Srdan sie uspokoi, ale on nawet nie miał zamiaru tego robić, w oczach miał łzy, uniósł głowę i spojrzał na nich. - Na co czekacie. Idźcie albo zaraz będzie dwóch elfów do pochowania. - Groźba... Teraz zabrzmiało to na prawdę stanowczo i groźnie. Ale pobrzmiewała w tym również nuta złości, smutku, bólu... Na chwilę zapanowała ciemność... A nie, to elf zamknął oczy, dlatego tak. Otworzył je i rozejrzał się, wytarł uronioną łzę i kroczył dalej... Ale kolejne wspomnienia wróciły. - Ja, król Denaweth, skazuję cię na wygnanie. Ukarany zostajesz za opuszczenie twoich podkomendnych, bez wcześniejszego uprzedzenia osoby wyższej od ciebie rangą. Z racji twoich zasług jesteś jedynie skazany na banicję, a nie stracony. W oczach prawa, jest to zdrada. Masz jeden dzień na odejście z terenów naszego państwa, a jeżeli kiedyś tu zawitasz, zostaniesz stracony. Wyprowadzić go. - I wyprowadzili go... Bolało go to wszystko niemiłosiernie. Nie był to co prawda fizyczny ból... Ale psychiczny ból był często gorszy od tego fizycznego - bardziej wyniszczający, męczący... Był gorszy. Po prostu. Nagle usłyszał coś, czego słyszeć tu nie powinien, to nie była część wspomnienia... Mrugnął kilka razy, ten dźwięk... Przymrużył oczy i zaczął się przysłuchiwać. To był... Trzepot skrzydeł? Chyba tak... Popatrzył do góry, nad nim widział tylko coś ogromnego, przeleciało nad nim... To był smok! Był pewien. Co prawda w całym swoim życiu smoka widział dwa, może trzy razy. Nigdy z bliska, ale widział. I tego widoku łatwo zapomnieć się nie dało. Był pewien, że się nie mylił. To był na pewno smok. Mniej więcej ocenił w którą stronę ten poleciał, i ruszył w tą samą stronę. Nie minęło długo, znaczy... Po pół godziny drogi, no może trochę dłużej, znalazł się w dziwnym miejscu. Stanął na skraju, jakby polany. Widział smoka, rozrzucone obok niego części ciał... Stojących przy nim ludzi, wytężył wzrok. Chyba jacyś rycerze. Koło nich jeszcze jakaś grupka, mała zbieranina, niekoniecznie ludzie. Już z tego miejsca to widział. Jakieś... Zwierzę? Nie, hybryda, elfka, człowiek... Wróć... Elfka? Wbił w nią badawczy wzrok. Zdecydowanie elfka. Sprawdził czy miecz wysuwa się z pochwy bez problemu, zresztą, nie było innej opcji. Trzymając w drugiej dłoni swoją włócznię, którą swoją drogą kiedyś dostał za wykonanie zadania, już po wygnaniu, ruszył ku tej zbieraninie. Będąc już niedaleko dojrzał leżącego mężczyznę, kolejnego wojownika. Ale w sumie... Nie interesowało go to aż nadto. Głównie zainteresowany był smokiem, mimo wszystko z takiej odległości nie miał okazji się przyjrzeć żadnemu z przedstawicieli tej rasy. Wreszcie jednak ją miał. Mimo wszystko momentami rzucał też przelotne spojrzenia elfce, jakby upewniając się, że to na prawdę elfka. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się tutaj spotkać jakiegokolwiek elfa. A jednak. Wcale go nie niepokoiły rozrzucone szczątki, widywał gorsze rzeczy na wojnie. Zresztą, często były takie też stworzone z jego udziałem...
Będąc już dość blisko, no parę metrów, od wszystkich. Nawet nie zaszczycając spojrzeniem innych, jedynie elfkę i smoka. Rzucił - Witaj - Nie było to powiedziane we wspólnej mowie, nie. Powiedział to w języku elfów, który jak domniemał, elfka powinna znać, a jeżeli nie... Cóż, skoro sytuacja była i tak na tyle niezwykła, nie widział problemu, by móc to później powiedzieć również we mowie stosowanej przez niemalże wszystkich w Alaranii, Wspólnej Mowie, czy jak to się tam nazywało. Ale najpierw czekał na odpowiedź. Mimo wszystko, ustawił się do niej bokiem, obserwując teraz z tej odległości smoka, zafascynował go. Oglądał go uważnie, jak jakiś okaz, nie myślał nawet o tym, że gdyby ten chciał - mógłby go spopielić w mgnieniu oka, ale z pozostałymi tak nie zrobił, z nim pewnie też tego nie zrobi. O ile w ogóle go zauważy... Nadal momentami rzucał spojrzenia elfce - cóż, zainteresowała go. Po pierwsze - nie była w towarzystwie elfów, po drugie, jej strój. No i ogólna sytuacja po prostu. - Co tu się dzieje? Zapytał jeszcze we wspólnej mowie, coby móc się dowiedzieć z jakiej przyczyny jest to zbiorowisko.
Ostatecznie jego postać także może wydać się komuś ciekawa. Średniego wzrostu, średniej długości włosy... No, ze "średniości" to raczej tyle. Miał na sobie swoją starą zbroję gwardzisty, po której widać było ślady użytkowania, nie miał założonego hełmu, sam nie wiedział dlaczego.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Smok wsłuchiwał się w słowa melmaro, jednocześnie przyglądając się temu, co znajdowało się na polanie. Nie był to zbyt miły dla oka widok. ”I tak się kończy się zostawianie ludzi samych, jeśli już się wtrąciło do ich spraw. Ech, po prostu pięknie.” Nagle poczuł kolejny impuls w umyśle. Spojrzał w niebo, ale szybko spuścił wzrok. Tym mógł zająć się później.
- Przykro mi z powodu waszej straty – powiedział do melmaro.
        Wtedy dostrzegł grupę osób, które stały blisko drzew. Spojrzał w ich stronę, uważnie przyglądając się nim. ”Dwa elfy, człowiek i niedzwiedziołak. Ciekawa gromadka, choć trochę dziwne, skąd się tutaj wzięli. Człowiek i niedzwiedziołak najwyraźniej byli przestraszeni jego obecnością, czym niezbyt się dziwił. Natomiast elfy, jak to zazwyczaj elfy, wprost przeciwnie. Dérigéntirh lubił przedstawicieli tej spiczastouchej rasy, chociażby dlatego, że na jego widok nie zwykli panikować, a następnie ruszać za nim w pogoń po całej okolicy, tylko po to, aby i tak spanikować przy kolejnym spotkaniu.
        Smok zmierzył całą grupę badawczym spojrzeniem, po czym odezwał się do nich ponuro:
- Witajcie na ziemi krwią splamionej – po czym dodał w elfim języku. - Nie powinniście byli tu przychodzić, dzieci lasu.
        Powiedziawszy to, znowu odwrócił się w stronę melmaro.
- Trzeba tu posprzątać, odstawić nieprzytomnych na bok, pochować zmarłych – powiedział. - Jeśli chodzi o czarnego smoka – tu zastanowił się chwilę. - Zajmę się tym później.
        Następnie zaczął wpatrywać się intensywnie w niebo, co chwila spoglądając to w inną stronę, jakby podążał za czymś wzrokiem.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Kapitan szybko opanował targające nim emocje. Najwyraźniej uznał że skoro smok nie pożarł go od razu, to nie jest wcale taki groźny, a to z kolei dawało mu pole do działania. Na szczęście Omri na jakiś czas postanowił zignorować zachowanie wojowników. Ilirinleath irytowało wiele z ludzkich sposobów bycia jakie zdążyła poznać w czasie służby w mieście. W mentalności człowieka przede wszystkim zakorzenione było fałszywe poczucie dumy, potrzeba dominacji i panowania nad sytuacją. Jej kapitan oraz wojownicy zgromadzeni na polanie gotowi byli stoczyć zupełnie niepotrzebny pojedynek tylko po to aby udowodnić sobie który z nich ma prawo zadawać pytania. Czyżby w ich mniemaniu wyjawienie swojego imienia i zamiarów było ujmą na honorze? Doprawdy niezwykłym był fakt że przy takich normach obyczajowych cywilizacja człowieka wciąż funkcjonuje.
W każdym razie przy problemie z smokiem postawa wojowników wydawała się bez znaczenia, stąd też kapitan Omri zwrócił się bezpośrednio do olbrzymiego stwora z właściwym sobie wyczuciem dobrego smaku.
- Gadaj natychmiast jakie są twoje zamiary względem miasta ohydna kreaturo! Wiedz jednak iż bez względu na wszystko nie uda ci się go zając. Nawet jeśli spalisz dziesiątki domostw i wymordujesz setki mieszkańców, ci ocaleni nadal będą z tobą walczyć. A to nie wszystko. Fargoth ma nie tylko wielką armię ale posiada także licznych sojuszników, którzy z pewnością przyjdą im z pomocą. – Do dyskusji z smokiem Omri zabrał się fatalnie. Mało tego kłamał mu prosto w oczy. Fargoth nie posiadało sojuszy. Nawet oni byli tu tylko po to aby podpisać umowy handlowe a nie militarne. Zresztą niewielkie państewko Omriego i tak nie mogło stanowić liczącego się wsparcia. Co gorsza Ilirinleath podejrzewała że smok doskonale potrafi wyczuć oszustwo, będąc zdolnym do przeniknięcia zamiarów człowieka.
Kolejny raz musiała ratować swojego kapitana robiąc to na tyle dyskretnie by ten przekonany pozostał o tym iż doskonale poradził sobie z panującą sytuacją. Elfka dopiero teraz uświadomiła sobie że cała trójka strażników przez cały czas dzierży broń, a ona sama celuje z łuku do smoka.
- Gattrin – szeptem zwróciła na siebie uwagę maga, pokazując mu jednocześnie ze powoli odkłada na ziemię swój łuk, a on powinien uczynić to samo z trzymanym kosturem. Na szczęście jej towarzysz posłuchał. I tak nie dysponował żadnym zaklęciem mogącym zaszkodzić smokowi. Przyjmowanie dodatkowo wrogiej postawy w niczym by im nie pomogło. Ilirinleath usiłowała uspokoić również Bara, ale niedzwiezdiołak o dziwo zupełnie nie był zainteresowany smokiem. „Szukam kotki” usłyszała elfka w odpowiedzi, co brzmiała zupełnie bez sensu. Cokolwiek robił niedźwiedź raczej nie powinno im zaszkodzić.
- Kapitanie, smok cię nie zrozumie. – Zwróciła się do Omriego. Wprawdzie smoki władały językami wszystkich istot ale nie znaczyło to wcale ze komunikacja z nimi była prosta. Po pierwsze miały zupełnie inne wyczucie miar takich jak wielkości czy dystans. Po drugie ich moralność była zupełnie inna, gdyż kierowały się prawami z dawnych lat a nie normami wytyczanymi przez człowieka. A najważniejsze że lubowały się w swoistej etykiecie którą Omri właśnie podeptał po całości. – Pozwól mi z nim mówić. – Elfka Spróbowała nakłonić kapitana. Pozdrowienie wypowiedziane przez smoka sugerowało że ma pewne szansę w wzajemnych negocjacjach.
- Yh… zgoda. – Niechętnie odrzekł kapitan.
Dopiero na wzmiankę o drugim z elfów, Ilirinleath zwróciła uwagę na Srdana. Tyle spraw zajmowało teraz jej głowę iż nie zdawało sobie wcześniej sprawy z jego obecności. Kimkolwiek był biła od niego pewność siebie. W chwilach gdy ona starała się postępować powoli i ostrożnie, czując iż stąpa po cienkim lodzie oddzielającym ją od katastrofy, nieznajomy elf wkroczył na środek polany jakby to była leśna biblioteka i nie zważając na obecność gotowych do walki ludzi zwrócił się z powitaniem do niej. Odważny albo szalony, Ilirinleath nie mogła poświęcić mu w tej chwili więcej niż skinięcia głową.
Stanęła wyprostowana przed smokiem, ukazując mu swoje dłonie w których nie trzymała żadnej z broni, po czym oznajmiła delikatnie się przy tym kłaniając.
- Witaj szlachetny pierworodny. Jestem Ilirinleath z lasów Adrionu. Przybywamy z Nowej Aerii. Moi towarzysze reprezentują tamtejszą straż miejską, a obecnie pragną pomóc mieszkańcom Fargoth w ich … ehm … problemach. – Elfka czuła się nico zakłopotana wiedząc iż smok doskonale zdaje sobie sprawę jakie kłopoty ma na myśli. - Nie żywię względem ciebie ani twoich towarzyszy żadnej urazy. Poszukujemy człowieka zwanego grabarzem który uczynił wiele złego miejscowej ludności. Naszym celem jest doprowadzenie tej osoby przed wymiar sprawiedliwości.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Do, i tak już licznego, grona osób zebranych na łące dołączyła jeszcze jedna osoba, z wyglądu również elf, a ubioru wojownik. Jednak leśni nie zamierzali nikomu z obcych poświęcać jakiejkolwiek uwagi. W tej chwili obchodzili ich jedynie pozostali Gotlandczycy.
- Te ścierwa nie zasługują na jakikolwiek pochówek, a jedynie na spalenie i przerobienie w proch… - Odezwał się z gniewem w głosie Bakvst, zaciskając dłonie w pięści, po czym spojrzał na zwłoki Okuara. – Co do pogrzebu… My… Gotland… Tam skąd jesteśmy, takie wydarzenie jest obchodzone w szczególny sposób, a ceremonia zawiera kilka elementów niezbędnych do odbycia się, które w całokształcie służą oddaniu czci i szacunku poległemu. Zajmiemy się tym, ale najpierw musimy ocucić Loringa i Urgotha, gdyż każdy z nas musi wziąć udział w pogrzebie. Zajmiemy się tym, a ty smokiem…
Kończąc mowę, leśny podszedł do leżącego blondyna i kucnął przy nim, dotykając jego twarzy i odzywając się delikatnie.
- Loring, bracie, słyszysz mnie? Otwórz oczy, już z tobą wszystko dobrze, tak? Wstawaj, musisz… Musimy coś zrobić… - Spojrzenie wojownika spoczęło na mieczu towarzysza, a później na przymocowanej do zbroi mężczyzny, pochwy. „Powinien wrócić na miejsce…” Bakvst powoli zbliżył dłoń do rękojeści, z zamiarem ujęcia jej, kiedy – gdy ciało wojownika znajdowało się już prawie przy niej – ta nagle rozbłysła błyskawicami, sykami odstraszając potencjalnego nie-właściciela i ostrzegając przed konsekwencjami wzięcia broni do ręki.
- Spokojnie, nie mam złych zamiarów. – Wyszeptał cicho człowiek, starając się, by jego głos był wiarygodny i spokojny. Każdy Gotlandczyk wiedział, jak potężne jest ostrze Loringa, i że tylko on może trzymać je w dłoniach. – Na swój tytuł, przysięgam, że chcę cię tylko odłożyć tam, gdzie twoje miejsce, czyli do pochwy przy Loringu, to wszystko.
Leśny odczekał chwilę, po czym – jeszcze ostrożniej niż za pierwszym razem – zbliżył dłoń do rękojeści, jednak tym razem nie napotykając żadnego oporu. Chwycił miecz i jak najszybciej włożył go na swoje miejsce, obracając przy tym delikatnie blondyna, gdyż pochwa znajdowała się na jego plecach, jak zawsze, gdy tylko miał na sobie zbroję.
Tymczasem – z drobną pomocą Vernary’ego, który, jak widać, skutecznie używał metody mówienia i klepania po twarzy – Ur zaczął odzyskiwać świadomość, co objawiało się krótkimi jękami i ruchami.
- Budzi się! – Krzyknął, obserwując brata. – Najwyraźniej jest w lepszym stanie od Loringa, więc będzie mógł nam wszystko opowiedzieć…
- Dowiemy się, co tutaj miało miejsce, oraz jak… Jak zginął… - Pequris nie mógł dokończyć zdania, nie mógł wymówić imienia poległego towarzysza, brata którego ciało trzymał właśnie w swoich ramionach, ze względu na to, że chciał przybliżyć je do swej rodziny, nie zostawiać leżącego samotnie… - A kiedy Loring się obudzi, wyprawimy pogrzeb…
- Loring wciąż się nie budzi… - Odezwał się cicho Bakvst, lustrując nieustannie twarz Gotlandczyka. Swym płaszczem oczyścił ją ze znacznej ilości krwi, przez co teraz wyglądała tak, jak zastygła podczas zwyczajnego snu.
- Ogh, co się stało…? – Jęknął Urgoth, otwierając w końcu oczy. Chwilę jeszcze leżał, po czym – z widocznym trudem – przyjął pozycję siedzącą, wzrokiem omiatając wszystkich zebranych na miejscu. – Skąd tu tyle ludzi? Gdzie… Okuar! Gdzie jest Okuar, trzeba mu pomóc, był ciężko ranny, gdzie jest…
Dopiero teraz wzrok leśnego napotkał pobratymca, wojownika znajdującego się na ramionach Pequrisa, z twarzą zastygłą w wyrazie bólu i nieruchomymi kończynami. Z jestestwem niemo wykrzykującym słowo „Śmierć.
- O… Okuar…
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Grabarz posiadał jeszcze jedną cechę charakteru, która nieco peszyła kowalkę, ponieważ sprawiała, że zdawał się on bardziej kobiecy od niej. Były nią huśtawki nastroju. Mężczyzna zupełnie niespodziewanie z dobrego humoru popadał w przygnębienie i melancholię. Nawet wtedy, gdy Feyli wydawało się, że powiedziała coś zabawnego, w grabarzu uruchamiała się tajemnicza nutka wspomnień z przeszłości potrafiąca całkowicie zburzyć atmosferę. Wzmianka kowalki o jego stosunkach z mężczyznami miała mu dokuczyć a nie wprowadzić w depresję. Feyla uznała że powinna bardziej uważać na to, co mówi.
- Pewnie się nie spodziewasz, ale ja też jestem wyrzutkiem. Moi rodzice sprzedali mnie tylko po to, żeby ratować własną skórę. Latami oszukiwali chłopów, a gdy ci wreszcie zrozumieli co jest grane i przygotowali dla mego ojczulka śliczny powróz na szyję, mój kochający tato posunął się do ostatniego oszustwa ze mną w roli głównej. Naobiecywał spłacić długi, a mnie zostawił jako zakładniczkę swoich deklaracji. A potem uciekł z zyskiem na drugi koniec świata zapominając, że ma córkę. Wtedy wydawało mi się to podłe i strasznie niesprawiedliwe, ale dzięki takim wydarzeniom wiem, że nawet najgorsze rzeczy można przekuć w coś pozytywnego - Feyla sama była zaskoczona faktem że właśnie próbuje grabarza pocieszyć. - Przynajmniej zrozumiałam, jakiego pokroju ludźmi byli moi rodzice. No i nie muszę spędzać z nimi reszty życia sama, stając się podobna do nich, a przy tym udając, że wszystko jest w porządku. Ostatecznie miałam to szczęście, że przygarnął mnie Nurdin i jestem tym, kim zawsze chciałam być. Myślę, że złamane serca leczy się podobnie do złamanych mieczy. Takie ostrze można zgrzewać czy spoić w sposób prowizoryczny ale najlepiej jest przetopić i wykuć miecz od początku wykorzystując pozostałości tego, co przetrwało z nieszczęścia. - Kowalka była marnym psychologiem, przez co nic więcej nie potrafiła powiedzieć. Zrównała się krokiem z grabarzem kilkakrotnie trącając go delikatnie ramieniem jakby chciała dać mu do zrozumienia, że powinien się uśmiechnąć.
Wprawdzie oboje wlekli się niemiłosiernie ale cały czas zbliżali do polany na której rozegrała się walka. Byli już na tyle blisko, że wyraźnie mogli dostrzec postać złotego smoka.
- Aha, słaby punkt mojego planu właśnie się ujawnił. A właściwie to planu Loringa, bo mój był dużo lepszy. Ciekawe, jak wyglądała jego głupia mina, gdy przemawiał do chłopów o tym jak zabił smoka w czasie, w którym ten wylądował mu za plecami - zastanawiała się głośno Feyla. Pojawienie się smoka wszystko komplikowało. Ciekawa była, co takiego się wydarzyło że bestia postanowiła się ujawnić w najmniej dogodnym do tego momencie.
Awatar użytkownika
Srdan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 91
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Srdan »

Z łatwą do zauważenia pogardą w oczach zlustrował spojrzeniem niemalże wszystkich tu zebranych - nie zaliczając jedynie do nich takich person jak smoka i elfkę. Na ludzi... Niemalże zawsze reagował właśnie z pogardą, w jego oczach byli słabi, głupi oraz nieporadni. W większości przypadków, niektórzy prawda, nie byli głupcami, jednak przeważająca większość ludzkości taka w jego oczach właśnie była.
Mimo wszystko, po takim dłuższym przyglądaniu się całej sytuacji, a zwłaszcza zainteresowała go grupka rycerzy - bo ogółem, początkowo zainteresował się niedźwiedziołakiem, a nawet przez chwilę czarodziejem - w końcu nie sposób było poczuć magię którą w sobie posiadał. W sumie, wystarczy mu do tego zmysł, który w miarę był na magię wyczulony, jednak szybko uznał, ze Ci nie zasługują na jego cenną uwagę - dlaczego Ci rycerze tak go zainteresowali? Bo mimo wszystko widział w nich trochę godności i szlachetności. Ubolewali nad poległymi towarzyszami - cecha godna elfa. Cecha godna wojownika, żołnierza. Nie interesowało ich trochę to co dzieje się wokół, starali się pomóc swoim towarzyszom. W oczach Srdana, zasłużyli tym na jakiś szacunek... W końcu, co dla żołnierza jest ważniejsze niż wierność swoim towarzyszom broni? W końcu takowi powinni być dla drugiego jak rodzina, nie zawsze pożądana ( chociaż pożądana być powinna ) ale jednak, jak rodzina.
Dojrzał kątem oka skinięcie głową ze strony elfki, poniekąd zdziwiło go jej zachowanie, to jak przemawiała do niektórych tu zebranych... Zdał sobie sprawę z tego, że należała do tej małej kompanii, i nie była najwyższa rangą wśród nich. No cóż, w jego oczach to nie było niczym dobrym, jako elfka powinna wśród mimo wszystko - istot ludzkich, dominować. W końcu była elfką, a on sam uważał elfów za rasę... Wyższą w jakimś stopniu, a na pewno nad ludźmi, których w większości nie respektował.
- Witaj, sunący po przestworzach - tak jakoś przyszło mu do głowy go nazwać - ziemia krwią splamiona, nasiąknięta nią, to coś co dla żołnierza jest powszednim posiłkiem, nie mam się czego lękać. Zaszczyt to, móc z takiej odległości zobaczyć smoka. - Oczywiście przemówił w tym samym języku, w którym przemówił do nich smok - elfickim języku. Tylko on i elfka w sumie mogli go zrozumieć, i tylko smok i elfka mogli teraz zrozumieć słowa dawnego gwardzisty.
- Czego szukasz, smoku - dodał jeszcze po chwili, widząc jak smok intensywnie wpatruje się w niebo, widocznie czegoś wzrokiem się doszukując. Czekając w sumie na odpowiedź, wrócił znów wzrokiem do elfki, uważnie taksując ją wzrokiem, oceniając, znowu. W sumie, lubi oceniać innych. Ostatecznie, wolał to jednak robić przy rozmowie, a w ostatnim czasie - przy dobrym trunku... Albo raczej nie tyle dobrym, co po prostu - przy trunku. Ale jaki miał wybór elf na wygnaniu? Odpowiedź jest prosta : żaden. To, że czasem miał szansę wyłapać jakieś zadanie, czasem ktoś potrzebował najemnika, do różnych celów - oczywiście, wszystkiego nie przyjmował, nie mógł wszystkiego robić. MImo wszystko jakieś tam zasady miał, i przeciwko biedocie, czy niewinnym wystąpić po prostu nie potrafił. Wracając do elfki, zauważył, że ta nie jest delikatną osóbką, oczywiście - jako kobieta, zwłaszcza takiej urody, miała w sobie wiele delikatności, ale bez problemu wypatrzył u niej mięśnie, które nie były efektem krótkiej pracy nad sobą. Chwilę musiała poświęcić, by wypracować te mięśnie. W sumie zaciekawiło go to, lubił osoby nad sobą pracujące. On sam, mimo tego, że od wielu lat był na wygnaniu dalej nad sobą pracował. Szlifował umiejętność walki włócznią, zwinność, siłę, wszystko nadal na wysokim poziomie. Wiele wyniósł oczywiście ze służby wojskowej, ale utrzymanie tego co wypracował było już jego, i wyłącznie jego zasługą. No i mimo wszystko, chociaż to, że ostatnio lubił wypić, nadal trzymał świetną formę, wiedział, że gdyby przestał to robić, stoczył by się strasznie szybko, straciłby szacunek do siebie samego, i pewnie nie widziałby sensu dalszego żywotu, ale na szczęście, wiedział, że nie może tego zrobić. Kochał życie mimo wszystko.
Chciał zapytać, co tu robi, ale uznał, że byłoby to dziwne... W sumie, jej słowa skierowane do smoka go zaintrygowały, więc doszedł do wniosku, że poczeka zarówno na odpowiedź skierowaną do elfki, i do niego.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

W głębi serca musiał przyznać jedno-zazdrościł Feyli jak nikomu w świecie. Ona też nie miała łatwego życia, jednak mimo wszystko nie próbowała zemścić się za krzywdy jakie ją spotkały ze strony rodziców, odzyskała spokój ducha, który był dla Adriena niemożliwy do osiągnięcia. Miał cichą nadzieję, że gdy zabije własnego ojca poczuje się choć trochę lepiej, że choć na chwilę mu się poprawi. Wiedział jednak, że ojca nie sięgnie- ten drań siedział w zamku nie zamierzając wyściubiać spoza niego nosa najwidoczniej bojąc się, że pogłoski o tym, że jego syn żyje są prawdziwe. Crevan nie potrafił zrozumieć jak Feyla mogła im wybaczyć...Atmos Crevan był aniołem zimnym i wymagającym, dbał o wykształcenie syna, ale nigdy nie okazał mu żadnego rodzicielskiego uczucia. Mimo, że był z synem jak dwie krople wody byli zupełnie różni z charakteru.
Białowłosy od momentu przybycia na ziemię nie przespał spokojnie ani jednej nocy, miał koszmary w których ukazany był każdy szczegół egzekucji jego i Anisto, budził się z krzykiem lub czasem z bezsilności płynęły mu łzy, do których oczywiście nigdy by się nie przyznał. Codzień rano widział zimne oczy mordercy, w których odbijała się każda z zabitych przez niego dusz wołając o pomszczenie jej. CCzasem żałował, że ma tak mocną głowę i nie może się upić by po prostu o tym zapomnieć.
-Nie każdy potrafi wybaczyć...-odpowiedział dziewczynie nie zamierzając zdradzać nic więcej, mimo wszystko nie ufał jej aż tak by zdradzić co zrobił. I ona jemu też nie powinna, zdradził by ją bez najmniejszego wahania gdyby miał w tym korzyść, dla niego ludzie z którymi przebywał byli tylko marionetkami w dążeniu do celu. Małymi, niewiele wartymi laleczkami, których los był mu całkowicie obojętny.
" Naprawić serce jak stal? Ah...czyżby to w ogóle możliwe? Chciał się podzielić tym przemyśleniem z dziewczyną, ale zobaczył smoka, więc kompletnie stracił rezon do gadania. Miał dziwne wrażenie, że cały świat sprzysiągł się dzisiaj przeciw nim. -Świetnie...-mruknął pod nosem marząc by pozwolono mu zostać w cieniu, by nie musiał wychodzić do ludzi. Ale skoro musiał...to wolał mieć to już za sobą. -No to zobaczymy co mają nam do powiedzeniaaa, hihihi..., chodź, Mortem.-pociągnął lekko za uzdę konia i z nieco dziwnym uczuciem ruszył na polankę mogąc to co widział określić w bardzo prosty sposób-pobojowisko. Brew mu lekko drgnęła, ale milczał czekając na jakiekolwiek wyjaśnia, cokolwiek.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Zabawa zwana przez smoków firinthirth, co w ich ojczystym języku oznacza „małe łowy”, a także „jak równy z równym”, jak wszystkie inne szykowała młode smoki do dalszego życia. Dérigéntirh przeczesywał niebo wzrokiem, starając się odnaleźć odpowiednie miejsce. Iluzja wielkiego smoka była bardzo dobra, rzadko kiedy można było wyłapać jakiekolwiek zakłócenie w obrazie. Bardziej przydatna w poszukiwaniach była natomiast jego aura, która, choć mocno osłabiona, nadal pozostawała widoczna. Uznał jednak, iż tą sprawą naprawdę musi się zająć dopiero potem.
        Pierwszym, co zwróciło uwagę smoka, były słowa melmaro.
- Jeśli nie szanujesz śmierci, nie oczekuj, iż ona poszanuje ciebie – odpowiedział. - Dla niej nikt się nie różni, każdego traktuje tą samą miarą.
        Następna wypowiedź należała do człowieka, który należał do grupy nowo przybyłych. Nie była ona zbyt przemyślana, zarówno w sensie użytych w niej określeń, jak i tego, w jaki sposób chciał przekonać smoka. ”Czy on naprawdę myśli, że zdoła oszukać w tak prosty sposób dwutysiącletnie stworzenie, posiadające góry wiedzy oraz wykrywające kłamstwo wzrokiem? Zabawne.” Tutaj nie musiał nawet nawiązywać kontaktu wzrokowego, aby stwierdzić, że ten kłamie. Obrócił jednak łeb w ich stronę i przyjrzał im się dokładnie. Cała piątka trzymała w rękach broń, nie pomijając elfki, która celowała do niego z łuku. Choć wiedział doskonale, jak elfy posługują się łukami, nie obawiał się zbytnio.
        Kiedy elfka i jeszcze jeden człowiek odłożyli broń, przyjął to z zadowoleniem. Nie miał zamiaru z nimi walczyć. Elfka zwróciła się do niego w stylu, który już o wiele bardziej się mu spodobał. A co najważniejsze, wyjawiła swoje imię i zamiary, czego inni ludzie nie zrobili. Jednakże, kiedy wspomniała o grabarzu, parsknął. ”Ironia losu.” Po chwili drugi elf także się do niego zwrócił, tym razem po elficku.
- Witaj, Ilirinleath z Adrionu – powiedział. - Witaj i ty, elficki żołnierzu. Szukam tego, czego szukam, nie w twoim jeszcze leży to interesie, choć niedługo może się w nim znaleźć. Ilirinleath, powiedz mi, dlaczego szukacie tego grabarza, co takiego uczynił, że sprawiedliwość się o niego upomina?
        Jednocześnie katem oka dostrzegł grabarza, wjeżdżającego na polanę, co sprawiło, że zaczął się zastanawiać, dlaczego Los w tym dniu tak bardzo lubi z nim pogrywać.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Kapitan Omri był wściekły. Nie przywykł do tego iż wszyscy wokół lekceważą jego polecania, czy też ignorują go nie racząc odpowiedzieć na zadawane przez niego pytania. Ilirinleath niemal wyczuwała złość i irytację swojego dowódcy, zdając sobie sprawę iż ten lada moment eksploduje gniewem, a próba powstrzymania emocji Omriego przypominała powstrzymanie lawiny kamieni. Elfka miała już tego dość. Służyła człowiekowi długo i wiernie, na tyle że mogła uznać iż jej dług został spłacony. Nie przysięgała przecież całe życie myśleć za kapitana i naprawiać jego błędy. Jak większość ludzi Omri był niecierpliwy i porywczy. Cenił sobie siłę i władzę za nic mając uprzejmości i etykietę. Jeśli tym razem zrobi coś głupiego będzie zmuszony samemu ponieść konsekwencję swoich działań.
- Osobnik ten dopuścił się wielu niecnych uczynków. – Ilirinleath odpowiedziała smokowi. Póki co zwierz nie zdradził swojego imienia, a na pytanie zadane mu przez elfa zareagował bardzo chłodno. Najwyraźniej jego pobyt na terenach Fargoth owiany był jakąś tajemnicą, a to z kolei sprawiało iż elfka nie mogła mu w pełni zaufać. – Jesteśmy na tych ziemiach ledwie kilka dni a zewsząd dochodzą do nas informację o zbrodniach popełnionych przez rzekomego grabarza. Poczynając na wielokrotnym morderstwie bezbronnych mieszkańców wsi, po kradzież, porwania, gwałty i niszczenie mienia. Nawet jeśli tylko część z przypisywanych mu zarzutów jest prawdą, wystarczy to by postawić go przed sądem.
- Dość tego! – Nie wytrzymał Omri. - Nie przyszliśmy tu się przed tobą spowiadać gadzie! Utrudniasz śledztwo, a zatem zostajesz oficjalnie uznany za wroga korony. – Elfka nie wierzyła w to co słyszy. Czyżby kapitan miał zamiar sam zaatakować smoka? Byłby aż tak lekkomyślny by skazać siebie i całą ich trójkę na pewną śmierć?
- Hej! Hej! Już jesteśmy. – Kobiecy głos przerwał napiętą sytuację. Ilirinleath odwróciła się w stronę wołającej, dostrzegając kowalkę i osobnika którego poszukiwali. Wprawdzie informację jakie posiadali na temat wyglądu grabarza były dość szczątkowe, ale tego osobnika nie dało się pomylić z nikim innym. Kapitan Omri natychmiast przystąpił do aresztowania, nie bacząc na to iż przed chwilą rzucił wyzwanie smokowi i grupce rycerzy. Nagle wszyscy oni przestali się liczyć. Pozostał tylko on, grabarz i potrzeba wymierzenia sprawiedliwości. Elfka spuściła głowę z bezsilności. Dostrzegła też zakłopotanie z strony maga i niepewność bijącą od niedźwiedzia. „To właśnie jest nasz dowódca” Pomyślała z wstydem.
- Stać! W imieniu prawa jesteście aresztowani! – Krzyknął Omri do dwójki obcych. – Zapłacicie za wszystkie uczynione zbrodnie! – Dopiero podbiegając bliżej, kapitan dostrzegł Feylę. Wobec kobiet zachowywał się zawsze w sposób szczególny, natychmiast zmieniając strategię gdy tylko ujrzał ładną buzię. – Znaczy ty jesteś aresztowany, a ty zacna niewiasto o nic się nie martw. Już wkrótce uwolnimy cię od tego bezwzględnego porywacza.
„Jest przekonany że grabarz ma zakładniczkę” zrozumiała elfka. Ilirinleath czuła się niezręcznie. Zakłopotana spoglądała to na smoka to na wysokiego elfa . Najchętniej zapadła by się z wstydu pod ziemię byle tylko nie oglądać dalszego rozwoju sytuacji. Bez znaczenia pozostawał tu fakt iż to człowiek wykazywał się wybitną głupotą. Ona jako jego doradczyni pozostawała odpowiedzialna za całe przedstawienie jakie urządzał jej kapitan. Spuściła głowę przyglądając się bezradnie swoim butom. Jeśli była winna to niestety ale musi teraz chwycić za łuk i ratować tego irytującego człowieka.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Dérigéntirh Bagrintharer Méa-o'shoukan.” Spokojny głos bez większego trudu przedarł się do świadomości smoka, przy okazji wymawiając perfekcyjnie jego pełne miano, dodatkowo nadając mu swoistego akcentu, obcego wśród alarańskich istot. „Zaraz wywiąże się tutaj konflikt, konflikt którego my nie dotyczymy, którego nie będę oglądać. Muszę cię o coś zapytać, jednak nie wyjaśnię ci do czego tutaj dokładnie doszło, to zrobi sam człowiek, jeśli zechce. Jego ciało nie zniosło mej obecności w nim i już byłby martwy, gdyby nie przybycie smoka o wyjątkowych zdolnościach uzdrawiających. Tylko dzięki niemu melmaro wciąż żyje, jednak nie budzi się, ponieważ zostały uleczone jego rany, nie ślad mego bytu. To minie z czasem. Wyczułem w tej bestii żywotne powiązanie z tobą, wskazujące jednoznacznie na to, że jest z tobą spokrewniony. Czy wiesz, kto to był? A przechodząc do sedna – najwyższy czas ruszać naprzód. Loring musi odnaleźć to czego szuka i zaznać spokoju, a ja później wrócić do mej krainy. Musisz podjąć szybką decyzję, czy ruszasz z nami, czy zabierzesz ich na swym grzbiecie? Możesz mieć wiele pytań, na niektóre być może udzielę odpowiedzi, jednak twoja musi pojawić się teraz. Jednakże powinieneś najpierw choć trochę poznać Loringa i to co dla niego ważne. Skup się, a ujrzysz odpowiedzi.
Do głowy smoka zaczęły wpływać obrazy, odczucia, myśli, jednym słowem – wspomnienia, tak jasne i wyraźne, jakby toczyły się właśnie w chwili obecnej, a on siedział w pierwszym rzędzie.
- Loring, Imimur, strawa! – Głośny i stanowczy głos ojca dobiegał z domu i był znakiem, że już najwyższa pora zakończyć zabawę i udać się na spożycie jadła. Nastoletni Loring odkrzyknął szybko „Już idziemy!”, po czym uśmiechnął się do młodszego braciszka, który wpatrzony był w położoną u stóp wzgórza rzekę. – Na co tak patrzysz, Imi?
- Ten widok jest taki śliczny… - Małe usta wykrzywiły się w uśmiechu. – Fajnie byłoby się tak sturlać po trawie, do samego dołu, prawda? Może tak zrobimy? Tak, zróbmy tak! – Imimur już szykował się do wykonania swoich planów, kiedy stanowcza ręka blondyna odciągnęła go od łagodnej krawędzi.
- Nie można tak Imi, zapamiętaj to sobie! Może i zbocze nie jest strome, ale jest tak wysoko, że zrobiłbyś sobie poważną krzywdę, a nawet umarł. Poza tym jest obiad, musisz się najeść, by mieć siłę i zostać wojownikiem, tak? No, już, idziemy braciszku, inaczej cię zaniosę.
„Heh, zawsze to samo… Najpierw robi, potem myśli. Choć niejeden jego pomysł jest taki, że gdyby go zrealizował, nie miałby już możliwości pomyśleć. Cały on.”
- No dobrze. – Imimur uśmiechnął się i biegiem ruszył do domu, powodując tym jeszcze większy uśmiech na twarzy złotowłosego „Co za brzdąc…” i sprawiając, że i on postanowił jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Co tak długo, myślałem, że będę musiał po was pójść. Nie wiecie, że nie wypada kazać czekać komuś, kto przyrządza wam posiłek, ciężko przy tym pracując? Swym zachowaniem okazujecie brak szacunku matce, co nie przystoi jej dzieciom, a już tym bardziej mężczyznom. Idźcie najpierw umyć ręce, wiadro stoi tam gdzie zawsze, tylko szybko. – Ojciec zmarszczył niezadowolony brwi, oschle witając dzieci. Od zawsze wielką wagę przykładał do zachowania i odpowiednich manier, reprezentujących sobą pozycję rodziny, szanowanych i zamożnych kupców królestwa.
- Tak jest, ojcze, przepraszamy… - Skruszony Loring pochylił jedynie głowę, lekkim trąceniem nakazując zrobić to również Imimurowi, jednak ten po prostu usiadł przy stole i chwycił w dłoń leżące na półmisku mięso, zaczynając jeść. – Imimur! O… Ojcze, przepraszam za niego, to moja wina…!
*****
- Rany, dlaczego mamy tutaj siedzieć? Nudzę się… Nie możemy iść do karczmy? – Grymas niezadowolenia przeszył twarz Imimura.
- Nie, Imi… Za chwilę przybędzie nauczyciel, a ty zrobisz WSZYSTKO, by wypaść jak najlepiej. Edukacja jest ważna, zwłaszcza dla kupców, którymi kiedyś zostaniemy. Zachowuj się, nie jesteś już dzieckiem, jednak charakter wciąż masz ten sam… Musisz nad sobą pracować, a przede wszystkim panować, byś nie przyniósł ojcu wstydu.
Loring zamierzał jeszcze coś dopowiedzieć, kiedy do pomieszczenia spokojnym krokiem wszedł starszy – na oko w podeszłym już wieku – mężczyzna, trzymając pod pachą jedną, wielką księgę. Omiótł wzrokiem mężczyzn, skupiając się na szatynie, który nie pokłonił się przed nim, zgodnie z panującym zwyczajem.
- Pan Imimur i pan Loring, jak mniemam. – Odezwał się harmonijnym głosem i usiadł na przyszykowanym wcześniej miejscu. – Nazywam się Ukanag i – na prośbę waszego ojca, a mojego przyjaciela – od dziś będę was uczył… Mam nadzieję, że będziemy się dogadywać, a wy dawać z siebie wszystko na zajęciach, gdyż wasz ojciec płaci za to dużo pieniędzy. Oh, i na początek, panie Imimurze… Oczekuję szacunku, który mi się należy, a którego okazywanie jest powinnością. Przy następnym spotkaniu, weź przykład z brata, bo pierwsze wrażenie zrobiłeś na mnie… Niewystarczające.
- Ja… Przepraszam za brata… - Wybąkał Loring, jednak nie dał rady dokończyć, gdyż Imimur wstał rozgniewany i parsknął.
- Nie muszę ci okazywać szacunku większego niż sobie, tylko dlatego, że jesteś starszy lub bardziej wykształcony. Powodzenia Loring, ja nie mam zamiaru mieć zajęć z tym zarozumialcem, wychodzę.
*****
- Braciszku… A kto to jest…? – Cichy głosik Imiego wydobył się z lekko otwartych ust chłopaka. Oczy szatynka skupione były na zmierzających drogą ku ich domowi mężycznach – dwóch, okrytych płaszczami, z założonymi kapturami i widocznymi mieczami za pazuchami. Na piersi każdego znajdował się wyszyty symbol przedstawiający zmagania wojownika z księżycem, i znajdujące się za człowiekiem słońce.
- Już ci mówiłem, że nie wiem, pewnie kupcy, bo handlują z naszym ojcem, chodź stąd, pobawimy się…
Za każdym razem jak ubrani w ten sposób mężczyźni przychodzili do ich posiadłości, Loring zabierał gdzieś brata, byle ten nie musiał na nich patrzeć. Wiedział, że młody szatynek się ich boi, zresztą… Przed Imimurem by się nie przyznał, ale on sam również się bał. Nie potrafił wytłumaczyć tego, że na sam widok skrytych wojowników czuł gwałtowną chęć ucieczki. Przecież nie był tchórzem… I te całe znaki na piersiach… Nie znał żadnej armi, klanu, stowarzyszenia, księstwa czy czegoś w tym stylu, którego godło by się pokrywało z owym. Matka również zdawała się nie znać tożsamości obcych, za każdym razem ojciec ją wypraszał z gabinetu, a on sam pytany, zwykł odpowiadać krótko „Jesteś zbyt młody, a to sprawa o której się nie rozmawia.” Sam blondyn tylko jeden raz miał „przyjemność” zamienić z jednym z przychodzących słowo. Do tej pory wyraźnie pamięta ich oczy, pozbawione ciepła i litości światła, które z pewnością bez wahania pozbawiłyby go życia.
*****
Dzisiejszego wieczoru karczma była – jak zawsze zresztą – mocno zatłoczona, a ludzie, poza jedzeniem i piciem, bawili się do upadłego, korzystając z wizyty miejscowego muzyka. Obywatele Ilmaru uwielbiali tańczyć, śpiewać i korzystać z takich okazji, zresztą Loring to samo, jednak tym razem jakoś nie miał nastroju do balowania. Siedząc przy barze popijał wino i smętnym wzrokiem lustrował porysowany blat.
- Zapłacisz za to, gościu! – Głośny krzyk odwrócił jego uwagę i spowodował, że blondyn spojrzał w kierunku, z którego się wydobywał. To co zobaczył, nie dało mu powodów do radości. Wiedział, że będą kłopoty. Jeden z wysokich chłopaków popchnął Imimura na jeden ze stolików, przez co ten upadł. Zaraz otoczyła go czwórka mężczyzn, a – na to wyglądało – lider grupy ponownie zabrał głos. – Pożałujesz, że podrywałeś moją kobietę!
Zaraz muzyk przestał grać, a oczy wszystkich skupiły się na rodzącym się konflikcie. Zgromadzenia miały to do siebie, że uwielbiały interesować się czyimiś waśniami i patrzyć na bójki. Jednak czterech na jednego nie było sprawiedliwe… Bo sam konflikt był niczym nowym, Imimur uwielbiał wpadać w kłopoty.
- Hej, panowie, spokojnie! – Loring wstał szybko, wkroczył między brata, a jakiś – najwyraźniej – mini gang i kładąc dłoń na torsie osobnika, zatrzymał go. – On jest sam, a was czterech. Nie wiem co mój brat wam zrobił, ale przepraszam za niego, on już taki jest, my właśnie wychodzimy, dopilnuję, by więcej wam się nie naraził.
- Zejdź mi z drogi chłoptasiu, dostanie za swoje. – Gwałtownym ruchem odtrącił dłoń blondyna. – Przesuń się mówię.
- Nie. – Odpowiedział Loring, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Ten w odpowiedzi zamachnął się, wymierzając mu cios. Blondyn pochylił się szybko, robiąc unik, i uderzył oponenta pięścią w żebra.

To zaledwie maleńka część tego, co powinieneś o nim wiedzieć. Jeśli chcesz, mogę dać resztę, a jeśli tyle ci wystarczy, to czekam na twoją odpowiedź.
Potężny głos zamilkł na chwilę, jednak później zwrócił się wprost do pozostałych melmaro.
Znam doskonale wasze zwyczaje i obowiązki, jednak nie pomścicie towarzysza mszcząc się na aniele. Okuar na swój sposób już został pomszczony, gdyż każdy kto przyczynił się do jego śmierci – jest już martwy. Po pogrzebie ruszamy dalej, a wy więcej nie zobaczycie upadłego niebianina, porzućcie więc te naganne myśli i postąpcie, kierując się honorem i rozsądkiem, nie agresją, złością i smutkiem.
Pradawna istota swe następne słowa skierowała wprost do Adriena, który właśnie się pojawił. „Adrien… Bardzo łatwo wejść do twojej głowy i przejrzeć skrywane w niej tajemnice, a w sumie… Prawdopodobnie nie ma na świecie kogoś, kto oparłby mi się, więc nie bierz tego za zniewagę. Konkretne osoby wiedzą już, że jesteś aniołem, jednak nie zdradzę twej historii i dziejów. Zmień się jednak, bo błądzisz, zagubiony w ciemności. Jestem likwidatorem zła, zwolennikiem pokoju, dającym dobro. Jednak każdy musi sam toczyć swą walkę. Otwórz się przed samym sobą, wyobraź, że twe lustrzane odbicie jest kimś innym i szczerze wyjaw siebie. Gardzisz ludźmi, mając ich za słabych, a podług mnie słabi są zarówno ludzie, smoki jak i anioły. Każdy jest wart tyle samo, pamiętaj. Jedynie nasze czyny świadczą o zmianie pierwotnej wartości – jej podwyższeniu lub obniżeniu, pamiętaj. A co do tych ludzi, których tutaj widzisz – zasługują na większy szacunek od ciebie, oceniając czyny. Zmień nastawienie, otwórz oczy. A oto to, co się tutaj stało.
Po czym Pradawny wlał do głowy anioła szereg wspomnień, identycznych realistyką z tymi danymi smokowi, jednak o innej treści. Te przedstawiały dokładnie sytuację, postacie wampirów, Xue’go – to jak bardzo potężny był i fakt, że gdyby nie melmaro – wampir dopadłby i zabił Adriena, więc oni uratowali mu życie. Dalej obrazowały heroiczną walkę, cierpienie Loringa, śmierć Okuara, aż w końcu etap kulminacyjny – wstąpienie pradawnego w ciało blondyna i rozstrzygnięcie batalii, a później głośny krzyk leśnego, proszącego o pomoc. Krzyk, który zarówno on jak i kowalka – zignorował, co nadawca dobitnie podkreślił.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Areszt...świetnie. Nie miał zbyt wielkiego wyboru-do walki w jego obronie nikt już nie stanie, a on sobie tego nie życzył, bbył dużym chłopcem i swoje sprawy umiał załatwiać sam. -Heh...No mnie aresztujcie, na co jeszcze czekaciee?-zapytał z lekkim uśmiechem starając się nie patrząc w oczy Feyli, nie umiał. Zawiódł ją i zdawał sobie z tego sprawę, ale nie miał wyboru. Miał choć cień nadziei, że Mortem będzie jej posłuszny tak, jak jemu.
Szczury w jego kieszeni piszczały i wyrywały się nie wierząc w to, co słyszą, że ich pan dobrowolnie się poddał władzy, przecież to było takie...nie podobne do niezłomnego Adriena! Oczywiście nie miały pojęcia, że Upadły ma w głowie plan, jak zawsze z resztą. Nie zamierzał odpuścić tak łatwo choćby miał obrócić to miejsce w pył...i zamierzał to zrobić.
"Ihihihi...już dawno zbuntowałem się przeciw mojemu panu, jakim prawem ty śmiesz mówić mi co dobre a co złe, smoku? Ludzie, Anioły, Smoki...wszyscy jesteśmy tacy sami gdy zbrukamy się grzechem, nie jesteś lepszy ode mnie...Oh, znasz moją histoooorię? Ciekawe... Potrafiłbyś wybaczyć? Straciłem wszystko, wszystko co tylko miałem, oddałem się samemu szatanowi by wydostać się z piekielnych czeluści i nie przestanę mordować aniołów póki moje serce nie zazna spokoju. A nie zazna go nigdy..." Żałował, że się urodził, teraz chciał po prostu umrzeć, bezboleśnie zasnąć by nigdy się nie obudzić. Za miłość oddał wszystko co miał, zamek, skrzydła, urodę, godność...Jednak nie pozwolono im żyć spokojnie i teraz oprawcy poniosą srogą cenę za każde z jego upokorzeń choćby białowłosy miał zginąć. "Moim jedynym grzechem była miłość. Oni zapłacą mi za każdą krzywdę! " Panował nad sobą, zabawne, że nawet w takiej sytuacji umiał zachować spokój. Nie pokazał im jeszcze nawet połowy swoich możliwości bojowych, nie da się zabrać żywcem choćby miał rozpętać tu piekło. -Mortem...weź Feylę na grzbiet, nie obchodzi mnie jak . przekazał tę informację telepatycznie, skoro zaraz miał rozpętać Armagedon to przynajmniej chciał mieć potem drogę ucieczki. "Oh, i pamiętaj, nikogo nie prosiłem o pomoc, rycerz sam wplątał się w to bagno." Nie umiał okazać wdzięczności, to było bardzo nie w jego stylu.
"W lśniącej ciszy nieba jest mój ogród. Pewnego dnia razem dosiegniemy drugiego brzegu, na zawsze złączeni krwią naszych oprawców" Loring uratował mu życie, Crevan zdawał sobie z tego sprawę, dlatego jego ocali. Jego, i tylko jego. Melmaro miał piękne oczy, tak samo chmurne jak oczy Anisto; to było drugim powodem.
Las był suchy, i niewiele trzeba było by go popalić. Adrien wiedział jak to zrobić w taki sposób, by odciąć wszystkie drogi ucieczki elfce i reszcie, ale potrzebował na to dłuższej chwili. Sądził, że zapewne zdążą go aresztować i wyprowadzić kawałek za drużynę, ale to tylko plus- Crevan podpalił już jeden krzak dobre 300 metrów przed nimi, nie będą go dzięki temu podejrzewać o panowanie nad żywiołem.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość