Fargoth ⇒ Róża bez kolców.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Feyla czuła że przestaje panować nad sytuacją. Lubiła mieć wszystko dokładnie zaplanowane i konsekwentnie realizować poszczególne etapy swojej pracy. Tymczasem tu było zdecydowanie a dużo zmiennych. Ogień dotarł na polanę znacznie szybciej niż kowalka się tego spodziewała, Acila wpadła w panikę, co akurat dało się przewidzieć, rycerz wylądował w wodzie, a teraz im wszystkim groziła zimna kąpiel. Na domiar złego fragmenty nadpalonych drzew łamały się jak zapałki, spadały do rzeki i spływały z nurtem prosto na nich. Brakował tylko tego by walczące smoki postanowiły podpalić również las na drugim brzegu. Feyla klęła w duchu. Z wszystkich kotołaków świata jej akurat do pomocy musiała trafić sie ta najbardziej gapowata niezdara.
Lodowata woda najwyraźniej ocuciła rycerza, dzięki czemu drużyna zyskała parę dodatkowych rąk do pracy. Na pierwszy rzut oka rąk dość silnych, gdyż większość ludzi na jego miejscu po prostu przegrałaby walkę z siłą natury i dała się ponieść prądowi rzeki.
- Wyłaź stamtąd - Zwróciła się do Loringa. Nie było teraz czasu na uprzejmości. Im dłużej siedział w wodzie tym bardziej marzł, a przed wszystkim rosło prawdopodobieństwo tego że zostanie potrącony przez pływające w rzece kłody. - Acila, posłuchaj. przejdź na drugi brzeg. Usiądź tam i nic nie rób! Rozumiesz? Poradzimy sobie. Ja musze wrócić po moje pakunki, a rycerz sam wydostanie się z rzeki. - Feyla jeszcze nie skończyła udzielać kotołaczce instrukcji a już zdała sobie sprawę ze popełniła błąd. Obie stały na tym samym pniu, tyle że podążały w przeciwnych kierunkach, o to oznaczało iż muszą minąć się w drodze do brzegu. Zamiana miejscami na wąskim pniu drzewa była trudna sama w sobie, a w otoczeniu dwóch szalejących żywiołów, do tego z kimś takim jak Acila po drugiej stronie, wydawała się czynnością niewykonalną.
- Przejdź tu! Czekaj! Nie pchaj. Spokojnie. - Tłumaczyła kowalka, jednak kotołczka robiła wszystko po swojemu, jakby uparła sie strącić je obie do rzeki. - Przytrzymam cię a ty, mnie obejdź - Feyla wreszcie zapanowała nad emocjami jakie targały jej towarzyszką i krok po kroku obu kobietą udało sie wykonać trudny manewr. Przekonana że teraz wszystko pójdzie już łatwo miała ochotę krzyczeć z radości, gdy nagle ciało jednego z smoków z hukiem runęło w dół wywołując małe trzęsienie ziemi. Pień na którym stały aż podskoczył na skutek siły z jaką gad uderzył o ziemię. Acila z krzykiem wylądowała w wodzie gdzie natychmiast porwał ją prąd rzeki. Feyla również spadła z głównego pnia. Na szczęście dla siebie zdołała chwycić się jednego z konarów drzewa, dzięki czemu wisiała teraz zawieszona pod prowizoryczną kładką, zamoczona do pasa w wodzie. Z przerażaniem zauważyła ze cała konstrukcja jaką udało jej sie wykonać, przesunęła sie na skutek wstrząsu jaki spowodowały oba smoki, w ten sposób że ścięty koniec drzewa znajdował się nad samym brzegiem rzeki. W każdej chwili mógł spaść, a wtedy ona i Loring zostaną pociągnięci przez olbrzymie drzewo.
Lodowata woda najwyraźniej ocuciła rycerza, dzięki czemu drużyna zyskała parę dodatkowych rąk do pracy. Na pierwszy rzut oka rąk dość silnych, gdyż większość ludzi na jego miejscu po prostu przegrałaby walkę z siłą natury i dała się ponieść prądowi rzeki.
- Wyłaź stamtąd - Zwróciła się do Loringa. Nie było teraz czasu na uprzejmości. Im dłużej siedział w wodzie tym bardziej marzł, a przed wszystkim rosło prawdopodobieństwo tego że zostanie potrącony przez pływające w rzece kłody. - Acila, posłuchaj. przejdź na drugi brzeg. Usiądź tam i nic nie rób! Rozumiesz? Poradzimy sobie. Ja musze wrócić po moje pakunki, a rycerz sam wydostanie się z rzeki. - Feyla jeszcze nie skończyła udzielać kotołaczce instrukcji a już zdała sobie sprawę ze popełniła błąd. Obie stały na tym samym pniu, tyle że podążały w przeciwnych kierunkach, o to oznaczało iż muszą minąć się w drodze do brzegu. Zamiana miejscami na wąskim pniu drzewa była trudna sama w sobie, a w otoczeniu dwóch szalejących żywiołów, do tego z kimś takim jak Acila po drugiej stronie, wydawała się czynnością niewykonalną.
- Przejdź tu! Czekaj! Nie pchaj. Spokojnie. - Tłumaczyła kowalka, jednak kotołczka robiła wszystko po swojemu, jakby uparła sie strącić je obie do rzeki. - Przytrzymam cię a ty, mnie obejdź - Feyla wreszcie zapanowała nad emocjami jakie targały jej towarzyszką i krok po kroku obu kobietą udało sie wykonać trudny manewr. Przekonana że teraz wszystko pójdzie już łatwo miała ochotę krzyczeć z radości, gdy nagle ciało jednego z smoków z hukiem runęło w dół wywołując małe trzęsienie ziemi. Pień na którym stały aż podskoczył na skutek siły z jaką gad uderzył o ziemię. Acila z krzykiem wylądowała w wodzie gdzie natychmiast porwał ją prąd rzeki. Feyla również spadła z głównego pnia. Na szczęście dla siebie zdołała chwycić się jednego z konarów drzewa, dzięki czemu wisiała teraz zawieszona pod prowizoryczną kładką, zamoczona do pasa w wodzie. Z przerażaniem zauważyła ze cała konstrukcja jaką udało jej sie wykonać, przesunęła sie na skutek wstrząsu jaki spowodowały oba smoki, w ten sposób że ścięty koniec drzewa znajdował się nad samym brzegiem rzeki. W każdej chwili mógł spaść, a wtedy ona i Loring zostaną pociągnięci przez olbrzymie drzewo.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Acila była nie tylko wykończona fizycznie ale i jej psychika znajdowała się w dołku. Cokolwiek nie robiła, jak bardzo by się nie starła, jej wysiłki prowadziły do kolejnych porażek i upokorzeń. Cały problem polegał na tym że ludzie za bardzo oczekiwali że kotołaczka będzie taka jak oni, a ona robiła wszystko by tym wymaganiom sprostać. Zamiast pozostać sobą, licząc na to że zostanie zaakceptowana taka jaka jest, Acila często zmuszała się by działać wbrew swojej naturze.
Nie posiadała siły fizycznej takiej jak kowalka czy rycerz, nie miała charyzmy smoka czy grabarza a mimo wszystko cały czas starała im się dorównać. Skutek był taki że drugi raz w ciągu kilku godzin znalazła sie w lodowatym nurcie rzeki, zdana całkowicie na łaskę bohaterów.
Kotołaczka cały czas dźwigała ciężkie toboły jakimi zarzuciła ją Feyla, przez co niemal się utopiła gdy waga plecaka pociągnęła ją na dno. Ostatkiem sił zdołała wyplątać sie z zapinek w jakie wyposażony był pakunek kowalki. Wiedziała ze pozostawiając jej rzeczy na dnie narazi się na gniew Feyli, ale w tym momencie liczyło się tylko ratowanie własnego życia. Gdy wreszcie pozbyła się obciążenia Acila usiłowała płynąć ku powierzchni. Przez krótką chwilę miała okazję zaczerpnąć powietrza, gdy nagle została uderzona przez płynącą w rzece gałąź. Na szczęście nie straciła przytomności. Mogła za to chwycić się płynącego drzewa i dać sie ponieść siłą natury. Na nic więcej kotołaczkę nie było stać.
Wyczerpana z wysiłku zamknęła oczy, rezygnując z dalszej walki. W pewnym momencie czuła że uderzyła o skalisty brzeg, następnie jakaś siła ciągnęła ją za nogi w głąb lądu. Nieco później Acila miała wrażenie że jest niesiona, a na koniec przerzucona przez siodło na końskim grzbiecie. Nie miała jednak sił by zorientować sie kto jest jej wybawcą. Zresztą było to dla niej bez różnicy. Czuła sie tak osłabiona iż była gotowa zasnąć nawet na końskim grzbiecie.
Nie posiadała siły fizycznej takiej jak kowalka czy rycerz, nie miała charyzmy smoka czy grabarza a mimo wszystko cały czas starała im się dorównać. Skutek był taki że drugi raz w ciągu kilku godzin znalazła sie w lodowatym nurcie rzeki, zdana całkowicie na łaskę bohaterów.
Kotołaczka cały czas dźwigała ciężkie toboły jakimi zarzuciła ją Feyla, przez co niemal się utopiła gdy waga plecaka pociągnęła ją na dno. Ostatkiem sił zdołała wyplątać sie z zapinek w jakie wyposażony był pakunek kowalki. Wiedziała ze pozostawiając jej rzeczy na dnie narazi się na gniew Feyli, ale w tym momencie liczyło się tylko ratowanie własnego życia. Gdy wreszcie pozbyła się obciążenia Acila usiłowała płynąć ku powierzchni. Przez krótką chwilę miała okazję zaczerpnąć powietrza, gdy nagle została uderzona przez płynącą w rzece gałąź. Na szczęście nie straciła przytomności. Mogła za to chwycić się płynącego drzewa i dać sie ponieść siłą natury. Na nic więcej kotołaczkę nie było stać.
Wyczerpana z wysiłku zamknęła oczy, rezygnując z dalszej walki. W pewnym momencie czuła że uderzyła o skalisty brzeg, następnie jakaś siła ciągnęła ją za nogi w głąb lądu. Nieco później Acila miała wrażenie że jest niesiona, a na koniec przerzucona przez siodło na końskim grzbiecie. Nie miała jednak sił by zorientować sie kto jest jej wybawcą. Zresztą było to dla niej bez różnicy. Czuła sie tak osłabiona iż była gotowa zasnąć nawet na końskim grzbiecie.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Jedno z drzew zawaliło się tuż przed nim blokując mu dalszą drogę i płosząc konia, który nie dawał nad sobą zapanować i pędził teraz na złamanie karku niemal zwalając z grzbietu pana, który ledwo się trzymał w siodle siedząc po damsku.
Czuł, że jego idealny świat wymyka mu się dpod kontroli uciekając gdzieś między palcami na moment zatrzymując się w uścisku paznokci by po chwili znów ulecieć dalej. "Co, Anisto? Pewnie jesteś dumny, że wciąż żyję. To jeśli gdzieś tam jesteś i nade mną czuwasz to nie daj mi tu zginąć...proszę..." Nie była to modlitwa, Adrien zapomniał już o wszystkich świętych słowach, paliły mu gardło. "Bogowie wykorzystują mnie dla sportu."-Rzekł mawiać w trudnych dla siebie momentach, choć nigdy nie poddawał się bezwolnie nurtowi życia. To byłoby nie w jego stylu...
Ale teraz nie miał wyboru bo konia nie dało się w żaden sposób zatrzymać czy choćby zmienić kierunek jego galopu. Zwierzak zatrzymał się dopiero wtedy gdy byli już całkowicie z dala od ognia. Grabarz na lekko trzęsących się nogach zaskoczył z wierzchowca starając się w miarę określić gdzie jest. Oczywiście było to niemożliwe, nie miał pojęcia gdzie jest ani jak znaleźć resztę czy też drogę powrotną do domu.
Szedł z nurtem rzeki mając nadzieję, że w końcu trafi na jakiś trakt czy cokolwiek innego, las nie mógł przecież ciągnąć się w nieskończoność!
Niezbyt skupiał się na trasie, był myślami zdecydowanie gdzie indziej. "Chyba cudem przeżyliśmy to ogniste piekło..." Tyle, że miał wrażenie iż cud nazywa się Anisto i nie żyje od wielu lat. Może to głupie i naiwne, ale Crevan wierzył, nie, chciał wierzyć, że zmarły kochanek go pilnuje. Dopiero po chwili spostrzegł kształt w wodzie. -Ah, topielec! Uwielbiam topielców, przy nich zawsze trzeba sssię trochę napracować! Cieszył się jak dziecko, któremu powiedziano, że gwiazdka przyjdzie pół roku wcześniej. -Ale sssamobójcy i tak sssą jeszcze lepsssi zawsze mają ta... Umilkł dostrzegając, że to kotka. "No to pięknie...wszystko na marne skoro się utopiła...Albo oni ją utopili bo działała im na nerwy..."- odezwał się złośliwy głosił w jego głowie. W większym szoku był gdy zobaczył, że ona żyje...
Z nieco mieszanymi uczuciami wyłowił ją z rzeki i okrył zajętą z siebie szarfą-była dość gruba i szeroka. Wydedukował, że przypłynęła z prądem, więc Może idąc mu na przeciw odnajdzie resztę. Innego pomysłu nie miał.
Koń tupał, zapierał się i protestował ile wlezie, ale ostatecznie dobił z Adrienem targu- ten przyzna się Fey kim jest a w zamian Mortem pozwoli kotce jechać na grzbiecie. Innego wyboru nie było. Z trudem usadowił kotkę przed sobą i jakoś udało mu się w miarę prosto jechać.
Czuł, że jego idealny świat wymyka mu się dpod kontroli uciekając gdzieś między palcami na moment zatrzymując się w uścisku paznokci by po chwili znów ulecieć dalej. "Co, Anisto? Pewnie jesteś dumny, że wciąż żyję. To jeśli gdzieś tam jesteś i nade mną czuwasz to nie daj mi tu zginąć...proszę..." Nie była to modlitwa, Adrien zapomniał już o wszystkich świętych słowach, paliły mu gardło. "Bogowie wykorzystują mnie dla sportu."-Rzekł mawiać w trudnych dla siebie momentach, choć nigdy nie poddawał się bezwolnie nurtowi życia. To byłoby nie w jego stylu...
Ale teraz nie miał wyboru bo konia nie dało się w żaden sposób zatrzymać czy choćby zmienić kierunek jego galopu. Zwierzak zatrzymał się dopiero wtedy gdy byli już całkowicie z dala od ognia. Grabarz na lekko trzęsących się nogach zaskoczył z wierzchowca starając się w miarę określić gdzie jest. Oczywiście było to niemożliwe, nie miał pojęcia gdzie jest ani jak znaleźć resztę czy też drogę powrotną do domu.
Szedł z nurtem rzeki mając nadzieję, że w końcu trafi na jakiś trakt czy cokolwiek innego, las nie mógł przecież ciągnąć się w nieskończoność!
Niezbyt skupiał się na trasie, był myślami zdecydowanie gdzie indziej. "Chyba cudem przeżyliśmy to ogniste piekło..." Tyle, że miał wrażenie iż cud nazywa się Anisto i nie żyje od wielu lat. Może to głupie i naiwne, ale Crevan wierzył, nie, chciał wierzyć, że zmarły kochanek go pilnuje. Dopiero po chwili spostrzegł kształt w wodzie. -Ah, topielec! Uwielbiam topielców, przy nich zawsze trzeba sssię trochę napracować! Cieszył się jak dziecko, któremu powiedziano, że gwiazdka przyjdzie pół roku wcześniej. -Ale sssamobójcy i tak sssą jeszcze lepsssi zawsze mają ta... Umilkł dostrzegając, że to kotka. "No to pięknie...wszystko na marne skoro się utopiła...Albo oni ją utopili bo działała im na nerwy..."- odezwał się złośliwy głosił w jego głowie. W większym szoku był gdy zobaczył, że ona żyje...
Z nieco mieszanymi uczuciami wyłowił ją z rzeki i okrył zajętą z siebie szarfą-była dość gruba i szeroka. Wydedukował, że przypłynęła z prądem, więc Może idąc mu na przeciw odnajdzie resztę. Innego pomysłu nie miał.
Koń tupał, zapierał się i protestował ile wlezie, ale ostatecznie dobił z Adrienem targu- ten przyzna się Fey kim jest a w zamian Mortem pozwoli kotce jechać na grzbiecie. Innego wyboru nie było. Z trudem usadowił kotkę przed sobą i jakoś udało mu się w miarę prosto jechać.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Loring ze strony kowalki nie spodziewał się jakiegoś rzewnego, obfitego powitania, jednak to które dostał i tak go zaskoczyło. „Wyłaź stąd? Heh, jakby to było takie proste… Ledwo trzymam się tutaj, kolejny raz zamarzam wręcz, w dodatku teraz to ja wyglądam jakbym potrzebował pomocy. Oj tak, gdybym mógł, to już bym w tym lodzie od dawna nie tkwił.”
Mimo wszystko melmaro spróbował jakoś się wydostać, w czego celu podciągnął się jeszcze wyżej i spróbował oprzeć na mieczu, tak, by później na nim stanąć i wyjść. Mimo całej mocy swojej i Yogoturamy, nie był na tyle silny, by wbić oręż tak głęboko, że ten miałby posłużyć mu za trampolinę. Mógłby co prawda użyć mocy, ale… Woda przewodziła prąd doskonale, drewno natomiast wręcz przeciwnie – wcale, a poza tym… Po ostatnich wydarzeniach wolał się oszczędzać.
- Ah, nie dam rady sam stąd wyjść w taki sposób, musicie chwycić moją dłoń i mnie wyciągnąć! – Poinstruował kobiety z trudem, jednak zanim wyciągnął dłoń, wszystko się doszczętnie posypało. Potężne uderzenie zatrzęsło ziemią, przesunęło pieniek i wywołało falę która zrobiła sobie z wojownika przystań, kobiety spadły z prowizorycznego mostu, kotka po drugiej stronie, natomiast kowalka obok niego – na szczęście udało jej się czegoś chwycić, i razem tkwili przy pniu, jakże bezradni wobec zaistniałej sytuacji. Loring do głupich nie należał. Od razu pojął, że kłoda może runąć w dół, ciągnąc ich za sobą. Z drugiej znowuż strony coś może nadpłynąć i ich po prostu zmiażdżyć.
- Trzymaj się mocno! – Krzyknął do kowalki. – Jeśli braknie ci sił, to powiedz, a podam ci dłoń. „Tyle, że ja też nie jestem ze stali, każdy ma swoją granicę… Na srebrny księżyc, co mam zrobić?! Nie wiem kim jesteś, siedzący w moim mieczu. Nie wiem dlaczego jesteś i po co, ale mówiłeś, że już nie będziesz powstrzymywał mnie od złego wyboru. Tyle, że ja teraz wybieram dobrze, chcę ratować siebie i tą kobietę, nie umrze w moim towarzystwie… Pomóż nam jakoś, daj znać, proszę…”
Myśli złotowłosego były coraz bardziej natarczywe i błagalne, wierzył, że takim sposobem zostaną uratowani, jednak czas uciekał, a nic się nie działo. A tak przynajmniej myślał…
Kończący walkę i lecący w ich kierunku smok, nie wiedząc jakim sposobem, ale dostrzegł przed oczyma obraz, obraz w którym widzi chyboczący się pień i uwięzioną dwójkę ludzi. To, jak ląduje, swoimi silnymi łapami odrzuca kładkę w bok, a wielkim ciałem zagradza ludziom możliwość spłynięcia w dół. Jednym słowem, przyszłość doskonałą w materii uratowania, idealne rozwiązanie…
- Damy radę, spokojnie. – Melmaro wysilił się na uśmiech i to, by w jego głosie zawarta była otucha. – Już niedługo się wydostaniemy. Nie wiem jak, ale coś się wymyśli. Nie należy zapominać o najsilniejszym i najmądrzejszym z nas, czyli smoku. Tego twojego całego grabarza gdzieś wcięło, ale pewnie zabłądził w lesie uciekając przed ogniem, lub czmychnął korzystając z okazji. Swoją drogą bardzo tajemniczy z niego osobnik, nie uważasz? Każdy ma swoje tajemnice, ja również, ale ty wydajesz się bardziej z nim zżyta.
Tak naprawdę Gotlandczyka mało interesował białowłosy. Po prostu mówieniem chciał zwrócić na siebie uwagi kowalki, a znając jej osobę, być może zezłościć. W każdym bądź razie zrobić coś, by zapomniała o sytuacji w której są i z większą wiarą spojrzała w przyszłość.
Mimo wszystko melmaro spróbował jakoś się wydostać, w czego celu podciągnął się jeszcze wyżej i spróbował oprzeć na mieczu, tak, by później na nim stanąć i wyjść. Mimo całej mocy swojej i Yogoturamy, nie był na tyle silny, by wbić oręż tak głęboko, że ten miałby posłużyć mu za trampolinę. Mógłby co prawda użyć mocy, ale… Woda przewodziła prąd doskonale, drewno natomiast wręcz przeciwnie – wcale, a poza tym… Po ostatnich wydarzeniach wolał się oszczędzać.
- Ah, nie dam rady sam stąd wyjść w taki sposób, musicie chwycić moją dłoń i mnie wyciągnąć! – Poinstruował kobiety z trudem, jednak zanim wyciągnął dłoń, wszystko się doszczętnie posypało. Potężne uderzenie zatrzęsło ziemią, przesunęło pieniek i wywołało falę która zrobiła sobie z wojownika przystań, kobiety spadły z prowizorycznego mostu, kotka po drugiej stronie, natomiast kowalka obok niego – na szczęście udało jej się czegoś chwycić, i razem tkwili przy pniu, jakże bezradni wobec zaistniałej sytuacji. Loring do głupich nie należał. Od razu pojął, że kłoda może runąć w dół, ciągnąc ich za sobą. Z drugiej znowuż strony coś może nadpłynąć i ich po prostu zmiażdżyć.
- Trzymaj się mocno! – Krzyknął do kowalki. – Jeśli braknie ci sił, to powiedz, a podam ci dłoń. „Tyle, że ja też nie jestem ze stali, każdy ma swoją granicę… Na srebrny księżyc, co mam zrobić?! Nie wiem kim jesteś, siedzący w moim mieczu. Nie wiem dlaczego jesteś i po co, ale mówiłeś, że już nie będziesz powstrzymywał mnie od złego wyboru. Tyle, że ja teraz wybieram dobrze, chcę ratować siebie i tą kobietę, nie umrze w moim towarzystwie… Pomóż nam jakoś, daj znać, proszę…”
Myśli złotowłosego były coraz bardziej natarczywe i błagalne, wierzył, że takim sposobem zostaną uratowani, jednak czas uciekał, a nic się nie działo. A tak przynajmniej myślał…
Kończący walkę i lecący w ich kierunku smok, nie wiedząc jakim sposobem, ale dostrzegł przed oczyma obraz, obraz w którym widzi chyboczący się pień i uwięzioną dwójkę ludzi. To, jak ląduje, swoimi silnymi łapami odrzuca kładkę w bok, a wielkim ciałem zagradza ludziom możliwość spłynięcia w dół. Jednym słowem, przyszłość doskonałą w materii uratowania, idealne rozwiązanie…
- Damy radę, spokojnie. – Melmaro wysilił się na uśmiech i to, by w jego głosie zawarta była otucha. – Już niedługo się wydostaniemy. Nie wiem jak, ale coś się wymyśli. Nie należy zapominać o najsilniejszym i najmądrzejszym z nas, czyli smoku. Tego twojego całego grabarza gdzieś wcięło, ale pewnie zabłądził w lesie uciekając przed ogniem, lub czmychnął korzystając z okazji. Swoją drogą bardzo tajemniczy z niego osobnik, nie uważasz? Każdy ma swoje tajemnice, ja również, ale ty wydajesz się bardziej z nim zżyta.
Tak naprawdę Gotlandczyka mało interesował białowłosy. Po prostu mówieniem chciał zwrócić na siebie uwagi kowalki, a znając jej osobę, być może zezłościć. W każdym bądź razie zrobić coś, by zapomniała o sytuacji w której są i z większą wiarą spojrzała w przyszłość.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Wbijając się w przestworza, Dérigéntirh nadal miał w głowie słowa Mihindera. "Nie jestem jedynym służącym Czarnemu Władcy." Hm, kimkolwiek jest ten smok, z jakiegoś powodu pragnie mnie zgładzić. Pomyślmy, komu ja nadepnąłem kiedyś na ogon? Hm, Iylminiis, Laxameridon, Pevresir, nie, to nie mógł być żaden z nich. Ten miał w sobie coś dziwnego. Jakiś rodzaj negatywnej energii niepochodzącej z Alaranii, zresztą jego sługa też coś takiego przepełniało. Ale jak on niby zgromadził grupę smoków? Przecież to niemożliwe. Żaden nigdy nie ufa drugiemu, jedynie w rodzinie jakoś to idzie. Ale ten młody smok mówił o nim z takim fantazymem, takim oddaniem. Jakim cudem udało mu się to zrobić? Dérigéntirh różnił się od innych smoków, ale doskonale znał ich psychikę. Były dumne i pyszne. Nigdy nie zniżyłyby się do tego, aby ktoś im rozkazywał. A nawet jeśli, to nie nazywałyby go swoim władcą.
Lecąc nad lasem widział dzieło zniszczenia, poczynione przez płomienie. Ten żywioł zawsze był niścicielski, wymagał samokontroli. Młody smok był jej pozbawiony, dlatego nic nie zatrzymywało szalejących płomienie. Duży fragment lasu spłonie, a ludzie jak zwykle zrzucą wszystko na niego. Ale do tego zdołał już się przyzwyczaić.
Nagle przed ujrzał przed oczami serię obrazów, ukazujących sytuację Loringa oraz kowalki, a także wyjście z owej sytuacji. Szybko uporządkował niewielki chaos, który stworzył się w jego głowie po wtargnięciu do niej obcego jestestwa. Wystarczyłaby mu informacja, gdzie się aktualnie znajdują, ale radą także nie pogardził. Najpierw jednak musiał coś załatwić. Szybko wylądował na polanie, na której zostawił zbroję melamro. Zdjął z niej kamuflaż oraz podniósł, razem ze sporym kawałkiem ziemi. Następnie zacisnął łapę i udał się w stronę, w którą ukazała mu wizja. Nie było to daleko, więc długo mu to nie zajęło. Dostrzegł kładkę z pnia drzewa, sporządzoną najpewniej przez kowalkę, najpewniej po to, aby uciec na druga stronę przepaści. Chwycił ją w łapę, po czym obrócił tak, aby kowalka mogła się oprzeć o drzewo, po czym odstawił ją na bok. Następnie znalazł szersze miejsce w przepaści, gdzie mógłby się zmieścić. Zeskoczył tam. Jego ciało posłużyło za zaporę, blokując nacierające masy wody. Prąd wody osłabł, a ona sama zaczęła się podnosić.
Lecąc nad lasem widział dzieło zniszczenia, poczynione przez płomienie. Ten żywioł zawsze był niścicielski, wymagał samokontroli. Młody smok był jej pozbawiony, dlatego nic nie zatrzymywało szalejących płomienie. Duży fragment lasu spłonie, a ludzie jak zwykle zrzucą wszystko na niego. Ale do tego zdołał już się przyzwyczaić.
Nagle przed ujrzał przed oczami serię obrazów, ukazujących sytuację Loringa oraz kowalki, a także wyjście z owej sytuacji. Szybko uporządkował niewielki chaos, który stworzył się w jego głowie po wtargnięciu do niej obcego jestestwa. Wystarczyłaby mu informacja, gdzie się aktualnie znajdują, ale radą także nie pogardził. Najpierw jednak musiał coś załatwić. Szybko wylądował na polanie, na której zostawił zbroję melamro. Zdjął z niej kamuflaż oraz podniósł, razem ze sporym kawałkiem ziemi. Następnie zacisnął łapę i udał się w stronę, w którą ukazała mu wizja. Nie było to daleko, więc długo mu to nie zajęło. Dostrzegł kładkę z pnia drzewa, sporządzoną najpewniej przez kowalkę, najpewniej po to, aby uciec na druga stronę przepaści. Chwycił ją w łapę, po czym obrócił tak, aby kowalka mogła się oprzeć o drzewo, po czym odstawił ją na bok. Następnie znalazł szersze miejsce w przepaści, gdzie mógłby się zmieścić. Zeskoczył tam. Jego ciało posłużyło za zaporę, blokując nacierające masy wody. Prąd wody osłabł, a ona sama zaczęła się podnosić.
Ostatnio edytowane przez Dérigéntirh 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Feyla z zdziwieniem spojrzała w stronę rycerza. Z niedowierzaniem wsłuchała się w jego słowa. "Nie to mi sie nie śni, to się dzieje naprawdę. Czy może być coś gorszego niż wisieć pod prowizoryczną kładką, będąc zanurzoną po pas w zimnej wodzie, bez możliwości wdrapania się na bezpieczny ląd? Tak. Można tak wisieć w kiepskim towarzystwie." Oboje byli o krok od śmierci, a ten tu zachowuje się jakby to był piknik nad rzeczką, do tego ma czelność wypytywać ją o sprawy sercowe. Aż dziw że nie zaproponował jej filiżanki herbaty.
- Wybacz ale jestem trochę zajęta by rozmawiać o takich głupotach. I do licha to nie jest mój grabarz. Moj grabarz to będzie ten który wrzuci mnie do głębokiego rowu i przysypie warstwą ziemi. - "A najpewniej zrobi to Nurdin, gdyż ta stara pierdoła jest na tyle złośliwy iż nie zamierza oddać mi przysługi schodząc z tego świata przede mną". - Poza tym jeśli coś tu jest dziwne to twoja ślepa wiara w smoka i w to że on nas uratuje. Jak możesz tu siedzieć i nic nie robić, całą swoją nadzieję budując na wiarę w tego gada? Tak dla informacji, smok nam nie pomoże. Ma swoje wielkie sprawy i nie będzie sie schylał do problemów maluczkich ludzi. Więc zamiast prawić tu brednie o smoczej chwale, może lepiej rusz głową jak ... albo czekaj, nie ruszaj nią, a ja się wdrapie po tobie. - Feyla sama nie była wstanie podciągnąć się na pień drzewa, ale znajdowała się na tyle blisko Loringa że mogła posłużyć się nim jako punktem podparcia. Stawiając nogi na ramionach i głowie rycerza, kowalka wdrapała się na kładkę, dokładnie w tym samym momencie w którym smok przybył im na ratunek, tamując swoim ciałem silny nurt rzeki.
- A niech mnie gorące żelazo ... - Widok smoka wydawał się nieprawdopodobny. - Przypadek. - Podsumowała Feyla zwracając sie do Loringa. Za nic a świecie nie przyznałaby się do błędnej opinii, a juz na pewno nie uwierzy że smok wykonał to wszystko na polecenie rycerza.
Gdy tylko kowalka dotarła do bezpiecznego brzegu, rozejrzała się wokół siebie. Jej dobytek został stracony. Część spłonęła w pożarze lasu, reszta przepadła pod wodą wraz z Acilą. Feyla była zdruzgotana. Dwa lata ciężkiej pracy poszły w rozsypkę w ciągu kilku minut.
- O nie. Wszystko zniszczone. To koniec. Nurdin mnie zabije. - Oczywiście to kotołaczka i smok byli winni tej tragedii. Jako ze tej pierwszej nie miała pod ręką, to na Dérigéntirhrze skupił się gniew kowalki. Była gotowa zaatakować go w przypływie gniewu. Tyle ze nawet jeśli odrąbie ten jego przeklęty łeb, nie zwróci jej to utraconego mienia. W końcu poczucie bezsilności i smutku zwyciężyło. Feyla usiadła na pogorzelisku starając się zebrać z ziemi tą cześć narzędzi której nie strawił ogień. Spojrzała w kierunku smoka, chcąc przynajmniej wygarnąć mu co myśli w krótkich słowach, ale na widok bestii chwalącej sie rycerzowi z uratowania jego lśniącej zbroi, opuściły ja wszelkie chęci do kontaktu z tą dwójką. Westchnęła ciężko. Przykre. Życie jest czasem okrutne, bogacze natomiast są okrutni zawsze.
- Wybacz ale jestem trochę zajęta by rozmawiać o takich głupotach. I do licha to nie jest mój grabarz. Moj grabarz to będzie ten który wrzuci mnie do głębokiego rowu i przysypie warstwą ziemi. - "A najpewniej zrobi to Nurdin, gdyż ta stara pierdoła jest na tyle złośliwy iż nie zamierza oddać mi przysługi schodząc z tego świata przede mną". - Poza tym jeśli coś tu jest dziwne to twoja ślepa wiara w smoka i w to że on nas uratuje. Jak możesz tu siedzieć i nic nie robić, całą swoją nadzieję budując na wiarę w tego gada? Tak dla informacji, smok nam nie pomoże. Ma swoje wielkie sprawy i nie będzie sie schylał do problemów maluczkich ludzi. Więc zamiast prawić tu brednie o smoczej chwale, może lepiej rusz głową jak ... albo czekaj, nie ruszaj nią, a ja się wdrapie po tobie. - Feyla sama nie była wstanie podciągnąć się na pień drzewa, ale znajdowała się na tyle blisko Loringa że mogła posłużyć się nim jako punktem podparcia. Stawiając nogi na ramionach i głowie rycerza, kowalka wdrapała się na kładkę, dokładnie w tym samym momencie w którym smok przybył im na ratunek, tamując swoim ciałem silny nurt rzeki.
- A niech mnie gorące żelazo ... - Widok smoka wydawał się nieprawdopodobny. - Przypadek. - Podsumowała Feyla zwracając sie do Loringa. Za nic a świecie nie przyznałaby się do błędnej opinii, a juz na pewno nie uwierzy że smok wykonał to wszystko na polecenie rycerza.
Gdy tylko kowalka dotarła do bezpiecznego brzegu, rozejrzała się wokół siebie. Jej dobytek został stracony. Część spłonęła w pożarze lasu, reszta przepadła pod wodą wraz z Acilą. Feyla była zdruzgotana. Dwa lata ciężkiej pracy poszły w rozsypkę w ciągu kilku minut.
- O nie. Wszystko zniszczone. To koniec. Nurdin mnie zabije. - Oczywiście to kotołaczka i smok byli winni tej tragedii. Jako ze tej pierwszej nie miała pod ręką, to na Dérigéntirhrze skupił się gniew kowalki. Była gotowa zaatakować go w przypływie gniewu. Tyle ze nawet jeśli odrąbie ten jego przeklęty łeb, nie zwróci jej to utraconego mienia. W końcu poczucie bezsilności i smutku zwyciężyło. Feyla usiadła na pogorzelisku starając się zebrać z ziemi tą cześć narzędzi której nie strawił ogień. Spojrzała w kierunku smoka, chcąc przynajmniej wygarnąć mu co myśli w krótkich słowach, ale na widok bestii chwalącej sie rycerzowi z uratowania jego lśniącej zbroi, opuściły ja wszelkie chęci do kontaktu z tą dwójką. Westchnęła ciężko. Przykre. Życie jest czasem okrutne, bogacze natomiast są okrutni zawsze.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Acila spała głęboko, wtulona w Adriena grzała się bijącym od niego ciepłem. Potrzebowała wypoczynku by zregenerować swoje ciało po trudach całego dnia. Nie miała świadomości gdzie jest. Liczyło się tylko to że czuła się bezpiecznie. Odruchowo gładziła grzywę Mortema, jak gdyby wyczuwała że jest mu coś winna.
Śniła jej sie Madame Sisko. Jej była pani z straszliwym uśmiechem oznajmiała jej iż kotołaczka musi wrócić na służbę do zamtuza, gdyż żaden z nowych towarzyszy jej nie zechce. Dla smoka była niczym nędzna pchła, wysokiego mężczyznę z szczurami zawiodła pozwalając by jego ulubieńców strawiły płomienie, straciła tez dobytek kowalki, przez co ta będzie na nią wściekła i przegoni jak najdalej od siebie. Ale to złotowłosego rycerza rozczarowała najbardziej.
- Nie potrafisz mu pomóc. Jesteś bezużyteczna. Tylko mu zawadzasz. Zostaw ich wszystkich i wracaj do mnie - mówiła madame - Do swojej prawdziwej rodziny.
Wprawdzie Acila nie mogła zaprzeczać argumentom wysuwanym przez swoją dawną panią, ale pamiętała tez że nigdy jej nie ufała, a poza tym jej rodzina, ta prawdziwa, znajdowała sie zupełnie gdzie indziej.
- Nie, nie wierzę ci.
- A wiec zapytaj. Zapytaj każdego z nich czy zgodzi się na twoje towarzystwo, a gdy już ci odmówią wrócisz do mnie z płaczem. Jestem jedyną która może naprawdę o ciebie zadbać. - Śmiała się Sisko.
- Dobrze. Acila tak zrobi. I jeśli nikt z nich, się nie zgodzi ... wtedy wróci.
- A wtedy ja cie ukarzę. Nie wolno opuszczać swojej pani. Odbędziesz karę nim będziesz mogła wrócić do łask.
Kotołaczka przez jakiś czas rzucała sie niespokojnie, targana koszmarami, gdy nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystkie te złowrogie wizję zostały przepędzone z jej umysłu. Śniła teraz o rodzinie, nie były to jednak wspomnienia z dzieciństwa lecz dom który sama była w stanie zbudować. Otoczona była przez kochające ją postacie, niestety zbyt niewyraźne by mogła cokolwiek pamiętać z ich rysów. A może po prostu nie zdążyła im sie przyjrzeć gdyż nieoczekiwanie głos mężczyzny wyrwał ją z tego marzenia, przywracając do rzeczywistości.
Śniła jej sie Madame Sisko. Jej była pani z straszliwym uśmiechem oznajmiała jej iż kotołaczka musi wrócić na służbę do zamtuza, gdyż żaden z nowych towarzyszy jej nie zechce. Dla smoka była niczym nędzna pchła, wysokiego mężczyznę z szczurami zawiodła pozwalając by jego ulubieńców strawiły płomienie, straciła tez dobytek kowalki, przez co ta będzie na nią wściekła i przegoni jak najdalej od siebie. Ale to złotowłosego rycerza rozczarowała najbardziej.
- Nie potrafisz mu pomóc. Jesteś bezużyteczna. Tylko mu zawadzasz. Zostaw ich wszystkich i wracaj do mnie - mówiła madame - Do swojej prawdziwej rodziny.
Wprawdzie Acila nie mogła zaprzeczać argumentom wysuwanym przez swoją dawną panią, ale pamiętała tez że nigdy jej nie ufała, a poza tym jej rodzina, ta prawdziwa, znajdowała sie zupełnie gdzie indziej.
- Nie, nie wierzę ci.
- A wiec zapytaj. Zapytaj każdego z nich czy zgodzi się na twoje towarzystwo, a gdy już ci odmówią wrócisz do mnie z płaczem. Jestem jedyną która może naprawdę o ciebie zadbać. - Śmiała się Sisko.
- Dobrze. Acila tak zrobi. I jeśli nikt z nich, się nie zgodzi ... wtedy wróci.
- A wtedy ja cie ukarzę. Nie wolno opuszczać swojej pani. Odbędziesz karę nim będziesz mogła wrócić do łask.
Kotołaczka przez jakiś czas rzucała sie niespokojnie, targana koszmarami, gdy nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystkie te złowrogie wizję zostały przepędzone z jej umysłu. Śniła teraz o rodzinie, nie były to jednak wspomnienia z dzieciństwa lecz dom który sama była w stanie zbudować. Otoczona była przez kochające ją postacie, niestety zbyt niewyraźne by mogła cokolwiek pamiętać z ich rysów. A może po prostu nie zdążyła im sie przyjrzeć gdyż nieoczekiwanie głos mężczyzny wyrwał ją z tego marzenia, przywracając do rzeczywistości.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
"-Paniczu? Zagramy w grę? Zapytał mały, na oko trzynastoletni blond-anioł o dużych i ładnych oczach w kolorze czekolady.
-Ile razy mam ci powtarzać, że mam na imię Adrien? -odpowiedział młodszy, może jedenastoletni Niebianin o długich białych włosach opadających mu na twarz. Siedział na łóżku i próbował skupić się na czytanej księdze, ale widząc, że nic z tego nie będzie zatrzasnął ją z hukiem. -A w co byś chciał zagrać, Anisto?
-Paniczu, nie wolno mi mówić do panicza po imieniu, mama była by bardzo zła...Siedział na dywanie obserwując młodszego kolegę. -Jestem synem pokojówki, nie mogę...-Zagrajmy w zagadki!
-Znowu? Odgarnął przydługie włosy z białej twarzy i podkulił pod siebie nogi. -No dobra...Ale ja wybieram stawkę. Spojrzał na niego przebiegle i się uśmiechnął. -Jeśli przegrasz wykonam jedno twoje zadanie. Obojętnie jakie mi wymyślisz. Ale jak wygram...nigdy więcej nie zwrócisz się do mnie per:"paniczu".
-Dobrze...Po jednej. Zacznę.
Skrzynka bez zawiasów,
klucza czy pokrywy,
lecz złocisty w środku
skrywa skarb prawdziwy
Młody Anisto najwyraźniej był zadowolony ze swojego sprytu, ale Crevan natychmiast odpowiedział znudzonym głosem:"jajko"
- Najpierw pomyśl o kimś kto żegna się czule,
potem się zastanów czego ci brakuje,
gdy mówisz o chłopcu, że kogoś całuje
Wreszcie dodaj do tego sam końca początek
Albo początku koniec-już złapałeś wątek
Bo gdy to połączysz-to spokojna głowa
Wyjdzie ci stworzenie, chociaż nie osoba
Którego byś nigdy nie chciał pocałować...
Adrien uważnie przyglądał się aniołowi uderzająco zielonymi oczyma. Mimo długiego główkowania młodemu słudze nie udało się rozwiązać zagadki, więc przegrał z kretesem."
Nie miał pojęcia czemu umysł przywołał akurat tę scenę z zamku jego ojca. Pamiętał wszystko jsk gdyby to było wczoraj a nie ponad dwieście lat temu. Pamiętał nawet w co byli ubrani...pamiętał każdy szczegół swojego pokoju. Z uśmiechem wspominał jak Anisto pnie się po szczeblach z pomocą swojego przyjaciela-Adriena coraz wyżej i wyżej z przyszłego kamerdynera samemu stając się lordem...a później jedyną i ostatnią miłością białowłoswgo.
-Widzisz Mortem...wszyssscy jesssteśmy tacy sssami gdy sssię zbrukamy...Anioły, Demony, Elfy...Doczesssność to tylko przechowalnia dla klejnotu duszy... Zachichotał cicho do swoich myśli; sam nie wiedział skąd biorą mu się takie przemyślenia, po prostu czasem tak miał i już.
Pozwalał nieść się ogierowi brzegiem rzeki mając nadzieję, że w końcu znajdziw resztę -Wssstawaj, śpiąca królewna... Choć miał przeczucie, że budzenie kotki to jak wkładanie ręki do gniazda os, ale być może pamiętała drogę czy cokolwiek. Ruchy w jego kieszeni uświadomiły mu, że żadne
z jego zwierząt, ani koń ani szczury, sympatią do Acili nie pałały...On sam zaś pozostał wobec niej neutralny. Była cenna tak długo póki miała informacje, potem była już jak pusta skorupa...Nie było w niej nic wartościowego.
Nie był dobrym człowiekiem, zdecydowanie nie był. Pomaganie z dobrego serca było dobre dla staruszek i ojców zakonnych,nie dla grabarzy. Uwielbiał udawać kompletnie szalonego oddając cenne informacje tylko po to by karmić się strachem wymalowanym na twarzach kupców. Z resztą...Robił to dla rozrywki i bezpieczeństwa- wiedzieli, że ma cenne informacje, jednak nie zabijali go uważając iż jest zbyt głupi czy też szalony by zrobić z nich użytek. A mu to pasowało. Praca grabarza jest taka zabawna...
-Ile razy mam ci powtarzać, że mam na imię Adrien? -odpowiedział młodszy, może jedenastoletni Niebianin o długich białych włosach opadających mu na twarz. Siedział na łóżku i próbował skupić się na czytanej księdze, ale widząc, że nic z tego nie będzie zatrzasnął ją z hukiem. -A w co byś chciał zagrać, Anisto?
-Paniczu, nie wolno mi mówić do panicza po imieniu, mama była by bardzo zła...Siedział na dywanie obserwując młodszego kolegę. -Jestem synem pokojówki, nie mogę...-Zagrajmy w zagadki!
-Znowu? Odgarnął przydługie włosy z białej twarzy i podkulił pod siebie nogi. -No dobra...Ale ja wybieram stawkę. Spojrzał na niego przebiegle i się uśmiechnął. -Jeśli przegrasz wykonam jedno twoje zadanie. Obojętnie jakie mi wymyślisz. Ale jak wygram...nigdy więcej nie zwrócisz się do mnie per:"paniczu".
-Dobrze...Po jednej. Zacznę.
Skrzynka bez zawiasów,
klucza czy pokrywy,
lecz złocisty w środku
skrywa skarb prawdziwy
Młody Anisto najwyraźniej był zadowolony ze swojego sprytu, ale Crevan natychmiast odpowiedział znudzonym głosem:"jajko"
- Najpierw pomyśl o kimś kto żegna się czule,
potem się zastanów czego ci brakuje,
gdy mówisz o chłopcu, że kogoś całuje
Wreszcie dodaj do tego sam końca początek
Albo początku koniec-już złapałeś wątek
Bo gdy to połączysz-to spokojna głowa
Wyjdzie ci stworzenie, chociaż nie osoba
Którego byś nigdy nie chciał pocałować...
Adrien uważnie przyglądał się aniołowi uderzająco zielonymi oczyma. Mimo długiego główkowania młodemu słudze nie udało się rozwiązać zagadki, więc przegrał z kretesem."
Nie miał pojęcia czemu umysł przywołał akurat tę scenę z zamku jego ojca. Pamiętał wszystko jsk gdyby to było wczoraj a nie ponad dwieście lat temu. Pamiętał nawet w co byli ubrani...pamiętał każdy szczegół swojego pokoju. Z uśmiechem wspominał jak Anisto pnie się po szczeblach z pomocą swojego przyjaciela-Adriena coraz wyżej i wyżej z przyszłego kamerdynera samemu stając się lordem...a później jedyną i ostatnią miłością białowłoswgo.
-Widzisz Mortem...wszyssscy jesssteśmy tacy sssami gdy sssię zbrukamy...Anioły, Demony, Elfy...Doczesssność to tylko przechowalnia dla klejnotu duszy... Zachichotał cicho do swoich myśli; sam nie wiedział skąd biorą mu się takie przemyślenia, po prostu czasem tak miał i już.
Pozwalał nieść się ogierowi brzegiem rzeki mając nadzieję, że w końcu znajdziw resztę -Wssstawaj, śpiąca królewna... Choć miał przeczucie, że budzenie kotki to jak wkładanie ręki do gniazda os, ale być może pamiętała drogę czy cokolwiek. Ruchy w jego kieszeni uświadomiły mu, że żadne
z jego zwierząt, ani koń ani szczury, sympatią do Acili nie pałały...On sam zaś pozostał wobec niej neutralny. Była cenna tak długo póki miała informacje, potem była już jak pusta skorupa...Nie było w niej nic wartościowego.
Nie był dobrym człowiekiem, zdecydowanie nie był. Pomaganie z dobrego serca było dobre dla staruszek i ojców zakonnych,nie dla grabarzy. Uwielbiał udawać kompletnie szalonego oddając cenne informacje tylko po to by karmić się strachem wymalowanym na twarzach kupców. Z resztą...Robił to dla rozrywki i bezpieczeństwa- wiedzieli, że ma cenne informacje, jednak nie zabijali go uważając iż jest zbyt głupi czy też szalony by zrobić z nich użytek. A mu to pasowało. Praca grabarza jest taka zabawna...
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Tak jak się Loring spodziewał, po spojrzeniu kowalki i zaciśniętych mocno ustach, widać było, że jaka by jej reakcja nie była, to nie było to nic miłego. „Pewnie obrzuca mnie teraz w myślach przekleństwami, złorzecząc na wszystko co się rusza.” Melmaro uśmiechnął się. To było naprawdę dziwne, praktycznie wcale nie znał tej kobiety, jednakże był prawie stuprocentowo pewien, że poprawnie odczytuje to co się w niej dzieje. O ile w reakcji na złość kowalki poczuł się lepiej, o tyle mina zrzedła mu na wieść o kolejnym jej pomyśle, a oklapła już całkowicie w chwili, kiedy Feyla zaczęła wprowadzać go w życie.
- Hej, hej, spokojnie, nie wydaje mi się, by to był… ugh… Pośpiesz się! – Loring mógł być w pełni zadowolony ze swego ciała i siły, jednak nie należało zapominać, że był tylko człowiekiem, jego organizmowi zdarzyło się zmęczyć. Już i tak był wystarczająco osłabiony, ta cała walka – ponowna z resztą – z nurtem, próby utrzymania się przy pniu, kosztowała go praktycznie całą otrzymaną od prasmoka energię. A teraz jeszcze musiał poradzić sobie z ciężarem kowalki – bądź, co bądź niemałym, w zaistniałem sytuacji -, nie puszczając się miecza. Czuł się jak przebity balon, w błyskawicznym tempie wypuszczający powietrze. Ostatkiem sił trzymał się miecza, który zresztą począł drgać, co zwiastowało wyswobodzeniu się z pnia. W dodatku słowa kowalki go po prostu rozbawiły. Co chwila krytykowała smoka, myślała tylko o sobie, jakby była nie wiadomo kim. „Ona ma Dara za obłąkańczą bestię, co jest śmieszne. Jak widać nie potrafi pogodzić się z tym, że ktoś jest od niej mądrzejszy i bardziej doświadczony.” Kiedy ta znalazła się już nad nim, poczuł, że traci siły i już po prostu więcej nie zniesie. Że musi się puścić…
I właśnie wtedy nadleciał Dar, uwolnił kowalkę i pomógł jemu. Zrobił to w idealnym wręcz momencie, lada chwila, i wojownik spadłby do wody… Słowa kobiety zbył śmiechem, wiedział, co nią kierowało przy ich wypowiadaniu.
- Dar, na srebrny księżyc! Albo moje błagania pomogły, albo ty naprawdę jesteś naszym aniołem stróżem, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę!
W blondyna z tej całej radości wstąpiły nowe siły, a gdy tylko znalazł się na brzegu, pobiegł do smoka – upuszczając obok kowalki uprzednio wyswobodzony miecz – i wykonał coś przypominające przytulenie smoka. – Jesteś doprawdy niezwykły, uważaj, bo staniesz się moim przyjacielem, hah. Hej, czy to… Moja zbroja? Rany, myślałem, że już się nie znajdzie…
Melmaro aż podskoczył do góry na widok swej zbroi, i tak szybko – na ile mu siły pozwalały – zaczął ją przywdziewać. Nie obchodziło go to, że jest mokry, że powinien najpierw wyschnąć. Na szczęście ocalało też jego wierzchnie ubranie, z herbem Gotlandu. Świadomość, że wreszcie wygląda jak prawdziwy on, Gotlandczyk Loring, wojownik o złotym blasku i błysku, skutecznie odegnała zimno. Złotowłosy nie zdawał sobie sprawy, że jest tak przyjaźnie usposobiony w chwili obecnej – mogącej być jakże ulotną, zresztą -, bo przy wysyłaniu wizji Darowi, pochłonął cząsteczkę zawartej w tym dobrej energii.
Kiedy Loring przywdział już co było do przywdziania, zauważył, że jeszcze czegoś brakuje, tylko czego?
- Miecz. – Powiedział sam do siebie, i odwrócił się w stronę kowalki, pamiętając, że go przy niej zostawił. Powoli zaczął podchodzić, prosząc ją. – Mogłabyś podać mi ostrze?
Nie zastanawiał się nad sensem swoich słów, dopiero kiedy kowalka wstała i zaczęła się zbliżać do klingi, wyciągnął ostrzegawczo dłoń, mając w pamięci słowa kapłana informującego go o tym, że tylko on może trzymać Yogoturamę, i krzyknął. – Albo nie! Nie ruszaj go, ja je wezmę! – Przyspieszył kroku, mając tylko nadzieję, że go posłucha,
- Hej, hej, spokojnie, nie wydaje mi się, by to był… ugh… Pośpiesz się! – Loring mógł być w pełni zadowolony ze swego ciała i siły, jednak nie należało zapominać, że był tylko człowiekiem, jego organizmowi zdarzyło się zmęczyć. Już i tak był wystarczająco osłabiony, ta cała walka – ponowna z resztą – z nurtem, próby utrzymania się przy pniu, kosztowała go praktycznie całą otrzymaną od prasmoka energię. A teraz jeszcze musiał poradzić sobie z ciężarem kowalki – bądź, co bądź niemałym, w zaistniałem sytuacji -, nie puszczając się miecza. Czuł się jak przebity balon, w błyskawicznym tempie wypuszczający powietrze. Ostatkiem sił trzymał się miecza, który zresztą począł drgać, co zwiastowało wyswobodzeniu się z pnia. W dodatku słowa kowalki go po prostu rozbawiły. Co chwila krytykowała smoka, myślała tylko o sobie, jakby była nie wiadomo kim. „Ona ma Dara za obłąkańczą bestię, co jest śmieszne. Jak widać nie potrafi pogodzić się z tym, że ktoś jest od niej mądrzejszy i bardziej doświadczony.” Kiedy ta znalazła się już nad nim, poczuł, że traci siły i już po prostu więcej nie zniesie. Że musi się puścić…
I właśnie wtedy nadleciał Dar, uwolnił kowalkę i pomógł jemu. Zrobił to w idealnym wręcz momencie, lada chwila, i wojownik spadłby do wody… Słowa kobiety zbył śmiechem, wiedział, co nią kierowało przy ich wypowiadaniu.
- Dar, na srebrny księżyc! Albo moje błagania pomogły, albo ty naprawdę jesteś naszym aniołem stróżem, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę!
W blondyna z tej całej radości wstąpiły nowe siły, a gdy tylko znalazł się na brzegu, pobiegł do smoka – upuszczając obok kowalki uprzednio wyswobodzony miecz – i wykonał coś przypominające przytulenie smoka. – Jesteś doprawdy niezwykły, uważaj, bo staniesz się moim przyjacielem, hah. Hej, czy to… Moja zbroja? Rany, myślałem, że już się nie znajdzie…
Melmaro aż podskoczył do góry na widok swej zbroi, i tak szybko – na ile mu siły pozwalały – zaczął ją przywdziewać. Nie obchodziło go to, że jest mokry, że powinien najpierw wyschnąć. Na szczęście ocalało też jego wierzchnie ubranie, z herbem Gotlandu. Świadomość, że wreszcie wygląda jak prawdziwy on, Gotlandczyk Loring, wojownik o złotym blasku i błysku, skutecznie odegnała zimno. Złotowłosy nie zdawał sobie sprawy, że jest tak przyjaźnie usposobiony w chwili obecnej – mogącej być jakże ulotną, zresztą -, bo przy wysyłaniu wizji Darowi, pochłonął cząsteczkę zawartej w tym dobrej energii.
Kiedy Loring przywdział już co było do przywdziania, zauważył, że jeszcze czegoś brakuje, tylko czego?
- Miecz. – Powiedział sam do siebie, i odwrócił się w stronę kowalki, pamiętając, że go przy niej zostawił. Powoli zaczął podchodzić, prosząc ją. – Mogłabyś podać mi ostrze?
Nie zastanawiał się nad sensem swoich słów, dopiero kiedy kowalka wstała i zaczęła się zbliżać do klingi, wyciągnął ostrzegawczo dłoń, mając w pamięci słowa kapłana informującego go o tym, że tylko on może trzymać Yogoturamę, i krzyknął. – Albo nie! Nie ruszaj go, ja je wezmę! – Przyspieszył kroku, mając tylko nadzieję, że go posłucha,
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Kiedy już ludzie znaleźli się bezpiecznie na brzegu, smok także do nich dołączył. Spiętrzona woda pozbawiona zapory będącej ciałem smoka runęła do przodu, tworząc niebywale silny nurt, który jednak po dłuższej chwili się ustabilizował i płynął z poprzednią, także całkiem dużą prędkością. Dérigéntirh wylądował przed kowalką oraz Loringiem. Ten ostatni, ku jego zdumieniu, podbiegł do niego i przytulił go, czego złoty smok w ogóle się nie spodziewał.
- Oczywiście, że jestem niezwykły, jestem w końcu dziwadłem - powiedział, kiedy Loring już go puścił. - A przyjaźń to nic złego. Acha, mam tu coś dla ciebie.
To mówiąc otworzył łapę, na której znajdowała się złota zbroja melmaro i opuścił ją na ziemię. Następnie zostawił Loringa, szybko zakładającego zbroję i spojrzał w stronę kowalki, usłyszawszy wcześniej jej słowa. Zasmuciło go to, poczuł wyrzuty sumienia. Wszak to jego chciał zabić czarny smok, to on sprowadził na las to piekło. Ale z drugiej strony, skąd miałem wiedzieć, że to się stanie? Jakim cudem tak szybko zareagował? Minęło przecież tylko kilka godzin, odkąd zdradziłem swoją tożsamość. Wieść nie mogła tak szybko do niego dotrzeć. Chyba, że.. Chyba, że był gdzieś w pobliżu. Ale to nie ma sensu. Ale jeżeli... nie, to przecież niemożliwe, aby obstawili wszystkie miasta. Nie może ich być aż tak dużo. Ale jeśli jednak... Możliwe, iż ta sprawa jest o wiele ważniejsza, niż mi się wcześniej wydawało. Muszę... wiem, co muszę zrobić. Lepiej, żebyśmy jak najszybciej z Loringiem wyruszyli. Teraz to i ja potrzebuję jasnowidza.
- Przykro mi z tego powodu - powiedział do kowalki. - Gdybym potrafił stworzyć bądź naprawić te przedmioty, z chęcią bym to zrobił. Ale niestety nie potrafię. Czy wobec tego jest coś, co mógłbym zrobić, abyś mi wybaczyła to zajście?
Miał szczerą nadzieję, że pozostanie z kowalką przynajmniej w neutralnych stosunkach, nie lubił robić sobie wrogów. Chociażby z powodu tego, co zdarzyło się przed chwilą. Zostawianie za sobą stworzeń, które pałają do ciebie gniewem nie jest najlepszym pomysłem. Dlatego chciał, aby kowalka mu przebaczyła. Poza tym nie lubił ludzkiego nieszczęścia.
- Tylko... gdzie jest grabarz i Acila? - spytał smok rozglądając się wokół. Już wcześniej spostrzegł ich nieobecność, ale najpierw musiał się zająć melmaro oraz kowalką.
- Oczywiście, że jestem niezwykły, jestem w końcu dziwadłem - powiedział, kiedy Loring już go puścił. - A przyjaźń to nic złego. Acha, mam tu coś dla ciebie.
To mówiąc otworzył łapę, na której znajdowała się złota zbroja melmaro i opuścił ją na ziemię. Następnie zostawił Loringa, szybko zakładającego zbroję i spojrzał w stronę kowalki, usłyszawszy wcześniej jej słowa. Zasmuciło go to, poczuł wyrzuty sumienia. Wszak to jego chciał zabić czarny smok, to on sprowadził na las to piekło. Ale z drugiej strony, skąd miałem wiedzieć, że to się stanie? Jakim cudem tak szybko zareagował? Minęło przecież tylko kilka godzin, odkąd zdradziłem swoją tożsamość. Wieść nie mogła tak szybko do niego dotrzeć. Chyba, że.. Chyba, że był gdzieś w pobliżu. Ale to nie ma sensu. Ale jeżeli... nie, to przecież niemożliwe, aby obstawili wszystkie miasta. Nie może ich być aż tak dużo. Ale jeśli jednak... Możliwe, iż ta sprawa jest o wiele ważniejsza, niż mi się wcześniej wydawało. Muszę... wiem, co muszę zrobić. Lepiej, żebyśmy jak najszybciej z Loringiem wyruszyli. Teraz to i ja potrzebuję jasnowidza.
- Przykro mi z tego powodu - powiedział do kowalki. - Gdybym potrafił stworzyć bądź naprawić te przedmioty, z chęcią bym to zrobił. Ale niestety nie potrafię. Czy wobec tego jest coś, co mógłbym zrobić, abyś mi wybaczyła to zajście?
Miał szczerą nadzieję, że pozostanie z kowalką przynajmniej w neutralnych stosunkach, nie lubił robić sobie wrogów. Chociażby z powodu tego, co zdarzyło się przed chwilą. Zostawianie za sobą stworzeń, które pałają do ciebie gniewem nie jest najlepszym pomysłem. Dlatego chciał, aby kowalka mu przebaczyła. Poza tym nie lubił ludzkiego nieszczęścia.
- Tylko... gdzie jest grabarz i Acila? - spytał smok rozglądając się wokół. Już wcześniej spostrzegł ich nieobecność, ale najpierw musiał się zająć melmaro oraz kowalką.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Feyla przyglądała się właśnie niewielkiej garstce przedmiotów jakie udało jej się wygrzebać z pogorzeliska. zastanawiała się co dalej. Miała dość tej przeklętej wyprawy. Najchętniej od razu wróciła by do kuźni by jak najszybciej zabrać się za odrabianie strat, na jakie naraził ją udział w całej historii.
- Najgorsze że nawet nie będę potrafiła powiedzieć prawdy o tym co sie stało. - Mówiła jakby do siebie - Bo niby co mam rzec Nurdinowi? Że wszystko spłonęło w smoczym ogniu? Nie uwierzy. Krasnolud potrafi zaprzeczyć istnieniu smoka nawet gdy ten zapuka do jego drzwi.
Spojrzała na miecz o który prosił Loring. "Podać ci? Niedoczekanie. Sam się po niego schyl błyszczący paniczu" podsumowała prośbę rycerza, zupełnie nieświadoma jakiego niebezpieczeństwa uniknęła poprzez swoją niechęć do bogacza. Żałowała teraz że niosła rycerza tak daleko, nie pozwalając mu spłonąć w lesie, a przede wszystkim tego ze to z nim a nie z swoimi pakunkami wbiegła jako pierwsza na swoją kładkę. Włożyła w to tyle wysiłku, by na koniec usłyszeć że to smok został bohaterem
Nieoczekiwanie dla kowalki Dérigéntirh przerwał jej narzekania, oferując swoją pomoc. Wydawało się to niemożliwe, ale smok wyrażał skuchę z powodu tego co się stało, a jego współczucie wyglądało na szczere. Kowalka niemal nie zadławiła sie z wrażenia. Nie spodziewała sie z jego strony takiego gestu, tym bardziej że sama cały czas krytykowała smoka, starając sie go przedstawić jako okrutnego, zapatrzonego w siebie złośliwego gada, z którego drużyna nie będzie miała żadnego pożytku.
"Poproś go o łuskę". Zaczęła myśleć. Oto stawała przed szansą uzyskania przedmiotu o którym nawet nie śmiała marzyć. W myślach mnożyły jej się wizję i możliwości jakie stawały przed nią gdyby posiadała smoczy materiał. "Nurdin zapewne z wrażenia ściągnąłby portki przez głowę." Uznała z satysfakcją, tylko że jakoś niezręcznie było jej powiedzieć wprost o tym czego pragnie.
- Naprawić? To akurat potrafię sama. Tylko że aby naprawić narzędzia kowalskie potrzebuję innych narządzi, a tych nie posiadam. Nie mogę ich tez pożyczyć gdyż używanie nie swoich młotów, cęgów czy pilników jest.. jakby to porównać, jak noszenie nie swojej bielizny. Zwykle kowal dostaje swój pierwszy komplet od szkolącego go mistrza, a następnie wyrabia przy jego pomocy kolejne narzędzia. Tylko po co ja ci to mówię?
Za dużo marudziła. Musiała się spieszyć. Oferta smoka była tak nieprawdopodobna, że jeśli nie wykorzysta jej się od razu, to nie wiadomo czy ten się z niej nie rozmyśli. W przypływie emocji kowalka nie wiedziała jak dobrać właściwe słowa i zamiast prośby o łuskę, mówiła o wszystkim co przychodziło jej do głowy.
- Jeśli chcesz jakoś pomóc to znajdź Acilę. Wpadła do rzeki. Wydaje się to niemożliwe ale uczyniła to po raz drugi. Za pierwszym razem miała przynajmniej na tyle szczęścia iż wszyscy skoczyli jej na ratunek. A teraz zostawiliśmy ją samą. - "Spaliłam, moja szansa na smoczą łuskę zamieniona na głupia kotkę. Durna babo". Feyla niemal płakała w duchu. Poczucie że czyni co słuszne jakoś nie mogło ukoić kolejnej straty, - Musze wiedzieć czy udało jej się przeżyć. A i jeśli możesz, to znaczy gdyby Acila jednak przeżyła, zapytaj ją z kim mistrz Nurdin kontaktował się poprzez zamtuz zwany "Różą bez kolców". Może tobie odpowie jakoś tak normalnie.
- Najgorsze że nawet nie będę potrafiła powiedzieć prawdy o tym co sie stało. - Mówiła jakby do siebie - Bo niby co mam rzec Nurdinowi? Że wszystko spłonęło w smoczym ogniu? Nie uwierzy. Krasnolud potrafi zaprzeczyć istnieniu smoka nawet gdy ten zapuka do jego drzwi.
Spojrzała na miecz o który prosił Loring. "Podać ci? Niedoczekanie. Sam się po niego schyl błyszczący paniczu" podsumowała prośbę rycerza, zupełnie nieświadoma jakiego niebezpieczeństwa uniknęła poprzez swoją niechęć do bogacza. Żałowała teraz że niosła rycerza tak daleko, nie pozwalając mu spłonąć w lesie, a przede wszystkim tego ze to z nim a nie z swoimi pakunkami wbiegła jako pierwsza na swoją kładkę. Włożyła w to tyle wysiłku, by na koniec usłyszeć że to smok został bohaterem
Nieoczekiwanie dla kowalki Dérigéntirh przerwał jej narzekania, oferując swoją pomoc. Wydawało się to niemożliwe, ale smok wyrażał skuchę z powodu tego co się stało, a jego współczucie wyglądało na szczere. Kowalka niemal nie zadławiła sie z wrażenia. Nie spodziewała sie z jego strony takiego gestu, tym bardziej że sama cały czas krytykowała smoka, starając sie go przedstawić jako okrutnego, zapatrzonego w siebie złośliwego gada, z którego drużyna nie będzie miała żadnego pożytku.
"Poproś go o łuskę". Zaczęła myśleć. Oto stawała przed szansą uzyskania przedmiotu o którym nawet nie śmiała marzyć. W myślach mnożyły jej się wizję i możliwości jakie stawały przed nią gdyby posiadała smoczy materiał. "Nurdin zapewne z wrażenia ściągnąłby portki przez głowę." Uznała z satysfakcją, tylko że jakoś niezręcznie było jej powiedzieć wprost o tym czego pragnie.
- Naprawić? To akurat potrafię sama. Tylko że aby naprawić narzędzia kowalskie potrzebuję innych narządzi, a tych nie posiadam. Nie mogę ich tez pożyczyć gdyż używanie nie swoich młotów, cęgów czy pilników jest.. jakby to porównać, jak noszenie nie swojej bielizny. Zwykle kowal dostaje swój pierwszy komplet od szkolącego go mistrza, a następnie wyrabia przy jego pomocy kolejne narzędzia. Tylko po co ja ci to mówię?
Za dużo marudziła. Musiała się spieszyć. Oferta smoka była tak nieprawdopodobna, że jeśli nie wykorzysta jej się od razu, to nie wiadomo czy ten się z niej nie rozmyśli. W przypływie emocji kowalka nie wiedziała jak dobrać właściwe słowa i zamiast prośby o łuskę, mówiła o wszystkim co przychodziło jej do głowy.
- Jeśli chcesz jakoś pomóc to znajdź Acilę. Wpadła do rzeki. Wydaje się to niemożliwe ale uczyniła to po raz drugi. Za pierwszym razem miała przynajmniej na tyle szczęścia iż wszyscy skoczyli jej na ratunek. A teraz zostawiliśmy ją samą. - "Spaliłam, moja szansa na smoczą łuskę zamieniona na głupia kotkę. Durna babo". Feyla niemal płakała w duchu. Poczucie że czyni co słuszne jakoś nie mogło ukoić kolejnej straty, - Musze wiedzieć czy udało jej się przeżyć. A i jeśli możesz, to znaczy gdyby Acila jednak przeżyła, zapytaj ją z kim mistrz Nurdin kontaktował się poprzez zamtuz zwany "Różą bez kolców". Może tobie odpowie jakoś tak normalnie.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
- Acila nie wie gdzie są pozostali. - Kotołaczka postanowiła wytłumaczyć Adrienowi dręczące ją problemy. - Uciekała tak szybko i robiła to co każe pani kowal. Ale zgubiła jej rzeczy i teraz pani będzie zła. Chociaż chciała tylko ratować rycerza, bo jak mu pomoże to on weźmie ją z sobą, i chyba uratowała ale nic z tego nie pamięta, a potem musiała ratować jeszcze raz i pan wpadł do wody i Acila też. A i jeszcze robiła zadanie jakie kazał smok. Ale to było coraz trudniejsze i tak bardzo sie starałam no i nie wyszło. Szczurki też chciałam uratować jak pan kazał. Ale teraz już wiem że to jest źle. Acila musi je zjeść. Znaczy nie zje szczurków tylko razem z nimi. Smok pokaże jak to sie robi, a ja zrobię taką samą ceremonię z szczurkami. Bo one są prawda? Czuję je. - Kotołaczka miała nadzieję że jej tłumaczenie pozostanie dla wysokiego mężczyzny jasne i przejrzyste. - Ale pan nie musi się martwić. Jak pojedzie wzdłuż rzeki to znajdzie ich wszystkich. Smok jest duży i nie da sie go zgubić. Chociaż Acila raz zgubiła. Chciała mu cos dać bo on musi mieć smocza łuskę dla mnie. Pani kowal mów że to bardzo ważne. Ale smok sie zgubił i Acila nie mogła zrobić tak jak chciała pani kowal. Chociaż potem go znalazłam, a smok chciał mnie zjeść ale powiedział ze tego nie zrobi.
- A te rany które pan ma na plecach, czy to bardzo boli? Acila widziała jak wypiła krew, chociaż nie jest mysz co lata, ale nie wie czemu one się nie goją. - Mieszając kolejne wątki, dziewczyna coraz bardziej zaciemniała to co faktycznie chciała przekazać, jednak ostatnią prośbę przedstawiła już prosto i wyraźnie - Czy będę mogła z panem zostać?
- A te rany które pan ma na plecach, czy to bardzo boli? Acila widziała jak wypiła krew, chociaż nie jest mysz co lata, ale nie wie czemu one się nie goją. - Mieszając kolejne wątki, dziewczyna coraz bardziej zaciemniała to co faktycznie chciała przekazać, jednak ostatnią prośbę przedstawiła już prosto i wyraźnie - Czy będę mogła z panem zostać?
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Z gadania kotki rozumiał niewiele, ba, nawet bardzo niewiele...Starał się jednak jej słuchać, a nuż powie coś mądrego? "Nie sądzę by umiała nam pomóc..." Tego się właśnie obawiał. Że cały ten cyrk z kotołaczką jest nie wart funta kłaków, że wszystko pójdzie na marne..."Minęło już tyle godzin a my nie mamy nic prócz kłopotów." To nie tak, że narzekał, przecież sam tego chciał, ale... miał ukłucie niepewności. Niby reszta drużyny była mu całkowicie obojętna i naprawdę nie obchodziło go co się z nimi stanie, ale nie bardzo chciał odpowiadać za ich śmierć. "Trzeba będzie rozpalić ognisko i porządnie się rozgrzać. Inaczej jedyne co zyskają to katar..."
Temat ran...nie chciał o nich mysleć, nie teraz. Tylko rany na plecach nigdy do końca się nie zabliźniły i Adrien miał świadomość, że nie będą idealne już nigdy. Ale czego się spodziewać, skrzydła zostały brutalnie i krzywo odcięte, a resztkę kości i..tego co zostało Crevan musiał odciąć sam. Czuł, że dłonie na wodzy zaciskają mu się mocniej niż normalnie, czyżby naprawdę był tak przeczulony na tym punkcie? -Acilo..nie waż sssię nikomu mówić co widziałas na plecach, jasssne? To nie jessst wasza sssprawa...
Zainteresowała go dopiero kolejna sprawa-mianowicie wampiry. To znaczy miał nadzieję, że dobrze ją rozumie i to własnie o wampiry jej chodzi. "Widzę, że jak zwykle jessstem najlepiej poinformowany..." -Pomyślał z sarkazmem zły, że nic mu nie powiedzieli. Ale z resztą, skoro byli cali i zdrowi to znaczy, że nie było aż tak źle. To wszystko staje się coraz bardziej dziwne...
Na jej pytanie lekko go wmurowało. "Najpierw mnie okradła, a teraz chce ze mną zostać? Gyahaha...a myślałem, że to mi odbiło..." Nie wyobrażał sobie mieć w domu kogoś tak zakłamanego i zdradliwego jak ona. Mimo wszystko nie podzielić się tym spostrzeżeniem z kotką. Szczury w jego kieszeni barzo dobitnie dawały znać co sądzą o tej prośbie- po prostu miotały się agresywnie jakby chcąc wymusić na Adrienie odmowę. Jedynie Mortem pozostał spokojny, wiedział, że pan nigdy się na to nie zgodzi.
I miał racje. Grabarz nie wyobrażał sobie kogoś takiego w domu. Z resztą...kim mogłaby być? Jego służącą? Nie znosił gdy ktoś przestawiał jego rzeczy i był na to wprost uczulony. Kucharka? Wątpił by umiała doprawiać jedzenie w taki sposób w jaki on to robił, a inne wydawało się dla niego po prostu mdłe. -Zobaczymy na ile mi sssię przydasz... Tym oto sprytnym posunięciem zamierzał wyciągnąć z niej informacje o kowalu i jego sprawach z Sisko. W końcu po to ją stamtąd wyciągnął. -Ah...i jeszcze jedna ssssprawaaa...Nie wolno ci dotykać moich zwierząt bez mojego pozwolenia. Nie dotykaj moich szczurów. - Przykazał łagodnym głosem i zabrał się za istotniejsze sprawy.
-Mowiłem, że to czy będziesz mogła zoossstaaać zależy od pewnegoo szczegółuuu -zaczął niewinnym głosem by jej nie spłoszyc. Nie od takich jak ona wyciągał informacje...i co zabawne, nigdy nie musiał użyć siły.. -Powiedz mi co wiesz o Sssisssko i krasnoludzie Nurdinie...takim niziutkim, starszym kowalu..Powiedz mi wszysssstko co o nich wiesz...Possstaraj sssię, a czeka cię nagroda...
Cały czas prowadził konia wzdłuż brzegu, logiczne było, że żeby dotrzeć do reszty powinien iść w ten sposób-musiała przypłynąc z prądem, a że była z Feylą...to powinien kierowac się właśnie w tę stronę. Miał nadzieję, że intuicja go nie zawiedzie.
Temat ran...nie chciał o nich mysleć, nie teraz. Tylko rany na plecach nigdy do końca się nie zabliźniły i Adrien miał świadomość, że nie będą idealne już nigdy. Ale czego się spodziewać, skrzydła zostały brutalnie i krzywo odcięte, a resztkę kości i..tego co zostało Crevan musiał odciąć sam. Czuł, że dłonie na wodzy zaciskają mu się mocniej niż normalnie, czyżby naprawdę był tak przeczulony na tym punkcie? -Acilo..nie waż sssię nikomu mówić co widziałas na plecach, jasssne? To nie jessst wasza sssprawa...
Zainteresowała go dopiero kolejna sprawa-mianowicie wampiry. To znaczy miał nadzieję, że dobrze ją rozumie i to własnie o wampiry jej chodzi. "Widzę, że jak zwykle jessstem najlepiej poinformowany..." -Pomyślał z sarkazmem zły, że nic mu nie powiedzieli. Ale z resztą, skoro byli cali i zdrowi to znaczy, że nie było aż tak źle. To wszystko staje się coraz bardziej dziwne...
Na jej pytanie lekko go wmurowało. "Najpierw mnie okradła, a teraz chce ze mną zostać? Gyahaha...a myślałem, że to mi odbiło..." Nie wyobrażał sobie mieć w domu kogoś tak zakłamanego i zdradliwego jak ona. Mimo wszystko nie podzielić się tym spostrzeżeniem z kotką. Szczury w jego kieszeni barzo dobitnie dawały znać co sądzą o tej prośbie- po prostu miotały się agresywnie jakby chcąc wymusić na Adrienie odmowę. Jedynie Mortem pozostał spokojny, wiedział, że pan nigdy się na to nie zgodzi.
I miał racje. Grabarz nie wyobrażał sobie kogoś takiego w domu. Z resztą...kim mogłaby być? Jego służącą? Nie znosił gdy ktoś przestawiał jego rzeczy i był na to wprost uczulony. Kucharka? Wątpił by umiała doprawiać jedzenie w taki sposób w jaki on to robił, a inne wydawało się dla niego po prostu mdłe. -Zobaczymy na ile mi sssię przydasz... Tym oto sprytnym posunięciem zamierzał wyciągnąć z niej informacje o kowalu i jego sprawach z Sisko. W końcu po to ją stamtąd wyciągnął. -Ah...i jeszcze jedna ssssprawaaa...Nie wolno ci dotykać moich zwierząt bez mojego pozwolenia. Nie dotykaj moich szczurów. - Przykazał łagodnym głosem i zabrał się za istotniejsze sprawy.
-Mowiłem, że to czy będziesz mogła zoossstaaać zależy od pewnegoo szczegółuuu -zaczął niewinnym głosem by jej nie spłoszyc. Nie od takich jak ona wyciągał informacje...i co zabawne, nigdy nie musiał użyć siły.. -Powiedz mi co wiesz o Sssisssko i krasnoludzie Nurdinie...takim niziutkim, starszym kowalu..Powiedz mi wszysssstko co o nich wiesz...Possstaraj sssię, a czeka cię nagroda...
Cały czas prowadził konia wzdłuż brzegu, logiczne było, że żeby dotrzeć do reszty powinien iść w ten sposób-musiała przypłynąc z prądem, a że była z Feylą...to powinien kierowac się właśnie w tę stronę. Miał nadzieję, że intuicja go nie zawiedzie.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Kowalka na szczęście nie podniosła miecza, co w sumie wydawało się oczywiste. Pewnie nawet bez ostrzeżenia, by tego nie zrobiła. „Tak, ona mnie zdecydowanie nie lubi…” Gotlandczyk zwolnił już kroku, kiedy dostrzegł, że wszystko jest w porządku, i na spokojnie zbliżył się do oręża, podniósł je i włożył do zamontowanej na plecach pochwy. Znów wyglądał jak on – złoty Gotlandczyk. Po słowach smoka mina Feyli była taka, że złotowłosy miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymał. Ona zdecydowanie nie potrafiła prosić o pomoc, a jeszcze bardziej jej otrzymywać. „To smutne… Ona wcale mnie nie zna, ma za rozpieszczonego bachora, który ma pieniądze i myśli, że wszystko mu wolno… Nie dostrzega tego, jak bardzo się myli. To ona jest dumną, zarozumiałą i samolubną osobą, która woli zginąć niż okryć się domniemaną hańbą, jaką w jej rozumieniu jest poproszenie o pomoc. A udzielenie jej? Dobre żarty, już lepiej poprosić drzewo…”
Melmaro był przekonany, że brązowowłosa odpowie smokowi ciętym kazaniem lub przynajmniej bez ogródek zażyczy sobie jego łuski, o co przecież tak zabiegała, każąc sprawę oczywiście załatwić kotce. Jej odpowiedź o mało co nie powaliła go na ziemię. Nie było w niej żadnych żali, ani pretensji, a… Prośba, by pomóc kotce…
- Acilla znowu spłynęła rzeką? Eh… - Wojownik westchnął bezsilnie. „Tak, ostatnią rzeczą jaką zrobię, będzie jej zabranie.” – Jesteś prawdziwym bohaterem Dar, zawsze każdego uratujesz. Ale szanowna kowalka nie powiedziała ci czegoś jeszcze, tego, co może poprawić jej humor. Zależy jej na twej łusce, i gdybyś był w stanie jej ją dać, to w jakiś sposób otrzymała by zwrot tych wszystkich nerwów i strat, jakich przez nas się nabawiła.
Dlaczego Loring to powiedział? W sumie nie ma konkretnego powodu, może to, że irytował ją sposób bycia kobiety i jej cholerne zakłamanie we własnych poglądach? Może to, by w końcu zobaczyła jak bardzo się myli co do melmaro i rycerza?
Jakiekolwiek intencje by nim nie kierowały, to wszystko przerwał dźwięk z lasu, a raczej dźwięki. Trzy tępe uderzenia w drzewo w przerwach jednosekundowych, oraz dwa w przerwach trzy sekundowych. Loring od razu to rozpoznał i znieruchomiał. Sekwencja ta była jednym z gotlandzkich sygnałów, do tajemnego porozumiewania się. Ta akurat oznaczała wezwanie do miejsca z którego wydobywał się dźwięk. Ale… Jak to, wezwanie? Sygnały tutaj?
- Przepraszam, za chwilę do was wrócę… - Odezwał się Loring, w głosie zawierając stanowczą prośbę, by za nim nie podążali. Swoje kroki skierował w stronę lasu, całkowicie nie wiedząc czego się spodziewać. Nie dobył co prawda miecza, jednak miał się na baczności. Szybko zagłębił się między drzewa, które przesłoniły mu brzeg razem z obecnymi na nim smoku i kowalce.
Dojście do miejsca wezwania zajęło mu minutę. Rozglądając się po drzewach, nikogo nie dostrzegł. „Co jest grane, czyżby byli to…” Jego myśl przerwał szum powietrza i ciche stąpnięcie. Melmaro odwrócił się błyskawicznie i uniósł w wyszkolony sposób ręce, w sam raz blokując nacierający na niego sztylet.
- No proszę, nie straciłeś czujności. – Dzierżący go mężczyzna uśmiechnął się i odsunął. – Chłopaki, Loring nadal jest dobry.
W powietrzu rozległy się szelesty. Blondyn spojrzał w górę i dostrzegł, że wysoko na drzewach znajdują się czterej skryci mężczyźni. Każdy zasłonięty zielonym płaszczem, takim samym zresztą co osobnik ze sztyletem.
- Leśni gotlandczycy? – Zapytał ze zdziwieniem, a później przyjrzał się rozmówcy. – Na srebrny księżyc, Urgoth, skąd wy się wzięliście?!
- Nie tak głośno, bracie. Na polanie jest smok, a on ma bardzo dobry słuch. – Wtrącił jeden ze skrytych. – Swoją drogą smok… Nie sądziłem, że one istnieją. W klanie będzie o czym opowiadać, jak wszyscy wrócimy…
- Zaraz, zaraz, wszyscy? – Loring zmarszczył brwi. – O czym wy mówicie?
- Wiesz ile minęło już czasu od twego przybycia do Alaranii? – Wtrącił Urgoth. – Już spokojnie mógłbyś wrócić do domu. Mistrzowie się niepokoili i postanowili nas po ciebie wysłać. Znalezienie ciebie nie było zbyt trudne, nie starasz się ukryć swojej obecności… W przeciwieństwie do Setiana, tego nigdzie nie mogliśmy odszukać. Wnioskujemy, że jeszcze żyje, zgadza się? Heh, tak jak myśleliśmy… Na taką okoliczność dostaliśmy jasne rozkazy, mamy ci towarzyszyć do chwili jego spotkania, i pomóc wyeliminować przeszkodę.
- Że co? Nie ma takiej opcji, Setian jest mój! – Warknął Loring, rozdrażniony. – Spróbujcie go tylko tknąć!
- Hej, hej, spokojnie, spuść z tonu. – Ur uniósł do góry ręce. – Bracie, bez nerwów, w porządku, ty go zabijesz, ale my będziemy ci towarzyszyć i to oglądać, takie otrzymaliśmy rozkazy, a wiesz co to oznacza. Poza tym, pochodzimy z jednych murów, pamiętasz? Każdy z nas ma taki sam znak, herb klanu. – Mówiąc to, odwrócił się, ukazując symbol wyszyty na plecach, na płaszczu. – Pozostali mają tak samo. Ty masz na tunice, ukryte pod zbroją, ale masz.
- Czyli co, mam was teraz zabrać na polanę, przedstawić smokowi i kowalce, oraz poinformować, że od teraz jesteście z nami?
- Właśnie tak zrobisz. – Odezwał się jeden z dotąd cichych ludzi i – razem z innymi – zeskoczył na ziemię. – Nie zapominaj, że oddamy za ciebie życie. Jesteś dumą naszego klanu, jednak my twoimi braćmi. Chronimy siebie nawzajem. Ja zginę za ciebie, ty zginiesz za mnie. Nie rób nam powodów do tego, byśmy w ciebie zwątpili, bo już nie będziesz miał po co wracać…
Loring jeszcze chwilę rozmawiał z braćmi, jednak od początku wiedział, że nie ma co dyskutować. Była to duża niedogodność, jednak Gotland jest wielką rodziną, za którą oddałby życie. Za nich też, za każdego z osobna. „Setiana zabiję ja, a oni będą mi towarzyszyć i przypominać o mojej misji i tym, do czego jestem stworzony. To chyba dobrze…”
Ruch liści zwiastował wyjście złotowłosego z lasu, jednak oczom kowalki i smoka ukazało się coś jeszcze. Pięć postaci położonych za nim, skrytych w mroku, dopóki nie wyszli z drzew. Każdy podobnego wzrostu, skryty całkowicie w zielonym, maskującym płaszczu, z kapturem, spod którego wystawały jedynie oczy, a i te były słabo widoczne. Na materiale każdego stroju w tym samym miejscu wyszyty był klanowy herb, przy pasie zamontowany zakrzywiony sztylet, a lekko wygięte materiały świadczyły o tym, że każdy pod peleryną ma miecz.
- Em… Oni od dzisiaj będą nam towarzyszyć… - W miarę spokojnie oświadczył melmaro, patrząc uważnie na smoka, a później na kowalkę. – A przynajmniej mi.
Melmaro był przekonany, że brązowowłosa odpowie smokowi ciętym kazaniem lub przynajmniej bez ogródek zażyczy sobie jego łuski, o co przecież tak zabiegała, każąc sprawę oczywiście załatwić kotce. Jej odpowiedź o mało co nie powaliła go na ziemię. Nie było w niej żadnych żali, ani pretensji, a… Prośba, by pomóc kotce…
- Acilla znowu spłynęła rzeką? Eh… - Wojownik westchnął bezsilnie. „Tak, ostatnią rzeczą jaką zrobię, będzie jej zabranie.” – Jesteś prawdziwym bohaterem Dar, zawsze każdego uratujesz. Ale szanowna kowalka nie powiedziała ci czegoś jeszcze, tego, co może poprawić jej humor. Zależy jej na twej łusce, i gdybyś był w stanie jej ją dać, to w jakiś sposób otrzymała by zwrot tych wszystkich nerwów i strat, jakich przez nas się nabawiła.
Dlaczego Loring to powiedział? W sumie nie ma konkretnego powodu, może to, że irytował ją sposób bycia kobiety i jej cholerne zakłamanie we własnych poglądach? Może to, by w końcu zobaczyła jak bardzo się myli co do melmaro i rycerza?
Jakiekolwiek intencje by nim nie kierowały, to wszystko przerwał dźwięk z lasu, a raczej dźwięki. Trzy tępe uderzenia w drzewo w przerwach jednosekundowych, oraz dwa w przerwach trzy sekundowych. Loring od razu to rozpoznał i znieruchomiał. Sekwencja ta była jednym z gotlandzkich sygnałów, do tajemnego porozumiewania się. Ta akurat oznaczała wezwanie do miejsca z którego wydobywał się dźwięk. Ale… Jak to, wezwanie? Sygnały tutaj?
- Przepraszam, za chwilę do was wrócę… - Odezwał się Loring, w głosie zawierając stanowczą prośbę, by za nim nie podążali. Swoje kroki skierował w stronę lasu, całkowicie nie wiedząc czego się spodziewać. Nie dobył co prawda miecza, jednak miał się na baczności. Szybko zagłębił się między drzewa, które przesłoniły mu brzeg razem z obecnymi na nim smoku i kowalce.
Dojście do miejsca wezwania zajęło mu minutę. Rozglądając się po drzewach, nikogo nie dostrzegł. „Co jest grane, czyżby byli to…” Jego myśl przerwał szum powietrza i ciche stąpnięcie. Melmaro odwrócił się błyskawicznie i uniósł w wyszkolony sposób ręce, w sam raz blokując nacierający na niego sztylet.
- No proszę, nie straciłeś czujności. – Dzierżący go mężczyzna uśmiechnął się i odsunął. – Chłopaki, Loring nadal jest dobry.
W powietrzu rozległy się szelesty. Blondyn spojrzał w górę i dostrzegł, że wysoko na drzewach znajdują się czterej skryci mężczyźni. Każdy zasłonięty zielonym płaszczem, takim samym zresztą co osobnik ze sztyletem.
- Leśni gotlandczycy? – Zapytał ze zdziwieniem, a później przyjrzał się rozmówcy. – Na srebrny księżyc, Urgoth, skąd wy się wzięliście?!
- Nie tak głośno, bracie. Na polanie jest smok, a on ma bardzo dobry słuch. – Wtrącił jeden ze skrytych. – Swoją drogą smok… Nie sądziłem, że one istnieją. W klanie będzie o czym opowiadać, jak wszyscy wrócimy…
- Zaraz, zaraz, wszyscy? – Loring zmarszczył brwi. – O czym wy mówicie?
- Wiesz ile minęło już czasu od twego przybycia do Alaranii? – Wtrącił Urgoth. – Już spokojnie mógłbyś wrócić do domu. Mistrzowie się niepokoili i postanowili nas po ciebie wysłać. Znalezienie ciebie nie było zbyt trudne, nie starasz się ukryć swojej obecności… W przeciwieństwie do Setiana, tego nigdzie nie mogliśmy odszukać. Wnioskujemy, że jeszcze żyje, zgadza się? Heh, tak jak myśleliśmy… Na taką okoliczność dostaliśmy jasne rozkazy, mamy ci towarzyszyć do chwili jego spotkania, i pomóc wyeliminować przeszkodę.
- Że co? Nie ma takiej opcji, Setian jest mój! – Warknął Loring, rozdrażniony. – Spróbujcie go tylko tknąć!
- Hej, hej, spokojnie, spuść z tonu. – Ur uniósł do góry ręce. – Bracie, bez nerwów, w porządku, ty go zabijesz, ale my będziemy ci towarzyszyć i to oglądać, takie otrzymaliśmy rozkazy, a wiesz co to oznacza. Poza tym, pochodzimy z jednych murów, pamiętasz? Każdy z nas ma taki sam znak, herb klanu. – Mówiąc to, odwrócił się, ukazując symbol wyszyty na plecach, na płaszczu. – Pozostali mają tak samo. Ty masz na tunice, ukryte pod zbroją, ale masz.
- Czyli co, mam was teraz zabrać na polanę, przedstawić smokowi i kowalce, oraz poinformować, że od teraz jesteście z nami?
- Właśnie tak zrobisz. – Odezwał się jeden z dotąd cichych ludzi i – razem z innymi – zeskoczył na ziemię. – Nie zapominaj, że oddamy za ciebie życie. Jesteś dumą naszego klanu, jednak my twoimi braćmi. Chronimy siebie nawzajem. Ja zginę za ciebie, ty zginiesz za mnie. Nie rób nam powodów do tego, byśmy w ciebie zwątpili, bo już nie będziesz miał po co wracać…
Loring jeszcze chwilę rozmawiał z braćmi, jednak od początku wiedział, że nie ma co dyskutować. Była to duża niedogodność, jednak Gotland jest wielką rodziną, za którą oddałby życie. Za nich też, za każdego z osobna. „Setiana zabiję ja, a oni będą mi towarzyszyć i przypominać o mojej misji i tym, do czego jestem stworzony. To chyba dobrze…”
Ruch liści zwiastował wyjście złotowłosego z lasu, jednak oczom kowalki i smoka ukazało się coś jeszcze. Pięć postaci położonych za nim, skrytych w mroku, dopóki nie wyszli z drzew. Każdy podobnego wzrostu, skryty całkowicie w zielonym, maskującym płaszczu, z kapturem, spod którego wystawały jedynie oczy, a i te były słabo widoczne. Na materiale każdego stroju w tym samym miejscu wyszyty był klanowy herb, przy pasie zamontowany zakrzywiony sztylet, a lekko wygięte materiały świadczyły o tym, że każdy pod peleryną ma miecz.
- Em… Oni od dzisiaj będą nam towarzyszyć… - W miarę spokojnie oświadczył melmaro, patrząc uważnie na smoka, a później na kowalkę. – A przynajmniej mi.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Dérigéntirh wysłuchał słów kowalki, uśmiechając się w duchu.
- Dlatego, iż inni wiedzą mniej od ciebie o kowalstwie - powiedział - a jest to rzecz, która wypełnia twoje życie. Czyż nie?
Gdy ta w końcu powiedziała, co takiego mógłby zrobić, przyjrzał jej się bacznie. W jej głosie wyczuł, iż coś jest nie tak, coś przekręca. Może to było spowodowane tym, że rzadko o cokolwiek prosiła, ale może też tym, że coś nie pozwalało jej poprosić o to, czego naprawdę chciała. Smok żył na świecie dostatecznie długo, aby nauczyć się kilku rzeczy o ludziach. Potrafił rozpoznać różne rzeczy.
- Zrobienie tego będzie czystą przyjemnością – powiedział w końcu, automatycznie zapisując w pamięci odpowiednie nazwy.
Już zaczął rozkładać skrzydła, kiedy odezwał się Loring. Smok znieruchomiał, przypatrując się uważnie kowalce.
- Moją łuskę? - spytał. - Hm, ciekawe.
Mówiąc to sięgnął łapą do grzbietu, skąd wyjął jedną ze swoich łusek, która posłuszna jego woli oderwała się od ciała. Następnie postawił ją na ziemi, tuż przed kowalką. Złocista łuska miała rozmiary małej tarczy, była lekka oraz twardsza od każdego metalu. Emitowała przyjemnym ciepłem. Tymczasem melamro oddalił się, na co Dérigéntirh spojrzał na chwilę w jego kierunku, ale zaraz potem skierował wzrok z powrotem na kowalkę. Łuska powinna mu odrosnąć w ciągu dnia. Do tego czasu powinien uważać na mistrzowskich strzelców.
- Zaopiekuj się tym. Jest bardziej niezwykła, niż może ci się wydawać, lecz uważaj, komu ją pokazujesz. Magowie mogliby wiele oddać, za posiadanie takiego przedmiotu. A także o wiele więcej zabrać.
Po tych słowach umilkł, nasłuchując. Z miejsca, do gęstwiny leśnej dobiegały ledwie słyszalne, nawet dla jego uszu szepty, a przynajmniej tak to brzmiało z tej odległości. Smok uznał, że lepiej będzie, jeżeli poczeka. Był ciekawy, z kim może rozmawiać melmaro. Odpowiedź nadeszła po chwili. Zza drzew wyłonił się Loring razem z pięcioma ludźmi odzianymi w zielone płaszcze i zasłaniający twarze kapturami. Dérigéntirh od razu rozpoznał znak na strojach przybyszy. Był to ten sam, który nosił Loring na tunice. Nie było cienia wątpliwości. Przyglądał im się uważnie. Widział, że starali się ukryć targające nimi emocje. I choć udałoby im się to z każdym człowiekiem, to on był smokiem. Widział w ich spojrzeniach ciekawość oraz odrobinę strachu.
Kiedy Loring oznajmiał, że będą oni ich towarzyszami, smok spochmurniał. Trudno byłoby go przekonać do wywróżenia przyszłości, gdybyśmy byli we dwóch. Ich towarzystwo nam nie pomoże. I dodatkowo spowolnią mój lot, jeżeli w ogóle się na to odważą.
- Mam nadzieję, ze wiesz, co robisz – powiedział jeszcze do Lorigna, po czym wbił się w powietrze, falą powietrza przechylając na chwilę drzewa, aby odszukać Acilę oraz grabarza.
- Dlatego, iż inni wiedzą mniej od ciebie o kowalstwie - powiedział - a jest to rzecz, która wypełnia twoje życie. Czyż nie?
Gdy ta w końcu powiedziała, co takiego mógłby zrobić, przyjrzał jej się bacznie. W jej głosie wyczuł, iż coś jest nie tak, coś przekręca. Może to było spowodowane tym, że rzadko o cokolwiek prosiła, ale może też tym, że coś nie pozwalało jej poprosić o to, czego naprawdę chciała. Smok żył na świecie dostatecznie długo, aby nauczyć się kilku rzeczy o ludziach. Potrafił rozpoznać różne rzeczy.
- Zrobienie tego będzie czystą przyjemnością – powiedział w końcu, automatycznie zapisując w pamięci odpowiednie nazwy.
Już zaczął rozkładać skrzydła, kiedy odezwał się Loring. Smok znieruchomiał, przypatrując się uważnie kowalce.
- Moją łuskę? - spytał. - Hm, ciekawe.
Mówiąc to sięgnął łapą do grzbietu, skąd wyjął jedną ze swoich łusek, która posłuszna jego woli oderwała się od ciała. Następnie postawił ją na ziemi, tuż przed kowalką. Złocista łuska miała rozmiary małej tarczy, była lekka oraz twardsza od każdego metalu. Emitowała przyjemnym ciepłem. Tymczasem melamro oddalił się, na co Dérigéntirh spojrzał na chwilę w jego kierunku, ale zaraz potem skierował wzrok z powrotem na kowalkę. Łuska powinna mu odrosnąć w ciągu dnia. Do tego czasu powinien uważać na mistrzowskich strzelców.
- Zaopiekuj się tym. Jest bardziej niezwykła, niż może ci się wydawać, lecz uważaj, komu ją pokazujesz. Magowie mogliby wiele oddać, za posiadanie takiego przedmiotu. A także o wiele więcej zabrać.
Po tych słowach umilkł, nasłuchując. Z miejsca, do gęstwiny leśnej dobiegały ledwie słyszalne, nawet dla jego uszu szepty, a przynajmniej tak to brzmiało z tej odległości. Smok uznał, że lepiej będzie, jeżeli poczeka. Był ciekawy, z kim może rozmawiać melmaro. Odpowiedź nadeszła po chwili. Zza drzew wyłonił się Loring razem z pięcioma ludźmi odzianymi w zielone płaszcze i zasłaniający twarze kapturami. Dérigéntirh od razu rozpoznał znak na strojach przybyszy. Był to ten sam, który nosił Loring na tunice. Nie było cienia wątpliwości. Przyglądał im się uważnie. Widział, że starali się ukryć targające nimi emocje. I choć udałoby im się to z każdym człowiekiem, to on był smokiem. Widział w ich spojrzeniach ciekawość oraz odrobinę strachu.
Kiedy Loring oznajmiał, że będą oni ich towarzyszami, smok spochmurniał. Trudno byłoby go przekonać do wywróżenia przyszłości, gdybyśmy byli we dwóch. Ich towarzystwo nam nie pomoże. I dodatkowo spowolnią mój lot, jeżeli w ogóle się na to odważą.
- Mam nadzieję, ze wiesz, co robisz – powiedział jeszcze do Lorigna, po czym wbił się w powietrze, falą powietrza przechylając na chwilę drzewa, aby odszukać Acilę oraz grabarza.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Warunki jakie postawił mężczyzna wydawały się Acili niezwykle niesprawiedliwe. On sam nie chciał mówić o swoich bliznach na plecach, a jednocześnie wymagał od niej by opowiadała o swoich przykrych doświadczeniach z madame. Czy w ten sposób chciał dać jak do zrozumienia jak będzie wyglądała służba u niego? Być może źle zrobiła pytając najpierw wysokiego człowieka. Może powinna zacząć od rycerza, albo od kowalki, bo smok zdawał sie wyborem ostatecznym.
Acila długo milczała. W tym czasie po części upodobniła się do grabarza. Przygarbiła się wyglądając na starszą, a swoje włosy rozpuściła w ten sposób by ukryć oczy. Nie chciała by mężczyzna widział jej łzy. Ostatecznie kotołaczka uznała że spróbuje. Powie co wie, czy też to co może powiedzieć, a jeśli człowiek będzie naciskał to po prostu odpuści. Miała jeszcze trzy inne możliwości, a służba która zaczynała się od psychicznej udręki nie zapowiadała się na lekka w przyszłości. Zaczęła opowiadać. Tym razem mówiła powoli, starannie dobierając słowa, pilnując się by jej język był jak najbardziej poprawny.
- Sisko jest stara, co próbuje ukryć przed całym światem. A z wiekiem najbardziej co w niej dojrzewa to złość. Cierpi na nadmiar zmarszczek i niedobór pieniędzy. Do walki z naturą i mijającym czasem zaprzęgła dziesiątki stylistów, krawców, alchemików, magów, szarlatanów i wszystkich którzy oferowali cudowne przepisy na młodość. Znaczy przynajmniej na początku, bo każdego który nie spełnił jej oczekiwań kazała biczować, a nawet wyrywać język lub obciąć dłoń, więc z czasem coraz mniej pojawiało się u nas cudotwórców.
- Madame sprowadzała też różne maści, leki i dziwne potrawy z każdego końca świata. Ale nic jej nie pomagało. A była gotowa zaprzedać dusze diabłu, demonom czy jakimkolwiek kreaturą które zaspokoją jej pragnienia. I w końcu znalazła hrabiego myszę, ale ten nie chciał jej przemienić dopóki nie udowodni swojej przydatności. Dlatego zamieniła swój lokal pod gusta hrabiego.
Najpierw zwolniła z służby wszystkie kobiety, bo hrabiego mysze nie interesowały przeciętne ludzkie dziewczyny. On pożądał kobiet niezwykłych. Driady, elfki, anielice, nimfy, no i różne takie jak Acila. Ale przede wszystkim zmieniło sie to, że nie chodziło teraz o cielesne przyjemności, ale o picie krwi. Róża stała się lokalem dla degustacji dla latających myszy. A właściwie miała się stać bo większość sprowadzanych przez madame istot nie potrafiła żyć w miejskich warunkach. Umierały po kilku dniach, a Sisko traciła kolejne złota na łowców. Musiała stworzyć warunki do życia dla każdej dziwacznej istoty jaką wymarzy sobie hrabia. Potrzebowała lokali maksymalnie nagrzanych i takich zimnych jak lód, wilgotnych i suchych, z gęstym powietrzem, z egzotyczną roślinnością, naświetlonych i zupełnie ciemnych a przede wszystkim potrzebowała stałych dostaw róznorakiej żywności. A z budowniczymi czegoś takiego było tak samo jak z oferentami cudownych leków na młodość. Każdy obiecywał ale nikt nie potrafił spełnić wymagań. Do czasu aż Sisko dowiedziała sie o krasnoludzie, o tym czego on pragnie i zmusiła go do pracy mamiąc spełnieniem marzeń.
A ze wszystko to było drogie to Sisko rozpaczliwie szukała oszczędności. Zwolniła służbę każąc nam sprzątać i gotować, pozbyła sie projektantów, samej dbając o stroje, zredukowała o połowę liczbę ochroniarzy, oraz wyrzuciła wszystkich skrybów odpowiedzialnych za prowadzenie papierów róży. Ale dzięki temu nauczyła Acilę czytać i liczyć by ta mogła prowadzić rachunki. Mysz wampir nie znosi zapachu kota więc kazał Acilę wyrzucić, ale Sisko nie chciała, wiec rozkazała mi pracować w piwnicy. Czy tyle dla pana wystarczy?
Acila długo milczała. W tym czasie po części upodobniła się do grabarza. Przygarbiła się wyglądając na starszą, a swoje włosy rozpuściła w ten sposób by ukryć oczy. Nie chciała by mężczyzna widział jej łzy. Ostatecznie kotołaczka uznała że spróbuje. Powie co wie, czy też to co może powiedzieć, a jeśli człowiek będzie naciskał to po prostu odpuści. Miała jeszcze trzy inne możliwości, a służba która zaczynała się od psychicznej udręki nie zapowiadała się na lekka w przyszłości. Zaczęła opowiadać. Tym razem mówiła powoli, starannie dobierając słowa, pilnując się by jej język był jak najbardziej poprawny.
- Sisko jest stara, co próbuje ukryć przed całym światem. A z wiekiem najbardziej co w niej dojrzewa to złość. Cierpi na nadmiar zmarszczek i niedobór pieniędzy. Do walki z naturą i mijającym czasem zaprzęgła dziesiątki stylistów, krawców, alchemików, magów, szarlatanów i wszystkich którzy oferowali cudowne przepisy na młodość. Znaczy przynajmniej na początku, bo każdego który nie spełnił jej oczekiwań kazała biczować, a nawet wyrywać język lub obciąć dłoń, więc z czasem coraz mniej pojawiało się u nas cudotwórców.
- Madame sprowadzała też różne maści, leki i dziwne potrawy z każdego końca świata. Ale nic jej nie pomagało. A była gotowa zaprzedać dusze diabłu, demonom czy jakimkolwiek kreaturą które zaspokoją jej pragnienia. I w końcu znalazła hrabiego myszę, ale ten nie chciał jej przemienić dopóki nie udowodni swojej przydatności. Dlatego zamieniła swój lokal pod gusta hrabiego.
Najpierw zwolniła z służby wszystkie kobiety, bo hrabiego mysze nie interesowały przeciętne ludzkie dziewczyny. On pożądał kobiet niezwykłych. Driady, elfki, anielice, nimfy, no i różne takie jak Acila. Ale przede wszystkim zmieniło sie to, że nie chodziło teraz o cielesne przyjemności, ale o picie krwi. Róża stała się lokalem dla degustacji dla latających myszy. A właściwie miała się stać bo większość sprowadzanych przez madame istot nie potrafiła żyć w miejskich warunkach. Umierały po kilku dniach, a Sisko traciła kolejne złota na łowców. Musiała stworzyć warunki do życia dla każdej dziwacznej istoty jaką wymarzy sobie hrabia. Potrzebowała lokali maksymalnie nagrzanych i takich zimnych jak lód, wilgotnych i suchych, z gęstym powietrzem, z egzotyczną roślinnością, naświetlonych i zupełnie ciemnych a przede wszystkim potrzebowała stałych dostaw róznorakiej żywności. A z budowniczymi czegoś takiego było tak samo jak z oferentami cudownych leków na młodość. Każdy obiecywał ale nikt nie potrafił spełnić wymagań. Do czasu aż Sisko dowiedziała sie o krasnoludzie, o tym czego on pragnie i zmusiła go do pracy mamiąc spełnieniem marzeń.
A ze wszystko to było drogie to Sisko rozpaczliwie szukała oszczędności. Zwolniła służbę każąc nam sprzątać i gotować, pozbyła sie projektantów, samej dbając o stroje, zredukowała o połowę liczbę ochroniarzy, oraz wyrzuciła wszystkich skrybów odpowiedzialnych za prowadzenie papierów róży. Ale dzięki temu nauczyła Acilę czytać i liczyć by ta mogła prowadzić rachunki. Mysz wampir nie znosi zapachu kota więc kazał Acilę wyrzucić, ale Sisko nie chciała, wiec rozkazała mi pracować w piwnicy. Czy tyle dla pana wystarczy?
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość