Ocean Jadeitów ⇒ [Statek]Polowanie
Shiru wzdrygnęła się i lekko zbladła, po czym skinęła w milczeniu głową i czym prędzej oddaliła się od najemnika. "Pech? Świetnie! Teraz wszystkie wypadki na tym statku będą moją winą... Nawigator pomyli się w nawigacji i wpłyniemy na mieliznę - spowodowała to kobieta na pokładzie! Rozszczelnią się beczki z pitną wodą - moja wina! Kuchcik się zatnie przy obieraniu - przyniosłam mu pecha! Kapitan uderzy się w palec - za burtę ze mną! Muszę się stąd wydostać. I to szybko." No cóż, szybkie zejście na ląd i tak mieściło się w jej wcześniejszych planach, na chwilę obecną postanowiła się zbytnio nie martwić przesądami załogi. Aczkolwiek sądziła, że pan E jest ponad to. W przeciwnym razie, czemu nie kazał jej od razu odlecieć z powrotem do Rubidii? Podchodząc już do rozłożonego na zwojach lin przy burcie Dakina wzruszyła lekko ramionami.
Bardziej ją martwiła ta dziwna mysz. Mogła być poważnie chora, ale wówczas gryf nawet nie próbowałby jej tknąć, co dopiero połykać. Mogła też najeść się jakiegoś magicznego paskudztwa i zmutować, a wobec tego nie należałoby jej raczej wypuszczać. Poczuwszy, że mały gryzoń się trzęsie, dziewczyna położyła trzymaną dotąd za ogon mysz na dłoni i przygładziwszy nieco jej mokre futerko spojrzała na nią w zamyśleniu, przeszukując pamięć pod kątem opowieści o gryzoniach i magicznych mutacjach małych zwierzątek. Nie znalazła nic przydatnego. Znowu wzruszając ramionami, rzuciła szybkie spojrzenie na najemnika. Nie wiedziała jak mężczyzna zareaguje jeśli Shiru zignoruje jego radę by wypuścić zwierzątko, ale mimo to owinęła gryzonia chusteczką i położyła stworzony w ten sposób tobołek obok Dakina.
- Pilnuj myszy - nakazała gryfowi. - Nie jedz jej i nie daj niczemu innemu jej zjeść - dodała, chociaż wątpiła, by to polecenie było konieczne. Po czym odwróciła się, zakasała rękawy i zaczęła oczyszczać pokład z zawartości żołądka podopiecznego.
Bardziej ją martwiła ta dziwna mysz. Mogła być poważnie chora, ale wówczas gryf nawet nie próbowałby jej tknąć, co dopiero połykać. Mogła też najeść się jakiegoś magicznego paskudztwa i zmutować, a wobec tego nie należałoby jej raczej wypuszczać. Poczuwszy, że mały gryzoń się trzęsie, dziewczyna położyła trzymaną dotąd za ogon mysz na dłoni i przygładziwszy nieco jej mokre futerko spojrzała na nią w zamyśleniu, przeszukując pamięć pod kątem opowieści o gryzoniach i magicznych mutacjach małych zwierzątek. Nie znalazła nic przydatnego. Znowu wzruszając ramionami, rzuciła szybkie spojrzenie na najemnika. Nie wiedziała jak mężczyzna zareaguje jeśli Shiru zignoruje jego radę by wypuścić zwierzątko, ale mimo to owinęła gryzonia chusteczką i położyła stworzony w ten sposób tobołek obok Dakina.
- Pilnuj myszy - nakazała gryfowi. - Nie jedz jej i nie daj niczemu innemu jej zjeść - dodała, chociaż wątpiła, by to polecenie było konieczne. Po czym odwróciła się, zakasała rękawy i zaczęła oczyszczać pokład z zawartości żołądka podopiecznego.
- Eskel
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek - Najemnik
- Profesje:
- Kontakt:
W czasie, w którym dziewczyna zajęta była wycieraniem pokładu z treści żołądkowej swojego pupila, Eskel zdążył trzykrotnie przejść po okręcie i sprawdzić jego stan. Jako ochroniarza, nie wynajęto go bez powodu. W świecie najemników uchodzi za sumiennego i uczciwego "pracownika", zawsze stawiającego na chłodną, często brutalną kalkulację, co wyróżniało go spośród najemnych i tępych rębajłów. Dlatego też kapitan i bosman, widząc jak pan E łaje kwatermistrza za zardzewiałe harpuny, nie pisnęli ani słowem i szybko powrócili do swoich spraw. Widać było im to na rękę. No... nie wszystkim.
Męki kwatermistrza, niskiego, otyłego marynarza w workowatych spodniach i białej bufiastej koszuli przerwał w końcu krótki dzwonek, po którym cała załoga zapełniła pokład beczkami i pustymi skrzyniami. Chwilę później wszystko przykryła brudna biel podartych i poplamionych obrusów, a majtkowie wyskakiwali spod pokładu niosąc posiłek. Okręt wypełniła muzyka grana na tarkach i dzwonku oraz gwarne rozmowy, podczas których marynarze śmiali się, grali w karty i rąbali się po pyskach. Dla pana E był to obraz dnia codziennego, gdy w sezonie bezrobotnym spędzał miesiące w tawernach i z ochotą brał w tym udział. Teraz też chętnie by dołączył, gdyby nie zobowiązujący kontrakt, zakazujący mu spuszczania kupca z oka. W tej sytuacji najemnik trącił śpiącą papugę, która ze skrzekiem zademonstrowała niezadowolenie, obrzucając pana kilkoma wyzwiskami, położył ją sobie na ramieniu i ruszył za młodym kupcem do kapitańskiej kajuty, gdzie czekał na niego posiłek.
Niestety nie trwało to zbyt długo. Już po pięciu minutach Pan E i Ys wrócili, upewniwszy się że podmiot zlecenia jest bezpieczny. Ten drugi od razu zaczął latać wokół statku, podczas gdy pierwszy, niosąc srebrną tacę ze smażonym kurczakiem, dwie karafki wina i pajdę czerstwego chleba udał się w stronę masztu i przysiadł pod nim, obracając się profilem do biesiadników.
- Daj! - zaskrzeczała po chwili papuga lądując obok twardego chleba.
- Masz ty stary byku - mruknął najemnik rzucając mu całą pajdę. - I żebyś zdechł.
- Żebyś zdechł - powtórzył ptak i wbił zakrzywiony dziób w suchar.
- Smacznego - powiedział Eskel, wykonując ukłon w stronę towarzysza, lecz ten był już zajęty posiłkiem. - A zapomniałbym, kapitan zaprasza do siebie na kolację. - Zwrócił się do Shiru, teatralnym gestem wskazując na wpół otwarte drzwi do jego kajuty. - Chyba, że nie przeszkadza pani towarzystwo najemnika.
Męki kwatermistrza, niskiego, otyłego marynarza w workowatych spodniach i białej bufiastej koszuli przerwał w końcu krótki dzwonek, po którym cała załoga zapełniła pokład beczkami i pustymi skrzyniami. Chwilę później wszystko przykryła brudna biel podartych i poplamionych obrusów, a majtkowie wyskakiwali spod pokładu niosąc posiłek. Okręt wypełniła muzyka grana na tarkach i dzwonku oraz gwarne rozmowy, podczas których marynarze śmiali się, grali w karty i rąbali się po pyskach. Dla pana E był to obraz dnia codziennego, gdy w sezonie bezrobotnym spędzał miesiące w tawernach i z ochotą brał w tym udział. Teraz też chętnie by dołączył, gdyby nie zobowiązujący kontrakt, zakazujący mu spuszczania kupca z oka. W tej sytuacji najemnik trącił śpiącą papugę, która ze skrzekiem zademonstrowała niezadowolenie, obrzucając pana kilkoma wyzwiskami, położył ją sobie na ramieniu i ruszył za młodym kupcem do kapitańskiej kajuty, gdzie czekał na niego posiłek.
Niestety nie trwało to zbyt długo. Już po pięciu minutach Pan E i Ys wrócili, upewniwszy się że podmiot zlecenia jest bezpieczny. Ten drugi od razu zaczął latać wokół statku, podczas gdy pierwszy, niosąc srebrną tacę ze smażonym kurczakiem, dwie karafki wina i pajdę czerstwego chleba udał się w stronę masztu i przysiadł pod nim, obracając się profilem do biesiadników.
- Daj! - zaskrzeczała po chwili papuga lądując obok twardego chleba.
- Masz ty stary byku - mruknął najemnik rzucając mu całą pajdę. - I żebyś zdechł.
- Żebyś zdechł - powtórzył ptak i wbił zakrzywiony dziób w suchar.
- Smacznego - powiedział Eskel, wykonując ukłon w stronę towarzysza, lecz ten był już zajęty posiłkiem. - A zapomniałbym, kapitan zaprasza do siebie na kolację. - Zwrócił się do Shiru, teatralnym gestem wskazując na wpół otwarte drzwi do jego kajuty. - Chyba, że nie przeszkadza pani towarzystwo najemnika.
Odgłosy zabawy, jak ludzie zwykli nazywać to barbarzyńskie zachowanie, przebudziły Darshesa z dość płytkiego i niespokojnego snu. Rozglądając się po zatłoczonym pokładzie, maie zastanawiał się, kiedy właściwie odpłynął i ile czasu spędził pogrążony we śnie. Ciepło słonecznych promieni, a także pozycja gorejącego dysku na nieboskłonie wskazywały, że była to pora obiadowa, co tłumaczyłoby roznoszący się w powietrzu zapach, od którego mysie kiszki zagrały wściekłego marsza. Zdecydowawszy, że sen byłby łatwiejszy w porze godowej minotaurów w ich własnym leżu, Darshes porzucił wszelkie nadzieje na zapadnięcie w kolejną drzemkę. Miast tego, postanowił udać się na "polowanie".
Wygrzebawszy się z kawałka materiału, którym owinięte było jego ciało, maie postąpił kilka niepewnych kroków naprzód tylko po to, by cudem uniknąć opadającej łapy gryfa. Przetoczywszy się na grzbiet, prychnął wściekle na olbrzymie stworzenie, myślowo żądając wyjaśnień. Wkrótce dowiedział się od niechętnie odpowiadającego stworzenia, iż kobieta o imieniu Shiru nakazała mu pilnować gryzonia. Świetnie! Tego tylko jeszcze potrzebował! Pierzasta niańka!
Szukając wzrokiem wśród tłumu swej dobrodziejki, maie chcąc nie chcąc począł przyglądać się załodze statku. Nie byli to ci sami ludzie, których obserwował zeszłego wieczoru. Było wśród nich znacznie mniej młodych osobników i żaden z nich nie nosił dziwnych obręczy na nogach. Atmosfera również wydawała się nieco żywsza, może nawet za bardzo jak na gusta Darshesa. Krótko podsumowując, nie był na tym samym statku, na którym znajdował się jego cel. A to stanowiło pewien dość istotny problem.
"Nie wiesz może coś o statku z trzema rubinowymi żaglami?" Od niechcenia zwrócił się bezpośrednio do gryfa, wykorzystując przy tym mentalne połączenie między nimi. "Stał w porcie zeszłego wieczoru."
Wygrzebawszy się z kawałka materiału, którym owinięte było jego ciało, maie postąpił kilka niepewnych kroków naprzód tylko po to, by cudem uniknąć opadającej łapy gryfa. Przetoczywszy się na grzbiet, prychnął wściekle na olbrzymie stworzenie, myślowo żądając wyjaśnień. Wkrótce dowiedział się od niechętnie odpowiadającego stworzenia, iż kobieta o imieniu Shiru nakazała mu pilnować gryzonia. Świetnie! Tego tylko jeszcze potrzebował! Pierzasta niańka!
Szukając wzrokiem wśród tłumu swej dobrodziejki, maie chcąc nie chcąc począł przyglądać się załodze statku. Nie byli to ci sami ludzie, których obserwował zeszłego wieczoru. Było wśród nich znacznie mniej młodych osobników i żaden z nich nie nosił dziwnych obręczy na nogach. Atmosfera również wydawała się nieco żywsza, może nawet za bardzo jak na gusta Darshesa. Krótko podsumowując, nie był na tym samym statku, na którym znajdował się jego cel. A to stanowiło pewien dość istotny problem.
"Nie wiesz może coś o statku z trzema rubinowymi żaglami?" Od niechcenia zwrócił się bezpośrednio do gryfa, wykorzystując przy tym mentalne połączenie między nimi. "Stał w porcie zeszłego wieczoru."
"Może wiem, może nie..." - odpowiedział niechętnie gryf, rozpaczliwie próbując dociec po co ludzie tworzyliby coś tak bezużytecznego jak statek z żaglami z drogich kamieni. - "W ciągu tych paru dni, kiedy mieszkaliśmy w Rubidii, przez port przewinęło się wiele statków..." - oczywiście nie dodał, że cały ten czas spędził poza miastem i dopiero dzisiejszego ranka złamał nakaz właścicielki przylatując do gospody w której wynajmowała pokój. - "Po co ci ta informacja?" - spytał nieufnie, po czym by zachęcić mysz do mówienia, dodał niemal wbrew swej woli: - "Shiru może coś wiedzieć. Z tego co wiem była wczoraj w porcie."
Ciekawiła go reakcja gryzonia na możliwość uzyskania informacji od dziewczyny. Jeśli mysz umie porozumiewać się z ludźmi wynikną z tego różne interesujące implikacje.
***
Znalazłszy się w kajucie kapitana, Shiru niezbyt wiedziała jak też powinna się zachowywać. Stanęła niepewnie pod ścianą nie oddalając się zbytnio od drzwi, na wypadek gdyby jednak postanowiła szybko się ulotnić. Wpatrując się we własne stopy z całego serca żałowała, że straciła tyle czasu w swojej kajucie na zmienienie ubrań i rozczesanie włosów. Trwało to całe pięć minut! Zmusiła kapitana do czekania. Na pewno go zdenerwowała. "Trzeba było odrzucić zaproszenie i zjeść na pokładzie... Poza tym, uraziłam uczucia pana E, teraz pewnie myśli że przeszkadza mi jedzenie z najemnikiem... Dlaczego ja tu w ogóle jestem? Nawet jeszcze nie widziałam Basila..." Wizja ucieczki wydawała się coraz bardziej atrakcyjna. Niestety, to mogłoby jeszcze bardziej obrazić kapitana. Shiru odetchnęła głęboko, decydując się stawić czoła jednemu problemowi naraz.
- Prze... przepraszam za spóźnienie - zdołała wydusić z siebie te parę słów, brzmiących niemal jak pisk. Nadal jednak nie miała odwagi spojrzeć na kapitana.
Ciekawiła go reakcja gryzonia na możliwość uzyskania informacji od dziewczyny. Jeśli mysz umie porozumiewać się z ludźmi wynikną z tego różne interesujące implikacje.
Znalazłszy się w kajucie kapitana, Shiru niezbyt wiedziała jak też powinna się zachowywać. Stanęła niepewnie pod ścianą nie oddalając się zbytnio od drzwi, na wypadek gdyby jednak postanowiła szybko się ulotnić. Wpatrując się we własne stopy z całego serca żałowała, że straciła tyle czasu w swojej kajucie na zmienienie ubrań i rozczesanie włosów. Trwało to całe pięć minut! Zmusiła kapitana do czekania. Na pewno go zdenerwowała. "Trzeba było odrzucić zaproszenie i zjeść na pokładzie... Poza tym, uraziłam uczucia pana E, teraz pewnie myśli że przeszkadza mi jedzenie z najemnikiem... Dlaczego ja tu w ogóle jestem? Nawet jeszcze nie widziałam Basila..." Wizja ucieczki wydawała się coraz bardziej atrakcyjna. Niestety, to mogłoby jeszcze bardziej obrazić kapitana. Shiru odetchnęła głęboko, decydując się stawić czoła jednemu problemowi naraz.
- Prze... przepraszam za spóźnienie - zdołała wydusić z siebie te parę słów, brzmiących niemal jak pisk. Nadal jednak nie miała odwagi spojrzeć na kapitana.
- Eskel
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek - Najemnik
- Profesje:
- Kontakt:
- Statek! - zawołał Ys, porzucając ostatnie kawałki czerstwego chleba i wdrapując się na maszt.
- Tak, Ys. Jesteśmy na statku - mruknął najemnik, przekręcając się na drugi bok.
Jak zawsze po posiłku, mężczyzna relaksował się na głównym maszcie, rozciągnięty leniwie na splecionych w hamak linach i popijając wino z ostatniej karafki. Siedzącemu wysoko na bocianim gnieździe bosmanowi nawet to odpowiadało. W każdej chwili mógł zamienić z nim słówko lub dwa, przez co nie było mu tak samotnie podczas warty.
- Niebo czyste? - zagaił pan E obserwatora, zerkając ukradkiem na bawiącą się w dole załogę.
Kątem oka dostrzegł, że jedzenie z prowizorycznych stołów zniknęło i zostało zastąpione baryłkami rumu i najróżniejszymi grami hazardowymi. Wśród nich Eskel momentalnie dostrzegł błyszczące na słońcu kości z zębów wieloryba i wyblakłe karty do gwinta i pokera. Bawili się wszyscy, nawet przesądny Bill, który postanowił przyjmować zakłady podczas pokładowego wyścigu żółwi.
- Czyste - odpowiedział bosman, a po chwili wskazał na drzwi kapitańskiej kajuty - Jak pan myśli, o czym dyskutują?
- Jeśli dziewczyna rozmawia z kapitanem - mruknął najemnik. - To zgaduję, że o rejsie i tak dalej. Jeśli z kupcem, to stawiam papugę, że chwali się pieniędzmi ojca i swoją reputacją.
Słusząc "papuga" Ys podleciał do swojego właściciela, usiadł mu na nadgarstku i dziabnął go w palec.
- Statek! - powtórzyło ptaszysko, trzepocząc skrzydłami.
- On ma rację - zawtórował bosman, wskazując na nikłą mgiełkę na horyzoncie i przytykając do oka lunetę. - Za duży na karawelę, za mały na galeona.
- Fregata?
- Może. Albo duży bryg. Tak czy siak chyba utknęli na mieliźnie.
- Bandera?
- Brak.
- Kolor żagli?
- Czerwień. Bordowy, albo rubinowy. Poinformować kapitana?
- Niezwłocznie - Eskel zerwał się na równe nogi, wydał krótkie polecenie papudze i wypuścił ją z rąk.
Zanim jednak on i bosman zeskoczyli na pokład, upewnił się, czy kolorowy koleżka leci w dobrą stronę.
- Tak, Ys. Jesteśmy na statku - mruknął najemnik, przekręcając się na drugi bok.
Jak zawsze po posiłku, mężczyzna relaksował się na głównym maszcie, rozciągnięty leniwie na splecionych w hamak linach i popijając wino z ostatniej karafki. Siedzącemu wysoko na bocianim gnieździe bosmanowi nawet to odpowiadało. W każdej chwili mógł zamienić z nim słówko lub dwa, przez co nie było mu tak samotnie podczas warty.
- Niebo czyste? - zagaił pan E obserwatora, zerkając ukradkiem na bawiącą się w dole załogę.
Kątem oka dostrzegł, że jedzenie z prowizorycznych stołów zniknęło i zostało zastąpione baryłkami rumu i najróżniejszymi grami hazardowymi. Wśród nich Eskel momentalnie dostrzegł błyszczące na słońcu kości z zębów wieloryba i wyblakłe karty do gwinta i pokera. Bawili się wszyscy, nawet przesądny Bill, który postanowił przyjmować zakłady podczas pokładowego wyścigu żółwi.
- Czyste - odpowiedział bosman, a po chwili wskazał na drzwi kapitańskiej kajuty - Jak pan myśli, o czym dyskutują?
- Jeśli dziewczyna rozmawia z kapitanem - mruknął najemnik. - To zgaduję, że o rejsie i tak dalej. Jeśli z kupcem, to stawiam papugę, że chwali się pieniędzmi ojca i swoją reputacją.
Słusząc "papuga" Ys podleciał do swojego właściciela, usiadł mu na nadgarstku i dziabnął go w palec.
- Statek! - powtórzyło ptaszysko, trzepocząc skrzydłami.
- On ma rację - zawtórował bosman, wskazując na nikłą mgiełkę na horyzoncie i przytykając do oka lunetę. - Za duży na karawelę, za mały na galeona.
- Fregata?
- Może. Albo duży bryg. Tak czy siak chyba utknęli na mieliźnie.
- Bandera?
- Brak.
- Kolor żagli?
- Czerwień. Bordowy, albo rubinowy. Poinformować kapitana?
- Niezwłocznie - Eskel zerwał się na równe nogi, wydał krótkie polecenie papudze i wypuścił ją z rąk.
Zanim jednak on i bosman zeskoczyli na pokład, upewnił się, czy kolorowy koleżka leci w dobrą stronę.
Mysz westchnęła głośno. Nie dość że pierzasta, to jeszcze nadto ciekawska ta jego opiekunka. Co w ogóle gryf miał zamiar zrobić z tą informacją? Bo przecież nie podzielić się nią ze swoim człowiekiem. Bardzo niewielu ludzi rozumiało zwierzęcą mowę, a zapewne jeszcze mniejsza ich gromada była zainteresowana plotkowaniem o innych zwierzętach. Nie mogąc znaleźć żadnego logicznego powodu, by nie uchylić bestii rąbka tajemnicy, maie odrzekł enigmatycznie:
"Szukam człowieka, który przebywał na owym statku. Przebyłem dość daleką drogę, by się z nim spotkać. Jednakże pech chciał, choć wstyd się do tego przyznać, że wczorajszego wieczoru straciłem przytomność, a dziś rano z zaskoczeniem obudziłem się na tej spróchniałej łajbie, walcząc o życie." nic co Darshes powiedział gryfowi nie było kłamstwem, a jedynie jednym wielkim niedopowiedzeniem. W końcu spotkanie kogoś wcale nie wyklucza zamordowania go, prawda? A fakt, że przez myślowe łącze, wraz ze słowami, często płynęły także uczucia, działało tylko na jego korzyść. Bo rozdrażnienie, które odczuwał na myśl że jego cel znów mu uciekł, mogło zostać dość mylnie zinterpretowane.
"Twój człowiek mógłby wiedzieć, co?" Darshes nigdy by nie powiedział, iż zwierzę należny do człowieka. W sformułowaniu rzekłby by raczej, że jest dokładnie odwrotnie. "Domyślam się, że nie mógłbyś porozmawiać z ową Shiru w moim imieniu? Wiesz, trochę nie przepadam za ludźmi, a i oni czasem dziwnie na mnie reagują..."
Gryf chyba chciał mu coś odrzec, ale ich rozmowę przerwał tupot butów o drewniany pokład. Spoglądając w stronę źródła hałasu, maie dostrzegł mężczyznę w mało marynarskim stroju, z rozległą blizną przecinającą policzek, który z niespokojną miną przemierzał okrętowy dek. Jak przez mgłę, przypomniał sobie, iż ów człowiek kazał się nazywać Panem E, a jeśli Darshes się nie mylił, facet był zaprawionym w boju wojownikiem.
"Chyba coś się wydarzyło." mruknął maie, raczej do siebie niż swego rozmówcy. Stwierdzając, że raczej niewiele dowie się z tak nisko usytuowanego miejsca, Darshes postanowił wdrapać się na wielką, skrzydlatą bestię, ku niezadowoleniu tego ostatniego. Starając się nie spaść, mruknął markotnie: "Przeżyjesz, twój człowiek waży znacznie więcej niż ja."
"Szukam człowieka, który przebywał na owym statku. Przebyłem dość daleką drogę, by się z nim spotkać. Jednakże pech chciał, choć wstyd się do tego przyznać, że wczorajszego wieczoru straciłem przytomność, a dziś rano z zaskoczeniem obudziłem się na tej spróchniałej łajbie, walcząc o życie." nic co Darshes powiedział gryfowi nie było kłamstwem, a jedynie jednym wielkim niedopowiedzeniem. W końcu spotkanie kogoś wcale nie wyklucza zamordowania go, prawda? A fakt, że przez myślowe łącze, wraz ze słowami, często płynęły także uczucia, działało tylko na jego korzyść. Bo rozdrażnienie, które odczuwał na myśl że jego cel znów mu uciekł, mogło zostać dość mylnie zinterpretowane.
"Twój człowiek mógłby wiedzieć, co?" Darshes nigdy by nie powiedział, iż zwierzę należny do człowieka. W sformułowaniu rzekłby by raczej, że jest dokładnie odwrotnie. "Domyślam się, że nie mógłbyś porozmawiać z ową Shiru w moim imieniu? Wiesz, trochę nie przepadam za ludźmi, a i oni czasem dziwnie na mnie reagują..."
Gryf chyba chciał mu coś odrzec, ale ich rozmowę przerwał tupot butów o drewniany pokład. Spoglądając w stronę źródła hałasu, maie dostrzegł mężczyznę w mało marynarskim stroju, z rozległą blizną przecinającą policzek, który z niespokojną miną przemierzał okrętowy dek. Jak przez mgłę, przypomniał sobie, iż ów człowiek kazał się nazywać Panem E, a jeśli Darshes się nie mylił, facet był zaprawionym w boju wojownikiem.
"Chyba coś się wydarzyło." mruknął maie, raczej do siebie niż swego rozmówcy. Stwierdzając, że raczej niewiele dowie się z tak nisko usytuowanego miejsca, Darshes postanowił wdrapać się na wielką, skrzydlatą bestię, ku niezadowoleniu tego ostatniego. Starając się nie spaść, mruknął markotnie: "Przeżyjesz, twój człowiek waży znacznie więcej niż ja."
- Eskel
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek - Najemnik
- Profesje:
- Kontakt:
- Statek z prawej burty - oznajmił pośpiesznie bosman, kiedy razem z panem E stanęli w drzwiach kapitańskiej kajuty.
Dowódca okrętu, unosząc czarne brwi znad pucharu wina, ukłonił się Shiru i kupcowi i pospiesznie chwycił za oparty o krzesło pałasz. Nim znalazł się przy drzwiach, poznał już wszystkie szczegóły - bosman mówił szybko, ale płynnie i wyraźnie, jakby miał prawdziwy talent do recytowania - łącznie z tym, że pierzasty towarzysz najemnika został wysłany na zwiad.
- A już zaczynałem się nudzić - mruknął z kpiącym uśmiechem pan E, lecz za nim wyszedł, upewnił się, że młody kupiec nie ruszy się stąd ani na krok.
- Zamknij się od środka i nie otwieraj póki któryś z nas nie wróci - powiedział, zdejmując ze ściany długą, drewnianą halabardę ze złotymi zdobieniami. Zważył ją w ręku i rzucił do rąk kupcowi. - Tym zarygluj drzwi.
Następnie sprawdził ułożenie miecza i ochraniacz na lewym ramieniu, przeczesał palcami włosy i ruszył za kapitanem, dziarskim energicznym krokiem.
- A pani? - wyjąkał kupiec, kiedy ucichły odgłosy kroków. Nie wiedząc jak utrzymać ciężką ozdobę, oparł ją chwilowo o stół i dopił wina dla uspokojenia nerwów. - Bo ja nie zamierzam wychodzić.
***
W międzyczasie pracująca na pokładzie drugiego statku załoga nie zorientowała się, że wysoko nad ich głowami przesiaduje niewielki, kolorowy ptak, lustrujący sytuację małymi, czarnymi oczkami. Mężczyźni byli zbyt zajęci próbą wciągnięcia kotwicy, która niechybnie zaklinowała się między dwiema rafami pod nimi. Pomijając oczywiście, że jedna trzecia kadłuba zaryła o dno, to i tak na nie wiele by dało. Statek był unieruchomiony.
Nagle jeden z nich, zaledwie szesnastoletni chłopak, pomywacz, oderwał wzrok od mętnej toni i zwrócił go ku białym żaglom na horyzoncie.
- Piarci! - krzyknął, za co dostał po głowie od najbliżej stojącego marynarza.
- Nie siej paniki - mruknął mężczyzna. Jego głowa była kompletnie łysa. - To kupcy. Może nam pomogą. Idź po kapitana...
Dowódca okrętu, unosząc czarne brwi znad pucharu wina, ukłonił się Shiru i kupcowi i pospiesznie chwycił za oparty o krzesło pałasz. Nim znalazł się przy drzwiach, poznał już wszystkie szczegóły - bosman mówił szybko, ale płynnie i wyraźnie, jakby miał prawdziwy talent do recytowania - łącznie z tym, że pierzasty towarzysz najemnika został wysłany na zwiad.
- A już zaczynałem się nudzić - mruknął z kpiącym uśmiechem pan E, lecz za nim wyszedł, upewnił się, że młody kupiec nie ruszy się stąd ani na krok.
- Zamknij się od środka i nie otwieraj póki któryś z nas nie wróci - powiedział, zdejmując ze ściany długą, drewnianą halabardę ze złotymi zdobieniami. Zważył ją w ręku i rzucił do rąk kupcowi. - Tym zarygluj drzwi.
Następnie sprawdził ułożenie miecza i ochraniacz na lewym ramieniu, przeczesał palcami włosy i ruszył za kapitanem, dziarskim energicznym krokiem.
- A pani? - wyjąkał kupiec, kiedy ucichły odgłosy kroków. Nie wiedząc jak utrzymać ciężką ozdobę, oparł ją chwilowo o stół i dopił wina dla uspokojenia nerwów. - Bo ja nie zamierzam wychodzić.
***
W międzyczasie pracująca na pokładzie drugiego statku załoga nie zorientowała się, że wysoko nad ich głowami przesiaduje niewielki, kolorowy ptak, lustrujący sytuację małymi, czarnymi oczkami. Mężczyźni byli zbyt zajęci próbą wciągnięcia kotwicy, która niechybnie zaklinowała się między dwiema rafami pod nimi. Pomijając oczywiście, że jedna trzecia kadłuba zaryła o dno, to i tak na nie wiele by dało. Statek był unieruchomiony.
Nagle jeden z nich, zaledwie szesnastoletni chłopak, pomywacz, oderwał wzrok od mętnej toni i zwrócił go ku białym żaglom na horyzoncie.
- Piarci! - krzyknął, za co dostał po głowie od najbliżej stojącego marynarza.
- Nie siej paniki - mruknął mężczyzna. Jego głowa była kompletnie łysa. - To kupcy. Może nam pomogą. Idź po kapitana...
Szybko skłoniwszy się kupcowi, Shiru bez zbędnych słów wybiegła z kapitańskiej kajuty, odruchowo pragnąc znaleźć się przy Dakinie. Słysząc za plecami odgłos ryglowania drzwi, długimi krokami, niemal susami, rzuciła się na pokład. Znalazłszy się tam zwolniła jednak, choć załoga uwijała się, nie wyglądało to na przygotowania do walki. Spokojnie więc podeszła najpierw do gryfa, by sprawdzić jak miewa się on i jego myszasty podopieczny.
Widok zdeprymowanego Dakina z myszą na głowie wywołał jej cichy chichot, w którym pobrzmiewały nutki złośliwości. Szybko jednak zdjęła gryzonia ze swojego skrzydlatego towarzysza, by zaoferować myszce garstkę kaszy podkradzionej z obiadu. Pogłaskawszy gryfa i pochwaliwszy go za dobrze wypełnione polecenie, ruszyła w kierunku kapitana i pana E, na którego ramieniu lądowała właśnie kolorowa papuga.
- Czy... wiadomo co się dzieje? - spytała nieśmiało, głaskając czubkami palców spokojnie spoczywającą w dłoni myszkę. - Ten statek... nie wygląda najlepiej...
Widok zdeprymowanego Dakina z myszą na głowie wywołał jej cichy chichot, w którym pobrzmiewały nutki złośliwości. Szybko jednak zdjęła gryzonia ze swojego skrzydlatego towarzysza, by zaoferować myszce garstkę kaszy podkradzionej z obiadu. Pogłaskawszy gryfa i pochwaliwszy go za dobrze wypełnione polecenie, ruszyła w kierunku kapitana i pana E, na którego ramieniu lądowała właśnie kolorowa papuga.
- Czy... wiadomo co się dzieje? - spytała nieśmiało, głaskając czubkami palców spokojnie spoczywającą w dłoni myszkę. - Ten statek... nie wygląda najlepiej...
Stwierdziwszy, że bycie głaskanym jest całkiem przyjemne, maie raz za razem pochłaniał kolejne ziarenka kaszy. Prawdę powiedziawszy, choć owa potrawa była całkowicie niesłona, niedogotowana i ogólnie bez smaku, to jednak idealnie nadawała się do zapchania pustego, mysiego brzuszka, który na jej widok odezwał się cichym i złowieszczym pomrukiem.
Tak więc z zapałem pochłaniając ostatnie już okruszyny, myszka przysłuchiwała się rozmowie i pokrótce rzuconym wyjaśnieniom. Obcy okręt był niespodziewanie dobrą nowiną. Przy odrobinie szczęścia, będzie to TEN statek i zaoszczędzi Darshesowi naprawdę wiele kłopotu. Nie wspominając już o tym, że na morzu łatwiej będzie zamaskować skrytobójczy atak. O wiele łatwiej, niż gdyby to miał zrobić w dzielnicy portowej. I wcale nie chodzi o to, że nie był pewny swoich zdolności. Miał po prostu bardzo złe przeczucia. Ja gdyby nieistniejący, mroźny wiatr raz za razem powiewał od strony wciąż niewidocznego jeszcze okrętu.
"Lepiej być przygotowanym..." naturianin mruknął sam do siebie, zamknąwszy oczy. Skupił swoje zmysły na otaczającej go magii. "Regeneracja... " Na ułamek sekundy, mysie futro otoczyła delikatna barachitowa aura, a ciało wypełniło magiczne ciepło. "Zwiększenie wydolności..." Kolejne lśnienie. "Wyostrzenie zmysłów..." I kolejne.
Widząc teraz, słysząc i czując znacznie więcej niż poprzednio, maie otworzywszy złote ślepia i stanąwszy na tylnych łapkach, spojrzał ponad okrętowy reling. Rubinowa czerwień żagli, choć wciąż niewiele większa od przypadkowego kleksa, dość ostro wyróżniała się na tle lazurowej głębi. Burta owego statku, tak jak i jego załoga wciąż były jeszcze niewidoczne, jednak Darshes nie miał żadnych wątpliwości. To był TEN statek! "Być może przeznaczenie czy szczęści naprawdę istnieją. Cóż... Żadna z tych rzeczy nie wydaje się być po twoje stronie, Lordzie Lethio Iriadel!"
Tak więc z zapałem pochłaniając ostatnie już okruszyny, myszka przysłuchiwała się rozmowie i pokrótce rzuconym wyjaśnieniom. Obcy okręt był niespodziewanie dobrą nowiną. Przy odrobinie szczęścia, będzie to TEN statek i zaoszczędzi Darshesowi naprawdę wiele kłopotu. Nie wspominając już o tym, że na morzu łatwiej będzie zamaskować skrytobójczy atak. O wiele łatwiej, niż gdyby to miał zrobić w dzielnicy portowej. I wcale nie chodzi o to, że nie był pewny swoich zdolności. Miał po prostu bardzo złe przeczucia. Ja gdyby nieistniejący, mroźny wiatr raz za razem powiewał od strony wciąż niewidocznego jeszcze okrętu.
"Lepiej być przygotowanym..." naturianin mruknął sam do siebie, zamknąwszy oczy. Skupił swoje zmysły na otaczającej go magii. "Regeneracja... " Na ułamek sekundy, mysie futro otoczyła delikatna barachitowa aura, a ciało wypełniło magiczne ciepło. "Zwiększenie wydolności..." Kolejne lśnienie. "Wyostrzenie zmysłów..." I kolejne.
Widząc teraz, słysząc i czując znacznie więcej niż poprzednio, maie otworzywszy złote ślepia i stanąwszy na tylnych łapkach, spojrzał ponad okrętowy reling. Rubinowa czerwień żagli, choć wciąż niewiele większa od przypadkowego kleksa, dość ostro wyróżniała się na tle lazurowej głębi. Burta owego statku, tak jak i jego załoga wciąż były jeszcze niewidoczne, jednak Darshes nie miał żadnych wątpliwości. To był TEN statek! "Być może przeznaczenie czy szczęści naprawdę istnieją. Cóż... Żadna z tych rzeczy nie wydaje się być po twoje stronie, Lordzie Lethio Iriadel!"
- Eskel
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek - Najemnik
- Profesje:
- Kontakt:
Statek. Kotwica. Dno - zrelacjonowała krótko papuga, lądując na swoim ulubionym miejscu. To jest na skórzanym ochraniaczu na barku najemnika. Następnie zatrzepotała skrzydłami, machnęła kilka razy nóżką i odwróciła łepek w stronę dziewczyny. W jej drobnych dłoniach momentalnie dostrzegła ziarna kaszy i zaczęła świdrować je łakomym wzrokiem swoich czarnych, jak paciorki oczu.
- Wygląda na to, że utknęli - wyjaśnił z przekąsem pan E, trącając palcem ptaka, by ten ani myślał rzucać się na jedzenie. Następnie wytarł spocone dłonie o spodnie i oparł się o reling, wdychając morskie powietrze.
- Mamy mniejsze zanużenie niż oni - wtrącił kapitan, stając obok z bosmanem i kilkoma innymi marynarzami. - Jeśli stoją na mieliźnie, ledwie ją poczujemy. Podpłyniemy i zrównamy się z nimi od zachodniej strony...
- Wpierw ukryjmy bestię - powiedział najemnik z uśmiechem, przez ramię obserwując zwierzę wielkości dwóch krów, wylegujące się właśnie na dębowych deskach. Jego właścicielka stała tuż obok, karmiąc małą myszkę - przyczynę kilku drobnych kłopotów.
- Pod pokład się nie zmieści - ocenił na szybko kapitan, zwracając się do Shiru. - Musimy go przykryć jakimś płótnem.
Wtedy pan E skinął głową w kierunku bosmana, który bez dodatkowej zachęty wskoczył na olinowanie i docząłgawszy się do masztu, odwiązał żagiel, który stojący na dole majtkowie z lekkim ociąganiem i strachem w oczach zaczęli przesuwać w stronę gryfa.
- Uspokój go na kilka minut - wyjaśnił najemnik i wbiegł na dziób, skąd zaczął nadawać sygnał flagowy dla obcej jednostki.
- Wygląda na to, że utknęli - wyjaśnił z przekąsem pan E, trącając palcem ptaka, by ten ani myślał rzucać się na jedzenie. Następnie wytarł spocone dłonie o spodnie i oparł się o reling, wdychając morskie powietrze.
- Mamy mniejsze zanużenie niż oni - wtrącił kapitan, stając obok z bosmanem i kilkoma innymi marynarzami. - Jeśli stoją na mieliźnie, ledwie ją poczujemy. Podpłyniemy i zrównamy się z nimi od zachodniej strony...
- Wpierw ukryjmy bestię - powiedział najemnik z uśmiechem, przez ramię obserwując zwierzę wielkości dwóch krów, wylegujące się właśnie na dębowych deskach. Jego właścicielka stała tuż obok, karmiąc małą myszkę - przyczynę kilku drobnych kłopotów.
- Pod pokład się nie zmieści - ocenił na szybko kapitan, zwracając się do Shiru. - Musimy go przykryć jakimś płótnem.
Wtedy pan E skinął głową w kierunku bosmana, który bez dodatkowej zachęty wskoczył na olinowanie i docząłgawszy się do masztu, odwiązał żagiel, który stojący na dole majtkowie z lekkim ociąganiem i strachem w oczach zaczęli przesuwać w stronę gryfa.
- Uspokój go na kilka minut - wyjaśnił najemnik i wbiegł na dziób, skąd zaczął nadawać sygnał flagowy dla obcej jednostki.
- Przecież jest spokojny - zaprotestowała nieśmiało Shiru, szybko jednak podbiegła do gryfa. Zdecydowanie nie podobał jej się pomysł by przykrywać go płótnem i wiedziała, że Dakin również nie zaaprobuje takiego rozwiązania. Wolną ręką objęła jego głowę, gładząc delikatnie potężny dziób zwierzęcia. W drugiej dłoni nadal trzymała mysz, która posiliwszy się, nagle się ożywiła.
Dziewczyna usiadła na pokładzie obok czarnego jak noc podopiecznego.
- Przykryjcie nas oboje, przypilnuję, by był spokojny - zawołała do marynarzy, którzy nie wyglądali na zbytnio pokrzepionych tym zapewnieniem. Nie zauważywszy jednak tego, dodała, marszcząc brwi. - Ale nie wytrzyma zbyt długo i zrzuci nakrycie najpóźniej po parunastu minutach, więc lepiej dobrze wykorzystajcie ten czas.
W tej chwili nakryło ją grube płótno, odcinając Shiru i gryfa od światła i głusząc docierające do nich dźwięki.
- Ciii, ciii... - szeptała uspokajająco do Dakina, kładąc rękę na jego grzbiecie, by zdenerwowany nie rozpostarł skrzydeł. "Chyba przesadziłam, dając im więcej niż dziesięć minut..." martwiła się. Od dawna podejrzewała, że jej ulubieniec ma klaustofobię, a obserwując w tej chwili jego nerwowe ruchy, coraz bardziej pragnęła usunąć przyczynę jego niepokoju. Nieważne jak na to patrzeć, ogromny, poruszający się gwałtownie i przykryty płótnem kształt wcale nie wygląda mniej podejrzanie od ogromnego, spokojnie leżącego na pokładzie gryfa. Nie wiedząc jednak co się dzieje na zewnątrz, nie chciała przerazić nikogo gwałtownym odrzuceniem żagla ze skrzydlatego drapieżnika. Pozostała więc skulona przy gryfie, szepcząc do niego uspokajająco.
Dziewczyna usiadła na pokładzie obok czarnego jak noc podopiecznego.
- Przykryjcie nas oboje, przypilnuję, by był spokojny - zawołała do marynarzy, którzy nie wyglądali na zbytnio pokrzepionych tym zapewnieniem. Nie zauważywszy jednak tego, dodała, marszcząc brwi. - Ale nie wytrzyma zbyt długo i zrzuci nakrycie najpóźniej po parunastu minutach, więc lepiej dobrze wykorzystajcie ten czas.
W tej chwili nakryło ją grube płótno, odcinając Shiru i gryfa od światła i głusząc docierające do nich dźwięki.
- Ciii, ciii... - szeptała uspokajająco do Dakina, kładąc rękę na jego grzbiecie, by zdenerwowany nie rozpostarł skrzydeł. "Chyba przesadziłam, dając im więcej niż dziesięć minut..." martwiła się. Od dawna podejrzewała, że jej ulubieniec ma klaustofobię, a obserwując w tej chwili jego nerwowe ruchy, coraz bardziej pragnęła usunąć przyczynę jego niepokoju. Nieważne jak na to patrzeć, ogromny, poruszający się gwałtownie i przykryty płótnem kształt wcale nie wygląda mniej podejrzanie od ogromnego, spokojnie leżącego na pokładzie gryfa. Nie wiedząc jednak co się dzieje na zewnątrz, nie chciała przerazić nikogo gwałtownym odrzuceniem żagla ze skrzydlatego drapieżnika. Pozostała więc skulona przy gryfie, szepcząc do niego uspokajająco.
- Eskel
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek - Najemnik
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy okręty się zrównały, załogi obu jednostek w mgnieniu oka znalazły się przy relingach. Zaczęła się chaotyczna wymiana zdań, zagłuszona przez błagalne prośby o pomoc i nawoływania. Kapitanowie próbowali nad tym zapanować, by nie doszło do niepotrzebnych zatargów i incydentów, a bosmani zaczęli przygotowywać trap do przyjęcia gości. W ruch poszły liny i haki, oba okręty zostały połączone drewnianym pomostem, po którym kapitan obcej jednostki przyszedł na spotkanie z naszym. Bez zbędnych słów udali się na mostek, gdzie rozpoczęli swoją długą konwersację.
W tym samym momencie Eskel siedział na dziobie i kręcąc na desce swoim mieczem, uważnie obserwował otoczenie. Widział jak część obcych marynarzy wspina się po olinowaniu i wyciągnąwszy swoje szyje, uważnie ich obserwowało. Niektórzy byli mniej dyskretni, to właśnie na nich spoczywała główna uwaga. Ich rozbiegany wzrok błądził od kordelasów do ich właścicieli, od skrzyń do bosmana, od kapitana do kapitana i w końcu od niego samego do ogromnej płachty zakrywającej coś dużego na pokładzie.
- Widzę, że utknęliście - skomentował najemnik, chcąc rozluźnić atmosferę. Kilku najbliższych marynarzy prychnęło ze śmiechu i na chwilę szmery wypełniły otoczenie. Niestety obca załoga nie wyglądała, skora do żartów. Powoli zaczęli wracać do swoich spraw, znaczy do tych sprzed ich przybycia: pogawędki, picie i nieudolne próby ruszenia kotwicy. Widząc, że nic nie wskóra, Pan E zaczął przechadzać się po pokładzie w towarzystwie bosmana, któremu cała sytuacja nie podpasowała.
W tym samym momencie Eskel siedział na dziobie i kręcąc na desce swoim mieczem, uważnie obserwował otoczenie. Widział jak część obcych marynarzy wspina się po olinowaniu i wyciągnąwszy swoje szyje, uważnie ich obserwowało. Niektórzy byli mniej dyskretni, to właśnie na nich spoczywała główna uwaga. Ich rozbiegany wzrok błądził od kordelasów do ich właścicieli, od skrzyń do bosmana, od kapitana do kapitana i w końcu od niego samego do ogromnej płachty zakrywającej coś dużego na pokładzie.
- Widzę, że utknęliście - skomentował najemnik, chcąc rozluźnić atmosferę. Kilku najbliższych marynarzy prychnęło ze śmiechu i na chwilę szmery wypełniły otoczenie. Niestety obca załoga nie wyglądała, skora do żartów. Powoli zaczęli wracać do swoich spraw, znaczy do tych sprzed ich przybycia: pogawędki, picie i nieudolne próby ruszenia kotwicy. Widząc, że nic nie wskóra, Pan E zaczął przechadzać się po pokładzie w towarzystwie bosmana, któremu cała sytuacja nie podpasowała.
Wykorzystując zamieszanie panujące na pokładzie, a także to, iż uwaga ludzkiej dziewczyny skupiona była teraz na uspokajaniu skrzydlatej bestii, maie szybko zeskoczył z dłoni dziewczyny i dał nura pomiędzy fałdy tkaniny. Niedługo później szary łebek wychylił się spod narzuty, a złote ślepia omiotły spojrzeniem okolicę, lustrując sytuację.
Na pokładzie panowała nieco nerwowa atmosfera. No, na obu pokładach. Marynarze obydwóch okrętów obrzucali się nawzajem bacznymi i nieufnymi spojrzeniami, nerwowo reagując na każdy gwałtowniejszy ruch nieznajomych. Tu i ówdzie można było zauważyć błysk metalu w popołudniowych promieniach słońca. To właśnie broń, choć wciąż jeszcze nie dobyta, najciężej zdawała się wpływać na atmosferę. Na dziobie okrętu, tajemniczy Pan E wywijał młyńce własnym ostrzem, jak na ironię próbując nawiązać rozmowę z nieufnymi żeglarzami. Tego zaś, co najbardziej interesowało maie, nie było nigdzie w zasięgu wzroku.
Zdając się na swój szósty zmysł, Darshes ruszył z miejsca, biegiem pokonując odległość dzielącą jego aktualne miejsce pobytu i nieodległy cień masztu. Ukrywszy się niemal pod samym drewnianym słupem, odczekał aż dwójka mężczyzn przejdzie tuż koło niego, a następnie dał susa w stronę drewnianego pomostu, łączącego oba pokłady. Rozproszona uwaga załogi pozwoliła niewielkiemu gryzoniowi bez przeszkód przedostać się na drugą stronę, nie wzbudzając chyba większych podejrzeń.
Jednakże w momencie, gdy szara łapka dotknęła pokładu obcej jednostki, głowa myszy eksplodowała bólem dostatecznie silnym, by pozbawić słabszą istotę świadomości. "Te deski niemal promieniują magią! Jakim cudem łyse małpy mogą stąpać po nich tak beztrosko i spokojnie?!" warknął myślowo, cofnąwszy się z powrotem po trapie. Nie miał zamiaru pakować się w cudze, a do tego jeszcze nieznane zaklęcia. Ostatnia taka impreza kosztowała go niemal życie, a popełnianie dwa razy tego samego błędu nie leżało w jego naturze. Pozostawało mu mieć tylko nadzieje, że dowódca ich okrętu będzie zwlekał z decyzją odpłynięcia dostatecznie długo, by Darshes zdążył wymyślić sposób przemknięcia się na dek drugiego statku, nie aktywując przy tym żadnych nieprzyjemnych formuł.
Na pokładzie panowała nieco nerwowa atmosfera. No, na obu pokładach. Marynarze obydwóch okrętów obrzucali się nawzajem bacznymi i nieufnymi spojrzeniami, nerwowo reagując na każdy gwałtowniejszy ruch nieznajomych. Tu i ówdzie można było zauważyć błysk metalu w popołudniowych promieniach słońca. To właśnie broń, choć wciąż jeszcze nie dobyta, najciężej zdawała się wpływać na atmosferę. Na dziobie okrętu, tajemniczy Pan E wywijał młyńce własnym ostrzem, jak na ironię próbując nawiązać rozmowę z nieufnymi żeglarzami. Tego zaś, co najbardziej interesowało maie, nie było nigdzie w zasięgu wzroku.
Zdając się na swój szósty zmysł, Darshes ruszył z miejsca, biegiem pokonując odległość dzielącą jego aktualne miejsce pobytu i nieodległy cień masztu. Ukrywszy się niemal pod samym drewnianym słupem, odczekał aż dwójka mężczyzn przejdzie tuż koło niego, a następnie dał susa w stronę drewnianego pomostu, łączącego oba pokłady. Rozproszona uwaga załogi pozwoliła niewielkiemu gryzoniowi bez przeszkód przedostać się na drugą stronę, nie wzbudzając chyba większych podejrzeń.
Jednakże w momencie, gdy szara łapka dotknęła pokładu obcej jednostki, głowa myszy eksplodowała bólem dostatecznie silnym, by pozbawić słabszą istotę świadomości. "Te deski niemal promieniują magią! Jakim cudem łyse małpy mogą stąpać po nich tak beztrosko i spokojnie?!" warknął myślowo, cofnąwszy się z powrotem po trapie. Nie miał zamiaru pakować się w cudze, a do tego jeszcze nieznane zaklęcia. Ostatnia taka impreza kosztowała go niemal życie, a popełnianie dwa razy tego samego błędu nie leżało w jego naturze. Pozostawało mu mieć tylko nadzieje, że dowódca ich okrętu będzie zwlekał z decyzją odpłynięcia dostatecznie długo, by Darshes zdążył wymyślić sposób przemknięcia się na dek drugiego statku, nie aktywując przy tym żadnych nieprzyjemnych formuł.
"Ile jeszcze?" - niecierpliwiła się Shiru. O ironio, właścicielka gryfa, mająca pilnować go i uspokajać, jako pierwsza uległa próbie czasu. Nie powinno to jednak nikogo zdziwić. Pod ciężkim przykryciem lnianego żagla było jej duszno, a panująca w tej ograniczonej przestrzeni cisza szarpała jej nerwy. W końcu Dakin na chwilę zastygł w bezruchu, lecz teraz z kolei dziewczyna poczęła wiercić się niespokojnie. Choć brak głośnych dźwięków powinien być dobrą wiadomością, oznaczało to, że nie wybuchła walka, Shiru wcale nie poczuła się pokrzepiona. W końcu nie wytrzymała, i zostawiwszy leżącego w tym momencie spokojnie gryfa, wypełzła ostrożnie spod tkaniny. Wystawiła głowę spod jej krawędzi jak myszka z norki...
"Hmm... Mysza znikła" - zauważyła w tej chwili. - "Mam nadzieję, że nie spowoduje więcej kłopotów..."
... i rozejrzała się po pokładzie. Nie działo się nic niezwykłego. Dobiegł ją szmer rozmów, szum morza... i dziwny dźwięk dobiegający z okolic jej stóp nadal znajdujących się pod żaglem. Z pewnością żadna mysz nigdy nie cofnęła się do nory tak szybko jak ona.
- Och, na bogów, Dakin! Przestraszyłeś mnie! - zaczęła strofować pupila nerwowym szeptem. Po czym nagle przerwała. - Czy ty... mruczysz?
Istotnie dźwięk ten w pewnym stopniu przypominał mruczenie, lecz brzmiało ono jak gdyby przepuszczone po drodze przez flet w pudle rezonansowym. Tak mruczałby kot z dziobem zamiast pyska. Czyli właśnie taka hybryda jak obecny tutaj gryf. Ale ten szczególny osobnik nie miał kociego zwyczaju, by mruczeć w chwilach rozleniwienia. Nie, on robił to akurat gdy planował jakiś szczególnie wredny psikus.
"Mam złe przeczucia, bardzo złe przeczucia..." - powtarzała sobie coraz bardziej przerażona dziewczyna, czując, że tkanina ich okrywająca unosi się powoli, tworząc jakby namiot oparty na rozłożonych skrzydłach Dakina. "Nie przeczę, świeże powietrze i większa mobilność były pożądane..." - pomyślała zrozpaczona, zaciskając mocno powieki i mając nadzieję że w ten sposób zniknie. - "Ale teraz chyba już wszyscy na nas patrzą..."
Otworzywszy oczy, stwierdziła, że jej rozpaczliwe próby nagłego zdobycia zdolności do teleportacji nie powiodły się. Nadal znajdowała się na pokładzie "Goniącego fale", a gryf nie wyglądał na skorego do zaprzestania psot. Dostrzegła natomiast buty pana E, z których wyglądem zdążyła się już całkiem nieźle zaznajomić. Na miękkich nogach, niemal zataczając się, ruszyła w jego stronę z nadzieją na ratunek. A jako że Dakin, mimo zadziornego charakteru, był niezwykle wierny swej pani, osobliwa konstrukcja ruszyła za Shiru, nadal osłaniając ją od wzroku obu załóg.
Zatrzymawszy się przed najemnikiem, obejmując się rękami i drżąc, dziewczyna wyszła spod "namiotu", lecz pod ciężarem spojrzeń osunęła się na kolana i z opuszczoną głową jęknęła:
- Pomocy...
"Hmm... Mysza znikła" - zauważyła w tej chwili. - "Mam nadzieję, że nie spowoduje więcej kłopotów..."
... i rozejrzała się po pokładzie. Nie działo się nic niezwykłego. Dobiegł ją szmer rozmów, szum morza... i dziwny dźwięk dobiegający z okolic jej stóp nadal znajdujących się pod żaglem. Z pewnością żadna mysz nigdy nie cofnęła się do nory tak szybko jak ona.
- Och, na bogów, Dakin! Przestraszyłeś mnie! - zaczęła strofować pupila nerwowym szeptem. Po czym nagle przerwała. - Czy ty... mruczysz?
Istotnie dźwięk ten w pewnym stopniu przypominał mruczenie, lecz brzmiało ono jak gdyby przepuszczone po drodze przez flet w pudle rezonansowym. Tak mruczałby kot z dziobem zamiast pyska. Czyli właśnie taka hybryda jak obecny tutaj gryf. Ale ten szczególny osobnik nie miał kociego zwyczaju, by mruczeć w chwilach rozleniwienia. Nie, on robił to akurat gdy planował jakiś szczególnie wredny psikus.
"Mam złe przeczucia, bardzo złe przeczucia..." - powtarzała sobie coraz bardziej przerażona dziewczyna, czując, że tkanina ich okrywająca unosi się powoli, tworząc jakby namiot oparty na rozłożonych skrzydłach Dakina. "Nie przeczę, świeże powietrze i większa mobilność były pożądane..." - pomyślała zrozpaczona, zaciskając mocno powieki i mając nadzieję że w ten sposób zniknie. - "Ale teraz chyba już wszyscy na nas patrzą..."
Otworzywszy oczy, stwierdziła, że jej rozpaczliwe próby nagłego zdobycia zdolności do teleportacji nie powiodły się. Nadal znajdowała się na pokładzie "Goniącego fale", a gryf nie wyglądał na skorego do zaprzestania psot. Dostrzegła natomiast buty pana E, z których wyglądem zdążyła się już całkiem nieźle zaznajomić. Na miękkich nogach, niemal zataczając się, ruszyła w jego stronę z nadzieją na ratunek. A jako że Dakin, mimo zadziornego charakteru, był niezwykle wierny swej pani, osobliwa konstrukcja ruszyła za Shiru, nadal osłaniając ją od wzroku obu załóg.
Zatrzymawszy się przed najemnikiem, obejmując się rękami i drżąc, dziewczyna wyszła spod "namiotu", lecz pod ciężarem spojrzeń osunęła się na kolana i z opuszczoną głową jęknęła:
- Pomocy...
- Eskel
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek - Najemnik
- Profesje:
- Kontakt:
Choć sam był zdziwiony takim obrotem spraw, najemnik nie poruszył się ani na chwilę. Stał i patrzył, jak gryf uniósł płachtę żagla i powoli ruszył na przechadzkę po pokładzie. Reszta załogi kupieckiego statku popatrzyła na siebie z nie mniejszą ciekawością, ale oni już zdążyli się przyzwyczaić do obecności bestii i jej właścicielki. Ci drudzy natomiast, podzielili się na dwie grupy. Pierwsza postąpiła krok w tył, wyciągając szyje, by cokolwiek zobaczyć. Druga krok do przodu, obnażając ostrza kordelasów, sztyletów i szabli. Na ich twarzach malowały się krzywe uśmiechy, ale w oczach błyskało niedowierzanie i zwątpienie. Dopiero gdy kształt znalazł się blisko najemnika, spod płachty wylazła Shiru, gnąc się w pół i opadając na kolana pod spojrzeniem obu załóg.
- Wstań - powiedział troskliwie pan E, podając jej rękę, drugą wciąż trzymając miecz. Nie widział powodu, dla którego dziewczyna miała klęczeć na deskach przed nim i całą załogą. Chyba nie mogła być aż tak wstydliwa.
Następnie obszedł ruszający się kształt dookoła, mruknąć coś niezrozumiałego pod nosem i szarpnął za płótno, odkrywając tym samym jego zawartość. Po mężczyznach z drugiego okrętu przeszły szmery i szepty, wszyscy jak jeden mąż, nawet ci z bronią w ręku, wycofali się pod przeciwległy reling. Najemnik natomiast, postępując krok do przodu, poklepał gryfa po pierzastej szyi i zwrócił się do Shiru.
- To nie był chyba najlepszy pomysł, przepraszam. - Sekundę później Eksel przyłożył palce do ust i zagwizdał.
Jego papuga zaskrzeczała i wskoczyła mu na ochraniacz.
- Ptak. Duży. - powiedziała i wbiła w gryfa swoje małe, czarne oczka.
- Wstań - powiedział troskliwie pan E, podając jej rękę, drugą wciąż trzymając miecz. Nie widział powodu, dla którego dziewczyna miała klęczeć na deskach przed nim i całą załogą. Chyba nie mogła być aż tak wstydliwa.
Następnie obszedł ruszający się kształt dookoła, mruknąć coś niezrozumiałego pod nosem i szarpnął za płótno, odkrywając tym samym jego zawartość. Po mężczyznach z drugiego okrętu przeszły szmery i szepty, wszyscy jak jeden mąż, nawet ci z bronią w ręku, wycofali się pod przeciwległy reling. Najemnik natomiast, postępując krok do przodu, poklepał gryfa po pierzastej szyi i zwrócił się do Shiru.
- To nie był chyba najlepszy pomysł, przepraszam. - Sekundę później Eksel przyłożył palce do ust i zagwizdał.
Jego papuga zaskrzeczała i wskoczyła mu na ochraniacz.
- Ptak. Duży. - powiedziała i wbiła w gryfa swoje małe, czarne oczka.
Speszona Shiru zerwała się na równe nogi, czym prędzej chowając się najpierw za najemnikiem, a po chwili pod opiekuńczo rozłożonym skrzydłem Dakina. Objęła gryfa za szyję, szukając wsparcia, i poczęła w duchu wznosić modły o ratunek z tej przerażającej ją sytuacji.
Wygląda na to, że ktoś potężny miał akurat dobry humor i zainteresował się błagalnymi jękami śmiertelniczki. W tymże momencie rozległ się głośny plusk i zaledwie parę sznurów od "Goniącego fale" na powierzchnię oceanu wynurzył się waleń niemal tak wielki jak oba okręty razem wzięte. Shiru zamarła oczarowana widokiem ogromnego zwierzęcia. Wtedy z wody wyprysnęły również ogromne macki, błyskawicznie oplatając wieloryba. Ten, oczywiście zaczął rzucać się rozpaczliwie, w bezowocnych próbach uwolnienia się z niechcianych objęć głowonoga.
- Dwunastomackownica... - wyszeptała nabożnie Shiru. Ileż to różnych historii słyszała o tym niemal legendarnym stworzeniu. Najprawdopodobniejsza, lecz zarazem najnudniejsza z nich mówiła o zaburzeniach magii, które kiedyś wystąpiły w okolicach Oceanu Jadeitów, powodując mutację zwykłej ośmiornicy, z której w efekcie końcowym powstał ten imponujący rozmiarami długowieczny potwór o dwunastu mackach zakończonych kościanymi grotami, polujący na rekiny, delfiny i inne duże morskie stworzenia. "W całej Alaranii istnieje tylko jedna dwunastomackownica, a ja właśnie mam ją przed oczyma..." - zachwycała się dziewczyna nadal uczepiona gryfa.
W tym momencie jednak do statków dotarły ogromne fale wytworzone przez walczące zwierzęta. "Goniący fale" zachwiał się gwałtownie, trap niefortunnie zakleszczony między burtami pękł z suchym trzaskiem, a jego resztki spadły do wody. W końcu po ostatnim, najsilniejszym spazmie wieloryb stracił siły i pogrążył się w głębinach razem z oplatającym go głowonogiem. Powstała w wyniku tego fala była najwyższa i przewaliła się przez pokład, zmiatając z niego wszelkie nieprzywiązane rzeczy oraz paru nieszczęśników, którzy do tej pory nie zdążyli się niczego złapać.
Dakin oczywiście nie miał ochoty na zimną kąpiel, więc w ostatniej chwili jednym ruchem potężnych skrzydeł wzbił się w powietrze, unosząc ze sobą nadal obejmującą jego szyję Shiru. Spanikowana dziewczyna już po paru chwilach rozluźniła uchwyt, opadając na deski pokładu z niemal sążnia wysokości. Ku własnemu zdziwieniu, wylądowała na nogach i zdołała się nie przewrócić. Nie świętowała jednak niespodziewanego osiągnięcia, lecz rozglądając się za jakimś kołem ratunkowym, krzyknęła:
- Człowiek za burtą!
Wygląda na to, że ktoś potężny miał akurat dobry humor i zainteresował się błagalnymi jękami śmiertelniczki. W tymże momencie rozległ się głośny plusk i zaledwie parę sznurów od "Goniącego fale" na powierzchnię oceanu wynurzył się waleń niemal tak wielki jak oba okręty razem wzięte. Shiru zamarła oczarowana widokiem ogromnego zwierzęcia. Wtedy z wody wyprysnęły również ogromne macki, błyskawicznie oplatając wieloryba. Ten, oczywiście zaczął rzucać się rozpaczliwie, w bezowocnych próbach uwolnienia się z niechcianych objęć głowonoga.
- Dwunastomackownica... - wyszeptała nabożnie Shiru. Ileż to różnych historii słyszała o tym niemal legendarnym stworzeniu. Najprawdopodobniejsza, lecz zarazem najnudniejsza z nich mówiła o zaburzeniach magii, które kiedyś wystąpiły w okolicach Oceanu Jadeitów, powodując mutację zwykłej ośmiornicy, z której w efekcie końcowym powstał ten imponujący rozmiarami długowieczny potwór o dwunastu mackach zakończonych kościanymi grotami, polujący na rekiny, delfiny i inne duże morskie stworzenia. "W całej Alaranii istnieje tylko jedna dwunastomackownica, a ja właśnie mam ją przed oczyma..." - zachwycała się dziewczyna nadal uczepiona gryfa.
W tym momencie jednak do statków dotarły ogromne fale wytworzone przez walczące zwierzęta. "Goniący fale" zachwiał się gwałtownie, trap niefortunnie zakleszczony między burtami pękł z suchym trzaskiem, a jego resztki spadły do wody. W końcu po ostatnim, najsilniejszym spazmie wieloryb stracił siły i pogrążył się w głębinach razem z oplatającym go głowonogiem. Powstała w wyniku tego fala była najwyższa i przewaliła się przez pokład, zmiatając z niego wszelkie nieprzywiązane rzeczy oraz paru nieszczęśników, którzy do tej pory nie zdążyli się niczego złapać.
Dakin oczywiście nie miał ochoty na zimną kąpiel, więc w ostatniej chwili jednym ruchem potężnych skrzydeł wzbił się w powietrze, unosząc ze sobą nadal obejmującą jego szyję Shiru. Spanikowana dziewczyna już po paru chwilach rozluźniła uchwyt, opadając na deski pokładu z niemal sążnia wysokości. Ku własnemu zdziwieniu, wylądowała na nogach i zdołała się nie przewrócić. Nie świętowała jednak niespodziewanego osiągnięcia, lecz rozglądając się za jakimś kołem ratunkowym, krzyknęła:
- Człowiek za burtą!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości