Re: [Szlak Pomarańczowy] Kompanio, w stronę skarbu!(ciąg dal
: Nie Lip 16, 2017 7:11 pm
Nie ruszyła się z miejsca, kiedy tryton oddalał się od niej, aby zdobyć jakieś pożywienie, odprowadziła go jedynie przy tym wzrokiem z nadzieją, że nie odejdzie za daleko, co w jego przypadku zapewne skończyłoby się szybkim zgubieniem drogi powrotnej. Zastanawiała się czy w morzu także z taką łatwością potrafił zabłądzić i co było powodem jego braku orientacji w terenie. Oczywiście ona też nie miała niewiadomo jak dużego pojęcia o miejscach i miastach na kontynencie - znała jedynie te, w których sama kiedyś była i mniej więcej pamiętała gdzie się znajdują - ale jej nigdy nie przydarzyło się zgubić. Westchnęła ciężko i postanowiła w pierwszej kolejności kupić rybiemu przyjacielowi mapę. Nie byle jaki świstek pergaminu z planem miasta... Znaczy, to też, ale przede wszystkim taką przedstawiającą Alaranię z zaznaczonymi szlakami handlowymi. Przecież nie będzie go niańczyć w nieskończoność, prędzej czy później ich drogi się rozejdą, bo takie jest życie.
Przeciągnęła się i skrzywiła nieprzyjemnie przez to, że zdrętwiała. Zaskoczyło ją, iż pogrążona swoimi myślami straciła poczucie czasu i siedziała cały czas w jednej pozycji. Rozejrzała się po okolicy, ale wciąż nie było żadnych oznak Rubina, nawet jego zapach był już ledwo wyczuwalny w powietrzu. Chciała jednak zaufać towarzyszowi, że poradzi sobie z tym jakże trudnym zadaniem skombinowania jakiegoś jedzenia, a tym bardziej z tym, aby nie zgubił się po drodze, dlatego nie ruszyła się z miejsca i nie poszła go szukać. Spojrzała w niebo, bo zrobiło jej się chłodno. Nie spodobał się dziewczynie widok ciężkich, ołowianych obłoków zwiastujących burzę, albo co najmniej intensywne opady deszczu, co ją bardzo zirytowało. Przypomniała sobie też wtedy o wozie z jej rzeczami i zakuło ją w sercu na myśl, że mogłyby zmoknąć. Nie mogła na to pozwolić, więc wstała z miejsca i poszła do miejsca gdzie zostawiła transport wraz z koniem. Przynajmniej zabije jakoś czas, aż tryton z łaski swojej nie zechce się pojawić z powrotem z jakimś jedzonkiem.
Jak już zostało wspomniane, nie miała problemu ze znalezieniem wałacha i swoich rzeczy, gdyż niemalże wracała tą samą drogą, którą tu dotarła. Wymieniła się zdaniami z koniem, odpowiadając mu na jego pytanie na temat elfa, które podsumowała: "Jeszcze będzie mnie przepraszał na kolanach." Po tym siadła na kozła i poprowadziła zwierzęcego towarzysza do miejsca gdzie rozłączyła się z morskim mężczyzną. Rozpadało się nie na żarty, ale zmyślnej lisicy udało się uniknąć zmoknięcia, gdyż schowała się ze swoimi skrzyniami pod powozem, co nie uszło uwadze wałacha, który zaczął narzekać na niesprawiedliwość tego świata. Uspokoiła go swoją magią i zadowolona rozpaliła ognisko obok kiedy już przestało padać. Miała nadzieję, że mężczyzna za niedługo wróci i będzie mogła upiec sobie jedzonko.
Zaczęło się ściemniać i robić chłodno, a trytona ni widu, ni słychu. Yve była coraz bardziej głodna i poirytowana, zimno jej jedynie nie było, ponieważ podtrzymywała ogień szczelnie okryta swoim kocykiem, który zabrała wraz z ubraniami z karczmy, w której pracowała. Nudziło jej się i miała wielką ochotę wypatroszyć towarzysza jak makrelę, co utrudniała jego nieobecność. W końcu raczył się pojawić, ale ona nie miała już ochoty się na niego wydzierać zbyt głodna i zmęczona czekaniem, oraz walką, która miała miejsce kilka godzin temu. Podniosła na niego śpiące spojrzenie znad ogniska i ziewnęła, jeszcze bardzie się okrywając ciepłym materiałem i własnym ogonem.
- Najważniejsze, że nic ci nie jest i udało ci się nie zgubić. - Powiedziała bez żadnej złośliwości, nie miała po prostu na to siły, poza tym nie miała prawa mieć do niego pretensji, bo chciał dobrze i widać starał się chłopak, to ją nakłoniło do tego, żeby tym razem mu odpuścić. Poza tym przyniósł jedzenie, wiec nie powinna narzekać na długie czekanie. - Znikające ryby? Może to była jakaś iluzja? - Zastanowiła się nad tym i przyjrzała uważnie przyjacielowi, mrużąc oczy. - Takie coś nazywa się tęcza, powstaje w wyniku przebijania się promieni słońca przez krople deszczu. W słoneczny dzień, przy wodospadzie, lub fontannie też ją można zobaczyć jak spojrzy się pod odpowiednim kątem. - Wyjaśniła mu, choć domyślała się, że może tego nie ogarnąć, w końcu był prostym człowiekiem, a do tego facetem.
Wzięła od niego ryby i poszła je umyć w wodzie nim je wypatroszyła i zostawiła przy palenisku nabite na kije, a po tym przeczytała podaną karteczkę.
- To niedaleko, powinniśmy tam za niedługo być, najpóźniej za trzy dni. - Znów ziewnęła i przeniosła wzrok na piekące się ryby, znów okryta kocem, jej burczący brzuch nie mógł się już doczekać posiłku. - Idź się wpierw wykąpać, jesteś cały w błocie, inaczej nie dostaniesz jedzenia - mruknęła zerkając na niego z groźbą, że zje wszystko sama jeśli on nie umyje rąk. - I powiedz mi skarbie, skąd ty w ogóle masz mieszek i ten liścik. - Nie mogła dłużej czekać z zadaniem tego pytanie, coś tu wyraźnie śmierdziało i nie chodziło, o naturalny morski zapach trytona, przetykany męskim potem. Wyczuwała na nim nutkę krwi i magii, nie mogła wykluczyć, że to pozostałości niedawnej walki, ale wolała dla pewności przycisnąć mężczyznę w tym temacie.
Przeciągnęła się i skrzywiła nieprzyjemnie przez to, że zdrętwiała. Zaskoczyło ją, iż pogrążona swoimi myślami straciła poczucie czasu i siedziała cały czas w jednej pozycji. Rozejrzała się po okolicy, ale wciąż nie było żadnych oznak Rubina, nawet jego zapach był już ledwo wyczuwalny w powietrzu. Chciała jednak zaufać towarzyszowi, że poradzi sobie z tym jakże trudnym zadaniem skombinowania jakiegoś jedzenia, a tym bardziej z tym, aby nie zgubił się po drodze, dlatego nie ruszyła się z miejsca i nie poszła go szukać. Spojrzała w niebo, bo zrobiło jej się chłodno. Nie spodobał się dziewczynie widok ciężkich, ołowianych obłoków zwiastujących burzę, albo co najmniej intensywne opady deszczu, co ją bardzo zirytowało. Przypomniała sobie też wtedy o wozie z jej rzeczami i zakuło ją w sercu na myśl, że mogłyby zmoknąć. Nie mogła na to pozwolić, więc wstała z miejsca i poszła do miejsca gdzie zostawiła transport wraz z koniem. Przynajmniej zabije jakoś czas, aż tryton z łaski swojej nie zechce się pojawić z powrotem z jakimś jedzonkiem.
Jak już zostało wspomniane, nie miała problemu ze znalezieniem wałacha i swoich rzeczy, gdyż niemalże wracała tą samą drogą, którą tu dotarła. Wymieniła się zdaniami z koniem, odpowiadając mu na jego pytanie na temat elfa, które podsumowała: "Jeszcze będzie mnie przepraszał na kolanach." Po tym siadła na kozła i poprowadziła zwierzęcego towarzysza do miejsca gdzie rozłączyła się z morskim mężczyzną. Rozpadało się nie na żarty, ale zmyślnej lisicy udało się uniknąć zmoknięcia, gdyż schowała się ze swoimi skrzyniami pod powozem, co nie uszło uwadze wałacha, który zaczął narzekać na niesprawiedliwość tego świata. Uspokoiła go swoją magią i zadowolona rozpaliła ognisko obok kiedy już przestało padać. Miała nadzieję, że mężczyzna za niedługo wróci i będzie mogła upiec sobie jedzonko.
Zaczęło się ściemniać i robić chłodno, a trytona ni widu, ni słychu. Yve była coraz bardziej głodna i poirytowana, zimno jej jedynie nie było, ponieważ podtrzymywała ogień szczelnie okryta swoim kocykiem, który zabrała wraz z ubraniami z karczmy, w której pracowała. Nudziło jej się i miała wielką ochotę wypatroszyć towarzysza jak makrelę, co utrudniała jego nieobecność. W końcu raczył się pojawić, ale ona nie miała już ochoty się na niego wydzierać zbyt głodna i zmęczona czekaniem, oraz walką, która miała miejsce kilka godzin temu. Podniosła na niego śpiące spojrzenie znad ogniska i ziewnęła, jeszcze bardzie się okrywając ciepłym materiałem i własnym ogonem.
- Najważniejsze, że nic ci nie jest i udało ci się nie zgubić. - Powiedziała bez żadnej złośliwości, nie miała po prostu na to siły, poza tym nie miała prawa mieć do niego pretensji, bo chciał dobrze i widać starał się chłopak, to ją nakłoniło do tego, żeby tym razem mu odpuścić. Poza tym przyniósł jedzenie, wiec nie powinna narzekać na długie czekanie. - Znikające ryby? Może to była jakaś iluzja? - Zastanowiła się nad tym i przyjrzała uważnie przyjacielowi, mrużąc oczy. - Takie coś nazywa się tęcza, powstaje w wyniku przebijania się promieni słońca przez krople deszczu. W słoneczny dzień, przy wodospadzie, lub fontannie też ją można zobaczyć jak spojrzy się pod odpowiednim kątem. - Wyjaśniła mu, choć domyślała się, że może tego nie ogarnąć, w końcu był prostym człowiekiem, a do tego facetem.
Wzięła od niego ryby i poszła je umyć w wodzie nim je wypatroszyła i zostawiła przy palenisku nabite na kije, a po tym przeczytała podaną karteczkę.
- To niedaleko, powinniśmy tam za niedługo być, najpóźniej za trzy dni. - Znów ziewnęła i przeniosła wzrok na piekące się ryby, znów okryta kocem, jej burczący brzuch nie mógł się już doczekać posiłku. - Idź się wpierw wykąpać, jesteś cały w błocie, inaczej nie dostaniesz jedzenia - mruknęła zerkając na niego z groźbą, że zje wszystko sama jeśli on nie umyje rąk. - I powiedz mi skarbie, skąd ty w ogóle masz mieszek i ten liścik. - Nie mogła dłużej czekać z zadaniem tego pytanie, coś tu wyraźnie śmierdziało i nie chodziło, o naturalny morski zapach trytona, przetykany męskim potem. Wyczuwała na nim nutkę krwi i magii, nie mogła wykluczyć, że to pozostałości niedawnej walki, ale wolała dla pewności przycisnąć mężczyznę w tym temacie.