Fargoth ⇒ Dama w opałach
- Maia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Maia jeszcze jakiś czas temu powiedziałaby, że nie ma takiego śmiechu, który mógłby przerazić dorosłego człowieka. Teraz jednak zdecydowanie zweryfikowała swoją opinię i umilkła nagle, dochodząc do wniosku, że doprowadziła mężczyznę na granicę jego cierpliwości. Musiał być strasznie wrażliwy w takim razie, nie zrobiła przecież nic aż tak złego. Oj tam szyba, nawet nie wiedział, na ile szkód jeszcze ma zamiar go narazić. Musiała przyznać, że powoli zaczynał oblatywać ją strach, więc zamilkła w końcu, nie chcąc bardziej prowokować. Jednak poziom obelg, jakie padały w jej kierunku zawróciłyby w głowie normalnej osobie, a co dopiero takiej nie przyzwyczajonej zupełnie do ich wysłuchiwania.
- Wypraszam sobie – syknęła ze złością i w milczeniu już obserwowała, jak mężczyzna miota się po pokoju. Wyglądał jak zwierzę zamknięte w klatce, które ktoś ciągle trąca kijem. Gdy zdała sobie sprawę, że to ona jest tym kimś z kijem, było już za późno, by milczeniem zmazać swoje winy. Talen zdążył już dopaść do ekwipunku, a ona ze zgrozą zobaczyła w jego dłoniach linę i kawał materiału, szybko zdając sobie sprawę z tego, co zamierza.
- Ani mi się waż! Auć!
Krzyknęła, gdy brutalnie obrócił ją tyłem i wygiął ręce. Zacisnęła zęby z bólu, po czym usiłowała uciec głową, ale knebel jednak trafił na swoje miejsce w jej ustach. Zdołał zawiązać jej chustę z tyłu głowy na tyle mocno, by nawet szamotanina nie pomogła jej się jej pozbyć. Warknęła coś niezrozumiałego w jego stronę, zaciskając zęby na tkaninie w bezsilnej złości. Widząc, że Talen kieruje się w stronę łóżka i rozwala na nim, najwyraźniej szykując się do spania, znów krzyknęła, usiłując wypluć knebel. Niestety materiał na dobre tkwił między jej zębami, dusząc policzki i zupełnie uniemożliwiając mowę. Siedząc na tyłku, opierała się o jedną ze ścian w swoim kącie, kopiąc wkurzona drugą ścianę. Chyba nie zamierzał jej tak tu zostawić na całą noc? To są jakieś kpiny? Poczuła jak łza spływa jej po policzku i otarła ją ze złością w materiał bluzki na ramieniu. Rany na nadgarstkach paliły ją żywym ogniem, związane o wiele silniej niż podczas podróży tutaj, co czuła nawet mimo materiału. Kolejna słona kropla znaczyła jej buzię, wsiąkając w materiał chusty zanim została otarta. Maia uspokajała się powoli, nie mogąc zbyt dobrze oddychać przez knebel, musiała więc oszczędzać siły. Przestała już nawet wpatrywać się w Talena, licząc na to, że zmieni zdanie. Co za burak może spać na łóżku, podczas gdy związana i zakneblowana dziewczyna siedzi na podłodze. Odetchnęła głęboko nosem i odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i przymykając oczy. Da sobie radę. Przetrwa to. Musi.
- Wypraszam sobie – syknęła ze złością i w milczeniu już obserwowała, jak mężczyzna miota się po pokoju. Wyglądał jak zwierzę zamknięte w klatce, które ktoś ciągle trąca kijem. Gdy zdała sobie sprawę, że to ona jest tym kimś z kijem, było już za późno, by milczeniem zmazać swoje winy. Talen zdążył już dopaść do ekwipunku, a ona ze zgrozą zobaczyła w jego dłoniach linę i kawał materiału, szybko zdając sobie sprawę z tego, co zamierza.
- Ani mi się waż! Auć!
Krzyknęła, gdy brutalnie obrócił ją tyłem i wygiął ręce. Zacisnęła zęby z bólu, po czym usiłowała uciec głową, ale knebel jednak trafił na swoje miejsce w jej ustach. Zdołał zawiązać jej chustę z tyłu głowy na tyle mocno, by nawet szamotanina nie pomogła jej się jej pozbyć. Warknęła coś niezrozumiałego w jego stronę, zaciskając zęby na tkaninie w bezsilnej złości. Widząc, że Talen kieruje się w stronę łóżka i rozwala na nim, najwyraźniej szykując się do spania, znów krzyknęła, usiłując wypluć knebel. Niestety materiał na dobre tkwił między jej zębami, dusząc policzki i zupełnie uniemożliwiając mowę. Siedząc na tyłku, opierała się o jedną ze ścian w swoim kącie, kopiąc wkurzona drugą ścianę. Chyba nie zamierzał jej tak tu zostawić na całą noc? To są jakieś kpiny? Poczuła jak łza spływa jej po policzku i otarła ją ze złością w materiał bluzki na ramieniu. Rany na nadgarstkach paliły ją żywym ogniem, związane o wiele silniej niż podczas podróży tutaj, co czuła nawet mimo materiału. Kolejna słona kropla znaczyła jej buzię, wsiąkając w materiał chusty zanim została otarta. Maia uspokajała się powoli, nie mogąc zbyt dobrze oddychać przez knebel, musiała więc oszczędzać siły. Przestała już nawet wpatrywać się w Talena, licząc na to, że zmieni zdanie. Co za burak może spać na łóżku, podczas gdy związana i zakneblowana dziewczyna siedzi na podłodze. Odetchnęła głęboko nosem i odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i przymykając oczy. Da sobie radę. Przetrwa to. Musi.
- Talen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Najemnik , Ochroniarz , Rzemieślnik
- Kontakt:
Talen zamknął oczy. Musiał się uspokoić. Nie sądził, że trafi mu się taka paskudnie pyskata dziewucha. Z każdą minutą schodziła z niego złość. Ta dziewczyna doprowadziła go do skraju wytrzymałości. Nienawidził takich kobiet, wrednych. Nie chodziło mu o nieposłuszeństwo. W końcu każdy miał jakieś zdanie, jakieś poglądy, chęć bycia wolnym. Gdyby zachowywała się normalnie rozwiązałby ją, opatrzył rany, może nawet pozwolił spać na łóżku. Ale nie, musiała sprawiać problemy. Westchnął w duchu. Im dłużej leżał, tym bardziej miał ochotę rozwiązać ją i wywalić za drzwi. Ciekawe co by zrobiła. Sama, bez broni, bez pieniędzy, bez niczego na ulicy. Owszem odzyskałaby wolność, ale co z tego? Zaczął zastanawiać się nad tym, czy może lepiej byłoby kupić jeszcze jedną niewolnicę, ale wcześniej upewnić się, że będzie posłuszna. Leżał i leżał, jego oddech zaczął się uspokajać. W końcu usnął.
Spał jakąś godzinę. Kiedy się obudził za oknem zachodziło słońce. Było późne popołudnie. Podniósł się na łóżku i spojrzał na zachód słońca. Westchnął ciężko. Zastanawiając się co ma zrobić dalej z dziewuchą, która była najbardziej wrednym stworzeniem jakie spotkał, a spotkał w życiu wiele kobiet. Wstał i spojrzał na Maię skuloną w kącie. Poczuł, że rozdziera mu się serce. Nie powinien był jej tak traktować. Nie była zwierzęciem tylko ludzką istotą, która myśli i czuje. Wstał i podszedł do niej. Kiedy był blisko usiadł na podłodze i spojrzał na nią raz jeszcze.
- Przeszło ci? - zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi, w końcu miała zakneblowane usta.
- Posłuchaj mnie uważnie. Zdejmę ci knebel i rozwiążę, pod warunkiem, że przestaniesz się tak zachowywać. Inaczej następne tygodnie spędzisz związana i zakneblowana. Kiwnij jeśli zrozumiałaś.
Spał jakąś godzinę. Kiedy się obudził za oknem zachodziło słońce. Było późne popołudnie. Podniósł się na łóżku i spojrzał na zachód słońca. Westchnął ciężko. Zastanawiając się co ma zrobić dalej z dziewuchą, która była najbardziej wrednym stworzeniem jakie spotkał, a spotkał w życiu wiele kobiet. Wstał i spojrzał na Maię skuloną w kącie. Poczuł, że rozdziera mu się serce. Nie powinien był jej tak traktować. Nie była zwierzęciem tylko ludzką istotą, która myśli i czuje. Wstał i podszedł do niej. Kiedy był blisko usiadł na podłodze i spojrzał na nią raz jeszcze.
- Przeszło ci? - zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi, w końcu miała zakneblowane usta.
- Posłuchaj mnie uważnie. Zdejmę ci knebel i rozwiążę, pod warunkiem, że przestaniesz się tak zachowywać. Inaczej następne tygodnie spędzisz związana i zakneblowana. Kiwnij jeśli zrozumiałaś.
- Maia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Ona również zdążyła usnąć, jednak jej sen nie był tak spokojny. Śniła jej się matka, sina z wybałuszonymi oczami, która powiesiła się na skręconym prześcieradle, dyndając z upiornie przekrzywioną głową pod balkonem. Tak naprawdę nie widziała jej śmierci, jedynie o niej słyszała, lecz często w nocy widziała różne scenariusze tego, jak jej rodzicielka odebrała sobie życie. Nigdy nie były ze sobą blisko, ale Maia oddałaby za nią życie. A matka ją tak strasznie zdradziła. Tylko ktoś, kto nie ma szans nigdy więcej powrócić do domu wie, jaki to ból. Opuścić rodzinne strony z własnej woli i nigdy nie powrócić, to jedno. Ale stać na granicy własnego państwa ze świadomością, że nie jest się w stanie postawić tam stopy to co innego. Maią wstrząsały więc pojedyncze dreszcze, gdy umysł nękany był strasznymi obrazami z przeszłości.
Obudziło ją skrzypienie materaca. Podniosła głowę i rozejrzała się zdezorientowana. Przez chwilę nawet zapomniała gdzie się znajduje i co się z nią stało. Dopiero pulsujący ból nadgarstków i bolące od knebla usta uświadomiły jej w jak paskudnej sytuacji się znalazła. Zrezygnowana oparła znów głowę o ścianę za sobą i obserwowała, jak Talen wstaje i podchodzi do niej. Jej również nie chciało już się z nim walczyć. Początkowo obiecała sobie, że nie zrobi nic głupiego i podejmie próbę ucieczki dopiero wtedy, kiedy będzie miała na to realną szansę. Teraz zaprzepaściła swoją okazję na uśpienie jego czujności, gdyż po tej akcji na pewno jej nie zaufa.
Rozluźnione bezradnie ramiona opadły nieco, a łagodne spojrzenie brunetki prześlizgnęło się po twarzy Talena. Widziała, że gniew mu przeszedł i z pewnością nie chciała znów go denerwować. Kiwnęła posłusznie głową i nie ruszała się, gdy dość ostrożnie ściągał chustę z jej twarzy i rozwiązywał ręce. Oblizała spierzchnięte usta i z ulgą wyciągnęła przed siebie dłonie, spoglądając na nadgarstki, by ocenić skalę zniszczeń. Wyglądały paskudnie. Materiał był cały przesiąknięty krwią, która nie przestawała sączyć się z otwartych na nowo ran. Bolało jak diabli i Maia zacisnęła usta i dłonie jednocześnie, szukając sposobu na ukojenie. Wciąż była wycieńczona, a utrata krwi wcale jej nie pomagała. Nawet mimo uwolnienia nie wstała, tylko oparła się plecami o ścianę i zawiesiła spojrzenie na żółtych oczach Talena.
- Wypuść mnie – poprosiła wprost łagodnym tonem. – Widzę, że nie jesteś złym człowiekiem, więc nie skazuj mnie na taki los.
Ta prośba nie przyszła jej łatwo, mimo że nie była z natury dumna. Wiedziała po prostu jak niewielkie ma szanse na uwolnienie i żal jej było poniżać się, skoro nic na tym nie zyska. Chciała jednak móc powiedzieć, że próbowała wszystkiego, żeby się uwolnić, a tylko na to w tej chwili miała siłę. Przez myśl jej przeszło, że z pewnością w pewnym momencie dojdzie do walki, a ona na pewno jej nie wygra. W takim przypadku, jeśli wszystkie inne środki zawiodą, ale absolutnie wszystkie, to postara się o to, żeby tej walki nie przeżyć. Znała siebie i wiedziała, że niewoli nie zniesie. Trudno ją było złamać, a oni będą próbowali. Po co więc ma znosić więcej krzywd i upokorzeń skoro zakończenie być może będzie takie samo? Tymi myślami już się jednak z Talenem nie podzieliła.
Obudziło ją skrzypienie materaca. Podniosła głowę i rozejrzała się zdezorientowana. Przez chwilę nawet zapomniała gdzie się znajduje i co się z nią stało. Dopiero pulsujący ból nadgarstków i bolące od knebla usta uświadomiły jej w jak paskudnej sytuacji się znalazła. Zrezygnowana oparła znów głowę o ścianę za sobą i obserwowała, jak Talen wstaje i podchodzi do niej. Jej również nie chciało już się z nim walczyć. Początkowo obiecała sobie, że nie zrobi nic głupiego i podejmie próbę ucieczki dopiero wtedy, kiedy będzie miała na to realną szansę. Teraz zaprzepaściła swoją okazję na uśpienie jego czujności, gdyż po tej akcji na pewno jej nie zaufa.
Rozluźnione bezradnie ramiona opadły nieco, a łagodne spojrzenie brunetki prześlizgnęło się po twarzy Talena. Widziała, że gniew mu przeszedł i z pewnością nie chciała znów go denerwować. Kiwnęła posłusznie głową i nie ruszała się, gdy dość ostrożnie ściągał chustę z jej twarzy i rozwiązywał ręce. Oblizała spierzchnięte usta i z ulgą wyciągnęła przed siebie dłonie, spoglądając na nadgarstki, by ocenić skalę zniszczeń. Wyglądały paskudnie. Materiał był cały przesiąknięty krwią, która nie przestawała sączyć się z otwartych na nowo ran. Bolało jak diabli i Maia zacisnęła usta i dłonie jednocześnie, szukając sposobu na ukojenie. Wciąż była wycieńczona, a utrata krwi wcale jej nie pomagała. Nawet mimo uwolnienia nie wstała, tylko oparła się plecami o ścianę i zawiesiła spojrzenie na żółtych oczach Talena.
- Wypuść mnie – poprosiła wprost łagodnym tonem. – Widzę, że nie jesteś złym człowiekiem, więc nie skazuj mnie na taki los.
Ta prośba nie przyszła jej łatwo, mimo że nie była z natury dumna. Wiedziała po prostu jak niewielkie ma szanse na uwolnienie i żal jej było poniżać się, skoro nic na tym nie zyska. Chciała jednak móc powiedzieć, że próbowała wszystkiego, żeby się uwolnić, a tylko na to w tej chwili miała siłę. Przez myśl jej przeszło, że z pewnością w pewnym momencie dojdzie do walki, a ona na pewno jej nie wygra. W takim przypadku, jeśli wszystkie inne środki zawiodą, ale absolutnie wszystkie, to postara się o to, żeby tej walki nie przeżyć. Znała siebie i wiedziała, że niewoli nie zniesie. Trudno ją było złamać, a oni będą próbowali. Po co więc ma znosić więcej krzywd i upokorzeń skoro zakończenie być może będzie takie samo? Tymi myślami już się jednak z Talenem nie podzieliła.
- Talen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Najemnik , Ochroniarz , Rzemieślnik
- Kontakt:
Talen patrzył na dziewczynę z politowaniem. Teraz nie wyglądała już jak pyskata dziewucha, a raczej jak biedna, skulona zwierzyna. Ale co miał zrobić? Wypuścić ją? To nie wchodziło w grę. Dostał zlecenie i musiał je wykonać. Jeśli tego nie zrobi nie dość, że nie zarobi ruenów, to jeszcze je straci. Poza tym jego chlebodawca z pewnością nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw. Wysłałby pewnie za nim jakiś oprychów, którzy by go pobili. Nie miał ochoty dostawać w skórę za cokolwiek, a już tym bardziej za dziewczynę, której nie znał. Owszem, w środku nie był zły, ale nie powiedziałby też o sobie, że jest szczególnie dobry. Jego decyzję zależały od rożnych czynników. Patrząc tak na dziewczynę trochę żałował, że związał ją i zakneblował, ale jeszcze godzinę temu była zupełnie inna. Należało się jej, musiała dostać nauczkę.
- Nie mogę - odparł spokojnie, ale nie beznamiętnie.
- Jestem tylko najemnikiem, nikim więcej. Ja z tego żyję, tak zarabiam, po prostu. Jeśli cię nie dostarczę stracę pieniądze: i te które mi obiecano, i te które za ciebie zapłaciłem. A co zrobię bez pieniędzy? Świat się kręci wokół ruenów, nic na to nie poradzę. Myślisz, że nie wolałbym cię wypuścić? Że jest mi to wszystko na rękę? Cholera... Nie mam serca z kamienia, ale co mam zrobić? Szczerze, liczyłem, że to będzie proste zadanie, ale wcale mi tego nie ułatwiasz. Rozumiem. Nikt nie chce być więźniem, ale sytuacja jest taka, że każdy z nas nim jest. Ja jestem więźniem swojego zawodu, nie mogę cię wypuścić. Jedyne co mogę dla ciebie zrobić to traktować cię dobrze, o ile nie będziesz mi wykręcała numerów. Mogę cię opatrzyć, karmić, pozwolić spać w łóżku, ale nie mogę cię wypuścić.
- Nie mogę - odparł spokojnie, ale nie beznamiętnie.
- Jestem tylko najemnikiem, nikim więcej. Ja z tego żyję, tak zarabiam, po prostu. Jeśli cię nie dostarczę stracę pieniądze: i te które mi obiecano, i te które za ciebie zapłaciłem. A co zrobię bez pieniędzy? Świat się kręci wokół ruenów, nic na to nie poradzę. Myślisz, że nie wolałbym cię wypuścić? Że jest mi to wszystko na rękę? Cholera... Nie mam serca z kamienia, ale co mam zrobić? Szczerze, liczyłem, że to będzie proste zadanie, ale wcale mi tego nie ułatwiasz. Rozumiem. Nikt nie chce być więźniem, ale sytuacja jest taka, że każdy z nas nim jest. Ja jestem więźniem swojego zawodu, nie mogę cię wypuścić. Jedyne co mogę dla ciebie zrobić to traktować cię dobrze, o ile nie będziesz mi wykręcała numerów. Mogę cię opatrzyć, karmić, pozwolić spać w łóżku, ale nie mogę cię wypuścić.
- Maia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Odwróciła wzrok słysząc odmowę. Oczywiście dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewała, jednak i tak mocno podupadła na duchu. Słuchała go jednak, ale nie podobała jej się logika jego słów. Nie chciała, żeby to była dla niego praca, sposób na zdobycie chleba. Wówczas nie mogłaby pałać do niego nienawiścią, a tak było łatwiej. W momencie, w którym zgodzą się, że żadne z nich nie ma wpływu na jej sytuację, będzie jej jeszcze trudniej ją znieść. Na tą chwilę jednak miała zamiar przystać na jego warunki. Sama przed sobą potrafiła przyznać, że zachowała się głupio tak nadwyrężając jego cierpliwość. Okazał jej trochę sympatii a ona już myślała, że jest słaby. Nie był, i musiała o tym pamiętać, bo następnym razem może się skończyć gorzej niż jedynie z kneblem w ustach.
- Będę grzeczna – mruknęła z niezadowoleniem, zerkając znów na niego. Był przystojnym mężczyzną i do tego bardzo w jej typie, musiała to przyznać. Tym trudniej było go nie lubić, a taki miała zamiar. W końcu nazwał ją dziwką! Będzie powtarzać sobie to w głowie do znudzenia, byle tylko nie obdarzyć bruneta sympatią.
Żałowała, że została pojmana tak zupełnie bez niczego. Niby księżniczka, a kieszenie puste. Uciekając z zamku nie zabrała nawet biżuterii, czego teraz bardzo żałowała. Mogłaby spróbować go przekupić, skoro chodzi tylko o pieniądze. A może…
- Talen – zwróciła na siebie jego uwagę. – Jeśli twierdzisz, że chodzi tylko o pieniądze, sprzedaj moje sztylety, są bardzo cenne – zapewniła go poważnie. Były robione na zamówienie przez kogoś komu ufała, wiedziała więc, że nie została oszukana i to nie tylko dlatego, że była księżniczką.
- To dobra stal, zobacz, rękojeści może nie są specjalnie zdobione, ale to broń do walki, nie na pokaz, naprawdę są dużo warte.
Nie wiedziała ile ruenów miał za nią otrzymać mężczyzna, ani jak się do tego ma wartość jej broni. I tak krajało jej się serce na myśl o rozstaniu z ukochaną bronią, ale wolała stracić to niż wolność. Miała też nadzieję, że żółtooki nie wpadnie sam na to, że nawet jak ją odda to może sobie broń zachować i również sprzedać, mając wówczas podwójną korzyść. Ona nie miała zamiaru mu tego uświadamiać. Ale nawet jeśli przeszłoby mu to w końcu przez myśl, nic nie straci tą propozycją, a może wiele zyskać.
- Będę grzeczna – mruknęła z niezadowoleniem, zerkając znów na niego. Był przystojnym mężczyzną i do tego bardzo w jej typie, musiała to przyznać. Tym trudniej było go nie lubić, a taki miała zamiar. W końcu nazwał ją dziwką! Będzie powtarzać sobie to w głowie do znudzenia, byle tylko nie obdarzyć bruneta sympatią.
Żałowała, że została pojmana tak zupełnie bez niczego. Niby księżniczka, a kieszenie puste. Uciekając z zamku nie zabrała nawet biżuterii, czego teraz bardzo żałowała. Mogłaby spróbować go przekupić, skoro chodzi tylko o pieniądze. A może…
- Talen – zwróciła na siebie jego uwagę. – Jeśli twierdzisz, że chodzi tylko o pieniądze, sprzedaj moje sztylety, są bardzo cenne – zapewniła go poważnie. Były robione na zamówienie przez kogoś komu ufała, wiedziała więc, że nie została oszukana i to nie tylko dlatego, że była księżniczką.
- To dobra stal, zobacz, rękojeści może nie są specjalnie zdobione, ale to broń do walki, nie na pokaz, naprawdę są dużo warte.
Nie wiedziała ile ruenów miał za nią otrzymać mężczyzna, ani jak się do tego ma wartość jej broni. I tak krajało jej się serce na myśl o rozstaniu z ukochaną bronią, ale wolała stracić to niż wolność. Miała też nadzieję, że żółtooki nie wpadnie sam na to, że nawet jak ją odda to może sobie broń zachować i również sprzedać, mając wówczas podwójną korzyść. Ona nie miała zamiaru mu tego uświadamiać. Ale nawet jeśli przeszłoby mu to w końcu przez myśl, nic nie straci tą propozycją, a może wiele zyskać.
- Talen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Najemnik , Ochroniarz , Rzemieślnik
- Kontakt:
- Uwierz mi, sprzedanie twoich sztyletów nic nie da - powiedział prosto. Nie ciągnął jednak tego tematu. Wstał na moment i podszedł do lnianej torby, która leżała teraz gdzieś na boku. Wyciągnął z niej bandaże i duży słoiczek z gęstą, zieloną maścią. Potem wrócił do dziewczyny i tak ja przedtem usiadł naprzeciw niej krzyżując ze sobą nogi. Nie chciał robić nic na siłę.
- Daj mi ręce - poprosił łagodnym tonem. Naprawdę nie chciał jej więcej krzywdzić. Kiedy wyciągnęła do niego dłonie jeszcze się przybliżył i położył je sobie na nogach. Otworzył słoik z maścią, która pachniała intensywnie. Jej zapach przywodził panterołakowi na myśl kminek i miętę wodną.
- Podejrzewam, że będzie bolało - uprzedził. Wsadził palec do słoika z maścią i nabrał na niego sporo zielonej mazi, po czym delikatnie starał się wsmarować ją w rany dziewczyny. Syknęła z bólu i próbowała cofnąć rękę, ale przytrzymał ją, lekko, nienachalnie. Posmarował dokładnie wszystkie rany, a potem zabandażował jej nadgarstek. To samo zrobił z drugą ręką ciemnowłosej. Maść początkowo piekła, lecz po chwili zaczynała robić się chłodna i przyjemnie oddziaływać na ranę.
- Przyniosę ci kolację - oznajmił i wstał. Nie ufał jej, dlatego zostawił kule przy jej nodze. Póki co wolał się zabezpieczyć, jeszcze nawiałaby mu przez okno i narobiła problemów. Mógł zamknąć drzwi na klucz, ale bez kuli z pewnością wyskoczyłaby na dach i kombinowała jak tu zejść na dół.
Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Udał się na dół, do głównej sali gospody. Za szynkwasem stała młoda blondynka, najwyraźniej córka właścicieli. Tak się domyślał, bo była podobna do kobiety, która obsługiwała go wcześniej. Poprosił o chleb i zupę. Kiedy mu ją przyniesiono, zasiadł za stołem i zjadł. Owszem, musiała nakarmić dziewczynę, ale sam też był głodny. Nic jeszcze dziś nie jadł. Pochłonął więc cały talerz aromatycznej, gęstej i pełnej mięsa zupy. Potem wrócił do szynkwasu i wziął tez jedzenie dla Mai. Na talerzu miał chleb, ser, kiełbasę i pomidory. Duża porcja jak dla małej kobiety, ale Talen uznał, że warto. W końcu dziś już dostała za swoje. Zabierając ze sobą talerz wrócił do pokoju. Dał dziewczynie strawę i poczekał, aż zje. Na zewnątrz zaczynało robić się ciemno. Zapalił więc dwie duże świecie, które stały na parapecie okna.
- Powinnaś się przespać - stwierdził. Chwycił kulę, do której była przykuta i powiedział, że przeniesie ją na łóżko. Tak też zrobił. Oddał Mai swoje posłanie. Naprawdę nie był bez serca, wręcz przeciwnie, żal mu było dziewczyny, ale nie mógł dla niej zrobić nic więcej. Maia usnęła prawie natychmiast. Tymczasem Talen nie mógł spać wcale. Siedział na krześle przy oknie i wpatrywał się w widok za nim. Miasto zasypiało. Na ulicach nie było już gwarno. Ludzie wracali do swoich domów, a ci szukający uciechy udawali się do karczm i zamtuzów. Nim zdążył się spostrzec niebo zrobiło się granatowe i usiane srebrnymi kropkami. Gwiazdy migotały na firmamencie oznajmiając światu, że nadeszła noc.
Talen długo jeszcze gapił się w okno. W końcu jednak wstał, mimowolnie spojrzał na ciemnowłosą skuloną na łóżku. Powinien nadal traktować ją jak towar, ale jakoś nie potrafił. Wyciągnął ze swoich juków stary koc i przykrył dziewczynę. Sam rozłożył sobie na podłodze końską derkę i na niej się położył. Wcześniej zgasił świece. W pokoju zapanował mrok. Dłuższą chwilę leżał i rozmyślał, lecz w końcu i jego zmorzył sen.
Obudził się wcześnie rano. Maia jeszcze spała. Zszedł więc na dół i kupił im trochę jedzenia na drogę. Potem wrócił do pokoju i zapakował rzeczy. Zszedł jeszcze raz na dół i udał się do stajni. Osiodła konia i założył na niego juki, wyprowadził go przed karczmę i dopiero wtedy poszedł obudzić dziewczynę. Nie miał za bardzo pomysłu co zrobić z nią podczas jazdy. Najłatwiej było ją teraz związać, ale jej ręce były tak poszarpane i poranione, że nie chciał tego robić. Kula też nie wchodziła w grę, no bo jak miała jechać na koniu z kulą u nogi? Postanowił dać jej trochę wolności.
- Jeśli spróbujesz uciekać, dogonię cię - uprzedził. Wiedział, że tak by było, w postaci pantery dorwałby ją w mgnieniu oka niczym zwierzynę. Kiedy schodzili po schodach, trzymał ją za rękę. Wyglądali bardziej na parę niż na pana i jego niewolnicę. Może to i dobrze, lepiej było pozostawić po sobie dobre wrażenie. Dobrze, że kiedy ją przyprowadził nikt nie stał za szynkiem. Oczywiście w teorii mógł ją trzymać za nadgarstek i ciągnąć za sobą, ale już dość razy sprawił jej ból. Wyszli przed karczmę. Talen chwycił Maię w pasie i posadził na końskim grzbiecie. Sam usadowił się w siodle za nią.
- Naprawdę nie próbuj żadnych sztuczek - powiedział jeszcze nim ruszyli. W końcu jednak spiął konia i udali się w stronę bramy. Szybko wyjechali z miasta. Udawali się na południe jadąc spokojnym kłusem. Talen nie zamierzał forsować konia. Mieli czas i mogli jechać długo. Nie zatrzymywali się przez dobrych kilka godzin. Dopiero gdy słońce było w zenicie dotarli do ściany lasu. Ścieżka prowadziła ich dalej na południe, lecz teraz była kręta i wyboista. Jechali jeszcze godzinę, w końcu dotarli do miejsca, gdzie po ich lewej stronie płynął niewielki strumień.
- Tutaj odpoczniemy - rzekł.
- Daj mi ręce - poprosił łagodnym tonem. Naprawdę nie chciał jej więcej krzywdzić. Kiedy wyciągnęła do niego dłonie jeszcze się przybliżył i położył je sobie na nogach. Otworzył słoik z maścią, która pachniała intensywnie. Jej zapach przywodził panterołakowi na myśl kminek i miętę wodną.
- Podejrzewam, że będzie bolało - uprzedził. Wsadził palec do słoika z maścią i nabrał na niego sporo zielonej mazi, po czym delikatnie starał się wsmarować ją w rany dziewczyny. Syknęła z bólu i próbowała cofnąć rękę, ale przytrzymał ją, lekko, nienachalnie. Posmarował dokładnie wszystkie rany, a potem zabandażował jej nadgarstek. To samo zrobił z drugą ręką ciemnowłosej. Maść początkowo piekła, lecz po chwili zaczynała robić się chłodna i przyjemnie oddziaływać na ranę.
- Przyniosę ci kolację - oznajmił i wstał. Nie ufał jej, dlatego zostawił kule przy jej nodze. Póki co wolał się zabezpieczyć, jeszcze nawiałaby mu przez okno i narobiła problemów. Mógł zamknąć drzwi na klucz, ale bez kuli z pewnością wyskoczyłaby na dach i kombinowała jak tu zejść na dół.
Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Udał się na dół, do głównej sali gospody. Za szynkwasem stała młoda blondynka, najwyraźniej córka właścicieli. Tak się domyślał, bo była podobna do kobiety, która obsługiwała go wcześniej. Poprosił o chleb i zupę. Kiedy mu ją przyniesiono, zasiadł za stołem i zjadł. Owszem, musiała nakarmić dziewczynę, ale sam też był głodny. Nic jeszcze dziś nie jadł. Pochłonął więc cały talerz aromatycznej, gęstej i pełnej mięsa zupy. Potem wrócił do szynkwasu i wziął tez jedzenie dla Mai. Na talerzu miał chleb, ser, kiełbasę i pomidory. Duża porcja jak dla małej kobiety, ale Talen uznał, że warto. W końcu dziś już dostała za swoje. Zabierając ze sobą talerz wrócił do pokoju. Dał dziewczynie strawę i poczekał, aż zje. Na zewnątrz zaczynało robić się ciemno. Zapalił więc dwie duże świecie, które stały na parapecie okna.
- Powinnaś się przespać - stwierdził. Chwycił kulę, do której była przykuta i powiedział, że przeniesie ją na łóżko. Tak też zrobił. Oddał Mai swoje posłanie. Naprawdę nie był bez serca, wręcz przeciwnie, żal mu było dziewczyny, ale nie mógł dla niej zrobić nic więcej. Maia usnęła prawie natychmiast. Tymczasem Talen nie mógł spać wcale. Siedział na krześle przy oknie i wpatrywał się w widok za nim. Miasto zasypiało. Na ulicach nie było już gwarno. Ludzie wracali do swoich domów, a ci szukający uciechy udawali się do karczm i zamtuzów. Nim zdążył się spostrzec niebo zrobiło się granatowe i usiane srebrnymi kropkami. Gwiazdy migotały na firmamencie oznajmiając światu, że nadeszła noc.
Talen długo jeszcze gapił się w okno. W końcu jednak wstał, mimowolnie spojrzał na ciemnowłosą skuloną na łóżku. Powinien nadal traktować ją jak towar, ale jakoś nie potrafił. Wyciągnął ze swoich juków stary koc i przykrył dziewczynę. Sam rozłożył sobie na podłodze końską derkę i na niej się położył. Wcześniej zgasił świece. W pokoju zapanował mrok. Dłuższą chwilę leżał i rozmyślał, lecz w końcu i jego zmorzył sen.
Obudził się wcześnie rano. Maia jeszcze spała. Zszedł więc na dół i kupił im trochę jedzenia na drogę. Potem wrócił do pokoju i zapakował rzeczy. Zszedł jeszcze raz na dół i udał się do stajni. Osiodła konia i założył na niego juki, wyprowadził go przed karczmę i dopiero wtedy poszedł obudzić dziewczynę. Nie miał za bardzo pomysłu co zrobić z nią podczas jazdy. Najłatwiej było ją teraz związać, ale jej ręce były tak poszarpane i poranione, że nie chciał tego robić. Kula też nie wchodziła w grę, no bo jak miała jechać na koniu z kulą u nogi? Postanowił dać jej trochę wolności.
- Jeśli spróbujesz uciekać, dogonię cię - uprzedził. Wiedział, że tak by było, w postaci pantery dorwałby ją w mgnieniu oka niczym zwierzynę. Kiedy schodzili po schodach, trzymał ją za rękę. Wyglądali bardziej na parę niż na pana i jego niewolnicę. Może to i dobrze, lepiej było pozostawić po sobie dobre wrażenie. Dobrze, że kiedy ją przyprowadził nikt nie stał za szynkiem. Oczywiście w teorii mógł ją trzymać za nadgarstek i ciągnąć za sobą, ale już dość razy sprawił jej ból. Wyszli przed karczmę. Talen chwycił Maię w pasie i posadził na końskim grzbiecie. Sam usadowił się w siodle za nią.
- Naprawdę nie próbuj żadnych sztuczek - powiedział jeszcze nim ruszyli. W końcu jednak spiął konia i udali się w stronę bramy. Szybko wyjechali z miasta. Udawali się na południe jadąc spokojnym kłusem. Talen nie zamierzał forsować konia. Mieli czas i mogli jechać długo. Nie zatrzymywali się przez dobrych kilka godzin. Dopiero gdy słońce było w zenicie dotarli do ściany lasu. Ścieżka prowadziła ich dalej na południe, lecz teraz była kręta i wyboista. Jechali jeszcze godzinę, w końcu dotarli do miejsca, gdzie po ich lewej stronie płynął niewielki strumień.
- Tutaj odpoczniemy - rzekł.
- Maia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Gdy powiedział, że nawet sprzedaż sztyletów nie zapewni jej wolności, miała mieszane uczucia. Z jednej strony oczywiście zrobiłaby wszystko, żeby uniknąć przyszykowanego dla niej losu, jednak z drugiej – była naprawdę do swojej broni przywiązana. Jeśli kiedyś odzyska wolność, nie mając żadnych pieniędzy przy sobie tylko one mogą uratować jej życie. Skinęła więc jedynie głową w milczeniu, po czym z lekkim wahaniem podała mu dłonie. Obserwowała, jak ostrożnie się do niej zbliża, przygotowując do opatrzenia ran i doszła do wniosku, że takiej zmiennej natury pozazdrościłoby mu wiele kobiet. Syknęła nagle z bólu, usiłując wyszarpnąć dłonie, lecz przytrzymał je mocno. Przyglądała się maści o dziwnym zapachu i zacisnęła mocno usta, zastanawiając się, jak ma jej pomóc jeśli tak diablo mocno piecze! Po chwili jednak odetchnęła głębiej, gdy ból złagodniał, a ona poczuła na nadgarstkach przyjemny chłód, jakby ktoś przyłożył jej zimne kompresy. Spojrzała za nim, gdy wychodził, ale nie ruszyła się z miejsca. Nie łudziła się, że ma szansę na ucieczkę, przynajmniej w tej chwili, a nie chciała go zdenerwować. Skrzywiła się na tą myśl. Jeszcze trochę i sobie ją wychowa!
Podczas jego nieobecności wpadła w pewien trans, ukojona nieco ulgą w bólu. Zamyślona wpatrywała się po prostu w jeden punkt w ścianie naprzeciwko analizując pęknięcia w tynku. Otrząsnęła się dopiero, gdy otworzyły się drzwi, a zapach jedzenia dotarł do jej nozdrzy. Chociaż jadła stosunkowo niedawno, zorientowała się, że nadal jest głodna jak smok, więc z wdzięcznością odebrała miskę, zabierając się do jedzenia. Zwłaszcza soczyste pomidory smakowały jak ambrozja po tygodniach jedzenia suszonego solonego mięsa. Patrzyła jak zapala świece, a gdy skończyła jeść, skierowała się posłusznie w stronę łóżka, gdzie czekała już jej kula. Zaczęła się już nawet przyzwyczajać do ciągłego podzwaniania metalu przy każdym kroku.
- Dziękuję – powiedziała, siadając na posłaniu. Naprawdę doceniała, że oddał jej swoje miejsce do spania. Chociaż przyzwyczajona była do o wiele wyższego standardu (tutaj ciągle miała wrażenie, że zaraz wypełźnie skądś jakiś robal) to i tak wiedziała, że jej aktualny status uprawniał ją co najwyżej do spania na podłodze przy drzwiach. Dlatego nie dała mężczyźnie szansy na zmianę zdania i ułożyła się szybko do snu, który zmorzył ją niemal w chwili, w której przyłożyła głowę do poduszki.
Gdy się obudziła, Talen był już na nogach i podejrzewała, że to od jakiegoś już czasu. Gdy ściągał kulę u jej nogi spojrzała odruchowo w stronę drzwi, lecz on jakby wyczuwając jej myśli rzucił groźbę, którą wiedziała, że spełni, zdążyła już się tej lekcji nauczyć. Skinęła więc głową, zastanawiając się skąd u niej ta uległość i aż drgnęła zaskoczona, gdy złapał ją za rękę. Ostatnim mężczyzną, którego dłoń trzymała, był Thomas, królewski kowal. Myślała chwilę nad tym, co się z nim stało, gdy ona wyjechała i czy jeszcze go zobaczy. Nie darzyła go jakąś wielką miłością, lecz z pewnością nie był jej obojętny.
W międzyczasie zdążyli zejść na dół i przed karczmę, gdzie czekał już osiodłany koń. Maia z podziwem spojrzała na olbrzymiego ogiera. Na takim z pewnością by uciekła i Talen mógł sobie grozić, ale nie dogoniłby jej. Zaraz jednak poczuła jak mężczyzna łapie ją w pasie, jakby ważyła tyle co piórko i sadza ją na koniu, po czym sam zajmuje miejsce za nią. Nie wątpiła, że dla tak potężnego zwierzęcia niesienie na grzbiecie dwojga ludzi to żaden problem, jednak zmieszała się wyraźnie, gdy mężczyzna otoczył ją ramionami, by sięgnąć wodzy. Zadowolona, że nie widzi jej twarzy skinęła tylko głową, zdając sobie sprawę, że przytakiwanie mu weszło jej w nawyk.
Trzymała się przedniego łęku siodła, żałując, że nie może podróżować własnym wierzchowcem. Łatwo było jej jednak wyobrazić sobie chrapliwy śmiech Talena, gdyby to zaproponowała. Gdy w końcu zatrzymali się na postój, była dość zmęczona. Nigdy nie jechała z kimś w jednym siodle i widziała teraz jakie to niewygodne, nawet jeśli ma się za sobą tak fajnie umięśnionego faceta. Wróć! Zły umysł, niedobry! Nie lubimy go! Kupił nas na targu i zamierza oddać komuś w niewolę. Zapamiętać!
Sprawnie zeskoczyła z konia i podeszła do jego wielkiego łba, gładząc go po nim zabandażowaną dłonią. Przyłożyła twarz do chrap zwierzęcia, z przyjemnością wdychając znajomy zapach. To takie drobne przyjemności trzymały ją w kupie i była tego świadoma. Obawiała się momentu, kiedy pęknie, a wiedziała, że w końcu to się stanie. Przymknęła więc oczy, starając się uspokoić i zapomnieć na chwilę o własnym losie.
Podczas jego nieobecności wpadła w pewien trans, ukojona nieco ulgą w bólu. Zamyślona wpatrywała się po prostu w jeden punkt w ścianie naprzeciwko analizując pęknięcia w tynku. Otrząsnęła się dopiero, gdy otworzyły się drzwi, a zapach jedzenia dotarł do jej nozdrzy. Chociaż jadła stosunkowo niedawno, zorientowała się, że nadal jest głodna jak smok, więc z wdzięcznością odebrała miskę, zabierając się do jedzenia. Zwłaszcza soczyste pomidory smakowały jak ambrozja po tygodniach jedzenia suszonego solonego mięsa. Patrzyła jak zapala świece, a gdy skończyła jeść, skierowała się posłusznie w stronę łóżka, gdzie czekała już jej kula. Zaczęła się już nawet przyzwyczajać do ciągłego podzwaniania metalu przy każdym kroku.
- Dziękuję – powiedziała, siadając na posłaniu. Naprawdę doceniała, że oddał jej swoje miejsce do spania. Chociaż przyzwyczajona była do o wiele wyższego standardu (tutaj ciągle miała wrażenie, że zaraz wypełźnie skądś jakiś robal) to i tak wiedziała, że jej aktualny status uprawniał ją co najwyżej do spania na podłodze przy drzwiach. Dlatego nie dała mężczyźnie szansy na zmianę zdania i ułożyła się szybko do snu, który zmorzył ją niemal w chwili, w której przyłożyła głowę do poduszki.
Gdy się obudziła, Talen był już na nogach i podejrzewała, że to od jakiegoś już czasu. Gdy ściągał kulę u jej nogi spojrzała odruchowo w stronę drzwi, lecz on jakby wyczuwając jej myśli rzucił groźbę, którą wiedziała, że spełni, zdążyła już się tej lekcji nauczyć. Skinęła więc głową, zastanawiając się skąd u niej ta uległość i aż drgnęła zaskoczona, gdy złapał ją za rękę. Ostatnim mężczyzną, którego dłoń trzymała, był Thomas, królewski kowal. Myślała chwilę nad tym, co się z nim stało, gdy ona wyjechała i czy jeszcze go zobaczy. Nie darzyła go jakąś wielką miłością, lecz z pewnością nie był jej obojętny.
W międzyczasie zdążyli zejść na dół i przed karczmę, gdzie czekał już osiodłany koń. Maia z podziwem spojrzała na olbrzymiego ogiera. Na takim z pewnością by uciekła i Talen mógł sobie grozić, ale nie dogoniłby jej. Zaraz jednak poczuła jak mężczyzna łapie ją w pasie, jakby ważyła tyle co piórko i sadza ją na koniu, po czym sam zajmuje miejsce za nią. Nie wątpiła, że dla tak potężnego zwierzęcia niesienie na grzbiecie dwojga ludzi to żaden problem, jednak zmieszała się wyraźnie, gdy mężczyzna otoczył ją ramionami, by sięgnąć wodzy. Zadowolona, że nie widzi jej twarzy skinęła tylko głową, zdając sobie sprawę, że przytakiwanie mu weszło jej w nawyk.
Trzymała się przedniego łęku siodła, żałując, że nie może podróżować własnym wierzchowcem. Łatwo było jej jednak wyobrazić sobie chrapliwy śmiech Talena, gdyby to zaproponowała. Gdy w końcu zatrzymali się na postój, była dość zmęczona. Nigdy nie jechała z kimś w jednym siodle i widziała teraz jakie to niewygodne, nawet jeśli ma się za sobą tak fajnie umięśnionego faceta. Wróć! Zły umysł, niedobry! Nie lubimy go! Kupił nas na targu i zamierza oddać komuś w niewolę. Zapamiętać!
Sprawnie zeskoczyła z konia i podeszła do jego wielkiego łba, gładząc go po nim zabandażowaną dłonią. Przyłożyła twarz do chrap zwierzęcia, z przyjemnością wdychając znajomy zapach. To takie drobne przyjemności trzymały ją w kupie i była tego świadoma. Obawiała się momentu, kiedy pęknie, a wiedziała, że w końcu to się stanie. Przymknęła więc oczy, starając się uspokoić i zapomnieć na chwilę o własnym losie.
- Talen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Najemnik , Ochroniarz , Rzemieślnik
- Kontakt:
Pierwsze co zrobił Talen po zejściu z konia, to zaczął grzebać w jukach. Szybko znalazł to, czego potrzebował, a mianowicie kawał szmatki i kulę. Co jak co, dziewczyna nie wydawała mu się teraz groźna, ale z pewnością jeśli dałby jej szansę, zwiałaby gdzie pieprz rośnie. Może i nie znała okolicy, ale lepiej umrzeć z głodu w lesie niż w niewoli z pełnym żołądkiem. Cóż... gdyby to jego dotyczyło to zapewne by tak wolał, podejrzewał, że ta dziewczyna też. Przez chwilę przyglądał się jej jak głaszcze konia po pysku. Wyglądała teraz tak niewinnie i wdzięcznie. Niestety jednak pamiętał jak wybiła szybę w karczmie i groziła mu szkłem. Otrząsnął się z zamyślenia i poszedł do dziewczyny.
- Czas przywitać się ze znajomą - zażartował lekko sarkastycznie i przykucnął. Owinął kostkę Mai materiałem i zapiął na nim obręcz od kuli, tak jak wcześniej po zamknięciu kłódki, kluczyk zawiązał na rzemieniu i zawiesił na szyi.
- Chciałbym móc ci tego nie zakładać... - rzucił pod nosem, nie wiedział jednak, czy dziewczyna to słyszy, czy nie. Wrócił do konia i zaczął od rozsiodłania go. Zdjął wszystkie rzeczy z rumaka i położył je daleko od ciemnowłosej. Z kulą praktycznie nie mogła się ruszać, więc należało położyć daleko od niej pakunki, by nie dobrała się do broni, która była tam schowana.
- Niestety, ale muszę ci go zabrać - powiedział ponownie wracając do konia.
- Musi się napić - wyjaśnił i chwycił rumaka za lejce, po czym zaczął prowadzić go w stronę strumienia. Tam wierzchowiec schylił się i zaczął łapczywie pić wodę.
- Rozpalę ognisko - wyjaśnił podchodząc do dziewczyny. Ze sterty rzeczy, które mieli ze sobą zabrał derkę, która ściągnął z konia, podszedł do Mai i rozłożył ją obok niej.
- Połóż się, albo usiądź, odpocznij - rzekł z troską jakiej do tej pory nie można było u niego uświadczyć.
- Ach - przypomniał coś sobie nagle. - I mam coś dla ciebie, tylko nie pytaj skąd. - Znów wrócił do pakunków i zaczął w nich grzebać. Szukał i szukał, a w końcu znalazł. W dłoni trzymał właśnie piękną, rzeźbioną szczotkę do włosów. On sam jej nie używał. Zostawiła mu ją niedawno pewna dama, rzecz jasna przez przypadek. Mógł ją zostawić, ale uznał, że taka szczotka może być coś warta, zamierzał ją sprzedać, bo sam włosy rozczesywał palcami, a kiedy robiły się kołtuny po prostu rozcinał je nożem. Tak czy inaczej miał ją i pomyślał, że skoro już wiezie ze sobą kobietę, to może szczotka się jej przyda. Z tego co zauważył w swoim długim życiu, kobietą chyba czesanie włosów sprawiała jakąś dziwną przyjemność.
- Proszę - rzekł podając jej szczotkę. W zamian nie oczekiwał niczego, nawet dziękuję, więc po prostu odwrócił się i udał do lasu po chrust na ognisko. Zniknął w gęstwinie bardzo szybko. Nie było go dłuższą chwilę, w końcu wrócił z naręczem gałęzi. Rzucił je na ziemię, a z juków wyjął małą łopatkę. Wykopał niewielki dołek i na środku ustawił stos z gałęzi, do wewnątrz stosu wsadził trochę suchej trawy, żeby łatwiej rozniecić ogień. Niedługo potem ognisko buzowało, a nad nim na prowizorycznym ruszcie wisiał kociołek. W środku, w wodzie, było suszone warzywa i mięso, wszystko miało się zagotować i w ten sposób mieli zjeść porządną, sycącą zupę.
- Czas przywitać się ze znajomą - zażartował lekko sarkastycznie i przykucnął. Owinął kostkę Mai materiałem i zapiął na nim obręcz od kuli, tak jak wcześniej po zamknięciu kłódki, kluczyk zawiązał na rzemieniu i zawiesił na szyi.
- Chciałbym móc ci tego nie zakładać... - rzucił pod nosem, nie wiedział jednak, czy dziewczyna to słyszy, czy nie. Wrócił do konia i zaczął od rozsiodłania go. Zdjął wszystkie rzeczy z rumaka i położył je daleko od ciemnowłosej. Z kulą praktycznie nie mogła się ruszać, więc należało położyć daleko od niej pakunki, by nie dobrała się do broni, która była tam schowana.
- Niestety, ale muszę ci go zabrać - powiedział ponownie wracając do konia.
- Musi się napić - wyjaśnił i chwycił rumaka za lejce, po czym zaczął prowadzić go w stronę strumienia. Tam wierzchowiec schylił się i zaczął łapczywie pić wodę.
- Rozpalę ognisko - wyjaśnił podchodząc do dziewczyny. Ze sterty rzeczy, które mieli ze sobą zabrał derkę, która ściągnął z konia, podszedł do Mai i rozłożył ją obok niej.
- Połóż się, albo usiądź, odpocznij - rzekł z troską jakiej do tej pory nie można było u niego uświadczyć.
- Ach - przypomniał coś sobie nagle. - I mam coś dla ciebie, tylko nie pytaj skąd. - Znów wrócił do pakunków i zaczął w nich grzebać. Szukał i szukał, a w końcu znalazł. W dłoni trzymał właśnie piękną, rzeźbioną szczotkę do włosów. On sam jej nie używał. Zostawiła mu ją niedawno pewna dama, rzecz jasna przez przypadek. Mógł ją zostawić, ale uznał, że taka szczotka może być coś warta, zamierzał ją sprzedać, bo sam włosy rozczesywał palcami, a kiedy robiły się kołtuny po prostu rozcinał je nożem. Tak czy inaczej miał ją i pomyślał, że skoro już wiezie ze sobą kobietę, to może szczotka się jej przyda. Z tego co zauważył w swoim długim życiu, kobietą chyba czesanie włosów sprawiała jakąś dziwną przyjemność.
- Proszę - rzekł podając jej szczotkę. W zamian nie oczekiwał niczego, nawet dziękuję, więc po prostu odwrócił się i udał do lasu po chrust na ognisko. Zniknął w gęstwinie bardzo szybko. Nie było go dłuższą chwilę, w końcu wrócił z naręczem gałęzi. Rzucił je na ziemię, a z juków wyjął małą łopatkę. Wykopał niewielki dołek i na środku ustawił stos z gałęzi, do wewnątrz stosu wsadził trochę suchej trawy, żeby łatwiej rozniecić ogień. Niedługo potem ognisko buzowało, a nad nim na prowizorycznym ruszcie wisiał kociołek. W środku, w wodzie, było suszone warzywa i mięso, wszystko miało się zagotować i w ten sposób mieli zjeść porządną, sycącą zupę.
- Maia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Spojrzała na niego wyrwana z zamyślenia. Dowcip nie rozbawił jej wcale, więc beznamiętnie przypatrywała się, jak przypina kulę do jej nogi. Nie zdziwiło jej to zbytnio, w końcu skoro nie ufał jej w zamkniętym pokoju w karczmie, to tym bardziej nie w środku lasu, gdzie łatwo było uciec i się schować. Obserwowała, jak zawiesza sobie kluczyk na szyi i przez jej myśli przeszedł już pomysł, by w nocy podjąć próbę zabrania mu go. Musiała jednak być cierpliwa. Zbyt pochopne działanie nie przyniesie żadnego rezultatu, a tylko będzie wzmagać jego czujność. W najlepszym wypadku. Pamiętała bowiem, jak łatwo mężczyzna wybuchał gniewem i nie podobało jej się wtedy jego zachowanie. Jakby zupełnie tracił kontrolę.
Skinęła głową i odprowadziła wzrokiem Talena wraz z koniem, którego zostawił nad strumieniem. Nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, oplotła ramiona dłońmi, rozglądając się po okolicy. Znajdowali się na niewielkiej polance w sercu lasu. Gdyby nie kula u jej nogi, byłoby to idealne miejsce na wypoczynek. Szemrzący strumyk, pachnąca trawa i słońce przyjemnie grzejące skórę. Usiadła na derce, którą położył obok niej Talen i obserwowała, jak krząta się, tworząc prowizoryczne obozowisko. Znów był dla niej bardzo miły, a gdyby nie wcześniejsze wydarzenia mogłaby nawet pokusić się o stwierdzenie, że się o nią troszczy. Gdy powiedział, że coś dla niej ma, w jej oczach błysnęła nadzieja, jednak nie zdjął on z szyi kluczyka, lecz sięgnął do juków. Zaciekawiona wyciągnęła głowę, by dostrzec, co tam ciekawego chowa, a czego wcześniej nie znalazła. Gdy wyjął szczotkę do włosów uniosła w zdziwieniu brwi.
- Dziękuję – odparła wyraźnie zaskoczona i obejrzała przedmiot z bliska. Szczotka była piękna, misternie zdobiona, a jej włosie było miękkie i w idealnym stanie. Dokładnie taką mogłaby mieć na dworze. Skąd Talen miał coś takiego? Zerknęła ukradkiem na jego fryzurę, dochodząc do wniosku, że sam z niej raczej nie korzystał. Przerzuciła włosy do przodu przez ramię i zaczęła rozczesywać je ostrożnie, obserwując jednocześnie jak mężczyzna rozpala ognisko. Jej brązowe pukle już dawno nie widziały szczotki i nieco się buntowały początkowo. Jednak z czasem zaczęły ustępować i powracać do swojego pierwotnego wyglądu, czyli połyskiwać ładnie w słońcu i skręcać się samoistnie w naturalne loki.
- Jesteś zmiennokształtny, prawda? – zapytała nagle, nie przerywając czesania. - Masz takie oczy... jak u kota.
Spojrzała na niego ostrożnie, zastanawiając się co odpowie. Wiedziała co nieco o innych rasach, jednak niewiele z ich przedstawicieli miała okazję poznać osobiście. Poza tym zazwyczaj były to poselstwa, a nie zwyczajni ludzie. Jeśli jej podejrzenia się potwierdzą, ucieczka może okazać się znacznie trudniejsza. Większość zwierząt ma bowiem o wiele bardziej rozwinięty zmysł powonienia. Jednak nawet jeśli dobrze odgadła jego rasę, to nie bardzo chciała strzelać, w jakie zwierzę się przemienia, gdyż to mogłoby okazać się niegrzeczne. Siedziała więc ze skrzyżowanymi nogami, z włosami przerzuconymi na pierś i rozczesywała je w zamyśleniu.
Skinęła głową i odprowadziła wzrokiem Talena wraz z koniem, którego zostawił nad strumieniem. Nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, oplotła ramiona dłońmi, rozglądając się po okolicy. Znajdowali się na niewielkiej polance w sercu lasu. Gdyby nie kula u jej nogi, byłoby to idealne miejsce na wypoczynek. Szemrzący strumyk, pachnąca trawa i słońce przyjemnie grzejące skórę. Usiadła na derce, którą położył obok niej Talen i obserwowała, jak krząta się, tworząc prowizoryczne obozowisko. Znów był dla niej bardzo miły, a gdyby nie wcześniejsze wydarzenia mogłaby nawet pokusić się o stwierdzenie, że się o nią troszczy. Gdy powiedział, że coś dla niej ma, w jej oczach błysnęła nadzieja, jednak nie zdjął on z szyi kluczyka, lecz sięgnął do juków. Zaciekawiona wyciągnęła głowę, by dostrzec, co tam ciekawego chowa, a czego wcześniej nie znalazła. Gdy wyjął szczotkę do włosów uniosła w zdziwieniu brwi.
- Dziękuję – odparła wyraźnie zaskoczona i obejrzała przedmiot z bliska. Szczotka była piękna, misternie zdobiona, a jej włosie było miękkie i w idealnym stanie. Dokładnie taką mogłaby mieć na dworze. Skąd Talen miał coś takiego? Zerknęła ukradkiem na jego fryzurę, dochodząc do wniosku, że sam z niej raczej nie korzystał. Przerzuciła włosy do przodu przez ramię i zaczęła rozczesywać je ostrożnie, obserwując jednocześnie jak mężczyzna rozpala ognisko. Jej brązowe pukle już dawno nie widziały szczotki i nieco się buntowały początkowo. Jednak z czasem zaczęły ustępować i powracać do swojego pierwotnego wyglądu, czyli połyskiwać ładnie w słońcu i skręcać się samoistnie w naturalne loki.
- Jesteś zmiennokształtny, prawda? – zapytała nagle, nie przerywając czesania. - Masz takie oczy... jak u kota.
Spojrzała na niego ostrożnie, zastanawiając się co odpowie. Wiedziała co nieco o innych rasach, jednak niewiele z ich przedstawicieli miała okazję poznać osobiście. Poza tym zazwyczaj były to poselstwa, a nie zwyczajni ludzie. Jeśli jej podejrzenia się potwierdzą, ucieczka może okazać się znacznie trudniejsza. Większość zwierząt ma bowiem o wiele bardziej rozwinięty zmysł powonienia. Jednak nawet jeśli dobrze odgadła jego rasę, to nie bardzo chciała strzelać, w jakie zwierzę się przemienia, gdyż to mogłoby okazać się niegrzeczne. Siedziała więc ze skrzyżowanymi nogami, z włosami przerzuconymi na pierś i rozczesywała je w zamyśleniu.
- Talen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Najemnik , Ochroniarz , Rzemieślnik
- Kontakt:
Talen krzątał się po obozowisku. Była piękna pogoda. Słońce świeciło jasno, a jego promienie przeświecały łagodnie przez korony drzew, oświetlając polankę na której się znaleźli. Strumyk szemrał cicho, liście drzew szumiały pod wpływem łagodnego wiatru. Trawa pod ich stopami miała kolor soczystej zieleni. Niedaleko od polany rosły krzaki dorodnych jagód. Talen zamierzał później ich trochę zebrać, bardziej dla Mai niż dla siebie. Naprawdę nie chciał traktować dziewczyny źle. Póki była spokojna i opanowana, on też nie zamierzał zachowywać się ja furiat. Zresztą teraz żałował, że tak wybuchnął. Nie powinien jej krzywdzić. A przez niego rany na jej rękach z pewnością bolały jak diabli. Ech... Westchnął w duchu. Niepotrzebnie sobie wypominał. I tak już nie mógł nic z tym zrobić, to była przeszłość. Mógł tylko zająć się tym co jest tu i teraz.
Chodząc po obozowisku od czasu do czasu przyglądał się dziewczynie czeszącej włosy. Była bardzo ładna. Miała delikatną, urokliwą twarz i piękne oczy. Jej brązowe włosy opadały kaskadami na ramię układając się w delikatne loki. Spojrzał ukradkiem na dłonie dziewczyny. Przez bandaże już dawno przeciekła krew i ziołowa maść. Musiał jej to opatrzyć. Zupa w małym kociołku gotowała się powoli, miał więc czas by pomóc dziewczynie. Wyciągnął z pakunków nowe bandaże i maść. Stare zamierzał wyprać, żeby użyć ich ponownie. Na razie jednak trzeba było zająć się ponownym opatrzeniem ran Mai. Podszedł do niej i usiadł naprzeciwko. Poprosił by wyciągnęła dłonie, a kiedy to zrobiła, zaczął zdejmować bandaż z jej nadgarstka. Rany wyglądały już dużo lepiej. Owszem, były poważne, ale nie były już zaognione. Stan zapalny zelżał znacznie. Ze skupienia przy opatrywaniu rąk brązowowłosej wyrwało go jej pytanie. Przez moment nie odpowiadał, w końcu uniósł wzrok i spojrzał jej w oczy.
- Tak – odparł. – Jestem panterołakiem.
Chodząc po obozowisku od czasu do czasu przyglądał się dziewczynie czeszącej włosy. Była bardzo ładna. Miała delikatną, urokliwą twarz i piękne oczy. Jej brązowe włosy opadały kaskadami na ramię układając się w delikatne loki. Spojrzał ukradkiem na dłonie dziewczyny. Przez bandaże już dawno przeciekła krew i ziołowa maść. Musiał jej to opatrzyć. Zupa w małym kociołku gotowała się powoli, miał więc czas by pomóc dziewczynie. Wyciągnął z pakunków nowe bandaże i maść. Stare zamierzał wyprać, żeby użyć ich ponownie. Na razie jednak trzeba było zająć się ponownym opatrzeniem ran Mai. Podszedł do niej i usiadł naprzeciwko. Poprosił by wyciągnęła dłonie, a kiedy to zrobiła, zaczął zdejmować bandaż z jej nadgarstka. Rany wyglądały już dużo lepiej. Owszem, były poważne, ale nie były już zaognione. Stan zapalny zelżał znacznie. Ze skupienia przy opatrywaniu rąk brązowowłosej wyrwało go jej pytanie. Przez moment nie odpowiadał, w końcu uniósł wzrok i spojrzał jej w oczy.
- Tak – odparł. – Jestem panterołakiem.
- Maia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Zupa pachniała przyjemnie, a całokształt okolicy sprawiał, że Maia niemal zapomniała, że jest w czyjejś niewoli. Zerknęła pytająco na Talena, gdy zbliżył się do niej, a następnie przeniosła wzrok na swoje dłonie. Rzeczywiście, krew i maść przesiąkły, mocząc całą tkaninę. Dziewczyna odłożyła na bok szczotkę i już niemal mechanicznie wyciągnęła przed siebie poranione dłonie. Musiała przyznać, że ten rytuał stawał się nawet przyjemny i uspokajający, nawet jeśli rany wciąż bolały. Przyglądała mu się w tym czasie, gdy zajęty był zmianą opatrunku i dopiero, gdy on podniósł na nią spojrzenie, ona szybko opuściła swoje. Gdy potwierdził jej podejrzenia skinęła jedynie głową, chociaż spodziewała się raczej, że powie, że jest kotołakiem. Panterołaka jeszcze nigdy nie spotkała, ale chyba nie chciałaby, żeby w razie jej ewentualnej ucieczki ścigał ją tak wielki i drapieżny kot. To utrudniało sprawę.
- Gdzie masz uszy i ogon? – zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Nie chciała go tak wypytywać. Była po prostu strasznie ciekawa, bo zawsze zdawało jej się, że większość zmiennokształtnych nawet w swojej ludzkiej formie posiada te dwa konkretne zwierzęce atrybuty. Jego jednak widziała z każdej strony i raczej zauważyłaby długi czarny ogon wlokący się za mężczyzną.
- Wybacz, to było nie na miejscu – powiedziała szybko. – Nie musimy nic o sobie wiedzieć, w końcu masz tylko mnie dostarczyć, prawda?
Wiedziała, że zabrzmiało to raczej oschle, ale takie było w zamierzeniu. Prawdopodobnie chciała zatrzeć tą nić sympatii, jaka zaczęła się między nimi tworzyć. Nie chciała sobie pozwolić na polubienie mężczyzny, który traktuje ją jak towar. Potrzeba zarobku tego nie usprawiedliwiała, jak dla niej mógł sobie nawet znaleźć zajęcie przy budowie drogi. To, że zdecydował się na łatwiejszy zarobek, chociaż cięższy dla sumienia, było jego indywidualną decyzją i niech się jej teraz nie wypiera.
– Dziękuję – dodała, gdy skończył zmieniać jej opatrunek.
- Gdzie masz uszy i ogon? – zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Nie chciała go tak wypytywać. Była po prostu strasznie ciekawa, bo zawsze zdawało jej się, że większość zmiennokształtnych nawet w swojej ludzkiej formie posiada te dwa konkretne zwierzęce atrybuty. Jego jednak widziała z każdej strony i raczej zauważyłaby długi czarny ogon wlokący się za mężczyzną.
- Wybacz, to było nie na miejscu – powiedziała szybko. – Nie musimy nic o sobie wiedzieć, w końcu masz tylko mnie dostarczyć, prawda?
Wiedziała, że zabrzmiało to raczej oschle, ale takie było w zamierzeniu. Prawdopodobnie chciała zatrzeć tą nić sympatii, jaka zaczęła się między nimi tworzyć. Nie chciała sobie pozwolić na polubienie mężczyzny, który traktuje ją jak towar. Potrzeba zarobku tego nie usprawiedliwiała, jak dla niej mógł sobie nawet znaleźć zajęcie przy budowie drogi. To, że zdecydował się na łatwiejszy zarobek, chociaż cięższy dla sumienia, było jego indywidualną decyzją i niech się jej teraz nie wypiera.
– Dziękuję – dodała, gdy skończył zmieniać jej opatrunek.
- Talen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Najemnik , Ochroniarz , Rzemieślnik
- Kontakt:
Talen mógł dać Mai bandaże i maść tak po prostu. Mógł jej kazać radzić sobie samej, ale nie zrobił tego. Może i była misją do wykonania, ale też człowiekiem. Owszem, w podświadomości miał cały czas, że wkrótce zniknie z jego życia, jednak mimo wszystko nie chciał być zapamiętany jako tyran. Miał w końcu dobre serce. Nie musiał dawać jej szczotki, nie musiał dla niej gotować, nie musiał opatrywać jej rąk. A jednak to robił. Naprawdę nie chciał być dla niej tylko oprawcą. Miał ją oddać hrabiemu, ale w końcu kilka najbliższych tygodni mieli spędzić razem. Czy musieli się przez ten czas nienawidzić? Dużo łatwiej byłoby, gdyby między nimi wytworzyła się nić porozumienia, nie tam zaraz sympatii, ale zwykłego, ludzkiego porozumienia. Tak byłoby o wiele prościej. Nie chciał jej nie znosić i nie chciał by ona nie znosiła jego. Lepiej byłoby gdyby oboje uznali, że nie maja wpływu na tą misję. Ona mógłby pogodzić się ze swoim losem, gdyby to zrobiła, ich znajomość mogłaby być bardziej pozytywna. Owszem jego wybuch wcale tego nie ułatwiał, ale teraz starł się naprawić swój błąd. To co zrobił miało i pozytywne, i negatywne skutki. Pozytywne, bo pokazał jej, że nie ma z nim żartów i jej sztuczki na niego nie działają. Negatywne, bo zrobił jej fizyczną krzywdę, a w końcu tego nie chciał. Delikatnie wsmarował maść w przeguby jej dłoni. Starannie i nieco zbyt długo niż tak naprawdę to wymagało. Był nad wyraz delikatny. Z obiema dłońmi postąpił tak samo. Po wsmarowaniu zielonej mikstury obandażował obi dłonie dziewczyny. Kiedy zadała mu pytanie, uśmiechnął się.
- Uszy? - Jego usta wykrzywiły się w naprawdę przyjemnym i dość beztroskim uśmiechu.
- We włosach – odparł i przeczesał dłonią czarną czuprynę.
- Są schowane – wyjaśnił, a przekładając na bok włosy ukazał małe, okrągłe, puchate uszka.
- Po prostu w moich włosach ich nie widać, ale je mam – zapewnił. - A ogon... – zaśmiał się, choć było to zupełnie inny śmiech niż ten, który mogła usłyszeć w karczmie, brzmiał radośnie i wesoło.
- Jakkolwiek to nie zabrzmi, ale ogon chowam w spodniach. Ten panterzy ogon - dodał.
- Nie musisz się mnie bać – rzekł już poważniej.
- Wiem co zrobiłem, wiem, że zrobiłem ci krzywdę, przepraszam. Wiem też, że jestem tylko twoim oprawcą. Masz pełne prawo mnie tak postrzegać. W końcu wiozę cię w nieznane, do jakiegoś hrabiego, gdzie nie wiadomo jaki los cię czeka, ale nie musisz mnie przepraszać. Za nic. A pytanie to tylko pytanie, nie ma pytań nie na miejscu, nie ma złych pytań, są tylko trudne odpowiedzi. Ta nie była trudna. Jeśli chcesz, pytaj o cokolwiek – skończył bandażować jej dłonie i wstał.
Podszedł do juków i wyciągnął z nich drewnianą miskę, potem udał się do kociołka i nalał do niego zupy. Zapomniał jednak o łyżce, więc cofnął się i wyciągnął ją z pakunków. Wrócił do Mai i podał jej miskę.
- Mam tylko jedną, więc najpierw ty się najedz.
- Uszy? - Jego usta wykrzywiły się w naprawdę przyjemnym i dość beztroskim uśmiechu.
- We włosach – odparł i przeczesał dłonią czarną czuprynę.
- Są schowane – wyjaśnił, a przekładając na bok włosy ukazał małe, okrągłe, puchate uszka.
- Po prostu w moich włosach ich nie widać, ale je mam – zapewnił. - A ogon... – zaśmiał się, choć było to zupełnie inny śmiech niż ten, który mogła usłyszeć w karczmie, brzmiał radośnie i wesoło.
- Jakkolwiek to nie zabrzmi, ale ogon chowam w spodniach. Ten panterzy ogon - dodał.
- Nie musisz się mnie bać – rzekł już poważniej.
- Wiem co zrobiłem, wiem, że zrobiłem ci krzywdę, przepraszam. Wiem też, że jestem tylko twoim oprawcą. Masz pełne prawo mnie tak postrzegać. W końcu wiozę cię w nieznane, do jakiegoś hrabiego, gdzie nie wiadomo jaki los cię czeka, ale nie musisz mnie przepraszać. Za nic. A pytanie to tylko pytanie, nie ma pytań nie na miejscu, nie ma złych pytań, są tylko trudne odpowiedzi. Ta nie była trudna. Jeśli chcesz, pytaj o cokolwiek – skończył bandażować jej dłonie i wstał.
Podszedł do juków i wyciągnął z nich drewnianą miskę, potem udał się do kociołka i nalał do niego zupy. Zapomniał jednak o łyżce, więc cofnął się i wyciągnął ją z pakunków. Wrócił do Mai i podał jej miskę.
- Mam tylko jedną, więc najpierw ty się najedz.
- Maia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Dzięki temu, że siedział tak blisko niej mogła dobrze dojrzeć schowane między ciemnymi włosami małe puchate uszka. Były tak urocze, że aż miała ochotę ich dotknąć, jednak jej ręka nawet nie drgnęła. Nawet gdyby relacje między nimi były lepsze, to nie pozwoliłaby sobie na taką poufałość. To tak jak gdyby ktoś zaczął obmacywać jej ramię, bo by mu się spodobało. Niegrzeczne po prostu. Przyjrzała się więc jedynie uszom panterołaka, a jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu, który poszerzył się jeszcze bardziej, gdy mężczyzna stwierdził, że ogon ma w spodniach. Domyślała się ile nieporozumień musiało to wywołać.
Przez chwilę wydawała się zupełnie beztroska, jednak gdy stwierdził, że nie musi się go bać, uśmiech momentalnie spłynął z jej twarzy, pozostawiając po sobie pustą maskę, jak gdyby nigdy go tam nie było. Nie musi się go bać - dobre sobie. Jasne, że nie musi, dopóki jest grzeczna i posłuszna. Gdyby tylko czegoś spróbowała, a nawet zaczęła głośno mówić o ucieczce, już nie byłby taki miły. Mógł sobie gadać zdrów. Nie powiedziała mu tego jednak tylko opuściła wzrok na zabandażowane już ręce, które zabrała z jego kolan. Talen może i miał się za dobrego człowieka, lecz ona po prostu nie podzielała tej opinii.
Gdy krzątał się przy zupie, ona zaczęła wiercić się na derce. Zaczynało jej się już robić niewygodnie i była ogólnie zmęczona warunkami, w jakich musiała spędzać ostatnie miesiące. Chociaż nie należała do osób, które szybko zaczynają narzekać na niewygody, była przyzwyczajona do innych standardów i po prostu jej ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa, kłócąc się z silną wolą dziewczyny. Musiała jednak czekać na odpowiedni moment. Talen mógł sobie powtarzać, że muszą współpracować, lecz ona nie poddawała się tak łatwo. Przyzwyczajona była do pertraktowania tygodniami nad życiem wielu ludzi i losami królestwa, czymże więc była dla niej dyskusja z jakimś najemnikiem? Przeczeka go. Poczeka aż jej zaufa, a później ucieknie. Gdy Talen podszedł do niej z miską uśmiechnęła się, ale pokręciła przecząco głową.
- Nie, dziękuję, nie jestem głodna – stwierdziła, mając nadzieję, że nie zabrzmiało to niemiło. Była po prostu ciągle najedzona, gdyż panterołak pakował w nią takie ilości jedzenia, jakimi sam się żywił, a ona była do tego zupełnie nieprzyzwyczajona. Jej organizm po prostu potrzebował o wiele mniej pożywienia.
Myślała o tym co powiedział wcześniej, najwyraźniej nie miał nic przeciwko dzieleniu się z nią faktami o sobie. Z jednej strony była go trochę ciekawa, ale z drugiej chciała uniknąć pytań o jej życie, gdyż po prostu nie chciało jej się kłamać i zapamiętywać własnych historii. Zazwyczaj więc po prostu zachowywała milczenie. Teraz jednak trochę korciło ją, by dowiedzieć się więcej o jego rasie, gdyż z tą odmianą zmiennokształtnych nie miała wcześniej do czynienia. Podejrzewała, że mogą być bardziej dzicy i niekoniecznie chętni do nawiązywania kontaktów. Jeśli jednak miała zdobyć jego zaufanie, będzie musiała zdradzić o sobie kilka faktów. Wciąż jednak wahała się czy mówić prawdę i ryzykować, że będzie wiedział gdzie jej szukać (chociaż w sumie do własnego królestwa i tak nie może wrócić, więc z tym nie powinno być problemu), czy też kłamać i ryzykować wpadkę. Będzie musiała nad tym pomyśleć. Na razie zacznie od pytań. Gdy mężczyzna usiadł koło niej z miską, podciągnęła nogi do siebie i objęła je ramionami, spoglądając na niego.
- W takim razie, skoro przed nami jeszcze kawał drogi, może opowiesz mi coś o sobie?
Przez chwilę wydawała się zupełnie beztroska, jednak gdy stwierdził, że nie musi się go bać, uśmiech momentalnie spłynął z jej twarzy, pozostawiając po sobie pustą maskę, jak gdyby nigdy go tam nie było. Nie musi się go bać - dobre sobie. Jasne, że nie musi, dopóki jest grzeczna i posłuszna. Gdyby tylko czegoś spróbowała, a nawet zaczęła głośno mówić o ucieczce, już nie byłby taki miły. Mógł sobie gadać zdrów. Nie powiedziała mu tego jednak tylko opuściła wzrok na zabandażowane już ręce, które zabrała z jego kolan. Talen może i miał się za dobrego człowieka, lecz ona po prostu nie podzielała tej opinii.
Gdy krzątał się przy zupie, ona zaczęła wiercić się na derce. Zaczynało jej się już robić niewygodnie i była ogólnie zmęczona warunkami, w jakich musiała spędzać ostatnie miesiące. Chociaż nie należała do osób, które szybko zaczynają narzekać na niewygody, była przyzwyczajona do innych standardów i po prostu jej ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa, kłócąc się z silną wolą dziewczyny. Musiała jednak czekać na odpowiedni moment. Talen mógł sobie powtarzać, że muszą współpracować, lecz ona nie poddawała się tak łatwo. Przyzwyczajona była do pertraktowania tygodniami nad życiem wielu ludzi i losami królestwa, czymże więc była dla niej dyskusja z jakimś najemnikiem? Przeczeka go. Poczeka aż jej zaufa, a później ucieknie. Gdy Talen podszedł do niej z miską uśmiechnęła się, ale pokręciła przecząco głową.
- Nie, dziękuję, nie jestem głodna – stwierdziła, mając nadzieję, że nie zabrzmiało to niemiło. Była po prostu ciągle najedzona, gdyż panterołak pakował w nią takie ilości jedzenia, jakimi sam się żywił, a ona była do tego zupełnie nieprzyzwyczajona. Jej organizm po prostu potrzebował o wiele mniej pożywienia.
Myślała o tym co powiedział wcześniej, najwyraźniej nie miał nic przeciwko dzieleniu się z nią faktami o sobie. Z jednej strony była go trochę ciekawa, ale z drugiej chciała uniknąć pytań o jej życie, gdyż po prostu nie chciało jej się kłamać i zapamiętywać własnych historii. Zazwyczaj więc po prostu zachowywała milczenie. Teraz jednak trochę korciło ją, by dowiedzieć się więcej o jego rasie, gdyż z tą odmianą zmiennokształtnych nie miała wcześniej do czynienia. Podejrzewała, że mogą być bardziej dzicy i niekoniecznie chętni do nawiązywania kontaktów. Jeśli jednak miała zdobyć jego zaufanie, będzie musiała zdradzić o sobie kilka faktów. Wciąż jednak wahała się czy mówić prawdę i ryzykować, że będzie wiedział gdzie jej szukać (chociaż w sumie do własnego królestwa i tak nie może wrócić, więc z tym nie powinno być problemu), czy też kłamać i ryzykować wpadkę. Będzie musiała nad tym pomyśleć. Na razie zacznie od pytań. Gdy mężczyzna usiadł koło niej z miską, podciągnęła nogi do siebie i objęła je ramionami, spoglądając na niego.
- W takim razie, skoro przed nami jeszcze kawał drogi, może opowiesz mi coś o sobie?
- Talen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Najemnik , Ochroniarz , Rzemieślnik
- Kontakt:
Talen nie był naiwny, ale bardzo chciał by dziewczyna nie traktowała go jak wroga. Przecież nie chciał nim być. Może dlatego zdecydował się mówić o sobie, a przynajmniej zamierzał to zrobić. Trudno mu było być oprawcą. Nigdy nim nie był. Wszystkie jego misje w tej chwili wydawały się błahostką. Polowania na bestie były pełne adrenaliny, nie miało się czasu na myślenie, a jedynie na działanie. Trzeba reagować natychmiast. Tutaj Talen na myślenie miał aż za dużo czasu. Przez cały dzień, kiedy jechali wierzchem, zastanawiał się nad tym co robi. Na targu niewolników był zdeterminowany i naprawdę traktował swój przyszły nabytek jak przedmiot. Sądził, że dziewczę, które kupi będzie posłusznym manekinem, z którym łatwo mu będzie się rozstać. Tymczasem trafiła mu się lwica z ostrymi pazurami, która zamierzała walczyć do ostatniej kropli krwi i był tego absolutnie pewien. Tak jak pewien był tego, że mu nie zaufa. Mógł się starać, ale wiedział, że to niemożliwe. Zdawał sobie sprawę, że nawet najmilszy gest z jego strony będzie traktowała jak ochronę towaru, za który miał dostać pieniądze. I miała rację, tak powinno być, tak powinien ją postrzegać. Tymczasem on już nie potrafił. Ciągle wyrzucał sobie to co zrobił w karczmie, ciągle zastanawiał się czy robi dobrze, czy jego marzenia są warte więcej niż jej? Na pewno je miała, każdy je miał. Pewnie marzyła po prostu o wolności, bo o czym marzyć może ktoś w niewoli?
Skoro ona nie chciała jeść, zabrał miskę i zaczął pałaszować zupę. Jadł dużo, naprawdę dużo, domagała się tego najbardziej jego zwierzęca forma, w której ważył prawie cztery cetnary. Musiał jeść by mieć siły i wigor. Zresztą lubił to, lubił jedzenie, pieczyste, zupy, wszelkiego rodzaju mięsa, mniej warzywa czy owoce, ale też od nich nie stronił. Zjadł ze smakiem cały talerz zupy, a potem poszedł po następny. Tym razem jednak usiadł nieco dalej od dziewczyny.
- A co byś chciała wiedzieć? - zapytał, a kiedy usłyszał w odpowiedzi "cokolwiek" tylko uśmiechnął się krzywo.
- Nie od zawsze byłem najemnikiem, wiesz? - zaczął tak jakby chciał się usprawiedliwić i tak było w rzeczywistości.
- Ale życie zmusiło mnie, żeby zmienić całe swoje życie. Nigdy wcześniej... - zaczął ale nagle przerwał. Przez moment trwał w zawieszeniu jakby zastanawiał się czy powinien to mówić, lecz w końcu westchnął i spuścił wzrok.
- Nigdy wcześniej nie miałem takiej misji. Myślałem, że to będzie prostsze, że to sprawa jak każda inna. Myliłem się.
Skoro ona nie chciała jeść, zabrał miskę i zaczął pałaszować zupę. Jadł dużo, naprawdę dużo, domagała się tego najbardziej jego zwierzęca forma, w której ważył prawie cztery cetnary. Musiał jeść by mieć siły i wigor. Zresztą lubił to, lubił jedzenie, pieczyste, zupy, wszelkiego rodzaju mięsa, mniej warzywa czy owoce, ale też od nich nie stronił. Zjadł ze smakiem cały talerz zupy, a potem poszedł po następny. Tym razem jednak usiadł nieco dalej od dziewczyny.
- A co byś chciała wiedzieć? - zapytał, a kiedy usłyszał w odpowiedzi "cokolwiek" tylko uśmiechnął się krzywo.
- Nie od zawsze byłem najemnikiem, wiesz? - zaczął tak jakby chciał się usprawiedliwić i tak było w rzeczywistości.
- Ale życie zmusiło mnie, żeby zmienić całe swoje życie. Nigdy wcześniej... - zaczął ale nagle przerwał. Przez moment trwał w zawieszeniu jakby zastanawiał się czy powinien to mówić, lecz w końcu westchnął i spuścił wzrok.
- Nigdy wcześniej nie miałem takiej misji. Myślałem, że to będzie prostsze, że to sprawa jak każda inna. Myliłem się.
- Maia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
- Co cię zmusiło?
Wcześniej chciała go tylko nakłonić do mówienia, sprawić, żeby zdradził jej o sobie jak najwięcej i może w związku z tym poczuł z nią jaką więź, która utrudni mu oddanie jej temu hrabiemu, czy do kogo ją tam wiózł. Nie spodziewała się jednak zupełnie takiej odpowiedzi i słowa uciekły z jej ust zanim zdążyła się powstrzymać. Spodziewała się bowiem odruchowo, że Talen wybrał takie życie. Po prostu chciał zarobić, nie było to nic dziwnego. Od zawsze ludzie parali się właściwie wszystkim by zdobyć majątek, a to do czego się posuwali zazwyczaj zależało tylko i wyłącznie od tego ile im zaoferowano. Maia uważała, że każdy może sobie mówić, że nigdy by czegoś tam nie zrobił, ale prawda jest taka, że wszystko zależy od ceny. Nie zawsze muszą być to pieniądze, ale chyba niewiele jest osób na świecie o tak niepodważalnych ideałach by nie sprzeniewierzyliby się im za żadną cenę. W końcu nawet wzorowy mąż i ojciec, który nigdy nie skrzywdziłby muchy, pewnie zabiłby bez wahania kilku ludzi, gdyby miało to uratować jego rodzinę. Więc zawsze była jakaś cena. Po prostu tutaj to były pieniądze.
Słuchała go uważnie, widząc, że jest o wiele bardziej szczery niż się spodziewała. Przyglądała się, jak bije się z myślami, próbując ubrać je w odpowiednie słowa i nie odzywała się, by mu nie przeszkadzać. Gdy w końcu je wypowiedział, milczała jeszcze chwilę, jakby pozwalając by rozeszły się one w powietrzu.
- Myślałeś, że kupienie kobiety na targu niewolników i odtransportowanie jej we wskazane miejsce będzie proste? – zapytała bezlitośnie, patrząc na niego twardo. Nie miała zamiaru mu współczuć, jeszcze tego by brakowało. - Co, jesteś zdziwiony, że nie chcę z tobą iść? Że walczę? Że próbowałam uciec?
Umilkła, niemal blada ze złości. Nie wiedziała co zrobić. Chciała wykrzyczeć mu w twarz, że jest kompletnym idiotą myśląc, że będzie współpracowała. Że nie będzie próbowała ucieczki, kiedy tylko będzie miała na to szansę. Że jeśli będą mijali kogoś na szlaku będzie krzykiem wzywała pomocy. Że będzie próbowała skraść mu kluczyć do swojego łańcucha z kulą na końcu. Spojrzała wściekle na wspomniany przedmiot. Gdyby nie ten utrzymujący ją na miejscu ciężar, najchętniej odmaszerowałaby ze złością w stronę strumienia, żeby ochłonąć. Teraz jednak mogła tylko ukryć twarz w dłoniach, usiłując się uspokoić.
Gdy świat zniknął jej z oczu, ciemność wydała się strasznie kojąca. Zamknęła dodatkowo oczy, opierając czoło o kolana i powoli uspokajała oddech. Łzy bezsilności zbierały się pod jej powiekami, lecz powstrzymywała je z całych sił. Nie chciała się popłakać, jak jakaś głupia dziewucha. Nie chciała okazać słabości. Jednak jej organizm nic sobie nie robił z jej woli i po chwili słone łzy popłynęły po jej policzkach. Objęła kolana ramionami, starając się ukryć twarz przed Talenem.
Wcześniej chciała go tylko nakłonić do mówienia, sprawić, żeby zdradził jej o sobie jak najwięcej i może w związku z tym poczuł z nią jaką więź, która utrudni mu oddanie jej temu hrabiemu, czy do kogo ją tam wiózł. Nie spodziewała się jednak zupełnie takiej odpowiedzi i słowa uciekły z jej ust zanim zdążyła się powstrzymać. Spodziewała się bowiem odruchowo, że Talen wybrał takie życie. Po prostu chciał zarobić, nie było to nic dziwnego. Od zawsze ludzie parali się właściwie wszystkim by zdobyć majątek, a to do czego się posuwali zazwyczaj zależało tylko i wyłącznie od tego ile im zaoferowano. Maia uważała, że każdy może sobie mówić, że nigdy by czegoś tam nie zrobił, ale prawda jest taka, że wszystko zależy od ceny. Nie zawsze muszą być to pieniądze, ale chyba niewiele jest osób na świecie o tak niepodważalnych ideałach by nie sprzeniewierzyliby się im za żadną cenę. W końcu nawet wzorowy mąż i ojciec, który nigdy nie skrzywdziłby muchy, pewnie zabiłby bez wahania kilku ludzi, gdyby miało to uratować jego rodzinę. Więc zawsze była jakaś cena. Po prostu tutaj to były pieniądze.
Słuchała go uważnie, widząc, że jest o wiele bardziej szczery niż się spodziewała. Przyglądała się, jak bije się z myślami, próbując ubrać je w odpowiednie słowa i nie odzywała się, by mu nie przeszkadzać. Gdy w końcu je wypowiedział, milczała jeszcze chwilę, jakby pozwalając by rozeszły się one w powietrzu.
- Myślałeś, że kupienie kobiety na targu niewolników i odtransportowanie jej we wskazane miejsce będzie proste? – zapytała bezlitośnie, patrząc na niego twardo. Nie miała zamiaru mu współczuć, jeszcze tego by brakowało. - Co, jesteś zdziwiony, że nie chcę z tobą iść? Że walczę? Że próbowałam uciec?
Umilkła, niemal blada ze złości. Nie wiedziała co zrobić. Chciała wykrzyczeć mu w twarz, że jest kompletnym idiotą myśląc, że będzie współpracowała. Że nie będzie próbowała ucieczki, kiedy tylko będzie miała na to szansę. Że jeśli będą mijali kogoś na szlaku będzie krzykiem wzywała pomocy. Że będzie próbowała skraść mu kluczyć do swojego łańcucha z kulą na końcu. Spojrzała wściekle na wspomniany przedmiot. Gdyby nie ten utrzymujący ją na miejscu ciężar, najchętniej odmaszerowałaby ze złością w stronę strumienia, żeby ochłonąć. Teraz jednak mogła tylko ukryć twarz w dłoniach, usiłując się uspokoić.
Gdy świat zniknął jej z oczu, ciemność wydała się strasznie kojąca. Zamknęła dodatkowo oczy, opierając czoło o kolana i powoli uspokajała oddech. Łzy bezsilności zbierały się pod jej powiekami, lecz powstrzymywała je z całych sił. Nie chciała się popłakać, jak jakaś głupia dziewucha. Nie chciała okazać słabości. Jednak jej organizm nic sobie nie robił z jej woli i po chwili słone łzy popłynęły po jej policzkach. Objęła kolana ramionami, starając się ukryć twarz przed Talenem.
- Talen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Najemnik , Ochroniarz , Rzemieślnik
- Kontakt:
- Z dnia na dzień wyrzucono mnie z domu, w którym mieszkałem, zabrano mi dach nad głową i pracę, która wykonywałem przez lata. Zostałem z niczym, zupełnie z niczym, bez domu, bez pracy i bez pieniędzy na przeżycie. Nie miałem gdzie spać ani co jeść, więc chwyciłem się pierwszego zlecenia jakie się nadarzyło. Ochrona karawany wydawała się być prosta robotą. Nie była tak prosta. Wszędzie czają się oprychy, które chcą okraść kondukt. Trzeba walczyć i bronić, ale idzie się przyzwyczaić.
Talen mówił beznamiętnie, w jego głosie była zupełna pustka. To były dawne czasy, bardzo dawne czasy. W środku ściskało go na myśl o nich, ale na zewnątrz tego nie pokazywał. Nie miał zamiaru. Z jednej strony chciał być szczery i powiedzieć co tak naprawdę się wydarzyło, a z drugiej nie chciał pokazać słabości. Skarcił się w myślach, że w ogóle zaczął taką rozmowę. Niepotrzebnie. Za dużo chciał, zbyt wiele zamierzał zdradzić. Nie powinien. Zacisnął usta spoglądając na rozwścieczoną czymś Maie. Szybko okazało się, dlaczego jest zła. Chciał jej odpowiedzieć, chciał jej wyjaśnić, że właśnie tak myślał, że sądził, że nie będzie się bronić, że gdyby miał drugą szansę, nie kupiłby jej tylko jakieś sponiewierane dziewczę, dla którego wizja mieszkania na dworze u hrabiego była czymś dobrym.
- Tak – burknął. – Myślałem, że będzie łatwo – powiedział tylko i uznał, że ma dosyć tej rozmowy. Mógł jej tłumaczyć dlaczego, mógł opowiedzieć jej jak on widział to wszystko, ale po co? Czy by zrozumiała? Nie. Na pewno by nie zrozumiała. W końcu dla niej był tylko najemnikiem, prostym, głupim i bez serca. Nie był w stanie dłużej prowadzić tej rozmowy. Nie miała żadnego sensu. Ona nie zrozumie jego, a on nie pojmie jej. Trudno, nie o to w tym wszystkim chodziło. Lepiej było odpuścić. Po co marnować czas i energię na coś, co i tak było bezcelowe. Wstał i odwrócił się od dziewczyny. Nie miał zamiaru patrzeć jak płacze. Ruszył w stronę ogniska i leżących nieopodal pakunków. Chwilę w nich grzebał, ale ostatecznie nic nie wyjął. Musiał jednak coś poprzestawiać i to w jakimś celu, jednak dziewczyna nie mogła mieć pojęcia co i dlaczego. Potem bez słowa pewnym krokiem ruszył do lasu i zniknął w gęstwinie tak szybko jak tylko mógł.
Minęły trzy godziny, słońce chyliło się już ku zachodowi. Wiatr był lekki i przyjemnie chłodny. Liście na drzewach szumiały cicho tak jak wcześniej, a obozowisko wydawało się tonąć w zieloności. Gdzieś w oddali dało się słychać szelest, coś nadchodziło i robiło niemały hałas. W końcu pomiędzy drzewami dało się dostrzec sylwetkę zupełnie niepodobną do ludzkiej. Spomiędzy drzew wyłoniło się zwierzę ogromne i majestatyczne. Kładąc łapę za łapą ku obozowisku szła ogromna, czarna pantera. W pysku niosła młodą sarnę z przegryzionym gardłem. To ciągnące się za panterą ciało zwierzęcia robiło taki hałas, ocierając się o ściółkę. Pantera, która przybyła na polankę, musiała robić ogromne wrażenie. Przez gładką jak aksamit i czarną jak smoła sierść przebijały się mięśnie rozbudowane jak u kulturysty. Jej krok zdradzał opanowanie i pewność siebie. Nie było w niej strachu tylko majestat i przerażająca pewność, że jeśli ktokolwiek zbliży się do niej, może zaatakować. Podeszła do ogniska i wypluła przy nim zabitą sarnę. Potem wyszczerzyła się i warknęła ukazując białe i ostre zębiska. Zwróciła głowę w stronę siedzącej na polanie Mai i uczyniła ten sam gest.
Talen mówił beznamiętnie, w jego głosie była zupełna pustka. To były dawne czasy, bardzo dawne czasy. W środku ściskało go na myśl o nich, ale na zewnątrz tego nie pokazywał. Nie miał zamiaru. Z jednej strony chciał być szczery i powiedzieć co tak naprawdę się wydarzyło, a z drugiej nie chciał pokazać słabości. Skarcił się w myślach, że w ogóle zaczął taką rozmowę. Niepotrzebnie. Za dużo chciał, zbyt wiele zamierzał zdradzić. Nie powinien. Zacisnął usta spoglądając na rozwścieczoną czymś Maie. Szybko okazało się, dlaczego jest zła. Chciał jej odpowiedzieć, chciał jej wyjaśnić, że właśnie tak myślał, że sądził, że nie będzie się bronić, że gdyby miał drugą szansę, nie kupiłby jej tylko jakieś sponiewierane dziewczę, dla którego wizja mieszkania na dworze u hrabiego była czymś dobrym.
- Tak – burknął. – Myślałem, że będzie łatwo – powiedział tylko i uznał, że ma dosyć tej rozmowy. Mógł jej tłumaczyć dlaczego, mógł opowiedzieć jej jak on widział to wszystko, ale po co? Czy by zrozumiała? Nie. Na pewno by nie zrozumiała. W końcu dla niej był tylko najemnikiem, prostym, głupim i bez serca. Nie był w stanie dłużej prowadzić tej rozmowy. Nie miała żadnego sensu. Ona nie zrozumie jego, a on nie pojmie jej. Trudno, nie o to w tym wszystkim chodziło. Lepiej było odpuścić. Po co marnować czas i energię na coś, co i tak było bezcelowe. Wstał i odwrócił się od dziewczyny. Nie miał zamiaru patrzeć jak płacze. Ruszył w stronę ogniska i leżących nieopodal pakunków. Chwilę w nich grzebał, ale ostatecznie nic nie wyjął. Musiał jednak coś poprzestawiać i to w jakimś celu, jednak dziewczyna nie mogła mieć pojęcia co i dlaczego. Potem bez słowa pewnym krokiem ruszył do lasu i zniknął w gęstwinie tak szybko jak tylko mógł.
Minęły trzy godziny, słońce chyliło się już ku zachodowi. Wiatr był lekki i przyjemnie chłodny. Liście na drzewach szumiały cicho tak jak wcześniej, a obozowisko wydawało się tonąć w zieloności. Gdzieś w oddali dało się słychać szelest, coś nadchodziło i robiło niemały hałas. W końcu pomiędzy drzewami dało się dostrzec sylwetkę zupełnie niepodobną do ludzkiej. Spomiędzy drzew wyłoniło się zwierzę ogromne i majestatyczne. Kładąc łapę za łapą ku obozowisku szła ogromna, czarna pantera. W pysku niosła młodą sarnę z przegryzionym gardłem. To ciągnące się za panterą ciało zwierzęcia robiło taki hałas, ocierając się o ściółkę. Pantera, która przybyła na polankę, musiała robić ogromne wrażenie. Przez gładką jak aksamit i czarną jak smoła sierść przebijały się mięśnie rozbudowane jak u kulturysty. Jej krok zdradzał opanowanie i pewność siebie. Nie było w niej strachu tylko majestat i przerażająca pewność, że jeśli ktokolwiek zbliży się do niej, może zaatakować. Podeszła do ogniska i wypluła przy nim zabitą sarnę. Potem wyszczerzyła się i warknęła ukazując białe i ostre zębiska. Zwróciła głowę w stronę siedzącej na polanie Mai i uczyniła ten sam gest.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość