Tylko martwi nie kłamią
: Pon Maj 18, 2020 9:44 pm
Kapłanka poczuła jakby cofnęła się w czasie. Jak to możliwe, że przez tyle lat Salazar prawie się nie zmienił? Jakim cudem udało mu się zachować ten sam wyraz twarzy, ten sam styl, tę samą godność? Nawet jego ubrania tylko nieznacznie się zmieniły. A na skórze pojawiły się ledwo widoczne nowe zmarszczki. Podejrzewała jednak, że na reszcie ciała mogłaby zobaczyć wpływ czasu i zdarzeń w nim. Jakieś blizny, przebarwienia… Potrząsnęła głową. A czy ona się zmieniła? Oczywiście, że tak. Nosiła teraz szatę zakonną, przez lata udoskonaloną. Włosy jej urosły, spojrzenie wyostrzyło się. Miała zmarszczkę między brwiami od częstego ich marszczenia. Choć to akurat tylko podkreślało jej surowy charakter, który był widoczny od zawsze. Więc w pewnym sensie była bardziej sobą. Niestety nie były to zmiany, które zawsze jej pomagały. Wiele z nich choć pozwalało jej się chronić przed bezlitośnie smagającym losem, jednocześnie niszczyło od środka. Wciąż musiała walczyć o swój dawny wewnętrzny spokój.
Eldrizze w duchu pochwaliła dawnego przyjaciela za to, że nie próbuje się ukrywać. Choć usiedli z boku, to nie po to, by udawać, że ich nie ma. To prawda, że nie miałoby to i tak dużego sensu, ale samą postawą można było jeszcze wiele wyrazić. A Salazar widocznie dobrze czuł się z tym kim jest. Tylko kim dokładnie jest, poza tym, że nosicielem krwi mrocznych elfów?
Złodziejem? Oczywiście, już wcześniej wiedziała czym się zajmuje, jednak nie wiedziała dlaczego. Dlatego podczas tej rozmowy postanowiła dać mu czystą kartę, którą sam zapełni. Z tego powodu, choć kapłanka zachowywała kamienną twarz, jej oczy automatycznie błysnęły ogniem, gdy usłyszała słowo „kradzieżą”. Automatycznie pomyślała o nim jako o złodzieju w Podziemiach. I nie spodobało jej się to. Nie podobała jej się żadna działalność na szkodę sióstr i braci. Zaraz jednak skorygowała swoje myślenie, gdy usłyszała, że Salazar odkrywszy swój talent pozostał na Powierzchni. To była dobra decyzja. Nie mówiąc już teraz o zdradzie rasy, a wyłącznie o tym, co zrobić po odkryciu sposobu na życie, mroczny elf dobrze uczynił. Skoro postanowił zająć się kradzieżą to powinien szkodzić istotom Powierzchni, a nie swojej rasie. Mógłby wiele zdziałać. Kobieta wiedziała o jego kradzieży klejnotów koronnych Królowej Calear Da’hoe. To była jedna z bardziej spektakularnych kradzieży, o których wiedziała.
- Dobrze, że nie zostałeś złodziejem w Podziemiach – powiedziała.
I nie obchodziło ją, czy celem jej dawnego przyjaciela są bogaci czy biedni. Dla niej to nie miało różnicy. Liczyła się rasa i czyny.
A potem usłyszała, że zabija na zlecenie. I choć również o tym wiedziała, to nie zdołała jeszcze tego ocenić. Znów była rozdarta. Z jednej strony zabijanie było dla niej sprawą łatwiejszą do zaakceptowania niż kradzież, ponieważ Eldrizze sama odebrała wiele żyć i nie żałowała tego. Niektórzy po prostu na to zasługiwali, inni nie dawali wyboru. Czynność ta może być nawet szlachetna, gdy wykonuje się ją w imię dobra własnej rasy. Jest również do zaakceptowania, gdy pobudką są własne korzyści. Zabijanie na zlecenie również mogłoby zostać odebrane bez większych problemów, gdyby nie jeden szczegół: Salazar zabijał na zlecenie istot Powierzchni. A jakie korzyści ze zlecenia mu zamordowania kogoś mógł mieć szczur tej ziemi? Z pewnością nie służyły one mrocznym elfom. W oczach białowłosej było to więc usługiwanie nie tym co trzeba. Ale mógłby się z tego wyplątać.
- Służysz tym szczurom? – syknęła. – Powinieneś zabijać na zlecenie Zakonu. Tu i tak wszyscy tobą gardzą. Jesteś tylko ich narzędziem.
Tak… Mógłby, gdyby zaczął przyjmować zlecenia Zakonu Skały. Gdyby zabijał w imię chwały mrocznych elfów. A ona miałaby go wtedy zawsze blisko…
Raptem pomyślała, że odsłoniła się, nie powinna tak szybko wyrażać swojej opinii. Powinna dać mu powiedzieć więcej. Musiała jednak przyznać się przed samą sobą, że przez te wszystkie lata poszukiwań cały czas myślała, w jaki sposób sprowadzi tego konkretnego zdrajcę na właściwą ścieżkę.
Potem przyszła kolej na nią. Powinna była być gotowa na te pytanie - to było oczywiste, że je zada. A jednak nagle jej głowa zrobiła się pusta, a ona spięła się jak wilk stroszący sierść przed atakiem.
- Dowodzę oddziałem Zakonu Skały. Wyszukujemy zdrajców i dajemy im ostatnią szansę na powrót. Jesteś jednym z nich – powiedziała wymijająco, ale zgodnie z prawdą. Taka była oficjalna wersja, ale również jej misja.
Wtedy podano zamówienie. Eldrizze uważnie obserwowała każdy jego ruch, zapamiętywała każdy szczegół wyglądu i analizowała każde słowo. Uzgodnili, że dadzą sobie szansę, zawieszą na chwilę broń, spróbują wyjaśnić pewne sprawy. Ale czy to w ogóle było możliwe? Może tylko wydawało im się, że wciąż znają się tak dobrze, że niewiele się zmieniło? To piwo było tego symbolem.
Gdy zobaczyła rybę, poczuła znów ucisk w płucach, ale zaraz odepchnęła to od siebie i sięgnęła po swój napój. Wypiła łyk, zanim kontynuowała odpowiedź.
- Twój ojciec wierzy, że jest jeszcze dla ciebie nadzieja. Chce, żebyś wrócił, że twoje serce na pewno jest wciąż oddane rasie.
Rozejrzała się po knajpie. Odwracając głowę spojrzała prosto w mętne oczy jednego ze strażników. Pozostała dwójka wyraźnie podniecona szeptała coś między sobą.
- Ja ci nigdy nie wybaczę - powiedziała twardo, po czym znów spojrzała na Salazara. – Jeśli nie zdradziłeś rasy, jeśli w środku dalej pamiętasz kim jesteś, to zdradziłeś mnie. Zostawiłeś.
Eldrizze w duchu pochwaliła dawnego przyjaciela za to, że nie próbuje się ukrywać. Choć usiedli z boku, to nie po to, by udawać, że ich nie ma. To prawda, że nie miałoby to i tak dużego sensu, ale samą postawą można było jeszcze wiele wyrazić. A Salazar widocznie dobrze czuł się z tym kim jest. Tylko kim dokładnie jest, poza tym, że nosicielem krwi mrocznych elfów?
Złodziejem? Oczywiście, już wcześniej wiedziała czym się zajmuje, jednak nie wiedziała dlaczego. Dlatego podczas tej rozmowy postanowiła dać mu czystą kartę, którą sam zapełni. Z tego powodu, choć kapłanka zachowywała kamienną twarz, jej oczy automatycznie błysnęły ogniem, gdy usłyszała słowo „kradzieżą”. Automatycznie pomyślała o nim jako o złodzieju w Podziemiach. I nie spodobało jej się to. Nie podobała jej się żadna działalność na szkodę sióstr i braci. Zaraz jednak skorygowała swoje myślenie, gdy usłyszała, że Salazar odkrywszy swój talent pozostał na Powierzchni. To była dobra decyzja. Nie mówiąc już teraz o zdradzie rasy, a wyłącznie o tym, co zrobić po odkryciu sposobu na życie, mroczny elf dobrze uczynił. Skoro postanowił zająć się kradzieżą to powinien szkodzić istotom Powierzchni, a nie swojej rasie. Mógłby wiele zdziałać. Kobieta wiedziała o jego kradzieży klejnotów koronnych Królowej Calear Da’hoe. To była jedna z bardziej spektakularnych kradzieży, o których wiedziała.
- Dobrze, że nie zostałeś złodziejem w Podziemiach – powiedziała.
I nie obchodziło ją, czy celem jej dawnego przyjaciela są bogaci czy biedni. Dla niej to nie miało różnicy. Liczyła się rasa i czyny.
A potem usłyszała, że zabija na zlecenie. I choć również o tym wiedziała, to nie zdołała jeszcze tego ocenić. Znów była rozdarta. Z jednej strony zabijanie było dla niej sprawą łatwiejszą do zaakceptowania niż kradzież, ponieważ Eldrizze sama odebrała wiele żyć i nie żałowała tego. Niektórzy po prostu na to zasługiwali, inni nie dawali wyboru. Czynność ta może być nawet szlachetna, gdy wykonuje się ją w imię dobra własnej rasy. Jest również do zaakceptowania, gdy pobudką są własne korzyści. Zabijanie na zlecenie również mogłoby zostać odebrane bez większych problemów, gdyby nie jeden szczegół: Salazar zabijał na zlecenie istot Powierzchni. A jakie korzyści ze zlecenia mu zamordowania kogoś mógł mieć szczur tej ziemi? Z pewnością nie służyły one mrocznym elfom. W oczach białowłosej było to więc usługiwanie nie tym co trzeba. Ale mógłby się z tego wyplątać.
- Służysz tym szczurom? – syknęła. – Powinieneś zabijać na zlecenie Zakonu. Tu i tak wszyscy tobą gardzą. Jesteś tylko ich narzędziem.
Tak… Mógłby, gdyby zaczął przyjmować zlecenia Zakonu Skały. Gdyby zabijał w imię chwały mrocznych elfów. A ona miałaby go wtedy zawsze blisko…
Raptem pomyślała, że odsłoniła się, nie powinna tak szybko wyrażać swojej opinii. Powinna dać mu powiedzieć więcej. Musiała jednak przyznać się przed samą sobą, że przez te wszystkie lata poszukiwań cały czas myślała, w jaki sposób sprowadzi tego konkretnego zdrajcę na właściwą ścieżkę.
Potem przyszła kolej na nią. Powinna była być gotowa na te pytanie - to było oczywiste, że je zada. A jednak nagle jej głowa zrobiła się pusta, a ona spięła się jak wilk stroszący sierść przed atakiem.
- Dowodzę oddziałem Zakonu Skały. Wyszukujemy zdrajców i dajemy im ostatnią szansę na powrót. Jesteś jednym z nich – powiedziała wymijająco, ale zgodnie z prawdą. Taka była oficjalna wersja, ale również jej misja.
Wtedy podano zamówienie. Eldrizze uważnie obserwowała każdy jego ruch, zapamiętywała każdy szczegół wyglądu i analizowała każde słowo. Uzgodnili, że dadzą sobie szansę, zawieszą na chwilę broń, spróbują wyjaśnić pewne sprawy. Ale czy to w ogóle było możliwe? Może tylko wydawało im się, że wciąż znają się tak dobrze, że niewiele się zmieniło? To piwo było tego symbolem.
Gdy zobaczyła rybę, poczuła znów ucisk w płucach, ale zaraz odepchnęła to od siebie i sięgnęła po swój napój. Wypiła łyk, zanim kontynuowała odpowiedź.
- Twój ojciec wierzy, że jest jeszcze dla ciebie nadzieja. Chce, żebyś wrócił, że twoje serce na pewno jest wciąż oddane rasie.
Rozejrzała się po knajpie. Odwracając głowę spojrzała prosto w mętne oczy jednego ze strażników. Pozostała dwójka wyraźnie podniecona szeptała coś między sobą.
- Ja ci nigdy nie wybaczę - powiedziała twardo, po czym znów spojrzała na Salazara. – Jeśli nie zdradziłeś rasy, jeśli w środku dalej pamiętasz kim jesteś, to zdradziłeś mnie. Zostawiłeś.