Dalekie Krainy ⇒ [Równina Rafgar i okolice] Wskaż mi drogę
- Aldaren
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
- Kontakt:
- Spodziewaj się, że następnym razem też kupię na zapas, jak nie będziesz widział, ale wtedy dostaniesz, gdy będziesz grzeczny - poinformował błogosławionego, przyglądając się z rozbawieniem jak ten zajadał się łakociami. Pogłaskał go przy tym lekko po głowie, ale nie długo i tak, by nie przeszkadzać mu w jedzeniu.
Oj, gdyby przez to spadł mitrze choć okruszek czekolady albo co gorsza kawałek owocu, wampir najpewniej zginąłby okrutną śmiercią i to może nawet w chwili, dokonania przez siebie tego paskudnego przestępstwa. W końcu okrutny los spotykał tego, kto dziecku odbierał słodycze, a co dopiero w przypadku dorosłego dziecka... Aż strach o tym myśleć.
Uśmiechnął się, gdy z takim entuzjazmem została udzielona odpowiedź na jego pytanie. Zastanawiał się jak zachować tę chwilę na dłużej albo najlepiej zatrzymać ją już na wieki w czasie. Niby mógłby w domu zrobić takie szaszłyki, kiedy tylko Mitra by zechciał, ale z owocami w Maurii był ten problem, że albo nie były zbyt dobre przez małą ilość słońca, bądź zbyt dużą ilość magii wykorzystanej przy wzroście takich owoców, albo były bardzo drogie, bo sprowadzane do miasta z różnych zakątków Alaranii. Już nie wspominając o samej czekoladzie. Niby nie powinien myśleć co zrobić, gdy już wrócą do Maurii, nawet w takim kontekście, skoro praktycznie jeszcze nawet porządnie nie zaczęli swoich wakacji, ale mimo wszystko Aldaren wolał zawczasu o wszystkim pomyśleć. Nie chciał by takie słodycze były dostępne dla jego ukochanego tylko raz na prasmoczy rok, gdy będą na wakacjach i to w tych stronach. O ile w ogóle jeszcze kiedyś wybiorą się w jakąkolwiek podróż.
- Coś mi się wydaje, że nie ma dla ciebie znaczenia jaki owoc, tylko to, że w czekoladzie - zauważył z uśmiechem, po części rozczulony tym faktem. Chociaż mógł się mylić.
Zwłaszcza w trakcie jak i po tym pocałunku, który miał miejsce chwilę później. Nieczęsto Mitra całował wampira z taką pasją, zazwyczaj były to raczej przelotne buziaki choćby na dzień dobry i to niekoniecznie w usta. A te "prawdziwe", można by powiedzieć namiętne należały do rzadkości. Szczególnie kiedy to Mitra był inicjatorem takowych. Choć może gdyby było inaczej, gdyby nie zdarzały się raz na jakiś czas, nie były by wtedy takie wyjątkowe? W każdym razie... Aldarenowi nigdy nie przyszłoby do głowy, że Mitra by coś takiego zrobił w zupełnie obcym miejscu i to wcale nie wyludnionym, bo przecież doskonale dało się słyszeć gwar dochodzący z ulicy, a tym bardziej z dołu. I jeszcze to pytanie...sam w ogóle pomysł nekromanty na to by w taki sposób dać skrzypkowi do spróbowania przekąski, której nieumarłej nie mógłby normalnie skosztować, bo mogłoby się to skończyć zatruciem pokarmowym. Aż zaczął się martwić czy ta podróż czasem nie zaszkodziła jego ukochanemu, może Mitra oszalał przez to siedzenie zbyt długo na słońcu?
Oparł się swoim czołem o jego i odetchnął głęboko, chcąc pozbierać myśli po tym co właśnie się stało, powstrzymać się przed porwaniem nekromanty w ramiona, przygwożdżeniem go do materaca i powtórzeniem tego... Widział oczami wyobraźni jak zatapia po tym kły w jego delikatnej, świetlistej szyi... Będzie musiał go później jakoś subtelnie poprosić o to by Mitra postarał się tak więcej nie robić, a przynajmniej nie z zaskoczenia, bo przez to wzmagał się jego głód krwi.
Otworzył oczy i uniósł jedną brew, widząc jak niebianinowi się oczy błyszczą. Mitra się chyba dopiero rozkręcał.
- Widzę ten uśmiech - mruknął i znów odetchnął, po czym pocałował ukochanego w czoło, mając nadzieję, że uda mu się nekromantę w ten sposób nieco uspokoić. - Jak dobrze pamiętam, twoim pomysłem było się położyć i nieco zdrzemnąć - przypomniał tak dla pewności, by nie przyszło Mitrze do głowy coś jeszcze. Nie do końca rozumiał poczynania blondyna, przecież wydawało się, że jest dobrze tak jak jest: niewinne buziaki w przelocie, sporadyczne chwile, gdy mógł przytulić nekromantę i nie musieć go po tym przepraszać na kolanach przez następne dwa stulecia, spanie razem. Czego chcieć więcej?
Krwi...
Aldaren rzucił się twarzą w poduszkę, wykończony tym przeklętym słońcem, zwłaszcza tym dzisiejszym, które paliło jak ognista kula rozwścieczonego smoka. Chciał już być w Tartos i przez najbliższy tydzień nie musieć się praktycznie nigdzie ruszać, a już na pewno nie w prawie dwutygodniową drogę. W prawdzie byli już prawie u celu, ale w trakcie lotu będą jeszcze bardziej narażeni na działanie słońca, przecież w powietrzu nie ma ani jednego zacienionego miejsca. To będzie prawdziwa udręka, ale Mitra będzie miał niezapomniane przeżycia, nie każdy może sobie przecież pozwolić na lot na grzbiecie gryfa, nawet jeśli to zwykły gryf transportowy. Uśmiechnął się w duchu, gdy przypomniał sobie jaki Mitra był podekscytowany gdy usłyszał, że czeka ich lot na gryfie. Był to pomysł wart swojej ceny, bo radość błogosławionego była bezcenna, najwspanialsza nagroda jaką tylko wampir mógłby sobie wymarzyć za cały swój trud i starania.
Obrócił głowę w stronę niebianina, gdy ten odpowiedział i uśmiechnął się do niego czule, poprawiając się tak, by leżeć na boku, jedną rękę wyciągając przed siebie, by Mitra mógł na niej oprzeć swoją głowę. Kiedy jednak blondyn wtulił się w koszulę na piersi nieumarłego, Aldaren obrócił się lekko na plecy, by błogosławionemu było wygodniej. Objął go wtedy tą wyciągniętą ręką i delikatnie przytulając do siebie, ucałował go czule w głowę, a następnie sam zasnął.
Z początku myślał, że będzie to raczej niewykonalne przez wszelkie troski jakie go dopadły, gdy tylko się znaleźli w pokoju, zwłaszcza ten głód krwi, który zbudzony został ze swojego snu, po tym pocałunku, ale mimo wszystko nie było aż tak źle. Wystarczyło wtulić głowę w poduszkę, zamknąć oczy i skupić się na spokojnym oddechu oraz biciu serca ukochanego, który usnął w jego objęciach. Aldarenowi naprawdę nic więcej nie było potrzebne do szczęścia.
Kiedy Mitra się przebudził i nieco odsunął się od wampira, gdy przewrócił się na plecy, nieumarły zaraz przekręcił się na bok, prawie na brzuch, wtulając twarz w zagięcie między szyją i ramieniem nekromanty. Oddychał przez lekko rozchylone usta. Nadal obejmował go lekko ręką, tym razem drugą, którą można by powiedzieć przerzucił przez niego. Podobnie było z nogą wampira, choć nie na taką skalę, jedynie kolanem, nachodziła na kolano blondyna.
Aldaren westchnął cicho przez sen i lekko się skrzywił, gdy został szturchnięty przez partnera, by się zbudził. Nieco mocniej objął nekromantę, marszcząc przy tym nos.
- ...mmm...sss...tka...grr...nca... - wymruczał bełkotliwie przez sen, wtulając swoją twarz w szyję Mitry tak, że muskał jego skórę nosem i ustami. - ...rew...
Jego objęcia straciły na sile, gdy Mitra wezwał go po raz drugi. Mruknął w proteście, ale przekręcił się na plecy i położył sobie rękę na oczach, jakby chciał się jedynie osłonić przed światłem dnia i zasnąć ponownie, lecz po chwili zaczął przecierać nią oczy i leniwie podniósł się do pozycji siedzącej. Nadal był niezbyt przytomny, kiwał się jak pijany i miał zasnute mgłą spojrzenie, ale najważniejsze było, że miał otwarte oczy i nie leżał.
- Wybacz... - zaczął od przeprosin, w trakcie których przeciągnął się i ziewnął szeroko, nie tylko pokazując przy tym kły, ale też mlaszcząc donośnie. - Długo musiałeś mnie budzić? - spytał znów przecierając grzbietem dłoni oczy. Jak to jest, że Maurii był rannym ptaszkiem, a poza jej granicami z każdym dniem coraz trudniej było mu się obudzić w ciągu dnia. Nawet jeśli obecnie dzień chylił się ku wieczorowi. Słońce nie świeciło już jak jakiś psychopata, ochłodziło się też nieco i przez to panowała na dworze dużo znośniejsza aura, a mimo to wampir najchętniej z powrotem przytuliłby policzek do poduszki i zamknął oczy. Chyba naprawdę zaczynał tęsknić za Maurią.
- Przepraszam, pozwolisz, że przemyję sobie twarz? Po tym możemy iść na spacer czy tam coś zjeść, nie wiem co wolałbyś najpierw - powiedział łagodnie, choć nadal zaspany, patrząc sennie na ukochanego krwistoczerwonymi oczami.
Pocałował go w czoło i wstał z łóżka ze zduszonym sapnięciem. Kierując się w stronę parawanu, za którym stała balia, zaczął rozpinać swoją koszulę, by nie pomoczyć jej zbytnio, gdy będzie się ochlapywał wodą puszczoną z rury wystającej ze ściany. Nie chciałoby mu się przebierać, a wychodząc z mokrym odzieniem, ściągałby na siebie niepotrzebnie uwagę przechodniów i nieprzychylne opinie na swój temat. Niestety przy tym oberwałoby się pewnie i nekromancie, skoro towarzyszył będzie wampirowi. Wolał uniknąć nieprzyjemności.
Zostawił odzienie do połowy rozpięte i puścił wodę, której nie starał się nawet zagrzać przy pomocy stojącego obok piecyka. To zbyt długo by trwało, a poza tym nie potrzebował ciepłej wody, chciał przecież tylko ochlapać sobie twarz i przegnać z niej resztki snu, ocucić się by w miarę kontaktować. Nachylił się nad balią i zmoczył dłonie pod lecącym z rury strumieniem, ochlapując sobie zaraz twarz kilka razy. Odetchnął głęboko chwilę jeszcze tak stojąc po zakręceniu wody i przyglądał się swojemu odbiciu w tej co naleciała do balii i jeszcze nie zdążyła zlecieć do kanałów. W końcu przeczesał mokrą dłonią włosy, by je w miarę uporządkować, choć i tak nie były schludnie ulizane jak wypadało w przypadku arystokraty, i się wyprostował, przeciągając jak rozleniwiony kot. Wyszedł za parawanu zapinając z powrotem swoją koszulę.
- Później się wykąpię tak jak powinno, na razie idziemy na dół napełnić twój żołądek, co by ludzie się na mieście za nami nie oglądali w obawie, że prowadzimy jakiegoś piekielnego ogara przez burczenie w twoim brzuchu - zarządził podchodząc do niebianina i całując go w głowę. - Gotowy? - spytał uprzejmie z czułym uśmiechem, patrząc na niego z miłością w czerwonych oczach.
Oj, gdyby przez to spadł mitrze choć okruszek czekolady albo co gorsza kawałek owocu, wampir najpewniej zginąłby okrutną śmiercią i to może nawet w chwili, dokonania przez siebie tego paskudnego przestępstwa. W końcu okrutny los spotykał tego, kto dziecku odbierał słodycze, a co dopiero w przypadku dorosłego dziecka... Aż strach o tym myśleć.
Uśmiechnął się, gdy z takim entuzjazmem została udzielona odpowiedź na jego pytanie. Zastanawiał się jak zachować tę chwilę na dłużej albo najlepiej zatrzymać ją już na wieki w czasie. Niby mógłby w domu zrobić takie szaszłyki, kiedy tylko Mitra by zechciał, ale z owocami w Maurii był ten problem, że albo nie były zbyt dobre przez małą ilość słońca, bądź zbyt dużą ilość magii wykorzystanej przy wzroście takich owoców, albo były bardzo drogie, bo sprowadzane do miasta z różnych zakątków Alaranii. Już nie wspominając o samej czekoladzie. Niby nie powinien myśleć co zrobić, gdy już wrócą do Maurii, nawet w takim kontekście, skoro praktycznie jeszcze nawet porządnie nie zaczęli swoich wakacji, ale mimo wszystko Aldaren wolał zawczasu o wszystkim pomyśleć. Nie chciał by takie słodycze były dostępne dla jego ukochanego tylko raz na prasmoczy rok, gdy będą na wakacjach i to w tych stronach. O ile w ogóle jeszcze kiedyś wybiorą się w jakąkolwiek podróż.
- Coś mi się wydaje, że nie ma dla ciebie znaczenia jaki owoc, tylko to, że w czekoladzie - zauważył z uśmiechem, po części rozczulony tym faktem. Chociaż mógł się mylić.
Zwłaszcza w trakcie jak i po tym pocałunku, który miał miejsce chwilę później. Nieczęsto Mitra całował wampira z taką pasją, zazwyczaj były to raczej przelotne buziaki choćby na dzień dobry i to niekoniecznie w usta. A te "prawdziwe", można by powiedzieć namiętne należały do rzadkości. Szczególnie kiedy to Mitra był inicjatorem takowych. Choć może gdyby było inaczej, gdyby nie zdarzały się raz na jakiś czas, nie były by wtedy takie wyjątkowe? W każdym razie... Aldarenowi nigdy nie przyszłoby do głowy, że Mitra by coś takiego zrobił w zupełnie obcym miejscu i to wcale nie wyludnionym, bo przecież doskonale dało się słyszeć gwar dochodzący z ulicy, a tym bardziej z dołu. I jeszcze to pytanie...sam w ogóle pomysł nekromanty na to by w taki sposób dać skrzypkowi do spróbowania przekąski, której nieumarłej nie mógłby normalnie skosztować, bo mogłoby się to skończyć zatruciem pokarmowym. Aż zaczął się martwić czy ta podróż czasem nie zaszkodziła jego ukochanemu, może Mitra oszalał przez to siedzenie zbyt długo na słońcu?
Oparł się swoim czołem o jego i odetchnął głęboko, chcąc pozbierać myśli po tym co właśnie się stało, powstrzymać się przed porwaniem nekromanty w ramiona, przygwożdżeniem go do materaca i powtórzeniem tego... Widział oczami wyobraźni jak zatapia po tym kły w jego delikatnej, świetlistej szyi... Będzie musiał go później jakoś subtelnie poprosić o to by Mitra postarał się tak więcej nie robić, a przynajmniej nie z zaskoczenia, bo przez to wzmagał się jego głód krwi.
Otworzył oczy i uniósł jedną brew, widząc jak niebianinowi się oczy błyszczą. Mitra się chyba dopiero rozkręcał.
- Widzę ten uśmiech - mruknął i znów odetchnął, po czym pocałował ukochanego w czoło, mając nadzieję, że uda mu się nekromantę w ten sposób nieco uspokoić. - Jak dobrze pamiętam, twoim pomysłem było się położyć i nieco zdrzemnąć - przypomniał tak dla pewności, by nie przyszło Mitrze do głowy coś jeszcze. Nie do końca rozumiał poczynania blondyna, przecież wydawało się, że jest dobrze tak jak jest: niewinne buziaki w przelocie, sporadyczne chwile, gdy mógł przytulić nekromantę i nie musieć go po tym przepraszać na kolanach przez następne dwa stulecia, spanie razem. Czego chcieć więcej?
Krwi...
Aldaren rzucił się twarzą w poduszkę, wykończony tym przeklętym słońcem, zwłaszcza tym dzisiejszym, które paliło jak ognista kula rozwścieczonego smoka. Chciał już być w Tartos i przez najbliższy tydzień nie musieć się praktycznie nigdzie ruszać, a już na pewno nie w prawie dwutygodniową drogę. W prawdzie byli już prawie u celu, ale w trakcie lotu będą jeszcze bardziej narażeni na działanie słońca, przecież w powietrzu nie ma ani jednego zacienionego miejsca. To będzie prawdziwa udręka, ale Mitra będzie miał niezapomniane przeżycia, nie każdy może sobie przecież pozwolić na lot na grzbiecie gryfa, nawet jeśli to zwykły gryf transportowy. Uśmiechnął się w duchu, gdy przypomniał sobie jaki Mitra był podekscytowany gdy usłyszał, że czeka ich lot na gryfie. Był to pomysł wart swojej ceny, bo radość błogosławionego była bezcenna, najwspanialsza nagroda jaką tylko wampir mógłby sobie wymarzyć za cały swój trud i starania.
Obrócił głowę w stronę niebianina, gdy ten odpowiedział i uśmiechnął się do niego czule, poprawiając się tak, by leżeć na boku, jedną rękę wyciągając przed siebie, by Mitra mógł na niej oprzeć swoją głowę. Kiedy jednak blondyn wtulił się w koszulę na piersi nieumarłego, Aldaren obrócił się lekko na plecy, by błogosławionemu było wygodniej. Objął go wtedy tą wyciągniętą ręką i delikatnie przytulając do siebie, ucałował go czule w głowę, a następnie sam zasnął.
Z początku myślał, że będzie to raczej niewykonalne przez wszelkie troski jakie go dopadły, gdy tylko się znaleźli w pokoju, zwłaszcza ten głód krwi, który zbudzony został ze swojego snu, po tym pocałunku, ale mimo wszystko nie było aż tak źle. Wystarczyło wtulić głowę w poduszkę, zamknąć oczy i skupić się na spokojnym oddechu oraz biciu serca ukochanego, który usnął w jego objęciach. Aldarenowi naprawdę nic więcej nie było potrzebne do szczęścia.
Kiedy Mitra się przebudził i nieco odsunął się od wampira, gdy przewrócił się na plecy, nieumarły zaraz przekręcił się na bok, prawie na brzuch, wtulając twarz w zagięcie między szyją i ramieniem nekromanty. Oddychał przez lekko rozchylone usta. Nadal obejmował go lekko ręką, tym razem drugą, którą można by powiedzieć przerzucił przez niego. Podobnie było z nogą wampira, choć nie na taką skalę, jedynie kolanem, nachodziła na kolano blondyna.
Aldaren westchnął cicho przez sen i lekko się skrzywił, gdy został szturchnięty przez partnera, by się zbudził. Nieco mocniej objął nekromantę, marszcząc przy tym nos.
- ...mmm...sss...tka...grr...nca... - wymruczał bełkotliwie przez sen, wtulając swoją twarz w szyję Mitry tak, że muskał jego skórę nosem i ustami. - ...rew...
Jego objęcia straciły na sile, gdy Mitra wezwał go po raz drugi. Mruknął w proteście, ale przekręcił się na plecy i położył sobie rękę na oczach, jakby chciał się jedynie osłonić przed światłem dnia i zasnąć ponownie, lecz po chwili zaczął przecierać nią oczy i leniwie podniósł się do pozycji siedzącej. Nadal był niezbyt przytomny, kiwał się jak pijany i miał zasnute mgłą spojrzenie, ale najważniejsze było, że miał otwarte oczy i nie leżał.
- Wybacz... - zaczął od przeprosin, w trakcie których przeciągnął się i ziewnął szeroko, nie tylko pokazując przy tym kły, ale też mlaszcząc donośnie. - Długo musiałeś mnie budzić? - spytał znów przecierając grzbietem dłoni oczy. Jak to jest, że Maurii był rannym ptaszkiem, a poza jej granicami z każdym dniem coraz trudniej było mu się obudzić w ciągu dnia. Nawet jeśli obecnie dzień chylił się ku wieczorowi. Słońce nie świeciło już jak jakiś psychopata, ochłodziło się też nieco i przez to panowała na dworze dużo znośniejsza aura, a mimo to wampir najchętniej z powrotem przytuliłby policzek do poduszki i zamknął oczy. Chyba naprawdę zaczynał tęsknić za Maurią.
- Przepraszam, pozwolisz, że przemyję sobie twarz? Po tym możemy iść na spacer czy tam coś zjeść, nie wiem co wolałbyś najpierw - powiedział łagodnie, choć nadal zaspany, patrząc sennie na ukochanego krwistoczerwonymi oczami.
Pocałował go w czoło i wstał z łóżka ze zduszonym sapnięciem. Kierując się w stronę parawanu, za którym stała balia, zaczął rozpinać swoją koszulę, by nie pomoczyć jej zbytnio, gdy będzie się ochlapywał wodą puszczoną z rury wystającej ze ściany. Nie chciałoby mu się przebierać, a wychodząc z mokrym odzieniem, ściągałby na siebie niepotrzebnie uwagę przechodniów i nieprzychylne opinie na swój temat. Niestety przy tym oberwałoby się pewnie i nekromancie, skoro towarzyszył będzie wampirowi. Wolał uniknąć nieprzyjemności.
Zostawił odzienie do połowy rozpięte i puścił wodę, której nie starał się nawet zagrzać przy pomocy stojącego obok piecyka. To zbyt długo by trwało, a poza tym nie potrzebował ciepłej wody, chciał przecież tylko ochlapać sobie twarz i przegnać z niej resztki snu, ocucić się by w miarę kontaktować. Nachylił się nad balią i zmoczył dłonie pod lecącym z rury strumieniem, ochlapując sobie zaraz twarz kilka razy. Odetchnął głęboko chwilę jeszcze tak stojąc po zakręceniu wody i przyglądał się swojemu odbiciu w tej co naleciała do balii i jeszcze nie zdążyła zlecieć do kanałów. W końcu przeczesał mokrą dłonią włosy, by je w miarę uporządkować, choć i tak nie były schludnie ulizane jak wypadało w przypadku arystokraty, i się wyprostował, przeciągając jak rozleniwiony kot. Wyszedł za parawanu zapinając z powrotem swoją koszulę.
- Później się wykąpię tak jak powinno, na razie idziemy na dół napełnić twój żołądek, co by ludzie się na mieście za nami nie oglądali w obawie, że prowadzimy jakiegoś piekielnego ogara przez burczenie w twoim brzuchu - zarządził podchodząc do niebianina i całując go w głowę. - Gotowy? - spytał uprzejmie z czułym uśmiechem, patrząc na niego z miłością w czerwonych oczach.
- Mitra
- Splatacz Snów
- Posty: 357
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Mag , Uzdrowiciel
- Kontakt:
- A teraz byłem niegrzeczny? - podłapał momentalnie Mitra nieco urażonym tonem. Zaraz jednak znowu zrobił zadowoloną minę, bo wiedział, że Aldaren na pewno nie kazałby mu długo czekać na taką nagrodę. Poza tym było mu zwyczajnie miło, że jego ukochany tak o niego dbał nawet w takich drobnych kwestiach. Naprawdę podnosiło go to na duchu, bo nikt wcześniej nie troszczył się o niego tak po prostu, bezinteresownie.
Na głaskanie Mitra jak zawsze nadstawił się niczym kot, choć przy tym ani na chwilę nie przestał pałaszować swojej słodkiej przekąski. Zamruczał z ukontentowania - dobre jedzenie i pieszczoty, chwilo trwaj! I jeszcze Al taki uśmiechnięty. Naprawdę nie potrzebował niczego więcej do szczęścia. Przymknął oczy, ale zaraz uchylił powieki, gdy skończyło się głaskanie, a jego ukochany podzielił się z nim swoimi przemyśleniami. Chwilę się nad tym zastanawiał, patrząc na słodki szaszłyk.
- Może masz rację - przyznał z wahaniem, ukradkiem oblizując usta z soku i czekolady. - A może najważniejsze jest to, że to cukierek od ciebie, na naszych wspólnych wakacjach - dodał zaraz. To był naprawdę cudowny czas.
Po przebudzeniu Mitra nawet nie spodziewał się jak zareaguje Aldaren na jego odsunięcie się. Westchnął z zaskoczeniem, gdy ten tak do niego przylgnął, jakby kategorycznie nie zgadzał się na taką rozłąkę. Po pierwszej fali szoku błogosławionemu zrobiło się jednak przyjemnie i chętnie objął skrzypka. Jak miałby nie ulec takiemu pieszczochowi, który nawet przez sen nie chciał przerwać przytulania się? Był co prawda troszkę nachalny - Mitra zarejestrował to, że jego ukochany leżał odrobinę na nim, nawet jeśli było to tylko ramię i kolano - ale nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. Było wręcz przyjemne. Mitra spróbował obrócić głowę, by zerknąć na oblicze Aldarena, ale ten trzymał twarz tuż przy jego szyi, uniemożliwiając mu to. Dopiero po chwili błogosławiony uświadomił sobie, że na skórze czuje jego oddech - w miejscu, w którym wcześniej nigdy go nie czuł. A gdy zaczął szeptać… Mitra poruszył się niespokojnie, gdy wargi skrzypka nieumyślnie musnęły jego szyję. Nie zastanawiał się nad tymi bełkotliwymi słowami - ważniejsze były te wszystkie wrażenia wokół, ciepło oddechu, dotyk ust…
- Ren… - odezwał się bardzo cichym szeptem, jakby bał się przerwać, sprzeciwić się. Choć czy chciał mu tego zabronić, kazać mu przestać? I tak i nie. To było z jednej strony zbyt intymne jak na jego aktualne możliwości, ale też tak pobudzające… Skrzypek pewnie poczuł swoimi wampirzymi zmysłami, że krew w żyłach niebianina przyspieszyła, a temperatura jego ciała zaczęła wzrastać, ale może nie przywiązywał do tego większej wagi. Być może w razie czego będzie się dało zgonić to na przebudzenie się, a nie na to, że Mitra był… cóż…
W końcu Aldaren się od niego odsunął i położył się na plecach. Nekromanta lekko odetchnął, ale niekoniecznie z ulgą, po czym obrócił się na bok, by dalej pilnować wampira. Widząc jak zasłania oczy uznał, że teraz już pozostawi jemu to czy się obudzi, czy pójdzie spać dalej. Biedak, może to było ponad jego siły… Zaraz jednak wstał, a gdy on usiadł, usiadł również Aresterra, wspierając się obiema rękami na posłaniu i patrząc na niego jak na święty obraz. Ren był tak uroczy i niewinny, gdy był taki rozespany, Mitra aż miał ochotę skraść mu buziaka. Nie zdążył jednak, bo jego ukochany właśnie bardzo przeciągle ziewnął. I zaczął się przeciągać, co od zawsze było dla błogosławionego widokiem tak miłym, że nie potrafił się na niego nie gapić. Kły skrzypka go nie przerażały, nie zwracał na nie nawet uwagi, bo w tym momencie miał zupełnie co innego do podziwiania. Jak te mięśnie pięknie grały pod skórą…
- Ledwie chwilkę - odpowiedział lekko na jego pytanie, całe szczęście bez większego problemu wracając z krainy fantazji do rzeczywistości. - Drugi raz cię zawołałem. No, może trzeci. Ale nie musiałem stosować rękoczynów, dość płytko spałeś - wyjaśnił. Przysunął się, by pogłaskać Aldarena i może dać mu buziaka, ale wtedy on zastosował unik. Przypadkiem, tak to przynajmniej widział Mitra. Nie miał mu tego za złe - skoro potrzebował się ochlapać wodą by się przebudzić to dobrze. Błogosławiony odsunął się.
- Jasne, ogarnij się - zachęcił go. I dopiero wtedy zwrócił uwagę na kolor oczu ukochanego. Czerwone… Były czerwone. A gdy jego oczy przestawały być błękitne nie wróżyło to nic dobrego. Mitra zatroskał się, patrząc w milczeniu na plecy swojego ukochanego, który poszedł za parawan, za którym znajdował się kącik kąpielowy. Długo gapił się w tamto miejsce, słuchając plusku wody i myśląc o Aldarenie. Myślał, że pewnie jest głodny. Wypił trochę jego krwi przed wjazdem do miasta, ale może to było za mało? Co prawda wspominał, że krew ukochanej osoby jest najbardziej odżywcza dla wampira, ale może była tylko minimalnie lepsza od takiej od kogoś obcego? Może te kilka łyków to było za mało? W butelce na pewno był jeszcze jakiś zapas, a poza tym Mitra mógł sobie upuścić jeszcze trochę w razie czego… Wiedział jednak, że gdyby to zaproponował, mogłoby dojść do spięcia, bo Ren nadal nie czuł się komfortowo z piciem jego krwi, choć przecież on sam nie miał z tym żadnego problemu. Może lepiej zostawić ten temat? Wkrótce będą w Tartos, może tam będą mogli na spokojnie zająć się jego głodem. Ale to nadal jeszcze półtora dnia i dwie noce… Mitra nie chciał, by jego ukochany tyle czasu się męczył.
Przemyślenia błogosławionego przerwało ponowne pojawienie się Aldarena. Nekromanta aż głębiej odetchnął, gdy skrzypek w tej rozpiętej koszuli, z lekko wilgotną skórą i włosami pojawił się w zasięgu jego wzroku.
- Co za widok… - westchnął z ukontentowaniem, patrząc na skrzypka maślanym wzrokiem. Aż zaczął mieć coraz odważniejsze myśli, bo zrobiło mu się trochę żal, że jego ukochany się zapina, ale otrzeźwiło go to, jak skrzypek się odezwał. Prychnął, jakby był obrażony. Ale te czerwone oczy… Nie, to naprawdę nie była pora by popuszczać wodze fantazji.
- No wiesz co? - mruknął, schodząc z łóżka i nadstawiając się do całusa. - Na pewno nie burczałoby mi w brzuchu AŻ TAK. No ale masz rację, może lepiej zmienić kolejność, bo faktycznie już bym coś zjadł, bo potem będę myślał tylko o tym co leży na straganach i niczym innym. Daj mi tylko chwilę.
Ta chwila była Mitrze potrzebna, aby z powrotem ubrać się w swój strój ochronny - płaszcz, maskę i wszystko inne. Miał jednak wprawę, więc nie minęła chwila, a on już mógł wychodzić.
- Gotowy, chodźmy - zarządził, podchodząc drzwi i jeszcze poprawiając zauszniki swojej maski. Przez to Aldaren musiał przed nim otworzyć drzwi, za co błogosławiony podziękował mu, być może ostatni raz tego wieczoru zwracając się do niego takim czułym głosem. Wiedział, że teraz będzie wokół nich znacznie więcej ludzi i nie będzie mógł sobie tak pozwalać.
Na parterze było znacznie tłoczniej niż w południe, gdy trafili tu za pierwszym razem - większość osób już skończyła pracę na ten dzień i teraz jedli bardzo późny obiad albo po prostu już odpoczywali w gronie znajomych. Nadal jednak dało się znaleźć wolny stolik, gdzieś na uboczu. Mitra sam wypatrzył jeden i jeszcze ze schodów wskazał go Aldarenowi. Udali się w tamtą stronę i ledwo usiedli, podeszła do nich kelnerka pytając czym może służyć. Zwracała się do skrzypka, na zamaskowanego Mitrę łypiąc tylko ukradkiem, z lekkim niepokojem. Nekromanta poniekąd ją rozumiał, dlatego nie wtrącał się tak długo, jak Aldaren nie zwrócił się do niego z jakimś pytaniem w stylu co by zjadł albo czy chce coś jeszcze. Gdy dziewczyna odeszła, błogosławiony rozejrzał się krótko po pomieszczeniu.
- Chyba dobrze, że zaproponowałeś zmianę kolejności - zauważył. - Za godzinę mogłoby się okazać, że nie byłoby gdzie usiąść… To muzycy, tam w rogu? - upewnił się, spoglądając w kąt, gdzie siedziała niewielka grupka roześmianej młodzieży z różnymi dziwnymi futerałami opartymi pod ścianę. Tylko jeden z nich siedział trzymając w nonszalancki sposób gitarę, jakby niedawno grał i nie chciało mu się jeszcze jej chować. Albo jakby dopiero miał zacząć.
- Tak, dobrze, że zamieniliśmy kolejność - uznał stanowczo. Zerknął zaraz przepraszająco na Aldarena. - Wybacz, ale dla moich wewnętrznych demonów chyba rozbawiony tłum jest jednak gorszy niż taki zwykły… - Westchnął cicho, po czym uśmiechnął się pod maską. - Znasz dobrze to miasto? Będzie tu coś ciekawego do zobaczenia o tej porze? Może mają tu jakiś ogród botaniczny? Albo jakieś miejsce, gdzie będzie można zobaczyć miasto z góry? Wiem, wiem: jutro sobie popatrzę na nie z góry. O ile nie będę zaciskał powiek i wrzeszczał jak mała przerażona dziewczynka - dodał z lekkim sceptycyzmem. Cóż, wizja lotu na gryfie bardzo go ekscytowała, ale również trochę przerażała. Nigdy nie latał, no bo niby gdzie? I na dodatek będzie na grzbiecie dzikiego zwierzęcia. No dobrze, oswojonego, ale to jak z lwem - nawet na takiego tresowanego trzeba było uważać. I choć nie uważał siebie za strachliwego, wiedział, że w tak nowej sytuacji może zachować się różnie.
Na głaskanie Mitra jak zawsze nadstawił się niczym kot, choć przy tym ani na chwilę nie przestał pałaszować swojej słodkiej przekąski. Zamruczał z ukontentowania - dobre jedzenie i pieszczoty, chwilo trwaj! I jeszcze Al taki uśmiechnięty. Naprawdę nie potrzebował niczego więcej do szczęścia. Przymknął oczy, ale zaraz uchylił powieki, gdy skończyło się głaskanie, a jego ukochany podzielił się z nim swoimi przemyśleniami. Chwilę się nad tym zastanawiał, patrząc na słodki szaszłyk.
- Może masz rację - przyznał z wahaniem, ukradkiem oblizując usta z soku i czekolady. - A może najważniejsze jest to, że to cukierek od ciebie, na naszych wspólnych wakacjach - dodał zaraz. To był naprawdę cudowny czas.
Po przebudzeniu Mitra nawet nie spodziewał się jak zareaguje Aldaren na jego odsunięcie się. Westchnął z zaskoczeniem, gdy ten tak do niego przylgnął, jakby kategorycznie nie zgadzał się na taką rozłąkę. Po pierwszej fali szoku błogosławionemu zrobiło się jednak przyjemnie i chętnie objął skrzypka. Jak miałby nie ulec takiemu pieszczochowi, który nawet przez sen nie chciał przerwać przytulania się? Był co prawda troszkę nachalny - Mitra zarejestrował to, że jego ukochany leżał odrobinę na nim, nawet jeśli było to tylko ramię i kolano - ale nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. Było wręcz przyjemne. Mitra spróbował obrócić głowę, by zerknąć na oblicze Aldarena, ale ten trzymał twarz tuż przy jego szyi, uniemożliwiając mu to. Dopiero po chwili błogosławiony uświadomił sobie, że na skórze czuje jego oddech - w miejscu, w którym wcześniej nigdy go nie czuł. A gdy zaczął szeptać… Mitra poruszył się niespokojnie, gdy wargi skrzypka nieumyślnie musnęły jego szyję. Nie zastanawiał się nad tymi bełkotliwymi słowami - ważniejsze były te wszystkie wrażenia wokół, ciepło oddechu, dotyk ust…
- Ren… - odezwał się bardzo cichym szeptem, jakby bał się przerwać, sprzeciwić się. Choć czy chciał mu tego zabronić, kazać mu przestać? I tak i nie. To było z jednej strony zbyt intymne jak na jego aktualne możliwości, ale też tak pobudzające… Skrzypek pewnie poczuł swoimi wampirzymi zmysłami, że krew w żyłach niebianina przyspieszyła, a temperatura jego ciała zaczęła wzrastać, ale może nie przywiązywał do tego większej wagi. Być może w razie czego będzie się dało zgonić to na przebudzenie się, a nie na to, że Mitra był… cóż…
W końcu Aldaren się od niego odsunął i położył się na plecach. Nekromanta lekko odetchnął, ale niekoniecznie z ulgą, po czym obrócił się na bok, by dalej pilnować wampira. Widząc jak zasłania oczy uznał, że teraz już pozostawi jemu to czy się obudzi, czy pójdzie spać dalej. Biedak, może to było ponad jego siły… Zaraz jednak wstał, a gdy on usiadł, usiadł również Aresterra, wspierając się obiema rękami na posłaniu i patrząc na niego jak na święty obraz. Ren był tak uroczy i niewinny, gdy był taki rozespany, Mitra aż miał ochotę skraść mu buziaka. Nie zdążył jednak, bo jego ukochany właśnie bardzo przeciągle ziewnął. I zaczął się przeciągać, co od zawsze było dla błogosławionego widokiem tak miłym, że nie potrafił się na niego nie gapić. Kły skrzypka go nie przerażały, nie zwracał na nie nawet uwagi, bo w tym momencie miał zupełnie co innego do podziwiania. Jak te mięśnie pięknie grały pod skórą…
- Ledwie chwilkę - odpowiedział lekko na jego pytanie, całe szczęście bez większego problemu wracając z krainy fantazji do rzeczywistości. - Drugi raz cię zawołałem. No, może trzeci. Ale nie musiałem stosować rękoczynów, dość płytko spałeś - wyjaśnił. Przysunął się, by pogłaskać Aldarena i może dać mu buziaka, ale wtedy on zastosował unik. Przypadkiem, tak to przynajmniej widział Mitra. Nie miał mu tego za złe - skoro potrzebował się ochlapać wodą by się przebudzić to dobrze. Błogosławiony odsunął się.
- Jasne, ogarnij się - zachęcił go. I dopiero wtedy zwrócił uwagę na kolor oczu ukochanego. Czerwone… Były czerwone. A gdy jego oczy przestawały być błękitne nie wróżyło to nic dobrego. Mitra zatroskał się, patrząc w milczeniu na plecy swojego ukochanego, który poszedł za parawan, za którym znajdował się kącik kąpielowy. Długo gapił się w tamto miejsce, słuchając plusku wody i myśląc o Aldarenie. Myślał, że pewnie jest głodny. Wypił trochę jego krwi przed wjazdem do miasta, ale może to było za mało? Co prawda wspominał, że krew ukochanej osoby jest najbardziej odżywcza dla wampira, ale może była tylko minimalnie lepsza od takiej od kogoś obcego? Może te kilka łyków to było za mało? W butelce na pewno był jeszcze jakiś zapas, a poza tym Mitra mógł sobie upuścić jeszcze trochę w razie czego… Wiedział jednak, że gdyby to zaproponował, mogłoby dojść do spięcia, bo Ren nadal nie czuł się komfortowo z piciem jego krwi, choć przecież on sam nie miał z tym żadnego problemu. Może lepiej zostawić ten temat? Wkrótce będą w Tartos, może tam będą mogli na spokojnie zająć się jego głodem. Ale to nadal jeszcze półtora dnia i dwie noce… Mitra nie chciał, by jego ukochany tyle czasu się męczył.
Przemyślenia błogosławionego przerwało ponowne pojawienie się Aldarena. Nekromanta aż głębiej odetchnął, gdy skrzypek w tej rozpiętej koszuli, z lekko wilgotną skórą i włosami pojawił się w zasięgu jego wzroku.
- Co za widok… - westchnął z ukontentowaniem, patrząc na skrzypka maślanym wzrokiem. Aż zaczął mieć coraz odważniejsze myśli, bo zrobiło mu się trochę żal, że jego ukochany się zapina, ale otrzeźwiło go to, jak skrzypek się odezwał. Prychnął, jakby był obrażony. Ale te czerwone oczy… Nie, to naprawdę nie była pora by popuszczać wodze fantazji.
- No wiesz co? - mruknął, schodząc z łóżka i nadstawiając się do całusa. - Na pewno nie burczałoby mi w brzuchu AŻ TAK. No ale masz rację, może lepiej zmienić kolejność, bo faktycznie już bym coś zjadł, bo potem będę myślał tylko o tym co leży na straganach i niczym innym. Daj mi tylko chwilę.
Ta chwila była Mitrze potrzebna, aby z powrotem ubrać się w swój strój ochronny - płaszcz, maskę i wszystko inne. Miał jednak wprawę, więc nie minęła chwila, a on już mógł wychodzić.
- Gotowy, chodźmy - zarządził, podchodząc drzwi i jeszcze poprawiając zauszniki swojej maski. Przez to Aldaren musiał przed nim otworzyć drzwi, za co błogosławiony podziękował mu, być może ostatni raz tego wieczoru zwracając się do niego takim czułym głosem. Wiedział, że teraz będzie wokół nich znacznie więcej ludzi i nie będzie mógł sobie tak pozwalać.
Na parterze było znacznie tłoczniej niż w południe, gdy trafili tu za pierwszym razem - większość osób już skończyła pracę na ten dzień i teraz jedli bardzo późny obiad albo po prostu już odpoczywali w gronie znajomych. Nadal jednak dało się znaleźć wolny stolik, gdzieś na uboczu. Mitra sam wypatrzył jeden i jeszcze ze schodów wskazał go Aldarenowi. Udali się w tamtą stronę i ledwo usiedli, podeszła do nich kelnerka pytając czym może służyć. Zwracała się do skrzypka, na zamaskowanego Mitrę łypiąc tylko ukradkiem, z lekkim niepokojem. Nekromanta poniekąd ją rozumiał, dlatego nie wtrącał się tak długo, jak Aldaren nie zwrócił się do niego z jakimś pytaniem w stylu co by zjadł albo czy chce coś jeszcze. Gdy dziewczyna odeszła, błogosławiony rozejrzał się krótko po pomieszczeniu.
- Chyba dobrze, że zaproponowałeś zmianę kolejności - zauważył. - Za godzinę mogłoby się okazać, że nie byłoby gdzie usiąść… To muzycy, tam w rogu? - upewnił się, spoglądając w kąt, gdzie siedziała niewielka grupka roześmianej młodzieży z różnymi dziwnymi futerałami opartymi pod ścianę. Tylko jeden z nich siedział trzymając w nonszalancki sposób gitarę, jakby niedawno grał i nie chciało mu się jeszcze jej chować. Albo jakby dopiero miał zacząć.
- Tak, dobrze, że zamieniliśmy kolejność - uznał stanowczo. Zerknął zaraz przepraszająco na Aldarena. - Wybacz, ale dla moich wewnętrznych demonów chyba rozbawiony tłum jest jednak gorszy niż taki zwykły… - Westchnął cicho, po czym uśmiechnął się pod maską. - Znasz dobrze to miasto? Będzie tu coś ciekawego do zobaczenia o tej porze? Może mają tu jakiś ogród botaniczny? Albo jakieś miejsce, gdzie będzie można zobaczyć miasto z góry? Wiem, wiem: jutro sobie popatrzę na nie z góry. O ile nie będę zaciskał powiek i wrzeszczał jak mała przerażona dziewczynka - dodał z lekkim sceptycyzmem. Cóż, wizja lotu na gryfie bardzo go ekscytowała, ale również trochę przerażała. Nigdy nie latał, no bo niby gdzie? I na dodatek będzie na grzbiecie dzikiego zwierzęcia. No dobrze, oswojonego, ale to jak z lwem - nawet na takiego tresowanego trzeba było uważać. I choć nie uważał siebie za strachliwego, wiedział, że w tak nowej sytuacji może zachować się różnie.
- Aldaren
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
- Kontakt:
Fakt, Aldaren był równie głodny, co zaspany, ale jednocześnie tak nieprzytomny w obecnej chwili, że niewiele myślał o tym by ugasić swoje pragnienie. W sumie to nie zwrócił w tym wszystkim nawet uwagi na to, że Mitra chciał okazać nieco czułości, jak to zresztą zazwyczaj, po tym jak się przebudził. Gdyby Aldaren miał świadomość zamiarów niebianina, nigdy by się od niego nie odsunął w tym samym czasie, gdy nekromanta chciał się przytulić, bo martwiłby się, że mógłby w ten sposób sprawić przykrość ukochanemu.
- Rękoczynów powiadasz? - zapytał zatrzymując się w połowie swojej drogi do parawanu. Obrócił przy tym głowę, by móc przez ramię zerknąć na blondyna z lekko uniesioną brwią i nieco kpiącym uśmieszkiem. Raczej nie powinno być żadnych wątpliwości, że niezbyt wierzył w prawdziwość groźby Mitry. Zaraz jednak uśmiechnął się ciepło jak zawsze, choć z lekką skruchą kryjącą się w tym krwawym spojrzeniu. - Obiecuję, że od następnego razu postaram się od razu budzić - zapewnił czule i wszedł za parawan. Poruszona kwestia rękoczynów ze strony Mitry aż prosiła się o jakiś aldarenowy żart, ale tym razem wampir postanowił pozostać względnie poważny. Nie miał obecnie głowy do wymyślania błyskotliwych ripost w swoim stylu. Nadal najchętniej położyłby się z powrotem spać, zgarniając przy tym Mitrę w ramiona i zakleszczając go w swoich objęciach jak ulubioną przytulankę.
Dopiero, gdy Aldaren przemywał sobie twarz, przytomniejąc przy tym bardziej, zwrócił uwagę na to, że może jednak nie wszystko było z nim w porządku, że mógłby rzeczywiście się tak słabo i sennie czuć z głodu. To właśnie na odbiciu czerwonych oczu w tafli wody zawiesił swój wzrok, zastygając na moment na wpół pochylony nad balią. W końcu ochlapał sobie twarz raz jeszcze i pokręcił energicznie głową, roztrząsając na boki kropelki wody niczym mokry zwierzak.
Powrócił po tym do Mitry nieco bardziej żywy. Nie umknęło przez Aldarenowi to, co powiedział błogosławiony. Dało się to doskonale poznać, po uśmiechu, jaki wampir posłał ukochanemu. Nie po to jednak wstawali z łóżka, by nadal siedzieć w pokoju. Skrzypek po prostu musiał przywołać Mitrę do porządku.
- I tak obaj wiemy, że będziesz myślał o tym co leży na straganach - zaśmiał się i pogłaskał Mitrę po głowie, dając mu po tym tę chwilę, której błogosławiony chciał. W tym samym czasie Aldaren zarzucił na ramiona swój płaszcz i podał przy tym ten należący do Mitry, tak jak niejednokrotnie wcześniej, gdy byli w domu. Posłał przy tym ukochanemu pełen miłości uśmiech i nonszalancko otworzył przed błogosławionym drzwi. Nie spuszczając z błogosławionego pełnego oddania, nadal czerwonego spojrzenia, skłonił mu się, przepuszczając go przodem.
Gwar panujący na dole w ogóle nie przeszkadzał Aldarenowi, mimo to obserwował uważnie całe otoczenie i to wcale nie w poszukiwaniu wolnego miejsca, bo Mitra zdołał je znaleźć niemal od razu, na co wampir kiwnął głową, uśmiechając się lekko do nekromanty. Kiedy zeszli ze schodów, od razu skierował się za Mitrą w stronę wskazanego przez niego stolika. Idąc za nim wiernie i z poważną miną, czujnie obserwując wszystko dokoła naprawdę wyglądał jakby był ochroniarzem zamaskowanego mężczyzny.
Ledwo jednak zajęli miejsce, gdy podeszła jedna z kelnerek. Aldaren przeniósł na nią spojrzenie swoich czerwonych oczu, od którego widać było, że dziewczyna się nieco zaniepokoiła, ale wytrzymała złożenie przez nich zamówienia. Wampir poprosił dla siebie i Mitry tego samego drinka co wcześniej zamówili, a po tym spojrzał wyczekująco na błogosławionego, by ten zamówił coś do jedzenia. Nawet zmruż oczy, ostrzegawczo, gdy tak patrzył na blondyna, by ten nawet nie próbował się wymigać od zamówienia czegoś do jedzenia. A nawet jeśli Mitra niczego nie wziął, to nieumarły złożył zamówienie za niego, kierując się jednak przy tym znanymi już upodobaniami smakowymi swojego partnera, ale to tylko jeśli nekromanta się nie odezwał w tej kwestii.
- Bardziej kierowałem się tym, że dzięki spacerowi nieco spalisz to co zjadłeś i nie będziesz musiał iść spać z pełnym brzuchem. Wszak to niezdrowo - powiedział czule. Znów był łagodny i przyglądał się Mitrze z pogodnym uśmiechem na twarzy.
- Hm? - zapytał zaskoczony nagłą zmianą tematu. Zaraz też skierował swoje spojrzenie w tę samą stronę co jego ukochany. - Wyglądają na grupę wędrownych trubadurów, wnioskując po ich ekstrawaganckich strojach, choć mogę się mylić - odpowiedział, tracąc zaraz zainteresowanie grupą roześmianych grajków. Musiał się wszak skupić na powrót na Mitrze, który wpadł na głupi pomysł, że w ogóle ma za co wampira przepraszać.
- Nie mam ci czego wybaczać - zapewnił ze szczerym oddaniem w oczach. - Zjesz tylko od razu się stąd ulatniamy zanim rzeczywiście ściągną tu dzikie tłumy. Nie musisz się o to martwić - obiecał z pokrzepiającym uśmiechem.
Na moment zamyślił się poważnie po pytaniu blondyna.
- Niby byłem tu już ze sto siedemdziesiąt osiem razy, ale były to raczej przelotne wizyty, nie powiedziałbym, że znam to miasto. Hmm...poczekaj tu momencik - poprosił i wstał zaraz od stolika.
Mimo zwiększającej się z każdą chwilą ilością klientów w karczmie, Aldaren nie miał większych problemów z dojściem do szynkwasu. Akurat gdy się tam zatrzymał, kelnerka, która ich obsługiwała, była gotowa zanieść do ich stolika zamówione drinki. Aldaren zaczepił ją łagodnie, choć dziewczyna wcale nie była z tego zadowolona. Wymusiła uśmiech na swojej twarzy, choć widać od razu było, że był udawany i raczej nerwowy, lecz mimo to wdała się z wampirem w krótką dyskusję. Skrzypek uśmiechnął się do niej przyjaźnie na koniec rozmowy, podziękował i przejmując od niej ich drinki, powrócił do Mitry stawiając przed nim jego szklankę wypełnioną bursztynowym trunkiem. Był bardzo z siebie zadowolony, co z jego czerwonymi oczami, mogło nie dawać takiego beztroskiego i łagodnego efektu, jak gdyby jego oczy miały swój naturalny kolor.
- Podobno południowa baszta jest otwarta dla odwiedzających miasto jako jedna z atrakcji turystycznych. Nie tylko widać z niej całą panoramę miasta, ale również przy dobrej, bezchmurnej pogodzie można dostrzec Obsydianowe Szczyty i rozległy Las Driad oddzielone od siebie Równiną Rafgar, na której terenach obecnie jesteśmy. Poza tym można zwiedzić ruiny starej fortyfikacji obronnej, które chroniły miasto setki lat temu nim przed atakami nieumarłych, ale o tej porze roku są niedostępne, bo są na wpół zalane przez rzeki - poinformował ukochanego, wypijając w tym czasie niemal połowę swojej szklanki. - Tak to raczej nie ma tu nic ciekawego, bo miasto żyje ze swoich rozległych sadów owocowych i handlu, choćby brzoskwiniami. Zawsze się jednak można przejść po prostu dla samego pospacerowania. - Uśmiechnął się do błogosławionego.
Jedni ludzie wychodzili, ale zaraz przychodzili inni, można było odnieść wrażenie jakby przybywało dwa razy tyle. Grajkowie zaczęli grać jakąś satyryczną balladę o sławnym w tych stronach przestępcy o diabelskim pochodzeniu, którego wykiwał i tym samym pokonał (przez przypadek) przeciętny kupiec, podobno miejscowy. W międzyczasie zostało przyniesione do ich stolika jedzenie dla Mitry. Korzystając z okazji, że kelnerka podeszła wtedy do ich stolika, Aldaren poprosił o dolewkę koniaku dla ich obu.
Tak jak skrzypek z początku, gdy tylko zeszli zdawał się być raczej rozluźniony i zadowolony, tak z każdym pociągniętym ze swojej szklanki łykiem i narastającym w karczmie gwarem, robił się coraz bardziej spięty. Coraz bardziej czujnie obserwował wszystko co się dokoła działo. Zmarszczył w pewnym momencie z niezadowoleniem nos, gdy pochwycił spojrzenie najpierw grupki kelnerek patrzących w ich stronę i szepczących coś do siebie, a po tym rudego, raczej krótko przystrzyżonego mężczyzny siedzącego ze swoimi kompanami nieopodal wyjścia. Gdzieś po drugiej stronie karczmy wybuchła awantura między dwójką podchmielonych dryblasów, którzy siedzieli przy tym samym stoliku, ale dali sobie po razie w twarz, karczmarz na nich ryknął i zamówili po kolejnym kuflu piwa, znowu ze sobą gadając i śmiejąc się w głos. Niby nic niezwykłego, bo nadal panował w karczmie względny spokój, choć tylko pod względem tylko braku awantur.
Aldaren jednak nie wyglądał, jakby wszystko było dobrze. Oczy mu błysnęły intensywniejszą czerwienią, gdy padły ciosy po tamtej stronie przybytku od obu mężczyzn. Przebiegł spojrzeniem kolejny raz po karczmie, lecz było one inne niż do tej pory, nie jakby wyszukiwał potencjalnego zagrożenia, a raczej ofiary.
- Niedobrze mi... - mruknął ochryple do Mitry.
Dopił jednym łykiem resztę swojego koniaku, trzeciego zamówionego i wstał od stołu, gdy tylko spostrzegł, że Mitra skończył. Obiecał przecież błogosławionemu, że pójdą na spacer od razu jak blondyn napełni swój żołądek.
Zmierzając do wyjścia, wręczył obsługującej ich cały czas kelnerce odliczone pieniądze, gdy ją tylko minął i zaraz wyszedł na zewnątrz, cały czas jednak pilnował swojego partnera czy ten podążał za nim i czy nikt go nie zaczepiał. Po wyjściu z karczmy nabrał mocno nosem ochładzającego się, świeże powietrza i odetchnął głęboko otwierając przy tym usta. Spojrzał przepraszająco na nekromantę.
- Możemy w trakcie marszu ustalić co chcemy zobaczyć, w którą stronę się udać? - zapytał nieco przygaszony, a na pewno dużo spokojniejszy. Nawet oczu nie miał już tak niebezpiecznie czerwonych. Co prawda nadal nie odzyskały swojego naturalnego koloru, ale wyglądało tak jakby lazur starał się przebić i pochłonąć ten krwisty szkarłat.
- Domyślam się co chciałbyś powiedzieć, ale proszę... - mruknął, zerkając błagalnie na ukochanego. - Kiedy będziemy w Tartos obiecuję, że od razu... zregeneruję siły. Nie teraz - dodał wyciągając ukradkiem swoją dłoń w stronę ręki Mitry, by jej nieznacznie dotknąć. Zaraz po tym zaczął iść przed siebie, starając się wybierać najmniej zatłoczone uliczki i mając nadzieję, że Mitra nie będzie drążył tematu, choć Aldaren miał świadomość tego jak uparty i nieustępliwy potrafił być jego partner.
- Rękoczynów powiadasz? - zapytał zatrzymując się w połowie swojej drogi do parawanu. Obrócił przy tym głowę, by móc przez ramię zerknąć na blondyna z lekko uniesioną brwią i nieco kpiącym uśmieszkiem. Raczej nie powinno być żadnych wątpliwości, że niezbyt wierzył w prawdziwość groźby Mitry. Zaraz jednak uśmiechnął się ciepło jak zawsze, choć z lekką skruchą kryjącą się w tym krwawym spojrzeniu. - Obiecuję, że od następnego razu postaram się od razu budzić - zapewnił czule i wszedł za parawan. Poruszona kwestia rękoczynów ze strony Mitry aż prosiła się o jakiś aldarenowy żart, ale tym razem wampir postanowił pozostać względnie poważny. Nie miał obecnie głowy do wymyślania błyskotliwych ripost w swoim stylu. Nadal najchętniej położyłby się z powrotem spać, zgarniając przy tym Mitrę w ramiona i zakleszczając go w swoich objęciach jak ulubioną przytulankę.
Dopiero, gdy Aldaren przemywał sobie twarz, przytomniejąc przy tym bardziej, zwrócił uwagę na to, że może jednak nie wszystko było z nim w porządku, że mógłby rzeczywiście się tak słabo i sennie czuć z głodu. To właśnie na odbiciu czerwonych oczu w tafli wody zawiesił swój wzrok, zastygając na moment na wpół pochylony nad balią. W końcu ochlapał sobie twarz raz jeszcze i pokręcił energicznie głową, roztrząsając na boki kropelki wody niczym mokry zwierzak.
Powrócił po tym do Mitry nieco bardziej żywy. Nie umknęło przez Aldarenowi to, co powiedział błogosławiony. Dało się to doskonale poznać, po uśmiechu, jaki wampir posłał ukochanemu. Nie po to jednak wstawali z łóżka, by nadal siedzieć w pokoju. Skrzypek po prostu musiał przywołać Mitrę do porządku.
- I tak obaj wiemy, że będziesz myślał o tym co leży na straganach - zaśmiał się i pogłaskał Mitrę po głowie, dając mu po tym tę chwilę, której błogosławiony chciał. W tym samym czasie Aldaren zarzucił na ramiona swój płaszcz i podał przy tym ten należący do Mitry, tak jak niejednokrotnie wcześniej, gdy byli w domu. Posłał przy tym ukochanemu pełen miłości uśmiech i nonszalancko otworzył przed błogosławionym drzwi. Nie spuszczając z błogosławionego pełnego oddania, nadal czerwonego spojrzenia, skłonił mu się, przepuszczając go przodem.
Gwar panujący na dole w ogóle nie przeszkadzał Aldarenowi, mimo to obserwował uważnie całe otoczenie i to wcale nie w poszukiwaniu wolnego miejsca, bo Mitra zdołał je znaleźć niemal od razu, na co wampir kiwnął głową, uśmiechając się lekko do nekromanty. Kiedy zeszli ze schodów, od razu skierował się za Mitrą w stronę wskazanego przez niego stolika. Idąc za nim wiernie i z poważną miną, czujnie obserwując wszystko dokoła naprawdę wyglądał jakby był ochroniarzem zamaskowanego mężczyzny.
Ledwo jednak zajęli miejsce, gdy podeszła jedna z kelnerek. Aldaren przeniósł na nią spojrzenie swoich czerwonych oczu, od którego widać było, że dziewczyna się nieco zaniepokoiła, ale wytrzymała złożenie przez nich zamówienia. Wampir poprosił dla siebie i Mitry tego samego drinka co wcześniej zamówili, a po tym spojrzał wyczekująco na błogosławionego, by ten zamówił coś do jedzenia. Nawet zmruż oczy, ostrzegawczo, gdy tak patrzył na blondyna, by ten nawet nie próbował się wymigać od zamówienia czegoś do jedzenia. A nawet jeśli Mitra niczego nie wziął, to nieumarły złożył zamówienie za niego, kierując się jednak przy tym znanymi już upodobaniami smakowymi swojego partnera, ale to tylko jeśli nekromanta się nie odezwał w tej kwestii.
- Bardziej kierowałem się tym, że dzięki spacerowi nieco spalisz to co zjadłeś i nie będziesz musiał iść spać z pełnym brzuchem. Wszak to niezdrowo - powiedział czule. Znów był łagodny i przyglądał się Mitrze z pogodnym uśmiechem na twarzy.
- Hm? - zapytał zaskoczony nagłą zmianą tematu. Zaraz też skierował swoje spojrzenie w tę samą stronę co jego ukochany. - Wyglądają na grupę wędrownych trubadurów, wnioskując po ich ekstrawaganckich strojach, choć mogę się mylić - odpowiedział, tracąc zaraz zainteresowanie grupą roześmianych grajków. Musiał się wszak skupić na powrót na Mitrze, który wpadł na głupi pomysł, że w ogóle ma za co wampira przepraszać.
- Nie mam ci czego wybaczać - zapewnił ze szczerym oddaniem w oczach. - Zjesz tylko od razu się stąd ulatniamy zanim rzeczywiście ściągną tu dzikie tłumy. Nie musisz się o to martwić - obiecał z pokrzepiającym uśmiechem.
Na moment zamyślił się poważnie po pytaniu blondyna.
- Niby byłem tu już ze sto siedemdziesiąt osiem razy, ale były to raczej przelotne wizyty, nie powiedziałbym, że znam to miasto. Hmm...poczekaj tu momencik - poprosił i wstał zaraz od stolika.
Mimo zwiększającej się z każdą chwilą ilością klientów w karczmie, Aldaren nie miał większych problemów z dojściem do szynkwasu. Akurat gdy się tam zatrzymał, kelnerka, która ich obsługiwała, była gotowa zanieść do ich stolika zamówione drinki. Aldaren zaczepił ją łagodnie, choć dziewczyna wcale nie była z tego zadowolona. Wymusiła uśmiech na swojej twarzy, choć widać od razu było, że był udawany i raczej nerwowy, lecz mimo to wdała się z wampirem w krótką dyskusję. Skrzypek uśmiechnął się do niej przyjaźnie na koniec rozmowy, podziękował i przejmując od niej ich drinki, powrócił do Mitry stawiając przed nim jego szklankę wypełnioną bursztynowym trunkiem. Był bardzo z siebie zadowolony, co z jego czerwonymi oczami, mogło nie dawać takiego beztroskiego i łagodnego efektu, jak gdyby jego oczy miały swój naturalny kolor.
- Podobno południowa baszta jest otwarta dla odwiedzających miasto jako jedna z atrakcji turystycznych. Nie tylko widać z niej całą panoramę miasta, ale również przy dobrej, bezchmurnej pogodzie można dostrzec Obsydianowe Szczyty i rozległy Las Driad oddzielone od siebie Równiną Rafgar, na której terenach obecnie jesteśmy. Poza tym można zwiedzić ruiny starej fortyfikacji obronnej, które chroniły miasto setki lat temu nim przed atakami nieumarłych, ale o tej porze roku są niedostępne, bo są na wpół zalane przez rzeki - poinformował ukochanego, wypijając w tym czasie niemal połowę swojej szklanki. - Tak to raczej nie ma tu nic ciekawego, bo miasto żyje ze swoich rozległych sadów owocowych i handlu, choćby brzoskwiniami. Zawsze się jednak można przejść po prostu dla samego pospacerowania. - Uśmiechnął się do błogosławionego.
Jedni ludzie wychodzili, ale zaraz przychodzili inni, można było odnieść wrażenie jakby przybywało dwa razy tyle. Grajkowie zaczęli grać jakąś satyryczną balladę o sławnym w tych stronach przestępcy o diabelskim pochodzeniu, którego wykiwał i tym samym pokonał (przez przypadek) przeciętny kupiec, podobno miejscowy. W międzyczasie zostało przyniesione do ich stolika jedzenie dla Mitry. Korzystając z okazji, że kelnerka podeszła wtedy do ich stolika, Aldaren poprosił o dolewkę koniaku dla ich obu.
Tak jak skrzypek z początku, gdy tylko zeszli zdawał się być raczej rozluźniony i zadowolony, tak z każdym pociągniętym ze swojej szklanki łykiem i narastającym w karczmie gwarem, robił się coraz bardziej spięty. Coraz bardziej czujnie obserwował wszystko co się dokoła działo. Zmarszczył w pewnym momencie z niezadowoleniem nos, gdy pochwycił spojrzenie najpierw grupki kelnerek patrzących w ich stronę i szepczących coś do siebie, a po tym rudego, raczej krótko przystrzyżonego mężczyzny siedzącego ze swoimi kompanami nieopodal wyjścia. Gdzieś po drugiej stronie karczmy wybuchła awantura między dwójką podchmielonych dryblasów, którzy siedzieli przy tym samym stoliku, ale dali sobie po razie w twarz, karczmarz na nich ryknął i zamówili po kolejnym kuflu piwa, znowu ze sobą gadając i śmiejąc się w głos. Niby nic niezwykłego, bo nadal panował w karczmie względny spokój, choć tylko pod względem tylko braku awantur.
Aldaren jednak nie wyglądał, jakby wszystko było dobrze. Oczy mu błysnęły intensywniejszą czerwienią, gdy padły ciosy po tamtej stronie przybytku od obu mężczyzn. Przebiegł spojrzeniem kolejny raz po karczmie, lecz było one inne niż do tej pory, nie jakby wyszukiwał potencjalnego zagrożenia, a raczej ofiary.
- Niedobrze mi... - mruknął ochryple do Mitry.
Dopił jednym łykiem resztę swojego koniaku, trzeciego zamówionego i wstał od stołu, gdy tylko spostrzegł, że Mitra skończył. Obiecał przecież błogosławionemu, że pójdą na spacer od razu jak blondyn napełni swój żołądek.
Zmierzając do wyjścia, wręczył obsługującej ich cały czas kelnerce odliczone pieniądze, gdy ją tylko minął i zaraz wyszedł na zewnątrz, cały czas jednak pilnował swojego partnera czy ten podążał za nim i czy nikt go nie zaczepiał. Po wyjściu z karczmy nabrał mocno nosem ochładzającego się, świeże powietrza i odetchnął głęboko otwierając przy tym usta. Spojrzał przepraszająco na nekromantę.
- Możemy w trakcie marszu ustalić co chcemy zobaczyć, w którą stronę się udać? - zapytał nieco przygaszony, a na pewno dużo spokojniejszy. Nawet oczu nie miał już tak niebezpiecznie czerwonych. Co prawda nadal nie odzyskały swojego naturalnego koloru, ale wyglądało tak jakby lazur starał się przebić i pochłonąć ten krwisty szkarłat.
- Domyślam się co chciałbyś powiedzieć, ale proszę... - mruknął, zerkając błagalnie na ukochanego. - Kiedy będziemy w Tartos obiecuję, że od razu... zregeneruję siły. Nie teraz - dodał wyciągając ukradkiem swoją dłoń w stronę ręki Mitry, by jej nieznacznie dotknąć. Zaraz po tym zaczął iść przed siebie, starając się wybierać najmniej zatłoczone uliczki i mając nadzieję, że Mitra nie będzie drążył tematu, choć Aldaren miał świadomość tego jak uparty i nieustępliwy potrafił być jego partner.
- Mitra
- Splatacz Snów
- Posty: 357
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Mag , Uzdrowiciel
- Kontakt:
- Nie staraj się – odparł niemalże natychmiast Mitra. – Lubię cię takiego.
Błogosławiony nie ściemniał – ślamazarność i marudność ledwo obudzonego wampira była w jego mniemaniu urocza i naprawdę lubił na niego wtedy patrzeć i go zaczepiać. W większości przypadków nie musieli się nigdzie spieszyć, więc po co Aldaren miałby się zmieniać? Gdyby to była kwestia życia i śmierci to i Mitra byłby bardziej zdecydowany w swoich próbach obudzenia go i nie ograniczałby się do szeptów, szturchania i buziaków w policzki.
Mitra od razu zorientował się po spojrzeniu Aldarena, że ten przekazuje mu pałeczkę w rozmowie z kelnerką. Dostrzegł też to jego ostrzegawcze spojrzenie i sam popatrzył na niego z lekka kpiąco – „naprawdę podejrzewasz, że bym się tak głupio migał?” pytały jego oczy. Była to jednak krótka konfrontacja wzrokowa, bo błogosławiony nie miał zamiaru się kłócić ani pokazywać czyje na wierzchu. Oświadczył kelnerce, że ma ochotę zjeść coś ostrego i zapytał co ta ma mu do polecenia. Dziewczyna bez wahania podała dwa dania – jakąś warzywną potrawkę z ziemniakami i kiełbaski w ostrym pomidorowym sosie. Mitra wybrał to drugie – był konkretnie głodny i nie spodziewał się, by jakieś warzywka mogły go nasycić. Poprosił jednak jeszcze o coś do popicia tego dania, bo jednak koniak mu nie pasował. Kelnerka zaproponowała mu sangrię albo ajran, subtelnie sugerując, że jednak to mleczny napój będzie lepszym wyborem. Mitra zgodził się z jej sugestią. Gdy odeszła, zerknął na Aldarena jakby chciał mu przekazać „widzisz? Byłem grzeczny”. Nie zaczynał jednak przepychanki słownej – po co, jeszcze w tym tłumie?
- Też racja – zgodził się z jego argumentacją w kwestii zamiany kolejności spaceru i kolacji. Nie zamierzał się o nic sprzeczać, dlatego i zastrzeżenie, że nie miał za co przepraszać, przyjął z ugodowym skinieniem głowy. Za to już tę bardzo precyzyjną wieść o tym ile razy Aldaren był już w Nimerin przyjął z zaskoczeniem – zmarszczył brwi i spojrzał na niego czujnie, jakby wydawało mu się, że się przesłyszał i wampir zaraz się poprawi.
- Jakim cudem tak precyzyjnie to pamiętasz? – upewnił się, bo nie dowierzał. – Ren, cze… - spróbował go wezwać, gdy wstawał, ale było za późno. Westchnął z rezygnacją i czekał, brodę wspierając na dłoni i patrząc za swoim ukochanym, choć nie było to spojrzenie wiernego psiaka czekającego przed sklepem, a raczej wzrok opiekuna takiego psiaka, który pozwolił mu trochę pohasać i teraz cieszył się obserwując jego poczynania. Westchnął. Co też jego ukochany kombinował? Jednym z przypuszczeń Mitry było faktycznie to, że poszedł on podpytać o lokalne atrakcje kelnerkę, ale miał również różne inne myśli, chociażby to, że chciał szybko dostarczyć ich drinki i nie czekać aż zostaną przyniesione. To by do niego pasowało. Ostatecznie okazało się, że miał rację w obu przypadkach, choć to drugie wyszło chyba przypadkiem.
- Dziękuję - mruknął odruchowo Mitra, przyjmując od Aldarena szklankę z koniakiem. Odczepił brodę ze swojej maski i odłożył ją tak po prostu na stół, po czym zakręcił trunkiem i upił łyk. Relacji Aldarena słuchał z uwagą i nawet odrobiną ekscytacji, choć też zawstydzenia.
- Widzę, że wyciągnąłeś z niej absolutnie wszystko co wiedziała - skomentował z rozbawieniem. – W sumie te ruiny i tak niezbyt by mnie interesowały, nie o tej porze. Pchanie się w takie miejsce po zmroku to proszenie się o kłopoty. Ale baszta brzmi jak coś, na co miałbym ochotę – oświadczył z przekonaniem. Chwilę później dostał swoją kolację, która wyglądała i pachniała całkiem apetycznie jak na jedzenie z karczmy. Cóż, to nie był podły lokal gdzieś przy drodze, tak naprawdę mógł się tego spodziewać. Mitra zabrał się za jedzenie bez zbędnego zwlekania. Odetchnął z pewnym trudem, gdy już miał jedzenie w ustach.
- Faktycznie ostre – usprawiedliwił się po tym, jak przełknął. – Nie spodziewałem się.
Całe szczęście ajran szybko spłukał z ust niespodziewaną ostrość i błogosławiony mógł podjąć posiłek. Już przygotowany na to, że jedzenie jest naprawdę pikantne, jadł rozważniej i nie krztusił się. Czujnie obserwował Aldarena – widział, że jego ukochany zachowuje się… dziwnie. Wyglądał na spiętego, jednocześnie agresywnego i jakby wystraszonego. Mitra próbował go zagadać, ale to niewiele dawało. Domyślając się, że to ten tłum działa na skrzypka znacznie gorzej niż na niego samego, błogosławiony przyspieszył trochę z jedzeniem, by jak najszybciej skończyć i wyjść. Nawet gdy Aldaren poprosił o trzeciego drinka, on podziękował – wymówił się, że jeszcze ma, co było w sumie prawdą, bo od kiedy otrzymał swój posiłek, pił raczej ajran.
Po przełknięciu ostatniego kęsa kolacji Mitra nie zdążył nawet otrzeć ust, gdy skrzypek wstał od stołu. Błogosławiony jednak kiwnął mu głową na znak, że jest gotowy i również podniósł się ze swojego miejsca. To krótkie „niedobrze mi” bardzo go zaniepokoiło i również chciał przez nie jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Poszedł za Aldarenem, tym razem samemu zachowując się jak wierny psiak podążający za swoim panem.
Już na zewnątrz Mitra nie pozwolił sobie na żadne westchnienie ulgi. Patrzył z troską na swojego partnera, aby upewnić się czy na pewno poczuł się lepiej, czy to był tylko taki odruch, bo powietrze stało się bardziej rześkie.
- Chodźmy w stronę tej baszty – podsunął od razu, gdy skrzypek zasugerował, że nie chce stać w miejscu. Gdy ruszyli, Mitra nabrał powietrza, ale zatrzymał je w płucach, powstrzymany przez zapobiegawczego skrzypka. Fakt, Aldaren pewnie wiedział, co chciał powiedzieć. A jego zastrzeżenie było wystarczającym dowodem na to, że te słowa nie przyniosłyby żadnego efektu. Był sens się kłócić? Chyba nie. Dlatego błogosławiony spuścił powietrze, spojrzał na ukochanego z troską i po prostu wyciągnął do niego rękę, by pogłaskać go po dłoni. Zrobił to w tym samym momencie co skrzypek, więc ich kontakt nie był wcale taki krótki i przypadkowy. Mitra jednak nie zabrał dłoni jak oparzony - jeśli ktoś to zobaczył to trudno, najważniejsze, by Al poczuł się lepiej.
- Dobrze, Ren – odezwał się do niego łagodnym tonem. – Trzymam cię za słowo – zastrzegł jeszcze. – Ale… Może w takim razie chciałbyś wrócić do pokoju? Jeśli jest ci słabo albo zrobi ci się słabo to zaraz mów, wrócimy. Przepraszam, powinienem wcześniej to zauważyć i dać ci spokojnie odpocząć – usprawiedliwił się. - Czy mogę ci jakoś pomóc? - zapytał go jeszcze cicho, patrząc na niego z czułością i troską. Ponownie musnął dłonią jego dłoń, posyłając w jego stronę trochę leczniczej energii, która teraz pewnie niewiele dała, niestety. Mógł powiedzieć wprost, że chodzi o tamtą butelkę krwi, ale wiedział, że o to Aldaren może się wściec, więc niech to pozostanie niedopowiedziane. Jeśli jego ukochany był rozsądny to już sam dobrze wiedział czego mu trzeba i jak to sobie zapewnić.
Błogosławiony nie ściemniał – ślamazarność i marudność ledwo obudzonego wampira była w jego mniemaniu urocza i naprawdę lubił na niego wtedy patrzeć i go zaczepiać. W większości przypadków nie musieli się nigdzie spieszyć, więc po co Aldaren miałby się zmieniać? Gdyby to była kwestia życia i śmierci to i Mitra byłby bardziej zdecydowany w swoich próbach obudzenia go i nie ograniczałby się do szeptów, szturchania i buziaków w policzki.
Mitra od razu zorientował się po spojrzeniu Aldarena, że ten przekazuje mu pałeczkę w rozmowie z kelnerką. Dostrzegł też to jego ostrzegawcze spojrzenie i sam popatrzył na niego z lekka kpiąco – „naprawdę podejrzewasz, że bym się tak głupio migał?” pytały jego oczy. Była to jednak krótka konfrontacja wzrokowa, bo błogosławiony nie miał zamiaru się kłócić ani pokazywać czyje na wierzchu. Oświadczył kelnerce, że ma ochotę zjeść coś ostrego i zapytał co ta ma mu do polecenia. Dziewczyna bez wahania podała dwa dania – jakąś warzywną potrawkę z ziemniakami i kiełbaski w ostrym pomidorowym sosie. Mitra wybrał to drugie – był konkretnie głodny i nie spodziewał się, by jakieś warzywka mogły go nasycić. Poprosił jednak jeszcze o coś do popicia tego dania, bo jednak koniak mu nie pasował. Kelnerka zaproponowała mu sangrię albo ajran, subtelnie sugerując, że jednak to mleczny napój będzie lepszym wyborem. Mitra zgodził się z jej sugestią. Gdy odeszła, zerknął na Aldarena jakby chciał mu przekazać „widzisz? Byłem grzeczny”. Nie zaczynał jednak przepychanki słownej – po co, jeszcze w tym tłumie?
- Też racja – zgodził się z jego argumentacją w kwestii zamiany kolejności spaceru i kolacji. Nie zamierzał się o nic sprzeczać, dlatego i zastrzeżenie, że nie miał za co przepraszać, przyjął z ugodowym skinieniem głowy. Za to już tę bardzo precyzyjną wieść o tym ile razy Aldaren był już w Nimerin przyjął z zaskoczeniem – zmarszczył brwi i spojrzał na niego czujnie, jakby wydawało mu się, że się przesłyszał i wampir zaraz się poprawi.
- Jakim cudem tak precyzyjnie to pamiętasz? – upewnił się, bo nie dowierzał. – Ren, cze… - spróbował go wezwać, gdy wstawał, ale było za późno. Westchnął z rezygnacją i czekał, brodę wspierając na dłoni i patrząc za swoim ukochanym, choć nie było to spojrzenie wiernego psiaka czekającego przed sklepem, a raczej wzrok opiekuna takiego psiaka, który pozwolił mu trochę pohasać i teraz cieszył się obserwując jego poczynania. Westchnął. Co też jego ukochany kombinował? Jednym z przypuszczeń Mitry było faktycznie to, że poszedł on podpytać o lokalne atrakcje kelnerkę, ale miał również różne inne myśli, chociażby to, że chciał szybko dostarczyć ich drinki i nie czekać aż zostaną przyniesione. To by do niego pasowało. Ostatecznie okazało się, że miał rację w obu przypadkach, choć to drugie wyszło chyba przypadkiem.
- Dziękuję - mruknął odruchowo Mitra, przyjmując od Aldarena szklankę z koniakiem. Odczepił brodę ze swojej maski i odłożył ją tak po prostu na stół, po czym zakręcił trunkiem i upił łyk. Relacji Aldarena słuchał z uwagą i nawet odrobiną ekscytacji, choć też zawstydzenia.
- Widzę, że wyciągnąłeś z niej absolutnie wszystko co wiedziała - skomentował z rozbawieniem. – W sumie te ruiny i tak niezbyt by mnie interesowały, nie o tej porze. Pchanie się w takie miejsce po zmroku to proszenie się o kłopoty. Ale baszta brzmi jak coś, na co miałbym ochotę – oświadczył z przekonaniem. Chwilę później dostał swoją kolację, która wyglądała i pachniała całkiem apetycznie jak na jedzenie z karczmy. Cóż, to nie był podły lokal gdzieś przy drodze, tak naprawdę mógł się tego spodziewać. Mitra zabrał się za jedzenie bez zbędnego zwlekania. Odetchnął z pewnym trudem, gdy już miał jedzenie w ustach.
- Faktycznie ostre – usprawiedliwił się po tym, jak przełknął. – Nie spodziewałem się.
Całe szczęście ajran szybko spłukał z ust niespodziewaną ostrość i błogosławiony mógł podjąć posiłek. Już przygotowany na to, że jedzenie jest naprawdę pikantne, jadł rozważniej i nie krztusił się. Czujnie obserwował Aldarena – widział, że jego ukochany zachowuje się… dziwnie. Wyglądał na spiętego, jednocześnie agresywnego i jakby wystraszonego. Mitra próbował go zagadać, ale to niewiele dawało. Domyślając się, że to ten tłum działa na skrzypka znacznie gorzej niż na niego samego, błogosławiony przyspieszył trochę z jedzeniem, by jak najszybciej skończyć i wyjść. Nawet gdy Aldaren poprosił o trzeciego drinka, on podziękował – wymówił się, że jeszcze ma, co było w sumie prawdą, bo od kiedy otrzymał swój posiłek, pił raczej ajran.
Po przełknięciu ostatniego kęsa kolacji Mitra nie zdążył nawet otrzeć ust, gdy skrzypek wstał od stołu. Błogosławiony jednak kiwnął mu głową na znak, że jest gotowy i również podniósł się ze swojego miejsca. To krótkie „niedobrze mi” bardzo go zaniepokoiło i również chciał przez nie jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Poszedł za Aldarenem, tym razem samemu zachowując się jak wierny psiak podążający za swoim panem.
Już na zewnątrz Mitra nie pozwolił sobie na żadne westchnienie ulgi. Patrzył z troską na swojego partnera, aby upewnić się czy na pewno poczuł się lepiej, czy to był tylko taki odruch, bo powietrze stało się bardziej rześkie.
- Chodźmy w stronę tej baszty – podsunął od razu, gdy skrzypek zasugerował, że nie chce stać w miejscu. Gdy ruszyli, Mitra nabrał powietrza, ale zatrzymał je w płucach, powstrzymany przez zapobiegawczego skrzypka. Fakt, Aldaren pewnie wiedział, co chciał powiedzieć. A jego zastrzeżenie było wystarczającym dowodem na to, że te słowa nie przyniosłyby żadnego efektu. Był sens się kłócić? Chyba nie. Dlatego błogosławiony spuścił powietrze, spojrzał na ukochanego z troską i po prostu wyciągnął do niego rękę, by pogłaskać go po dłoni. Zrobił to w tym samym momencie co skrzypek, więc ich kontakt nie był wcale taki krótki i przypadkowy. Mitra jednak nie zabrał dłoni jak oparzony - jeśli ktoś to zobaczył to trudno, najważniejsze, by Al poczuł się lepiej.
- Dobrze, Ren – odezwał się do niego łagodnym tonem. – Trzymam cię za słowo – zastrzegł jeszcze. – Ale… Może w takim razie chciałbyś wrócić do pokoju? Jeśli jest ci słabo albo zrobi ci się słabo to zaraz mów, wrócimy. Przepraszam, powinienem wcześniej to zauważyć i dać ci spokojnie odpocząć – usprawiedliwił się. - Czy mogę ci jakoś pomóc? - zapytał go jeszcze cicho, patrząc na niego z czułością i troską. Ponownie musnął dłonią jego dłoń, posyłając w jego stronę trochę leczniczej energii, która teraz pewnie niewiele dała, niestety. Mógł powiedzieć wprost, że chodzi o tamtą butelkę krwi, ale wiedział, że o to Aldaren może się wściec, więc niech to pozostanie niedopowiedziane. Jeśli jego ukochany był rozsądny to już sam dobrze wiedział czego mu trzeba i jak to sobie zapewnić.
- Aldaren
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
- Kontakt:
Podczas wymiany spojrzeń w czasie składania zamówienia stojącej przy ich stoliku kelnerce, Aldaren uniósł lekko brew, patrząc na ukochanego z powątpiewaniem, a raczej wręcz z pewnością, że Mitra naprawdę mógłby się zacząć migać przed zamówieniem czegoś do jedzenia. Przecież już co najmniej raz była taka sytuacja, że mimo zapewnień nekromanty, ten nie zjadł praktycznie nic, dopóki wampir go do tego nie przymusił i nie przypilnował przy tym. A nawet jeśli skrzypkowi coś takiego się jedynie przyśniło, nie zmieniało to faktu, że przecież Mitra obiecał mu już wcześniej coś zjeść. Wtedy co prawda odpuścił temat, bo rozumiał, że mógł być po prostu bardziej zmęczony podróżą, niż głodny, ale przecież i tak jakby nie patrzeć, zapchał nekromantę resztą owocowych szaszłyków w czekoladzie, które kupił mu na zapas. Teraz jednak nie zamierzał odpuścić, bo raz - Mitra sam zgodził się na zmianę kolejności, z pierwszeństwem dla jedzenia i niejednokrotnie od wyjścia z pokoju przyznawał słuszność tej decyzji; a dwa - o tej porze Aldaren nie dałby już rady niczego do zjedzenia kupić na targu, by błogosławiony zjadł chociaż to. Stąd właśnie jego obecna nieustępliwość w tej kwestii. I naprawdę, gdyby nie Mitra, sam by mu coś zamówił.
- A pan coś do jedzenia zamawia? - upewniła się jeszcze kelnerka, kierując swoje pytanie do wampira, gdy z Mitrą miała już wszystko ustalone. Aldaren niezbyt świadomy swojej reakcji w pierwszym odruchu zerknął na swojego partnera, nieco drapieżnie, po czym uśmiechnął się przyjaźnie do stojącej przy ich stoliku dziewczyny.
- Na ten moment podziękuję, jadłem niedawno - odpowiedział jej, tracąc po tym swoje zainteresowanie jej osobą.
- Gdyby pan zmienił zdanie... - wydukała, jakby to była standardowa formułka, od której zależało czy dostanie kilka dodatkowych srebrnych orłów przy następnej wypłacie.
- Tak, tak, wiem gdzie szukać, gdzie się zgłosić - zbył ją dość lekceważąco, bez żadnych rozpraszaczy mogąc się już skupić w pełni na swoim ukochanym, któremu posłał pełen uznania uśmiech, w nagrodę, że ten "był grzeczny" i rzeczywiście zamówił coś do jedzenia.
Westchnął, gdy Mitra przyznał mu rację i lekko pokręcił przy tym głową, rozbrojony. Kompletnie nie rozumiał co też siedziało pod tą złotą czupryną. Najpierw go przepraszał, a teraz zgadzał się z tym, że w sumie nie miał za co. Nie rozwodził się nad tym jednak jakoś specjalnie długo, nawet słowem nie skomentował tego braku konsekwencji ze strony niebianina, po prostu poddał się zmianie tematu i dalszej rozmowie.
Zaskoczenie błogosławionego było bezcenne, Aldaren nie mógł się do niego psotnie nie wyszczerzyć.
- Nie pamiętam - poprawił go, nadal szczerząc białe zęby. - Pomyślałem, że ubranie tego w jakąś liczbę będzie zabawniejsze i bardziej zaspokoi twoją ciekawość, niż rzucenie nieprecyzyjnym stwierdzeniem, że "kilka razy zdarzyło mi się tu być" - skwitował promiennie, po czym nie czekając aż Mitra dokończy co chciał powiedzieć, wstał z miejsca i udał się w stronę szynkwasu, w celu zgromadzenia informacji na temat atrakcji turystycznych Nimerin. A że przy okazji udało mu się przejąć ich drinki od kelnerki, tym lepiej dla nich. Miał dzisiaj chyba szczęście w swoim nieszczęściu.
Choć może wypadałoby Mitrze powiedzieć dlaczego tak dość często zapuszczał się akurat w te rejony? I czemu akurat do jakiejś małej, niemalże nikomu nieznanej wioski, Tartos? Cóż... obecnie było to niezbyt istotne, a i skrzypek nie miał za specjalnie humoru na takie wyjaśnienia i wspominki. Kiedyś mu na pewno wszystko powie, ale na tę chwilę nie było to potrzebne.
Wrócił do stolika i uśmiechnął się, podając Mitrze jego drinka. Zaraz po tym jak usiadł, spieszył z przekazaniem Mitrze tego, czego się dowiedział.
- Nie wszystko - obruszył się wampir, by zaraz się chytrze uśmiechnąć do nekromanty z niebezpiecznym błyskiem w oku. - Nie pytałem przecież kiedy będzie twoje zamówienie, ani kto rządzi w Nimerin i gdzie znajduje się siedziba władcy - odparł beztrosko, zaraz jednak przestał się wydurniać. - W porządku, przekonamy się czy jest warta twojej ochoty - przystał na pomysł ukochanego i już mu raczej nie przeszkadzał, zwłaszcza, że przyniesione zostało jego jedzenie. Sam zajął się wypijaniem kolejnych drinków, które dla siebie zamawiał.
Chciał zaproponować, że może zamówić coś łagodniejszego dla Mitry, a z tym coś się zrobi - rzuci się psom czy coś tam. Odpuścił sobie jednak, gdy Mitra zaczął pałaszować dalej, ale już dużo ostrożniej. Aldaren w tym czasie zdążył opróżnić drugiego drinka, mając przy tym złudną nadzieję, że dzięki niemu przytępi nieco swój głód. Niestety ostatecznie było chyba jeszcze gorzej. Był poirytowany narastającym tłumem, całym tym gwarem. Działało mu na nerwy to, że był obserwowany, a muzyka i piosenki grajków wcale nie pomagały się zrelaksować. A ta bójka, nawet jeśli w ogóle nie dotyczyła wampira i działa się na drugim końcu karczmy, to jednak była niczym dolanie oliwy do ognia. Nie powinno więc dziwić, że od razu wstał, jak tylko zobaczył, że Mitra już zjadł i nie czekał ani chwili dłużej by opuścić karczmę. Był wdzięczny błogosławionemu, że nie próbował go zatrzymać, nie domagał się żadnych wyjaśnień.
Na szczęście udało się wyjść bez żadnych problemów, podczas tych paru chwil nie wyszedł też nikt, kto chciałby sobie "porozmawiać" z wampirem, więc w sumie było dobrze. Nawet się zaczął powoli uspokajać. Kochał to jak wyrozumiały potrafił być Mitra. Kiwnął mu głową, gdy ten zarządził, by iść w stronę baszty i ruszyli spod karczmy. Aldaren od razu, by ustrzec się przed jakimiś nieprzyjemnościami, poprosił Mitrę, żeby nie drążył tematu. Dla uspokojenia go, a może raczej udobruchania, obiecał, że zajmie się zaspokoi swój głód, gdy będą już na miejscu. Spojrzał zaskoczony na niego, gdy poczuł dotyk dłoni Mitry. Zaraz zmusił się na posłanie mu subtelnego uśmiechu, po czym ruszył przed siebie, dziękując w duchu Prasmokowi, że zdołał wyśnić dla niego tak wspaniałą osobę, jaką był Mitra. A samemu nekromancie był niewyobrażalnie wdzięczny za ten czuły gest i to mimo swoich fobii, mimo tego, że byli na środku ulicy i ktoś mógłby to zobaczyć.
Pokręcił głową w odpowiedzi na słowa partnera.
- Na pewno ci powiem, jeśli poczuję się gorzej, ale...wolałbym na razie nie wracać do karczmy, a już na pewno zamknąć się z tobą w pokoju - odpowiedział, spuszczając ze skruchą głowę.
Westchnął ciężko, gdy padły przeprosiny ze strony Mitry. Aldaren się uważnie rozejrzał i wszedł do jednej z bocznych, ślepych uliczek. Kiedy dołączył do niego Mitra położył mu ostrożnie dłoń na ramieniu, stając na przeciw niego i lekko uderzył swoim czołem o czoło jego maski. Stał tak przez chwilę patrząc surowym i jednocześnie zbolałym spojrzeniem w jego oczy. Naturalny lazur tęczówek skrzypka na moment nieco pociemniał, jakby dając się przebić szkarłatowi, ale ostatecznie nim nie rozbłysły, tak jak to miało miejsce w karczmie.
- Nie przepraszaj, bo nie chcę byś to zauważał. - Lekko zacisnął dłoń na materiale odzienia ukochanego, lecz zaraz go do siebie przyciągnął i przytulił delikatnie. - To ja jestem tym, który powinien przepraszać. Zawsze. Nie ty - powiedział z żalem i puścił nekromantę, jednocześnie nieco się od niego cofnął tak, aby blondyn mógł się na nowo poczuć komfortowo.
- Po prostu nie odchodź - odpowiedział ledwo dosłyszalnie pod nosem, gdy Mitra zaproponował pomoc, po czym zakłopotany wampir odwrócił swoje niebieskie spojrzenie gdzieś w bok i przeczesał dłonią włosy. Przez moment zaciskał kilka kosmyków swojej pięści, nim je w końcu puścił. Odetchnął głęboko i wyszedł z powrotem na główną drogę, upewniając się, że Mitra idzie razem z nim.
- Nie masz się czym zadręczać, bo odpoczynek nie ma tu żadnego zmęczenia. Ja... jestem głodny Mitro... - wyrzucił z siebie, kontynuując marsz w stronę baszty. - To cholerne słońce nie ma dla mnie żadnej litości, a i to przedstawienie pod bramą miasta dorzuciło nieco od siebie. Jednakże to wszystko jest niczym w porównaniu z bójką, która miała miejsce w karczmie, gdy jadłeś... jednemu z tych facetów... leciała krew z nosa... - wyjaśnił, mając przy tym takie wyrzuty sumienia, jakby co najmniej to on roztrzaskał tamtemu mężczyźnie nos i jakby go przy tym przez przypadek zabił. - Wystarczyła chwila by całe pomieszczenie wypełniła jej woń... czułem ją w ustach... czułem jak leniwie spływa mi do gardła i boleśnie pali żywym ogniem całe moje ciało. Przez moment myślałem tylko o tym co zrobić by tylko zbliżyć się do źródła i ukoić ten doprowadzający do szaleństwa ból - mówił, idąc ze spuszczoną głową. Nawet na moment nie podniósł na Mitrę spojrzenia.
- I wiem, że można temu łatwo zaradzić, ale nie chcę, bo to w żaden sposób nie pomoże mi pozbyć się mojego problemu, a jedynie może go tylko pogłębić - westchnął ciężko. - Wybacz, że przeze mnie musiałeś szybko zjeść swój posiłek, mimo tego, że był bardzo ostry. Wybacz, że przez cholerny brak samokontroli zniszczyłem sielankę twoich wakacji - mruknął, sprawiając przy tym wrażenie, jakby tym ostatnim przejmował się najbardziej, a nie tym, że był głodny.
W końcu dotarli do prostej, acz bardzo wysokiej (miała chyba ze dwa sznury wysokości) baszty zbudowanej na planie kwadratu. W przeciwieństwie do innych, strzegących murów miasta, ta nie miała w ogóle drzwi na samym dole, przez co mógł na nią wejść w każdy, w każdej chwili. Aldaren zdecydował się pójść przodem, by upewnić się, że nikogo względnie niebezpiecznego tutaj nie spotkają, ale jednocześnie by nie iść za Mitrą, który mógłby czuć się niekomfortowo mając za swoimi plecami głodnego krwiopijcę. W prawdzie klatka schodowa była dość szeroka, co było zrozumiałe, by w trakcie ataku na miasto, mogło się wdrapać na sam szczyt baszty jak najwięcej obrońców, ale mimo to Aldaren starał się iść raczej przodem podczas tej wspinaczki na samą górę. Upewniał się jednak cały czas czy niebianinowi nic nie zagraża i czy ten nadal idzie za nim.
- A pan coś do jedzenia zamawia? - upewniła się jeszcze kelnerka, kierując swoje pytanie do wampira, gdy z Mitrą miała już wszystko ustalone. Aldaren niezbyt świadomy swojej reakcji w pierwszym odruchu zerknął na swojego partnera, nieco drapieżnie, po czym uśmiechnął się przyjaźnie do stojącej przy ich stoliku dziewczyny.
- Na ten moment podziękuję, jadłem niedawno - odpowiedział jej, tracąc po tym swoje zainteresowanie jej osobą.
- Gdyby pan zmienił zdanie... - wydukała, jakby to była standardowa formułka, od której zależało czy dostanie kilka dodatkowych srebrnych orłów przy następnej wypłacie.
- Tak, tak, wiem gdzie szukać, gdzie się zgłosić - zbył ją dość lekceważąco, bez żadnych rozpraszaczy mogąc się już skupić w pełni na swoim ukochanym, któremu posłał pełen uznania uśmiech, w nagrodę, że ten "był grzeczny" i rzeczywiście zamówił coś do jedzenia.
Westchnął, gdy Mitra przyznał mu rację i lekko pokręcił przy tym głową, rozbrojony. Kompletnie nie rozumiał co też siedziało pod tą złotą czupryną. Najpierw go przepraszał, a teraz zgadzał się z tym, że w sumie nie miał za co. Nie rozwodził się nad tym jednak jakoś specjalnie długo, nawet słowem nie skomentował tego braku konsekwencji ze strony niebianina, po prostu poddał się zmianie tematu i dalszej rozmowie.
Zaskoczenie błogosławionego było bezcenne, Aldaren nie mógł się do niego psotnie nie wyszczerzyć.
- Nie pamiętam - poprawił go, nadal szczerząc białe zęby. - Pomyślałem, że ubranie tego w jakąś liczbę będzie zabawniejsze i bardziej zaspokoi twoją ciekawość, niż rzucenie nieprecyzyjnym stwierdzeniem, że "kilka razy zdarzyło mi się tu być" - skwitował promiennie, po czym nie czekając aż Mitra dokończy co chciał powiedzieć, wstał z miejsca i udał się w stronę szynkwasu, w celu zgromadzenia informacji na temat atrakcji turystycznych Nimerin. A że przy okazji udało mu się przejąć ich drinki od kelnerki, tym lepiej dla nich. Miał dzisiaj chyba szczęście w swoim nieszczęściu.
Choć może wypadałoby Mitrze powiedzieć dlaczego tak dość często zapuszczał się akurat w te rejony? I czemu akurat do jakiejś małej, niemalże nikomu nieznanej wioski, Tartos? Cóż... obecnie było to niezbyt istotne, a i skrzypek nie miał za specjalnie humoru na takie wyjaśnienia i wspominki. Kiedyś mu na pewno wszystko powie, ale na tę chwilę nie było to potrzebne.
Wrócił do stolika i uśmiechnął się, podając Mitrze jego drinka. Zaraz po tym jak usiadł, spieszył z przekazaniem Mitrze tego, czego się dowiedział.
- Nie wszystko - obruszył się wampir, by zaraz się chytrze uśmiechnąć do nekromanty z niebezpiecznym błyskiem w oku. - Nie pytałem przecież kiedy będzie twoje zamówienie, ani kto rządzi w Nimerin i gdzie znajduje się siedziba władcy - odparł beztrosko, zaraz jednak przestał się wydurniać. - W porządku, przekonamy się czy jest warta twojej ochoty - przystał na pomysł ukochanego i już mu raczej nie przeszkadzał, zwłaszcza, że przyniesione zostało jego jedzenie. Sam zajął się wypijaniem kolejnych drinków, które dla siebie zamawiał.
Chciał zaproponować, że może zamówić coś łagodniejszego dla Mitry, a z tym coś się zrobi - rzuci się psom czy coś tam. Odpuścił sobie jednak, gdy Mitra zaczął pałaszować dalej, ale już dużo ostrożniej. Aldaren w tym czasie zdążył opróżnić drugiego drinka, mając przy tym złudną nadzieję, że dzięki niemu przytępi nieco swój głód. Niestety ostatecznie było chyba jeszcze gorzej. Był poirytowany narastającym tłumem, całym tym gwarem. Działało mu na nerwy to, że był obserwowany, a muzyka i piosenki grajków wcale nie pomagały się zrelaksować. A ta bójka, nawet jeśli w ogóle nie dotyczyła wampira i działa się na drugim końcu karczmy, to jednak była niczym dolanie oliwy do ognia. Nie powinno więc dziwić, że od razu wstał, jak tylko zobaczył, że Mitra już zjadł i nie czekał ani chwili dłużej by opuścić karczmę. Był wdzięczny błogosławionemu, że nie próbował go zatrzymać, nie domagał się żadnych wyjaśnień.
Na szczęście udało się wyjść bez żadnych problemów, podczas tych paru chwil nie wyszedł też nikt, kto chciałby sobie "porozmawiać" z wampirem, więc w sumie było dobrze. Nawet się zaczął powoli uspokajać. Kochał to jak wyrozumiały potrafił być Mitra. Kiwnął mu głową, gdy ten zarządził, by iść w stronę baszty i ruszyli spod karczmy. Aldaren od razu, by ustrzec się przed jakimiś nieprzyjemnościami, poprosił Mitrę, żeby nie drążył tematu. Dla uspokojenia go, a może raczej udobruchania, obiecał, że zajmie się zaspokoi swój głód, gdy będą już na miejscu. Spojrzał zaskoczony na niego, gdy poczuł dotyk dłoni Mitry. Zaraz zmusił się na posłanie mu subtelnego uśmiechu, po czym ruszył przed siebie, dziękując w duchu Prasmokowi, że zdołał wyśnić dla niego tak wspaniałą osobę, jaką był Mitra. A samemu nekromancie był niewyobrażalnie wdzięczny za ten czuły gest i to mimo swoich fobii, mimo tego, że byli na środku ulicy i ktoś mógłby to zobaczyć.
Pokręcił głową w odpowiedzi na słowa partnera.
- Na pewno ci powiem, jeśli poczuję się gorzej, ale...wolałbym na razie nie wracać do karczmy, a już na pewno zamknąć się z tobą w pokoju - odpowiedział, spuszczając ze skruchą głowę.
Westchnął ciężko, gdy padły przeprosiny ze strony Mitry. Aldaren się uważnie rozejrzał i wszedł do jednej z bocznych, ślepych uliczek. Kiedy dołączył do niego Mitra położył mu ostrożnie dłoń na ramieniu, stając na przeciw niego i lekko uderzył swoim czołem o czoło jego maski. Stał tak przez chwilę patrząc surowym i jednocześnie zbolałym spojrzeniem w jego oczy. Naturalny lazur tęczówek skrzypka na moment nieco pociemniał, jakby dając się przebić szkarłatowi, ale ostatecznie nim nie rozbłysły, tak jak to miało miejsce w karczmie.
- Nie przepraszaj, bo nie chcę byś to zauważał. - Lekko zacisnął dłoń na materiale odzienia ukochanego, lecz zaraz go do siebie przyciągnął i przytulił delikatnie. - To ja jestem tym, który powinien przepraszać. Zawsze. Nie ty - powiedział z żalem i puścił nekromantę, jednocześnie nieco się od niego cofnął tak, aby blondyn mógł się na nowo poczuć komfortowo.
- Po prostu nie odchodź - odpowiedział ledwo dosłyszalnie pod nosem, gdy Mitra zaproponował pomoc, po czym zakłopotany wampir odwrócił swoje niebieskie spojrzenie gdzieś w bok i przeczesał dłonią włosy. Przez moment zaciskał kilka kosmyków swojej pięści, nim je w końcu puścił. Odetchnął głęboko i wyszedł z powrotem na główną drogę, upewniając się, że Mitra idzie razem z nim.
- Nie masz się czym zadręczać, bo odpoczynek nie ma tu żadnego zmęczenia. Ja... jestem głodny Mitro... - wyrzucił z siebie, kontynuując marsz w stronę baszty. - To cholerne słońce nie ma dla mnie żadnej litości, a i to przedstawienie pod bramą miasta dorzuciło nieco od siebie. Jednakże to wszystko jest niczym w porównaniu z bójką, która miała miejsce w karczmie, gdy jadłeś... jednemu z tych facetów... leciała krew z nosa... - wyjaśnił, mając przy tym takie wyrzuty sumienia, jakby co najmniej to on roztrzaskał tamtemu mężczyźnie nos i jakby go przy tym przez przypadek zabił. - Wystarczyła chwila by całe pomieszczenie wypełniła jej woń... czułem ją w ustach... czułem jak leniwie spływa mi do gardła i boleśnie pali żywym ogniem całe moje ciało. Przez moment myślałem tylko o tym co zrobić by tylko zbliżyć się do źródła i ukoić ten doprowadzający do szaleństwa ból - mówił, idąc ze spuszczoną głową. Nawet na moment nie podniósł na Mitrę spojrzenia.
- I wiem, że można temu łatwo zaradzić, ale nie chcę, bo to w żaden sposób nie pomoże mi pozbyć się mojego problemu, a jedynie może go tylko pogłębić - westchnął ciężko. - Wybacz, że przeze mnie musiałeś szybko zjeść swój posiłek, mimo tego, że był bardzo ostry. Wybacz, że przez cholerny brak samokontroli zniszczyłem sielankę twoich wakacji - mruknął, sprawiając przy tym wrażenie, jakby tym ostatnim przejmował się najbardziej, a nie tym, że był głodny.
W końcu dotarli do prostej, acz bardzo wysokiej (miała chyba ze dwa sznury wysokości) baszty zbudowanej na planie kwadratu. W przeciwieństwie do innych, strzegących murów miasta, ta nie miała w ogóle drzwi na samym dole, przez co mógł na nią wejść w każdy, w każdej chwili. Aldaren zdecydował się pójść przodem, by upewnić się, że nikogo względnie niebezpiecznego tutaj nie spotkają, ale jednocześnie by nie iść za Mitrą, który mógłby czuć się niekomfortowo mając za swoimi plecami głodnego krwiopijcę. W prawdzie klatka schodowa była dość szeroka, co było zrozumiałe, by w trakcie ataku na miasto, mogło się wdrapać na sam szczyt baszty jak najwięcej obrońców, ale mimo to Aldaren starał się iść raczej przodem podczas tej wspinaczki na samą górę. Upewniał się jednak cały czas czy niebianinowi nic nie zagraża i czy ten nadal idzie za nim.
- Mitra
- Splatacz Snów
- Posty: 357
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Mag , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Wyjaśnienie co do tego, że precyzyjna liczba odwiedzin w Nimerin była tylko żartem, całkowicie usatysfakcjonowało Mitrę i w ogóle nie zamierzał drążyć tego tematu - chyba aż do końca miał pozostać błogo nieświadomy powodu, dla którego jego ukochany tak często kursował do Tartos. Myślał, że to miejsce po prostu pozwala mu się skupić i odprężyć…
Rozmowa z początku układała się tak miło, że błogosławiony przegapił moment, gdy z jego ukochanym zaczęło się dziać naprawdę źle. Gdy jednak Aldaren mu to zakomunikował, Mitra od razu odnalazł się w sytuacji i pośpiesznie z nim wyszedł.
Uśmiech Aldarena sprawił, że Mitra naprawdę uwierzył, że jego ukochanemu zrobiło się troszkę lepiej. Tak naprawdę odrobinę, bo przecież co taki przelotny dotyk mógł pomóc na zmęczenie i głód? Biedak… Mitra bardzo by chciał móc mu jakoś pomóc, nie wywołując przy tym awantur i nie zmuszając go do czegoś, czego tak bardzo starał się unikać. Nie wiedział czy robi dobrze – może powinien go zmusić do picia krwi. Tak jak w chorych na zaburzenia odżywiania powinno się wmuszać jedzenie – może nie wpychać go do gardła, ale chociaż pilnować, by jedli cokolwiek.
Na wieść, że Aldaren nie chciałby zostawać z nim sam na sam, Mitrze zrobiło się przykro, choć przecież wiedział, że były to słowa wypowiedziane z troski. Jednak skoro skrzypek martwił się, że gdy będą we dwóch mogłoby się wydarzyć coś złego, że by nad sobą nie zapanował… To znaczyło, że było bardzo źle. A jeszcze później, gdy tak dobitnie wyjaśnił, że to, że on nic nie widział to przez to, że miał tego nie widzieć… Miał już totalny mętlik w głowie. Naprawdę chciał w tym momencie wrócić do pokoju, żeby móc spokojnie porozmawiać i jakoś może ulżyć Aldarenowi, ale nie mogli tam teraz iść. To takie frustrujące…
Gdy nagle znaleźli się w bocznej uliczce – w którą Mitra wszedł za skrzypkiem tak ufnie, nie węsząc żadnego podstępu – sytuacja trochę się zmieniła. Błogosławiony mocno wrócił na ziemię, gdy został złapany za ramię. A później jeszcze Aldaren oparł czoło o jego czoło. Gdy spojrzeli sobie w oczy, wzrok nekromanty wyrażał dezorientację i napięcie. Martwił się, niepokoił i był cały sztywny od stresu, jaki teraz przeżywał – troska o ukochanego i jednocześnie ta poufałość na ulicy to było za wiele. Trzymał się jednak w ryzach, choć wzrok skrzypka mu tego nie ułatwiał. Chciał pod jego wpływem przepraszać, choć nie wiedział konkretnie za co. Powiedział coś nie tak, na pewno, ale nie wiedział co, przecież tylko się o niego martwił, chciał dla niego dobrze... Odpowiedź nadeszła jednak nim się odezwał.
- Nie gadaj głupot – zganił skrzypka natychmiast, gdy ten określił kto powinien przepraszać. Nie był zły, mówił łagodnie, z troską, ale też z przekonaniem. Już zdołał się rozluźnić na tyle, by trzeźwo myśleć. - Jak już to w poło...
I wtedy Aldaren go przytulił. Mitra - któremu przerwano w pół słowa - jęknął niekontrolowanie. Skrzypek zamknął jego ramiona w swoim uścisku, więc błogosławiony nie miał wielkiego pola manewru. Może to i dobrze, bo zupełnie nie wiedział co zrobić poza tym, że walczył ze sobą by się nie wyrwać, bo taka scena na pewno zraniłaby Aldarena. W końcu przekonał się, by wykonać ruch i również go objąć - tak powinien zareagować od początku. Ledwo jednak położył dłonie na plecach wampira, ten już go wypuścił, a odruch odzyskania przestrzeni osobistej był zbyt silny, by Mitra mógł z nim walczyć. Cofnął się o krok, patrząc na ukochanego z troską i żalem.
- Zawsze będę przy tobie - obiecał. Równie dobrze mógł mówić to sam z siebie, jak i odpowiadać na te wypowiedziane pod nosem słowa skrzypka, które ten starał się chyba zamaskować. Dlatego też nie odniósł się bezpośrednio do jego wypowiedzi, nie powiedział "nie odejdę", choć przecież znaczyło to to samo.
Gdy Aldaren bez ostrzeżenia wyszedł na główną ulicę, Mitra podążył za nim. Gdy tylko zrobiło się szerzej, zrównał z nim krok, ale milczał, nie wiedząc co może powiedzieć. Mówił jednak jego ukochany, a on nie umiał mu przerwać nawet głębiej nabierając oddech. Jego słowa były przejmujące - chyba po raz pierwszy tak się uzewnętrzniał na temat swojego pragnienia krwi i tego jak wielkie odczuwał z tego powodu katusze. To wyznanie bardzo Mitrę ujęło. Dotarło do niego oczywiście jak niewiele dzieliło ich od naprawdę solidnych kłopotów, ale nie umiał na to tak patrzeć. Nie umiał też myśleć o Aldarenie jak o niebezpiecznym drapieżniku, na którego powinien uważać. Cały czas wierzył w jego dobre serce i w to, że z jego ręki nie zazna krzywdy. Co innego pozostali... Lecz Aldaren z tym walczył. A Mitra zamierzał mu pomóc - teraz, gdy w końcu usłyszał jak poważny jest ten problem, zamierzał zrobić wszystko, by Aldarenowi ulżyć. I na pewno nie chciał już proponować mu swojej krwi. Oby tylko udało im się coś wymyślić w Tartos...
- Za co ty mnie przepraszasz? - obruszył się zdezorientowany błogosławiony, gdy usłyszał przeprosiny za “zepsute wakacje”. - Przecież nie masz za co, naprawdę…
Właśnie dotarli do baszty. Mitra przepuścił w drzwiach Aldarena i utrzymywał się cały czas za jego plecami - zauważył, że skrzypek starał się z nim nie zrównywać i postanowił to uszanować. Tak jakby dawał mu teraz chwilkę prywatności. Odbierze ją sobie później, na górze, bo ta rozmowa nie była jeszcze skończona. Teraz mieli jednak do pokonania trochę stopni i Mitra skupiał się raczej na tym, aby się przy tym nie zasapać. I jakoś się udało - gdy dotarli na górę oddychał trochę ciężej, ale nie sapał jak staruszek. Był lekko spocony, ale to wina ubrań. Zaraz jednak miał wyschnąć, bo na górze wiał leciutki, ciepły wiatr. A widok… Z baszty było pięknie widać miasto i jego okolice. Tu i ówdzie pojawiały się światła latarni ulicznych, gdyż zapadał już zmrok. To było to, co Mitra tak bardzo chciał zobaczyć. W Maurii uwielbiał patrzeć z okien swojego pokoju na miasto nocą i tu również chętnie by się tak gapił… Ale na razie miał coś ważniejszego na głowie. Rozejrzał się po całym szczycie baszty, ale najwyraźniej byli tu z Aldarenem sami. Doskonale. Nie myśląc długo nad tym co robi, Mitra podszedł do swojego ukochanego od tyłu.
- Ren… - wezwał go cicho, ale nie dał mu szansy się odwrócić. Pamiętając, że ten ma problemy z łaknieniem i podchodzenie do niego od przodu w tym stanie może go tylko rozbudzić, błogosławiony uznał, że takie przytulenie się do jego pleców będzie bezpieczniejsze dla nich obu. A naprawdę chciał mu okazać swoje wsparcie.
- Nie masz mnie za co przepraszać - oświadczył. - Jedziemy właśnie po to, by poradzić sobie z twoimi problemami. I niczego nie psujesz, wręcz przeciwnie, cały czas dbasz o to, by było jak najbardziej idealnie. Ani razu nie pomyślałem, że żałuję tego wyjazdu, naprawdę. Cieszę się, że jestem tu z tobą, chcę tu z tobą być i jestem szczęśliwy, że się na to zgodziłeś. I że o wszystko się tak skrupulatnie troszczysz. Naprawdę to doceniam. - Mitra westchnął, sygnalizując, że chce zmienić trochę temat. - Rozumiem co chciałeś mi powiedzieć o swoim głodzie. Rozumiem i… nie będę cię już namawiał. O ile nie zobaczę, że jest z tobą bardzo źle, nie będę wspominał o piciu. Ren, naprawdę chcę być dla ciebie wsparciem w tych chwilach. Dziękuję ci, że mi to wszystko przed chwilą powiedziałeś. Będzie dobrze, Ren. Dasz radę. Pomogę ci z tym jak tylko będę mógł - zapewnił go, po czym rozluźnił swoje objęcia. Wypuścił skrzypka z ramion i obszedł go, by stanąć przed nim. Delikatnie dotknął policzka Aldarena, patrząc na niego z czułością.
- Ren, nieważne jak bardzo źle o sobie myślisz, ja cię podziwiam. Jesteś silny, bo z tym walczysz. Jesteś silny, bo nie idziesz na łatwiznę i robisz wszystko, by nikt przez ciebie nie cierpiał. Naprawdę cię podziwiam i jestem z ciebie dumny. Jesteś najwspanialszą osobą na jaką w życiu trafiłem. Uda ci się, jestem tego pewny. Wkrótce twój głód przestanie cię dręczyć i będziesz mógł radować się życiem.
Mitra uśmiechnął się do Aldarena pokrzepiająco pod maską, ale zorientował się, że przecież on tego nie widzi, a chciałby, żeby on to zobaczył. Sięgnął do maski, aby odpiąć od niej brodę, by było widać chociaż usta, lecz dotarło do niego, że to będzie karykaturalne. Uchylił więc na chwilę maskę, pokazując wampirowi swoje oblicze rozświetlone czułym, pokrzepiającym uśmiechem.
- Jesteś naprawdę wyjątkowy i bardzo, bardzo cię kocham - zapewnił szeptem błogosławiony, nim ponownie ukrył się za swoim czarno-białym obliczem.
Rozmowa z początku układała się tak miło, że błogosławiony przegapił moment, gdy z jego ukochanym zaczęło się dziać naprawdę źle. Gdy jednak Aldaren mu to zakomunikował, Mitra od razu odnalazł się w sytuacji i pośpiesznie z nim wyszedł.
Uśmiech Aldarena sprawił, że Mitra naprawdę uwierzył, że jego ukochanemu zrobiło się troszkę lepiej. Tak naprawdę odrobinę, bo przecież co taki przelotny dotyk mógł pomóc na zmęczenie i głód? Biedak… Mitra bardzo by chciał móc mu jakoś pomóc, nie wywołując przy tym awantur i nie zmuszając go do czegoś, czego tak bardzo starał się unikać. Nie wiedział czy robi dobrze – może powinien go zmusić do picia krwi. Tak jak w chorych na zaburzenia odżywiania powinno się wmuszać jedzenie – może nie wpychać go do gardła, ale chociaż pilnować, by jedli cokolwiek.
Na wieść, że Aldaren nie chciałby zostawać z nim sam na sam, Mitrze zrobiło się przykro, choć przecież wiedział, że były to słowa wypowiedziane z troski. Jednak skoro skrzypek martwił się, że gdy będą we dwóch mogłoby się wydarzyć coś złego, że by nad sobą nie zapanował… To znaczyło, że było bardzo źle. A jeszcze później, gdy tak dobitnie wyjaśnił, że to, że on nic nie widział to przez to, że miał tego nie widzieć… Miał już totalny mętlik w głowie. Naprawdę chciał w tym momencie wrócić do pokoju, żeby móc spokojnie porozmawiać i jakoś może ulżyć Aldarenowi, ale nie mogli tam teraz iść. To takie frustrujące…
Gdy nagle znaleźli się w bocznej uliczce – w którą Mitra wszedł za skrzypkiem tak ufnie, nie węsząc żadnego podstępu – sytuacja trochę się zmieniła. Błogosławiony mocno wrócił na ziemię, gdy został złapany za ramię. A później jeszcze Aldaren oparł czoło o jego czoło. Gdy spojrzeli sobie w oczy, wzrok nekromanty wyrażał dezorientację i napięcie. Martwił się, niepokoił i był cały sztywny od stresu, jaki teraz przeżywał – troska o ukochanego i jednocześnie ta poufałość na ulicy to było za wiele. Trzymał się jednak w ryzach, choć wzrok skrzypka mu tego nie ułatwiał. Chciał pod jego wpływem przepraszać, choć nie wiedział konkretnie za co. Powiedział coś nie tak, na pewno, ale nie wiedział co, przecież tylko się o niego martwił, chciał dla niego dobrze... Odpowiedź nadeszła jednak nim się odezwał.
- Nie gadaj głupot – zganił skrzypka natychmiast, gdy ten określił kto powinien przepraszać. Nie był zły, mówił łagodnie, z troską, ale też z przekonaniem. Już zdołał się rozluźnić na tyle, by trzeźwo myśleć. - Jak już to w poło...
I wtedy Aldaren go przytulił. Mitra - któremu przerwano w pół słowa - jęknął niekontrolowanie. Skrzypek zamknął jego ramiona w swoim uścisku, więc błogosławiony nie miał wielkiego pola manewru. Może to i dobrze, bo zupełnie nie wiedział co zrobić poza tym, że walczył ze sobą by się nie wyrwać, bo taka scena na pewno zraniłaby Aldarena. W końcu przekonał się, by wykonać ruch i również go objąć - tak powinien zareagować od początku. Ledwo jednak położył dłonie na plecach wampira, ten już go wypuścił, a odruch odzyskania przestrzeni osobistej był zbyt silny, by Mitra mógł z nim walczyć. Cofnął się o krok, patrząc na ukochanego z troską i żalem.
- Zawsze będę przy tobie - obiecał. Równie dobrze mógł mówić to sam z siebie, jak i odpowiadać na te wypowiedziane pod nosem słowa skrzypka, które ten starał się chyba zamaskować. Dlatego też nie odniósł się bezpośrednio do jego wypowiedzi, nie powiedział "nie odejdę", choć przecież znaczyło to to samo.
Gdy Aldaren bez ostrzeżenia wyszedł na główną ulicę, Mitra podążył za nim. Gdy tylko zrobiło się szerzej, zrównał z nim krok, ale milczał, nie wiedząc co może powiedzieć. Mówił jednak jego ukochany, a on nie umiał mu przerwać nawet głębiej nabierając oddech. Jego słowa były przejmujące - chyba po raz pierwszy tak się uzewnętrzniał na temat swojego pragnienia krwi i tego jak wielkie odczuwał z tego powodu katusze. To wyznanie bardzo Mitrę ujęło. Dotarło do niego oczywiście jak niewiele dzieliło ich od naprawdę solidnych kłopotów, ale nie umiał na to tak patrzeć. Nie umiał też myśleć o Aldarenie jak o niebezpiecznym drapieżniku, na którego powinien uważać. Cały czas wierzył w jego dobre serce i w to, że z jego ręki nie zazna krzywdy. Co innego pozostali... Lecz Aldaren z tym walczył. A Mitra zamierzał mu pomóc - teraz, gdy w końcu usłyszał jak poważny jest ten problem, zamierzał zrobić wszystko, by Aldarenowi ulżyć. I na pewno nie chciał już proponować mu swojej krwi. Oby tylko udało im się coś wymyślić w Tartos...
- Za co ty mnie przepraszasz? - obruszył się zdezorientowany błogosławiony, gdy usłyszał przeprosiny za “zepsute wakacje”. - Przecież nie masz za co, naprawdę…
Właśnie dotarli do baszty. Mitra przepuścił w drzwiach Aldarena i utrzymywał się cały czas za jego plecami - zauważył, że skrzypek starał się z nim nie zrównywać i postanowił to uszanować. Tak jakby dawał mu teraz chwilkę prywatności. Odbierze ją sobie później, na górze, bo ta rozmowa nie była jeszcze skończona. Teraz mieli jednak do pokonania trochę stopni i Mitra skupiał się raczej na tym, aby się przy tym nie zasapać. I jakoś się udało - gdy dotarli na górę oddychał trochę ciężej, ale nie sapał jak staruszek. Był lekko spocony, ale to wina ubrań. Zaraz jednak miał wyschnąć, bo na górze wiał leciutki, ciepły wiatr. A widok… Z baszty było pięknie widać miasto i jego okolice. Tu i ówdzie pojawiały się światła latarni ulicznych, gdyż zapadał już zmrok. To było to, co Mitra tak bardzo chciał zobaczyć. W Maurii uwielbiał patrzeć z okien swojego pokoju na miasto nocą i tu również chętnie by się tak gapił… Ale na razie miał coś ważniejszego na głowie. Rozejrzał się po całym szczycie baszty, ale najwyraźniej byli tu z Aldarenem sami. Doskonale. Nie myśląc długo nad tym co robi, Mitra podszedł do swojego ukochanego od tyłu.
- Ren… - wezwał go cicho, ale nie dał mu szansy się odwrócić. Pamiętając, że ten ma problemy z łaknieniem i podchodzenie do niego od przodu w tym stanie może go tylko rozbudzić, błogosławiony uznał, że takie przytulenie się do jego pleców będzie bezpieczniejsze dla nich obu. A naprawdę chciał mu okazać swoje wsparcie.
- Nie masz mnie za co przepraszać - oświadczył. - Jedziemy właśnie po to, by poradzić sobie z twoimi problemami. I niczego nie psujesz, wręcz przeciwnie, cały czas dbasz o to, by było jak najbardziej idealnie. Ani razu nie pomyślałem, że żałuję tego wyjazdu, naprawdę. Cieszę się, że jestem tu z tobą, chcę tu z tobą być i jestem szczęśliwy, że się na to zgodziłeś. I że o wszystko się tak skrupulatnie troszczysz. Naprawdę to doceniam. - Mitra westchnął, sygnalizując, że chce zmienić trochę temat. - Rozumiem co chciałeś mi powiedzieć o swoim głodzie. Rozumiem i… nie będę cię już namawiał. O ile nie zobaczę, że jest z tobą bardzo źle, nie będę wspominał o piciu. Ren, naprawdę chcę być dla ciebie wsparciem w tych chwilach. Dziękuję ci, że mi to wszystko przed chwilą powiedziałeś. Będzie dobrze, Ren. Dasz radę. Pomogę ci z tym jak tylko będę mógł - zapewnił go, po czym rozluźnił swoje objęcia. Wypuścił skrzypka z ramion i obszedł go, by stanąć przed nim. Delikatnie dotknął policzka Aldarena, patrząc na niego z czułością.
- Ren, nieważne jak bardzo źle o sobie myślisz, ja cię podziwiam. Jesteś silny, bo z tym walczysz. Jesteś silny, bo nie idziesz na łatwiznę i robisz wszystko, by nikt przez ciebie nie cierpiał. Naprawdę cię podziwiam i jestem z ciebie dumny. Jesteś najwspanialszą osobą na jaką w życiu trafiłem. Uda ci się, jestem tego pewny. Wkrótce twój głód przestanie cię dręczyć i będziesz mógł radować się życiem.
Mitra uśmiechnął się do Aldarena pokrzepiająco pod maską, ale zorientował się, że przecież on tego nie widzi, a chciałby, żeby on to zobaczył. Sięgnął do maski, aby odpiąć od niej brodę, by było widać chociaż usta, lecz dotarło do niego, że to będzie karykaturalne. Uchylił więc na chwilę maskę, pokazując wampirowi swoje oblicze rozświetlone czułym, pokrzepiającym uśmiechem.
- Jesteś naprawdę wyjątkowy i bardzo, bardzo cię kocham - zapewnił szeptem błogosławiony, nim ponownie ukrył się za swoim czarno-białym obliczem.
- Aldaren
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
- Kontakt:
Aldarenowi naprawdę było o wiele łatwiej sobie z tym wszystkim jakoś poradzić, gdy miał Mitrę u swojego boku. Wiadomo, nie rozwiązywało to jego problemów nawet odrobinę, ale przynajmniej psychicznie wampir mógł się czuć dużo lepiej. Szkoda, że na całej Łusce nie ma takich słów, które byłyby w stanie choć trochę pomóc skrzypkowi wyrazić to ile niebianin dla niego znaczył. W Tartos będzie musiał się porządnie przyłożyć do rozwiązania swojej klątwy... żeby chociaż zminimalizować jej skutki, by nie musieć się bać o to, że mógłby kogoś przez przypadek zabić z powodu braku umiaru przy zaspokajaniu swojego głodu.
Ich spacer w stronę baszty widokowej na samym początku opanowany był w głównej mierze przez milczenie albo jakieś zdawkowe odpowiedzi ze strony nieumarłego. I to nie przez to, że nie chciał bądź nie miał o czym z ukochanym rozmawiać, bo tematów, które należałoby poruszyć było tyle, że mogli by nie zdążyć wszystkiego omówić do końca swoich wakacji. Po prostu Aldaren bił się z myślami czy w ogóle podejmować się jednego z nich, tego najbardziej aktualnego biorąc pod uwagę jego obecną sytuację. Było jednak stanowczo zbyt wiele argumentów przemawiających za tym by tego nie robić, a jednym z nich było choćby to, że któreś z nich by nie wytrzymało i zaczęłaby się kłótnia. Albo, co jeszcze gorsze, Mitra zwyczajnie poczułby odrazę do wampira lub zacząłby się go bać i tyle było by z tych "uroczych" wakacji. Oraz ich związku.
Miał mętlik w głowie, a sprawę pogarszał fakt, że chodził jak pułapka z uruchomionym zapalnikiem, która mimo to się jeszcze nie aktywowała - w każdej chwili mógł wybuchnąć i wtedy dopiero byłoby nieprzyjemnie.
Postanowił nic nie mówić, lecz wtedy Mitra wyszedł ze swoimi przeprosinami, choć w cale nie miał za co przepraszać. To w sumie nie od dziś było dla Aldarena niczym płachta na byka i to właśnie spowodowało, że wszedł do bocznej uliczki by tam złapać Mitrę. Co prawda nie doszło do bezpośredniego ataku, szarpaniny czy jawnego okazania gniewu przez wampira, bo w ułamku sekundy opanował swoją reakcję, ale wewnątrz miotał się jak dziki, a to jak bardzo był zły można było dostrzec w jego oczach, których tęczówki na moment zalały się szkarłatem. Mimo to i tak przeholował. Przecież nie tylko zbliżył się do partnera w miejscu publicznym (na przekór jego fobiom), ale też nim lekko szarpnął, co prawda delikatnie, ale mimo wszystko.
Gdy wyrzucił z siebie to co myślał na temat jego przeprosin i dzięki temu nieco ułagodził swój wewnętrzny gniew, poczuł wyrzuty sumienia, że w ogóle tak się zachował. Starał się nie patrzeć na niebianina, by nie poznać po jego postawie tego, że mógłby być zestresowany lub zaniepokojony. To tylko jeszcze bardziej zwiększyłoby odczuwane przez wampira poczucie winy.
Spojrzał na niego dopiero, gdy blondyn obiecał, że zawsze będzie przy skrzypku. Po części odetchnął z ulgą, słysząc to wyznanie, ale równie szybko naszły go wątpliwości czy to było rozsądną decyzją i czy może nie nakłonić nekromanty na, może nie zmianę jej, ale chociaż przemyślenie czy rzeczywiście był tego pewien.
Aldaren w tej chwili zmienił, podjętą wcześniej przez siebie decyzję - jak tylko podjęli na nowo swoją wędrówkę w stronę baszty, wyjawił ukochanemu chyba po raz pierwszy odkąd się znają, to jak się czuje, gdy dopada go żądza krwi. I to nawet wyjaśnił to w odniesieniu do sytuacji w karczmy, podając to jako powód swojego nagłego zerwania się z miejsca i pospiesznego opuszczenia lokalu. Dzięki temu wyjaśnione też zostało dlaczego nie chce na ten czas wracać do przybytku nawet po to, by uszykować się do snu.
W końcu ich obecna wędrówka dobiegła końca - dotarli do baszty. W prawdzie czekała ich jeszcze wspinaczka na samą górę, ale może to i dobrze? Monotonia pokonywania kolejnych stopni potrafiła nieraz być naprawdę pomocna, bo człowiek w pewnym momencie przestawał skupiać się na swoich krokach, bezmyślnie prąc naprzód. Można wtedy odpocząć na moment od myśli albo wręcz przeciwnie - zacząć rozważania na inny temat. Mitra szedł za nim, do tego w milczeniu, co tylko jeszcze bardziej pomagało poddaniu się własnym myślom odnośnie tego wszystkiego. Przecież to nie tak, że od tylu setek lat uparcie poszukuje rozwiązania swojego problemu. Gdy żył Faust w ogóle nie myślał o tym by przestać żywić się krwią. Taką decyzję Aldaren podjął stosunkowo niedawno i to też nie żeby jakoś specjalnie się starał z tym walczyć nim poznał Mitrę. A to, że swego czasu skrzypek chodził się posilić do Nihimy jedynie komplikowało jego rozważania. Czy to co zamierzał było naprawdę słuszne i konieczne? Gdyby był opity, nie zwróciłby pewnie nawet uwagi na to, że jakiś facet, drugiemu roztrzaskał nos. Nie musiałby się wtedy tak pilnować i nie sprawiałby swojemu ukochanemu tylu przykrości. Czy własna, poroniona duma była tego rzeczywiście warta?
Kiedy znaleźli się na szczycie baszty, podszedł do okna wychodzącego na tereny poza murami miasta. Oparł się rękami o parapet, tak że lekko wychylał się z okna i obserwował w milczeniu jak mrok nadchodzącej nocy powoli pochłania sobą całą okolicę jak okiem sięgnąć. Był kompletnie zagubiony, bo teraz gdy myślał, dochodził do wniosku, że jego decyzja odnośnie spożywania krwi nie miała najmniejszego sensu. Ot, kolejna fanaberia znudzonego życiem arystokraty. Po części żałował, że zabił Fausta, bo mógłby z nim na ten temat porozmawiać, choć i tak z góry było wiadomo co powiedziałby stary wampir: "Nie wydurniaj się. Obaj dobrze wiemy, że za moment i tak do mnie przyjdziesz". I nie ważne jak bardzo Aldaren by się starał, jego Mistrz zawsze wiedział lepiej. Choć gdyby nadal żył i jakimś zrządzeniem losu skrzypek mógłby być w związku z niebianinem, najpewniej nie byłoby tej podróży. Bo po co miałby jechać do Tartos, by znaleźć rozwiązanie swojego problemu, jeżeli już na starcie zostało mu uświadomione, że jego pomysł z tym postem nie ma najmniejszego sensu? Westchnął ciężko. Przez ten moment, gdy myślał o Fauście, aż zatęsknił za tą trucizną, która płynęła w żyłach jego Mistrza, a którą mógłby spijać bez opamiętania po kres wieczności. Zapatrzony w dal oblizał sobie usta na to wspomnienie i mlasnął nieznacznie dwa razy, czując okropną suchość. To takie frustrujące...
Otrząsnął się ze swoich rozmyślań, gdy usłyszał głos swojego partnera, a chwilę po tym uderzyła go odbierająca zmysły woń błogosławionego, który przylgnął do jego pleców, nim skrzypek zdążył chociażby zerknął przez ramię.
- Akurat ten dzień chyba daleki jest od ideału - mruknął nieco podłamany, ale odetchnął głęboko, zgadzając się na niemą prośbę ukochanego i zwyczajnie nie kontynuując tego tematu.
Nie powinien, ale cieszył się, że Mitra wtulał się do jego pleców i nie widział twarzy wampira, na której aż nazbyt widoczne było zwątpienie i rozdarcie. Nie był pewny czy takie zapewnienie chciał usłyszeć z ust Mitry. Na pewno chciał sprostować, że przecież nigdy nie powiedział, że Mitra nie jest dla niego wsparciem, ale w sumie nigdy też mu w prost nie powiedział, że nim jest. Czy kiedykolwiek mu w ogóle to w jakikolwiek sposób okazał albo chociaż podziękował mu za to? Chyba nie... Chciał to właśnie naprawić, ale głos ugrzązł mu w gardle, gdy nekromanta stanął przed nim, ujmując jego policzek. Jego spojrzenie... Aldaren nie wytrzymał go zbyt długo, spuszczając głowę i wlepiając wzrok w podłogę.
Dziwnie się tego wszystkiego słuchało, gdy praktycznie chwilę temu wampir myślał coś zupełnie odwrotnego. Tak jak był pewien szczerości słów błogosławionego, tak nie miał w ogóle pewności czy rzeczywiście odzwierciedlały prawdę. Szczerze to wątpił w zapewnienia blondyna, że mógłby sobie poradzić z tym problemem i zupełnie się go pozbyć. To jak walka z wiatrem - na upartego można się jej podjąć, ale ostatecznie wyjdzie się na niespełna rozumu idiotę, bo wiatru, czy powietrza nie można pokonać.
Mimo wszystko i tak się szczerze do niebianina uśmiechnął, pokrzepiony tym jak bardzo Mitra się starał oraz tym, że dotarł z wampirem aż tutaj, choć już co najmniej dwa razy tego wieczoru dał mu powody, dla których nekromanta mógłby po prostu machnąć na to wszystko ręką i wrócić do karczmy, by zamknąć się w pokoju i może pójść spać.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że możesz być takim szaleńcem - parsknął z lekkim rozbawieniem i niedowierzaniem, kręcąc przy tym głową. Zaraz jednak wyciągnął dłoń w stronę twarzy (maski) Mitry, nie spuszczając wzroku z jego oczu, jakby aż do ostatniej chwili, gdy jego palce dotknęły sztucznego lica, pytał niemo o pozwolenie. Ostrożnie odkrył jego twarz, by móc pocałować go w czoło i przez moment tak stać. Nie przejmował się tym, jak złote kędziory łaskotały go w tej chwili w nos. Objął nekromantę i przytulił go do siebie, praktycznie nadal pozostając w tej samej pozycji. W tym też czasie wcisnął w jego dłoń, trzymaną w drugiej ręce maskę nekromanty.
- Jesteś moim życiem i moją śmiercią, moje nieumarłe serce należy tylko do ciebie mój najdroższy aniele - odpowiedział szeptem chwilę po wyznaniu niebianina.
W końcu go puścił i odszedł o krok ponownie odwracając się w stronę okna, przy którym stał. Nie oparł się już jednak na wpół pochylony, o parapet. Spojrzał na niebianina nieco skrępowany.
- Wiem, że to był ciężki dzień, a ja jeszcze dorzuciłem do tego od siebie, ale... jest jeszcze jedna kwestia, którą chciałbym dzisiaj z tobą omówić... Pozwolisz mi zadać sobie jedno pytanie, gdy wrócimy do pokoju? - zapytał niepewnie, jakby to miała być co najmniej pierwsza ich wspólna noc i strasznie się przez to ze wstydu denerwował.
Ich spacer w stronę baszty widokowej na samym początku opanowany był w głównej mierze przez milczenie albo jakieś zdawkowe odpowiedzi ze strony nieumarłego. I to nie przez to, że nie chciał bądź nie miał o czym z ukochanym rozmawiać, bo tematów, które należałoby poruszyć było tyle, że mogli by nie zdążyć wszystkiego omówić do końca swoich wakacji. Po prostu Aldaren bił się z myślami czy w ogóle podejmować się jednego z nich, tego najbardziej aktualnego biorąc pod uwagę jego obecną sytuację. Było jednak stanowczo zbyt wiele argumentów przemawiających za tym by tego nie robić, a jednym z nich było choćby to, że któreś z nich by nie wytrzymało i zaczęłaby się kłótnia. Albo, co jeszcze gorsze, Mitra zwyczajnie poczułby odrazę do wampira lub zacząłby się go bać i tyle było by z tych "uroczych" wakacji. Oraz ich związku.
Miał mętlik w głowie, a sprawę pogarszał fakt, że chodził jak pułapka z uruchomionym zapalnikiem, która mimo to się jeszcze nie aktywowała - w każdej chwili mógł wybuchnąć i wtedy dopiero byłoby nieprzyjemnie.
Postanowił nic nie mówić, lecz wtedy Mitra wyszedł ze swoimi przeprosinami, choć w cale nie miał za co przepraszać. To w sumie nie od dziś było dla Aldarena niczym płachta na byka i to właśnie spowodowało, że wszedł do bocznej uliczki by tam złapać Mitrę. Co prawda nie doszło do bezpośredniego ataku, szarpaniny czy jawnego okazania gniewu przez wampira, bo w ułamku sekundy opanował swoją reakcję, ale wewnątrz miotał się jak dziki, a to jak bardzo był zły można było dostrzec w jego oczach, których tęczówki na moment zalały się szkarłatem. Mimo to i tak przeholował. Przecież nie tylko zbliżył się do partnera w miejscu publicznym (na przekór jego fobiom), ale też nim lekko szarpnął, co prawda delikatnie, ale mimo wszystko.
Gdy wyrzucił z siebie to co myślał na temat jego przeprosin i dzięki temu nieco ułagodził swój wewnętrzny gniew, poczuł wyrzuty sumienia, że w ogóle tak się zachował. Starał się nie patrzeć na niebianina, by nie poznać po jego postawie tego, że mógłby być zestresowany lub zaniepokojony. To tylko jeszcze bardziej zwiększyłoby odczuwane przez wampira poczucie winy.
Spojrzał na niego dopiero, gdy blondyn obiecał, że zawsze będzie przy skrzypku. Po części odetchnął z ulgą, słysząc to wyznanie, ale równie szybko naszły go wątpliwości czy to było rozsądną decyzją i czy może nie nakłonić nekromanty na, może nie zmianę jej, ale chociaż przemyślenie czy rzeczywiście był tego pewien.
Aldaren w tej chwili zmienił, podjętą wcześniej przez siebie decyzję - jak tylko podjęli na nowo swoją wędrówkę w stronę baszty, wyjawił ukochanemu chyba po raz pierwszy odkąd się znają, to jak się czuje, gdy dopada go żądza krwi. I to nawet wyjaśnił to w odniesieniu do sytuacji w karczmy, podając to jako powód swojego nagłego zerwania się z miejsca i pospiesznego opuszczenia lokalu. Dzięki temu wyjaśnione też zostało dlaczego nie chce na ten czas wracać do przybytku nawet po to, by uszykować się do snu.
W końcu ich obecna wędrówka dobiegła końca - dotarli do baszty. W prawdzie czekała ich jeszcze wspinaczka na samą górę, ale może to i dobrze? Monotonia pokonywania kolejnych stopni potrafiła nieraz być naprawdę pomocna, bo człowiek w pewnym momencie przestawał skupiać się na swoich krokach, bezmyślnie prąc naprzód. Można wtedy odpocząć na moment od myśli albo wręcz przeciwnie - zacząć rozważania na inny temat. Mitra szedł za nim, do tego w milczeniu, co tylko jeszcze bardziej pomagało poddaniu się własnym myślom odnośnie tego wszystkiego. Przecież to nie tak, że od tylu setek lat uparcie poszukuje rozwiązania swojego problemu. Gdy żył Faust w ogóle nie myślał o tym by przestać żywić się krwią. Taką decyzję Aldaren podjął stosunkowo niedawno i to też nie żeby jakoś specjalnie się starał z tym walczyć nim poznał Mitrę. A to, że swego czasu skrzypek chodził się posilić do Nihimy jedynie komplikowało jego rozważania. Czy to co zamierzał było naprawdę słuszne i konieczne? Gdyby był opity, nie zwróciłby pewnie nawet uwagi na to, że jakiś facet, drugiemu roztrzaskał nos. Nie musiałby się wtedy tak pilnować i nie sprawiałby swojemu ukochanemu tylu przykrości. Czy własna, poroniona duma była tego rzeczywiście warta?
Kiedy znaleźli się na szczycie baszty, podszedł do okna wychodzącego na tereny poza murami miasta. Oparł się rękami o parapet, tak że lekko wychylał się z okna i obserwował w milczeniu jak mrok nadchodzącej nocy powoli pochłania sobą całą okolicę jak okiem sięgnąć. Był kompletnie zagubiony, bo teraz gdy myślał, dochodził do wniosku, że jego decyzja odnośnie spożywania krwi nie miała najmniejszego sensu. Ot, kolejna fanaberia znudzonego życiem arystokraty. Po części żałował, że zabił Fausta, bo mógłby z nim na ten temat porozmawiać, choć i tak z góry było wiadomo co powiedziałby stary wampir: "Nie wydurniaj się. Obaj dobrze wiemy, że za moment i tak do mnie przyjdziesz". I nie ważne jak bardzo Aldaren by się starał, jego Mistrz zawsze wiedział lepiej. Choć gdyby nadal żył i jakimś zrządzeniem losu skrzypek mógłby być w związku z niebianinem, najpewniej nie byłoby tej podróży. Bo po co miałby jechać do Tartos, by znaleźć rozwiązanie swojego problemu, jeżeli już na starcie zostało mu uświadomione, że jego pomysł z tym postem nie ma najmniejszego sensu? Westchnął ciężko. Przez ten moment, gdy myślał o Fauście, aż zatęsknił za tą trucizną, która płynęła w żyłach jego Mistrza, a którą mógłby spijać bez opamiętania po kres wieczności. Zapatrzony w dal oblizał sobie usta na to wspomnienie i mlasnął nieznacznie dwa razy, czując okropną suchość. To takie frustrujące...
Otrząsnął się ze swoich rozmyślań, gdy usłyszał głos swojego partnera, a chwilę po tym uderzyła go odbierająca zmysły woń błogosławionego, który przylgnął do jego pleców, nim skrzypek zdążył chociażby zerknął przez ramię.
- Akurat ten dzień chyba daleki jest od ideału - mruknął nieco podłamany, ale odetchnął głęboko, zgadzając się na niemą prośbę ukochanego i zwyczajnie nie kontynuując tego tematu.
Nie powinien, ale cieszył się, że Mitra wtulał się do jego pleców i nie widział twarzy wampira, na której aż nazbyt widoczne było zwątpienie i rozdarcie. Nie był pewny czy takie zapewnienie chciał usłyszeć z ust Mitry. Na pewno chciał sprostować, że przecież nigdy nie powiedział, że Mitra nie jest dla niego wsparciem, ale w sumie nigdy też mu w prost nie powiedział, że nim jest. Czy kiedykolwiek mu w ogóle to w jakikolwiek sposób okazał albo chociaż podziękował mu za to? Chyba nie... Chciał to właśnie naprawić, ale głos ugrzązł mu w gardle, gdy nekromanta stanął przed nim, ujmując jego policzek. Jego spojrzenie... Aldaren nie wytrzymał go zbyt długo, spuszczając głowę i wlepiając wzrok w podłogę.
Dziwnie się tego wszystkiego słuchało, gdy praktycznie chwilę temu wampir myślał coś zupełnie odwrotnego. Tak jak był pewien szczerości słów błogosławionego, tak nie miał w ogóle pewności czy rzeczywiście odzwierciedlały prawdę. Szczerze to wątpił w zapewnienia blondyna, że mógłby sobie poradzić z tym problemem i zupełnie się go pozbyć. To jak walka z wiatrem - na upartego można się jej podjąć, ale ostatecznie wyjdzie się na niespełna rozumu idiotę, bo wiatru, czy powietrza nie można pokonać.
Mimo wszystko i tak się szczerze do niebianina uśmiechnął, pokrzepiony tym jak bardzo Mitra się starał oraz tym, że dotarł z wampirem aż tutaj, choć już co najmniej dwa razy tego wieczoru dał mu powody, dla których nekromanta mógłby po prostu machnąć na to wszystko ręką i wrócić do karczmy, by zamknąć się w pokoju i może pójść spać.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że możesz być takim szaleńcem - parsknął z lekkim rozbawieniem i niedowierzaniem, kręcąc przy tym głową. Zaraz jednak wyciągnął dłoń w stronę twarzy (maski) Mitry, nie spuszczając wzroku z jego oczu, jakby aż do ostatniej chwili, gdy jego palce dotknęły sztucznego lica, pytał niemo o pozwolenie. Ostrożnie odkrył jego twarz, by móc pocałować go w czoło i przez moment tak stać. Nie przejmował się tym, jak złote kędziory łaskotały go w tej chwili w nos. Objął nekromantę i przytulił go do siebie, praktycznie nadal pozostając w tej samej pozycji. W tym też czasie wcisnął w jego dłoń, trzymaną w drugiej ręce maskę nekromanty.
- Jesteś moim życiem i moją śmiercią, moje nieumarłe serce należy tylko do ciebie mój najdroższy aniele - odpowiedział szeptem chwilę po wyznaniu niebianina.
W końcu go puścił i odszedł o krok ponownie odwracając się w stronę okna, przy którym stał. Nie oparł się już jednak na wpół pochylony, o parapet. Spojrzał na niebianina nieco skrępowany.
- Wiem, że to był ciężki dzień, a ja jeszcze dorzuciłem do tego od siebie, ale... jest jeszcze jedna kwestia, którą chciałbym dzisiaj z tobą omówić... Pozwolisz mi zadać sobie jedno pytanie, gdy wrócimy do pokoju? - zapytał niepewnie, jakby to miała być co najmniej pierwsza ich wspólna noc i strasznie się przez to ze wstydu denerwował.
- Mitra
- Splatacz Snów
- Posty: 357
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Mag , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Ten wieczór nie był wcale sielski, wręcz przeciwnie - raczej ciężki w nastroju. Lecz to Mitrze nie przeszkadzało, bo poruszali bardzo ważne kwestie związane z Aldarenem - o to nie mógł być zły. Skrzypek rzadko mówił o swoich problemach, więc ten moment należało wykorzystać i spróbować jakoś mu pomóc. Błogosławiony wręcz się troszkę cieszył, że ta rozmowa miała miejsce, choć przede wszystkim ogarniała go w tym momencie troska. Bardzo by chciał ulżyć swojemu ukochanemu i sprawić, by się uśmiechnął. Kiedy to nastąpi? Oby w Tartos udało im się znaleźć rozwiązanie jego problemów. I to w miarę szybko, aby Aldaren nie miał już kolejnego tak złego wieczoru jak ten…
W drodze na szczyt baszty Mitra był zadumany tak jak jego ukochany. Na górze zaś tylko na chwilę pozwolił sobie na rozkojarzenie się widokami - już po chwili wrócił do tematu. Wahał się czy powinien sobie pozwalać na taką poufałość, bo gdyby chodziło tylko o jego własne zdanie to nie byłby zachwycony, ale wiedział przy tym, że skrzypkowi bardzo zależało na dotyku i wiele on dla niego znaczył, dlatego w końcu zdecydował się na ten ruch.
- Oj tam - zbył cicho narzekania Aldarena, że ten dzień nie był idealny. - Może bajkowo nie jest, ale jest dla mnie bardzo ważny.
Życie nie mogło składać się tylko ze szczęśliwych chwil - takie trochę gorzkie jak tego wieczoru też był potrzebne i wiele znaczyły dla błogosławionego. Chciał jednak jak najbardziej osłodzić ten dzień swojemu ukochanemu. Żeby również mógł dobrze wspominać te wspólne wakacje.
Ta rozmowa była trudna - Mitra nie miał problemu, by utrzymać kontakt wzrokowy, lecz Aldaren przestał patrzeć mu w oczy. Dobrze, skoro wolał mieć odrobinę prywatności to niech będzie. Błogosławiony nie zamierzał go zmuszać do tego wbrew jego woli, ale nie zamierzał przestać motywować go do działania i podnosić na duchu. Biedak, wyglądał na tak przygnębionego… Nekromanta aż przez moment się zaniepokoił, czy zaraz nie usłyszy prośby, aby wracać do Maurii. Nie wyraził jednak swoich obaw na głos - na wszelki wypadek, aby nie podsunąć mu tego pomysłu, gdyby jednak na to nie wpadł samodzielnie. Nawet jeśli Aldaren miałby wątpić, Mitra zamierzał być uparty za niego. A mało kto potrafił być tak uparty jak błogosławiony nekromanta, gdy tylko na czymś bardzo mu zależało…
- Oszalałem z miłości do ciebie - odpowiedział z przekonaniem, choć zdawał sobie sprawę jak bardzo wyświechtany był to frazes. Ale… Może odrobinę prawdziwy. W końcu skrzypek sprawiał, że Mitra robił wiele rzeczy, na które jeszcze niedawno nigdy by się nie zdobył.
Po chwili nekromanta spoważniał. Widział to pytanie w oczach ukochanego i chociaż sam podnosił rękę, by zdjąć maskę, opuścił ją i pozwolił jemu ją zdjąć. Zdawało mu się, że było w tym geście coś symbolicznego. Przymknął oczy, gdy ukochany zdejmował mu maskę i nie otworzył ich nawet wtedy, gdy poczuł na czole jego pocałunek. Był jednak rozluźniony i ufny, pozwalał na tę poufałość, nawet mimo tego, że byli w miejscu publicznym. Nie bał się. A gdy Aldaren wsunął mu maskę w dłoń, zacisnął palce na przedmiocie nawet na niego nie spoglądając. Rozchylił powieki dopiero gdy się przytulili. Tak: przytulili, a nie tylko wampir przytulił jego. Mitra też otoczył go ramionami, choć był to gest bardzo delikatny. Błogosławiony wzmocnił go trochę, gdy usłyszał to piękne wyznanie. Jego serce biło w tym momencie mocno jak dzwon i tak bardzo nie chciał, aby Ren go puszczał… Ale cóż, stało się. Mitra go nie gonił. Patrzył za nim trochę mglistym wzrokiem, po czym bezwiednie założył z powrotem maskę. Bezpiecznie schowany ponownie spojrzał na Aldaren, który znów stanął przy oknie, jakby chciał podziwiać panoramę miasta. Podjęta kwestia jednak go niezmiernie zaskoczyła. W jego oczach widać było dezorientację, która po chwili ustąpiła miejsca temu łagodnemu wyrazowi zrozumienia sprzed chwili.
- Oczywiście, Ren - zgodził się. - Ale… to musi czekać do powrotu do pokoju? Nie chcesz porozmawiać o tym teraz? Jesteśmy sami… - dodał, choć wcale nie był pewny czy to właśnie o prywatność chodziło. Był zdezorientowany, szczególnie przez postawę skrzypka - wyraźnie się denerwował i to w bardzo nietuzinkowy sposób. Mitra zaczął mieć dziwne podejrzenia, takie naprawdę bardzo dziwne jak na niego. Skojarzył postawę ukochanego z czystym oblubieńcem w noc poślubną i… Nie.
Mitra nie naciskał, by Aldaren poruszył nurtującą go kwestię akurat teraz, na baszcie. Sam podszedł do okna, by popatrzeć na piękne widoki i przy okazji trochę się ochłodzić, bo nie dość, że był zgrzany po wspinaczce po schodach to jeszcze teraz temperaturę ciała podsycały jego własne myśli… Ale nie było źle, zaraz się uspokoił i po prostu z przyjemnością podziwiał widoki. Trzeba było jednak przyznać, że wydarzenia tego wieczoru mocno na niego wpłynęły i nie umiał cieszyć się tą chwilą tak bezkrytycznie. Docenił ją, oczywiście, ale znudziła mu się znacznie szybciej, niż normalnie by się to wydarzyło. Postał chwilę z Aldarenem w oknie i poopowiadał mu, jak to będąc dużo młodszym uwielbiał siedzieć po ciemku w oknie i patrzeć na miasto, nieważne gdzie wtedy był - w Maurii czy którymkolwiek z wcześniej odwiedzonych miast. A później, gdy już nasycił wzrok, zapytał czy mogą ruszać dalej.
- Masz siły, by wracać troszkę okrężną drogą? - zapytał Aldarena, gdy byli już na dole. - Chętnie bym jeszcze trochę pospacerował, o ile ty też masz ochotę - wyjaśnił. Noc wszak dopiero nastała i błogosławionemu nie chciało się jeszcze spać, a poza tym pomyślał, że może jego ukochanemu dobrze zrobi, jeśli troszkę się przewietrzy. Nie ciągnął go jednak w żadne miejsce, gdzie mogłoby być dużo ludzi - odpadał rynek, główne ulice, skupiska karczm. Zamiast tego kluczyli bocznymi uliczkami, przez niewielkie zieleńce, gdzie o tej porze nie było już nikogo. Mitra co jakiś czas spoglądał na skrzypka z czułością - choć niewiele mówił, widać było, że po prostu cieszy się z tej chwili spędzonej razem w nowym miejscu. Gdy już dotarli na ulicę, przy której znajdował się Chmielny Jeleń, błogosławiony zapewnił, że bardzo mu się ten spacer podobał i że Nimerin to całkiem ładne miasto.
W karczmie Mitra nawet nie proponował, by gdzieś usiąść. Było tłoczno i gwarno, to nie były okoliczności, w których którykolwiek z nich czułby się komfortowo. W niemym porozumieniu udali się więc na górę, do swojego pokoju. A gdy drzwi się za nimi zamknęły, nekromanta pozwolił sobie na westchnienie ulgi. Usiadł z rozmachem na brzegu łóżka i zdjął z siebie maskę i kaptur. Poprawił włosy wolną dłonią, zerkając na skrzypka. Pamiętał, że mieli o czymś rozmawiać, ale nie chciał naciskać - niech to Aldaren zacznie, gdy będzie gotowy. Lecz co to mogło być? By czymś się zająć, błogosławiony zdjął z siebie płaszcz, który zaraz oddał swojemu ukochanemu do powieszenia, po czym zzuł buty, które tym razem ładnie ustawił. Rozejrzał się po pokoju, na moment zawieszając wzrok na parawanie, za którym znajdowała się balia. Wykąpałby się… Ale to później. Zerknął zamiast tego na skrzypka, by upewnić się, czy ten chce teraz rozmawiać.
W drodze na szczyt baszty Mitra był zadumany tak jak jego ukochany. Na górze zaś tylko na chwilę pozwolił sobie na rozkojarzenie się widokami - już po chwili wrócił do tematu. Wahał się czy powinien sobie pozwalać na taką poufałość, bo gdyby chodziło tylko o jego własne zdanie to nie byłby zachwycony, ale wiedział przy tym, że skrzypkowi bardzo zależało na dotyku i wiele on dla niego znaczył, dlatego w końcu zdecydował się na ten ruch.
- Oj tam - zbył cicho narzekania Aldarena, że ten dzień nie był idealny. - Może bajkowo nie jest, ale jest dla mnie bardzo ważny.
Życie nie mogło składać się tylko ze szczęśliwych chwil - takie trochę gorzkie jak tego wieczoru też był potrzebne i wiele znaczyły dla błogosławionego. Chciał jednak jak najbardziej osłodzić ten dzień swojemu ukochanemu. Żeby również mógł dobrze wspominać te wspólne wakacje.
Ta rozmowa była trudna - Mitra nie miał problemu, by utrzymać kontakt wzrokowy, lecz Aldaren przestał patrzeć mu w oczy. Dobrze, skoro wolał mieć odrobinę prywatności to niech będzie. Błogosławiony nie zamierzał go zmuszać do tego wbrew jego woli, ale nie zamierzał przestać motywować go do działania i podnosić na duchu. Biedak, wyglądał na tak przygnębionego… Nekromanta aż przez moment się zaniepokoił, czy zaraz nie usłyszy prośby, aby wracać do Maurii. Nie wyraził jednak swoich obaw na głos - na wszelki wypadek, aby nie podsunąć mu tego pomysłu, gdyby jednak na to nie wpadł samodzielnie. Nawet jeśli Aldaren miałby wątpić, Mitra zamierzał być uparty za niego. A mało kto potrafił być tak uparty jak błogosławiony nekromanta, gdy tylko na czymś bardzo mu zależało…
- Oszalałem z miłości do ciebie - odpowiedział z przekonaniem, choć zdawał sobie sprawę jak bardzo wyświechtany był to frazes. Ale… Może odrobinę prawdziwy. W końcu skrzypek sprawiał, że Mitra robił wiele rzeczy, na które jeszcze niedawno nigdy by się nie zdobył.
Po chwili nekromanta spoważniał. Widział to pytanie w oczach ukochanego i chociaż sam podnosił rękę, by zdjąć maskę, opuścił ją i pozwolił jemu ją zdjąć. Zdawało mu się, że było w tym geście coś symbolicznego. Przymknął oczy, gdy ukochany zdejmował mu maskę i nie otworzył ich nawet wtedy, gdy poczuł na czole jego pocałunek. Był jednak rozluźniony i ufny, pozwalał na tę poufałość, nawet mimo tego, że byli w miejscu publicznym. Nie bał się. A gdy Aldaren wsunął mu maskę w dłoń, zacisnął palce na przedmiocie nawet na niego nie spoglądając. Rozchylił powieki dopiero gdy się przytulili. Tak: przytulili, a nie tylko wampir przytulił jego. Mitra też otoczył go ramionami, choć był to gest bardzo delikatny. Błogosławiony wzmocnił go trochę, gdy usłyszał to piękne wyznanie. Jego serce biło w tym momencie mocno jak dzwon i tak bardzo nie chciał, aby Ren go puszczał… Ale cóż, stało się. Mitra go nie gonił. Patrzył za nim trochę mglistym wzrokiem, po czym bezwiednie założył z powrotem maskę. Bezpiecznie schowany ponownie spojrzał na Aldaren, który znów stanął przy oknie, jakby chciał podziwiać panoramę miasta. Podjęta kwestia jednak go niezmiernie zaskoczyła. W jego oczach widać było dezorientację, która po chwili ustąpiła miejsca temu łagodnemu wyrazowi zrozumienia sprzed chwili.
- Oczywiście, Ren - zgodził się. - Ale… to musi czekać do powrotu do pokoju? Nie chcesz porozmawiać o tym teraz? Jesteśmy sami… - dodał, choć wcale nie był pewny czy to właśnie o prywatność chodziło. Był zdezorientowany, szczególnie przez postawę skrzypka - wyraźnie się denerwował i to w bardzo nietuzinkowy sposób. Mitra zaczął mieć dziwne podejrzenia, takie naprawdę bardzo dziwne jak na niego. Skojarzył postawę ukochanego z czystym oblubieńcem w noc poślubną i… Nie.
Mitra nie naciskał, by Aldaren poruszył nurtującą go kwestię akurat teraz, na baszcie. Sam podszedł do okna, by popatrzeć na piękne widoki i przy okazji trochę się ochłodzić, bo nie dość, że był zgrzany po wspinaczce po schodach to jeszcze teraz temperaturę ciała podsycały jego własne myśli… Ale nie było źle, zaraz się uspokoił i po prostu z przyjemnością podziwiał widoki. Trzeba było jednak przyznać, że wydarzenia tego wieczoru mocno na niego wpłynęły i nie umiał cieszyć się tą chwilą tak bezkrytycznie. Docenił ją, oczywiście, ale znudziła mu się znacznie szybciej, niż normalnie by się to wydarzyło. Postał chwilę z Aldarenem w oknie i poopowiadał mu, jak to będąc dużo młodszym uwielbiał siedzieć po ciemku w oknie i patrzeć na miasto, nieważne gdzie wtedy był - w Maurii czy którymkolwiek z wcześniej odwiedzonych miast. A później, gdy już nasycił wzrok, zapytał czy mogą ruszać dalej.
- Masz siły, by wracać troszkę okrężną drogą? - zapytał Aldarena, gdy byli już na dole. - Chętnie bym jeszcze trochę pospacerował, o ile ty też masz ochotę - wyjaśnił. Noc wszak dopiero nastała i błogosławionemu nie chciało się jeszcze spać, a poza tym pomyślał, że może jego ukochanemu dobrze zrobi, jeśli troszkę się przewietrzy. Nie ciągnął go jednak w żadne miejsce, gdzie mogłoby być dużo ludzi - odpadał rynek, główne ulice, skupiska karczm. Zamiast tego kluczyli bocznymi uliczkami, przez niewielkie zieleńce, gdzie o tej porze nie było już nikogo. Mitra co jakiś czas spoglądał na skrzypka z czułością - choć niewiele mówił, widać było, że po prostu cieszy się z tej chwili spędzonej razem w nowym miejscu. Gdy już dotarli na ulicę, przy której znajdował się Chmielny Jeleń, błogosławiony zapewnił, że bardzo mu się ten spacer podobał i że Nimerin to całkiem ładne miasto.
W karczmie Mitra nawet nie proponował, by gdzieś usiąść. Było tłoczno i gwarno, to nie były okoliczności, w których którykolwiek z nich czułby się komfortowo. W niemym porozumieniu udali się więc na górę, do swojego pokoju. A gdy drzwi się za nimi zamknęły, nekromanta pozwolił sobie na westchnienie ulgi. Usiadł z rozmachem na brzegu łóżka i zdjął z siebie maskę i kaptur. Poprawił włosy wolną dłonią, zerkając na skrzypka. Pamiętał, że mieli o czymś rozmawiać, ale nie chciał naciskać - niech to Aldaren zacznie, gdy będzie gotowy. Lecz co to mogło być? By czymś się zająć, błogosławiony zdjął z siebie płaszcz, który zaraz oddał swojemu ukochanemu do powieszenia, po czym zzuł buty, które tym razem ładnie ustawił. Rozejrzał się po pokoju, na moment zawieszając wzrok na parawanie, za którym znajdowała się balia. Wykąpałby się… Ale to później. Zerknął zamiast tego na skrzypka, by upewnić się, czy ten chce teraz rozmawiać.
- Aldaren
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
- Kontakt:
- Mam dziwne przeczucie, że to mój tekst - mruknął z rozbawieniem, uśmiechając się przy tym pogodnie, ale tym razem mocno się pilnując by nie szczerzyć swoich kłów. Co prawda wcześniej tego dnia już je niejednokrotnie szczerzył, lecz obecnie coś go tknęło i wolał się powstrzymać. Można by uznać, że uświadomił sobie właśnie jak często obnażał swoje wampirze uzębienie, nawet jeśli tylko w pełnym wesołości i beztroski uśmiechu, który nie wszystkim może pasować, lub który może być dla niektórych trudny do zignorowania.
Chwilę po tym wyciągnął dłoń w stronę maski ukochanego i ją delikatnie zdjął z jego twarzy. Robił to z pewnym namaszczeniem i bardzo powoli, nie chcąc wykonywać gwałtownych ruchów, które mogłyby zaniepokoić albo sprowokować Mitrę, niczym dzikie zwierze, które pierwszy raz miało bliższy kontakt z człowiekiem i mogło się zachować naprawdę różnie. Nie mniej zrobiło mu się niezmiernie miło przez to jak mocno nekromanta zaufał mu w tej chwili. A mógł się przecież nie zgodzić. I choć błogosławiony miał zamknięte oczy, to jednak mimo wszystko pozwolił wampirowi na odsłonięcie swojej twarzy i to w miejscu publicznym! Był szczęściarzem, że trafił mu się tak wspaniały partner, na którego czuł, że nie zasługiwał przez wszystkie swoje grzechy tkwiące w jego boku nadal niczym cierń, lecz mimo to nie miał zamiaru zrezygnować z Mitry, czy pozwolić by zainteresował się kimś innym. Ten jeden raz nie zamierzał się kryć z własnym egoizmem i być może arystokratycznym kaprysem. Mitra był tylko jego!
Pocałował ukochanego i przytulił go czule do siebie, po czym puścił, cofając się na swoje poprzednie miejsce przy oknie baszty, z którego ledwo było widać zarys piętrzących się w dali Obsydianowych Szczytów, a nieco wcześniej można było dostrzec skrawek skrzącego się księżyca, którego lico odbijało się w tafli wody znajdującego się w połowie drogi do gór jeziora. Nie wrócił jednak do podziwiania tych widoków, będzie miał na to czas, by się im nawet bliżej przyjrzeć, gdy ruszą z rana w dalszą drogę. Na ten moment jego wzrok skupiony był w pełni na Mitrze, nawet jeśli było to dość ciężkie, biorąc pod uwagę jaka skrępowany w tej chwili był skrzypek.
- Jestem pewien, że gdybym tutaj je zadał, zaraz wyrzuciłbyś mnie za to okno - odpowiedział, uśmiechając się nieco nerwowo i drapiąc się przy tym po karku.
Nie miało dla wampira znaczenia, że obecnie byli sami i raczej nikt ich nie podsłuchiwał. Jego pytanie miało poruszyć bardzo delikatną kwestię i przez to Aldaren wolał je zadać w bardziej odpowiednim do tego miejscu niż baszta bez drzwi, do której w każdej chwili mógł ktoś wejść albo choćby echo reakcji Mitry, rozniosłoby się przez klatkę schodową i wypadł na ulicę w dole, niczym spuszczone ze smyczy, nieusłuchane psisko. A poza tym, tak jak powiedział, wychodził z założenia, że mimo wszystko Mitra czułby się o wiele bardziej komfortowo, gdyby Aldaren zadał to pytanie za zamkniętymi drzwiami we względnej prywatności.
Kiedy wspólnie podziwiali widoki, wampir wyglądał na dużo bardziej rozluźnionego i spokojnego, wbrew temu jak się czuł na samym początku tego wieczoru. Słuchał z błogim uśmiechem i nieco nieobecnym wzrokiem utkwionym w dali słów Mitry. Był naprawdę szczęśliwy, że wszystko wróciło względnie na swoją poprzednią trasę i było już dobrze.
- Jest w tym dużo racji, że po zmroku coś może nabrać jeszcze więcej uroku, niż za dnia - mruknął i jakby promienniej uśmiechnął się do swoich myśli. - Nie sposób się tak w oknie nie zasiedzieć, zwłaszcza, gdy parapet jest tak bardzo wygodny. I nie usnąć przy tym - zdradził zaraz, zerkając nieco na nekromantę, nie tracąc swojego uśmiechu z twarzy. Nabrał nosem powietrza i odetchnął pełną piersią.
Usiadł na parapecie tego okna, jakby chciał zademonstrować, choć nie było tak wielkie jak to w pokoju Mitry, a wygodne było tak, że nawet jakby ktoś go uśpił zaklęciem czy miksturą i tak nie byłby w stanie zasnąć. Uśmiechnął się do ukochanego (powstrzymując się od szczerzenia kłów) z psotnym błyskiem w oku i gdy tylko nekromanta się niczego nie spodziewał, przechylił się na zewnątrz, dając grawitacji bezlitośnie cisnąć ciało nieumarłego w stronę ziemi. Nie skończył jednak połamany na niej, bo w połowie drogi do zostania roztrzaskaną kupą mięsa i kości, zmienił się w kruka i powrócił do okna, z którego wypadł. Wykrakał zdeformowane "ta-dam!" rozpościerając i lekko trzęsąc przy tym swoimi czarnymi jak noc skrzydłami niczym wielki aktor czy akrobata po udanym wyczynie. Jego lazurowe, obecnie krucze oczy, aż błyszczały od tego jaki był rozbawiony.
Choć w myślach nie czytał, ani nie był żadnym jasnowidzem, swój wyczyn realizując po prostu dla własnej rozrywki, dał tym jednak jednoznaczny dowód na to, że jednak sił to mu akurat nie brakowało. Na pomysł Mitry przystał więc skinieniem głowy i promiennym uśmiechem. Nie zbył jednak pytania ukochanego milczeniem.
- Dzięki tobie mam ich jeszcze sporo - zapewnił lekko, gładząc nekromantę po dłoni, korzystając z faktu, że było ciemno, a w zasięgu wzroku żadnej żywej duszy.
Podobnie jak Mitra, czerpał masę przyjemności z samego spaceru i oczywiście obecności swojego partnera przy boku, dając mu się prowadzić ufnie, niczym ślepiec. I słowa złego by nie powiedział, gdyby nekromanta zechciał przejść się na rynek albo przestałby kluczyć wyludnionymi uliczkami. Naprawdę nie przeszkadzało by mu to, tak długo jak był przy nim Mitra, jakby to tylko dzięki niemu i dla niego wampir tak powstrzymywał swój głód.
- Owszem, ma w sobie dużo uroku, a atmosfera tu panująca, ten wszechobecny zapach świeżych, słodkich, dojrzewających w pełnym słońcu aż otumania zmysły, jednakże według mnie nie ma na całej Łusce piękniejszego miasta od Maurii. Wiem, że raczej niewiele osób by się ze mną zgodziło, ale naprawdę kocham Maurię. Wiele jej zawdzięczam, urodziłem się tam, wychowywałem, a przede wszystkim to wewnątrz jej murów miałem szczęście cię poznać... - odpowiedział ze szczerą miłością do swojej ojczyzny, której nie potrafił znienawidzić, choć mimo wszystko zaznał tam jednak więcej cierpienia, niż szczęścia. Z drugiej jednak strony chyba nikogo nie powinno dziwić oddanie Aldarena. - "...mój aniele" - dokończył swoją wypowiedź, ale nie na głos, tylko w myślach nekromanty, by mieć stuprocentową pewność, że nikt inny tych dwóch słów nie wyłapie. Choć pewnie i tak mu się od Mitry oberwie za posyłanie takich sformułowań na środku miasta, nawet jeśli tylko w myślach. Wierzył jednak, że to będzie bura z miłości i przez takie tłumaczenie aż się nie mógł jej już doczekać. Naprawdę jego humor i samopoczucie zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni.
W karczmie, tak jak podczas spaceru - zdał się w pełni na Mitrę, to jemu powierzając decyzję na temat czy zostają na dole (choć szczerze nie miał pojęcia po co by mieli zostać), czy wracają do swojego pokoju i szykują się do spania. W prawdzie spanie i tak miało poczekać, aż skończą z sobą rozmawiać - a wątpił, by Mitra odpuścił tę rozmowę, najpewniej ciekaw pytania, które wampir chciał zadać. Łatwo więc dało się przewidzieć, że skierują się w stronę schodów, na które wampir jako dżentelmen, i oczywiście udawany ochroniarz wielkiego barona Aresterry, przepuścił Mitrę przodem. A jakże kłaniając mu się przy tym uniżenie. Po czym, jak wierny pies, wspiął się po schodach za nim.
Kiedy znaleźli się w pokoju i zamknięte zostały drzwi, w pierwszej kolejności zdjął swoje buty i płaszcz, zostając w koszuli z kamizelką i oczywiście w spodniach. Odebrał podany mu przez Mitrę płaszcz i odwiesił go na kołku obok swojego. Buty zostawił przy wyjściu i gdy nie miał już względnie nic do roboty, samemu przeczesał własne włosy dłonią, jakby małpował nekromantę, choć to wcale nie było jego zamiarem. Odszedł do drzwi i odetchnął głęboko. Nie wyglądał jakby miał w tym momencie zwątpić i wycofać się z tego co zamierzał. Bardziej wyglądało jakby zbierał myśli i układał sobie słowa w głowie. Nie umknęło jednak jego uwadze, to jak błogosławiony spojrzał najpierw na parawan, a po tym na skrzypka.
- Nie zajmę ci dużo czasu i myślę, że jednak wolałbyś umyć się po tym. Kąpiel bardzo pomaga ukoić myśli i się uspokoić - powiedział, argumentując przy tym swoją decyzję o tym, by jednak niebianin poczekał ze swoją kąpielą. Wyglądał przez chwilę jakby szukał dla siebie przez moment jakiegoś miejsca, by nie stać nad nekromantą jak kat, a że nie za specjalnie znalazł coś sensownego, przysiadł sobie nieco na parapecie, bardziej się w sumie o niego opierając, niż na nim siedział, ale mimo wszystko. Pochylił się lekko do przodu w stronę ukochanego, splatając z sobą własne dłonie, bo nie wiedział co z nimi zrobić.
- Bardzo byś chciał, bym żywił się twoją krwią, prawda? - zapytał, choć w sumie bardziej brzmiało to jak stwierdzenie, w którym chciałby się utwierdzić. Nie spuszczał poważnego spojrzenia z blondyna, choć wyglądał na lekko zestresowanego, że w ogóle wyszedł z tym pytaniem. I to tak bezpośrednio. W sumie nawet nie był pewny po co mu była ta wiedza. Nie mówił jednak o tym jak o zwykłym piciu wody z butelki, by się odpowiednio nawodnić w upalny dzień, czy też jakby była to zwykła butelkowana krew jakiejś obcej, mało znaczącej dla niego osoby, która zakupił chwilę temu w Banku. Nie dodał nic więcej do tego, nawet głupiego sprecyzowania o co mu chodziło dokładnie, bo na baszcie przecież zapewnił, że będzie to tylko jedno pytanie. I tego się teraz trzymał, dając Mitrze decyzję czy wyniknie z tego jakakolwiek dyskusja, czy nekromanta przyjmie to pytanie jedynie do wiadomości i wygoni wampira z pokoju, by się wykąpać w spokoju.
Chwilę po tym wyciągnął dłoń w stronę maski ukochanego i ją delikatnie zdjął z jego twarzy. Robił to z pewnym namaszczeniem i bardzo powoli, nie chcąc wykonywać gwałtownych ruchów, które mogłyby zaniepokoić albo sprowokować Mitrę, niczym dzikie zwierze, które pierwszy raz miało bliższy kontakt z człowiekiem i mogło się zachować naprawdę różnie. Nie mniej zrobiło mu się niezmiernie miło przez to jak mocno nekromanta zaufał mu w tej chwili. A mógł się przecież nie zgodzić. I choć błogosławiony miał zamknięte oczy, to jednak mimo wszystko pozwolił wampirowi na odsłonięcie swojej twarzy i to w miejscu publicznym! Był szczęściarzem, że trafił mu się tak wspaniały partner, na którego czuł, że nie zasługiwał przez wszystkie swoje grzechy tkwiące w jego boku nadal niczym cierń, lecz mimo to nie miał zamiaru zrezygnować z Mitry, czy pozwolić by zainteresował się kimś innym. Ten jeden raz nie zamierzał się kryć z własnym egoizmem i być może arystokratycznym kaprysem. Mitra był tylko jego!
Pocałował ukochanego i przytulił go czule do siebie, po czym puścił, cofając się na swoje poprzednie miejsce przy oknie baszty, z którego ledwo było widać zarys piętrzących się w dali Obsydianowych Szczytów, a nieco wcześniej można było dostrzec skrawek skrzącego się księżyca, którego lico odbijało się w tafli wody znajdującego się w połowie drogi do gór jeziora. Nie wrócił jednak do podziwiania tych widoków, będzie miał na to czas, by się im nawet bliżej przyjrzeć, gdy ruszą z rana w dalszą drogę. Na ten moment jego wzrok skupiony był w pełni na Mitrze, nawet jeśli było to dość ciężkie, biorąc pod uwagę jaka skrępowany w tej chwili był skrzypek.
- Jestem pewien, że gdybym tutaj je zadał, zaraz wyrzuciłbyś mnie za to okno - odpowiedział, uśmiechając się nieco nerwowo i drapiąc się przy tym po karku.
Nie miało dla wampira znaczenia, że obecnie byli sami i raczej nikt ich nie podsłuchiwał. Jego pytanie miało poruszyć bardzo delikatną kwestię i przez to Aldaren wolał je zadać w bardziej odpowiednim do tego miejscu niż baszta bez drzwi, do której w każdej chwili mógł ktoś wejść albo choćby echo reakcji Mitry, rozniosłoby się przez klatkę schodową i wypadł na ulicę w dole, niczym spuszczone ze smyczy, nieusłuchane psisko. A poza tym, tak jak powiedział, wychodził z założenia, że mimo wszystko Mitra czułby się o wiele bardziej komfortowo, gdyby Aldaren zadał to pytanie za zamkniętymi drzwiami we względnej prywatności.
Kiedy wspólnie podziwiali widoki, wampir wyglądał na dużo bardziej rozluźnionego i spokojnego, wbrew temu jak się czuł na samym początku tego wieczoru. Słuchał z błogim uśmiechem i nieco nieobecnym wzrokiem utkwionym w dali słów Mitry. Był naprawdę szczęśliwy, że wszystko wróciło względnie na swoją poprzednią trasę i było już dobrze.
- Jest w tym dużo racji, że po zmroku coś może nabrać jeszcze więcej uroku, niż za dnia - mruknął i jakby promienniej uśmiechnął się do swoich myśli. - Nie sposób się tak w oknie nie zasiedzieć, zwłaszcza, gdy parapet jest tak bardzo wygodny. I nie usnąć przy tym - zdradził zaraz, zerkając nieco na nekromantę, nie tracąc swojego uśmiechu z twarzy. Nabrał nosem powietrza i odetchnął pełną piersią.
Usiadł na parapecie tego okna, jakby chciał zademonstrować, choć nie było tak wielkie jak to w pokoju Mitry, a wygodne było tak, że nawet jakby ktoś go uśpił zaklęciem czy miksturą i tak nie byłby w stanie zasnąć. Uśmiechnął się do ukochanego (powstrzymując się od szczerzenia kłów) z psotnym błyskiem w oku i gdy tylko nekromanta się niczego nie spodziewał, przechylił się na zewnątrz, dając grawitacji bezlitośnie cisnąć ciało nieumarłego w stronę ziemi. Nie skończył jednak połamany na niej, bo w połowie drogi do zostania roztrzaskaną kupą mięsa i kości, zmienił się w kruka i powrócił do okna, z którego wypadł. Wykrakał zdeformowane "ta-dam!" rozpościerając i lekko trzęsąc przy tym swoimi czarnymi jak noc skrzydłami niczym wielki aktor czy akrobata po udanym wyczynie. Jego lazurowe, obecnie krucze oczy, aż błyszczały od tego jaki był rozbawiony.
Choć w myślach nie czytał, ani nie był żadnym jasnowidzem, swój wyczyn realizując po prostu dla własnej rozrywki, dał tym jednak jednoznaczny dowód na to, że jednak sił to mu akurat nie brakowało. Na pomysł Mitry przystał więc skinieniem głowy i promiennym uśmiechem. Nie zbył jednak pytania ukochanego milczeniem.
- Dzięki tobie mam ich jeszcze sporo - zapewnił lekko, gładząc nekromantę po dłoni, korzystając z faktu, że było ciemno, a w zasięgu wzroku żadnej żywej duszy.
Podobnie jak Mitra, czerpał masę przyjemności z samego spaceru i oczywiście obecności swojego partnera przy boku, dając mu się prowadzić ufnie, niczym ślepiec. I słowa złego by nie powiedział, gdyby nekromanta zechciał przejść się na rynek albo przestałby kluczyć wyludnionymi uliczkami. Naprawdę nie przeszkadzało by mu to, tak długo jak był przy nim Mitra, jakby to tylko dzięki niemu i dla niego wampir tak powstrzymywał swój głód.
- Owszem, ma w sobie dużo uroku, a atmosfera tu panująca, ten wszechobecny zapach świeżych, słodkich, dojrzewających w pełnym słońcu aż otumania zmysły, jednakże według mnie nie ma na całej Łusce piękniejszego miasta od Maurii. Wiem, że raczej niewiele osób by się ze mną zgodziło, ale naprawdę kocham Maurię. Wiele jej zawdzięczam, urodziłem się tam, wychowywałem, a przede wszystkim to wewnątrz jej murów miałem szczęście cię poznać... - odpowiedział ze szczerą miłością do swojej ojczyzny, której nie potrafił znienawidzić, choć mimo wszystko zaznał tam jednak więcej cierpienia, niż szczęścia. Z drugiej jednak strony chyba nikogo nie powinno dziwić oddanie Aldarena. - "...mój aniele" - dokończył swoją wypowiedź, ale nie na głos, tylko w myślach nekromanty, by mieć stuprocentową pewność, że nikt inny tych dwóch słów nie wyłapie. Choć pewnie i tak mu się od Mitry oberwie za posyłanie takich sformułowań na środku miasta, nawet jeśli tylko w myślach. Wierzył jednak, że to będzie bura z miłości i przez takie tłumaczenie aż się nie mógł jej już doczekać. Naprawdę jego humor i samopoczucie zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni.
W karczmie, tak jak podczas spaceru - zdał się w pełni na Mitrę, to jemu powierzając decyzję na temat czy zostają na dole (choć szczerze nie miał pojęcia po co by mieli zostać), czy wracają do swojego pokoju i szykują się do spania. W prawdzie spanie i tak miało poczekać, aż skończą z sobą rozmawiać - a wątpił, by Mitra odpuścił tę rozmowę, najpewniej ciekaw pytania, które wampir chciał zadać. Łatwo więc dało się przewidzieć, że skierują się w stronę schodów, na które wampir jako dżentelmen, i oczywiście udawany ochroniarz wielkiego barona Aresterry, przepuścił Mitrę przodem. A jakże kłaniając mu się przy tym uniżenie. Po czym, jak wierny pies, wspiął się po schodach za nim.
Kiedy znaleźli się w pokoju i zamknięte zostały drzwi, w pierwszej kolejności zdjął swoje buty i płaszcz, zostając w koszuli z kamizelką i oczywiście w spodniach. Odebrał podany mu przez Mitrę płaszcz i odwiesił go na kołku obok swojego. Buty zostawił przy wyjściu i gdy nie miał już względnie nic do roboty, samemu przeczesał własne włosy dłonią, jakby małpował nekromantę, choć to wcale nie było jego zamiarem. Odszedł do drzwi i odetchnął głęboko. Nie wyglądał jakby miał w tym momencie zwątpić i wycofać się z tego co zamierzał. Bardziej wyglądało jakby zbierał myśli i układał sobie słowa w głowie. Nie umknęło jednak jego uwadze, to jak błogosławiony spojrzał najpierw na parawan, a po tym na skrzypka.
- Nie zajmę ci dużo czasu i myślę, że jednak wolałbyś umyć się po tym. Kąpiel bardzo pomaga ukoić myśli i się uspokoić - powiedział, argumentując przy tym swoją decyzję o tym, by jednak niebianin poczekał ze swoją kąpielą. Wyglądał przez chwilę jakby szukał dla siebie przez moment jakiegoś miejsca, by nie stać nad nekromantą jak kat, a że nie za specjalnie znalazł coś sensownego, przysiadł sobie nieco na parapecie, bardziej się w sumie o niego opierając, niż na nim siedział, ale mimo wszystko. Pochylił się lekko do przodu w stronę ukochanego, splatając z sobą własne dłonie, bo nie wiedział co z nimi zrobić.
- Bardzo byś chciał, bym żywił się twoją krwią, prawda? - zapytał, choć w sumie bardziej brzmiało to jak stwierdzenie, w którym chciałby się utwierdzić. Nie spuszczał poważnego spojrzenia z blondyna, choć wyglądał na lekko zestresowanego, że w ogóle wyszedł z tym pytaniem. I to tak bezpośrednio. W sumie nawet nie był pewny po co mu była ta wiedza. Nie mówił jednak o tym jak o zwykłym piciu wody z butelki, by się odpowiednio nawodnić w upalny dzień, czy też jakby była to zwykła butelkowana krew jakiejś obcej, mało znaczącej dla niego osoby, która zakupił chwilę temu w Banku. Nie dodał nic więcej do tego, nawet głupiego sprecyzowania o co mu chodziło dokładnie, bo na baszcie przecież zapewnił, że będzie to tylko jedno pytanie. I tego się teraz trzymał, dając Mitrze decyzję czy wyniknie z tego jakakolwiek dyskusja, czy nekromanta przyjmie to pytanie jedynie do wiadomości i wygoni wampira z pokoju, by się wykąpać w spokoju.
- Mitra
- Splatacz Snów
- Posty: 357
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Mag , Uzdrowiciel
- Kontakt:
- Och… - mruknął Mitra z lekkim skonsternowaniem. – No dobrze…
Wyglądał na odrobinę nieprzekonanego, ale nie naciskał. Był teraz jeszcze mocniej zaintrygowany i naprawdę aż go skręcało, aby dowiedzieć się jaka kwestia gnębi jego ukochanego, ale dobrze, poczeka, zaufa mu w tej kwestii. Choć trudno było przejść nad tym zagajeniem tematu do porządku dziennego - Aldaren jakoś tak z łatwością wrócił do podziwiania widoków, ale Mitra miał z tym problem. Dlatego zaczął paplać o oknach w swojej dawnej sypialni. Podziałało, bo on przestał myśleć o tamtym pytaniu, a jego ukochany wyglądał na zadowolonego, gdy słuchał tej prostej anegdotki. Atmosfera znowu zrobiła się lekka, skrzypek pozwolił sobie na żarty, a Mitra nie miał najmniejszego powodu, by się na niego boczyć.
- Tak, tylko później kark może boleć od takiego spania - skomentował, może niezbyt zabawnie, ale na pewno z czułością. Pamiętał, gdy Aldaren zasnął na parapecie w swoim pokoju - teraz to wspomnienie zdawało się być zabawne. I co więcej, strasznie odległe, choć przecież było to zdarzenie raptem sprzed tygodnia, może trochę więcej…
Mitra nawet nie krzyknął - głos uwiązł mu w gardle, gdy jego ukochany nagle zniknął mu z oczu. Natychmiast dopadł okna, z którego - jak mu się wydawało - wypadł Aldaren i wychylił się przez parapet. Akurat wyjrzał w chwili, gdy jego ukochany przemienił się w kruka. Pod błogosławionymi ugięły się nogi. Mocno trzymając się parapetu uderzył kolanami o ścianę i aż złapał się za serce, które bijąc mocno i nierówno prawie wyrwało mu się z piersi. Odsunął się, gdy wampir w swojej zwierzęcej postaci wrócił na najwyższe piętro baszty. Patrzył na niego przez moment bez słowa, a gdy w końcu odzyskał oddech, przypomniał sobie również jak się mówi. A w sumie to krzyczy.
- REN! - krzyknął nekromanta zaciskając pięści. - Zawału prawie przez ciebie dostałem, myślałem, że spadłeś! Wiem, że nic ci nie jest, ale nie strasz mnie tak! I przytul mnie teraz, bo zaraz się przewrócę - dodał trochę naburmuszonym tonem. Czekał aż wampir go obejmie, po czym sam się w niego wtulił. Naprawdę czuł, że ma nadal miękkie nogi.
- Jesteś wariatem - poskarżył się. Cały czas jednak nie brzmiał jakby był zły. Wystraszony może i owszem, ale też świadomy, że dał się wampirowi przechytrzyć. Ale wystarczyła odrobina czułości, by się uspokoił i by mogli iść na spacer.
Choć Aldaren wyglądał, jakby czuł się lepiej, Mitra nie zamierzał sprawdzać jego możliwości i wchodzić w bardziej zaludnione miejsca. Poza tym tak było może nawet przyjemniej - spacerowali tylko we dwójkę, bez żadnych świadków, jak prawdziwi zakochani. Skrzypka ten dobry nastrój poniósł chyba tak bardzo, że aż stwierdził, że kocha Maurię - miasto, które tak trudno było darzyć pozytywnymi uczuciami. Szczerze powiedziawszy Mitra nie był miłośnikiem Miasta Śmierci - było to miejsce, gdzie w końcu odnalazł swoje powołanie, ale też wiele w nim wycierpiał. Tylko… No właśnie - w zamian spotkał miłość swojego życia. Więc… Może Mauria nie była taka zła? Nekromanta tak roztrząsał tę kwestię, że w końcu nie odpowiedział skrzypkowi nic, jedynie pokiwał głową i milczał już aż do momentu, gdy dotarli do zajazdu.
Już w pokoju Mitra robił się coraz bardziej spięty. Widział jak Aldaren odwlekał moment rozpoczęcia rozmowy i rozpoznał, że to kwestia odpowiedniego doboru słów. Martwiło go to, bo gdyby sprawa była błaha, jego ukochany nie musiałby się gimnastykować. Więc… o co chodziło? Nekromanta nie umiał myśleć o tym inaczej niż w kontekście dzisiejszej sytuacji i rozmowy o piciu krwi, choć sam nie wiedział, czego tak naprawdę się spodziewa. Przez moment zaświtała mu myśl, że być może chodzi o to, że Aldaren chciałby poprosić go o napicie się z jego szyi – zgodziłby się, lecz i tak logika podpowiadała mu, że to nie to. Przyszło mu też do głowy – co zdawało się mieć już więcej sensu – że skrzypek chce go poprosić, aby nie spali przez pewien czas razem, dla jego dobra. To byłoby w jego stylu, on zawsze był bardzo troskliwy.
- Ach, ja nie… Czekaj, co?
Mitra wyglądał na wyraźnie skonsternowanego, gdy Aldaren wychwycił jego szybkie spojrzenie na parawan i skomentował ewentualną chęć wzięcia kąpieli. Na Prasmoka, o co mogło mu chodzić? Czym miał się aż tak denerwować, by potrzebować po tym odprężającej kąpieli? Wolał nie wiedzieć… Nie, wręcz przeciwnie – chciał to w końcu mieć za sobą! Ale nie chciał naciskać. Widział, jak jego ukochany miota się po pokoju, szukając dla siebie miejsca. Ruchem głowy wskazał mu posłanie obok siebie, ale chyba skrzypek tego nie zauważył, a błogosławiony nie naciskał. Wciągnął nogi na łóżko i usiadł skrzyżnie, patrząc na niego z wyczekiwaniem. I w końcu cierpliwość się opłaciła, bo Aldaren zadał swoje pytanie. Krótkie, konkretne i… zaskakująco normalne. Co więcej takie, na które pewnie znał odpowiedź. Mitra wyglądał przez to na zaskoczonego – „to tyle?” pytały jego oczy. Zaraz jednak wykrzesał z siebie łagodny uśmiech, by trochę uspokoić skrzypka, a później odpowiedział.
- Dobrze wiesz, że bym chciał – odparł spokojnie. – Wspominałeś, że moja krew jest dla ciebie najbardziej odżywcza, a ja czułbym się… zaszczycony, gdybyś żywił się tylko nią. Dlatego tak prosiłem cię o to jeszcze w Maurii i stąd ten pomysł z butelką. Wydawało mi się, że to byłoby po prostu najlepsze rozwiązanie, bo miałbyś kogoś, kto z zaufaniem dawałby ci się posilić, a ja…
Mitra nagle zamilkł z ustami otwartymi w pół słowa. Jego spojrzenie stało się nieco nieobecne i podświadomie spuścił wzrok, jakby coś do niego dotarło z dużą mocą. Widać było, że z każdą kolejną chwilą stawał się coraz bardziej skrępowany, bo odwrócił głowę i zaczął podświadomie skubać skórki wokół paznokci.
- Ja… - podjął, ale znowu jakby nie umiał znaleźć języka w gębie. Szybko zerknął na Aldarena, po czym znowu umknął spojrzeniem. Zaczął się lekko rumienić. – Mówiłem ci już chyba, że czuję się wyjątkowy, gdy to robisz i… Ren, to jest dla mnie coś bardzo… intymnego i… i tak, to nie jest tylko kwestia pożywienia się, tylko też… sprawia mi to przyjemność… sama myśl i… Ale tylko gdy robisz to ty – dodał znacząco.
Teraz już rozumiał, dlaczego Aldaren nie chciał o tym rozmawiać gdy byli na zewnątrz. Chyba nie byłby w stanie powiedzieć nic z tego, na co zdobył się teraz, gdy byli sami. Nie by powiedział cokolwiek ważnego – jego słowa były czystym bełkotem, to będzie cud, jeśli skrzypek cokolwiek z tego zrozumiał. Chyba… Mitra wahał się tylko chwilę, nerwowo spoglądając na wampira. W końcu westchnął jakby się poddał, on jednak podjął decyzję.
- Ren, kręci mnie myśl, że piłbyś moją krew – przyznał z rozbrajającą szczerością, w końcu spoglądając na skrzypka. – To dla mnie coś bardzo wyjątkowego, naprawdę. Bardzo chciałbym ci się w ten sposób oddać… Nie, czekaj, to źle zabrzmiało - zreflektował się szybko, całkowicie czerwony na twarzy, choć w myślach dodał, że w sumie to nie było wcale tak dalekie od prawdy. - Po prostu… Dla mnie to tak jakby coś więcej niż pocałunek…
"Ale też łatwiejszego niż pójście razem do łóżka", dokończył w myślach. I wiadomo, że nie chodziło o wspólne spanie, a o to, co Aldaren tak pięknie nazwał "namiętnym tańcem dwóch ciał", a co nadal budziło w błogosławionym tak wielkie obawy i opory.
Wyglądał na odrobinę nieprzekonanego, ale nie naciskał. Był teraz jeszcze mocniej zaintrygowany i naprawdę aż go skręcało, aby dowiedzieć się jaka kwestia gnębi jego ukochanego, ale dobrze, poczeka, zaufa mu w tej kwestii. Choć trudno było przejść nad tym zagajeniem tematu do porządku dziennego - Aldaren jakoś tak z łatwością wrócił do podziwiania widoków, ale Mitra miał z tym problem. Dlatego zaczął paplać o oknach w swojej dawnej sypialni. Podziałało, bo on przestał myśleć o tamtym pytaniu, a jego ukochany wyglądał na zadowolonego, gdy słuchał tej prostej anegdotki. Atmosfera znowu zrobiła się lekka, skrzypek pozwolił sobie na żarty, a Mitra nie miał najmniejszego powodu, by się na niego boczyć.
- Tak, tylko później kark może boleć od takiego spania - skomentował, może niezbyt zabawnie, ale na pewno z czułością. Pamiętał, gdy Aldaren zasnął na parapecie w swoim pokoju - teraz to wspomnienie zdawało się być zabawne. I co więcej, strasznie odległe, choć przecież było to zdarzenie raptem sprzed tygodnia, może trochę więcej…
Mitra nawet nie krzyknął - głos uwiązł mu w gardle, gdy jego ukochany nagle zniknął mu z oczu. Natychmiast dopadł okna, z którego - jak mu się wydawało - wypadł Aldaren i wychylił się przez parapet. Akurat wyjrzał w chwili, gdy jego ukochany przemienił się w kruka. Pod błogosławionymi ugięły się nogi. Mocno trzymając się parapetu uderzył kolanami o ścianę i aż złapał się za serce, które bijąc mocno i nierówno prawie wyrwało mu się z piersi. Odsunął się, gdy wampir w swojej zwierzęcej postaci wrócił na najwyższe piętro baszty. Patrzył na niego przez moment bez słowa, a gdy w końcu odzyskał oddech, przypomniał sobie również jak się mówi. A w sumie to krzyczy.
- REN! - krzyknął nekromanta zaciskając pięści. - Zawału prawie przez ciebie dostałem, myślałem, że spadłeś! Wiem, że nic ci nie jest, ale nie strasz mnie tak! I przytul mnie teraz, bo zaraz się przewrócę - dodał trochę naburmuszonym tonem. Czekał aż wampir go obejmie, po czym sam się w niego wtulił. Naprawdę czuł, że ma nadal miękkie nogi.
- Jesteś wariatem - poskarżył się. Cały czas jednak nie brzmiał jakby był zły. Wystraszony może i owszem, ale też świadomy, że dał się wampirowi przechytrzyć. Ale wystarczyła odrobina czułości, by się uspokoił i by mogli iść na spacer.
Choć Aldaren wyglądał, jakby czuł się lepiej, Mitra nie zamierzał sprawdzać jego możliwości i wchodzić w bardziej zaludnione miejsca. Poza tym tak było może nawet przyjemniej - spacerowali tylko we dwójkę, bez żadnych świadków, jak prawdziwi zakochani. Skrzypka ten dobry nastrój poniósł chyba tak bardzo, że aż stwierdził, że kocha Maurię - miasto, które tak trudno było darzyć pozytywnymi uczuciami. Szczerze powiedziawszy Mitra nie był miłośnikiem Miasta Śmierci - było to miejsce, gdzie w końcu odnalazł swoje powołanie, ale też wiele w nim wycierpiał. Tylko… No właśnie - w zamian spotkał miłość swojego życia. Więc… Może Mauria nie była taka zła? Nekromanta tak roztrząsał tę kwestię, że w końcu nie odpowiedział skrzypkowi nic, jedynie pokiwał głową i milczał już aż do momentu, gdy dotarli do zajazdu.
Już w pokoju Mitra robił się coraz bardziej spięty. Widział jak Aldaren odwlekał moment rozpoczęcia rozmowy i rozpoznał, że to kwestia odpowiedniego doboru słów. Martwiło go to, bo gdyby sprawa była błaha, jego ukochany nie musiałby się gimnastykować. Więc… o co chodziło? Nekromanta nie umiał myśleć o tym inaczej niż w kontekście dzisiejszej sytuacji i rozmowy o piciu krwi, choć sam nie wiedział, czego tak naprawdę się spodziewa. Przez moment zaświtała mu myśl, że być może chodzi o to, że Aldaren chciałby poprosić go o napicie się z jego szyi – zgodziłby się, lecz i tak logika podpowiadała mu, że to nie to. Przyszło mu też do głowy – co zdawało się mieć już więcej sensu – że skrzypek chce go poprosić, aby nie spali przez pewien czas razem, dla jego dobra. To byłoby w jego stylu, on zawsze był bardzo troskliwy.
- Ach, ja nie… Czekaj, co?
Mitra wyglądał na wyraźnie skonsternowanego, gdy Aldaren wychwycił jego szybkie spojrzenie na parawan i skomentował ewentualną chęć wzięcia kąpieli. Na Prasmoka, o co mogło mu chodzić? Czym miał się aż tak denerwować, by potrzebować po tym odprężającej kąpieli? Wolał nie wiedzieć… Nie, wręcz przeciwnie – chciał to w końcu mieć za sobą! Ale nie chciał naciskać. Widział, jak jego ukochany miota się po pokoju, szukając dla siebie miejsca. Ruchem głowy wskazał mu posłanie obok siebie, ale chyba skrzypek tego nie zauważył, a błogosławiony nie naciskał. Wciągnął nogi na łóżko i usiadł skrzyżnie, patrząc na niego z wyczekiwaniem. I w końcu cierpliwość się opłaciła, bo Aldaren zadał swoje pytanie. Krótkie, konkretne i… zaskakująco normalne. Co więcej takie, na które pewnie znał odpowiedź. Mitra wyglądał przez to na zaskoczonego – „to tyle?” pytały jego oczy. Zaraz jednak wykrzesał z siebie łagodny uśmiech, by trochę uspokoić skrzypka, a później odpowiedział.
- Dobrze wiesz, że bym chciał – odparł spokojnie. – Wspominałeś, że moja krew jest dla ciebie najbardziej odżywcza, a ja czułbym się… zaszczycony, gdybyś żywił się tylko nią. Dlatego tak prosiłem cię o to jeszcze w Maurii i stąd ten pomysł z butelką. Wydawało mi się, że to byłoby po prostu najlepsze rozwiązanie, bo miałbyś kogoś, kto z zaufaniem dawałby ci się posilić, a ja…
Mitra nagle zamilkł z ustami otwartymi w pół słowa. Jego spojrzenie stało się nieco nieobecne i podświadomie spuścił wzrok, jakby coś do niego dotarło z dużą mocą. Widać było, że z każdą kolejną chwilą stawał się coraz bardziej skrępowany, bo odwrócił głowę i zaczął podświadomie skubać skórki wokół paznokci.
- Ja… - podjął, ale znowu jakby nie umiał znaleźć języka w gębie. Szybko zerknął na Aldarena, po czym znowu umknął spojrzeniem. Zaczął się lekko rumienić. – Mówiłem ci już chyba, że czuję się wyjątkowy, gdy to robisz i… Ren, to jest dla mnie coś bardzo… intymnego i… i tak, to nie jest tylko kwestia pożywienia się, tylko też… sprawia mi to przyjemność… sama myśl i… Ale tylko gdy robisz to ty – dodał znacząco.
Teraz już rozumiał, dlaczego Aldaren nie chciał o tym rozmawiać gdy byli na zewnątrz. Chyba nie byłby w stanie powiedzieć nic z tego, na co zdobył się teraz, gdy byli sami. Nie by powiedział cokolwiek ważnego – jego słowa były czystym bełkotem, to będzie cud, jeśli skrzypek cokolwiek z tego zrozumiał. Chyba… Mitra wahał się tylko chwilę, nerwowo spoglądając na wampira. W końcu westchnął jakby się poddał, on jednak podjął decyzję.
- Ren, kręci mnie myśl, że piłbyś moją krew – przyznał z rozbrajającą szczerością, w końcu spoglądając na skrzypka. – To dla mnie coś bardzo wyjątkowego, naprawdę. Bardzo chciałbym ci się w ten sposób oddać… Nie, czekaj, to źle zabrzmiało - zreflektował się szybko, całkowicie czerwony na twarzy, choć w myślach dodał, że w sumie to nie było wcale tak dalekie od prawdy. - Po prostu… Dla mnie to tak jakby coś więcej niż pocałunek…
"Ale też łatwiejszego niż pójście razem do łóżka", dokończył w myślach. I wiadomo, że nie chodziło o wspólne spanie, a o to, co Aldaren tak pięknie nazwał "namiętnym tańcem dwóch ciał", a co nadal budziło w błogosławionym tak wielkie obawy i opory.
- Aldaren
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
- Kontakt:
Może... trochę przesadził z tym akurat kawałem... Tak. Definitywnie przesadził. Strach widoczny na twarzy niebianina, to jak nogi się pod nim uginały, przez to jak słabo się poczuł w tym momencie, nie było ani trochę zabawne. Ogromnie żałował, że w ogóle wpadł na tak durny pomysł. Szybko zeskoczył z parapetu do wnętrza baszty, przybierając swoją ludzką formę i ze skruchą rysującą się na jego własnym licu, przytulił mocno do siebie ukochanego. Przepraszając go szeptem za to co uczynił. Było mu naprawdę głupio z tego powodu.
- Tak bardzo cię przepraszam najdroższy - powiedział z żalem, choć dobrze widział, że Mitra nie jest w ogóle zły. - Chciałem tylko rozluźnić nieco atmosferę, byś już się tak mocno nie martwił - wyjaśnił, ale zaraz lekko spuścił wzrok, niemo przyznając się do błędu, że nie do końca to przemyślał. Choć w sumie nie musiał, bo już w samych jego tłumaczeniach brakowało logiki dla tego co zrobił. Ale cóż poradzić? To był tylko Aldaren.
Dość długo stał tak, przytulając Mitrę, prawdopodobnie nawet dłużej, niż chwilę temu. I to wcale nie dla tego, że Mitrze nadal było słabo, bo wydawało się Aldarenowi, że nekromanta stał już o własnych siłach. Po prostu. Było skrzypkowi tak dobrze w tej chwili, że nie chciał tego przerywać. Jeszcze chwilkę.
- Chyba muszę skakać z okien częściej - zamruczał z prawdziwą błogością, ani nie kierując tych słów konkretnie do Mitry, ale też nie w eter. Głośno myślał jedynie.
Kiedy Mitra odpowiedział, Aldaren się nieco bardziej skrępował na początku i otworzył usta, wbijając wzrok w podłogę, chcąc rozwinąć to, co miał na myśli, bo miał wrażenie, że się nie zrozumieli do końca. Nie powiedział jednak w tej chwili nic więcej, gdyż nekromanta kontynuował swoją wypowiedź.
Podniósł w milczeniu spojrzenie z powrotem na swojego lubego, żywo zainteresowany tym co błogosławiony chciał dalej powiedzieć, nim tak nagle przerwał. Patrzył na niego, wyczekująco, niemalże tak samo, jak jeszcze chwilę temu nekromanta na niego patrzył, nie mogąc doczekać się pytania wampira. Widząc jednak jak trudny jest to temat dla blondyna, odwrócił wzrok, drapiąc się zakłopotany po karku i chciał już mówić, by Mitra nie kończył.
- Mitro...
Wtedy jednak niebianin podjął się dalszej części swojej odpowiedzi, choć bardziej bełkotliwie i gdy skrzypek go słuchał... Kłamstwem byłoby powiedzieć, że się nie pogubił. Kilka razy. Chwilę mu przez to zajęło rozszyfrowywanie treści tych słów i jej sensu, ale kiedy w końcu mu się to udało... aż go zamurowało. Do tej pory myślał, że Mitra bierze to za przykrą konieczność, coś czego normalnie by nie chciał robić, ale przez troskę o wampira, był gotów się do tego zmusić. Chyba nigdy by się nie domyślił, że picie jego krwi przez skrzypka, może mieć dla niego tak wiele znaczeń.
Największego jednak szoku doznał, gdy w pewnym momencie Mitra tak bezpośrednio wypalił, że już sama myśl o tym, że skrzypek miałby pić jego krew, go podnieca... A co dopiero gdyby miało do tego dojść...?
Aldaren nadal siedział na parapecie jak ten ciołek, sam czerwony jak burak, starając się jakoś unikać wzroku, ale tak by nie sprawić tym przykrości ukochanemu. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. I choć po części się cieszył, że z piciem krwi niebianina, ten nie ma żadnych negatywnych odczuć, to jednak po części wstyd było wampirowi, że w sumie tak to wszystko wyszło. Niby byli dorośli, ale chyba do otwartej rozmowy na tego typu tematy jeszcze nie dojrzeli.
Westchnął, chcąc w ten sposób jakoś wyklarować myśli i pozbyć się z nich głupich pomysłów. Wstał z miejsca i pokonał cały dystans dzielący obu mężczyzn, by ostatecznie usiąść obok ukochanego. Objął go i przytulił do siebie, całując czule w blond czuprynę.
- W takim razie będę ją pił tylko w wyjątkowych sytuacjach - zaznaczył z wiszącą w powietrzu obietnicą. Co ciekawe tonacja jego głosu zdradzała, że tymi "wyjątkowymi sytuacjami" nie było wcale jego umieranie z głodu czy stanie jedną nogą po tamtej stronie, śmiertelnie ranny. - Albo gdy poprosisz - dodał z pogodnym uśmiechem, raz jeszcze sprzedając mu szybkiego buziaka w głowę, po którym wypuścił niebianina.
- A teraz idź się kąpać i kładziemy się spać. Chyba, że chciałbyś jeszcze o czymś porozmawiać - pogonił go beztrosko, jakby to wszystko co miało miejsce chwilę temu, w ogóle się nie wydarzyło. Sprytna taktyka obronna. Aldarenowa taktyka obronna.
Miał nadzieję, że Mitra nie wyleci mu dziś z taką prośbą, by wampir napił się jego krwi i to wcale nie z butelki. Nie dałby chyba rady w takim wypadku, a to co podsuwała mu wyobraźnia, wcale nie pomagało mu uspokoić wewnętrznych instynktów i pragnień. Zwłaszcza gdy sobie pomyślał, że Mitra miałby zaraz wziąć kąpiel, za parawanem praktycznie na przeciwko łóżka, w którym spędzą dzisiejszą noc... Ugh! Chyba dzisiaj będzie miał poważne problemy by zasnąć, a jeśli nie, to raczej spał dobrze nie będzie. I na cholerę mu było to pytanie?! Żałośnie się teraz czuł, lecz ukrywał to pod maską pogodnego uśmiechu, starając się za wszelką cenę myśleć racjonalnie i nie wypalić nic do głupiego ukochanego.
- Tak bardzo cię przepraszam najdroższy - powiedział z żalem, choć dobrze widział, że Mitra nie jest w ogóle zły. - Chciałem tylko rozluźnić nieco atmosferę, byś już się tak mocno nie martwił - wyjaśnił, ale zaraz lekko spuścił wzrok, niemo przyznając się do błędu, że nie do końca to przemyślał. Choć w sumie nie musiał, bo już w samych jego tłumaczeniach brakowało logiki dla tego co zrobił. Ale cóż poradzić? To był tylko Aldaren.
Dość długo stał tak, przytulając Mitrę, prawdopodobnie nawet dłużej, niż chwilę temu. I to wcale nie dla tego, że Mitrze nadal było słabo, bo wydawało się Aldarenowi, że nekromanta stał już o własnych siłach. Po prostu. Było skrzypkowi tak dobrze w tej chwili, że nie chciał tego przerywać. Jeszcze chwilkę.
- Chyba muszę skakać z okien częściej - zamruczał z prawdziwą błogością, ani nie kierując tych słów konkretnie do Mitry, ale też nie w eter. Głośno myślał jedynie.
Kiedy Mitra odpowiedział, Aldaren się nieco bardziej skrępował na początku i otworzył usta, wbijając wzrok w podłogę, chcąc rozwinąć to, co miał na myśli, bo miał wrażenie, że się nie zrozumieli do końca. Nie powiedział jednak w tej chwili nic więcej, gdyż nekromanta kontynuował swoją wypowiedź.
Podniósł w milczeniu spojrzenie z powrotem na swojego lubego, żywo zainteresowany tym co błogosławiony chciał dalej powiedzieć, nim tak nagle przerwał. Patrzył na niego, wyczekująco, niemalże tak samo, jak jeszcze chwilę temu nekromanta na niego patrzył, nie mogąc doczekać się pytania wampira. Widząc jednak jak trudny jest to temat dla blondyna, odwrócił wzrok, drapiąc się zakłopotany po karku i chciał już mówić, by Mitra nie kończył.
- Mitro...
Wtedy jednak niebianin podjął się dalszej części swojej odpowiedzi, choć bardziej bełkotliwie i gdy skrzypek go słuchał... Kłamstwem byłoby powiedzieć, że się nie pogubił. Kilka razy. Chwilę mu przez to zajęło rozszyfrowywanie treści tych słów i jej sensu, ale kiedy w końcu mu się to udało... aż go zamurowało. Do tej pory myślał, że Mitra bierze to za przykrą konieczność, coś czego normalnie by nie chciał robić, ale przez troskę o wampira, był gotów się do tego zmusić. Chyba nigdy by się nie domyślił, że picie jego krwi przez skrzypka, może mieć dla niego tak wiele znaczeń.
Największego jednak szoku doznał, gdy w pewnym momencie Mitra tak bezpośrednio wypalił, że już sama myśl o tym, że skrzypek miałby pić jego krew, go podnieca... A co dopiero gdyby miało do tego dojść...?
Aldaren nadal siedział na parapecie jak ten ciołek, sam czerwony jak burak, starając się jakoś unikać wzroku, ale tak by nie sprawić tym przykrości ukochanemu. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. I choć po części się cieszył, że z piciem krwi niebianina, ten nie ma żadnych negatywnych odczuć, to jednak po części wstyd było wampirowi, że w sumie tak to wszystko wyszło. Niby byli dorośli, ale chyba do otwartej rozmowy na tego typu tematy jeszcze nie dojrzeli.
Westchnął, chcąc w ten sposób jakoś wyklarować myśli i pozbyć się z nich głupich pomysłów. Wstał z miejsca i pokonał cały dystans dzielący obu mężczyzn, by ostatecznie usiąść obok ukochanego. Objął go i przytulił do siebie, całując czule w blond czuprynę.
- W takim razie będę ją pił tylko w wyjątkowych sytuacjach - zaznaczył z wiszącą w powietrzu obietnicą. Co ciekawe tonacja jego głosu zdradzała, że tymi "wyjątkowymi sytuacjami" nie było wcale jego umieranie z głodu czy stanie jedną nogą po tamtej stronie, śmiertelnie ranny. - Albo gdy poprosisz - dodał z pogodnym uśmiechem, raz jeszcze sprzedając mu szybkiego buziaka w głowę, po którym wypuścił niebianina.
- A teraz idź się kąpać i kładziemy się spać. Chyba, że chciałbyś jeszcze o czymś porozmawiać - pogonił go beztrosko, jakby to wszystko co miało miejsce chwilę temu, w ogóle się nie wydarzyło. Sprytna taktyka obronna. Aldarenowa taktyka obronna.
Miał nadzieję, że Mitra nie wyleci mu dziś z taką prośbą, by wampir napił się jego krwi i to wcale nie z butelki. Nie dałby chyba rady w takim wypadku, a to co podsuwała mu wyobraźnia, wcale nie pomagało mu uspokoić wewnętrznych instynktów i pragnień. Zwłaszcza gdy sobie pomyślał, że Mitra miałby zaraz wziąć kąpiel, za parawanem praktycznie na przeciwko łóżka, w którym spędzą dzisiejszą noc... Ugh! Chyba dzisiaj będzie miał poważne problemy by zasnąć, a jeśli nie, to raczej spał dobrze nie będzie. I na cholerę mu było to pytanie?! Żałośnie się teraz czuł, lecz ukrywał to pod maską pogodnego uśmiechu, starając się za wszelką cenę myśleć racjonalnie i nie wypalić nic do głupiego ukochanego.
- Mitra
- Splatacz Snów
- Posty: 357
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Mag , Uzdrowiciel
- Kontakt:
- Nie przepraszaj, wybaczone - zapewnił Mitra, mówiąc z twarzą wtuloną w ubranie ukochanego. - Zresztą - dodał po chwili, podnosząc na niego wzrok. - W sumie to do ciebie pasowało, powinienem się spodziewać, że za tym kryje się jakiś… psikus. Jak przy oświadczynach - podsunął lekko rozmarzony wspomnieniem tamtej chwili. I tak naprawdę Mitra zareagował również jak wtedy: gniewem, który łatwo było udobruchać odrobiną czułości. Już po chwili w ramionach ukochanego poczuł się lepiej, ale to nie znaczyło, że od razu z nich uciekł. Byli na tej baszcie sami, było tak miło… Aldaren chyba myślał tak samo, bo również nie wyrywał się, aby kończyć czułości.
- Słyszałem… - mruknął cicho błogosławiony, gdy skrzypek powiedział jakimś takim troszkę nieobecnym tonem, że powinien częściej skakać z okien. Mitra mu tego nie zabronił: wiedział, że to nic nie da, bo on i tak znajdzie inny sposób, by go zaskoczyć. I to między innymi było w nim takie cudowne.
Podczas rozmowy w pokoju Mitra przez większość czasu uciekał wzrokiem na boki - nigdy nie był najlepszy w utrzymaniu kontaktu wzrokowego, a już szczególnie w takich sytuacjach. Co jakiś czas zerkał jednak na ukochanego, by poznać jego reakcję na swoje słowa. Nie wiedział, czy dobrze zinterpretował jego pytanie, czy odpowiadał zgodnie z intencjami Aldarena. Chyba z początku trochę spudłował. Mówił oczywiście szczerze i nie kłamał, ale chyba to nie tego dotyczyło pytanie. To właśnie to spojrzenie wampira naprowadziło go na odpowiedni trop. A później… skrępowanie jednego napędzało chyba skrępowanie drugiego - obaj patrzyli wszędzie tylko nie na siebie nawzajem i rumienili się jak dziewice (no dobra, jeden dziewicą faktycznie był).
W końcu błogosławiony zebrał się na odwagę i jasno nazwał to, co czuł, choć nie potrafił tego ubrać w żadne piękne słowa. Wtedy spostrzegł jak czerwony był Aldaren i… Niech to, jak on słodko wyglądał. Chyba tą odpowiedzią nekromanta trafił w jego czuły punkt, przez co był trochę zadowolony z siebie, a trochę zawstydzony i nie wiedział czy nie powinien go przeprosić za swoją obcesowość. Zazdrościł skrzypkowi, że on potrafił tak pięknie nazywać swoje uczucia.
I w końcu Mitra wyrzucił z siebie wszystko, co miał do powiedzenia. Teraz czekał na reakcję ukochanego. To jego westchnienie trochę zaniepokoiło błogosławionego, ale zaraz się uspokoił, bo Aldaren dosiadł się do niego, a to z reguły było dobrym znakiem. I jeszcze go przytulił - Mitra był mu za to bardzo wdzięczny, bo wiedział, że został zrozumiany. Wtulił się w swojego ukochanego jakby tylko tego pragnął, najbardziej na świecie.
- Dobrze, Ren - zgodził się bez cienia oporu. To była kwestia interpretacji tych “wyjątkowych sytuacji”. Ton wampira sugerował raczej te dobre okoliczności, ale Mitra wiedział swoje i nie zamierzał się powstrzymywać, gdyby Aldarenowi coś w przyszłości groziło. O umieraniu z głodu nie myślał: w tej chwili optymistycznie zakładał, że z Tartos wrócą rozwiązawszy problemy jego ukochanego i ten już nigdy głodny nie będzie.
Drugą alternatywę - tę z proszeniem - Mitra przyjął podnosząc wzrok na ukochanego i odwzajemniając jego uśmiech. Przez to zresztą dostał buziaka w czoło, a nie w czubek głowy, co troszkę go rozbawiło. Zadumał się jednak nad tą prośbą. Teraz na pewno nie zamierzał z tego skorzystać, wykluczone, jeszcze nie potrafił się przełamać, ale kiedyś w przyszłości… Wyobrażał sobie, że nieraz z tego skorzysta. Wyjątkowo intensywnie pamiętał jak się czuł, gdy Aldaren pił krew z jego nadgarstka. Był to tylko jeden łyk, ale to ssanie… Aż teraz poczuł dreszcz na to wspomnienie. Ocknął się jednak i spojrzał na Aldarena z czułością. Nim się jednak odezwał, został pogoniony do kąpieli. Uśmiechnął się i nawet parsknął cicho.
- Jak ja mam się z tobą kłócić? - zapytał. - Gonisz mnie do kąpieli jakbym był dzieckiem… Pięćsetletni dziadku Aldarenie - wytknął mu z szerokim uśmiechem. Miał nadzieję, że go nie urazi tym wytykaniem wieku, bo to był tylko żart.
- Masz rację - uznał, wysmykując się z jego objęć. - Chyba muszę wziąć kąpiel… Miałeś rację, lepiej, że poczekałem z tym do tej pory… Powiesz mi tylko czemu zapytałeś o to akurat teraz? - zapytał nieśmiało, ale nie nalegał. Jeśli odpowiedź była wymijająca, pogodził się z tym, bo chyba nie był dość odważny, by teraz doprowadzić tę rozmowę do końca za wszelką cenę. Może jeszcze kiedyś do tego wrócą.
W końcu błogosławiony wstał z posłania. Ze swojego bagażu wybrał potrzebne przybory kąpielowe i ubranie na zmianę, po czym skierował się w stronę parawanu. Zerknął na Aldarena, a później na wannę. Kilkakrotnie tak przeskoczył spojrzeniem z jednej strony na drugą, jakby wykonywał jakieś intensywne obliczenia. W końcu jednak skupił wzrok na ukochanym.
- Ren… - odezwał się do niego. - Nie musisz warować pod drzwiami jak szczeniak… Możesz zostać w pokoju, gdy będę się kąpał… O ile chcesz - dodał. I tym razem nie naciskał i przyjął decyzję ukochanego, nieważne jaka by ona nie była. Złożył mu tę propozycję po prostu przez to, że przez parawan raczej nie dało się nic dojrzeć z tego co zauważył, a on ufał skrzypkowi, że nie będzie podglądał. Było to troszkę krępujące, bo przecież wystarczył jeden nieostrożny ruch, by Aldaren zobaczył, cóż, za dużo, ale Mitra był dobrej myśli. Poza tym nie chciał narażać skrzypka na przebywanie samotnie w tłumie ludzi, skoro wcześniej tak źle się tam poczuł, gdy tylko komuś poszła krew z nosa. A gdyby znowu ktoś komuś w mordę dał? No i… Na korytarzu przed pokojami nadal kręciły się dziwki, a skoro wcześniej jedna z nich próbowała szczęścia z Aldarenem, teraz mogło być podobnie. A Mitra taką lampucerę zabiłby chyba samym spojrzeniem.
Zanim błogosławiony zaczął się rozbierać, odkręcił kurki, by napuścić do balii wody. Ciepłej, bo naprawdę marzyła mu się porządna kąpiel, choć przez moment myślał o chłodnym prysznicu, by uspokoić myśli. Wygrała jednak wygoda. Szybko zrzucił z siebie ubrania i wskoczył do balii, nim ta się zapełniła - tak by nie świecić gołym tyłkiem. Jeśli Aldaren został w pokoju, będzie mógł się porządnie wymoczyć, ale jeśli wyszedł, Mitra nie zamierzał trzymać go na zewnątrz za długo, ograniczył się więc tylko do porządnego wyszorowania się.
- Słyszałem… - mruknął cicho błogosławiony, gdy skrzypek powiedział jakimś takim troszkę nieobecnym tonem, że powinien częściej skakać z okien. Mitra mu tego nie zabronił: wiedział, że to nic nie da, bo on i tak znajdzie inny sposób, by go zaskoczyć. I to między innymi było w nim takie cudowne.
Podczas rozmowy w pokoju Mitra przez większość czasu uciekał wzrokiem na boki - nigdy nie był najlepszy w utrzymaniu kontaktu wzrokowego, a już szczególnie w takich sytuacjach. Co jakiś czas zerkał jednak na ukochanego, by poznać jego reakcję na swoje słowa. Nie wiedział, czy dobrze zinterpretował jego pytanie, czy odpowiadał zgodnie z intencjami Aldarena. Chyba z początku trochę spudłował. Mówił oczywiście szczerze i nie kłamał, ale chyba to nie tego dotyczyło pytanie. To właśnie to spojrzenie wampira naprowadziło go na odpowiedni trop. A później… skrępowanie jednego napędzało chyba skrępowanie drugiego - obaj patrzyli wszędzie tylko nie na siebie nawzajem i rumienili się jak dziewice (no dobra, jeden dziewicą faktycznie był).
W końcu błogosławiony zebrał się na odwagę i jasno nazwał to, co czuł, choć nie potrafił tego ubrać w żadne piękne słowa. Wtedy spostrzegł jak czerwony był Aldaren i… Niech to, jak on słodko wyglądał. Chyba tą odpowiedzią nekromanta trafił w jego czuły punkt, przez co był trochę zadowolony z siebie, a trochę zawstydzony i nie wiedział czy nie powinien go przeprosić za swoją obcesowość. Zazdrościł skrzypkowi, że on potrafił tak pięknie nazywać swoje uczucia.
I w końcu Mitra wyrzucił z siebie wszystko, co miał do powiedzenia. Teraz czekał na reakcję ukochanego. To jego westchnienie trochę zaniepokoiło błogosławionego, ale zaraz się uspokoił, bo Aldaren dosiadł się do niego, a to z reguły było dobrym znakiem. I jeszcze go przytulił - Mitra był mu za to bardzo wdzięczny, bo wiedział, że został zrozumiany. Wtulił się w swojego ukochanego jakby tylko tego pragnął, najbardziej na świecie.
- Dobrze, Ren - zgodził się bez cienia oporu. To była kwestia interpretacji tych “wyjątkowych sytuacji”. Ton wampira sugerował raczej te dobre okoliczności, ale Mitra wiedział swoje i nie zamierzał się powstrzymywać, gdyby Aldarenowi coś w przyszłości groziło. O umieraniu z głodu nie myślał: w tej chwili optymistycznie zakładał, że z Tartos wrócą rozwiązawszy problemy jego ukochanego i ten już nigdy głodny nie będzie.
Drugą alternatywę - tę z proszeniem - Mitra przyjął podnosząc wzrok na ukochanego i odwzajemniając jego uśmiech. Przez to zresztą dostał buziaka w czoło, a nie w czubek głowy, co troszkę go rozbawiło. Zadumał się jednak nad tą prośbą. Teraz na pewno nie zamierzał z tego skorzystać, wykluczone, jeszcze nie potrafił się przełamać, ale kiedyś w przyszłości… Wyobrażał sobie, że nieraz z tego skorzysta. Wyjątkowo intensywnie pamiętał jak się czuł, gdy Aldaren pił krew z jego nadgarstka. Był to tylko jeden łyk, ale to ssanie… Aż teraz poczuł dreszcz na to wspomnienie. Ocknął się jednak i spojrzał na Aldarena z czułością. Nim się jednak odezwał, został pogoniony do kąpieli. Uśmiechnął się i nawet parsknął cicho.
- Jak ja mam się z tobą kłócić? - zapytał. - Gonisz mnie do kąpieli jakbym był dzieckiem… Pięćsetletni dziadku Aldarenie - wytknął mu z szerokim uśmiechem. Miał nadzieję, że go nie urazi tym wytykaniem wieku, bo to był tylko żart.
- Masz rację - uznał, wysmykując się z jego objęć. - Chyba muszę wziąć kąpiel… Miałeś rację, lepiej, że poczekałem z tym do tej pory… Powiesz mi tylko czemu zapytałeś o to akurat teraz? - zapytał nieśmiało, ale nie nalegał. Jeśli odpowiedź była wymijająca, pogodził się z tym, bo chyba nie był dość odważny, by teraz doprowadzić tę rozmowę do końca za wszelką cenę. Może jeszcze kiedyś do tego wrócą.
W końcu błogosławiony wstał z posłania. Ze swojego bagażu wybrał potrzebne przybory kąpielowe i ubranie na zmianę, po czym skierował się w stronę parawanu. Zerknął na Aldarena, a później na wannę. Kilkakrotnie tak przeskoczył spojrzeniem z jednej strony na drugą, jakby wykonywał jakieś intensywne obliczenia. W końcu jednak skupił wzrok na ukochanym.
- Ren… - odezwał się do niego. - Nie musisz warować pod drzwiami jak szczeniak… Możesz zostać w pokoju, gdy będę się kąpał… O ile chcesz - dodał. I tym razem nie naciskał i przyjął decyzję ukochanego, nieważne jaka by ona nie była. Złożył mu tę propozycję po prostu przez to, że przez parawan raczej nie dało się nic dojrzeć z tego co zauważył, a on ufał skrzypkowi, że nie będzie podglądał. Było to troszkę krępujące, bo przecież wystarczył jeden nieostrożny ruch, by Aldaren zobaczył, cóż, za dużo, ale Mitra był dobrej myśli. Poza tym nie chciał narażać skrzypka na przebywanie samotnie w tłumie ludzi, skoro wcześniej tak źle się tam poczuł, gdy tylko komuś poszła krew z nosa. A gdyby znowu ktoś komuś w mordę dał? No i… Na korytarzu przed pokojami nadal kręciły się dziwki, a skoro wcześniej jedna z nich próbowała szczęścia z Aldarenem, teraz mogło być podobnie. A Mitra taką lampucerę zabiłby chyba samym spojrzeniem.
Zanim błogosławiony zaczął się rozbierać, odkręcił kurki, by napuścić do balii wody. Ciepłej, bo naprawdę marzyła mu się porządna kąpiel, choć przez moment myślał o chłodnym prysznicu, by uspokoić myśli. Wygrała jednak wygoda. Szybko zrzucił z siebie ubrania i wskoczył do balii, nim ta się zapełniła - tak by nie świecić gołym tyłkiem. Jeśli Aldaren został w pokoju, będzie mógł się porządnie wymoczyć, ale jeśli wyszedł, Mitra nie zamierzał trzymać go na zewnątrz za długo, ograniczył się więc tylko do porządnego wyszorowania się.
- Aldaren
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
- Kontakt:
- Co ja poradzę, że przy tobie dostaję małpiego rozumu? - zapytał niewinnie jak dziecko, jeszcze bardziej wtulając się w partnera szczęśliwy, jakby właśnie dostał... hmmm, co wampir mógłby dostać, by być w pełni szczęśliwym? O! Jakby właśnie dostał buziaka od Mitry. - Ostatni raz cię tak wystraszyłem. Już więcej nie będę - zapewnił ze szczerym zamiarem zmiany swojego postępowania. Naprawdę, aż żal mu się nekromanty zrobiło, gdy zobaczył jaki był przerażony po wygłupie nieumarłego. Nie chciałby już więcej doprowadzać ukochanego do takiego stanu, bo któregoś pięknego razu rzeczywiście mu serce wysiądzie, a to natomiast załamie skrzypka. Dla dobra ich obu, najlepiej będzie więc zrezygnować z tego typu żartów. Poza tym... jak Aldarena pamięć nie myliła, już to przerabiali. Wtedy po oświadczynach.
Szybko jednak przestał o tym wszystkim myśleć, po prostu skupiając się na objęciach ukochanego i rozpływając się w nich. Było mu tak dobrze, że mógłby w tym momencie usnąć. Na stojąco. Jak koń, a co! Oddał się przy tym jednej refleksji, która nie chciała ograniczać się tylko do prywatnej strefy myślowej Aldarena i korzystając z jego błogości, postanowiła samowolnie opuścić jego usta.
Komentarz niebianina brutalnie wyrwał nieumarłego z tego przyjemnego stanu, a gdy wampir pojął o co chodziło, po prostu nie mógł się powstrzymać przez rozbawionym parsknięciem, które miało zapobiec wybuchowi śmiechu.
Niby to, że obaj byli skrępowani pytaniem skrzypka, było pocieszające, bo Aldaren nieopatrznie nie mógł urazić przy tym nekromanty, cały czas starając się unikać jego spojrzenia, ale jednocześnie miał wyrzuty sumienia, że doprowadził do takiej sytuacji. Aż za dobrze wiedział, jak trudne były to chwile dla Mitry, zwłaszcza przy jego problemach z wyrażaniem tego co czuje. A mimo to nie był w ogóle w stanie mu przerwać i zakończyć ten temat. Siedział, jakby ktoś go gwoździami przybił do tego parapetu. Zmieniło się to jednak, gdy Mitra wyrzucił z siebie co myśli o piciu krwi przez wampira, i gdy ten sam się opanował po tym co usłyszał. Wtedy usiadł przy ukochanym niebianinie i go mocno do siebie przytulił, zawierając z nim nową umowę związaną z tą kwestią (a może raczej nie "nową", bo przecież przed wyjazdem obiecał Mitrze, że będzie się żywił i dał przyzwolenie na to, by nekromanta oddawał mu swoją krew w bezpieczny, "butelkowany" sposób, więc jakby się tak zastanowić, to tamta umowa nadal obowiązywała, tylko teraz została zaktualizowana).
W każdym razie... Wampir zapytał i usłyszał to, co chciał usłyszeć i temat został zamknięty. To była strasznie męcząca rozmowa, ciekawe czy niebianin był tak samo tym wykończony co skrzypek, jemu na pewno zrobiło się od razu lżej na sercu i teraz był dużo spokojniejszy. Co prawda naszła go obawa czy Mitra nie wpadnie na "genialny" pomysł, by teraz prosić wampira, aby napił się jego krwi, ale skrzypek i tak by odmówił. Wolał się trzymać swojej decyzji, że swój obecny głód zaspokoi dopiero w Tartos.
Gdy ta prośba nie przecięła wypełniającej pokój ciszy, Aldaren odetchnął w duchu z ulgą i zobowiązał się sprowadzić ukochanego na ziemię, poganiając go do wzięcia kąpieli, którą nekromanta planował, gdy pierwszy raz zawitali do tego pokoju. Nie sposób było się nie uśmiechnąć, gdy blondyn tak parsknął z rozbawieniem.
- W ogóle - odparł pogodnie, jakby stwierdzając coś bardzo oczywistego, jak na przykład to, że woda jest mokra, a słońce świeci za dnia. - W takim wypadku musiałbym cię nosić na rękach i karmić średnio co trzy godziny, bo przyrównując mój wiek do twojego, wychodziłoby na to, że jesteś jeszcze raczkującym, robiącym pod siebie niemowlakiem - wyjaśnił, starając się z każdym słowem powstrzymywać swoje rozbawienie, ale było to strasznie trudne.
I chciałoby się powiedzieć, że to wszystko co miał wampir do dodania od siebie, ale nie. Niczym wisienkę na torcie, Aldaren musiał swoje słowa zwieńczyć psotnie wystawionym do Mitry językiem na sam koniec. Chyba nie było szans by mógł się kiedykolwiek obrazić na blondyna za przytyk odnośnie wieku nieumarłego. To było prawdziwie zabawne, bo przecież wśród wampirzej elity to Aldaren wciąż miał mleko pod nosem. Albo raczej pierwszą krew. Nie miał więc się za co obrażać, a raczej zaczął się zastanawiać czy to raczej Mitra nie weźmie sobie do serca jego komentarza i się nie obrazi. Miał nadzieję, że nie, bo przecież to były tylko żarty. I jakby nie patrzeć... Mitra zaczął!
Kiedy padło pytanie ze strony nekromanty o powody, którymi kierował się Aldaren, zadając swoje pytanie, skrzypek z lekką konsternacją i niezrozumieniem przechylił głowę nieco na bok, patrząc na partnera.
- Przecież w baszcie mówiłem, że zapytam jak będziemy z powrotem w pokoju - odpowiedział w pierwszej chwili, oczywiście biorąc pytanie dosłownie, nie doszukując się w nim jakiegoś drugiego dna. I pewnie by na tym poprzestał, gdyby nie fakt, że to był Aldaren i on uwielbiał gadać, jak już wybadał grunt i się rozkręcił. - Podczas spaceru trochę myślałem, a w baszcie coś sobie uświadomiłem. Chciałem się zorientować jak wygląda rzeczywistość w odniesieniu to tej kwestii, by nie opierać się wyłącznie na własnych przypuszczeniach - odpowiedział dość formalnie, można by powiedzieć, przez powagę, która wstąpiła w tej chwili na jego twarz. Ale nie było się w sumie czemu dziwić, akurat ten temat (przynajmniej dla wampira) był bardzo ważny i nawet przez głowę mu nie przeszło by się przy nim wygłupiać.
- Bo gdybym się mylił... - mruknął, zerkając z żalem na Mitrę. Jego oczy miały swój naturalny kolor lazuru, lecz gdzieś w tej bezkresnej głębi, niczym cień w opuszczonej uliczce, czaił się drapieżny błysk. Jakby tylko czekał na dogodną okazję do ataku. Wampir zamknął na moment oczy i westchnął głęboko, raz jeszcze przytulając do siebie blondyna. Można się było zastanawiać czy objęcie i przygarnięcie do siebie miłości swojego życia mu pomogło, czy coś innego, ale gdy ponownie spojrzał na partnera, nie było w jego oczach nic poza bezkresnym, lazurowym oceanem.
- Bo gdybym się mylił i kiedyś bym cię ugryzł, historia z Thulle by się powtórzyła - dokończył i aż zadrżał z niepokojem i odrazą na samą myśl, że znów mógłby zrobić swojemu ukochanemu coś takiego.
Pocałował raz jeszcze niebianina w głowę i patrzył za nim z prawdziwym oddaniem, gdy ten wstał z łóżka by przygotować się do kąpieli. Aldaren również zaraz wstał, gotów wyjść za drzwi, gdy zorientował się, że błogosławiony zerka na parawan i na niego, i znów na parawan... Aż w końcu skupił na nim spojrzenie. Czy to było sugestywne?
Skrzypek uśmiechnął się pocieszająco i postąpił krok w stronę drzwi, gdy głos nekromanty zatrzymał go w miejscu, a ich znaczenie, zaraz odwróciło go w stronę nekromanty.
- Mówisz, że mogę w warować w pokoju pod parawanem jak szczeniak? - parsknął z rozbawieniem, po części przedrzeźniając blondyna, choć zmieniając nieco wypowiedziane przez niego słowa. W pewnym momencie uniósł kpiąco jedną brew i wyszczerzył się przebiegle, w oczach natomiast nadal tańcowały rozbawione chochliki. - Boisz się, że jedna z pracujących tutaj pań zainteresuje się wystawionym za drzwi szczeniakiem i ze współczuciem postanowi go przygarnąć? Cóż, pewnie i by tak było, biorąc pod uwagę jak wcześniej mnie jedna zaczepiła, ale wierz mi, że jestem raczej wiernym i posłusznym szczeniakiem, a jak coś mi się nie spodoba potrafię ugryźć - powiedział, uśmiechając się pokrzepiająco. Nawet na koniec wyszczerzył na pokaz swoje kły i kilka razy nimi kłapnął demonstracyjnie. - Poczekam tutaj i nie będę podglądał. Gdybyś słyszał chrapanie, wiedz, że to nie ja tylko ktoś śpiący w pokoju obok - zażartował i pogładził Mitrę po włosach, gdy go mijał, by samemu schylić się do swoich tobołów, z których wyjął swoją piżamę i zaraz położył ją na rogu łóżka, by móc się przemyć po Mitrze.
Gdy blondyn zniknął za parawanem, Aldaren zrzucił swoje buty z nóg, uwolnił się z okalającej jego tors kamizelki, którą rzucił niedbale na swoje bagaże i rozpiął całkiem swoją koszulę, nieco uchylając okno by się nie ugotowali w pokoju, po tym jak nekromanta tu wszystko zaparuje swoją gorącą wodą. Po tym legł jak kłoda na posłanie na swojej umownej połowie, na której wcześniej drzemał.
Leżał z zamkniętymi oczami, fakt, ale nie usypiał, to akurat dla wampira nie było zbyt wyczerpujące, bo jego rasa nie potrzebowała snu do życia. Aldaren się temu oddawał, bo to lubił, poza tym determinuje go to, że był kiedyś człowiekiem i sen był niezbędną częścią jego życia, nie chciał z tego rezygnować, tylko dla tego, że tego nie potrzebował. Nie mógłby odpuścić sobie tej przyjemności zasypiania przy kimś, spania ze świadomością ciepłego ciała obok siebie i budzenia się przy ukochanej osobie. Teraz nie było obok Mitry, więc i skrzypek zasnąć nie zamierzał, dzięki czemu mógł z nekromantą swobodnie rozmawiać, jeśli ten zagai jakiś temat.
No a kiedy "łaźnia" była już wolna, wampir zmienił z blondynem wartę, tym razem samemu chowając się za parawanem. Nie siedział tak długo jak nekromanta, zwyczajnie wszedł do balii, zmoczył się, nie czekając nawet aż woda się na nowo zagotuje i będzie ciepła, zmył z siebie bród i pot po podróży w tym upale i... zorientował się w słabym świetle świec, że nie wszystko jest dobrze z jego ręką. Bolała, tak jak dnia poprzedniego, gdy brał kąpiel w rzece i była lekko posiniała od barku po końcówki palców. Wypalona na ramieniu pieczęć - taka sama, którą miał u siebie Alfred - niby była podgojona (zapewne dzięki krwi, której napił się przed wstąpieniem do miasta), ale też w kilku miejscach nadal znajdowały się paskudne, sączące ropę strupy, gdy tylko napinał mięśnie albo zbyt mocno przejechał po nich myjką. Spłukał z niej pianę i wykonał kilka ruchów, żeby sprawdzić czy ze sprawnością kończyny wszystko w porządku. I wyglądało tak, jakby prócz tego niepokojącego koloru skóry, babrzącej się rany i bólu, nic więcej mu nie było.
Tak to się kończy, gdy przywołuje się silnego demona, a nie jest się w pełni sił. Pewnie gdyby wampir nie nałożył na siebie podobnej pieczęci co miał demon, ten w ogóle by się go nie słuchał albo w pewnym momencie mógłby się zbuntować i doszłoby do tragedii. W końcu skrzypek nie był wybitnym demonologiem jak jego Mistrz, nadal nie opanował w pełni tej magii i choć przejęcie mocy Fausta, sprawiło, że stał się silniejszy, to mimo wszystko wciąż miał sporo problemów jeśli o tę dziedzinę magii chodziło. Xargan miał go w głębokim poważaniu i wydawało się jakby tylko przez swoją łaskawość słuchał się Aldarena. Żabon... cóż lepiej w ogóle nie mówić o tej pyskatej mendzie, a Zabor... Zabor ma wampira za wybitnie irytującego insekta, którym się nie przejmuje, bo ten mu żadnej krzywdy nie wyrządzi, a za to demon jego Mistrza mógłby go z łatwością zgnieść jednym ruchem. W każdym razie... Aldaren się nie martwił za bardzo stanem tej ręki, wierząc, że z czasem mu po prostu przejdzie, uznając to za wynik lekkomyślnego użycia magii w odniesieniu do swoich niewysokich umiejętności w tej dziedzinie.
W końcu wyszedł zza parawanu, ubrany, czysty i nadal nieco mokry- z włosów nadal skapywały mu kropelki wody. Powiesił nieco przeprane ubranie na sznurku ciągnącym się nad piecykiem i poszedł położyć się obok Mitry. Wszak następnego dnia mieli wcześnie wstać i czekała ich dalsza część ich podróży.
Szybko jednak przestał o tym wszystkim myśleć, po prostu skupiając się na objęciach ukochanego i rozpływając się w nich. Było mu tak dobrze, że mógłby w tym momencie usnąć. Na stojąco. Jak koń, a co! Oddał się przy tym jednej refleksji, która nie chciała ograniczać się tylko do prywatnej strefy myślowej Aldarena i korzystając z jego błogości, postanowiła samowolnie opuścić jego usta.
Komentarz niebianina brutalnie wyrwał nieumarłego z tego przyjemnego stanu, a gdy wampir pojął o co chodziło, po prostu nie mógł się powstrzymać przez rozbawionym parsknięciem, które miało zapobiec wybuchowi śmiechu.
Niby to, że obaj byli skrępowani pytaniem skrzypka, było pocieszające, bo Aldaren nieopatrznie nie mógł urazić przy tym nekromanty, cały czas starając się unikać jego spojrzenia, ale jednocześnie miał wyrzuty sumienia, że doprowadził do takiej sytuacji. Aż za dobrze wiedział, jak trudne były to chwile dla Mitry, zwłaszcza przy jego problemach z wyrażaniem tego co czuje. A mimo to nie był w ogóle w stanie mu przerwać i zakończyć ten temat. Siedział, jakby ktoś go gwoździami przybił do tego parapetu. Zmieniło się to jednak, gdy Mitra wyrzucił z siebie co myśli o piciu krwi przez wampira, i gdy ten sam się opanował po tym co usłyszał. Wtedy usiadł przy ukochanym niebianinie i go mocno do siebie przytulił, zawierając z nim nową umowę związaną z tą kwestią (a może raczej nie "nową", bo przecież przed wyjazdem obiecał Mitrze, że będzie się żywił i dał przyzwolenie na to, by nekromanta oddawał mu swoją krew w bezpieczny, "butelkowany" sposób, więc jakby się tak zastanowić, to tamta umowa nadal obowiązywała, tylko teraz została zaktualizowana).
W każdym razie... Wampir zapytał i usłyszał to, co chciał usłyszeć i temat został zamknięty. To była strasznie męcząca rozmowa, ciekawe czy niebianin był tak samo tym wykończony co skrzypek, jemu na pewno zrobiło się od razu lżej na sercu i teraz był dużo spokojniejszy. Co prawda naszła go obawa czy Mitra nie wpadnie na "genialny" pomysł, by teraz prosić wampira, aby napił się jego krwi, ale skrzypek i tak by odmówił. Wolał się trzymać swojej decyzji, że swój obecny głód zaspokoi dopiero w Tartos.
Gdy ta prośba nie przecięła wypełniającej pokój ciszy, Aldaren odetchnął w duchu z ulgą i zobowiązał się sprowadzić ukochanego na ziemię, poganiając go do wzięcia kąpieli, którą nekromanta planował, gdy pierwszy raz zawitali do tego pokoju. Nie sposób było się nie uśmiechnąć, gdy blondyn tak parsknął z rozbawieniem.
- W ogóle - odparł pogodnie, jakby stwierdzając coś bardzo oczywistego, jak na przykład to, że woda jest mokra, a słońce świeci za dnia. - W takim wypadku musiałbym cię nosić na rękach i karmić średnio co trzy godziny, bo przyrównując mój wiek do twojego, wychodziłoby na to, że jesteś jeszcze raczkującym, robiącym pod siebie niemowlakiem - wyjaśnił, starając się z każdym słowem powstrzymywać swoje rozbawienie, ale było to strasznie trudne.
I chciałoby się powiedzieć, że to wszystko co miał wampir do dodania od siebie, ale nie. Niczym wisienkę na torcie, Aldaren musiał swoje słowa zwieńczyć psotnie wystawionym do Mitry językiem na sam koniec. Chyba nie było szans by mógł się kiedykolwiek obrazić na blondyna za przytyk odnośnie wieku nieumarłego. To było prawdziwie zabawne, bo przecież wśród wampirzej elity to Aldaren wciąż miał mleko pod nosem. Albo raczej pierwszą krew. Nie miał więc się za co obrażać, a raczej zaczął się zastanawiać czy to raczej Mitra nie weźmie sobie do serca jego komentarza i się nie obrazi. Miał nadzieję, że nie, bo przecież to były tylko żarty. I jakby nie patrzeć... Mitra zaczął!
Kiedy padło pytanie ze strony nekromanty o powody, którymi kierował się Aldaren, zadając swoje pytanie, skrzypek z lekką konsternacją i niezrozumieniem przechylił głowę nieco na bok, patrząc na partnera.
- Przecież w baszcie mówiłem, że zapytam jak będziemy z powrotem w pokoju - odpowiedział w pierwszej chwili, oczywiście biorąc pytanie dosłownie, nie doszukując się w nim jakiegoś drugiego dna. I pewnie by na tym poprzestał, gdyby nie fakt, że to był Aldaren i on uwielbiał gadać, jak już wybadał grunt i się rozkręcił. - Podczas spaceru trochę myślałem, a w baszcie coś sobie uświadomiłem. Chciałem się zorientować jak wygląda rzeczywistość w odniesieniu to tej kwestii, by nie opierać się wyłącznie na własnych przypuszczeniach - odpowiedział dość formalnie, można by powiedzieć, przez powagę, która wstąpiła w tej chwili na jego twarz. Ale nie było się w sumie czemu dziwić, akurat ten temat (przynajmniej dla wampira) był bardzo ważny i nawet przez głowę mu nie przeszło by się przy nim wygłupiać.
- Bo gdybym się mylił... - mruknął, zerkając z żalem na Mitrę. Jego oczy miały swój naturalny kolor lazuru, lecz gdzieś w tej bezkresnej głębi, niczym cień w opuszczonej uliczce, czaił się drapieżny błysk. Jakby tylko czekał na dogodną okazję do ataku. Wampir zamknął na moment oczy i westchnął głęboko, raz jeszcze przytulając do siebie blondyna. Można się było zastanawiać czy objęcie i przygarnięcie do siebie miłości swojego życia mu pomogło, czy coś innego, ale gdy ponownie spojrzał na partnera, nie było w jego oczach nic poza bezkresnym, lazurowym oceanem.
- Bo gdybym się mylił i kiedyś bym cię ugryzł, historia z Thulle by się powtórzyła - dokończył i aż zadrżał z niepokojem i odrazą na samą myśl, że znów mógłby zrobić swojemu ukochanemu coś takiego.
Pocałował raz jeszcze niebianina w głowę i patrzył za nim z prawdziwym oddaniem, gdy ten wstał z łóżka by przygotować się do kąpieli. Aldaren również zaraz wstał, gotów wyjść za drzwi, gdy zorientował się, że błogosławiony zerka na parawan i na niego, i znów na parawan... Aż w końcu skupił na nim spojrzenie. Czy to było sugestywne?
Skrzypek uśmiechnął się pocieszająco i postąpił krok w stronę drzwi, gdy głos nekromanty zatrzymał go w miejscu, a ich znaczenie, zaraz odwróciło go w stronę nekromanty.
- Mówisz, że mogę w warować w pokoju pod parawanem jak szczeniak? - parsknął z rozbawieniem, po części przedrzeźniając blondyna, choć zmieniając nieco wypowiedziane przez niego słowa. W pewnym momencie uniósł kpiąco jedną brew i wyszczerzył się przebiegle, w oczach natomiast nadal tańcowały rozbawione chochliki. - Boisz się, że jedna z pracujących tutaj pań zainteresuje się wystawionym za drzwi szczeniakiem i ze współczuciem postanowi go przygarnąć? Cóż, pewnie i by tak było, biorąc pod uwagę jak wcześniej mnie jedna zaczepiła, ale wierz mi, że jestem raczej wiernym i posłusznym szczeniakiem, a jak coś mi się nie spodoba potrafię ugryźć - powiedział, uśmiechając się pokrzepiająco. Nawet na koniec wyszczerzył na pokaz swoje kły i kilka razy nimi kłapnął demonstracyjnie. - Poczekam tutaj i nie będę podglądał. Gdybyś słyszał chrapanie, wiedz, że to nie ja tylko ktoś śpiący w pokoju obok - zażartował i pogładził Mitrę po włosach, gdy go mijał, by samemu schylić się do swoich tobołów, z których wyjął swoją piżamę i zaraz położył ją na rogu łóżka, by móc się przemyć po Mitrze.
Gdy blondyn zniknął za parawanem, Aldaren zrzucił swoje buty z nóg, uwolnił się z okalającej jego tors kamizelki, którą rzucił niedbale na swoje bagaże i rozpiął całkiem swoją koszulę, nieco uchylając okno by się nie ugotowali w pokoju, po tym jak nekromanta tu wszystko zaparuje swoją gorącą wodą. Po tym legł jak kłoda na posłanie na swojej umownej połowie, na której wcześniej drzemał.
Leżał z zamkniętymi oczami, fakt, ale nie usypiał, to akurat dla wampira nie było zbyt wyczerpujące, bo jego rasa nie potrzebowała snu do życia. Aldaren się temu oddawał, bo to lubił, poza tym determinuje go to, że był kiedyś człowiekiem i sen był niezbędną częścią jego życia, nie chciał z tego rezygnować, tylko dla tego, że tego nie potrzebował. Nie mógłby odpuścić sobie tej przyjemności zasypiania przy kimś, spania ze świadomością ciepłego ciała obok siebie i budzenia się przy ukochanej osobie. Teraz nie było obok Mitry, więc i skrzypek zasnąć nie zamierzał, dzięki czemu mógł z nekromantą swobodnie rozmawiać, jeśli ten zagai jakiś temat.
No a kiedy "łaźnia" była już wolna, wampir zmienił z blondynem wartę, tym razem samemu chowając się za parawanem. Nie siedział tak długo jak nekromanta, zwyczajnie wszedł do balii, zmoczył się, nie czekając nawet aż woda się na nowo zagotuje i będzie ciepła, zmył z siebie bród i pot po podróży w tym upale i... zorientował się w słabym świetle świec, że nie wszystko jest dobrze z jego ręką. Bolała, tak jak dnia poprzedniego, gdy brał kąpiel w rzece i była lekko posiniała od barku po końcówki palców. Wypalona na ramieniu pieczęć - taka sama, którą miał u siebie Alfred - niby była podgojona (zapewne dzięki krwi, której napił się przed wstąpieniem do miasta), ale też w kilku miejscach nadal znajdowały się paskudne, sączące ropę strupy, gdy tylko napinał mięśnie albo zbyt mocno przejechał po nich myjką. Spłukał z niej pianę i wykonał kilka ruchów, żeby sprawdzić czy ze sprawnością kończyny wszystko w porządku. I wyglądało tak, jakby prócz tego niepokojącego koloru skóry, babrzącej się rany i bólu, nic więcej mu nie było.
Tak to się kończy, gdy przywołuje się silnego demona, a nie jest się w pełni sił. Pewnie gdyby wampir nie nałożył na siebie podobnej pieczęci co miał demon, ten w ogóle by się go nie słuchał albo w pewnym momencie mógłby się zbuntować i doszłoby do tragedii. W końcu skrzypek nie był wybitnym demonologiem jak jego Mistrz, nadal nie opanował w pełni tej magii i choć przejęcie mocy Fausta, sprawiło, że stał się silniejszy, to mimo wszystko wciąż miał sporo problemów jeśli o tę dziedzinę magii chodziło. Xargan miał go w głębokim poważaniu i wydawało się jakby tylko przez swoją łaskawość słuchał się Aldarena. Żabon... cóż lepiej w ogóle nie mówić o tej pyskatej mendzie, a Zabor... Zabor ma wampira za wybitnie irytującego insekta, którym się nie przejmuje, bo ten mu żadnej krzywdy nie wyrządzi, a za to demon jego Mistrza mógłby go z łatwością zgnieść jednym ruchem. W każdym razie... Aldaren się nie martwił za bardzo stanem tej ręki, wierząc, że z czasem mu po prostu przejdzie, uznając to za wynik lekkomyślnego użycia magii w odniesieniu do swoich niewysokich umiejętności w tej dziedzinie.
W końcu wyszedł zza parawanu, ubrany, czysty i nadal nieco mokry- z włosów nadal skapywały mu kropelki wody. Powiesił nieco przeprane ubranie na sznurku ciągnącym się nad piecykiem i poszedł położyć się obok Mitry. Wszak następnego dnia mieli wcześnie wstać i czekała ich dalsza część ich podróży.
- Mitra
- Splatacz Snów
- Posty: 357
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Mag , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Rozmowa o piciu krwi była dla Mitry trudna i krępująca, ale gdy już wyrzucił z siebie co czuje, a Aldaren zrozumiał jego bełkot i złożył swoją obietnicę, błogosławiony czuł… Satysfakcję. Wszystko skończyło się dobrze. Nie pokłócili się, atmosfera jakby się oczyściła, a umowa przez nich zawarta zdawała się być teraz jeszcze pełniejsza. Jego ukochany również zdawał się być zadowolony. I to nie w ten swój aldarenowy sposób, gdy uśmiechał się na przekór przeciwnościom - chyba odpowiedź nekromanty faktycznie go usatysfakcjonowała. Atmosfera na tyle szybko zelżała, że już po chwili mogli robić sobie żarty ze swojego wieku. Mitra jednak nie spodziewał się, że zostanie przyrównany wręcz do bobasa. Trochę jakby się naburmuszył.
- No wiesz co? - mruknął. - Może jeszcze potrzebuję drzemek w ciągu dnia, ale już wyrosłem z pieluch, wypraszam sobie! - obronił się i to nawet przypadkiem nawiązując do tego, że przecież faktycznie tego dnia zarządził popołudniową drzemkę.
Mitra utrzymywał powagę z trochę większą łatwością niż Aldaren… Ale do czasu. A dokładniej to do chwili, gdy jego ukochany pokazał mu język. Bezczelny! Ale przy tym taki uroczy. Nekromanta roześmiał się, zamykając wręcz z uciechy oczy.
- Wygrałeś! - zawołał. Po chwili jednak znowu trochę spoważniał: była jeszcze jedna kwestia, którą chciał poruszyć ze swoim ukochanym, nawiązująca do ich wcześniejszej rozmowy. Niestety, odpowiedź, którą na początku uzyskał, niespecjalnie go satysfakcjonowała. Aldaren potraktował je zbyt dosłownie i zbyt banalnie, nie o to chodziło Mitrze. Całe szczęście po chwili skrzypek naprostował swój sposób myślenia. Do Aresterry dotarło, że chwilę wcześniej popełnił podobnym błąd, zaczynając od niewinnej interpretacji i dopiero po chwili przechodząc do sedna tematu. Czemu towarzyszyło przytulanie się, ale o to błogosławiony nie miał żalu - wydawało mu się, że wampirowi łatwiej było przez to odpowiedzieć i godził się na to. Sam również czuł przy tym, że robi mu się lżej na sercu. Choć wspomnienie Thulle… Rozumiał, co miał na myśli skrzypek. Uśmiechnął się jednak do niego pokrzepiająco i pogłaskał go po policzku.
- Teraz możesz być spokojny, Ren - zapewnił go. - Tamto się już nie powtórzy. Wiele się zmieniło od tamtej wyprawy, najdroższy - dodał, nie przerywając swojego głaskania. Zabrał rękę dopiero, gdy otrzymał całusa. Był to dla niego sygnał, że już wszelkie kwestie zostały domknięte i mogli zacząć szykować się do snu.
Mitra nie spodziewał się, że jego wzrok zostanie odczytany jako wymowny i że to on popchnie Aldarena do wyjścia. Dobrze, że w porę się odezwał. Choć tak celnej i lekko kąśliwej riposty się nie spodziewał. Aż nie umiał w porę zareagować na przytyk skrzypka o warowaniu pod parawanem – zapowietrzył się i koniec. A gdy odzyskał głos, było już za późno – jego ukochany wyskoczył z kolejnym pomysłem i to trafiając prosto w czuły punkt błogosławionego. Ten zaraz zrobił śmieszną minę, próbując udawać, że nic się nie stało i że wcale tego nie miał na myśli. W końcu jednak uznał, że przecież Aldaren na pewno już wie, że on bywa zazdrosny i nie ma sensu się kryć. Jak to mówią: gdy ciągną, lepiej pchać.
- O twoją wierność się nie martwię, prędzej o to, że te „damy” – nazwał je z lekką ironią. – Obskoczą cię w takiej liczbie, że nie będziesz miał z nimi szans. Nie chcę wyskakiwać z kąpieli by cię ratować przez napastującymi cię kobietami.
Mitra sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie po tej odpowiedzi. Chętnie nadstawił się na głaskanie ze strony ukochanego, ale nie domagał się już kolejnych pieszczot. Parsknął cicho słysząc o chrapaniu, po czym już zniknął za parawanem. Chwilę zwlekał z rozbieraniem się, bo słyszał, że Aldaren jeszcze kręcił się po pokoju. Nie by mu nie ufał, ale wiedział, że na tak małej przestrzeni skrzypek mógłby coś przypadkiem zobaczyć jedynie przechodząc. Później już jednak czuł się w miarę swobodnie. Było mu lżej z myślą, że jego ukochany został w pokoju – czułby się głupio wypraszając go, bo przecież byli parą, spali w jednym łóżku, więc nie powinni robić takich cyrków… Oczywiście tego, że wcześniej padła taka propozycja, nie uważał za cyrk tylko za dowód troski ze strony Aldarena.
Już leżąc w ciepłej kąpieli Mitra nie myślał o niczym – zapomniał nawet, że nie jest zupełnie sam. Nie znaczyło to oczywiście, że nagle wyjdzie nago zza parawanu albo zacznie śpiewać, bo on nie śpiewał, ale po prostu leżał sobie i się moczył, rozkoszując się ciepłą wodą. Później, gdy już zaczął się niespiesznie namydlać, myślał nad zagajeniem jakiejś rozmowy, ale dziwnie go to krępowało – jakby wymiana słów z Aldarenem dobitnie uświadamiała mu, że jednak nie był tu sam i od drugiej osoby dzieliła go tylko cienka warstwa woskowanego materiału. Milczał więc przez cały ten czas, usprawiedliwiając się jeszcze w duchu tym, że jego ukochany wspominał o chrapaniu, może więc chciał odpocząć, a rozmowa tylko by mu w tym przeszkadzała.
W końcu – gdy woda już zrobiła się wyraźnie chłodniejsza – Mitra wyszedł z balii. Osuszył się ręcznikiem, jak najdokładniej wycierając przy tym włosy, po czym przebrał się do snu. Mimo iż noc zapowiadała się ciepła, a oni mieli ją spędzić w pokoju, w normalnym łóżku, błogosławiony miał na sobie komplet z długim rękawem i długimi nogawkami – nosił je od tamtego głupiego incydentu ze skrzydłami. W Maurii i podczas spania pod chmurką łatwo było mu wymawiać się, że jest mu zimno. Tu ta wymówka nie podziała… Ale chyba nawet nie trzeba było nic mówić – to była już po prostu rutyna, codzienność.
- Od razu lepiej – oświadczył z westchnieniem, gdy w końcu wyłonił się zza parawanu. – Skończyłem, wolne, jeśli masz ochotę – zakomunikował Aldarenowi. Gdy się mijali, błogosławiony z czułością pogładził go po ramieniu. Później, gdy skrzypek zniknął za parawanem, on pochował swoje graty i zaraz poszedł do łóżka. Od razu wślizgnął się pod kołdrę i pozwolił sobie na kolejne westchnienie ulgi. Przez chwilę leżał tak i patrzył w sufit, ciesząc się wygodnym łóżkiem, później jednak powieki dość szybko zaczęły mu ciążyć. Nie chciał jednak zasypiać póki Aldaren się kąpał – tak jakoś po prostu chciał poczekać, by życzyć mu dobrej nocy. Znowu nie zagajał żadnej rozmowy – jego głowa już praktycznie nie funkcjonowała i nie umiał wymyślić żadnego tematu. Nie leżał jednak tak bezczynnie specjalnie długo – skrzypek szybko się wykąpał i wrócił do niego. Mitra uśmiechnął się, odprowadzając go wzrokiem gdy odwieszał ubrania, krzątał się jeszcze chwilę po pokoju, aż w końcu przyszedł się położyć. Ledwo złożył głowę na poduszce, błogosławiony przysunął się do niego i ujął go za dłoń, by się do niej przytulić.
- Dobranoc, Ren – szepnął do niego. – Obudź mnie jutro jeśli wstaniesz pierwszy…
Po tych słowach nekromanta zasnął niemal od razu – i nieważne, że wcześniej w ciągu dnia zrobił sobie drzemkę. Po niej tyle się działo, że znowu miał prawo być wykończonym, a następnego dnia czekało ich niemało wrażeń - lepiej być wypoczętym.
- No wiesz co? - mruknął. - Może jeszcze potrzebuję drzemek w ciągu dnia, ale już wyrosłem z pieluch, wypraszam sobie! - obronił się i to nawet przypadkiem nawiązując do tego, że przecież faktycznie tego dnia zarządził popołudniową drzemkę.
Mitra utrzymywał powagę z trochę większą łatwością niż Aldaren… Ale do czasu. A dokładniej to do chwili, gdy jego ukochany pokazał mu język. Bezczelny! Ale przy tym taki uroczy. Nekromanta roześmiał się, zamykając wręcz z uciechy oczy.
- Wygrałeś! - zawołał. Po chwili jednak znowu trochę spoważniał: była jeszcze jedna kwestia, którą chciał poruszyć ze swoim ukochanym, nawiązująca do ich wcześniejszej rozmowy. Niestety, odpowiedź, którą na początku uzyskał, niespecjalnie go satysfakcjonowała. Aldaren potraktował je zbyt dosłownie i zbyt banalnie, nie o to chodziło Mitrze. Całe szczęście po chwili skrzypek naprostował swój sposób myślenia. Do Aresterry dotarło, że chwilę wcześniej popełnił podobnym błąd, zaczynając od niewinnej interpretacji i dopiero po chwili przechodząc do sedna tematu. Czemu towarzyszyło przytulanie się, ale o to błogosławiony nie miał żalu - wydawało mu się, że wampirowi łatwiej było przez to odpowiedzieć i godził się na to. Sam również czuł przy tym, że robi mu się lżej na sercu. Choć wspomnienie Thulle… Rozumiał, co miał na myśli skrzypek. Uśmiechnął się jednak do niego pokrzepiająco i pogłaskał go po policzku.
- Teraz możesz być spokojny, Ren - zapewnił go. - Tamto się już nie powtórzy. Wiele się zmieniło od tamtej wyprawy, najdroższy - dodał, nie przerywając swojego głaskania. Zabrał rękę dopiero, gdy otrzymał całusa. Był to dla niego sygnał, że już wszelkie kwestie zostały domknięte i mogli zacząć szykować się do snu.
Mitra nie spodziewał się, że jego wzrok zostanie odczytany jako wymowny i że to on popchnie Aldarena do wyjścia. Dobrze, że w porę się odezwał. Choć tak celnej i lekko kąśliwej riposty się nie spodziewał. Aż nie umiał w porę zareagować na przytyk skrzypka o warowaniu pod parawanem – zapowietrzył się i koniec. A gdy odzyskał głos, było już za późno – jego ukochany wyskoczył z kolejnym pomysłem i to trafiając prosto w czuły punkt błogosławionego. Ten zaraz zrobił śmieszną minę, próbując udawać, że nic się nie stało i że wcale tego nie miał na myśli. W końcu jednak uznał, że przecież Aldaren na pewno już wie, że on bywa zazdrosny i nie ma sensu się kryć. Jak to mówią: gdy ciągną, lepiej pchać.
- O twoją wierność się nie martwię, prędzej o to, że te „damy” – nazwał je z lekką ironią. – Obskoczą cię w takiej liczbie, że nie będziesz miał z nimi szans. Nie chcę wyskakiwać z kąpieli by cię ratować przez napastującymi cię kobietami.
Mitra sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie po tej odpowiedzi. Chętnie nadstawił się na głaskanie ze strony ukochanego, ale nie domagał się już kolejnych pieszczot. Parsknął cicho słysząc o chrapaniu, po czym już zniknął za parawanem. Chwilę zwlekał z rozbieraniem się, bo słyszał, że Aldaren jeszcze kręcił się po pokoju. Nie by mu nie ufał, ale wiedział, że na tak małej przestrzeni skrzypek mógłby coś przypadkiem zobaczyć jedynie przechodząc. Później już jednak czuł się w miarę swobodnie. Było mu lżej z myślą, że jego ukochany został w pokoju – czułby się głupio wypraszając go, bo przecież byli parą, spali w jednym łóżku, więc nie powinni robić takich cyrków… Oczywiście tego, że wcześniej padła taka propozycja, nie uważał za cyrk tylko za dowód troski ze strony Aldarena.
Już leżąc w ciepłej kąpieli Mitra nie myślał o niczym – zapomniał nawet, że nie jest zupełnie sam. Nie znaczyło to oczywiście, że nagle wyjdzie nago zza parawanu albo zacznie śpiewać, bo on nie śpiewał, ale po prostu leżał sobie i się moczył, rozkoszując się ciepłą wodą. Później, gdy już zaczął się niespiesznie namydlać, myślał nad zagajeniem jakiejś rozmowy, ale dziwnie go to krępowało – jakby wymiana słów z Aldarenem dobitnie uświadamiała mu, że jednak nie był tu sam i od drugiej osoby dzieliła go tylko cienka warstwa woskowanego materiału. Milczał więc przez cały ten czas, usprawiedliwiając się jeszcze w duchu tym, że jego ukochany wspominał o chrapaniu, może więc chciał odpocząć, a rozmowa tylko by mu w tym przeszkadzała.
W końcu – gdy woda już zrobiła się wyraźnie chłodniejsza – Mitra wyszedł z balii. Osuszył się ręcznikiem, jak najdokładniej wycierając przy tym włosy, po czym przebrał się do snu. Mimo iż noc zapowiadała się ciepła, a oni mieli ją spędzić w pokoju, w normalnym łóżku, błogosławiony miał na sobie komplet z długim rękawem i długimi nogawkami – nosił je od tamtego głupiego incydentu ze skrzydłami. W Maurii i podczas spania pod chmurką łatwo było mu wymawiać się, że jest mu zimno. Tu ta wymówka nie podziała… Ale chyba nawet nie trzeba było nic mówić – to była już po prostu rutyna, codzienność.
- Od razu lepiej – oświadczył z westchnieniem, gdy w końcu wyłonił się zza parawanu. – Skończyłem, wolne, jeśli masz ochotę – zakomunikował Aldarenowi. Gdy się mijali, błogosławiony z czułością pogładził go po ramieniu. Później, gdy skrzypek zniknął za parawanem, on pochował swoje graty i zaraz poszedł do łóżka. Od razu wślizgnął się pod kołdrę i pozwolił sobie na kolejne westchnienie ulgi. Przez chwilę leżał tak i patrzył w sufit, ciesząc się wygodnym łóżkiem, później jednak powieki dość szybko zaczęły mu ciążyć. Nie chciał jednak zasypiać póki Aldaren się kąpał – tak jakoś po prostu chciał poczekać, by życzyć mu dobrej nocy. Znowu nie zagajał żadnej rozmowy – jego głowa już praktycznie nie funkcjonowała i nie umiał wymyślić żadnego tematu. Nie leżał jednak tak bezczynnie specjalnie długo – skrzypek szybko się wykąpał i wrócił do niego. Mitra uśmiechnął się, odprowadzając go wzrokiem gdy odwieszał ubrania, krzątał się jeszcze chwilę po pokoju, aż w końcu przyszedł się położyć. Ledwo złożył głowę na poduszce, błogosławiony przysunął się do niego i ujął go za dłoń, by się do niej przytulić.
- Dobranoc, Ren – szepnął do niego. – Obudź mnie jutro jeśli wstaniesz pierwszy…
Po tych słowach nekromanta zasnął niemal od razu – i nieważne, że wcześniej w ciągu dnia zrobił sobie drzemkę. Po niej tyle się działo, że znowu miał prawo być wykończonym, a następnego dnia czekało ich niemało wrażeń - lepiej być wypoczętym.
- Aldaren
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
- Kontakt:
- A wyskoczyłbyś? - zapytał z rozbrajającym uśmiechem na twarzy i jeszcze większym zainteresowaniem. Szybko dał się pochłonąć własnym myślom i... nie wróżyło to dla Mitry niczego dobrego. Aldaren wyraźnie wyglądał jakby zastanawiał się nad obmyślaniem niecnego planu, by "nakłonić" nekromantę do zrealizowania swojej groźby? Obietnicy? - To ja może jednak poczekam na zewnątrz - zarządził niewinnie z całą pewnością siebie kierując się w stronę wyjścia z pokoju ze śmiechem.
Oczywiście pokoju nie opuścił, tak się tylko droczył z blondynem. Zamiast wyjść podszedł do ich bagaży i wyjął swoją piżamę, którą dostał po oświadczynach od Mitry. Uwielbiał ją. I ogromnie się cieszył, że może ją w końcu założyć znowu. Niestety gdy spali na trakcie nie było zbytniej możliwości zmiany codziennie swojego ubrania na świeże i czyste, a co dopiero przebierania się co noc w piżamę. Nawet jeśli byłoby nocą gorąco. Żałował tylko, że będzie mógł się tym rozkoszować tylko jedną noc, a później znów przez kilka najbliższych dni nie ujrzy swojej ukochanej piżamki, ale optymizmem napawała go myśl, że w Tartos będzie mógł w niej spędzić cały tydzień. Po uprzednim przepraniu jej oczywiście.
Tak się nad tym rozmarzył, że nie zwrócił uwagi na to kiedy Mitra skończył się kąpać. I cały, większy, problem polegał na tym, że gdy Mitra wyszedł zza parawanu, wampir akurat leżał na łóżku i tulił swoja piżamę do twarzy, jakby to był jakiś pluszak albo słodziutki mały zwierzak. Choć akurat z tym ostatnim to raczej nie w przypadku Aldarena. Może i Żabona lepiej? traktował, niż Mitra, ale nawiedzającego ich kilka razy liso-królika miał na swojej czarnej liście i najchętniej rozszarpałby go na strzępy i to gołymi rękami. Mógłby wtedy z niego zrobić ciepłe kapcie dla Mitry na zimowe wieczory.
"Hmm... Ciekawe czy pułapka na szczury będzie wystarczająca, czy lepiej się będzie zaopatrzyć jednak w jakiś większy sprzęt" - pomyślał, pomysł z kapciami dla ukochanego wydawał się niezwykle kuszący.
- Um... dzięki... - mruknął lekko skrępowany, domyślając się jak musiał wyglądać, tak tuląc się do piżamy. Podniósł się prędko z łóżka, starając się przemknąć obok niebianina, tak jakby chciał stać się niewidzialny. Zaraz jednak zatrzymał się i odwrócił do ukochanego ze śmiertelnie poważną miną. - Nic nie widziałeś - zarządził wykonując dziwny ruch dłonią w powietrzu i ruszając palcami, jakby udawał, że rzuca jakiś czar, po czym z prędkością błyskawicy schował się za parawanem
Tam sprawnie się rozebrał, nie wahając się ani przez moment, nie nasłuchując czy Mitra jest w bezpiecznej odległości i podglądał nie będzie czy może już wygodnie umościł się pod parawanem, wycinając sobie w jego materiale właśnie maleńką dziurkę, by móc cokolwiek widzieć. Oczywiście wiedział, że Mitra byłby raczej ostatnią osobą na Łusce, zaraz po samym Prasmoku, która by podglądała kogokolwiek, ale mimo wszystko sama myśl była zabawna. Choć w sumie ciężko było mu wyobrazić sobie nekromantę w roli podglądacza.
Sprawnie się przemył, nawet nie myśląc o zagajeniu rozmowy, bo głowę miał akurat zajętą czym innym. W sumie i tak Mitra wydawał się być zmęczony, więc może to i lepiej? Albo poczułby się nieswojo, gdyby zaczęli rozmawiać i przez to przypomniałby sobie, że odpowiadający mu wampir jest golutki jak bobas, a oddziela ich ledwo kawałek materiału. Z resztą i tak po chwili skrzypek wyszedł zza parawanu w swojej szarej piżamie, gasząc po drodze do łóżka wszystkie świece. Uśmiechnął się czule w tym mroku do blondyna, gdy ten ujął jego dłoń, by móc się do niej przytulić. Pogładził go delikatnie po policzku i pocałował w głowę, leżąc na boku i praktycznie wtulając policzek w bujną czuprynę partnera.
- Na pewno wstanę, skoro mamy ruszać z SAMEGO rana - odpowiedział coraz bardziej się rozleniwiając z obecnej błogości. Miał zamknięte oczy, więc można to też było wyjaśnić tym, że po prostu pozwolił, aby sen przejął kontrolę. - Kocham cię. Śpij dobrze mój aniele - mruknął, oddając ukochanemu jeszcze drugą swoją rękę do dyspozycji, tak by mógł sobie oprzeć na niej głowę w razie czego, albo by mógł wtulić się do zimnego ramienia.
Sam szybko zasnął i o dziwo dobrze spał, choć karykaturalna relacja z minionego dnia rozsadzała mu głowę. Zbyt wiele myśli się w niej kłębiło i nie mogły sobie znaleźć dogodnego miejsca tak by nie przeszkadzać wampirowi. Śnił mu się gryf z głową Fausta podjudzający go, aby dołączył się do bójki, która miała miejsce na dole, Mitra, który przedziera się przez cały ocean krwiożerczych kurtyzan, które chciały rozszarpać dziwacznie skarlałego skrzypka, który był groteskową hybrydą psa i kruka. To...ostatni raz tyle wypił przed pójściem spać. I to jeszcze na pusty żołądek. Albo zaszkodziło mu zbyt długie przebywanie na słońcu. Jedno z dwóch.
Mimo męczących go tej nocy..."snów" nie tylko się szybko obudził, wraz z pierwszymi promieniami słońca, usilnie starającymi się wedrzeć do pokoju przez szpary między zasłonami, ale był jednocześnie, o dziwo, całkiem wypoczęty. Co prawda trochę zdrętwiały, a przez to obolały (całą noc spał tak jak zasnął), ale nie było tragedii. Podniósł się powoli do pozycji siedzącej, uważając, by nie obudzić ukochanego, któremu delikatnie odgarnął włosy z twarzy, po czym wstał przeciągając się z cichym, przeciągłym westchnieniem. Żeby mu się chciało tak, jak mu się nie chce... Wystarczyło jednak, że spojrzał na Mitrę, by wróciła mu wszelka chęć życia i motywacja do dalszej podróży. Robił to przecież dla niego, dla jego dobra i szczęścia, bo gdyby nie nekromanta, wampir najpewniej leżałby teraz w alkowie swojego mistrza, albo w którejś krypcie: z krewniakami Fausta, bądź ze swoją żoną i synem. Niby mógłby przesiadywać całymi dniami w jednej z karczm i popijać krew doprawioną alkoholem albo nie wiadomo czym jeszcze, bez znaczenia czy z kieliszka przy barze, czy z szyi jakiejś kurtyzany w zamkniętym na klucz pokoju. W każdym razie jego egzystencja byłaby jałowa, pozbawiona tak sensu, jak i również wszelkich kolorów. Tylko czerń i szkarłat...
Przez moment zaczął się zastanawiać nad tym czy jest jakiś sposób, aby na nowo stać się zwykłym człowiekiem, to rozwiązałoby wiele problemów, a i pewnie Mitrze byłoby wtedy o wiele lepiej, gdyby nie musiał się prowadzać się z pięćsetletnim trupem. Zaraz jednak odrzucił te rozważania, dochodząc do wniosku, że gdyby teraz stał się człowiekiem, najpewniej szybciej, niż zdążyłby cokolwiek z siebie wydusić, zmieniłby się po prostu w kupkę pyłu. To jedynie przywiodłoby Mitrze zmartwień. A tego nie chciał.
Wyjął ze swojej torby czyste ubrania i jednocześnie takie, których nie byłoby mu szkoda zabrudzić czy zniszczyć podczas dalszej podróży, po czym poszedł z nimi za parawan się ubrać. Przemył sobie twarz, przeczesał dłonią włosy i względnie był gotowy na nowy dzień. Złożył starannie swoją piżamę i z namaszczeniem zapakował ją z powrotem do torby.
Opuścił po tym na moment pokój, uważając, by skrzypiąca podłoga i drzwi nie zbudziły jego anioła i zszedł na dół zamawiając dla niego coś ciepłego i pożywnego na śniadanie. Strasznie go korciło by zwyzywać karczmarza, za pomyje, które oferował i dobić się do kuchni, gdzie sam coś dla swojego lubego by przyrządził, ale darował sobie, decydując się na kawałek chleba "kurczakowo"-warzywną potrawką, w której tego kurczaka pływała raczej szczątkowa ilość, nie było sensu wszczynać niepotrzebnych awantur. Zamówił do tego lekko winny sok, który bardziej mu przypominał miód z kawałkami popularnych tu brzoskwiń, a sobie zażyczył kieliszek malinowego schnappsa. Musiał przecież czymś oszukać swój głód. Zostawił na blacie trzy srebrne orły i wziął tacę, na której ustawiono całe jego zamówienie. Podziękował uprzejmie nim skierował się z tym wszystkim z powrotem do pokoju.
A tam odstawił na stolik przy łóżku śniadanie dla ukochanego i odetchnął głęboko, kierując się w stronę okna. Chwycił dłońmi zasłony i je rozsunął, przymykając oczy, by ochronić się przed rażącym słońcem. W takich chwilach zastanawiał się kto jest gorszą pijawą. On...jego rasa, przez to, że muszą posilać się krwią żywych stworzeń czy to przeklęte słońce, którego promienie nie tylko przebijało jego ciało na wskroś niczym grot włóczni, wysysając przy tym jego duszę i całą wolę życia.
Zaraz jednak aż mu się żal zrobiło przez to jak źle myślał ognistym Oku Prasmoka, którym ten mógł za dnia obserwować swoje dzieło. Westchnął, trochę obolały przez to ciągłe stanie w słońcu i odszedł w końcu do względnego cienia, wracając w głąb pokoju, by usiąść, a chwilę po tym z powrotem położyć się na łóżku, blisko nekromanty by się przytulić do jego pleców. Zaraz jednak wsparł się na łokciu. Pochylił się nad Mitrą i pocałował go delikatnie w głowę.
- Wstawaj mój kochany aniele - szepnął łagodnie i lekko dmuchnął mu w ucho. A jeśli to nie dało żadnego efektu, zaczął się zwyczajnie bawić włosami partnera zrzucając delikatnie jego złote kosmyki na twarz śpiącego, by łaskotały go w nos, albo sam to robił niezwykle delikatnie muskając opuszkiem palca skórę na jego policzku, dość energicznie jak na zwykłe głaskanie i wystarczająco drażniące przez wrażenie łaskotania jeszcze długo po tym, jak przestał to robić.
Oczywiście pokoju nie opuścił, tak się tylko droczył z blondynem. Zamiast wyjść podszedł do ich bagaży i wyjął swoją piżamę, którą dostał po oświadczynach od Mitry. Uwielbiał ją. I ogromnie się cieszył, że może ją w końcu założyć znowu. Niestety gdy spali na trakcie nie było zbytniej możliwości zmiany codziennie swojego ubrania na świeże i czyste, a co dopiero przebierania się co noc w piżamę. Nawet jeśli byłoby nocą gorąco. Żałował tylko, że będzie mógł się tym rozkoszować tylko jedną noc, a później znów przez kilka najbliższych dni nie ujrzy swojej ukochanej piżamki, ale optymizmem napawała go myśl, że w Tartos będzie mógł w niej spędzić cały tydzień. Po uprzednim przepraniu jej oczywiście.
Tak się nad tym rozmarzył, że nie zwrócił uwagi na to kiedy Mitra skończył się kąpać. I cały, większy, problem polegał na tym, że gdy Mitra wyszedł zza parawanu, wampir akurat leżał na łóżku i tulił swoja piżamę do twarzy, jakby to był jakiś pluszak albo słodziutki mały zwierzak. Choć akurat z tym ostatnim to raczej nie w przypadku Aldarena. Może i Żabona lepiej? traktował, niż Mitra, ale nawiedzającego ich kilka razy liso-królika miał na swojej czarnej liście i najchętniej rozszarpałby go na strzępy i to gołymi rękami. Mógłby wtedy z niego zrobić ciepłe kapcie dla Mitry na zimowe wieczory.
"Hmm... Ciekawe czy pułapka na szczury będzie wystarczająca, czy lepiej się będzie zaopatrzyć jednak w jakiś większy sprzęt" - pomyślał, pomysł z kapciami dla ukochanego wydawał się niezwykle kuszący.
- Um... dzięki... - mruknął lekko skrępowany, domyślając się jak musiał wyglądać, tak tuląc się do piżamy. Podniósł się prędko z łóżka, starając się przemknąć obok niebianina, tak jakby chciał stać się niewidzialny. Zaraz jednak zatrzymał się i odwrócił do ukochanego ze śmiertelnie poważną miną. - Nic nie widziałeś - zarządził wykonując dziwny ruch dłonią w powietrzu i ruszając palcami, jakby udawał, że rzuca jakiś czar, po czym z prędkością błyskawicy schował się za parawanem
Tam sprawnie się rozebrał, nie wahając się ani przez moment, nie nasłuchując czy Mitra jest w bezpiecznej odległości i podglądał nie będzie czy może już wygodnie umościł się pod parawanem, wycinając sobie w jego materiale właśnie maleńką dziurkę, by móc cokolwiek widzieć. Oczywiście wiedział, że Mitra byłby raczej ostatnią osobą na Łusce, zaraz po samym Prasmoku, która by podglądała kogokolwiek, ale mimo wszystko sama myśl była zabawna. Choć w sumie ciężko było mu wyobrazić sobie nekromantę w roli podglądacza.
Sprawnie się przemył, nawet nie myśląc o zagajeniu rozmowy, bo głowę miał akurat zajętą czym innym. W sumie i tak Mitra wydawał się być zmęczony, więc może to i lepiej? Albo poczułby się nieswojo, gdyby zaczęli rozmawiać i przez to przypomniałby sobie, że odpowiadający mu wampir jest golutki jak bobas, a oddziela ich ledwo kawałek materiału. Z resztą i tak po chwili skrzypek wyszedł zza parawanu w swojej szarej piżamie, gasząc po drodze do łóżka wszystkie świece. Uśmiechnął się czule w tym mroku do blondyna, gdy ten ujął jego dłoń, by móc się do niej przytulić. Pogładził go delikatnie po policzku i pocałował w głowę, leżąc na boku i praktycznie wtulając policzek w bujną czuprynę partnera.
- Na pewno wstanę, skoro mamy ruszać z SAMEGO rana - odpowiedział coraz bardziej się rozleniwiając z obecnej błogości. Miał zamknięte oczy, więc można to też było wyjaśnić tym, że po prostu pozwolił, aby sen przejął kontrolę. - Kocham cię. Śpij dobrze mój aniele - mruknął, oddając ukochanemu jeszcze drugą swoją rękę do dyspozycji, tak by mógł sobie oprzeć na niej głowę w razie czego, albo by mógł wtulić się do zimnego ramienia.
Sam szybko zasnął i o dziwo dobrze spał, choć karykaturalna relacja z minionego dnia rozsadzała mu głowę. Zbyt wiele myśli się w niej kłębiło i nie mogły sobie znaleźć dogodnego miejsca tak by nie przeszkadzać wampirowi. Śnił mu się gryf z głową Fausta podjudzający go, aby dołączył się do bójki, która miała miejsce na dole, Mitra, który przedziera się przez cały ocean krwiożerczych kurtyzan, które chciały rozszarpać dziwacznie skarlałego skrzypka, który był groteskową hybrydą psa i kruka. To...ostatni raz tyle wypił przed pójściem spać. I to jeszcze na pusty żołądek. Albo zaszkodziło mu zbyt długie przebywanie na słońcu. Jedno z dwóch.
Mimo męczących go tej nocy..."snów" nie tylko się szybko obudził, wraz z pierwszymi promieniami słońca, usilnie starającymi się wedrzeć do pokoju przez szpary między zasłonami, ale był jednocześnie, o dziwo, całkiem wypoczęty. Co prawda trochę zdrętwiały, a przez to obolały (całą noc spał tak jak zasnął), ale nie było tragedii. Podniósł się powoli do pozycji siedzącej, uważając, by nie obudzić ukochanego, któremu delikatnie odgarnął włosy z twarzy, po czym wstał przeciągając się z cichym, przeciągłym westchnieniem. Żeby mu się chciało tak, jak mu się nie chce... Wystarczyło jednak, że spojrzał na Mitrę, by wróciła mu wszelka chęć życia i motywacja do dalszej podróży. Robił to przecież dla niego, dla jego dobra i szczęścia, bo gdyby nie nekromanta, wampir najpewniej leżałby teraz w alkowie swojego mistrza, albo w którejś krypcie: z krewniakami Fausta, bądź ze swoją żoną i synem. Niby mógłby przesiadywać całymi dniami w jednej z karczm i popijać krew doprawioną alkoholem albo nie wiadomo czym jeszcze, bez znaczenia czy z kieliszka przy barze, czy z szyi jakiejś kurtyzany w zamkniętym na klucz pokoju. W każdym razie jego egzystencja byłaby jałowa, pozbawiona tak sensu, jak i również wszelkich kolorów. Tylko czerń i szkarłat...
Przez moment zaczął się zastanawiać nad tym czy jest jakiś sposób, aby na nowo stać się zwykłym człowiekiem, to rozwiązałoby wiele problemów, a i pewnie Mitrze byłoby wtedy o wiele lepiej, gdyby nie musiał się prowadzać się z pięćsetletnim trupem. Zaraz jednak odrzucił te rozważania, dochodząc do wniosku, że gdyby teraz stał się człowiekiem, najpewniej szybciej, niż zdążyłby cokolwiek z siebie wydusić, zmieniłby się po prostu w kupkę pyłu. To jedynie przywiodłoby Mitrze zmartwień. A tego nie chciał.
Wyjął ze swojej torby czyste ubrania i jednocześnie takie, których nie byłoby mu szkoda zabrudzić czy zniszczyć podczas dalszej podróży, po czym poszedł z nimi za parawan się ubrać. Przemył sobie twarz, przeczesał dłonią włosy i względnie był gotowy na nowy dzień. Złożył starannie swoją piżamę i z namaszczeniem zapakował ją z powrotem do torby.
Opuścił po tym na moment pokój, uważając, by skrzypiąca podłoga i drzwi nie zbudziły jego anioła i zszedł na dół zamawiając dla niego coś ciepłego i pożywnego na śniadanie. Strasznie go korciło by zwyzywać karczmarza, za pomyje, które oferował i dobić się do kuchni, gdzie sam coś dla swojego lubego by przyrządził, ale darował sobie, decydując się na kawałek chleba "kurczakowo"-warzywną potrawką, w której tego kurczaka pływała raczej szczątkowa ilość, nie było sensu wszczynać niepotrzebnych awantur. Zamówił do tego lekko winny sok, który bardziej mu przypominał miód z kawałkami popularnych tu brzoskwiń, a sobie zażyczył kieliszek malinowego schnappsa. Musiał przecież czymś oszukać swój głód. Zostawił na blacie trzy srebrne orły i wziął tacę, na której ustawiono całe jego zamówienie. Podziękował uprzejmie nim skierował się z tym wszystkim z powrotem do pokoju.
A tam odstawił na stolik przy łóżku śniadanie dla ukochanego i odetchnął głęboko, kierując się w stronę okna. Chwycił dłońmi zasłony i je rozsunął, przymykając oczy, by ochronić się przed rażącym słońcem. W takich chwilach zastanawiał się kto jest gorszą pijawą. On...jego rasa, przez to, że muszą posilać się krwią żywych stworzeń czy to przeklęte słońce, którego promienie nie tylko przebijało jego ciało na wskroś niczym grot włóczni, wysysając przy tym jego duszę i całą wolę życia.
Zaraz jednak aż mu się żal zrobiło przez to jak źle myślał ognistym Oku Prasmoka, którym ten mógł za dnia obserwować swoje dzieło. Westchnął, trochę obolały przez to ciągłe stanie w słońcu i odszedł w końcu do względnego cienia, wracając w głąb pokoju, by usiąść, a chwilę po tym z powrotem położyć się na łóżku, blisko nekromanty by się przytulić do jego pleców. Zaraz jednak wsparł się na łokciu. Pochylił się nad Mitrą i pocałował go delikatnie w głowę.
- Wstawaj mój kochany aniele - szepnął łagodnie i lekko dmuchnął mu w ucho. A jeśli to nie dało żadnego efektu, zaczął się zwyczajnie bawić włosami partnera zrzucając delikatnie jego złote kosmyki na twarz śpiącego, by łaskotały go w nos, albo sam to robił niezwykle delikatnie muskając opuszkiem palca skórę na jego policzku, dość energicznie jak na zwykłe głaskanie i wystarczająco drażniące przez wrażenie łaskotania jeszcze długo po tym, jak przestał to robić.
- Mitra
- Splatacz Snów
- Posty: 357
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Mag , Uzdrowiciel
- Kontakt:
- Ej, ej, widzę ten wzrok, ani się waż - zagroził Mitra, widząc jak skrzypkowi najwyraźniej spodobał się pomysł tego, że miałby wyskoczyć z wanny by go ratować. Ależ się wrobił, dał się pokonać swoją własna bronią. Całe szczęście Aldaren nie przedłużał tej gry i wycofał się od drzwi, a w jego uśmiechu była jakaś taka nutka, którą błogosławiony poczytał jako “wygrałem, moje na wierzchu”. No i miał rację - znowu w ich małych słownych przepychankach był górą. Mitrze to nie przeszkadzało - wiedział, że nie ma tak ciętego języka jak skrzypek, ale i tak bawiła go sama wymiana zdań. Kto na koniec będzie górą nie było już takie istotne.
Już po kąpieli Mitra wyszedł jakby nigdy nic zza parawanu i dopiero gdy się odezwał spostrzegł, że jego ukochany tuli się do czegoś jak do pluszaka. Po chwili zorientował się, że była to piżama, którą od niego dostał. To go jednocześnie rozbawiło i rozczuliło - cieszył się, że ten prezent okazał się być aż tak trafiony. Obiecał sobie, że po powrocie do Maurii kupi mu jeszcze jedną, podobną, bo w tym tempie ta wkrótce się zeszmaci i już nie będzie taka “cieplutka”, jak określał ją Aldaren.
Teraz jednak nekromanta słowem nie skomentował zachowania swojego ukochanego. Jakby nigdy nic - uśmiechając się tylko nikle pod nosem - zaczął odkładać swoje rzeczy. Momentalnie jednak wychwycił to poważne spojrzenie skrzypka i poświęcił mu całą uwagę. I choć jego pantomima była przezabawna, błogosławionemu udało się nie wybuchnąć śmiechem. Wyglądał za to na szczerze zaskoczonego.
- Ale co miałem widzieć? - zapytał, dobrze odgrywając zdezorientowanie. Przecież, że nie zamierzał tego nikomu rozpowiadać ani się z tego śmiać. Zamierzał jednak hołubić ten widok w myślach, bo bardzo go rozczulił. Myślał o nim nawet przez chwilę, gdy leżał w łóżku i czekał aż Aldaren skończy kąpiel. Zerkał co jakiś czas w stronę parawanu, lecz ani myślał się odzywać czy podchodzić - z tego samego powodu, z którego wcześniej nie zaczynał rozmowy. Zresztą teraz zaczęło go ogarniać coraz większe zmęczenie - gdyby nie to, że chciał powiedzieć ukochanemu “dobranoc”, pewnie już dawno poddałby się senności. Dotrwał i nawet zamienił ze dwa zdania z ukochanym nim zmorzył go sen.
Przez całą noc błogosławiony ani razu się nie rozbudził, jego sny zaś były tak normalne, że aż niewarte zapamiętania - miał je zapomnieć zaraz po przebudzeniu.
Rano Mitra spał naprawdę głęboko i nie reagował na żadną aktywność Aldarena. Skrzypek mógł go spokojnie dotykać, przebrać się, wyjść z pokoju, a błogosławiony nadal smacznie spał. Gdy został sam w pokoju, obrócił się na bok i skulił, podciągając kołdrę pod samą brodę. Westchnął, jakby ponownie głęboko usnął albo właśnie powoli się rozbudzał, choć to drugie było raczej mało prawdopodobne, bo znowu gdy jego ukochany wrócił, mógł z nim robić co chce, a Mitra nadal spał. Bardzo ufnie pozwolił się przytulić i pocałować - kiedyś to natychmiast by go obudziło, ale już tak ufał Aldarenowi, że ten mógł sobie pozwolić na takie czułości z zaskoczenia niejako.
Wezwanie do pobudki dotarło do nekromanty, ale ten nie był chętny, by się słuchać. Stęknął przez sen i podciągnął jeszcze troszkę kołdrę jak marudne dziecko, które nie chce iść do szkoły. Dzielnie opierał się dmuchaniu w ucho i łaskotaniu po twarzy choć dało się poznać, że już był przytomny. Poddał się dopiero, gdy Aldaren zaczął go łaskotać nie jego własnymi włosami, a palcami. Wtedy stęknął trochę głośniej i w końcu otworzył oczy. Zamrugał, by pozbyć się kosmyków, które zaczepiły się o jego rzęsy, ale to nie pomogło, zabrał je więc dłonią, którą zaraz na powrót schował pod kołdrę. Rozespanym wzrokiem spod półprzymkniętych powiek spojrzał na Aldarena.
- Daj mi jeszcze chwilę… - poprosił. - Albo pocałuj…
Mitra obrócił się i przytulił do swojego ukochanego tak, jakby chciał go w tym łóżku przytrzymać. Naprawdę, jeśli nie otrzymał swojego pocałunku, nie zamierzał wstawać przez kolejne kilka minut, ale za to odrobina czułości z rana od razu postawiła go na nogi i mógł już patrzeć na Aldarena przytomnie i z zadowoleniem.
- Mmm… - zamruczał, ostatni raz przytulając się do wampira i w końcu podnosząc się do pozycji siedzącej. Natychmiast zerknął w stronę okna by upewnić się czy to faktycznie już pora ruszać. Westchnął.
- Zaraz będę gotowy… O, przyniosłeś mi śniadanie! - zauważył, dopiero teraz rejestrując stojącą na stoliku tacę z potrawką. - Zaraz będę gotowy - powtórzył, po czym szybko zebrał swoje ubrania i uciekł za parawan. Nie bawił się w specjalną toaletę, jedynie umył twarz, przeczesał włosy i przebrał się. Gdy wyszedł, miał na sobie bluzę z kapturem, trochę grubszą niż ta, którą nosił na co dzień.
- Pomyślałem, że płaszcz na gryfie będzie niepraktyczny, mam rację? - upewnił się zasiadając do posiłku. Jak to on, z zaangażowaniem zaczął jeść.
- Niezłe - ocenił. - Ale nie tak dobre jak to co ty gotujesz - dodał, biorąc do ust kolejną łyżkę potrawki i zerkając na skrzypka, jakby chciał sprawdzić jego reakcję.
- Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał swojego partnera z czułością.
Mitra nie przeciągał i nie celebrował specjalnie posiłku - mieli w końcu ruszać z samego rana i on nie zamierzał spowalniać. Naprawdę bardzo liczył na to, że wkrótce dotrą do Tartos, by Aldaren mógł się w końcu posilić… Albo jakoś inaczej poradzić sobie ze swoim głodem. Mówił, że zajmie się tym na miejscu, więc Mitra wierzył, że faktycznie tak zrobi. Naszła go w tym momencie myśl co też mogło być takiego w tej mieścinie, że zamierzał czekać aż tam dotrą… ale może to była tylko kwestia tego, że będą już na miejscu i będą mieli czas. W końcu gdyby na miejscu czekało na nich coś nietypowego, szczególnego, Aldaren pewnie by mu o tym powiedział.
Po szybko zjedzonym śniadaniu Mitra ogarnął ostatnie ze swoich gratów i wkrótce stał spakowany i gotowy do drogi. Tego dnia założył jednolitą białą maskę, tę z odczepianą brodą chowając na powrót do torby - był przekonany, że nie będzie musiał odsłaniać ust, a może wręcz w powietrzu lepiej będzie nie ryzykować, że ta część mu odpadnie.
- Gotowy - oświadczył Aldarenowi, naciągając na głowę kaptur. - Prowadź, ku przygodzie - zachęcił pogodnie skrzypka, wskazując mu drzwi. W jego głosie słychać było ekscytację i lekką nerwowość na myśl, że już za chwilę będzie leciał na grzbiecie gryfa.
Już po kąpieli Mitra wyszedł jakby nigdy nic zza parawanu i dopiero gdy się odezwał spostrzegł, że jego ukochany tuli się do czegoś jak do pluszaka. Po chwili zorientował się, że była to piżama, którą od niego dostał. To go jednocześnie rozbawiło i rozczuliło - cieszył się, że ten prezent okazał się być aż tak trafiony. Obiecał sobie, że po powrocie do Maurii kupi mu jeszcze jedną, podobną, bo w tym tempie ta wkrótce się zeszmaci i już nie będzie taka “cieplutka”, jak określał ją Aldaren.
Teraz jednak nekromanta słowem nie skomentował zachowania swojego ukochanego. Jakby nigdy nic - uśmiechając się tylko nikle pod nosem - zaczął odkładać swoje rzeczy. Momentalnie jednak wychwycił to poważne spojrzenie skrzypka i poświęcił mu całą uwagę. I choć jego pantomima była przezabawna, błogosławionemu udało się nie wybuchnąć śmiechem. Wyglądał za to na szczerze zaskoczonego.
- Ale co miałem widzieć? - zapytał, dobrze odgrywając zdezorientowanie. Przecież, że nie zamierzał tego nikomu rozpowiadać ani się z tego śmiać. Zamierzał jednak hołubić ten widok w myślach, bo bardzo go rozczulił. Myślał o nim nawet przez chwilę, gdy leżał w łóżku i czekał aż Aldaren skończy kąpiel. Zerkał co jakiś czas w stronę parawanu, lecz ani myślał się odzywać czy podchodzić - z tego samego powodu, z którego wcześniej nie zaczynał rozmowy. Zresztą teraz zaczęło go ogarniać coraz większe zmęczenie - gdyby nie to, że chciał powiedzieć ukochanemu “dobranoc”, pewnie już dawno poddałby się senności. Dotrwał i nawet zamienił ze dwa zdania z ukochanym nim zmorzył go sen.
Przez całą noc błogosławiony ani razu się nie rozbudził, jego sny zaś były tak normalne, że aż niewarte zapamiętania - miał je zapomnieć zaraz po przebudzeniu.
Rano Mitra spał naprawdę głęboko i nie reagował na żadną aktywność Aldarena. Skrzypek mógł go spokojnie dotykać, przebrać się, wyjść z pokoju, a błogosławiony nadal smacznie spał. Gdy został sam w pokoju, obrócił się na bok i skulił, podciągając kołdrę pod samą brodę. Westchnął, jakby ponownie głęboko usnął albo właśnie powoli się rozbudzał, choć to drugie było raczej mało prawdopodobne, bo znowu gdy jego ukochany wrócił, mógł z nim robić co chce, a Mitra nadal spał. Bardzo ufnie pozwolił się przytulić i pocałować - kiedyś to natychmiast by go obudziło, ale już tak ufał Aldarenowi, że ten mógł sobie pozwolić na takie czułości z zaskoczenia niejako.
Wezwanie do pobudki dotarło do nekromanty, ale ten nie był chętny, by się słuchać. Stęknął przez sen i podciągnął jeszcze troszkę kołdrę jak marudne dziecko, które nie chce iść do szkoły. Dzielnie opierał się dmuchaniu w ucho i łaskotaniu po twarzy choć dało się poznać, że już był przytomny. Poddał się dopiero, gdy Aldaren zaczął go łaskotać nie jego własnymi włosami, a palcami. Wtedy stęknął trochę głośniej i w końcu otworzył oczy. Zamrugał, by pozbyć się kosmyków, które zaczepiły się o jego rzęsy, ale to nie pomogło, zabrał je więc dłonią, którą zaraz na powrót schował pod kołdrę. Rozespanym wzrokiem spod półprzymkniętych powiek spojrzał na Aldarena.
- Daj mi jeszcze chwilę… - poprosił. - Albo pocałuj…
Mitra obrócił się i przytulił do swojego ukochanego tak, jakby chciał go w tym łóżku przytrzymać. Naprawdę, jeśli nie otrzymał swojego pocałunku, nie zamierzał wstawać przez kolejne kilka minut, ale za to odrobina czułości z rana od razu postawiła go na nogi i mógł już patrzeć na Aldarena przytomnie i z zadowoleniem.
- Mmm… - zamruczał, ostatni raz przytulając się do wampira i w końcu podnosząc się do pozycji siedzącej. Natychmiast zerknął w stronę okna by upewnić się czy to faktycznie już pora ruszać. Westchnął.
- Zaraz będę gotowy… O, przyniosłeś mi śniadanie! - zauważył, dopiero teraz rejestrując stojącą na stoliku tacę z potrawką. - Zaraz będę gotowy - powtórzył, po czym szybko zebrał swoje ubrania i uciekł za parawan. Nie bawił się w specjalną toaletę, jedynie umył twarz, przeczesał włosy i przebrał się. Gdy wyszedł, miał na sobie bluzę z kapturem, trochę grubszą niż ta, którą nosił na co dzień.
- Pomyślałem, że płaszcz na gryfie będzie niepraktyczny, mam rację? - upewnił się zasiadając do posiłku. Jak to on, z zaangażowaniem zaczął jeść.
- Niezłe - ocenił. - Ale nie tak dobre jak to co ty gotujesz - dodał, biorąc do ust kolejną łyżkę potrawki i zerkając na skrzypka, jakby chciał sprawdzić jego reakcję.
- Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał swojego partnera z czułością.
Mitra nie przeciągał i nie celebrował specjalnie posiłku - mieli w końcu ruszać z samego rana i on nie zamierzał spowalniać. Naprawdę bardzo liczył na to, że wkrótce dotrą do Tartos, by Aldaren mógł się w końcu posilić… Albo jakoś inaczej poradzić sobie ze swoim głodem. Mówił, że zajmie się tym na miejscu, więc Mitra wierzył, że faktycznie tak zrobi. Naszła go w tym momencie myśl co też mogło być takiego w tej mieścinie, że zamierzał czekać aż tam dotrą… ale może to była tylko kwestia tego, że będą już na miejscu i będą mieli czas. W końcu gdyby na miejscu czekało na nich coś nietypowego, szczególnego, Aldaren pewnie by mu o tym powiedział.
Po szybko zjedzonym śniadaniu Mitra ogarnął ostatnie ze swoich gratów i wkrótce stał spakowany i gotowy do drogi. Tego dnia założył jednolitą białą maskę, tę z odczepianą brodą chowając na powrót do torby - był przekonany, że nie będzie musiał odsłaniać ust, a może wręcz w powietrzu lepiej będzie nie ryzykować, że ta część mu odpadnie.
- Gotowy - oświadczył Aldarenowi, naciągając na głowę kaptur. - Prowadź, ku przygodzie - zachęcił pogodnie skrzypka, wskazując mu drzwi. W jego głosie słychać było ekscytację i lekką nerwowość na myśl, że już za chwilę będzie leciał na grzbiecie gryfa.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości