Niesieni na falach...
: Wto Kwi 20, 2021 5:54 pm
- Myślałam, że waszym panaceum na wszystko jest świeża krew - zaciekawiła się Kiraie. Przeciągnęła się i ziewnęła, zakrywając dłonią usta. - Czyli czysto teoretycznie, gdybym była z tobą i była wampirem, to moglibyśmy miło spędzić całą noc bez żadnych konsekwencji braku snu? - Zerknęła niby zalotnie, niby od niechcenia na swojego nieumarłego kochanka, ciekawa jego odpowiedzi i reakcji.
Poprawiła na sobie kołdrę, którą się okrywała i wtuliła się w nią, na moment przymykając oczy. Zamruczała cicho i znów ziewnęła. Wyglądało jakby znów chciała położyć się do spania, choć nie było na to zbytnio szans - była już niestety wystarczająco rozbudzona, by mieć problemy z ponownym zaśnięciem.
- Oczywiście – wywróciła oczami, nieco przeciągając to słowo. - Jak tu nie mieć podzielnej uwagi przy nagiej kobiecie - odparła z ironią w głosie i rozbawiona pokręciła głową. - Faceci... - mruknęła pobłażliwie i wstała z łóżka.
Okryta przykryciem z łóżka, podeszła na moment do siedzącego za biurkiem wampira, uważając by nic mu nie przewrócić ani nie zrzucić z blatu. Delikatnie pocałowała go w głowę, aby za bardzo nie odrywać go od pracy a jednocześnie okazać mu swoją wdzięczność za to, że dał jej nieco pospać.
- Mogłabym polemizować z tym nierozpieszczaniem pirata - zachichotała rozbawiona, znikając w drugim pomieszczeniu, by się ubrać.
Nie zamierzała jednak ukrywać tego, że rozumiała o co chodziło kapitanowi. Idealnym przykładem było przecież kilka ostatnich dni - spotkanie Wyverny czy jak jej tam było, które dla kilku trytonów z załogi Barbarossy, w tym też dla Jokara mogło się skończyć dużo gorzej, niż tylko pobiciem i brutalnym okaleczeniem. Wczoraj też piraci krwią i życiem swoich kompanów przypłacili starcie z Bezgłowym Jeźdźcem, choć tamci skończyli dużo gorzej. Nadal miała przed oczami ognistą łunę, która odbijała się złowrogo na niebie i wodzie. Straszny widok, do którego musiała zacząć się przyzwyczajać jeśli rzeczywiście chciała być piratem i oddać swoje życie, przyszłość i marzenia kapryśnym, bezkresnym wodom. Niezależnie od tego, czy będzie tę przyszłość dzieliła z Barbarossą, samotnie, czy może z kimś innym. Na ten moment nie chciała o tym myśleć a jedynie cieszyć się bliskością wampira, gdy miała ku temu okazję i wykoszystać każdą wolną chwilę i obecnie panujący spokój, by jak najlepiej nauczyć się przetrać w pirackim świecie.
Rozczesała swoje długie, płowe włosy i kawałkiem rzemienia związała je, aby nie przeszkadzały za bardzo. Zawiązała na głowie bordową, nieco wypłowiałą chustę i wróciła do pomieszczenia, w którym cały czas siedział Barbarossa.
- Nie zjem tyle. Poza tym nie chce być gruba jak Kasino, ale... podziękuj mu ode mnie - powiedziała, częstując się co najwyżej kilkoma owocami z całej tacy, która została dla niej przyniesiona.
Zaraz się jednak zakrztusiła, gdy usłyszała, że podstępem została jej upuszczona krew. Nie była zła, co najwyżej zaskoczona, że zrobił coś takiego jak spała i nawet tego nie poczuła. Poza tym... mimo wszystko jednak było jej miło, że to jej krew postanowił pić na śniadanie, a nie któregoś z piratów, czy tych jeńców, których zabrał z Bezgłowego Jeźdźca.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co jeszcze ze mną robiłeś, kapitanie, jak spałam, a o czym nie mam zielonego pojęcia - skomentowała zadziornie, gdy już opanowała atak kaszlu.
Pokazała mu psotnie język, po czym zjadła jeszcze kilka pomarańczy i gotów była opuścić ich kajutę, żeby już nie przeszkadzać wampirowi w pracy. Była miło zaskoczona, gdy Barbarossa postanowił odejść na moment od biurka i odprowadzić ją do drzwi. Zwłaszcza, że zaraz też została przez niego czule objęta i pocałowana.
- Mmm... nigdy mi się to nie znudzi - zamruczała z czystą przyjemnością i się na moment w niego wtuliła, chcąc jeszcze chwilę się rozkoszować jego bliskością i tymi objęciami, w których było jej tak dobrze i czuła się bezpieczna.
Nie mogło to jednak trwać wiecznie, nie ważne jak bardzo by tego chciała. Westchnęła lekko zawiedziona, gdy czułości ze strony nieumarłego dobiegły końca i się od siebie lekko odsunęli.
- Oj żebyś się nie zdziwił - powiedziała niewinnie, choć w głowie miała już gotowy idealny, podstępny plan odnośnie nowego odzienia dla siebie. Niech no tylko ma całą kajutę wyłącznie dla siebie przez przynajmniej trzy godziny. Spojrzała lekko zaskoczona na kapitana, gdy ten jej wręczył sztylet. Chyba potrzebowała jeszcze chwilę by się porządnie obudzić. Chociaż nie...
- EJ! - uniosła się i obrażona nadęła policzki. Wiedziała, że jest beznadziejna w walce i całkowicie bezużyteczna, ale mógł jej tego nie wypominać. Wampir powinien się cieszyć, że nie kopnęła go tam, gdzie nie powinno się kopać żadnego mężczyzny. No, chyba że w wyjątkowych sytuacjach, jak na przykład w samoobronie.
- Czekaj. Zwolnij... Że co?! - zapytała bardzo mocno zaskoczona tym wszystkim, co Barbarossa jej właśnie powiedział i mało brakowało, aby Kiraie wybuchła ze szczęścia. Bez ostrzeżenia rzuciła się swojemu ukochanemu na szyję, tuląc się do niego i obcałowując go jak opętana, kiedy dotarło do niej, że to wcale nie był sen.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję... Jesteś najwspanialszy na świecie. Kocham cię, Caster! - zawołała przeszczęśliwa i pocałowała go ze szczerą, bezgraniczną miłością. Nie tylko będzie w końcu uczona prawdziwej, poważnej walki, ale również później prawdopodobnie będzie miała całą kajutę tylko dla siebie i będzie mogła wcielić w życie swój pomysł na kilka nowych ciuchów dla siebie. A do tego Menurka nie będzie musiał siedzieć cały czas wyłącznie skuty pod pokładem, będzie mógł być wolny i uczyć się od Rafaela. Ten dzień nie mógł być już lepszy!
- W porządku kapitanie. Nie będę ci już zabierać czasu i obiecuję zaraz pójść od razu do Jokara. Jesteś naprawdę bardzo kochany, dziękuję raz jeszcze za to wszystko. Miłego dnia, kapitanie - życzyła mu i pocałowała wampira w policzek nim wyszła w końcu na główny pokład.
Tam od razu skierowała się pod pokład, by pochwalić się Menurce o decyzji, jaką podjął Barbarossa względem niego. Chłopiec ucieszył się tak bardzo, że na krótki moment obrósł delikatnie ciemnobrązowym podszerstkiem, gdy się przytulali z Kiraie. Zrobił za jej poradą kilka głębokich wdechów i wydechów, co pomogło mu w zachowaniu swojej ludzkiej postaci. Podziękował elfce, bo nie wątpił, że ona jakimś sposobem przekonała do tego bezdusznego pirackiego kapitana i zjadł wspólnie z towarzyszącą mu Kiraie śniadanie.
Po jakiejś godzinie rozstali się. Menurka poszedł do Rafaela, by mu pomóc przy rannych i ogólnie z jego medykamentami. Kiraie natomiast wróciła na główny pokład i z pomocą Silvy poszukała Jokara, by tryton mógł uczynić ten dzień jeszcze piękniejszym przez wzięcie elfki na naukę walki nożami.
- Witaj, Jokarze! - przywitała się z nim pogodnie, gdy w końcu udało jej się trytona znaleźć (choć pewnie tylko i wyłącznie przez to, że naturianin nie chciał się już dłużej ukrywać). - Pan kapitan powiedział mi, że zgodziłeś się mnie uczyć posługiwania się nożami w walce. To jak? Możemy zacząć, czy jesteś obecnie zajęty? - zapytała bardzo podekscytowana. Widać po niej było, że nie mogła się już doczekać treningów pod okiem sadystycznego, psychopatycznego i bardzo szkaradnego przez bliznę na twarzy trytona.
- Masz bardzo ładne i sympatyczne żony. Jestem pewna, że jesteś wspaniałym mężem. O! Macie jakieś syreno-trytono-bąbelki? Taka mała syrenka, bądź tryton muszą być naprawdę urocze. Od małego mogą zmieniać ogon w nogi i wychodzić na ląd, czy dopiero od jakiegoś wieku jest to możliwe? O! A zdarzały się może syreny albo trytony, które nie miały ogona, a wyłącznie nogi? Albo na odwrót - takie, które miały tylko ogon i nie mogły wychodzić na brzeg? - trajkotała cały czas bardzo ciekawa samego trytona i jego rasy.
Podczas treningu z Jokarem starała się najlepiej jak umiała, wykonywać wszystkie jego polecenia, korzystając ile wlezie ze swoich rasowych atrybutów i kierując się przy tym zdrowym rozsądkiem i rozwagą. Będąc niższą i smuklejszą elfką powinna mieć przewagę nad dobrze zbudowanym, wyższym od niej trytonem. Choć przy nim nie dało się zapomnieć o tym, że był raczej mistrzem sztyletu. A przynajmniej na Nautiliusie i obecnie na Wyzwoleniu.
Po pojawieniu się Barbarossy na mostku, Horner przywitał się ze swoim nowym kapianem z ogromnym szacunkiem i bez cienia nienawiści, przez to, że teraz miał słuchać rozkazów najgroźniejszego i najbardziej poszukiwanego pirata na Oceanie Jadeitów. Skinął mu lekko głową i stał za sterem ze wzrokiem utkwionym w dal, dopóki wampir nie zechciał go zastąpić. Usunął się nieco w cień, nadal nie schodząc jednak ze swojego posterunku i zajął się swoimi sprawami, by nie przeszkadzać rozmawiającym zaraz obok piratom. Nie wtrącał im się także w rozmowę.
- Z całym szacunkiem, panie kapitanie – odezwał się, gdy tylko został przez Barbarossę zapytany - ale myślę, że jedyne co planuje pan adm... pan Awerker to, to jak przemówić swojej córce do rozumu i wyciągnąć ją z tego morskiego piekła. Podejrzewam, że obecnie to jest dla niego nie tylko kwestia życia i śmierci, ale również honoru. Cała jego dobra opinia i reputacja największego łowcy piratów zostaną poważnie nadszarpnięte, gdy tylko wyjdzie na jaw, że jego jedyne dziecko zostało piratem - odpowiedział spokojnie i zgodnie z tym co myślał. Nie zamierzał nic ukrywać przed swoim obecnym kapitanem, bo dobry sternik powinien słuchać rozkazów kapitana zawsze i wszędzie, bez względu na to kto był jego kapitanem i czy ten się nie zmienił w ciągu ostatniej godziny. Lub też tygodnia. Poza tym uważał, że... Awerkerowi ostatnio mocno odbiło. I to nie tylko przez to, że jego córka zakochała się w pirackim kapitanie, a jego ukochany statek dostał się w ręce jego najgorszego wroga.
- Awerker nie ma już choćby granika posłuchu wśród swoich dawnych kompanów, więc nawet gdyby planował jakiś atak czy podstęp przeciwko tobie, panie kapitanie, będzie to wyłącznie samobójcza próba zdesperowanego szaleńca, który przez własną dumę i głupotę stracił wszystko i sięgnął samego dna - dodał bez najmniejszych ogródek. Żal mu było mówić takie rzeczy o dawnym kapitanie, ale niestety taka była prawda i Horner był pewny, że nie tylko on tak myślał. Wyłączając oczywiście Kiraie i Menurkę, którzy w sumie już od jakiegoś czasu nienawidzili byłego admirała.
- Co najwyżej może zaszkodzić tobie, panie kapitanie, jego sława, ale na pewno nie on sam.
Poprawiła na sobie kołdrę, którą się okrywała i wtuliła się w nią, na moment przymykając oczy. Zamruczała cicho i znów ziewnęła. Wyglądało jakby znów chciała położyć się do spania, choć nie było na to zbytnio szans - była już niestety wystarczająco rozbudzona, by mieć problemy z ponownym zaśnięciem.
- Oczywiście – wywróciła oczami, nieco przeciągając to słowo. - Jak tu nie mieć podzielnej uwagi przy nagiej kobiecie - odparła z ironią w głosie i rozbawiona pokręciła głową. - Faceci... - mruknęła pobłażliwie i wstała z łóżka.
Okryta przykryciem z łóżka, podeszła na moment do siedzącego za biurkiem wampira, uważając by nic mu nie przewrócić ani nie zrzucić z blatu. Delikatnie pocałowała go w głowę, aby za bardzo nie odrywać go od pracy a jednocześnie okazać mu swoją wdzięczność za to, że dał jej nieco pospać.
- Mogłabym polemizować z tym nierozpieszczaniem pirata - zachichotała rozbawiona, znikając w drugim pomieszczeniu, by się ubrać.
Nie zamierzała jednak ukrywać tego, że rozumiała o co chodziło kapitanowi. Idealnym przykładem było przecież kilka ostatnich dni - spotkanie Wyverny czy jak jej tam było, które dla kilku trytonów z załogi Barbarossy, w tym też dla Jokara mogło się skończyć dużo gorzej, niż tylko pobiciem i brutalnym okaleczeniem. Wczoraj też piraci krwią i życiem swoich kompanów przypłacili starcie z Bezgłowym Jeźdźcem, choć tamci skończyli dużo gorzej. Nadal miała przed oczami ognistą łunę, która odbijała się złowrogo na niebie i wodzie. Straszny widok, do którego musiała zacząć się przyzwyczajać jeśli rzeczywiście chciała być piratem i oddać swoje życie, przyszłość i marzenia kapryśnym, bezkresnym wodom. Niezależnie od tego, czy będzie tę przyszłość dzieliła z Barbarossą, samotnie, czy może z kimś innym. Na ten moment nie chciała o tym myśleć a jedynie cieszyć się bliskością wampira, gdy miała ku temu okazję i wykoszystać każdą wolną chwilę i obecnie panujący spokój, by jak najlepiej nauczyć się przetrać w pirackim świecie.
Rozczesała swoje długie, płowe włosy i kawałkiem rzemienia związała je, aby nie przeszkadzały za bardzo. Zawiązała na głowie bordową, nieco wypłowiałą chustę i wróciła do pomieszczenia, w którym cały czas siedział Barbarossa.
- Nie zjem tyle. Poza tym nie chce być gruba jak Kasino, ale... podziękuj mu ode mnie - powiedziała, częstując się co najwyżej kilkoma owocami z całej tacy, która została dla niej przyniesiona.
Zaraz się jednak zakrztusiła, gdy usłyszała, że podstępem została jej upuszczona krew. Nie była zła, co najwyżej zaskoczona, że zrobił coś takiego jak spała i nawet tego nie poczuła. Poza tym... mimo wszystko jednak było jej miło, że to jej krew postanowił pić na śniadanie, a nie któregoś z piratów, czy tych jeńców, których zabrał z Bezgłowego Jeźdźca.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co jeszcze ze mną robiłeś, kapitanie, jak spałam, a o czym nie mam zielonego pojęcia - skomentowała zadziornie, gdy już opanowała atak kaszlu.
Pokazała mu psotnie język, po czym zjadła jeszcze kilka pomarańczy i gotów była opuścić ich kajutę, żeby już nie przeszkadzać wampirowi w pracy. Była miło zaskoczona, gdy Barbarossa postanowił odejść na moment od biurka i odprowadzić ją do drzwi. Zwłaszcza, że zaraz też została przez niego czule objęta i pocałowana.
- Mmm... nigdy mi się to nie znudzi - zamruczała z czystą przyjemnością i się na moment w niego wtuliła, chcąc jeszcze chwilę się rozkoszować jego bliskością i tymi objęciami, w których było jej tak dobrze i czuła się bezpieczna.
Nie mogło to jednak trwać wiecznie, nie ważne jak bardzo by tego chciała. Westchnęła lekko zawiedziona, gdy czułości ze strony nieumarłego dobiegły końca i się od siebie lekko odsunęli.
- Oj żebyś się nie zdziwił - powiedziała niewinnie, choć w głowie miała już gotowy idealny, podstępny plan odnośnie nowego odzienia dla siebie. Niech no tylko ma całą kajutę wyłącznie dla siebie przez przynajmniej trzy godziny. Spojrzała lekko zaskoczona na kapitana, gdy ten jej wręczył sztylet. Chyba potrzebowała jeszcze chwilę by się porządnie obudzić. Chociaż nie...
- EJ! - uniosła się i obrażona nadęła policzki. Wiedziała, że jest beznadziejna w walce i całkowicie bezużyteczna, ale mógł jej tego nie wypominać. Wampir powinien się cieszyć, że nie kopnęła go tam, gdzie nie powinno się kopać żadnego mężczyzny. No, chyba że w wyjątkowych sytuacjach, jak na przykład w samoobronie.
- Czekaj. Zwolnij... Że co?! - zapytała bardzo mocno zaskoczona tym wszystkim, co Barbarossa jej właśnie powiedział i mało brakowało, aby Kiraie wybuchła ze szczęścia. Bez ostrzeżenia rzuciła się swojemu ukochanemu na szyję, tuląc się do niego i obcałowując go jak opętana, kiedy dotarło do niej, że to wcale nie był sen.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję... Jesteś najwspanialszy na świecie. Kocham cię, Caster! - zawołała przeszczęśliwa i pocałowała go ze szczerą, bezgraniczną miłością. Nie tylko będzie w końcu uczona prawdziwej, poważnej walki, ale również później prawdopodobnie będzie miała całą kajutę tylko dla siebie i będzie mogła wcielić w życie swój pomysł na kilka nowych ciuchów dla siebie. A do tego Menurka nie będzie musiał siedzieć cały czas wyłącznie skuty pod pokładem, będzie mógł być wolny i uczyć się od Rafaela. Ten dzień nie mógł być już lepszy!
- W porządku kapitanie. Nie będę ci już zabierać czasu i obiecuję zaraz pójść od razu do Jokara. Jesteś naprawdę bardzo kochany, dziękuję raz jeszcze za to wszystko. Miłego dnia, kapitanie - życzyła mu i pocałowała wampira w policzek nim wyszła w końcu na główny pokład.
Tam od razu skierowała się pod pokład, by pochwalić się Menurce o decyzji, jaką podjął Barbarossa względem niego. Chłopiec ucieszył się tak bardzo, że na krótki moment obrósł delikatnie ciemnobrązowym podszerstkiem, gdy się przytulali z Kiraie. Zrobił za jej poradą kilka głębokich wdechów i wydechów, co pomogło mu w zachowaniu swojej ludzkiej postaci. Podziękował elfce, bo nie wątpił, że ona jakimś sposobem przekonała do tego bezdusznego pirackiego kapitana i zjadł wspólnie z towarzyszącą mu Kiraie śniadanie.
Po jakiejś godzinie rozstali się. Menurka poszedł do Rafaela, by mu pomóc przy rannych i ogólnie z jego medykamentami. Kiraie natomiast wróciła na główny pokład i z pomocą Silvy poszukała Jokara, by tryton mógł uczynić ten dzień jeszcze piękniejszym przez wzięcie elfki na naukę walki nożami.
- Witaj, Jokarze! - przywitała się z nim pogodnie, gdy w końcu udało jej się trytona znaleźć (choć pewnie tylko i wyłącznie przez to, że naturianin nie chciał się już dłużej ukrywać). - Pan kapitan powiedział mi, że zgodziłeś się mnie uczyć posługiwania się nożami w walce. To jak? Możemy zacząć, czy jesteś obecnie zajęty? - zapytała bardzo podekscytowana. Widać po niej było, że nie mogła się już doczekać treningów pod okiem sadystycznego, psychopatycznego i bardzo szkaradnego przez bliznę na twarzy trytona.
- Masz bardzo ładne i sympatyczne żony. Jestem pewna, że jesteś wspaniałym mężem. O! Macie jakieś syreno-trytono-bąbelki? Taka mała syrenka, bądź tryton muszą być naprawdę urocze. Od małego mogą zmieniać ogon w nogi i wychodzić na ląd, czy dopiero od jakiegoś wieku jest to możliwe? O! A zdarzały się może syreny albo trytony, które nie miały ogona, a wyłącznie nogi? Albo na odwrót - takie, które miały tylko ogon i nie mogły wychodzić na brzeg? - trajkotała cały czas bardzo ciekawa samego trytona i jego rasy.
Podczas treningu z Jokarem starała się najlepiej jak umiała, wykonywać wszystkie jego polecenia, korzystając ile wlezie ze swoich rasowych atrybutów i kierując się przy tym zdrowym rozsądkiem i rozwagą. Będąc niższą i smuklejszą elfką powinna mieć przewagę nad dobrze zbudowanym, wyższym od niej trytonem. Choć przy nim nie dało się zapomnieć o tym, że był raczej mistrzem sztyletu. A przynajmniej na Nautiliusie i obecnie na Wyzwoleniu.
Po pojawieniu się Barbarossy na mostku, Horner przywitał się ze swoim nowym kapianem z ogromnym szacunkiem i bez cienia nienawiści, przez to, że teraz miał słuchać rozkazów najgroźniejszego i najbardziej poszukiwanego pirata na Oceanie Jadeitów. Skinął mu lekko głową i stał za sterem ze wzrokiem utkwionym w dal, dopóki wampir nie zechciał go zastąpić. Usunął się nieco w cień, nadal nie schodząc jednak ze swojego posterunku i zajął się swoimi sprawami, by nie przeszkadzać rozmawiającym zaraz obok piratom. Nie wtrącał im się także w rozmowę.
- Z całym szacunkiem, panie kapitanie – odezwał się, gdy tylko został przez Barbarossę zapytany - ale myślę, że jedyne co planuje pan adm... pan Awerker to, to jak przemówić swojej córce do rozumu i wyciągnąć ją z tego morskiego piekła. Podejrzewam, że obecnie to jest dla niego nie tylko kwestia życia i śmierci, ale również honoru. Cała jego dobra opinia i reputacja największego łowcy piratów zostaną poważnie nadszarpnięte, gdy tylko wyjdzie na jaw, że jego jedyne dziecko zostało piratem - odpowiedział spokojnie i zgodnie z tym co myślał. Nie zamierzał nic ukrywać przed swoim obecnym kapitanem, bo dobry sternik powinien słuchać rozkazów kapitana zawsze i wszędzie, bez względu na to kto był jego kapitanem i czy ten się nie zmienił w ciągu ostatniej godziny. Lub też tygodnia. Poza tym uważał, że... Awerkerowi ostatnio mocno odbiło. I to nie tylko przez to, że jego córka zakochała się w pirackim kapitanie, a jego ukochany statek dostał się w ręce jego najgorszego wroga.
- Awerker nie ma już choćby granika posłuchu wśród swoich dawnych kompanów, więc nawet gdyby planował jakiś atak czy podstęp przeciwko tobie, panie kapitanie, będzie to wyłącznie samobójcza próba zdesperowanego szaleńca, który przez własną dumę i głupotę stracił wszystko i sięgnął samego dna - dodał bez najmniejszych ogródek. Żal mu było mówić takie rzeczy o dawnym kapitanie, ale niestety taka była prawda i Horner był pewny, że nie tylko on tak myślał. Wyłączając oczywiście Kiraie i Menurkę, którzy w sumie już od jakiegoś czasu nienawidzili byłego admirała.
- Co najwyżej może zaszkodzić tobie, panie kapitanie, jego sława, ale na pewno nie on sam.