Widma
: Pią Lis 05, 2021 6:36 pm
- A jednak... uciekasz mi!? - wybełkotała zdziwiona. Postać, którą goniła, jakby osunęła się w cień. Blanche nie była pewna, w którą stronę się skierowała, więc po prostu poszła przed siebie.
- Jak natrafisz na mojego brata, to dopiero będziesz mieć problem! - krzyknęła. - Ja ci tu pomogę, chcę tylko... pogadać...
Kapłanka zdawała się trzeźwieć. Przynajmniej te ostatnie hasła wypowiedziała dużo przytomniej. Zaczęła się też zastanawiać, co tak bardzo ją przyciąga w stronę tej tajemniczej osoby? Jednak skupić uwagi na rozmyślaniu nie dała rady na zbyt długo - ze względu na wiadomy stan. W końcu stanęła prosto, przypatrując się schodom. Miała dziwne wrażenie, że nie zna tego korytarza... To zbiło ją z tropu. Na schodach pojawiła się znowu ta postać widziana w lustrze. Jakby wyszła z cienia... Miała na sobie ciemną, długą, bardzo skromną szatę, a twarz zasłaniała dużym kapturem.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy... - Blanche powiedziała, trochę jakby rozmawiała z przestraszonym zwierzątkiem. Próbowała też podejść do niej, ostrożnie i powoli... ale "próbowała" to słowo kluczowe. Ilość alkoholu jaką wypiła utrudniała to zadanie.
- Ach tak? - odezwała się kobieta w czerni. Jej głos był dziwnym połączeniem przeszywającego szeptu, wrzasku i melodyjnego pomruku. Anielica stanęła jak oczarowana, przestraszona i onieśmielona. Zaniemówiła. Czy to jakiś rodzaj magii? A może ona ma halucynacje pod wpływem czegoś, co wypiła lub zjadła?...
Kobieta w ciemnej szacie odwróciła się od niej i weszła przez drzwi na szczycie schodów.
- Zaczekaj, proszę! - krzyknęła jeszcze raz błogosławiona.
**
Szlachta zaczęła mocno niepokoić się działaniami, że tak to zgrabnie ujmując, militarnymi, które zarządził panicz. Coraz więcej arystokratów zachodziło pytać, co się dzieje, że straże rozpoczęły tak intensywne patrole. W dodatku wszystkie jednostki na raz! Fama i plotki zaczęły się roznosić z prędkością światła, jak na "cichą robotę" przystało. Do stopnia w którym znikąd pojawił się kapitan Trudeau ze swoim małym oddziałem.
- Panienka Blanche jest w niebezpieczeństwie!? Takie wieści otrzymaliśmy od posłańca! Paniczu Robinie, proszę pozwolić nam działać!
Mimo niezapowiedzianej wizyty, brat niebianki przyjął pomoc z ulgą. Wyglądał na zdruzgotanego.
- Ta posiadłość jest wielka, nie mam pojęcia gdzie może być, obawiam się, że mogła zostać porwana... - mówił urywkami zdań, nie będąc w stanie zbytnio złożyć jednej konkretnej myśli. Chodził w kółku, nie umiejąc znaleźć sobie miejsca. - A ja poszedłem sprawdzić skarbiec... Ona dużo wypiła... może sama się gdzieś zgubiła...
**
Strażnicy szybko odnaleźli służące obezwładnione przez włamywaczy. Zanieśli je na górę, nadal nieprzytomne, ale oddychające.
- Znaleźliśmy je w piwnicach. Okno było otwarte. Jednak żadnych śladów panny Blanche. Żadnych śladów walki również.
Robin słysząc to rozpłakał się jak dziecko. Rachmistrz jedynie klepał go po ramieniu i próbował go pocieszyć.
**
- To... A-ale... - Blanche wydała się bardzo zdezorientowana. Miała dziwne wrażenie, że korytarz jakim wcześniej szła się zmienił... Zamiast drzwi na szczycie był kolejny korytarz i jeszcze więcej wejść?... Chyba jest zbyt pijana... nie ogarnia rzeczywistości...
- Widziałaś ją tu? Kobietę w czerni? - spytała słabym głosem, zanim osunęła się z tej mieszaniny alkoholu, emocji, dziwnych stanów psychotycznych prosto w ramiona Semiramidy.
- Jak natrafisz na mojego brata, to dopiero będziesz mieć problem! - krzyknęła. - Ja ci tu pomogę, chcę tylko... pogadać...
Kapłanka zdawała się trzeźwieć. Przynajmniej te ostatnie hasła wypowiedziała dużo przytomniej. Zaczęła się też zastanawiać, co tak bardzo ją przyciąga w stronę tej tajemniczej osoby? Jednak skupić uwagi na rozmyślaniu nie dała rady na zbyt długo - ze względu na wiadomy stan. W końcu stanęła prosto, przypatrując się schodom. Miała dziwne wrażenie, że nie zna tego korytarza... To zbiło ją z tropu. Na schodach pojawiła się znowu ta postać widziana w lustrze. Jakby wyszła z cienia... Miała na sobie ciemną, długą, bardzo skromną szatę, a twarz zasłaniała dużym kapturem.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy... - Blanche powiedziała, trochę jakby rozmawiała z przestraszonym zwierzątkiem. Próbowała też podejść do niej, ostrożnie i powoli... ale "próbowała" to słowo kluczowe. Ilość alkoholu jaką wypiła utrudniała to zadanie.
- Ach tak? - odezwała się kobieta w czerni. Jej głos był dziwnym połączeniem przeszywającego szeptu, wrzasku i melodyjnego pomruku. Anielica stanęła jak oczarowana, przestraszona i onieśmielona. Zaniemówiła. Czy to jakiś rodzaj magii? A może ona ma halucynacje pod wpływem czegoś, co wypiła lub zjadła?...
Kobieta w ciemnej szacie odwróciła się od niej i weszła przez drzwi na szczycie schodów.
- Zaczekaj, proszę! - krzyknęła jeszcze raz błogosławiona.
**
Szlachta zaczęła mocno niepokoić się działaniami, że tak to zgrabnie ujmując, militarnymi, które zarządził panicz. Coraz więcej arystokratów zachodziło pytać, co się dzieje, że straże rozpoczęły tak intensywne patrole. W dodatku wszystkie jednostki na raz! Fama i plotki zaczęły się roznosić z prędkością światła, jak na "cichą robotę" przystało. Do stopnia w którym znikąd pojawił się kapitan Trudeau ze swoim małym oddziałem.
- Panienka Blanche jest w niebezpieczeństwie!? Takie wieści otrzymaliśmy od posłańca! Paniczu Robinie, proszę pozwolić nam działać!
Mimo niezapowiedzianej wizyty, brat niebianki przyjął pomoc z ulgą. Wyglądał na zdruzgotanego.
- Ta posiadłość jest wielka, nie mam pojęcia gdzie może być, obawiam się, że mogła zostać porwana... - mówił urywkami zdań, nie będąc w stanie zbytnio złożyć jednej konkretnej myśli. Chodził w kółku, nie umiejąc znaleźć sobie miejsca. - A ja poszedłem sprawdzić skarbiec... Ona dużo wypiła... może sama się gdzieś zgubiła...
**
Strażnicy szybko odnaleźli służące obezwładnione przez włamywaczy. Zanieśli je na górę, nadal nieprzytomne, ale oddychające.
- Znaleźliśmy je w piwnicach. Okno było otwarte. Jednak żadnych śladów panny Blanche. Żadnych śladów walki również.
Robin słysząc to rozpłakał się jak dziecko. Rachmistrz jedynie klepał go po ramieniu i próbował go pocieszyć.
**
- To... A-ale... - Blanche wydała się bardzo zdezorientowana. Miała dziwne wrażenie, że korytarz jakim wcześniej szła się zmienił... Zamiast drzwi na szczycie był kolejny korytarz i jeszcze więcej wejść?... Chyba jest zbyt pijana... nie ogarnia rzeczywistości...
- Widziałaś ją tu? Kobietę w czerni? - spytała słabym głosem, zanim osunęła się z tej mieszaniny alkoholu, emocji, dziwnych stanów psychotycznych prosto w ramiona Semiramidy.