Re: [Okolice Maurii] W podróży ze Śmiercią...
: Sob Sie 19, 2017 6:50 pm
Otwierając i co chwila zamykając usta, zaskoczony Aldaren wyglądał na prawdę przekomicznie. Niby po części rozumiał całe to przedstawienie, anioł nie chciał bardziej straszyć chłopca i wzbudzać podejrzeń, ale wampir wciąż nie mógł tego wszystkiego pojąć. Pokręcił głową chcąc się otrząsnąć z tego oszołomienia i lekko się się uśmiechnął z zakłopotaniem i udawanym entuzjazmem, nie chcąc psuć misternego planu jaki został obmyślony przez żniwiarza.
- Cały rok na to czekałem, w końcu dostanę swój własny kostur - powiedział, aby uczynić słowa towarzysza bardziej prawdziwymi. Zerknął po chwili przez ramię zerkając na wlokącego się za nimi demona, który z trudem dusił w sobie śmiech wyciskający mu łzy z wszystkich par oczu, nawet tych obecnie zamkniętych. Od jego samo kontroli zależało powodzenie tej misji, choć nie było to tak ważne jak to, że spanikowany bachor mógłby zniweczyć cały plan zaatakowania nekromanty z zaskoczenia.
- Ale sir... - jęknął cicho zdziwiony tym, że miałby zostać i nie mieszać się do walki. Zacisnął pięść i spuścił z rezygnacją głowę. Od tego mężczyzny zależało czy będzie mógł dalej w spokoju egzystować na tym świecie, więc nie wypadało dyskutować i się sprzeciwiać. Nawet nie wspomniał, że zostawianie dziecka z głodnym wampirem może się źle skończyć, jednakże został posłusznie z tyłu z ich małym przewodnikiem. - Chodź mały, poszukamy jakiś ziół. Znasz się na zielarstwie? Wiedziałeś, że niektóre rośliny... - zaczął zagadywać chłopca zostając w miejscu gdzie się rozdzielili, ewentualnie spacerował w bliskiej okolicy, nie chcąc sprzeciwiać się aniołowi.
Wilk zrobił urażoną minę patrząc na anioła i z ociąganiem ruszył za nim. "Może jeszcze znaleźć wielmożnemu panu coś czym dupę mógłby sobie podetrzeć," pomyślał. Wolał siedzieć cicho póki w pobliżu był ten mały gówniarz i nie miał tu wcale na myśli Aldarena.
- Zostawiając go z nim na pewno umrze, a wtedy zabieram duszę szczeniaka. Z nekromantą rób co chcesz. Nie ma nic lepszego na świecie od ducha niewinnego dziecka, no chyba że się dopiero urodziło, to wtedy już w ogóle bajka. - Mruknął oblizując sobie ze smakiem pysk. - Gorliwi wyznawcy waszego władcy, do tego ci którzy niczym nie zawinili w życiu też są niczego sobie, o albo jakiś niebianin. - Pogrążył się w swoich fantazjach o smakowitym posiłku, a kiedy się otrząsnął musiał dogonić Gregeviusa.
- Powiedz ty mi skrzydlaczu jedną małą rzecz. Czemu szczeniak, to znaczy wampir - rzucił z pogardą - ma się nie mieszać do walki, czemu niby miałoby się obecnie liczyć jego dobro? - zapytał przyglądając się aniołowi podejrzliwie. - Nie chodzi tu przecież o zawarty z nim pakt. Co się stało, że nagle zmieniłeś do niego nastawienie? - przekrzywił nieco na bok głowę i się poważnie zastanowił analizując swoje wspomnienia od momentu pojawienia się żniwiarza na balu. - Czyżbyś do niego coś czuł? - rzucił od niechcenia, a jego oczy zabłysły głodne odpowiedzi.
Kiedy znaleźli się już na miejscu demon nawet nie powiódł wzrokiem za przelatującym nad zgrają nieumarłych, niebianinem i z dziką przyjemnością wykrzywiającą jego czarny, kudłaty pysk, rzucił się do ataku na strzegące kaplicy bestie. Z początku biegał wokół niej przez jakiś czas, od razu wykańczając tych słabszych niemal jednym kłapnięciem szczęk, aby ściągnąć na siebie uwagę wszystkich kreatur. Po tym zachował bezpieczną odległość i przybrał swoją prawdziwą formę zaczynając ten makabryczny, zwiastujący śmierć potworom, balet i zapewniając skrzydlaczowi, że nikt nie będzie przeszkadzał w jego tańcu z czarnoksiężnikiem.
Nie trzeba było długo czekać, aż patrole wysłane przez nekromantę odnajdą w końcu czekającego bezczynnie wampira i małego blondyna. Chłopiec przeraził się na widok ghuli, a strach go sparaliżował. Aldaren dobył swojego miecza i przebił nim kilku najbliższych ożywieńców.
- Uciekaj na drzewo! - polecił, ale chłopiec ani drgnął.
Wampir zaklął szczerząc swoje zęby do potworów. Skupił się i znów zawładnął umysłem dzieciaka, co w obecnej sytuacji nie było bezpieczne, ani rozsądne, gdyż musiał poświęcić swoją uwagę jednocześnie nadchodzącym umarlakom i utrzymaniu zaklęcia dopóki z jego pomocą blondyn nie znajdzie się na drzewie. Zamachnął się przepoławiając na pół jednego z napastników, a zaraz krzyknął, czując jak tępe pazury rozdzierają jego skórę. To wystarczyło, żeby spokojny i przyjaźnie nastawiony krwiopijca wpadł w szał i zmienił się w okrutną maszynę do zabijania. W tym stanie jego oczy się całkowicie zmieniły. Nie tylko tęczówki zmieniły kolor. Zaszły krwistą czerwienią, a otaczające je białko stało się smoliście czarne. Teraz można było bez wahania ochrzcić Aldarena mianem potwora.
Szybko uporał się z zagrożeniem, ale słabł przez uciekającą z jego ran krew. Chłopiec widząc, że już jest względnie bezpiecznie, zszedł z drzewa i przywarł przerażony do skrzypka błagając go, aby stąd uciekać. Wampir położył dłoń na głowie małego blondyna, który chciał od niego uciec od razu jak tylko zobaczył jego oszalały, wciąż przerażający wyraz twarzy. Niestety było już na to za późno. Mężczyzna szarpnął malca za włosy i podniósł do góry bez żadnego trudu. Spanikowane dziecko wrzeszczało i szarpało się, ale jedynie sprawiało tym sobie jeszcze większy ból, a w niektórych miejscach po jego głowie zaczęła spływać krew z rozerwanej skóry i wyrywanych garściami włosów. Wszystko jednak skończyło się tak szybko jak się zaczęło. Wystarczyło jedno zatopienie kłów w delikatnej, bladej szyi i przebicie niemal na wylot tętnicy, żeby blondyn zaczął gasnąć w oczach, za to stan krwiopijcy się poprawiał. Rany natychmiast się zagoiły, a on zaczął odzyskiwać nad sobą panowanie, a wysuszone szczątki dziecka wyleciały mu z rąk. Załamany padł na kolana nie mogąc uwierzyć w to co zrobił.
- Cały rok na to czekałem, w końcu dostanę swój własny kostur - powiedział, aby uczynić słowa towarzysza bardziej prawdziwymi. Zerknął po chwili przez ramię zerkając na wlokącego się za nimi demona, który z trudem dusił w sobie śmiech wyciskający mu łzy z wszystkich par oczu, nawet tych obecnie zamkniętych. Od jego samo kontroli zależało powodzenie tej misji, choć nie było to tak ważne jak to, że spanikowany bachor mógłby zniweczyć cały plan zaatakowania nekromanty z zaskoczenia.
- Ale sir... - jęknął cicho zdziwiony tym, że miałby zostać i nie mieszać się do walki. Zacisnął pięść i spuścił z rezygnacją głowę. Od tego mężczyzny zależało czy będzie mógł dalej w spokoju egzystować na tym świecie, więc nie wypadało dyskutować i się sprzeciwiać. Nawet nie wspomniał, że zostawianie dziecka z głodnym wampirem może się źle skończyć, jednakże został posłusznie z tyłu z ich małym przewodnikiem. - Chodź mały, poszukamy jakiś ziół. Znasz się na zielarstwie? Wiedziałeś, że niektóre rośliny... - zaczął zagadywać chłopca zostając w miejscu gdzie się rozdzielili, ewentualnie spacerował w bliskiej okolicy, nie chcąc sprzeciwiać się aniołowi.
Wilk zrobił urażoną minę patrząc na anioła i z ociąganiem ruszył za nim. "Może jeszcze znaleźć wielmożnemu panu coś czym dupę mógłby sobie podetrzeć," pomyślał. Wolał siedzieć cicho póki w pobliżu był ten mały gówniarz i nie miał tu wcale na myśli Aldarena.
- Zostawiając go z nim na pewno umrze, a wtedy zabieram duszę szczeniaka. Z nekromantą rób co chcesz. Nie ma nic lepszego na świecie od ducha niewinnego dziecka, no chyba że się dopiero urodziło, to wtedy już w ogóle bajka. - Mruknął oblizując sobie ze smakiem pysk. - Gorliwi wyznawcy waszego władcy, do tego ci którzy niczym nie zawinili w życiu też są niczego sobie, o albo jakiś niebianin. - Pogrążył się w swoich fantazjach o smakowitym posiłku, a kiedy się otrząsnął musiał dogonić Gregeviusa.
- Powiedz ty mi skrzydlaczu jedną małą rzecz. Czemu szczeniak, to znaczy wampir - rzucił z pogardą - ma się nie mieszać do walki, czemu niby miałoby się obecnie liczyć jego dobro? - zapytał przyglądając się aniołowi podejrzliwie. - Nie chodzi tu przecież o zawarty z nim pakt. Co się stało, że nagle zmieniłeś do niego nastawienie? - przekrzywił nieco na bok głowę i się poważnie zastanowił analizując swoje wspomnienia od momentu pojawienia się żniwiarza na balu. - Czyżbyś do niego coś czuł? - rzucił od niechcenia, a jego oczy zabłysły głodne odpowiedzi.
Kiedy znaleźli się już na miejscu demon nawet nie powiódł wzrokiem za przelatującym nad zgrają nieumarłych, niebianinem i z dziką przyjemnością wykrzywiającą jego czarny, kudłaty pysk, rzucił się do ataku na strzegące kaplicy bestie. Z początku biegał wokół niej przez jakiś czas, od razu wykańczając tych słabszych niemal jednym kłapnięciem szczęk, aby ściągnąć na siebie uwagę wszystkich kreatur. Po tym zachował bezpieczną odległość i przybrał swoją prawdziwą formę zaczynając ten makabryczny, zwiastujący śmierć potworom, balet i zapewniając skrzydlaczowi, że nikt nie będzie przeszkadzał w jego tańcu z czarnoksiężnikiem.
Nie trzeba było długo czekać, aż patrole wysłane przez nekromantę odnajdą w końcu czekającego bezczynnie wampira i małego blondyna. Chłopiec przeraził się na widok ghuli, a strach go sparaliżował. Aldaren dobył swojego miecza i przebił nim kilku najbliższych ożywieńców.
- Uciekaj na drzewo! - polecił, ale chłopiec ani drgnął.
Wampir zaklął szczerząc swoje zęby do potworów. Skupił się i znów zawładnął umysłem dzieciaka, co w obecnej sytuacji nie było bezpieczne, ani rozsądne, gdyż musiał poświęcić swoją uwagę jednocześnie nadchodzącym umarlakom i utrzymaniu zaklęcia dopóki z jego pomocą blondyn nie znajdzie się na drzewie. Zamachnął się przepoławiając na pół jednego z napastników, a zaraz krzyknął, czując jak tępe pazury rozdzierają jego skórę. To wystarczyło, żeby spokojny i przyjaźnie nastawiony krwiopijca wpadł w szał i zmienił się w okrutną maszynę do zabijania. W tym stanie jego oczy się całkowicie zmieniły. Nie tylko tęczówki zmieniły kolor. Zaszły krwistą czerwienią, a otaczające je białko stało się smoliście czarne. Teraz można było bez wahania ochrzcić Aldarena mianem potwora.
Szybko uporał się z zagrożeniem, ale słabł przez uciekającą z jego ran krew. Chłopiec widząc, że już jest względnie bezpiecznie, zszedł z drzewa i przywarł przerażony do skrzypka błagając go, aby stąd uciekać. Wampir położył dłoń na głowie małego blondyna, który chciał od niego uciec od razu jak tylko zobaczył jego oszalały, wciąż przerażający wyraz twarzy. Niestety było już na to za późno. Mężczyzna szarpnął malca za włosy i podniósł do góry bez żadnego trudu. Spanikowane dziecko wrzeszczało i szarpało się, ale jedynie sprawiało tym sobie jeszcze większy ból, a w niektórych miejscach po jego głowie zaczęła spływać krew z rozerwanej skóry i wyrywanych garściami włosów. Wszystko jednak skończyło się tak szybko jak się zaczęło. Wystarczyło jedno zatopienie kłów w delikatnej, bladej szyi i przebicie niemal na wylot tętnicy, żeby blondyn zaczął gasnąć w oczach, za to stan krwiopijcy się poprawiał. Rany natychmiast się zagoiły, a on zaczął odzyskiwać nad sobą panowanie, a wysuszone szczątki dziecka wyleciały mu z rąk. Załamany padł na kolana nie mogąc uwierzyć w to co zrobił.