Ekradon[Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Elfka wcale nie czuła się dobrze układając się z Bo. Nie, by przeszkadzało jej okłamywanie go i obiecywanie gruszek na wierzbie, ale… był to jednak dureń, a tacy bywają bardzo niebezpieczni. I w tym momencie nie chodziło jej o to, że mógłby zaszkodzić jej w dalekiej przyszłości, jak z początku myślała, lecz nagle dotarło do niej, że cyrk może zacząć się tu i teraz… I tak naprawdę zaraz się rozpoczął. Sjans korzystając z okazji, że olbrzym został ugłaskany, chciał w końcu zmusić go do pomocy. Nikt nie przewidział jednak, że Gruby tak szybko obrośnie w piórka i już będzie widział siebie jako wpływowego Przyjaciela, który może wszystkich ustawiać wedle swego widzimisię. A niestety i Skowronek czekała na odpowiedź na zadane przez Ulkę pytanie - czy Bo był w stanie wyprowadzić ich na zewnątrz? Bo jeśli nie, cóż… Sprawa znowu (znowu!) się komplikowała. Elfka westchnęła i chciała ugłaskać chłopaka, by odpowiedział im na pytanie, może delikatnie sugerując mu przy tym, że w zależności od aktualnego przebiegu współpracy jego podanie może zostać rozpatrzone wcześniej lub później, lecz zniecierpliwiony drwal nie dał jej tyle czasu, od razu atakując chłopaka, na początek werbalnie. To niestety nic nie dało, co elfka przywitała z nieskrywanym grymasem niezadowolenia. ”Krowa”, uznała w myślach, ”Głupia, uparta, prowadzona na postronku prosto na rzeź krowa”, analizowała nowe imię dla niedoszłego-przyszłego Przyjaciela. Jasne było, że tego Byka zaproponowała w ramach zawoalowanego komplementu, najwyraźniej jednak przesadziła z przekonywaniem go do siebie… I o jaką odznakę mu chodziło?! ”Głupia pindo, Zaskroniec pogrywał z nim tak samo jak ty. Skup się!”, skarciła samą siebie, gdyż zorientowała się nagle, że słucha tylko jednym uchem, myślami wybiegając już w przód, do momentu, gdy będą już za murami tego cholernego miasta.
        - O na łuski Prasmoka, dzięki ci Sjans! - ucieszyła się, gdy ten z całej siły rąbnął rzeźniak w łeb, odsyłając go na drugą stronę tęczy. Na stałe czy tylko tymczasowo, to się w tym momencie nie liczyło, ważne, że był z głowy i można było zająć się resztą…
        - Powiedziałeś na głos to, co i mnie chodziło po głowie - przyznała z pewnym zakłopotaniem elfka, gdy Ulka postawił ją przed wyborem dalszej drogi. - Nie znam tego przejścia, nie wiedziałam nawet o jego istnieniu… I nie jestem pewna, czy to nie jest jakiś cholerny labirynt jak góra tej dzielnicy! I tak jak na powierzchni się orientuję, na dole nie mogę niczego zagwarantować… Słyszeliście to?
        Skowronek uniosła rękę, by zmusić resztę do zachowania zupełnej ciszy i skupiła się na wychwyceniu tego głosu, który zdawało jej się, że dobiegł jej uszu. Nie, nie myliła się - gdzieś całkiem niedaleko dało się słyszeć szczęk zbroi i gniewny głos Mariedoka, którego najwyraźniej rzucające zgnilizną podrostki nie zatrzymał na tak długo, jak elfka na to liczyła. Ich położenie nie było kolorowe, gdyż w okolicę zsypu prowadziła tylko jedna droga i gdyby gwardziści w nią weszli, odcięliby im drogę ucieczki i na pewno się na nich natknęli… A wtedy mieliby przekichane.
        - Nie mamy wyboru! - syknęła, łapiąc pierwszą z brzegu osobę i popychając ją do zsypu. - Na dół, już!
        Można było uznać elfkę za tchórza, ale naprawdę niepotrzebna była im walka z gwardzistami w ciasnej uliczce, gdzie broń Gyneid byłaby równie zabójcza dla wrogów jak i sojuszników, a Eldine pewnie zemdlałaby z nadmiaru emocji. Skowronek nie szukała już innego lepszego rozwiązania - wyszła z założenia, że kanały to nie mityczny labirynt i na pewno znajdą drogę. A jak nie... Cóż, gorzej już być nie mogło. Z tym optymistycznym akcentem Przyjaciółka sama zeskoczyła na dół. Tam jeszcze przez moment kazała wszystkim być cicho, a gdy była już pewna, że niebezpieczeństwo minęło, odetchnęła i rozejrzała się po ciasnym, śmierdzącym ścieku. Westchnęła dramatycznie.
        - Prowadzę - uznała, szukając w okolicy skrytki z pochodniami czy latarniami, bo spodziewała się, że Długi na pewno coś takiego sobie przygotował. Nie brała w ogóle pod rozwagę cucenia Bo, gdyż wcale nie była przekonana, by miał im on być pomocny przy szukaniu drogi i tylko by się z idiotą użerali. Lepiej niech sobie pośpi, później sam jakoś wylezie albo i nie.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Po raz kolejny Sjans zmuszony został złożyć losy całej drużyny w ręce Skowronka. Elfka bez wahania zdecydowała się poprowadzić całą grupę drogą przez kanały, dając tym samym do zrozumienia, iż zna Ekradon jak własną kieszeń, chociaż zdaniem Ulki niemożliwością było orientować się w całym tym labiryncie tuneli. Nie mając nad sobą słońca ani charakterystycznych roślin, drwal szybko stracił rozeznanie co do kierunku, w którym prowadziła ich Skowronek. Tymczasem Przyjaciółka szła pewnym krokiem, dając do zrozumienia iż dla niej odnalezienie wyjścia z tunelu jest niczym trafienie do swojej łazienki. Sjans zaczął podejrzewać, iż elfka po prostu kieruje się kierunkiem, w którym płynęła cały miejski szlam. Ostatecznie te brudy musiały znaleźć gdzieś ujście.
Mimo wielu niedogodności wizualnych i zapachowych, Ulka cieszył się, że opuszczają miasto. Przede wszystkim mieli z sobą Eldine, a sprawy zaczynały układać się ku dobremu. Poza tym swoim fortelem, Gruby Bo nieoczekiwanie oddał im sporą przysługę. Nawet jeśli ludzie ścigający córkę Styfinga wpadną na trop rzeźniczki, to ta nie będzie w stanie zdradzić im więcej niż sama wie, a wyglądało na to, iż Bo nie podzielił się swoim pomysłem z nikim. Drwal miał nadzieję, że niedoszły Przyjaciel nie ocknie się zbyt wcześnie i nie zacznie wrzeszczeć. Poza tym żałował nieco iż nie przyłożył się bardziej do wyeliminowania z interesu Długiego Cienia. Stary przemytnik był prawdopodobnie nielicznym z tych, którzy mogli podążyć śladem grupy Skowronka.
Tymczasem Eldine i Gyneid miały swoje rozterki.
- Biedny Bo, mam nadzieję ze nic mu się nie stało – zamartwiała się córka lorda. – No i chyba nie mówił poważnie o tych szczurach? Naprawdę mogą być aż tak duże?
- W tym smrodzie nawet szczur by nie przetrwał – skomentowała Ważka. - Obora to przy tym capie aromatyczna kąpiel. Ten fetor będzie się za nami ciągnął przez tydzień. Jak tylko się stąd wydostaniemy mam zamiar wybić ci z głowy te głupkowate pomysły, o ile rzecz jasna Styfing nie dopadnie cię pierwszy. Ale on oczywiście nie będzie tak tępy by pchać się w to bagno tylko spokojnie zaczeka przy wyjściu z podziemi.
Na samo wspomnienie o ojcu, Eldine skuliła się z strachu. Dziewczyna najwyraźniej dużo bardziej bała się Ado, niż monstrualnie wielkich gryzoni.
- Ludzie, którzy nas ścigają? Co o nich wiesz? Jak bardzo mogą być zdeterminowani i uparci by postawić na swoim? Czy jest szansa, że odpuszczą teraz gdy jesteśmy poza miastem? – Sjans spytał Skowronka. Drwal zdawał sobie sprawę iż przed nimi wciąż czeka masa problemów związana z koniecznością ponownego przedarcia się przez ziemię Styfinga. Dodatkowe kłopoty, które miałby się ciągnąć za nimi, zupełnie nie były im teraz potrzebne.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Oj gdyby Sjans wiedział ile w jego domysłach było prawdy… Skowronek w istocie podczas szukania drogi w plątaninie kanałów korzystała między innymi z tego, w którą stronę spływały nieczystości. W końcu to wszystko musiało wypływać poza mury miejskie i taki był też ich cel. Problem polegał jedynie na tym, że czasami na ich drodze wyrastała jakaś dziwna krata albo nagle kończył się wąski chodnik, po którym można było przejść suchą stopą, a Przyjaciółce wyjątkowo nie w smak było brodzić po kolana w ekskrementach - aż tak im się chyba nie spieszyło, prawda? Zresztą, Eldine też pewnie nie byłaby zadowolona z takiego rozwiązania, ją jednak pewnie przyszły szwagier w zrywie rycerstwa wziąłby na barana i przeniósł przez najgorszy fragment.
        Skowronek skręciła za kolejny róg. Tym razem nie kierowała się biegiem ścieku, polegała raczej na orientacji przestrzennej: jako stworzenie wychowane w miejskich slumsach potrafiła instynktownie wyczuwać kierunki świata nawet nie mając punktów odniesienia. Po prostu musiała wiedzieć gdzie zaczęła i nie stracić panowania nad kierunkiem po drodze - to nie wymagało od niej wielkiego skupienia, jedynie tyle, by nagle się nie zakręcić i nie wiedzieć, skąd się nadeszło. Starała się kroczyć pewnie i robić dobre wrażenie, by u reszty grupy nie wywoływać paniki. I, cóż, by jak najszybciej zabrać się z pobliża wejścia do tych kanałów - wcale nie podobała jej się perspektywa tego, by dogonił ich Bo albo strażnicy pałacowi, których może nie spodziewałaby się zastać w kanałach, ale nie mogła obiecać, że w akcie desperacji, własnej czy też przełożonych, nie zajrzeliby oni w tak dziwne miejsce.
        Utyskiwań obu dziewczyn słuchała mimowolnie, chociaż syczała na nie za każdym razem, gdy zaczynał jej przeszkadzać. Była świadoma tego, że w kanałach dźwięk rozchodzi się wyjątkowo dziwnie i mogła tak czy siak niczego nie usłyszeć, lecz mimo to wolała zachować ostrożność. No i lepiej, by ich również nikt nie usłyszał. Myślała nawet czy się nie włączyć do rozmowy, nie uciąć ostrymi słowami poruszonych tematów i nie kazać im się zamknąć, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu - po prostu nie chciało jej się już produkować. ”Smród nie jest zresztą najgorszy, Ważka pewnie nigdy nie była w slumsach w upalne lato…”, pomyślała Skowronek, a myśl ta sprawiła, że mimowolnie się uśmiechnęła. Oj chciałaby wtedy zobaczyć jej minę…
        - Hm? - Przyjaciółka obróciła wzrok na Sjansa. - Straż pałacowa? Ich determinacja zależy od tego jak dobry nacisk na ich przełożonego może wywrzeć Styfing… Czyli spory, z tego co zdążyłam się zorientować. Wątpię jednak, by ścigali nas do samego Kamiennego Targu, są w końcu przede wszystkim związani z pałacem. Trzeba będzie na nich uważać tuż za murami, dalej raczej nie pójdą. Gdybyśmy się na nich natknęli… To wtedy szkoda, że nie ma z nami Botana. To bitne chłopaki, które znają swój fach, chyba najlepiej dla nas byłoby wtedy brać nogi za pas i mieć nadzieję, że w tych swoich zbrojach będą mieli problem nas dogonić.
        Za kolejnym zakrętem elfka prawie wpadła na żywą stertę szmat. Szmaty jednak zaklęły siarczyście, a spomiędzy ich zwałów błysnął zaostrzony na kamieniu kawałek obejmy z beczki - bardzo klasyczny majcher. Skowronek instynktownie odskoczyła i wyciągnęła własny nóż.
        - Rusz mnie tylko, kanalarzu, a rozpruję ci brzuch jak świątecznemu indykowi - zagroziła bardzo agresywnym tonem. W końcu to on pierwszy chciał ją dźgnąć, więc nie było sensu próbować zagadywać do niego kulturalnie. Co jednak było dziwne, gdy elfka zrobiła krok do przodu by wybadać swego przeciwnika, ten rzucił o ziemię swoim majchrem i z uniesionymi nad głowę rękami rzucił się do ucieczki. Skowronek wolała nie ryzykować, że bezdomny komuś doniesie o ich obecności tutaj: zaraz go dogoniła, złapała za kołnierz i rzuciła go pod swoje stopy jakby był tylko węzłem gałganów.
        - Nie, nie, nie! - wołał kanalarz piskliwym głosem. - Nie bij mnie, ja nic nie mam, ja nic nie wiem, ja nic nie widziałem!
        Skowronek spojrzała na przerażone oblicze mężczyzny. Wyglądał jak człowiek, który już powoli dożywa swojego wieku, jego twarz była poznaczona głębokimi zmarszczkami, a poklejona glutami i brudem broda odznaczała się wyraźną siwizną. Na dodatek w jego oczach nie było widać nic poza czystym przerażeniem, a czegoś takiego nie da się udawać.
        - Coś za jeden? - syknęła na niego, nadal trzymając nóż w zasięgu jego wzroku by mieć pewność, że tym zmusi go do prawdomówności.
        - Terry, po prostu Terry! Mieszkam tu i nikomu nie wadzę, nikogo nie znam i nikomu nie donoszę, słowo! Nikomu nic nie powiem, tylko nie rób mi krzywdy! Ja was tu nie widziałem! Aj, aj, ja nie chcę kłopotów!
        - Nie zrobię ci krzywdy… - Skowronek puściła bezdomnego. - Ale pod jednym warunkiem. Skoro tu mieszkasz, wskażesz nam najszybszą drogę wyjścia stąd poza mury miasta.
        Terry nagle wykazał się szybkością, o którą nikt by go nie podejrzewał i błyskawicznie odsunął się od elfki na bezpieczną w jego mniemaniu odległość. Nie brał chyba jednak przy tym pod uwagę takiego drobiazgu jak to, że nożem zawsze można rzucić, a gdy cel ucieka po linii prostej, trafić jest niezwykle łatwo. Skowronek robiła się jednak nerwowa.
        - Pokażę, pokażę… - zgodził się gorliwie Terry. - Ale żebym nikomu nic nie powiedział to już będzie kosztowało!
        - Mówiłeś, że nikomu nie donosisz.
        - Bo mi płacą bym nie donosił - dodał bezdomny. A to cwaniak, w gierki słowne chciał się z nimi bawić! Dobrze, niech będzie po jego. Skowronek westchnę by dać do zrozumienia, że jest niezadowolona, zapytała jednak ile kosztuje jego milczenie. Kanalarz przez moment wahał się nad odpowiedzią wodząc po całej czwórce wzrokiem i ich wyceniając, aż nagle jego wzrok spoczął na Sjansie.
        - Chcę to! - powiedział, paluchem wskazując gryf należącej do drwala lutni.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Miasto nieustannie go zaskakiwało. Nawet tutaj w kanałach, Sjans trafił na coś co sprawiło iż ponownie musiał zbierać swoją szczękę z podłogi. Teoretycznie w takich warunkach życie było niemożliwe, ale Terry najwyraźniej zdołał się przystosować. Przyglądając się człowiekowi Ulka starał się określić, w którym miejscu kończą się nędzne łachmany, a zaczyna gnijące ciało mężczyzny. Kogoś takiego jak Terry nawet szczury omijały szerokim łukiem, w poszukiwaniu mniej toksycznego pożywienia. Jeśli Kas miał kiedykolwiek swojego niedościgłego mistrza, to ten ostatni właśnie odnalazł się w kanałach. Ze swoim wyglądem i ciągnącym się za nim odorem, Terry zostałby przepędzony nawet z najpodlejszego zaułku dla żebraków. Na widok nędznika, Ważka odruchowo zatkała dłońmi swój nos, robiąc dwa kroki w tył, natomiast Eldine zużyła całe swoje pokłady wrodzonej życzliwości i grzeczności, by nadal pozostać na wyprostowanych nogach.
Co dziwniejsze chociaż Terry wyglądał jak ktoś kto już dawno stracił kontakt z rzeczywistością, przemawiał w sposób w miarę spójny i zrozumiały. Drwal wiele by dał by spojrzeć w oczy mężczyzny, szukając w nich potwierdzenia tezy o szaleństwie, w które ten niewątpliwie dawno już popadł. Jednak długie włosy kanalarza, ubranie które stanowiła sterta szmat oraz przybrudzona i tłusta broda, praktycznie uniemożliwiały Ulce określenie czy rozmówca Skowronka stoi do elfki przodem czy też tyłem.
Najlepszym dowodem obłędu Terrego była jego dziwaczna prośba dotycząca lutni Sjansa. Nieszczęśnikowi potrzebna była ona jak ślepemu nuty. Być może kiedyś tam, w lepszych czasach, Terry był grajkiem i widmo posiadania instrumentu dawało mu nadzieję na odwrócenie swojego losu, jednak Ulka szczerze powątpiewał by ktoś taki jak żebrak, czynił większe plany na własną przyszłość niż te dotyczące najbliższego posiłku.
Poza tym lutnia była jedyną rzeczą, której drwal z całą pewnością nie mógł mu ofiarować. Magicznego instrumentu nie dało się zniszczyć, rozebrać na części, zgubić ani przekazać w ręce kogoś, do kogo lutnia nie chciała trafić. Ulka wiele razy próbował i zawsze kończyło się to tragicznie dla osoby, w ręce której wpadły struny i pudło. A w kanałach czekał na Terry'ego cały szereg niebezpieczeństw. Od poślizgnięcia i uderzenia głową o skalne podłoże, po obsunięcie się sufitu i przygniecenie przez stertę gruzu. Poza tym, Sjans jak do tej pory był jedynym, któremu udało się z niej wydobyć jakiekolwiek dźwięki.
- A nie wolałbyś czegoś bardziej przydatnego? Pieniędzy? Jedzenia? Ciepłego koca? Schronienia i poczucia bezpieczeństwa? Albo jeśli zechcesz dostaniesz identyczne pudło? – Widząc iż Skowronek od razu nie pozbyła się delikwenta, Sjans uznał to za sugestię iż powinien ponownie zacząć negocjację. Być może trafienie do wyjścia na powierzchnię nie było tak proste jak elfka by tego oczekiwała.
Istniała jeszcze pewna możliwość, tak nierealna że aż wstyd było o niej pomyśleć ale drwal nie mógł zupełnie wykluczyć tego, iż kanalarz poza oczywistym wariactwem, jest również wizjonerem który dokładnie wie o co prosi.
- Możemy się jakoś dogadać – stwierdził Ulka zdejmując instrument z pleców, gotów rozmawiać z Terrym jak szaleniec z szaleńcem. – Obawiam się jednak iż nie wyjdziesz na tym najlepiej. Instrument jest zepsuty. To raz. Poza tym jest niezwykle uparty. Uwziął się by towarzyszyć mi w tej podróży, a z tego co właśnie mówi, nie ma ochoty trafić w cudze ręce.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek nie wtrącała się w tę rozmowę - skoro kanalarz zażądał czegoś, co należało do Sjansa, to on powinien zdecydować czy odda swój instrument, czy też nie, jej nic do tego. Intrygowały ją jednak pobudki Terry'ego: po co była mu potrzebna lutnia? Tu, w kanałach? Za jedyną widownię miał pewnie tylko szczury i przepływające od czasu do czasu zwłoki, bo niewielu bezdomnych targało się na równie desperacki krok co on, by zamieszkiwać tego typu miejsce. Miało to oczywiście swoje plusy: nie padało na głowę, przez większość roku temperatura była stała, miało się monopol na wszelkie resztki i śmieci spływające z rynsztoków, a tak naprawdę jedynym argumentem przeciwko był smród. O względach sanitarnych nie było co mówić, gdyż większość bezdomnych nie dbała o higienę bez względu na to czy sypialni w pustostanach jak Kas, czy w kanałach jak Terry.
        - Eee, nie potrzebuję - odpowiedział kanalarz, gdy Sjans zaczął go kusić innymi potencjalnymi przedmiotami wymiany.
        - To może wódeczkę? - podpowiedziała jeszcze usłużnie elfka kierując się sprawdzonymi stereotypami, że bezdomni albo piją, albo ćpają. Terry wyraźnie się zastanowił, ale w końcu machnął na nią lekceważąco ręką. O niewdzięczny! Skowronek dostrzegła jednak cwaniacki uśmiech pod brudnymi wąsami - gnojkowi najwyraźniej podobało się to, że trzyma w szachu całą grupę ludzi. Szlag, gdyby nie to, że mógł im bardzo zaszkodzić i nie można go było zabić, już byłoby po problemie, nie musieliby się z nim układać... Z kloszardami jednak lepiej nie zadzierać, bo to zadziwiająco zgrana i mściwa społeczność, przypominająca pod tym względem rój os... Zgrana, no właśnie!
        - Znasz Kasaela z ulicy rymarzy? - zapytała od razu Przyjaciółka dostrzegając pewną szansę w powołaniu się na koneksje z innymi jemu podobnymi.
        - Nieee, ja tak daleko od domu nie wychodzę - odpowiedział Terry, uśmiechając się szeroko rzędem przegniłych zębów, których widok wywołał lekkie obrzydzenie nawet u Skowronka. Przyjaciółka doszła w tym momencie do wniosku, że chyba nieważne jakie nazwisko by podała, na jakie koneksje by się nie powoływała, to kanalarz i tak by twierdził, że nie znał i nie słyszał nigdy o kimś takim - on po prostu chciał dostać coś materialnego.
        Pomysł Sjansa by zniżyć się do poziomu intelektualnego Terry'ego i opowiadać niestworzone rzeczy o stanowiącej przedmiot targu lutni był genialny w swojej prostocie, zawierał jednak dwie niewiadome: czy kloszard faktycznie jest na tyle szalony, a nawet jeśli, to czy nie pokona ich swoim doświadczeniem. Warto było jednak zaryzykować, Sjans był wszak dobry w gierkach słownych i podlizywaniu się, on zawsze zyskiwał gadką. Teraz na przykład zdawało się, że Terry łyknął przynętę - zaintrygowany słowami drwala zbliżył się i przyjrzał podejrzliwie trzymanej przez niego lutni.
        - To ona oprócz świecenia to jeszcze gada? - zapytał z wyraźnym niedowierzaniem pomieszanym z zachwytem. Skowronek obróciła na moment twarz, by nie było widać jej rozbawienia. Czyli jednak trafili na totalnego świra...! Albo na maga. Co jednak mag robiłby w kanałach, przecież tacy zawsze znajdą sobie jakąś robotę i będą mogli się utrzymać, nie muszą żebrać. A to znaczyło, że jednak Terry był wariatem.
        - Niech coś powie - zachęcił bezdomny, spoglądając na Sjansa jakby ten miał zmusić lutnię do wydania z siebie głosu. Elfka uznała, że czas się wtrącić.
        - Gada tylko z nim - wyjaśniła, jakby była przez to śmiertelnie obrażona na instrument, nawet zerkała na niego z wyrzutem. - A nawet gdy jeszcze do nas się odzywała, to nic tylko grymasiła.
        Terry był wyraźnie strapiony, najwyraźniej kapryśna lutnia nie była już tak kusząca jak taka, która tylko świeci. I dobrze, może dzięki temu kanalarz odpuści… ”Chociaż w sumie ciekawe czemu Sjans wleka ze sobą to pudło, może faktycznie jest magiczne?”, przemknęło elfce przez myśl. Uznała, że zada mu kiedyś to pytanie, o ile nadarzy się stosowna okazja i do tej pory o tym nie zapomni.
        By w końcu przerwać impas i ruszyć dalej, Skowronek niby nieświadomie wyciągnęła z kieszeni złotą monetę i zaczęła ją obracać między palcami tak, by ładnie połyskiwała w trakcie ruchu.
        - Terry, zastanów się, czy taka ględa jest ci potrzebna - zasugerowała. - Może lepiej poszukać takiej, która nie będzie zachowywała się jak stara teściowa.
        - No… - przyznał mało elokwentnie kanalarz wpatrując się w połyskującą między palcami elfki monetę. - Gdybym chciał teściową to bym się hajtnął, nie?
        - No dokładnie tak - Przyjaciółka z entuzjazmem przyznała mu rację, zatrzymując złotego orła między kciukiem a palcem wskazującym i kiwając nim na bezdomnego. - Jak jesteś taki niezależny, to lepiej byś wybrał taką, która ci się spodoba, a nie weźmiesz pierwszą lepszą, która tylko ględzi i nie umie grać. O, proszę. Za to kupisz nawet dwie - zachęciła, podając kloszardowi monetę, którą go do tej pory hipnotyzowała. Terry ruchem szybkim jak atakujący wąż wyciągnął rękę do Przyjaciółki i capnął pieniądz nim ktokolwiek zdążyłby go od tego odwieść. Skowronek była pełna podziwu dla jego błyskawicznej reakcji.
        - To wskażesz nam drogę do wyjścia za mury? - uprzejmie przypomniała mu za co właśnie zapłaciła. Kanalarz jeszcze przez moment patrzył z zadowoleniem na orła w swoich rękach, po czym mruknął pod nosem “ta, ta, jasne” i pokuśtykał przed siebie, śmiesznie kołysząc się na boki. Skowronek uznała, że po prostu należy iść za nim.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Pomoc jakiej udzielił im Terry okazała się bezcenna. Wiedza przewodnika doskonale zorientowanego w labiryncie tuneli pozwoliła grupie Sjansa błyskawicznie dotrzeć do wyjścia z kanałów. Ulka zanotował sobie w pamięci, iż niezależnie od ustalonej wcześniej formy zapłaty, Asets powinien zwrócić Skowronkowi wyłożone przez elfkę monety. Opłacenie Terry'ego okazało się dobrą inwestycją.
Niestety wbrew oczekiwaniom drwala, owe wyjścia wcale nie oznaczało spokojnej polany położonej gdzieś głęboko w lesie, lecz kolejną dzielnicę składającą się z nędznie wyglądających budynków. Rzut oka na okoliczne zabudowania utwierdził Ulke w przekonaniu, że wciąż daleko było im do stwierdzenia iż niebezpieczeństwo minęło. Sjans, Skowronek i pozostałe dziewczyny, znaleźli się wprawdzie na zewnątrz murów Ekradonu, jednak wciąż pozostawali w zasięgu ścigających ich miejskich organizacji przestępczych.
Samo podgrodzie tylko w niewielkim stopniu różniło się od tego co stanowiło centrum stolicy. Zabudowań było tu mniej. W większości starszych, uboższych i w gorszym stanie technicznym niż te miejskie, a ich lokalizacja zdawała się być zupełnie przypadkowa. Za to same drogi były szersze, a ludność nie tłoczyła się tutaj jak pisklęta w klatce. Już samo to sprawiło iż drwal uznał mieszkańców tej dzielnicy za szczęśliwców, a widok rosnącego w oddali skupiska drzew sprawił, iż Ulka gotów był śpiewać z radości.
Sjans niemal natychmiast gotów był narzucić forsowne tempo marszu, by czym prędzej znaleźć się z dala od cywilizacji. Nie pokonał jednak więcej niż ćwierć stai, gdy zatrzymało go szlochanie pozostającej z tyłu Eldine. Z grymasem bólu, oczyma pełnymi łez (choć sama Eldine robiła co mogła by te nie spływały po jej policzkach) i całym potokiem różnego rodzaju przeprosin, młoda Styfing oznajmiła, iż nie jest w stanie iść dalej. Dziewczyna nigdy w życiu nie przeszła pieszo takiej drogi. Jej poobcierane stopy krwawiły z dziesiątek ran. Ulka dopiero teraz spojrzał na buty Eldine, zdając sobie sprawę iż w takich obcasach on sam nie zrobił by nawet trzech kroków. Chcąc czy nie chcąc, drwal musiał nieść szlachciankę w pozycji „na barana”, szukając okolicznego medyka, aby opatrzył stopy Eldine oraz szewca, który mógł wykonać nowe obuwie dla dziewczyny.
Okazało się, że był to dopiero początek całego szeregu problemów jakie czekały na Sjansa. Ulka stanął jak zamurowany gdy przed chatą zielarza dojrzał znaną sobie Skowronkową krowę. Nie miał pojęcia co owe bydle robi w takim miejscu. Być może słabo znał się na miejskiej architekturze i nie potrafił określić, po której stronie miasta właśnie się znajdowali, jednak z całą pewnością umiał odróżnić jedną łaciatą od drugiej, a tej która obecnie stała w progu chaty medyka, nie dało się pomylić z żadną inną.
Samo zwierzę niemal podskoczyło z radości na widok swojej pani, za to Sjans wręcz przeciwnie, niemal zwalił się z nóg gdy zza krowiego zada wyłonił się Ily. Ulka był przekonany, że łucznik i Botan znajdują się daleko stąd, czekając na pozostałych w bezpiecznym miejscu. Tymczasem to jego ludzie zachowywali się jakby byli prawdziwym źródłem kłopotów.
- Co stoisz jakbyś ujrzał Asetsa odprawiającego nago plemienne tańce? Właźcie do środka – zakomunikował Ily. Po czym zwracając się do Skowronka, tłumaczył dalej. – Szła za nami. Bydle potrafi przegryźć każdy postronek. I nie przyjmuje do siebie argumentacji, że ciebie z nimi nie było.
- Co wy do zgnilizny tutaj robicie? Mieliście być w Cidronie – wściekał się Sjans.
- Musieliśmy coś zrobić z latającą Lupirią.
- Że co?
- Znaczy się z początku była jeszcze szansa, aby zapakować ją na wóz i zabrać w takim stanie w jakim rozbiła się o ziemię, ale nie po tym jak Botan zawrócił i przejechał po niej naszym powozem. Wyda ci się to pewnie zabawne, ale nasz Niedźwiedź był przekonany, iż to ona go porwała. – Widząc opuszczone ramiona Ulki i gest rezygnacji malujący się na jego twarzy, Ily zdecydował się zmienić taktykę. – Może jednak wyjaśnię wszystko jak będziemy w środku.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek sama nie była pewna, w którym miejscu ich grupa opuści ekradońskie kanały - wcześniej panowała nad tym gdzie idzie i w którą stronę jest zwrócona, lecz w momencie, gdy kanalarz zaczął ich prowadzić tylko sobie znanymi drogami, ona nie wiedziała już gdzie jest. Mogła tylko żywić nadzieję, że Terry nie zechce ich wykiwać albo nagle ich nie zostawi. Co ją jednak trochę zaskoczyło, bezdomny poprowadził ich prosto do wyjścia, bez żadnych szantaży ani innych nieprzyjemnych zwrotów akcji. Po prostu gdy już przeszli labirynt, szalony kloszard otworzył przed nimi kratę wylotową ścieku i był przy tym tak dumny z siebie, że dało się to dostrzec spod obklejającej go warstwy brudu.
        - Porządny z ciebie gość, Terry - pochwaliła go elfka, gdy wychodzili. - Miałabym do ciebie jeszcze prośbę... Niech to, że się widzieliśmy pozostanie między nami.
        - Ja tam nikogo nie widziałem, nikogo nie znam - odpowiedział kanalarz bardzo cwaniackim tonem głosu. Skowronek uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo. Rozumiała, że ma do czynienia z osobą ze wszech miar przekupną, ale co tam, taki był wszak każdy bezdomny. Nawet Kas by ją sprzedał, gdyby cena była odpowiednio wysoka. Pozostawało mieć jedynie nadzieję, że ewentualny pościg nie wpadnie na Terry'ego, a nawet jeśli, to nikt nie będzie na tyle bystry, by zaproponować kanalarzowi nagrodę za informacje. W końcu strażnicy woleli takie rzeczy załatwiać raczej siłą niż polubownie.
        Elfka wyrywała do przodu z zapałem nie mniejszym niż Sjans, ją jednak nie ciągnęło do przyrody - po prostu chciała jak najszybciej dotrzeć do celu i skończyć tę farsę. Nie spodziewała się, że komplikacje nastąpią tak szybko. W milczeniu słuchała przeprosin i szlochów Eldine, patrząc tylko nieustannie na jej stopy. Musiała przyznać, że to po części było jej niedopatrzenie, nie przypuszczała jednak, że uciekająca od ojca dziewczyna będzie aż tak nieprzygotowana! "Jednak co innego dziewczyna z dobrego domu, a co innego zwykła córka slumsów - te drugie przynajmniej potrafią same radzić sobie w życiu...", pomyślała patrząc jak Sjans niesie swoją przyszłą szwagierkę na plecach. Westchnęła wlokąc się za nimi i jednocześnie myśląc co dalej. Dzięki odciskom panny Styfing właśnie zdobyli piękne opóźnienie, ułatwiając pracę wszystkim, którzy ich ścigali. To nie było nie do nadrobienia, jednak trzeba było działać szybko i rozsądnie...
        - Nie! - krótki okrzyk wyrażający niedowierzanie wyrwał się z ust Skowronka nim ta zdołała się powstrzymać. Widok jej krowy w tym miejscu był czymś, czego by się nigdy nie spodziewała... Z drugiej jednak strony gdy Betty radośnie potruchtała przywitać się ze swoją panią, zza jej pleców wyłonił się Ily i to było jeszcze dziwniejsze - wszak wyjechali tak dawno, że powinni już być w Małym Cirdonie...
        - Co ty tu... - zaczęła, lecz domagająca się czułości krowa tryknęła ją w brzuch i skutecznie przerwała jej wypowiedź. Skowronek nie miała innego wyjścia, jak porządnie przywitać się ze swoją czworonożną przyjaciółką. Głaszcząc krasulę po pysku słuchała wyjaśnień Ily'ego, który właśnie tłumaczył skąd też Betty znalazła się przed domem zielarza w podgrodziach Ekradonu. To nie było takie znowu najgorsze, argumentacja była logiczna i dość niegroźna, lecz to co krawiec powiedział później... Skowronek z początku zamarła. Później pobladła. A na koniec dosłownie opadła jej szczęka.
        - Matko rozpustna... Ona jeszcze żyje?! - zapytała nie próbując nawet zachować łagodnego tonu. Przepchnęła się obok krowy, którą do tej pory głaskała, wyminęła Illy’ego i z jadowitym “jesteście nienormalni!” wparowała do domu medyka. Była przekonana, że Lupiria wydaje z siebie właśnie ostatnie tchnienie albo wręcz właśnie stygnie, bo skonała chwilę po tym jak Botan potraktował ją jak porywaczkę… Skowronek poczuła się prawdziwą szczęściarą - w końcu wytrzymała z tą tyle czasu i jeszcze żyła, co więcej, nic jej tak naprawdę nie dolegało. Ale była to chyba tylko i wyłącznie kwestia szczęścia.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Ulka nie zamierzał rozsiadać się na dłuższe rozmowy. Przede wszystkim zależało mu na tym by jak najszybciej wyruszyć. Gotów był postawić ostatnie pieniądze na to, że opowieść, którą miał dla nich Ily, jakkolwiek zapowiadała się na barwną, dynamiczną i pełną zaskakujących zwrotów akcji, nie wniesie nic istotnego do realizowanej przez nich misji. Tak naprawdę Sjansa interesowała tylko jedna kwestia, a mianowicie to, dlaczego łucznik i Botan nie zostawili Lupirii pod opieką medyka, decydując się kontynuować podróż we dwójkę. Krótki opis tego co stało się z służką, jasno dał do zrozumienia iż Lupiria nieprędko wyruszy na jakąkolwiek wyprawę.
Niestety drwal nie zdołał zadać frapującego go pytania, jako że Ily od razu zniknął wewnątrz chaty medyka zaraz za Skowronkiem. W środku panował półmrok. Wpadało tu niewiele dziennego światła, a skromny kominek i kilka świec nie było w stanie uzupełnić tych braków. Sala, w której się znaleźli, najprawdopodobniej stanowiła coś na kształt ogólnej izby, w której uzdrowiciel przyjmował swoich gości. Centralne miejsce zajmował tu wielki stół, otoczony kilkoma siedziskami. Pod ścianami chaotycznie ustawiono całe rzędy regałów. Właściciel przybytku należał do tych osób, które nigdy niczego nie wyrzucają w przekonaniu iż każda rzecz może się w życiu przydać. Stosy ksiąg, pudeł, mis, wazonów, medycznych narzędzi i innego różnego rodzaju bałaganu sięgały niemal pod sam sufit, skutecznie blokując okna. Jednak to co robiło największe wrażenie to zawalona czwarta cześć budynku. Wprawdzie sama chata nie wyglądała na starą, ale z jakiegoś tajemniczego powodu, część beli podtrzymujących strop została przewrócona, a strzecha i całe poszycie znalazło się na podłodze. Ulka zaczął podejrzewać, iż w całym tym bajzlu gospodarz zwyczajnie mógł tego nie zauważyć.
Botana i Lupirii nigdzie nie było widać.
- Czego tu!? Wynocha! Nie trzeba mi kolejnych awanturników. Zabierajcie stąd swoje śmierdzące gęby… och, racz wybaczyć miłościwa pani. Oczywiście zapraszam w moje skromne progi. – Na widok Eldine, stary medyk natychmiast zmienił ton, uświadamiając jednocześnie Sjansowi jak bardzo córka Styfinga była nieprzygotowana do podróży. Nie tylko buty, ale i cały strój młodej księżniczki zdradzał jej pochodzenie. Jeśli nawet Eldine próbowała upodobnić się do zwykłych mieszczan, to na efekt jej starań nie nabrałby się nikt poza samą dziewczyną. Jednak w tym przypadku jedwabny materiał ozdobiony całą rzeszą eleganckich haftów, okazał się kluczem do zyskanie przychylności uzdrowiciela.
- Nie zajmiemy panu dużo czasu. Potrzebujemy tylko drobnej pomocy - wyjaśnił Sjans, pozostawiając rozmowę z medykiem w gestii Eldine i Ważki, samemu zaś odciągając na bok Ily’ego i Skowronka.
- Nie możemy tracić tu czasu. Błagam cię Ily, powiedz, że wciąż macie wóz – zapytał Ulka.
- Mamy – odpowiedział chłopak z rozbrajającym uśmiechem, jasno sugerującym, że jednak coś jest nie tak.
- W jednej części. Gotowy do drogi. A do tego konie, które mogą go pociągnąć? – upewniał się drwal.
- Wszystko jest.
- To co, na leśne duchy, jeszcze tu robicie?
- Pilnujemy go. Wrzeszczał, że nie udzieli nam pomocy. I że mamy się z Lupirią wynosić. Poszukać grabarza, a nie medyka. I coś tam jeszcze o zniszczonej reputacji, a wtedy Niedźwiedź zagroził mu, że jeśli natychmiast nie weźmie się do pracy pokaże mu co to znaczy „niszczyć”.
- Że niby nasz Botan taki rycerski?
- Dziś rano ta chata stała jeszcze w całości. – Ily wskazał na zapadnięta cześć budynku, stanowiącą obecnie kompletne rumowisko, a Sjans bezradnie rozłożył ręce. Rozumiał coraz mniej. Przecież mówili o chłopaku, który jeszcze przed chwilą usiłował zamordować służkę, a drwal nie wierzył w istnienie czegoś takiego jak blewogowe wyrzuty sumienia.
- Musiałem jakoś ratować sytuację. Po tym jak staranował Lupirię wozem, Botan chwycił za topór i chciał dokończyć co zaczął. Powiedziałem mu, że to jego żona! Najwyraźniej był tak pijany, że nie pamięta komu się oświadczył – wyjaśnił łucznik, błagalnie spoglądając w stronę elfki. W końcu to w sprawy sercowe Skowronka właśnie się wtrącił.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Półmrok nie był czymś, co utrudniałoby Skowronkowi widzenie, bo może nie miała kociego wzroku, lecz wystarczył jej wątły płomień świecy, by już widzieć lepiej niż przeciętny śmiertelnik. W tym momencie jednak nie było jej to specjalnie potrzebne - aż tak ciemno zaś nie było, a poza tym chata medyka wyglądała jak dziesiątki innych tego typu przybytków, z tą jedyną różnicą, że ta była w połowie zawalona. "Najwyraźniej felczerowi nie powodzi się tak dobrze, jak by sobie tego życzył", uznała w myślach, choć dość zastanawiające było dla niej to, że reszta izby nie wyglądała wcale na pomieszczenie użytkowane przez osobę, która przestała już wiązać koniec z końcem... Stan majątkowy medyka nie był jednak w tym momencie tak ważny jak to, co działo się z Lupirią i czy jeszcze w ogóle ona żyła. By się jednak tego dowiedzieć, należało przejść przez strażnika w postaci właściciela chaty, który był wściekły jak osa. Trafiła mu się godna przeciwniczka, gdyż elfka była równie zła co on i już zamierzała wdać się z nim w pyskówkę, gdy nagle ton jego wypowiedzi zmienił się diametralnie - oczywiście na widok Eldine. Stary dziad pewnie wywąchał pieniądze i zaraz stał się uległy jak sarenka. Nic to jednak, najważniejsze, że zadziałało to na ich korzyść. "Ciekawe, czy przez tych awanturników miał coś konkretnego na myśli...", pomyślała jeszcze Przyjaciółka, zerkając wymownie na Ily'ego.
        Skowronek nie kłóciła się ze Sjansem, gdy ten odciągał ich na bok - wiedziała, że cokolwiek ma on do powiedzenia, jest to z pewnością ważne, w przeciwieństwie do oratorskich popisów krawca. Na dodatek Lupiria najwyraźniej jeszcze żyła i nie miała szybko skonać, skoro medyk wpuścił do niej kogokolwiek, a taka wiedza w zupełności Skowronkowi wystarczyła. Można było przejść do konkretów.
        Z jakiegoś powodu zadowolony ton głosu Ily'ego sprawił, że elfka poczuła niepokój. Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę i zerkała to na jednego, to na drugiego mężczyznę, w zależności od tego, który z nich akurat mówił. Wszystko wyglądało dobrze, było w jak najlepszym porządku - mieli wóz, konie, mogli teoretycznie ruszać w każdej chwili, należało tylko załatwić Eldine buty... Nie, jednak nie było tak dobrze. Oczywiście Botan jak zawsze musiał coś nawywijać. Skowronek naprawdę traciła już cierpliwość do niego i do podpuszczającej go młodzieży z Bagien, najlepsze jednak dopiero miała usłyszeć.
        - Co? - parsknęła na wieść, jakiego podstępu użył krawiec by uratować życie Lupirii. Przez krótki moment nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, ba, nie umiała nawet zaczerpnąć oddechu, zupełnie ją zatkało. Odpuścił dopiero po trzech, może czterech uderzeniach serca.
        - Przestańcie wpychać Botanowi w ramiona byle co się nawinie! - sarknęła. I tak, siebie również zaliczała do "byle czego", bo czego by nie mówić, Skowronek miała wiele zalet, ale żadna z nich nie należała do pakietu cech pożądanych u potencjalnej partnerki i żony. Lupiria pod tym względem przewyższała ją pewnie pod każdym względem... I może był to dobry motyw, by wywinąć się z tej głupiej sytuacji. Przyjaciółka westchnęła, by nie zdradzić się przypadkiem jakimś grymasem.
        - Dobra, dobra - zaczęła, a w jej głosie nadal pobrzmiewała irytacja. - Cholera, jak zaczniecie to odkręcać to on jednak postanowi użyć topora i wtedy będzie cyrk... Niech tak zostanie - uznała już dużo spokojniej, lecz zaraz wróciła do kąśliwego tonu. - Tylko ciekawe, co na to powie Lupiria jak się obudzi. Tobie zostawiam zaszczyt poinformowania jej o tym.
        Skowronek zadała sobie w duchu pytanie, czy jest jej żal, że Botanowi było tak łatwo uwierzyć w to, że ożenił się z inną kobietą, czy była choć odrobinę zazdrosna, no bo w końcu do niedawna to poza nią nie widział świata. Każdej innej dziewczynie na jej miejscu zrobiłoby się przykro, że straciła adoratora. Jej chyba było już jednak wszystko jedno.
        - Buty - zaczęła nagle. - Potrzebujemy butów i nowych ubrań dla twojej przyszłej bratowej, bo co prawda teraz te jej tiule nam pomogły, ale generalnie to tak nie działa. Ja się tym zajmę, przyjrzała się jej i raczej trafię z wymiarami, to zresztą nie jest królewski bal, co będzie trzeba to się paskiem dociągnie - oświadczyła, gdyż sama chodzi w za dużej kurtce. - Ogarnijcie wóz do tego czasu... Lupirii pewnie nie będziemy ze sobą wlekać, bo wyzionie ducha na tych wertepach, może niech Ważka z nią zostanie albo kto tam będzie wolał, ale Botana lepiej mieć pod ręką na wypadek... Wiadomo. Idę po ciuchy.
        Elfka nie miała ochoty na dyskusje - była podminowana i naprawdę w tym momencie lepiej było dać jej się czymś zająć i jej nie przeszkadzać.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Przepełniony gniewem, Sjans przypominał rozgrzany do czerwoności garnek, który lada mement miał wykipieć od nadmiaru zgromadzonym w nim emocji. Czuł że jest na krawędzi eksplozji. Im dłużej przysłuchiwał się wymienia zdań pomiędzy elfką i Ilym, tym bardziej dochodził do przekonania, że to on jest główną ofiara żartów krawca. Botan prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie z nich sprawy, Skowronek znosiła je nad wyraz spokojnie, natomiast drwal był gotów wrzeszczeć z złości.
Wściekał się na swoich młodych pomocników, którzy to póki co bardziej okazywali się być ciężarem niż wsparciem w całej misji, a także na elfkę, za to iż ta cały czas ciągnęła swoją głupią grę odnośnie Niedźwiedzia. Ulka nie miał pojęcia czy Przyjaciółka robiła to w pełni świadomie, jednak w jakiś sposób większość jej wypowiedzi działała niczym woda na młyn dla młodych swatów. Wystarczyło iż Skowronek wspomniała o konieczności natychmiastowego wyjazdu oraz o tym, iż bezwzględnie należy zostawić tu Lupirię, rozdzielić ją od Botana, a tego ostatniego zabrać jak najdalej od służki, aby na twarzy łucznika zagościł szeroki uśmiech. W tym momencie drwal zaczął podejrzewać, że być może Ily i Ważka nie robili tego co robią ze zwykłej złośliwości, ale dlatego iż szczerze wierzyli w uczucia elfki.
Na szczęście dla siebie, Skowronek zdążyła wyjść zanim Sjans na nią nakrzyczał, toteż krawiec siłą rzeczy pozostał jedyną osobą, na której Ulka mógł wyładować swój gniew.
- Mam tego dość Ily! Od tej chwili koniec szydzenia z naszego Niedźwiedzia. Jeśli już koniecznie musicie to robić, to powstrzymajcie się do czasu aż wrócimy do Kamiennego Targu. Skupcie się na misji albo do cholery od razu wynoście się do domu i nie przeszkadzajcie tym, którzy starają się w jakiś sposób pomóc nieszczęsnemu Guly’emu. Zrozumiano?
- Eee, kiedy ty nic nie rozumiesz… - próbował bronić się łucznik.
- I nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń. Jak tylko nasza elfka wróci z odzieniem dla Eldine, natychmiast się stad zbieramy. Przygotuj wóz, a ja pogadam z naszym gospodarzem aby upewnić się, że Lupiria będzie miała tutaj właściwą opiekę.
- W takim razie powiem Botanowi…
- Nic mu nie mów. Właściwie od tej pory oboje z Ważka macie zakaz zbliżania się do Niedźwiedzia. Podejrzewam, że wasze wyjaśnienia przysporzą nam jeszcze więcej problemów niż mamy obecnie.
- Ciebie nie posłucha. Siedzi przy Lupirii i nikogo do niej nie dopuszcza. Poza medykiem. Zresztą temu ostatniemu też cały czas patrzy na łapy – wyrzucił z siebie Ily, tym razem nie pozwalając by drwal mu przerwał. – Siłą go stamtąd nie dostaniesz. Ale jeśli się dowie, że Skowronek wybacza mu całe zajście w gospodzie…
- Co? Nie! Na pewno nie dam się wciągnąć w tą głupią intrygę. Zamierzam zrobić coś, co żądnemu z was nie przyszło do tej pory do głowy. Porozmawiam z Botanem jak dorosły mężczyzna z innym facetem. Do kroćset, chyba nie jest aż tak naiwny by wierzyć, że jakieś pijackie oświadczyny mogą być wiążące. – Ulka starał się przekonać samego siebie, że da radę dotrzeć do umysłu niedźwiedzia. Szybko zrozumiał jednak, iż ani on ani Ily nie są w stanie zakończyć tej komedii. – A gdy już będziemy na szlaku, zostawimy naszą parę kochanków samych sobie. Najwyższy czas dać im okazję do wyjaśnienia pewnych nieporozumień.
- Będą zachwyceni. – Zupełnie nieoczekiwanie Ily poparł plan swojego dowódcy.
- I jeszcze jedno. Czy mamy coś czym moglibyśmy zapłacić waszemu gospodarzowi za zniszczenia jakich tu dokonaliście – zapytał Sjans.
- My? Po pierwsze Botan tylko delikatnie naruszył konstrukcję chaty, a resztę demolki dokonała Betty. Po drugie medyk jest sam sobie winien. Za opiekę nad Lupirią proponowaliśmy mu nasz wóz, ale on wolał zarekwirować krowę – oświadczył Ily. - To bydlę jest gorszę niż stado spłoszonych widłorogów. Poza tym i tak oddaliśmy mu już ogromna przysługę, odkopując naszego medyka spod tej sterty śmieci.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        "A może by tak rzucić to wszystko i zwiać do Mrocznej Puszczy?" - ta koncepcja nie chciała opuścić myśli Skowronka od kiedy tylko uciekła z domu medyka pod pretekstem szukania ubrania. Tak naprawdę gdyby nie to, że jej organizacja tak honorowo podchodziła do zleceń, pewnikiem już dawno dałaby sobie spokój z tym wszystkim. Była już naprawdę wykończona użeraniem się z ludźmi z Kamiennego Targu, którzy działali wedle niepojętej dla niej logiki i systemu wartości, którego nie widziała nigdzie indziej. Chciała wrócić do zleceń wykonywanych w pojedynkę albo chociażby takich, w które nie są zamieszani cywile, może to by wystarczyło, by uniknąć większości tych perypetii. Nie umiała pojąć, jak można było zajmować się tyloma niepotrzebnymi rzeczami wkoło, skoro praca była pilna, a przeciwnik nie dawał żadnych forów.
        Jednak pretekst pretekstem, ale należało wziąć się za robotę. Gdy tylko część adrenaliny wypłukała się z krwi elfki, ta mogła zacząć rozglądać się za ubraniem - chociaż może raczej przebraniem - dla Eldine. Tu, poza miejskimi murami, nie było szans by znaleźć zakład krawiecki lub szewski - to nie ta grupa klientów docelowych, tu nikt nie prowadził takiego interesu o wąskiej specjalizacji, bo by się zwyczajnie nie utrzymał. Pozostawało więc szukać po ludziach albo tych namiastkach sklepów, gdzie było dosłownie wszystko, od żywności, przez ubrania aż po narzędzia i drobny żywy inwentarz.
        Elfka trafiła w jedno z takich miejsc dość instynktownie, bo tak jak Sjans dobrze orientował się wśród lasów i bagien, tak dla niej naturalnym środowiskiem były właśnie miasta, a w szczególności ich gorsze dzielnice, które lubiły ukrywać znacznie więcej ciekawostek niż można by przypuszczać. Niestety, poszukiwania w takim sklepie spełzły na niczym - właściciel kramu nie miał żadnych gotowych ubrań poza chustkami na włosy, oferował co prawda Przyjaciółce płótno i wszystkie przybory do szycia (ponoć w bardzo korzystnych cenach), lecz ona nie skorzystała z takiej okazji - igły stanowiły dla niej jedynie narzędzie tortur i nawet bez fachowej wiedzy potrafiła stwierdzić, że jednak stworzenie nawet prostej spódnicy zajmie Ily’emu stanowczo zbyt dużo czasu, którego oni nie posiadali w nadmiarze. Z pewnym niesmakiem Skowronek podziękowała i wyszła, w progu jednak sklepikarz zdecydował się ją zatrzymać.
        - Stara od Piaka trochę szyje u siebie w izbie, czasem ma coś w nadmiarze, bo tak o uszyła albo kto przeróbki nie odebrał, to może u niej coś znajdziesz - zasugerował, a elfka była go wręcz w stanie uściskać za taką informację. Ograniczyła się jednak tylko do podziękowań i pytania gdzie znajdzie tę kobietę. Zachowywała się bardzo miło i na wszystko miała gotową wymówkę, bo wiedziała, że jest obcą twarzą i może wzbudzać podejrzenia. Gdy więc wyjaśniła, że nie wie jak trafić do rzeczonej krawcowej, bo jest tu od niedawna, przyjechała do pracy i jeszcze nie zna tu nikogo, sklepikarz chętnie ją pokierował, nie musiała więcej nawijać mu makaronu na uszy.
        W trakcie drogi do krawcowej Przyjaciółkę ogarnął osobliwy niepokój: jakby nagle zdała sobie sprawę, że hasa sobie beztrosko po ulicach, a liczba osób w Ekradonie, które chciałyby dorwać ją albo kogokolwiek z ich drużyny, przekroczyła już wszelkie granice przyzwoitości. Mogli tak naprawdę czaić się za każdym rogiem… Ta świadomość kazała jej mocno podkręcić tempo poszukiwań. Całe szczęście ubranie zdołała załatwić w miarę szybko, wskazana przez sklepikarza krawcowa okazała się mieć jakąś przyzwoitą spódnicę i bluzkę, które powinny w miarę pasować na pannę Styfing. Buty zaś Skowronek załatwiła w najbardziej bezczelny sposób w jaki tylko się dało, zaczepiając grupę siedzących przed jedną z chałup kobiet. W bardzo naturalny sposób podeszła do nich i zapytała, czy nie mają jakiejś pary trzewików na zbyciu, bo są jej potrzebne i oczywiście za nie zapłaci. Jej ton w połączeniu z nietypową prośbą zadziałały na kobiety niczym hipnoza, zaraz coś tam między sobą pouzgadniały i zgodziły się pomóc elfce. Skowronek by nie dać po sobie poznać, że zależy jej na czymś konkretnym, brała jak leci i targowała się ile tylko mogła, aby wyglądać jak obwoźna handlarka, która szuka taniego towaru - kupione wcześniej ubrania odrobinę uwiarygodniał tę wersję. Na koniec miała więc cztery pary butów, ale za to wśród nich były jedne, które mogły pasować na Eldine bądź też być minimalnie za duże, tak na jej oko. Te więc sobie zostawiła, a resztę wyrzuciła w krzaki, gdy nikt akurat nie patrzył. Z naręczem nowej garderoby dla przyszłej bratowej Sjansa, zdecydowała się wrócić do chaty medyka… Oczywiście okrężną drogą, pilnując by nie złapać jakiegoś ogona. Jakoś nadal nie odpuszczała jej lekka paranoja.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Mobilizowanie drużyny przychodziło mu coraz ciężej. Na Mglistych Bagnach kreatywność była niczym pasożyt, żywiący się słabiej pielęgnowanymi cechami charakteru, takimi jak na przykład dyscyplina. Im bardziej Sjans starał się motywować swoich podopiecznych, tym gorsze osiągał rezultaty, a jego dramat polegał na tym, że w rzeczywistości Ily, Gyneid czy Botan nie robili nic złego. Po prostu za bardzo starali się być przydatni, na siłę wnosząc swój wkład w sukces misji. Ulka ledwie zdążył pohamować zapędy krawca, gdy zza jego pleców doszedł go głos oburzonej Ważki.
- Chyba nie zamierzasz przesmarować jej stopy tym gównem?
- Zamknij się i pozwól pracować profesjonalistom – odburknął medyk.
- Słyszałeś kiedyś o czymś takim jak czysty opatrunek? Albo zakażenie? – Nie ustępowała dziewczyna.
- A kim ty do licha jesteś, żeby mnie pouczać!?
- Skoro już pytasz, to wiedz, że również zajmuję się uzdrawianiem i nie pozwolę wciskać nam tu takiego syfu. Może i nie mam tych wszystkich tytułów i świecących ozdób, ale praktykowałam znacznie cięższe przypadki. Takie, o których tobie nawet się nie śniło. Prawie udało mi się wyleczyć lorda Guly’ego – chwaliła się Gyneid, przy czym na dźwięk słowa „prawie”, Eldine zalała się łzami. – Yyy… znaczy się udałoby mi się, gdyby Sjans mi nie przeszkodził… - broniła się Ważka, czym jeszcze bardziej pogarszała nastrój swojej towarzyszki.
- Uspokójcie się – interweniował drwal. – Weźmiemy same opatrunki i nie będziemy pana dłużej niepokoić. Pilno nam ruszać w drogę. Oczywiście zapłacimy za wyrządzone szkody, jak również za opiekę nad ranną – zaproponował Ulka, nie chcąc dłużej pozostawać w domostwie medyka. Było to miejsce zbyt publiczne, a nadmiar kręcących się wokół świadków, zwiększał szansę na to, iż dostrzeże ich ktoś niepożądany. Ulka wolałby ruszyć nocą, jednak ryzyko zdemaskowania wydawało mu się zbyt wysokie. Przytupując z nogi na nogę, z niecierpliwością wypatrywał powrotu Skowronka. Rzecz jasna mówiąc o zapłacie, Sjans liczył iż to Eldine będzie tą, która uszczupli swoją sakiewkę. – A teraz proszę mi wybaczyć, chciałbym sprawdzić jak się miewa chora i porozmawiać z naszym młodzieńcem.
Samo wspomnienie Botana od razu sprawiło, iż medyk przybrał pozycję obronną. Ulka dyskretnie dał Gyneid znać by ta uspokoiła córkę Styfinga oraz zajęła się negocjowaniem ceny jaką będzie chciał wyciągnąć od nich gospodarz. Znając charakter dziewczyny, w ciemno mógł zakładać, iż wkrótce w warsztacie medyka wybuchnie kolejna awantura, jednak nie mógł wszystkiego robić sam. Musiał liczyć na ugodowy charakter Eldine, a samemu skupić się na przekonaniu niedźwiedzia do porzucania rzekomej żony i powrotu do domu.
Wbrew temu co sam wcześniej deklarował, Ulka nie zamierzał odwoływać się do racjonalnych argumentów. Być może Skowronek byłaby w stanie zaapelować do rozsądku niedźwiedzia, natomiast on sam mógł co najwyżej uderzyć w dumę młodego Blewoga. Sjans zawczasu ułożył sobie w głowie przemowę, mówiącą o tym, iż prawdziwy mężczyzna nie powinien całymi dniami przesiadywać przy babskim łóżku. Coś tam wtrąci o tym, że dziewczyna jest silna i da sobie radę, a na sam koniec zamierzał zaświadczyć, iż w rzeczywistości pijany Botan wykrzykiwał swoje oświadczyny na całą gospodę, tak że trudno było powiedzieć czy kierował swoje uczucia do Lupirii, Skowronka, Ulki, czy innego z gości.
Ku swojemu zdziwieniu wewnątrz pomieszczenia nie znalazł nikogo poza służką. Dziewczyna oddychała, co było jedyną pozytywną rzeczą jaką dało się powiedzieć o jej stanie. Zresztą Ulkę dużo bardziej niż rokowania pacjentki, niepokoiły tajemnicze bohomazy namalowane na podłodze. Sjans chciał wierzyć, że wszystkie te symbole nie są niczym więcej niż podejrzanymi praktykami medyka, jednak nazbyt dobrze znał niektóre ze znaków jakie miał przed oczyma. Thar również takie stosował, zawsze oznaczając nimi jeden cel: zemstę.
Na kim i za co poszedł mścić się Botan, tego drwal nie potrafił wydedukować.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek nie spodziewała się, że cokolwiek będzie szło po jej myśli - przy swoich aktualnych towarzyszach zaczęła się powoli przyzwyczajać, że nic nie idzie zgodnie z planem, że cały czas trzeba naprawiać ich błędy i dostosowywać się do tego, co przynosi im los, a było tego naprawdę sporo. Dlatego też była szczerze zaskoczona gdy okazało się, że pod dom medyka dotarła bez żadnych niechciany walk, pościgów czy innych kataklizmów. Ba, nie widziała nawet, by ktokolwiek po drodze zwracał na nią uwagę. Było cicho i spokojnie... Trochę za spokojnie jak na to, że niedawno mieli pościg na plecach i tak naprawdę od niechcianego towarzystwa dzieliły ich tylko grube miejskie mury.
        Pod chatą medyka i tak kręciło się kilku gapiów. Nic w tym dziwnego, zważywszy, że nagle w takim miejscu pojawiła się banda obcych, którzy najpierw zawalili połowę domostwa, a teraz robili wokół siebie zamieszanie wrzaskami i bieganiną. Tak, to jak Ważka wykłócała się z gospodarzem dało się słyszeć aż na dworze. Choć sens słów pozostawał trochę niejasny, nie było wątpliwości, że chodzi o pieniądze, a to było zawsze ciekawe, pod względem plotkarskiej jakości ustępowało pola jedynie małżeńskim zdradom i niepokalanym poczęciom.
        Skowronek nabrała głębokiego wdechu i pewnie wkroczyła w ten rejwach. Zaraz za progiem jednak zmieniła zdanie i jednak wolała pozostać blisko ściany - Ważka i medyk wrzeszczeli i wywijali łapami jakby ich zły duch opętał, jeszcze można było przez przypadek oberwać…
        - Ała! - zawołała, gdy coś wbiło jej się w plecy. Podskoczyła w miejscu i gwałtownie się obróciła, dłońmi zasłaniając ukute miejsce i rozmasowując je. Oczywiście, mogła się domyślić co za asasyn zdołał ją tak podejść.
        - Betty! - syknęła na krowę, która bardzo chciała się przywitać po tych kilku minutach rozłąki, które dla niej były pewnie całą wiecznością. Gdy Skowronek teraz tak o tym pomyślała, przypomniała jej się anegdotka jakoby psy rozróżniały tylko dwa czasy: teraz i zawsze. Najwyraźniej tyczyło się to również krów.
        - Wyjdź! - Przyjaciółka złapała jałówkę za rogi i próbowała wypchnąć ją na zewnątrz, chociaż co ona mogła przy takiej różnicy gabarytów. - Betty, wyjdź, później będziemy się głaskać, no.
        Z jakiegoś powodu krowa była jedynym stworzeniem, dla którego elfka była miła i dyplomatyczna bez wyrachowanych kalkulacji, chociaż i tak mówiła takim tonem, jakby nie było jej to w smak. Mimo to, obiecując Betty najróżniejsze rzeczy (ku uciesze tych nielicznych gapiów, którzy mieli okazję słuchać jej negocjacji), zdołała ją w końcu wypchnąć na zewnątrz, gdzie krowa spokojnie odeszła sobie kawałeczek dalej i zaczęła w najlepsze szczypać trawę, Przyjaciółka zaś mogła wrócić do środka i zorientować się w sytuacji. Ważka dalej darła się na medyka (który zresztą wcale nie pozostawał jej dłużny), a Eldine stała obok i bardzo kiepsko próbowała załagodzić sytuację. Skowronek przez moment zastanawiała się czy się wtrącić… I w końcu uznała, że nie ma chyba specjalnej ochoty. To jak rozliczą się z tym gościem naprawdę ją nie obchodziło, dlatego też minęła całą trójkę bokiem i poszła dalej, do pokoju, gdzie spodziewała się zastać męską część drużyny nad łóżkiem Lupirii… Spotkała tam jednak tylko Sjansa, no i oczywiście nieprzytomną pokojówkę panny Styfing. ”Niech to, cud, że ona to przeżyła…”, uznała z pewnym podziwem elfka przyglądając się dziewczynie w łóżku.
        - Gdzie reszta? - zwróciła się do Ulki i jakoś tylko patrząc na niego spodziewała się, że nie usłyszy wcale dobrych wieści. - Nie mów, że Botan… Cholera jasna, nie, nie wierzę. Jak on znowu coś nawyrabiał, gdzieś zniknął, coś goni albo przed czymś ucieka, to mnie to nie obchodzi! To duży chłopak, da sobie radę. Mamy Eldine i jedziemy z nią prosto do twojego brata, bo zaraz nam cały Ekradon wsiądzie na plecy! Nie będę szczypać się z tym całym towarzystwem, bo zaraz zjawi się tu jej stary, ludzie jego starego, straż i bóg wie kto jeszcze i dopiero wtedy zaczną nam się problemy. Eldine! Chodź tu, musisz się przebrać. Sjans, chodź.
        By panna Styfing miała chwilę prywatności, elfka wypchnęła drwala na zewnątrz, a dziewczynę zostawiła z jej nieprzytomną służącą. Co jak co, ale jej nie powinna się wstydzić. ”Cholera, tylko czy taka królewna będzie wiedziała jak samej się ubrać?”, zastanowiła się przez moment Przyjaciółka, ale uznała, że to nie jest przecież aż taka filozofia.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Targowanie się o cenę wcale nie było głównym celem awantury wywołanej przez Gyneid. Ważka podnosiła głos chcąc się upewnić, że wokół niej i medyka zbierze się wystarczająca ilość gapiów, a całą sprzeczkę zakończyła dokładnie w tym momencie, w którym ich gospodarz stanowczo zadeklarował, iż wyrzuci ranną Lupirię przez okno, gdy tylko ich banda opuści próg tego warsztatu. Dyktując tak zawyżone ceny, medyk nie zyskiwał sobie specjalnej sympatii wśród mieszkańców. Dzięki temu dziewczyna mogła mieć pewność, że lud Ekradonu będzie szczególnie skrupulatnie przyglądał się domostwu uzdrowiciela, a wszelkie zachowania sprzeczne z etykietą, natychmiast zostaną zgłoszone odpowiednim organom władzy. Z uśmiechem tryumfu na twarzy, dziewczyna dała Sjansowi znać iż od tej chwili Lupiria jest bezpieczna.
Przynajmniej tyle. Skowronek nie musiała dwa razy powtarzać, jak pilna jest konieczność natychmiastowej ewakuacji. On również zamierzał ruszać, nawet jeśli będzie musiał zostawić tutaj Botana. Krótko oznajmił, iż za chwile będą gotowi. Ignorując zebranych w holu, UIlka pociągnął Ważkę za rękę, kierując się w stronę wyjścia. Ily nie kazał siebie długo szukać, wpadając na drwala ledwo tylko ten przekroczył próg chaty uzdrowiciela.
Podekscytowany krawiec natychmiast podjął działania, aby wepchnąć dwójkę przyjaciół w najbliższą zacienioną uliczkę. Determinacja widoczna w oczach łucznika uświadomiła Sjansowi, że być może warto wstrzymać się z wzajemnymi pretensjami, do czasu aż wszyscy oni znikną z widoku publicznego.
- Do licha Ily, co ty wyprawiasz? Gdzie wóz?
- Nie ma, Niedźwiedź musiał go zabrać. Ale spokojnie, wiem gdzie jest.
- Psiakrew! Przestań wreszcie gadać zagadkami! Nie mamy na to czasu! Ten cymbał wymalował na podłodze niedźwiedzi pazur! – Nie wytrzymał Ulka, dając upust nagromadzonym emocją.
- O w ryj! – Na szczęście Ily pozostał na tyle przytomny by zrozumieć powagę sytuacji. – No więc, wtedy w lesie przechwyciliśmy dwóch ludzi od Zaskrońca. Początkowo chcieliśmy ich sprzątnąć po cichu, ale ostatecznie uznaliśmy, że jeżeli wy zawiedziecie, to wówczas owe zbiry będą naszą jedyna szansą by uratować Ważkę i Skowronka. – Gynei odruchowo zaczęła chichotać, a łucznik szybko dodał. – I ciebie oczywiście też. Myślę, że Botan za to się właśnie zabrał. Przesłuchanie jeńców. "Genialnie. I oczywiście udało mu się znaleźć w pobliżu jakieś legowisko niedźwiedzia?" – pomyślał Ulka, oczyma wyobraźni widząc zachwyt Skowronka, gdy po raz kolejny przyjdzie mu się tłumaczyć z tego jak myśli młody Blewog.
- Taa, miałem nadzieję złapać go zanim zaopatrzy się w miód, ale zamiast naszego bohatera przy miejskiej bramie ujrzałem Styfinga w otoczeniu jakiś podejrzanych typów. A prowadzi ich łysy troll z kuszą wielka jak pług – Ily wyjaśnił wreszcie przyczynę swojego pośpiechu.
- Cholera! – zaklął drwal. Na szczęście elfka i Eldine dokładnie w tej chwili wyszły z chaty. Ulka gestem dał znać obu kobietom by te dołączyły do narady.
- Nasz ogon już tu jest. I Bo również – zakomunikował Ulka, przekazując Skowronkowi dowodzenie. – Miasto będziemy musieli opuścić na piechotę. Możliwie dyskretnie. Botan czeka na nas w lesie. Gdzieś w pobliżu niedźwiedziego barłogu. Łatwo go będzie znaleźć. Wystarczy kierować się wrzaskiem dwóch nagich biedaków, wysmarowanych miodem i przywiązanych za nogi do pobliskiego drzewa.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Eldine jednak potrzebowała pomocy przy przebraniu się, więc z powodu niedyspozycji jej osobistej służącej Skowronek zdecydowała się jej pomóc. Problemów nie nastręczało wcale nowe odzienie, lecz to stare, w którym dziewczyna uciekła z zamku - suknia należała do tych, które były z pewnością wygodne do noszenia, bo dzięki masie haftek dobrze dopasowywała się do sylwetki właścicielki, lecz przez to ubranie jej i zdjęcie zajmowało godziny i wymagało pomocnej dłoni. Przyjaciółka takową zaoferowała, a wszelkie przeprosiny ze strony Eldine zbywała mówiąc, że nie ma sprawy, że to drobiazg, że rozumie sytuację. W rzeczywistości trochę zaczynała ją drażnić potulna postawa przyszłej bratowej Sjansa, ale na razie to znosiła, zastanawiając się tylko w duchu jak taka sarenka da radę przeżyć na Mglistych Bagnach. To nie było jednak jej zmartwienie, ona miała tylko odprowadzić to biedne dziewczę pod ołtarz.
        - Niech to, dziewczyno, ale ty masz figurę - przyznała z uznaniem, gdy pomagała Styfingównie dopasować zdobyczną nową sukienkę. Oczywiście okazała się być za duża, a przede wszystkim za szeroka w talii, ale nie było to coś, z czym nie można było sobie poradzić odpowiednio dociągając tasiemki.
        - Wiem, że to nie jest szczyt salonowej mody, ale przynajmniej będzie ci wygodnie - mruknęła elfka, gdy już skończyły z sukienką. - Wybierz sobie teraz jakieś buty z tych... Te powinny być dobre.
        Skowronek pomogła Eldine dopasować jakieś trzewiki i założyć je na nogi tak, by nie uszkodzić opatrunków, które założył jej medyk. Stopy nadal bolały, to było oczywiste, lecz ból stał się już do zniesienia. Całe szczęście czekała ich podróż wozem, więc była szansa, że Styfingówna jakoś się wykuruje, by móc potańczyć na własnym weselu.
        - Chodźmy - uznała po chwili Przyjaciółka, resztę niepotrzebnego obuwia zrzucając na stertę gdzieś pod ścianą, by nikt się o nie nie potknął. Nie kłopotała się wynoszeniem ich, bo przecież medyk i tak nie zauważy dodatkowych par damskich trzewików w tym bałaganie. A nawet jeśli, zwróci na nie uwagę dopiero za kilka tygodni, gdy Skowronek już będzie daleko od Ekradonu. Tak bardzo marzyły jej się wakacje…
        Na zewnątrz obie kobiety zostały natychmiast przywołane na tajne zebranie ludzi z Kamiennego Targu. Wieści… Nie były wesołe. Dlaczego więc Skowronek się śmiała? Sama chyba nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, musiała jednak mocno zatkać sobie usta dłońmi, by wręcz nie ryczeć ze śmiechu.
        - O matko, ale syf - parsknęła, gdy już trochę się uspokoiła. Wytarła łezkę z kącika oka wierzchem dłoni nim podjęła. - Dobra… Chyba nie chcę wnikać po co Botanowi niedźwiedzie, miód i ta cała reszta, nie ogarniam takich fetyszy… Ech, niech będzie. Chodźmy więc, najlepszym sposobem by nie zostać złapanym jest pozostawanie w ruchu… A już na pewno zniknięcie z miejsca takiego zamieszania - dodała, wskazując powoli rzednący tłum przed chatą medyka. Później nie czekała już na żadne oklaski: kiwnęła na całą ekipę ręką i zaczęła jakby nigdy nic iść przed siebie. ”Ale ze mnie miękka parówa… Czemu nie poderżnęłam Bo gardła gdy była ku temu okazja? To przez nich, przez towarzystwo tych żółtodziobów. Miałam na nich nie zważać i robić swoje, teraz to się na mnie zemści…”, ględziła w duchu, idąc na azymut w stronę majaczącego gdzieś w oddali lasu. Wybierała drogę przez podwórka i jak najbardziej zygzakiem, by nie można było im się zbyt długo przyglądać, cały czas jednak utrzymywała takie tempo, jakby poruszała się po swoich ulicach. Nieustannie rozglądała się po okolicy, by nie dać się zaskoczyć, spoglądała też na Eldine by mieć pewność, że dziewczyna nadąża i w ogóle daje radę iść. W końcu dla świętego spokoju złapała ją za rękę i przyciągnęła bliżej siebie, by cały czas móc jej pilnować.
        - Poruszamy się za dużą grupą - stwierdziła nagle elfka. - Pięć osób na raz zwraca na siebie uwagę, wyglądamy jak wycieczka krajoznawcza. Powinniśmy się rozdzielić. Ja, Sjans i Eldine, a Ważka z Ilym osobno.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Z kilkugodzinnej przewagi jaką mieli nad ścigającym ich Styfingiem, obecnie pozostały ledwie minuty. Ulka nieustannie spoglądał w kierunku majaczącego w oddali zielonego pasma lasu, co jakiś czas rozglądając się wokół siebie, z miną jakby w każdej chwili spodziewał się ujrzeć otaczających go przeciwników. Praktycznie rzecz ujmując niemal ciągnął Eldine za sobą. W tej sytuacji mógł tylko podziwiać opanowanie Ily’ego i Ważki, którzy oddalili się spokojnym krokiem, wtuleni w siebie niczym para kochanków.
Skowronek dobrze wykonała swoją robotę. Kamuflaż jaki przygotowała dla dziewczyny wyglądał doskonale. Niestety na widok zbrojnych swojego ojca, młoda arystokratka zaczęła trząść się ze strachu. Posłańcy Ado zajeżdżali konie w wszystkich kierunkach, najpewniej z misją zablokowania każdej możliwej drogi wychodzącej z Ekradonu.
- Dasz radę iść? – Sjans spytał Eldine, na co ta pokiwała twierdząco głową. Drwal podejrzewał, że jest wręcz przeciwnie. Dziewczyna zaciskała zęby przy każdym kroku. „I dobrze, niech się stara wytrwać ile może”. W równym stopniu co o swoją przyszła bratową, Ulka martwił się o elfkę. Był przekonany, że słysząc o nowym wybryku Botana, Przyjaciółka wybuchnie gniewem, a tymczasem, elfka nawet nie próbowała ukryć swojego rozbawienia. Wesołość z jaką Skowronek przyjmowała niekończący się ciąg złych wiadomości, mogła świadczyć o tym, iż jej cierpliwość powoli daje za wygraną.
- Na Mglistych Bagnach nie mamy kata. – Nieco bez związku zaczął swoją opowieść Ulka. Drwal uznał, że pochłonięci rozmową podróżni wyglądają dużo bardziej naturalnie. Poza tym chciał w ten sposób nieco uspokoić dziewczynę, a być może uświadomić jej również, że jego lud, to nie tylko romantyczny Guly.
– Wydaje się to dziwne, ponieważ normalnie wykorzystujemy każdą możliwą okazję by chwytać za topór i dać sobie po mordach. Wystarczy, że ktoś na ciebie krzywo spojrzy, za bardzo się uśmiechnie albo zbyt długo zatrzyma wzrok na tyłku twojej córki. Lub, co gorsze, na twojej owcy. Prawda jest jednak taka, że gdy mój ojciec Asets rzeczywiście potrzebował by ktoś objął funkcję oprawcy, nikt się nie zgłosił. Nikt poza moim przyjacielem Tharem Blewogiem, który nazywając pozostałych „tępymi pizdami”, uznał iż sam podoła zadaniu.
Niestety Thar słabo nadawał się do tej funkcji. Jego ofiary zwykle traciły przytomność nim jeszcze Stary Niedźwiedź zdołał zadać im interesujące go pytanie. Często zresztą nie odzyskiwały jej wcale. Dlatego właśnie myśliwy wymyślił cały ten numer z niedźwiedziem. Najpierw odnajdywał jego leżę, następnie zostawiał w pobliżu jakąś padlinę. Coś dużego, tak aby miś mógł się najeść ale nie zdołał pochłonąć całej porcji mięsa. W ten sposób Thar miał pewność, że po kilku dniach zwierzę wróci w określone miejsce dokończyć konsumpcję, a w tym czasie zamiast starej porcji, czekał na niego nowy przysmak przewieszony przez gałąź. Ludzie w tej sytuacji śpiewali jak słowiki w czasie godów – wyjaśniał Sjans, zastanawiając się jednocześnie co takiego planował Botan na wypadek gdyby misja Skowronka się nie powiodła. Szanse niedźwiedzia i Ily’ego w konfrontacji ze światem przestępczym Ekradonu były mizerne. Jednak największym problemem jeńców młodego Blewoga było to, iż ten ostatni zapewne nawet nie wiedział o co chce pytać.
Z zadumy wyrwał Ulkę znajomy krzyk. Sjans instynktownie pociągnął Eldine pod ścianę najbliższego budynku.
- Nie! Czekajcie! Bo właśnie coś sobie przypomniał! – Gdzieś w pobliżu, wielkolud skomlał o życie. Najwyraźniej ten który pomagał Styfingowi, uznał że pomoc tępego osiłka nie jest mu w niczym potrzebna.
- Kurwa. Rychło! Gadaj zatem jak wyglądali!
- Była tam taka chuda czarownica, co twierdziła, że też jest przyjaciółka! Miała żółte ślepia. Obiecała Bo pieniądze i pozycję, a potem wrzuciła w kanał!
- Jak miała na imię? I przestań drzeć gębę na pół dzielnicy.
Dalsza wymiana zdań pomiędzy Bo a jego nowymi kamratami była zbyt cicha by drwal mógł ją usłyszeć.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości