Re: Karczma "Serce Posejdona"
: Nie Sie 15, 2010 1:48 pm
Zastanawiała się, jakie ma wyjścia z sytuacji i niestety nie widziała żadnych. Ledun ponownie zajął się pisaniem czegoś i Naeve zastanawiała się po co, skoro to i tak jest tylko jego sen.
- No dobrze - mężczyzna odłożył ponownie pióro i wstał. - Czas brać się do pracy.
Naeve obserwowała, jak chodzi po komnacie. Jego ruchy były miękkie i zwinne, pełne gracji, jakiej nie widziała nigdy u któregokolwiek z ludzi, których spotkała.
- Długo zastanawiałem się, co z tobą zrobić. Wbrew temu, co mogłabyś w tej chwili o mnie myśleć, nie lubię rozwiązań siłowych. Dużo bardziej - mówił, rozkładając na wcześniej uprzątniętym stole kawałki potłuczonego lustra - wolę subtelniejsze sposoby przywoływania innych do porządku. Jednak sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy oboje nie dała mi niestety wyjścia.
Naeve rozpaczliwie próbowała skontaktować się z Yornem. Nie dbała o środki ostrożności krzycząc mentalnie do ptaka by uciekał. Albo sprowadził pomoc. Jednak uśmieszek, jaki pojawił się na twarzy Leduna mówił jej, że albo powinna przestać albo jej wysiłki nie przyniosą żadnych rezultatów. Zamilkła więc.
- A teraz, moja droga, nie bądź głupia i nie opieraj się - wyciągnął otwartą dłoń w jej kierunku. - Podaj mi dłoń, no, bez ociągania. Nie mamy czasu.
Zrobiła to, co kazał - w jego oczach wyczytała, że zrobi to, co chce zrobić z jej pomocą lub bez niej.
Uchwycił jej rękę w nadgarstku i przyciągnął do siebie.
- A teraz... - rzekł wyciągając z niej złotą nić - czeka nas najtrudniejsza część. Podzielimy twoją duszę na części i każdy z nich zamkniemy w jednym kawałków, które widzisz. Tutaj, w moim śnie, są one razem. Jednak w rzeczywistości leżą rozrzucone po świecie. Byłoby więc dość kłopotliwym odnalezienie ich i połączenie w całość...
Naeve słabła. Miała wrażenie - i tak zapewne było - że mężczyzna wyciąga z niej życie. W pewnym momencie urwał złotą nić, którą wyciągnął z jej nadgarstka i ostrożnie wpuścił w lustro. Czynność ponawiał pięć razy.
- Już, już kończymy - mówił spokojnym, uspokajającym głosem. - Jeszcze tylko chwilka i będzie po wszystkim. A może i nie... - westchnął, prostując się i jakby czegoś nasłuchując. - Ktoś chyba chce nam przeszkodzić. No dobrze. To i tak wystarczy - puścił jej rękę, a ona opadła na fotel i o mało się z niego nie zsunęła - bo twojej duszy nie wystarczy teraz dla twojego ciała. Do którego zaraz wrócisz...
Nie słyszała już co mówił - chyba traciła przytomność.
Gdyby nie zniszczenia, wnętrze domu robiłoby zapewne niezwykłe wrażenie.
Kiedy Niall wszedł po schodach na górę, dowiedział się od jednego ze służących - który informacji udzielił w zamian za oszczędzenie życia - że pan Ledun znajduje się w pokoju na końcu korytarza.
Zachowując ostrożność wszedł do środka.
- Och, witaj chłopcze - powiedział siwy mężczyzna, poprawiając czarny, pięknie zdobiony płaszcz, który miał na sobie. - I żegnaj chłopcze - rzekł teleportując się w sobie tylko znane miejsce.
Niall, kiedy tylko spróbował sprawdzić, co z kobietą odkrył, że jej ciało umarło.
Ciąg dalszy Naeve...
- No dobrze - mężczyzna odłożył ponownie pióro i wstał. - Czas brać się do pracy.
Naeve obserwowała, jak chodzi po komnacie. Jego ruchy były miękkie i zwinne, pełne gracji, jakiej nie widziała nigdy u któregokolwiek z ludzi, których spotkała.
- Długo zastanawiałem się, co z tobą zrobić. Wbrew temu, co mogłabyś w tej chwili o mnie myśleć, nie lubię rozwiązań siłowych. Dużo bardziej - mówił, rozkładając na wcześniej uprzątniętym stole kawałki potłuczonego lustra - wolę subtelniejsze sposoby przywoływania innych do porządku. Jednak sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy oboje nie dała mi niestety wyjścia.
Naeve rozpaczliwie próbowała skontaktować się z Yornem. Nie dbała o środki ostrożności krzycząc mentalnie do ptaka by uciekał. Albo sprowadził pomoc. Jednak uśmieszek, jaki pojawił się na twarzy Leduna mówił jej, że albo powinna przestać albo jej wysiłki nie przyniosą żadnych rezultatów. Zamilkła więc.
- A teraz, moja droga, nie bądź głupia i nie opieraj się - wyciągnął otwartą dłoń w jej kierunku. - Podaj mi dłoń, no, bez ociągania. Nie mamy czasu.
Zrobiła to, co kazał - w jego oczach wyczytała, że zrobi to, co chce zrobić z jej pomocą lub bez niej.
Uchwycił jej rękę w nadgarstku i przyciągnął do siebie.
- A teraz... - rzekł wyciągając z niej złotą nić - czeka nas najtrudniejsza część. Podzielimy twoją duszę na części i każdy z nich zamkniemy w jednym kawałków, które widzisz. Tutaj, w moim śnie, są one razem. Jednak w rzeczywistości leżą rozrzucone po świecie. Byłoby więc dość kłopotliwym odnalezienie ich i połączenie w całość...
Naeve słabła. Miała wrażenie - i tak zapewne było - że mężczyzna wyciąga z niej życie. W pewnym momencie urwał złotą nić, którą wyciągnął z jej nadgarstka i ostrożnie wpuścił w lustro. Czynność ponawiał pięć razy.
- Już, już kończymy - mówił spokojnym, uspokajającym głosem. - Jeszcze tylko chwilka i będzie po wszystkim. A może i nie... - westchnął, prostując się i jakby czegoś nasłuchując. - Ktoś chyba chce nam przeszkodzić. No dobrze. To i tak wystarczy - puścił jej rękę, a ona opadła na fotel i o mało się z niego nie zsunęła - bo twojej duszy nie wystarczy teraz dla twojego ciała. Do którego zaraz wrócisz...
Nie słyszała już co mówił - chyba traciła przytomność.
Gdyby nie zniszczenia, wnętrze domu robiłoby zapewne niezwykłe wrażenie.
Kiedy Niall wszedł po schodach na górę, dowiedział się od jednego ze służących - który informacji udzielił w zamian za oszczędzenie życia - że pan Ledun znajduje się w pokoju na końcu korytarza.
Zachowując ostrożność wszedł do środka.
- Och, witaj chłopcze - powiedział siwy mężczyzna, poprawiając czarny, pięknie zdobiony płaszcz, który miał na sobie. - I żegnaj chłopcze - rzekł teleportując się w sobie tylko znane miejsce.
Niall, kiedy tylko spróbował sprawdzić, co z kobietą odkrył, że jej ciało umarło.
Ciąg dalszy Naeve...