Fargoth ⇒ Róża bez kolców.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Z tego wszystkiego Loring tak bardzo był zamyślony, że nie zauważył momentu w którym kotka odzyskała przytomność. Temat Setiana rozwiał się dopiero wtedy, kiedy ta podczołgała się w jego okolice. Gotlandczyk odetchnął od razu z ulgą i uśmiechnął się do dziewczyny.
- Acilla! Czyli jednak nic ci nie jest… Nawet nie wiesz jak się cieszę, myślałem, że może stało ci się coś groźnego… Hm? Co uratowała? Jabłka? Taaak… Najwyraźniej udało ci się zapobiec przed przepadnięciem naszego jedynego na chwilę obecną pokarmu. – Loring ani trochę nie zrozumiał pierwszego pytania – co swoją drogą tym bardziej świadczyło o tym, że z kotką już wszystko w porządku – więc założył po prostu, że chodzi jej o jabłka. Tak, był głodny, nawet bardzo, jednak lepiej jak kotka zje te jabłka, ona z pewnością bardziej ich potrzebuje. – Nie, nie jestem głodny koteczku, zjedz sobie wszystko. A moje włosy? To nic, nie zwracaj na to uwagi, odzyskają swój kolor.
Gest Acilli był bardzo miły i wojownik jeszcze szerzej się uśmiechnął. Widział, że kobieta ma drgawki, jemu też było strasznie zimno, ale starał się tego nie okazywać. Oparł wygodnie o siebie główkę kotki i objął ją swoim ciałem, chcąc w ten sposób choć trochę ją ogrzać.
- Już niedługo zrobi się cieplej, nie przejmuj się. Smok i reszta drużyny tutaj przyjdzie i się Tobą zajmie. Na razie pozostaje nam cierpliwie na nich czekać, modlić się by w ogóle nas odnaleźli oraz zrobić wszystko co się da, byś tutaj mi nie zamarzła. – Mówiąc to, dłoń melmaro delikatnie głaskała dziewczynę po ramieniu, a później policzkach. Robił to, bo wiedział, że taki zabieg powinien ją choć trochę ogrzać. Nie było w tym żadnych zbereźnych podtekstów i miał nadzieję, że Acilla również odkryje od razu prawdziwy cel tej czynności.
- Acilla! Czyli jednak nic ci nie jest… Nawet nie wiesz jak się cieszę, myślałem, że może stało ci się coś groźnego… Hm? Co uratowała? Jabłka? Taaak… Najwyraźniej udało ci się zapobiec przed przepadnięciem naszego jedynego na chwilę obecną pokarmu. – Loring ani trochę nie zrozumiał pierwszego pytania – co swoją drogą tym bardziej świadczyło o tym, że z kotką już wszystko w porządku – więc założył po prostu, że chodzi jej o jabłka. Tak, był głodny, nawet bardzo, jednak lepiej jak kotka zje te jabłka, ona z pewnością bardziej ich potrzebuje. – Nie, nie jestem głodny koteczku, zjedz sobie wszystko. A moje włosy? To nic, nie zwracaj na to uwagi, odzyskają swój kolor.
Gest Acilli był bardzo miły i wojownik jeszcze szerzej się uśmiechnął. Widział, że kobieta ma drgawki, jemu też było strasznie zimno, ale starał się tego nie okazywać. Oparł wygodnie o siebie główkę kotki i objął ją swoim ciałem, chcąc w ten sposób choć trochę ją ogrzać.
- Już niedługo zrobi się cieplej, nie przejmuj się. Smok i reszta drużyny tutaj przyjdzie i się Tobą zajmie. Na razie pozostaje nam cierpliwie na nich czekać, modlić się by w ogóle nas odnaleźli oraz zrobić wszystko co się da, byś tutaj mi nie zamarzła. – Mówiąc to, dłoń melmaro delikatnie głaskała dziewczynę po ramieniu, a później policzkach. Robił to, bo wiedział, że taki zabieg powinien ją choć trochę ogrzać. Nie było w tym żadnych zbereźnych podtekstów i miał nadzieję, że Acilla również odkryje od razu prawdziwy cel tej czynności.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Dérigéntirh oddalił się na dostatecznie dużą odległość, po czym usiadł na ziemi, zamknął oczy i po raz kolejny nakazał swojemu ciału zmienić formę. Tym razem odbyło się to zdecydowanie szybciej, albowiem rozpalony ogień w krwi smoka był pełen energii, która skutecznie przyspieszyła cały proces. Smok stanął na czterech łapach i otrząsnął się z fragmentów drzew, które na nim osiadły. Następnie pośpiesznie nałożył na łuski czar iluzji, którego zadaniem było zniwelowanie ich mocnego lśnienia. W nocy najpewniej było ono ledwie zauważalne, albowiem nie miały niemal czego odbijać, ale w dzień potężne światło słoneczne sprawiłoby, że byłoby go widać ze znacznej odległości. A nie zamierzał zwracać na siebie zbyt dużo uwagi.
Dobrze znowu być w swojej prawdziwej postaci[/i], pomyślał smok. Choć lubił ludzi, to jednak współczuł im tego, że nie mają skrzydeł ani takiego przyjemnego, niemal niezniszczalnego pancerza. Nie uznawał jednak, że rasa człowiecza jest słaba. O nie! Ludzie, choć mali i słabi, potrafiliby pokonać smoka, gdyby tylko mieli na to dostatecznie dużo czasu. Słabe strony smoczej natury nie były łatwe do odkrycia, ale jednak istniały takowe.
Dérigéntirh spojrzał na wschodzące ponad lasem słońce i przez chwilę rozkoszował się przyjemnym ciepłem, jakie wydzielało. Chwila ta jednak trwała krótko, bo po chwili odbił się od ziemi, rozłożył skrzydła i wbił się w powietrze, gwałtownie skręcając w stronę urwiska, w którym zniknęła kotołaczka oraz Loring. Z moim wzrokiem spokojnie ich znajdę. Nie powinno to raczej zająć zbyt wiele czasu.
Kiedy znalazł się nad urwiskiem, zniżył lot i zaczął szybować wzdłuż niego, przeczesując je spojrzeniem
Dobrze znowu być w swojej prawdziwej postaci[/i], pomyślał smok. Choć lubił ludzi, to jednak współczuł im tego, że nie mają skrzydeł ani takiego przyjemnego, niemal niezniszczalnego pancerza. Nie uznawał jednak, że rasa człowiecza jest słaba. O nie! Ludzie, choć mali i słabi, potrafiliby pokonać smoka, gdyby tylko mieli na to dostatecznie dużo czasu. Słabe strony smoczej natury nie były łatwe do odkrycia, ale jednak istniały takowe.
Dérigéntirh spojrzał na wschodzące ponad lasem słońce i przez chwilę rozkoszował się przyjemnym ciepłem, jakie wydzielało. Chwila ta jednak trwała krótko, bo po chwili odbił się od ziemi, rozłożył skrzydła i wbił się w powietrze, gwałtownie skręcając w stronę urwiska, w którym zniknęła kotołaczka oraz Loring. Z moim wzrokiem spokojnie ich znajdę. Nie powinno to raczej zająć zbyt wiele czasu.
Kiedy znalazł się nad urwiskiem, zniżył lot i zaczął szybować wzdłuż niego, przeczesując je spojrzeniem
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Bywały chwile w których grabarz działał jej na nerwy. Nawet mył się pedantycznie, a właściwie to nie mogła nazwać tego myciem, a obmywanie. Pieszczeniem się z brudem. Mężczyzna przemywał swoje ręce i twarz czyniąc to delikatnie i ostrożnie, jakby miał do czynienia z otwartą raną, a przede wszystkim tak by nie zamoczyć ni fragmentu z swoich szat. Zachowywał się jakby wszystkie inne sprawy tego świata przestały sie liczyć, koncentrując całą swoją uwagę na zachowaniu perfekcyjnego wyglądu.
- Do licha czy nawet to musisz robić idealnie? - Nie wytrzymała w końcu Feyla. Jeśli mieli ratować Acilę i Loringa to czas nie działał na ich korzyść, czym grabarz najwidoczniej sie nie przejmował. - Jesteśmy w lesie, świat się nie zawali jeśli ktokolwiek zobaczy cię tu z drobną skazą. Zresztą kto mógłby to zrobić? Zające i niedźwiedzie. Po prostu włóż łeb pod wodę i pozwól jej spłukać brud i krew.
- Łódź - Po chwili kowalka zmieniła temat. - Myślę że gdybyśmy mieli łódkę, moglibyśmy przeszukać znacznie większy obszar nadbrzeża bez przebijania się przez te chaszcze. Nigdy czegoś takiego nie budowałam, ale raczej nie powinno być to trudne. - Feyla rozglądała się właśnie za odpowiednim drewnem na budowę łodzi, gdy nieznajoma kobieta wypadła z lasu rzucając się prosto w jej ramiona.
- Pomocy, błagam was, ratujcie. Oni, oni uprowadzili wszystkie dziewczęta z wioski Do zamku. Pomóżcie nim zrobią im krzywdę. - Nieznajoma płakała, trzęsąc sie z strachu.
- Zaraz chwila. na pęknięte kowadło. A ty skąd tu do cholery się wzięłaś - Usiłowała dociekać Feyla.
- Mówię przecież że jestem z wioski. Proszę pomóżcie.
- Z wioski. - Dziwiła sie kowalka oceniając wygląd nieznajomej. Je suknia miała dość prosty krój, była jednak podejrzanie czysta i nazbyt idealnie dopasowana. Podobnie lśniące, długie czarne włosy wyglądały jak świeżo po myciu. Dość niezwykłe jak na kogoś pracującego na wsi, uprowadzonego i przedzierającego się przez las. Mając w pamięci ostatnie starcie Feyla nabierała coraz większych podejrzeń.
- Pokaż ręce.
- A po co? Błagam, one tam potrzebują ...
- Dawaj łapy! - Kobieta w końcu posłuchała. Jej dłonie zdecydowanie nie przypominały kogoś nawykłego do ciężkiej pracy. Żadnych odcisków, zadrapań czy chociażby brudu za paznokciami.
- Jesteś może grabarzem? - Spytała mając na myśli dłonie Adriena.
- Co? Nie. Co to ma do rzeczy.
- W taki razie ja ci nie pomogę. Pomagam tylko grabarzom i ludziom pracującym na roli. Proponuję zwrócić sie z swoim problemem do straży. Przykro mi ale ta część naszej drużyny która rzuca się bez zastanowienia by ratować niewiasty w opałach właśnie się nam zagubiła.
- Ale przecież mówiłam ... - Kobieta widząc że u Feyli nie wskóra za wiele, zwróciła się do grabarza. - Błagam panie, ratuj nas ...
- Do licha czy nawet to musisz robić idealnie? - Nie wytrzymała w końcu Feyla. Jeśli mieli ratować Acilę i Loringa to czas nie działał na ich korzyść, czym grabarz najwidoczniej sie nie przejmował. - Jesteśmy w lesie, świat się nie zawali jeśli ktokolwiek zobaczy cię tu z drobną skazą. Zresztą kto mógłby to zrobić? Zające i niedźwiedzie. Po prostu włóż łeb pod wodę i pozwól jej spłukać brud i krew.
- Łódź - Po chwili kowalka zmieniła temat. - Myślę że gdybyśmy mieli łódkę, moglibyśmy przeszukać znacznie większy obszar nadbrzeża bez przebijania się przez te chaszcze. Nigdy czegoś takiego nie budowałam, ale raczej nie powinno być to trudne. - Feyla rozglądała się właśnie za odpowiednim drewnem na budowę łodzi, gdy nieznajoma kobieta wypadła z lasu rzucając się prosto w jej ramiona.
- Pomocy, błagam was, ratujcie. Oni, oni uprowadzili wszystkie dziewczęta z wioski Do zamku. Pomóżcie nim zrobią im krzywdę. - Nieznajoma płakała, trzęsąc sie z strachu.
- Zaraz chwila. na pęknięte kowadło. A ty skąd tu do cholery się wzięłaś - Usiłowała dociekać Feyla.
- Mówię przecież że jestem z wioski. Proszę pomóżcie.
- Z wioski. - Dziwiła sie kowalka oceniając wygląd nieznajomej. Je suknia miała dość prosty krój, była jednak podejrzanie czysta i nazbyt idealnie dopasowana. Podobnie lśniące, długie czarne włosy wyglądały jak świeżo po myciu. Dość niezwykłe jak na kogoś pracującego na wsi, uprowadzonego i przedzierającego się przez las. Mając w pamięci ostatnie starcie Feyla nabierała coraz większych podejrzeń.
- Pokaż ręce.
- A po co? Błagam, one tam potrzebują ...
- Dawaj łapy! - Kobieta w końcu posłuchała. Jej dłonie zdecydowanie nie przypominały kogoś nawykłego do ciężkiej pracy. Żadnych odcisków, zadrapań czy chociażby brudu za paznokciami.
- Jesteś może grabarzem? - Spytała mając na myśli dłonie Adriena.
- Co? Nie. Co to ma do rzeczy.
- W taki razie ja ci nie pomogę. Pomagam tylko grabarzom i ludziom pracującym na roli. Proponuję zwrócić sie z swoim problemem do straży. Przykro mi ale ta część naszej drużyny która rzuca się bez zastanowienia by ratować niewiasty w opałach właśnie się nam zagubiła.
- Ale przecież mówiłam ... - Kobieta widząc że u Feyli nie wskóra za wiele, zwróciła się do grabarza. - Błagam panie, ratuj nas ...
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Bliskość rycerza choć był miła i dawała poczucie bezpieczeństwa, nie mogła zapewnić kotołaczce tak potrzebnego teraz ciepła. Acila wyczuwała ze on również marznie. Czuła też zapach niepewności i zmęczenia, których wcześniej nie było w woni jaką roztaczał mężczyzna. Uznała że powinna coś zrobić. Nie może cały czas oczekiwać pomocy z strony rycerza nie dając nic od siebie.
- Ogień. Acila rozpali płomienie by ogrzać siebie i pana. - Oświadczyła. - Pójdzie i nazbiera materiałów na ognisko. Niech pan sie nie rusza. Może niech już wskrzesi ogień z tych kilku gałązek które tu są, a Acila doniesie ich więcej. - Zaproponowała, zbierając w pośpiechu drobne drewienka znajdujące sie w okolicy polanki, a następnie podsuwając je Loringowi by ten nie musiał ich sięgać. - Zaraz wrócę.
Ruszyła w głąb lasu zbierając materiały na opal. Cieszyła sie ze wreszcie będzie z niej jakiś pożytek. Przyda sie rycerzowi a ten będzie musiał ją docenić. Z rękoma pełnymi drewna miała właśnie wracać do Loringa, gdy ujrzała cień smoka przelatujący nad lasem. Jej zguba sie odnalazła. Tylko ze pojawienie się potwora, zamiast napawać ja radością, na powrót przywołało uczucie trwogi. Była sama. Nie mogła liczyć na niczyje wsparcie. Rycerz nagle okazał się być niezwykle daleko. Wtulona w pień drzewa, Acila bała sie wykonać najmniejszy krok by sowim ruchem nie zwrócić uwagi smoka. Czuła się jak polna muszka skulona z strachu przed jastrzębiem.
Nie mogła zdecydować co robić dalej. Wahała się pomiędzy powrotem na polanę i ostrzeżeniem rycerza, a ucieczką w głąb lasu. Nie mogła długo tu siedzieć. Smok gdzieś odleciał, a przynajmniej nie było nigdzie widać jego cienia przesuwającego się miedzy drzewami. W końcu lojalność i poczucie obowiązku zwyciężyło. Porzucając drewno Acila pobiegła na polanę do rycerza. Chwaciła go za ręce, drapiać przy tym gdyż ogarnięta przerażeniem nawet nie zdawała sobie sprawy że ma wysunięte pazury, usiłowała odciągając Lorinaga z miejsca w którym był nazbyt widoczny.
- Szybko! Kryj się. Trzeba się schować. Acila odnalazła smoka. Musi zdobyć jego łuskę, ale nie da rady bo bestia chce ją pożreć.
- Ogień. Acila rozpali płomienie by ogrzać siebie i pana. - Oświadczyła. - Pójdzie i nazbiera materiałów na ognisko. Niech pan sie nie rusza. Może niech już wskrzesi ogień z tych kilku gałązek które tu są, a Acila doniesie ich więcej. - Zaproponowała, zbierając w pośpiechu drobne drewienka znajdujące sie w okolicy polanki, a następnie podsuwając je Loringowi by ten nie musiał ich sięgać. - Zaraz wrócę.
Ruszyła w głąb lasu zbierając materiały na opal. Cieszyła sie ze wreszcie będzie z niej jakiś pożytek. Przyda sie rycerzowi a ten będzie musiał ją docenić. Z rękoma pełnymi drewna miała właśnie wracać do Loringa, gdy ujrzała cień smoka przelatujący nad lasem. Jej zguba sie odnalazła. Tylko ze pojawienie się potwora, zamiast napawać ja radością, na powrót przywołało uczucie trwogi. Była sama. Nie mogła liczyć na niczyje wsparcie. Rycerz nagle okazał się być niezwykle daleko. Wtulona w pień drzewa, Acila bała sie wykonać najmniejszy krok by sowim ruchem nie zwrócić uwagi smoka. Czuła się jak polna muszka skulona z strachu przed jastrzębiem.
Nie mogła zdecydować co robić dalej. Wahała się pomiędzy powrotem na polanę i ostrzeżeniem rycerza, a ucieczką w głąb lasu. Nie mogła długo tu siedzieć. Smok gdzieś odleciał, a przynajmniej nie było nigdzie widać jego cienia przesuwającego się miedzy drzewami. W końcu lojalność i poczucie obowiązku zwyciężyło. Porzucając drewno Acila pobiegła na polanę do rycerza. Chwaciła go za ręce, drapiać przy tym gdyż ogarnięta przerażeniem nawet nie zdawała sobie sprawy że ma wysunięte pazury, usiłowała odciągając Lorinaga z miejsca w którym był nazbyt widoczny.
- Szybko! Kryj się. Trzeba się schować. Acila odnalazła smoka. Musi zdobyć jego łuskę, ale nie da rady bo bestia chce ją pożreć.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Loring domyślał się, że obraną metodą nie przekazywał kotce zbyt dużo ciepła, co było widać po drganiach jej ciała. Swoją drogą jemu również było strasznie zimno, ale starał się tego nie okazywać. Co innego gdyby był w pełni sił, ale lasso zużyło znacznie więcej energii niż mógł przypuszczać i teraz po prostu każdy negatywny bodziec odczuwał o wiele mocniej.
- Ogień? Tak, ogień to bardzo dobry pomysł, ty to masz głowę Acillo. – Loring wysilił się na uśmiech, ale i to przychodziło mu z trudem. Jednakże motyw ogniska naprawdę wydawał się odpowiedni, dziwne, że Gotlandczyk sam na to nie wpadł. No cóż, pewnie zmęczenie wyczerpało nie tylko ciało, ale i umysł… - Dobrze, ja je zapalę, a ty przyniesiesz więcej. Tylko nie zapuszczaj się daleko i pamiętaj, by uważać.
Kiedy tylko kotka zniknęła pośród drzew, melmaro ustawił kilka wspomnianych przez nią gałązek w marną imitację ogniska i podłożył trochę podściółki. Co do zapalenia, jedyne co mu przyszło do głowy, to jego miecz. Podniósł go z ziemi – gdzie znalazł się kiedy Acilla przerwała jego rozmyślania i się do niego przytuliła – i czubek ostrza przyłożył do łatwo zapalnych materiałów. Ścisnął miecz, ale… Nic się nie stało. „Yogoturamo, no dalej!” Dopiero za trzecią próbą udało mu się uzyskać iskrę, co nie było zbyt optymistyczne. Zdecydowanie jak najszybciej musiał odzyskać siły, a przy okazji wbić sobie do głowy, że to o wiele bardziej niebezpieczne niż mu się zdawało.
Dłonią przetarł czoło, odetchnął ciężko i wstał, a wtedy z lasu wybiegła przerażona kotołaczka.
- Acilla, uspokój się, to boli, drapiesz mnie! – Próbował uspokoić dziewczynę która wyglądała jakby całkowicie postradała rozum. – Spokojnie, nikt cię nie zje, smok chce nas uratować, puść mnie!
Wojownik naprawdę nie miał siły na przepychanki, dlatego jak najszybciej spróbował uwolnić się od ostrych pazurów, krzycząc przy tym.
- Dar! DAR! Tutaj jesteśmy, słyszysz nas?! TUTAJ!
Chcąc się pokazać lepiej w razie czego bestii, melmaro – po uprzednim upragnionym uwolnieniu się – ruszył ku brzegowi, by było go lepiej widać, ale ledwie zrobił kilka kroków, a zarzuciło nim na bok, potknął się o swoje nogi i przewrócił. Ze stęknięciem obrócił się na plecy i spojrzał na niebo. – TUTAJ!
- Ogień? Tak, ogień to bardzo dobry pomysł, ty to masz głowę Acillo. – Loring wysilił się na uśmiech, ale i to przychodziło mu z trudem. Jednakże motyw ogniska naprawdę wydawał się odpowiedni, dziwne, że Gotlandczyk sam na to nie wpadł. No cóż, pewnie zmęczenie wyczerpało nie tylko ciało, ale i umysł… - Dobrze, ja je zapalę, a ty przyniesiesz więcej. Tylko nie zapuszczaj się daleko i pamiętaj, by uważać.
Kiedy tylko kotka zniknęła pośród drzew, melmaro ustawił kilka wspomnianych przez nią gałązek w marną imitację ogniska i podłożył trochę podściółki. Co do zapalenia, jedyne co mu przyszło do głowy, to jego miecz. Podniósł go z ziemi – gdzie znalazł się kiedy Acilla przerwała jego rozmyślania i się do niego przytuliła – i czubek ostrza przyłożył do łatwo zapalnych materiałów. Ścisnął miecz, ale… Nic się nie stało. „Yogoturamo, no dalej!” Dopiero za trzecią próbą udało mu się uzyskać iskrę, co nie było zbyt optymistyczne. Zdecydowanie jak najszybciej musiał odzyskać siły, a przy okazji wbić sobie do głowy, że to o wiele bardziej niebezpieczne niż mu się zdawało.
Dłonią przetarł czoło, odetchnął ciężko i wstał, a wtedy z lasu wybiegła przerażona kotołaczka.
- Acilla, uspokój się, to boli, drapiesz mnie! – Próbował uspokoić dziewczynę która wyglądała jakby całkowicie postradała rozum. – Spokojnie, nikt cię nie zje, smok chce nas uratować, puść mnie!
Wojownik naprawdę nie miał siły na przepychanki, dlatego jak najszybciej spróbował uwolnić się od ostrych pazurów, krzycząc przy tym.
- Dar! DAR! Tutaj jesteśmy, słyszysz nas?! TUTAJ!
Chcąc się pokazać lepiej w razie czego bestii, melmaro – po uprzednim upragnionym uwolnieniu się – ruszył ku brzegowi, by było go lepiej widać, ale ledwie zrobił kilka kroków, a zarzuciło nim na bok, potknął się o swoje nogi i przewrócił. Ze stęknięciem obrócił się na plecy i spojrzał na niebo. – TUTAJ!
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Mógłby zrobić tak, jak radziła Feyla-po prostu wejść do wody jak stał, ale... Wtedy byłby cały mokry i przy okazji zlepione włosy odsłoniłyby mu twarz. Siedział więc na brzegu i ostrożnie zmywał każdą plamę krwi z włosów, dłoni i rękawów. Miał przynajmniej o tyle szczęścia, że świeża posoka szybko schodziła i nie było problemów z jej usunięciem. "Przynajmniej mam tę satysfakcję, że mam na sobie krew tego..."-szukał odpowiedniego slowa-"tej wszy." Oczywiście mimo zmasakrowania Anioła nadal czuł niedosyt, wciąż pragnął krwi winnych jego cierpieniu.
Pomysłu budowy łodzi też nie skomentował, bo i po co? Dziewczyna i tak go nie posłucha, mało tego, był pewien, że zrobi dokładnie na odwrót. Z resztą, i tak by na nią nie wsiadł-raz, że miał konia a dwa- ostatnia próba przepłynięcia na statku skończyła się tym, że siedział zielony na twarzy w kajucie czując w ustach smak posiłku sprzed tygodnia.
-Możemy ruszać daleeej... Wstał znów wyglądając nienagannie, w końcu pracował z ludźmi widząc ich na codzień, nie mógł pozwolić sobie na zaniedbanie. Dopiero teraz zauważył, że jeden z długich, czarnych paznokci ukruszył mu się dosłownie milimetr. Westchnął cicho zrezygnowany tym, że teraz będzie musiał wszystkie o ten milimetr skrócić. Musiało być idealnie...
W pierwszym odruchu chciał wyciągnąć broń, dla nievo bie było normą iż ktoś wyskakuje z dzikiej głuszy tak o, z zaskoczenia. Z czystej złośliwości patrzył jak kobieta dyskutuje z kowalką, oczywiście on się nie wtrącał, uwielbiał patrzeć jak Feyla się męczy, choć jednocześnie był na tyle czujny by w razie czego jej pomóc.
"Absurd...po prostu absurd..." Gdy tylko dziwna dama zwróciła się do niego...po prostu wybuchnął śmiechem czując łzy w oczach. -Czy pani naprawdę myśli, że zossstawimy wszyssstko i ruszymy kompletnie w nieznaneee? Ihihihi...nie ma mowy... To nie działo się na prawdę, to nie było możliwe! Czy ona naprawdę liczyła, że pójdą w nieznane, że od tak jej uwierzą? W dodatku nie wyglądała na prostą wieśniaczkę, klasa robotnicza nie miała tak zadbanych dłoni i paznokci...No i ta szata... -Nie ma mowy, odejdź kobieto, zostaw nasss...
Pomysłu budowy łodzi też nie skomentował, bo i po co? Dziewczyna i tak go nie posłucha, mało tego, był pewien, że zrobi dokładnie na odwrót. Z resztą, i tak by na nią nie wsiadł-raz, że miał konia a dwa- ostatnia próba przepłynięcia na statku skończyła się tym, że siedział zielony na twarzy w kajucie czując w ustach smak posiłku sprzed tygodnia.
-Możemy ruszać daleeej... Wstał znów wyglądając nienagannie, w końcu pracował z ludźmi widząc ich na codzień, nie mógł pozwolić sobie na zaniedbanie. Dopiero teraz zauważył, że jeden z długich, czarnych paznokci ukruszył mu się dosłownie milimetr. Westchnął cicho zrezygnowany tym, że teraz będzie musiał wszystkie o ten milimetr skrócić. Musiało być idealnie...
W pierwszym odruchu chciał wyciągnąć broń, dla nievo bie było normą iż ktoś wyskakuje z dzikiej głuszy tak o, z zaskoczenia. Z czystej złośliwości patrzył jak kobieta dyskutuje z kowalką, oczywiście on się nie wtrącał, uwielbiał patrzeć jak Feyla się męczy, choć jednocześnie był na tyle czujny by w razie czego jej pomóc.
"Absurd...po prostu absurd..." Gdy tylko dziwna dama zwróciła się do niego...po prostu wybuchnął śmiechem czując łzy w oczach. -Czy pani naprawdę myśli, że zossstawimy wszyssstko i ruszymy kompletnie w nieznaneee? Ihihihi...nie ma mowy... To nie działo się na prawdę, to nie było możliwe! Czy ona naprawdę liczyła, że pójdą w nieznane, że od tak jej uwierzą? W dodatku nie wyglądała na prostą wieśniaczkę, klasa robotnicza nie miała tak zadbanych dłoni i paznokci...No i ta szata... -Nie ma mowy, odejdź kobieto, zostaw nasss...
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Odszukanie dwójki ludzi na takim obszarem ewentualnych poszukiwań zajęłoby zwykłemu człowiekowi najpewniej kilka godzin. Dla Dérigéntirha wystarczyło zaledwie kilka minut. Po drugiej stronie urwiska znajdował się prosty teren zarośnięty lasem, na którym wypatrzył mężczyznę, znajdującego się na niewielkiej polanie, a obok niego kotołaczkę. Hm, a więc udało im się. To dobrze, bardzo dobrze. Nie powinno się niedoceniań ludzi. Po krótkiej chwili dostrzegł także, że włosy Loringa wyglądają inaczej. Co on z nimi zrobił? Przecież nie przefarbował ich. Mimo absurdalności tej myśli, faktem pozostawało to, iż włosy melmaro były śnieżno białe. Smok postanowił zostawić tę kwestię na później. Nieco zdziwiony, zadowolony z siebie oraz zaciekawiony zapikował w dół, po czym tuż nad ziemią z gracją wyprostował lot i lekko wylądował przed Loringiem, zanurzając kończyny w lodowato zimnej wodzie. Hm, prąd rzeczywiście mocny, pomyślał Dérigéntirh, czując, jak woda napiera na jego łuski. Może naprawdę miałbym problem z nim jako człowiek.
- Wołałeś - zwrócił się do niego. - Więc przybyłem.
Jednocześnie zmrużył niezauważalnie źrenice, bo jego zmysł magiczny wyczuł coś paskudnego w pobliżu. Szybko się rozejrzał, wchodząc w świat Aur. Ze zdziwieniem zauważył niezwykle cienką, czarną obwódkę wokół Aury Loringa, która dla kogoś z mniejszym wyczuleniem najprawdopodobniej nie byłaby wcale zauważalna.. Co to takiego może być? A, nieważne, później się to wyjaśni. Jednak i tak jest całkiem niepokojące. Wyszedł ze świata Aur.
- Wszystko w porządku? - spytał, obrzucając ich pośpiesznym spojrzeniem. - Wsiadajcie na mój grzbiet, zabiorę was do reszty kompani.
- Wołałeś - zwrócił się do niego. - Więc przybyłem.
Jednocześnie zmrużył niezauważalnie źrenice, bo jego zmysł magiczny wyczuł coś paskudnego w pobliżu. Szybko się rozejrzał, wchodząc w świat Aur. Ze zdziwieniem zauważył niezwykle cienką, czarną obwódkę wokół Aury Loringa, która dla kogoś z mniejszym wyczuleniem najprawdopodobniej nie byłaby wcale zauważalna.. Co to takiego może być? A, nieważne, później się to wyjaśni. Jednak i tak jest całkiem niepokojące. Wyszedł ze świata Aur.
- Wszystko w porządku? - spytał, obrzucając ich pośpiesznym spojrzeniem. - Wsiadajcie na mój grzbiet, zabiorę was do reszty kompani.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Acila uciekła na drzewo zanim smok zdążył wylądować. Wspięła się na najwyższe gałęzie i zaszyła głęboko w koronie dębu. Nie chciała mieć nic wspólnego z bestią, a już na pewno nie zgodzi się latać na jego grzebiecie. Słyszała nawoływanie rycerza by opuściła swą kryjówkę i zaufała smokowi, ale żądne prośby, groźby czy obietnice nie były w stanie jej ruszyć. Wszystko to ludzkie słowa, a zatem w jej mniemaniu nie miały wartości. Wielokrotnie przekonywała się że ile znaczą takie deklarację. Jak łatwo je cofnąć i złamać bez żadnych konsekwencji. Poza tym smok był drapieżnikiem, jeśli miałby składać jakieś obietnice to powinien zrobić to na sposób łowcy a nie człowieka.
- Acila nie zejdzie i nie zaufa smokowi. Idźcie sobie sami. - Oznajmiła.
Kotołaczka przyglądała się przez chwilę bransolecie którą zamierzała ofiarować smokowi. Po czy wyrzuciła ją na ziemię. Nie zrobi tego. Taki pusty gest wykonany z rozkazu nie będzie nic znaczył. O ironio. Przecież ona też była mięsożerna i lubiła polować. Fakt ze jej ofiary, ryby, ptaki czy gryzonie były dużo mniejsze niż zwierzęta które zabijał smok, nie robił żadnej różnicy. Pomyślała o szczurkach i jej marnej próbie nawiązania z nimi kontaktu. Źle się do tego zabrałam. Nic dziwnego ze mi nie ufają. Powinna zbudować prawdziwą więź. Przygotować i zjeść wspólnie z nimi posiłek, a potem ofiarować cześć siebie. Taką prawdziwą, a nie jakiś durny przedmiot wykonany z nudy. "No ale nie miałam czasu". Usprawiedliwiała się Acila. Spojrzała raz jeszcze w dół, w miejsce gdzie stał olbrzymi gad. Czy to możliwe żeby była w stanie nawiązać bliski związek z smokiem? Przecież nie stanowiła dla niego nic innego niż drobny posiłek. A z drugiej strony skoro ona mogła postąpić tak z szczurkami, a przynajmniej była przekonana że będzie potrafiła zbliżyć sie do nich, to co szkodziło zapytać.
- Chyba że ... - zaczęła niepewnie - chyba że smok będzie chciał stworzyć z Acilą prawdziwe więzi. Nie takie jak ludzie, ale takie jak robią drapieżniki.
- Acila nie zejdzie i nie zaufa smokowi. Idźcie sobie sami. - Oznajmiła.
Kotołaczka przyglądała się przez chwilę bransolecie którą zamierzała ofiarować smokowi. Po czy wyrzuciła ją na ziemię. Nie zrobi tego. Taki pusty gest wykonany z rozkazu nie będzie nic znaczył. O ironio. Przecież ona też była mięsożerna i lubiła polować. Fakt ze jej ofiary, ryby, ptaki czy gryzonie były dużo mniejsze niż zwierzęta które zabijał smok, nie robił żadnej różnicy. Pomyślała o szczurkach i jej marnej próbie nawiązania z nimi kontaktu. Źle się do tego zabrałam. Nic dziwnego ze mi nie ufają. Powinna zbudować prawdziwą więź. Przygotować i zjeść wspólnie z nimi posiłek, a potem ofiarować cześć siebie. Taką prawdziwą, a nie jakiś durny przedmiot wykonany z nudy. "No ale nie miałam czasu". Usprawiedliwiała się Acila. Spojrzała raz jeszcze w dół, w miejsce gdzie stał olbrzymi gad. Czy to możliwe żeby była w stanie nawiązać bliski związek z smokiem? Przecież nie stanowiła dla niego nic innego niż drobny posiłek. A z drugiej strony skoro ona mogła postąpić tak z szczurkami, a przynajmniej była przekonana że będzie potrafiła zbliżyć sie do nich, to co szkodziło zapytać.
- Chyba że ... - zaczęła niepewnie - chyba że smok będzie chciał stworzyć z Acilą prawdziwe więzi. Nie takie jak ludzie, ale takie jak robią drapieżniki.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Nieznajoma najwyraźniej nie należała do osób które łatwo odpuszczają. Zwykłe "zostaw nas" okazało się niewystarczające by pozbyć się natrętnej baby. Ruszyli dalej. Feyla szła przodem, grabarz natomiast nie dość ze musiał prowadzić konia, to jeszcze szedł z dziewczyną przywiązaną do nogi.
- Błagam cię panie, pokaż litość. Nie pozwól wyrządzić krzywdy moi przyjaciółką. Wiem że potrafisz pomóc.
- Naprawdę mogłabym zrobić tą łódź - Kowalka starała się ignorować kobietę. - Zajęłoby mi to kilka godzin, no może więcej, powiedzmy cały dzień, ale jaki byłby to komfort dalszego podróżowania. Żadnych zarośli, kłujących krzaków czy pełzającego robactwa.
- Proszę cię - stękała kobieta.
- Dziwię się że chcesz dalej brnąc w nurdinowskie poszukiwania? - Feyla przemawiała do Adriena udając że są sami - Bo tak pomyślałam ze pewnie gdzieś tam też masz warsztat o który powinieneś dbać. Chyba że najmujesz wielu pomocników? Chociaż nie, raczej wyglądasz na kogoś kto wszystko robi sam. Nie żebym nagabywała, czy usiłowała o coś wypytać. Zawsze uważam że jeśli klient chce zachować swoje sekrety to ma do tego prawo. Sugeruję tylko ze taka podróż może potrwać tygodniami. Rzecz jasna wszystko zależy od Acili, a dokładniej od tego czy uda jej się przeżyć. Jeśli wyjdzie z cało z tego upadku, będzie to wyraźny znak od losu ze powinniśmy kontynuować podróż. Tyle że chyba sam będziesz musiał z nią porozmawiać o zamtuzie bo ja jakoś nie potrafię. W każdym razie nie zmienia to sedna sprawy że czuję się niezręcznie przez to ze pomagasz mi zupełnie bezinteresownie. Bo oczywiście zdajesz sobie sprawę ile na tym zyskasz...
- Nie ignorujcie mnie - Kobieta nie dawała za wygraną ponownie przerywając paplaninę Feyli - Powiedzcie chociaż gdzie znajdę tego rycerza, co będzie na tyle szlachetny by pomóc słabszemu w niedoli.
- Więc pomyślałam że powinnam ci coś dać w zamian. - Ciągnęła dalej kowalka. - A tak się składa że mam tu zestaw malutkich dłutek do obróbki kamieni szlachetnych. Myślę że równie dobrze można nimi rzeźbić na drewnianych trumnach więc nalegałabym abyś je wziął...
- Błagam..
- Na skrzypiące zawiasy. Mogłabyś się wreszcie zamknąć kobieto! Gadasz i gadasz jak źle nakręcony kołowrot. Jeśli za chwilę ten tu grabarz nie zepchnie cię z urwiska to sama będę musiała to zrobić! Przestań paplać i posłuchaj co się do ciebie mówi! - Wściekła Feyla jakoś nie zauważyła zbiegu okoliczności i tego że swoje pretensję mogłaby równie dobrze kierować do siebie samej. - Nikt tu nie chce i nie zamierza ci pomóc! A teraz wynoś się!
- Ach tak. - Kobieta nagle zmieniła ton głosu z uległego na dużo bardziej władczy. - Wasza wola. Jednak nowy władca nie wita chętnie osób które nie potrafią wypełnić zadania, a ja nie zamierzam narażać sie na jego gniew. - Powiedziała, po czym w jednej chwili dobywając sztyletu, skoczyła do gardła Adriena.
- Błagam cię panie, pokaż litość. Nie pozwól wyrządzić krzywdy moi przyjaciółką. Wiem że potrafisz pomóc.
- Naprawdę mogłabym zrobić tą łódź - Kowalka starała się ignorować kobietę. - Zajęłoby mi to kilka godzin, no może więcej, powiedzmy cały dzień, ale jaki byłby to komfort dalszego podróżowania. Żadnych zarośli, kłujących krzaków czy pełzającego robactwa.
- Proszę cię - stękała kobieta.
- Dziwię się że chcesz dalej brnąc w nurdinowskie poszukiwania? - Feyla przemawiała do Adriena udając że są sami - Bo tak pomyślałam ze pewnie gdzieś tam też masz warsztat o który powinieneś dbać. Chyba że najmujesz wielu pomocników? Chociaż nie, raczej wyglądasz na kogoś kto wszystko robi sam. Nie żebym nagabywała, czy usiłowała o coś wypytać. Zawsze uważam że jeśli klient chce zachować swoje sekrety to ma do tego prawo. Sugeruję tylko ze taka podróż może potrwać tygodniami. Rzecz jasna wszystko zależy od Acili, a dokładniej od tego czy uda jej się przeżyć. Jeśli wyjdzie z cało z tego upadku, będzie to wyraźny znak od losu ze powinniśmy kontynuować podróż. Tyle że chyba sam będziesz musiał z nią porozmawiać o zamtuzie bo ja jakoś nie potrafię. W każdym razie nie zmienia to sedna sprawy że czuję się niezręcznie przez to ze pomagasz mi zupełnie bezinteresownie. Bo oczywiście zdajesz sobie sprawę ile na tym zyskasz...
- Nie ignorujcie mnie - Kobieta nie dawała za wygraną ponownie przerywając paplaninę Feyli - Powiedzcie chociaż gdzie znajdę tego rycerza, co będzie na tyle szlachetny by pomóc słabszemu w niedoli.
- Więc pomyślałam że powinnam ci coś dać w zamian. - Ciągnęła dalej kowalka. - A tak się składa że mam tu zestaw malutkich dłutek do obróbki kamieni szlachetnych. Myślę że równie dobrze można nimi rzeźbić na drewnianych trumnach więc nalegałabym abyś je wziął...
- Błagam..
- Na skrzypiące zawiasy. Mogłabyś się wreszcie zamknąć kobieto! Gadasz i gadasz jak źle nakręcony kołowrot. Jeśli za chwilę ten tu grabarz nie zepchnie cię z urwiska to sama będę musiała to zrobić! Przestań paplać i posłuchaj co się do ciebie mówi! - Wściekła Feyla jakoś nie zauważyła zbiegu okoliczności i tego że swoje pretensję mogłaby równie dobrze kierować do siebie samej. - Nikt tu nie chce i nie zamierza ci pomóc! A teraz wynoś się!
- Ach tak. - Kobieta nagle zmieniła ton głosu z uległego na dużo bardziej władczy. - Wasza wola. Jednak nowy władca nie wita chętnie osób które nie potrafią wypełnić zadania, a ja nie zamierzam narażać sie na jego gniew. - Powiedziała, po czym w jednej chwili dobywając sztyletu, skoczyła do gardła Adriena.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Przybycie smoka Loring powitał słabym – lecz tym razem szczerym – uśmiechem i westchnieniem ulgi. Z ukrywanym trudem udało mu się podnieść i odpowiedzieć, że tak, wszystko w porządku. Stawiając ostrożnie kroki, melmaro zbliżył się do smoka i oparł o jego bok. Jego stan był naprawdę niepokojący, co potwierdzało jeszcze rozmyte skupienie i problemy z wojenną koncentracją.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że cię widzę. Zabierz nas stąd. W sumie to będzie już mój drugi lot, Acilli też, ale ona nie ma pojęcia, że jeden już odbyła.
Dopiero mówiąc to wojownik zauważył, że kotki z nim nie ma. Rozglądając się, dostrzegł ją ukrytą pośród drzew.
- Acilla, chodź tutaj! Chodź tutaj, nie wygłupiaj się!
Złotowłosy ledwie wypowiedział te kilka słów, a brakło mu już siły na następne. Osunął się powoli po smoku do pozycji siedzącej i odetchnął ciężko, łapiąc jak najwięcej powietrza. „O czym ona w ogóle mówi... Nic nie rozumiem, jacy znowu drapieżnicy? Eh, ale swoim zachowaniem przynajmniej upewniła mnie ponad miarę, że zabranie jej ze sobą byłoby okropnym pomysłem. Ja ruszam ku możliwe, że ostatniej mej walce. Ona sobie poradzi, nie jest dzieckiem.”
- Acilla, chodź, nic ci się nie stanie, zobaczysz, będę przy tobie i zapobiegnę twemu upadkowi ze smoka, zresztą tak jak za pierwszym razem.
„Tak jak za pierwszym razem.” Taakk… Tyle, że wtedy był w pełni sił, a kotka jak najszybciej potrzebowała pomocy. A teraz? W aktualnej sytuacji to on jest wykończony i coś mu podpowiada, że już tak łatwo nie utrzyma się na drapieżniku. Ale trudno, najwyżej spadnie…
Wojownik uśmiechnął się słabo na wyobrażenie siebie samego, jak spada na ziemię z nieba, niczym anielska istota. „Wszystko pięknie, cacy, ale lądowanie to nie byłoby chyba zbyt przyjemne…”
Dłoń melmaro odruchowo spoczęła na rękojeści Yogoturamy, czerpiąc przyjemność z dotyku ukochanego ostrza, miecza dającego mu siłę i będącego namacalnym świadectwem szacunku i uznania na jakie sobie zapracował w klanie.
Gotland, tajemna komnata.
- Danie mu tej broni to zwykła głupota… - Skryty w brązowej szacie, i płaszczu spowijającym jego twarz w całkowitym cieniu, mag pokręcił zniechęcony głową. – Największy artefakt naszej historii oddaliście w ręce jakiegoś bogatego dzieciaka, bo? Bo wiernie wam służy? To samo można by powiedzieć o Setianie… Dlaczego tak postąpiliście?
- Decyzja była podjęta wspólnie Alberto. – Skomentował wypowiedź poprzednika inny mag. – Po prostu zostałeś przegłosowany.
W pomieszczeniu rozległy się pomruki aprobaty. Komnata aktualnie zajmowana była przez czwórkę magów i trójkę kowali.
- Poza tym on nie ma pojęcia czym jest jego broń. Nie wie, że to jeden z najstarszych i najpotężniejszych artefaktów, przynajmniej w naszej krainie. Myśli, że to oręż wykuty przeze mnie i pozostałych dwóch sztukmistrzów, w który wpletliście magię łączącą się z jego ciałem.
Alberto zmrużył oczy i popatrzył uważnie na zebranych. – Czym tak naprawdę jest Yogoturama?
- Tak naprawdę oręż ten nazywa się Vraelth uni Pequa Xia, co w tłumaczeniu z zapomnianej już mowy znaczy Mistyczny miecz stworzenia. Nie możemy być w stu procentach pewni jego autentyczności, ale każde nasze badanie potwierdza prawdopodobieństwo legendy. Otóż w czasach początku – w innych krainach mówią na to inaczej, ale trzymajmy się naszej – na ziemi przebywały jedynie mroczne istoty i ogarnięte złą mocą kreatury. Wszystko pogrążone było w chaosie, a nasz gatunek jeszcze nie istniał. Wtedy to narodził się prasmok o nieznanym nikomu imieniu. Była to istota niezwykła, jakże inna od pozostałych. Biła od niej siła opierająca się na popędzenie, nie na strachu. Poza tym potrafiła rzeczy których dzisiejsze smoki nie mogą dokonać, otóż dowolnie zmieniała wielkość swojej smoczej postaci. Nie potrafiła co prawda zmieniać się w człowieka, lecz mogła stać się człeczym smokiem, poruszającym się na dwóch łapach, zachowującym przy tym wszystkie swoje atuty. Znaczne części legendy są nie do odczytania przez upływ czasu, ale podania mówią jednoznacznie, że prasmok postanowił wprowadzić ład i porządek, dlatego rozpoczął walkę z ciemnością. A Vraelth uni Pequa Xia? Możecie mi nie uwierzyć, ale cały miecz to… Jego ciało. Smok ten bowiem jako jedyny w historii świata stworzony był z płynnej substancji którą mógł kształcić na różne sposoby, to samo z utwardzaniem. Rozwinął tą umiejętność dopiero później, przez co mógł przechodzić dowolną metamorfozę. Ale był istotą dobrą, dlatego chciał stworzyć strażników świata. Tak w naszych wierzeniach powstały smoki. Wiemy, że bestie te przebywają również w krainie zwanej Alaranią, jednak nie są to te same gatunki. Nasze drapieżniki zawierają bowiem srebro ich praojca, które daje im siłę i życie. Chcąc walczyć ze złem, przelał najtwardszą część swego ciała w ostrze, czyniąc je niezniszczalnym i wiecznym, oraz tworząc z niego broń magiczną.
- Dlaczego więc dostał ją Loring? A nie np. Setian?
- Po prostu oręż wybrał Loringa. Jak? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć… Legenda głosi, że chcąc wyczyścić krainę ze zła, przelał cały mrok i połączył z bronią. Nie wiemy która część artefaktu wybrała chłopaka. Czy ta dobra, czy wręcz przeciwnie… Wszystko będzie zależało od niego. I jeszcze jedno, oby nie używał tego w zbyt dużym stopniu, ponieważ nawet prastary elf czy inna istota, będąca sto razy potężniejsza od Loringa, nie będzie w stanie w pełni nią władać. Zresztą to bez różnicy. Próbowaliśmy. Każdy poza nim, kto zechce się orężem posłużyć, w głowie poczuje taki ból, któremu nawet smok się nie oprze… I po prostu miecz wypuści. Nie wiem dlaczego artefakt wybrał Loringa, ale coś czuję, że wkrótce się dowiemy…
- Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że cię widzę. Zabierz nas stąd. W sumie to będzie już mój drugi lot, Acilli też, ale ona nie ma pojęcia, że jeden już odbyła.
Dopiero mówiąc to wojownik zauważył, że kotki z nim nie ma. Rozglądając się, dostrzegł ją ukrytą pośród drzew.
- Acilla, chodź tutaj! Chodź tutaj, nie wygłupiaj się!
Złotowłosy ledwie wypowiedział te kilka słów, a brakło mu już siły na następne. Osunął się powoli po smoku do pozycji siedzącej i odetchnął ciężko, łapiąc jak najwięcej powietrza. „O czym ona w ogóle mówi... Nic nie rozumiem, jacy znowu drapieżnicy? Eh, ale swoim zachowaniem przynajmniej upewniła mnie ponad miarę, że zabranie jej ze sobą byłoby okropnym pomysłem. Ja ruszam ku możliwe, że ostatniej mej walce. Ona sobie poradzi, nie jest dzieckiem.”
- Acilla, chodź, nic ci się nie stanie, zobaczysz, będę przy tobie i zapobiegnę twemu upadkowi ze smoka, zresztą tak jak za pierwszym razem.
„Tak jak za pierwszym razem.” Taakk… Tyle, że wtedy był w pełni sił, a kotka jak najszybciej potrzebowała pomocy. A teraz? W aktualnej sytuacji to on jest wykończony i coś mu podpowiada, że już tak łatwo nie utrzyma się na drapieżniku. Ale trudno, najwyżej spadnie…
Wojownik uśmiechnął się słabo na wyobrażenie siebie samego, jak spada na ziemię z nieba, niczym anielska istota. „Wszystko pięknie, cacy, ale lądowanie to nie byłoby chyba zbyt przyjemne…”
Dłoń melmaro odruchowo spoczęła na rękojeści Yogoturamy, czerpiąc przyjemność z dotyku ukochanego ostrza, miecza dającego mu siłę i będącego namacalnym świadectwem szacunku i uznania na jakie sobie zapracował w klanie.
Gotland, tajemna komnata.
- Danie mu tej broni to zwykła głupota… - Skryty w brązowej szacie, i płaszczu spowijającym jego twarz w całkowitym cieniu, mag pokręcił zniechęcony głową. – Największy artefakt naszej historii oddaliście w ręce jakiegoś bogatego dzieciaka, bo? Bo wiernie wam służy? To samo można by powiedzieć o Setianie… Dlaczego tak postąpiliście?
- Decyzja była podjęta wspólnie Alberto. – Skomentował wypowiedź poprzednika inny mag. – Po prostu zostałeś przegłosowany.
W pomieszczeniu rozległy się pomruki aprobaty. Komnata aktualnie zajmowana była przez czwórkę magów i trójkę kowali.
- Poza tym on nie ma pojęcia czym jest jego broń. Nie wie, że to jeden z najstarszych i najpotężniejszych artefaktów, przynajmniej w naszej krainie. Myśli, że to oręż wykuty przeze mnie i pozostałych dwóch sztukmistrzów, w który wpletliście magię łączącą się z jego ciałem.
Alberto zmrużył oczy i popatrzył uważnie na zebranych. – Czym tak naprawdę jest Yogoturama?
- Tak naprawdę oręż ten nazywa się Vraelth uni Pequa Xia, co w tłumaczeniu z zapomnianej już mowy znaczy Mistyczny miecz stworzenia. Nie możemy być w stu procentach pewni jego autentyczności, ale każde nasze badanie potwierdza prawdopodobieństwo legendy. Otóż w czasach początku – w innych krainach mówią na to inaczej, ale trzymajmy się naszej – na ziemi przebywały jedynie mroczne istoty i ogarnięte złą mocą kreatury. Wszystko pogrążone było w chaosie, a nasz gatunek jeszcze nie istniał. Wtedy to narodził się prasmok o nieznanym nikomu imieniu. Była to istota niezwykła, jakże inna od pozostałych. Biła od niej siła opierająca się na popędzenie, nie na strachu. Poza tym potrafiła rzeczy których dzisiejsze smoki nie mogą dokonać, otóż dowolnie zmieniała wielkość swojej smoczej postaci. Nie potrafiła co prawda zmieniać się w człowieka, lecz mogła stać się człeczym smokiem, poruszającym się na dwóch łapach, zachowującym przy tym wszystkie swoje atuty. Znaczne części legendy są nie do odczytania przez upływ czasu, ale podania mówią jednoznacznie, że prasmok postanowił wprowadzić ład i porządek, dlatego rozpoczął walkę z ciemnością. A Vraelth uni Pequa Xia? Możecie mi nie uwierzyć, ale cały miecz to… Jego ciało. Smok ten bowiem jako jedyny w historii świata stworzony był z płynnej substancji którą mógł kształcić na różne sposoby, to samo z utwardzaniem. Rozwinął tą umiejętność dopiero później, przez co mógł przechodzić dowolną metamorfozę. Ale był istotą dobrą, dlatego chciał stworzyć strażników świata. Tak w naszych wierzeniach powstały smoki. Wiemy, że bestie te przebywają również w krainie zwanej Alaranią, jednak nie są to te same gatunki. Nasze drapieżniki zawierają bowiem srebro ich praojca, które daje im siłę i życie. Chcąc walczyć ze złem, przelał najtwardszą część swego ciała w ostrze, czyniąc je niezniszczalnym i wiecznym, oraz tworząc z niego broń magiczną.
- Dlaczego więc dostał ją Loring? A nie np. Setian?
- Po prostu oręż wybrał Loringa. Jak? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć… Legenda głosi, że chcąc wyczyścić krainę ze zła, przelał cały mrok i połączył z bronią. Nie wiemy która część artefaktu wybrała chłopaka. Czy ta dobra, czy wręcz przeciwnie… Wszystko będzie zależało od niego. I jeszcze jedno, oby nie używał tego w zbyt dużym stopniu, ponieważ nawet prastary elf czy inna istota, będąca sto razy potężniejsza od Loringa, nie będzie w stanie w pełni nią władać. Zresztą to bez różnicy. Próbowaliśmy. Każdy poza nim, kto zechce się orężem posłużyć, w głowie poczuje taki ból, któremu nawet smok się nie oprze… I po prostu miecz wypuści. Nie wiem dlaczego artefakt wybrał Loringa, ale coś czuję, że wkrótce się dowiemy…
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Postprzez Adrien » Cz sie 14, 2014 4:35 pm
"Już wiem czemu nie mam żony. Wykończyła by mnie psychicznie..." Nie słuchał ani jednej ani drugiej uważając to za najlepsze rozwiązanie. "Jedna trzeszczy gorzej od drugiej, ile można gadać?!..." Widać kowalka postanowiła objąć taktykę Adriena- ignorowała kobietę każąc wykazać się Crevanowi. "Jak Boga kocham, za chwilę zepchnę je obie!" Ciekawe porównanie jak na kogoś kto jawnie bluźnił przeciw Niebu jednocześnie czasem odprawiając nabożeństwa na cmentarzu...
Miał wrażenie, że dziewczyna za chwile uczepi mu się nogi i będzie mu na niej wisieć tak długo aż ten się nie zgodzi. Cóż, to sobie poczeka choćby i w nieskończoność, bo ostatnie co można powiedzieć o białowłosym to to, że był niesłowny. Zacisnął blade dłonie w pięści kalecząc się od paznokci i starając się zachować kamienny wyraz twarzy i nie dać się żadnej z kobiet. Był nie przyzwyczajony do takiego natłoku słów, zazwyczaj z ludźmi rozmawiał niewiele, a z kobietami niemal wcale, głowa mu pękała.
Już chciał odpowiedzieć kowalce, że bierze udział w tej, bądź co bądź, absurdalnej wyprawie tylko dlatego, że mu się nudzi i nie ma co robić w domu, gdy dziwna kobieta rzuciła mu się do gardła.
Reakcja była natychmiastowa- koń stanął dęba chcąc kopnąć dziewczynę i zrzucić ją z pana, ale powstrzymał go krzyk właściciela-Mortem nie! Jak nie trafisz to mnie zabijesz! Trzymał ją za dłoń ze sztylet przy okazji starając się nie stracić równowagi i nie upaść. Była o niego niższa o ponad głowę, nie miał z tym problemu, sle jej siła...tego się nie spodziewał.
Dylemat moralny- uderzyć kobietę i przeżyć czy pozostać wiernym ideałom? Wybór prosty- przeżyć . Podciął jej nogi wywracając ją na ziemię i od razu dobywając miecza. "To przecież nie jest człowieki! Za silna i za...no...no po prostu nie człowiek" Wiła się i szarpała ile wlezie drąc się w niebogłosy, więc mężczyzna położył nogę na jwj piersi uniemożliwiając ucieczkę czy też jakikolwiek ruch. -A teraz gadaj kim jesssteś i kto cię przysssłał a może, ale tylko może pozwolę ci żyyyć...ihihi... Przytknął jej koniuszem broni pod gardło. -No już, nie jessstem cierpliwyyy...
Koń uspokoił się i nie wierzgał dziko, ale ustawił się tak, by jednym sprawnym ruchem kopyta rozwalić jej czaszkę.
"Już wiem czemu nie mam żony. Wykończyła by mnie psychicznie..." Nie słuchał ani jednej ani drugiej uważając to za najlepsze rozwiązanie. "Jedna trzeszczy gorzej od drugiej, ile można gadać?!..." Widać kowalka postanowiła objąć taktykę Adriena- ignorowała kobietę każąc wykazać się Crevanowi. "Jak Boga kocham, za chwilę zepchnę je obie!" Ciekawe porównanie jak na kogoś kto jawnie bluźnił przeciw Niebu jednocześnie czasem odprawiając nabożeństwa na cmentarzu...
Miał wrażenie, że dziewczyna za chwile uczepi mu się nogi i będzie mu na niej wisieć tak długo aż ten się nie zgodzi. Cóż, to sobie poczeka choćby i w nieskończoność, bo ostatnie co można powiedzieć o białowłosym to to, że był niesłowny. Zacisnął blade dłonie w pięści kalecząc się od paznokci i starając się zachować kamienny wyraz twarzy i nie dać się żadnej z kobiet. Był nie przyzwyczajony do takiego natłoku słów, zazwyczaj z ludźmi rozmawiał niewiele, a z kobietami niemal wcale, głowa mu pękała.
Już chciał odpowiedzieć kowalce, że bierze udział w tej, bądź co bądź, absurdalnej wyprawie tylko dlatego, że mu się nudzi i nie ma co robić w domu, gdy dziwna kobieta rzuciła mu się do gardła.
Reakcja była natychmiastowa- koń stanął dęba chcąc kopnąć dziewczynę i zrzucić ją z pana, ale powstrzymał go krzyk właściciela-Mortem nie! Jak nie trafisz to mnie zabijesz! Trzymał ją za dłoń ze sztylet przy okazji starając się nie stracić równowagi i nie upaść. Była o niego niższa o ponad głowę, nie miał z tym problemu, sle jej siła...tego się nie spodziewał.
Dylemat moralny- uderzyć kobietę i przeżyć czy pozostać wiernym ideałom? Wybór prosty- przeżyć . Podciął jej nogi wywracając ją na ziemię i od razu dobywając miecza. "To przecież nie jest człowieki! Za silna i za...no...no po prostu nie człowiek" Wiła się i szarpała ile wlezie drąc się w niebogłosy, więc mężczyzna położył nogę na jwj piersi uniemożliwiając ucieczkę czy też jakikolwiek ruch. -A teraz gadaj kim jesssteś i kto cię przysssłał a może, ale tylko może pozwolę ci żyyyć...ihihi... Przytknął jej koniuszem broni pod gardło. -No już, nie jessstem cierpliwyyy...
Koń uspokoił się i nie wierzgał dziko, ale ustawił się tak, by jednym sprawnym ruchem kopyta rozwalić jej czaszkę.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Dérigéntirh przyjrzał się uważnie Loringowi. Mimo jego zapewnienia, że wszystko jest w porządku, nie wyglądał wcale, jakby tak rzeczywiście było. Widać było, z jakim trudem stawiał kroki, a biel jego włosów niewątpliwie nie była naturalna. Najwyraźniej był wyczerpany, co nieco zdziwiło smoka. Choć nurt rzeczywiście był silny, to nie powinien on być aż tak męczący. Jeśli chodzi o kolor włosów, to od początku go zaintrygował. I wtedy dostrzegł, że miecz melmaro nieco zmienił się. Wydawał się lekko zaginać wymiar magiczny, magazynować w sobie energię. Skąd ona się tam wzięła? A jeżeli... włosy Loringa i to wyczerpanie... Czyżby miecz ją zabrał? Hm, nie wyglądał wcześniej na magiczny, ale możliwe, że jego aura aktywowała się wraz z nim. To by mogło wyjaśniać stan, w jakim przebywa Loring. Miecz aktywował się, pobrał od niego energię, jednocześnie demaskując swoją aurę magiczną. Hm, zastanawiające. Lepiej później go wypytam.
Jego przemyślenia przerwała deklaracja kotołaczki, że nie będzie latać na Dérigéntirhu. Smok spojrzał na kotołaczkę, która ukryła się w koronie pobliskiego drzewa, po czym zaśmiał się w myślach. Naprawdę sądzi, że kilka patyków i liści może ją uchronić przed smokiem? Chociaż z drugiej strony działa instynktownie, nie ma się czemu dziwić, ani z czego śmiać. Zresztą, co innego mogłaby zrobić? Uciec? Z łatwością bym ją dogonił. Schować się gdzieś? Mam węch. Nie ruszać się? Rzadko kiedy jakiś człowiek ma na tyle żelazne nerwy, aby zdołał stać spokojnie przy obecności smoka, nie znając jego zamiarów. Może rzeczywiście zrobiła najlepsze, co w jej rozumowaniu mogła zrobić. Zbliżył paszczę do drzewa tak, aby jego oczy znalazły się równolegle z kotołaczką. Wysłuchał jej słów, po czym uśmiechnął się.
- Z wielką przyjemnością, Acilo - powiedział, używając imienia kotołaczki, która ta przed chwilą zdradziła. - Rzadko kiedy mogę z kimś nawiązać "prawdziwe więzy", więc chętnie to zrobię. Ale mogłabyś, proszę, zejść z drzewa? Trochę dziwnie się tak rozmawia.
Po czym cofnął się i spojrzał z powrotem na Loringa.
- Jesteś pewien, że wszystko dobrze? Trochę niewyraźnie wyglądasz.
Jego przemyślenia przerwała deklaracja kotołaczki, że nie będzie latać na Dérigéntirhu. Smok spojrzał na kotołaczkę, która ukryła się w koronie pobliskiego drzewa, po czym zaśmiał się w myślach. Naprawdę sądzi, że kilka patyków i liści może ją uchronić przed smokiem? Chociaż z drugiej strony działa instynktownie, nie ma się czemu dziwić, ani z czego śmiać. Zresztą, co innego mogłaby zrobić? Uciec? Z łatwością bym ją dogonił. Schować się gdzieś? Mam węch. Nie ruszać się? Rzadko kiedy jakiś człowiek ma na tyle żelazne nerwy, aby zdołał stać spokojnie przy obecności smoka, nie znając jego zamiarów. Może rzeczywiście zrobiła najlepsze, co w jej rozumowaniu mogła zrobić. Zbliżył paszczę do drzewa tak, aby jego oczy znalazły się równolegle z kotołaczką. Wysłuchał jej słów, po czym uśmiechnął się.
- Z wielką przyjemnością, Acilo - powiedział, używając imienia kotołaczki, która ta przed chwilą zdradziła. - Rzadko kiedy mogę z kimś nawiązać "prawdziwe więzy", więc chętnie to zrobię. Ale mogłabyś, proszę, zejść z drzewa? Trochę dziwnie się tak rozmawia.
Po czym cofnął się i spojrzał z powrotem na Loringa.
- Jesteś pewien, że wszystko dobrze? Trochę niewyraźnie wyglądasz.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Smok sie zgodził i to było niesamowite. Podobnie zresztą jak jego widok z tak bliska. Acila niemal spadła z drzewa z wrażenia. Olbrzymi gad wypełniał teraz całą jej przestrzeń. W magiczny sposób sprawił że otoczenie wokół kotołaczki przestało istnieć. Była tylko ona i jego oczy. W ostatniej chwili zdążyła chwycić się czegoś co pozwoliło jej zachować równowagę. Nie miała pojęcia czy obejmuje pień, konar czy drobne gałęzie. Zresztą wszystko to było bez znaczenia, w obliczu tego że miała zawrzeć pakt z tak potężną istotą.
Dla Acili liczyło sie przede wszystkim to że po całej tej ceremonii będzie wreszcie spokojna o to że smok jej nie pożre. Faktu że przy okazji zyska bardzo potężnego sojusznika był w tej chwili bez znaczenia. To sam rytuał zaciskania więzi ją martwił. Kotołaczka nigdy nie brała w czymś takim udziału. O całym obrzędzie miała kiedyś okazję usłyszeć i teraz w przypływie strachu powołała sie na niego, gdyż w akcie desperacji nic sensowniejszego nie przychodziło jej do głowy. Pozostawało mieć nadzieję ze smok jako pradawna istota będzie wiedział co robić i poprowadzi całą ceremonię. Acila musiała sie tylko starać by nie urazić go swoją nikłą wiedzą i niestosownym zachowaniem.
Dziewczyna zastanawiała się co właściwie wie na temat czekających ją wydarzeń. Uznała że przede wszystkim powinna zdobyć dla smoka pożywienie, którym sie z nim podzieli. Łatwo powiedzieć. Niby czym miała nakarmić taką bestię? Jabłkami? Tych też nie zostało jej zbyt wiele, ale innej opcji nie miała. Nawet jeśli zdoła jeszcze upolować jakiegoś drobnego gryzonia, to przy rozmiarach gada i tak będzie to wyglądało na kpinę. Wyglądało na to że ona naje się wstydu, a smok pęknie z śmiechu.
Znacznie bardziej kłopotliwa była druga wskazówka, mówiąca o ofiarowaniu części siebie. Trudno o bardziej niejasną podpowiedź. To co? Miała dać odgryźć sobie kończynę? Raczej bez sensu. Nie miała zresztą nic czego smok mógłby pożądać. Podejrzewała ze chodzi o jaką symbolikę. Coś wymyśli. Potrafi. Była przekonana że potrafi. Pozostawało obserwować smoka, improwizować i udawać ze się panuje nad wszystkim.
- Acila się zgadza. Zejdzie i zaraz będzie gotowaaaa.... - Wpatrzona w smoczy pysk, zupełnie nie patrzyła gdzie stawia nogi. Poza tym przejmujący ja strach sprawił że nagle zapomniała wszystkiego z sztuki chodzenia po drzewach. Zatraciła świadomość ze znajduje się wysoko nad ziemią i zwyczajnie postawiła stopę w miejscu gdzie nie miała żadnego podparcia. A potem zaczęła spadać.
Dla Acili liczyło sie przede wszystkim to że po całej tej ceremonii będzie wreszcie spokojna o to że smok jej nie pożre. Faktu że przy okazji zyska bardzo potężnego sojusznika był w tej chwili bez znaczenia. To sam rytuał zaciskania więzi ją martwił. Kotołaczka nigdy nie brała w czymś takim udziału. O całym obrzędzie miała kiedyś okazję usłyszeć i teraz w przypływie strachu powołała sie na niego, gdyż w akcie desperacji nic sensowniejszego nie przychodziło jej do głowy. Pozostawało mieć nadzieję ze smok jako pradawna istota będzie wiedział co robić i poprowadzi całą ceremonię. Acila musiała sie tylko starać by nie urazić go swoją nikłą wiedzą i niestosownym zachowaniem.
Dziewczyna zastanawiała się co właściwie wie na temat czekających ją wydarzeń. Uznała że przede wszystkim powinna zdobyć dla smoka pożywienie, którym sie z nim podzieli. Łatwo powiedzieć. Niby czym miała nakarmić taką bestię? Jabłkami? Tych też nie zostało jej zbyt wiele, ale innej opcji nie miała. Nawet jeśli zdoła jeszcze upolować jakiegoś drobnego gryzonia, to przy rozmiarach gada i tak będzie to wyglądało na kpinę. Wyglądało na to że ona naje się wstydu, a smok pęknie z śmiechu.
Znacznie bardziej kłopotliwa była druga wskazówka, mówiąca o ofiarowaniu części siebie. Trudno o bardziej niejasną podpowiedź. To co? Miała dać odgryźć sobie kończynę? Raczej bez sensu. Nie miała zresztą nic czego smok mógłby pożądać. Podejrzewała ze chodzi o jaką symbolikę. Coś wymyśli. Potrafi. Była przekonana że potrafi. Pozostawało obserwować smoka, improwizować i udawać ze się panuje nad wszystkim.
- Acila się zgadza. Zejdzie i zaraz będzie gotowaaaa.... - Wpatrzona w smoczy pysk, zupełnie nie patrzyła gdzie stawia nogi. Poza tym przejmujący ja strach sprawił że nagle zapomniała wszystkiego z sztuki chodzenia po drzewach. Zatraciła świadomość ze znajduje się wysoko nad ziemią i zwyczajnie postawiła stopę w miejscu gdzie nie miała żadnego podparcia. A potem zaczęła spadać.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
- Na gorące żelazo. Powiedz mi panie grabarzu kiedy to zdążyłeś nadepnąć na odcisk całemu światu? Co u licha się dzieje ze wszyscy wokół usiłują cię zabić? Doprawdy trudno mi wyobrazić sobie bardziej spokojną profesję niż tą którą ty się parasz, ale wygląda na to że będę musiała zrewidować swoje poglądy. - Feyla nie mogła się nadziwić zaistniałą sytuacją. Nie wiedziała czy bardziej jest zaskoczona ogólną nienawiścią jaką kobieta żywiła do grabarza, czy jego błyskawiczną reakcją na atak. Sama nie zdążyła nawet mrugnąć, a ten stary człowiek zdołał w tym czasie obalić i przygwoździć napastniczkę. - Chociaż, nie wiem czy chcę się dowiedzieć. - Od początku jej nie ufała. A teraz gdy nieznajoma okazała swoje prawdziwe oblicze cóż mieli z nią zrobić. Puszczą wolno to zaraz wróci planując kolejny zamach. Zabić? Ona nie potrafiła. Przynajmniej nie teraz gdy kobieta była pokonana i bezbronna. W ferworze walki pewnie zwaliłaby ją w przepaść, ale zamordować ot tak z zimną krwią? Nie, to dla Feyli było zdecydowanie za dużo. Tylko czy będzie w stanie powstrzymać grabarza jeśli ten zdecyduje się na taki krok?
Nieznajoma przyciskana do ziemi przez białowłosego aż kipiała z gniewu.
- Jestem zemstą. I ostatnią istotą jaką będzie dane ci ujrzeć. Zadarłeś z niewłaściwą rodziną staruchu. - Odpowiedziała niejasno, niemal krztusząc się przy tym z śmiechu.
"Świetnie, właśnie poprawiłaś swoje szanse na przeżycie". Pomyślała Feyla.
Nieznajoma przyciskana do ziemi przez białowłosego aż kipiała z gniewu.
- Jestem zemstą. I ostatnią istotą jaką będzie dane ci ujrzeć. Zadarłeś z niewłaściwą rodziną staruchu. - Odpowiedziała niejasno, niemal krztusząc się przy tym z śmiechu.
"Świetnie, właśnie poprawiłaś swoje szanse na przeżycie". Pomyślała Feyla.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
-Sssam chciałbym wiedzieć co ja nagle zrobiłem całemu światu... Mruknął pod nosem czując narastającą irytację; Feyla miała rację, miał najspokojniejszą profesję pod słońcem a mimo to próbowali go zabić dzisiaj po raz kolejny.
-Zemssstą taaa....? Pstryknął chudymi palcami na co Mortem...po prostu usiadł na dziewczynie przygważdżając ją do ziemi, a Adrien ledwo co zdążył ściągnąć nogę z jej piersi. "Czyżby zemsta za anioła? Nie...ona nie jest anielicą....z resztą żona Averso wyglądała inaczej niż ta tutaj... Nikogo nie zabiłem od kilku miesięcy, a i tak były to tylko Anioły...No chyba, że licząc starego pijaka, któremu przywaliłem szpadlem w tamtym miesiącu jak próbował mi ukraś pierścień...ihihihi...wątpię by był to ktoś od niego. Więc...kto..." I dopiero do niego doszło, że zabił też wampira. "Czyżby więc..."
Schylił się i wyrwał jej sztylet z dłoni. -Igrasz z ognieeem...ihihihi... Wyszeptał cicho tak, by tylko ona go słyszała. Nie lubił mordować, ale wiedział, że albo ona albo on. Na jego słowa końcówki włosów dziewczyny zapłonęły ogniem a koń ani myślał z niej zejść.
Zapomniał o Feyli, o tym, że ona wszystko widzi. Miał dzisiaj zdecydowanie zły dzień i nie miał ochoty dłużej bawić się z wampirzycą... Przynajmniej na taką mu wyglądała. Płomień w jej włosach zgasł, ale grabarz bynajmniej nie skończył.
-Kto cię przysssłał? I ilu wasss jeszcze przybędzie? I radziłbym mówić prawdę...Zaakcentował ostatnie słowo dając jej do zrozumienia, że ją spali...Albo że każe koniowi rozbić jej czaszkę... "Teraz będą mnie ścigać aż do śmierci?" Tego się obawiał-że nie dadzą mu spokoju. Pal licho teraz, ale... nie będzie mógł zostać z resztą "drużyny" stanowiąc dla nich tak wielkie zagrożenie, a jeśli zdecyduje się wrócić samemu zabiją go gdy tylko oddali się od reszty...
Nie powinien używać magiim..nawet jeśli kowalka nic nie widziała to i tak pozostawał drugi problem. Osłabienie po ostatniej walce. Wsparł się na mieczu jak na lasce i wpatrywał się w kobietę gotów odciąć jej łeb gdy ta wykona nawet nadrobniejszy błąd. On sam zaś sprawiał wrażenie osoby, która świetnie się bawi i w żaden sposób jej to nie rusza.
-Zemssstą taaa....? Pstryknął chudymi palcami na co Mortem...po prostu usiadł na dziewczynie przygważdżając ją do ziemi, a Adrien ledwo co zdążył ściągnąć nogę z jej piersi. "Czyżby zemsta za anioła? Nie...ona nie jest anielicą....z resztą żona Averso wyglądała inaczej niż ta tutaj... Nikogo nie zabiłem od kilku miesięcy, a i tak były to tylko Anioły...No chyba, że licząc starego pijaka, któremu przywaliłem szpadlem w tamtym miesiącu jak próbował mi ukraś pierścień...ihihihi...wątpię by był to ktoś od niego. Więc...kto..." I dopiero do niego doszło, że zabił też wampira. "Czyżby więc..."
Schylił się i wyrwał jej sztylet z dłoni. -Igrasz z ognieeem...ihihihi... Wyszeptał cicho tak, by tylko ona go słyszała. Nie lubił mordować, ale wiedział, że albo ona albo on. Na jego słowa końcówki włosów dziewczyny zapłonęły ogniem a koń ani myślał z niej zejść.
Zapomniał o Feyli, o tym, że ona wszystko widzi. Miał dzisiaj zdecydowanie zły dzień i nie miał ochoty dłużej bawić się z wampirzycą... Przynajmniej na taką mu wyglądała. Płomień w jej włosach zgasł, ale grabarz bynajmniej nie skończył.
-Kto cię przysssłał? I ilu wasss jeszcze przybędzie? I radziłbym mówić prawdę...Zaakcentował ostatnie słowo dając jej do zrozumienia, że ją spali...Albo że każe koniowi rozbić jej czaszkę... "Teraz będą mnie ścigać aż do śmierci?" Tego się obawiał-że nie dadzą mu spokoju. Pal licho teraz, ale... nie będzie mógł zostać z resztą "drużyny" stanowiąc dla nich tak wielkie zagrożenie, a jeśli zdecyduje się wrócić samemu zabiją go gdy tylko oddali się od reszty...
Nie powinien używać magiim..nawet jeśli kowalka nic nie widziała to i tak pozostawał drugi problem. Osłabienie po ostatniej walce. Wsparł się na mieczu jak na lasce i wpatrywał się w kobietę gotów odciąć jej łeb gdy ta wykona nawet nadrobniejszy błąd. On sam zaś sprawiał wrażenie osoby, która świetnie się bawi i w żaden sposób jej to nie rusza.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
„Nie, wcale nie „dobrze”.” Przemknęło wojownikowi przez myśl, ale zdawał sobie sprawę, że nie ma co niepokoić smoka. A Acilli? Kotka najwyraźniej zapomniała już całkowicie o wojowniku, o tym, że przez cały ten czas ją bronił, że od razu rzucił się za nią w nurt, by ją ratować. Nieee… Dziewczynę obchodziła tylko i wyłącznie jej osoba. „Mała, tchórzliwa, zakłamana kocica, po cholerę my się z nią użeramy? Nie ma z niej żadnego pożytku, ciągle marudzi i wpada w kłopoty.”
- Tak, jest dobrze, po prostu ja i Yogoturama musimy odpocząć.
Melmaro całkowicie przestał zwracać uwagę na wątek o treści „Kotka i konszachty ze smokiem.” Był na nią po prostu zbyt wściekły. Udało mu się wstać, a jego spojrzenie już mimowolnie powędrowało ku tej dwójce. „Przybyłem tutaj, by dopaść Setiana i go wyeliminować. Pomścić brata, wynagrodzić krzywdy klanowi, a tym bardziej rodzinie. A tymczasem co? Zemsta jest dla mnie w tej chwili wszystkim, nie spocznę dopóki zabójca Imiego nie skończy w piachu. A jednak poświęcam wszystko, stawiam w niepewności moją prywatną i klanową misję, wystawiając się na dodatkowe niebezpieczeństwo poprzez pędzenie jej na ratunek. No bo jaką mam gwarancję, że przeżyję? Żadnej. A nie mogę umrzeć, oj nie. Na pewno nie teraz…”
Melmaro po prostu nie mógł odpędzić od siebie negatywnych myśli związanych z nią i ze wszystkim z czym tylko miała do czynienia. Kiedy kotka spadła z drzewa, poczuł w sobie coś czego do tej pory nie doświadczył – satysfakcję. Ogromną, złośliwą satysfakcję. Modły wręcz, by spadając skręciła sobie kark.
„Mam dosyć towarzystwa tej zapchlonej myszy… W niczym nam nie pomaga, jedynie utrudnia i sprowadza wszystko na manowce. Najlepiej gdyby po prostu zginęła. Choćby tu i teraz…” Złotowłosy nawet nie wiedział w którym momencie jego dłoń zacisnęła się na rękojeści Yogoturamy.
„Taakk… Dobrze… No dalej, nie wahaj się. Wyeliminuj to najsłabsze ogniwo, a wreszcie wszystko zacznie ci sprzyjać… Zbliż się do niej i zaabiiijjjj…” Podżegające myśli sięgały coraz dalej, a melmaro postąpił krok w kierunku smoka i Acilli. Jego bursztynowe oczy stały się czarne jak noc, zawierające w sobie jedynie mrok. Kolejny krok i kolejny natłok myśli. „Świetnie… Jeszcze tylko trochę, ona już przegrała swoje istnienie, więc pomóż jej zakończyć tą hańbę… Niczego się nie bój, nic ci się nie stanie. Nawet smok cię nie powstrzyma, chronię cię, sam zobacz…”
Słysząc to Loring się zatrzymał, nawet nie potrafiąc stwierdzić czy z własnej woli. Ostrze jego miecza rozbłysło, jednak tym razem miejsce miały dwie rzeczy które nigdy wcześniej się nie zdarzyły. Po pierwsze, charakterystyczny dźwięk syczenia połączony z odgłosami strzelania oświadczył, że klinga ostrza pokryła się energią, a po niej samej zaczęły wić się elektryczne wężyki. Jednak tym razem cała ta „otoczka” poza mieczem objęła także całego Loringa, stwarzając coś na kształt elektrycznego pancerza, wijącego się i syczącego jak żywa istota. Drugim faktem było to, że ta cała elektryczność nie była już czyście złota, a miała w siebie wplecione znaczne wiązki czerni, które zaczęły dominować w barwie prądu.
„Widziszzz? Mam wielką moc… Moc której nawet tak stary smok jak ten się nie oprze, przy mnie jest zaleeedwieee młodym szzzczeniakieem… Nie przebije się przez ten pancerz, nie przeszkodzi ci w morderstwie kocura, nie powstrzyma… No, już, kontynuuj, zzzabijjj…”
Loring zrozumiał w końcu, że ten głos nie należy do niego, a wydobywa się z samego miecza. Jaki on był? Takiego głosu melmaro nie słyszał nigdy. Niski, złowrogi, nie do końca wyraźny, syczący. Podsumowując, po prostu zły… A najdziwniejsze jest to, że każdemu jego słowu towarzyszyły tysiące innych, jednakże na tyle wygłuszonych, by powodowały przerażające szepty, jednocześnie nie utrudniając zrozumienia głównego przekazu.
Wojownik postąpił zaledwie jeden krok w przód, kiedy nagle w jego głowie rozległo się donośne „Dość!”, czemu towarzyszył dźwięk pękającego szkła, tyle, że to nie ono pękało, a otoczka wojownika. Rozprysła się i zniknęła… O ile demoniczny głos był przerażający, o tyle ten stanowił jego całkowite przeciwieństwo. Nie był to krzyk, a jednak niósł ze sobą tyle mocy, że melmaro był pewien, że i smok i kotołaczka go słyszeli. Niski, władczy, kojący, zawierający w sobie wszystko, by mu zaufać. Loring usłyszawszy go miał po prostu ochotę… się rozpłakać. Poczuł wielkie zaufanie i miłość do adresata tych słów, większą nawet niż do ojca… Chciał mu po prostu się wyżalić, opowiedzieć jak stracił brata, że ruszył ku zemście, że jest mu ciężko, że oddałby wszystko, by Imi wrócił… Lecz nie to teraz się liczyło, a następne słowa istoty.
„Nie słuchaj tych głosów, hvaelt.” Zagrzmiało stworzenie, używając słowa z mowy ojczystej Loringa, oznaczającego „jajko”. „Wybrałem cię, byś czynił dobro. Pierwszy i ostatni raz ingeruję w sytuację, od teraz wybór będzie należał do ciebie. I pamiętaj, by używać tylko energii czystej, złotej, ta bowiem należy do mnie. Wyrzekaj się mrocznej, bo zapanuje nad twoim ciałem i duszą. I jeszcze jedno – nie korzystaj z niej tak mocno jak zrobiłeś to teraz, gdyż po prostu nie poradzisz sobie z udźwignięciem tej potęgi. Teraz zaśniesz, i będziesz śnił o samych dobrych rzeczach, a gdy się obudzisz, twe siły będą już całe.”
Kończąc wypowiedź oczy wojownika znów stały się bursztynowe, a on sam po prostu upadł na trawę. O dziwo, oręż znalazł się w jego pochwie.
„Nie jesteś z mojej krainy, więc nie mogę ci niczego rozkazać, mogę jedynie poprosić.” Zwrócił się do Dara. „Zabierz go stąd pisklaku i spraw, by wszechwiedzący wskazał mu to czego szuka jego serce.” Po czym głos ucichł, a cała energia jaką ze sobą niósł, moc tak wielka, że powietrze drgało wręcz od niej, wyparowała. Jakby nigdy nie istniała…
- Tak, jest dobrze, po prostu ja i Yogoturama musimy odpocząć.
Melmaro całkowicie przestał zwracać uwagę na wątek o treści „Kotka i konszachty ze smokiem.” Był na nią po prostu zbyt wściekły. Udało mu się wstać, a jego spojrzenie już mimowolnie powędrowało ku tej dwójce. „Przybyłem tutaj, by dopaść Setiana i go wyeliminować. Pomścić brata, wynagrodzić krzywdy klanowi, a tym bardziej rodzinie. A tymczasem co? Zemsta jest dla mnie w tej chwili wszystkim, nie spocznę dopóki zabójca Imiego nie skończy w piachu. A jednak poświęcam wszystko, stawiam w niepewności moją prywatną i klanową misję, wystawiając się na dodatkowe niebezpieczeństwo poprzez pędzenie jej na ratunek. No bo jaką mam gwarancję, że przeżyję? Żadnej. A nie mogę umrzeć, oj nie. Na pewno nie teraz…”
Melmaro po prostu nie mógł odpędzić od siebie negatywnych myśli związanych z nią i ze wszystkim z czym tylko miała do czynienia. Kiedy kotka spadła z drzewa, poczuł w sobie coś czego do tej pory nie doświadczył – satysfakcję. Ogromną, złośliwą satysfakcję. Modły wręcz, by spadając skręciła sobie kark.
„Mam dosyć towarzystwa tej zapchlonej myszy… W niczym nam nie pomaga, jedynie utrudnia i sprowadza wszystko na manowce. Najlepiej gdyby po prostu zginęła. Choćby tu i teraz…” Złotowłosy nawet nie wiedział w którym momencie jego dłoń zacisnęła się na rękojeści Yogoturamy.
„Taakk… Dobrze… No dalej, nie wahaj się. Wyeliminuj to najsłabsze ogniwo, a wreszcie wszystko zacznie ci sprzyjać… Zbliż się do niej i zaabiiijjjj…” Podżegające myśli sięgały coraz dalej, a melmaro postąpił krok w kierunku smoka i Acilli. Jego bursztynowe oczy stały się czarne jak noc, zawierające w sobie jedynie mrok. Kolejny krok i kolejny natłok myśli. „Świetnie… Jeszcze tylko trochę, ona już przegrała swoje istnienie, więc pomóż jej zakończyć tą hańbę… Niczego się nie bój, nic ci się nie stanie. Nawet smok cię nie powstrzyma, chronię cię, sam zobacz…”
Słysząc to Loring się zatrzymał, nawet nie potrafiąc stwierdzić czy z własnej woli. Ostrze jego miecza rozbłysło, jednak tym razem miejsce miały dwie rzeczy które nigdy wcześniej się nie zdarzyły. Po pierwsze, charakterystyczny dźwięk syczenia połączony z odgłosami strzelania oświadczył, że klinga ostrza pokryła się energią, a po niej samej zaczęły wić się elektryczne wężyki. Jednak tym razem cała ta „otoczka” poza mieczem objęła także całego Loringa, stwarzając coś na kształt elektrycznego pancerza, wijącego się i syczącego jak żywa istota. Drugim faktem było to, że ta cała elektryczność nie była już czyście złota, a miała w siebie wplecione znaczne wiązki czerni, które zaczęły dominować w barwie prądu.
„Widziszzz? Mam wielką moc… Moc której nawet tak stary smok jak ten się nie oprze, przy mnie jest zaleeedwieee młodym szzzczeniakieem… Nie przebije się przez ten pancerz, nie przeszkodzi ci w morderstwie kocura, nie powstrzyma… No, już, kontynuuj, zzzabijjj…”
Loring zrozumiał w końcu, że ten głos nie należy do niego, a wydobywa się z samego miecza. Jaki on był? Takiego głosu melmaro nie słyszał nigdy. Niski, złowrogi, nie do końca wyraźny, syczący. Podsumowując, po prostu zły… A najdziwniejsze jest to, że każdemu jego słowu towarzyszyły tysiące innych, jednakże na tyle wygłuszonych, by powodowały przerażające szepty, jednocześnie nie utrudniając zrozumienia głównego przekazu.
Wojownik postąpił zaledwie jeden krok w przód, kiedy nagle w jego głowie rozległo się donośne „Dość!”, czemu towarzyszył dźwięk pękającego szkła, tyle, że to nie ono pękało, a otoczka wojownika. Rozprysła się i zniknęła… O ile demoniczny głos był przerażający, o tyle ten stanowił jego całkowite przeciwieństwo. Nie był to krzyk, a jednak niósł ze sobą tyle mocy, że melmaro był pewien, że i smok i kotołaczka go słyszeli. Niski, władczy, kojący, zawierający w sobie wszystko, by mu zaufać. Loring usłyszawszy go miał po prostu ochotę… się rozpłakać. Poczuł wielkie zaufanie i miłość do adresata tych słów, większą nawet niż do ojca… Chciał mu po prostu się wyżalić, opowiedzieć jak stracił brata, że ruszył ku zemście, że jest mu ciężko, że oddałby wszystko, by Imi wrócił… Lecz nie to teraz się liczyło, a następne słowa istoty.
„Nie słuchaj tych głosów, hvaelt.” Zagrzmiało stworzenie, używając słowa z mowy ojczystej Loringa, oznaczającego „jajko”. „Wybrałem cię, byś czynił dobro. Pierwszy i ostatni raz ingeruję w sytuację, od teraz wybór będzie należał do ciebie. I pamiętaj, by używać tylko energii czystej, złotej, ta bowiem należy do mnie. Wyrzekaj się mrocznej, bo zapanuje nad twoim ciałem i duszą. I jeszcze jedno – nie korzystaj z niej tak mocno jak zrobiłeś to teraz, gdyż po prostu nie poradzisz sobie z udźwignięciem tej potęgi. Teraz zaśniesz, i będziesz śnił o samych dobrych rzeczach, a gdy się obudzisz, twe siły będą już całe.”
Kończąc wypowiedź oczy wojownika znów stały się bursztynowe, a on sam po prostu upadł na trawę. O dziwo, oręż znalazł się w jego pochwie.
„Nie jesteś z mojej krainy, więc nie mogę ci niczego rozkazać, mogę jedynie poprosić.” Zwrócił się do Dara. „Zabierz go stąd pisklaku i spraw, by wszechwiedzący wskazał mu to czego szuka jego serce.” Po czym głos ucichł, a cała energia jaką ze sobą niósł, moc tak wielka, że powietrze drgało wręcz od niej, wyparowała. Jakby nigdy nie istniała…
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość