Księstwo Karnstein[Księstwo Karnstein] Polityka i obyczaje

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard wciągnął nosem pokaźną porcję powietrza przesiąkniętego woniami rozmaitych potraw, napitków oraz przedmiotów z reguły kojarzących się z zajazdem. Nic nadzwyczajnego, lecz co to... płomienna, ognista aura wydzielająca woń czegoś nie z tego świata podrażniła wrażliwe nozdrza krwiopijcy. Do tego ten głos przenikający przez zagłuszający go kaszel: "Wampiry!"... Tego było już stanowczo za wiele. Medard dyskretnie spojrzał w stronę, skąd dochodziły obydwa bodźce. Przy jednym ze stołów siedziała młoda dziewczyna - ani chybi właścicielka dziwnej aury.
~Już ja ci pokażę pogardliwy ton... nasunęło się na myśl magowi, który jął mamrotać coś pod nosem:
- Erivimes erivimes sanguines! Ae-kinaeta-mae! Kinaeta aescium! Mortius!, nieustannie wpatrując się w dziwnego, nawet jak na Karnstein, gościa. Momentalnie naczynie zaczęło zmieniać kolor z miedzianego poprzez szarobrązowy , aż do czarnego jak noc. Trunek natomiast przybrał karminową barwę, a z bliskiej odległości można było wyczuć charakterystyczny zapach krwi. Wyglądało to raczej na naigrawanie się żartownisia niż cokolwiek groźniejszego w skutkach.
Z transu wyrwało go dopiero pytania i zarazem propozycja Klivien, gdy tylko doszedł do siebie, odrzekł:
- Masz rację, porozmawiajmy w ustronnym miejscu, ktoś nas obserwuje i nie zamierzam puścić mu tego płazem... Patrz i ucz się.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Obejrzała się lekko przez ramię w stronę Gardenii. Nie wyczuwala w niej nic niezwykłego, poza magią. Klivien nie rozrózniała jej rodzajów. Wszystkich unikała w równym stopniu. Słowa Medarda nie spodobały jej się. Wolała unikać konfrontacji niż prowokować konflikty. Stało się dla niej jasne, że i tym razem nie uda im się odbyć poufnej rozmowy. Spuściła wzrok, a potem odwróciła go w przeciwnym kierunku.
- Nie zamierzam brać w tym udziału. Wyłoże ci moje sprawozdanie listownie - powiedziała cichym, powaźnym i zarazem delikatnym tonem po czym obróciła się i odeszła w stronę schodow na piętro.
W swoim pokoju usiadła przy stoliku, rozłożyła pergamin i zamoczyla pióro w kałamarzu. Siedziała lekko pochylona nad listem. Jedną stopę miała wysuniętą do przodu, drugą cofniętą pod krzesło. Włosy z jednej strony zagarnęła za ucho. Słowa które kreśliła układały się w równiutkie, pochyłe linijki starannego pisma.

Drogi Książę, | Pragnę Ci wyłożyć skromną wiedzę, którą mi przekazano o wampierzej naturze oraz przybliżyć to jak wygląda moje doświadczenie jako adeptki.
Wampirów w Arturonie jest, a raczej było kilkoro. Tylko jeden z nich posiada moc dającą mu możliwość dokonywania przemiany. Jest ojcem wszystkich i w ścisły sposób wszyscy pozostają rodziną. Nie było mowy, by któreś z nas wystąpiło przeciw drugiemu, nawet w błachej sprawie. Każdy żył jak mu się podobało, ale jedna podziemna willa była naszym współnym domem i azylem. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic, a wzajemna pomoc była naturalna i oczywista jak wśród rodzeństwa. Z czasem jednak zaczęło nas ubywać. Mieliśmy wrogów nie tylko wśród Łowców. Połowa z nas przed przemianą pochodziła z portu i wywodziła się ze środowiska złodziei i skrytobójców. Wampiry Arturonu zawarły sojusz z łotrami z doków, a więc były wmieszane w ich sprawki, chociaż niechetnie w bezpośredniej akcji. Najcześciej byliśmy cieniami przed którymi niczego nie dało się ukryć i ptaszki przychodziły do naszego azylu po informacje. Nigdy dotąd nie poznałam wampierza spoza "Rodziny". Jedyną osobą która odrobinę wtajemniczyła mnie w szczegóły mojej przemiany był Flaeviano. Dowiedziałam się od niego, żeby nie dopuszczać do skrajnego głodu, by nie tracić nad sobą panowania. Powiedział, że mogę pić ze zwierząt i pokazał gdzie nabyć fiolki w których krew nie krzepnie. Wspomniał o darze hipnozy, ale ostrzegł, że wymaga ćwiczeń by się powiodła. Pokazał jak wbijać kły bezboleśnie i jak zamykać nakłucie. Resztę zaobserwowałam sama. Wyostrzone zmysły, chłód serca, dystans do przeszłości. To mi wystarcza by żyć tak, jak żyję i nie pragnąć więcej. I oto cała moja wiedza. Jeśli zechcesz być moim nauczycielem, przyjmę Twe nauki z wdzięcznością, lecz nie obiecam posłuszeństwa. Decyzja leży w Twoich rękach.
Pozdrowienia śle Klivien


Zamknęła list składając go na cztery i wsunęła do koperty. Zapieczętowała lak odciskiem naszyjnika i zeszła do sali na dole. Podała list barmanowi razem ze srebrną monetą i wróciła na górę.
Awatar użytkownika
Roshio
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Człowiek (mag)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Roshio »

- Nic ci się nie stało ? - miłym tonem zapytał kobiety która zachłysnęła się trunkiem.

Obok stołu stał średnio wysoki mężczyzna ubrany w skórzane ubranie, zadziwiające było to, że każda miara jego ciała była zasłonięta, a twarz była ukryta w nienaturalnej ciemności kaptura.
Jego spostrzegawczość pozwoliła mu na szybkie dostrzeżenie zmieniającego się kufla wraz z grzańcem w nim zawartym. Gdy przybrał on już postać czarnego naczynia z krwią w środku, uśmiechnął się w myślach. Ukazała się przed nim bowiem szansa zepsucia komuś zapewne świetnej zabawy. Lekka koncentracja na celu wystarczyła , aby wrócił on do swojej pierwotnej postaci.

W tym samym momencie zauważył jak kilka stolików dalej jakaś kobieta wyglądającą na czymś oburzoną, odeszła od stolika i skierowała swoje kroki w stronę schodów prowadzących na piętro, zostawiając tym samym swojego towarzysza samego.

"Czyżby małżeńska kłótnia "- zaśmiał się duchu
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wszystko przebiegało tak, jak sobie Medard zaplanował aż do czasu pojawienia się maga w pobliżu stolika dziwnej osobniczki. Niemal natychmiast krwawy puchar powrócił do dawnej miedzianej barwy połyskując radośnie, a karminowe wnętrze przeistoczyło się znowu w przedniej jakości grzaniec.
- Vith! - wrzasnął nekromanta, uderzając pięścią w stół. Widząc, że ów praktykujący magię człek dosiadł się do obiektu żartów, a Klivien wróciła do swych komnat w zajeździe, książę postanowił dociec powodów bytności tak odmiennych nawet jak na Karnstein istot akurat w tym przybytku. Zgrabnymi, acz szybkimi ruchami szedł lawirując dokoła stolików, ostatni z nich przeskoczył dość odległym susem. Tego typu skoku nie mógł wykonać żaden człowiek, nawet wspomagany jakimiś magicznymi fortelami - czynność wyglądała bardzo naturalnie, a ruchy wydawały się płynne. W okamgnieniu znalazł się przy stoliku zajmowanym przez dziewczynę o dziwnej aurze. Ów psujący zabawę czarownik także tam był. Na dotychczas zajmowanym przez Medarda stoliku leżało dziwne zawiniątko - pewnie barman zostawił coś, jak to zwykle raczył robić. Rzecz wyglądała jak koperta lub stosik papierów. Wąpierz skupił swój wzrok na przedmiocie, który zaczął unosić się w powietrzu, by po chwili lotu wylądować mu w ręku. Medard otworzył liścik, uprzednio przełamując pieczęć, którą poznał od razu - był to odcisk medalionu Klivien. Szybko przeczytał treść wiadomości, pomyślał:
- Więc tak wygląda twoja historia. Dobrze, ciekawie jest być mentorem...
Niedługo potem wysłał przekaz telepatyczny o mniej więcej takiej treści:

Kod: Zaznacz cały

~~ Pozdrowienia przyjmuję z nie mniejszą radością, a z roli mentora nie zrezygnowałem. Szczerze mówiąc nie miałem takiego zamiaru. Do zobaczenia niebawem,
Medard.~~
Uporawszy się ze sprawami najwyższej wagi, książę stanął przy Gardenii i śmiertelniku, nonszalancko opierając się o stolik. Rzucił:
- Witamy w Karnsteinie - kraju, który nigdy nie śpi. Co was sprowadza do Vaerren, czyżby największy w regionie wielki rynek, na którym to setki kupców zachwalają swe towary? - zagaił rozmowę, oczekując reakcji biesiadników.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Wzdrygnęła się odbierając telepatyczny przekaz. Magia Medarda wpływała na nią źle tak jak każda inna. "Będę musiała go poprosić, żeby więcej tego nie robił" myślała szykując się do wyjścia na Targ. Po chwili zeszła na dół ubrana w tą samą długą sukienkę, ale dodatkowo na rękach miała materiałowe rękawiczki za łokcie, na ramiona narzucony szal a w dłoni trzymała parasolkę. Starannie rozczesane, rozpuszczone włosy chroniły przed słońcem jej szyję. Rzuciła po sali przelotnym spojrzeniem, z ciekawości sprawdzając co robi Książę. Nadal rozmawiał z nieznaną Klivien kobietą. Ani myślała o niego zabiegać. Potrafiła znaleźć sobie zajęcie. Udała się na targowisko i przeglądała towary interesujące ją pod kątem krawiectwa. Notowała sobie ceny w pamięci lawirując ostrożnie wśród gawiedzi i osłaniając się przed słońcem. Szło jej doskonale, do pewnego momentu. Nagle poczuła jak piecze ją skóra na szyi i dekolcie. Ból był przeszywający i aż krzyknęła odskakując odruchowo od źródła promieni. Okazał się nim wypolerowany talerz podniesiony przez jakąś przekupkę. Odbił snop słonecznego światła, który prześlizgnął się Klivien po odsłoniętym obojczyku. Szybko zakryła się szalem zaciskając zęby. Straciła ochotę na zwiedzanie targu. Wróciła do pokoju. Rozebrała się i rzuciła na łożko. Przymknęła oczy czując jak oparzelina sciąga się nieprzyjemnie, ale opiera się regeneracji.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Magiczne zawirowania wokół jej trunku sprawiły, ze straciła ochotę na jego dokończenie. Przez chwilę wyglądał i pachniał zupełnie jak krew. Pierwszą osoba, która przyszła jej na myśl w związku z tym pokazem był któryś z wampirów. Jucha w kuflu... to by pasowało. Zaskoczyło ją, że zwrócili na nią uwagę skoro o odkryciu ich prawdziwej natury nie pisnęła ani słowem... A może pisnęła?
Jakkolwiek by nie było reakcja wampira była wymowna.
Właściwie to czego się bała? Przecież jej organizm różnił się w sposób znaczny od ludzkiego czy elfiego i nie mógł stanowić ewentualnej pożywki dla nieznajomych. A może zaślepiły ją głupie stereotypy? W końcu w tej grupie, tak jak w każdej innej, poszczególne jednostki bardzo różniły się między sobą – od zagadnień dotyczących światopoglądu po sposób odżywiania się.
Z tego co wiedziała największy popłoch siały wśród ludności opowieści o podłych i bezwzględnych wampirach, rzucających się na wszystkich i wszystko na czym tylko zawiesili oko. Czasami dla pożywienia, w większości jednak dla zabicia czasu, którego mieli w nadmiarze. "Wampir dziki, wampir zły, bo ma bardzo ostre kły. Kiedy spotkasz w lesie..." i tak dalej, i tak dalej. Ataki na ludzi były też częstym tematem wielu znanych pieśni i przyśpiewek. Takie historie wzbudzały największe emocje, a co za tym idzie były najbardziej popularne.
Z drugiej strony istniały też mniej rozpowszechnione relacje o nieumarłych. Na przykład o wspólnocie przemienionych elfów, która za punkt honoru wzięła sobie poprawę reputacji oraz opiekę nad swoimi młodymi pobratymcami. Podobno każdy nowy nieumarły dostawał tam opiekuna, który dbał o to, by jego podopieczny nie zdziczał i pożywiał się w sposób bezpieczny dla żywiciela. Ponadto miedzy elfickimi wampirami istniało coś na kształt telepatycznej więzi, więc starszyzna mogła wyczuć, kiedy któryś z nowo-powstałych przestawał kontrolować głód.
- Jedna grupa i takie dwie skrajne postawy… Ciekawe jaką zasadą kieruje się tych dwoje? – zastanawiała się Maie.
Po chwili odrzuciła te myśli i uśmiechnęła się krótko, acz przyjaźnie do maga, który wspaniałomyślnie zaoferował poprawę smaku jej krwawego grzańca.
- Dzięki ale chyba spasuję – odsunęła kufel na bok - Dzisiaj i tak już za dużo wypiłam.
Dostrzegła, że jeden z wampirów zbliżał się do jej stolika. Kiedy dotarł na miejsce i przemówił ton jego głosu nie zdradzał gniewu. Raczej coś na kształt ciekawości.
- Witaj – kiwnęła mu głową na powitanie – właściwie to miałam się tu z kimś spotkać ale cóż...– wzruszyła ramionami – Nie wyszło.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Roshio
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Człowiek (mag)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Roshio »

- Witam - odpowiedział na przywitanie mężczyzny który to podszedł po nim do stolika
- Tak na prawdę zgadł Pan cel mojej podróży - ciągnął z miłym tonem

Mag przez chwilę zastanawiał się czy nie ma czasem do czynienia z jednym z kupców, który to chciałby naprędce coś sprzedać, a to coś zazwyczaj okazywało się bublem. Lecz po szybkim zlustrowaniu doszedł do wniosku, że jest to wielce nieprawdopodobne. Jednak nie opuszczała jego głowy myśl co ten mężczyzna mógł oczekiwać.

- Słyszałem, że rynek jest tutaj całkiem pokaźny. Lecz z tego co zdążyłem zauważyć, to towarami wcale nie wyróżnia się na tle innych. Ba, mało tego widziałem nawet ciekawsze okazy w znacznie mniejszych i mniej znaczących miastach.

Roshio postanowił trochę podroczyć się z tym nowo przybyłym mężczyzną. Jeśli nie był kupcem, to zapewne musiał być miejscowym. Może uda mu się dowiedzieć czegoś interesującego na temat tego miasta.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Książę nadzwyczaj szybko znalazł przysłowiowy wspólny język z nowo przybyłymi - parającym się magią śmiertelnikiem i dziwną dziewczyną, która nie należała do żadnej ze znanych Medardowi ras. Na pewno też nie była to rasa spotykana w Karnsteinie, a w księstwie nawet paradujące radośnie po mieście centaury się zdarzały. Jednak niczego ze spotykanych w ojczyźnie inteligentnych istot owa osobniczka nie przypominała, natomiast czarownik wyglądał na turystę, który przybył raczej w celach rozrywkowo-handlowych, aniżeli związanych z profesją czy pasją. Medard upił łyk z kielicha, który przytaszczył ze sobą, a po chwili odpowiedział:
- No cóż, najwidoczniej człek ów miał ważniejsze sprawy na głowie. Choć śmiem twierdzić. iż niewiele świat zna takowych, które mężczyzna przedkłada nad spotkanie z piękną niewiastą. Zbyt długo przebywałem wśród gminu, zatem i maniery musiałem chcąc nie chcąc do tego dostosować. Wybaczcie, podróże czynią swoje. Jestem Medard von Karnstein - wykonał charakterystyczny dla wyższych sfer gest kapeluszem, odchrząknął, po czym kontynuował- widzę też, że jesteś waść obyty w świecie, jak na maga przystało. Przyznaję, ostatnio Vaerren zeszło na psy pod względem handlu dobrami doczesnymi, ale nie nimi samymi żyje śmier..., khhe, człowiek. Podczas wypadów do Kryształowego Królestwa Elfów udało mi się natrafić na kunsztowniej wykonane przedmioty, zwłaszcza militaria i ozdobne naczynia. Elfowie mają dar tworzenia prawdziwych arcydzieł, musicie chyba przyznać.
- A Ciebie, młoda damo, co sprowadza do Karnsteinu? Widzę, że nie za bardzo interesują cię wystawiane na targu towary. Czyżby nocne życie miasta? - spytał, oczekując na odpowiedź.
Kątem oka zerkał, co też porabia Klivien. Dostrzegł, że dziewczyna wychodzi poszperać wśród jarmarcznych towarów, a nuż widelec znajdzie coś dla siebie. Słońce było już wysoko na nieboskłonie, a to oznaczało niebezpieczeństwo dla większości wampirów...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Roshio
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Człowiek (mag)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Roshio »

- To prawda, że elfy mają skłonność do ozdabiania wszystkich swoich towarów. Jednak uważam, że wiąże się to zazwyczaj z wielkim zadufaniem w swojej rasie i chęci wywyższenia się nad inne. Nie raz byłem już świadkiem, jak ich kunsztownie wykonane bronie łamały się od pierwszego lepszego uderzenia, no ale to nie czas ani miejsce na takie dyskusje.

Mag od razu zauważył zbieżność w tytule Medard'a jak i nazwie prowincji. Wątpił w zbieg okoliczności, gdyż zazwyczaj takowe się nie zdarzały. Po prawdzie mógł się podszywać pod kogoś bardziej znaczącego, lecz otwartość z jaką się przedstawiał świadczyła albo o prawdzie płynącej z jego ust, albo o wielkiej potędze dzięki której nikt nie chciał skorygować tego oszczerstwa.

- Ależ gdzie są moje maniery - ciągnął dalej - zwą mnie Roshio

Mag zauważył, że w momencie gdy jego rozmówca dostrzegł wychodzącą z karczmy kobietę na jego twarzy pojawił się objaw troski. Lecz był on na tyle krótki, że można by było go pomylić z czymś innym. Nie mniej jednak, była piękna słoneczna pogoda, a to dodało kolejnych argumentów za tym, kim mógł być ten zapewne szlachetnie urodzony. Po pierwsze zamiana trunku w krew. Oczywiście mógł być to zwykły psikus, lecz dlaczego został wybrany właśnie ten płyn. Istniało wiele bardziej odrażających substancji niż właśnie ta. Druga informacja doszła już od samego mężczyzny. Życie nocne. Zapytał się o to kobiety siedzącej aktualnie przy stole. Jakież to mogło istnieć życie nocne. W miastach zazwyczaj istniała godzina policyjna wiążąca się z częstszymi lub rzadszymi patrolami, przez co naprawdę małe grupki mogły się swobodnie poruszać, a sądząc po tym, że kobieta raczej nie pochodziła z tych okolic to było to bardzo dziwne pytanie. Ostatecznie ten słoneczny dzień. Roshio postanowił trzymać swoje przypuszczenia jak na razie tylko w swojej głowie. Było by niezręcznie doprowadzić do konfrontacji, w której jego teza okazała by się niesłuszna. Z drugiej strony był bardzo ciekawy, jak sprawy się potoczą jeżeli jego przypuszczenia były by prawdziwe.

- Nie chciał bym być nieuprzejmy, lecz czy mógłby mi Pan polecić jakieś ciekawe do zwiedzenia przybytki ?? Był bym bardzo wdzięczny, tym bardziej, że jestem w mieście od krótkiego czasu a nie chciał bym tracić zbyt wiele czasu.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Wzmianka Roshia o zadufaniu w sobie elfów oraz wadliwości ich rękodzieła wprawiły Maie w spore osłupienie. A ponieważ miała wśród prawadnych kilkoro dobrych znajomych, ta uwaga ubodła ją osobiście. Oczywiście elfy doskonale zdawały sobie sprawę ze swojej wartości oraz wyjątkowych umiejętności rzemieślniczych ale cóż w tym dziwnego? O elfim profesjonalizmie, przywiązaniu do detali i perfekcyjnego wykonania wiedzieli wszyscy. Kiedy decydujesz się na zakup ekwipunku i chcesz, żeby służył ci długo i niezawodnie idziesz do elfiego zbrojmistrza. Oczywiście zakładając, że byłoby cię na to stać. Elfy nie potrzebowały stosować oszustw i czczych przechwałek, żeby zarabiać na swoich wyrobach. Jakość ich towarów broniła się sama.
- Wybacz Panie Roshio ale chyba padłeś ofiara oszusta. Elfy zbyt cenią sobie reputację swoich wyrobów, żeby wypuścić na rynek bubel podobny do tego, o którym opowiadasz. Zbyt dużo sparingów odbyłam z elfami magami, żeby uwierzyć, że dobrowolnie i świadomie mogliby coś zaniedbać lub wykonać niedbale. Już prędzej uwierzyłbym, że to co oglądałeś było wyrobem ludzkim, nieudolnie imitującym elfi. Oczywiście na pierwszy rzut oka wiele podróbek nie sposób odróżnić od oryginału ale na szczęście… - kobieta uśmiechnęła się złośliwie i spojrzała wprost w osłonięta kapturem twarz maga – …prawdziwe wytwory elfów maja ładniejsze ozdóbki - ostatnie słowa wypowiedziała szeptem. Następnie odwróciła się z powrotem w stronę wampira.
- No ale nie czas na takie dyskusje. Jestem Gardenia. Wracam z wypraw do Alarani…eh... – chciała dodać "przeciw nieumarłym" ale w porę ugryzła się w język – ...do obrony miast przed atakami wyjętych spod prawa nekromantów. Niestety, nasz statek został uszkodzony i trzeba było wyprawę odłożyć. W drodze powrotnej wstąpiłam tutaj na odpoczynek i przy okazji poznałam pewnego barda. Mieliśmy się tu dziś spotkać, żeby przekazał mi podstawy gry na tym instrumencie. – wyjęła z sakwy miedzianą harmonijkę i położyła na stole – Jest to dla mnie bardzo ważne.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Na wieść o rzekomym zakupie wykonanych niby to przez elfy bubli rozpadających się po pierwszym użyciu Medard o mały włos nie pękł ze śmiechu. Co jak co, ale przecież refleksyjne łuki kompozytowe czy lekkie jednoręczne miecze spod rąk Pradawnych zbrojmistrzów należą od dawien dawna do światowej elity - każdy szanujący się wojownik, a już na pewno szlachcic dążył do posiadania takiego majstersztyku sztuki militarnej i zdobniczej zarazem. Chyba że ów wspomniany przez maga nieszczęśnik nabył liche towary od lubującego się w różnego rodzaju dowcipach mrocznego elfa o naturze zgrywusa i cynicznym uśmieszku szydercy. Powstrzymując śmiech odpowiedział Roshiowi:
- Chyba znajomi Waszeci mieli wątpliwą przyjemność nabycia szajsu od illiryjskiego sklepikarza. Musicie bowiem wiedzieć, że ciemnoskórzy pobratymcy osławionych Pradawnych uwielbiają tego typu psikusy, strojenie żartów ze wszystkiego i wszystkich wokół, a także walkę przy użyciu wymyślnych egzotycznych czasem broni. Jeśli nie nabyli tego syfu od śmier...dzącego ludzkiego skunksa, który chciał się dorobić cudzym kosztem, to ani chybi któryś z mrocznych elfów musiał maczać palce w tym procederze. Nie wierzę, by szlachetni Elfowie mieli zrobić coś takiego - przecież to perfekcjoniści! To wręcz nieprawdopodobne.
Szept Gardenii nie był dla wąpierza czymś niemożliwym do zauważenia i odczytania - szybko wtrącił więc swoje trzy miedziaki:
- Tak, zdobnictwo elfie jest nie do pomylenia z niczym, a na pewno nie z dziełem rąk śmiertelnika. Bubel taki, udający wyrób Pradawnego -Elfa czy smoka- ma służyć chyba tylko jednemu - chybkiemu nabiciu trzosa oszustowi, nieprawdaż? Mogłabyś mi zdradzić, jakiej to rasy byli owi nekromanci, ponoć zagrażający alarańskiemu istnieniu? Ciekaw jestem również, kto uszkodził wasz statek i jak poważne są to zniszczenia. Jeśli mogę pomóc, chętnie przyczynię się do ujęcia tych nicponi - sama musisz przyznać, że w każdej rasie znajdziemy autorytety i skurwysynów. Jedni i drudzy żyją obok nas, niestety tym ostatnim jakoś lepiej się powodzi. Czy musimy na to pozwalać? Mam też nadzieję, że bard, na którego czekasz zrobi z harmonijki właściwy użytek i nauczy cię grać na tym cudownym instrumencie. Wiadomo, co się z nim stało?
Medard zwrócił uwagę na pytanie i jednocześnie prośbę maga o wskazanie co ciekawszych obiektów godnych polecenia turyście zwiedzającemu Vaerren. Wreszcie mógł się wykazać. Niemal od razu zaoferował swą pomoc:
- Nie tylko mógłbym, ale także chętnie Was oprowadzę. Bele hreczkosiej nie wszędzie zostanie wpuszczony. Możemy wyruszyć od razu, ale uprzedzam - wyprawa może zająć nawet dobę - powinniście zobaczyć wszystko, a część z atrakcji niestety otwarta jest po zachodzie słońca. Widział kto kiedy, by taki dajmy na to lupanar czy jaskinia hazardu działały w biały dzień? W Karnsteinie nie ma czegoś takiego jak godzina policyjna - tu każdy nosi broń i w razie potrzeby przepędzi napastnika gdzie pieprz rośnie. Nigdy nie wiadomo, co czai się za najbliższym węgłem... - rzucił, a gdy zakończył wywód, upił trochę wina z kielicha i czekał na odpowiedź towarzyszy.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Roshio
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Człowiek (mag)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Roshio »

"I znowu te elfoluby"

Roshio nie mógł zrozumieć tego, że prawie każdy kogo spotkał miał niebotycznie dobre zdanie o tej przeklętej rasie. Nie miało znaczenia kim była dana osoba, wojownikiem, złodziejem, magiem, czarnoksiężnikiem, chłopem, szlachcicem. Każdy z nich wywyższał elfy. No ale czego mógł się spodziewać. W końcu była to starożytna rasa, a ludzie zostali wychowani tak a nie inaczej. Z pokolenia na pokolenie przekazywano sobie wieści o doskonałości i perfekcji tych szpiczastouszych. Jednak Roshio cieszył się z tego, że nie nastąpiły jeszcze czasy w których byli by oni czczeni na równi z bogami. Lecz jednak to nie był ani czas, ani miejsce na tego typu dyskusje. Co najważniejsze brakowało mu aktualnych dowodów,

- Z chęcią przyjmę Pana propozycję. Jestem pewien, że gdybym nie skorzystał z tej okazji, to już zawsze bym tego żałował.
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Jakiś czas leżała spoglądając w sufit. Czuła się jak w klatce. W Arturonie za dnia mogła poruszać się swobodnie kanałami. Tutaj zdana była na czekanie w szynku do zmierzchu. Do tego skóra na obojczyku wciąż ją dotkliwie paliła. Wstała po namyśle i ponownie nałożyła szal. Tym razem okręciła go wokół szyi, żeby zasłonił poparzenie. Zeszła do głównej sali i usiadła przy barze zamawiając krew. Postanowiła spróbować w tym celu nazwy drinka stosowaną w Arturonie. Barman wybałuszył na nią oczy, ale po chwili stał przed nią trunek, który zamówiła.

Pociągnęła drobny łyk i teraz na nią przyszła kolej by się zaskoczyć. Krew niewątpliwie była ludzka. Pomyślała, że woli nie wiedzieć skąd ją biorą. Miała słuch nastawiony na odbiór głosów von Karnsteina i jego rozmówców. Akurat dosłyszała propozycję jaką im złożył i na jej ustach pojawił się cierpki uśmieszek, jakby popijała sok z cytryny. Dokończyła krwawego drinka i podeszła do stolika przy którym nieznajomi rozmawiali z wampirem. Zatrzymała się nieco za nim bez słowa i złożyła dłonie na przegubach łokci
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Maie wróciła pamięcią do wydarzeń z wyprawy do Alarani.
- Rekrutująca nas elfka opowiadała, że główne zagrożenie stanowią tam Liche oraz ich armia szkieletów. Co do naszego statku to w trakcie rejsu wpadł on na jakieś duże, morskie stworzenie. Uciekając w popłochu musiało jakoś zahaczyć o kadłub bo roztrzaskało tam kilka desek. Raczej nie był to zaplanowany atak. – powoli przeczesała ręką włosy – Co do barda to nie ma o czy mówić. Z pewnością znajdę jeszcze niejednego nauczyciela muzyki, któremu spodoba się moje złoto.
W tym czasie obok Medarda pojawiła się wampirzyca, która towarzyszyła mu jakiś czas temu. Na razie tylko stała obok, przysłuchując się rozmowie i nie zabierając głosu.
- W porządku. Spotkajmy się więc tu znowu po zachodzie słońca – Gardenia uśmiechnęła się z entuzjazmem – Chętnie zobaczę co ciekawego ma do zaoferowania to miejsce.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Na wieść o możliwym udziale tak zwanego morskiego potwora w unieruchomieniu statku na jakiś czas Medard jeszcze bardziej wdał się w dyskusję. Ongiś pasjonowały go relikty dawnych er mieszkające sobie w oceanach nie niepokojone przez nikogo. Jeden z nich zderzył się z okrętem, którego załoga wyruszyła w sukurs ziomkom atakowanym przez żądne władzy i niewolników liche. Odpowiedział niebawem:
- Zdaje mi się, że kiedyś opis podobnej katastrofy obił mi się o uszy. Ba, widziałem nawet wyrwę, którą spowodowało zderzenie z "potworem", "lewiatanem", a jak się później okazało odległym kuzynem waranów - mozazaurem. Skurczybyk potrafi osiągać nawet i siedemnaście metrów długości, lecz tamten mierzył co najwyżej jakieś dziesięć. W toni oceanicznej spotyka się także ryby podobnych rozmiarów, jednakże w większości przypadków to łagodne stworzenia, żywiące się tym, co odfiltrują z wody lub wodorostami. Statek mógł też zderzyć się z kaszalotem bądź kałamarnicą, ale te zwierzęta rzadko wynurzają się na taką głębokość. Być może nieznany nam gatunek przyczynił się do uszkodzenia twojego statku, mam nadzieję, że miasta, którym wyruszaliście z odsieczą, nie ucierpiały na tym za bardzo. Liche nie należą do stworzeń przyjaźnie nastawionych do świata, Karnstein kilkanaście lat temu miał problem z jednym takim, na szczęście dla nas udało się go odesłać na tamten świat.
Medard w myślach planował pomału trasę "wycieczki", by przybysze - magus Roshio i przedstawicielka dziwnej rasy o imieniu Gardenia choć pobieżnie poznali uroki przepięknego Vaerren. Nad miastem górowała wieża, o której powstaniu niejeden bard spisywał klechdy i podania. Wiele z nich z powodzeniem należałoby włożyć między bajki, lecz prawdziwa historia jest równie pasjonująca i niepowtarzalna. Wąpierz przypominał sobie, jak dziadek opowiadał mu ją podczas wizyt w mieście, a brzmiała ona mniej więcej tak:
Wieża owa była ongiś zwykłą basztą, którą miejscowi magowie śmierci obrali za siedzibę gildii. Przez około trzy czwarte wieku wokół panował względny spokój. Do czasu, gdy nad miastem można było zaobserwować taniec godowy karłowatych rdzawych smoków. Nazwa "karłowaty w odniesieniu do tak olbrzymiego gada oznacza zwierza mniej więcej rozmiarów dorodnego samca mamuta. Dwaj rywale starli się w powietrzu tuż nad gildyjnym budynkiem, by po krótkiej wymianie ciosów to paszczą, to łapskami i smaganiem biczowatym ogonem młodszy gad ustąpił. Oba samce były jednak na tyle blisko wieży, że w żaden sposób nie mogły uniknąć zderzenia z wytworem cywilizacji. Wykonały co prawda unik, lecz każdy zmiótł cielskiem kawał obejmujący dwa-trzy pomieszczenia na środkowych piętrach. Budynek nie zawalił się, ale nie powrócił do dawnej fizjonomii - magom spodobał się bowiem falliczny kształt ich siedziby. Jeden z wizytujących ówcześnie gości krzyknął z wrażenia: Patrzcie ludzie, jaki kutacz sterczy na rynku!" i tak już zostało - odtąd miejscowi zwali basztę kutaczem czarownika.
- Twoje złoto, Gardenio, szybko znajdzie amatora posiadającego odpowiednie umiejętności. Niech zatem będzie - jesteśmy umówieni.
Następnie Medard zwrócił się do maga, który nadzwyczaj chętnie przystał na jego propozycję:
- Nie będziesz niczego żałował, mości magusie. Jest tu kilka rzeczy, które każdy parający się czarami powinien zobaczyć. Na przykład siedziba gildii magów śmierci. Coś zaniepokoiło go, jakby ktoś obserwował ich z daleka. Nie mylił się tym razem - wciągnął powietrze nosem i niemal od razu wyczuł obecność Klivien w pobliżu. Odwrócił się do niej i spytał:
- Przyłączysz się? W mieście jest parę rzeczy, które powinny Cię zainteresować.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Po zakończeniu rozmowy Gardenia opuściła oberżę i ruszyła w dół ulicą. Prosto na rynek gdzie mogła podziwiać wystawione na sprzedaż towary, pochodzące z różnych zakątków świata. Po kilku godzinach wróciła bogatsza o niezwykle miękki, jedwabny szal oraz buteleczkę jasnożółtego likieru. Maie spojrzała w niebo. Słońce wciąż świeciło na niebie a więc do spotkania pozostało jeszcze trochę czasu. Następnie udała się do parku, gdzie można było zwykle spotkać trenujących swoje umiejętności muzyków i bardów. Kolejne 2 godziny spędziła na słuchaniu i obserwacji gry dwójki zmiennokształtnych oraz człowieka. Co prawda żaden z nich nie używał harmonijki, ani nawet czegoś co by ją przypominało, ale i bez tego muzyka jaką tworzyli warta była uwagi. Słuchając jej Gardenia czuła się coraz bardziej spokojna i odprężona. Nagle naszła ją ochota, żeby wzbić się w powietrze i przeciąć skrzydłami chmury.
Tak też uczyniła.
Kiedy słońce skryło się za horyzontem wylądowała przed drzwiami oberży w swojej standardowej, ludzkiej formie, po czym wkroczyła do środka.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość