[Efne i okolice] Nie wywołuj wilka z lasu
: Pią Paź 23, 2020 9:59 pm
Yue bez zastanowienia popędziła do łazienki. Pierwszym odruchem dziewczyny było powiadomienie ojca o zaginięciu córki. Ku jej zdziwieniu pianista ją zignorował. Był wręcz nieprzyjemny. W zasadzie zawsze był oschły, ale teraz… Teraz może był po prostu dzień i wszystko wydawało się wyraźniejsze i czytelniejsze.
Yue zacisnęła usta i bez ani jednego słowa więcej cofnęła się pod naporem mężczyzny, podczas gdy szczeniak ponownie dopadał do jej nóg.
Czemu miałaby się dziwić, była przecież ciężarem, utrapieniem takim jakim tylko nieproszony nocny gość mógł być...
Ale nie przejął się córką… To było dziwne. Chociaż, może zwyczajnie wiedział coś, czego ona nie wiedziała i ani myślał tłumaczyć się obcej… Logiczne, przecież widziała z jaką troską zajmował się córcią, takich uczuć nie dało się ani ukryć ani udawać, a ona przecież spędziła tutaj raptem noc. Oczywiście, że nie znała ani rozkładu dnia, ani dziennych planów i zwyczajów. Oczywście! A jednak coś nie dawało jej spokoju, gdy odprowadzając mężczyznę wzrokiem jednocześnie zabawiała szarą kulkę rąbkiem spódnicy. I wcale nie były to plecy szatyna. I zupełnie nie myślała o tym jak ubierał koszulę, a o dziwnej obojętności, gdy w tym samym czasie Barnes obserwował ją zapinając guziki koszuli. Zaraz potem nieśmiały uśmiech wywołany popisami szczeniaka spłynął z ust brunetki, a księżniczka wyprostowała się, stopniowo unosząc wzrok na podchodzącego Victora.
Tym razem nie umknęła spojrzeniem, a uważnie patrzyła w oczy szatyna, coraz bardziej czując jakby tonęła. Pewnie dokładnie tak samo brakłoby jej tchu, gdyby zalała ją tafla w kolorze indygo.
Yue zacisnęła mocniej usteczka, zmarszczyła nieco brwi, ale nie wyglądała podejrzliwie, bardziej na skupioną, gdy raptem delikatny rumieniec rozjaśniał policzki panny. Mimo to zgodnie skinęła głową przyjmując skąpą informację do wiadomości.
- To dobrze, wystraszyłam się - odpowiedziała ostrożnie, sprawiając wrażenie bardziej uważnej niż chwilę temu gdy beztrosko bawiła się z psiakiem-wilczkiem, którego tożsamości nie była świadoma.
Ostry gwizd sprawił, że dziewczyna mimowolnie podskoczyła, ale zaraz też uśmiech ponownie pojawił się na ustach księżniczki, gdy ta obserwowała jak szczeniak próbował użyć jej jako wymówki czy osłony przed wykonaniem polecenia.
Nie była współpracującą osłoną. Skierowała się w stronę szatyna, trochę celowo odsłaniając psotnego pieska.
- Nigdy nie jadłam - odpowiedziała szczerze, i zaraz wróciła do zwykłej maniery. Gdzieś umknęła chwilowa pewność siebie wywołana zaintrygowaniem, a Yue od razu skromnie spuściła wzrok.
- Dostatecznie już korzystałam z pana życzliwości, jestem bardzo wdzięczna, ale powinnam ruszać w swoją drogę - odezwała się potulnie, ale pianista znów zignorował jej słowa i poświęcił się gotowaniu, a jej zaburczało w brzuchu. Cudownie! Co za wstyd! Brunetka oblała się rumieńcem ponownie tego poranka i nie pogrążając się bardziej dołączyła do Victora, jego krzątanie traktując jako dostatecznie dobitne naleganie.
- Naprawdę dziękuję, ale nie chcę robić więcej kłopotu - odezwała się znowu na wzmiankę o prysznicu jednocześnie odbierając swoją miseczkę.
Porcje były trzy, czyli Amelia powinna się zaraz pojawić. Ale owsiankę, jak to mężczyzna nazwał białawą papkę, dostał szczeniak. No właśnie, mówił do psiaka… No jak, spytała sama siebie w myślach, żeby zaraz się skarcić. Poza tym czy to było jedzenie dla czworonoga? A czy jej było oceniać? Korygowała każde pytanie jakie się kreowało.
Zauważyła też uśmiech gdy Barnes stawiał miskę na ziemi. Jak grał też się uśmiechał. W ogóle to miał ładny uśmiech, a poza tym zupełnie nie powinno jej to interesować! Otrząsnęła umysł z nieprzystojnych myśli akurat gdy orzechy wpadały do naczynia.
- Dziękuję - odezwała się cichutko, uśmiechając się lekko i łyżką nabrała orzecha żeby zająć się czymś innym niż bezsensownymi rozmyślaniami. Mimowolnie jednak zerkała na szare zwierzątko. Miało dziwne oczy… jakby już je gdzieś widziała.Yue zamyśliła się ponownie, obserwując pałaszującego ze smakiem pieska, akurat wkładając pierwszą porcję owsianki do ust.
- Pyszne - wymknęło jej się zupełnie niekontrolowanie gdy tylko posmakowała śniadania, i zaraz wstydząc się reakcji spuściła wzrok na miseczkę. Potem jadła starając się skupić na posiłku, ale nadal co jakiś czas, chcąc czy nie, zerkała pieska, który już wylizywał miskę do czysta.
Księżniczka miała dziwne wrażenie jakby coś jej nie grało. Mężczyzna z jednej strony był oschły i nieprzyjemny, z drugiej ją karmił i wciąż jej się przyglądał zupełnie jakby miał jeszcze coś do dodania.
Yuehai jadła powoli, z gracją, zbyt wolno dla kudłatej Amelii, która tylko wyczyściła swoje naczynie a od razu wymusiła wzięcie jej na kolana, przez co brunetka zmuszona była kończyć śniadanie i zabawiać szczeniaka. Dokładniej pilnować, żeby nie spadł na ziemię, bo Amelka doskonale bawiła się sama, plącząc się we włosach brunetki, która próbowała zjeść do końca, jednocześnie podśmiewając się cicho z poczynań psiaka. W końcu wreszcie uporała się z przeczącymi sobie czynnościami.
- Naprawdę powinnam już iść - uniosła machającego łapami pieska i wyciągnęła ramiona z wijącym się stworzonkiem w stronę mężczyzny.
- Nie będę dłużej nadużywać gościnności, i tak już nie wiem jak mogłabym się odwdzięczyć - odezwała się cicho, czekając aż szatyn weźmie od niej szarego łobuza, żeby piesek dłużej nie utrudniał.
Yue zacisnęła usta i bez ani jednego słowa więcej cofnęła się pod naporem mężczyzny, podczas gdy szczeniak ponownie dopadał do jej nóg.
Czemu miałaby się dziwić, była przecież ciężarem, utrapieniem takim jakim tylko nieproszony nocny gość mógł być...
Ale nie przejął się córką… To było dziwne. Chociaż, może zwyczajnie wiedział coś, czego ona nie wiedziała i ani myślał tłumaczyć się obcej… Logiczne, przecież widziała z jaką troską zajmował się córcią, takich uczuć nie dało się ani ukryć ani udawać, a ona przecież spędziła tutaj raptem noc. Oczywiście, że nie znała ani rozkładu dnia, ani dziennych planów i zwyczajów. Oczywście! A jednak coś nie dawało jej spokoju, gdy odprowadzając mężczyznę wzrokiem jednocześnie zabawiała szarą kulkę rąbkiem spódnicy. I wcale nie były to plecy szatyna. I zupełnie nie myślała o tym jak ubierał koszulę, a o dziwnej obojętności, gdy w tym samym czasie Barnes obserwował ją zapinając guziki koszuli. Zaraz potem nieśmiały uśmiech wywołany popisami szczeniaka spłynął z ust brunetki, a księżniczka wyprostowała się, stopniowo unosząc wzrok na podchodzącego Victora.
Tym razem nie umknęła spojrzeniem, a uważnie patrzyła w oczy szatyna, coraz bardziej czując jakby tonęła. Pewnie dokładnie tak samo brakłoby jej tchu, gdyby zalała ją tafla w kolorze indygo.
Yue zacisnęła mocniej usteczka, zmarszczyła nieco brwi, ale nie wyglądała podejrzliwie, bardziej na skupioną, gdy raptem delikatny rumieniec rozjaśniał policzki panny. Mimo to zgodnie skinęła głową przyjmując skąpą informację do wiadomości.
- To dobrze, wystraszyłam się - odpowiedziała ostrożnie, sprawiając wrażenie bardziej uważnej niż chwilę temu gdy beztrosko bawiła się z psiakiem-wilczkiem, którego tożsamości nie była świadoma.
Ostry gwizd sprawił, że dziewczyna mimowolnie podskoczyła, ale zaraz też uśmiech ponownie pojawił się na ustach księżniczki, gdy ta obserwowała jak szczeniak próbował użyć jej jako wymówki czy osłony przed wykonaniem polecenia.
Nie była współpracującą osłoną. Skierowała się w stronę szatyna, trochę celowo odsłaniając psotnego pieska.
- Nigdy nie jadłam - odpowiedziała szczerze, i zaraz wróciła do zwykłej maniery. Gdzieś umknęła chwilowa pewność siebie wywołana zaintrygowaniem, a Yue od razu skromnie spuściła wzrok.
- Dostatecznie już korzystałam z pana życzliwości, jestem bardzo wdzięczna, ale powinnam ruszać w swoją drogę - odezwała się potulnie, ale pianista znów zignorował jej słowa i poświęcił się gotowaniu, a jej zaburczało w brzuchu. Cudownie! Co za wstyd! Brunetka oblała się rumieńcem ponownie tego poranka i nie pogrążając się bardziej dołączyła do Victora, jego krzątanie traktując jako dostatecznie dobitne naleganie.
- Naprawdę dziękuję, ale nie chcę robić więcej kłopotu - odezwała się znowu na wzmiankę o prysznicu jednocześnie odbierając swoją miseczkę.
Porcje były trzy, czyli Amelia powinna się zaraz pojawić. Ale owsiankę, jak to mężczyzna nazwał białawą papkę, dostał szczeniak. No właśnie, mówił do psiaka… No jak, spytała sama siebie w myślach, żeby zaraz się skarcić. Poza tym czy to było jedzenie dla czworonoga? A czy jej było oceniać? Korygowała każde pytanie jakie się kreowało.
Zauważyła też uśmiech gdy Barnes stawiał miskę na ziemi. Jak grał też się uśmiechał. W ogóle to miał ładny uśmiech, a poza tym zupełnie nie powinno jej to interesować! Otrząsnęła umysł z nieprzystojnych myśli akurat gdy orzechy wpadały do naczynia.
- Dziękuję - odezwała się cichutko, uśmiechając się lekko i łyżką nabrała orzecha żeby zająć się czymś innym niż bezsensownymi rozmyślaniami. Mimowolnie jednak zerkała na szare zwierzątko. Miało dziwne oczy… jakby już je gdzieś widziała.Yue zamyśliła się ponownie, obserwując pałaszującego ze smakiem pieska, akurat wkładając pierwszą porcję owsianki do ust.
- Pyszne - wymknęło jej się zupełnie niekontrolowanie gdy tylko posmakowała śniadania, i zaraz wstydząc się reakcji spuściła wzrok na miseczkę. Potem jadła starając się skupić na posiłku, ale nadal co jakiś czas, chcąc czy nie, zerkała pieska, który już wylizywał miskę do czysta.
Księżniczka miała dziwne wrażenie jakby coś jej nie grało. Mężczyzna z jednej strony był oschły i nieprzyjemny, z drugiej ją karmił i wciąż jej się przyglądał zupełnie jakby miał jeszcze coś do dodania.
Yuehai jadła powoli, z gracją, zbyt wolno dla kudłatej Amelii, która tylko wyczyściła swoje naczynie a od razu wymusiła wzięcie jej na kolana, przez co brunetka zmuszona była kończyć śniadanie i zabawiać szczeniaka. Dokładniej pilnować, żeby nie spadł na ziemię, bo Amelka doskonale bawiła się sama, plącząc się we włosach brunetki, która próbowała zjeść do końca, jednocześnie podśmiewając się cicho z poczynań psiaka. W końcu wreszcie uporała się z przeczącymi sobie czynnościami.
- Naprawdę powinnam już iść - uniosła machającego łapami pieska i wyciągnęła ramiona z wijącym się stworzonkiem w stronę mężczyzny.
- Nie będę dłużej nadużywać gościnności, i tak już nie wiem jak mogłabym się odwdzięczyć - odezwała się cicho, czekając aż szatyn weźmie od niej szarego łobuza, żeby piesek dłużej nie utrudniał.